O czym szumią sosny? (Sinful Pen)  4.57/5 (7)

20 min. czytania
Fern Rodriguez(Rodfern2011), "The Nude at the Beach", CC BY-NC-ND 3.0

Fern Rodriguez (Rodfern2011), „The Nude at the Beach”,
CC BY-NC-ND 3.0

Świeże powietrze, śpiew ptaków a przede wszystkim samotność. Tego potrzebowałem po kilku dniach od mojego przyjazdu do ciotki. Dawno tu nie byłem, siostry i ich dzieciaki nie dawały mi spokoju. Dawno nie widziany brat i wujek, stał się atrakcją numer jeden. Czułem się jak Tesco, byłem czynny dwadzieścia cztery godziny na dobę. Po kilku dniach doszło do tego, że, gdy przez pięć minut był wokół mnie spokój, rozglądałem się wszędzie, szukając skąd pojawi się zagrożenie. Przez dwa dni jeszcze to rozumiałem, ale, gdy przez kolejne nic się nie zmieniało, zacząłem być lekko wkurzony. Oczywiście pochlebiało mi, że jestem pozytywnie odbierany przez rodzinę, ale jak mawiał Ryszard Ochódzki: chodzi o to, żeby plusy nie przysłaniały nam minusów. tych kilku dniach byłem skłonny podpisać się pod tym wszystkimi kończynami i pożyczyć jeszcze parę od kogoś.

We wtorek wieczorem zmęczenie materiału ludzkiego, w mojej skromnej postaci, osiągnęło punkt kulminacyjny i postanowiłem, że jutro rano, jak najwcześniej, wyruszam do pobliskich lasów, które rozciągały się niespełna dwa kilometry od miejsca, gdzie mieszkała moja ciotka. Radosne wspomnienia dawnych wypraw, tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że to jest to czego teraz potrzebuję. Decyzja zapadła, przed snem myślałem jak cudownie mi będzie sam na sam ze sobą. Jutro.

Owszem, było wspaniale, ale tylko przez pół dnia. Jazda starym motorem wujka, w którym każda śruba lśniła jakby była nowa, sprawiła mi wiele satysfakcji. Czułem się rozluźniony i wolny. Wiatr we włosach, niestety mogłem sobie tylko wyobrazić, ponieważ z powodu postępującego łysienia, jestem zmuszony strzyc się na bardzo krótko. No, cóż pewnych niedogodności nie da się przeskoczyć.

W zieloną ścianę lasu postanowiłem się zagłębić w pobliżu leśniczówki, w której zostawiłem motor. Wydawało mi się, że dobrze pamiętam to miejsce i nie powinienem się zgubić. Przez kilka godzin byłem zadowolony z tego, że zdecydowałem się na tą wyprawę. Obcowanie z przyrodą pochłonęło mnie bez reszty. Miałem czas na przemyślenia, na wysłuchanie samego siebie. Byłem tylko ja i Matka Natura. Pasowało mi to, jak cholera.

Niestety, gdzieś koło godziny czternastej stwierdziłem, że trochę nie bardzo wiem, gdzie jestem. Pół godziny później nie wiedziałem jeszcze bardziej, a około piętnastej poddałem się i przed samym sobą przyznałem, że się zgubiłem. Psiakrew, nie ma to jak mieszczuch w lesie! Po jaką cholerę przyjechałem do tego lasu! Żeby się uwolnić od sióstr i dzieciaków, mogłem znaleźć inny powód, a przede wszystkim miejsce ucieczki. Usiadłem na pieńku, pochłonąłem ostatnią kanapkę, spłukałem ją resztką wody mineralnej i wyciągnąłem swoją Nokię z kieszeni. Wybrałem numer do jednej z sióstr i czekając na połączenie, myślałem, jaki ubaw będą mieć wszyscy ze mnie. Słodki glos w telefonie poinformował mnie, że połączenie jest niemożliwe. Spojrzałem na wyświetlacz aparatu. Wszystko jasne! Brak zasięgu! Niech to szlag!

Byłem zdany na siebie, tylko, że żaden ze mnie skaut. Nie czytam z mchu, z kory drzewnej ani z liści drzew. Winnetou zapłakałby nade mną. Jednak siedząc tutaj nie przybliżałem się do domu ciotki, więc podniosłem z pieńka, tą część ciała, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę i ruszyłem w kierunku, który wydawał mi się najlepszym rozwiązaniem ze wszystkich.

No, cóż, mogę powiedzieć tylko tyle – nie był najlepszy. Ponad godzinę przedzierałem się przez identycznie wyglądające krzaki, zebrałem tyle pajęczyn, że mógłbym otworzyć pasmanterię i nawet o trochę nie byłem bliższy odnalezienia drogi do domu. Telefon wciąż nie miał zasięgu i lada chwila pewnie się rozładuje. Czułem się jak kretyn, którym niewątpliwie byłem. Tyle tylko, że wolałbym być kretynem w drodze powrotnej do ukochanej cioci. W tej chwili siostry i ich dzieciaki wydawały mi się zastępem niebieskim, z białymi skrzydełkami na plecach i aureolami nad głowami. Wszystko zależy od tego z jakiej się patrzy perspektywy na dany problem. A ja teraz byłem zagubiony, głodny, spragniony i zły. Niezbyt ciekawa perspektywa.

