Przygody Roberta I (Coyotman)  4.13/5 (20)

29 min. czytania

Był upalny dzień początku lata, właśnie siedziałem w pociągu, który toczył się do jednego z niewielkich miast w południowej części Pomorza. Celem podróży był ośrodek wypoczynkowy nad jednym z tamtejszych jezior, a dokładniej pole namiotowe znajdujące się niedaleko jego brzegu. I pewnie wszystko by było w porządku gdyby nie fakt, że ów pociąg był dość poważnie zatłoczony i było tak upalnie, że nie dało się oddychać. W dodatku miałem pecha usiąść koło spoconego grubasa, który wciąż żarł batoniki, popijając je colą, puszczając przy tym ohydne bąki. Pewnie jednak jakoś bym to przetrwał bez narzekania gdyby nie fakt, że nie cierpię szkolnych wycieczek…

Niestety, zostałem do tego zmuszony. Moi rodzice są dość zapracowanymi ludźmi, wciąż są w rozjazdach. Moja mama żeby mi jakoś wynagrodzić to, że mają dla mnie mało czasu wysyła mnie co roku na tego typu wycieczki. Jest to tym bardziej dla niej łatwe, że jej kuzynka jest dyrektorką szkoły, w której się uczę.

Nie mam właściwie wiele do gadania, bo co może zrobić szesnastolatek przeciwko staruszkom, którzy nie chcą żeby pół lata spędził sam w domu? W sumie im się nie dziwię, ale jednocześnie strasznie mnie to wszystko wkurza. Nie lubię tego typu wypraw, jestem typem człowieka, który ceni sobie spokój, który lubi decydować o tym co ma za chwile zrobić, a czego nie, a tymczasem czekają mnie dwa tygodnie gdzie wokół będzie mnóstwo ludzi, których w większości nie znam, gdzie będą mi mówić o której mam wstać i o której się położyć, gdzie mam iść, co zrobić… itd.

W dodatku jest jeszcze inny spory minus. Grupa z mojej szkoły to 30 osób, na miejscu mają być jeszcze trzy grupy liczebnie zbliżone do naszej, więc raczej nie rokuje to zbyt wiele spokoju, tym bardziej, że mamy nocować pod namiotami.

Na miejsce dotarliśmy po sześciu godzinach podróży pociągiem i godzinie jazdy autobusem. Przyznam, że kiedy wreszcie wyszedłem z tych strasznie ciasnych pojazdów po tych kilku godzinach, poczułem się cholernie dobrze. Myślę, że podobnie muszą się czuć ludzie, którzy po kilku latach opuszczają więzienie.

Samo miejsce nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia, najbardziej w oczy rzucał się oczywiście dość sporych rozmiarów hotel, jezioro i pole namiotowe. Całość tworzył dość pokaźny kompleks gdzie było kilka mniejszych budynków, były boiska do siatkówki plażowej, całość otaczały lasy i bagna. Byłem już tu dwa lata temu, więc może stąd moja reakcja była nieco mniej żywiołowa, zresztą nawet wtedy jakoś niespecjalnie byłem podekscytowany. Dziewczyny oczywiście piszczały jak tu pięknie, chłopaki byli zdecydowanie ciszej, ale pewnie w myślach mieli już jakiś plan żeby uciec gdzieś na bok i wyciągnąć swoje alkoholowe zapasy. Przyznam ze pomysłowość chowania niektórych rzeczy tak żeby wychowawcy się nie połapali nawet na mnie robiła wrażenie. Na przykład ja bym nie wpadł na to żeby uszyć nieco większą poszewkę na namiot żeby tam ukryć kilka puszek od piwa czy butelek wódki. Szczytem było jednak dla mnie przymocowanie pokaźnego pudła do tyłu pociągu, a potem niepostrzeżenie upchnięcie go w bagażniku autobusu. Komiczne były szczególnie próby odwrócenia uwagi wychowawców, tak żeby nie połapali się o co chodzi.

Nadszedł czas rozstawiania namiotów, wychowawcy w tym czasie udali się załatwić sprawy formalne związane z naszym przybyciem, choć szczerze przyznam, że nie wgłębiałem się w to wszystko, po prostu starałem się robić swoje, czyli rozłożyć w miarę szybko i sprawnie namiot w możliwie najdalszym zakątku od całej reszty, a potem się jakoś w nim rozpakować. Mój plan zadziałał tylko połowicznie, bo niestety bardzo szybko okazało się, że ludzi przyjechało tu tyle, że właściwie namiot stał przy namiocie. Byłem tym tak rozczarowany, że zupełnie nie zwróciłem uwagi na to, kto rozbił się koło mnie.

