Blondynka według Rity  3.47/5 (24)

22 min. czytania

Drodzy Czytelnicy!

To opowiadanie jest początkiem serii opowiadań o blondynkach. O tym, że mężczyźni wolą blondynki mówiła już boska Marilyn. Czy to prawda? Nie wiem, mężczyzną nie jestem. Ale faktem jest, że kobiety o złotych włosach zawsze były niezwykle inspirujące.

Przedstawiam Wam zatem moją Blondynkę. Mam nadzieję, że pozostali autorzy pójdą w moje ślady i zaprezentują własne „wariacje na temat”. A temat jest pojemny.

Korzystając z okazji, na wstępie mojego pisania 😉 chcę serdecznie podziękować Karelowi za pomoc w obróbce tekstu i inspirację! Bez jego ingerencji odpłynęłabym z pewnością na szerokie wody stylu prosto z harlekinów. A tak mam nadzieję, że udało się powstrzymać moje dzikie zapędy. Przynajmniej w większości.

Zapraszam do lektury!

Rozwód był z tych paskudnych. Lała się krew i pomyje. Niemal dosłownie. Zdjęcia gołych sutków zalegały na sędziowskim stole, przemieszane z niezwykle pikantnymi, acz pozbawionymi polotu rozmowami z komunikatorów internetowych. Strony, przekonane o swoich racjach, walczyły na śmierć i życie o orzeczenie o winie. Jednym słowem syf.

Nie miałby takiej frajdy z uczestnictwa w tej rozprawie, gdyby nie ona. Mimo ostrzeżeń kumpla, z którym była kiedyś na szkoleniu, że na żywo wygląda jeszcze lepiej niż w małym ekranie telefonu i tak wrażenie zwaliłoby go z nóg. Gdyby stał oczywiście. Na całe szczęście siedział, niezbyt wygodnie co prawda, bo ławy były drewniane i za wysokie, ale jednak. Rzeźbione siedziska były zbyt pretensjonalne, jak na jego gust, ale przecież to nie on tu rządził.

Wkroczyła na salę wdzięcznym, lekko kołyszącym się krokiem z olśniewającym uśmiechem na twarzy, który odsłaniał równe, białe ząbki. Miała w sobie coś z Marylin. To “coś” ciężko było określić. Na pewno posiadała jej figurę. Niewysoka, przyjemnie zaokrąglona w najbardziej odpowiednich miejscach, talię miała wąską prawie jak u Scarlett O’Hary. Umalowane jaskrawoczerwoną szminką usta tylko potęgowały wrażenie. Oczy były jednak inne. Ciemne, chyba czarne, albo takie się jedynie wydawały, ocienione długimi rzęsami. No i włosy w kolorze blond. Ale nie był to kolor platyny. Raczej ciemnego złota, albo bogatego, gęstego miodu. Lśniły przy każdym poruszeniu uroczej głowy. Luźne loki sięgały ramion, uwydatniając zgrabną linię szyi.

Ubrana była w białą, letnią sukienkę z miękkiego, lejącego się materiału. Aż chciałoby się dmuchnąć od spodu strugą powietrza, by sprawdzić, czy będzie umiała przytrzymać ją tak samo zalotnie jak słynna blondynka. Założyłby się, że nie odbiegłaby daleko od oryginału. Na wierzch narzuciła zgrabny żakiet. Stopy w jasnych, cielistych sandałkach na niewysokim obcasie prezentowały się niezwykle powabnie.

Nie nosiła togi. Kiedy się przedstawiła sądowi, poznał powód. Odbywała jeszcze aplikację. Nie była z tych wyszczekanych, bezczelnych gówniarzy bez skrupułów miażdżących przeciwnika. Miała w sobie jakąś niezwykłą delikatność i takt. Mógł ją zniszczyć. Kilkoma sprytnymi pytaniami obnażyć jej braki. Ale nie potrafił.

Podłożył się zupełnie. Byle tylko na koniec, podczas ogłaszania przez sąd jego spektakularnej porażki zobaczyć jej pełen satysfakcji uśmiech. „Jesteś żałosny!”, jego ego wrzeszczało, lecz kneblował je tworzonymi na poczekaniu apetycznymi wizjami.

Kiedy wyszli z sali, wściekła jak osa klientka, burknęła tylko suche „do widzenia” na co on krzyknął jedynie, że będzie składał wniosek o uzasadnienie. I stanął na środku korytarza czekając, aż ona skończy rozmowę z klientem. W pewnej chwili zdał sobie sprawę, że wpatruje się w to zjawisko z niezmiernie głupim wyrazem twarzy. Przy jego warunkach fizycznych było to niewybaczalnym grzechem. Gdy odprawiła, z lekkim westchnieniem ulgi, upierdliwego powoda, chrząknął.

Wtedy na niego spojrzała. Tak jakby zobaczyła go po raz pierwszy. Wzrok miała lekko zaskoczony, ale po chwili jej twarz rozjaśnił uśmiech. Tak promienny i uwodzicielski zarazem, że nagle poczuł, jak pętla emocji zaciska się wokół niego, odbierając oddech. Nie był przyzwyczajony do takich spojrzeń i takich uśmiechów. Ruszył niezbyt zgrabnie, nawet jak na niego i podszedł, wyciągając dłoń w geście powitania. Uścisk miała ciepły, zdecydowany, ale delikatny. Wciąż patrzyła mu w oczy.

– Czemu mi się tak przyglądasz? Czy coś ci we mnie nie odpowiada?

– Wręcz przeciwnie – zaśmiała się wesoło – Darzę aktora, do którego jesteś niezwykle podobny, ogromną, platoniczną miłością.

– Platoniczną? Rozumiem, że wolałabyś poprzestać na uczuciu nieskonsumowanym? – zaryzykował, dziwiąc się swoją śmiałością.

– Nie. – Jej śmiech był zaraźliwy. – Po prostu dzieli nas ocean…

– A gdyby nie dzielił…? – rzucił bez namysłu, żałując pytania, już w chwili kiedy je wypowiadał.

– A potrafisz to sprawić…? – zapytała niskim, zmysłowym głosem, przyglądając się jego twarzy badawczo. Musiała zauważyć rumieniec, który zabarwił mu policzki. – Nie jesteś z naszego miasta. – Po przedłużającej się chwili raczej stwierdziła, niż zapytała, bo w niewielkim światku prawniczym prowincjonalnego powiatu wszyscy wszystkich znali. – To może masz ochotę na powitalną kawę?

Nie wierzył w to, co się dzieje. Ale zdawał sobie sprawę, że trafia mu się szansa jedna na milion, więc uśmiechnął się, potakując. Gdyby mógł, podałby jej ramię. Ale nie mógł, więc jedynie wskazał dłonią drzwi kończące korytarz i rzekł:

– Zapraszam w takim razie. – Znowu uśmiechnęła się tak, że serce zabiło mu jak szalone.

– Dziękuję, z przyjemnością.

Kiedy już opuścili elegancki budynek sądu i wyszli na chodnik, gęsty od spieszących w obie strony tłumów, nachyliła się lekko w jego kierunku i powiedziała:

– Zapraszam cię do mnie na tę kawę. Zapewniam, że jest mniejszy ścisk i o wiele lepszy widok niż tutaj. To bardzo blisko, tylko kilka przecznic. Możemy wziąć taksówkę. O! Tu blisko jest postój! – Pociągnęła jego dłoń, tak że musiał niemal biec i wsiedli do pierwszego zaparkowanego samochodu.

Nie lubił niespodziewanych zdarzeń. Z doświadczenia wiedział, że zazwyczaj nie niosą ze sobą nic dobrego. Ale nie potrafił się jej sprzeciwić. Czuł się jak we śnie, siedząc obok olśniewającej kobiety, która zerkała na niego z zainteresowaniem, muskała jego dłoń, opowiadając jakieś błahe historie.

Nie zdawała sobie sprawy z tego, że zapamiętywał każdy jej dotyk. Że nawet najbardziej subtelne otarcie dłoni o dłoń znaczyło jego skórę niezmywalnym śladem.

