Przekleństwo Ekstazy cz. II [Rework] (Frodli)  4.12/5 (8)

12 min. czytania

Kary ogier galopował przez ciemną noc. Raz po raz kamień tryskał spod kopyt, ale zwierzę nie myliło kroku, nie okazywało również zainteresowania skrom krzesanym sporadycznie przez podkowy. Wspaniały rumak wyciągał łeb przed siebie, jakby chciał dosięgnąć chrapami ciemnego horyzontu, ku któremu zmierzał. Rozwiany ogon tkwił w pozycji poziomej stanowiąc niemalże przedłużenie kręgosłupa. Koń najlepszej narodańskiej rasy, bożek wszystkich wschodnich wierzchowców. Wyhodowany dla rodziny panującej Cesarstwa Narodu, niósł potężnie zbudowanego jeźdźca nie będącego bynajmniej księciem państwa zza Moczar Śmierci. Oron był żołdakiem Imperium Rimonu, którego obowiązki nieraz zagnały w strony, z których pochodził jego ogier.

Półork przygryzał nerwowo dolną wargę, targany przeżyciami po przedwczorajszym wieczorze. Tak, był Półorkiem. Powoli zaczynał zdawać sobie sprawę, dlaczego od kilkunastu lat czas stał dla niego w miejscu. Czupryny jego przyjaciół zaczynały pokrywać się siwizną, a on nadal tkwił zawieszony między trzecim a czwartym krzyżykiem na karku.

Rozumiał już, skąd wzięły się jego oczy bestii, których białka były czarne, a tęczówki czerwone. Co prawda miał zwyczajne, ludzkie oczy nietypowego, bursztynowego koloru, ale gdy zaczynały nim targać silne emocje jak gniew czy podniecenie, niepodobna było utrzymać z nim kontakt wzrokowy bez uczucia strachu. Jego ojcem był ork. Ohydny ork z armii Drinuma, Rimala i Ghaska, trzech najstraszniejszych orków w historii. Spadli oni jak plaga na Imperium Rimonu zaledwie pół wieku temu i pamięć o nich była ciągle żywa zwłaszcza w nielicznych ocalałych południowych wioskach. Spora ich część została wtedy wycięta w pień i spalona do gołej ziemi. Jedną z osób, która szczęśliwie przeżyła inwazję, była jego matka. Została jednak obdarzona „prezentem”, którego żadna kobieta nie przyjęłaby po dobroci. Chociaż wydarzenia te powoli stawały się echem przeszłości, wciąż jeszcze żyły osoby mogące zaświadczyć o okropieństwach wojny z hordą Trzech Wodzów. Jedną z nich był dożywający kresu swoich dni starzec, z którym Oronowi udało się porozmawiać wczorajszego wieczora. Wspomnienia były tak bolesne, że rozmówca wyzionął ducha w trakcie relacjonowania mrocznej nocy sprzed pięćdziesięciu lat. Niebo przeszyła błyskawica. Na południe od Rimii, rzeki przecinającej wpół Imperium Rimonu nocne burze nie są szczególną rzadkością. Półorka to nie pocieszało, nie lubił podróżować podczas deszczu.

*** *** *** *** ***

– Abi, złaź z tego drzewa! – krzyknęła matka rozczochranego, rudowłosego chłopca badającego aktualnie wytrzymałość najcieńszych gałązek wielkiego dębu rosnącego kilkadziesiąt metrów od jego domu. Rad nierad, zaczął schodzić. Ostrożnie, bo upadku z wysokości dwudziestu metrów by nie przeżył, a zarazem szybko, ponieważ należał do najzwinniejszych dzieciaków w okolicy. Niestety z racji swej chyżości zaskarbił sobie sławę jednego z najgorszych urwisów, jakich wydała w ostatnich latach spokojna wioska leżąca w cieniu Gór Szark.