Sam proces rozkładania namiotu był dla mnie dość prosty, więc zajęło mi to kilka minut, na szczęście jedyne, co udało mi się wypertraktować z moją mamą odnośnie wyjazdu to to, że będę mógł w namiocie być sam – reszta miała dobrać się w dwójki, problemem na pierwszą myśl była parzysta liczba osób z naszej grupy. Ktoś zostałby więc bez pary, ale na szczęście trzech kolesi ode mnie z klasy uwielbiało się na tyle, że gotowi byli w smrodzie i ciasnocie spać we trójkę. Kiedy skończyłem zabawę w rozkładanie namiotu, wyciągnąłem zdecydowanie najcenniejszą rzecz jaką ze sobą wziąłem na te dwa tygodnie. Ważność rzeczy oczywiście dla każdego była inna – dla jednych najcenniejsza była butelka wódki, dla innych zgrzewka piwa, dla kolejnych nowy markowy strój kąpielowy czy najnowsza część Harry’ego Potter’a.

Dla mnie tą rzeczą była gitara. Wiedziałem, że jeżeli mam przetrwać te dwa tygodnie to właśnie to będzie ta rzecz, która mi w tym wydatnie pomoże. Zamknąłem oczy, zacząłem sobie coś tam brzdąkać. Dzięki temu choć na chwile udało mi się uciec myślami z tego miejsca.

Można by pomyśleć, że jestem dziwakiem, nie lubię za bardzo towarzystwa, nie lubię wycieczek, na które niektórzy czekają po kilka miesięcy (jak nie cały rok),  nie lubię chlać na umór jak większość moich rówieśników, nie gadam wciąż o seksie. Jednym słowem jestem przeciwieństwem tego, co reprezentuje przeciętny chłopak w moim wieku.

W szkole mam oczywiście kolegów, niektórzy nawet tu przyjechali, ale nigdy nie byli blisko mnie, nasza znajomość ogranicza się głównie do tego, że dawałem im spisywać zadania domowe oraz na wymianie typowych, codziennych uprzejmości. Uważają mnie z pewnością za dziwnego, ale lubią mnie, czasem nawet starają się gdzieś wyciągnąć. Pewnie chcą się jakoś odwdzięczyć za brak problemów z ocenami. Tym bardziej, że w mojej klasie naprawdę dobrze uczą się jeszcze trzy osoby, ale one raczej niechętnie dzielą się swoją wiedzą.

Kiedy w pewnym momencie otworzyłem oczy, zdałem sobie sprawę, że minęło ładnych kilkanaście minut. Zauważyłem wreszcie, że wokół mnie zrobiło się dość ciasno, w dodatku dostrzegłem, że sporawy namiot przeznaczony dla dyżurujących wychowawców jest zaledwie trzy namioty ode mnie! Niestety przeoczyłem, że taśma grodząca wydzielone terytorium nie była granicą pola namiotowego, ale granicą części pola naszej grupy, więc tuż koło mnie rozbiły się zupełnie obce mi osoby, po których nie wiedziałem czego się spodziewać. No cóż, mój błąd. Tyle razy byłem już na tego typu wyjazdach, ale jak widać moje doświadczenie tym razem mi nie pomogło w znalezieniu optymalnej dla mnie sytuacji. W dodatku ten namiot z wychowawcami… cóż z jednej strony będzie ciszej dzięki temu, ale z drugiej perspektywa, że ciężko będzie nocą niepostrzeżenie wyjść na spacerek nieco mnie stresowała.

Nie miałem okazji zbyt długo o tym pomyśleć, bo za chwilę zwołano zbiórkę gdzie miano nam wyjaśnić plan działania i pewnie sprawdzić obecność.

Po jej sprawdzeniu zaczęto nam ogólnie mówić o zasadach. Część z nich oczywiście już znaliśmy, ale przecież trzeba wszystko dokładnie powtórzyć bo nauczyciele (a szczególnie nasza wredna wychowawczyni) wychodzą z założenia, że wszyscy uczniowie to totalne głąby, które nie potrafią spamiętać raz wypowiedzianych prostych zasad…

W sumie, kiedy jednak się nad tym chwilę zastanowiłem to pomyślałem, że po części można im przyznać rację. Kiedy tak się rozglądałem po naszej ekipie trudno było nie zauważyć pewnych odchyłów – jeden koleś dłubie w nosie, drugi drapie się po tyłku, gapiąc się tępo na cycki dziewczyny stojącej tuż obok, po chwili zresztą zauważyłem, że nie tylko ja i drapiący się po tyłku zauważyliśmy te cycki. I pomyśleć, że to była moja koleżanka z klasy, chyba pierwszy raz widzę ją tak ubraną… No generalnie jednak na pierwszy rzut oka inteligencja z naszej grupy nie biła…