Miała rację. Szybko dojechali na miejsce i znaleźli się przed długim szeregiem wysokich secesyjnych kamienic. Weszli przez eleganckie drzwi, przeszli przez długi hol wyłożony zabytkową, mozaikową posadzką i wdrapali się na najwyższe piętro. Szło mu się ciężko, nogi bolały, ale rekompensował mu to widok kroczącej dwa stopnie przed nim kobiety.

Apartament go zaskoczył. W ogóle nie odpowiadał jego uprzednim oczekiwaniom. Mieszkanie było nieduże, dużo mniejsze niż się spodziewał. A może po prostu adekwatne do potrzeb jednej osoby. Nie skrywało luksusów. Wystrój miało nieco staroświecki, wszędzie panował lekki rozgardiasz. To też go zdziwiło. Nie stwierdził kurzu, czy zaniedbania, bynajmniej. Ale nie było to sterylne pomieszczenie prosto z dizajnerskiej sesji w magazynie dla pań. W tym domu ktoś mieszkał i czuł się w nim dobrze. Sam także odczuwał przytulność i kobiecy charakter wnętrza. Kiedy zauważył przewieszoną przez poręcz krzesła satynową halkę, chrząknął zakłopotany i podszedł do drzwi balkonowych.

Widok wywarł na nim ogromne wrażenie. Całą ścianę w salonie połączonym z aneksem kuchennym zajmowały wysokie, drewniane okna, przez które widać było park. Lato w pełni sprawiło, że zieleń drzew, krzewów i trawy wydawała się soczysta, nasycona. Słońce świeciło mocno, po niebie sunęły leniwie białe puchate obłoczki. Otworzył sobie drzwi i wyszedł na zewnątrz. Balkonik był niewielki, ale mieścił się na nim stolik i dwa nieduże fotele.

Kobieta w tym czasie, w urzekającym pośpiechu próbowała doprowadzić lokum do stanu, który odpowiadałby jej poczuciu porządku. Wykonując kilka czynności na raz, nastawiła ekspres do kawy, który buczał teraz i roznosił w pomieszczeniu przyjemny aromat. Mężczyzna przyglądał się blondynce z uwagą.

– Nieczęsto przyjmujesz gości? – zagaił.

– Zazwyczaj nie zapraszam nowo poznanych osób – odparła ze śmiechem – Dla ciebie robię wyjątek. A pozostali, którzy mnie odwiedzają, są przyzwyczajeni do tego bałaganu – Zakreśliła ręką duże koło w powietrzu.

– Mi też to nie przeszkadza. Czuję się tu dobrze… A to rzadko się zdarza.

– Dziękuję. – Rozpromieniła się, trzymając w dłoniach zauważoną przez niego wcześniej koszulkę – To jednak wyniosę do sypialni, jeśli pozwolisz.

Kiedy wróciła do salonu, zastała gościa przy dwóch portretach wiszących nad niedużą, stylową komodą. Obrazy przedstawiały twarze mężczyzn.

– Sama malowałaś?

– Tak – odparła, spoglądając na to co on.

– Byłaś z nimi blisko?

– A o jaką bliskość ci chodzi? – zapytała. Nagle zorientował się, że jego pytanie mogło być odebrane przez nią jako zbyt wścibskie. Albo zbyt osobiste.

– Tak ogólnie…

– Nie przespałam się z nimi, jeśli to miałeś na myśli. – Znów się zarumienił, pod wpływem jej słów. Bujna wyobraźnia zawsze bywała dla niego przekleństwem, szczególnie odczuł to w tej chwili, gdy zdradliwie podsunęła mu obrazy nagiej, spoconej po miłosnych igraszkach blondynki, z lekko rozmytym makijażem i błogim wyrazem twarzy. – Ale byliśmy blisko. – Ponownie się roześmiała, zostawiając go z parującą fantazją podsyconą niejednoznaczną odpowiedzią.

Płynnym krokiem, lekko bujając biodrami, przeszła do kuchni po kawę. Kiedy wróciła, usiedli na balkonie, wpatrując się w czerwone dachy sąsiednich kamienic i zieleń drzew.

Rozmowa toczyła się zaskakująco swobodnie, przynajmniej dla niego. Kobieta była wspaniałą rozmówczynią. Mężczyzna znał się na ludziach, ale ta dziewczyna co i raz zadziwiała go swoimi trafnymi spostrzeżeniami i dowcipem. Wdzięk i subtelność potrafiła płynnie łączyć z gorszącą wręcz dosadnością. A przede wszystkim oszałamiała urodą.

Zauważył także, że patrzyła na niego inaczej. Długo nie mógł zrozumieć, co takiego innego kryje się w tym spojrzeniu. Bo przecież miał przyjaciół, bywał czasami z kobietami, ale nikt nie spoglądał na niego w taki sposób. Tak bezpośrednio, niemal kokieteryjnie, słodko.

Kiedy niebo zabarwiło się już purpurą od ostatnich promieni słońca, zrozumiał. Ona patrzyła na niego jak na mężczyznę. Tak jak kobieta na samca. “Nie. To niemożliwe…”, pomyślał, potrząsając głową.

– O czym myślisz? – zapytała, unosząc koniuszkami palców jego brodę. “Gdyby tylko wiedziała, co ten dotyk robi ze mną…”, przemknęło mu przez myśl.

– O twoim spojrzeniu… – powiedział cicho.

– Co w nim jest takiego niezwykłego?

– To, że patrzysz na mnie jak na faceta.

– A nie jesteś nim? – Zbliżyła się niebezpiecznie blisko. Mógł już poczuć aromat jej ciała, dyskretną nutę kwiatowych perfum i lekką, przyjemną woń potu. I coś jeszcze. Ledwo wyczuwalny zapach kobiety.

– A jestem? – zapytał gorzko.

– Możemy to sprawdzić – mruknęła. Mężczyzna nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. Miał wrażenie, że bierze udział w kiepskim żarcie, albo w tanim romansidle dla zdesperowanych kur domowych.

– Możemy… – Przesunął opuszkami po delikatnej skórze jej skroni. Nie odsunęła się, co dodało mu pewności siebie. Uniósł się lekko w fotelu i delikatnie ucałował jej usta.

– Ale nie dzisiaj… – odpowiedziała, mrugając do niego zalotnie.

– Hmmm? A to niby czemu? – Nawet jeśli był to żart, to wolał, żeby jego puenta nadeszła jak najpóźniej.

– Nie chodzę do łóżka na pierwszej randce.

– To jest randka? Trzeba było od razu mi powiedzieć, przyniósłbym kwiaty na rozprawę.

– Kwiaty są pretensjonalne.

– To wino, książkę… cokolwiek.

– Twoje towarzystwo było dla mnie najmilszym prezentem. Dawno tak przyjemnie nie spędziłam czasu. – Pogładziła jego przedramię, a potem musnęła usta. Jej miękkie wargi pachniały malinami. – Chodź… Musisz już iść… bo moja silna wola może okazać się za słaba… – Ponownie go pocałowała. Tym razem dłużej przyciskając usta i wysuwając nieśmiało język.

Nie chciał wychodzić. Nie w takim momencie, kiedy noc zapowiadała się tak ciekawie, a droga do domu była daleka. Kiedy więc zaprowadziła go do przedpokoju i zbliżyła twarz by złożyć pożegnalnego buziaka na jego policzku, wsunął dłoń w złote włosy, przeczesując opuszkami miękkie pukle. Palce miał krótkie, ciepłe i twardawe. Przyjemnie drażniły skórę dziewczęcej głowy, wywołując dreszcz podniecenia. Ustami przywarł do jej ust, zgniatając je niczym dojrzałe wiśnie. Wpijał się, kąsał i lizał mocno. Po męsku. Nie były to łapczywe całusy nastolatków, tylko długi, namiętny, obiecujący bardzo wiele pocałunek.

– Czy z tamtymi było ci równie dobrze? – Wskazał na portrety w salonie i wyszeptał prosto w jej ucho, przyciągając głowę kobiety zdecydowanym ruchem.

– Nie… – odpowiedziała cicho. Nogi jej drżały, a w głowie wirowały purpurowe strzępki myśli.

– Nie kłamiesz?

– Czy wszystko trzeba ci powtarzać? Nie możesz nic zostawić niedomówieniom?

– Lubię słuchać takich słów.