*** *** *** ***

– Dalej, sucze syny, do Rimu szmat drogi! – wydarł się Georak. Przydzielono mu dowództwo nad setką największych kretynów i szarlatanów, jakich nosiła ziemia na południe od Rimii, wielkiej rzeki przecinającej kontynent wpół. Nie cierpiałpracy podoficera, ale dawała mu ona poczucie siły. Każdemu z tych pokrak mógł z byle powodu wepchnąć nóż w plecy lub powiesić za jaja na przydrożnym drzewie. Jestem orkiem, pomyślał, złym orkiem. Chociaż z ust rzucał na prawo i lewo obelgi, to w myślach śmiał się do rozpuku.

Potężna lektyka niesiona przez dziesięciu rosłych mężczyzn bujała się nieznacznie na boki. Wiedzieli, że jeśli zachwieją nią zbyt mocno, to tej nocy czekają ich gorące atrakcje z orkowymi żołdakami. Przypadł im los gorszy od śmierci, bowiem zamiast kar cielesnych ich błędy nagradzano gwałtem. Byli zadbani, czyści i nakarmieni, aby mieć siły dźwigać drewniane pudło postawione pośrodku dwóch równolegle biegnących żerdzi wyciosanych z twardego, aczkolwiek niebywale lekkiego drzewa derra rosnącego jedynie w głębi Gór Szark. Byli strasznymi głupcami, że w ogóle kiedykolwiek do nich wkroczyli.

Tymczasem wewnątrz lektyki, na siedzisku wymoszczonym koźlim futrem siedziała potężna nawet jak na orka postać. Chociaż siedział, obiema dłońmi wspierał się na długim mieczu półtoraręcznym. Miecz Gromu, jedno z największych przekleństw, jakie spadło na świat setki lat temu. Ile to już ludzkich głów pod nim spadło? Sto? Dwieście? Tysiąc? Uwięziony od niemal tysiąca lat w złotym sarkofagu, został uwolniony przez bandę głupich, chciwych ludzi służących mu teraz za tragarzy. A wraz z nim jego bracia, Drinum uzbrojony w Młot Gromu i Ghask dzierżący Topór Gromu. Kiedyś zostali pokonani i odesłani w nicość przez Erkona, największego z ludzkich wojowników w historii. A teraz? Nie ma ani Erkona, ani jego miecza tnącego każdy pancerz i tarczy niewrażliwej na żadną broń. Nie wiadomo, co stało się z Kamiennym Diademem, za pomocą którego potrafił przyzwać smoka. Nieważne. Minął tysiąc lat, pewnie nikt już nie pamięta o Trzech Wodzach, Rimalu, Ghasku i Drinumie, skoro znaleźli się głupcy, którzy ich uwolnili. Wmówienie zabobonnym orkom, że są wcieleniem ich bogów nie wymagało dużo pracy. Wystarczyło rzucić kilka uroków na paru szamanów, a reszta podporządkowała się bez szemrania. Zaniósł się złowieszczym śmiechem. Nie udało im się zniszczyć świata ludzi tysiąc lat temu, ale tym razem nikt ich nie powstrzyma.

Rozważania o przyszłej chwale przerwało mu pukanie w drzwiczki. Otworzył okienko przepuszczające światło przez naciągniętą, natłuszczoną błonę.
– Czego? -warknął niezadowolony.
– Wioska, panie wioska! – zakomunikował podniecony oficer z trudem powstrzymując się od machania dokoła siebie potężnymi rękoma. Pozbawiony swych mrocznych przywódców naród orków stał się spokojną, bezkonfliktową rasą żyjącą w głębi gór. Jednakże wraz z otwarciem sarkofagów do ich serc wróciło zło. Momentami tak ich rozpierała energia, że nie mogli ustać spokojnie w miejscu. Oczywiście większość z nich nie zabiła jeszcze człowieka, ale wkrótce to się zmieni. A ork, który raz poczuje woń ludzkiej krwi, będzie zabijał, aż sam nie padnie.
– Wioska, powiadasz? Możesz powiedzieć mi coś więcej, czy dalej będziesz machał łapskami niczym naćpany szaman?
– Osada ludzka, w gaju dębowym, o tysiąc kroków. Widać ją z pierwszych szeregów. – wytłumaczył rozmówca z trudem hamujący ochotę na wariackie pląsy.
– Rozdzielcie się i okrążcie osadę, ja tymczasem zrobię sobie po zmroku mały wypad z którąś setką.

