Odcienie szarości (Wiki)  3.67/5 (12)

24 min. czytania

Darek siedział na kanapie wielkiego salonu, po brzegi wypełnionego ludźmi. Złoty trunek miękko sączył się do jego gardła. Rozluźniał, przynosił ukojenie. W nozdrza uderzał zapach kilkunastu pomieszanych ze sobą kobiecych perfum. Mocnych, nachalnych, niedyskretnych, ciężkich i narzucających się, jak same właścicielki. Rytmiczne techno dudniło z głośników, skutecznie zagłuszając wszelkie niepokojące myśli i problemy. Wszystko w jego życiu musiało dziać się teraz szybko i mocno. Żeby nie czuć za dużo, nie myśleć. Żyć chwilą, czerpać z każdej nadarzającej się okazji. Z każdej chętnej dupy.

Potrzebował zagłuszyć ból, omamić zmysły, zapomnieć. Dać pozory prawdziwego życia, wypełnić łoskotem wewnętrzną pustkę. Cisza oznaczała powracające myśli. Natrętne i przykre. Wciskające się w każdą szczelinę jego mózgu. Ale nauczył się już, jak sobie z tym radzić. Jak zabić w sobie czułego i wrażliwego mężczyznę, którym był kiedyś. Gardził takimi małostkowymi i tkliwymi facetami, a jednocześnie było mu ich żal. Już nigdy więcej nie da się zranić, nigdy więcej nikogo do siebie nie dopuści, nie zaufa. Będzie żył tylko dla siebie. Teraz on będzie burzył i mącił. Pokaże tym wszystkim szmatom, ile kosztuje chwila przyjemności.

Dlatego kochał imprezy – sens jego obecnego życia. Tylko wtedy czuł znowu wiatr w żaglach. Dawały mu wszystko, czego potrzebował. Wszechogarniający ruch, alkohol, kobiety. Piękne i łatwe – na wyciągniecie ręki. Kto by z tego nie korzystał? Bo ile jest warta lojalność w tym świecie? Zaufanie, oddanie. Istnieje jeszcze coś takiego? Bzdury. On wiedział swoje. Wiedział lepiej. Te wszystkie mężatki, narzeczone, cnotki i szukające pieprzenia jak powietrza, ciągłego potwierdzania własnej atrakcyjności – wygłodniałe singielki. Te młodziutkie lolitki – żywcem ściągnięte z teledysków, dla których dojrzały mężczyzna był jak wyzwanie, jak trofeum, o którym opowiada się potem w szkolnych toaletach. I te dojrzalsze, mające już wszystko, prócz dreszczu przygody, chcące jeszcze raz przeżyć magię pierwszego dotyku. Sprawdzające, czy w dalszym ciągu są pożądane. Wszystkie mówiły o wierności i zasadach, ale każdej miękły nogi, kiedy trochę nad nimi popracował. A był w tym dobry. W podchodach, spojrzeniach, gestach, oddechach i czarodziejskich słowach. Mistrz ściemy.

Na te najbardziej oporne potrzebował góra trzech miesięcy. Zdawał sobie sprawę, że mężczyzn jest mniej, a co druga kobieta pragnie udowodnić, że nie jest gorsza od tych z rozkładówek. Że też potrafi tak się napiąć i wypiąć, a nawet nadstawić język, połknąć i w ogóle full service, tak więc – duch łowcy, powoli w nim zamierał.

I tym razem zwierzyna sama pchała się w jego lepkie łapska. Kilka metrów przed nim wypinał się w jego stronę okrągły, soczysty, roznegliżowany tyłeczek Basi, dziewczyny jego kumpla. Zepsutej i bogatej smarkuli, której wszystko przychodziło z łatwością. Która miała wszystko zanim jeszcze nawet o tym pomyślała. Ta siksa go podrywała, nęciła, kusiła. Dyskretnie, z pełną świadomością swojej kobiecości.

Wiedziała, jak to zrobić. Niedawno skończona osiemnastka na karku, tysiące zaliczonych imprez, godziny wyleżane na solarium i litry wypitego alkoholu. Dla niej seks był dobrą zabawą. Rozrywką. Miłym spędzaniem czasu i relaksem po męczącym dniu. Ale również łechtaniem jej próżności. Szkoda tylko, że jej chłopak był taki mało tolerancyjny. Ale przecież teraz nie patrzył. Za to wpatrywał się on. Rozbierał ją wzrokiem. Lekko szklistymi od alkoholu i przymrużonymi oczami. Kochała być pożądana. Nie tylko przez tego jedynego, ale przez wszystkich. Potrzebowała dokarmiać rozwijającego się w niej i kwitnącego narcyza. Uwielbiała tę iskrę, atmosferę zakazu i pierwszy grzeszny dotyk. A wszystko to wśród ludzi, na niewidzących oczach tłumu. Podniecało ją to. Jego nachalne i bezczelne spojrzenie, ślizgające się po jej krągłościach. Przenikające przez materiał i obłapiające wręcz jej prężące się kształty.

Na początku w ogóle na niego nie patrzyła. Siedząc bokiem, założyła nogę na nogę. Krótka sukienka – niby zupełnie przypadkiem – podwinęła się jeszcze wyżej, ukazując koronki błyszczącego nylonu i biały, ściśle przylegający do jej łona skrawek materiału. Chciała dać mu przedstawienie, napawać się swoją kobiecą przewagą, poczuć, że ma go w garści. Widzieć, jak kręci się, dyskretnie poprawiając ułożenie coraz mocniej sterczącej męskość. Pragnęła udowodnić sobie, że ta jego Asia to może jej „skoczyć”, że przy niej jest niczym. Że ona może mieć każdego, jeśli tylko kiwnie palcem, lub po prostu da przyzwolenie.

