Przygody Roberta cz. 9 (Coyotman)  4.03/5 (10)

35 min. czytania

Kiedy wychodziłem spod prysznica, czułem się jakbym połknął kowadło. Perspektywa bacznej obserwacji przez nauczycieli do końca wyjazdu nie dawała mi spokoju, niweczyła wszystkie moje plany. Właściwie ciężko było mieć jakiekolwiek oczekiwania, nie wiedziałem przecież jeszcze, jak to wszystko będzie wyglądać w praktyce. Może jak będę się dobrze sprawował przez kolejne dni, to na koniec dostanę trochę luzu?

Idąc w kierunku wielkiego, zielonego namiotu, w którym miałem spędzić dzisiejszą noc, czułem na sobie spojrzenia innych obozowiczów. Moje zniknięcie musiało narobić sporego zamieszania. Słyszałem szepty, widziałem dziwne uśmieszki… Jednym słowem byłem na celowniku wszystkich. Cokolwiek bym teraz nie zrobił, to i tak będę na cenzurowanym. Na wycieczce, na której chciałem pozostać anonimowy, stałem się chyba najpopularniejszym jej uczestnikiem.

To niesłychane, jak życie potrafi być zmienne. Gdy o tym myślałem, natychmiast przed oczami stawał mi wykres sinusoidy.

Najpierw czułem się źle, że w ogóle musiałem tu przyjechać, potem pojawiła się Maja i wszystko przewróciło się do góry nogami, następnie poznałem kolejne dziewczyny, a one  sprawiły, że zupełnie zapomniałem o swoich dawnych przyzwyczajeniach. Moje życie osiągnęło maksymalny poziom zadowolenia. Lecz, jak to w przypadku sinusoidy bywa, po szczycie musi przyjść dół.

Po drodze zaczepili mnie Łukasz z Marcinem, dodając mi otuchy. Chłopaki przekazali mi, że było niezłe zamieszanie z powodu mojego zniknięcia. Twierdzili, że Zawadzka była tak wściekła jak nigdy. Podobno mówiła, że jak mnie znajdzie, to od razu wyśle do domu. Koniec z jakimikolwiek przywilejami za wcześniejsze szkolne zasługi. Wszystko to brzmiało nie najlepiej. Starając się na szybko przemyśleć całość, wpadłem na pewien pomysł. Postanowiłem podzielić się nim z chłopakami. Byli chyba jedynymi na tym obozie, którzy byli w stanie mi pomóc. Powiedziałem im, że będziemy w kontakcie i dam znać, kiedy mogą mi pomóc wdrożyć plan. Oczywiście uprzedziłem ich, że nikt inny nie może się o tym dowiedzieć.

Namiot wychowawców był, w porównaniu do naszych, bardzo dużą konstrukcją o wyglądzie miniaturowego domku (trochę jak duży namiot wojskowy). Składał się z dwóch części, każda wielkości sporego pokoju. Część wejściowa nie miała przedniej „ściany”, przez co nazywana była częścią odkrytą. Tam zawsze siedział dyżurujący wychowawca. Miał swój stolik, krzesła i wszystkie rzeczy które były potrzebne na dyżurze (typu listy obecności, papiery do wypełniania raportów itp.). Można było wejść stamtąd do drugiego pomieszczenia, gdzie z pewnością przyjdzie mi dziś spać.

Przy wejściu do namiotu czekało już na mnie czworo naszych opiekunów. Po jednym z każdego miasta, z których tu przyjechaliśmy (w tym oczywiście moja wychowawczyni). Spodziewałem się długiej przemowy.

– Robercie – odezwała się Zawadzka – rozmawialiśmy przed chwilą w naszym gronie i ustaliliśmy, że twój wybryk nie może ujść ci płazem. Mimo, że zawsze byłeś jednym z moich najlepszych uczniów, musisz ponieść konsekwencje. Nie może być tak, że oddalasz się z obozowiska bez zgody wychowawcy, nie może być tak, że nie dajesz znaku życia przez kilka godzin. Pamiętaj, że my jesteśmy za ciebie odpowiedzialni, co jednak nie zwalnia cię z obowiązku bycia odpowiedzialnym za samego siebie. Musisz dostosować się do reguł, jakie tu panują, a nie robić, co ci się podoba. Nie bylibyśmy w stanie upilnować was wszystkich, gdyby każdy sobie robił, co chciał. Rozumiesz?

– Tak, proszę pani – odpowiedziałem.

Cóż za piękna przemowa. Nie wierzyłem własnym uszom. Szkoda, że takim miłym i wyważonym tonem nie mówiła do mnie wcześniej.

– Dobrze. Tak jak ci mówiłam wcześniej, dzisiejszą noc spędzisz tu. Będziesz miał okazję przemyśleć swoje zachowanie. Dzisiejszy dyżur będzie pełnić pan Głowacki. Bądź łaskaw zachowywać się, jak na porządnego młodzieńca przystało. Jutro sobie porozmawiamy o twoich niecnych występkach. Dziś jestem zmęczona i nie mam siły na takie rozmowy.

„Taa, akurat. Przyznaj się lepiej, że idziesz się pindrzyć przed spotkaniem z Warszawiakiem”  – pomyślałem.

Po kilkunastu minutach wszyscy wychowawcy rozeszli się by sprawdzić, co porabiają ich owieczki. Zostałem tylko z Głowackim. Był krótko ostrzyżonym wuefistą z delikatnie zarysowanym mięśniem piwnym. Powoli zbliżał się do czterdziestki. Z tego, co słyszałem słynął z twardej ręki. Wiedziałem więc, że będzie mnie troskliwie pilnował.

– No, to zostaliśmy sami – odezwał się pierwszy.

– Na to wygląda – odpowiedziałem.

Tak się chyba rozpoczyna rozmowę, gdy nie ma kompletnie o czym gadać.

– I co? Warto było szaleć? Wygląda na to, że nie będziesz miał łatwego życia do końca obozu.

– Ja bym raczej to wszystko nazwał niefortunnym zbiegiem okoliczności, a nie szaleństwami.

– Czyli uważasz, że jesteś bez winy?

Nie mogłem liczyć tylko na chłopaków, musiałem mieć w zanadrzu plan B. Postanowiłem więc utwierdzić Głowackiego w przekonaniu, że mój wyskok nie był tak straszny, jak się wszystkim nauczycielom wydaje.

– Oczywiście, że jakaś tam moja wina jest. Gdybym pilnował czasu i wrócił o odpowiedniej porze, nikt by się nawet nie zorientował, że mnie nie było.

– A alkohol? Na tym polu nie masz sobie nic do zarzucenia?

– A widzi pan, żebym był pijany? Wróciłem niecałą godzinę temu, sądzi pan, że zdążyłbym przez ten czas wytrzeźwieć?

Głowacki na chwilę zaniemówił.

– Pani Zawadzka jednak coś od ciebie wyczuła.

– Pani Zawadzka jest przewrażliwiona. Ale wie pan, z nią nie będę się kłócił, bo to nie jest kobieta, z którą można negocjować. Nie pozostaje mi teraz nic innego, jak tylko się podporządkować.

– Myślę, że to będzie najlepsze wyjście.

Na tym skończyliśmy rozmowę na temat mojego wyskoku. Najważniejsze, że zasiałem w nim ziarenko niepewności. Kiedy wychowawcy będą decydować o moim losie, może to właśnie Głowacki przyczyni się do złagodzenia mojej kary.

Zanim poszedłem spać, rozmawialiśmy jeszcze ponad godzinę na różne tematy. Głównie o muzyce i sporcie. Okazało się, że facet ma całkiem niezły, pokrywający się z moim, muzyczny gust. Jeśli jednak chodziło o kibicowanie ulubionym drużynom, tu już mieliśmy pewne rozbieżności. No, ale w końcu pochodziliśmy z różnych regionów.

Miałem wrażenie, że mnie polubił, a to dobrze rokowało.

W końcu jednak przyszedł czas, że musiałem przejść do drugiej części namiotu i położyć się spać.

W środku czekało na mnie łóżko polowe i dwa koce. Na szczęście wziąłem swój śpiwór, więc koce mogły mi posłużyć jako poduszka. Były nawet całkiem miękkie.

Niestety ciężko było mi zasnąć, gdyż mój „anioł stróż” czuwał. Wciąż zaglądał do namiotu, szeleścił odsuwanym materiałem. Strasznie mnie to irytowało, przez co okropnie się męczyłem. Zastanawiałem się po kiego grzyba tak mnie kontrolował? Chyba nie sądził, że wyciągnę zaraz piersióweczkę lub zapalę jointa?

W końcu jednak, po mniej więcej dwóch godzinach, udało mi się zasnąć.

Przyśniła mi się Ewa. Stała przede mną w tej swojej kolorowej sukience i przywoływała do siebie. Wyglądała tak cudownie… chciałem do niej podejść i zedrzeć z niej ubranie, ale im szybciej starałem się biec w jej kierunku, tym bardziej się oddalała.

W środku nocy obudziło mnie jakieś wielkie zamieszanie, słychać było wycie syreny. Kiedy wyjrzałem na zewnątrz, okazało się, że w namiocie byli niemal wszyscy wychowawcy żywo o czymś rozmawiający. Wyglądali na bardzo zdenerwowanych. Byłem jeszcze niedobudzony, zdezorientowany i nie wszystko do mnie dochodziło, ale na dźwięk słowa „szpital” poczułem, jakby nagle ktoś oblał mnie kubłem zimnej wody.