*** *** *** ***

– Jak myślicie, co oni zrobią? – spytał Sammon.
Oblężenie gaju zaczęło się kilka godzin temu, dodatkowo właśnie zapadła noc. Nie wiedzieli, kto ich okrążył ani po co. Wojny w tych rejonach nie było od kilku dekad, w wiosce nie był ani jednego wojownika. Skryci wśród gałęzi ostatnich drzew, niemalże na skraju lasu i pola, nasłuchiwali każdego niepokojącego odgłosu. Od dłuższej chwili trwała złowroga cisza.
– Chłopaki, chyba nam się upie… -w tej chwili strzała przebiła mu krtań; spadł na ziemię i w parę sekund skonał. Nim ktokolwiek z setki jego towarzyszy zareagował, odezwały się dziesiątki cięciw. Dwie salwy wystarczyły, by w ciągu paru sekund wymordować wszystkich dorosłych mężczyzn w osadzie. Orkowie ruszyli dalej, zostawiając za sobą ludzkie truchła i nieszczęsnego towarzysza, który zginął od jedynej wypuszczonej przez ludzi strzały.

*** *** *** ***

Płacz dzieci rozlegał się po całej sali, na której stłoczono wszystkie kobiety, dzieci i starców z osady. Razem dwieście głów. Mężczyźni nie wracali już sześć godzin, dawno minęła północ.
– Martwię się… -wyszeptała Keris, żona Sammona. Tuliła do piersi półrocznego synka.
– Nie bój się. Nasi mężowie nie pozwolą orkom zająć wioski. – słowa te skierowała do niej Girlen, szesnastoletnia córka wodza wioski, Turona. Jak na swój wiek była nad wyraz dojrzała. Dziewczyna wdziała lnianą koszulę i męskie, płócienne spodnie (tylko takie znalazła w domu po ciemku, gdy ewakuowały się tu z matką) przewiązane rzemieniem, żeby nie spadały. Koszulkę napinało dwoje dorodnych piersi, nieodzianych w żadną bieliznę (której w tych stronach nie stosowano). Fale długich, rudych włosów opadały jej na ramiona. Oczy miała orzechowe, patrzące ze współczuciem na zebrane dokoła niewiasty. Chociaż dodawała im otuchy, sama nie wierzyła we własne słowa.

Przytuliła klika lat starszą kobietę, by rozwiać jej troski. W tym momencie drzwi wyleciały z futryny i w dziurze po nich stanęła wysoka postać odziana w czarną kolczugę. W lewej dłoni dzierżył ogromny miecz, a prawą spowijała gasnąca poświata pozostała po rzuconym uroku. Rozległ się pisk dziewcząt, płacz dzieci i krzyki pozostałych, gdy do pomieszczenia zaczęły napływać dziesiątki orków. Ludzie nie zdążyli zorganizować obrony; po kilku minutach najmłodsze dzieci i starcy nie żyli, a kobiety porwane przez najeźdźców wywlekano na dwór.

W tym czasie dowódca setki zabranej na wyprawę, czyli szczęśliwy Georak, znalazł jedną z ostatnich staruch i przybliżył siłą jej twarz do swojej.
– Możesz żyć. – wycharczał do nie j- Tylko powiedz, gdzie jest córka wodza.
Oczy kobiety wypełniał strach. Mimowolnie spojrzała na rudowłosą dziewczynę, jakby chciała jej dać znak do ucieczki. Girlen jednak nie miała już na nią szans. Wyszarpując się z łapsk podkomendnego Georaka, kładziona była akurat na jednym z licznych stołów. Podoficer szybkim ruchem skręcił kobiecie kark, rzucił jej ciałem pod ścianę i podszedł do Girlen siłującej się z oprawcą. Położył mu dłoń na ramieniu i szepnął do ucha:
– Ona jest moja… Rimal mi obiecał…
– Pierdol się, masz dokoła wiele innych dziewcząt. Może nawet jakiś chłopiec się trafi. -usłyszał.