Ruszyłem więc w innym kierunku. Doszedłem do wniosku, ze wszystkie strony w lesie są identyczne. Może to niezbyt odkrywcze, ale jakie frustrujące. Minęła już dziewiętnasta, kiedy szedłem w kolejnym obranym przez siebie kierunku, choć prawdę mówiąc, mógł być to jeden z poprzednich. Mówiłem, żaden ze mnie skaut. Właśnie przedzierałem się przez ścianę dosyć kujących krzaków, gdy poczułem, że po jej drugiej stronie, moje stopy trafiają w nicość, a ja lecę w dół, nieźle się przy tym obijając. Gdy moja podróż w nieznane się skończyła, poczułem, że leżę na kłującym poszyciu leśnym, czułem zapach mchu i liści. Miałem wrażenie, że w mojej głowie szumi wodospad. Potwornie mnie bolała. Przed oczami wirowały mi korony drzew i przebłyskujący między nimi błękit nieba. Próbowałem się podnieść, ale było na to za wcześnie. Przed oczami zakręciły mi się wielobarwne kółka. Obmacałem się wszędzie, wyglądało na to, że jestem w jednym kawałku. Gdy spróbowałem się podnieść jeszcze raz, coś łupnęło mi w głowie i poczułem, że tracę świadomość.

Gdy wróciłem do świata przytomnych, miedzy drzewa wkradała się szarość. Zbliżał się wieczór. Uniosłem się na łokciach i rozejrzałem wkoło. Leżałem otoczony kępą krzewów, a po moim ciele maszerowały mrówki. Gdy strząsałem je z siebie, usłyszałem jakiś dźwięk. Niepewny sprawności swoich kończyn, na czworaka postanowiłem wydostać się z krzaków. Wystawiłem głowę i…

Zobaczyłem wąską ścieżkę wijącą się między drzewami. Zdążyłem pomyśleć, że skorzystam z niej i pójdę dokąd ona mnie zaprowadzi, gdy usłyszałem śpiew. Na początku zdawało mi się, że się przesłyszałem, ale cichy głos, stawał się coraz głośniejszy. Ucieszyłem się jak cholera, bo teraz byłem pewien, że nie zostanę na noc w lesie. Pomimo to schowałem się z powrotem w swojej kępie krzaków. Do dziś nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Ze strachu, pewnie nie, bo głos był zdecydowanie przyjemny i należał raczej do kobiety.

Trwało to małą chwilę, ale w końcu na ścieżce pojawiła się Ona. Przebijając wzrokiem ciemniejącą szarość, dostrzegłem blady zarys jej sylwetki. Szła nieśpiesznie, co mnie mocno zastanowiło, bo, kto o tej godzinie robi sobie przechadzki po lesie. Leśniczy?! Na niego jednak nie wyglądała. Już miałem wyjść z krzaków, by skorzystać z jej obecności i odnaleźć z jej pomocą drogę do domu, gdy coś mnie zatrzymało. Coś w jej wyglądzie. Przez moment znalazł się dosyć blisko mnie, a ja już wiedziałem, co mnie zatrzymało w mojej kryjówce.

Chodziło o jej strój. Przecierałem oczy ze zdumienia, nie wierząc w to co widzę, ale po trzecim razie musiałem stwierdzić, że z moimi oczami wszystko w porządku. Z bladych ramion dziewczyny, opadała w dół, luźna… nie wiem jak to nazwać. Najbardziej pasowało mi słowo „szata”. W tym może nie ma nic dziwnego, w końcu moda teraz jest taka jaka jest, a po świecie chodzi niejeden Jacyków, ale owo wdzianko było mocno prześwitujące, a pod nim kobieta była całkiem naga. Stopy też miała bose, więc tylko ten kawałek firanki stanowił jej ubiór. Nie byłem pewien, ale w jednej z Jej rąk zauważyłem coś jakby ręcznik.

W tej sytuacji postanowiłem się nie ujawniać. Powodów było kilka. Strach, bo przecież może to jakaś leśna wariatka. Ciekawość, której tłumaczyć chyba nie muszę i… pewne ożywienie części ciała bardzo charakterystycznej dla mężczyzn. Byłem podniecony, tą sytuacją, choć wydawała mi się nierzeczywista, jak tylko to możliwe. Uszczypałem się kilkakrotnie w rękę, ale wydawało się, że dzieje się to naprawdę, ponieważ poczułem dotkliwy ból. Strach, strachem, ale ciekawość i podniecenie były silniejsze od niego, a po drugie chciałem się w końcu wydostać z tego cholernego lasu. Starając się więc nie robić hałasu, zacząłem iść za dziwną kobietą w powabnej szacie.

Szliśmy tak kilkanaście minut, aż dotarliśmy nad małe jezioro, rozlane w głębi lasu, na wielkiej polanie. Jego brzegi w większości pokrywało sitowie, oprócz niewielkiej części, gdzie niska trawa i żółty piach, tworzyły miniaturową plażę, z której wchodziło się na niewielki pomost wrzynający się w błękit wody. To tam prowadziła ścieżka i to tam się zatrzymała. Ukryłem się korzystając z pobliskiej grupki krzewów i obserwowałem, co się będzie dziać dalej.