– Przepraszam – powiedziałem.

Nikt jednak nie zareagował. Trzeba było głośniej.

– Przepraszam, co się stało?

Zauważył mnie Warszawiak.

– Jeden z twoich kolegów wylądował w szpitalu.

– Który? Co się stało?

– Nazywa się Czaplicki. Podejrzenie przedawkowania narkotyków.

No tak. Po Sewerynie Czaplickim można było spodziewać się wszystkiego. Zawsze lubił używki, wciąż szukał nowych doznań. Wygląda na to, że teraz na obozie, kiedy nie był pod baczną obserwacją rodziców, postanowił zaszaleć bardziej niż zwykle.

Po chwili od Mai dowiedziałem się, że któryś z jego kumpli przybiegł jakieś pół godziny temu po Głowackiego. Niezbędna była reanimacja, która na szczęście zakończyła się powodzeniem. Wezwano pogotowie.

Właśnie było słychać odjeżdżającą karetkę i oddalający się dźwięk syreny.

Głowacki zabrał się z chłopakiem w karetce. Pojechała tam również nasza wychowawczyni. Zdaje się, że przez głupotę mojego znajomego rozmowa z Zawadzką dziś mnie ominie. Choć było to raczej marne pocieszenie.

Po chwili kazano mi wrócić na swoje miejsce i spróbować się przespać. Również ci, którzy się przebudzili na dźwięk hałasów, czyli chyba wszyscy, także zostali pogonieni do siebie.

To była straszna noc, znów ciężko mi było zasnąć. Wychowawcy cały czas byli obok i żywo dyskutowali o zaistniałej sytuacji. Czuć było wielkie zdenerwowanie. Wszystko ucichło dopiero po ponad godzinie. W głowie kotłowały mi się myśli, że to może wszystko moja wina. Wszyscy wiedzieli, że Głowacki będzie zajęty pilnowaniem mojej osoby, więc mniej będzie zwracał uwagę na to, co się dzieje naokoło. Niby zdawałem sobie sprawę, że to przypadek i nie powinienem mieć do siebie pretensji, to jednak wyrzuty sumienia same atakowały mój umysł.

Dopiero świtem udało mi się zasnąć. Nie nazwałbym tego jednak spokojnym snem. Wciąż się wierciłem, miałem wrażenie, że co chwilę się budzę, jakby ktoś stał nade mną i szeptał coś do ucha. Był to raczej półsen.

Kiedy zarządzono poranną pobudkę czułem się nie najlepiej. Byłem bardziej zmęczony, niż wtedy, gdy kładłem się spać. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek wcześniej przytrafiła mi się równie nieprzyjemna nocka.

Wyszedłem z namiotu, ludzie już powoli schodzili się na zbiórkę.

Podczas apelu wszyscy byli cichutko jak myszki. Słychać było tylko odczytywane nazwiska i „jestem”, jako potwierdzenie obecności przez ucznia. Wychowawcy nie wracali do nocnych wydarzeń, prosili nas jedynie o rozsądek i o zbytnie nieoddalanie się.

Przed śniadaniem postanowiłem podejść do Warszawiaka i zapytać go, co ze mną będzie dalej.

– Przepraszam pana.

– Słucham.

– Pani Zawadzka wspomniała, że dziś porozmawia ze mną na temat wczorajszego incydentu i postanowi, co ze mną dalej. Skoro jej jednak nie ma, to za bardzo nie wiem, co teraz.

– Pani Zawadzka spędzi dzisiejszy dzień w szpitalu. Musi zostać z Sewerynem przynajmniej do przyjazdu rodziców chłopaka. A i potem nie sądzę, żeby wróciła. Zjawi się zapewne dopiero na noc.

– W takim razie, co ze mną?

– Nie wiem. Porozmawiam z drugim wychowawcą z waszej grupy, panem Misiakiem i z panem Głowackim, który pilnował cię dziś w nocy. Wspólnie coś uradzimy. Na pewno nie będziemy tym zawracać głowy pani Zawadzkiej. Tymczasem po prostu bądź na terenie obozu i zachowuj się jak trzeba.

– Pan Głowacki już wrócił ze szpitala?

– Zapewne wróci wkrótce. Właśnie złożył zeznania na policji i powinien niedługo przyjechać.

Na śniadaniu udało mi się usiąść z dala od nauczycieli, na szczęście mnie do siebie nie przyspawali. Miałem więc trochę luzu. Nie musiałem długo czekać, a odnalazły mnie Paulina i Aśka, tym razem przysiadły się z koleżanką.

– To jest Gosia – przedstawiła nieznajomą Aśka.

Była szczupłą, niewysoką blondynką. Pierwsze, co się rzucało w oczy to piegi wokół nosa. Absolutnie jednak nie można było tego uznać za wadę. Wyglądała przeuroczo. Sprawiała jednak wrażenie dość nieśmiałej.

Już na samym początku ustaliliśmy, że nie będziemy rozmawiać na temat Czapli. Chyba wszyscy mieli już powoli dosyć tego zamieszania. Byliśmy zgodni, że cała sytuacja może odbić się negatywnie na dalszej części obozu. Zresztą, jak się szybko okazało, dziewczyny przyszykowały dla mnie znacznie ciekawszy temat.

– Jest sprawa – oznajmiła Paulina.

– Zamieniam się słuch.

Nie wiem czemu, ale od razu przez głowę przeleciały mi grzeszne myśli. Miałem wrażenie, że ma to związek z nową znajomą. Szybko jednak otrzeźwiałem, przypominając sobie o bacznej obserwacji przez wychowawców.

Mój delikatny uśmieszek chyba jednak zdradził, co mi się kotłuje w mózgu.

– Za dużo sobie nie wyobrażaj – szybko zgasiła mnie Paula zauważając moją minę.

– Sytuacja wygląda tak, że musimy liczyć na twoją pełną dyskrecję. Możemy ci zaufać?

– Oczywiście. Nie musisz nawet pytać.

– Chcemy pomóc Gosi spiknąć się z jedną z osób z naszej grupy. Wymyśliłyśmy, że aby przełamać pierwsze lody zagramy w butelkę.

– W butelkę? Czyli jedna osoba kręci butelką i na kogo wypadnie…

– Tak, mają się pocałować – dokończyła za mnie Asia.

Brzmiało to wyjątkowo dziecinnie, ale postanowiłem wysłuchać, co mają dalej do powiedzenia.

– I jaka moja w tym rola?

– No, raz, że chcemy żebyś pokręcił z nami, a dwa, że potrzebujemy jeszcze kogoś do zabawy. Pięć osób to za mało. A nie możemy wziąć nikogo z naszych grup.

– Dlaczego? – zadałem chyba dość trudne pytanie, bo zapadła cisza.

– Bo tu chodzi o dziewczynę… – odezwała się w końcu Gosia.

Zdębiałem.

– W naszej grupie jest taka jedna, Marita – zaczęła tłumaczyć Paulina – i Gosia myśli, że ona woli dziewczyny. Chcemy wybadać sprawę. Sam rozumiesz. Osoby z naszych klas nie mogą być podczas tej zabawy, bo zaraz by się wszystko wydało. A Gosia nie chce się ujawniać.

– Ok. rozumiem. Czyli na razie są cztery dziewczyny i ja. Rozumiem, że lepiej jak będzie bardziej mieszane towarzystwo, czyli dobrze jakbym znalazł chłopaków?

– No tak.

Na pewno będą zachwyceni, ktokolwiek by to nie był.

– Tamta dziewczyna się zgodzi?

– Ona spędza ze mną dużo czasu – odezwała się Gosia – ale wiesz, potrzebny jest impuls, pretekst. Niewinna zabawa na pewno pomoże przełamać lody. Ja nie chcę jej przestraszyć jakimś pośpiesznym ruchem.

– A co będzie jak ja zakręcę butelką i wypadnie na ciebie lub na tą twoją pannę? Też mam was całować?

– Oczywiście. Takie są przecież zasady. Nie umrę, jak raz na jakiś czas pocałuję chłopaka.

I w tym momencie mnie to uderzyło.

– Zaraz, zaraz! A co, jak ja wylosuję faceta? Nie ma mowy, żebym się z którymkolwiek całował!!!

– Ja nie mam oporów, żeby pocałować dziewczynę a przecież jestem hetero – natychmiast odezwała się Aśka.

– Wy dziewczyny to się całujecie nawet na dzień dobry i na do widzenia. Dla was to prawie normalne.

– Nie dramatyzuj. To tylko zabawa. Nikt się nie dowie.

– Ja się dowiem! Poza tym sądzisz, że którykolwiek z chłopaków będzie chciał się całować z innym?

– No dobra, może wymyślimy jakieś zadanie albo coś innego, jak ktoś się uprze – oznajmiła Paulina.

– A gdzie chcecie wszystko zorganizować? Gdzie chcecie zmieścić więcej niż pięć osób?

– Gosia ma dość duży namiot. Jakoś się pomieścimy.

– A kiedy?

– No, tak myślałyśmy, żeby dziś po południu.

