e-f: Yoshi (MRT_Greg)  3.51/5 (23)

16 min. czytania

yoshi2Nazywał się Yoshi Tagawa i był Koreańczykiem. Na oko zwykły nastolatek, niczym nie wyróżniający się wśród tłumu rówieśników, uczęszczający do college`u w Monterey, niewielkim miasteczku stanu California. Międzynarodowe towarzystwo zapewniało mu anonimowość, choć tego akurat pragnął najmniej. W jego klasie było jeszcze kilku ciemnoskórych chłopaków, jedna mulatka o oczach wielkich jak spodki pod filiżankę, przedstawiciel mniejszości arabskiej i, bliżej nieokreślone, towarzystwo europejskie. Mimo różnic w kolorze skóry i narodowości stanowili w miarę zgrany zespół, zwłaszcza jeśli chodziło o szkolne przepychanki. Na zewnątrz było zupełnie inaczej. Wyraźnie odróżniały się grupy zcentralizowane wokół sportowców, rockowców, miłośników, a w zasadzie miłośniczek Emo, no i oczywiście grupy trzymająca władzę, czyli cheerleaderki. Szkolne piękności wiodły prym zarówno na przerwach jak i popołudniowych imprezach. Byli jeszcze kujoni, jajogłowi matematycy, przesiadujący wiecznie z nosami w książkach.

Yoshi był sam. Sam siedział na ławce przed szkołą, spożywając śniadanie przygotowane mu przez mamę, sam wracał ze szkoły, sam spędzał całe dnie w swoim pokoiku na poddaszu, oddając się swojej pasji. Był mistrzem. Choć w dobie wszechobecnego dostępu do Internetu niewielu o tym wiedziało. To, czemu poświęcał całe popołudnia a nieraz i noce, było jak na dzieciaka w jego wieku zajęciem, może nie dziwnym, ale na pewno nietypowym. Z kawałków drewna, modeliny i innych materiałów rzeźbił postacie rodem z amerykańskich komiksów, gier komputerowych i książek fantasy. Misternie wykonane figurki cieszyły się sporym wzięciem na aukcjach internetowych. Choć nie krył swojego pochodzenia, nikt nie przypuszczał, że zwycięzca międzynarodowego konkursu na najlepiej odwzorowaną postać średniowiecznego samuraja, jest zwykłym nastolatkiem. Ceny wywoławcze za model sięgały kilkudziesięciu tysięcy dolarów, lecz zaprzysiągł sobie nigdy go nie sprzedać. Był jego prawdziwą dumą i wychodził z założenia, że sprzedaż figurki ustawiłaby go w równym szeregu z innymi sprzedawczykami, tworzącymi swe dzieła wyłącznie dla zysku. Był artystą w każdym calu i to mu wystarczało. No, może prócz jednego małego ale. Był samotny. Był tak samotny, że nieraz, gdy kładł się już spać, gryzł poduszkę by zdusić w sobie płacz i tęsknotę za przyjaźnią.

Tego wieczoru jednak rozpierała go radość. Poustawiane figurki zsunął ręką na skraj biurka a w ich miejsce poustawiał flakoniki z perfumami, które co roku dostawał od ojca. Był tam i płyn po goleniu, jak dotychczas zupełnie zbędny, i markowy dezodorant, do tej pory wciąż tkwiący w oryginalnym pudełku jak i wiele innych. W pokoju panował szał ubrań. Wyrzucone z szafy walały się po całej podłodze, łóżku i na regałach. Co chwila dobierał inny zestaw, zastanawiając się, który będzie najlepszy. Tego wieczoru chciał się pokazać z jak najlepszej strony. To musiało się udać bo, czuł, że taka możliwość więcej się już nie pojawi.

