Tam gdzie płaczą anioły (MRT_Greg)  3.67/5 (11)

35 min. czytania


Grafika autorstwa MRT_Grega, publikacja za zgodą Autora

29 sierpnia 1939 roku. Późne popołudnie

W spojrzeniu młodzieńca widać było tylko strach. Choć nieco odmienny od tego, jaki poczuł w dniu, w którym go dopadli. Teraz strach był niemal całkowicie namacalny. Strach przed tym, co nieuniknione. Mając zakneblowane usta rzucił ostatnie, błagalne spojrzenie w kierunku mężczyzny stojącego na brzegu, lecz kamienny wyraz twarzy tamtego nie zdradzał żadnych emocji. Zazwyczaj uśmiechnięty, czym zjednywał sobie każdego, niezależnie od płci i pozycji, tego popołudnia Nataniel “Goldi” Goldberg, zdjął swoją maskę dobrotliwego wujaszka i prezentował prawdziwe oblicze nieczułego mafiosa. Szeroki bowiem uśmiech, otwarte oblicze i szczerość, jaka biła od niego, były tylko przykrywką dla krwiożerczej istoty, mordercy, gwałciciela i psychopatycznego sadysty, jakim był w rzeczywistości.

Uważany za jednego z najbogatszych krakowian, w młodości musiał się nieźle natrudzić, by zdobyć kawałek chleba. Urodzony na Kazimierzu, syn skromnego stolarza, nie zaznał miłości matki, która umarła podczas jego narodzin. Twardy ojciec nie szczędził razów młodemu Goldbergowi, czego jednak w tym momencie nie miał mu za złe. Trudne dzieciństwo nauczyło Nataniela posłuszeństwa i poszanowania ciężkiej pracy.

Nauczyło go też, że nie ma nic za darmo. Jednak wraz z wiekiem uświadomił sobie, że jeśli na coś go nie stać, nie oznacza to, że nie jest to nieosiągalne. Pierwsza kradzież skończyła się laniem od ojca, po którym przez kilka dni nie mógł siąść na tyłku. Lecz kolejne planował już rozważniej. Jakiś czas później doszły do tego rozboje, napaście i porwania. Z biegiem lat krakowski półświatek zaczął się liczyć z młodym Żydem, który, nie uznając żadnych kompromisów, zmierzał ku jednemu celowi: stać się krezusem z odpowiednimi kontaktami, zapewniającymi mu spokój i harmonię życia.

I tak w ciągu niespełna trzydziestu lat z nędznego prowincjusza Nataniel Goldberg stał się bogatym biznesmenem. Obrzydliwie bogatym, jak określały go gazety, co jednak nie skłoniło go do zakupu willi na prestiżowym Salwatorze. Zdecydowanie wolał bogatą dzielnicę żydowską – Podgórze. Tam osiadł na stałe, mając blisko do swojego, spoczywającego na niedalekim cmentarzu ojca, jak i do ostatniego nabytku; kamieniołomu Libana.

Tego popołudnia, w zalanych wodą wyrobiskach, żegnał właśnie kolejnego delikwenta. Ciepły wiatr sprawił, że zdjął swój płaszcz i przewiesiwszy przez go ramię spoglądał na zanurzającego się powoli chłopaka. Lina, na której dyndał, obciążony cementowymi bucikami dwudziestoparolatek, przymocowana do krępujących go łańcuchów, biegła w górę do stalowego krążka a potem w dół aż do stojącego kilka metrów od Nataniela oprawcy. Między palcami mężczyzny przesiąkała krew, brudząc popuszczaną powoli linę. Mimo, że obciążenie przekraczało grubo ponad sto kilo, mężczyzna trzymał linę jakby od niechcenia. Sylwetka boksera i byczy kark sugerowały ogromną siłę drzemiącą w kacie. Głęboka szrama ciągnąca się od lewego oka, poprzez usta aż do grdyki kazała przypuszczać, że i ten mężczyzna nie miał łatwej przeszłości. Będąc, podobnie jak Goldberg, wychowankiem kazimierzowskiej ulicy, w przeciwieństwie do swojego pryncypała nie miał ambicji bycia bogatym. Zdecydowanie wystarczała mu obecna pozycja. Mimo że równi sobie, przyjaciele z dzieciństwa, oficjalnie Sebastian Krug pracował dla Goldiego jako ochroniarz i zastępca od “spraw terenowych”. Posłuszeństwo wobec Goldberga wyznaczyło zdarzenie, po którym kiedyś nieomal pożegnał się z życiem i tylko dzięki trosce przyjaciela udało mu się odzyskać zdrowie. Po zdarzeniu zostało tylko mroczne wspomnienie i szeroka blizna na twarzy.

Goldi drgnął, słysząc dobiegające z oddali zawodzenie policyjnych syren.

– Kończymy tą hucpę – mruknął jakby do siebie, odwracając się w kierunku zaparkowanego nieopodal samochodu.

Oprawca puścił linę. Ciało chłopaka z pluskiem zanurzyło się w wodzie i przez chwilę na powierzchni widać było tylko bąbelki powietrza, uciekające z płuc ofiary. Sebastian nachylił się i odciął linę, powoli znikającą w błotnistym zalewie. Jakkolwiek bogaty, Goldberg nadal pozostawał Żydem i poczucie przydatności każdej rzeczy było silniejsze niż cokolwiek innego.

Kierowca oparty do tej pory o karoserię samochodu, rzucił na ziemię niedopałek papierosa, przydeptał dokładnie, po czym bez słowa otworzył drzwi dla pasażera. Poczekał aż pryncypał wygodnie się usadowi, dopiero wtedy cicho zamknął drzwi. Okrążył pojazd i wcisnął się za kierownicę. Obok ulokował się Sebastian. Solidna, sześciocylindrowa jednostka ze wzmocnionym zawieszeniem ugięła się nieco pod ciężarem zasiadających z przodu mężczyzn. O ile o oprawcy można było powiedzieć, że jest dobrze zbudowanym mężczyzną, o tyle kierowca miał gabaryty porządnego kredensu. I równy mu iloraz inteligencji. Mimo to był wyśmienitym kierowcą i przede wszystkim, lojalnym pracownikiem.

Rozparty na tylnej kanapie szef machnął dłonią.

Wielki pojazd potoczył się po żwirowej drodze, zawrócił za zabudowaniami i ruszył w kierunku bramy prowadzącej do miasta. Mercedes Benz W15 z 1931 roku uruchamiany był za pomocą korby, mocowanej na czas rozruchu z przodu maski. Jednak w ciągu dnia silnik samochodu był cały czas na chodzie. Odpalany wczesnym rankiem, gaszony dopiero późnym wieczorem, gdy zaparkowany w przestronnym garażu, mógł posilić się kolejną porcją paliwa. W tym czasie kierowca uruchamiał kolejny pojazd, który przez całą noc pracował na wolnych obrotach, gotowy w każdej chwili ruszyć. Choć nie zdarzyło się dotąd, by Goldberg musiał nagle wydostać się ze swej posiadłości, przezorny kierowca wolał nie tracić cennych sekund na mocowanie się z rozrusznikiem.

– Dokąd, szefie? – kierowca nawet nie spojrzał w lusterko, cały czas skupiając się na drodze.

– Do domu Karolu. Do domu.

Nataniel przymknął oczy i pogrążył się w błogiej zadumie. Uspokojony, na chwilę tylko przypomniał sobie zdarzenia sprzed kilku dni.

22 sierpnia 1939 roku. Wczesne popołudnie

Poddasze było ciemne i duszne. Sterty kartonowych pudeł, sztalugi, narzędzia stolarskie i wszelkich rozmiarów walizy poukładane w stosy, zmieniły przestronne pomieszczenie w ciasną rupieciarnię. To jednak nie przeszkadzało mocującej się ze sobą parze. Najwyraźniej nawet nie dostrzegali bałaganu wokół, skupieni na zdarciu z siebie ubrań. Dziewczyna miała nie więcej niż osiemnaście lat, była szczupłą brunetką z długimi, sięgającymi pasa włosami, związanymi w warkocz. Lniana sukienka naderwana w kilku miejscach, tam, gdzie dosięgły ją zakrzywione jak szpony dłonie mężczyzny, zwisała niczym stara firanka. Przez potargany materiał przezierał sterczący sutek lewej piersi i mlecznobiałe udo. Zapierając się, wbiła stopy w stertę przeżartych przez mole, ciemnych futer. Skromne pantofelki już dawno spoczęły na pierwszym i przedostatnim stopniu schodów drabiniastych, prowadzących na poddasze.

Naprzeciw niej był dobrze zbudowany, sięgający czterdziestki mężczyzna z opalonym, pokrytym bladymi włoskami torsem. Zwisająca z szyi muszka przekrzywiła się nieco, chwilę potem zerwana dziewczęcą dłonią. Wykrzywiona w grymasie twarz osobnika wyrażała determinację i początkowe fazy podniecenia. Głośno sapiąc złapał ją za ramiona i rzucił na stertę worków pod ścianą. Stos runął, zasypując ją swą zawartością. Koszule, krawaty, obrusy, szaliki rozsypały się na niej i wokół niej, splatając się z jej rękoma. Sukienka podwinęła się do góry ukazując gęsto zarośnięte, ciemne łono. Mężczyzna czym prędzej doskoczył do niej, ukląkł, rozsunął palcami ciemne kędziorki i sapnął na widok różowej szczelinki. Spomiędzy nabrzmiałych warg sromowych dziewczyny sączyła się niewielka strużka jej soków. Nie chcąc uronić ni kropli liznął ją tam, co zaowocowało przeciągłym jękiem spod ubrań. Drobne dłonie wczepiły się w czuprynę mężczyzny, gdy kolejnymi pociągnięciami języka drażnił jej cipkę. Przez chwilę masował łechtaczkę, po czym wsunął język w ciemny otwór. Dziewczyna pisnęła, mimowolnie rozkładając szerzej nogi. Jej otwartość bardzo mu odpowiadała. Przez chwilę lizał ją szybko, wciskając twarz w jej podbrzusze, w końcu odsunął się, chcąc zaczerpnąć powietrza. Stanął oparty o komin.