Co miał zrobić, kiedy piękna małolata wypinała się przed nim, odsłaniając swoje wdzięki? Kto by nie patrzył na wiercący się tyłeczek? „Suka – pomyślał – ma faceta, który jest tu całkiem niedaleko, a tymczasem ona szczuje innych. Kamil to dureń. Biedny, ślepy dureń. Ufa tej szmacie, kocha ją, a ona wystawia tyłek, jak chętna suka. Swoją drogą niezła dupa…krągła, jędrna…”

– A ty na co się tak gapisz? – wyrwał go z tego zapatrzenia lodowaty głos Asi. Fuknęła na niego rozżalona, marszcząc brwi i nos. Lubił w niej tą małą furiatkę. Uwielbiał, kiedy kobiety się o niego kłóciły. Śmieszyło go to i dawało przewagę. Joanna była o niego okrutnie zazdrosna i oboje wiedzieli, że miała do tego powody. Sama nie rozumiała, czemu się na to godzi. Dlaczego toleruje jego wyskoki i udaje, że wierzy w jego tłumaczenia. Zazwyczaj kończyła jego wpadki dziką awanturą, po której i tak to ona przychodziła przepraszać, bo przecież tę awanturę wywołała. Tak czy inaczej, nie mogła liczyć na pierwszy krok z jego strony. Nie wytrzymywała jego milczenia, jego obojętności. A kiedy on po kolejnym wyskoku, po raz kolejny odwracał kota ogonem, wszystko wydawało się takie logiczne. Potrafił tak cudownie kłamać. Udawała, że w to wierzy, bo nie chciała tak oficjalnie dać mu wolnej ręki na wszystko. On taki biedny, skrzywdzony i niewinny. Jak mogła mu nie wierzyć? Przecież potrafił być dla niej taki czuły i miły. A jednocześnie w łóżku dawał jej to, czego potrzebowała. Umiał ją zeszmacić, poniżyć, potraktować jak przedmiot. Tylko tak mogła osiągnąć spełnienie, a on był przecież tylko mężczyzną. Gdzie znajdzie drugie takie połączenie czułości i dominacji? Taki zabójczy i trujący miks? Uzależnił ją od siebie. Zdawała sobie sprawę, że jej nie kochał, ale pożądał jej wielkich piersi i kształtnych ud, pełnych pośladków i suczego oddania w oczach. Wiedział, że ona mu na wszystko pozwoli i wszystko wybaczy. Gdzie znajdzie drugą taką? A przecież po każdym wyskoku dobrze jest wrócić do stałego, małżeńskiego portu.

Nawet nie pamiętał, jak i czemu się jej oświadczył. Chyba w jakimś romantycznym odruchu, kiedy emocje wyrwały mu się z pod kontroli. Kiedy rozczuliła go i dotarła do małego skrawka jeszcze żywej, pompującej rytmicznie krew tkanki jego organizmu. W tym momencie oświadczyny pasowały do nastroju… i stało się. To już rok. Cholerny rok. Czasem myślał, że gdyby Magda do niego teraz wróciła, rzuciłby wszystko. To pieprzone małżeństwo, te pozory szczęśliwego życia. Kochał ją jak wariat. Szalenie i wściekle zarazem, bo czasem też jej nienawidził. Nawet nie wiedział czemu odeszła. Ale był zbyt dumny by pytać, zbyt dumny by jej szukać.

– No na co się gapisz? – zasłaniając mu widok, żona dalej wymuszała odpowiedź.
– Na nic kotku, przecież siedzę tu grzecznie. Nic nie robię. O co ci chodzi? – dzielnie grał swoją kolejną rolę. Basia tymczasem zdążyła już obciągnąć sukienkę. Choć bardzo żałował, że nie obciągnęła czegoś innego. Miała takie pełne usta. Stworzone wręcz do tej roli… mmm… rozmarzył się.

– Jak to, o co mi chodzi? Gapisz się na tę dziwkę – syczała wściekle. Na tyle cicho, aby nie robić ogólnej sceny, bo było jej wstyd, ale też na tyle głośno, żeby główna zainteresowana usłyszała. Nie potrafiła nad sobą panować w takich chwilach. Miotana bezsilnością mogła tylko robić mu wyrzuty. Tylko biernie się przyglądać, bo przecież on i tak robił co chciał. Robił swoje. Nie grały w nim już żadne emocje. Żadne wyrzuty. Nie miał sumienia.

– Kotku, co ty wymyślasz? Masz obsesję. To gdzie mam patrzeć, w podłogę? – żartując przyciągnął Asię do siebie. Wiedział, jak działa na nią jego dotyk – a oddychać mogę? – przycisnął wzburzoną dziewczynę do siebie i zaczął całować po szyi.

– Widziałam – mówiła już z mniejszą ekscytacją – gapiłeś się na tyłek tej zdziry…

– Kretynka – przerwała jej Baśka, nie mogąc podarować tych wszystkich epitetów. Podeszła pewna siebie, z prowokująco wypiętym biustem – licz się ze słowami wywłoko – syknęła równie cicho. Przedstawienie musi przecież trwać.

– Ależ moje panie – w Darku obudził się dumny kogut – spokojnie, bo zaraz się pozabijacie –– nie to, że bym chętnie nie popatrzył – brnął coraz bardziej rozbawiony kobiecą potyczką – ale takie piękne kobiety… mogłybyście sobie zrobić krzywdę, a szkoda by było takiego towaru… – mówiąc to spojrzał w stronę do niedawna wypiętych pośladków i oblizał bezczelnie wargi. Rozbawił Baśkę tym gestem i zniwelował napięcie. Teraz wiedziała już na pewno, że go dostanie. Obrzuciła jego partnerkę pogardliwym spojrzeniem, zmierzyła od góry do dołu i odchodząc otarła się o jego ramię miękką wypukłością piersi.

Wiedziała, że to poczuł. Musiał poczuć, że nie ma stanika, że prawie wbił mu się w ramię, jej podniecony do granic sutek. Sztywny i gotowy na jego zachłanny dotyk rąk. Musiała chwilę odczekać i być ostrożniejsza. Wybrać bardziej dogodny moment i baczniej obserwować, czy ta pinda nie patrzy. Kamil podał jej kolejnego drinka i zajął się rozmową z kumplami.