Tego dnia, spacerując wzdłuż boiska (oczywiście jak zwykle samotnie), przyglądał się akrobatycznym ćwiczeniom dziewcząt, gdy jedna z nich poślizgnęła się na śliskiej nawierzchni boiska i, z jedną noga uniesioną do góry, runęła do tyłu. Mimowolnie doskoczył do niej i złapał za kibić, po czym obydwoje zwalili się na stos rzuconych plecaków. Jęknął, czując jak coś ostrego wbija mu się w plecy. Oszołomiony jednak cudownym zapachem włosów dziewczyny, które spowijały mu twarz, nie zwracał uwagi na wilgoć, rozlewającą się pod kurtką. Ona zaś zaskoczona takim obrotem sprawy, przez chwilę leżała na nim, po czym ze złością odrzuciła jego rękę, spoczywającą niebezpiecznie blisko jej piersi. Wydźwignęła się na kolana i już zamierzała go ofuknąć gdy zobaczyła, że ten, którego podejrzewała o niecny czyn, znajduje się w naprawdę niewesołej sytuacji. Gramoląc się spomiędzy rozrzuconych toreb, chłopak trzymał się za bok. Spojrzał na nią i opuścił wzrok, przepraszając cicho. Mimo całego zamieszania pragnął czym prędzej oddalić się, zwłaszcza, że kłucie w boku powoli przeradzało się w dotkliwy ból. Cisza jak nastała za nim spowodowała, że spojrzał w stronę dziewcząt. Stały w półokręgu przyglądając mu się uważnie. Jedna z nich pokazywała coś w jego kierunku, jej oczy wyrażały przerażenie. Blondynka, której pomógł odgarnęła włosy z czoła i podeszła do niego.

– Joczi? – zawahała się

– Yoshi – odparł krzywiąc się z bólu.

– Z kądyś cię kojarzę.

– Chodzimy do tej samej klasy.

– Naprawdę?

– Yhy – mruknął przez zaciśnięte żeby, po czym dodał z wysiłkiem – siedzę przy regałach przy wejściu.

– Coś ci się stało? – dopiero teraz zauważyła, że dzieje się z nim coś niedobrego.

– Nie. W porządku. Poradzę sobie.

Odwrócił się, chcąc odejść, świat jednak zawirował mu przed oczami, nogi zadygotały i przez ciało przebiegł bolesny skurcz. Łapiąc oddech usiłował oprzeć się o barierkę, ta jednak uciekła mu spod rąk i zwalił się ponownie na ziemię, tym razem w błotnistą kałużę.

Dziewczyna przyskoczyła do niego. Usłyszał nawoływania, poczuł czyjeś ręce zdejmujące mu kurtkę i pełne przerażenia westchnięcie, gdy rozbierająca go dziewczyna dojrzała wielką czerwoną plamę, rozlewająca się po białej koszulce. A potem nadbiegli inni aż w końcu trener rugby. Odsunął wszystkich na bok i przez telefon wezwał pielęgniarkę. Poczuł jak ktoś go unosi i kładzie na twardej desce a następnie niesiony jest ku odległemu budynkowi szkoły. Nie będąc pewien czy to jawa czy sen, wciąż czuł zapach włosów dziewczyny. Wdychał go, upajając się nim, ona zaś wciąż szła obok, trzymając go za rękę.

Karetka przyjechała dopiero po półgodzinie. Korki na drogach sprawiły że przez ten czas, z zimnym okładem przy boku to odpływał w nieświadomość, to wracał tylko po to by zaraz powrócić do majaków. W tych krótkich chwilach widział dziewczynę, która wciąż siedzi przy nim i głaszcze go po twarzy. Gdyby wtedy mógł na pewno by się uśmiechnął. Powiedziałby że to nic, to pewnie tylko drobne draśnięcie i nie ma powodu by przy nim siedziała. Nie był jednak w stanie wydusić z siebie słowa. Na chwilę oderwał rękę od opatrunku i to był błąd. Poczuł jakby ktoś go przypiekał na ogniu i całkiem stracił świadomość.

Obudził się w szpitalu. Wielki bandaż spowijał go od pasa po piersi, tępy ból w boku przypomniał co zaszło na boisku. Ustawiony obok monitor kontrolował jego funkcje życiowe.

– No chyba nie jest ze mną aż tak źle – mruknął zaskoczony do siebie.

– Nie, ale mogło być gorzej – drgnął na głos z góry.

Lekarz w białym kitlu nachylał się nad nim, sprawdzając źrenice.

– W porządku – odrzekł, po czym siadł na stołku obok i dodał – no to się chłopie urządziłeś.

Uśmiech na twarzy lekarza sprawił, że słowa przyjął jako żart.

– Bez jaj – odrzekł – coś mnie tylko kolnęło.

– Yhm… Kolnęło. Konkretnie to wbiłeś sobie kawał tyczki pod żebra. Dziw, że nic sobie nie uszkodziłeś. Straciłeś jednak sporo krwi i teraz musisz nadrobić te straty.

– Jak długo tu zostanę?

– Myślę, że dziś możesz zapomnieć o jakichkolwiek spacerach. Jutro wieczorem, jeśli wszystko będzie w porządku, wrócisz do domu.