Ogólne postanowienia oczywiście były proste jak drut, czyli że mamy się ładnie słuchać, robić to co nam każą i nie oddalać się samemu za daleko bez wiedzy wychowawcy. Razem z nami przyjechało tu 12 opiekunów. Byli to oczywiście nauczyciele z naszych szkół, choć nie można było wykluczyć stażystów. Na zbiórce nie było wszystkich, więc trudno było określić jak wygląda to dokładnie. Okazało się także, że w nocy będzie nas pilnowała jedna osoba w zielonym namiocie, o którym wspomniałem wcześniej. Reszta będzie spać w hotelu oddalonym kilkaset metrów od pola. Szczerze wątpiłem, że jednej osobie uda się utrzymać całkowity porządek. Cóż pożyjemy, zobaczymy.

W końcu padło hasło, że zaraz zostanie podane jedzenie i mamy się udać na stołówkę, a potem będzie do wyboru kilka opcji na wieczór. Ja już wiedziałem, że wybiorę opcję, gdzie będzie ognisko, bo cała reszta jakoś niespecjalnie mnie interesowała. Do wyboru była jeszcze plaża jak ktoś chciał się ochłodzić, film w hotelowej auli, lub spacer po okolicznych szlakach. Przynajmniej takie opcje były w ostatnich latach na podobnych wycieczkach. Nie liczyłem wcześniej zapowiedzianych jakichś atrakcji typu wyprawa do pobliskich jaskiń.

Jedną z niewielu rzeczy, na które nie mogłem narzekać na tym wyjeździe było jedzenie. Po podróży byłem strasznie głodny, toteż szwedzki stół, gdzie do wyboru było kilka opcji zjedzenia niezłego posiłku było wymarzoną sprawą. Na początek nałożyłem sobie frytki, rybę i surówkę. Oczywiście starałem się wybrać miejsce, gdzie będzie możliwe najmniejszy tłok – a nie było z tym problemu, bo stołówka przy hotelu była naprawdę spora. Choć właściwie stołówka to złe określenie, lepiej byłoby nazwać to częścią restauracyjną hotelu.

Na jednym daniu się oczywiście nie skończyło. Pech chciał, że kiedy wróciłem z dokładką mój stolik już nie był pusty…

W dodatku jedną z siedzących osób z siedzących była jakaś wychowawczyni. Identyfikator, który położyła przed sobą na stole aż bił po oczach. A że nie miałem w zwyczaju zmieniać miejsca, przysiadłem się.

Przy stoliku siedziały dwie dziewczyny z innej grupy i właśnie ta pani, choć trudno nazwać ją było panią bo wyglądała na bardzo młodą. Dostałem więc odpowiedź na pytanie czy będą nas pilnowali stażyści. Oczywiście grzecznie się przywitałem, przedstawiłem się. Dziewczyny się zrewanżowały. Wychowawczyni oczywiście też, ale nie poprzestała tylko na tym

– Mam na imię Maja, jestem jednym z opiekunów grupy warszawskiej, mam nadzieje, że mogłyśmy się przysiąść – zapytała wychowawczyni.

– Jasne… – w sumie nie wiedziałem, co więcej powiedzieć… ale też raczej nie musiałem, bo za chwilę sama „pociągnęła” rozmowę.

– Słuchaj… widziałyśmy z dziewczynami, że grasz na gitarze…

Przełykając pieroga z kapustą i grzybami kiwnąłem, że tak.

– Bo tak się składa, że dziś będę w grupie, która organizuje ognisko i chciałyśmy się spytać czy byś nie przyszedł trochę nam pograć. W naszej grupie niestety nikt nie ma gitary.

Trochę zaskoczyła mnie ta propozycja, ale oczywiście dla mnie odpowiedź była jasna.

– Tak szczerze mówiąc to tak czy siak planowałem dziś przyjść na ognisko, bo nie bardzo mam ochotce na pozostałe propozycje – uśmiechnąłem się rozbrajająco i dodałem – Poza tym uwielbiam ogniska.

– To świetnie! Zaczniemy się tam zbierać tak gdzieś za około godzinę, więc zapraszamy.
Znowu kiwnąłem głową przełykając jedzenie.

– Tak w ogóle długo grasz?

– Zacząłem ćwiczyć jak miałem 10 lat, czyli 6 lat.

– No to sporo, pewnie sporo potrafisz  – powiedziała pięknie się uśmiechając.

– No trochę gram, więc coś tam umiem.

– Nie bądź taki skromny, troszkę podsłuchałyśmy i trzeba przyznać, że fajnie ci to idzie. A śpiewasz także?

– W wannie i pod prysznicem, jak nikt nie słyszy.