Był cudownym chłopakiem. Idealnym kandydatem na męża. Przy nim czuła się bezpieczna i kochana. Z nim chciała ułożyć sobie życie. Był kilka lat starszy od niej, z nadzieją na wielką fortunę swoich rodziców. Ustawiony, inteligentny i przystojny. Dobra partia, jak mawiał jej ojciec. Tylko, że był tak irytująco… normalny. „Jak to strasznie brzmi” – myślała. Nawet nie bardzo mogła z nim o tym rozmawiać. Bo i co miałaby mu zarzucić. Że jest dobry i kochający? Że ją szanuje i traktuje jak damę? „Nawet w łóżku… kurwa!” – przekleństwo wymknęło jej się w myślach. Wkurzała ją sama świadomość, że on nie może się zdobyć na żaden wulgaryzm w łóżku. A nawet jeśli już się zmusił, to wyglądał z tym tak nienaturalnie i  był tym straszliwie skrępowany. Nie rozumiał, czego od niego oczekiwała. Gdyby też była taka jak on, byłoby prościej. Grzeczna i subtelna, jak jej matka – dama w każdym calu. Po kim ona to ma? Chciałaby być taka normalna, dobra, czysta i zwyczajna, jak wszyscy dookoła. Odczuwać seks zawsze tak, jak normalni ludzie. Pasowałaby wtedy do całej układanki i do Kamila – najlepszego studenta na roku. Wiedziała, że on będzie wyśmienitym architektem i mężem. Wszyscy mówili, że do siebie pasują. Widzieli w niej ciągle uśmiechniętą prymuskę z dobrego domu. A ona miała coraz większą ochotę, aby odkleić wreszcie ten uśmiech z twarzy i przestać się zastanawiać, czy komuś zrobi się wtedy przykro. Żyć wreszcie tak, żeby być sobą i nie musieć ciągle zasługiwać dobrym zachowaniem na czyjąś miłość i akceptację. Być sobą, móc pozwolić sobie na słabość i być kochaną bez względu na to. Czy znajdzie kiedyś kogoś takiego, kto będzie ją tak kochał?

Zawsze, kiedy próbowała go wtajemniczyć głębiej w swoje fantazje, bała się, że weźmie ją za wariatkę. Chorego dziwaka. Próbowała pozbyć się tych brudnych myśli, ale nie mogła wymazać z głowy rozgrzewających fantazji, które przychodziły, gdy już kładła się do łóżka. Które wdzierały się między nią a Kamila, tworząc coraz głębszą przepaść. Od dawna już tęskniła za mężczyzną, przy którym będzie mogła się zupełnie otworzyć i prosić go o wszystko, czego potrzebuje. A najlepiej otrzymywać bez proszenia. Żeby on sam wiedział, czytał w jej oczach i pragnął taki być takim, jakiego wymarzyła. Takim, jak mężczyźni z jej sennych majaków. Czasami, jej samej przed sobą było trudno się przyznać, czego by chciała, co ją podniecało i przyprawiało o drżenie. To było zbyt przerażające i zbyt krępujące. A im bardziej czuła się zawstydzona, tym bardziej tego chciała. Tym większą rozkosz przeżywała.

Śniła w ramionach Kamila wszystkie te swoje sprośnie fantazje, a on nie miał pojęcia, jakie sceny rozgrywały się w jej głowie, kiedy czule się z nią kochał. Była przerażona na samą myśl, że jej chłopak prawdopodobnie nie mógłby na nią nawet patrzeć, gdyby wiedział, jakie jest jej wnętrze. Mroczne, zatopione w snach o silnych, władczych mężczyznach i rozmaitych sposobach, w jakich mogli ją sobie brać i podporządkowywać. Przejmować nad nią kontrolę. Wchodzić w nią głęboko w rozmaitych sytuacjach. Najchętniej publicznie. Upokorzoną, onieśmieloną, zakłopotaną, zmieszaną, z dziwnie skrępowanym ciałem. Pieprzyć, ujeżdżać, jakby była brudnym zwierzęciem lub zabawką. Drażnić się z nią i rozkazywać. Umierała wtedy z rozkoszy.

Kiedy poznała swojego grzecznego chłopca, nie wiedziała, że najlepsza cecha jego charakteru – jego normalność – będzie jej tak przeszkadzała. Chociaż zawsze czuła, że to nie jest to. Że czegoś jej brakuje. Ale wtedy nie umiała tego nazwać ani sprecyzować.

Do chwili w której poznała tego mężczyznę. Nawet nie wiedziała, jak się nazywał. Był artystą i zawodowym fotografem. Poszukiwał fotomodelki. Atrakcyjnej, zadbanej, gotowej na wiele kobiety, dla której rozebranie się będzie wyzwaniem, a nie rutyną. Która jednocześnie byłaby zdecydowana i gotowa do spełnienia każdego jego polecenia. A ona właśnie taka była. Zaangażowała się w tę relację bez ograniczeń. On spełniał jej ukryte pragnienia i potrzeby w najbardziej wysublimowany sposób, a ona dawała mu się poniewierać. Jej ciało, umysł i wola stały się jego własnością. Nie płacił i nie oczekiwał zapłaty. Chciał, aby jej uległość była naturalna, wynikająca z predyspozycji. Żeby robiła to dla własnej przyjemności. Ta przygoda otworzyła w niej coś, czego nie była już w stanie zamknąć. Znajomość się skończyła, a ona czuła pustkę. Brakowało jej tego haju, który przy nim czuła. Tej nieustannej adrenaliny, tego zawrotu głowy.

A Kamil… tak bardzo się starał, ale nie mógł jej dać tego wszystkiego. To nie był jego świat, nie odczuwał tego zupełnie. A w tej grze fałszywe nuty czuje się szczególnie mocno. Po prostu coś nie gra, nie stroi. Są co prawda koncerty, ale bez owacji i bez bisów. Na samą myśl, że przy obecnym partnerze tak już będzie do końca życia, że ich orkiestra nigdy się nie dostroi, dostawała ataków depresji. Koleżanki jej nie rozumiały. Zazdrościły jej chłopaka i uważały za rozpieszczoną smarkulę, która nie potrafi docenić tego, co ma.

Za to Darek, ten zagadkowy mąż Joanny, wydawał się być podobny do jej artysty. Jej tajemniczego fotografa, pokątnego kochanka, na którego wpadła przypadkiem na jednej z wystaw. Który przykuł ją wzrokiem, zawładnął snami i o nic jej nigdy nie pytał. Odgadywał każde pragnienie i robił z nią, co chciał, a to diabelsko ją kręciło. Ściągnął ją do swojej pracowni. Powoli odkrył każdą najskrytszą myśl, każde wstydliwe, ukrywane przed światem pragnienie. Upokarzał na jej własne życzenie. Wprawiał jej ciało w drżenie, głaskał, muskał, pieścił, wyuzdanie i długo. Zapadała się przy nim w siebie i ożywała na nowo, tylko dla niego. Jako jego niewolnica, wyuzdana dziwka i suka. Miała wrażenie, że Kamil nie miał pojęcia, jakie rzeczy można robić z ludzkim ciałem.