– A może być coś nie w porządku? – przestraszył się.

– Kto wie – lekarz wzruszył ramionami, po czym uśmiechnął się szeroko – żartuję chłopie. Jedziesz dziś do domu. Aha – jakby przypomniał sobie o czymś – jest tu pewna młoda dama, która uparła się zostać aż do twojego przebudzenia. Mam ją wpuścić?

Yoshi spojrzał po sobie. Czuł, że ma na sobie tylko bieliznę, jednak szpitalna pościel szczelnie okrywała jego ciało. Zakłopotany przytaknął. Lekarz podniósł się ze stołka, po czym skierował do wyjścia.

– Tylko bez harców – dodał, stojąc w drzwiach.

Policzki Yoshi`ego pokrył rumieniec. Czym prędzej wziął głęboki haust powietrza, chcąc ochłonąć. Bezczelna aluzja lekarza nie mogła przecież wpłynąć na jego ciało. Jeszcze tego by brakowało, by wchodząc tutaj, zobaczyła sterczącą pościel.

W przejściu ukazała się blondynka, której pomógł na boisku. Po chwili weszła. Na jej twarzy widniał smutek i współczucie.

– Jak się czujesz? – zaczęła niepewnie

– Dzięki. W porządku. Trochę szczypie, ale już nie boli.

– To dobrze. Wiesz… nie wyglądało to najlepiej.

– I tak też się wtedy czułem.

– Nie miałam czasu ci podziękować.

– Drobiazg – uśmiechnął się wstydliwie.

– Też mi drobiazg – prychnęła, po czym nachyliła się nad łóżkiem i.. pocałowała go. Prosto w usta.

Spoglądał na nią szerokimi oczami, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Mrowienie w okolicach żołądka rozlało się przyjemnym ciepłem. Motylki – jak to nazywała mama – szalały w jego wnętrzu, a jeden z nich zabłąkał się niebezpiecznie blisko krocza. Poczuł jak twardnieje mu członek. Nic na to nie mógł poradzić. Modlił się tylko, by pościel okazała się na tyle ciężka, by nie uwidoczniła jego rosnącego podniecenia. Z wyrazem zaskoczenia, zawstydzony wpatrywał się w nią, nie mogąc wydobyć słowa. Ona zaś uśmiechała się szeroko, świadoma przyjemności jaką mu sprawiła.

– Kiedy cię wypuszczą?

– Podobno jeszcze dziś – był jej wdzięczny za pytanie, bowiem odsunęło od nie lubieżne myśli.

– O! To fajnie. A mówili, kiedy wrócisz do szkoły?

– Jeszcze nie, ale z tego co wywnioskowałem to pewnie jeszcze trochę czasu minie.

– Ty farciarzu. Teraz jak mamy tyle sprawdzianów.

– Potem będę musiał to odrobić.

– Faktycznie. Bieeedaczysko – pogłaskała go po głowie jak zatroskana mama.

– Ej! Proszę mi się tu ze mnie nie naigrywać. Trochę współczucia dla cierpiącego.

– Przepraszam – odrzekła słodko, po czym przesunęła ręką po kołdrze – niczego nie potrzebujesz?

Po tych słowach nie zapanował już nad sobą. Twardy członek dźwignął pościel. Czym prędzej zmiętosił narzutę, tak by utworzyła wałek skrywający jego podniecenie.

– Nie. Dziękuję. Już mi dobrze.

Poczuł jak się rumieni, ale nie mógł nic zrobić. Jeszcze na dodatek spojrzał na nią przelotnie i ujrzał, jak materiał jej bluzki odchylił się nieco, ukazując seksowny rowek między piersiami. Jego tętno wyraźnie skoczyło, co zanotowała maszyna z boku. Głośne piknięcie sprawiło, że dziewczyna mimowolnie zerknęła na komputer. I też się zaczerwieniła, wiedząc, że jest powodem tej sytuacji. Odchrząknęła i usiadła prosto, chowając za sobą dłonie. Rozglądnęła się po pomieszczeniu jakby zbierając słowa i wreszcie, zapewne znalazłszy odpowiednią treść, rzekła;

– Mam nadzieję, że wyzdrowiejesz do przyszłej soboty.

– Czemu?

– Bo… – zawahała się – bo wtedy moi rodzice wyjeżdżają na weekend do ciotki i zostawiają mi wolną chatę. Urządzam przyjęcie i miło by mi było gdybyś przyszedł – wyrzuciła to z siebie jednym tchem.