Dziewczyna wydostała się spod ubrań, zsunęła z siebie resztki odzieży i uklękła naprzeciw mężczyzny. Wprawnymi ruchami pozbawiła go spodni i majtek, wydostając na wierzch jego członka. Na moment zmartwiała widząc jego ogrom. Długości prawie jej przedramienia i w połowie jak ono gruby, drgnął i skoczył do góry jak napalony źrebak. Czerwona główka była całkowicie odsłonięta. Nataniel Goldberg, jak każdy porządny Żyd, w młodości był obrzezany, co choć po salonowych krakowskich kątach uznawano za nieczystość, w zaciszu sypialni było szczególnie doceniane przez  idące z nim do łóżka kobiety. Dziewczyna ujęła drąg w ręce i przesunęła po nim, czując, jaki jest twardy. Twardy i gotowy, pomyślała, sięgając ku niemu ustami. Chciała tylko polizać, wsunąć główkę między wargi, jednak mężczyzna chwycił ją za głowę i nabił na siebie, nie zważając na zduszony jęk dziewczyny. Równocześnie naprężył się jak struna i wydał z siebie gardłowy pomruk. Poczuła napływającą do gardła żółć, lecz ta zablokowana przez organ mężczyzny wróciła z powrotem do żołądka. Przez chwilę trzymał ją jak w imadle, po czym odsunął, pozwalając by nabrała oddechu, po czym ponownie nabił na siebie. Tym razem jednak była przygotowana i gładko połknęła jego członka, uderzając nosem w jego podbrzusze. Goldi nachylił się nad dziewczyną i obserwował jak jego penis co chwila znika w jej ustach. Uwielbiał posuwać usta dziewczyn, zanim wsunie swojego fiuta w ich cipy. Czasem nawet sam seks oralny mu wystarczał. Dziś jednak chciał posmakować także jej cipki, zamierzał bowiem z tej ustatkowanej dziewczyny zrobić zwykła kurwę, która dla kilku marnych groszy zmieni się w szmatę.

Oderwał ją od siebie i podciągnął do góry. Ledwo stała, chwiejąc się na nogach, czując jak podniecenie każe jej położyć się na podłodze i wypiąć pośladki w kierunku mężczyzny. Nim jednak było jej to dane, chwycił ją w tali i uniósł do góry. Przez chwilę trzymał tak, kierując na swojego fiuta, po czym jednym płynnym ruchem osadził na sobie. Dziewczyna zawyła. Ból rozdzieranego wnętrza silniejszy był od podniecenia. Mimo, że soki wręcz lały się z niej strumieniami, a buchający z wnętrza żar czekał, aż ugasi go solidne pieprzenie, nie wyobrażała sobie, że dla jakiegokolwiek fiuta może to jeszcze być za mało. Z całych sił starała się rozluźnić, by przesuwający się w jej wnętrzu drągal sprawił jej choć odrobinę przyjemności. Dopiero po kilku minutach, gdy zaparła się stopami o poziomą belkę konstrukcji dachu, udało jej się nieco unieść do góry. Złapawszy się masywnej krokwi, mogła sama nadać tempo i odmierzać głębokość pchnięć. Mężczyzna skrzywił się nieco, jednak pozwolił jej na ten manewr, wiedząc, że później i tak przejmie inicjatywę.

Przez chwilę obserwował podskakujące piersi dziewczyny, niemal zahipnotyzowany ich rytmiką. W końcu pochylił się i złapał zębami za sutek. Dziewczyna jęknęła, choć w tym momencie nie czuła już bólu. Rosnące podniecenie sprawiło, że przestała sobie zdawać sprawę z perwersji, na jaką pozwalał sobie mężczyzna. Odchylił głowę do tyłu naciągając jej pierś, po czym puścił sutek i przymierzył się do drugiego. Kropla krwi popłynęła po brzuchu dziewczyny. Ten widok solidnie go podniecił i choć wydawało się to niemożliwe, jego członek jeszcze bardziej napuchł. Jednak dla niej nie było już rzeczy niemożliwych. Przyjmowała go w sobie z coraz większą zachłannością, czując jak w głębi jej podbrzusza narasta oczekiwane spełnienie. Widząc, co się dzieje, mężczyzna chwycił ją mocno i zrzucił z siebie.

Ponownie wylądowała na stercie ubrań, boleśnie jednak uderzając kolanem w drewnianą posadzkę poddasza. Nie zważając na to Goldberg rzucił się na nią i przygwoździł swoim cielskiem, po czym pomagając sobie dłonią nakierował członek z powrotem na jej cipkę. Zaciśnięte wargi nie przyjęły go jednak, choć dźgał co sił. Poirytowany, uniósł się z dziewczyny, chwycił za jej biodra i uniósł do góry. Oparł jej stopy o walizki, po czym energicznie rozsunął dłońmi pośladki, prawie tak jak dziecko rozrywające ciepłą pszenną bułeczkę. Mając przed sobą doskonały widok, przez chwilę się nim napawał, po czym wbił ponownie w jej wnętrze, tym razem nie napotykając żadnego oporu. Przyjęła go z cichym mlaśnięciem. Ta chwila przerwy wystarczyła, by poczucie nadchodzącego orgazmu osłabło nieco, jednak agresywne zachowanie mężczyzny ponownie ją podnieciło. Czuła się jak szmaciana lalka, gdy z niedźwiedzią wręcz siłą targał jej ciałem wbijając się w nią. Głośne mlaśnięcia odbijały się echem od niezastawionych gratami fragmentów ścian. Basowy pomruk mężczyzny splatał się z jej coraz donośniejszym pojękiwaniem.

Na skraju orgazmu Nataniel wyszedł z niej, puszczając ciało dziewczyny. Opadła bez sił na podłogę. Zrozpaczona sięgnęła dłonią ku łechtaczce, chcąc wreszcie doprowadzić się do orgazmu. Nie mógł na to pozwolić. Złapał ją za ramiona, obrócił na plecy i przycisnął do podłogi. Objęła go łydkami, chcąc nabić się na jego penisa. Frykcyjne ruchy dziewczyny były tak komiczne, że niemal roześmiał się jej w twarz. W końcu ukląkł, uniósł jej pupę do góry i ponownie wbił się w cipę. Przyjęła to z rozkosznym miauknięciem. Złapała ze swe piersi i za każdym kolejnym ruchem mężczyzny mocniej je ściskała, jęcząc coraz głośniej. W końcu, jednostajne niemal „aaa” skończyło się głośnym „ach”, gdy podniecenie dziewczyny osiągnęło kulminacyjny punkt. Zacisnęła mięśnie pochwy na członku Goldberga, doprowadzając go do potężnego wytrysku. Złapał za jej biodra i wcisnął najgłębiej jak mógł, wypełniając nasieniem zalewane kolejnymi skurczami wnętrze dziewczyny. Jakiś czas pompował w nią kolejne porcje, by wreszcie, drżąc na całym ciele, opaść na dziewczynę.

Przytuliła się mocno do niego, czerpiąc jak najwięcej rozkoszy z tej bliskości. Zamknęła oczy i nieświadomie zapadła w krótka drzemkę.

Usłyszawszy miarowy oddech dziewczyny, Goldi podniósł się z niej. Członek wysunął się z spomiędzy warg dziewczyny, ciągnąc za sobą perłową nitkę. Wytarł go jej sukienką, po czym szybko ubrał się i skierował w stronę sterty walizek. Odsunął jedną z nich, ukazując skrytego w mroku młodzieńca z kamerą w ręku. Kolejny podrostek wyłaził już spomiędzy worków z odzieżą. Podczas igraszek pary był tak blisko, że gdyby wyciągnął rękę, mógłby swobodnie pomacać jej cycki.

– Macie wszystko? – zapytał cicho Goldberg, widząc zbliżającego się trzeciego młodzieńca.

– Jasne, szefie – chropowaty głos najstarszego, sugerował nadużywanie tytoniu, którego Goldberg osobiście nie znosił. W oddechu młodzieńca czuć też było alkohol. Tego też Goldi nie pochwalał, jednak dopuszczał, gdy wymagała tego etykieta. Teraz zupełnie mu się to nie spodobało.

– Kto ci pozwolił pić? – warknął, chwytając go za poły wyświechtanej marynarki.

– Ależ szefie. Co tam jeden łyczek? Gorąco tu, musiałem coś łyknąć.

– Trzeba było łyknąć wody. Następnym razem ja cię łyknę. I to tak, że się kopytami nakryjesz!

– Dobra. Szefie. Przepraszam. – strwożony młodzieniec przełknął głośno ślinę. O ile jeszcze przed chwilą przyjemnie szumiało mu w głowie, to teraz zupełnie nie czuł już właściwości alkoholu – To na kiedy mamy zmontować? – spytał, chcąc zmienić czym prędzej drażliwy temat.

– Na wczoraj – Goldberg mruknął cicho, patrząc w kierunku smacznie śpiącej dziewczyny – I dostarczycie mi też wszystkie niewykorzystane materiały. I nie róbcie żadnych kopii, bo… was łyknę!

– Dobra szefie, się wie.

Chłopcy przymierzali się właśnie do opuszczenia poddasza, gdy pojawił się na nim Sebastian. Spojrzał na dziewczynę, następnie na szefa i ponownie na śpiącą. Jego wzrok mówił więcej niż słowa. Goldberg zatrzymał w półkroku jednego z młodzieńców.

– Ty! Zostajesz. To jeszcze nie wszystko.