Tymczasem Ona, całkiem nieświadoma mojej obecności, zatrzymała się prawie przy końcu pomostu. Pochyliła się, zanurzyła dłoń w wodzie i usłyszałem delikatny plusk. Bawiła się chwilę wodą, a potem podniosła się i zsunęła z siebie szatkę. Szczerze mówiąc, zamurowało mnie. Nad polaną i jeziorkiem, światło dzienne, choć ustępujące wieczorowi, było jeszcze całkiem dobre, więc mogłem teraz, lepiej się jej przyjrzeć.

Na pewno była młoda. Tak na oko, dwadzieścia pięć, może siedem lat, na pewno nie więcej. Skórę miała bladą, alabastrową, a figurę bardzo atrakcyjną. Nie była szczupła, ale w jej krągłościach nie było przesady, a dodawało jej to bez dwóch zdań uroku. Piersi dostosowały się do reszty ciała, były pełne i krągłe. Najchętniej wziąłbym je teraz w dłonie i sprawdził, czy są również jędrne. W tej chwili jednak musiało mi wystarczyć patrzenie na nie. Jeśli idzie o kobiece ciało, wyższość dotyku nad wzrokiem, jest niepodważalna, ale patrzenie na piękne i nagie kobiece ciało do kar raczej zaliczyć nie można. Rozkoszowałem się wiec tym widokiem, a po chwili, gdy się obróciła, mogłem również obejrzeć jej twarz. Była ładna, świeża i naturalna. Upstrzona piegami i otoczona burzą ciemnorudych, gęstych i długich włosów, które lekko falując, częściowo opadały jej na plecy, a z przodu , zakrywały górną część biustu. Krótko mówiąc, dziewczyna była wspaniała. Ciekawiło mnie, kim jest, skąd się tu wzięła i dlaczego się tak dziwnie zachowuje?

Naga dziewczyna, którą w myślach zacząłem nazywać Nimfą, usiadła na końcu pomostu i spuściła stopy do wody. Powolnymi ruchami kreśliła w niej tajemnicze koła, czemu towarzyszył lekki plusk. Trwało to kilka minut, a potem zwinnie zsunęła się do wody. Stanęła w niej, zanurzona do pasa i zaczęła się obmywać. Zmoczona skóra pięknie pobłyskiwała w czerwonawym świetle, zachodzącego słońca. Patrzyłem jak zauroczony, na scenę przede mną. Gdybym był malarzem, chwyciłbym pędzel i uchwycił ten moment na płótnie. Na jej twarzy błąkał się uśmiech zadowolenia. Dłonie przesuwały się nieśpiesznie po skórze, zapewne niosąc jej ulgę i ukojenie. W tej chwili chciałem, aby jej mokre dłonie gładziły moje ciało. Przez moment poczułem dreszcz emocji i podniecenia, na samą myśl o tym pomyśle. Niezwykle mi się podobał.

Tajemnicza Nimfa zajęta sobą, syciła mój wzrok, którego nie mogłem od niej oderwać. Trwało to jeszcze chwilę, a potem położyła się na wodzie i odpłynęła dalej. Wychyliłem się bardziej ze swojej zieleniny, by móc ją lepiej widzieć. Ruda peleryna włosów unosiła się na wodzie, gdy płynnymi ruchami odpływała na środek jeziora. Po chwili skręciła i zginęła w lesie sitowia.

Patrzyłem skamieniały w miejsce, gdzie zniknęła mi z oczu, ale ona się nie pojawiała. Zdałem jednak sobie sprawę, że na pomoście zostały jej rzeczy. Szata i ręcznik. Prawdopodobnie więc wróci, gdy już nacieszy się pływaniem. A ja będę tu czekał. Rozprostowałem nogi i znów zająłem swoje stanowisko w zielonej gęstwinie.

To czego byłem przed chwilą świadkiem było tak nierzeczywiste, że zacząłem się zastanawiać, czy aby to nie sen. Gdy jednak wyjrzałem z krzaków, na pomoście wciąż leżał mały stosik nimfich rzeczy. Żadnych grzybów nie próbowałem, więc wyszło mi na to, że to się działo naprawdę. Całym sobą czułem podekscytowanie. Byłem podniecony, co objawiało się mrowieniem pod skórą i sztywnością między nogami. Przyszło mi jednak do głowy, czy nie zostanę w tym lesie na zawsze, a los chce mi wynagrodzić ostatnie chwile, spotkaniem z tą oniryczną dziewczyną. Zastanawiając się, czy nagroda pocieszenia jest adekwatna do bólu rozstania ze światem, usłyszałem, że na jeziorze znów się coś dzieje.

Rudowłosa Nimfa wróciła. Wypłynęła zza sitowia i, gdy odzyskała grunt, stanęła w wodzie i ruszyła w stronę pomostu, odkrywając coraz więcej swojego ponętnego ciała. Spływająca z niej woda lśniła i mieniła się srebrzyście, niczym rybia łuska. Grube krople wody skapywały z jej włosów i pełnych piersi, rozbijając się o powierzchnię wody i tworząc na niej niewielkie okręgi. Na jej łonie zauważyłem złocisty pasek włosków, na którym, niczym rosa, błyszczały srebrne krople. Kolejny wspaniały obraz, który na ścianie, może byłby kiczem, tutaj był cudowny. Jaki miałby tytuł? Syrena? Nimfa wodna? Nieważne!