Otworzył zaskoczony usta. Jeszcze nikt, nigdy, nigdzie go nie zapraszał. A tu nie dość, że ma iść na imprezę, to jeszcze do pięknej dziewczyny. Wolna chata. Przez głowę przemykały mu różne scenariusze, co jeden to bardziej frywolny.

– Jasne. Chętnie – odparł spokojnie, choć burza hormonów sprawiła, że niemal trząsł się na myśli o zabawie.

– No to jesteśmy umówieni – dodała już lekko, po czym, spojrzawszy na zegarek, dodała – o rany! Ale już późno! Muszę lecieć, nim rodzice zaczną się martwić.

– Spokojnie. Dzięki, że.. byłaś tu ze mną.

– To ja dziękuję – odrzekła, po czym jeszcze raz nachyliła się nad nim i ponownie pocałowała – do zobaczenia

– Pa – mruknął cicho.

Czerwone czy zielone, czerwone, czy zielone… a może niebieskie? Dobór koszulki był najistotniejszy. Czerwony z długim rękawem, sprawiał, że gdyby zrobiło się gorąco musiałby podciągnąć rękawy. Był jednak na tyle ciepły, że raczej nie wkładałby nic pod spód. Zielony z kolei był już wytarty i rysunek graffiti na nim stracił swój dawny urok. Niebieską koszulkę machinalnie odrzucił. Westchnął ciężko. I jak tu się nie spóźnić, kiedy takie problemy. Na nieszczęście za oknem zaczęło siąpić, więc zmuszony był i tak założyć kurtkę. Ortalionowy materiał może był krzykiem mody w jego rodzimym kraju czterdzieści lat temu, tu bardziej pasował do slumsów. Niestety poprzednia kurtka, po akcji na boisku, nadawała się do wyrzucenia.

Godzinę później maszerował dziarskim krokiem w kierunku domu dziewczyny. Delikatna mżawka osiadała na kurtce, sprawiając, że ta stawała się coraz cięższa. Na kilkadziesiąt metrów przed celem deszcz przybrał na sile, tak że ostatnie metry pokonał biegiem już w ulewnym deszczu. Biało niebieskie trampki przesiąkły a kolory zlały się w jeden. Czuł zimno w stopach, cały się trząsł i już nawet myślał, by zrezygnować z imprezy, gdy wtem otworzyły się drzwi i stanęła w nich jedna z cheerleaderek. Zmierzyła go lodowatym spojrzeniem a następnie, jakby przypomniawszy sobie sytuację sprzed dwóch tygodni, uśmiechnęła szeroko.

– Ależ ty wyglądasz! Wchodź czym prędzej, zanim cały przemokniesz.

– Trochę późno – odrzekł – i tak już mam wszędzie mokro.

– Wszędzie? – zapytała, unosząc do góry brew.

Zaczerwienił się. Prześlizgnął obok niej, dbając by nie dotknąć jej mokrym ubraniem. Po chwili stał w holu. Kapiąca woda utworzyła mała kałużę wokół niego. Dziewczyna za nim zamknęła drzwi i pomogła mu zdjąć kurtkę.

– Chyba będziesz musiał się przebrać – rzekła, wskazując na jego ubranie.

– Nie bardzo mam w co – odrzekł lekko poirytowany.

– Spokojnie. Zaraz ci coś znajdziemy – zaśmiała się, po czym odwróciwszy w kierunku schodów, zawołała – Jenny!

Z piętra zbiegła niska nastolatka a za nią… ona. Przełknął ślinę. Wyglądała cudownie. W krótkiej, dżinsowej spódniczce i czarnej koszulce, zapiętej tylko na jeden guzik, zeskakiwała po dwa stopnie, aż w końcu stanęła przed nim. Przeciągnęła się przy tym rozkosznie co sprawiło, że serce mu mocniej zabiło. Jakby nagle przestał odczuwać, że jest mu mokro i zimno. Uniosła dłonie do twarzy, po czym zachichotała, zasłaniając usta.

– Wyglądasz jak mokry psiak – rzekła ze śmiechem

– I tak się czuję – odpowiedział zmartwiony.

Nic nie działo się tak, jak sobie zaplanował. Dziewczęta z boku również się śmiały. Z pokoju obok wyszedł młody chłopak z krótko przystrzyżona fryzurą. Zobaczywszy Yoshi`ego ryknął śmiechem, po czym zawołał do pokoju.

– Chodźcie no zobaczyć, kto przyszedł!

