e-f: Visual D.A.1815 (MRT_Greg)  4.8/5 (5)

11 min. czytania

Grafika autorstwa MRT_Grega, publikacja za zgodą Autora

Donośny dźwięk dzwonków zbliżał się nieubłaganie. Wreszcie na końcu ulicy ukazał się kapłan niosący skromne zawiniątko a za nim wkrótce wynurzyła się reszta procesji. Perspektywa załamała się. Jeszcze przed chwilą byli niemal na horyzoncie a już po chwili spadły na nią pierwsze nieczystości. Ktoś rzucił jajkiem. Na całe szczęście rozprysło się prawie metr dalej, dekorując kamienną płytą ekspresjonistycznym wzorem. Skrępowana kajdanami mogła tylko biernie przyglądać się lustrującym ją oczom. Przyglądać się i rzucać obelgami, lecz w porę sobie uświadomiła, że to tylko bardziej rozjuszyłoby tłum. Zacisnęła więc zęby i tylko łypała spod powiek gorącym spojrzeniem. Jakiś starzec wysunął się do przodu. Przez chwilę lustrował ją lubieżnie od góry do dołu, zatrzymał wzrok na sutkach, które stwardniały nieco pod wpływem chwili a następnie przesunął wzrok w dół, tam gdzie tryskało skalane diabłem źródełko. Mlasnął językiem i zbliżył się jeszcze bardziej. Z ust wionęło mu zepsutymi zębami i cebulą. Jej resztki smętnie tkwiły w połamanych zębach. Uśmiech starca przypominał grymas gargulca. I takie zresztą były jego zamiary.

Nie zastanawiając się długo wcisnął szponiastą dłoń między uda dziewczyny a językiem przesunął po jej nagim ciele. W chwili gdy jego palec znikał we wnętrzu podnieconej czarownicy, stojący za nim kapłan cicho syknął. Starzec skrzywił się i odsunął do uwięzionej. Przez chwilę jeszcze trzymał palec w jej wnętrzu, po czym wyciągnął go, powąchał i polizał. Dziewczyna jęknęła, czując jak nagromadzone w niej oczekiwanie na rozkosz zaraz wybuchnie, zalewając brukowany trotuar strumieniem jej podniecenia.

– Czy ty, D.A., wyrzekasz się szatana i gotowa jesteś na odkupienie swych grzechów przed obliczem Pana? – kapłan wzniósł rękę nad jej głowę podczas inwokacji.

Syknęła głośno, pochyliła głowę w jego kierunku, wlepiając w niego swoje czarne jak noc oczy . Przesunęła językiem po spierzchniętych wargach. Przez chwilę mruczała coś do siebie, jednak ciche przekleństwa dotarły do uszu kapłana. W końcu przesłała mu pełen lubieżności pocałunek.

– Nakazuję ci odejść! – krzyknął kapłan, machając kropidłem. Ciężkie krople święconej wody spadły na przeklętą.

Zaśmiała się chrapliwie, po czym wypchnęła biodra do przodu, prezentując swą kobiecość w całej okazałości. Kapłan cofnął się, zaś na jego miejsce wysunęli dwaj mnisi. Jeden z nich trzymał długi pejcz, drugi zaś ogromnego kamiennego fallusa. Wyrzeźbiony w jednym kawałku wapienia, dokładnie odwzorowywał każdy szczegół męskiego członka we wzwodzie.

Dziewczyna napięła mięśnie i na ile mogła rozłożyła nogi. Poruszyła biodrami w rytm jakiegoś mrocznego tańca. Przyzywała ich. Długo nie musiała czekać. Głośny świst zabrzmiał gdy cienki pejcz przeciął powietrze i spadł na jej piersi. Na skórze pokazała się delikatna pręga. Mnisi wiedzieli jak uderzać, by pejcz nie rozerwał skóry a okazał się wystarczająco bolesny. Gdy na brzuch dziewczyny spadał kolejny raz, drugi mnich rozsunął energicznie fałdki jej sromu, po czym wsunął w nią kamiennego penisa. Powoli centymetr po centymetrze twardy pal znikał w jej pochwie. Ryknęła, czując jak nieregularne krawędzie rzeźby drażnią jej delikatne wnętrze. Gdy tylko kamienny fallus niemal cały zniknął w jej wnętrzu, mnich odstąpił od dziewczyny.