– Ok. Jest jednak jeszcze jeden problem.

– Jaki znowu?

– No, mam szlaban za wczorajszą nieobecność. Nie wiem, czy uda mi się być z wami.

– Słyszałam, że przez dzisiejsze zamieszanie zostajemy w namiotach, chętni mogą ewentualnie obejrzeć film w sali konferencyjnej. Sądzę więc, że nikt nie będzie cię specjalnie pilnował. Powiesz, że idziesz do innego namiotu i chyba nie będą za tobą łazić.

– Nie byłbym taki pewien. Zobaczę, co da się zrobić. Ilu chłopaków mam zorganizować?

– Co najmniej dwóch. Mogą być ci od kamery, co się tak ostatnio na nas gapili. Na pewno się zgodzą.

– Ok. pogadam z nimi.

Byłem pewien, że zgodzą się bez problemu. Bardziej martwiłem się o to, jak to będzie ze mną. Nie pogardziłbym taką butelkową zabawą. Interesująca będzie też inicjacja lesbijki. Najpierw jednak musiała się rozstrzygnąć moja przyszłość. Nie pozostało mi nic innego jak poczekać, aż wróci Głowacki. Byłem jednak dobrej myśli. Po incydencie z Czaplą nie powinien mi robić problemów, zwłaszcza, że dobrze się dogadywaliśmy wieczorem. Misiak z mojej szkoły też powinien być mi przychylny. Uczył mnie historii, zawsze miałem u niego bardzo dobre oceny. No i jako miłośnik muzyki uwielbiał moje szkolne występy, czy to solowo, czy z kolegami z zespołu z tymczasowych projektów.

Przedpołudnie okazało się jednak bardziej zaskakujące niż wielu mogło się wydawać. Rzeczywiście, tak jak wspomniały dziewczyny, wszystkie wycieczki zostały odwołane, przez co pozostało nam siedzenie na terenie obozu. Z atrakcji do wyboru były filmy i plaża.

Niespodzianką był jednak powrót Głowackiego, który przyjechał w eskorcie policji. Okazało się, że stróże porządku postanowili kompleksowo zbadać sprawę i w tym celu przesłuchać wychowawców, niektórych uczniów, i przede wszystkim przeszukać namioty.

Wykonane zostało to o tyle sprytnie, że najpierw wszystkich zebrano na zbiórkę przy hotelu. A dopiero potem oznajmiono nam, że przyjedzie policja z zamiarem przetrząśnięcia namiotów pod kątem zakazanych substancji. Dla mnie było oczywiste, że co najmniej kilka osób zaliczy niezłą wpadkę. Zwłaszcza, że nikt nie mógł wrócić do siebie, żeby zakamuflować to i owo. Na twarzach niektórych z moich rówieśników pojawiły się wyraźne oznaki zdenerwowania, zwłaszcza, kiedy okazało się, że policja ma do dyspozycji specjalnie szkolonego psa.

Wszyscy siedzieli jak na szpilkach. Każdy zdawał sobie sprawę, że to może oznaczać koniec obozu. Między nauczycielami można było słyszeć głosy, że wyjazd może zostać skrócony. Pierwsi rodzice już usłyszeli o incydencie i zaczęli wydzwaniać do opiekunów swoich pociech. Atmosfera wyraźnie gęstniała. Ja siedziałem z dziewczynami, w milczeniu obserwowaliśmy jak pies wabiący się Megi wchodzi do poszczególnych namiotów i obwąchuje wnętrze. Dla mnie zwierzak był dobrym znakiem. Przynajmniej nie odkryją prezerwatyw, z których musiałbym się potem tłumaczyć wychowawcom. Towarzyszące mi w obserwacji Aśka i Paula również szczęśliwie nie miały nic w namiocie. Jak się okazało, nie tylko Czapla postanowił w nocy opróżnić swoje zapasy.

Wszystko poszło dość sprawnie. Policjanci zatrzymywali się na dłużej jedynie wtedy, gdy Megi coś wywąchała. Wystarczyły mniej więcej dwie godziny, aby pies obszedł około sześćdziesięciu namiotów. Jak się okazało, narkotyki znaleziono w sześciu. W tym trzy z tych namiotów należały do naszej grupy. Wśród znajomych szybko można było się dowiedzieć, że z tych zapasów korzystali nie tylko właściciele. Policjanci zgłosili także osiem przypadków, znalezienia alkoholu. Byliśmy nieletni, musieli o tym powiadomić naszych opiekunów. Rysowała się gruba afera. Wyglądało na to, że moje przewinienie okaże się zaledwie nic nieznaczącą drobnostką w porównaniu z tym, co się właśnie wydarzyło.

W międzyczasie zagadnąłem Łukasza i Marcina, których miałem zaprosić do gry w butelkę. Szczęśliwie oni także nie mieli nic podejrzanego w namiocie. Najpierw jednak zapytałem o szczegóły misji, którą im zleciłem wczoraj wieczorem. W nocy co prawda napisali mi esemesa, że wszystko poszło gładko, ale chciałem poznać szczegóły.

Kiedy pokazali mi efekty swoich działań, byłem więcej niż zadowolony. Ponieważ jednak sytuacja uległa zmianie i moje kłopoty prawdopodobnie miały zostać przyćmione przez wyskok Czapli, poprosiłem ich, żeby trzymali wszystko w tajemnicy. Wiem, że kusiło ich, żeby się wszystkim podzielić z kumplami, ale miałem skuteczny sposób, aby siedzieli cicho. Tym sposobem było oczywiście włączenie ich do zabawy w butelkę.

Wiedziałem doskonale, że po podpłynięciu kajakami do dziewczyn są na nie tak napaleni, że zrobiliby wszystko, aby dołączyć do takiej gry. Nawet chyba nie pomyśleli o możliwości pocałowania chłopaka. Pewnie dojdą do tego wkrótce. Oczywiście nic im nie wspomniałem o wybadaniu pewnej lesbijki. Cóż, nie muszą wiedzieć wszystkiego. Swoją drogą, ciekawe czy podejrzenia Gosi się sprawdzą i faktycznie Marita okaże się, jak to się mówi, kochającą inaczej.

Po kolejnej godzinie wszyscy, którzy posiadali narkotyki, zostali odwiezieni na posterunek na przesłuchanie. Wychowawcy „wzięli na warsztat” pozostałych, którzy mieli alkohol, a których nie zabrała policja w związku z dragami. Cała reszta miała luz, z zaznaczeniem, że bezwzględnie nikt nie może opuszczać terenu kampusu (tak wszyscy potocznie określali teren obejmujący obozowisko, plaże i hotel). Wyglądało więc na to, że będziemy mogli zagrać w upragnioną przez dziewczyny butelkę. Zwłaszcza, że wychowawcy będą zajęci analizowaniem zaistniałej sytuacji.

Kiedy starałem się ogarnąć wszystkie wydarzenia podszedł do mnie pan Głowacki.

– Cześć Robert, mogę na słówko?

– Witam. Oczywiście.

Kiedy odeszliśmy nieco od reszty, zaczął mówić.

– Nieźle się porobiło, co? – wrzucił małą pauzę. Ja w sumie nie wiedziałem co powiedzieć, więc kontynuował – Słuchaj, słyszałem, że jesteś ciekawy co z tobą po wczorajszych wydarzeniach. Domyślasz się pewnie, że w zaistniałej sytuacji nikt nie będzie roztrząsał twojego wczorajszego spóźnienia. Wiem, że jesteś rozsądnym dzieciakiem i nie zrobisz niczego głupiego. Dlatego postanowiliśmy dać ci luz. I tak mamy dziś wystarczająco na głowie. Bądź po prostu tutaj w pobliżu, miej włączony telefon. Oczywiście nasza decyzja nie oznacza, że twoja wychowawczyni nie zechce usłyszeć szczegółowych wyjaśnień. Ale ona zapewne prędko nie wróci, więc… Rozumiesz?

– Rozumiem. Niech się pan nie martwi. Posiedzę dziś ze znajomymi tu na terenie obozowiska.

– W porządku. Tylko pamiętaj! Żadnych głupstw. Naprawdę na dziś już nam wystarczy.

– Nie dziwię się.

– Trzymaj się młody.

– Do widzenia – odpowiedziałem.

– Czego od ciebie chciał?– zapytała Aśka podbiegając zaraz gdy odszedł.

Streściłem na szybko naszą rozmowę, kładąc nacisk na to, że najprawdopodobniej nie będą nas jakoś szczególnie kontrolować. Wspólnie uważaliśmy, że żaden z wychowawców nie będzie pod sobą głębszego dołka kopać.

– A co z tą grą w butelkę? Jak sądzicie? Jest to ryzykowne?

– Myślę, że nie, przecież za siedzenie w namiocie większą grupą nikt nie będzie nas karał – Paula była dość dobrej myśli.

– Też tak sądzę. A co z tą dziewczyną? Jest chętna?

– Tylko jej wspomniałyśmy, że może sobie zagramy. Po prostu pójdziemy na miejsce i jakoś rozkręcimy atmosferę. Jak zrobi się gorąco, zostawimy dziewczyny same.

– A co z tą dziewczyną, z którą mieszka Gosia? Ona coś wie?