– Nie wolisz, kiedy słowa przechodzą w czyny? – Położyła dłoń na wypukłości ukrytej w spodniach. To co poczuła, bardzo ją zaskoczyło. Nie spodziewała się u kogoś jego postury takich atrybutów.

– To co… – zamruczał. – Nie zmienisz zdania?

– Nie… – Liznęła płatek jego ucha, po czym ukąsiła małżowinę zostawiając czerwony ślad. Zadrżał i westchnął.

– Szkoda… Bo bardzo chcę cię zerżnąć…- Zagrał va banque, ale czuł że może wygrać.

– Mam nadzieję. – Uśmiechnęła się figlarnie, przechylając uroczo głowę. Żeby to zobaczyć, musiał wysoko zadrzeć brodę, ale spodobał mu się ten widok, bo na jego twarzy zagościł uśmiech zadowolenia.

– To chociaż daj mi swój numer telefonu. – Jego niski głos brzmiał tak pociągająco, że kobieta skupiała całą swoją siłę woli, by oprzeć się pokusie.

– A co? Chcesz mi wysłać zdjęcie swojego kutasa? – Wyszczerzyła łobuzersko zęby.

– A chciałabyś takie otrzymać?

– Skoro chcę, żebyś mnie zerżnął, to mam nadzieję, że użyjesz właśnie jego. Miło byłoby zobaczyć, z czym przyjdzie mi się mierzyć…

– Jesteś tak słodko rozpustna… – Przyciągnął blondynkę mocniej do siebie. Musiała opaść na kolana, by znaleźć się na jego poziomie, i od razu męskie dłonie powędrowały na sterczące piersi.

– Mmmmm… – mruknął z zadowoleniem, ściskając naprężone sutki. – Jesteś okropna, wiesz o tym?

– Wiem. Ale to ci się we mnie podoba… – Chwyciła głowę mężczyzny w obie dłonie i przyssała się do jego ust. Ochoczo odpowiedział, przesuwając dłonie na kobiece pośladki. – Idź już… – Wyszeptała, nie przerywając pocałunku.

– No przecież już idę… – Przesunął językiem po jej zębach.

– No właśnie… – jęknęła, kiedy sprytna dłoń musnęła od niechcenia wzgórek między rozchylonymi udami.

– Właśnie wychodzę… – Palce zręcznie odchyliły cienki materiał śliskiej i wilgotnej bielizny.

– To wychodź czym prędzej… – Zacisnęła uda na drobnej dłoni, pozwalając by opuszek zagłębił się w jej ociekającym wnętrzu.

– Spieszę się… nie czujesz? – Głos miał już zachrypnięty z pożądania. Prawą ręką obejmował wąską talię, przyciskając kobietę do siebie z całej siły, podczas gdy lewą zagłębiał w mokrym, gorącym zwieńczeniu jej ud. – Ty chyba naprawdę mnie pragniesz… – szepnął z lekkim niedowierzaniem.

– Czy potrzebujesz dodatkowych dowodów, niedowiarku? – Szeroko rozstawiła nogi, umożliwiając mu dostęp do najskrytszych zakamarków swojego ciała. Całowała drżącymi ustami jego twarz, wypukłe czoło, powieki głęboko osadzonych oczu, nieduży nos, szeroką szczękę porośniętą szorstką szczeciną. Znaczyła śliną ścieżkę pieszczot, którymi go obdarzała. Twardy penis, ukryty w spodniach, napierał na jej udo. Mężczyzna odruchowo pocierał spragnionym przyrodzeniem o gładkie ciało. Stękał prosto do jej ucha, przyprawiając ją o kolejne dreszcze. Palcami drażnił dokładnie te miejsca, które domagały się pieszczoty. Wsłuchiwał się w nią uważnie. W każde drgnienie mięśni, każdy jęk, każde westchnienie. Był czuły, ale stanowczy.

– Czy mam przerwać…? – Zlizał krople potu, które wystąpiły na jej czoło.

– Nie żartuj nawet… – Jeszcze kilka ruchów dzieliło ją od szczytu. Wdrapywała się na niego mozolnie, z zamkniętymi oczami, palcami zaciśniętymi na jego gęstych włosach, ze wstrzymanym oddechem…

– Zaraz sobie pójdę, maleńka… – W jego głosie słychać było wesołość, ale też narastające podniecenie.

– Zamknij się – warknęła. Za karę ukąsił ją w szyję. To była ostatnia kropla, która przelała czarę. Smukłe ciało kobiety wygięło się w łuk. Mężczyzna przycisnął ją mocno do ściany. Pod jej zamkniętymi powiekami wirowały w szalonym pędzie jasne plamki. Było jej dobrze. Bardzo dobrze…

– Czy mogę już iść? – Karzeł patrzył na spełnioną kobietę z zadowoleniem. Jego dzieło. Blondynka siedziała oparta o ścianę. Sukienka podciągnęła się wysoko, odsłaniając nagie, jasne uda. Pomiędzy nimi lśniła różowa, zupełnie gładka kobiecość. Nabrzmiałe płatki rozchylały się bezwstydnie i zachęcająco. Niezwykle zachęcająco. Oczy kobiety były przymknięte, fale jasnych, złotych włosów zasłaniały twarz. Usta miała czerwone, lekko opuchnięte od pocałunków. Była piękna. Tylko dla niego. Penis pulsował boleśnie, ściśnięty w spodniach.

– Idź… – Uchyliła ciężkie powieki. Ciemne oczy spoglądały na mężczyznę z czułością. – Tylko wróć do mnie jeszcze…

Kobieta wstała na miękkich nogach, sięgnęła po długopis z komody stojącej w przedpokoju i nachyliła się, prezentując mężczyźnie głęboki dekolt. Pełne piersi zwieńczone ciemnymi brodawkami zwisały swobodnie. Karzeł zapragnął ująć je w usta i ssać, aż zrobią się twarde i pomarszczone jak rodzynki. Sięgnął dłonią pod materiał sukienki. Kobieta uśmiechała się lekko. Ujęła jego drugą rękę i na jej wnętrzu napisała numer. Stanęła przy ścianie, a on zbliżył swoje usta do jej sterczących sutków. Musiał stawać na palcach by do nich dosięgnąć. Ale raczej mu to nie przeszkadzało. Jej zresztą też nie.

– Miałeś już wychodzić… – powiedziała cichym głosem w przestrzeń. Głowa mężczyzny znajdowała się trzydzieści centymetrów niżej.

– Wiem… Ale kochanie… Tak zimno na dworze. – Język owinął się wokół naprężonej brodawki.

– Hmmm… Idź. Proszę… Bo zaraz nic nie zostanie na później – jęknęła przeciągle, kiedy pieszczota pozbawiła ją tchu.

– A musimy to rozkładać na raty? – Liznął czubek piersi, powodując drżenie kobiety.

–Taaak… Musimy. – Nachyliła się, by szepnąć do jego ucha. – Chcę, żebyś mnie pragnął do szaleństwa. Żebyś potrafił myśleć tylko o mnie. Żeby ta myśl cię opętała, żebyś nie mógł spać, jeść, pracować… Żebym była tylko ja…

– Zgoda – Karzeł odsunął się na odległość swoich krótkich ramion. Kłamał. Nie mógł się zgodzić na taki układ. Nawet jeśli pozornie wydawał się kuszący, mężczyzna wiedział jak wiele bólu może ze sobą przynieść. Jak łatwo będzie mogła go zranić, jeśli tylko pozwoli tej słodkiej kobiecie zawładnąć swoim sercem.

Założył marynarkę i wolnym krokiem zmierzał ku wyjściu.

– Czy zamówić ci taksówkę?

– Nie trzeba – uśmiechnął się smutno.

– Dasz sobie radę? – Kobieta wpatrywała się w niego z troską. Nie lubił takiego spojrzenia.

– Pamiętaj, że od ósmego roku życia nie urosłem ani o centymetr. Wiem, jak sobie radzić – powiedział tonem ostrzejszym, niż planował.

– Przepraszam… – Spuściła głowę. – Nie chciałam cię urazić.

Podszedł do niej i ujął jej dłonie. Były niewiele większe od jego.

– Nie uraziłaś. Dziękuję ci za troskę. Dziękuję za ten dzień, maleńka.