Gawiedź w milczeniu przyglądała się, jak nieszczęsna próbuje utrzymać w sobie kamiennego członka. Jednak obfitość jej soków sprawiała, że przy każdym rozkurczu pochwy członek wysuwał się z jej wnętrza. Po chwili wypadł całkiem i spadając z wysokości metra, uderzył w krawędź trotuaru i przełamał na pół. Tłum jęknął w przerażeniu.

– Zatem nie przyjęłaś do siebie Pana – kapłan powrócił na swoje miejsce – chcesz nadal służyć szatanowi! Niech zatem będzie.

Odwrócił się w stronę ciżby i pochylił głowę. Spomiędzy ludzi wyszło kilkanaście barczystych postaci. Na co dzień służący pod wezwaniem Lorda Conrada, tego dnia pełnili znaczniej dostojniejszą rolę. Na bok poszły zbroje i odzienia i już po chwili cała najbliższa straż Lorda stała naga tuż przed dziewczyną. Ich przyrodzenia sterczały wysoko jak lance a zaciśnięte nieczułe usta wyrażały jedynie nieubłaganą litość.

– Skoro zatem chcesz służyć swemu panu szatanowi, niech zatem przyjmie ode mnie ten skromny podarek – kapłan zaśmiał się i skinął dłonią.

Mężczyźni doskoczyli do dziewczyny. Dwóch z nich na chwilę skryło się za kamienną płytą do której przymocowane były, krępujące dziewczynę łańcuchy. Dał się stamtąd słyszeć szczęk metalu i po chwili, przez nikogo nie podtrzymywana opadła na kolana. Zaraz potem czterech strażników schwyciło wielką płytę i obrócili ją w mgnieniu oka przeobrażając postuyment w kamienny ołtarz ofiarny. Dziewczyna spojrzała po otaczającyh ją, zwilżyła językiem wargi i wygięła ciało w pałąk, rozsuwając szeroko nogi. Jej ściśnięta szczelinka rozkwitła niczym dojrzała róża. Niejeden z gawiedzi poczuł w tym czasie ucisk w okolicach pobrzusza. Schowana w cieniu rosłej kobiety nastolatka mimowolnie sięgnęła ręką między uda. Pragnienie jakie tam zapanowało mogły ugasić tylko jej zwinne paluszki, którymi w ukryciu zaczęła się masturbować. Dostrzegła to czarownica i wbiła w nią swoje spojrzenie. Jakby pod jego wpływem, dziewczynak poczuła nieprzebraną chęć na dołączenie do orgii. Ledwo się powstrzymywała czując jak jej soki zalewają potargane onuce.

Na szczęście dla niej strażnicy przystąpili do swego dzieła. Jeden z nich wsunął się pod czarownicę i pomagając sobie dłonią wsunął swojego kutasa w jej anus. W tym czasie następny wspiął się nad przeklętą i dosiadł jej cipki. Kolejny ukląkł nad jej głową i wsunął swojego penisa w spragnione członka usta dziewczyny. Jej dłonie również znalazły swe przeznaczenie. Nawet pod pachami przesuwały się męskie członki. Przez chwilę wszyscy tkwili nieruchomo a potem jak na jakiś sygnał zaczęli się w niej poruszać. Jej jęki stłumione napierającym na gardło członkiem rozbrzmiały w ciszy zgromadzenia. Po chwili doszły do tego pomrukiwania i sapnięcia mężczyzn. Ci którzy się nie załapali przesuwali dłońmi po swoich przyrodzeniach, wpatrzeni w kopulującą grupę. Ostatnie, krwawo–czerwone promienie zachodzącego słońca padły na ołtarz, topiąc orgię w szkarłatnej poświacie. Wydawało się, że zewsząd bluzga krew siłujących się z nieczystą mężczyzn.

Kapłan spoglądał na orgię w milczeniu. Choć sam doświadczał uniesienia wolał nie dać po sobie poznać jak bardzo jest podniecony. Jednak sytuacja nie pozwalała na ukaranie dziewczyny w tajemnicy. Cudzołożnica musiała ponieść zasłużoną karę a najprostszym sposobem przekonania mieszkańców o jej winie było posądzenie o czary. I tak w jednej chwili ze spokojnej młodej kobiety, który znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie D.A. stała się czarownicą, służką szatana. W Anglii zapewne spłonęłaby na stosie, jednak stary  kontynent rządził się własnymi prawami. A zwłaszcza, ukryta wysoko w karpackich górach niewielka mieścina, którego jedynym błędem mieszkańców było tylko to, że się tam wprowadzili. Samozwańczy przywódca, Lord Conrad, sprawował twarde rządy, wszelkie niepodporządkowanie karając śmiercią lub torturami. O ucieczce nie było mowy. Wataha udomowionych wilków potrafiła wytropić każdego śmiałka, któremu przyszło do głowy opuszczenie ufortyfikowanego miasta.