Setnik zaklął, wyjął kordelas zza pazuchy i pchnął w plecy podkomendnego. Po chwili jego ciało osunęło się na podłogę. I tak ma być, rygor to podstawa. Georak kopnął kilkukrotnie zwłoki, aby zrobić sobie miejsce na wprost rozłożonej na stole dziewczyny. Teraz mógł odebrać swą nagrodę. Dziewczyna próbowała zeskoczyć ze stołu, ale para silnych rąk przygwoździła jej ramiona do blatu. Jednocześnie śmierdzące usta zaczęły całować jej szyję i twarz, a kilkunastocentymetrowy język błądził po jej skórze, wnikając do uszu, oczu, nosa, ust. Girlen myślała, że zwymiotuje.
– Zostaw tę rudą ślicznotkę. – usłyszał Georak za swymi plecami.
– Kurwa, czego! – wrzasnął, odwracając się z kordelasem w dłoni. Stał przed nim Rimal. – Ona jest moja, obiecałeś mi córkę wodza! Więc poczekaj, aż skończę.
– Ani mi się śni. Stawiasz mi się? – najspokojniej w świecie wycedził wódz.
Georak zrobił krok w bok i wskazał ręką Girlen.
– Miłej zabawy. – rzucił na odchodne i udał się w kierunku kąta, gdzie rzucono kilkuletnie dzieci – niektóre powinny jeszcze żyć, w końcu jedynie ciśnięto nimi o ścianę. Może będzie jakiś ładny chłopiec, pomyślał.

Rimal położył dłonie na biodrach przyszłej kochanki. Zwarła z całej siły nogi, ale mimo tego bez problemu zdarł z niej spodnie. Próbowała się bronić, podkurczyła nogi i zaczęła wierzgać, ale on zdecydowanym ruchem rozwarł jej uda niczym otwieraną księgę. Przycisnął jej kolana do stołu. W pachwinach czuła ostry, piekący ból, ale spodziewała się jeszcze gorszych rzeczy. Potężna postać pochyliła się zbliżając głowę do jej twarzy na odległość kilkunastu centymentrów.
– Będziesz grzeczna, czy mam sparaliżować cię urokiem? – zapytał niskim, głębokim głosem. Gdyby należał do mężczyzny, straciłaby dla niego głowę w ciągu sekundy. Nie zdolna odpowiedzieć, pokiwała jedynie głową.