A Daro? Była piekielnie ciekawa. W jego oczach widziała obietnicę. Kobiety mówiły o nim różne rzeczy, ale też ostrzegały.

Poszła w najciemniejszy kąt salonu, w miejsce, w którym pokój przechodził w kuchnię. Oparła się prowokująco o barek i rozglądała po sali, szukając jego oczu. Wypięła rozkoszną pupę w stronę pustej przestrzeni. Nagle poczuła dwie silne dłonie ściskające jej pośladki. Uniosła się na palcach i niemo otwarła usta. Ciepło, miękkość jego jedwabnej koszuli i ten zniewalający zapach. Wiedziała. To był on. Poddała się tej nagłej pieszczocie bez protestu. Temu zagarnięciu, zaanektowaniu jej prywatnego terenu, zdobyciu bez pytania i bez mrugnięcia okiem. To właśnie kochała w starszych facetach. Wyczucie, improwizację, pewność siebie. Tę bezczelność, graniczącą z chamstwem i prostactwem. Po prostu wziął ją sobie. Przylgnął do niej całym ciałem. Błyskawicznie, zanim zdążyła zaprotestować, jego dłonie wjechały pod spódniczkę, gładząc i ściskając wyprężone pośladki. Obmacywał ją pomimo obecności tych wszystkich ludzi na sali.

– Przestań, zobaczą nas – poprosiła, trzymając fason. Nie dawała po sobie nic poznać. Tylko on czuł jej szalone tętno i przyspieszający oddech. Chciała go mieć, ale nie aż tak otwarcie. A właściwie czemu nie? To było tak szalenie niebezpieczne, podniecające. Czuła, że serce zaczyna jej walić jak oszalałe.
– Uspokój się – wyszeptał wprost do jej ucha. Ciepłe powietrze na karku, wilgotna końcówka języka błądząca po jej szyi, muskająca skrawek ucha. Jej zmysły zaczynały szaleć – musiałabyś się ze mną naszarpać, wtedy by zobaczyli.

– Stój tak – warknął, wiedząc, że będzie posłuszna. Takie dziwki zawsze były. Momentalnie znalazł się pod blatem baru, schowany przed resztą imprezowiczów.

Basia poczuła, że wrasta w ziemię. Ten niesamowity facet, ogier z opowieści jej koleżanek, bohater jej snów na jawie, a jednak nieznajomy, siedział teraz pod ladą i najwyraźniej zaglądał jej pod sukienkę. Rozłożyła szerzej nogi. Czekała z niepokojem i narastającym mrowieniem, przebierając palcami po ladzie. Przedłużające się oczekiwanie generowało napięcie. Obrzuciła spojrzeniem salon, sprawdzając, czy aby nikt nie widział całego incydentu, czy nikt nie patrzył w ich stronę i poczuła to.

Elektryzujący dotyk jego dłoni na swojej łydce. Coraz wyżej, coraz bardziej nieuchronnie brnęła do góry po cieniutkim nylonie. Dalej i dalej, sącząc przyjemność. Zaraz tam dotrze, muśnie. Obce palce dotkną jej kobiecości. Zagłębią się w nią na oczach tych wszystkich ludzi, a ona mu na to pozwoli.

Ciepło rozlewało się po jej ciele, nogi zaczynały drżeć, oczy schowały się samoistnie pod powiekami. Dotarł tam. Ścisnął delikatnie, a za chwilę mocniej. Odsłonił materiał i patrzył. Rozchylił jej płatki, takie otwarte teraz dla niego, że mógł prawie zajrzeć do środka. Ociekające i nabrzmiałe. Czuła się obserwowana i obnażona, jak mysz w pułapce. Naciągnął jej wydatne wargi. Mocno i szeroko. Uwielbiała to.

– Basiu chodź do nas, co tam tak stoisz, jak posąg? – zagaiła kumpelka.
Język na łechtaczce, sam koniec, wilgotny, drażniący, muskający…

–… odpoczywam – wydukała z bijącym sercem – zaraz przyjjj…dę – mocnym szarpnięciem spuścił jej majtki w dół. Wstyd, zażenowanie, podniecenie. Naga wypięta pupa, podczas gdy inni są tak blisko. Wypięta, jak dupka niegrzecznej dziewczynki, pokornie gotowa do przyjęcia razów. Jego nos wciśnięty w jej szparkę. Gorąco, duszno, mokro. Rozkosz płynąca z jej lędźwi. Zakręciło jej się w głowie. Czuła, jak płonie jej twarz. Miała wrażenie, że wszyscy na nią patrzą, że widzą jej zakłopotanie i wiedzą, co tam się wyprawia pod stołem.

– Źle się czujesz? – nie dawała za wygraną koleżanka.

Spuszczone majtki na udach. Palce wwiercające się w jej zakazany otworek, zaciśnięty punkcik rozkoszy… Szaleństwo… I nagle koniec. Jak to? Teraz, kiedy była tak blisko spełnienia? Oszołomiona nie potrafiła zebrać myśli, Czas się na chwilę zatrzymał, a pokój zawirował.

Po chwili, już z innego miejsca salonu, usłyszała głośno zadane pytanie:
– Kamil mogę skorzystać z twojego Internetu i odebrać pocztę? – zagaił Darek – mam coś pilnego.

– Jasne stary. Pokój na piętrze. Po schodach do góry i w prawo – wskazał mu kierunek i wrócił do pozostałych gości, zatapiając się w głośnej muzyce i rozbawionym tłumie.

Darek wszedł do pustego pokoju kumpla. Liczył trochę na to, że ta kotka w rui mu nie odpuść i przybiegnie tu za nim. Wpadnie w jego sidła i sama się w nich ugotuje.

Czekał też na e–mail od Kasi. Był strasznie ciekaw, czy ta internetowa cizia zmięknie w końcu pod wpływem jego gładkich słówek i da się namówić na spotkanie. Ech, mężatki były jego specjalnością. Wyrafinowane, zdecydowane, ale tez trochę znudzone i zblazowane. Najgorsze były dziewice. Takie to się później za człowiekiem ciągnęły i były z nimi tylko problemy. Te sobie zdecydowanie odpuszczał. Traktował po ojcowsku. Ewentualnie wymacał w jakimś ciemnym kącie i puszczał wolno, z klapsem na pożegnanie.