– Aaach… – ryk strażnika wyrwał kapłana z zamyślenia. Pulsujący organ mężczyzny wyrzucał z siebie fontannę białej cieczy wprost na twarz czarownicy. Zaraz potem eksplodowali kolejni, czując wijące się pod nimi ciało dziewczyny, jej zaciskające się mięśnie i palce dłoni. Strumienie perłowego nasienia spływały po brzuchu dziewczyny, wyciekały spomiędzy jej ud i palców. Lecz nie dane jej było odpocząć. Ledwo tylko skończyli pierwsi strażnicy, przystąpili do niej kolejni, powtarzając ustaloną formację. Zdążyła tylko rozsmarować po sobie ich nasienie.

Mrok zapadł gdy ostatnia grupa mężczyzn dopełniła aktu. Kałuże spermy zdążyły już zaschnąć wokół ołtarza, jak i na jej ciele, pokrywając ją cienką skorupą, niczym membraną ludzkiej chuci. Zapalono pochodnie, które ustawiony w krąg wokół czarownicy. Kapłan uniósł ku górze zawiniątko, rozsupłał sznury i wydobył spomiędzy tkaniny, oprawioną w skórę księgę.

– Oto życie niewiernej! Słowo po słowie spisany każdy jej grzeszny uczynek! Od narodzin po dzień dzisiejszy, szare karty pergaminu wypełnione przerażającymi i odrażającymi aktami czarnoksiężkich praktyk!

Po tych słowach kapłan podszedł do ołtarza i złożył księgę na brzuchu czarownicy. Choć księga faktycznie zawierała opis jej życia nie było tam nawet wzmianki o jakichkolwiek czarach. Opisano w niej napad Lorda na położoną w dolinie wioskę, wymordowanie jej mieszkańców i wzięcie w niewolę dzieci i kobiet. Znajdował się tam szeroki ustęp o pięknej niewolnicy, która tak zawładnęła sercem Lorda, że darował jej wolność w zamian za wierność. Młoda kobieta zgodziła się i tak oto łoże Lorda, zajmowane dotąd przez ciemnoskóre nałożnice, przyjęło smagłą, szczupłą niewiastę o orzechowych oczach i ciemnych jak noc włosach. Wywodząca się z cygańskiej karawany miała w swojej naturze mrok i gorąc, które szybko opanowały zmysły Lorda. Przedkładając sprawy miasta spędzał z nią coraz więcej czasu, nie zauważając jak oblubienica zaczyna mu się wymykać spod kontroli.

A ona pozwalała sobie na coraz więcej. Choć dochowywała mu wierności w łożu, zapuszczała się coraz dalej od miasta aż któregoś dnia dotarła do ruin swojej dawnej wioski. Bolesne wspomnienia odżyły na nowo gdy zaglądała do spalonych wnętrz drewnianych chat. Postanowiła tedy wracać tam częściej, chcąc odbudować choć fragment, tworząc enklawę dla uciśnionych poddanych Lorda. Wkrótce pojawili się tam pierwsi osadnicy, którym jakimś cudem udało się uniknąć wilczej sfory i mrocznych strażników Lorda. Wśród przybyłych był pewien młodzieniec, w którego rysach twarzy dostrzegła znajome znaki. Okazało się, że jest on najmłodszym potomkiem uśmierconego przez Lorda przywódcy dawnej osady. Wspólna, smutna pamiątka z przeszłości przybliżyła tych dwoje do siebie. Spotykali się coraz częściej, aż którejś nocy zawitał do drzwi jej chałupki. Była to noc, której od dawna oczekiwała. Choć Lord chełpił się swą jurnością nigdy nie mógł zaspokoić swej oblubienicy. Tymczasem młodzieniec nim wniknął w rozpalone czeluście swej ukochanej rozpalił jej ciało do czerwoności. Długo wodził językiem po jej gładkim ciele, delikatnie pieścił płatki jej uszu i smukłą szyję, zatapiał się w jej ustach a dłońmi ściskał brodawki jej piersi. Niepomny na na jej naleganie przedłużał w nieskończoność subtelną grę wstępną, raz po raz łechcąc jej skarb. Usiłowała złapać go za przegub i wcisnąć w swoje łono za każdym jednak razem udawało mu się wyzwolić z uścisku i powrócić do pieszczot. Dyszała mu wprost do ucha – Weź mnie! Zerżnij mnie! Teraz! Już nie wytrzymam! – On jednak nadal jej nie słuchał.