Drzwi otworzył się z hukiem i do holu wpadli pozostali uczestnicy imprezy. Niektórzy już lekko się zataczali, z błędnym wzrokiem spoglądali na nieszczęście, stojące przy drzwiach wejściowych.

– O rany! – Wrzasnął jeden z nich – Co to kurwa jest?! Wpadłeś do rynsztoka?

Towarzystwo zarechotało. Jeden z nich wziął do ręki kurtkę Koreańczyka.

– Ja pierdolę! Szczyt mody! To chyba Paco Raban! – podszedł do Yoshi`ego i klepnął go mocno w plecy – Stary! Zajebisty design! A te trampeczki! No ja pierdolę! Wypas jak chuj!

Otoczyli go zewsząd. Dotykali, szarpali za ubranie i śmiali się. Nawet Jenny, ta którą wziął za inną, też śmiała się z niego. Poczuł się jak pierwszego dnia w szkole. Wyrzutek, nie chciany i nie lubiany przez wszystkich.

Wyrwał kurtkę z rąk chłopaka, szarpnął za klamkę drzwi i wypadł na zewnątrz. Goniony śmiechem nastolatków, uciekał jak najdalej od nich. Słyszał jeszcze krzyk dziewczyny, zacisnął jednak ręce na uszach i biegł ile sił mu starczyło. Nie patrzył, dokąd zmierza. Gdziekolwiek. Ledwo widział kształty przed sobą, deszcz zasłaniał niemal wszystko tworząc abstrakcyjny, migotliwy pejzaż, domów, ogrodów, lasu aż wreszcie krzaków porastających nadbrzeże. Dotarł do oceanu i już miał się rzucić w jego otchłanie gdy kątem oka dostrzegł jaśniejąca poświatę obok skał. Zatrzymał się w półkroku. Zimne wody obmywały jego przemoknięte spodnie. Deszcz szybko ustawał, tak że po chwili tylko pojedyncze krople spadały mu na kark. Wreszcie i one znikły. Chmury na nocnym niebie odpłynęły a przyćmiona dotąd księżycowa łuna oświetliła kamienistą plażę. Jego blask sięgał daleko aż do odległych zabudowań portowych miasteczka. Tylko skryty wśród skał złocisty piach jaśniał własną iluminacją.

Podszedł do niego, kucnął i zagarną dłonią niewielki kopczyk. Przez chwilę wpatrywał się jak skrzy, po czym od niechcenia ułożył z niego niewielkiego kraba. W jednej chwil piasek zgasł. Ciemność otoczyła chłopca tylko po to, by za chwilę zostać oświetloną światłem księżyca. Usiadł na piasku i schował głowę w ramionach. Cicho przełykał gorzkie łzy jakie napłynęły mu do oczu. Gdy wtem usłyszał szmer.

Podniósł głowę z niedowierzaniem dostrzegł niewielki kształt u stóp. Ogarnięty strachem zerwał się i z mieszaniną przerażenia i fascynacji spojrzał na maleńkiego kraba u swoich stóp. Był dokładnie taki sam, jakiego przed chwilą ułożył z piasku. Ba! Nawet skorupa była popękana w miejscu gdzie niedopracował swojego modelu. W miejscu zaś gdzie wcześniej rzeźbił zwierzątko widniało niewielkie wgłębienie. Krab spojrzał na niego swymi paciorkowatymi oczkami po czym czmychnął do oceanu. Yoshi przez chwilę patrzył za nim, po czym na powrót odwrócił się w stronę piasku. Ten znów jaśniał swym nieziemskim światłem, zaś promienie księżyca, jakby specjalnie go omijały.