– Może skończyłbyś to, co zacząłeś? – wytrąciła go z rozmyślań Basia. Rozjuszona i drżąca z pożądania, stała wyzywająco w świetle otwartych drzwi, oparta o framugę  – nieładnie tak odchodzić przed finałem – mówiła odważnie, wręcz żądając, jak od podwładnego. Wściekła, że nie dał jej orgazmu, do którego w czasach emancypacji miała pełne prawo, a on wręcz obowiązek jej go dać. Rozsierdzona, że śmiał ją tak zostawić, że tak się nią zabawił, teraz oczekiwała zadość uczynienia.

– Mało Ci szmato? – czekał na reakcję. Wkurzy się na te ostre słowa czy nie? Wyjdzie urażona, trzaskając drzwiami, czy też da mu przyzwolenie na wszystko? Do której grupy się zalicza? Odpowiedziała mu tylko cisza i spuszczone spojrzenie. A więc wszystko jasne.

– Podejdź tu – wyciągnął do niej rękę z udawaną łagodnością, prawie jak z łaską, która jest grzecznością króli. Podeszła wolno, majestatycznie, stawiając z gracją każdy krok. Jeszcze dumna, nieposkromiona.

– Uklęknij – powiedział tak zwyczajnie, jakby prosił o kanapkę.

Basia bez protestu wykonała polecenie. Poczuła, że to jest wreszcie to, czego tak długo szukała. Miała nadzieję, że wreszcie z nim to przeżyje. Klęczała przed nim i już teraz wiedziała, że ten mały gest pozbawił ją godności. Że zdradziła się ze swoją uległością. Darek chwycił mocno jej podbródek i spojrzał prosto w oczy.

– Przyszłaś się tu pieprzyć? – kontynuował prawie szeptem swoją szaradę – chcesz, żebym cię pierdolił jak tanią dziwkę? – zabolało ją to i podnieciło jednocześnie. Takie otwarte obnażenie jej emocji, takie odarcie z pozorów. Jawne pokazanie, że jest warta tyle, co zwykła ulicznica. Może mniej, bo przecież nawet jej nie zapłaci.

– Chcesz tego – ciągnął dalej – potrzebujesz, widzę to. Wiem, czego pragniesz maleńka – chciała się wyrwać, ale trzymał mocno. Słysząc tylko ciszę, puścił ją i wrócił do ekranu monitora. Nic na siłę. Ona musi się ukorzyć i sama przyznać do swoich pragnień. Powiedzieć, że tego chce. Uwielbiał je łamać. Te dumne lale, które i tak zawsze wracały. A im gorzej je traktował, tym były milsze i bardziej podporządkowane.

Basia klęczała zdezorientowana, roztrzęsiona taką grą w otwarte karty z tym, w sumie nieznajomym mężczyzną, który zdawał się dokładnie wiedzieć, jak należy ją potraktować. Było jej wstyd, ale przecież tego właśnie chciała. Tego nie mógł dać jej Kamil.

– Więc jak? – zapytał w ogóle na nią nie patrząc. Jakby go nie interesowała ta półnaga, piękna, młoda kobieta – decyduj się i nie marnuj mojego czasu.

– Tak – bąknęła cicho, speszona i zdeprymowana tym, że się przyznała.

– Co kurwa „tak”? – znalazł się przy niej błyskawicznie. Chwycił całą dłonią za włosy, mocno zwijając je w pięści z tyłu głowy. Przyciągnął do siebie i jednocześnie pociągnął do tyłu, zmuszając do wypięcia pulsujących piersi i odsłonięcia nagiej szyi. Zadrżała. Taka unieruchomiona, wyeksponowana, zdana na jego wszędobylski wzrok. Klęczała obnażona, licząc sekundy do wysunięcia napiętych półkul z opinającego je mocno materiału.

 – Mów całym zdaniem, jak pytam – szepnął i przejechał po jej policzku mokrym, gorącym językiem. Cały czas trzymając ją sztywno, w żelaznym uścisku, obleśnie wpakował jego koniec do ucha. Drażnił jej najczulsze punkty, rozpalał. Czuła jego gorący oddech na skórze. Oszałamiający zapach wody kolońskiej. Jęknęła.

– Powiedz, że tego wieczora pokornie spełnisz wszystkie moje zachcianki, że będziesz dziś moim posłusznym kurwiszonem. Uległą dziwką.

– Zrobię wszystko, co zechcesz – odpowiedziała łapiąc powietrze, głodna jego brudnych słów, siły i przewagi, jaką jej okazywał.

– Rozbierz się – rzucił beznamiętnie i odwrócił się znowu w stronę monitora.
Te słowa uderzyły w nią i wbiły w podłogę jak pocisk. Klęczała zamurowana. Uwolniona z jego uścisku, myślała, że wreszcie zacznie się dziać, a tu… Jak to się rozebrać? Tak bezceremonialnie, jak u lekarza? Myślała, że zedrze z niej ubranie, weźmie całą omdlałą… ale jednocześnie ten rozkaz ja podniecił. Chciała poleceń i komend. Łaknęła ich jak wody na pustyni. Wymyślnych i świńskich. Potrzebowała tego. Chciała być najlepsza, a najlepsze są posłuszne.

– Nie będę powtarzał. Suka ma być naga. Rozbierz się albo się wynoś – warknął.
Nikt jeszcze tak jej nie potraktował. Aż tak szorstko, aż tak beznamiętnie. Ale czuła, że tego właśnie chciała, że cała drży przy tym władczym mężczyźnie, że płonie, spragniona kolejnych obelg. Już była w jego władaniu. Wiedziała, że on będzie potrafił ją upokorzyć. Zdusić jej wolę samodzielnego istnienia. Spęta i zabije na małą chwilę – pozbawiając urwanego oddechu.

Przemogła się. W końcu striptiz jest sztuką, tylko czemu on nie patrzy? Powoli uniosła kawałek sukienki, odsłaniając coraz większy fragment uda. Zakołysała ponętnie biodrami…

– Co robisz dziwko? – zaśmiał się szyderczo, patrząc jak próbuje wyjść z tego z twarzą, jak nadrabia miną.

– Nie tak. Zrób to szybko, bez tych ceregieli – mówił z pogardą w oczach – rozbierz się zanim policzę do trzech albo natychmiast wyrzucę cię za drzwi – skończył kategorycznie i skupił na niej cała uwagę.