Zadowolony Rimal spojrzał na swą ofiarę. Wysoka, jak wszystkie kobiety z tych stron. Od setek lat. Smukłe stopy i nogi, pełne uda, rdzawe owłosienie łonowe skrywające dziewiczą zapewne szparkę, poruszający się nerwowo, płaski brzuch, małe piersi zwieńczone czerwonymi sutkami, piegowaty dekolt, szyja i twarz oraz burza rudych, rozpuszczonych włosów. Mlecznobiała skóra na całym ciele, poza różowym kroczem. Ukontentowany odpiął pochwę od miecza, której pas przebiegał mu skośnie przez tors. Następnie odpiął kilka sprzączek i spadła z niego kolczuga. Ściągnął czarne spodnie, odsłaniając wielkiego członka. Chociaż trwał w zawieszeniu między spoczynkiem a wzwodem, mierzył niespełna trzydzieści centymetrów. Jak każdy ork, Rimal miał szarą skórę, której faktura niewiele odbiegała od ludzkiej. Całości obnażonej od pasa w dół istoty dopełniały owłosione nogi i moszna. Girlen spojrzała na jego twarz. Drapieżny wyraz i te oczy… Czarne, z czerwonymi źrenicami… Nie zdążyła dogłębniej zlustrować jego aparycji, bo nagle dopadł do niej, ujął piersi w spore dłonie i przytknął swoje czoło do jej. Ich spojrzenia spotkały się.
– Nie wiem, czy kiedykolwiek słyszałaś o orkach cokolwiek poza bajaniem starych bab, a już na pewno nie słyszałaś o tym, jakimi jesteśmy świetnymi kochankami. – wyszeptał wystarczająco głośno by mieć pewność, że usłyszy go pomimo krzyków dobiegających z zewnątrz. Dopiero teraz zorientowała się, że są absolutnie sami w budynku.
Wódz zaczął ściskać jej piersi, ciągnąć za nie i kręcić nimi młynki. Bolało ją, nawet nie próbował być delikatny. Oparł się na niej, pocierając skurczoną od nocnego chłodu moszną o łechtaczkę partnerki. Po kilku minutach poczuł na niej wilgoć.
– Dobrze ci, dzieweczko. – wyszeptał szorstko ustami zawieszonymi kilka centymetrów od jej warg. Patrzył jej w oczy, a ona nie mogła uciec wzrokiem – Zobaczysz, jaką rozkosz może dać ork. Śmiertelną rozkosz, tyle ci powiem.
W jej oczach pojawiły się łzy i zapewne rozpłakałaby się, gdyby w tym momencie jego usta nie przywarły do jej ust, wpijając się chciwie w młode, soczyste wargi.
Bawił się nią kilka minut, błądząc kilkunastocentymetrowym językiem po jej zębach, podniebieniu i wewnętrznej stronie policzków, nieraz nurkując do gardła. Czuł, jak się krztusi, i sięgał jeszcze głębiej. Słyszał w swej jamie ustnej echa szlochów dobywających się z jej gardła. Cofnął biodra, by potrzeć żołędzią o gęste włosy łonowe. Uwielbiał to uczucie. Wieki temu kobiety popełniały masowe samobójstwa na wieść, że do miasta zbliża się armia orków i nie ma szans na ratunek. Czas przypomnieć o tym ludziom.

Jego członek osiągnął już pełną erekcję. Poruszając biodrami do przodu i do tyłu pocierał jego koniuszkiem o krocze młodej kobiety, wędrując od powierzchni stołu do wzgórka łonowego. Stymulacja łechtaczki sprawiła jej niespodziewaną przyjemność, chociaż wcale tego nie chciała. Miała ochotę uciec, umrzeć, byle ten monstrualny penis nie znalazł się między jej nogami. Teraz sposobił się do wbicia się w nią, a ona nie była w stanie mu się przeciwstawić. Absurdalność tej sytuacji doprowadzała ją niemal do kolejnego płaczu. Zajęta rozmyślaniem nawet nie poczuła, jak jego żołądź próbuje się wcisnąć do jej ciasnego wnętrza. Napór był coraz silniejszy, aż członek napiął maksymalnie jej błonę dziewiczą. Teraz cofnął się i wrócił ze zdwojoną siłą, pokonując wszystkie przeszkody i zanurzając w niej żołądź.

Krzyknęła i wierzgnęła nogami, ale ork pozostał niewzruszony. Gdy wszedł w nią po raz pierwszy, miała wrażenie, że pęka jej spojenie łonowe. Czuła krew powoli sączącą się spomiędzy jej napiętych warg sromowych. Ruchy jego bioderbyły wolne, ale powoli przyspieszały. Za każdym razem wsuwał się trochę dalej, jakby zdobywał sobie coraz więcej przestrzeni. Czuła potworny ból, a jednocześnie rozkosz. Zaczęła krzyczeć, nie była w stanie tego wytrzymać. Pomimo nawilżenia krwią i śluzem poruszał się w niej opornie. Czuła tarcie szorstkiej skóry o napiętą do granic możliwości pochwę, a każdy puls krwi w żyłach ogromnej męskości wysyłał ją zarazem do krainy wiecznej szczęśliwości i niekończącej się udręki. Jednocześnie ogromny penis przesuwał się po łechtaczce, potęgując ekstazę i uniesienie.