Nawet udało mi się je rozbawić, bo wszystkie zaczęły się śmiać. Nie chciałem się przyznawać tak od razu, że śpiewać potrafię. Inna sprawa, że faktycznie zdarza mi się śpiewać podczas kąpieli.

– A pani śpiewa? Albo wy, dziewczyny?

– No nie mów do mnie pani… ja nie jestem jeszcze taka stara. Teraz zacznę dopiero trzeci rok studiów. A śpiewać to tak wiesz, przy ogniskach czy na karaoke ze znajomymi zdarzało mi się.

– Hmm postaram się z tym mówieniem po imieniu – ale nie obiecuję. A teraz proszę wybaczyć pójdę się troszkę ogarnąć po podróży i może nawet wskoczę na chwilę do jeziora, żeby się ochłodzić. Spotkamy się na ognisku.

Woda była przyjemnie chłodna przy pierwszej styczności, pływałem sobie, rozmyślając o rozmowie w restauracji. O ile pamiętam, dwa lata temu też były tutaj stażystki, ale wtedy było jakoś inaczej. Nie było mowy o mówieniu po imieniu, czy jakichś innych poufałościach. Ogólnie fajna babka, sprawiała pozytywne wrażenie, ładna przede wszystkim. Milczące dziewczyny, które były z nią też były całkiem fajne.  Może na ognisku się rozkręcą?

Wokół kąpało się sporo ludzi – widać, że wszyscy byli spragnieni odrobiny ochłody po tym ciężkim dniu wypełnionym podróżą. Na brzegu oczywiście stała moja wychowawczyni. To była chyba najbardziej czepiająca się osoba, jaką kiedykolwiek spotkałem. Nikt w naszej klasie za nią nie przepadał, więc kiedy padło, że to ona pojedzie z nami, ludzie nie byli jakoś specjalnie zachwyceni. Na szczęście dziś dyżur miał jeden z wychowawców z innej grupy

Ubrałem się w luźne szorty mniej więcej do kolan i luźną koszulkę. Wziąłem gitarę, śpiewnik i udałem się w miejsce rozpalania ognia.

Całym rytuałem nieoczekiwanie zajęło się kilku chłopaków z mojej klasy. Widocznie oni także chcieli pobyć blisko wychowawczyni grupy warszawskiej. Przestało mnie to dziwić, kiedy odwróciła się w moją stronę, miała znacznie ciaśniejszą koszulkę i krótką, luźną spódniczkę nieco ponad kolana. Może i nietypowy zestaw, bo żadna z dziewczyn, które także były wokół rozpalającego się ognia, nie była w podobny sposób ubrana. Większość miała spodenki lub dżinsy. W każdym razie Maja wyglądała olśniewająco. Po chwili zorientowałem się, że braki w mojej bieliźnie mogą stać się zbyt widoczne jeśli się nie uspokoję.

Usiadłem na jednej z rozłożonych wokół paleniska ławek i na kolana wziąłem gitarę, więc w sumie byłem bezpieczny.

– To co? Zagrasz coś? – powiedziała pani Maja, siadając niestety dość daleko ode mnie, po przeciwległej stronie.

– No mogę zagrać. A co chcecie?

– Zagraj coś znanego, żebyśmy mogli pośpiewać – rzuciła jedna z dziewczyn.

Zacząłem oczywiście mało oryginalnie od naszych rodzimych standardów, czyli Dżemy, Lady Panki, Perfecty, Wilki i inne nasze tego typu przeboje. Sporo osób śpiewało ze mną, więc wszystko naprawdę fajnie wyglądało, mimo że jeszcze ciemno nie było.

Z takimi spotkaniami, gdzie ludzie nie do końca się znają, to różnie bywa. Czasem jest tak, że śpiewają wszyscy lub większość, a czasem niestety nijak się nie da przekonać towarzystwa do zabawy. Choć zwykle w takim przypadku prędzej czy później jakoś to się rozkręca. Tym razem poszło dość sprawnie, widać było, że ci, którzy przyszli właśnie oczekiwali takiego stanu rzeczy, czyli ogień, śpiewy i ogólnie przyjazna atmosfera. Jasnym było oczywiście to, że nie każdy śpiewał każdą piosenkę, ludzie też ze sobą rozmawiali, ktoś odchodził ktoś dochodził, wygłupy, żarty, jak to na ogniskach. Ja też miałem przestoje i co jakiś czas odstawiałem swój instrument, więc nie można powiedzieć, że tylko grałem.

Mniej więcej tak czas mijał przy tym naszym ognisku. Nie było by to oczywiście ogniskiem z prawdziwego zdarzenia bez kiełbasek, te pojawiły się również, choć ja nie od razu skorzystałem z tej możliwości.