– Wciąż siedzi u chłopaków w innym namiocie. Zresztą czasem nawet wcale nie przychodzi na noc.

– To ładnie.

– A co? Myślałeś, że jesteś jedynym na obozie, co sobie porucha? – parsknęła Paula.

Nie cierpiałem wyrażenia „ruchać”… Wydawało mi się takie… sam nie wiedziałem jak to nazwać? Prostackie?

– Nigdy się nad tym nie zastawiałem – odpowiedziałem tylko.

– Przyjdź z chłopakami po obiedzie – zmieniła temat widząc moje zakłopotanie – Jak już wszyscy będą, zaczniemy improwizować. Mamy pewien zarys planu, ale zobaczymy jak pójdzie – odpowiedziała Paula.

Po chwili rozeszliśmy się wszyscy do naszych namiotów ocenić sytuację po wtargnięciu policji.

Mój namiot okazał się właściwie nienaruszony. Jedynie gitara była przestawiona. Widać było, że zaglądali do futerału. Nie pozostało teraz nic innego jak oczekiwać interesująco zapowiadającego się popołudnia. Zamiast jednak bezczynnie siedzieć w namiocie postanowiłem iść nieco się orzeźwić nad jezioro. W tak upalny dzień była to chyba najprzyjemniejsza forma relaksu. Nawet gitara nie mogła mi dać tyle przyjemności, co letnia woda łagodząca skutki palącego słońca.

Kiedy pływałem sobie kilkadziesiąt metrów od brzegu, przez głowę przechodziły mi myśli na temat Czapli. Co mu strzeliło do głowy żeby brać na obóz twardsze prochy? Nie starczyła mu już trawka czy co? Z tego, co usłyszałem od innych wypił sporą ilość alkoholu wciągając w między czasie kilka ścieżek fety. Jego organizm w końcu zaprotestował. Kto wie? Może ta sytuacja otworzy mu umysł i oświeci, że z używkami nie ma żartów. Niby wszystko jest dla ludzi, jak to mówią, ale ja sądzę, że co za dużo to nie zdrowo.

Z przemyśleń wyrwała mnie Asia. Podpłynęła do mnie i wybiła lekko z rytmu.

– Gdzie masz Paulę? – zapytałem zatrzymując się.

– Nie jesteśmy do siebie przyklejone – odpowiedziała.

– Bardzo zabawne.

– Ona nie umie zbyt dobrze pływać. Zresztą wolała zostać z Gochą i Maritą.

Zbliżyła się do mnie i objęła w pasie.

– Czyżbym sama już ci nie wystarczała?

– Co to za pytanie? Czyżbyś miała niską samoocenę? – spytałem z ironią.

Dobrze wiedziałem, że Aśka była pewna swojej kobiecości, tak samo jak byłem pewien, że ona zdaje sobie sprawę, że spokojnie sama poradziłaby sobie z moimi żądzami.

W międzyczasie przybliżyliśmy się nieco do brzegu, aby złapać grunt. Również ją objąłem. Wyglądaliśmy teraz jak jakaś zakochana para, która oddaje się czułym igraszkom.

Chwyciłem ją za pośladki, ona objęła mnie nogami w pasie, rękami uwieszając się mojej szyi. Miała na sobie krwistoczerwone bikini, które przyciągało wzrok.

– To co? Może poćwiczymy przed popołudniowym „butelkowym” spotkaniem.

– Sądzisz, że uda nam się na siebie wpaść?

– Nie wiem. Dlatego warto zacząć już teraz. Potraktujmy to jako rozgrzewkę.

Po czym zamarkowała pocałunek, szybko cofając głowę. Głupi, dałem się nabrać. Kiedy w końcu przestała się ze mnie nabijać, nasze usta złączyły się. W świetle ostatnich nieprzyjemnych wydarzeń, miło było przeżyć coś z goła odmiennego.

– Kto wie? Może to nasz jeden z ostatnich dni na tym obozie i zamiast za tydzień to już jutro lub pojutrze będziemy musieli się pakować – powiedziała.

Wiedziałem, że miała rację. Trudno było orzec jak długo przyjdzie nam tu zostać.

– Sugerujesz coś?

– Tak. Sugeruję.

– Czyli też uważasz, że powinniśmy wykorzystać ten czas do maksimum?

– W rzeczy samej! – Powiedziała z celowo udawanym entuzjazmem – jakbyś czytał w moich myślach!

Ach cóż za romantyzm… W czasie proponowania mi ognistego spotkania wyśmiewa się z mojej „błyskotliwości”.

– Więc jak? Kiedy już spikniemy ze sobą dziewczyny udamy się w jakieś bezpieczne miejsce?

– Coś trzeba będzie pomyśleć.

Popływaliśmy jeszcze przez jakiś czas. Miałem wrażenie, że swoimi czułościami i wygłupami nieco za bardzo skupialiśmy na sobie wzrok innych obozowiczów. Potem aż do obiadu wylegiwaliśmy się na plaży. Dowiedzieliśmy się przy okazji, że Czaplickiemu nic nie będzie. Jego organizm podobno zatruł się mieszanką zbyt dużych ilości alkoholu i amfetaminy. Nie chciałem już więcej odnosić się do tych wszystkich plotek i w ogóle do tej sytuacji. Ważne było, że wszystko skończyło się dla niego dobrze. Całą resztą przestałem się już interesować. Wiedziałem, że i tak wersji na temat tego całego zmieszania będzie krążyć więcej. Nie obchodziło mnie, która z nich okaże się prawdziwa.

Na stołówce dosiedli się do mnie Łukasz z Marcinem. Byłem pewien, że będą chcieli znać więcej szczegółów na temat naszej zabawy. Miałem z nimi coraz więcej wspólnego na tym obozie. Coś czułem, że nabrali do mnie dość sporego szacunku ze względu na ostatnie wydarzenia.

– Mamy do ciebie małe pytanie.

– Walcie.

– No, bo tak sobie myśleliśmy o tym, co nam mówiłeś o tej całej butelce. Wiesz, nie zrozum nas źle, cieszymy się, że będą dziewczyny, ale co będzie jak wylosujemy siebie nawzajem? – zapytał Marcin marszcząc brwi.

– Dokładnie o to samo spytałem dziewczyn, gdy mi to zaproponowały.

– I co?

– Powiedziały, że postarają się coś wymyślić, żebyśmy mogli tego uniknąć

– Całe szczęście. Wszystko jak wszystko, ale na to bym nie przystał. Nawet na was nie mógłbym patrzeć jak to robicie – odpowiedział z ulgą.

– A dziewczyny? – zapytał Łukasz.

– Co dziewczyny?

– No, czy będą się lizać, stary?

– Mówiły, że nie będą mieć oporów.

– Ha! Genialnie!

Oboje wyraźnie się ucieszyli

Ach ten polski naród! Lesbijki są cudowne, ale geje już nie koniecznie. Choć był to raczej punkt widzenia męskiej części. No a przynajmniej jej większości.

– Pewnie będzie trzeba oddawać fanty, jak nie będę chciał z facetem – zastanawiał się Marcin.

– Tylko nie przyjdźcie ubrani na cebulkę – ostrzegłem.

– Nie byłby to taki głupi pomysł.

– Dajcie spokój! Wyobrażacie sobie coś takiego? Wyglądalibyście idiotycznie, spocilibyście się jak świnie i nikt nie chciałby mieć z wami do czynienia. Poza tym, to ma wyjść naturalnie.

Resztę obiadu chłopaki przegadali na temat Czaplickiego (że im się to jeszcze nie znudziło?). Przyspieszyłem spożywanie posiłku i postanowiłem się ulotnić. Umówiliśmy się, że za pół godziny widzimy się przy dużym namiocie Gosi.

Ten czas przeznaczyłem na szybki prysznic i ogólne ogarnięcie się. Na szczęście wychowawcy wciąż byli zajęci swoimi sprawami, wyglądało więc na to, że nie będą nam zawracać głowy.

Kiedy wyszedłem z namiotu od razu zauważyłem chłopaków. Podbiegłem do nich szybko i nie mogłem uwierzyć, co odwalili. Zwykle chodzili w krótkich spodenkach, bez koszulki i w dodatku zwykle na bosaka. Tym razem, „dziwnym trafem”, postanowili założyć koszule z krótkim (na szczęście) rękawem, pamiętając jednak o podkoszulce, krótkie spodenki (byłem pewien, że mieli bieliznę – jak nie dwie pary) no i absolutny hit – czyli skarpetki pod sandały. Geniusze. Gdyby faktycznie doszło do oddawania fantów, to dziewczyny z pewnością by się połapały o co chodzi i obaj zostaliby wyśmiani. Lepiej było im tego oszczędzić.

– Dobrze chłopaki, że nie przywieźliście ze sobą szalików i kurtek – zagadnąłem.

– Mówisz, że przesadziliśmy?

Nie wytrzymałem.

– No kurwa, panowie! Co ja wam wcześniej mówiłem? Przecież jak one was tak zobaczą w tym upale, to od razu wyśmieją. Zobaczcie, rozejrzyjcie się – pokazałem im ludzi naokoło – widzicie tu kogoś ubranego podobnie do was?

Zewsząd otaczały nas dziewczyny w kusych strojach kąpielowych i chłopaki w krótkich spodenkach. Rzadko kto miał na sobie koszulkę.