– Maleńka? – uśmiechnęła się z przekąsem.

– No bo nie ma ładnego zdrobnienia od „duża” – zaśmiał się wesoło. – Dobranoc… Nie dam ci dziś zasnąć… – Wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.

Kobieta stała jeszcze chwilę wpatrzona w zamknięte drzwi. Słyszała ciche kroki na korytarzu, potem tupot na schodach. Zdjęła sukienkę i stanęła przed lustrem. Przytłumione światło lampki stojącej na komodzie było łaskawe. Ciało blondynki nie wymagało jednak upiększających trików. Była niewysoka, jednak jej proporcje mogły służyć za wzorzec dla rzeźbiarzy. Smukłe nogi miękko przechodziły w wypukłą linię bioder, a te uwydatniały wąską talię. Na szyi wciąż widniały ślady jego zębów, a krocze lśniło od przebytej rozkoszy. Ciężkie piersi opadały pod swoim ciężarem. Ujęła je w dłonie i uniosła. Między pełnymi półkulami zrobił się głęboki rowek. Przymknęła oczy, myśląc o dużym penisie karła wsuwającym się w ciasną przestrzeń. Westchnęła.

Przeszła do sypialni, położyła telefon komórkowy na szafce nocnej i legła ciężko na chłodnej kołdrze. Noc była duszna, gorąca. Ciało miała wilgotne od potu. Rozłożyła szeroko nogi, a palce same odnalazły ścieżkę na szczyt. Odtwarzała wszystkie pieszczoty, którymi obdarzał ją tego dnia ten niski mężczyzna, na którego widok miękły jej kolana.

Nie próbowała nawet analizować, co sprawiło, że tak na nią zadziałał. To musiało być to niewytłumaczalne „coś”, które pcha ludzi ku sobie wbrew wszelkim przeciwnościom. Pragnęła go od momentu, kiedy ujrzała go siedzącego w czarnej todze, na ławce w sądzie. Początkowo uznała, że wygląda komicznie w trochę za dużym oficjalnym stroju. Mały, skurczony, obok poczerwieniałej od gniewu pozwanej. Po chwili jednak, poczuła podziw i podekscytowanie. Był pewny siebie, inteligentny, zdecydowany. Zauważyła, że w toku rozprawy robi mniej niż powinien. Że pozwala jej wygrać. Wątpiła, że czynił to ze względu na jej klienta. Zachwycone spojrzenie niebieskich oczu, wpatrujących się w nią z przeciwnej strony sali tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że robi to dla niej. Zamiast tych kwiatów na pierwszej randce, powiedzmy. Zafascynował ją.

Poza tym, idealnie wpisywał się w galerię odmieńców, z którymi się do tej pory spotykała. Odczuwała słabość do różnego rodzaju oryginałów, z powodów, których wolała nie rozstrząsać. Tak już było i pogodziła się z tym. Wśród jej partnerów znalazła się zarówno otyła lesbijka borykająca się z problemem identyfikacji płciowej, wysoki, chudy jak szczapa okularnik, dla którego seks był tematem najświętszego tabu, jak i nieduży, korpulentny blondynek z najmniejszym członkiem, jakiego w życiu widziała. Karzeł nie wyróżniał się na ich tle.

Telefon zawibrował donośnie. Szybko otworzyła wiadomość. Cały ekran wypełniało zdjęcie purpurowej, nabrzmiałej żołędzi. Na jej czubku błyszczała kropla śluzu. Kobieta wcisnęła trzy palce w swoje wnętrze i poczuła, że mięśnie pulsują rytmicznie. Wysunęła język i dotknęła ekranika telefonu. Dygotała rozpalona pragnieniem. Żałowała, że kazała mu wyjść. Teraz wszystkie argumenty wydały się blondynce błahe i nieracjonalne. Masturbowała się mocno, niemal boleśnie. Zagryzła zęby na poduszce.

Ostre pukanie do drzwi brutalnie wyrwało ją z lepkich macek zbliżającego się orgazmu. Owinęła się prześcieradłem i pędem pobiegła do przedpokoju. Otworzyła drzwi.

Stał tam. Mały, nieładny, na krótkich, krzywych nogach. Mokry od deszczu.

Mierzył ją swoimi głęboko osadzonymi oczami, spojrzeniem, przed którym nic nie mogło się ukryć. Chwyciła nieoczekiwanego gościa za rękę i pociągnęła tak mocno, że niemal się przewrócił. Zrzuciła prześcieradło. Gwałtownymi ruchami, jakby od tego zależało życie, zaczęła zdejmować z niego ubranie. Biernie poddawał się energicznym gestom kobiety, jakby wciąż niedowierzając, że to dzieje się naprawdę. Wpatrywał się w niecierpliwe dłonie, przemierzające pośpiesznie jego niedoskonałe ciało. Był podniecony, nieziemsko wręcz napalony. Penis prężył się tuż przed twarzą blondynki w jednoznacznym powitaniu.

Ale w środku czuł chłód oraz dystans, którego nie umiał skrócić, nawet gdyby wypełniał nasieniem wnętrze chętnej kobiety przez całą noc. Nie wierzył w żaden gest, w żadne słowo wypowiadane pełnymi, pachnącymi malinami ustami. W żadne kokieteryjne zerknięcia ciemnych oczu okolonych gęstą zasłoną rzęs. Nie potrafił oderwać od niej wzroku. Ale nie mógł też znieść kobiecego spojrzenia. Paliło jego skurczone ciało, ciało które znał, tak jak powinno znać się wroga.

– Zgaś światło – powiedział cicho, chrapliwie. – Nie patrz na mnie.

– Cicho, maleńki. – Położyła się zapraszająco na podłodze. – Wejdź we mnie. Po prostu.

Posłusznie, niczym cyborg, którym się czuł, legł na kochance. Oparł się na ramionach i pchnął. Duży penis wolno torował sobie drogę w ciasnym, gorącym tunelu. W głowie wirowało mu od bogactwa doznań. Była taka doskonała, taka nieprawdziwa. Karzeł przywarł do blondynki całym ciałem, ale nie patrzył jej w oczy. Zwinnie zmieniła pozycję, układając go pod sobą. Zmusiła go, chwytając męską głowę w obie dłonie, by spojrzał na nią. By nie uciekał wzrokiem.

Pomiędzy szafką na buty a komodą, na drewnianej podłodze przykrytej jedynie cienką warstwą prześcieradła, dwa ciała poruszały się szybko, gwałtownie. Kobieta podnosiła się i opadała w regularnym rytmie. Palce wpiła w ramiona mężczyzny, a on z zachwytem przyglądał się jej falującym piersiom. Ustami chwytał napęczniałe brodawki, a dłonie zaciskał na pośladkach. Ich ciała były wilgotne od potu, śliskie, spragnione.

Patrzył na nią, chłonął oczami radość kochanki, czuł, że zaciska na nim ciasne wnętrze. Pod opuszkami wyczuwał gładką, napiętą skórę. Ta chwila była doskonała. Bał się, że zbędnym słowem zaburzy jej perfekcję. Więc nie mówił nic. Pozwalał kobiecie nabijać się na jego twardy pal, oddawał się jej we władanie. Całkowicie.

Nie potrzebował wiele, by znaleźć się na skraju rozkoszy. Kiedy poczuł, że mokry tunel kobiecego wnętrza zaczyna drżeć, chwycił kochankę mocniej za włosy, przyciągnął jej twarz ku swojej, wpił się ustami w chętne wargi i wytrysnął, wyprężając ciało. Kobieta opadła, przygniatając go do podłogi. Chaotycznymi pocałunkami moczyli swoje twarze. Dziwna, niechciana łza pojawiła się w kąciku jego oka, ale zaginęła wśród potu i śliny. Nie chciał aż tak uzewnętrzniać swoich uczuć. To, że pozwalał się oglądać w świetle zapalonej lampki było wystarczająco upokarzające.

Kobieta chwyciła dłoń swojego gościa i poprowadziła do sypialni. Padli ciężko na miękkie łóżko i zagrzebali się w satynowej pościeli. Karzeł ułożył się wygodnie, a blondynka wsunęła mu głowę pod brodę. Odruchowo pocałował pachnące szamponem, potem i tym nieuchwytnym, wspaniałym zapachem kobiecego ciała, włosy. Jaki czuły gest, pomyślał. Pogładził jej odkryte ramię, ponownie ucałował czoło i poczekał, aż kochanka zaśnie. Wsłuchiwał się w jej równy oddech i myślał. Stanowczo za dużo myślał. Sen nie przychodził.