W głowie Yoshiego narodził się plan. W jednej chwili dopadł piasku i zaczął zgarniać jego sterty. Szybko wyznaczył ogólny kształt. Następnie skupił się na szczegółach. Perfekcyjnie, najlepiej jak umiał, przypominając sobie zawartość świerszczyków, jakie znalazł po łóżkiem ojca, uformował twarz i piersi dziewczyny a następnie jej wzgórek łonowy. Bazując jedynie na wspomnieniu obrazków, ukształtował jej lekko rozchylone wargi sromowe i zapraszającą szczelinkę między nimi. Intymnym szczegółom poświęcił tak dużo czasu, że bał się, że nie skończy przed nastaniem dnia. Szybko więc zaznaczył burzę włosów postaci, rozłożoną wokół jej głowy, po krótkim namyśle przedłużył aż do pasa. Jedną nogę zgiął nieco w kolanie, na tyle, na ile pozwalał mu piasek, drugą odsunął nieco na bok, tak by odsłonić jej krocze. Jeszcze tylko chwilę bawił się palcami modelując długie, jak u pianistki. Na jednym z nich umieścił nawet niewielki sygnet z jego emblematem, smoka oplecionego wokół okręgu. Wreszcie podniósł się z piachu i otrzepał spodnie. Plecy bolały go od ciągłego pochylania, jednak nie zważał na to, z dumą spoglądając na swoje dzieło. Była piękna. Miała w sobie sporo z Jenny – na myśl o niej poczuł ukłucie w sercu – ale też i sporo cech azjatyckich, takich jak skośne oczy, niewielki nosek i drobne ciało. Starał się jak mógł, by piersi wyszły proporcjonalnie, jednak okazały się nieco za duże. Czym prędzej ukląkł i poprawił ten fragment. Teraz już prezentowała się doskonale. Odszedł nieco od niej, czekając aż powtórzy się sytuacja z krabem. Grunt jednak błyszczał nadal a piaskowa dziewczyna pozostała niewzruszona. Księżyc też jakby nieco przybladł.

Może tak duży kształt wymaga więcej czasu? – pomyślał, po czym udał się w pobliskie krzaki, by dać upust swojemu pełnemu pęcherzowi. Wrócił, niemal biegnąc, po pięciu minutach, zatrwożony, że w międzyczasie dziewczyna mogła zniknąć. Niestety tkwiła tam nadal, a piasek wciąć jaśniał. Zniechęcony położył się na nadbrzeżu i przymknął oczy. Dupa – pomyślał – znowu nic mi się nie udaje.

Mając zamknięte powieki, nie dostrzegł, jak światło księżyca zajaśniało a złocisty piasek przybladł a następnie zupełnie zgasł. Ciemność spowiła skalny załom i rozlała się plamą szeroko poza niego. Sięgnęła nawet butów chłopaka, przez chwilę jakby macała go, po czym objęła całego, niczym mrocznym całunem. A chwilę potem z wysokiego nieboskłonu wystrzelił blady promień i pomknął w dół, rozświetlając najpierw plażę, a potem dalej, zdejmując ciemną narzutę z chłopaka, aż wreszcie dotarł do skał i rozświetlił je z całą swą księżycową mocą. A gdy dotarł do postaci ta poruszyła się nieznacznie. Zamrugały piaszczyste powieki, zadrgały piaszczyste dłonie, rozprostowała się piaszczysta noga. Szmer narastał, aż w końcu stał się tak głośny, jak toczące się po zboczu kamienie.

Yoshi drgnął, otworzył oczy i spojrzał na postać. Nieco zalękniony wstał i zbliżył się do niej. Przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się do niego. Szczęśliwy ukląkł obok niej i pocałował piaskowe usta. Między ich wargami przesypywały się ziarenka piasku jednak wyczuł pod nimi prawdziwą sprężystość ust. Oderwał się od niej i przesunął dłonią po ciele dziewczyny. Piasek zsypywał się na boki, odsłaniając jej kibić. Zacisnął delikatnie dłonie na jej piersi. Dziewczyny westchnęła i wysunęła języczek. Z lekko otwartymi ustami poddała się pieszczotom chłopaka a ten, z coraz większą odwagą, głaskał ją niżej i niżej, zataczając kręgi wokół jej pęka, aż w końcu dotarł między uda dziewczyny. Przez jakiś czas błądził po nich, lecz nie mogąc dłużej opanować swego podniecenia, sięgnął ku jej szparce. I dotknął jej tam. Wpatrzony w twarz dziewczyny, oczekiwał jakiejkolwiek reakcji. Będąc prawiczkiem, nie wiedział czego oczekiwać. Otworzyła szeroko oczy i spojrzała na niego. W tym wzroku jednak nie było przerażenia, obrzydzenia czy złości. Było pełne napięcia oczekiwanie na dalszy ciąg. I Yoshi nie pozostał bierny.