Pryszczaty smarkacz zatrząsł się, czując na sobie spojrzenie mafiosa.

– Dobrze psze pana. A gdzie mam się schować?

– Tam gdzie byłeś – odrzekł Goldberg wskazując chłopakowi skrytkę za workami z odzieżą. – Tylko uważaj, żebyś znów się nie pokazał, tak jak poprzednio. Co? Myślałeś, że cię nie widziałem?! Nie dla psa kiełbasa! Masz tam siedzieć i filmować. I więcej od ciebie nie oczekuję!

– Dobrze psze pana. – puszczony czym prędzej czmychnął do kąta, zakrywając się poduszkami.

– Tylko się pospiesz – rzucił Goldberg do Sebastiana, mijając go przy zejściu na piętro.

Ten tylko uśmiechnął się. Blizna na twarzy rozszczepiła się nieco, przypominając Goldiemu ruchaną przed kilkoma minutami cipkę. Odwrócił czym prędzej wzrok, po czym zszedł po schodach i popędzając stojących tam chłopców, skierował się na parter. Przy wejściu wcisnął im garść monet, obiecując sowitą resztę po dostarczeniu złożonego materiału.

Sebastian przyglądał się leżącej, równocześnie zdejmując z siebie ubranie. Starannie odłożył je na kupkę, po czym sięgnął ręką do członka. Ten w przeciwieństwie do fiuta przyjaciela był mizerny. Przypominał raczej przyrodzenie nastolatka niż dorosłego mężczyzny. Najwyraźniej rozwijające się przez lata ciało zapomniało o tym drobnym elemencie. Wstydliwe uchybienie znał tylko Goldberg i dziewczyny, które posunął. Te jednak nie mogły nic powiedzieć, gdyż spoczywały w odmętach zalewu w kamieniołomie Goldiego.

Dziewczyna leżała na boku, skrywając swoją cipkę, jednak nie ona była celem Sebastiana. Klęknął przy niej i rozsunął pośladki śpiącej, wpatrując się ciemny otworek. Mając tak skromne przyrodzenie, nie miał co szukać podniet w cipkach dziewcząt, preferował więc seks analny. W większości zaskoczone i przerażone ściskały zwieracze, zgodnie z jego zamierzeniami.

Zebrał zgromadzoną w ustach ślinę i splunął na ściśnięty otworek. Ślinę rozmazał wokół palcem, wciskając go lekko do środka. Usatysfakcjonowany wilgocią w jej wnętrzu, położył się na niej wpychając członka w anus. Jęknęła czując ciężar na sobie. Otworzyła oczy i z przerażeniem spojrzała w zimne źrenice oprawcy. Tego ranka, gdy pojawiła się w domu Goldberga, powitał ją w holu. Ujrzawszy twarz mężczyzny, zakpiła z niego, po czym zaśmiała się, ukazując rząd bielutkich jak śnieg zębów. Droczyła się z nim nawet w obecności jego szefa. Teraz przyszła pora odpłacić pięknym za nadobne.

Próbowała bronić się, jak inne, zaciskając zwieracz, jednak siła i upór mężczyzny przezwyciężały każdą jej próbę obrony. Niemożliwe – myślała – co to za zwierzę? Normalnym było dla niej ruchanie w cipkę, słyszała o wielogodzinnych orgiach, podczas których jej koleżanki rżnęły się z chłopakami z akademików, obciągały ich tatusiom czy brały do ust, jednak seks analny był dla niej nowością. Przyjemną nowością – spostrzegła po chwili, odczuwając powracające podniecenie. Grzeczna córeczka tatusia okazała się wyrafinowana suką – czego zupełnie się po sobie nie spodziewała. Fiut Goldberga, po koledze z podwórka i kuzynie z Warszawy, był trzecim, jaki odwiedził jej cipkę. Spostrzegła się w końcu, że rozmiar członka Sebastiana jest nieco inny niż jego szefa. Bardzo inny – zaśmiała się w duchu, lecz w tym momencie poczuła jak Sebastian przyspieszył i podniecenie znów dało o sobie znać. Czując wypełniającego jej anus fiuta, nie mogła się zdecydować, co było przyjemniejsze. Ruchanie w cipkę miało swoje zalety. W końcu od tego cipka jest. Jednak ryzyko zajścia w ciążę spędzało jej sen z powiek. Tymczasem ruchanie w dupkę okazało się ciekawą i równie przyjemna alternatywą.

Obróciła się na brzuch i wypięła pośladki w górę. Pomruk, jaki usłyszała za sobą przyjęła jako aprobatę. Zresztą po chwili poczuła kolejną rytmikę pchnięć i sapanie, które zapowiadało rychły orgazm mężczyzny. Nie mogła pozwolić, by doszedł przed nią. Sięgnęła ręka ku kroczu i zaczęła masować łechtaczkę. Wcisnęła w siebie palec i odkrywszy kolejną przyjemność ruchania w dwa otwory, zmierzała ku nieuchronnemu. Nieskoordynowane ruchy Sebastiana i zaciskające się na jej piersiach dłonie sprawiły, że niemal ze złością zaczęła szarpać cipkę, chcąc czym prędzej dojść. Spóźniła się. Zaledwie kilka sekund, ale na chwilę nim przeszedł ją kolejny skurcz rozkoszy, poczuła zalewające jej anus gorące fale. Zaraz potem osiągnęła orgazm i cicho jęknęła, wciskając twarz w stęchłą poduszkę. Zaskoczona, wciąż czuła wypełniające ją nasienie. Ileż czasu musiał się oszczędzać? – pomyślała, gdy kolejny wytrysk spadł na jej plecy.

Uniosła się znad ubrań i zamglonym wzrokiem spojrzała na oprawcę. Mrugnęła i przesłała mu całusa, ten jednak szybko podniósł się z niej i ubrał. Wstała, rozglądając się w poszukiwaniu swojej odzieży, lecz gdy tylko na chwilę odwróciła wzrok od mężczyzny na jej skroń spadła jego twarda pięść. Spowił ja mrok i niczym starty mebel runęła na posadzkę.

Sebastian jeszcze przez jakiś czas spoglądał na nią, po czym spomiędzy worków wyciągnął struchlałego młodzieńca. Ten starał się nawet nie patrzeć na ciało dziewczyny, ani na posępnego mężczyznę. Bał się, że oprawca, widząc jego przerażenie, zrobi z nim dokładnie to samo. Trzęsącą się ręką ściskał kurczowo kamerę, która wciąż nagrywała. Mężczyzna chwycił go za dłoń, przestawił dźwignię i urządzenie ucichło. Chwycił chłopca za podbródek i zajrzał mu głęboko w oczy.

– Piśniesz o tym komukolwiek, a urwę ci łeb. Tuż przy jajach. Rozumiesz?

Chłopiec mrugnął oczami. Przerażenie odebrało mu mowę.

– Dobra. To teraz spierdalaj do swoich kumpli i bierzcie się do roboty. Aha! Jeszcze jedno. Jeśli któryś z Twoich kolegów coś wypaple to też mu urwę łeb. A ciebie wypatroszę!

To powiedziawszy pchnął chłystka w kierunku schodów. Chłopiec niemal spadł z nich, biegnąc co sił do wyjścia.

Tymczasem Sebastian wziął się do roboty. Zaspokojony, związał dziewczynę, po czym zniósł ją na parter, skąd udał się do niewielkiego pomieszczenia gospodarczego, mieszczącego się w sąsiedztwie salonu gospodarza. Tam, na przygotowanej wcześniej materiałowej niecce umieścił ciało dziewczyny, przymocowując ją sznurami do rozmieszczonych w ścianie haków. Z przybornika wyciągnął brzytwę, ochlapał krocze dziewczyny mętną woda z wiaderka, nałożył nieco mydła, po czym dokładnie ogolił jej cipkę. Zadowolony z efektów swej pracy, obrócił ją tyłem do siebie, rozłożył szeroko jej nogi i docisnął krocze do ściany. Kolejnymi pasami unieruchomił ją, jednym z nich zakneblował. Na wysokości jej oczu w ścianie były dwa niewielkie otworki, przez które po odzyskaniu przytomności mogła obserwować wnętrze sąsiedniego pomieszczenia. Wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.

22 sierpnia 1939 roku. Wieczorem

– Doprawdy Natanielu, zaskakujesz mnie coraz bardziej! – Chudy jak tyka mężczyzna śmiał się głośno, klepiąc po udzie – Żona marszałka! No proszę, proszę. Kto by się spodziewał?

Goldberg uśmiechnął się lekko. Historie z jego życia łóżkowego były tematem, do którego zmierzały wszelkie rozmowy, w trakcie organizowanych przez niego imprez. Tym razem na kolacji pojawiło się zaledwie dwóch z sześciu zaproszonych gości. Ukrywając irytację starał się nie okazywać tego i robić dobrą minę do fatalnej, jak się okazało, gry. Brak kilku prominentów sprawił, że rozmowy w ogóle się nie kleiły, a wszelkie jego próby nawiązania do interesującego go tematu spełzały na niczym. Przygotowana ilość trunków miała wprowadzić gości w stan lekkiego upojenia, tymczasem tych dwóch zdążyło się już solidnie urżnąć i cały plan Goldiego wziął w łeb.

Pułkownik ledwo wstał z fotela i zataczając się ruszył w kierunku wyjścia.

– Wybacz Goldi – rzekł mijając gospodarza – stare cielsko, stary łeb, stara głupota. Ja mam już dość. Ale dziękuję ci za ten miły wieczór. O! A cygarem chętnie się poczęstuję – dodał sięgając do zdobionego w kwiaty pudełka.

Kilka sztuk zniknęło w przepastnej marynarce oficera. W holu kierowca Goldberga, pełniący akurat funkcję odźwiernego, podał mu płaszcz i ujmując pod łokieć sprowadził po schodach, wprost do czekającej na pułkownika limuzyny. Nim samochód ruszył, był już z powrotem w budynku. Przez chwilę obserwował oddalające się światła pojazdu, po czym usiadł na otomanie w kącie holu.