Wpadłem w zachwyt.

Nimfa wskoczyła lekko na pomost, otuliła się ręcznikiem i zaczęła wycierać mokre ciało.

– Może mi pomożesz? – jej melodyjny głos zabrzmiał nagle w ciszy.

Cholera, do kogo ona mówi? Czyżby do mnie?

– Do ciebie mówię! – znów przemówiła. – Przestań siedzieć w tych krzakach, bo cię oblezą robale!

Zaskoczony tym, że odkryła moją obecność, nieporadnie wygramoliłem się z kryjówki.

– Ja… bardzo przepraszam, ale… – zacząłem się usprawiedliwiać.

– Nie przepraszaj! – przerwała mi. – Nie ma za co!

– Ale… – byłem już przy niej.

– Żadnych „ale”! Wytrzyj mi plecy!

Odwróciła się do mnie tyłem. Zacząłem wycierać jej plecy. To wszystko wydawało mi się tak mało realne, że zaśmiałem się cicho.

– Co się stało? – spytała.

– Nic.

– To czemu się śmiejesz? – zaciekawiła się.

Zamilkłem na chwilę.

– Z tego wszystkiego. – odpowiedziałem.

– To znaczy, z czego? – uparła się, by wiedzieć.

– Z tej sytuacji.

– Aha.

Teraz zamilkliśmy oboje.

– Musisz przyznać, że to dość dziwne! – przerwałem milczenie.

– Może. Trochę. – zgodziła się ze mną.

– Tak w ogóle, to Ty jesteś prawdziwa? – spytałem.

Tym razem ona się zaśmiała. Głośno, radośnie, pełnymi ustami.

– Przecież wycierasz mi plecy. – stwierdziła, gdy przestała się śmiać.

– No tak, ale…

– Czym niby miałabym być? Złudzeniem? – pytała chichocząc. – Zjawą?

„Nimfą!” – pomyślałem w duchu, ale nie miałem odwagi, powiedzieć tego na głos.

– No nie wiem…

Spojrzała na mnie z dezaprobatą.

– Jeśli nie wiesz, to skoncentruj się na wycieraniu! – zakończyła.

Odwróciła się przodem. Stałem od niej na odległość oddechu. Błękit jej oczy wwiercał się we mnie. Nieśmiało, moja ręka z ręcznikiem powędrowała na jej piersi. Poczułem podniecenie na myśli, że oddziela mnie od nich tylko cienki materiał. Powoli i delikatnie przesuwałem po nich. Teraz się przekonałem, że są też jędrne. Pomimo wieczornego chłodu, pod koszulką byłem spocony. Poczułem nacisk sztywniejącego członka na materiał spodni. Jej chyba też było dobrze, bo przymknęła oczy i nie próbowała się nawet odezwać. Gdy skończyłem wycierać piersi, przyszła pora na brzuch, a potem…

No właśnie, miałem wielką ochotę kontynuować wycieranie jej ciała, ale nie wiedziałem jak zareaguje, gdy moje zabiegi przeniosą się na jej łono i niżej. Bliskość jej nagiego ciała, sprawiła, że byłem potwornie podniecony. Obudziła się we mnie żądza. Pragnienie kobiety. Zmysły skoncentrowały się na nagim ciele przede mną.

– Czemu przerwałeś? – spytała, otwierając oczy.

Zwlekałem z odpowiedzią.

– Nie wiedziałem, czy mam to robić dalej? – odpowiedziałem wymijająco.

– Krępujesz się? – zapytała.

– Nieee…, dlaczego miałbym… – odezwałem się nieporadnie.

– Ja myślę! Duży z ciebie chłopiec, wiec pewnie miałeś do czynienia z kobiecym ciałem?

Jednym zdaniem sprawiła, że poczułem się zawstydzony i urażony. Poruszyła moje męskie ego i ambicję. W końcu nie wypadłem sroce spod ogona, żeby jakaś nieznajoma, naśmiewała się ze mnie i robiła wyrzuty.

Pochyliłem się i pozbawiony już jakichkolwiek zahamowań, zacząłem wycierać ją dalej. Tarłem łono tajemniczej nieznajomej, aż się zaczerwieniło. Świątynia kobiecego ciała była na wyciągnięcie mojej ręki, a ja chciałem bardzo ją zwiedzić. Chciałem dopełnić rytuału, który jest znany, odkąd na Ziemi pojawili się, mężczyzna i kobieta. Chciałem posiąść tą istotę, bez względu na to, czy była z krwi i kości, czy nie. Myśląc o tym i kończąc wycierać smukłe nogi dziewczyny poczułem ciepłą lepkość w kroczu. Na moich spodniach wykwitła mokra plama, której nie dało się nie zauważyć.

– No, no, chyba wpadłam ci w oko? – dziewczyna zaśmiała się lekko kpiąco, palcem wskazując miejsce, gdzie zbiegały się nogawki moich spodni.

Nagle mój wzrok zaczął błądzić po okolicznych drzewach. Ona widząc mój wstyd, roześmiała się serdecznie.