Rimal oparł się na łokciach, przytrzymując jej ramiona. Mógł teraz wbijać się w nią mocniej i głębiej. Czuła, że nadchodzi coś wspaniałego. Owszem, zdarzało jej się pieścić podczas kąpieli, ale nigdy nie osiągnęła stanu takiego podniecenia, jak obecnie. Sutki stały się twarde niczym ziarenka grochu, a skurcze pochwy mimowolnie zsynchronizowały się z ruchami partnera. Zaciskała się, gdy z niej wychodził, a rozluźniała, gdy wracał. Mogła dochodzić jeszcze kilkanaście minut, ale zniecierpliwiony ork nie chciał czekać. Pchnął mocno, do samego końca, docierając w najdalsze krańce jej podbrzusza, napinając macicę niczym rosnący płód. Wzbierające podniecenie zmieszało się z gigantycznym bólem, ale Girlen nie zwracała na to uwagi. Rimal pchał tak mocno i szybko, że stół skrzypiał niczym stare schody.
Skurcze stały się coraz mocniejsze i częstsze, ale nie były już w stanie dopasować się do tempa napastnika. Czuła jądra obijające się o jej pośladki, członka pocierającego nabrzmiałą łechtaczkę i penetrującego ją z maksymalną brutalnością i siłą. W kilkadziesiąt sekund później doszła. Fala ekstazy pulsującymi sygnałami posuwała się coraz dalej, sięgając jej stóp, piersi i głowy. Krzyknęła przeciągle, a wraz z nią dziesiątki innych gardeł doprowadzonych w tym samym momencie do finału. Myślała, że orgazm rozerwie ją na kawałki, a serce przez otwarte usta wystrzeli w górę, przebije sufit i wzniesie się ku niebu. Rimal doszedł chwilę później, zalał ją prawie litrem spermy, która po wypełnieniu jej wnętrzności zajęła miejsce wycofującego się, zaspokojonego fallusa. Spomiędzy nóg wypłynęła mieszanina krwi, śluzu i spermy. Ogarnęły ją drgawki, spazmatyczne krzyki uwięzły w gardle. Straciła przytomność.

*** *** *** ***

Mama zawsze mówiła mu, że nic dobrego nigdy nie będzie z jego wspinania. Jakże się myliła. Zanim orkowie zdążyli wlać się do środka sali, w której zgromadzono kobiety, dzieci i starców, Abi wdrapał się na regał, a chwilę później leżał na jednej z belek podtrzymujących dach. Tylko on i Girlen ocaleli.

*** *** *** ***

Kołatanie do drzwi zbudziło całe domostwo niewielkiej wioski na brzegu Rimii. Otworzył gospodarz, przezornie wyposażony w nabijany gwoździami słupek. Wojna skończyła się tydzień temu, ale kto wie, kogo licho przygnało? Ujrzał kilkunastoletnią, rudą dziewczynę w brudnym ubraniu, i spodniach przesączonych krwią. Duży brzuch nierytmicznie się poruszał, jakby coś było w środku i wyrywało się na wolność. Trzymała za rękę wychudzonego chłopca wyglądającego na pięć lat. Zważywszy na to, co wojna robi z ludźmi, mógł mieć równie dobrze dziesięć. Dziewczyna runęła prosto w jego otwarte ze zdumienia ramiona.

*** *** *** ***

Znachor opatrzył starannie ciało Girlen, ale chwilę później rozłożył bezradnie ręce. Musiała umrzeć tej nocy. Nim to się stanie, postanowił podjąć się próby wydobycia z jej łona dziecka. Nie było to proste, ale po całonocnym zabiegu udało się. Pozszywana matka jeszcze żyła, gdy opuszczał dom gospodarza. Kilka minut przed śmiercią odzyskała przytomność.
– Kto jest ojcem? – dopytywała się poczciwina – Może go odnajdziemy?
– Ork… – jęknęła dziewczyna i wyzionęła ducha.
Wcześniej gospodyni udało się dowiedzieć, że płód ma siedem miesięcy i ma nosić imię Oron, czyli przeklęty. Przeklęty Półork.