Jego palce śmigały po płatkach jej róży, drażnił łechtaczkę aż wreszcie delikatnie, jakby bojąc się, że nadal jest z piasku i rozsypie się pod jego dotknięciem, wsunął palec w jej wnętrze. Dziewczyna jęknęła przeciągle. Uniosła dłoń i dotknęła go przez spodnie. Członek w pełnym wzwodzie usiłował już przebić się przez materiał. Na chwilę przerwał pieszczoty i pozbył się ubrania. Położył się na niej a ona rozchyliła szerzej nogi, lubieżnie zapraszając go do swego wnętrza. Wbił się w nią i poczuł jak pod naporem jego penisa pęka coś w jej środku. Przestraszył się i spojrzał na nią. Ona jednak mimo nikłego grymasu na twarzy uśmiechnęła się i szepnęła

– Jeszcze. Nie przerywaj.

I dał jej jeszcze. I nie przerywał. Posuwał ją wpierw delikatnie, a potem uniósł się do klęczek, przysunął do siebie i przyspieszył, dźgając ją w zatraceniu. Przymknął oczy, zasłuchany w odgłosy stosunku, nie dostrzegł jak piasek wokół zaczął błyszczeć swym nieziemskim światłem.

W pewnym momencie uniosła się z gruntu i popchnęła go. Przewrócił się na plecy a ona dosiadła go i zaczęła ujeżdżać. Zafascynowany spoglądał na unoszące się rytmicznie piersi. Hipnotyzujący ruch sprawił, że oddał się jej zupełnie. Unosiła się w górę i w dół, opadając na niego z wdziękiem a fale szumiały, wtórując im swoim pluskiem. Leżał rokoszując się stosunkiem, nie dostrzegał jak powoli zapada się w otaczający go piasek. Mikroskopijna strużka ziarenek w pewnym momencie rozpoczęła wędrówkę w górę, by po chwili owinąć szczelnym wianuszkiem jego prawą łydkę. Po chwili następna ruszyła i kolejna i jeszcze jedna, aż w pewnym momencie cały dół jego ciała spoczywał pod piaskiem. Przez moment poczuł dziwne mrowienie, zwalił to jednak na karb rosnącego podniecenia. Jej ruchy stały się szybsze i mniej skoordynowane a Yoshi poczuł nadpływające uniesienie. Usiłował wygiąć się w łuk jednak ciało mocno przylegało do podłoża. Mocując się z niewidocznym uściskiem uświadomił sobie, że zaraz wybuchnie. Ona najwyraźniej również była blisko, gdyż w pewnym momencie stęknęła, na chwilę zwolniła i znowu przyspieszyła, aż z jej gardła wydobył się głęboki jęk, a mięśnie jej pochwy zacisnęły się na członku chłopaka. Krzyknął i eksplodował a świat wokół zawirował. Chciał złapać ją za pośladki i trzymać na sobie póki ostatnia kropla jego nasienia nie wypełni jej wnętrza lecz ręce leżały jak przymurowane.

Szarpnął się na boki. Dziewczyna wciąż siedziała na nim, lecz uśmiech jaki pojawił się na jej twarzy daleki był od romantyzmu. Błądził na nim złowrogi grymas, gdy teraz już silnie przytrzymywała jego ciało na piasku. Wijąc się jak piskorz, usiłował wydobyć się spod ciała dziewczyny, jednak jeszcze bardziej zagłębiał się w gruncie. Z przerażeniem dostrzegł piasek, który jakimś dziwnym trafem znalazł się na jego brzuchu i pełzł niczym pustynny wąż w kierunku gardła. Otworzył usta, chcąc krzyknąć lecz z jego ust dobył się jedynie stłumiony charkot. Wypluł zebraną w ustach breję. Ujrzał jak grudka mokrego piasku ląduje na piersiach dziewczyny. Wtedy z niego wstała. Spoglądała jak złocisty piasek pochłania swoją ofiarę, zasypując chłopaka coraz większymi połaciami piachu. Minęło kilka chwil, gdy leżał cały pod nią zagrzebany. Piasek tak dokładnie przywarł do ciała Yoshi`ego, że wydawało się, że on sam teraz jest postacią z piasku ulepioną. Piasek zabłysnął jeszcze mocniej, gdy wdarł się do nozdrzy i uszu chłopaka, sterczące włosy łamały się i osypywały w dół. Kilka chwil później, gdy księżyc chował się za chmurą a na wschodzie pojawił pierwszy blady blask słońca, piaskowy chłopiec rozsypał się doszczętnie. Wraz z pojawieniem się skrawka życiodajnej gwiazdy znikł ostatni fragment chłopaka. Tylko piaskowe usta rozwarte w niemym krzyku, usiłowały złapać choćby haust powietrza aż i one znikły. Piasek rozsunął się, tworząc gładką płaszczyznę. Wstał dzień.

