Visual D.A. 5118 (MRT_Greg)  3.21/5 (13)

33 min. czytania

Grafika autorstwa MRT_Grega, publikacja za zgodą Autora

Winda zjeżdżała powoli, co pozwoliło stojącym wewnątrz przyglądać się, jak wielki Bi–Folter ląduje w pobliżu wieżowca. Był dużo większy od standardowych folterów, które zazwyczaj cumowały przy wysokim niemal na pół mili maszcie portowym, skąd pasażerowie dostawali się do niższych budynków. Skonstruowany kilkadziesiąt lat wcześniej obiekt powoli stawał się zabytkiem, gdy okazało się, że wielu prywatnych przedsiębiorców stać na własny statek. Maszt przeżywał zatem swoją drugą młodość. I choć wielu uważało, że folter jest zbyt niebezpiecznym pojazdem i trwały prace nad innymi, bezpieczniejszymi jednostkami, do tej pory nie wymyślono nic, co mogłoby zastąpić dotychczasową flotę. Do czasu aż na scenie pojawił się nikomu nieznany Bardam–Sun, który, wykorzystując starą technologię, zbudował statek, łącząc w nim elementy standardowego foltera z małym lądownikiem. Potężny fotowoltaiczny płat nośny zastąpiono czterema, które niczym skrzydła żuka, potrafiły rozłożyć się, potrajając niemalże szerokość jednostki.

Oczywiście w ślad za zwiększoną wydajnością poszły i inne unowocześnienia. Bi–Folter prócz tego, że mógł zabrać nie, jak dotychczasowe statki, stu dwudziestu, ale trzystu sześćdziesięciu pasażerów, goszcząc ich na dwóch poziomach przestronnych pokładów, to jeszcze poszybować dużo wyżej i dalej. Znalazł się tam nawet salonik, gdzie znużeni podróżą mogli skorzystać z barku czy rozprostować kości. W czasie inauguracji odbył się tam bal, w którym uczestniczyło stu specjalnie wyselekcjonowanych i zaproszonych na tę okazję gości.

Lady–Ti nie było na tej liście, co jednak nie przeszkodziło jej wkręcić się na imprezę. Jej zabiegi o podniesienie statusu swojej rodziny wiązały się często z usługami, które dla każdego praworządnego cywila Atlantorum były nie do pomyślenia. Jednak rodzina Ti znana była z konszachtów z najwyższymi w statusie, a sam ojciec Lady nieraz bywał na audiencjach u Ka–Dorów.

Zmrużyła oczy, gdy Bi–Folter obrócił się tyłem do wieżowca, prezentując w całej okazałości swe skrzydła. Feeria barw wypełniła maleńkie pomieszczenie windy. Jej pasażerowie, przysłaniając oczy, obserwowali, jak jednostka zmienia kąt nachylania, wznosząc dziób ostro w górę. Potężne dysze hamujące wzbiły podczas lądowania tumany pustynnego kurzu, który uniósł się aż do najwyższych pięter wieżowca. Tylko przedziały pasażerskie nie zmieniły swego położenia, bujając się jak w kołyskach, przystosowały do nowego układu. Po chwili z wnętrz wieżowca, kilka pięter niżej, wysunął się przezroczysty rękaw i połączył z włazem statku. Tamtędy pasażerowie dostawali się do budynku, nie będąc narażonymi na choćby chwilowy kontakt z nieprzyjazną atmosferą.

Lady–Ti odwróciła się w kierunku wnętrza atrium. Biegnące przez całą wysokość wieżowca, odsłaniało misterną konstrukcję, na której wspierało się łącznie sto czterdzieści pięter mieszkalnych, czterdzieści dwa piętra hotelowe, trzy dwupoziomowe sale bankietowe i blisko dwadzieścia pięć poziomów biurowych. W jego podziemiach znajdowały się dodatkowo baseny oraz centra rozrywki. Cała budowla stanowiła równocześnie jedną z czterech masywnych podpór wielkiej hali olimpijskiej, zawieszonej dwieście metrów nad powierzchnią planety. Wysoka na kilkanaście metrów była zdolna pomieścić blisko sto tysięcy widzów i niemal drugie tyle pracowników, obsługujących to wielkie założenie.

Winda zatrzymała się z lekkim dociskiem. Pasażerowie poczuli, jak uginają się pod nimi kolana, lecz nieprzyjemne wrażenie zaraz zniknęło. Powoli wychodzili z wnętrza. Lady wyszła na końcu, pociągając za skórzaną smycz. Drobna postać okryta błękitnym płaszczem, dotychczas przycupnięta w rogu windy, podążyła na czworakach za swoją panią. Szczelnie okryta odzieniem, odsłaniała tylko szczupłe dłonie i metalowe bransoletki na nadgarstkach.

Lady niespiesznie skierowała się w stronę sektora dla zawodników. Skłębiony tłum rozsunął się na boki, przepuszczając kobietę, z zaciekawieniem spoglądając na towarzyszącego jej niewolnika. Ten i ów usiłował odsłonić materiał skrywający jego ciało, lecz srogi wyraz jego pani z powrotem ustawiał do pionu każdego ciekawskiego.

Lady przecisnęła się przez wąskie przejście, skąd udała się do maszyny zgłoszeń. Jej tusza sprawiała, że niekiedy musiała przystawać, by odsapnąć. Dzięki temu podążający za nią niewolnik również miał chwilę na odpoczynek.

W końcu dotarli na miejsce. Lady wpisała swoje dane, a następnie dane niewolnika. Z otworu u dołu maszyny wysunęła się niebieska plakietka, którą schowała do małej kieszonki ukrytej między obfitymi piersiami. Po chwili zza przepierzenia wyszedł Closer. Rozbawionym spojrzeniem zmierzył stojącą naprzeciw niego matronę. Lady prychnęła gniewnie, po czym odsłoniła siedzącą za nią postać. Podała mężczyźnie smycz, odwróciła się na pięcie i wyszła z pomieszczenia, uwodzicielsko, jak sądziła, kołysząc biodrami. Mężczyzna skrzywił się z niesmakiem, lecz przyzwyczajony do takich sytuacji wolał zachować uwagi dla siebie. Jakiekolwiek jednak zasady stosowała Lady–Ti, od tej pory niewolnik był zawodnikiem, a jako taki, nie mógł być traktowany gorzej niż reszta jego przeciwników. Closer nachylił się i odpiął smycz. Przy okazji musnął ciało skryte pod odzieniem, sądząc, że osobnik zareaguje. Jednak ten nadal kucał, a tylko unoszący się materiał potwierdzał, że pod spodem jest żywa istota. Closer przesunął się w bok, przepuszczając niewolnika, po czym zasunął zasłonę i udał się do wejścia dla zawodników. Przyłożył dłoń do niewielkiego panelu z boku otworu i po chwili półprzezroczysta tafla odizolowała go od stłoczonej na zewnątrz ciżby. Odetchnął z ulgą. Dzień ledwie się zaczął, a on już powoli miał dość.

Przez chwilę spoglądał na zasłonę, za którą zniknął ostatni zawodnik. Kusiło go, by zajrzeć do środka, lecz nie miał tyle odwagi, by zaryzykować. Nieraz bowiem słyszał o możnych, którzy ukryci pod skromnymi habitami, zgłaszali się do zawodów. Wolał nie narażać się na takie przypadkowe spotkanie. A nuż był to jeden z Ka–Dorów. W takim przypadku, poznając tajemnicę nieznajomego, równie dobrze mógłby skoczyć na główkę z jednej z platform masztu portowego. Śmierć byłaby na pewno znacznie przyjemniejsza od tortur, jakie by go w przeciwnym wypadku spotkały.

Szybkim krokiem przeszedł do panelu zawiadowczego. Wprowadził dane zawodników i udał się na upragniony spoczynek. Reszta należała do innych.

– Lady–Ti – młody tsun skłonił się nisko przed kobietą, po czym wskazał jej wejście do loży.

Kobieta przeszła obok niego, po drodze, niezauważalnym ruchem wciskając do ręki tamtego garść talizmanów. Podkupiony pracownik nie miał większych problemów z umieszczeniem Lady na liście pozostałych członków loży. Kobieta przez chwilę stała w przejściu, lustrując wnętrze. Było tam tylko pięć miękkich foteli, na oparciu każdego z nich połyskiwało błękitem nazwisko osoby zajmującej miejsce. Była pierwsza, co pozwoliło jej odczytać wszystkie napisy. Z zadowoleniem przyjęła fakt, że obok niej w loży zasiądą osoby z wysokich elit. Oglądanie wspólnie z nimi zawodów przyniesie jej wiele korzyści. Oczyma wyobraźni widziała już otwierające się przed nią, niedostępne dotychczas, drzwi oraz znajomości, dzięki którym jej status mógł skoczyć nawet o pięć poziomów w górę.

Zajęła miejsce w fotelu i pozwoliła obsłużyć się kolejnemu tsunowi. Najwyraźniej był najniżej w hierarchii pracowników, gdyż nie miał odwagi nawet na nią spojrzeć. Nisko schylony postawił przed kobietą tacę z napojami oraz wykwintną przekąskę. Wycofał się tak szybko i niezauważenie, jak się pojawił.

Lady zwróciła spojrzenie na stadion. Widok zapierał dech w piersiach. Wielką aulę przykrywała półprzezroczysta, jednolita kopuła, przepuszczająca wystarczająco światła, by rozjaśnić wnętrze stadionu, na tyle jednak przyciemniona, by mordercze promienie nie porażały zarówno zawodników, jak i widowni. Co prawda loże miały dodatkowe zabezpieczenia, jednak konstruktorzy wzięli pod uwagę wygodę każdego użytkownika.

Lady rozejrzała się po bokach. Tłum powoli zapełniał widownię. Finał mistrzostw miał mieć spektakularne zakończenie. Dotychczasowe zawody ograniczały się jedynie do standardowych konkurencji, rodem z zamierzchłych czasów.

Lady nieraz czytała o starożytnych Grekach, którzy bez żadnego odzienia, prezentując swe wysportowane ciała, zmierzali się z przeciwnikami. Współczesne jej mistrzostwa prawie niczym się nie różniły, prócz faktu, że odbywały się w zamkniętej przestrzeni, a na niezliczonych ekranach można było obserwować nie tylko pojedynczych zawodników, co nawet każdy milimetr ich ciał. Pamiętała, jak za pierwszym razem ukradkiem, by siedzący obok niej nie domyślili się jej poczynań, kierowała kamerę na intymne części ciała zawodników. Z rumieńcami na twarzy przyglądała się męskim fallusom, nierzadko we wzwodzie i, przełykając napływającą do ust ślinę, starała się zapamiętać każdy szczegół, by potem w zaciszu swojej alkowy odtwarzać go w pamięci, zawzięcie się masturbując. A było na co popatrzeć. Podobnie zresztą jak reszta widzów, miała swoje typy, które obdarowywała punktami. Nierzadko zdarzało się, że zawodnik z odległej, szesnastej pozycji miał więcej punktów niż zwycięzca zawodów. I choć nie wpływało to na wynik, to jednak miało swoje odbicie w późniejszym statusie zawodnika.