– Nie udawaj takiego skromnego! – powiedziała. – Biorąc pod uwagę, że jesteśmy tu tylko we dwoje, twój wzwód mi pochlebia.

Spojrzałem na nią, jak na istotę z innej planety. Kpiła ze mnie i bawiła się moimi reakcjami, ale i strasznie podniecała. Przypomniałem sobie, że nie spytałem jej o rzeczy oczywiste.

– Skąd jesteś?

– Ściągnij spodnie, głupio wyglądasz z tą plamą! – najwyraźniej nie chciała mi odpowiedzieć.

Wyskoczyłem z nogawek najszybciej jak umiałem, ale nie chciałem dać za wygraną.

– Skąd?

Uśmiechnęła się tajemniczo.

– Stąd.

– To znaczy?

– To znaczy, że tyle musi ci wystarczyć!

– A imię jakieś masz?

Kolejny uśmiech i kolejna wyczerpująca odpowiedź.

– Mam.

„Urocza dziewczyna.” – przyszło mi do głowy.

– A możesz je zdradzić?

– Po co?

Jej odpowiedzi lekko mnie irytowały.

– Żebym mógł się do ciebie jakoś zwracać.

Uśmiech numer trzy.

– Nie chcę, żebyś się do mnie zwracał! – stwierdziła zaskakująco.

– A czego chcesz?

– Dokończyć to co zaczęliśmy.

Moją odpowiedzią było zaskoczenie, które miałem wymalowane na twarzy, ale i niewidoczne dla niej ukłucie satysfakcji.

– Ściągnij koszulkę! – zaproponowała nieznajoma.

Ledwie zdążyłem to zrobić, szczęśliwy, że przechodzimy do konkretów, gdy poczułem, że mnie popycha. Dwie sekundy później prychając jak kot, leżałem w wodzie.

– Co to ma znaczyć? – warknąłem pod nosem.

– Jak zdążyłeś zauważyć, podglądając mnie z krzaków, uwielbiam higienę. – mówiąc to, śmiała się radośnie.

– Bardzo śmieszne. – zrobiłem nadąsaną minę.

Gdy ociekając wodą wskoczyłem na pomost, ona stała już z przygotowanym ręcznikiem.

– Nie lubię mieć długów. – stwierdziła krótko i zabrała się za wycieranie.

Czułem na swoim ciele jej pewne siebie, sprawne dłonie. Robiła to tak dobrze, że poczułem się zrelaksowany i zadowolony. Minęła mi złość, na to, że wpakowała mnie do wody. Poddałem się jej zabiegom, zapominając o wszystkim.

– Dobrze ci to wychodzi. – pochwaliłem ją.

– Mam wprawę. – zaśmiała się. – Wiesz ile tu można spotkać zbieraczy jagód albo grzybiarzy.

Między drzewami rozbrzmiał mój śmiech. Zamknąłem oczy, by z powrotem kontemplować osuszanie mojego ciała.

Nie trwało to jednak długo, ponieważ, po chwili poczułem, że jej dłonie ściągają ze mnie slipy.

– Jeśli masz zamiar zaprotestować, to przyjmij do wiadomości, że w tej części lasu, nie ma demokracji! – Nimfa mruknęła pod nosem.

– Nie mam. – westchnąłem.

– I dobrze!

Znów byłem podniecony i czułem, że mój członek twardnieje. Wycierała mnie pośpiesznie. Pomyślałem, ze to pierwsza oznaka jej podniecenia. Do tej pory sprawiała wrażenie, że wszystko ma pod kontrolą, ale najwyraźniej i jej ciało, zaczęło reagować, na zaistniałą sytuację.

Odrzuciła ręcznik na bok i wymruczała:

– Wystarczy! Reszta wyschnie sama!

Klęknęła przede mną, opierając tyłeczek na nogach i poczułem jej ciepły oddech na swojej męskości. Przez moment przestałem oddychać. Wyszedłem przed chwilą z wody, a w ustach miałem dziwną suchość. Wszystkie zmysły postawiłem w stan gotowości, by mogły rejestrować nawet najmniejsze odczucia, tego co chwilę miało się wydarzyć.

Jej dłonie były zimne i delikatne. Chwyciła w nie członka i poczułem, że rośnie w nich, niczym ciasto dobrej gospodyni. Środkowych palcem, przesuwała powoli po nim, od czubka po trzon. Wibrująca przyjemność zagnieździła się w moim ciele. Ciepła i rozkoszna. Coraz mocniejsza, bo druga dłoń nieznajomej dołączyła do pierwszej i tą samą pieszczotą potraktowała moje jądra. Westchnąłem i zamknąłem oczy.

Nim zdążyłem się pozbierać ze swoimi odczuciami, mój penis był twardy i świecił ciemnoczerwonym łebkiem. Wsunęła go sobie do ust. Na początek trochę, ledwie chwyciła wargami jego czubek, by po chwili powtarzać to samo, z głębszym wkładaniem.

To co było nierzeczywiste kilkanaście minut temu, teraz było takie samo, ale do wielokrotnej potęgi. Mnie jednak mało to obchodziło. Macki rozkoszy oblepiały moje ciało coraz szczelniej, a ja nie miałem nic przeciwko, aby mnie zadusiły. Złapałem jej włosy w dłoń i docisnąłem głowę mocniej. Czując to otworzyła usta szeroko, a moja męskość w ich ciepłe wnętrze całkowicie. Nieznacznym ruchem ręki dałem jej znać, a ona domyślając się czego chcę, przesuwała wilgotnymi wargami po członku. Moja krew zburzyła się w żyłach, poczułem przypływ wielkiej energii.