Wreszcie gdy pierwsze drżenie przebiegło przez jej ciało, uniósł się nad nią, zerwał z siebie koszulę i spodnie, wydobywając sztywnego, twardego jak skała członka. Uniosła biodra do góry. Przez chwilę jeszcze wpatrywał się w jej ciało, po czym objął ją w pasie i nie celując wbił prosto w rozognione wnętrze. Jego ryk słychać było daleko poza łożem. Zaraz potem zawtórował mu wysoki jęk. Nie żałowali sobie. O nie. Posuwał ją rytmicznie, zgniatając w swych dłoniach jej niewielkie piersi, zaciskając na cudnej szyi a potem łapał za biodra i przyciągał do siebie. Usiłował wbić się w nią najgłębiej jak to możliwe, nie zważając na to, że wciska głowę dziewczyny w stos poduch u wezgłowia łoża. Zduszony jej jęk tylko jeszcze bardziej go rozochocił. Odchylił swe ciało do tyłu i zasłuchany w miękki odgłos spomiędzy jej ud przyspieszył. Finał nadszedł szybciej niż się spodziewał. Jednak z satysfakcją dostrzegł i u niej symptomy orgazmu. Gdy pierwsza struga nasienia wypełniła jej gorące wnętrze mięśnie jej pochwy zacisnęły się na członku nie pozwalając mu się wydostać. Przez chwilę posapywał, pompując do jej wnętrza kolejne porcje, czując jak za każdym wytryskiem jej ciało przeszywa spazm rozkoszy.

W końcu legli na łożu ciężko dysząc, wtuleni, wpatrywali w siebie roziskrzonymi oczami.

Tej nocy jeszcze nieraz dowiódł, że nie liczy się wielkość lecz wytrzymałość. Wyczerpani zasnęli nad ranem. Lecz gdy otworzyła oczy, nie leżała już na miękkim posłaniu ze skór lecz na kamiennej posadzce celi. Kapłan Lorda zawczasu dostrzegł poczynania oblubienicy swego pana i przez długi czas śledził ją, aż owej feralnej nocy zebrał niewielką armię i ruszył do doliny. Zastał tam dobrze już prosperujące miejsce, które w jego mniemaniu mogłoby w przyszłości stać się zarzewiem do buntu. Mroczne postacie, cicho jak duchy opanowały wioskę, mordując śpiących mężczyzn, dusząc ich w ich własnych łożach. Nie szczędzono też kobiet i dzieci. Tym razem nie chciano popełniać poprzednich błędów. Spoczywający w objęciach kochanki młodzieniec zdążył tylko otworzyć oko gdy spadł na niego cios. Ogłuszony ciężkich obuchem został wywleczony na zewnątrz i zawieszony na linach. W tym czasie Kapłan przytknął do nosa dziewczyny szmatkę nasączoną tajemnym wywarem sprawiając, że nie obudziła się podczas krępowania i załadunku na wóz. W drodze do miasta kapłanowi towarzyszyło tylko dwóch żołnierzy. Reszta zajęła się plądrowaniem osady oraz jej podpaleniem. Nad ranem czarne opary gryzącego dymu spowiły otaczający osadę las. Pośrodku pożogi wisiał, rozciągnięty na linach, oskórowany kochanek Lordowskiej oblubienicy. Umierając w potwornych męczarniach błagał stojących w półokręgu mężczyzn o szybką śmierć. Jednak mściwi żołnierze głusi byli na jego nawoływania. Pozostawili go jęczącego, zdanego na pastwę drapieżników, które niedługo po odejściu strażników rzuciły się na swoje ofiary. Wrzask konającego mężczyzny słychać było daleko.

W tym czasie dziewczyna została już zbudzona. Do jej celi zszedł sam Lord. Przez chwilę w milczeniu przyglądał się niewiernej, w końcu wyszarpnął zza pazuchy cienki sztylet i zamierzył się do jej serca.

– Panie! – Kapłan w mgnieniu oka znalazł się między nim a ofiarą – wszyscy wiedzą, że ta dziewczyna była ci nieposłuszna. Jeśli uśmiercisz ją tutaj to tylko wzmocni niechęć mieszkańców do ciebie.

Lord zawahał się. Już nieraz kapłan dowiódł swojej mądrości, jednak jego złość na kobietę była tak ogromna, że niemal przyćmiła jego zdrowy rozsądek.