Kobieta drgnęła, gdy usłyszała skrzypnięcie za sobą.

– Lady Ti? – głęboki baryton nie pozostawiał złudzeń co do właściciela głosu. Poczuła, jak przez jej ciało przepływa fala gorąca. Wstała i ukłoniwszy się nisko, wyszeptała.

– Bardam–Sun. To zaszczyt dla mnie.

Nie mogła sobie wymarzyć lepszej sytuacji. Sam na sam z tym mężczyzną! Bardam–Sun zasiadał na czele rady nadzorczej Bi–Foltera i miał status S9, co oznaczało, że wraz z kolejnym awansem dostąpi zaszczytu bycia Ka–Dor. Elita elit. Raj na ziemi. Już samo wspólne oglądanie zawodów sprawiało, że jej status wzrośnie co najmniej o pięć punktów a tym samym znajdzie się na poziomie Sun.

Tymczasem mężczyzna odebrał obecność kobiety wręcz odwrotnie. Znacznie niższa statusem mogła odebrać mu szansę na szybki awans. Niemniej Bardam nie należał do ludzi, którzy nie potrafią ze złej sytuacji wyciągnąć dla siebie odpowiednich korzyści. A Lady–Ti nie była tylko zwykłą Ti. Córka właściciela kopalni była smakowitym kąskiem dla każdego oligarchy. I choć jej uroda już jakiś czas temu nieco przygasła, nadal była gorącą kobietą, o czym krążyło wiele plotek.

Bardam–Sun po kolei podchodził do foteli i dotykając niewielkiego przycisku ponad napisami, gasił je, zostawiając tylko swój i Lady.

– Cóż, Lady. Wychodzi na to, że będzie nam dane we dwoje kibicować zawodnikom.

– Bardam… – reszta słów uwięzła Lady w gardle. Ugięły się pod nią kolana i musiała oprzeć się o fotel, by nie zauważył jej rosnącego podniecenia. Rumieniec na twarzy rozpełzł się na szyję i biust, a następnie pomknął w dół, sprawiając, że jej muślinowe majteczki w jednej chwili przemokły. Ciężko oddychając, ponownie się ukłoniła. Jednak mężczyzna był już przy niej. Wyciągnął dłoń i niemal siłą zmusił, by spojrzała mu w oczy. W źrenicach kobiety odczytał podniecenie. Sięgnął ku jej piersiom i bez słowa zgniótł je w swoich łapskach.

– To będzie niezapomniany wieczór – wydyszał do jej ucha.

Kilka minut później, gdy czerwona kula palącego słońca znikała za horyzontem, a Lady–Ti, z rozłożonymi szeroko nogami na podłokietnikach fotela, awansowała na status T5, panoramiczna kopuła, przykrywająca stadion rozbłysła milionami świetlnych punktów, rozświetlając trybuny wokół głównej areny. Lecz w samym jej centrum panowały ciemności i tylko drobne błyski świadczyły o znajdujących się tam zawodnikach. Czterdziestu uczestników, ustawionych w kręgu tyłem do siebie, oczekiwało na rozpoczęcie konkurencji, która miała zmienić oblicze igrzysk i na stałe zapisać się w historii miasta. Stojący pośrodku Closer–Sun informował zawodników o zasadach gry. W rzeczywistości każdy z nich znał je na pamięć, na długo przed rozpoczęciem olimpiady. Gdy tylko pośrodku areny rozbłysnął na krótko czerwony snop światła, szperacz na szczycie kopuły wyłowił pierwszego z zawodników, topiąc go w swym blasku. Wraz z ukazaniem postaci, na ekranach wyświetliło się jego przybrane na czas zawodów imię. Widzowie w lożach mogli przybliżyć obraz i delektować się bogactwem ubioru, jak i samym zawodnikiem.

Pierwszego z nich, wysokiego i muskularnego mężczyznę o ciemnej karnacji, spowijała biało–złota szata, spływająca niczym serpentyna od szyi po łydki. W wysokich butach połyskiwały srebrne kółka, takie same, jakie otaczały jego rękawice. Tegoż koloru maska zasłaniała oczy i fragment czoła zawodnika. W kilku punktach na ciele znajdowały się ciemne klamry na gwiazdy. U pasa przytroczony miał cały arsenał własnych, pobłyskujących złotą barwą. Zarówno kolor ubrania, jak i bogactwo dodatków świadczyć mogły o wysokim statusie zawodnika, jednak na czas gry pozostawał on anonimowy, a widzowie mogli jedynie domyślać się jego pozycji w społeczeństwie.

Światło szperacza przesunęło się na kobietę, stojącą obok. Szarfy po jej bokach stanowiły, prócz niewielkiej przepaski na biodrach, jedyne chroniące ją odzienie. Poza tym była naga, jeśli nie liczyć płaskich, błękitnych trzewików, takiegoż koloru rękawic i maski zakrywającej jej oczy. Kolor gwiazd był adekwatny do koloru jej ubioru.

Kolejne postacie wyłaniały się z mroku. Zielony, obcisły kostium tak ściśle przylegał do jednej z zawodniczek, że widzowie zasiadający w lożach jak zahipnotyzowani wpatrywali się w odciśnięte w materiale niewielkie piersi dziewczyny zakończone sterczącymi brodawkami. Oczywiście kamery dokładnie zlustrowały też i jej doskonale wyeksponowane wargi sromowe. W przeciwieństwie do innych zawodników maska skrywała połowę jej twarzy, od lewego ucha po nos.

Na samym końcu światło szperacza zatrzymało się na niewielkiej postaci siedzącej w kucki. Gdyby w tym momencie Lady–Ti nie była tak zajęta wciąganiem nabrzmiałego członka Bardama do swoich ust, zapewne uśmiechałaby się od ucha do ucha i, rozglądając wokół siebie, oczekiwała na poklask. Na całe jednak szczęście dla ostatniego osobnika na arenie, Lady–Ti była zajęta czymś zupełnie innym.

Postać wstała i odrzuciła skrywający ją dotąd płaszcz. Delikatny szmer przebiegł po trybunach. Ta zawodniczka nie kryła swojego statusu. Pokrywające jej twarz tatuaże dobitnie świadczyły, że należy ona do najniższej warstwy społecznej, bowiem żaden szanujący się obywatel miasta nie zeszpeciłby swego ciała rysunkami. Lecz prawdziwym powodem, dla którego część widzów już w tym momencie wbijała pierwsze punkty, był wyraz twarzy niewolnicy. Hardy i odważny wzrok przesuwał się po otoczeniu. Bez zażenowania odkrywała sekrety swego ciała pokryte falistymi wzorami. Spinające ją pasy, przytroczone do stalowych kółeczek nadawały jej agresywny wygląd, podobnie jak zgolona na łyso głowa i tkwiące gdzieniegdzie kolczyki. Tylko ciemne klamry na gwiazdy przeciwników psuły całość wyglądu. W szerokim pasie wokół bioder tkwiły jej gwiazdy. Były czarne. Jak noc, która zaległa poza stadionem.

Zabrzmiał gong. Zgasły reflektory na trybunach. Światło za to skupiło się na arenie, gdzie zawodnicy przechodzili na swoje miejsca startowe. Z boku wielkiego sześcianu, u góry którego znajdowała się loża Ka–Dor oderwały się srebrzyste płyty i zaczęły wirować wokół stadionu. Ich nieregularny ruch nie ograniczał się do jednej płaszczyzny. Co chwila któraś z płyt unosiła się, inna opadała, lub wręcz po skosie mknęła ku górze, niemal aż pod samą kopułę. Od czasu do czasu któraś z nich prześlizgiwała się tuż obok trybun.

Delikatny syk poniżej stadionu informował o rozłożeniu siatki, zabezpieczającej przed upadkiem na dno areny. Zawodnicy wskoczyli na platformy.

Początkowo przemieszczały się one na tyle daleko od siebie, by stojący na nich zawodnicy mogli przyzwyczaić się do ich ruchu. Widać było, że kilkoro z nich ćwiczyło wcześniej, reszta z trudem utrzymywała równowagę. Najgorzej radziła sobie, spięta pasami dziewczyna. Kilka razy zachwiała się i byłaby spadła, tak że wkrótce przycupnęła na platformie. Biegnąca wokół jej płyty linia podświetliła się na czerwono, równocześnie dał się słyszeć wibrujący alarm. Mimo, że w zasadach nie było mowy o pozycji zawodnika, uznano, że młoda niewolnica musi nauczyć się utrzymać równowagę w pionie. Skrzywiła się i wyciągnąwszy ku górze piąstkę, wyprostowała dwa skrajne palce. Na jej tablicy ubyło punktów. Wulgarne gesty były dopuszczalne, jednak na samym początku nie spodobały się wielu widzom.

W ostatnim momencie dojrzała czerwoną gwiazdkę nadlatującą od strony niskiego mężczyzny w uniformie przypominającym sieć rybacką. Wygięła swe ciało w tył, skręcając lekko tułów. Pocisk skierowany na jej bark przeleciał z wizgiem tuż obok ucha. Zaraz potem usłyszała cichy trzask, gdy gwiazdka rozsypała się w drobny mak. W tym samym momencie przy pasie mężczyzny pojawiła się kolejna. Dziewczyna pokiwała ze zrozumieniem głową. Ilość nietrafiających gwiazdek najwyraźniej była nieskończona. Tego nie było w informacji, którą kilka minut wcześniej podawał Closer–Sun.

– Kim jest ta dziewczyna? – ukryty w loży Ka–Dorów, najmłodszy syn władcy państwa, wskazał na chyboczącą na platformie niewolnicę.

Kapłan przybliżył obraz i wybrał informacje o zawodniku. Przez chwilę przebiegał palcami po ekranie. W końcu pojawiły się dane ukryte dla zwykłego obserwatora.

– D.A. Wystawiona przez Lady–Ti. Dwadzieścia pięć lat. Status P2 – zwięzła odpowiedź nie wystarczyła Desterowi Ka–Dor.

– P2? Czy to nie status buntowników?

– Tak, panie. D.A. jest córką zmarłego jakiś czas temu Dun–Suna.

Dester zmarszczył brwi. Skądś znał to imię. Widząc pytającą minę swego pana, kapłan pospiesznie wyszukał kolejne informacje o pochodzeniu niewolnicy.