– Jeden… – wiele już nie myśląc, natychmiast chwyciła sukienkę i przeciągnęła przez głowę. Czuła jak napinały się jej piersi, kiedy w pośpiechu wysoko uniosła ręce. Musiał czekać na tę chwilę. Delektować się sterczącymi sutkami. Nagą kobietą, która na ułamek sekundy miała tak wysoko zadartą sukienkę i zasłoniętą twarz. Na ten ułamek, w którym była całkowicie bezbronna i obnażona. Wiedziała, że on patrzy, jak kołysały się jej  piersi, kiedy rzucała materiał na ziemię. Była taka podporządkowana, wykonując tę komendę na czas. I taka obdarta z godności, nie mogąc zaprezentować swojego ciała w ładnej pozycji.

– Dwa… – liczył dalej z uśmieszkiem wyższości na twarzy.

Chwyciła za majtki i ściągnęła w dół, cały czas czując jego bacznie obserwujący wzrok, na kołyszących się w rytm dramatycznych ruchów dwóch półkul. Na wypiętym tyłku. Rzuciła mokre majtki na podłogę.

– Trzy… – udało jej się. Stała teraz przed nim zupełnie naga, pozbawiona wszelkiej osłony. W bieliźnie jest łatwiej, można coś zatuszować, ukryć. Można kokietować, ale tak… była naga a on całkowicie ubrany. Jak więźniarka na przesłuchaniu. Oglądana i oceniana, jak zwierze na wystawie. Czuła się zażenowana i pożądana jednocześnie. Jego przewaga była miażdżąca, w końcu do niczego jej nie zmuszał, nawet nie krzyknął, a ona i tak spełniała jego rozkazy.

– Dobrze moja mała, posłuszna kurewko – wbijał w nią wzrok, zatrzymując się na wilgotnej, wygolonej cipce.

– Posłuszeństwo, rozumiesz? Od tej chwili masz wykonywać wszystko bez mrugnięcia okiem albo tak jak stoisz, wylądujesz na korytarzu. Rozumiesz? – stanął przy niej blisko, chwytając całą dłonią za zgrabną pierś. Pisnęła.

– Nie słyszę… – zasyczał.

– Zrób ze mną wszystko… – stała tak naga, naprężona, prawie na baczność, z piersiami strzelającymi w jego stronę. Obnażona i odarta z godności.
– Niby co? – obchodził ją dookoła i drażnił się z nią dalej. Napawał jej bezradnością, nagością.

– Wszystko na co masz ochotę. Każde twoje pragnienie.

– Rączki za głowę. Odwróć się i wypnij do mnie. Pokaż mi wszystkie swoje kurewskie otworki. Czekaj. Mów. Proś – widział, jak wstyd i zażenowanie maluje się na jej twarzy, jak walczy o utrzymanie równowagi. Pochyliła się, wypinając śliczną pupę.

– Wbij się we mnie, proszę, już, wślizgnij bez oporów i rżnij do utraty tchu…. błagam… Chcę żebyś mnie brał, posuwał, rżnął. Gdzie chcesz i jak chcesz…

– Spuszczę ci się tam do środka… Lubisz tą lubieżną słodycz rozkoszy?

– Nie… nie do środka…

– Nie? Czy ja słyszę nie? – chwycił ją, szarpnął i przycisnął całą siłą do zimnej ściany, kilka centymetrów od drzwi – a więc wychodzisz suko?

– Nie, nie, błagam…

– Chcę ci się tam spuścić, rozumiesz? Pokaż mi jaka jesteś gorąca w środku… Powiedz, kim chcesz dla mnie być? – szeptał do ucha.

Gdyby ktoś teraz wszedł, gdyby Kamil ją taką zobaczył… Znienawidziłby do końca życia…

– Chcę być twoim kurwiszonem, dziwką i suką… – od tak dawna tęskniła za taką falą rozkoszy, która przelewała się teraz przez jej ciało. Za takim facetem. Za tą dawką perwersji. Mieszanką strachu i podniecenia. Za tą siłą, ukrytą w każdym jego mięśniu, w każdym skrawku jego spojrzenia. Za tym złym blaskiem pożądliwości w oczach. „A może z nim… może to właśnie ten, na którego czekam, może z nim wreszcie się odnajdę?”

– Dobrze mała, właśnie tak będzie, taką cię lubię: lubieżną ladacznicę. Klękaj. Otwórz buzię. Szeroko. Dobrze, nie zamykaj. Wpuścisz mnie do samego końca.

Wyjął go. Naprężony członek wyskoczył z rozpiętego rozporka. Przejechał nim po jej policzku, otwartych wargach. Czuła jego zapach, wilgoć, pragnęła go. Chciała, aby wsunął go jak najgłębiej, aby pieprzył jej usta, jak cipkę. Posuwał niczym pusty otwór, traktował przedmiotowo. Oto błagała go oczami, każdym skrawkiem napiętego i rozgrzanego pożądaniem ciała. Wtuliła się w jego nogi. Przylgnęła twardymi sutkami do dżinsowych spodni. Patrzyła na niego z dołu z uwielbieniem, niczym na boga. Był taki wysoki, cudownie męski. Całkowicie ubrany, oprócz tego jednego słodkiego fragmentu, którego pragnęła z całej siły. Chciała się wreszcie poczuć brana, zobaczyć grymas rozkoszy na jego twarzy. Dostrzec, jak daje mu satysfakcję. Zatracić się w jego podnieceniu. W szybkich ruchach. Pragnęła, żeby zrobił sobie nią dobrze. Chciała być źródłem tej rozkoszy.

– Nogi szerzej, ręce z tyłu – wykonała polecenie bez wahania – przerżnę cię pod tą ścianą szmato. – Czuła się jeszcze bardziej zniewolona i oddana.
Wsadził go powoli do samego końca. Głęboko. Nie zakrztusiła się. Lubiła to uczucie wypełnienia, pełnego poddaństwa. Przytrzymał ją za głowę i zastygł, patrząc na jej bezradność. Na sucze, oddane, wpatrzone w niego oczy. Na powoli wyciekającą ślinę, płynącą strużką po policzku.