Dziewczyna jakiś czas spoglądała wokół. Zerknęła na sygnet na palcu, zastanawiając się skąd się tam wziął. Wreszcie jakby ocknęła się z letargu, zebrała porzucone rzeczy, spojrzała na plastikowy, jarmarczny zegarek i odczytawszy godzinę, skrzywiła z niesmakiem.

– Późno już – mruknęła do siebie – pora wracać do domu.

Tego dnia pan Tagawa ze zdumieniem patrzył, jak jego córka wyrzuca do śmietnika całe sterty kolorowych figurek.

– Coś się stało Yoshi? – spytał.

– Nie tato. W porządku. Wszystko w porządku.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Zdążyłem… 🙂

Przy okazji Mariolki padło pytanie o historie powstawania e-fraszek.

Cóż. Nigdy nie byłem w Monterey. Ba, moja noga zapewne nigdy nie postanie na kontynencie amerykańskim (panicznie boję się latać). Ale swego czasu na Krecie znalazłem ustronną plażę ze złotym piaskiem i przeglądając niedawno zdjęcia z tamtej wycieczki, ni stąd, ni zowąd, w mej głowie pojawił się Yoshi.

A poza tym… jakiż inny temat byłby lepszy dla wstydliwego, zamkniętego w sobie nastolatka jakim onegdaj byłem?…;)

Dobre to. Intrygujące.
Zdradź Gregu, jaka historia kryje się za tą e-fraszką? Co Cię zainspirowało?

Obrazek pasuje jak ulał 🙂

Wow.

Szczerze powiedziawszy, przeczytałem ten tekst wczoraj i do dziś zastanawiam się, do jakiej kategorii się zalicza. Z jednej strony to horror w klimacie fantastycznym. Z drugiej jakby przypowieść (choć pozbawiona morału), a może alegoria. Wątek zmienności/nieokreśloności płci jest dość mocno ugruntowany we wschodniej kulturze i pasuje tutaj jak ulał. Podobnie jak i wątek "potwora z morza". Autorowi należą się brawa za niesamowity nastrój i pieczołowite opisy. A także za dobrze oddane poczucie wyobcowania głównego bohatera.

Co mi nie do końca pasowało: wprowadzenie , nie wiedzieć czemu, staropolskiej stylizacji (słowo "kibić" czy też sformułowanie "Z kądyś", moim zdaniem nieprawidłowe nawet gdyby przyjąć ową stylizację) do bardzo współczesnego opowiadania. No i nazwisko bohatera – Tagawa. Ono nie jest koreańskie, a japońskie! Przykładem niech będzie aktor japońsko-amerykański Cary-Hiroyuki Tagawa oraz miejscowość Tagawa położona na wyspie Kiusiu. Rozumiem, że Yoshi mógł się wywodzić z mniejszości japońskiej w Korei Południowej (jakaś na pewno została po kilkudziesięciu latach okupacji półwyspu) ale warto by to zaznaczyć.

Pozdrawiam
M.A.

Megas mi ukradł komentarz. Za wyjątkiem "kibici" i tym podobnych zarzutów, bo to czepialstwo 🙂

NB. Bardzo lubię słowo kibić – jest dobrze osadzone we współczesności, choć znane być może już w staropolszczyźnie (zakładam, że taka solidna firma jaką jest MA to wie albo sprawdził).

fajne, podobało mi się 😉

Bardzo ciekawy pomysł, lekko psychodeliczny. Może nie określił bym go mianem horroru, co najwyżej dreszczowiec ;). Zamiana całego planu łącznie z modyfikacją czasoprzestrzeni. A może Yoshi od początku był dziewczyną ? Chociaż, gdyby tak było to pewnie w szpitalu by to zauważyli. Można by było bardziej wykorzystać motyw figurek (choć może w innym opowiadaniu). Myślę że bez wątpienia zdolności bohatera miały jakiś wpływ na całe wydarzenie. Figurki tak doskonałe że aż otrzymujące życie. Można by też teoretyzować na temat tzw. trzeciej płci, możliwym wpływie tego mistyczno-filozoficznego zagadnienia na fabułę ale chyba nie o to Ci chodziło.

Tekst napisany lekko, łatwo się go czyta i bez zgrzytów, wszystko jest koherentne. Jak zwykle ocenę interpunkcji czy ortografii pozostawiam innym, sam nie będąc w tym wystarczająco biegły. Ode mnie 5 gwiazdek.

Pozdrawiam,
Mick

Napisz komentarz