Studencka kwatera I (Frodli)  3.33/5 (16)

21 min. czytania

Dedykowane Martusi, mojej muzie. [trochę już nieaktualne, ale niech zostanie na pamiątkę czasów, które już nie wrócą]

Wyskakująca na Gadu-Gadu wiadomość wyrwała Bartka z letargu. Najechał kursorem na „chmurkę” nad zegarem systemowym i otworzył okienko rozmowy. Krótkie „Cześć :)” już na starcie zniechęciło go do rozmowy. Dostawał dziesiątki takich wiadomości od dziewczyn, które znajdowały go w Katalogu publicznym. Postanowił jednak chwilowo oderwać się od epickiego opisu puszczy i nawiązać konwersację z dziewczyną (jak mniemał, gdyż nieznajomi mężczyźni raczej do niego nie pisywali). Krótkie „Hej :)” poszło w eter. Cisza przez kilka minut. „Dobra, olać to”, pomyślał, po czym wyłączył okienko rozmowy i wrócił do poprzedniego zajęcia. Zmaksymalizował Worda i wrócił się do pisania. „Dziedzictwo praprzodków”, jak zatytułował swoją powieść. Mało ambitna nazwa dla debiutanckiej książki maturzysty z technikum, ale miał nadzieję znaleźć wydawcę i pokazać się szerszej publice. Do tej pory pisywał historie zamieszczane na portalach z fantastyką i zbierał nie najgorsze recenzje; postanowił więc chwycić za laptopa i w przerwach od męczenia się z lekturami, angielskim, matematyką, historią i przedmiotami zawodowymi realizować się twórczo.

Szło mu nieźle, z zakładanej tetralogii ukończył już dziesięć rozdziałów pierwszego tomu. Dumania nad własną przyszłością literacką przerwała kolejna wiadomość. Ten sam numer. „Czy Ty jesteś TYM Bartoszem Zielińskim?”. Poczuł się zaintrygowany.

– Tak, to ja. Czym mogę służyć? – nadał wypowiedzi oficjalny ton; przecież nie wiedział, któż to czeka po drugiej stronie.

– Tym od „Cierni przeznaczenia” i „Heroic Story”?

Zatkało go. Pewnie trafił na wielbicielkę swej twórczości, i to nie byle jaką, skoro znała jego sagę pisaną po angielsku dla fantasy.com. „Zaraz, zaraz” – zganił siebie w duchu – „Przecież to jeszcze nie świadczy, że jest moją fanką”. W sumie pierwszy raz ktoś do niego napisał w związku z jego działalnością literacką. Cóż, widocznie staje się popularny.

– Tak, to ja napisałem te sagi.

– W takim razie miło mi poznać. Jestem Ania. Albo jak wolisz, Marysia. Anna Maria, krótko mówiąc.

– Cieszę się, że napisałaś. Jak podobają Ci się moje opowiadania?

Dopiero po naciśnięciu Enter Bartek zdał sobie sprawę, jaką palnął głupotę. Trochę nieskromnie to wyszło, ale cóż, trzeba się cenić. Najwyżej zostanie olany.

– Świetna jest. Szczególnie Ciernie. Piszesz coś teraz?

– Tak. Książkę.

– No co Ty?! Kiedy wyjdzie?

– Jeszcze nie wiem. Uczę się do egzaminu zawodowego, pisuję tylko od czasu do czasu.

– To chyba młody jesteś.

– No tak, dziewiętnaście lat, ale już prawie dwadzieścia.

– Ja mam dopiero co skończone dziewiętnaście.

– Bardzo lubisz fantasy? Z autopsji wiem, że niewiele dziewczyn to kręci.

– W sumie też nie bardzo lubiłam do niedawna, ale jak przeczytałam Twoje opowiadania, to mi się odmieniło. Mam pytanie.

– Dawaj.

– Czy Bartosz_Ziolo to Twój stały nick w necie?

– Mhm.

– Czyli „Wichry niespokojne” to też Twoje dzieło?

Uśmiechnął się do monitora. Napisał kiedyś serię opowiadań erotycznych osadzonych w klimacie fantasy i w zasadzie już o niej zapomniał. Zdziwił się, że ktokolwiek pamięta te niezgrabne bohomazy zagubione w czeluściach internetu.

– Tak, moje.

– Bo wiesz… Widziałam u chłopaka na pendrive’ie i było podpisane Twoim nickiem, ale nie dał mi przeczytać. Co tam jest?

– To moje opowiadania erotyczne.

Cisza. Pewnie ją zatkało. Po kilku minutach poświęconych na próbę powrotu do wątku w powieści znajomy sygnał.

– Co O.o ? – jedno słowo i emotka wybałuszonych oczu.

– No, opowiadania erotyczne. Nigdy żadnego nie czytałaś?

– No nie… I co tam jest?

– A, taka tam historyjka. Koleś walczy ze złem i przy okazji trochę sobie chędoży.

– To też jest fantasy?

– W zasadzie tak. Stosunki wplotłem tylko po to, żeby można było zaklasyfikować pod opowiadanie erotyczne, bo mogłaby to być samodzielna, „grzeczna” historia.

– No to może przeczytam. Słuchaj, muszę lecieć. Pa.

– Narka.

Trochę zdziwił go „buziak” na końcu, ale postanowił nie zawracać sobie tym głowy. Jednakże już po kilku godzinach odbyli kolejną rozmowę. Zaczęli regularnie ze sobą pisywać. W międzyczasie Ania pokłóciła się z chłopakiem o opowiadania Bartka i zerwała z nim. Sam czytywał „zboczone wynurzenia napaleńca”, ale o to samo miał pretensje do swej lepszej połowy, co pachniało zaborczością na kilometr i Marysia postanowiła zakończyć związek.