Wyciągnąłem go z bladoróżowych ust i wycharczałem podniecony:

– Szeroko usta!

Posłusznie wykonała polecenie, a ja zacząłem wbijać się w nie, coraz szybciej i szybciej. Jej ciepłe już teraz dłonie wczepiły się w moje pośladki. Przed oczami migały mi zielone plamy, otaczającej nas roślinności, zlewające się w jedną całość. Byłem uskrzydlony żądzą, ale miałem powód. W końcu pieprzyłem w usta piękną nieznajomą kobietę, której oczy powoli zachodzące mgłą zdradzały, że jest na najlepszej drodze, żeby znaleźć się w Siódmym Niebie. Tak na oko, była teraz, gdzieś miedzy Trzecim a Czwartym, ale w końcu dopiero się rozkręcaliśmy.

Udało jej się oderwać ode mnie i z błyskiem w oku, uśmiechając się lubieżnie wydyszała:

– Nie zapominaj o mnie! – po czym położyła się na plecach, szeroko rozstawiając nogi. – Do dzieła!

Nie musiała mi tego dwa razy powtarzać. W jednej chwili znalazłem się pomiędzy jej zgrabnymi nogami. Gdy zbliżyłem twarz do jej szparki, poczułem charakterystyczny zapach. Mieszankę podniecenia, pożądania i rozkoszy. Wybuchowy koktajl namiętności. Palcami przesunąłem po delikatnych i zaczerwienionych płatkach. Były wilgotne. Końce palców lepiły się od rozkosznych soków Nimfy.

Przesunąłem końca języka po jej pięknych udach. Zadrżała. Usłyszałem ciche westchnienie. Zerknąłem lekko w górę. Dziewczyna pieściła swoje piersi. Z pomiędzy jej palców co chwila wyglądały nabrzmiałe sutki.

Zbyt długo trwało moje zerkanie. Dłonie nieznajomej znalazły się na mojej głowie. Docisnęła ją do swojego krocza. Poczułem jej soki na ustach.

– Nie przestawaj! – usłyszałem.

Mój język dotknął tej wilgoci. Jedyny w swoim rodzaju, smak kobiety. Zanurzyłem się językiem głębiej, by poczuć go bardziej. Nimfa jęknęła cicho, z ulgą i zadowoleniem. Kawałek po kawałku odkrywałem jej miękkie i cieple wnętrze. Każdy kolejny ruch mojego języka wywoływał spazm jej ciał, któremu towarzyszył jęk. Głośniejszy i dłuższy. Te odgłosy przeżywanej rozkoszy, pobudzały mnie jeszcze mocniej. W głowie rozdzwoniły mi się tysiące dzwonów. Zrodzone z żądzy dźwięki, zlewające się w jedno potężne uderzenie. Dzięki namiętności stałem się nierzeczywisty, jak to co mi się przydarzyło w tym lesie, ponieważ otaczający mnie świat przestał dla mnie istnieć. Czułem się jakbym był zawieszony w próżni, w której utrzymywałem się tylko dzięki miłosnemu uniesieniu z tą tajemniczą kobietą. Uczucie było tak silne, że nie dałem rady dłużej się powstrzymywać.

Najwidoczniej z nią działo się to samo, bo gdy, uniosłem się na rękach, usłyszałem jej głos, drżący z silnego podniecenia.

– Włóż mi go! Chcę poczuć cię w sobie!

W zasadzie staram się nie odmawiać kobietą, a teraz w ogóle nie wchodziło to w rachubę. Tajemnicza Nimfa przekręciła się na pomoście i zobaczyłem wypięty w moja stronę jej zgrabny tyłek. Rozmiar i twardość mojego członka zdawały się wskazywać, że bardziej podniecony już nie będę, ale na ten widok poczułem, że jeszcze potężnieje, jakby chciał rozerwać swoją delikatną skórę.

Oparłem jedną rękę na ślicznym tyłku, a drugą chwyciłem swoją twardą męskość i wsunąłem sino-czerwony czubek w jej wilgotną szparkę. Wszedł lekko, bez żadnych oporów. Oboje wydaliśmy z siebie jęk prawie jednocześnie. Z każdym kolejnym pchnięciem coraz bardziej byłem w nimfim gniazdku rozkoszy. Potężna dawka podniecenia nieomal rozsadzała moje rozpalone ciało. Świat zredukowany do szczęścia poprzez pchnięcia, wykonywane w tempie jednostajnie przyspieszonym. Żadnego metafizycznego hokus-pokus, tylko nieokiełznana żądza.

Ciało dziewczyny było śliskie od potu. Moje dłonie ześlizgiwały się z jej bioder tracąc oparcie, ale uparcie wbijałem się w jej szparkę, aż weszłam w nią cały i poczułem opór. Niczym samodzielny organizm zacisnęła się na moim członku i rozpoczęliśmy szalony taniec. Nasze biodra z początku niezbyt ze sobą współpracujące, po chwili pochwyciły wspólny rytm i wśród głośnych jęków, westchnięć oraz skrzypienia desek pomostu, pieprzyliśmy się, niczym leśne bożki. Spragnieni siebie satyrowie. Chorzy z pożądania centaurowie.