– Odsuń się starcze bo i ciebie ugodzę! – syknął rozjuszony.

– Panie! Pozwól mi się tym zająć. Sprawię, że mieszkańcy znów zwrócą na ciebie swoje oczy a ta niewierna zostanie przez nich wyklęta.

– To znaczy? – Lord opuścił śmiercionośny szpic, gotów jednak w każdej chwili zatopić go w sercu ofiary

– Ogłosimy, że była czarownicą, służką szatana, diabła. Że oddawała się odrażającym praktykom, dopuszczała się cudzołóstwa, kanibalizmu i innym przerażającym aktom. Panie! Ludność jest ciemna i wystarczy słowo kapłana, by uwierzyli…

Lord przez chwilę milczał, jakby ważąc zasłyszane słowa. W końcu uśmiechnął się szatańsko, schował sztylet i rzekł, klepiąc starca po ramieniu;

– Zatem zgoda. Ale nim umrze ma być poddana torturom. Takim, jakie są je właściwe.

Ostatnie słowa Lorda, poparte przyłożoną do przyrodzenia dłonią, rozjaśniły oblicze starca.

– Będzie jak sobie życzysz panie.

– Teraz, gdy odpokutowałaś za cudzołóstwo i zdradę przyszedł czas na pojednanie się z Panem! – zakrzyknął kapłan odwracając się do tłumu – Ciało tej kobiety splamione zostało szatańskim nasieniem i żadna ziemska siła nie jest w stanie oczyścić jej z grzechu. Jednak Pan nasz najwyższy Przyjmie ją do siebie i nanaczy na jej czole znak, który odgoni wszelkie moce nieczyste.

Spojrzał na przerażone oczy dziewczyny. Uśmiechnął się złośliwie i wyszeptał, lecz w zalegającej ciszy głos poniósł się w dal.

– Czas nadszedł, byś przywitała się z twym stwórcą.

– Nie! – wrzasnęła na widok pochodni zbliżającej się do jej ciała. Rowki w kamienny ołtarzu wypełniły sie oliwą, która skapywać poczęła na trotuar. Kapłan zamknął oczy i rzucił pochodnię wprost na księgę. Zapłonęła zielonym blaskiem. Po chwili ogień zajął całą postać.

– Nieeeee! – krzyczała w przerażeniu.

– Nieeeee!

Jej głos w niewielkiej sali zabrzmiał jak dzwon gotyckiej katedry. Ubrany w biały fartuch mężczyzna doskoczył do fotela. Czym prędzej zdjął przysłonę z twarzy kobiety i odczepił sondy przymocowane do jej głowy. Najdelikatniej jak mógł wybudzał ją, jednocześnie odczepiając kolejne klamry na jej ciele.

– Nie… – Jeszcze przez moment pojękiwała. Po chwili zaczęła coś mamrotać.

W końcu otworzyła oczy. Rozejrzała się niewidzącym wzrokiem po sali aż w końcu jej spojrzenie padło na mężczyznę, przycupniętego przy jej fotelu.

– Gdzie…? – zaczęła, lecz już po chwili sobie przypomniała. Wyraźna ulga na jej twarzy sprawiła, że mężczyzna odetchnął spokojniej.

– Co się stało? – spytał, kładąc rękę na jej ramieniu.

– Miałam zostać… cholera! Ten sadysta mnie podpalił! – rzuciła gniewne spojrzenie w kierunku postaci w oddali. Przymocowanego w półleżącej pozycji mężczyznę spowijały kable, identyczne jak te, które właśnie odczepiał z jej ciała pracownik firmy – skurwysyn…

– Spokojnie. To tylko wizualizacja – pracownik firmy usiłował uspokoić drżącą kobietę. Małą ołówkową latarką zaświecił jej najpierw w jedno potem w drugie oko i nie dostrzegając żadnych poważnych symptomów pozwolił jej zsunąć nogi z fotela. Bez słowa wstała i odeszła w kierunku garderoby. Jej nagie ciało nosiło na sobie ślady ostatnich sześćdziesięciu lat jednak dawna gibkość i uroda nadal była widoczna.

Pracownik westchnął ciężko. Podłączył Visual do dysku i ściągnął dane ostatniej wizualizacji. Ich sprawdzenie pozwoli w przyszłości uniknąć podobnych sytuacji. Przynajmniej taką miał nadzieję.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Gregu,

udowadniasz, że Jądra Ciemności nie trzeba szukać w Kongo ani w Kambodży. Wystarczy spojrzeć na zagubione w Karpatach miasta oraz wioski… Religijny fanatyzm tłumów spleciony z indywidualnym szaleństwem mocnego człowieka wszędzie może stworzyć piekło na ziemi.