Zawiązana w drugiej połowie maja znajomość coraz bardziej się zacieśniała. Mogli dyskutować na każdy temat. Muzyka, literatura, plany na przyszłość, rodzina, w małym stopniu szkoła średnia, którą oboje dopiero co ukończyli. Słuchała namiętnie Bryana Adamsa, zaś on metalu. Wymieniali się ulubionymi kawałkami, przy czym Bartosz prezentował jej głównie ballady, których akompaniamentem bywały gitary akustyczne, klawisze, czasem orkiestra symfoniczna. Jednocześnie sam znał i doceniał twórcę słynnych pop-rockowych pościelówek. Literacko też się dobrali – oboje preferowali prozę i to raczej taką, w której coś się dzieje, niekoniecznie fantasy. O dziwo, plany na przyszłość też mieli niemal identyczne. Studia – Anna na uniwerku, Bartosz na politechnice. Co do kierunków zaszła już spora rozbieżność – ekonomia i informatyka, dwa popularne w początkach dwudziestego pierwszego wieku fachy. Jedynie miejsca zamieszkania im nie pasowały, gdyż mieszkali prawie sto kilometrów od siebie. Poznań i małe miasteczko koło Międzyrzecza. Na szczęście po rozpoczęciu studiów miała zamiar zamieszkać na stancji, więc przeniesienie znajomości do realiów codzienności nie powinno być trudne. W zasadzie on też pochodził z małej miejscowości, ale na czas nauki w szkole średniej zamieszkał u dziadków i już dogadał się, że może zostać na czas studiów.

Po kilku tygodniach wymienili się zdjęciami. Ujrzał ją w kreacji ze studniówki podczas przyozdabiania jakąś wstążeczką. Krótkie włosy koloru orzechowego sterczały małymi kosmykami, zaczesane w większości na prawą stronę. Szaro-niebieskie oczy schowane pod okularami w brązowych, lakierowanych oprawkach patrzyły na niego puszczając przyjacielskie iskierki. Małe usta szczerzyły się w wąskim uśmiechu odsłaniającym jedynie górny rząd równych ząbków. Gładka, jasna cera uwydatniała ciemne, wąskie brwi i dołeczki w policzkach. Naga szyja spływała na odsłonięty dekolt, który był nie mniej nieskazitelny od aparycji dziewczęcia. W płatkach uszu błyszczały małe kolczyki z diamencikiem, a całości dopełniała czarna suknia uszyta z koronki. Od razu urzekł go uśmiech koleżanki, czego nie omieszkał okazać przy najbliższej rozmowie. Równocześnie wysłał jej swoje zdjęcie. Niski chłopak rasy aryjskiej w okularach z chromowanymi oprawkami. Włosy, podobnie jak w jej przypadku, mniej więcej do brwi. Blada cera i ostatnie podrygi trądziku.

Po odebraniu wyników matur oboje skakali do nieba z radości. Po przebrnięciu przez proces rekrutacyjny znaleźli się gdzieś pośrodku list na swoich kierunkach. Bez fajerwerków, ale wyniki matur zazwyczaj nijak nie przekładają się na wyniki na studiach.

Niestety, po dostaniu się na politechnikę musiał wyjechać. Już w kwietniu załatwił sobie pracę w Niemczech i teraz, gdy nowa znajomość przywiązywała go do miejsca pobytu, decyzja stanowiła dla niego nie lada problem. Postanowił dochować wcześniej zawartej umowy i w połowie lipca wsiadł do pociągu relacji Poznań – Berlin. Przez dwa miesiące byli skazani na sms-y, które pisywali sporadycznie, kilka w tygodniu. Zamieszkał w jednoosobowym pokoju w domu właściciela plantacji śliwek i nie miał powodów do narzekań. Odbębnił swoje i wrócił do kraju bogatszy o dwa tysiące euro wysłane wcześniej dla bezpieczeństwa na konto bankowe i kilka płyt, których w Polsce nie dostałby bez nadzwyczajnego szczęścia i lustrowania godzinami Allegro. W zasadzie zarobek z wakacji pozwalał mu wieść całkiem udane studenckie życie przez cały rok tym bardziej, że nie miał żadnych opłat poza biletem miesięcznym, telefonem i internetem.

W połowie września był już w domu. Szybko wywiedział się o potrzebne na studia bibeloty i podręczniki, przewalutował oszczędności (z gazet dowiedział się, że euro może polecieć w dół) i zainstalował się ponownie u dziadków. Tego samego dnia nawiązał ponownie kontakt z Anią, która znalazła już sobie lokum, niestety w dzielnicy po drugiej stronie miasta. Nie mieli czasu na spotkanie, gdyż „wprowadzka” nastąpić miała dopiero w przededniu inauguracji roku akademickiego. Także później nie było sposobności, gdyż drużyna z jego grupy dziekańskiej szybko się zgrała i pierwszy tydzień zajęć upłynął chłopakowi pod znakiem wódki i kaca. W kolejnym tygodniu załatwiał sobie notatki z przespanych wykładów, na których był gwoli frekwencji i z żadnego innego powodu. W tym momencie okazało się, jak wielki wpływ na Bartka ma znajoma. Szybko postawiła go do pionu (potrafiła go przekonać do wszystkiego i podsuwała pomysły z takim świetnym efektem iż później mniemał, że to on na nie wpadł) i niedoszły student-leser przekształcił się w pilnego ucznia, jakim był za czasów technikum.

Pewnego październikowego popołudnia odbyła się jakże brzemienna w skutki rozmowa.

– Hej. – odezwała się, widząc jego status „dostępny”.

– Witaj.

Przy powitaniu wymienili się buziakami („:*”) i przeszli do właściwej rozmowy.