***

Jeszcze blady świt nie rozgonił mroku nocy, kiedy karzeł wstał i najciszej jak potrafił zaczął się ubierać. Dłonie mu się trzęsły od przebytych wrażeń, więc ruchy palców były niepewne. Nie mógł uporać się z dwoma guzikami koszuli. Zaklął pod nosem i dał za wygraną. Spod połów koszuli wystawał nieduży, porośnięty gęstymi włosami tors. Ubrał marynarkę i, już gotowy do wyjścia, stanął jeszcze na chwilę przy kochance. Jej szczupłe ciało jaśniało, wyraźnie odznaczając się na ciemnej pościeli. Była taka piękna, taka nierealna w swojej idealnej urodzie. Mężczyzna westchnął cicho, odwrócił się w stronę drzwi i postawił pierwszy, niechętny krok.

Szybkim ruchem złapała go za rękaw marynarki. Przestraszony krzyknął i gwałtownie się obrócił. Uniosła się na łokciach, dzięki czemu jej piersi mogły uroczo ulec grawitacji, i wpatrywała się w niego badawczo wcale nie zaspanymi oczami.

– Nie lubisz poranków? – zamruczała, świdrując go spojrzeniem.

– Nie lubię konfrontacji – odparł zakłopotany.

– Jesteś tchórzem? – zapytała ostro.

– Jeśli tchórzostwem jest unikanie nieprzyjemności, to tak. Jestem tchórzem.

– A na jakie nieprzyjemności naraziłbyś się, zostając do rana?

Karzeł podreptał do krzesła stojącego w kącie pokoju. Pomagając sobie rękami, wspiął się na nie i usiadł wygodnie, ukrywając twarz w cieniu. Chwilę milczał, po czym odpowiedział suchym, beznamiętnym głosem.

– Na wiele nieprzyjemności, szczerze mówiąc… Od tych najprostszych, wyrażanych spojrzeniami pełnymi litości, zażenowania, wstydu, wreszcie obrzydzenia i niechęci. Tak jakby kobiety nie wiedziały wieczorem, z kim idą do łóżka… Wiesz… – Wzruszył ramionami – Co mi po zapewnieniach, że jestem seksowny, skoro potem, koniec końców i tak wybierają tego wysokiego… – zaśmiał się ponuro – Są też nieprzyjemności, które trwają długo. Powiedzmy, w stylu banalnie złamanego serca… – Zapadła cisza. Kobieta wpatrywała się w miejsce, gdzie podejrzewała, że skrywają się jego oczy.

– Pierwszych nieprzyjemności nie musisz się obawiać z mojej strony. Wiedziałam, kogo pragnę… – Odsłoniła bezwstydnie udo. – Wiem, kogo pragnę… A nieprzyjemności długotrwałe… Cóż… każdy, kto chce zaznać trochę uczucia musi zrobić sobie najpierw listę plusów i minusów. No chyba, że ma piętnaście lat, i wszystko w dupie.

– Gdybym miał wszystko w dupie, to z pewnością lista minusów byłaby dłuższa. – Śmiech dobiegający z mroku był weselszy.

– Nie wiem czy nie złamię ci serca…

– Jestem pewien, że złamiesz… Wyglądasz na taką.

– Doprawdy?

– Wyglądasz na maszynkę do robienia kotletów z serc. Mielonych.

Perlisty śmiech wypełnił pokój. Karzeł zsunął się z krzesła i kaczym krokiem podszedł do łóżka.

– Będzie bolało? – zapytał raczej retorycznie, bo kobieta nie była skłonna do udzielenia odpowiedzi. Wzięła jego dłoń i przyciągnęła małego mężczyznę bliżej. Zdjęła mu marynarkę. Kiedy ujrzała rozchełstaną koszulę, uśmiechnęła się pod nosem. Szybko rozpięła guziki i zsunęła materiał z wąskich ramion.

– Czemu patrzysz na mnie… tak normalnie…? Jakbym… jakbym naprawdę ci się podobał.

– Hmmm… Może po prostu mam słabość do karłów i kalek. – Mężczyzna roześmiał się nerwowo. Lęk sprawiał, że jego ruchy były niezgrabne. Drżał na całym ciele, kiedy jej sprytne dłonie pozbawiały go kolejnych części garderoby. Nadal nie potrafił uwierzyć w zapewnienia blondynki. Na to był zbyt dojrzały. I doświadczony. Ale jego ciało instynktownie ufało w szczerość kobiety. Członek sterczał karykaturalnie, sięgając mu do pępka. Może to on miał rację. Może ta dziewczyna była inna.

Pomogła mu wejść na łóżko. Stanął nad nią z naprężonym członkiem w dłoni.

– Życie ze mną to udręka. Jestem potwornie zakompleksiony. I często popadam w melancholię.

– Z melancholią sobie poradzimy. A co do kompleksów… – Ujęła jego penisa w dłoń, podniosła się na ramionach i zbliżyła usta do nabrzmiałej żołędzi. – Moim zdaniem nie masz żadnych powodów do kompleksów… Maleńki.

Powolnie, z dużą wprawą zaczęła sobie wsuwać jego pal głęboko do gardła. Objęła penisa wilgotnym ciepłem i zaczęła poruszać głową. Mężczyzna jęknął głośno i docisnął jej usta jeszcze mocniej. Kobieta wkładała w pieszczotę tyle umiejętności i uczucia, by dać mu jak najwięcej przyjemności. Językiem przemierzała ścieżkę od wypełnionych nasieniem jąder, pokrytych pomarszczoną skórą, aż po sam czubek, odkryty, aksamitnie gładki, lśniący od śliny i śluzu. Mężczyźni są tacy sami, niezależnie od wzrostu, pomyślała, miarowo wsysając twardą żołądź. Szybkimi ruchami biegłego języka drażniła wędzidełko, aż poczuła, że penis robi się jeszcze większy, jeszcze twardszy. Tak niewiele mu brakowało… Wystarczyło, żeby objęła go mocniej ustami, żeby wykonała kilka zdecydowanych ruchów głową…

Wypuściła członka z ust i zacisnęła palce u nasady. Karzeł spojrzał na kochankę z uzasadnionym wyrzutem.

– No wiesz co… – sapnął.

– Cicho, Maleńki. Nie znasz się! – roześmiała się, całując go w usta. Poczuł na języku delikatny, ledwie wyczuwalny smak swojej męskości. Zawirowało mu w głowie.

– Chcę, żebyś się we mnie spuścił…. – wymruczała seksownym szeptem. – Chcę, żebyś mnie zerżnął…. Obiecałeś… – Zrobiła minę niewiniątka, niczym kociak z kreskówki. Wielkie, ciemne, iskrzące pożądaniem oczy wpatrywały się w karła błagalnie. – Zerżniesz…? Proszę….

Przez chwilę wydawało mu się, że nie wytrzyma i spuści się na sam widok tego rozkosznego spojrzenia zepsutej do szpiku kości lolitki. Pogłaskał dziewczynę po policzku w niewinnym geście, choć głowę wypełniały rozpustne obrazy.

– Zerżnę, maleńka… – powiedział donośnym, niskim głosem. W odpowiedzi usłyszał pomruk zadowolenia. – Jeśli będziesz grzeczna…

– A nie byłam? – zaszczebiotała, wachlując rzęsami.