– Ale ty masz koszulkę – zauważył Marcin.

Prawie jakby czytał mi w myślach. Skubany.

– No tak, ale nie mam do tego koszuli i skarpetek pod sandały.

– Ty masz klapki, nie sandały – wtrącił Łukasz.

Miałem ochotę mu przywalić. Wymowne spojrzenie na szczęście podziałało.

– Dobra, dobra. Czaimy bazę. Zresztą faktycznie już mi się trochę gorąco zrobiło.

Zaczęli ściągać nadmiar ubrań. Nie doceniłem ich jednak. Nie mieli jednej podkoszulki, ale po dwie. Nie chciałem już tego komentować.

Dziewczyny siedziały już przed namiotem i czekały na nas popijając napoje. Oprócz jeziora był to chyba jedyny skuteczny sposób na walkę z upałem. Nawet schowanie się w pomieszczeniach nie dawało przy takiej pogodzie odczuwalnej ulgi. W dodatku było strasznie parno, co tylko potęgowało nieprzyjemne samopoczucie.

– No witajcie chłopaki. Już myślałyśmy, ze stchórzyliście.

– Spokojnie, spokojnie. Musieliśmy omówić taktykę – zacząłem z przymrużeniem oka.

Żeby dobrym obyczajom stało się zadość przedstawiłem chłopaków Gośce i Maricie (choć sam jej wcześniej nie znałem). Musiałem przyznać, że Gośka miała całkiem niezły gust, jeśli chodzi o dziewczyny. Marita była dość wysoka, szczupła, miała sympatyczną twarz. W oczy rzucały się jej długie brązowe włosy. Na sobie miała błękitny top na cienkich ramiączkach i obcisłe, białe spodenki. Gosia była ubrana podobnie, z tym, że w cieplejszych kolorach. Tworzyło to wyraźny kontrast w porównaniu do Pauli i Aśki, które miały na sobie jedynie bikini i przewiązane chusty na wysokości bioder.

Dziewczyny generalnie zdawały się być w dobrych humorach. Rozsiedliśmy się na kocach przed namiotem. Teraz pozostało czekać jak rozwinie się sytuacja.

Najpierw jednak wywiązała się między nami niezobowiązująca rozmowa. Dziewczyny chciały wiedzieć, jak chłopakom idzie robienie zdjęć i kręcenie filmów z naszego wyjazdu. Wyglądało, jakby naprawdę były zainteresowane ich pracą. Okazało się, że nasi kronikarze mają całkiem niezły sprzęt, aby później to wszystko sprawnie obrobić. Ja w tych sprawach byłem laikiem, więc nie wchodziłem za bardzo w konwersację. Także niespecjalnie się jej przysłuchiwałem. Wolałem biegać oczami po kuszących ciałach dziewczyn, szczególnie dwóch, które być może będą mogły dać mi później sporo frajdy. Twardo stąpałem po ziemi, więc lesbijki od razu wykluczyłem ze swych niecnych fantazji. Choć nie powiem, z chęcią bym popatrzył.

W pewnym momencie odniosłem wrażenie, że dziewczyny po prostu chcą lepiej poznać przyprowadzonych przeze mnie towarzyszy. Myślę, że zdali egzamin całkiem nieźle. Mówili z sensem i na szczęście nie mieli jęzorów wywieszonych do ziemi. Było to godne podziwu, bo mnie do takiego stanu wiele nie brakowało.

Kiedy słońce coraz bardziej zaczynało nam się dawać we znaki, Gosia zaproponowała wejście do namiotu. Był przykryty białą narzutą, dzięki czemu gorąco dość skutecznie odbijało się od jego powierzchni. W środku, było nieco duszno, jednak można było odczuć wyraźną różnicę. Zrobiło się przyjemniej.

– To co, ludziska? Może zagramy w tę butelkę?

W końcu Paulina powiedziała to, co wydawało się w pewnym momencie, nikomu nie chciało przejść przez gardło. To było chyba jedyne wyjście, walnąć prosto z mostu.

Wokół pojawiły się uśmiechy i oznaki obojętności. Łukasz jednak nie wytrzymał.

– Ja mam takie pytanie.

– Słucham.

– Co by było, gdybym zakręcił i trafił na Roberta lub Marcina?

– A co? Skrycie nigdy nie marzyłeś, żeby pocałować chłopaka?

– W życiu!!

– Może zadania? – zaproponowała Aśka chcąc odpędzić ewentualny temat homoseksualizmu, przez który Marita z Gośką mogły poczuć się niekomfortowo.

– Nie. To się wydaje takie… niezbyt ciekawe – odpowiedziała Paula – lepiej niech coś z siebie zdejmą. W sensie ten, kto zostanie wylosowany.

– W sumie może być.

– A może po prostu jak ktoś wylosuje osobę tej samej płci, to po prostu pocałuje osobę siedzącą z jej prawej strony? – zapytał Łukasz.

Dobrze wiedziałem, że to nie przejdzie. Dziewczyny chciały przecież wybadać Maritę.

– Nie ma opcji. To by nie było zabawne – szybko wtrąciła się Gośka.

Pozostałe dziewczyny porozumiewawczo potakiwały głowami.

– I mamy się rozebrać zupełnie do rosołu jak będziemy mieć wybitnego pecha?

– Będziesz miał wybór. Jak zostanie ci ostatnia rzecz, to zawsze możesz polecieć w ślinę z kolegą.

Paula miała wyraźną ochotę popatrzeć sobie na nas w całej okazałości.

– Powiedzmy, że jak zdejmiecie ostatnią rzecz, to po chwili możecie znów wszystko założyć i potem od nowa. Przypałowo by było, jakby ktoś tu was nakrył na golasa – dorzuciła Gosia.

Dziewczyny znów przytaknęły. Ach, ta kobieca solidarność. Choć faktycznie trzeba było przyznać, że było to całkiem rozsądne. Ja w każdym razie nie miałem czego się wstydzić, więc w moim przypadku obyło się bez oporów.

– I jeszcze jedno. Nic nie wychodzi poza ten namiot. Wszystko zostaje między nami. Zgoda? – postawiła warunek Paulina.

Podejrzewałem, że dziewczyny i tak ustaliły to dużo wcześniej. Oczywiście się zgodziliśmy.

Rozsiedliśmy się naprzemiennie, czyli dziewczyna, chłopak, dziewczyna. Jednak, że było nas siedmioro, a dziewczyn było więcej, Marita i Gosia siedziały obok siebie. Ja usiadłem pomiędzy Aśka i Pauliną.

– To ja zakręcę pierwsza, żeby wyłonić, kto zaczyna – wyrwała się Paula.

– Bez całowania? – spytałem.

– Tak będzie sprawiedliwie. Niech los zdecyduje, kto ma zacząć.

Nie protestowałem.

Dziewczyny miały już przyszykowaną szklaną butelkę. Specjalnie znalazły taką, która będzie się w miarę dobrze kręcić.

Na wszystkich twarzach ukazały się lekkie rumieńce. Butelka poszła w ruch. Kilka obrotów, wstrzymane oddechy. Los padł na Łukasza. Ten popatrzył dookoła, wybadał ciężar flaszki, aby użyć odpowiedniej siły do zakręcenia. Ruszyła.

Cztery niepełne obroty i stało się to, czego chłopaki tak bardzo chcieli uniknąć. Szyjka wskazała Marcina. Ten tylko puknął się otwartą dłonią w czoło.

– No dalej panowie! Buziaczek, cmok, cmok – namawiała z wyraźnym uśmieszkiem Aśka.

Marcin od razu ściągnął sandał i rzucił za siebie.

– Trzeba było jednak zostawić te skarpetki – wymruczał z niezadowoleniem.

Kolej wylosowanego pechowca. Ten już się nie przymierzał tak długo jak kolega, tylko od razu machnął. Tym razem ku uciesze chłopaka los padł na Paulinę.

Marcin wyraźnie wyglądał na speszonego.

– A tak w ogóle nie ustaliliśmy jak się całujemy – powiedział nieco zdezorientowany.

– Ja ci pokażę – odpowiedziała mu Paula.

Ponieważ była naprzeciwko niego, uklękła na kolanach i przyssała się do lekko zaskoczonego chłopaka. Pocałunek trwał kilka sekund, ale wyglądał na dość namiętny.

– Co tak słabo? Gdzie języczek? – Aśka miała nieco odmienne zdanie.

Chłopak wyglądał jakby mu ulżyło. Czyżby się chłopaki stresowali?

Kolejne obroty i tym razem butelka wskazała Aśkę.

– Teraz masz okazję pokazać ten języczek – powiedziałem.

– Albo możesz ściągnąć jakiś ciuch – dodał Łukasz.

Jednak powoli się koledzy ośmielają. Zboczuchy. Coraz bardziej ich lubiłem.

– A żebyście wiedzieli, że wam pokażę.

Po czym przeskoczyła przeze mnie i dopadła do ust przyjaciółki, przy okazji wypinając tyłeczek w stronę Marcina. Biedaczek nie wiedział, czy patrzeć na gorący pocałunek dwóch dziewczyn, czy na słodziutką pupcię nastolatki. Chyba sam miałbym problem.