Tymczasem pozostały przedsiębiorca budowlany, którego kontrakty z wojskiem miały w zamierzeniu Goldiego wprowadzić go na szerokie wody,  wodził palcem po ścianach salonu, podziwiając zebrane przez gospodarza fotografie starego Kazimierza. W pewnym momencie jego wzrok padł na czarno-białe zdjęcie przedstawiające smutnego anioła. Kobieca postać w zupełnie naturalnych proporcjach mogła być równie dobrze młodą kobietą, jeśli nie dziewczyną. Chudy mężczyzna wstał i podszedł bliżej zdjęcia.

– Seksowna – rzucił podziwiając fotografię – O! A tu powinna być cipka!

Przedsiębiorca klepnął anioła w miejscu gdzie jego szata nieco się podwinęła. Zaskoczony miękkością oderwał rękę, patrzą w zdumieniu na Goldberga. Gospodarz uśmiechnął się szerzej. Przedsiębiorca uniósł brew, po czym zniżył twarz do fragmentu ściany. Choć przez cały wieczór wlewał w siebie niezliczone ilości alkoholu, pod wpływem zapachu jaki dobywał się ze ściany, niemal momentalnie wytrzeźwiał.

– Twój obraz nawet pachnie cipką! – zaśmiał się chrapliwie

Przez chwilę gmerał po ścianie, po czym natknął się na miękkie fałdki.

– To jest cipka! – zagrzmiał zdumiony swym odkryciem.

Schylony, w niezbyt wygodnej pozycji, pogłaskał palcem wzgórek łonowy “anioła”, po czym przystawił do niego język i polizał.

– Smakuje jak cipka…

Oderwał się na moment, czując narastające w spodniach podniecenie. Zerknął na gospodarza, który uniósł się ze swego fotela.

– Przyniosę jeszcze wina – rzekł Goldi, kierując się do drzwi.

– Nie spiesz się przyjacielu – mruknął przedsiębiorca, wpatrzony w lśniący srom.

Gdy tylko usłyszał zamykające się drzwi, czym prędzej rozpiął pasek, zsunął do kolan spodnie i spomiędzy majtek wydobył sterczącego już kutasa. Cipka była w idealnym miejscu. Przysunął się do ściany, nakierował fiuta między mięsiste wargi i pchnął.

– Ale cipka – mruknął zadowolony.

Rozczapierzonymi dłońmi usiłował chwycić jakikolwiek występ na ścianie, jednak na gładkiej powierzchni nie mógł znaleźć niczego. W końcu zaparł się stopami o deski podłogi, sięgnął ręką ku stojącemu w pobliżu barku i dzięki temu, zachowując lekką nierównowagę, wznowił pchnięcia. Ciężko sapiąc spojrzał w twarz anioła. Jego oczy wpatrywały się wprost w niego. Jakby ludzkie – pomyślał, jednak seks ze ponętnym zdjęciem, jak również wypity alkohol zaćmiły jego umysł. W tym momencie chuć była najważniejsza.

– Ciasna cipka… – zauważył po raz enty, delektując się stosunkiem – Następnym razem pokaż też cycuszki aniołku, żebym mógł je possać.

Choć sklął się w duchu, przypomniał sobie dzień, w którym mimowolnie, przez szparę w drzwiach do łazienki ujrzał piersi swej dorosłej już, choć wciąż młodej córki. Tego dnia, gdy wszyscy opuścili dom, wszedł do łazienki, zsunął spodnie i masując swojego członka zgwałcił ją w swych wspomnieniach.

– Gdybyś był moją córka aniołku, miałabyś właśnie takie jak ona piersiątka: młode, jędrne, nieznające jeszcze dłoni prawdziwego mężczyzny. Ale cipkę na pewno ma inną. Ciasną, dziewiczą, nieskalaną męskim nasieniem. Nie taka jak twoja. Uch… twoja cipka jest gorąca i taka mokra.

Mrucząc do siebie, wyobrażał sobie własną córeczkę siedzącą na szafce pod oknem, z rozłożonymi nogami, przyjmującą jego fiuta.

– Moja mała Karolcia – mruknął, czując jak jego ciało powoli tężeje.

Chwycił mocniej krawędź barku i w tym samym momencie eksplodował w jej wnętrzu, wypełniając swym nasieniem aż po brzegi. Przez chwil stał na trzęsących się nogach, w końcu podciągnął spodnie, zapiął pasek i przesłał buziaka anielicy.

– To było niezłe – rzekł i w tym samym momencie otworzyły się drzwi, wpuszczając do środka gospodarza. W ręku trzymał zakurzoną butelkę, wypełnioną rubinowym płynem.

– Wciąż podziwiasz – spytał Goldi, dostrzegając płynący po ścianie strumyczek spermy – a może już skończyłeś.

– Nie, nie. Skończyłem – zachłysnął się przedsiębiorca – w zasadzie to chyba wieczór też mi się skończył. Wybacz Goldi – klepnął po ramieniu milczącego gospodarza – przepraszam cię, ale po kolejnej butelce będziesz mnie musiał zbierać z podłogi, a nie chcę być kolejnym żartem w twoich opowiadaniach. Rozumiesz mnie.

Goldberg skinął głową, ukrywając tym samym mordercze spojrzenie. Gdyby nie fakt, że o wizycie przedsiębiorcy wiedziało kilku ludzi, chętnie pieprznąłby głową tego skurwysyna w ścianę, pokazując mu, że właśnie wypieprzył własną córeczkę a potem na jej oczach wbiłby mu pogrzebacz w dupę i przeciągnął przez gardło, patrosząc jak wiejskiego kundla. Tymczasem,gdy uniósł głowę, na jego ustach wykwitł wymuszony uśmiech.

– Oczywiście. I… szkoda, że nie udało nam się dogadać. Ten kontrakt naprawdę wiele dla mnie by znaczył.

– Rozumiem cię przyjacielu – przedsiębiorca potaknął – ale sam wiesz, jakie jest lobby. Oni oczekują innego usługodawcy, jeśli rozumiesz co mam na myśli. Wiesz, że ja nie mam specjalnie nic przeciwko, ale twoje nielegalne interesy nie przysparzają ci wielu chętnych do wspólnego, legalnego biznesu. A ja niestety nie mam prawa głosu.

Spojrzenie przedsiębiorcy przy ostatnich słowach uciekło w bok, świadcząc, że zwyczajnie kłamie, lecz jakiekolwiek w tym momencie działania Nataniela nie przyniosłyby oczekiwanego skutku. Zresztą. Filmik z jego córeczką, dupczącą się na strychu z jednym facetem, a potem dającej dupy drugiemu, był wystarczającym argumentem w przyszłych rozmowach. Gdyby to nie wystarczyło, mógłby mu pokazać też ten nakręcony przed kilkoma minutami. Uważał jednak, że po obejrzeniu pierwszych scen rżnięcia na poddaszu przedsiębiorca zmięknie i nie będzie musiał oglądać reszty filmu. Dopiero, gdy Goldberg podpisze satysfakcjonujące go kontrakty, dostarczy mu całość materiału.

Odprowadził gościa do drzwi, gdzie na zewnątrz czekała kolejna limuzyna. Jej kierowca wyskoczył z auta, przytknął korbę do maski, zakręcił kilka razy, po czym odpaliwszy pojazd, podjechał do stóp schodów. Jego szef ciężko zwalił się na tylne siedzenie udając bardziej pijanego, niż był w rzeczywistości. Scena ta miała przekonać Goldberga, że przedsiębiorca faktycznie ma już dość tego wieczora.

Gdy tylko gość odjechał, Nataniel wrócił do domu zatrzaskując drzwi z takim impetem, że aż zatrzęsły się w futrynie. Szybkim krokiem ruszył w kierunku schowka. Odwiązał dziewczynę i zdjął knebel z jej ust.

– Jak mogłeś!… – krzyknęła, lecz wnet uciszył ją swym łapskiem.

– Cicho, ty brudna kurwo! Słyszałaś co powiedział? Nie dostanę tego zasranego kontraktu, więc zabiję jutro skurwysyna, a ty będziesz na to wszystko patrzyć szmato!

Trzasną ją na odlew w twarz. Głowa dziewczyny odskoczyła w bok. Lecz łzy, jakie popłynęły po twarzy nie wynikały z bólu. Strach o życie ojca odebrał jej zdolność rozumowania.

– Proszę, nie rób mu krzywdy. Zrobię wszystko, co zechcesz. Będziesz mnie mieć w każdej chwili, tylko… Proszę, daruj mu życie.

Spojrzał na nią jakby zastanawiając się nad usłyszanymi słowami.

– Wszystko? – spytał, mrużąc oczy

Skinęła głową.

– Pokaż.

Zaciskając zęby, chwyciła się za pierś delikatnie ją masując. Równocześnie jej ręka głaskała krocze, co chwila rozchylając wargi.

– Coś mało się starasz – mruknął niezadowolony.

Usiłowała zsunąć się z komody, gdy powstrzymał ją ruchem dłoni.

– Pokaż. To i sam mogę zrobić bez twojej inicjatywy.

Przymknęła oczy. Zdawała sobie sprawę, że jeśli nie uda się jej teraz podniecić, życie jej ojca zawiśnie na włosku. Jedyną możliwością był masochizm, który nieodmiennie dostarczał jej niezapomnianych wrażeń. Odchyliła do tyłu głowę, ścisnęła sutek i pociągnęła mocno ku górze, czując promieniujący stamtąd ból. Równocześnie zaprzestała okrężnych ruchów wokół łechtaczki, zmieniając je w delikatne z początku klepnięcia. W końcu otwartą dłonią uderzała się w wargi sromowe, aż te napuchły i podeszły krwią. Niewielka kropla jej soków zmieniła się po chwili w szeroki strumień, wypływający z jej wnętrza niczym wulkaniczna lawa. Był tak samo gorący, co z uznaniem przyjął Goldberg wbijając w nią swój stwardniały organ. Rozłożyła szerzej nogi i, nie mając już dojścia do cipki, szarpnęła za drugi sutek.