– Ja bym tam znalazł kilka przewin… – mruknął, osuwając się między jej szeroko rozwarte uda. – Po pierwsze… – Przejechał językiem od rozchylonego wejścia, z którego wyciekały kolejne krople jej pragnienia, aż do twardego, nabrzmiałego guziczka, czekającego na pieszczotę. Ciało kobiety wygięło się w łuk. Zacisnęła palce na jego włosach i wepchnęła sobie głowę mężczyzny mocno między uda. – Po pierwsze! Wyrzuciłaś mnie z domu… – Głos kochanka tłumiły mięsiste wargi otaczające jego usta. Drażnił łechtaczkę drobnymi, szybkimi muśnięciami języka. Na palcach, wciśniętych głęboko w ociekający tunel, czuł drżenie mięśni. – Po drugie… nie odpisałaś na esemesa… – Wzmógł ruchy palców wprawiając ciało blondynki w rozkoszne drgawki. Język wirował w szalonym tempie zlizując napływającą wilgoć. – Po trzecie… nie dokończyłaś robić mi loda… To mnie naprawdę zasmuciło… – Kobieta zbliżała się w tempie rozpędzonej lokomotywy do wielkiego finału. Zastygła w nienaturalnie wygiętej pozie, wstrzymała oddech.

Meżczyzna przerwał nagle zostawiając ją na skraju przepaści.

– Ej! – krzyknęła.

W odpowiedzi usłyszała tylko:

– Masz za swoje…

Karzeł, nie czekając na dodatkową zachętę, wepchnął spragnionego penisa w ochoczo wyeksponowaną cipkę. Członek zagłębił się po same jądra. Mężczyzna zamarł, czując na całej długości przyrodzenia pulsowanie zaciskających się frenetycznie mięśni. Kobieta zamknęła oczy, a przez jej twarz przebiegł grymas rozkoszy. Jęknęła przeciągle, i przytuliła mężczyznę tak mocno, że niemal pozbawiła go tchu.

– To już? – zapytał zdziwiony, czując, że kochanka drży. Dziewczyna otworzyła oczy, które uroczo rozjechały się na boki. Pokiwała głową ze zdziwieniem. Pocałował ją miękko w nos. Zaśmiała się cicho, po czym wbiła paznokcie w męskie pośladki i przyciągnęła. Twardy pal wsunął się jeszcze głębiej, wypełniając ją zupełnie. – Cóż… skoro tak…

Karzeł pchnął kilkukrotnie, czując jak ciasny tunel faluje, drży, zaciska się rytmicznie. I doszedł z głośnym krzykiem, zalewając wnętrze kobiety nasieniem.

Głowa opadła mu między miękkie, duże piersi. Ustami zdążył uchwycić brązowy sutek i znieruchomiał. Oddychali głęboko, ciężko. Kobieta położyła dłoń na dużej głowie karła i zaczęła powolnymi, leniwymi ruchami głaskać włosy. Na jej obliczu malowało się błogie zmęczenie. Muskała twarz mężczyzny wąskimi palcami, przesuwając po wszystkich jej wypukłościach. Opuszki zapamiętywały linię wydatnych, zmierzwionych brwi, twardy kontur szczęki, wąskie usta. Otarła mu łzę, która pojawiła się w kąciku oka. Uśmiechnęła się do siebie.

– Po czwarte… – wyszeptał najciszej, jak potrafił. – Chyba mnie w sobie rozkochałaś…

Pocałowała pachnące lekkim aromatem jej ulubionych perfum, wilgotne od kobiecych soków i potu włosy. Jaki czuły gest, pomyślała. Zerknęła w stronę okna. Nad dachami budynków jaśniała różowawa łuna wschodzącego słońca. Wstawał nowy dzień, a mężczyzna wtulony w jej piersi oddychał równo, spokojnie. Uśmiechnęła się, czule gładząc jego plecy.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Moja Droga,
Brudne, podniecające i jakieś takie dreszcze wywołujące. Świetne!
Ty zrobiłaś to czego nie zrobiła do tej pory Miss Swiss, choć trzeba jej uczciwie oddać, że jest całkiem blisko.
Stworzyłaś tekst pornograficzny przy przy jednoczesnym zachowaniu takiego jakiegoś miękkiego, kobiecego stylu. Rewelacja.

Jednocześnie w kilku zdaniach opisałaś bohaterów szalenie charakterystycznych.

Mogę zapytać czy inspiracją dla karła był może niejaki Tyrion, który zawsze płaci swoje długi?
Kobiety gustującej w ułomnościach też jeszcze w żadnym tekście nie spotkałem.

To nie jest opowiadanie erotyczne. Moim zdaniem to jest baaaaaardzo wysokiej klasy pornos na dobranoc. Wyśmienite po prostu.
I nie kontynuuj niech to tak zostanie,
Kłaniam się,
Foxm

PS Oczywiście w kwestii blondynek bardzo chętnie podniosę rękawicę.

..powiedziano mi, ze dobre do porannej kawy..na szczescie nie posluchalam, gdyz od czarnego płynu mialabym teraz poparzone co najmniej palce a moje czytanie "na sucho" i tak dość poważnie zwilgotniało i bez kawy.. 🙂 dziękuję Rita, za miły poranek 🙂

🙂 Cieszę się z tych komentarzy – jak zwykle zresztą!

@Foxie – Brudne…? Hmm, a miało być tak czyściutko 😉

Inspiracją do napisania tego tekstu była przerwa w wyświetlaniu Gry o Tron – cały rok oczekiwania by zobaczyć cudnego Petera Dinklage jako Tyriona, to stanowczo za dużo dla zakochanej fanki! Więc, Karel mi świadkiem, produkcja szła jak w reklamie – pędzikiem. Wersje zmieniały się jak w kalejdoskopie, by wreszcie przybrać ostateczny kształt. Z którego, nieskromnie rzeknę, jestem nawet zadowolona. Nie będę kontynuować tej opowieści. Jest to – jak to Megas mówi – stand-alone-story.

Tak się mi kołacze pytanie po głowie… Czyli Drogi Foxie, udało się tym tekstem wywołać trzy kropki (…), o których znaczeniu kiedyś rozmawialiśmy? ;P Bo tak mi się wnioskuje z Twojego komentarza. Jeśli tak, to jestem w pełni ukontentowana!

@Droga Anonimowa komentatorko! Cieszę się, że przeczytałaś, jeszcze bardziej, że się podobało! No nic tylko się przebrać 🙂

Powiem tak: Masz pełne prawo być ukontentowana:) To opowiadanie wywołało owe (…), o których kiedyś tam sobie gawędziliśmy. Resztę zostawię Twojej szalenie rozbrykanej wyobraźni. Użyj jej 🙂
Foxm

Bardzo urosło to opowiadanko od pierwszego szkicu, który ujrzałem całkiem niedawno. Autorka wykonała w ciągu niemal chwili kolosalną pracę. Akcja, która rozgrywała się w czeluściach największego, światowego przemysłu filmowego ( w pierwszej wersji) nagle przeniosła się do lokalnej mieściny w kraju. Cóż za skok w koncepcji!
Brawo, Rito

P.S. Niemniej nadal uważam, że można by rozstrzelać sporo przymiotników, którymi niezmiernie gęsto wypleciony jest tekst.

Szkoda, że skala ocen nie ma "6", bo to opowiadanie zdecydowanie zasługuje na najwyższą notę. Historia faktycznie ocierająca się o harlekin (zwłaszcza powrót zmoczonego deszczem bohatera), ale ma w sobie mnóstwo uroku i emocji. Sympatyczny protagonista ma w sobie tyle z Tyriona, jakby żywcem został przeniesiony w nasze realia. Jeśli opowiadanie ma być zachętą do pojedynku na "Blondynki", to poprzeczka postawiona jest bardzo wysoko.