W każdym razie, jak to zwykle bywa na tego typu spotkaniach ogniskowych zawsze przychodzi kryzys i z każdym utworem śpiewa coraz mniej osób. Ludzie zamiast śpiewać zaczynają ze sobą coraz więcej rozmawiać, muzyka przełamała już pierwsze lody, więc ci, którzy się nie znali, zaczynają czuć się w swoim towarzystwie bardziej swobodnie. W sumie wszystko bylo tak jak być powinno, sprawdzał się pewien schemat. Ja oczywiście jak to zwykle bywa w większych zbiorowiskach ludzi, musiałem ponarzekać. Denerwowało mnie, że całą uwagę pani Mai ukradli moi kumple z klasy, miałem nadzieje choć trochę lepiej ją poznać… z drugiej strony jednak czego mogłem oczekiwać? Jestem dla niej tylko młodym licealistą, którego musi mieć na oku, bo tak jej kazano. W sumie mógłbym nawet powiedzieć, że mnie wykorzystała – żeby nie było nudno zwabiła mnie tu z gitarą… ehhh. Westchnąłem głęboko patrząc, jak ją obskakują, jak wygłodniałe kundle nad za wysokim wiadrem pełnym mięsa. Może porównanie do wiadra z mięsem nie było zbyt trafne, jeśli o nią chodzi, ale na pewno jako całość oddawało sytuację. Oczywiście ja z gitarą nie byłem samotny – jak to mówią gitara jest bardzo dobrym sposobem na dziewczyny. I rzeczywiście, wokół mnie zebrało się grono dziewczyn. W sumie z wyglądu były niczego sobie, ale jak tak sobie porównać dziewczynę dwudziestokilkuletnią, która trzyma, powiedzmy, wysoki poziom, a dziewczyny szesnastoletnie, które piszczą z byle powodu i ogólnie są jakoś tak dziwnie nadpobudliwe, same nie wiedzą czego chcą… to wychowawczyni była lata świetlne przed nimi.  A ponieważ ja lubię spokój, to wolałem jakoś dyplomatycznie rozwiązać ten problem.
Moim pierwszym pomysłem było wstanie i zarzucenie sobie na ruszt kiełbaski. Prawie wszyscy podczas mojego grania już coś jedli a ja nie, więc mimo gadactwa kilku dziewczyn w moim kierunku przeprosiłem je i wstałem po upragnioną kiełbachę. Oczywiście coś tam się odezwałem, coś tam przytakiwałem, jak się odezwały, ale to mnie tylko utwierdziło w przekonaniu, że raczej jedzenie nie zapewni mi odczepienia się napalonych dziewczyn. Miałem dwa wyjścia. Albo przeprosić, wymigać się zmęczeniem i pójść do namiotu spać, albo zacząć grać bardziej ambitnie, nieco mniej znane utwory. Wybrałem drugą opcje gdyż mimo wszystko chciałem sobie jeszcze posiedzieć przy ogniu i popatrzeć na Majkę. Od prześladowcy dzieliła mnie już cienka granica.

W każdym razie, kiedy już się najadłem, wziąłem sobie gitarę i zacząłem grać tak, żeby nieco zmienić nastrój. Zagrałem sobie piosenkę pt. „More than Words” zespołu Extreme – taką balladę z czasów, kiedy rock jeszcze był muzyką, która zdecydowanie przodowała w mediach (choć może to bardziej pop rock – nie ważne). Piosenka bardzo piękna, a w graniu na gitarce niełatwa dla przeciętnego grajka. Zacząłem więc sobie to grać i śpiewać i tak jakoś się zrobiło inaczej. Zauważyłem nawet, że pani Maja uciszyła skaczących wokół niej napinaczy i wsłuchiwała się w ten utwór. Pomyślałem, że najwyższy czas. Ku mojej uciesze wstała i podeszła do mnie, wzięła śpiewnik i zaczęła przeglądać. Znała chyba tę piosenkę, bo próbowała coś tam pod nosem zaśpiewać. Po chwili usiadła koło mnie nadal wertując kartki, ja w tym momencie zacząłem śpiewać jedną z ballad Claptona. Ona siedziała koło mnie, nucąc ze mną „Tears In Heaven”, poczułem pewien rodzaj tremy, jednoczenie czując się znacznie lepiej niż wtedy, kiedy siedziała daleko ode mnie. Pachniała tak pięknie, że zapierało mi dech. Nie to, co moje rówieśniczki, wyperfumowane tak mocno, że aż czasem się zastanawiałem, czy nie jest to koronny dowód w sprawie zniknięcia muchozolu z mojego garażu.