Moja leśna bogini wciąż jednak nie miała dość, i z niemałym trudem wydyszała ciężko:

– Chcę… bar… bardziej!

Była niewyżyta, ale pomyślałem, ze stanę na wysokości zadania. Pośliniłem koniec palca i wsunąłem go między jej pośladki. Gdy natrafiłem na otwór, zagłębiłem się w niego, a potem powtórzyłem ten zabieg jeszcze kilka razy. Dziewczyna szalała z podniecenia, miałem wrażenie, że paznokciami wczepiła się w deski. Pochyliła głowę, opierając się nią i piersiami o pomost, wypinając tyłek jeszcze bardziej w moja stronę.

Na to czekałem. Chwyciłem dłońmi blade pośladki i rozchyliłem je mocno. Zobaczyłem mały otwór w pełnej krasie. Odarłem go z tajemniczości. Czułem że moje podniecenie sięga zenitu i nie powinienem dłużej zwlekać. Zbliżyłem do niego, mój mokry od soków dziewczyny członek i pchnąłem energicznie. Wsunął się lekko, a Nimfa szarpnęła biodrami i stęknęła głucho. Moje dłonie nie pozwoliły jej się wyswobodzić. Pchnąłem drugi raz. Zawyła głośno. W jej głosie był ból i rozkosz. W moim rozkosz i satysfakcja.

Wbijałem się w nią bez opamiętania. Wyła niczym dzikie zwierzę, ale gdy w pewnym momencie próbowałem przestać, myśląc, że przesadziłem, z potężną żądzą na twarzy, syknęła:

– Rżnij… mnie… dalej! Nawet… nie próbuj… przestać!

Oszalała z podniecenia, ale taki rodzaj szaleństwa, był bardzo na miejscu. Po niewielkiej chwili poczułem, że mój członek cały tkwi w jej tyłku. Jądra oparły się o jej wilgotna szparkę. Czułem, że czeka mnie ostatnie kilka pchnięć. Moja leśna kochanka najwyraźniej też była blisko szczytu. Jej spocone włosy, przylepiły się do pleców. Niewidzący przez zasłonę podniecenia wzrok szukał moich oczu. Pomiędzy kolejnymi szaleńczymi jękami, przygryzała sobie spieczone usta.

Dwa potężne pchnięcia później, jej biodra zesztywniały, ciało wygięło się w łuk. Towarzyszył temu jej długi, przeciągły jęk. Byłem pewny, że wszystko co żywe w okolicy, w promieniu kilkudziesięciu, a może i kilkuset metrów, uciekło, słysząc ten dźwięk. Dla mnie był jednak oznaką tryumfu. Jej zmęczone ciało chciało opaść, ale przytrzymywałem je swoimi dłońmi, po czym dokończyłem dzieła.

Czułem płynący z moich lędźwi ciepły strumień nasienia. Uśpiony we mnie wulkan miał za chwilę wybuchnąć. Szarpnąłem biodrami i zawyłem dziko. Zastanawiałem się, dlaczego mam w głowie młot pneumatyczny. Erupcja rozkosznej lawy postępowała, aż w końcu wystrzeliła na zewnątrz. Większa część mojego nasienia została w dziewczynie i sączyła się teraz wolno z jej maleńkiego otworka. Reszta, niewielkim, kleistymi plamami ozdobiła tyłek i plecy Nimfy. Miałem wrażenie, że na ciemnym niebie, nad polaną wystrzeliły fajerwerki.

Opadłem zmęczony na pomost. Ona położyła się obok mnie i oparła głowę ma moim torsie. Trwaliśmy w milczeniu, wciąż przeżywając to, co się stało między nami. Budziła się noc, budziły się gwiazdy. Gdy uspokoiłem oddech, a krew zaczęła krążyć mi w miarę normalnym tempem, spróbowałem coś powiedzieć:

– Było…

– Nie mów nic! – przerwał mi jej szept.

– Dlaczego…

– Po co? Nie trzeba!

– Ale…

– Ciiii…! Wszystko jest jasne! – stwierdziła.

Miała rację! Co tu mówić? Było wspaniale i tyle! Ja jednak byłem jej ciekaw i chciałem, coś się on niej dowiedzieć.

– To zdradź mi chociaż w końcu swoje imię! – powiedział szybko, żeby nie zdążyła mi przerwać.

– Nie! – jej odpowiedź była krótka i stanowcza.

– Przecież…

– Ciii…! Zamknij się w końcu!

Gapiłem się więc w coraz bardziej czerniejące niebo i słuchałem bicia jej serca. Dziwny spokój opanował moje zmęczone, ale rozluźnione seksem ciało. Poczułem ciężar moich powiek i zacząłem walczyć z ich opadaniem. Przegrywałem. Najwyraźniej to dostrzegła. Ostatni jej obraz jaki zarejestrowały moje zmysły, to jej twarz nade mną, chłodny dotyk ust na moim sutku i ciepły, melodyjny szept:

– Dobranoc.