– Dun–Sun. Właściciel kopalni fortanium, na zachodnich rubieżach państwa. Trzydzieści lat temu posiadał monopol na wydobycie tego pierwiastka. Był jednym z bogatszych przedstawicieli Atlantoru i bywał na salonach twego ojca, panie. Jednak kilka lat później, z nieznanych nikomu powodów, poślubił Ann–Ti, zwykłą mieszczkę z o wiele niższym statusem. To sprawiło, że sam został zdegradowany. Nie będąc na wysokiej pozycji, utracił prawa do zarządzania kopalniami, więc przeniesiono go do biur Atlantoru. To mu się nie spodobało. Z pomocą zaufanych mu ludzi wszczął bunt, którego kulminacją był globalny strajk pracowników kopalń. Za udowodnione mu czyny został skazany na trzy lata pracy w Folter Industry, na stanowisku sypacza. Uciekł jednak z konwoju i ukrywał się przez kolejne lata, aż któregoś razu został rozpoznany w wieżowcu Ka–Dor, schwytany i osadzony w celi, oczekiwał na egzekucję. Nie wiadomo, co robił w budynku, ani z kim się spotkał. Dopiero piętnaście lat po jego śmierci dowiedzieliśmy się, że w czasie banicji spotykał się regularnie z Ann–Ti. Wydziedziczona przez ojca za związek ze zdrajcą, kobieta urodziła córkę, którą oddała pod opiekę swej siostrze, Lady–Ti. Ta jednak, zamiast traktować ją jak członka rodziny, uczyniła ją swoją niewolnicą. W myśl zasad Atlantoru miała do tego pełne prawo. Każdy potomek buntownika traktowany jest jako służący i może być używany przez jego właściciela, jakkolwiek mu się podoba. Może nawet zostać uśmiercony, a właściciel nie poniesie za to żadnych konsekwencji.

– Chcesz mi powiedzieć, że mamy na arenie buntowniczkę? – Dester zerwał się z fotela i zbliżył do okna.

Weneckie lustro skrywało wnętrze loży przed niepożądanymi spojrzeniami z zewnątrz.

– Córkę buntownika, panie…

– Ale nie wiesz, czym zajmowała się przez pierwsze piętnaście lat?

Kapłan umilkł speszony.

– Dowiedz się, co robiła, z kim się spotykała, jakie ma możliwości. Jaki ma numer buta, wzrost, wagę i kolor majtek. O ile je czasem nosi. Masz wiedzieć o niej wszystko! I to przed zakończeniem zawodów!

Kapłan skłonił się nisko i pospiesznie wyszedł z loży. Przez kilka chwil Dester przebywał sam w pokoju, w pewnym momencie poczuł ciepły powiew na plecach. Odwrócił się. Młoda tsunka stała ze spuszczoną głową w rogu pomieszczenia. Jej ciało okrywała półprzezroczysta tunika, spod której przezierały maleńkie piersi. Skrzyżowanymi rękoma ukrywała widok na swoją kobiecość. Dester uśmiechnął się zadowolony. Znany z tego, że gustował tylko w dziewicach, miał nadzieję, że na czas zawodów przygotowano mu kilka dziewcząt. Usiadł wygodnie z powrotem w fotelu i rozsunął poły płaszcza, gestem przywołując służkę. Tym przysunęła się do niego, klękła i wzięła do ust twardniejącego powoli członka mężczyzny. Dester zamknął oczy, rozkoszując się chwilą.

Zabrzmiał pojedynczy gong. Platformy zaczęły zbliżać się do siebie, a stojący na nich zawodnicy przybrali pozycje do ataku. W powietrzu zamigotały gwiazdki. Wiele z nich nie trafiło, jednak kilka dosięgło ciał swych ofiar. Trafiony w goleń mężczyzna z blizną przecinającą jego policzek, zachwiał się na moment, po czym uderzony ponownie w bark, przewrócił na platformę. Odsłaniając plecy, naraził się na finalny rzut, momentalnie wykorzystany przez jednego z zawodników. Szeroka na niemal całe plecy turkusowa gwiazda wylądowała na swym miejscu, całkowicie obezwładniając zawodnika. Właścicielka pocisku w triumfem wzniosła ręce ku górze. Po tym akcie przez kilkanaście sekund była neutralna, co pozwoliło jej zająć dobrą pozycję do dalszych ataków.

Przesuwająca się w pobliżu D.A. uważnie obserwowała cała akcję. Zrozumiała zasady działania gwiazd. Małymi, przeznaczonymi do unieruchamiania członków zawodnika, można było rzucać, gdyż znalazłszy się w pobliżu celu były przyciągane przez magnesy znajdujące się w opinających ciała zawodników uprzężach. Duże należało docisnąć do pleców. Małe gwiazdki unieruchamiały na jakiś czas. To sprawiało, że wielu konkurentów borykało się zarówno z utrzymaniem równowagi i miało ograniczone pole manewru. Duża eliminowała zawodnika na stałe.

Wyjęła jedną ze swoich i od niechcenia rzuciła w kierunku mężczyzny oddalonego o kilka platform. Ze zdziwieniem zauważyła, że nie dostrzegł pocisku i ugodzony w lewe ramię stracił czucie w ręce. Biała gwiazdka wypadła z jego dłoni. Odwrócił się wściekły i poszukał wzrokiem napastnika. D.A. była jednak daleko, dodatkowo skryta za kilkoma innymi zawodnikami. Rzucając spojrzeniem we wszystkie strony szybko przeliczyła gwiazdki Zostało jej czternaście. Czyli po trafieniu gwiazdka nie odradzała się w arsenale. Ale co się dzieje, gdy minie czas unieruchomienia? Czy to przywróci jej brakujący pocisk?

Lawirując między uczestnikami, unikała nadlatujących gwiazdek, gdy wtem poczuła szarpnięcie. Prawa noga od pasa po kolano zesztywniała. Zaskoczona skonstatowała, że nie czuje swojego uda. W miejscy ciemnej klamry tkwiła biała gwiazdka. Stojący kilkanaście metrów dalej i dwie platformy niżej napastnik, wyszczerzył zęby w zjadliwym grymasie. Pokiwał jej ręką, po czym odpłynął w dół.

Przyjęła reprymendę. Jednak ucieszyło ją, że napastnik zamiast dobić ją kolejnymi rzutami postanowił zabawić się z niewolnicą. Drugi raz ci się nie dam – pomyślała, przygotowując się do ataku. Podążając za napastnikiem uchylała się przed innymi pociskami. Jednak niebezpieczeństwo nadeszło z zupełnie nieoczekiwanej strony. Z góry spłynęła kolejna platforma, na której stał masywny, czarny wojownik. Jego pomarańczowe gwiazdki spadły na ramiona D.A. Niczym szmaciana lalka ledwo zdążyła uchylić się przed wielką gwiazdą, którą zamierzał przytroczyć do jej pleców. O włos uniknęła przegranej, tylko dlatego, że w porę zauważyła ruch. Mężczyzna okręcił się na pięcie i rzucił kolejną porcję gwiazdek w kierunku innej ofiary. W tym momencie dotarł do dziewczyny sens konkurencji. Nie chodziło bynajmniej o polowanie na jednego zawodnika. Tutaj każdy mógł być ofiarą i należało uważnie przyglądać się całej scenerii.

Kilka chwil później, uciekając przed gradem kolorowych pocisków, poczuła jak odzyskuje władzę w rękach, a w następnej chwili dołączyła do gry. W niespełna kwadrans dwanaście jej gwiazdek dotarło do celu, unieruchamiając członki kilku zawodników i zawodniczek. Atak na tę samą płeć został przez konkurentki potraktowany jako afront i postanowiły się zemścić. Co jednak okazało się korzystne, gdyż na tablicy D.A. pojawiło się kilkadziesiąt kolejnych punktów. Widzowie zachwycili się niekonwencjonalną grą młodej niewolnicy. Umykając przed gradem pocisków w jednej chwili znalazła się oko w oko z niedoszłym oprawcą. Zostały jej trzy gwiazdki i umiejętnie z nich skorzystała, unieruchamiając jego barki. Bez możliwości ataku przepłynął obok zwrócony twarzą w jej kierunku. Nie mogła przyczepić swojej dużej gwiazdy do jego pleców, jednak nawet mając taką możliwość, nie zamierzała kończyć zabawy. Postanowiła podroczyć się z mężczyzną, nim zdobędzie główne przyłożenie.

– Bardam. Jesteś nienasycony – wydyszała Lady–Ti, odpoczywając na szezlongu. Mężczyzna, podobnie jak i ona, zupełnie pozbawiony odzienia siedział tuż obok niej, przesuwając dłonią po mokrym od jej soków penisie. Lekko zwiotczały, ponownie budził się do życia, w czym zapewne pomagał mu widok wygolonego krocza, które Lady eksponowała bez zażenowania. Sama zresztą miała nadal ochotę na rżnięcie. Tak to nazywała. Rżnięcie. Walenie. Wulgarne słowa sprawiały, że jej ciało poddawało się magii zbliżenia. Przesunęła dłonią po szczelince, wpychając palec do środka. Odchyliła głowę do tyłu, czując jak dłoń Bardama ląduje na jej pipce. Cofnęła dłoń, pozwalając mężczyźnie na wniknięcie. Najpierw jeden palec, a potem kolejne, aż w końcu z niedowierzaniem poczuła, jak cała jego dłoń znika w jej wnętrzu. Spojrzała w dół i, dostrzegłszy to, postanowiła nabić się głębiej. Gdy niemal całe przedramię mężczyzny zagłębiło się w jej pochwie, objęła go udami i przysunęła się do jego twarzy. Gorący oddech mężczyzny przez chwilę łaskotał jej szyję. Po chwili, spleceni językami, sturlali się na podłogę. Bardam wyjął z niej dłoń. Jego członek pulsował boleśnie, więc niewiele myśląc, czym prędzej wbił się w kobietę aż po jądra, ryknął przy tym, a Lady zawtórowała mu wysokim głosem. Przygniótł ją do podłogi i jął posuwać, nie zawracając sobie głowy jej krzykami. Zaparła się dłońmi o nogi mebla, rozłożyła szeroko uda i przyjmowała go w sobie, jakby chciała, by przebił ją na wylot. Pragnęła poczuć go tak głęboko, jak to tylko było możliwe.

Zajęta mężczyzną zupełnie nie zwracała uwagi na to, co dzieje się na arenie. Tam zaś szalała piękna, młoda kobieta. W jednej chwili uchyliła się do tyłu, tworząc niby mostek, lecz nie podpierając się rękoma. Fala kolorowych gwiazdek tuż nad nią rozsypała się w pył. W tym samym momencie czujne oko kamery zrobiło zbliżenie na wnętrze jej ud. Zaciśnięte wargi sromowe całkowicie wygolonego łona sprawiły, że momentalnie pogasły światła w lożach. Sprytny operator czym prędzej przeniósł obraz na główne ekrany. Mężczyźni na trybunach jęknęli w zachwycie, kobiety również poczuły falę podniecenia. Niejedna przyłożyła dłoń do majtek, czując, jakie robią się mokre.