– Mam sprawę.

– Dawaj.

– Bo chodzi o to, że tam, gdzie wynajmuję pokój, mieszka taki jeden Kacper. I on chyba chce mnie poderwać, ale ja nie jestem nim zainteresowana.

– I jaki to ma związek ze mną?

– Bo on chyba sobie nie da ze mną spokoju, więc może mógłbyś przyjechać i poudawać mojego chłopaka?

Gdzieś tam w głębi duszy skrywał oczywiście pragnienie czegoś więcej, niż przyjacielskiego spotkania się z nią w realu, ale nie przypuściłby, że sposobna sytuacja sama się przydarzy. Serce zabiło mu szybciej, poczuł także uderzenie ciepła. Niby nic, a jednak wreszcie mieli się spotkać. Umówili się na najbliższy czwartek, najdogodniejszy termin dla obojga.

W dniu spotkania chodził podenerwowany, a wykłady dłużyły się w nieskończoność. Ulubiona matematyka stała się jednym z wielu nudnych przedmiotów, na angielskim „odrobił pańszczyznę”, programowanie upłynęło mu na pisaniu symulatora wyświetlającego słowa „miłość”, „przyjaźń”, „obojętność” i „nienawiść” w zależności od wyniku rzutu kością czterościenną. Za dobry znak poczytał sobie, że większość wyników wskazywało na „przyjaźń”. Na kości wypadała więc dwójka, a do kajetu również omal nie poleciało dwa za niewykonanie zadanego ćwiczenia. Sam nie wiedział, czy się zakochał, czy nie. Pewnym był tylko, że na pewno Anna Maria nie pozostawała mu obojętną.

Umówione na osiemnastą spotkanie na przystanku tramwajowym koło jej mieszkanka zbliżało się wielkimi krokami. Założył swoje ulubione dżinsy i jasnobrązowy, rozpinany sweter. W drodze na przystanek tramwajowy słuchał na odtwarzaczu mp3 balladę Demons & Wizards „Down Where I Am” śpiewaną z ekspresyjnym bólem w głosie przez Hansiego Kurscha.

I don’t wanna hold you,

I don’t wanna see you,

Even birth can bear disgrace.

I don’t wanna hold you,

I don’t wanna see you,

Or even the smile upon your face.

Kierując się na tramwaj linii cztery wstąpił do kwiaciarni i zakupił piękną, pąsową różę. Cóż, oficjalnie była to konspiracja nastawiona na spławienie Kacpra, nieoficjalnie chciał sobie zdobyć sympatię przyjaciółki już na starcie znajomości i dać upust swej romantycznej naturze. W drodze do niej spotkał kolegę z byłej klasy technikum. Podali sobie ręce i rozpoczęli krótką konwersację, gdyż Bartek za dwa przystanki miał wysiąść.

– Do laski jedziesz? – skomentował widok kumpla Darek.

– To się jeszcze okaże… – westchnął chłopak, po czym podrapał się po potylicy.

– Już rozpracowana?

– Aż tak dobrze to nie mam.

– Widzę, że próbujesz „na dobrego”? – określił metodę podrywu przyjaciel po dostrzeżeniu róży w dłoni Bartka.

– He he, trzeba się pokazać. – pochwalił się pytany.

– A co porabiasz? Pracujesz czy studiujesz?

– Na polibudę się dostałem, a o siano się nie martwię, bo byłem w Niemczech w wakacje.

– No to nieźle. Ja prowadzę z ojcem interes na Allegro i wychodzę parę tysięcy na miesiąc do przodu, a może niedługo będzie lepiej.

– To nie dla mnie, nie mam czasu na ślęczenie przed komputerem i sprowadzanie towaru z Chin. O, mój przystanek chyba.

Pożegnał się z Darkiem i wyszedł. Po chwili zadzwonił telefon.

– Hej, gdzie jesteś? – ciepły głos Ani odbił się szerokim echem w jego głowie.

– No wysiadłem już z czwórki, a co?

– Bo przejechałeś przystanek.

Zmieszał się, ale szybko odzyskał rezon.

– Dobra, spoko, to już się cofam.

– Nie ma sprawy, spotkamy się w połowie drogi.

Po odłożeniu telefonu omal szlag go nie trafił. Mała kompromitacja na sam początek, ale cóż. Cytując klasyka: „Prawdziwego mężczyzny nie poznaje się po tym, jak zaczyna, ale jak kończy” (ten sam klasyk stara się dziś dowieść, że prawdziwy mężczyzna nie kończy nigdy). Szedł więc raźnym krokiem, dzierżąc w dłoni zwróconą kwiatem ku dołowi różę. Podczas podróży w podgrzewanym tramwaju nieco zmizerniała, ale wilgotna, podeszczowa aura zdecydowania poprawiła jej kondycję.

Spotkał ją na wylocie dróżki osiedlowej. Stała na chodniku – drobna brunetka z pasemkami, jak na zdjęciu ze studniówki. Nie zmieniła się wcale. Uśmiech, od którego robiło się ciepło i lekko na sercu. Przyjazne iskierki błyskające z oczu schowanych za szkiełkami okularów. Założyła brązowe kozaczki sięgające niemal kolan, grube rajstopy pod kolor i pasującą do reszty spódniczkę odsłaniającą kawałek zgrabnych nóżek uwięzionych za bawełnianą siateczką. Całości dopełniał ciemny płaszczyk kończący się w połowie ud.

Wyszczerzył do niej zęby najprzyjaźniej, jak potrafił i wsparł kwiat róży na swej dłoni.

– Cześć, mam coś dla ciebie. – odezwał się nieco niepewnym głosem.