– O tak moja kapryśna, dumna Basiu… Wyglądasz pięknie, teraz cię czuję. Patrz na mnie – nie wyjmując go mówił dalej – wystaw język. Liż – odpłynął.
Odchylił głowę do tyłu i jęknął. Poczuła własną ślinę na piersiach. Smak upodlenia. Jego górowanie nad nią. Wstyd, że przed chwilką była najlepszą partią na przyjęciu, a teraz lepi się od własnej śliny, z jego kutasem głęboko w ustach. To uczucie się w niej rozlewało, napełniało rozkoszą. Była na granicy. Czekała tylko, aż znowu dotknie ją tam, w najczulszym miejscu jej ciała.

– Jesteś cudowna skarbie, cudowna – to mówiąc poklepał ją po policzku, dokładnie czując własnego penisa pod dłonią

– Lubisz takie policzkowanie? – wyjął penisa z jej ust.
– Otwórz, otwórz… Nie zamykaj – zanurzył jądra w jej ślicznych ustach – ssij moja śliczna dziwko – mówiąc to poruszał coraz energiczniej członkiem.
– O tak, tak… ooo… – biała, lepka ciecz oblepiła jej całą twarz i włosy.

„Ta suka pewnie szybko się nie upora z tym nieładem i bałaganem na twarzy” – pomyślał. Odepchnął ją. Upadła na podłogę. Leżała osłupiała, gdy on tymczasem podniósł jej majtki z podłogi. Przerażona drżała, łapiąc kolejny oddech. Patrzyła jednocześnie ze zgrozą, jak Darek mościł biały fragment w kieszonce koszuli niczym lubieżne trofeum, które rażąco kontrastowało z czernią jego koszuli. Nie dało się go nie zauważyć. Nie rozumiała, co się stało, czemu wychodził, dlaczego znowu tak ją zostawiał, na samej krawędzi, przecież była tak blisko. Czy zrobiła coś nie tak? Darek nie mógł być aż tak skończonym chamem i bydlakiem. Taką podłą świnią. A przecież ją ostrzegano…

Zostawił ją taką, podnieconą, upodloną i oklejoną spermą. Będąc już w drzwiach spojrzał na nią z pogardą raz jeszcze.

– Dziwka… – zimnym głosem rzucił to jedno słowo i wyszedł na korytarz.

– Hej stary, coś ci długo zajęło z tym kompem – zahaczył go wesoło, idący w jego stronę Kamil – już szedłem ci pomóc… ej, coś ci tu wystaje – niczego nie podejrzewając, rozbawiony swoją spostrzegawczością, wskazał na jego nową butonierkę. I zanim Darek zdążył zaprotestować – a może właściwie nie chciał protestować – Kamil pociągnął za sterczący materiał i zamarł

– Majtki? Nieźle balujecie tu z Asią, co?

– No… – powiedział bez przekonania – właśnie, z Asią… Heh stary… słuchaj, jakby ci to powiedzieć, uważaj na tą swoją Barbarę… – dodał z przekąsem.

– O co ci chodzi? Co ty sugerujesz?

– Sugerowałbym większą ostrożność… jest taka ładna i… taka… no hm… napalona…
– Przestań Darek, zaczynasz mnie wkurzać. Urżnąłeś się czy co?

– No… – uśmiechając się lubieżnie, przyłożył biały skrawek do nosa – miodzio… – ocenił, podając mu nieszczęsny kawałek materiału.

– Poznajesz…? – spojrzał wymownie na otwarte drzwi jego pokoju komputerowego i nie dodając już nic, zostawił osłupiałego mężczyznę samego…

Zszedł na dół i wplątał się w rozbawiony gwar. Nie było go może jakieś dwadzieścia minut, ale czujny wzrok żony natychmiast wyłowił tę przerwę. Widziała, jak schodził z góry. Zauważyła też, że Basi również nie ma od pewnego czasu. Była bystra. Umiała kojarzyć fakty. Nie mogła powstrzymać łez.

Spojrzał w jej szkliste oczy. Wiedział, że źle ją traktował i w głębi duszy nie chciał jej ranić. Była dobrą kobietą. Nie zasługiwała na to. Ale on już inaczej nie potrafił. Zdrada stała się integralną częścią jego osobowości. Wciągała jak nałóg i niszczyła. Był jak skaleczone zwierze, które czasem po prostu biegnie na oślep, raniąc po drodze innych. Skrzywdzone i nie ufające już ludziom.

– Gdzie byłeś? – pytała rozżalona.

– Nigdzie – warknął, zupełnie na nią nie patrząc.

– Byłeś z nią…

– Uspokój się kobieto, nie rób scen – przerwał szorstko jej skomlenie. Nie mógł teraz słuchać tego świdrującego, zaborczego głosu, który prawie wiercił mu dziurę w mózgu, który ciągle się o coś czepiał i ciągle czegoś od niego chciał. Zakładał mu smycz na szyję, opinał i zaciskał się coraz ciaśniej, niczym bluszcz. Dusił się. Brakowało mu powietrza – przeglądałem pocztę u Kamila na kompie – mówił trochę poirytowany całym śledztwem, ale też dziwnie wypluty z emocji. Ujął w obie dłonie jej kruchą, śliczną twarz i mocno pocałował.

– Życie to gówno Asia, zwykłe gówno, chłam… Spaliłbym ten cały świat…

– Co się stało, Darek… – podbiegła za nim, bo zaczął oddalać się w stronę drzwi. Teraz faktycznie się o niego zaniepokoiła. Widziała, że jest już nieco wstawiony. Rozogniony i nieobecny.

– Darek… – bała się, że znowu dopadają go zmienne nastroje, te złe dni podczas których nie wpuszczał jej do swojego świata. Zamykał się tak, że nie mogła do niego dotrzeć. Był wtedy nieobliczalny. Wpadał ze skrajności w skrajność. Potrafił być szalony, tryskający energią, żeby za chwilę lodowato na nią spojrzeć, wyjść i jechać swoim Hummerem bez celu, przed siebie. Znała te wszystkie wahania bardzo dobrze i strasznie ich nie lubiła. Nie mogła nic na to poradzić. Zawsze czuła się wtedy winna, choć nie miała powodu. Miała ogromną ochotę rzucić mu się do kolan i przepraszać, mimo iż nie wiedziała za co, byle tylko wrócił mu dobry nastrój. Wiedziała, że go nie zatrzyma, że w takich chwilach musiał być sam i to jeszcze bardziej ją raniło.

– Darek! – krzyknęła, łykając kolejną łzę. Była rozdarta między złością na niego i strachem, że go utraci. Ranił ją, ale nie potrafiła przestać go kochać. Nie potrafiła żyć bez tej toksycznej, dziwnej, pokręconej miłości.