Stojący na uboczu za przepierzeniem Closer–Sun zawzięcie masturbował się wpatrzony w zastopowany obrazek. Podniecenie odebrało mu zdolność jakiegokolwiek myślenia. Przybliżył twarz do monitora i przesunął językiem po ekranie. Wyobrażał sobie jak pachnie i smakuje ta dziewczyna. Długo nie musiał czekać. Jego mięśnie napięły się, członek spuchł i po chwili wystrzelił perłową fontanną. Zamknął oczy, przez chwilę przeżywając błogostan. Po chwil rozejrzał się nerwowo wokół siebie. Dostrzegł spływające po ścianie nasienie, szybko przetarł je połą płaszcza i ponownie rozejrzał się na boki. Usłyszawszy stłumiony jęk w pomieszczeniu obok, uśmiechnął się z satysfakcją. Nie został dostrzeżony, a ktoś inny również sprawił sobie przyjemność.

Dester Ka–Dor wytrzeszczył oczy na widok ponętnego ciała niewolnicy. Leżąca przed nim tsunka z rozłożonymi szeroko nogami odwróciła głowę i spojrzała na monitor. Widząc to samo, co jej gwałciciel, poczuła jak otwiera się szerzej. Dester wbił się w nią z całej siły, po czym wyjął zakrwawionego członka i uważnie mu się przyjrzał. Lecz widok na ekranie uznał za znacznie lepszy, niż zniewolone ciało dziewczyny leżącej na pulpicie. Wpatrzony w D.A. posuwał tsunkę, niepomny na jej jęki. Zacisnął dłonie na jej malutkich piersiach i zapomniawszy, gdzie się znajduje, czym prędzej zmierzał do finału. Dziewice neutralizowały jego ułomność. Dla Destera wystarczyło kilka pchnięć by osiągnąć orgazm, który wyczerpywał go do cna. Na drżących nogach osunął się na fotel i przymknął oczy. Tsunka zsunęła się ze stołu, okryła swe ciało tuniką i pospiesznie wyszła. Jej pan nie będzie już jej potrzebował. Już nigdy jej nie tknie, choć czuła, że po tym dniu zostanie jej pamiątka, z którą będzie musiała sobie wkrótce poradzić.

Tymczasem zawodników powoli ubywało. Wiele dużych gwiazd znalazło swe przeznaczenie na plecach konkurentów. Całkowicie wyeliminowani z gry, usunięci w kąt obserwowali spod przymrużonych powiek toczącą się na arenie walkę. Zostało tylko sześciu zawodników. Kobieta w błękitnej szacie, dziewczyna w zielonym obcisłym uniformie, młoda niewolnica, czarny mężczyzna, z unieruchomionymi wszystkimi kończynami, niski skośnooki wojownik z zamrożonymi nogami i wysoki mężczyzna w bieli. Tylko on i niewolnica byli całkowicie sprawni. Platformy wirowały szybciej, ich ruch był nawet mniej skoordynowany. Co chwila zerkali na tablicę wyników, na której pierwsze miejsce zajmował mężczyzna w bieli, kolejne dziewczyna w zielonym, zaś na samym końcu D.A. Jednak ilość gwiazdek nie przedkładała się na punkty. Tu wyraźnie dominowała niewolnica. Suma, jaka wyświetlała się na tablicy, była niebotyczna. Spojrzenia zawodników powędrowały do samej zainteresowanej, lecz ona nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Zdążyła zorientować się, że zdobywając przewagę punktową wcale nie musi wygrywać zawodów. Przychylność mieszkańców Atlantoru była znacznie lepszą nagrodą, co być może pozwoli jej wyrwać się z niewoli Lady–Ti.

Kobieta w błękicie zamachnęła się i rzuciła falę gwiazdek w kierunku, wydawało się, D.A. lecz te przemknęły w niewielkiej odległości obsypując gradem ciało skośnookiego zawodnika. W jednej chwili unieruchomiony, poczuł pęd powietrza z tyłu i w tym samym momencie biały mężczyzna przyłożył swą gwiazdę do jego pleców. Wyeliminowany zaświecił cały na biało. To oznaczało, że mimo pierwotnego trafienia przez kobietę, główne punkty przypisano białemu mężczyźnie. Kobieta w błękicie krzyknęła coś gniewnie, lecz zagłuszył ją ryk tysięcy gardeł. Skandowano imię białego.

– Sza–Da! Sza–Da! Sza–Da!

Lecz on nie zważał na to i pomknął w kierunku błękitnej, po drodze rzucając kilka gwiazdek w kierunku niewolnicy. Ta uchyliła się, a jej pociski powmknęły w kierunku dziewczyny w zielonym uniformie. Trafiły ją w nogi. Dziewczyna przewróciła się i spadła z platformy. Widzowie wstrzymali oddech. Wydawało się, że zaraz roztrzaska się o dno areny jednak niewidoczna siatka przyjęła miękko jej ciało. Została wyeliminowana, lecz dotknięcie pajęczyny oznaczało,  podobnie jak w kilku wcześniejszych przypadkach, że zdobyczne punkty zostały odliczone od zbioru D.A. Ta skrzywiła się z niechęcią. Jak do tej pory nie udało jej się nikogo wyeliminować. W gniewie rzuciła dwoma gwiazdkami w kierunku czarnego. Trafiony w skroń zachwiał się i runął w dół w kierunku siatki. Tłum zawył w złości, widząc, jak kolejne punkty znikają z tablicy D.A. Widzowie jednak, w przeciwieństwie do Ka–Dorów, postanowili zrewanżować się niewolnicy za widowisko, jakie im dostarczyła. Na jej konto wpłynęły setki punktów.

Walka miała się ku końcowi. Platformy zbliżył się do siebie, tak że zawodnicy mogli niemal dosięgnąć się dłońmi. Sza–Da i kobieta w błękicie byli na tym samym poziomie. D.A. spływała z góry, za wolno jednak, by wziąć udział w rozgrywce. Z rozpaczą przypatrywała się, jak Sza–Da ciska gwiazdki w kierunku kobiety, a następnie, po jej unieruchomieniu sięga ręką ku dużej gwieździe. Platforma D.A. przesunęła się ponad tę, na której stał mężczyzna, lecz choć teraz doskonale widziała jego plecy, była nadal za wysoko, by dosięgnąć celu. Ten, uważając w takim przypadku swoją pozycję za niezagrożoną, nachylił się nad platformą kobiety w błękicie i wyciągnął dłoń z gwiazdą w kierunku jej pleców.

D.A. zadziałała instynktownie. Postacie w lożach wpatrzyły się w oszołomieniu w rozgrywającą się scenę. Tłum powstał z miejsc. D.A. stanęła na krawędzi platformy, po czym skoczyła głową dół. W locie obróciła się i wyciągnąwszy swoją dużą gwiazdę, lekko przycisnęła do mijanych właśnie pleców Sza–Da. Ten zachwiał się i pchnął kobietę w błękicie. Spadła z platformy, a punkty zostały mu odliczone. W tym samym czasie D.A. spadła na platformę dwa poziomy niżej i przeturlała się na skraj. Nogi straciły oparcie. Zawisła, trzymając się cienkiej płyty, lecz ostre jej krawędzie nie pozwoliły jej się utrzymać. Runęła w dół. Zamknęła oczy czując pęd powietrza i w chwilę później wylądowała w pajęczynie. Jej ciało jednak, w przeciwieństwie do poprzednich, nie zostało unieruchomione. Ponieważ była ostatnią zawodniczką systemy neutralizacji zostały automatyczne wyłączone. Siatka naprężyła się, po czym wypchnęła ją z powrotem do góry. Poszybowała niemal pod samą kopułę, po czym miękko wylądowała na jednaj z kończących bieg płyt.

Stadion oszalał. Donośne brawa przerodziły się w huk nie do opisania. Nawet widzowie w lożach powstali ze swych miejsc. Skandowano jej imię. D.A. z bijącym sercem kucnęła, po czym, czując drżące kończyny, siadła i objęła twarz dłońmi. Rozpierała ją duma, lecz w rzeczywistości nie była psychicznie przygotowana na taki sukces. Zamrożony Sza–Da przepłynął obok niej w niewielkiej odległości. Jego oczy płonęły, lecz nie dopatrzyła się w nich gniewu.

– Kurwa mać! – Dester Ka–Dor zerwał się z fotela widząc ostatnią akcję.

Do pokoju wpadł przerażony kapłan.

– Co się stało, panie?

Ten zaś załapał sługę za odzienie, przysunął do swej twarzy i wysyczał przez zęby.

– Kto to jest! Mieliście się dowiedzieć przed zakończeniem zawodów?

– Ależ to nie ja, panie. To…

– Gówno mnie obchodzi, kto! Za godzinę odbędzie się inauguracja. Jeśli do tej pory nie będę mieć szczegółowych informacji, wylądujecie na pustyni.

Przerażony kapłan potaknął a następnie, puszczony przez możnego, czmychnął z pokoju. Dester złapał za dzban z winem, przechylił go do ust i łapczywie wypił resztę zawartości, czując jak słodkie strużki płyną mu po brodzie. Opróżnił naczynie i cisnął je w kąt.

– Nie wiem, kim jesteś suko, ale dowiem się i… zapłacisz mi za to! – przeklinając, wyszedł z pomieszczenia.

Tymczasem Lady–Ti z promiennym uśmiechem wpatrywała się w swoją niewolnicę, gdy ta zajmowała miejsce wśród pozostałych zawodników. Lady obciągnęła suknię, zakrywając zmaltretowane seksem ciało, po czym bez słowa wyszła z loży. Zwycięstwo D.A. było według jej uznania znacznie ważniejsze niż kontakt z Bardamem. Niewolnica swą grą dała Lady dużo więcej niż jakiekolwiek możliwości szefa Folter Industry.

Jednak Bardam ani myślał puścić tego afrontu płazem. W rzeczywistości, gówno go obchodziły zawody. Dając upust nagromadzonym w ostatnich dniach emocjom, zerżnął tę starą cipę, a teraz miał zamiar jeszcze raz ją wyruchać. I to tak, żeby poczuła to wyjątkowo dotkliwie. Wyciągnął z kieszeni spodni osobisty panel kontrolny, wybrał kilka znaków, po czym przyłożył urządzenie do monitora w pomieszczeniu. Ściągnął plik wideo. Zarejestrowana orgia zapisana została na osobistym dysku, a następnie przesłana do działu technicznego jego firmy. Tam pracownicy mieli usunąć postać Bardama, zaś na jego miejsce podstawić wybranego niewolnika. Lady–Ti miała słono zapłacić za swoją wyniosłość i bezczelność.