Nie wiem ile spałem, ale, gdy się przebudziłem byłem ubrany, ale nie było już jeziora, ani pomostu, ani tym bardziej Jej. Nadal byłem w lesie, ale otaczały mnie tylko drzewa, krzaki i ciemność. Pomyślałem, że niezbyt to miło ze strony tajemniczej Nimfy, że nie pomogła mi się wydostać z lasu. Nie miałem racji! Gdy podniosłem się z leśnego poszycia zobaczyłem na prawo ode mnie zabudowania znajomej leśniczówki.

„ Porządna dziewczyna!” – pochwaliłem ją sam przed sobą.

Pojawiając się o tej godzinie w leśniczówce, wzbudziłem lekkie poruszenie. Leśniczy z rodziną, pomyślał (słusznie zresztą), że się zgubiłem. Szukali mnie nawet przez kilka godzin, ale nie potrafili znaleźć.

– Rzeczywiście trochę się pogubiłem, ale pomogła mi pewna dziewczyna, która spotkałem przy jeziorze. – przyznałem się im.

Zrobili wielkie oczy.

– Przy jakim jeziorze!? – spytał leśniczy.

– Jak to jakim? W lesie!

Zrobili jeszcze większe oczy.

– W naszych lasach, nie ma żadnych jezior! – stwierdził gospodarz.

Teraz ja byłem zdziwiony.

– Na pewno? – spytałem, niedowierzając.

– Na sto procent, proszę pana. – odpowiedział. – Jestem tu leśniczym od osiemnastu lat!

„ Cholera, więc jak wytłumaczyć to co mi się przydarzyło?” – zapytałem siebie w duchu.

– Wszystko w porządku? – spytała żona leśniczego, widząc jak się zastanawiam.

– Tak, jak najbardziej. – przytaknąłem. – Dziękuję za przechowanie motoru.

– Nie ma za co. – odpowiedzieli.

Gdy wychodziłem patrzyli na mnie, jakbym był odrobinę niezdrów. Na głowę.

Nie ma co! Zabili mi niezłego ćwieka! Wracając do domu ciotki, całą drogę myślałem, co tak naprawdę stało się w lesie. Czy to mi się przyśniło? Czy może upadek spowodował jakieś przykre konsekwencje? W grę wchodziły jeszcze majaki z powodu zmęczenia.

Motor połykał kolejne porcje rozświetlonej światłem jego lampy drogę, a ja wciąż rozmyślałem o tajemniczej Nimfie. Jeśli to spotkanie było oniryczne, to było tak głębokie, że aż rzeczywiste.

Do końca pobytu u ciotki nie potrafiłem się skoncentrować. Wciąż tkwiła mi w głowie spotkana w lesie tajemnicza kobieta. Kogo jednak nie spytałem, potwierdzał słowa leśniczego. Żadnych jezior w tamtym lesie nie powinno być. Nawet najmniejszych. Pogłębiało to tylko moja frustrację, aż podjąłem decyzje o wizycie u lekarza. Z moją głowa jednak wszystko było w porządku. Byłem „cały głupi” i nie mogłem dojść do ładu z samym sobą.

W pewien wtorek, a może środę, jakieś pół miesiąca od wydarzenia w lesie, sięgnąłem do kosza na brudną odzież, by zrobić pranie. Były tam też spodnie, w których byłem wtedy w lesie. Spojrzałem na nie, powróciły do mnie wspomnienia. Uśmiechnąłem się do nich i zacząłem przetrząsać kieszenie. W jednej z nich znalazłem coś drobnego i miękkiego. Gdy wyciągnąłem to z kieszeni, byłem zaskoczony jak tylko można być.

Na dłoni miałem pukiel ciemnych, rudych włosów. Jej włosów.

Do dziś nie wiem, czy była tylko wytworem mojej wyobraźni czy prawdziwą kobietą. Przestałem się jednak nad tym zastanawiać. Zachowałem za to w pamięci tamto wydarzenie z najdrobniejszymi szczegółami.

Chcę jednak wierzyć, że przytrafiło mi się to naprawdę, a mała kępka włosów – pamiątka po Niej – zdają się to potwierdzać.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Niestety muszę napisać, że się zawiodłem. Poetycki tytuł nie ma odzwierciedlenia w treści. Koncept wydarzeń z zakończeniem, że wszystko było snem stosowałem ostatnio w szkole podstawowej i może nie bolałoby to tak bardzo, gdyby nie ogrom literówek i najbardziej rażące w oczy formy czasowników żeńskie zamiast męskich. Moja tolerancja literówek jest naprawdę wysoka, ale coś takiego: "Ciało dziewczyny było śliskie od potu. Moje dłonie ześlizgiwały się z jej bioder tracąc oparcie, ale uparcie wbijałem się w jej szparkę, aż weszłam w nią cały i poczułem opór.", zwłaszcza w takim momencie opowiadania jest okropne.

Mam nadzieję, że autor nie obrazi się na mnie za ten ostry komentarz, ale wydaje mi się, że moja krytyka jest dosyć konstruktywna.

WW.

A mi się podobało. Literówki rzeczywiście do poprawy, ale opowiadanie bardzo przyjemne. Trochę naiwne w dobrym tego słowa znaczeniu, beztroskie, pobudzające. Przyjemnie się czyta 🙂

Napisz komentarz