Kąciki jej ust powędrowały w górę na widok pąsowego kłębka płatków wspartego na zielonej, kolczastej łodyżce. Przyjęła podarunek i powąchała wonny kwiat. Błogi wyraz jej twarzy stanowił dla chłopaka największy powód do zadowolenia. Ruszyli spacerowym krokiem ku jej kwaterze. Przemieszczali się uliczkami wdzięcznie ochrzczonymi imionami i nazwiskami bohaterów książek Sienkiewicza. Domki jednorodzinne rozsiane były nieregularnie, gdyż część znajdowała się w budowie, a niektóre jeszcze w fazie projektowania.

W końcu dotarli do piętrowego domu pokaźnych rozmiarów. Schody wejściowe prowadziły ku górze, gdzie na wysokości ich oczu znajdował się taras z drzwiami wejściowymi i na dół, gdzie też skierowała się Anna Maria.

– Mamy osobne wejście, bo mieszkamy na dole. Kuchnia, jadalnia, łazienka i cztery pokoje, jak osobne mieszkanie. – wytłumaczyła, siłując się z zamkiem, który ustąpił dopiero po włożeniu innego klucza.

Weszli do sieni. Prowadziła wprost na podłużny korytarz, po którego prawej stronie znajdowały się drzwi do kolejnych pokoi, a na końcu kuchnia ze stołem i kilkoma krzesłami. Przeszli do przedostatnich drzwi.

– Witam w moim królestwie. – rzekła, zapraszając go do środka.

Kwaterka była wcale sympatyczna. Łóżko jednoosobowe w kącie, dwie duże szafy, biurko z komputerem, stół i dwa fotele. Zdjął kurtkę, którą powiesiła na wieszaku i schowała do szafy.

– Kacper miał dzisiaj imieniny i wybył z kumplami na miasto, tak więc raczej się tu ponudzimy. Chcesz coś do picia? Herbata, kawa? Zrobiłam brzdąca, musisz spróbować.

Już w drodze z przystanku zauważył, że akcentuje ostatnią sylabę w zdaniu, przez co jej wypowiedzi brzmiały niczym deklamacje zadumanej poetki. Spodobał mu się jej śpiewny akcent i niemal rozbolały go uszy, gdy zamilkła.

– Ja? Może herbatkę.

Z wielką chęcią słuchałby jej dłużej, ale znikła w kuchni, wołając dopiero stamtąd:

– Chodź, poznasz dziewczyny.

Bez pośpiechu udał się na miejsce spotkań sublokatorów przyjaciółki. Zastał dwie czarnowłose studentki ubrane w czarne sweterki i dżinsy.

– To są Kamila i Kasia, a to Bartek. – przedstawiła ich Ania. Obie młode kobiety różniły się od siebie tylko kolorem oczu i rysami twarzy, będąc do siebie podobnymi w sposobie podania mu ręki, mowie i posturze. Kasia od razu porwała piwo z lodówki i zajęła się oglądaniem meczu w telewizorku na stoliku postawionym w kącie.

– Ładną różyczkę dostałam? – pochwaliła się Marysia, kładąc trofeum na stole.

Koleżanki uśmiechnęły się do Bartka, wprawiając go w niejakie zakłopotanie.

– Kasia i Kamila studiują psychologię i są już na czwartym roku. Jestem tu najmłodsza. To fajne dziewczyny.

Słowa te wymówiła po powrocie do pokoiku. Bartosz przyniósł kubki z herbatą, a Ania talerz z ciastem i talerzyki. Nie omieszkała poczęstować towarzyszek, które zostały w kuchni, by podziwiać popisy reprezentacji Polski walczącej o Euro 2008. Usiedli wygodnie w fotelach, patrząc na siebie.

– Całkiem fajną masz kwaterkę. Daleko masz na uczelnię? – starał się nawiązać rozmowę, jadąc po najmniejszej linii oporu.

– Dwadzieścia minut, nie narzekam. Myślałam, że w liceum miałam świrów w klasie, ale tu wyczyny chłopaków przekraczają wszelkie pojęcie. Dzień w dzień zapraszają mnie na imprezy, dopiero dzisiaj się wyłgałam spotkaniem, chociaż i tak bym nie poszła, ledwie stoję.

– No to biedna jesteś… Ja już raczej skończyłem z imprezowaniem.

– Ja chyba też dam sobie spokój… Puść mi coś, pewnie wziąłeś ze sobą odtwarzacz?

– Jasne – odparł, po czym podszedł do komputera spoczywającego na wepchniętym w kąt biureczku. Zanurkował pod blat i wyjął wtyczkę głośników z gniazda w karcie muzycznej. Podpiął ją do swego odtwarzacza mp3 i po chwili z głośników poleciały pierwsze akordy „Lamento Eroico” włoskiej grupy Rhapsody. Podniosła się z fotela i przysiadła do niego, gdyż w celu zmiany kawałków musiał usiąść „po turecku” na dywanie. Patetyczna pieśń z wzniosłym finałem ustąpiła miejsca subtelnej, akustycznej, legendarnej „Pieśni barda – w lesie” niemieckiej kapeli Blind Guardian. Bartek poczuł się na tyle rozluźniony, że szeptem podśpiewywał tekst całego utworu.

– Puść jakiś album i chodź na fotel, co tak będziemy koczować na podłodze – zaproponowała.

Nie widząc przeszkód włączył „Forgotten Tales” słuchanego przed chwilą Ślepego Strażnika. W połowie cover album, w połowie stare utwory zespołu w wersjach akustycznych. Wrócili do picia herbaty i pałaszowania ciasta.

– Słodziutkie. Kto cię uczył piec?

– Babcia i mama. Gdyby dziewczyny wczoraj nie podprowadziły mi maminego sernika zobaczyłbyś, jak świetne miałam nauczycielki.