W czasie, gdy Bardam realizował swoją intrygę, Lady–Ti statecznym krokiem zmierzała do pomieszczeń dla zawodników. Choć inauguracja miała się wkrótce rozpocząć, zamierzała pojawić się wcześniej, by przywłaszczyć sobie dokonania niewolnicy. W końcu D.A. występowała w jej imieniu.

Niczym podstępny wąż wślizgnęła się do pokoju zawodników. Stojący tam zebrani gratulowali młodej niewolnicy. Czarny wojownik przytulił ją nawet do siebie.

– Nie przejmuj się ujemnymi punktami – szepnął jej na ucho – dla mnie jesteś prawdziwą bohaterką.

D.A. nie kryła łez, lecz w momencie, gdy dostrzegła Lady jej twarz stężała. Przykucnęła w służalczej pozie i wbiła wzrok w ziemię. Tłum zwrócił uwagę na kobietę stojącą w przejściu. Złowrogie spojrzenia mogłyby spalić na popiół, jednak Lady zupełnie się tym nie przejmowała. Przyszła po swoja nagrodę i nie zamierzała odpuścić. W tym momencie do pokoju wszedł Sza–Da. Zbliżył się do niewolnicy i zmusił ją do powstania.

– Czemu klękasz przed tą kobietą? – spytał zdziwiony.

– To moja pani – odrzekła, starając się nie patrzeć w twarz wymienionej – występowałam w jej imieniu.

– W jej imieniu? – Sza–Da prychnął zirytowany – tu nikt nie występuje w niczyim imieniu. Każdy odpowiada za siebie.

– Hej, kolego! – Lady–Ti pchnęła mężczyznę – ta dziewczyna walczyła za mnie. Tak zostało ustanowione.

– Niby przez kogo? – spytał, mierząc ją bacznym spojrzeniem.

– Nie twój interes, więc bądź tak łaskawy i odpieprz się od niej.

Biały mężczyzna parsknął śmiechem. Pokręcił głową, po czym sięgną rękoma ku twarzy i zdjął maskę. Tłum przez chwilę przypatrywał mu się w milczeniu, po czym wszyscy, jak jeden mąż klęknęli, spuszczając wzrok. Nikomu z nich nie wolno było spojrzeć w twarz Hada Ka–Dor. Najwyższy namiestnik Atlantorum był jednocześnie synem władcy państwa i najbardziej prawdopodobnym pretendentem do tronu. Had rozsupłał kok na głowie i uwolnił długie, białe włosy, które spłynęły aż do jego bioder.

Zerknął na płaszczącą się przed nim Lady–Ti, po czy podszedł do D.A. i ponownie postawił ją do pionu.

– D.A.–Dor, nikt nie ma już prawa nazywać cię niewolnicą. Od teraz masz wszystkie pełne prawa miasta. Od dziś ktokolwiek zechce sankcjonować twoje postępowanie będzie mieć ze mną do czynienia – groźnym spojrzeniem zmierzył łypiącą na niego spod oka Lady–Ti, a aksamitnym głosem dodał cicho, lecz tak by wszyscy go słyszeli: – D.A., czy zechcesz stanąć u mego boku?

D.A. usiłowała skłonić się przed nim, lecz powstrzymał ją, przytrzymując za podbródek.

– Nie musisz mi się kłaniać. Jesteśmy sobie równi.

– Panie… – rzekła, lecz przerwał je w pół słowa.

– Mam na imię Had.

Zacisnęła usta. Sytuacja, w jakiej się znalazła, oszołomiła ją do tego stopnia, że nie mogła wydobyć z siebie głosu. Had pokiwał ze zrozumieniem głową.

– W porządku. Może zatem opuścimy to miejsce. Zapraszam cię do siebie. Może w moim apartamencie będziesz bardziej rozmowna.

Schwycił płaszcz trzymany przez Closer–Suna i miast włożyć go, okrył ciało D.A., po czym trzymając dziewczynę pod ramię, opuścił pomieszczenie.

Przez kilka chwil we wnętrzu panowała cisza. Nikt nie miał odwagi podnieść się z podłogi. Lecz zaraz potem do pokoju wpadli uzbrojeni strażnicy, pochwycili ciało Lady–Ti i wierzgającą zanieśli do czekającej na nią klatki. Technicy Bardama spisali się wyśmienicie. Kontrowersyjne nagranie krążyło już w sieci miasta ukazując możną matronę podczas nieskrępowanej orgii z niewolnikiem.

Tego jednak D.A. już nie widziała. Stojąc w szklanej windzie u boku namiestnika Atlantoru spoglądała w górę. Apartament Hada znajdował się w szczycie wieżowca i zajmował aż siedem kondygnacji. O jego wnętrzu krążyły legendy, lecz tylko sam Had, jego ojciec i kilku służących miało wstęp do tej świątyni.

Z wysokości ponad pół mili nad powierzchnią planety rozciągał się oszałamiający widok. Nie miała odwagi spojrzeć pod nogi, gdyż w ostatnim etapie podróży winda przemieszczała się tylko wzdłuż sztywnego masztu.

Drzwi rozsunęły się bezszelestnie, gdy winda zatrzymała się na najniższej kondygnacji apartamentu. Zdążyła dostrzec jeszcze lądowisko i stojącego na nim niewielkiego foltera, a zaraz potem utonęła w gęstej dżungli. Śpiew ptactwa i porykiwanie dzikich zwierząt niosły się z oddali. Kaskady wody spływały wzdłuż ścian, niknąc za zieloną ścianą. Wokół niej latały kolorowe motyle, a pod nogami prześlizgiwały się barwne jaszczurki, zupełnie nie zwracając uwagi na pojawienie się ludzi.

W ślad za Hadem podążyła po kamiennym stopniach, wkomponowanych w ścianę apartamentu. Dwie kondygnacje wyżej, na szerokiej antresoli z widokiem na dżunglę, stało wielkie łoże przykryte białymi skórami. Had usiadł na krawędzi i wyciągnął rękę ku D.A. Przycupnęła obok, rozglądając się wokół siebie. W pewnym momencie zerwała się na równe nogi i podeszła do ogromnego lustra zawieszonego naprzeciw łoża. Spojrzała w swe odbicie, nadal nie dowierzając temu, co się dzieje.

– To sen – mruknęła do siebie.

– Nawet jeśli, to cieszę się, że w nim uczestniczę – Had zbliżył się do niej po cichu. Objął ją swym ramieniem i obrócił – I, jeśli faktycznie to sen, to nie chcę, by ktokolwiek nas obudził.

Pogłaskał jej twarz, nachylił się i musnął delikatnie usta dziewczyny. Przez chwila zastygła w przerażeniu, lecz zaraz potem odwzajemniła pocałunek. Wpiła się łapczywie w jego wargi, czując jak język Hada usiłuje przecisnąć się do jej ust. Otworzyła się. Przyciągnęła do siebie i wtuliła się w mężczyznę. Pragnęła go.

Zapomnieli oboje o inauguracji. Zapomnieli o oczekujących ich tłumach i wiwatujących trybunach. Zrzuciła płaszcz na ziemię, po czym pchnęła go na łoże i usiadła na nim okrakiem. Rozchylił palcami jej srom, uwalniając sok, który szybko zlizał. Jęknęła. Oparłszy ręce na biodrach, poddawała się tej przyjemnej torturze, gdy język Hada penetrował jej dziewczęce wnętrze. W pewnym momencie usiadła na nim, wciskając jego twarz w swoje łono. Objął ją za pośladki i rozciągnął je na boki, wsuwając jednocześnie palec w jej kakaową dziurkę. Zadrżała i opadłszy na pościel, wtuliła twarz w miękkie posłanie. Had wydostał się spod niej, nie zamierzał jednak przerywać. Wyciągnął palec z jednej dziurki, po czym przymierzył się do drugiej. Wcisnął delikatnie do środka, czując jak płatki jej skarbu rozchylają się powoli. Nie natrafił na żadną przeszkodę, co w żadnej mierze nie odebrało mu ochoty na dalszą zabawę. Wręcz zachęciło do kolejnych ekscesów. W przeciwieństwie do swego brata, Had nie korzystał ze swej jurności, zapładniając niewolnice. Trzymał swój skarb dla kogoś, kto był według niego godzien królewskiego członka.

D.A. w pełni na niego zasługiwała. Zwłaszcza, gdy obróciła się na plecy i rozkładając nogi zapraszała go lubieżnym uśmiechem. Członek Hada sterczał już, mrugając małym oczkiem w kierunku jej szparki. Położyła mu stopę na barku, otwierając się jeszcze szerzej. Skwapliwie skorzystał z okazji. Przez chwilę jeszcze drażnił się z nią, po czym, usłyszawszy groźne mruknięcie, nieco rozbawiony wcisnął się jej szczelinkę. Był duży, a ona, skromna, młoda dziewczyna nie miała dotąd zbyt wielu kontaktów z mężczyznami. Do tej pory nie zaznała też zbyt wiele miłości, a wszelkie akty dokonywały się najczęściej bez jej zgody. Sądziła, że trauma ta pozostanie w niej i nie będzie mieć odwagi otworzyć się przed kimkolwiek. Lecz czułość Ka–Dorskiego kochanka obezwładniła ja zupełnie. Uczucie, jakie towarzyszyło jej podczas seksu nie było jej dotąd znane. Rozłożyła ręce na pościeli, oddając mu się całkowicie. Had nie wykorzystywał tylko jej kobiecości. Męskie dłonie przesuwały się po ciele dziewczyny, głaskając piersi, pociągały za kolczyki w jej sutkach, doprowadzając ją do fali rozkoszy. Ujął jej stopę i przez chwilę lizał spód, łaskocząc ją, a po chwili włożył sobie jej duży palec do ust i zaczął go ssać. Ta perwersja sprawiła, że zupełnie pogubiła się w swych pragnieniach. Odczuwała przyjemność całą powierzchnią ciała, zaś Had najwyraźniej postanowił zadbać o każdy, nawet najmniejszy jego fragment. Nabita na jego członka wiła się w pościeli, czując jak niespiesznie wysuwa się z niej i wsuwa z powrotem.

Przyjemne drżenie przebiegło przez jej ciało. Uniosła drugą nogę i rozłożywszy obie szeroko, pozwoliła mu opaść częściowo na siebie. Had przyspieszył i wbijał się w nią z większą energią. Pot perlił się na ich twarzach, zaciśnięte powieki wyrażały uczucie najwyższej rozkoszy. Gdy uderzał swym ciałem w jej krocze, czuła nadchodzący finał. Zwinęła pościel między palcami, a jej ciało powoli wygięło się w pałąk. Mężczyzna chrapliwie oddychał, jego dłonie zacisnęły się na jej piersiach. Członek spuchł w jej wnętrzu i w chwili, gdy pierwsza struga nasienia uderzyła w ścianki  pochwy, zatrzymała go w sobie, a potem puściła. I znów. Zacisnęła w skurczu mięśnie, a on wciąż pompował w nią swoje nasienie. Bez słowa, tylko cicho pojękując, doznała dawno oczekiwanej rozkoszy. I on sam poddał się tej chwili, w ciszy delektując spełnieniem.