Od Mai biło niesamowite ciepło – może to z tego powodu, że siedziała naprawdę blisko, bo wbiła się pomiędzy mnie a jedną z dziewczyn, która siedziała wcześniej koło mnie.

– Zagraj to – wskazała palcem, pokazując mi na piosenkę Gunsów „Don’t Cry” .

Jej spojrzenie, kiedy mnie o to prosiła, nieomal mnie powaliło, choć prawdopodobnie było to tylko moje nastoletnie odczucie, w końcu niecodziennie ociera się o mnie piękna dziewczyna, więc nie do końca moja ocena sytuacji mogła być trzeźwa.

Słońce powoli już zaczęło zachodzić – nie było jeszcze ciemno, ale mimo wszystko noc zbliżała się sporymi krokami.

– Mogę o coś spytać? – Zapytałem, gdy skończyłem grać.

– No pewnie.

– Chciałem się dowiedzieć jak długo przewiduje pani dziś to nasze ognisko.

– Właściwie nie myślałam o tym, ale pewnie jak ludzie zaczną się powoli wykruszać, to pomyślimy o zakończeniu imprezy. A co, już masz nas dość?

– Nie, nie. Po prostu chciałem się dowiedzieć tak z ciekawości – oczywiście byłem ciekaw, jak długo mogę dziś liczyć na to, że będzie blisko mnie.

Właściwie, kiedy tak o tym myślałem to uderzyło mnie, że to naprawdę dziwne – wcześniej jakoś kobiety nie działały na mnie w taki sposób. Oczywiście zdarzało się, że w szkole jakaś dziewczyna wpadła mi w oko, ale zazwyczaj po dłuższej wymianie poglądów wolałem nie przekraczać bariery koleżeństwa.

Mój wujek, który mieszka niedaleko nas, zawsze powtarzał, że jestem niesamowicie dojrzały jak na swój wiek, że często łatwiej porozmawiać o poważnych sprawach ze mną niż z jego rówieśnikami, którzy zbliżają się do trzydziestki. Aczkolwiek, jeśli chodzi o dziewczyny to uważał mnie raczej za głupka, który nie korzysta z okazji nabierania doświadczenia. Jakoś nie mógł zrozumieć, że jak mi jakaś panna działała na nerwy, to nie było szans żebym wytrzymał z nią sam na sam w pokoju.

– Wiesz? Wkurzających masz trochę kolegów. – Wypaliła nagle do mnie nieco ciszej tak żeby nikt nie słyszał.

– Tak się zastanawiałem, ile pani jeszcze z nimi wytrzyma – cóż odwaga i szczerość we mnie się obudziła.

– Aż tak było widać moje zniechęcenie?

– Nie było widać, ale po prostu tak sobie pomyślałem, że gdybym był na pani miejscu to chyba bym eksplodował.

Całe szczęście, że dziewczęta, które siedziały koło nas zostały zawołane przez chłopaków z naprzeciwka – na naszej ławce zrobiło się luźniej a i przy wszechogarniającym gwarze można było sobie pozwolić na kilka słów szczerości.

– Dużo nie brakowało.

– Ale proszę się nie dziwić.

– Dlaczego?

– No jak to dlaczego? Jest pani piękną kobietą, a oni są zwyczajnie napaleni.

– Napaleni? I przez to tak skakali, nadużywali niezbyt fajnego słownictwa i robili z siebie raczej klaunów… przepraszam to było niepedagogiczne… powinnam się zamknąć…

– Nie musi pani przepraszać, nie puszczę pary z ust – oczywiście rozbrajający uśmiech dla rozładowania sytuacji – Poza tym zachowywali się tak, bo chcieli się popisać, Pokazać jacy to oni są fajni – dodałem jeszcze.

– A ty znów z tą panią… – westchnęła – wiem, że chcieli się popisać, ale no sam zobacz ty na przykład jesteś też w ich wieku na tym samym, że tak powiem, etapie, a zachowujesz się zupełnie inaczej.

– Gdyby pani popytała ludzi, z którymi tu przyjechałem, to by pani się dowiedziała, że już taki mam styl bycia. Nie lubię za bardzo wychodzić przed szereg i udawać kogoś, kim nie jestem. Jestem raczej spokojny, taki typ nudziarza jakby mnie pewnie inni określili.

– Najśmieszniejsze jest to, że koleżanki mnie ostrzegały, że jak pojadę na wycieczkę z pierwszą liceum to znajdą się tacy, co będą chcieli ze mnie zrobić kumpelę albo co gorsza zachce im się podrywów.

– W takim razie musi pani być stanowcza i nie dać sobie wchodzić na głowę.