A pocałunek był naprawdę namiętny. Obie zaczęły delikatnie, lekko tylko muskając swoje wargi, z każdą sekundą dodając coraz więcej języczka, by po chwili wpić się w siebie niczym nienasycony wampir w swoją ofiarę. Całe szczęście, że nie byliśmy postaciami z kreskówek, bo prawdopodobnie z naszych uszu buchałaby teraz para z nadmiaru emocji.

Gdybym nie wiedział, co się kroi w tym namiocie, pomyślałbym, że to one są lesbijkami, a nie dwie pozostałe dziewczyny (a przynajmniej na pewno jedna). Oczywiście zwróciłem także uwagę na zachowanie Marity, która całemu wydarzeniu przyglądała się z wyjątkowym zainteresowaniem. Jej figlarny uśmieszek mógł sugerować, że być może Gosia miała co do niej dobre przeczucia. Miałem nawet wrażenie, że zwilżyła wargi podczas tej gorącej sceny.

Kiedy skończyły, usadowiły się na swoich miejscach jak gdyby nigdy nic.

Aśka natychmiast wzięła butelkę i zakręciła z całej mocy. Wkrótce mieliśmy dostać pierwszy sygnał jak to będzie z naszą niezidentyfikowaną pod względem orientacji koleżanką, butelka bowiem wpadła właśnie na Maritę.

Gosia nabrała powietrza i oczekiwała reakcji koleżanki. Ta jeszcze bardziej się zarumieniła i dość nieoczekiwanie dla wszystkich zdjęła swój top, zostając jedynie w bikini.

Pozostałe dziewczyny wymieniły się porozumiewawczymi spojrzeniami.

– No chyba się mnie nie brzydzisz? – powiedziała żartobliwym tonem Aśka.

– No nie… – powiedziała wyraźnie zawstydzona dziewczyna – ale zrobiło mi się gorąco.

Żeby nie patrzeć nikomu w oczy, szybko zakręciła butelką. Tym razem padło na mnie… Obym nie został wrogiem publicznym numer jeden. Jak rozegrać ten pocałunek? Nie było czasu na myślenie. Postanowiłem się dostosować. Może na podstawie jej zaangażowania uda mi się wybadać, w czyjej gra lidze.

Zbliżyłem się do niej. Czułem na sobie wzrok dziewczyn. Ciężar gatunkowy był dość spory. Dziewczyna musnęła dłonią mój policzek i pocałowała. To był zwyczajny pocałunek, bez fajerwerków. Trudno mi było jednoznacznie orzec na jego podstawie, czy na pewno woli facetów.

Kolejne kręcenia nie rozwiewały naszych wątpliwości. My z chłopakami mieliśmy wybitne szczęście trafiać na siebie lub właśnie na Maritę (oczywiście trafialiśmy także na dziewczyny, ale jakoś rzadziej), a dziewczyny los kierował na wszystkich, tylko nie na nią. Marita z kolei trafiała wyłącznie na nas.

W pewnym momencie każdemu z chłopaków został już ostatni ciuch. Następne pechowe zakręcenie oznaczało całkowity negliż.

Atmosfera zrobiła się wyjątkowo gorąca. Koleżanki tylko czekały (a głównie moje dwie dobre znajome) aż „wyskoczymy z gaci”.

Pocałunki z dziewczynami były bardzo przyjemne. Zdecydowanie w ich jakości brylowały Aśka i Paula. Byłem pewien, że chłopaki by się ze mną zgodzili, zwłaszcza, że z każdym kolejnym razem ich śmiałość rosła. Męskość zresztą też, co wyraźnie odznaczało się w ich bokserkach. Moje szorty, na szczęście, aż tak bardzo nie zdradzały mojego stanu podniecenia.

W końcu stało się. Paula wylosowała Maritę. Ta nie mając już więcej opcji na pozbycie się ubrań (po zdjęciu topu miała na sobie tylko spodenki i górę od bikini) pochyliła się w kierunku Pauliny. To był dla mnie dość wyraźny sygnał. Dziewczyna zaczęła dość nieśmiało, muskając jedynie usta Pauli, ale po chwili nieco się rozochociła. Paulina, wyczuwając rosnącą śmiałość dziewczyny, pozwoliła sobie na ostrzejszy ruch. Marita zareagowała tak jak wszyscy mieliśmy nadzieję – odwzajemniła starania koleżanki, coraz łapczywiej ją całując.

Ładnych kilka sekund minęło, zanim się opamiętała i ze spuszczonym wzrokiem wróciła na miejsce. Uniosłem wyciągnięty kciuk w stronę Gochy, dając jej znak, że chyba miała rację.

A ku jej uciesze (choć skrzętnie ukrytej za obojętną miną), tym razem to właśnie ona została wylosowana. Dziewczyny przez chwilę popatrzyły sobie w oczy, po czym nagle łapczywie dobrały się do swoich ust. Nie było już żadnych czułych i spokojnych początków. Nie miałem wątpliwości. Tak całowały się osoby, które wzajemnie miały na siebie ochotę od dłuższego czasu. Ku naszemu zaskoczeniu jednak, dziewczyny nie przestawały. Padły sobie w ramiona i nie chciały się od siebie oderwać. Gosia jedynie ruchem ręki pokazała nam żebyśmy sobie poszli. Wymieniliśmy z pozostałymi spojrzenia i kiwnąłem głową w stronę wyjścia.

Zadanie wykonane.

Gdy byliśmy już na zewnątrz, szybko wyjaśniłem chłopakom, o co w tym wszystkim chodziło i poprosiłem o dyskrecję. Nie narzekali. Czas spędzony w namiocie był dla nich z pewnością udany.

– Nie wiem jak wy, ale ja muszę wejść na chwilę do jeziora i się ochłodzić – powiedział Marcin.

– Też idę. A wy, co robicie? – Zwrócił się Łukasz w naszym kierunku.

– Niedługo do was dołączymy – odpowiedziała Paulina.

Chłopaki potruchtali do swojego namiotu po rzeczy, a potem udali się w kierunku plaży. Sądziłem, że chcieli na osobności obgadać zaistniałą właśnie sytuację. Kto wie? Może będą teraz obmyślać plan, jakby tu dobrać się do dziewczyn.

– A ty chodź z nami, póki emocje nie opadły – powiedziała Paulina.

– Gdzie mnie prowadzicie?

– Zobaczysz.

Kierowaliśmy się w stronę hotelu. Przy wejściu minęliśmy się z trzema wychowawcami. Nasza przechadzka nie wzbudziła żadnych podejrzeń. Uczniowie często korzystali z hotelowej restauracji i sklepiku. Sporo osób nawet tam przesiadywało z uwagi na klimatyzację. Nie działała ona na najwyższych obrotach, ale na pewno było czuć sporą różnicę w stosunku do temperatury na zewnątrz budynku.

Z holu skierowaliśmy się jednak w przeciwną stronę, która prowadziła do pokojów hotelowych. Na początku korytarza dziewczyny wcisnęły guzik windy i czekały.

– Nie mówcie, że macie pokój w hotelu?!– zapytałem z niedowierzaniem.

Na moje słowa Aśka z rozbrajającym uśmiechem „zadzwoniła” kluczem przed moim oczami.

– Jak go zdobyłyście? Przecież nikt z recepcji nie dałby wam pokoju.

– Jest środek tygodnia. Jest sporo wolnych pokoi. Pan recepcjonista był na tyle miły, że pożyczył nam klucze na jakiś czas. Tylko mamy za bardzo nie nabałaganić.

– Tak bez niczego dał wam klucze?

– Bystrzacha z ciebie! – zaśmiała się Paulina.

– Zaraz będziesz udawał pana recepcjonistę, to ci pokażę jak go przekonałam – dodała Asia.

Nie odzywałem się już, tylko pokornie wszedłem do windy i pojechaliśmy na drugie piętro.

Z windy wyszliśmy na korytarz pokryty granatową, grubą wykładziną. Przy każdych kolejnych mijanych drzwiach miałem nadzieję, że to właśnie te. Nie mogłem się już doczekać. Okazało się, że nasz pokój ma nr 211 i znajduje się na samym końcu korytarza.

Byłem pod sporym wrażeniem. Dziewczynom udało się wydębić pokój o znacznie wyższym standardzie niż ten, w którym byłem z Mają. Zauważyłem wielkie łóżko na środku pokoju i lustrzaną szafę obok wejścia. Po obu stronach łóżka stały małe szafki nocne, nieco dalej, w głębi pokoju stolik i dwa głębokie skórzane fotele. Całości wystroju dopełniał wiszący na ścianie duży, płaski telewizor. Całość sprawiała bardzo przyjemne wrażenie. Była oczywiście także oddzielna łazienka i to właśnie tam skierowały się dziewczyny zaraz po wejściu.

– Poczekaj chwilkę, musimy się przygotować – powiedziała Paula, po czym obie zniknęły za drzwiami.