– Had? – donośny głos dobiegający z głośników za ich plecami przerwał błogostan. – Had? – Dester nie dawał za wygraną – Had. Wiem, że tam jesteś. Pozwolisz na chwilę do mnie?

Had sięgnął po osobisty komunikator i wyszeptał.

– Dester. Przyjdę później.

– Had, zajmę ci tylko kilka minut.

– Nie może to zaczekać? Jestem… – spojrzał na rozkosznie wijące się pod nim ciało – jestem nieco zajęty.

– To naprawdę ważne. Chcę ci coś pokazać, a potem będziesz mógł robić, co chcesz.

Had westchnął ciężko. Wstał z łóżka, przepasał się zwiewną tuniką i spojrzał ponownie na D.A.

– Poczekasz tu na mnie? – spytał

– Tylko się pospiesz – odrzekła – bo czuję, że mam nadal ochotę.

Posłała mu całusa, równocześnie głaszcząc swoją szczelinkę. Błyszczała od ich wspólnych soków, które rozcierała sobie po podbrzuszu.

– Chyba nie chcesz, żebym zajęła się sama sobą?

Had mruknął niczym dzikie zwierzę.

– Masz tu na mnie poczekać i nie zabawiać się! – spojrzał na nią z udawaną groźbą.

– No dobrze, dobrze. Tylko wsadzę sobie palec w dziurkę. O, tak.

Had zacisnął dłonie w pięści. Zły na brata szybko odwrócił się, czując jak miękki członek znów budzi się do życia. Chciał czym prędzej załatwić sprawę z bratem i wrócić do dziewczyny.

Przymknęła oczy, słysząc oddalające się kroki. Mimo ochoty na dalszą pieszczotę postanowiła krótko się zdrzemnąć, mając nadzieję, że to pozwoli jej na zregenerowanie sił zarówno po zawodach jak i pierwszym stosunku. Ledwie przymknęła powieki, zapadła w sen. Na tę okazję czekały dwie postacie skryte w mroku dżungli. Osobnicy wyskoczyli spomiędzy listowia i przyłożyli dziewczynie do ust szmatkę nasączoną środkiem usypiającym. Po chwili otulili ją szczelnie w kilka skór i udali się w kierunku schodów mieszczących się tuż koło szybu windowego. Wąska serpentyna niknęła w dole. Przemierzywszy kilkaset stopni zatrzymali się zmęczeni. Choć dziewczyna nie była ciężka, to jednak znoszenie jej ciała w tak ciasnym tunelu nie było łatwe. Nie napotkawszy żadnych przeszkód dotarli do kondygnacji hotelowych, po czym, skorzystawszy z windy towarowej zjechali na sam parter wieżowca.

Przemknęli wąskimi korytarzami, aż dotarli do drewnianych drzwi. Wrzucili do środka zawiniętą w skóry dziewczynę, po czym odeszli z powrotem.

D.A. otworzyła oczy. Pierwsze, co zauważyła to zwisającą nad nią starą lampę, świecącą prosto w oczy. Zmrużyła powieki i rozejrzała się wokół. Pomieszczenie zdecydowanie nie przypominało tego, w jakim zasnęła. Czarne ściany przypominały kamienie, z jakich budowano domy pracowników kopalni. Gdzieniegdzie widniały popękane bale. W rogu ciemnego pomieszczenia dostrzegła stół zastawiony mięsiwem i owocami. Usiłowała wstać, jednak trzymające ją liny tylko delikatnie się naprężyły. Zabujała się na nich, po czym uważniej przyjrzała się misternej, więżącej ją konstrukcji. Do kółek spinających jej pasy zamocowano liny, których końce przywiązano do haków w ścianach i na suficie. Wisiała w pozycji horyzontalnej czując, że stało się coś strasznego. Po chwili do pomieszczenia wszedł kapłan. Odstręczająca blizna na twarzy przypomniała jej jednego z gwałcicieli, którzy korzystali z jej ciała w dawnych czasach.

– Tak. Zdecydowanie się obudziłam – mruknęła do siebie.

Mężczyzna przysunął do niej trzymaną w ręku lampę. Przez chwilę wpatrywał się w jej ciało, po czym przesunął dłonią po jej udach, docierając do zaciśniętej kurczowo szczelinki.

– Nie dotykaj mnie tam! – szarpnęła się, lecz więzy mocno trzymały.

Mężczyzna uśmiechnął się lubieżnie, i nie zważając na szarpiącą się dziewczynę, kontynuował swoją czynność. Polizał palec wskazujący i wepchał go w jej wnętrze. Poczuła jak drapie ją paznokciem. Zacisnęła zęby. Sądziła, że wie, co ja czeka, lecz gdy do pomieszczenia weszli kolejni kapłani, jęknęła w przerażeniu.

Mężczyźni zrzucili ciężkie płaszcze odsłaniając nagie ciała. Pokryte brudem i krostami były tak odrażające, że poczuła napływająca do ust żółć. Stanęli wokół niej i przypatrywali się jej pięknemu ciału, a ich członki leniwie unosiły się ku górze. Ten, który jako pierwszy wszedł do pomieszczenia, był już gotowy. Ustawił się na wprost jej krocza, splunął na nie, po czym rozchyliwszy srom dziewczyny wtargnął do środka. Krzyknęła z bólu. Nie była tak mokra, by przyjąć go bez problemów. Mężczyzna krzywił się, nie mogąc wsunąć w nią całego penisa, wreszcie odstąpił  sięgnął do stojącej nieopodal misy i natarł tłuszczem swoje przyrodzenie. Ponownemu wtargnięciu w dziewczynę nie towarzyszył już żaden opór.

Widząc co się dzieje, kolejni mężczyźni zajęli swoje pozycje. Jedne z nich zrzucił ze stołu stojący na nim posiłek, podsunął go pod ciało dziewczyny, po czym ułożył się na nim na plecach. Mając w pamięci swego poprzednika, natarł członka łojem i rozchylając pośladki dziewczyny wbił się w jej anus. Krzyknęła ponownie, lecz w tej samej chwili wykorzystał to kolejny kapłan wciskając swojego penisa w jej usta. Reszta mężczyzn przyglądała się jak trzech pierwszych gwałci dziewczynę. Masturbowali się przy tym leniwie, czekając na swoją kolej. Zmieniali się co chwila. Gdy tylko odzyskiwali siły ponownie zabierali się do jej ciała. Nie była w stanie określić czasu, podczas którego poddawali ją tym torturom. Nic przez ten czas nie mówili, lecz doskonale zdawała sobie sprawę, że musiała komuś naprawdę mocno nadepnąć na odcisk. Gdy jej zmaltretowane ciało odmówiło współpracy, po prostu zemdlała, lecz dla oprawców nie miało to żadnego znaczenia. Równie dobrze mogła umrzeć w ich ramionach a oni nadal by ją posuwali, gdyż tylko rozkaz ich pana mógłby zatrzymać tę ohydną orgię.

Jakiś czas później, gdy olbrzymia kula słońca wychynęła na wschodzie, inauguracja stawała się powoli wspomnieniem, a tłum mieszkańców usiłował zrozumieć, dlaczego na tak ważnym wydarzeniu nie pojawiła się zwyciężczyni olimpiady, do pomieszczenia zemdlonej D.A. wszedł wysoki mężczyzna w białej szacie. Nikły blask lampy padł na wykrzywioną w szyderczym grymasie twarz Destera Ka–Dora. Zlustrował ciało dziewczyny, w wielu miejscach podrapane i pogryzione. Niewiele uwagi poświęcił jej zakrwawionemu kroczu, odsuwając się z odrazą. Chwycił misę z wodą i chlusnął na twarz nieprzytomnej.

D.A. otworzyła oczy. Ból zmaltretowanego ciała był niczym w porównaniu z bolesnym rwaniem w podbrzuszu. Lecz widok przed sobą zmroził jej krew w żyłach. Dester był uderzająco podobny do Hada, lecz po chwili dojrzała różnice. Mimo woli westchnęła z ulgą, przyjmując do wiadomości, że jej ciemiężycielem nie okazał się delikatny kochanek z apartamentu na szczycie wieżowca.

– Wiesz, kim jestem? – spytał przysuwając się do niej

– Dupkiem, z małym fiutkiem – odpowiedziała, przypominając sobie opowieści niewolnic gwałconych przez młodego Ka–Dora

– Gówno wiesz – odparł – nie wiem, co takiego sprawiło, że mój brat postanowił cię awansować, jednak ja spokojnie mogę to cofnąć. Poza tym, gdy mieszkańcy Atlantoru poznają twoją przeszłość, a potem zobaczą, co zrobiłaś z Hadem, to wierz mi, nasza planeta będzie za mała, byś się ukryła przed ich gniewem.

– Co mu zrobiłeś gnoju?! – zlękła się słysząc ostatnie słowa, lecz niepokój o Hada był silniejszy niż dbałość o własna przyszłość.

– Nie ja. Ty. Ty to zrobiłaś. Wyprowadziłaś go na zewnątrz i zabiłaś, zostawiając trupa na pastwę dzikich zwierząt.

– Ty! – szarpnęła się w więzach. Plunęła mu w twarz, lecz Dester miał to za nic. Otarł się połą płaszcza.

– Ubieraj się! – rozkazał, równoczesnej odpinając wiążące ją sznury.

Rzucił jej zwój łachmanów, stając w bezpiecznej odległości. W dłoni trzymał ciężki miecz, jakimi strażnicy w dżunglach bronili się przed tubylcami. Ledwo narzuciła na siebie stare szmaty. Nie mogąc ustać na trzęsących się nogach kucnęła, czując jak rana wewnątrz niej otwiera się. Wyciągnęła palec w jego kierunku, po czym krzyknęła;

– Visual!

Światło w pomieszczeniu jeszcze bardziej przygasło. Zielono błękitne linie wyznaczające krawędzie komnaty zajaśniały, podobnie jak kontury wszystkich znajdujących się we wnętrzu przedmiotów. Nawet Dester na moment stał się siatką linii. Lecz zaraz wszystko wróciło do normy. Nie do końca. Czas jakby zastygł w miejscu. Płomień lampy, który do tej chwili migotał, sterczał nieruchomo. Unoszone przez Destera ramię trzymające miecz zastygło w niewygodnej pozycji. D.A. mrugnęła i w tym momencie wrócił czas.

– Visual – jęknęła cicho.

Dester przekrzywił głowę.

– Co? – spytał zaskoczony – Visual? Co to jest?

D.A. jednak wpatrywała się w oprawcę nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Zazwyczaj w tym momencie budziła się, a technik w białym fartuchu odpinał przymocowane do jej ciała klamry. Tym razem nic się nie stało. Ka–Dor wpatrywał się w nią wzrokiem wściekłego psa, który nagle stanął oko w oko z lwem. Lecz po chwili odzyskał mowę.