Swoim zwyczajem snujesz niezwykle sugestywną wizję, zamkniętą w bardzo niewielu słowach. Szczerze zazdroszczę Ci tej iście spartańskiej zwięzłości.

Zakończenie zaskakujące, jak często ma to miejsce w Twoich e-fraszkach. Trochę wyjaśnia ową ilustrację, którą wybrałeś do tego tekstu (nawiasem mówiąc, całkiem udaną).

Pozdrawiam serdecznie, czytelniczo ukontentowany.

M.A.

Nooooo Grześ…

Jak zwykle po przeczytaniu brakuje mi słów… zajebiste, że tak się wyrażę 😀

Pozdrawiam 🙂

M.P.

A ja właśnie zauważyłem, że fraszka Grega to już 190 dzieło na naszej stronie. Rozwija się nasza Najlepsza, rozwija się 🙂

M.A.

190 to żadna liczba. Magii w niej ani ciut ciut… Poczekajmy do 200 i zobaczmy wynikłe wtedy koniugacje…

A wracając do opowiadania – w zasadzie miałem na początku umieścić odpowiednią adnotację ale doprawdy, w tym upale, trudno mi jednoznacznie stwierdzić czy też to co zamierzałem zamieścić spełniłoby się. Niemniej chciałem to krótkie opo w podzięce dedykować Pewnej Pani, która w jakiś zupełnie dla mnie nieznany sposób spowodowała chęć przysiędnięcia 4 liter i napisania powyższego. Mało tego. Sprawiła, że kolejna e-f wykluwa się całkiem sprawnie i może wkrótce ujrzy światło dzienne. Ta Pani wie o kim mowa…:P

Przy okazji – Megasie – rękawicę odłożyłem na półkę. Na chwilę obecną chyba jednak pozostanę z moją "spartańską zwięzłością" i nie będę robił podchodów w kierunku Helladzkiej rozwiązłości…:D

Pozdrawiam
MRT

Prawdziwa liczba to będzie 250. Ćwierć tysiąca – jest w tym jakaś magia!

W takim razie z niecierpliwością czekam na Twą kolejną fraszkę i ronię łzę nad epicką opowieścią, którą szykowałeś, by zmierzyć się w moimi hellenikami. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze do niej wrócisz 🙂

Pozdrawiam
M.A.

" przyjęło smagłą, szczupłą blondynkę o orzechowych oczach i ciemnych jak noc włosach. "
Wyzuwam lekkie niezdecydowanie

Maje – brawo ale pasztet… 😀 no dobra – nie sprecyzowałem gdzie blond a gdzie ciemne…:P

Pozazdrościć wyobraźni, Greg 🙂 Fabuła niestety przywołuje niechlubne zdarzenia, które miały miejsce dawniej, najdawniej, podobne rozgrywają się dzisiaj i będą rozgrywać w przyszłości. Innymi słowy wspomniał o tym Megas.

Podobało mi się! Dobra robota Gregu! Mroczne, mokre, śliskie, brutalne i krwawe a jednocześnie nieszkodzące nikomu 😉 Patent matriksowy zawsze smaczny i zdrowy.

Znalazłem ze dwie literówki i jedną językową nieładność, były to błędy na tyle małe, że zrozumiałem o co chodzi 😉
"Uśmiech starca przypominał grymas gargulca. I takie zresztą były jego zamiary."

Uśmiech starca przypominał grymas gargulca. I takie zresztą były jego zamiary." Ja też wyłapałem te zdanie, ale uznałem je za żart językowy – dopuszczalny i zabawny 🙂 Mnie zastanawia bardziej gra liter. Na rysunku jest A.D a w tekście występuje kombinacja D.A. Czy to ma jakiś związek? Rzecz nieistotna ale zafrapowała.

Wszystko co o czarownicach budzi moje zainteresowanie. Nie jest to fetysz ale prawie…

Dobra opowieść i ciekawy pomysł – dla mnie to jednak dopiero scenariusz, zbiór faktów, wyczerpujące sprawozdanie. Słowo pisane tym się różni od filmu, że zagłębia widza w świat emocji bohaterów – nie tak łatwy do pokazania samymi obrazami. Dlatego właśnie ludzie często mówią, że książka była lepsza od ekranizacji. Tych emocji mi tutaj zabrakło.