Usiadłem na łóżku, pogładziłem satynową pościel, była przyjemnie chłodna. Myśli zaczęły się kotłować w mojej głowie, za chwilę dziewczyny miały wyjść z łazienki i sprawić mi rozkosz, o jakiej marzy niejeden dorosły i doświadczony seksualnie mężczyzna. Pomyśleć, że jeszcze nad jeziorem, Aśka zasugerowała mi, że będzie ze mną sama. Oczywiście nie wybrzydzałbym, jednak świadomość dwóch kobiet naraz w moim łóżku bardzo pobudzała wyobraźnię. Z upływem każdej sekundy byłem coraz bardziej niespokojny, nie mogłem się doczekać aż wyjdą. Co one tam robią? Spojrzałem na zegarek, minęły zaledwie dwie minuty. Aż zakryłem oczy dłonią z zażenowania. Znowu złapałem się na tym, że nie potrafię w pewnych sytuacjach zachować chłodnego umysłu. Z drugiej strony – jak odnaleźć się w takiej sytuacji? W szkole przecież nie uczą jak zachować pełen luz w obliczu nadchodzącego trójkącika.

Wstałem, zacząłem nerwowo kręcić się po pokoju, po chwili nawet się rozebrałem, żeby potem nie tracić na to czasu. Dziewczyny pewnie też wyjdą nagie. Byłem strasznie nabuzowany, penis już niecierpliwie sterczał gotowy do kolejnych wyzwań. W pewnym momencie stanąłem przed lustrem i jak idiota gapiłem się na siebie.  Zacząłem się nawet śmiać, bo przypomniał mi się dowcip o nagim facecie stojącym przed lustrem, gdy nagle członek zaczął mu się podnosić, na co gość odpowiedział – „spokojnie, spokojnie, to tylko ja”. Z nudów zacząłem sobie podrygiwać obserwując jak mój sprzęt radośnie się kołysze, jak „maluje” w powietrzu fikuśne kółeczka. Byłem jak Van Gogh, tyle, że pędzel miałem nieco inny.

W końcu usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Szybko rzuciłem się na łóżko i z wyciągniętym „ku gwiazdom” penisem oczekiwałem na dziewczyny.

To, co zobaczyłem omal nie przyprawiło mnie o zawał. Dziewczyny niesamowicie się wystroiły i jeśli wcześniej byłem niecierpliwy, to teraz byłem już wygłodniały ich pięknych ciał.

Paulina przywdziała strój niegrzecznej pokojówki, z króciutką spódniczką i bardzo wyraźnym dekoltem, który pięknie podkreślał śliczne piersi dziewczyny. Niezbędnym elementem takiego stroju był oczywiście biały fartuszek i przepaska na głowę. Jednak najbardziej spodobały mi się czarne, błyszczące pończochy sięgające za połowę uda.

Asia, a może w tym wypadku, raczej Joanna, ubrała się w równie seksowny strój pielęgniarki. Także miała na sobie pas do pończoch, z tym, że tym razem wszystko było w kolorze białym z wyjątkiem czerwonych pasków, które świetnie komponowały się z czerwoną bielizną. Taki sam kolor miały także elementy na białym fartuszku, który ciasno opinał biust wyuzdanej siostry. Nie zabrakło również białej przepaski z czerwonym krzyżem na środku. Obie miały nieco ostrzejszy makijaż i niełatwo było je rozpoznać w takiej stylizacji.

Od kogo one wytrzasnęły te kostiumy? Chciałbym mu serdecznie podziękować, uścisnąć dłoń. Może nawet zechciałby powąchać moje palce pachnące młodymi cipkami, których tajemnice za chwilę będę zgłębiał. Pozwoliłbym mu na to. Co mi tam? Przecież zaraz przeżyję najwspanialsze chwile w życiu. Nic nie będzie w stanie popsuć mojego humoru do końca tego wyjazdu.

Dziewczyny stanęły na chwilę jakby to był koniec wybiegu dla modelek, prezentujących najnowsze kreacje. Obie lekko w rozkroku i z jedną dłonią przyłożoną na wcięciu talii. Z wrażenia aż przysiadłem i chciałem od razu do nich doskoczyć, jednak Paulina zdecydowanym ruchem ręki pokazała mi, że mam zostać na swoim miejscu. Postanowiłem nie ingerować w ich scenariusz.

– I jak? Podobamy ci się? – zapytała siostra Joanna.

– Jeszcze jak! – odpowiedziałem ze wzrokiem stęsknionego psa.

Obie na czworakach wpełzły na łóżko. Wiły się jak kotki, sunęły powoli i zmysłowo, jakby czas nieco zwolnił. Ich piersi kusząco walczyły z nieco przyciasnymi strojami, lekko wylewając się na zewnątrz. Paula zmierzała na moją prawą stronę, a Aśka na lewą. Kiedy tylko zbliżyły się dostatecznie blisko, wyciągnąłem dłonie, aby pogładzić je po tych kusząco wyglądających pończochach, jednak przez obie zostałem niemal równocześnie klepnięty w geście protestu. Czyżbym na razie nie mógł mieć żadnej inicjatywy?

Kiedy obie już nacieszyły się moją zaskoczoną miną, chwyciły moje dłonie w nadgarstkach przesunęły je do góry. Trochę mi to przypominało noc z Mają, kiedy zostałem związany. Szybko okazało się, że moje skojarzenie było właściwe. Przygotowane wcześniej chusty zostały przywiązane do łóżka ograniczając mi ruchy rąk do minimum. W duchu obiecywałem sobie jednak, że nie pęknę i zatańczę jak mi zagrają. Jak się jednak za chwilę okazało z zatańczeniem mógł być problem, bo dziewczyny zaczęły mi krepować także nogi.

Wyglądałem teraz jak pajacyk. Mógłbym też figurować w szyldzie reklamującym serial „Z Archiwum X”, gdzie oczywiście występowałbym jako „X”.

Pozostało mi jedynie przyglądać się, jak dziewczyny bawią się moim kosztem. Zaczęły od delikatnego dotykania, gładziły mnie rękami po całym ciele, zręcznie omijając moją włócznię, chociaż chciałem, aby na niej skupiły się najbardziej. Dopiero po chwili poczułem pierwsze pocałunki, a po nich lekko szorstkie języki prześlizgujące się po moim brzuchu. Najprzyjemniej było, gdy obie zataczały kręgi wokół moich sutków. Poziom wrzenia mojego umysłu zbliżał się nieubłaganie.

Wyglądało jednak na to, że nikomu się tutaj nie spieszy. Szkoda, że nikt nie zapytał o zdanie mego Dżordża.

– Podoba ci się? – spytała Paula

– Taaak.

Co miałem odpowiedzieć? Że „nie, lepiej chapaj dzidę, mała!”? Powstrzymywałem się, oj powstrzymywałem. Raz, że to nie w moim stylu, dwa, że mogło to zrujnować resztę popołudnia.

Tymczasem język pielęgniarki zaczął mieszać w moim pępku, ten pokojówki zaś, muskał moją szyję. Wariowałem z pożądania. Z każdą chwilą jednak dziewczyny robiły postępy, czasem, niby to przypadkiem, trąciły mego przyjaciela. Również pocałunki były coraz bardziej namiętne.

Po chwili Paula klęknęła nade mną w rozkroku, kolana usadawiając pod moimi pachami. Zaczęła się dotykać, uniosła też swoją kieckę. Cała ta sytuacja zasłoniła mi poczynania Asi.

Koncentrowałem się więc na ruchach niegrzecznej pokojówki, która powoli zsuwała z siebie czarną koronkową bieliznę. Powoli odpinała też guziczki od bluzki, dając swoim piersiom nieco oddechu. Moje oczy chłonęły każdy szczegół, rejestrowały każdy kolejny ruch.

Po chwili jednak moja percepcja została nieco zachwiana, gdyż poczułem jak pielęgniarka rozpoczęła szczegółowe oględziny moich genitaliów. Poczułem wilgotny chłodny język i za chwilę równie przyjemne, aksamitne usta. Mój penis został właśnie poddany badaniu głębokościomierzem. Czułem się obłędnie.

Kiedy nieco oprzytomniałem, zorientowałem się, że przede mną jest już nagusia cipka Pauliny. Jej majtki zostały już zupełnie opuszczone, odsłaniając soczystą bułeczkę, wilgotną od nadmiaru wrażeń. One też przecież były tylko ludźmi, musiały się więc czuć tak samo podniecone jak ja.

Paluszki pokojówki zgrabnie masowały jej skarb, odsłaniając przede mną różowe wnętrze. Czasem się w nim zagłębiały. Jednak dla mnie coraz bardziej odczuwalne były pieszczoty, którymi obdarowywała mnie Aśka. Mój członek był poddawany pierwszorzędnej polerce, przez co znacznie trudniej było mi utrzymać skupiony wzrok na Paulinie. Język Asi fantastycznie chłodził rozgrzanego do czerwoności przyjaciela, drażnił wędzidełko. A kiedy zaczęła delikatnie ssać główkę odszedłem od zmysłów.

Paulina zauważając, ze nie mam podzielnej uwagi, zbliżyła się do mnie jeszcze bardziej, niemal siadając mi na twarzy.

– Liż – powiedziała tylko.

Wystawiłem więc język i zacząłem smakować jej brzoskwinkę. Ona rozkosznie poruszała bioderkami, zupełnie jakby posuwała moją twarz. Starałem się ją złapać ustami i possać, ale tak gwałtowanie wywijała, że było to dość trudne, przez co w eter rozchodziły się co najwyżej podłużne cmoknięcia. W końcu jednak przystawiła mi do ust swoją łechtaczkę, chcąc żebym to właśnie na niej się skupił. Jako, że właściwie nie miałem innego wyjścia, zabrałem się do ssania ziarenka.