Pozdrawiam, Frodli 🙂

Dziękuję Frodli 🙂

Owszem – ta Blondynka kusi i zaprasza do pojedynku. Rękawica, a w zasadzie rękawiczka, została rzucona. Jestem, ciekawa, kto pierwszy podejmie wyzwanie. Całe szczęście tytuł – motyw przewodni jest tak pojemny, że można stworzyć teksty, które niewiele będą miały ze sobą wspólnego, a jednocześnie zachowają rdzeń w postaci jasnowłosej kobiety, czy dziewczyny. I to jest fajne 🙂

Karelu… kiedy ja tak lubię przymiotniki 🙂

Dzisiaj już nawet znalazłem pomysł na moją "Blondynkę", ale zapewne skończy się na genialnych pomysłach i kiepskiej realizacji 😉

Pozdrawiam, Frodli 🙂

łał, ale fantastyczne opowiadanie!!!
jimmyg

Dzięki jimmyg 🙂

Rito, dziękuję za to opowiadanie. Ponieważ jestem anonimowa, napiszę coś osobistego. Temat jest mi bliski, bo mój mężczyzna też jest bardzo niskiego wzrostu z powodu achondroplazji, tej samej choroby, z którą urodził się aktor będący inspiracją do stworzenia Twojego bohatera. Nigdy wcześniej nie spotkałam się w opowiadaniu erotycznym z taką postacią. I miałam nadzieję, że kiedyś coś takiego przeczytam. Kiedy czytałam o małych dłoniach Twojego bohatera, o wypukłym czole, krótkich nogach, głęboko osadzonych oczach, w wyobraźni widziałam nie Petera Dinklage, ale kogoś, kogo ciało znam jak swoje własne. Czytałam wiele Twoich opowiadań, wszystkie były wciągające i takie typowo kobiece, działające na emocje i wyobraźnię, ale to jest dla mnie wyjątkowe właśnie ze względu na męskiego bohatera.
I nie nazwałabym tej historii "pornosem", ani ze względu na styl, ani na treść, w upodobaniach blondynki jest pewna perwersja, ale samo pragnienie zbliżenia z "karłem"(nie przepadam za tym słowem) czy przebieg ich spotkania, dla mnie nie ma w sobie nic perwersyjnego, przynajmniej nie w większym stopniu, niż większość opowiadań tutaj na blogu.
Nie potrafię pisać ciekawych komentarzy, więc się nie udzielałam, chociaż od dawna zaglądam na NE i czytam większość opowiadań, to jednak wywarło na mnie takie wrażenie, że chciałam pozostawić parę swoich słów pod tym tekstem.
Pozdrawiam:)

Droga Anonimowa Komentatorko…

Twój komentarz jest dla mnie tym, czym dla Megasa są rozbudowane analizy jego utworów pisane przez fanów OH. Twoja wypowiedź świadczy o tym, że po pierwsze – przeczytałaś tekst, który Ci się spodobał, a po drugie – udało mi się, jako autorce, otrzeć przynajmniej o prawdę. A to dla mnie ważne – szczególnie przy tym opowiadaniu.

Miałam trudniej bo działałam zupełnie po omacku, opierając się jedynie na fikcyjnej postaci, która mnie zafascynowała i zainspirowała do stworzenia Blondynki. Nie znam nikogo, z kim mogłabym skonsultować treść tego tekstu. Nikogo niskiego wzrostu. Nie znam zasad savoir vivre’u wśród takich ludzi. Nie wiedziałam na przykład, że słowo “karzeł” może mieć aż tak pejoratywny wydźwięk. Dla mnie jest nacechowane obojętnie.

Nie obrażam się na stwierdzenie, że to opowiadanie to “pornos”. Mogę nawet dodać od siebie, że to taki “pornos sentymentalny” :). Bo skoro jest to mocne (gdyż dosadnie opisanie) opowiadanie erotyczne, to fajnie, że tak oddziaływać może historia o nietypowym bohaterze. Chciałam, żeby mój bohater był niedoskonały fizycznie – ale żeby wciąż był mężczyzną, facetem o którym marzą kobiety, silnym, bo codziennie pokonującym własne słabości. No i chyba mi się udało. Mam nadzieję.

Perwersji nie ma w tym opowiadaniu. Tak na moje oko. Gdyby facet miał metr osiemdziesiąt, czytelnikom nawet by takie określenie nie przeszło przez myśl. Są rozpustne pogawędki i seks. A seks jest klasyczny, bez udziwnień i “piórek w d…”. Ale zbliża bohaterów i burzy ich obawy.

Dobra…. rozgadałam się. Ale to przez Ciebie Komentatorko 🙂
Pozdrawiam i życzę miłej lektury – Tobie i Partnerowi, jeśli miałby ochotę dołączyć do grona Czytelników 🙂

Rita

Powtarzając przywitanie Rity – "Droga, Anonimowa Komentatorko",

rozumiem Twoją awersję do określenia "karzeł", sama za nim nie przepadam. Jednak musimy zwrócić uwagę na fakt, że nasza awersja nie jest wiedziona własnymi odczuciami. Jest to skutek opinii społeczeństwa. Wszak "karzeł' wywodzi się od nazwy choroby – karłowatość, jest to przecież sformułowanie medyczne, tyle tylko, że to my, obywatele, sami naznaczyliśmy negatywnie to miano.

Nasz naród jest zadziwiająco mało tolerancyjny, za to skłonny do wiecznych przytyków.
Mam znajomego, który również cierpi na to schorzenie. Przez wiele lat wytykano go palcami, śmiano się z niego na ulicy i wyzywano – tak, niestety – od karłów. Określenie to, dla owego znajomego, stało się najgorszym epitetem.
Próbując szukać rozwiązań, zdecydował się na bardzo bolesny zabieg wydłużania kości. Na pierwszy ogień poszły uda. Metalowe pręty, wwiercone w kości, otwarte, ropiejące rany. Codzienny rytuał z "podkręcaniem" aparatów o jeden milimetr, przyjmowanie hormonów – jednym słowem koszmar. Będąc świadkiem jego cierpienia, słysząc krzyki już na podwórku, dalej nie jestem w stanie sobie wyobrazić tego bólu. Pomimo tego, że wiedział z czym to się wiąże, zdecydował się na drugą operację – tym razem piszczele. I znów powtórka z "rozrywki".

Efekt – ponad dwadzieścia centymetrów wzrostu więcej. Możliwość sięgnięcia pasztetu z górnej półki w lodówce.
Ale jedna rzecz się nie zmieniła epitet "karzeł" dalej doskwiera.

Po co o tym piszę? Ano nieważne jak wyglądamy, jak jesteśmy zdeformowani – nadal jesteśmy ludźmi. Mamy prawo do własnych potrzeb, do realizowania swoich marzeń i seks nie jest dla nas tematem tabu. Potrafimy cieszyć się z niego, jak każdy obywatel tego chorego kraju.

Rito, przepraszam, że praktycznie nie odniosłam się do tekstu, ale przedmówcy wyczerpali już limit. Przeczytałam drugi raz z równie dużą przyjemnością, jak za pierwszym razem.

Pozdrawiam,
kenaarf

Smakowite opowiadanie.

Jest w nim i wodzenie na pokuszenie, i radosne spełnienie. Wstyd, niepewność i lęk, ale i radość, ukojenie, miła niespodzianka. Całe spektrum emocji w niedługim przecież tekście. No i nietypowy bohater (mówię raczej o mężczyźnie, nie o kobiecie) pełen kompleksów, lecz sympatyczny i wiarygodny. Dobrze Ci wyszedł ten Twój współczesny Tyrion, Rito.

Co do użytego słownictwa, "karzeł" może być uznane za słowo pejoratywne w pewnych kontekstach (i tak go używano, vide "Polacy z osobna są olbrzymem, razem zaś karłem" albo "zapluty karzeł reakcji"), nie zmienia to jednak faktu, że jest to dość powszechnie używane w języku polskim słowo na określenie osób o niskim wzroście wywołanym przez choroby/nieprawidłowości rozwojowe. Domyślam się, że słowo to może ranić uczucia osób, wobec których jest kierowane, dlatego nie użyłbym go w rozmowie. Myślę jednak, że w opowiadaniu nie ma się co silić na polityczną poprawność (patrz użycie słowa "Murzyn" przez Lady in Red). To nawet nie wskazane, bo gdybyśmy chcieli być arcypolityczniepoprawni to nasze opowiadania erotyczne ziałyby po prostu nudą. Zwłaszcza moje, jak się domyślam 😀

Życzę kolejnych, równie dobrych i lepszych opowiadań! A sam już myślę o swojej odpowiedzi na Twą Blondynkę 😀

Pozdrawiam
M.A.