Pisane pod wpływem chwili i takiej jednej :P, w niespełna jeden wieczór – jak większość fraszek stanowi tylko kąsek, w których często trudno o rozbudowaną fabułę, emocje etc. Ale… wezmę pod uwagę 😉
Dziękuję za opinię

Pozdrawiam
MRT

Żeby moje oceny nie były oparte na zaledwie dwóch opowiadaniach, z których jedno (jak zrozumiałem) miało być pastiszem a drugie całkowitą klęską, sięgnąłem do reszty Twoich tekstów. Zacząłem od wcześniejszych części Visuala.

Widzę doskonałe inspiracje – wspomniane wcześniej Trzy stygmaty.., Matrix, czy choćby Switch to tylko niektóre z serii sci-f, wykorzystujące motyw maszyn do kreacji wirtualnych światów. Jak rozumiem to miała być Twoja porno-wersja tego nurtu.

Spójrzmy na pomysł. Visual to świat w którym spotykają się ludzie podpięci do wykreowanej rzeczywistości. Jeśli tak, to zastanawia mnie sposób narracji. Gdyby była linearną wersją zdarzeń widzianych przez osobę wpiętą w system z ewentualnymi interakcjami pomiędzy innymi „wpiętymi” można byłoby to kupić. Tymczasem jednak pojawiają się tu osoby trzecie, które są (chyba) stałymi „mieszkańcami” Visuala. Często wydarzenia z którymi osoby „wpięte” nie mają nic wspólnego, stają się równoprawnymi wątkami opowiadania. Pozwalają zachować zasadę przyczyny i skutku w całym opowiadaniu, ale są zaprzeczeniem głównego założenia, pomysłu fabularnego.

W mojej ocenie to po prostu błąd wynikający z braku całościowej koncepcji. Chyba, że okaże się, że zarówno gargulcowaty starzec, kapłan, mnisi, strażnicy, Lord Conrad, onanizująca się dziewczyna, i postacie z kolejnej części to po prostu powpinani inni uczestnicy Visuala. Ale pojawia się problem. Jak wytłumaczyć, czemu ktoś miałby pełnić podrzędną rolę w tym świecie, skoro daje się „wpiąć”. Przecież żyjąc alternatywnym życiem wolimy być młodzi, piękni i bogaci, niż biedni, brzydcy i starzy. Oczywiście można to zbyć milczeniem i ciągnąć opowieść z założeniem, że są to elementy świata Visual ale powraca tu pytanie o założenia osoby piszącej.
Wydaje się, że tych założeń po prostu zabrakło.
W innym przypadku narracja powinna być zbudowana całkiem inaczej. I z opowiadania rozwleczonego na kilka części otrzymalibyśmy jedną – długie – zwartą treściowo opowieść. Widzianą czy to z punktu widzenia jednej osoby (głównej bohaterki) czy kilku postaci (wchodzących ze sobą w interakcję).

Jest jeszcze inne możliwe założenie – że wszystko to dzieje się w szpitalu psychiatrycznym, Visual jest metodą terapeutyczną dla pacjentów oddziału zamkniętego, a osobą kryjącą się pod pseudonimem DA jest podstarzała pani doktor, która zamiast prowadzić leczenie, spełnia swoje erotyczne wizje.
To mogłoby tłumaczyć powtarzalność tych samych scen i zachowań.
Oczywiście opisy erotyki wołają o pomstę do nieba.

Ani to interesujące, ani podniecające, ani wiarygodne.

PS
Opublikowanie opowiadania z błędami, które podkreśla każdy edytor tekstu jest brakiem szacunku dla czytelnika.

Szału może nie ma, ale nie ma też tragedii, którą zwiastują komentarze Barmana.

Nie urzekło mnie – nie jest to poziom Lulu – sky (mojego ulubionego, Twojego autorstwa) ale nie jest źle. To co w niektórych Twoich opowieściach jest wyczuwalne, to pośpiech. Pisane w jeden wieczór – ok, bardzo dobrze, ale nie "odleżane". Tekst potrzebuje czasem czasu, żeby "dojrzeć". Po jakimś czasie, wystarczy tydzień lub dwa, wychwytuje się samemu pewne błędy, uzupełnia się luki logiczne czy fabularne. A korekta zawsze jest potrzebna – bo autor nie widzi pewnych niedociągnięć, lub tak polubi swoje błędy, że ciężko mu się z nimi rozstać (ja tak mam ;). Poprawiać wszystkie błędy podkreślone w edytorze – to są rady słuszne i w pozbawione złośliwości.