Jednak, choć podniecenie udzieliło się Goldbergowi w równej mierze, złość nadal w nim kipiała. Zerwał dziewczynę z komody, nabił na siebie i prawie wybiegł do salonu. Tam zerżnął ją na stole. Potem, na barku, krześle, podłodze. Tuż przed północą do pomieszczenia wpadł Sebastian i razem zaczęli ją gwałcić naprzemiennie, aż tuż nad ranem padli wyczerpani. Leżąca między nimi dziewczyna ciężko oddychała. Bolesne rwanie w podbrzuszu sprawiło, że nie mogła, tak jak oni, spokojnie usnąć. Zresztą, nie było jej to dane. Gdy tylko donośnie chrapanie mężczyzn wypełniło salon, do pokoju, cicho jak duch wszedł kierowca Goldberga. Podkradł się do dziewczyny, po czym wprawnym ruchem założył na jej szyję klasycznego Nelsona. Szarpnęła się, lecz zmęczona całonocną niemal orgią nie miała już sił. Jeszcze przez moment, wijąc się jak piskorz usiłowała wyswobodzić z jego uścisku, jednak każdy kolejny jej ruch wzmagał jeszcze bardziej morderczy chwyt. Na chwilę uspokoiła się sądząc, że mężczyzna puści ją. Jednak po kilku sekundach nadal ją trzymał. W głowie zaczęło jej pulsować, płuca pragnęły złapać oddech, lecz żadne starania nie przynosiły upragnionych rezultatów. Choćby mały haust, pomyślała, gdy przed oczami mrugnęły jej gwiazdy. Przez moment była na podwórku, z kuchni dobiegał zapach pieczonego ciasta, skrzypnęła furtka, zwiastująca powrót ojca do domu. Odwróciła się jednak nie dostrzegła nikogo. Mrok ogarnął jej umysł, po czym skonała.

Kierowca jeszcze jakiś czas trzymał ja, po czym pozwolił trupowi osunąć się bezwładnie na podłogę. Chwycił ją za nogi i wyciągnął z pokoju, po czym delikatnie obrócił na stary, poplamiony zakrzepłą krwią dywan. Czekała go robota. Musiał oczyścić zwłoki ze wszelkich śladów, które mogły naprowadzić ewentualnych tropicieli na trop jego pryncypała. Przy żmudnym zajęciu zastał go poranek, w międzyczasie zdążył dwa razy zrobić sobie dobrze, wlepiając oczy w cipę dziewczyny. To, że była martwa w niczym mu nie przeszkadzało. W końcu zawinąwszy trupa w dywan, zszedł z nim do garażu i wcisnął do bagażnika Mercedesa.

28 sierpnia 1939 roku. Rano

– Jak to kopia! – Goldi aż się zachłysnął ze złości. – Nie było mowy o żadnej kopii! Miałeś mi dostarczyć zmontowany materiał i niewykorzystane sceny. Durnia ze mnie robisz czy co?!

Chłopak przed nim uśmiechał się bezczelnie. Szantaż mafiosa może nie był najlepszym pomysłem, dawał jednak szanse na przeżycie. Nikłą w granicach kraju, jednak na tyle wystarczającą, by opłacało się zaryzykować. Zmontowany materiał był ukoronowaniem jego dotychczasowych sukcesów na rynku filmowym. Choć obraz nie nadawał się dla szerszej publiczności, stanowił dla niego samego dowód, że jednak wiele potrafi. To otwierało mu szanse za oceanem, gdzie się od lat wybierał.

– Spokojnie szefie – odrzekł spokojnie – to tylko takie… zabezpieczenie. Dostanie pan wszystko, gdy będę już daleko – tu mrugnął porozumiewawczo okiem.

– Daleko? – wycedził przez zęby Goldberg. – To ja ci zaraz pokażę, jak daleko będziesz.

Trzaśnięcie drzwi za chłopakiem nie zwiastowało nic dobrego. Na dźwięk chrobotu klucza w zamku zrzedła mu mina. Nie był już taki pewien swych działań. Mało tego. Widząc zmierzającego w ich stronę Sebastiana, czuł, że jego plany runęły jak domek z kart. Odwrócił się, lecz stanął twarzą w twarz z kolejnych oprychem. Odźwierny/kierowca całą swoją posturą zatarasował jedyną drogę ucieczki i nawet gdyby drzwi były szeroko otwarte, i tak zapewne nie przecisnąłby się koło niego.

– Panowie – zaczął niepewnie, odwracając ponownie w stronę Nataniela – na pewno dojdziemy do porozumienia.

– W to nie wątpię – odrzekł Goldberg, mrużąc oczy.

Stojący za chłopakiem mężczyzna, mimo swych gabarytów, szybko i bezszelestnie przysunął się do niego i unieruchomił w swych ramionach. Do szamocącego się podszedł Sebastian i ogłuszył go prawym sierpowym.

28 sierpnia 1939 roku. Wczesne popołudnie

– Posłuchaj mnie uważnie – Nataniel nachylał się nad młodzieńcem, usiłując spojrzeć mu w twarz. Posiniaczona, przypominała jednak bardziej halloweenową maskę, niż ludzkie oblicze. Skatowany młodzieniec jednak nadal milczał, wiedząc, że wyjawienie prawdy skończy się jego śmiercią – Jestem pod wrażeniem twojego uporu, jednak na nic on się nie zda. W końcu powiesz mi gdzie ukryłeś kopię. Od ciebie tylko zależy, jak bardzo wcześniej pocierpisz. Więc?

Młodzieniec splunął krwistą śliną wprost na błyszczące mokasyny Goldberga. Ten spojrzał na nie, jakby pierwszy raz w życiu je zauważył.

– Pierdol się – szepnął umęczony, nie mając już sił na krzyk.

– Skoro taka twoja wola.

Odsunął się od zmaltretowanego i skinął na Sebastiana. Ten przestał na chwile obgryzać paznokcie, po czym sięgnął na półkę, skąd zdjął dwa kable. Z jednaj strony kończyły się mosiężnymi zaciskami, z drugiej, tkwiły w ścianie, nieopodal bzyczącego generatora.

Nataniel wyszedł z piwnicy. Bynajmniej nie dlatego, że nie chciał widzieć, co się zaraz wydarzy, lecz musiał przygotować się na spotkanie, które od dłuższego czasu nad nim wisiało, a nie miał na nie najmniejszej ochoty.

Tymczasem Chłopak przez napuchnięte oczy obserwował poczynania Sebastiana. Wielkim, rzeźnickim nożem oprawca rozciął spodnie chłopaka, odsłaniając skurczonego ze strachu członka, niknącego w gęstwinie włosów łonowych. Złapał go za biodra i rozsunął szeroko nogi, przywiązując je mocno do nóg krzesła. Złapał ręką za jądra, szarpnął, po czym na każdym z nich zacisnął klips. Chłopak w przerażeniu obserwował scenę, nie mogąc wydobyć z siebie głosy. Przerażenie wysuszyło jego usta na wiór. Sebastian odsunął się od ofiary, oceniając uważnie swoje dzieło, po czym szepnął do ucha chłopaka.

– Domyślasz się chyba, co zaraz nastąpi. Przedtem jednak pozwól, że coś ci wyjaśnię, gdybyś na przykład nie wiedział w czym rzecz. Wiesz jak działa żarówka? Otóż między pręcikami wewnątrz niej rozciągnięta jest mała sprężynka. Jak dostarczymy prąd, zacznie się żarzyć, a dzięki wypełnieniu świecić. No i to tyle, jeśli chodzi o żarówkę. Dziś ty nią będziesz, choć wątpię byś zaświecił. Na pewno jednak trochę cię potrzepie.

To mówiąc Sebastian zbliżył się na powrót do ściany. Otworzył niewielką szafeczkę i sięgnął do skrytego tam pokrętła.

Donośny skrzek wyrwał się z gardła chłopaka.

– Proszę. Proszę nie rób tego. Powiem. Powiem gdzie…

Sebastian przyłożył palec do ust.

– Ciii… Nic teraz nie mów. Potem będziesz mieć na to czas. Musisz jednak poczuć bogactwo, jakie oferuje nam miasto. Pewnie do tej pory nie doceniałeś postępu technologicznego, ale zaraz wszystko się zmieni. I… ciii… Teraz już za późno. Poza tym, gdy dowiesz się jak bolą smażone jaja, będziesz wiedzieć, że następnym razem, gdy cię o coś spytam a ty nie odpowiesz to…

W tym momencie Sebastian przekręcił pokrętło a chłopak zawył.

Żaden dotychczasowy ból nie był tak potworny jak ten, którego właśnie doświadczał. Nawet nieumyślny kopniak jego młodszej siostry nie bolał tak, jak porażenie dwustu dwudziestu volt płynących przez jego ciało. Naprężył się cały i zacisnął zęby, czując jak pękają plomby. Łzy cisnęły się do oczu, a w uszach dudniło, jakby tuż obok niego przejeżdżał towarowy skład z węglem. Choć wszystko trwało zaledwie kilka sekund, jemu wydało się wiecznością. Wyłączenie prądu przyjął z wdzięcznością, czując, jak po udach płynie mu strużka ciepłego moczu.

Sebastian zbliżył się do niego i odczepił klamry. Zwinął kable i ułożył schludnie na półce obok szafeczki, po czym zamknął ją pewien, że nie będą już potrzebne. Pogłaskał uda chłopaka, przesunął dłonią po członku, który mimowolnie drgnął. Mimo całego bólu, w ciągu kilku chwil doprowadził go do erekcji.