*** *** *** ***

I nim właśnie jestem, pomyślał jeździec. Dotarłem do chaty Abiego i zdążyłem dowiedzieć się, co zaszło pewnej upiornej nocy, zanim najazd Wodzów spustoszył cały Rimon Południowy. Dowiedziałem się wszystkiego poza imieniem ojca. Ale chyba się domyślam. Czeka na mnie. Na Orona – Przeklętego Półorka.

Przejdź do kolejnej części – Przekleństwo Ekstazy cz. III [Rework]

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Fikcja literacka ma to do siebie, że najokropniejsze rzeczy można opisać tak, aby nie odstręczały a wręcz przeciwnie – by były miłe. Niech się przyzna ten, który chciał aby ruda dziewczyna uszła prześladowcom ;D Zaryzykuję: nie ma takich osób.

jestem, słuszna uwaga. z mojej strony, co prawda, to nie do końca tak wyglądało, bo pamiętałem to opowiadanie, ale myślę, że właśnie takie podejście do losu girlen miałem za pierwszym razem.
A co do tekstu- wydaje mi się, że nie jest tak dobry, jak reszta serii, ale dosyć istotny ze względu na fabułe,
w związku z czym jako część całości dostaje ode mnie najwyższą note.

Podobnie jak Obieżyświatowi, ta część wydaje mi się słabsza i mniej dopracowana od pierwszej. Tym niemniej, jest istotna fabularnie (retrospekcja ukazująca rodziców Orona) i trochę więcej mówi nam o opisanym świecie. Wciąż jednak uniwersum cyklu "Przekleństwa ekstazy" pozostaje dość blade i pretekstualne. Chętnie dowiem się o nim czegoś więcej z kolejnych rozdziałów. No i jestem ciekaw, co zrobi Oron, gdy już rozszyfruje, kim naprawdę był jego ojciec.

Pozdrawiam
M.A.

Czyżbyś nie czytał całej sagi na DE?

Czytałem, jak najbardziej, ale:
a) nie całe, w pewnym momencie ciągłość tej historii mi się urwała, więc nie znam końca;
b) było to dawno temu, więc sporo i tak zapomniałem;
c) tekst ma w tytule "rework" więc nie mogę wykluczyć, że postanowiłeś coś zmienić, napisać w inny sposób, rozbudować lub przykrócić. Traktuję więc Przekleństwo ekstazy z otwartą głową, jako nowy tekst, nawet jeśli kiedyś czytałem coś podobnego 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Masz rację, publikując teraz Sagę zmieniam trochę elementy świata przedstawionego i dopracowuję jego historię. Chciałbym, aby uniwersum Orona stało się kiedyś pełnoprawnym, żyjącym własnym życiem światem podobnie, jak Śródziemie, Świat Koła, Westeros czy inne wyimaginowane rzeczywistości.

To istotnie prequel, wyjaśniający pochodzenie bohatera, może też jego krwawe instynkty? Pytanie, czy zechce mścić się na ojcu, skoro sam postępuje w wielu sprawach podobnie? Obieżyświacie i MA, myślę, że osądzacie ten fragment zbyt surowo, uznając za słabszy od innych części cyklu. Mamy tu opowiedzianą historię prostą, ale poruszającą. Nie znam jeszcze, co prawda, całości, może więc macie rację i potem jest jeszcze ciekawiej i jeszcze bardziej poruszająco? Postaram się nadrobić te zaległości. Trochę tylko do obrazu srogiego wodza Rimala nie pasuje mi podróżowanie na czele armii w lektyce. Raczej nie zyska w ten sposób oddania swoich wojowników, ale może zupełnie mu na tym nie zależy? To zamiłowanie do wygody i luksusu to rys oryginalny u postaci tego rodzaju. Do zobaczenia przy kolejnym odcinku.

Napisz komentarz