Asia nie pozwalała koleżance skupić na sobie całej uwagi, gdyż nagle poczułem, że na mój penis nakładana jest prezerwatywa. Nasunęła ją powoli i starannie, potem przytrzymała u nasady i lekko strzeliła poprzez pociągnięcie i puszczenie końcówki. Nagle stało się. Aśka zaczęła powoli się na mnie nabijać, trzymając ręce na wysokości moich żeber. Od tego momentu zaspokajałem dwie kobiety równocześnie. Dwie cipki wykorzystywały moje ciało do sprawienia sobie przyjemności. Od soków Pauli miałem już całą mokrą twarz. Słyszałem jak dyszała coraz głośniej. Aśka za to wciąż przyspieszała swoje ruchy, co z kolei powodowało, że robiło mi się coraz przyjemniej. Trwaliśmy tak przez moment, stale podnosząc poziom naszego zadowolenia.

Nagle jednak piguła przestała i zeszła ze mnie, a za nią zatrzymała się również Paula, która opuściła posterunek na mojej twarzy. Dopiero teraz mogłem ujrzeć pielęgniareczkę z podciągniętym fartuszkiem. Jej wygolona myszka świeciła od soków i nadal domagała się zaspokojenia.

Po chwili pokojówka zsunęła majtki dając mi do zrozumienia, że teraz jej kolej. Dziewczyna po prostu siadła na mnie, a ja nie miałem nic do gadania.

Była już tak mokra, że mój miecz wbił się w nią jak w masło. Bez żadnych ceregieli od razu zaczęła ostrą jazdę. Było tak dynamicznie, że teraz już mniej więcej wiedziałem, jak czuje się grzbiet byka w czasie rodeo. Ciekawe, czy sprężyny tego łóżka pamiętają równie dziką przygodę? Asia z kolei zajęła miejsce poprzedniczki, z tym, że w odróżnieniu od niej, usiadła przodem do swojej koleżanki. Co prawda nie mogłem tego dostrzec, ale oczami wyobraźni widziałem jak wymieniają się gorącymi pocałunkami. Nie było jednak za bardzo miejsca na myślenie, trzeba było zająć się zakątkiem siostry Joanny. Ta trzymała biodra nieco wyżej, więc musiałem ciut bardziej się napracować, aby sprawić jej oczekiwaną przyjemność. Od razu zabrałem się za stymulacje jej czułego guziczka.

Gdy tylko przylgnąłem do niego ustami, jej uda zwarły się w spazmie zadowolenia. Znaczyło to, że byłem na dobrym tropie. Ssałem, lizałem, na zmianę z delikatnym przygryzaniem. Starałem się też rytmiczniej i nieco szybciej ruszać biodrami. Miałem wrażenie, że Paula powoli zmierza do krainy szczęścia. Zresztą jej postękiwania były coraz bardziej słyszalne. Chyba pomagała jej w tym ręka Asi, którą wyczuwałem w okolicach mojego łona.

– Rozwiąż go. Szybko! – krzyknęła w końcu Paula.

Nagle moja twarz została wyswobodzona, a po chwili wszystkie cztery węzły zostały rozwiązane. Zresztą w czasie tej czynności mogłem cieszyć się widokiem podskakującej na mnie cudownej pokojówki. Ach te pończochy, jak ona pięknie w nich wyglądała. Cudownie komponowały się z jej opalonymi nóżkami.

– Dalej! Na co czekasz? – wyjęczała.

Usiadłem, szybko przerzuciłem ją na plecy i w końcu mogłem dać coś więcej od siebie. Dosłownie kilka moich mocnych ruchów a dziewczyna wywróciła oczami i odpłynęła w błogiej ekstazie, wydając z siebie cieniutkie piski.

Ponieważ czułem, że moje spełnienie jeszcze się nie zbliża, postanowiłem wyhamować, pozwalając dziewczynie uspokoić emocje. Wyszedłem z niej i natychmiast dobrałem się do Asi. Łapczywie zdarłem z niej kostium pielęgniarki zastawiając tylko białe pończochy i przepaskę z krzyżem. Stanowczo pchnąłem jej ramię, aby się położyła. Na chwilę jeszcze przywarłem do jej soczystej brzoskwinki, żeby na nowo ją nieco podgrzać, po czym naparłem na nią niczym więzień po odsiedzeniu wyroku, który po latach odwiedził swoją kochankę.

Spletliśmy nad głowami nasze dłonie i rozpoczęliśmy jazdę. Byliśmy na ostatniej prostej ku spełnieniu. Paulina otępiałym wzrokiem przyglądała się naszym wysiłkom, lekko ocierając stopą o wewnętrzną stronę uda Asi. Jej bardzo szeroko rozłożone nogi pomagały mi w głębokiej penetracji, co oczywiście wpływało na doznania dziewczyny. W pewnym momencie zaczęła niespokojnie drżeć, wbijać się zębami w moje ramię. Pchnąłem kilka razy jeszcze intensywniej, w końcu czując nadejście euforii. Asia objęła mnie nogami w pasie przyciskając do siebie. Oboje w tym momencie przeżywaliśmy potężny orgazm, który na moment przejął kontrolę nad naszymi ciałami. Po chwili spełniony leżałem między obiema dziewczynami. Paula w tym czasie zdjęła z siebie kostium pokojówki zostając tak, jak jej koleżanka, w samych pończochach.

Kiedy nieco ochłonęliśmy, musiałem zadać to pytanie.

– I właśnie w taki sposób przekonałyście recepcjonistę?

Dziewczyny wybuchnęły śmiechem.

– Coś ty. Jemu zrobiłam tylko szybką ręczną robótkę – powiedziała Asia, wciąż przy tym chichocząc.

Po chwili Paulina podniosła głowę i spojrzała na mnie pożądliwym wzrokiem.

– To co? Runda druga?

Przejdź do kolejnej części – Przygody Roberta cz. 10

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Robert się nieźle rozwija… 🙂 Domyślam się, że do czasu powrotu do domu jeszcze niejedno się wydarzy!

Ech, nasz młodociany Van Gogh :-)))
Tupet to on ma. Że też ja taki nie byłem za młodu. Super, robisz się Coyot coraz lepszy.

Czekam na kolejna czesc, poniewaz ta czytalem juz jakis czas temu a nastepna bedzie nowa : ) Pozdrawienia Coyotman

No i jest moja ulubiona – jak dotychczas – część Robertowej sagi.
Niecierpliwie czekam na następne.
Fox

Hm nie wiem co napisac nawet.. To jest poprostu genialne prosze Cie a raczej blagam napisz wiiecej niz te 12 czesci przygod Roberta.. Pozdrawiam serdecznie

Wiadomo juz kiedy pojawi sie cz. 10? Przeczytalem wszystkie, jestem wielkim fanem, czekam z niecierpliwoscia!

@Anonimowy Wielki Fanie – niedługo, naprawdę niedługo… ale jeszcze kilka dni musisz poczekać. Zapowiedzi publikujemy na fejsbuku, zapraszamy także na tamtą stronę.

Tydzień, dwa czy więcej??

Na pewno nie więcej niż dwa 🙂

Witaj, Coyotmanie!

Dobra kontynuacja rozkosznej wprost serii! No i chyba ostatnia, która pojawiła się na DE. Od następnego odcinka ruszasz z całkiem nowymi przygodami Roberta! Czekam z niecierpliwością, choć szczerze nie wiem, co jeszcze może przebić trójkąt z pielęgniarką oraz pokojówką 😀

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Coyotman, napisz więcej niż 12 części 😉

dołączam się do prośby Anonimowego 🙂 Pozdrawiam

Czekają na was jeszcze trzy części także spokojnie. Właśnie jestem na etapie ostatnich poprawek cz. 10 i 11 oraz kończę pisać ostatnią. W grudniu pojawią się wszystkie, więc Roberta wam nie zabraknie:)
Potem mam zamiar zabrać się za inne pomysły. A co będzie gdy je zrealizuje to sam jeszcze nie wiem. Jeśli wpadnie mi do głowy pomysł na zgrabną kontynuację Roberta (mam tu na myśli większą całość a nie tylko jeden epizod) to wtedy może coś jeszcze w tym klimacie napiszę:)

Pozdrawiam wszystkich i dziękuje za miłe opinie:)

Dodam jeszcze, że nowa ilustracja znacznie lepsza od starej 🙂

M.A.

Co mogę powiedzieć – ta część sagi bije na głowę wszystkie poprzednie razem wzięte. Rozbudowane opisy, kunsztowne zawiązanie akcji, obszerna scena erotyczna i spora dawka fetyszy maskują praktycznie wszystkie niedoskonałości opowiadania, o ile jakieś występują. Czytając tę część naszła mnie refleksja, że pierwsze dwie-trzy opowieści powinieneś po prostu napisać od nowa, bo nie wytrzymują porównania. Z drugiej strony stanowi to dowód na spory skok umiejętności, jaki dokonał się u Ciebie dzięki pisaniu. W pełni zasłużona piątka.

Pozdrawiam, Frodli 🙂

Napisz komentarz