– Następnym razem przyczepię klamry tutaj – rzekł Sebastian, mocno ściskając żołądź chłopaka – Rozumiesz teraz w czym rzecz?

Chłopak pokiwał głową.

– W skrytce. Na dworcu. Numer 15. Klucz mam w domu u siebie w pokoju, pod łóżkiem obok drewnianej lalki. – wyrzucił z siebie jednym tchem.

– Grzeczny piesek – Sebastian poklepał go po policzku. Odwrócił się na moment i dodał jakby do siebie – tak przy okazji… dobranoc…

Cios w skroń odesłał chłopaka w błogą nieświadomość. Sebastian wyszedł z piwnicy, zamykając za sobą drzwi. Nie obawiał się, że po przebudzeniu chłopakowi uda się wezwać pomocy. Grube mury chroniły Nataniela przed wścibskimi sąsiadami. Zresztą ci, którzy mieszkali w pobliżu, ani myśleli narażać się mafiosowi swoim zainteresowaniem.

30 sierpnia 1939 roku. Wieczór

Spłoszony zając ledwo uciekł spod kół nadjeżdżającego pojazdu. Ciężki Mercedes zachybotał na resorach, gdy zatrzymał się u wejścia na cmentarz z lekkim skrzypieniem hamulców. Kierowca wyskoczył z samochodu, choć bardziej adekwatne byłoby stwierdzenie wycisnął się, okrążył długą maskę, przez chwilę oświetlony potężnymi reflektorami, zniknął ponownie w mroku, po drugiej stronie samochodu. Otworzył drzwi dla pasażera i pomógł szefowi wydostać się ze środka. Nataniel zachwiał się lekko. Tego dnia zaliczył kilka przyjęć, wypijając spore ilości różnych trunków. Zdążył też przelecieć pokojówkę w posiadłości burmistrza i młodą kurewkę, którą zgarnął na placu biskupim. Schowany w cieniu parku (podgórze) samochód był równie dobrym miejscem na pieprzenie, jak każda inna stała lokacja.

Dziewczyna była niedoświadczona i jej starania by doprowadzić mężczyznę do orgazmu spełzły na niczym. Dziwnie roztrzęsiony mężczyzna nie mógł zupełnie skupić się na podsuwanym mu przed twarz wygolonym łonie. Jej cipka była mokra od soków, które kapały na kanapę, dołączając do innych wyschniętych już plam. W końcu zrezygnowana, usiadła na nim i schyliwszy głowę by nie uderzać w niską podsufitkę, ujeżdżała jak ogiera. Mężczyzna złapał ją za tyłek i boleśnie rozciągnął pośladki. Wsunął palec w jej odbyt, co sprawiło, że kilka chwil później jej ciało przeszył dreszcz rozkoszy, a mięśnie pochwy zacisnęły się na grubym penisie, który tkwił w jej wnętrzu.

Zniesmaczony mężczyzna zrzucił ją z siebie, przycisnął do kanapy i wsadził członka w jej usta. Przez chwilę machała rękoma usiłując złapać oddech, jednak jej próby okazały się daremne. Na skraju omdlenia, mężczyzna wyszedł z niej, dając możliwość oddechu, po czym wbił się ponownie i zaczął posuwać. Dławiła się, czując przesuwający się w gardle penis. W tym samym czasie ktoś dobrał się do jej anusa i już po chwili poczuła rozdzierający ból między pośladkami. Nie mając możliwości zaprotestowania, zacisnęła powieki, modląc się, by właściciel wielkiego fiuta w końcu doszedł i pozwolił jej swobodnie oddychać. Gdy tylko pierwsza struga spermy zalała jej usta pożałowała swoich pragnień. Mężczyzna ani myślał dać jej posmakować swojego nasienia. Wtłoczony wciąż w jej usta tryskał aż mimowolnie wciągnęła go w płuca. Zadławiła się, przed oczami stanęły jej świeczki, poczuła też jak między nogami wybuchają jej fajerwerki rozkoszy a kolejna erupcja zalewa jej anus.

Gdy sądziła, że już przyjdzie jej umrzeć, mężczyźni niespodziewanie uwolnili ją, po czym otworzywszy drzwiczki samochodu wypchnęli na gorący chodnik. Nie zwracała uwagi na podrapane kolana i łokcie. Szczęśliwa, że udało jej się wydostać, przytuliła się do ciepłego podłożą, dziękując Bogu za litość mężczyzn. Samochód odjechał w kłębach dymu, zostawiając ja nagą. Uniosła głowę i spojrzała wokół siebie. Szelest gałęzi sprawił, że drgnęła, a potem zadrżała z rozpaczy. Zbliżało się ku niej kilku wyrostków. Ich zamiary były oczywiste i to jeszcze dopuszczała, jednak widok wielkiego noża w ręku jednego z nich sprawił, że poczuła się niepewnie. Usiłowała dźwignąć się na kolana, uciec, lecz dopadli ją, zakneblowali usta i ponieśli w ciemne listowie.

Nikt więcej nie ujrzał młodej kurewki, choć jej ciotka niemal przeczesała całe Podgórze, zwracając się o pomoc do samego komisarza.

– Natanielu. Może przełożymy to na jutro.

Sebastian stanął cicho obok swojego szefa, przyglądając mu się uważnie. Gooldberg spojrzał na niego, położył rękę na ramieniu i rzekł spokojnie, jak matka do syna.

– Przyjacielu, wiesz, że nie mogę. Nie chodzi o jakąkolwiek powinność, lecz to, co jest tutaj – wskazał na serce – mój ojciec zasługuje na to, bym go odwiedzał. To kwestia szacunku i miłości, którą mnie obdarował, choć zapewne teraz najchętniej nie przyznawałby się do mnie lub zabił. Nie tego pragnął, ale nadal pozostaję jego synem i nic tego nie zmieni.

Sebastian kiwnął w zrozumieniu głową. Przekroczyli bramę cmentarza i dalej szli już w milczeniu. Nikły blask gazowych pochodni ledwo rozjaśniał mrok nocy. Skąpane w większości w świetle księżyca nagrobki lśniły trupią bladością. Kręta alejką doszli do jednego z ostatnich grobów. Dalej stał tylko stary, zmurszały grobowiec z broniącymi wstępu do środka stalowymi, kutymi ręcznie drzwiami.

Nataniel ukląkł przy skromnym grobie i zamknął oczy. Nie modlił się. Wrócił wspomnieniami do dzieciństwa, usiłując sobie przypomnieć twarz ojca, usłyszeć jego słowa. Chciał się do niego przytulić, przeprosić za wszystkie grzechy młodości. Prosił go o wybaczenie.

Nie zauważył, jak pobliskie latarnie zamigotały a następnie zgasły, pogrążając cmentarz w ciemnościach. Szeleszcząc listowiem lekki wiatr ucichł. Okalająca cmentarz zieleń skutecznie wygłuszała gwar miasta. Delikatny chrobot, a następnie głuche łupnięcie zmusiły Goldberga do otwarcia oczu. Rozejrzał się dookoła, lecz dostrzegł tylko majaczący obok grobowiec.

– Sebastian? – spytał cicho.

Para jaka uniosła się z jego ust sprawiła, że zadrżał, dopiero teraz czując przenikający go ziąb. W niczym jednak nie przypominał typowego chłodu nocy. Uczucie, że oto znalazł się gdzież w pobliżu wielkiej zamrażarki sprawiło, że zatrząsł się i otulił szczelniej płaszczem. Kolejne łupnięcie dobiegło zza grobowca, a po nim ciche trzaski.

– Sebastian, co robisz? – podniósł się z klęczek i ruszył w kierunku źródła dźwięku – To nie jest śmieszne – dodał obchodząc budowlę.

Lecz gdy tylko wyszedł zza rogu, niemal zderzył się z cholewami Kruga, wiszącymi dokładnie na wysokości jego twarzy.

– Sebastian… – zaczął, unosząc wzrok, lecz w tym momencie zamilkł strwożony.

Jakimś cudem głowa Sebastiana tkwiła między rękoma kamiennego anioła, wmurowanego na szczycie grobowca. O ile pamiętał, zazwyczaj w tym miejscu znajdowała się kamienna księga. Spojrzał pod nogi. Była tam. Leżała na miękkiej murawie. Nataniel chwycił Sebastiana za kostkę.

– Co ty wyprawiasz stary?

Sebastian jednak tylko zacharczał. Na chwilę oderwał rękę od grobowca, zatoczył nią krąg, lecz w chwilę potem z kamiennej ściany wysunęła się szponiasta dłoń i przyciągnęła jego kończynę z powrotem do płaszczyzny. Chrupnęło, gdy pękł nadgarstek oprawcy.

Nataniel odsunął się w przerażeniu, czując jak ciepła strużka moczu plami jego spodnie. Tył grobowca był jedną wielką płaskorzeźbą, na której zastępy postaci trzymały ciało Sebastiana wciągając je wprost w kamień. Krew lała się strumieniami a Sebastian mógł tylko w przerażeniu czekać, aż litościwy anioł u góry zakończy jego męczarnie. Tego jednak Nataniel już nie zobaczył. Gdy tylko ujrzał błyszczące nieziemsko źrenice kamiennego anioła, rzucił się do panicznej ucieczki. Znając na pamięć rozkład alejek, bezbłędnie trafił do wyjścia. Na plecach czuł dotykające go widmowe postacie. Wypadł na drogę i wskoczył do samochodu.

– Jedź! – Krzyknął do kierowcy.

Ogarnięty strachem, zbyt późno uświadomił sobie, że kierowca nigdy nie czeka na niego wewnątrz pojazdu. Dopiero, gdy przekręcająca się głowa opadła na oparcie, ujrzał wykrzywioną w przedśmiertnym grymasie twarz szofera. Na jego szyi widniały ciemne pręgi z wyraźnie odciśniętymi drobnymi palcami.