– Ok, nie mówmy o tym, jakoś sobie poradzę. Wiesz, faktycznie jesteś inny niż ta cała reszta, nie dosyć, że fajnie ci wychodzi granie i śpiewanie, to jeszcze bije od ciebie taki niesamowity spokój. Zawsze tak jest, że nie dajesz się ponieść emocjom?

– Cenię sobie ciszę i spokój, staram się być opanowany i nie robić głupstw, bo kiedy pojawia się zbyt dużo emocji, to tracisz kontrolę nad tym, co robisz, a ja lubię mieć swoje poczynania pod kontrolą.

W tej chwili zorientowałem się, że zacząłem pieprzyć głupoty, nawet przestraszyłem się, że jeszcze ją zanudzę.

– Ja ogólnie też nie lubię nieprzewidzianych rzeczy, ale czasem odrobina szaleństwa chyba jest dobra w życiu, nie sądzisz?

– Może jest. Jak zrobię kiedyś coś szalonego to może będę miał inny punkt widzenia. Ale zmieńmy temat, bo to trochę wchodzi na filozofię.

– Nie lubisz filozofować?

– Może i lubię, ale jakoś tak dziwnie się czuję, mówiąc o sobie i o swoich prywatnych przemyśleniach, które zdaje sobie sprawę, że nieco odbiegają od pewnych standardów.

– Ok. W takim razie o czymś innym pogadajmy. Na przykład, przez cały czas jak grałeś, zastanawiałam się, czy takiej muzyki słuchasz na co dzień.

– No często słucham tych kawałków, które gram, stąd też znam je tak dobrze na pamięć, właściwie jak mi jakaś piosenka wpadnie w ucho, staram się jej od razu nauczyć..

– A ten śpiewnik? – chwyciła go i podniosła – znasz na pamięć wszystkie utwory stąd?

– Tak, większość znam, ale zabieram go zawsze ze sobą, żeby inni mieli tekst przed oczami. A i mnie czasem zapomną się chwyty, więc jest przydatny.

– A poszukajmy jakiegoś fajnego utworu, którego jeszcze nie grałeś

– Ok.

W tym momencie położyła mi śpiewnik na kolanach trzymając go od spodu (był to duży segregator formatu A4). Zacząłem zauważać pewną ironiczność rozmowy o popadaniu w emocje. Nie wytrzymałem – jej ręka, którą dotykała mnie niebezpiecznie blisko krocza spowodowała, że krew się we mnie zagotowała. Ona w tym samym czasie drugą ręką przewracała kartki, zastanawiając się co mam teraz zagrać, zupełnie nieświadoma tego, co właśnie ze mną robi. Ludzie wokół byli zajęci własnymi rozmowami i na szczęście nikt specjalnie nie zwracał uwagi na nasze poszukiwania. Mój penis, mając wiele swobody w szortach, miał całkiem niezły zmysł, bo wsunął się akurat w nogawkę, która była po stronie jej ręki. Musiała to poczuć. Nagle spojrzała na mnie… Poczuła  …byłem pewien ze ucieknie z ręką i odsunie się o kilka ławek. Ona jednak nagle odwróciła rękę tak, że jej wewnętrzna strona dłoni była w kierunku mojego ciała. Spojrzała na ognisko, mówiąc tytuł jakiejś piosenki, którą może byśmy zaśpiewali, ale byłem tak bardzo zaskoczony całą sytuacją, że nawet nie usłyszałem, o jaki utwór chodzi. Chwyciła go, tak jakby chcąc się upewnić czy to, co poczuła jej się nie zdawało. Spojrzała mi głęboko w oczy, drugą ręką przewracając kartkę.

– Ta piosenka jest bardzo długa, więc spójrzmy, co jest dalej.

Tylko ja wiedziałem, jaki był przekaz tego zdania. Fakt, jeśli chodzi o rozmiary nigdy nie miałem kompleksów, co jednak nie zmieniało sytuacji, że i tak byłem prawiczkiem, więc w sumie tak naprawdę sam nie wiedziałem, na co mnie stać. Ona przesuwała rękę, żeby wybadać teren – a ja byłem na skraju wytrzymałości, zrobiło mi się strasznie gorąco, ręce mi zaczęły drżeć, serce waliło jak oszalałe.

– No? No co czekasz? Weź gitarę i zagraj to.

Wziąłem gitarę, ona w tym czasie ściągnęła segregator z moich kolan jednocześnie puszczając swoje znalezisko. Zacząłem coś grać, z tym, że byłem tak naładowany, że nie wiedziałem, co się dzieje. Na szczęście po kilku utworach napięcie opadło, to znaczy nadal byłem podniecony, ale mogłem już zacząć racjonalnie myśleć. W końcu po jakimś czasie odłożyłem gitarę na bok i zaczęły się już tylko rozmowy. Wokół ogniska zostało około 10 osób, zrobiło się nieco luźniej. Zaczęliśmy sobie dyskutować o różnych sprawach. Tematy były poruszane różne, od zupełnie głupich typu najgłupsze komedie, jakie oglądaliśmy do poważnych typu problemy z ochroną środowiska. Sam się dziwiłem, że w tej ostatniej kwestii moi rówieśnicy w ogóle dostrzegają problem. Ba! Że w ogóle o tym dyskutują.