– Na pewno nie jesteś gorsza od nich, przynajmniej w robieniu brzdąca.

Uśmiechnęła się i dopiła ostatni łyk herbaty, po czym wyciągnęła przed siebie nogi i złożyła dłonie na podołku.

– Ale mnie stopy po wczorajszym bolą… Naprawdę chłopaki przesadzili z tym maratonem balang… Gdybym położyła się do łóżka, pewnie raz-dwa bym zasnęła. – wymamrotała, przeciągając się. W pozycji półleżącej, jaką przyjęła na fotelu, wyglądało to całkiem imponująco- wyprostowane nogi, napięte wszystkie mięśnie, naprężone piersi, uniesione w górę ręce, błogi wyraz twarzy. Chłopak odruchowo przełknął ślinę siłą woli powstrzymując się, by nie zabrzmiało to jak żabi rechot. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiętnasta. Nie zamierzał jeszcze wychodzić, dopiero co przyszedł, ale towarzyszka groziła zaśnięciem.

– To może zrobię ci masaż stóp? – zaproponował. Spojrzała na niego znad okularów. Gdyby nie miał swoich, pewnie utonąłby w jej oczach.

– Wiesz, że nawet byłoby miło.

– Tylko nie na fotelu. Połóż się wygodnie na łóżeczku, ja puszczę jakąś muzyczkę i będzie fajnie.

Podniósł się i ponownie usiadł na dywanie. Obeznane z obsługą odtwarzacza palce szybko znalazły „The Best of Me” Bryana Adamsa i już po chwili z głośników rozległ się krzyk „You got it!”. W tym czasie Ania usadowiła się na swym wygodnym legowisku. Złożyła głowę na poduszce i przyjęła pozycję z fotela- nóżki prosto i splecione dłonie, tym razem spoczywające na brzuszku. Od boku scena wyglądała jak obrazek ze „Śpiącej królewny”. Oddychała spokojnie, ruchy przepony były niemal niezauważalne.Podszedł do łóżka spokojnym krokiem i usiadł na wprost niej, kładąc jej stopy na swych skrzyżowanych łydkach. Spojrzał nań z góry i chrząknął.

– O ile pamiętam, masuje się nie okrytą skórę – stwierdził rzeczowo.

Otworzyła oczy i zaczerwieniła się.

– Czyli mam zdjąć rajstopy?

– Raczej tak.

– To na co czekasz?

Od tej propozycji krew uderzyła mu do skroni, niemal rozsadzając głowę. Położył zauważalnie drżące dłonie na jej piszczelach i zaczął przesuwać je wzdłuż smukłych nóg dziewczyny. Pod siatką brązowego, bawełnianego materiału wyczuł jędrną skórę i napięte mięśnie. Gładził ją otwartymi dłońmi, docierając do kolan. Przysunął się bliżej, gdyż rękoma nie byłby w stanie sięgnąć bioder. Jej nogi rozchyliły się nieznacznie, a łydki ścisnęły go w pasie. Uda zakrywała spódnica. Wchynął pod nią, nie przestając wykonywać powolnych, kolistych ruchów. Pochylał się coraz bardziej; już prawie na niej leżał. Dopiero, gdy dobiegał końca pierwszy utwór, jego dłonie znalazły się na biodrach Ani. Opuszki palców natrafiły na nieosłoniętą skórę, która gwałtownie cofnęła się przed dotykiem. Mimowolny spazm Marysi dodał Bartkowi animuszu. Zahaczył palcami wskazującymi o gumkę rajstop i pociągnął ku sobie. Nim dotarł go kolan, złączyła uda i przycisnęła do nich ręce, zakrywając je falującym materiałem spódniczki. Wyprostowała i uniosła nogi, pomagając w ten sposób uwolnić się z rajstop. Zaraz potem oparła stopy o jego tors.

– Cofnij się, przecież nie rozkraczę się przed tobą w samych majtkach.

Obniżył wzrok. Ujrzał parę idealnie symetrycznych stópek. Tak, stópek, gdyż inaczej nie mógł nazwać zjawisk niewiele większych od jego dłoni. Zginała filuternie filigranowe paluszki, jakby ponaglała go do wrócenia na miejsce, w którym usiadł na początku. Skóra nie miała ani jednej skazy, a podeszwy były delikatne niczym jedwab, za wyjątkiem pięty (grubsza, aczkolwiek miękka, różowiutka skóra) oraz opuszka palucha i poprzecznego paska skóry u nasady palców. Miał ochotę pożreć te małe cuda natury, ale musiał się powstrzymać. Niechętnie uniósł biodra i na kolanach wycofał się na odpowiednią odległość. Ponownie poczuł ciężar jej stópek na swych łydkach. Ujął jedną z nich w lewą dłoń. Przykrył nią trzymaną kończynę i zaczął gładzić jej grzbiet, kierując się od czubków palców ku kolanom. Nie spieszył się. Powolne, mało zamaszyste ruchy miały za zadanie rozgrzać mięśnie i zrelaksować Marysię. Gdy dotarł do końca podudzia, wrócił do stopy i tym razem rozmasował jej bok. Zadowolona Ania leniwie prostowała i wyginała paluszki, ciągle odwracając uwagę Bartka od wykonywanej pracy. Rozmasował drugi bok stopy i podeszwę. Podobny zabieg wykonał z zaniedbaną do tej pory nóżką, po czym przeszedł do meritum sprawy.