Akcja pędzi, wydarzenia ścigają wydarzenia, a przez to ciężko było mi się identyfikować z postaciami, w tym przede wszystkim z główną bohaterką, której uczuć nie poznajemy. Lubię opowieści z nutką historii czy szeroko rozumianej "magii", ale o wiele bardziej przemówił do mnie Twój poprzedni tekst osadzony w Krakowie.

Odnośnie krytyki – choćby była najostrzejsza – przeczytać, zastanowić się, wyciągnąć wnioski – to najważniejsze. Ale nie przejmować się na wyrost. Opowiadanie ma średnią 4.6 – uważam, że całkiem niezłą, oceniało 11 osób, część pewnie spoza naszego grona, czyli ta historia znalazła swoich fanów. Przypadła części osób do gustu na tyle, by wystawili piątkę.

Barman – sprawdź czy nie ma ciebie w kiblu, gdzie walisz gruszkę wspominając sobie chore podniecenie jakie sprawia ci krytyka, którą uprawaisz bez ładu i składu. Patrz krytycznie na siebie i swoje wypociny, potem krytykuj innych. W dupie byłeś, gówno widziałeś – tyle samo wiesz!

Byłem, widziałem, wiem – nie było mnie tam… i jak tu żyć, no jak żyć…?

Witam

Nie bardzo wiem co mnie ugryzło w dniu, w którym zapoznałem się z komentarzem B-R odnośnie drugiej części Visual`a. (Abstrahuję od sposobu podania – to nadal mi się nie do końca podoba). Nie miałem wtedy okresu. W zasadzie jak dotąd to nie miałem żadnego – najwyraźniej moje jajeczka nie chcą mnie opuszczać. Małż też systematycznie spełnia małżeńską powinność. Może zjadłem coś niestrawnego a mdły deser podany przez B-R dobił ostatecznie. W sumie to nie wiem. Albo raczej wiem. Że nie wiem…

Moje opowiadania nacechowane są (wielokrotnie) różnymi psychicznymi odchyłami, co zresztą jako artyście przypisuję sobie bardziej in plus, bohaterowie bywają niezrównoważeni, nie(z)rozumiani, scenerie przedstawione jednym machnięciem pędzla, każą w większości przypadków domyślać się swego wyglądu. To może zniechęcać, głównie tych którym podobają się sytuacje opisane z pedantyczną dokładnością. Mam nadzieję jednak, że są też tacy, którym moje niedomówienia/niedopisania się podobają. Jakkolwiek by jednak komuś się nie podobały nie ma powodu, by takiego nienajedzonego obrażać. Zatem kierując powyższe słowa do Anonimowego, jak i innych, którym zachciałoby się wstawić podobny zgryźliwy docinek – bardzo proszę; nie róbcie tego. Już wolę opinię, że moje opko jest do dupy, niźli odsyłanie tam któregokolwiek z komentatorów 😉

A jeszcze co do tutejszego komentarza B-R – cieszę się, że podjąłeś się próby interpretacji koncepcji. Nie zdradzając jednak dalszego ciągu, mogę Cię zapewnić, że jest jeszcze wiele rozwiązań i mam zamiar zaplątać je tak mocno, że albo w końcu Ci się spodobają albo przestaniesz udawać zdystansowanego i puścisz pawia. Pośredniej opcji nie ma 😀

Z jednym muszę się wszak zgodzić, co mnie gryzie do dziś – pospieszyłem się z publikacją drugiego Visual`a. Pierwszy był e-fraszką i, jak pozostałe, mógł zostać jedynie jednoodcinkowym tekstem. Spodobała mi się jednak koncepcja oraz inne możliwości jakie otworzyły się przede mną.

A erotyka jest moja. MRT_Greg`a. Nie Megasa, nie Rity, nie Foxm`a. Moja. I rozwija się (czasem szybciej, czasem wolniej) po eMeRTowsku :p. G. Masterton też zaczynał od tekstów do czasopism. (choć może się wydać bluźnierstwem, że pozwalam sobie wspomnieć jego osobę przy moim mikroskopijnym dorobku)

**********
– Opublikowanie opowiadania z błędami, które podkreśla każdy edytor tekstu jest brakiem szacunku dla czytelnika.

Będę musiał podać swój edytor tekstu do sądu. Za takie traktowanie czytelnika należy mu się co najmniej solidny kop w jaja.
**********

Pozdrawiam
MRT

Napisz komentarz