Poczułem się wywołany do tablicy. Używając słowa pornos nie miałem zamiaru nikogo obrażać. Moja intencja była wręcz odwrotna. Uważam, że jest to najlepszy ze wszystkich tekstów Rity jakie czytałem, a czytałem wszystkie. Bohater ma coś w sobie, co nie pozwala go nie lubić. Ja kibicowałem mu z zapartym tchem do ostatniej linijki. Bardzo nietuzinkowy osobnik i to nie tylko z racji wzrostu:)
Pozdrawiam serdecznie,
Foxm

Foxie – toteż się właśnie tym słówkiem nawet, szczerze mówiąc, delektuję. Bo marzyło mi się napisanie czegoś co burzyłoby krew w żyłach. A to opowiadanie burzy 🙂

Starałam się założyć sobie konto, by dodać komentarz, ale mi nie wyszło, więc dodam anonimowo. Ujęło mnie Twoje opowiadanie (jak to banalnie brzmi), wciągnęło uczuciami i odczuciami. Gratuluję atmosfery żaru i pożądania, bez rozpisywania się (zbędnego) nad okolicznościami. Po prostu czuje się dylematy bohatera, karła (co umiejętnie podkreśliłaś) i pragnienia kobiety (zupełnie zrozumiałe). Aż się prosi kontynuacja wyjaśniająca, ale pewnie jej nie będzie :-). I rozsądnie :-). Pozdrawiam i jak większość, czekam na więcej. Muczios empatios gratulejszons ;-). mika.kamaka

Witaj, Mika.Kamaka!

Cieszę się,że do nas trafiłaś. Widzę też,że w końcu udało się u nas zarejestrować. Mam nadzieję, że zostaniesz dłużej. Podobnie jak Zu polecam opowiadania Miss.Swiss, a także pozostałe teksty Rity (zwłaszcza dialogujący z "Blondynką" "Kaśkę").

Pozdrawiam
M.A.

Miko.kamako!

Dzięki wielkie za komentarz – o ile się nie mylę pierwszy Twój na NE – tym bardziej jestem dumna 🙂

Zachęcam do lektury pozostałych tekstów na blogu – mamy ich już całkiem niezły zapas, więc jest w czym wybierać.

A odnośnie tego tekstu… wciąż uważam go za swój może nie tyle najlepszy – co hmmm najbardziej osobisty. Świetnie mi się pisało tę historię, a bohater siedział głęboko w mojej głowie i niemalże dyktował kolejne linijki tekstu 🙂 Kontynuacji nie będzie. Mam za wiele serii ponapoczynanych i osieroconych, żeby zabierać się za kolejną. Poza tym – lepsze jest wrogiem dobrego. Dalsza część pewnie nie spełniłaby pokładanych w niej oczekiwań.

A droga miko – czekasz na więcej… a masz kilka moich tekstów dostępnych – zapraszam do lektury i komentowania. I spróbuj ponownie zarejestrować sobie konto – możesz trafić do zaszczytnej listy komentujących 🙂 Nie mamy nagród rzeczowych, ale możemy wysyłać wirtualne uściski, jeśli ktoś by sobie życzył 🙂

Cześć, Mika.
Ostatnio prawie Cię nie widuję w sieci. Tym bardziej cieszy znak życia mojej ulubionej autorki,
Fajnie, że również tutaj szukasz inspiracji 🙂
Pozdrawiam,
Karel

Mika,dobrze,że weszłaś wreszcie!I nie zapomnij o Miss Swiss-seria z Bangoku!
To moje ulubione …
Droga Autorko,szacun!Żebym tak potrafiła…

A fraza :"baby it's cold outside" całkiem mnie rozwaliła 😉

Cieszę się, że zauważyłaś – to miał być pierwotny tytuł tego opowiadania 🙂 A piosenka cudowna.

Witaj Karel :-).
Nie inspiracji szukam, a czegoś dobrego do poczytania. Tutaj tego pełno :-).
Inspiracji tyle wokoło, że raczej trzeba się od niej odganiać.
Popatrz w lewo, w prawo i już jakaś twarz i jej wyraz Cię zastanowi. Myślisz, czy raczej wymyślasz co ma w głowie i już kawałek gotowy :-).
Pozdrawiam.
mika.kamaka

O, udało się! W takim razie zachęcamy do czytania i komentowania – sama wiesz jak bardzo komentarze mogą być motywujące 🙂

Fajne i pomysłowe. Sprawnie opisane.
Niestety kalka kulturowa sprawiła, że zanim karzeł się rozebrał, domyślałem się wielkości jego przyrodzenia. To na minus. Ale zarówno scena erotyczna jak i fabuła były interesujące.

Trzy razy użyłaś słowa "dziewczyna". Słowo "kobieta" pojawia się ponad trzydzieści razy.

"spragnionego penisa w ochoczo wyeksponowaną cipkę" – wiem, licentia poetica, ale jakoś mnie to ubodło

"Kobieta wkładała w pieszczotę tyle umiejętności i uczucia, by dać mu jak najwięcej przyjemności." – coś tu nie pasuje, może mamiast "tyle" użyć "wszystkie", albo/i wrzucić frazę "starając się"

Interpunkcja:
– Nie. – Jej śmiech był zaraźliwy. – Po prostu dzieli nas ocean…
– A gdyby nie dzielił…? – rzucił bez namysłu, żałując pytania, już w chwili kiedy je wypowiadał.
– A potrafisz to sprawić…?
– Zapraszam w takim razie.
– Dziękuję. –
– Ale byliśmy blisko. –
– Czy mam przerwać…? –
dłuższa. – Śmiech
błagalnie. – Zerżniesz

Nie powinno być kropek przed myślnikem. W takiej sytuacji dialogi można (należy) kończyć bez znaku interpunkcyjnego.
Przed znakiem zapytania, lub wykrzyknikiem lepiej jest używać dwóch kropek. "Trzy wyglądają już jak cały tłum" jak pouczyła mnie pewna osiemnastolatka.

To co poczuła, bardzo ją zaskoczyło.
brak przecinka po to
pozwalając by opuszek
brak przecinka przed by
prześcieradła, dwa
dwie spacje
krzykiem, zalewając
dwie spacje

overall – mocne 4

Drogi Barmanie!

Po pierwsze, przed myślnikiem można – a nawet trzeba – postawić kropkę, jeśli zdanie po myślniku nie odnosi się bezpośrednio do wypowiedzi. Poniższe zdanie z tekstu Rity jest doskonałym przykładem tej zasady:

– Nie. – Jej śmiech był zaraźliwy.

Po drugie, w sytuacji, gdy wielokropek zbiega się z pytajnikiem, wykrzyknikiem lub pauzą, umieszczamy w tekście oba te znaki. Poniższe przykłady pochodzą ze słownika ortograficznego PWN:

– Czy jest ona tu z wami…? Dlaczego jej nie widzę…? Śmie jeszcze tu być…? — irytowała się Halina.

– Jak strasznie gorąco…! Oddychać nie ma czym…! Wody, wody…! — krzyczał zmęczony pan Filipski.

Pozdrawiam – Areia Athene

Areio – dziękuję za ponowne przypomnienie tych zasad. Staram się je stosować w swoich tekstach – choć najczęściej i tak wszelkie błędy wyłapuje mi Miss albo Karel.

Sprawdziłem. Odszczekuję. Swoją drogą przykłady, które przytoczyłem po prostu wyglądają dla mnie dziwnie. Ale zasady to zasady…

Dziękuję Barmanie za dokładne przeczytanie tekstu i komentarz.

Z tymi kropkami przed myślnikami – zdaję się na tych, którzy się znają. Ale prawda – trzy kropki przed znakiem zapytania wyglądają jak cały tłum 🙂
To mocne cztery od Ciebie odbieram jako spory komplement dla tego tekstu, bo wiem, że jesteś wybrednym Czytelnikiem. Tym bardziej mi miło.
Pozdrawiam

A odnośnie przyrodzenia – kiedyś od pewnego chłopaka – niedoskonałego fizycznie, usłyszałam, że lubi swojego penisa, bo tylko tylko ta część ciała jest "normalna" . W tym tekście chciałam osiągnąć podobny efekt – by ten jego penis był czymś, z czego mógłby być dumny jako facet – płytko i prymitywnie, ale żeby nie miał choćby na tym tle kompleksów. Przecież i tak jako kochanek nietypowy miał sporo ograniczeń – choćby w doborze pozycji seksualnych. Poza tym… penis penisowi nie równy – że tak powiem 😉 Nie chciałam, by Czytelnikom stawały (nomen omen) przed oczami przyrodzenia z filmów pornograficznych, lecz raczej wielkości w ramach szeroko pojętej "normy".

Napisz komentarz