Odłożył jej stopę na swoje miejsce i potarł swoje dłonie o siebie. Marysia znów przyjęła pozę „Śpiącej królewny”, ale zamiast spać, wpatrywała się cały czas w jego ręce. Delikatnie ujął jej prawą stopę lewą dłonią, podtrzymując ją na wysokości ścięgna Achillesa. Chwycił kciukiem i palcem wskazującym największy paluszek i potarł go delikatnie oboma opuszkami, wykonując przy tym koliste ruchy. Czuł, jak napięte mięśnie się rozluźniają, lecz dopiero po ponad minucie uznał zadanie za wykonane i zajął się kolejnym palcem.

– Nieźle ci idzie – pochwaliła go. – Może zrobisz jakiś kurs i otworzysz salon, byłabym twoją stałą klientką.

– I ulubioną – zapewnił, zabierając się do masażu podeszwy. Chwycił stopę obiema dłońmi. Zaczął rozcierać kciukami mięśnie między kośćmi śródstopia. Gdy zamiast nacisnąć pogłaskał cienką skórę stopy, Anią targnął spazm wywołany łaskotkami. Dziewczyna mimowolnie zachichotała.

– Uważaj, bo jeszcze orgazmu dostanę – rzuciła ze śmiechem. – I cały dom zleci się zapytać, czego się tak drę.

– Pewnie sporo bym się musiał namasować – odparł Bartek, wracając do rozcierania napiętych mięśni. Zajęcie nie należało do najtrudniejszych, a przy okazji mógł się upajać dotykiem aksamitnej skóry, grą mięśni i ścięgien pięknego ciała. Momentami Ania mruczała z zadowolenia, czasem głęboko wdychała powietrze i wypuszczała je z ulgą, gdy trafił na wrażliwe miejsce i rozładował skumulowane w nim napięcie mięśni. Dziewczyna relaksowała się coraz bardziej szczególnie, że z głośników co i rusz dobiegały dźwięki jakiejś ballady Bryana Adamsa.

– Jesteś naprawdę świetny – wyznała po kilkunastu minutach milczenia i zasłuchania obojga w lekko zachrypnięty głos Kanadyjczyka – Już dawno tak się nie odprężyłam… Chyba będę musiała częściej cię zapraszać.

– Zawsze do usług – odrzekł dwornie, przechodząc do masażu drugiej stopy.

– Na pewno nikt cię nie uczył masażu stóp?

– No wiesz, czytało się trochę tekstów w internecie… W zasadzie jesteś moim króliczkiem doświadczalnym.

– Miło mi, takie eksperymenty mogłabym nawet polubić.

Tercet Stinga, Adamsa i Stewarta rozpoczął „All for Love”, gdy rozmowa między nimi ucichła. Marysia przymknęła oczy i poddała się całkowicie dłoniom Bartka. Chłopak zajął się skwapliwie stópką koleżanki i zakończył jej masaż w niecały kwadrans. Gdy skończył rytuał zauważył, że od jakiegoś czasu dziewczyna nie wydała z siebie żadnego dźwięku świadczącego o reagowaniu na dotyk masujących ją dłoni. Jednocześnie jej oddech stał się miarowy, a piersi równomiernie wznosiły się i opadały kilka razy na minutę. Śpiąca królewna zasnęła snem kamiennym. Cieszył się, że aż do tego stopnia się odprężyła, ale ktoś musiał go odprowadzić na tramwaj. Chcąc zrobić jej małego psikusa, poślinił palec wskazujący i połaskotał nim delikatne miejsce na świeżo wymasowanej podeszwie. Zero reakcji. Zdobył się na odwagę i uniósł stopę do swych ust. Złożył pocałunek na opuszku dużego palca, po czym wysunął język i zaczął nim jeździć do pięty i z powrotem. Po drodze kreślił esy-floresy na wewnętrznej krawędzi stóp, gdzie znajdowała się najbardziej podatna na łaskotki i wszelki dotyk skóra. Po kilku sekundach zabawy Ania drgnęła. Przyssał się wargami do pieszczonej stopy, przyspieszając ruchy języka. W mig obudziła się i na sam początek wierzgnęła trzymaną przez Bartka nogą. Spojrzała nań trochę nieobecnym wzrokiem zdradzającym zbrodnię wyrwania jej ze snu.

– To też element masażu? – spytała spokojnie.

– Mhm – wydobyło się z zasłoniętych ust chłopaka.

– Hi hi, pierwsze słyszę o takiej technice – skomentowała i znów wierzgnęła mimowolnie, gdy połechtał najdelikatniejszą skórę na jej stopie. W pokoju rozległ się chichot łaskotanej Marysi. Bartosz nie przestawał lizać jej skóry i dodatkowo przesunął prawą dłoń na podudzie dziewczęcia, masując kolistymi ruchami zgrabną łydkę. Kolejne spazmy targały ciałem studentki, a towarzyszył im coraz mniej powstrzymywany śmiech. Jej organizm miał już stanowczo dość łaskotek i stopa niemal wyrywała mu się z dłoni, byle uciec przed jakże przyjemną torturą. W końcu wyrwała mu nogę, ale on natychmiast dopadł drugiej stópki i zajął się nią z nie mniejszą zawziętością. Znów próbowała się wyrywać, ale nie była nawet w stanie wymówić słowa, każda próba wydobycia z siebie głosu kończyła się przerwaniem słowa w połowie i niepohamowanym wybuchem śmiechu.