– Wynoś się! – rzekł, pociągając za dźwignię w ścianie.

Mur za D.A. rozsunął się. Poczuła uderzający podmuch pustynnego wiatru, do komnaty wtargnęły ziarenka piasku, zaścielając w mgnieniu oka całą podłogę.

– No rusz się do cholery! Nie mam całego dnia! – zamierzył się na nią mieczem.

Wybiegła w burzę. Potykając się, uciekała przed rzucanymi w nią kamyczkami, które ciskali, stojąc na balkoniku powyżej, niedawni oprawcy. Goniona ich śmiechem w pewnym momencie potknęła się o nieruchomy kształt. Odsunęła skrywające ciało szmaty i z przerażeniem dostrzegła Hada. W pobliżu usłyszała ciche beknięcie. Niemal na oślep macając rękoma złapała uprząż wychudłej kozy, uchwyciła ciało Hada i przerzuciła go przez grzbiet zwierzęcia. Pomna na ostatnie słowa Destera wolała ukryć zwłoki jego brata niż zostawić je, jako oczywisty dowód swojej zdrady. Nie oglądając się wstecz, ruszyła przed siebie, powtarzając jedno słowo.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Autorze, czy tytuły mają być właśnie takie jak są? Dla powyższego opowiadania: "Visual…." a dla poprzedniego "e-f: Visual…"? To nie jest cykl? Nie w sensie fabularnym a tematycznym?
Mam wrażenie, iż istnieje klamra, która spina oba opowiadania. Nie wiem czy będą kolejne. Są podobne elementy w obu tekstach, powiew tego samego klimatu, być może jest nawet wspólny "mianownik". Mam swoją teorię.
Ukłony,
Karel

Autorze, Miły Gregu,

Od ogółu do szczegółu.

Fabuła rozpoczyna się z rozmachem i nie traci dynamiki do końca olimpiady. Terminologia i drobne pomysły, z których autor buduje realia 5118-go są interesujące. Inne „fakty”, jak np. kastowość ówczesnego społeczeństwa, traktuję symbolicznie i nie czepiam się. Również seks jako symbol podążania za ideałami hedonizmu nie razi mnie. Mam nawet wrażenie, że autor brał sobie elemenciki z różnych opowiadań publikowanych na NE i wkładał je w swój tekst.

Pomysł dyscypliny olimpijskiej i harców z gwiazdkami bardzo mi się podobał. Zapewne spodoba się również czytelnikom. Dobrze napisany.

Za to sceny seksu okropne. Wszystkie. Czytałem z zażenowaniem. Czyste kopie tego, co już tu wielokrotnie czytałem. Autorze, stanąłeś pod względem erotycznego opisu w miejscu, spocząłeś na laurach. W każdym innym polu Twoja kreatywność szaleje i zaskakuje nas wszystkich. W tym jednym sztampa albo nawet gorzej.

Czytało mi się dobrze do sceny uśpienia. Potem zrobiło się ponuro a ja nie lubię ponurych klimatów, dość ich w życiu. Ale to nie zarzut. A może tylko spostrzeżenie, że wpakowałeś szalenie dużo zdarzeń w krótki jednak tekst i nie wszystko rozwinąłeś tak, jakby temat na to zasługiwał. Dlatego akcja aż pędzi, faktów dzieje się wiele, iście hollywódzkie tempo, jakbyś się bał, że czytelnika znudzisz. Na pewno nie nudzisz! Co najwyżej przytłaczasz.

Kilka „drobiazgów” czyli zapowiadanych szczegółów poniżej, zgodnie z zapowiedzią na wstępie.

„Jaki ma numer buta, wzrost, wagę i kolor majtek. O ile je czasem nosi.”
Nie, no fantastyczny fragment dialogu. To jest jednocześnie pierwszy większy zgrzyt, jaki pojawia się w tekście. Potem jest onych chrzęstów i chrobotów więcej.

„na jej pipce.”
Terminologia seksualna użyta w opowiadaniu przyprawia o jęk rozpaczy. Pasuje do roku 5118 jak ulał. W moich oczach degraduje ten tekst znacząco. A to jest tylko mały przykład.

„Z rozpaczą przypatrywała się jak Sza–Da ciska gwiazdki w kierunku kobiety”
Dlaczego z rozpaczą? Jakiś skrót myślowy? Byłem nieuważnym czytelnikiem? Be.

„zwisającą nad nią starą lampę, świecącą prosto w oczy”
Jak Ci świecą w oczy to widzisz wszystkie szczegóły, każdą zmarszczkę "starości", po prostu, kur…, twój wzrok dostaje nadludzkiego wzmocnienia. Opisałeś to z przesadą 😉

Pozdrawiam,

Karel

Jest kilka sposobów, żeby zarżnąć opowiadanie erotyczne. Skorzystałeś chyba z nich wszystkich.

1. Sztampowy pomysł w nowej scenerii.
W centrum uwagi postawiłeś „tajemniczego niewolnika” – miałem nadzieję, że nie będzie to po raz kolejny niewinna piękność uwięziona z niesprawiedliwych przyczyn. I że nie będzie wokół jej emancypacji zbudowana oś opowiadania. I że nie będzie w szybkim tempie uczyć się obsługi skomplikowanych mechanizmów czy sztuk walki.
Niestety poleciałeś sztampą. Super-sexi niewinna niewolnica, opanowana w krótkim czasie umiejętność walki na dyskach i wygrana turniejowa.
I oczywiście jeśli niewolnica, to musowo gwałt zbiorowy.

2. Napakowanie w jednej historii kilku scen erotycznych.
Fellatio, onanizm, dwa razy seks klasyczny, seks grupowy. Tak jak oral w wykonaniu Lady można jeszcze jakoś uzasadnić (choć mając taką władzę jak Bardam w takim społeczeństwie jakie pokazałeś spodziewałbym się, że raczej po prostu zażyczy sobie posług ze strony młodej tsunki, niż zaryzykuje mezalians z otyłym babsztylem) tak cała reszta nie ma po prostu żadnego sensownego uzasadnienia.
Romans z władcą, wyzwolonej przed momentem niewolnicy i tak prowokujące zachowania wobec mężczyzny, który ma władzę absolutną, całkowicie nie znajdują uzasadnienia w (nie)przedstawionym charakterze głównej bohaterki.
Wcześniejsze dwie sceny byłyby do „łyknięcia”, gdybyś wiarygodnie przedstawił podniecenie wynikające z rozgrywanych igrzysk. Ale po rzymskim Colloseum, Twoje zawody budzą raczej zdziwienie i uśmiech pobłażliwości niż ekscytację. Bezkrwawo, bezpiecznie – większe emocje można wzbudzić opisem Wielkiej Pardubickiej, popartej wysokim zakładem u bukmachera. Czym i czemu ta publiczność się tak ekscytowała? Nie wiadomo.
I ostatnia scena. Ni stąd ni zowąd pojawiają się postacie jak z horrorów dla panienek z bogatych domów i rżną i piłują główną bohaterkę, która w trakcie zastanawia się „komu nadepnęła na odcisk”. Całkowicie niewiarygodne. Plus dodatkowa niekonsekwencja: czemu owa niewolnica nie użyła Visual wcześniej, gdy była masakrowana i czekała z tym hasłem aż do ostatniej sceny?

Moja rada: napisz porządnie jedną scenę. Od A do Z. I na tym zbuduj historię.

3. Brak struktury w opowiadaniu
Jest początek, jest rozwinięcie, ale co stało się z końcem? Opowieść urywa się w połowie sceny, całkowicie bez sensu.
Nie mów mi, że to kwestia „cyklowości” albo konieczności ograniczenia ilości znaków. Publikowane tu były znacznie dłuższe opowiadania. A jeśli ma to być część większej całości, to po cholerę ciąć to na kawałki i to w dodatku w ten sposób, że całość (jak i sam odcinek) traci sens?

Moja rada: napisz porządnie od A do Z jedną historię. Starając się skupić na jednym, głównym wątku. Dobrze pisać, to dobrze ciąć. Zacznij od opowiedzenia historii przy pomocy jak najmniejszej ilością zdań. Na zabawę słowem przyjdzie jeszcze czas.

4. Brak wiarygodnych charakterystyk bohaterów.
Zachowania, myśli, postępowanie osób które kreujesz powinno być po pierwsze spójne z otaczającą rzeczywistością. Nie ma sensu kreować nowego świata, skoro bohaterowie w nim żyjący nie postępują według norm (ot choćby system kastowy) przez ten świat im narzuconych. Mogą się oczywiście przeciw nim buntować, ale w określonej konfiguracji.
O braku umiejętności poruszania się w świecie wykreowanym przez Ciebie samego świadczy choćby ten fragment:
"Dwie kondygnacje wyżej, na szerokiej antresoli z widokiem na dżunglę poniżej, stało wielkie łoże (..)Ledwie przymknęła powieki, zapadła w sen. Na tę okazję czekały dwie postacie skryte w mroku dżungli. Osobnicy wyskoczyli spomiędzy listowia i przyłożyli dziewczynie do ust szmatkę nasączoną środkiem usypiającym. Po chwili otulili ją szczelnie w kilka skór i udali się w kierunku schodów mieszczących się tuż koło szybu windowego."
Napastnicy wyskoczyli jednym susem dwie kondygnacje w górę? A potem dwie kondygnacje w dół?

Po drugie same zachowania powinny być ze sobą spójne. Jeśli "skromna, młoda dziewczyna nie miała dotąd zbyt wielu kontaktów z mężczyznami. Do tej pory nie zaznała też zbyt wiele miłości, a wszelkie akty dokonywały się najczęściej bez jej zgody", to jakim cudem zachowuje się jak doświadczona kokietka?
" – Chyba nie chcesz, żebym zajęła się sama sobą?
Had mruknął niczym dzikie zwierzę.
– Masz tu na mnie poczekać i nie zabawiać się! – spojrzał na nią z udawaną groźbą.
– No dobrze, dobrze. Tylko wsadzę sobie palec w dziurkę. O tak."

5. Infantylny język
Pisząc opowiadanie erotyczne, trzeba umieć poruszać się w tej sferze językowej. Ty tego nie potrafisz. Odpuszczę sobie naigrywanie się z infantylnych określeń.
Jedyna rada, jaką mogę Tobie dać to propozycja, żebyś w opowiadaniach dojrzalszych autorów wyszukał określenia związane z erotyką, nazwami części ciał, opisami ruchów i zachowań. I nauczył ich się na pamięć.

Podsumowując: to opowiadanie nie powinno zostać tu opublikowane.