Coś zastukało w karoserię, a następnie z mrożącym krew w żyłach zgrzytem zaczęło przesuwać się wzdłuż maski. Zaklekotała klamka drzwi z przodu. Przez uchylone okienko do wnętrza dostał się mroźny podmuch. I smród. Nataniel dobrze znał ten zapach. To woń rozkładającego się mięsa.

Szarpnął klamkę i wypadł na zewnątrz. Brama cmentarna wbrew jakimkolwiek prawom fizyki, powoli się zamykała. Nataniel rzucił się do ucieczki. Na żwirowej nawierzchni zgubił jeden z mokasynów, lecz nie zważał na tę drobną niedogodność. Ścigany zimnym oddechem i mrocznym szeptem, zbiegał w dół alejki. Na chwilę przystanął, rozważając w myślach dalszą drogę, lecz ujrzawszy migające w oddali kolorowe światła, domyślił się, że w jego posiadłości czeka już na niego cała armia. Skoczył więc w zarośla i na przełaj, przez łąki, pomknął w kierunku kamieniołomu. Niedaleko bramy miejscowi menele wycięli dziurę w ogrodzeniu, przez którą przecisnął się, rozrywając ciężki płaszcz. Zrzucił go z siebie i pobiegł w kierunku pobliskich zabudowań. Choć już obracające się w ruinę, stanowiły idealną skrytkę dla niego samego jak i sporej ilości broni, jaką trzymał na ciężkie czasy.

Biegnąc obejrzał się wstecz i w tym momencie zderzył z jakimś miękkim kształtem. Przewrócił się na niego, po czym spojrzał prosto w twarz trupa. Wrzasnął z przerażenia. Niewidzące oczy chłopaka, którego poprzedniego wieczora niemal osobiście utopił, wpatrywały się w niego oskarżycielsko. Wypełnione wodą płuca unosiły się do góry a z każdym wydechem, przez kąciki ust wypływała brunatna breja.

Tego już było Goldiemu za wiele. Poczuł jak puszczają mu zwieracze. Do przejmującego mrozu doszedł smród ekskrementów. Pozbierał się z ziemi. Zachwiał chwilę i pisnął przerażony, gdy zimna dłoń wczepiła się w jego ramię. Odwrócił się i prawie zemdlał ze strachu. Lecz po chwili się uspokoił. Stojąca przed nim dziewczyna nie wyglądała na ducha. Choć bliźniaczo podobna do tej, którą utopił zeszłego roku, była wyraźnie pełnokrwista. Uśmiechała się dziwnie. Wariatka, pomyślał Goldi.

– Cześć – rzekła jak gdyby nigdy nic.

– Widziałaś? – spytał trzęsącym się głosem – widziałaś…

Obejrzał się, lecz trup zniknął. Przywidzenie, które omal nie pozbawiło go świadomości. Zrobił głęboki oddech i spojrzał ponownie na dziewczynę. Uśmiechała się przekrzywiając głowę.

– Cześć – sapnął.

Usiłował przejść obok niej, lecz złapała go za mankiet koszuli.

– Czekaj – szepnęła – Ty jesteś Nataniel Goldberg?

– No. I co z tego?

– Mam wiadomość dla ciebie.

– Jaką? – zmarszczył brwi.

– Taką…

Jej oczy zapłonęły śnieżnym blaskiem. W jednej chwili z ciepłej istoty zmieniła się w zimnego potwora, który rzucił się na Nataniela, zwalając go z nóg. Była ciężka. Tak ciężka, że mógł tylko wić się pod nią, usiłując wydobyć się spod ściskających go ud. Jego pisk w niczym nie przypominał głosu dorosłego mężczyzny. Podobny był raczej nawoływaniu mew, które słyszał odpoczywając któregoś lata nad morzem. Ciężka zjawa szarpnęła materiał jego spodni zrywając je z niego. To samo zrobiła z majtkami Goldiego. Wielki zazwyczaj penis skurczył się z zimna. To jednak jej nie przeszkadzało. Zacisnęła na nim swoją dłoń a Nataniel ryknął z bólu. Miała temperaturę lodu i poczuł jak drobne igiełki przenikają jego delikatną skórę. Mimo całego przerażenia ze zdumieniem odkrył, że jego penis rośnie, a po chwili sterczał już niczym wielki mostowy pal, rzucając daleki cień. Światło księżyca błyszczało tak mocno, jak reflektor kosmicznego samochodu.

Dziewczyna uniosła się znad niego, szarpnęła materiał lnianej sukienki i, zrywając ją, odsłoniła mlecznobiałe ciało. Jej wargi sromowe wykwitły niczym lodowy kwiat, błyszcząc drobinkami lodu. Usiłował coś powiedzieć, przyłożyła jednak dłoń do jego ust, po czym szepnęła.

– Pieprz mnie Natanielu! Pieprz mnie, tak jak pieprzyłeś mnie tam, na strychu. Weź mnie ostro! Rznij mnie!

Usiłował wydostać się spod niej, lecz w tym momencie dosiadła go, wciągając do swojego lodowatego wnętrza. Przed oczami rozbłysły mu gwiazdy. Ból był potworny. Czuł się, jakby wsadził fiuta do maszynki do mielenia mięsa, a ktoś przełączył urządzenie na wolne obroty. Z odrażającym chrobotem czuł, jak mięśnie jej pochwy zgniatają czuły narząd. Zacisnął powieki.

– Rżnij mnie – szepnęła znowu zjawa.

– I mnie – głos z boku należał do córki przedsiębiorcy.

– Mnie też. I mnie…

Wkrótce dookoła niego brzmiał chór dziewczęcych głosów, zbliżających się do niego z każdej strony. Poczuł ciężar na swej twarzy i zamarzniętą woń cipki. Skostniałe wargi sromowe przesunęły się po jego twarzy, zrywając skórę z policzków i raniąc usta. W tym czasie zimne dłonie chwyciły go za ręce, siłą rozprostowały palce i zagłębiły w kolejnych martwych kroczach. Czuł jak jego ciało zamarza, lecz mimo całego bólu nie mógł się oprzeć wrażeniu, że oto doświadcza najlepszej orgii w całym swoim życiu.

Gdy tylko poczuł unoszący się znad twarzy ciężar zakrzyknął z obłąkańczym rechotem.

– Pierdolę was! Pierdolę was wszystkie! Zerżnę wasze martwe cipy jeszcze raz, wy szmaty!

Chór głosów przeszedł w jednostajne wycie. Podniosły go i postawiły na wprost trupa chłopaka. Wciąż tkwił w cementowych bucikach, najwyraźniej jednak zupełnie mu to nie przeszkadzało. Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Wyswobodzonymi dłońmi chwycił Nataniela za jądra, odchylił głowę do tyłu i zaśmiał się.

– Wiesz jak działa żarówka? – szepnął wpatrzony w mrok.

31 sierpnia 1939 roku. Popołudnie.

Komisarz Modrzejewski w zadumie przyglądał się zwłokom Nataniela “Goldi” Goldberga, spoczywającym w kałuży, tuż obok zabudowań kamieniołomu. Podarte ubranie sugerowało, że musiało go dopaść jakieś dzikie zwierzę. Wskazywały też na to głębokie bruzdy na plecach mężczyzny. Technik kryminalny kucał tuż przy trupie, badając teren wokół.

– Utopił się, – stwierdził lakonicznie – w kałuży wody.

Komisarz kiwnął głową, a następnie zrobił ruch ręką, jakby przewracał nieboszczyka. Technik spojrzał na niego zdumiony. Nie chodziło jednak o kwestie dochodzeniowe, lecz o ciężar Goldberga. Już wcześniej młody pracownik wydziału kryminalnego usiłował przewrócić go na bok, jednak Goldi tkwił w ziemi jak przymurowany.

W końcu trzech rosłych policjantów, napinając mięśnie, uniosło nieco ciało truposza. Kolejny złapał Goldiego za rękę i pociągnął do tyłu. Nataniel runął na plecy a policjanci odskoczyli z przerażeniem. Całe ciało mafiosa nosiło ślady odmrożeń, w kroczu ziała krwista dziura, wewnątrz błyszczały jeszcze drobinki lodu. Penis mężczyzny, wciąż we wzwodzie, tkwił w jego ustach.

– Albo się udusił – szepnął komisarz, czując napływającą do ust żółć. Ledwo powstrzymał odruch wymiotny, co jednak nie udało się pozostałej czwórce.

Z zalewu wytchnęła na powierzchnię maska nurka. Kolejne ciało wydobyte z mętnej wody delikatnie ułożono na ziemi. Komisarz obejrzał się za siebie. Kilkadziesiąt ciał, w różnym stadium rozkładu, leżało równym rządkiem wzdłuż nadbrzeża. W przeważającej większości należały do młodych kobiet. Część z nich kiedyś widywał, część osobiście znał, tak jak córkę przedsiębiorcy budowlanego. Jej ciało było jednym z ostatnich, jakie zostało utopione, więc bez trudu można było stwierdzić, jak zmarła. Nogi leżącego na końcu chłopaka, wciąż tkwiły w betonowym cylindrze. Znajoma sylwetka kazała komisarzowi podejść bliżej. Klęczący nad ciałem technik poderwał się na równe i nogi i usiłował odciągnąć komisarza od topielca. Za późno. Modrzejewski poczuł jak uginają się pod nim nogi. Na kolanach dotarł do syna i spojrzał w zmaltretowaną twarz. Przez łzy zobaczył własną rękę, jak jakiś obcy twór, zamykającą stężałe powieki własnego dziecka. Usiadł w błotnistej kałuży i ukrył twarz w ramionach.