– Będzie dobrze Asiu, jesteś moim aniołem. Zaraz wrócę… – odpowiedział bez przekonania – wracaj na imprezę maleńka, jest już zimno.

Wyszedł. Latarnie odbijały się w dużych kałużach. Wiatr chłodził jego rozpalone myśli, a wieczorna cisza dudniła nieprzyjemnie w głowie. Zrobił wielki łyk wina z butelki, którą niósł w ręce. Nie czuł nic, zupełnie nic. Było mu wszystko jedno. Gdyby mógł, skończyłby ze sobą teraz. Nagle stanął. Zobaczył ją… Magdę. Kobieta szła w jego stronę. Serce stanęło mu na chwilę i nie mogło ruszyć. To ona… nie, nie ona. Cienie i noc zakpiły z jego zbolałej duszy mściciela. Majaki zrobiły psikusa jego udręczonemu jestestwu. Tylko mu się wydawało.

Zresztą…, co za różnica? To już siedem lat, jak się rozstali. Żal i złość wrosły głęboko w jego serce. Nasączyły je żółcią i od tamtego dnia, codziennie umierała jakaś jego cząstka.

A jeśli serce to już tylko mięsień?

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Porządna dawka chamstwa, goryczy i życiowych przemyśleń. Ponadto dobrze opisane emocje, ale mi najbardziej spodobał się kontrast charakterów – doświadczonego uwodziciela-sukinsyna i małolaty, której zachciało się zabawy w uległość. Pokazałaś, że jest to ciężki kawałek chleba i można się nieźle przejechać. No i na dodatek jeszcze naiwna Asia… miodzio.

Zostawiasz czytelnikom wolną interpretację co do przyczyn zgorzknienia głównego bohatera. Co strasznego zrobiła mu tajemnicza Magda? Zdrada? Mało. Skoro byli razem, to raczej nie gwałt. Opisujesz to jako długotrwały proces, co jeszcze bardziej pobudza ciekawość. Mimo, że swoje niestety przeżyłem, trudno jest mi wyobrazić sobie coś na tyle okrutnego, żeby wywarło aż taki wpływ na czyjejś psychice. Być może jestem zbyt gruboskórny, bo przecież wszystko zależy od charakteru ;p

Paco dziękuję za komentarz, który trafnie zobrazował, co poeta miał na myśli.
Co do jego drugiej części – nie jesteś gruboskórny, tylko normalny, a może nigdy tak nie kochałeś i nigdy nikt tak bardzo Cię nie dotknął? Lub może po prostu bohater jest nadwrażliwym życiowo mężczyzną? Zwyczajnie słabym facetem? Skłaniam się ku drugiemu rozwiązaniu.

Czasem odejście osoby, która była całym światem, burzy jego podwaliny i łamie system wartości i wiarę w ludzi.

Dobry wieczór,

skuszony interesującą ilustracją z ochotą zasiadłem do czytelniczej uczty. Od stołu odszedłem wszakże z ambiwalentnymi odczuciami. Początek dobry, kreacja postaci, zarys ich charakterów – udany (choć Asia i Basia trochę jednak zbyt podobne – dwie uległe suczki, jedna godzi się z pomiataniem, bo chyba to lubi, druga łaknie pomiatania, bo chyba to lubi). Końcówka też niezła – pokazuje Darka jako prawdziwego skurwiela. Ręce aż same chciały się układać do klaskania.

Efekt psuje środkowa część tekstu – toporny podryw, a potem zwyczajne, prostackie chamstwo, zamiast wysublimowanej gry dominacji i uległości. Nie tego się niestety spodziewałem i nie tego pragnąłem skosztować. Główny bohater zachował się jak tępy dres, a nie jak pokiereszowany przez życie weteran miłosnych rozgrywek. Spodziewałem się nieco uromantycznionego seksoholika wypełniającego kolejnymi zdradami wewnętrzną pustkę. Dostałem tępego buraka. Kompozycyjny zgrzyt, pozostawił trudne do ukojenia poczucie, że nie otrzymałem tego, co mi obiecano.

Gdyby trochę inaczej napisać środek – mogłaby być perełka. A tak – trochę stracona szansa.

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Witaj Megasie. Rozumie, że Twoje oczekiwania rozminęło się z moimi zamiarami, ale te ostatnie odczytałeś bezbłędnie. Nic dodać, nic ująć.

No i ponownie apeluję: Wiki, czas na Twoje nowe, pachnące świeżością teksty, prosto z literackiego pieca!

Pozdrawiam
M.A.

No tak. Basia i Asia to typologiczne niemal bliźniaczki.
Chamskie wykorzystanie – takie miało być. Bez subtelnych gierek. Ale to jakie motywacje ma Darek, zachowując się w taki sposób w końcówce tekstu…nie zrozumiałem. Wygląda to jak szybko skończony tekst, bo "najważniejsze już było". Końcówka jest niezgrabna.
I ten styl… barokowe, ociekające przesadnymi przymiotnikami "śliczne usta, zaciśnięty punkcik rozkoszy, wszędobylski wzrok" a to wszystko tak słodko, że aż mdli. To infantylny styl, który z tekstu na tekst zaczyna coraz bardziej irytować.
Wiki pisze jakby robiła ksero – te same śliczne jak lalki Barbie bohaterki ulegają tym samym chamom, którzy dużo mówią w trakcie seksu. Po przeczytaniu dwóch odpowiadań bezbłędnie można przewidzieć treść następnego. Nuda.

Brawo!
I epatowanie "luksusem".Dobrze,ze choć tego "Hammera"na Hummera poprawiłaś(chyba,że to były nocne moje przywidzenia).
Ale już mi wstyd,bo nie lubię krytykować.

Końcówka: mężczyzna uważa kobiety za szmaty – albo odchodzą, albo zdradzają, wszystkie są takie same. Mści się na każdej przedstawicielce rodu, która w jego mniemaniu postępuje niemoralnie. Zemsta nie przynosi jednak ukojenia. Pustka jest jeszcze głębsza, a tęsknota za utraconą miłością jeszcze większa.

Basia, Asia, Kasia – jeden pies – jedna z wielu – żadna nie będzie Magdą.

Najwidoczniej nie opisałam tego zbyt dobrze, skoro muszę tłumaczyć.

Napisz komentarz