Musiałem podzielić komentarz na dwa ze względu na ograniczenia ilości znaków

Wow! – zawołał zgłupiały Karel. "Ciekawe, czy w weekend poleje się krew? Jedno ostrze już błysnęło złowrogo w ręku tego zabijaki Barmana. Może być niezła jatka. Gdzie tu stanąć, aby przypadkiem samemu nie oberwać?"
Uśmiechy dla wszystkich,
Karel

Barmanie,
Bardzo mi się podoba Twoja pracowitość przy analizie i krytyce tekstów. Myślę, że dobrze się dzieje, iż między innymi dzięki Tobie, Drogi Barmanie, z towarzystwa wzajemnej adoracji przekształcamy się powoli w towarzystwo konstruktywnej krytyki. Oby to jednak były krytyki konstruktywne, a nie emocjonalne nawalanki.
Osobiście przyjazny głos krytyka bardziej cenię nad pochwały. Cóż z pochwał? Żadnej refleksji i nauki nie wyciągnę z pochlebnych opinii. A z krytyki, owszem.
Jednak z krytyki oburzonej czy w inny emocjonalny sposób wyrażonej korzyść mniejsza, bo emocje zasłaniają sens komentarza.
Fraza "opowiadanie nie powinno zostać tu opublikowane" przekracza ramy konstruktywności. Takie opinie powinieneś, jeśli je podtrzymujesz, prezentować na innym forum.
Owocne dyskusje da się prowadzić tylko z chłodnym umysłem. Emocje wkładajmy jedynie w teksty, które tworzymy tutaj pro bono.

Pozdrawiam,

Karel

…Pod czym się podpisuję wszystkimi czterema kopytami.

Reszty nie skomentuję, gdyż szkoda mi klawiatury…

Pozdrawiam
MRT

Szkoda. Właśnie na komentarz z Twojej strony liczyłem najbardziej.

Nie komentuję w szale mickiewiczowskiego uniesienia.
Robię to na chłodno i analitycznie. To nie jest tak, że albo lubimy się i szanujemy, albo jesteśmy krytyczni wobec tego, co wylazło nam spod klawiatury.
Przecież personalnie nie mam nic do osób, których pisanie krytykuję. Jednakowoż mam prawo do własnej opinii i jej wyrażania. Również dosadnego. Nie ciuciuruciam z Gregiem, jednocześnie obrabiając mu dupę pośród innych, czy to komentatorów, czy na „innych forach”. Mówię wprost to, co myślę. Staram się nie przesadzać w byciu krytycznym, bo wiem, że podnoszę wysoko poprzeczkę jeśli chodzi o moje lektury. Ale pewnego standardu powinniśmy dotrzymywać.
Dodatkowo, starałem się uzasadnić merytorycznie moją ocenę. Zawsze to robię, gdy oceniam negatywnie.
Nie rozumiem też tego oburzenia, że nie robię tej oceny w zakulisowym gronie twórców NE. Jeśli ktoś miał odwagę opublikować swój tekst, to powinien mieć odwagę zmierzyć się z publiczną krytyką.
Nie jestem również zwolennikiem podwójnych standardów.
Czy uważasz, że opowiadanie Grega powinno zostać potraktowane na równi z testami Mefisto, Ravenhearta, Wiki i Twoimi? A może przykładamy inną miarę do dobrych a inną do słabych? Dobrym można wytknąć błędy, słabym już nie?
Jeśli na równi, to czy naprawdę uważasz, że to powiadanie powinno zostać opublikowane?
Starałem się by krytyka była możliwie jak najbardziej analitycznie zwięzła i zrozumiała. Kolejny krok to synteza i wnioski. Po zsumowaniu wychodzi mi jako ocena „zero z przytupem”. Brzmi lepiej?

tekstami*

Barmanie,

"Nie komentuję w szale…"
Może i tak. Nie wiem. Nie razi mnie krytyka, jeno kilka sformułowań, które nie brzmią "chłodno i analitycznie".
"Jest kilka sposobów, żeby zarżnąć opowiadanie erotyczne. Skorzystałeś chyba z nich wszystkich." – Niegrzeczne.
"Ty tego nie potrafisz. " – NIegrzeczne (albo mocno nieprecyzyjne) i wybiega poza zakres komentowanego tekstu.
Podtrzymuję także zdanie nt, opinii co powinno a co nie powinno być publikowane na blogu. Tego typu opinie powinny być wyrażone przed publikacją. Jak stworzyć mechanizm prewencji, można przedyskutować w gronie autorów 🙂
Natomiast zgadzając się bądź nie z Twoimi krytykami powyższego opowiadania, wyrażam nadzieję, że nie spoczniesz na laurach i będziesz chłostał każdy kolejny tekst, który uda Ci się przeczytać i nie wzbudzi on Twojego uznania. Bo to jest bardzo cenna praca, niewątpliwie potrzebna i wyrażam się o niej z szacunkiem.
Pozdrawiam,

Karel

Widzę,że przewaliła się tu konkretna burza.

Właściwie miałem napisać własną recenzję, ale chyba muszę się też odnieść do tego, co już zostało napisane, zwłaszcza, że Greg nie zamierza

podejmować polemiki z Barmanem-Ravenem. Dlatego też odniosę się do niektórych jego zarzutów, by nie pozostały one bez odpowiedzi. Człowiek się

napracował, napisał kilka stron, nie powinno się tego tak zostawiać 🙂

Przede wszystkim, podoba mi się wykreowany świat (nie w sensie: chciałbym w nim żyć, raczej w sensie: chciałbym o nim czytać). Społeczeństwo, które zapomniało o znaczeniu słów "równość i braterstwo", przy okazji zatraciło także "wolność". Skrajnie hierarchiczne, choć, jak się okazuje, z dość płynnymi awansami/degradacjami zależnymi od wielu czynników, nastawione na zewnętrzną demonstrację swojego statusu, który zastępuje niektórym osobowość. Świat, w którym dobrze czują się głównie osobnicy amoralni, a także różnej maści bestie.

Trochę dziwi mnie tylko, że w tym jakże okrutnym świecie, w którym łatwo stracić osobistą swobodę, a nawet życie, ulubiona rozgrywka sportowa jest całkiem bezkrwawa. "Sportowcy" rzucają w siebie paraliżującymi gwiazdkami, platformy też raczej nikogo nie miażdżą, ci, którzy z nich spadają są ratowani przez siatkę bezpieczeństwa. Zastanawiam się, po co to wszystko w społeczeństwie, które nie dba zbytnio o życie czy zdrowie niewolników (a jak zrozumiałem, to oni stanowią największą część graczy). To mi niezbyt gra, choć sam opis konkurencji – jest dość emocjonujący.

Właściwie zgadzam się z Barmanem, że główna bohaterka zbyt szybko opanowała reguły gry. Z drugiej jednak strony, jeśli weźmiemy pod uwagę, że to wszystko symulacja, gra, Visual, zwycięstwo w olimpiadzie może być elementem wybranego "scenariusza" i jest fabularnie uzasadnione. D.A. musiała wygrać, by poznać księcia Hada i zaznać rozkoszy w jego ramionach. Zupełnie natomiast nie razi mnie umieszczenie w centrum fabuły "tajemniczej niewolnicy". Może to i postać ograna, ale takie właśnie najczęściej wybierają ludzie w grach komputerowych – a przecież Visual to coś w rodzaju symulacji komputerowej.

Nadmiar scen – nie powiedziałbym. Greg pokazuje tutaj raczej, że mamy do czynienia ze społeczeństwem, które jest bardzo skoncentrowane na seksie – a po odrzuceniu większości z hamujących nas ograniczeń moralnych, może sięgać po rozkosze alkowy znacznie częściej. Tym bardziej, że pod ręką są zawsze dostępni partnerzy seksualni – tsunki albo po prostu niżsi w hierarchii.

Odnośnie struktury w opowiadaniu – otwarte zakończenie jest, jak sądzę, bramą do kontynuacji. W Visual 1815 dowiedzieliśmy się, że przedstawiony świat jest komputerową symulacją. W Visual 5118 zobaczyliśmy kolejny "scenariusz" tej symulacji. Ale z niewiadomego powodu, coś poszło nie tak – i symulacja okazała się niemożliwa do opuszczenia. Tym samym stała się na bliżej nieokreślony czas jedynym światem bohaterki. Co z tego wyniknie? Zapewne dowiemy się w kolejnej części Visuala, jeśli Greg zechce ją napisać.

Zgadzam się natomiast z zarzutem Barmana odnośnie nie do końca wiarygodnego zachowania bohaterów. D.A. jest tu szczególnie niekonsekwentna – z jednej strony zahukana niewolnica, z drugiej psotna kochanka. Z trzeciej zaś osoba, która doskonale rozumie, że to wszystko jest wyłącznie grą. Nie za bardzo rozumiem, jak te trzy osobowości mogą współistnieć w jednym ciele.

Z pewnością nie postawiłbym opowiadaniu "0 z przytupem". Nie zasługuje w mojej ocenie na tak miażdżącą ocenę. Z pewnością nie jest to najlepszy tekst Grega, widać tu pośpiech i niedostateczne przemyślenie wszystkich aspektów historii. Ale widać tu również dużo dobrych pomysłów, które przy kolejnym podejściu mogą lepiej "zagrać".

Na pewno nie zgadzam się ze zdaniem, że "to opowiadanie nie powinno zostać tu opublikowane". W przeciwieństwie do Barmana mam nadzieję, że Greg uraczy nas jeszcze wieloma swoimi tekstami. Zwłaszcza lubię jego e-fraszki, a z dłuższych opowiadań szczególnie upodobałem sobie "Tam,gdzie płaczą anioły". Chętnie zapoznam się też z dalszą częścią historii s-f tworzonej w "Visual".

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

P.S. Ilustracja do opowiadania jak zwykle u Grega – bardzo ciekawa. Jestem zagorzałem fanem tych graficznych perełek!

Ja dodam tylko jedno – jeśli chodzi o Barmana, nie liczcie na poprawność polityczną ani na litość. Wprawdzie raz czy dwa ostatnio wyraził się dobrze o moich wypocinach (za co obwiniam raczej depresję jesienną Barmana, niż wyjątkową jakość tych tekstów), ale pamiętam srogie baty, jakie sprawiał wielu uznanym autorom na DE. O ile pamiętam, mnie chyba nie oceniał, ale jedynie dlatego, że byłem wtedy dopiero początkującym, anonimowym autorem. Z czego, mogę się teraz przyznać, troszkę się cieszyłem – obawiając się miażdżącej oceny.
Dlatego Gregu poradzę Ci tak samo, jak wcześniej Keenarf: nie traktuj słów Barmana osobiście, wczytaj się w ich treść odkładając emocje na bok. To bardzo wybredny czytelnik i ostry recenzent.

Co, jak myślę, przyniesie NE długofalowe korzyści.

Pozdrawiam serdecznie wszystkich zaangażowanych w dyskusję, seaman.

Napisz komentarz