Przez przekleństwa rzucane pod adresem tajemniczego mordercy, zaprzysiągł sobie odnaleźć go za wszelką cenę. To, co mu zrobi, nie będzie miało nic wspólnego z ustalonymi procedurami. Lecz dziś… Dziś  spróbuje wytłumaczyć jego matce, dlaczego nigdy go już nie ujrzy, a potem sam go pożegna. A jutro skoro świt zabierze się śledztwa i znajdzie mordercę, który tak sadystycznie potraktował jego syna. Na bok pójdzie dochodzenie w prawie kierowcy Goldberga oraz Sebastiana Kruga, którego rozczłonkowane ciało znaleziono na pobliskim cmentarzu. Leżący tuż przy starym grobowcu, zdekapitowany, wyglądał jak przygotowana do złożenia drewniana lalka. Dopiero po pół godzinie przeczesywania zarośli znaleziono głowę Sebastiana. Tkwiła w ramionach kamiennego anioła. Gdy tylko policjanci doszli do siebie, zdjęto ją i na powrót w ręce anioła włożono kamienna księgę.

Komisarz podniósł się z ziemi i powolnym krokiem podążył w kierunku radiowozu. Czym prędzej ruszał w ślad za oddalającym się ambulansem, wiozącym zwłoki jego syna.

31 sierpnia 1939 roku. Wieczór

Ostatnie promienie słońca rozświetliły kamienne wyrobisko. Wydobyte ciała zdążono już uprzątnąć, ostatni technicy pakowali sprzęt do samochodów. Wkrótce szary obłok kurzu uniósł się w górę, w ślad za oddalającymi się pojazdami. Nastała cisza, czasem tylko przerywana świergotem udających się na spoczynek ptaków. Tuż przed tym, gdy na niebie rozbłysła czerwona łuna, na krawędzi urwiska pojawiło się kilkadziesiąt postaci. Niektóre były ledwie widoczne. Inne bardzo wyraźne. Stały bez słowa, trzymając się za ręce a potem powoli zaczęły znikać. Ostatni blady kształt wyciągnął smukłą dłoń i skoczył przed siebie, porwany jednak przez wiatr zawirował i uniósł się ku górze.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Bardzo dobrze opowiadanie! Cieszę się, że mogę je skomentować jako pierwszy (choć z drugiej strony, uważam,że powinno tu już być sporo pochwał, bo tekst ze wszech miar na to zasługuje).

Greg uraczył nas tym razem historią z przedednia II wojny światowej. Opowieścią o krakowskich gangsterach, która z każdym akapitem staje się coraz bardziej mroczna.

Bardzo podobają mi się realia – odmalowane zaledwie kilkoma machnięciami pędzla (na więcej nie starczyło miejsca), tym niemniej pozwalają się wczuć w klimat.Z postaci pogłębiony jest właściwie tylko Goldberg, chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej o potworach z jego gangu.

Kulminacja bardzo udana (nie zdradzę, jak to się kończy, by nie spoilować). Powiem tylko, że odwołuje się do starej, dobrej, greckiej zasady katharsis 😀

Na koniec muszę skomplementować ilustrację. W prawdzie wydaje mi się, że nie do końca pasuje do epoki (ten gangsta wydaje mi się raczej wyciągnięty żywcem z ulic Nowego Jorku czy Miami w 2013 r., a nie z Krakowa w 1939 r.), ale jest po prostu piękna w swej prostocie.

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Gregu 🙂

Porywające jest to opowiadanie, czytałam je z zapartym tchem. Podziwiam Twoją lekkość pisania. Jak dla mnie to 6+ :)Już długo nic nie wywarło na mnie takiego wrażenia.

Pozdrawiam serdecznie 🙂
M.P.

Megasie – to jest świetny pomysł z tymi bohaterami pobocznymi… właśnie ostatnio coś mi po głowie chodziło z bohaterami z półświatka a podpowiedziałeś mi myśl, która wciąż mi umykała. 😉 Tylko czy z moimi skłonnościami/trudnościami w kontynuacji wątków (choć tutaj można by to potraktować jako luźno związany tekst) zdołam napisać coś wartego tu umieszczenia…hmm… no i nie wspominając, że na tle pozostałych autorów NE, piszących kryminalne opowiadania, jestem dopiero szczeniaczkiem… 😀
Gangster w rzeczywistości jest monochromatyczną wersją kolorowego "koleżki" z pewnej gry online 😀
Ten "pędzel" to chyba będzie za mną chodził już do końca…:P

M.P. – Dziękuję Ci bardzo za wpis. Jak również za pomoc 😉 A koleżanka się wstydzi? 😀

Na marginesie – komuś bardzo musiało się nie spodobać opowiadanie, że dał mi "pałę" – może nie odrobiłem jakiejś lekcji i teraz się mści…… 😛

Pozdrawiam
MRT

Do czasu, gdy nie jest to pięć "jedynek" albo jedynki nie są większością to nie należy w ogóle na to zwracać uwagi, bo wtedy troll wie, że jest widziany. 🙂

WW.

Ja to i tak wrzucam na karb, że komuś się omsknął palec… 😛 Niemniej dziękuję Biały Wilku za pociechę 😉
Pozdrawiam
MRT_Greg

Greg, nie przejmuj się jedynkami. Ja też je dostaję regularnie. 🙂 Jedynkują albo hejterzy (z konkurencji?) albo bardzo wymagający czytelnicy. Niewykluczone też, iż zagląda tu moherowiec – misjonarz i przekazuje znak dezaprobaty. Acz ta ostatnia opcja jest mało prawdopodobna, gdyż wtedy wszyscy autorzy powinni solidarnie zbierać jedynki, a tak się wcale nie dzieje 🙂

…albo bardzo wymagający hejterzy z misją zbawiania świata…:D…

A już myślałem, że to prof C. za wagary w liceum…:P

Opowiadanie absolutnie świetne. Aż musiałem założyć konto;) Nawiasem mówiąc, wszystkie Twoje teksty z niebywałą wręcz skutecznością trafiają w mój gust. Tworzysz bardzo plastyczne obrazy, wiarygodne, doszlifowane (wszak literówki można wybaczyć), z klimatem.

Winszuję talentu i pozdrawiam serdecznie.

Radość jednostki, radością narodu… 🙂

Jesteś kolejną osobą, która dzięki mojej twórczości odważyła się założyć konto i umieścić swoją opinię. Chyba nie ma nic milszego dla piszącego.

Jakiś czas temu podobny wpis uzyskałem na GG, a osobę do mnie zagadująca początkowo potraktowałem dość oschle. Jeśli to czyta, niech zatem wie, że mi głupio z tego powodu i tylko świadomość całej rzeszy trolli, które też czasem mnie nagabują, kazała w ten sposób zareagować.

Pozdrawiam moich czytelników, życząc miłego dnia 😉
MRT_Greg

Kurcze, dobre to było. Napisałabym dłuższy komentarz ale nie dam rady. Sesja mnie dobija. Dzięki za chwilkę relaksu w dobrym gatunku.

Pozdrawiam Lily

Powodzenia zatem w sesji. "Po drugiej stronie" się kłania 😀 Samych piątek życzę, mając nadzieję, że chwila relaksu z aniołami przyniosła przypływ nowych sił 😉
Pozdrawiam
MRT_Greg

łał… więcej nie napiszę bo w szoku jestem…

jimmyg

Polecam autorowi książkę Życie przestępcze w przedwojennej Polsce może znajdzie tam jakiś ciekawy temat

Świetne opowiadanie! Po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu zostałam zaskoczona zakończeniem 🙂 Kobieca intuicja bywa czasem upierdliwa 🙂

Rewelacja!!! Nareszcie znalazłam chwilę na spokojne przeczytanie tego tekstu i jestem pod wrażeniem. Trafia od razu do polecanych i ścisłej czołówki moich ulubiontych opowiadań. Fantastyczna historia, barwni bohaterowie, zaskakujące zakończenie, smakowita erotyka. Czegóż chcieć więcej?
Gdybym mogła, dałabym 6, bo tekst wyróżnia się nawet wśród bardzo dobrych opowiadań.
Gratulacje!

Zastanawiam się, jak można tak fajnie pisać o sprawach nieerotycznych i tak kłaść całość poprzez opisy scen zbliżeń.

Nie piszesz tak charyzmatycznie jak seaman w „Zabawy dużych…”, ale wystarczająco dobrze, by dało się to czytać bez zgrzytania zębami. Ale nie byłbym sobą gdybym…

Po co złamałeś chronologię opowieści? Nie ma to żadnego uzasadnienia fabularnego – wręcz przeciwnie, zdradza mizerny skutek szantażu.
Mieszanie w ciągłości czasowej to zabieg trudny – mistrzem w tym jest dla mnie Tarantino. Ale Ty Tarantino Ne jesteś. Spory błąd.

Postacie z charakterem, sprawnie nakreślone portrety, ale przy okazji wylazł z Ciebie antysemita.
„Jakkolwiek bogaty, Goldberg nadal pozostawał Żydem i poczucie przydatności każdej rzeczy było silniejsze niż cokolwiek innego.” – to jest skandaliczne zdanie.

Scena finałowa… Zabrakło mi klimatu krakowskiego kirkutu, macew, stróża, dybuków etc. Akurat w tym aspekcie kultura żydowska daje spore pole do popisu – zbyłeś je całkowitym milczeniem a mogły stać się uwiarygodnieniem wersji przez Ciebie przedstawionej.

Fabularnie – nie kupuję wersji z duchami. I nie kupuję zachowania gangstera trzęsącego całym półświatkiem Krakowa w sytuacji zagrożenia. Poniosło Cię trochę – jak zawsze gdy przestajesz pisać z zimną krwią.

W sumie – dwa dobre pomysły (postać Goldberga i wklejenie kobiety) cała reszta nie zachwyca.

Napisz komentarz