– Przes… – zaczęła piskliwym tonem wywołanym przez łaskotki i natychmiast roześmiała się. – To wca… – kolejna próba zakończyła się niepowodzeniem. Przekomarzanki rozwinęły się do tego stopnia, że wolną nogą próbowała odepchnąć go od siebie, nie przestając się śmiać. Znienacka chwycił prawą stópkę, która tak nachalnie go szturchała, popychała i napierała mu na policzek i brodę, byle oderwał usta od cierpiącej rozkoszne męki Ani. Chwycił obie nóżki w kostkach i począł lizać, całować i delikatnie gryźć oba skarby porwane w zachłanne dłonie, które podniósł sobie na wysokość twarzy. Wyrywała mu się na wszystkie strony, ale klęczał niewzruszenie i zadawał jej najoryginalniejsze tortury, jakich do tej pory doświadczyła. Nieraz stópki rozchylały się, a wtedy w powstałej szczelinie miał widok prosto na Marysię. Zarumienione policzki i dekolt, wyszczerzone ząbki i zaciśnięte na pościeli dłonie wcale nie zdradzały, by dziewczę cierpiało niewyobrażalne katusze. Zauważył, że w ferworze walki podwinęła się jej spódniczka. Może nie miał idealnego widoku, ale dostrzegał białe majteczki z pasmem białej siateczki na przodzie, które pozwalało dojrzeć ciemne włoski porastające najintymniejszy zakątek Anusi.

– Daj już spokój, zaraz będziesz musiał iść – próbowała negocjować, gdy oderwał od niej usta dla zaczerpnięcia oddechu. W tle rozpoczynało się właśnie „Everything I Do”, którego klimat dziwnie nie pasował do zbliżającego się rozstania pary przyjaciół.

– Jak na razie nie jesteś nawet w stanie stanąć na własnych nogach – zaśmiał się. – Podobał się masaż? A może chcesz jeszcze?

Otworzyła już usta, by protestować, ale natychmiast przyssał się wargami do jej stópek. Powstrzymując się przed nadchodzącymi spazmami, odepchnęła się rękoma od pościeli i zanurkowała głową prosto między swe stopy rozpychając je swymi dłońmi i przywarła ustami do Bartosza. Chłopakowi zaparło dech w piersiach. Natychmiast puścił trzymane dotąd kurczowo nóżki Ani. Trafiła idealnie na rozchylone, rozgrzane ciepłem jej skóry i błyszczące od śliny wargi. Nie zdążył schować języka, ani nawet w jakikolwiek sposób zareagować. Dopiero po chwili zorientował się, że jej nogi uwolnione z uścisku obejmują go w pasie. Położył dłonie na biodrach towarzyszki. Nim się zorientowała, leżała już pod nim i namiętnie się z nim całowała. Wplotła dłonie w jego włosy i poddała się czarowi chwili. W tej chwili łaknęli siebie bardziej, niż jacykolwiek inni ludzie na Ziemi. Ich usta poznawały się powoli, wargi rozstawały się ze sobą i pocierały o siebie, a języki nieśmiało trącały się czubkami. Dłonie Bartka powędrowały w górę, a opuszki palców przemykały po ciele Ani. Wylądowały na ramionach, a ostatecznie policzkach dziewczyny. Na moment oderwał od niej usta i spojrzał prosto w jej oczy, które zaszły mgiełką błogości, aczkolwiek jeszcze nie zgasły w nich filuterne iskierki. Usta wyszeptały tylko trzy słowa, które co prawda zmroziły krew w żyłach chłopaka, ale spodziewał się ich i był na nie przygotowany.

– Jeszcze nie teraz…

Pogładził jej policzek i uniósł brodę, by złożyć ciepły pocałunek na czole Marysi. Następnie zetknął czubek swego nosa z jej, chcąc widzieć jak najbardziej z bliska cudowne szaro-niebieskie oczęta. Wpatrywał się w nie dziesiątki sekund. Żadne z nich nie zamrugało, jedynie źrenice drgały w rytm bicia ich serc. Smutny bądź co bądź klimat rozerwały pierwsze akordy „Please Forgive Me”. Pomimo słów Ani wciąż leżeli wtuleni w siebie, on pieścił dłońmi jej policzki, a ona trwała z palcami wtopionymi w jego czuprynę i udami przylegającymi do bioder chłopaka. Z głębokiego wdechu, zwężenia źrenic, szybszego bicia serca wyczytał, że chce powiedzieć coś jeszcze, ale położył palec na ustach, które nie zdążyły się rozewrzeć.

– Nic nie mów. Lepiej chodźmy na przystanek, bo ucieknie mi tramwaj.

Nie powiedział z tego z wyrzutem. Pierwsze zdanie zabrzmiało ciepło i przepraszająco, drugie miało ją rozbawić. Jakoż rzeczywiście, wesołe ogniki wróciły do jej oczu, a uśmiech zagościł na ustach. Usiadła na krawędzi łóżka, podpierając się dłońmi i kiwając beztrosko nóżkami, unosząc je w górę i opuszczając na podłogę. Bartek natomiast wziął w dłonie jej rajstopy i uklęknął przed nią, by je założyć. Ponownie chwycił delikatnie stópki i nim zakrył je przed światem warstwą brązowej tkaniny, czule pocałował obie pięty. Chwilę później dotarł dłońmi do kolan, ud i bioder. W jego nozdrza uderzył słodki, upojny zapach kobiecego wnętrza. Podpierając się na rękach, uniosła pupę. Nim nawlekł na jej ciało całe rajstopy, wsunął dłonie pod majteczki i drasnął paznokciami nagie pośladki. Zadrżała i opadła na łóżko, ale do tego czasu zdążył uciec dłońmi i zrównać ze sobą górne krawędzie rajstop i majtek.

– To co, idziemy? – zaproponował po chwili milczenia, wstając z klęczek.

– Mhm – mruknęła i również wstała.

Założyli buty i kurtki. Bartek pożegnał się z koleżankami Ani, po czym opuścili mieszkanko. Szli tą samą drogą, lecz tym razem świeciły nad ich głowami gwiazdy, a temperatura powietrza zwiastowała wczesne mrozy. Zachowywali się, jakby do niczego nie doszło.

– Jak tam nóżki? Lepiej? – zapytał, gdy już docierali na przystanek.

– Na jakiś czas masażu mam dosyć – odparła, uśmiechając się.

– Polecam się na przyszłość – zripostował pewnym siebie tonem. – O, moja czwórka! – krzyknął na widok nadjeżdżającego tramwaju. Przyspieszyli kroku i dotarli na miejsce, nim transport chłopaka podjechał na przystanek. Mieli jeszcze czas na krótkie pożegnanie.

– Kiedy następne spotkanie?

– Może w sobotę? Zrobilibyśmy ten maraton, który mi obiecałeś.

– Nie ma sprawy, jeszcze się zgadamy.

Dźwięk tramwaju dzwoniącego na samochody przerwał rozmowę. Uścisnęli się i pocałowali w policzki, a sekundy później Bartek siedział wygodnie w sunącym po szynach wehikule i notował w myślach część dalszą „Wichrów niespokojnych”.

Przejdź do kolejnej części – Studencka kwatera cz. 2

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Cudne! Urocze! Piękne!
Frodli tym jednym opowiadaniem i tym Brianem Adamsem przywołałeś taką masę wspomnień, że aż się wzruszyłam 🙂 Tylko, że u mnie to nie był 2008 a 2000, hehe. Ale Adams od lat wielu zapewnia nastolatkom oprawę muzyczną do pierwszych uniesień, i dobrze, bo świetnie mu to wychodzi.
Że przytoczę cytat:
"Still feels like our best times are together
Feels like the first touch
Still getting closer baby
Can't get closer enough
Still holding on
You're still number one
I remember the smell of your skin
I remember everything
I remember all the moves
I remember you, yeah"

Yeah, Frodli. Yeah 🙂

Ja od siebie dodam, że subtelność gitary prowadzącej w tym utworze jest porażająco piękna 🙂
Opowiadanie czytałem kiedyś na DE – w wolnej chwili sobie przypomnę i się wypowiem.

Dobrze Frodli mieć Cię w naszych szeregach 🙂
Przynajmniej nie jestem osamotniony w dziale nasto 🙂

http://www.youtube.com/watch?v=9EHAo6rEuas

Tu macie tą wersję gdzie ta gitaraka jest od samego początku – bo są dwie wersje – jedna nieco okrojona 🙂

Ładna polszczyzna, subtelny, gładki styl. Natomiast zdecydowanie nie jestem w grupie docelowej, do której adresowane są opowiadania portretujące pierwsze porywy serc nastolatków. Nie podzielam też zachwytów nad twórczością pana piosenkarza z Kanady:)

O Gustach się podobno nie dyskutuje 🙂
Nie chcę wyjść teraz na oportunistę…
Też wielkim fanem Adamsa nie jestem. Dawno już tez nie słuchałem – nawet tego utworu, który wyjątkowo lubię (ach te sentymenty). Poza tym jak wspomniałem – doceniam pana gitarzystę. Lubię kiedy muzycy nie wychodzą przed szereg, nie popisują się. Tutaj jego przygrywki są świetnym dopełnieniem utworu.
Obracam się w kręgu kilku amatorskich zespołów (różno)rockowych i wiem jak upierdliwi bywają gitarzyści chcący wybić się na piedestał

Dziękuję za miłe przyjęcie, następne opowiadanie będzie premierowe (to ma już około 5 lat), więc okaże się, jaką obecnie formę reprezentuję 🙂

Hej, Frodli, super, że mamy już dwie nowe osoby tekstujące razem z nami 😉

Jak na pięcioletni tekst jest w porządku, wytrzymał próbę czasu. Zmęczyło mnie tylko nagromadzenie zdrobnień przy opisie masażu. Ale to moje czepialstwo. Poza tym fajny, subtelny klimat.
Ech, dawne czasy, młodzieńcze fantazje… Wróciłby człowiek do tych chwil, to pewne.

Ktoś tu ma duży talent, i zdecydowanie kwalifikuje się na najlepszą erotykę w sieci

Rzeczywiście można się cofnąć w czasie, istny wehikuł. Urocze.

Dobry wieczór,

pojawienie się drugiej części "Studenckiej kwatery" zmotywowało mnie, by przeczytać pierwszą, którą kiedyś, bardzo dawno temu, zacząłem, lecz z jakiegoś powodu nie dokończyłem. Opowiadanie okazało się całkiem sympatyczne, nawet jeśli pozbawione prawdziwych "momentów" 😀 Zgadzam się z Coyotmanem, który nazwał Cię "Specjalistą od kategorii nastolatków" – dobrze czujesz ten młodociany klimat. Przy okazji sprawiasz, że i mi przypominają się pewne moje dawne przygody (niestety, trudno było wówczas spotkać niewiastę będącą fanką literatury fantastycznej 🙂 Ach, miłych wspomnień czar! Gdzież się podziały niegdysiejsze śniegi, itd. itp.

Skończywszy część pierwszą od razu, bez chwili przerwy, przystąpiłem do drugiej. To najlepiej świadczy o to, że ze swoją prozą trafiłeś w mój gust!

Pozdrawiam
M.A.

Bardzo fajne opowiadanie choć kilka momentów jest nieco zbyt mało prawdopodobnych, można powiedzieć, niezdarnych ale to nic. Urocze i słodkie. Od razu przypominają mi się młode lata. Luca Thurili – Rhapsody, symphonic metal. Kończyłem wtedy pierwszy fakultet. I mam trochę podobne wspomnienia.

Kawałek w którym ona zasypia a on liże jej stopy niczym Reptilianin :D. No nie wiem która dziewczyna chciała by się jeszcze raz umówić :).

Napisz komentarz