Kiedy tak rozmawialiśmy, Maja, mimo że siedziała już nieco dalej często spoglądała na mnie takim wzrokiem, że zupełnie nie docierało do mnie, co się dzieje wokół. Zastanawiałem się, co to może oznaczać. W sumie mogło to oznaczać bardzo wiele, a mogło nic…

W końcu jednak nadeszło coś, co było chyba nieuniknione. Przyszła nasza wychowawczyni, mówiąc, że jest już późno i że mamy iść spać. Pani Mai kazała dopilnować żeby wszyscy poszli do namiotów. Ugasiliśmy ogień. Wszyscy powoli zaczęli się rozchodzić. Ja zacząłem pakować gitarę do futerału. W tym momencie podeszła do mnie pani Maja, stanęła z boku i szepnęła mi do ucha.

– Wiesz, gdzie są pokoje dla pracowników medycznych i sanitarnych?

– Tak – odpowiedziałem z drżeniem w głosie.

– Jest tam też izolatka.

– Wiem.

– Przyjdź tam za godzinę, a teraz idź do namiotu i sprawiaj wrażenie, że postępujesz wedle zasad.

Zniszczył mnie ten tekst, przez chwilę jeszcze stałem i próbowałem ochłonąć. Moja wyobraźnia podpowiadała mi niesamowite rzeczy, nawet mój zazwyczaj racjonalny umysł nie potrafił tego okiełznać. Powody mogły być dwa, albo zadziałał nadmiar emocji, albo, myśląc racjonalnie, można było dojść do wniosku, że ta noc może potoczyć się co najmniej ciekawie.

Odłożyłem gitarę do namiotu, zdjąłem koszulkę, czułem się rozpalony jakby we mnie siedział wulkan. Postanowiłem jeszcze wbiec na chwilę do wody, żeby znów troszkę ochłonąć, woda nadal była bardzo przyjemna i nie było mowy o żadnym szoku termicznym. Po powrocie do namiotu ogarnąłem się trochę, nawet miałem ze sobą nożyczki, więc wpadłem na pomysł żeby przystrzyc sobie nadmiar włosów łonowych. Zawsze to jakoś estetyczniej wszystko wyglądało. Swoją drogą to ciekawe jak mocno filmy pornograficzne odcisnęły swoje piętno we współczesnej kulturze. Po ścięciu trawnika nie wiedziałem, co dalej mam ze sobą zrobić. Czterdzieści minut, które zostały mi do wizyty w izolatce, wydawały się wiecznością. Tak sobie pomyślałem, że teraz zachowuję się trochę jak te kundle skaczące przy wiadrze z mięchem.

Założyłem czarną koszulkę i luźne spodnie. Nie mogłem się doczekać, aż w końcu tam pójdę.

Wyszedłem z namiotu jakoś 20 minut przed planowanym czasem, powoli skradałem się w kierunku magazynów

– A pan się gdzie wybiera?

Zamarłem.

– Odpowie mi pan?

Cholera, nie wiedziałem co zrobić, co powiedzieć. Odwróciłem się. To był oczywiście facet z Warszawy, który akurat dziś w nocy miał dyżur.

– Idę do ubikacji.

Na szczęści kilka toy tojów stało dość niedaleko, więc nie była to najgłupsza wymówka.

– A dlaczego się pan tak skrada?

– Nie chciałem nikogo obudzić, starałem się być cicho.

– Nie mógł pan załatwić tego wcześniej? Ech… w każdym razie będę miał pana na oku.

I klapa. Koleś sterczał i gapił się przez cały czas. Nawet chwile posiedziałem w środku, myśląc, że sobie pójdzie, tyle że kiedy wyszedłem, on stał już niemal przy drzwiach.

No i niestety było po wszystkim, musiałem wrócić do namiotu.

Wychyliłem się raz po kilkunastu minutach, ale ten typek stał i się rozglądał czy ktoś czegoś nie zrobi… Byłem wkurzony, a jednocześnie tak napalony, że nie wiedziałem, co ze sobą począć. Cóż zostało mi tylko wyciągnąć kilka chusteczek i jakoś rozładować napięcie samemu. Zamknąłem oczy, moja wyobraźnia zaczęła działać, w głowie miałem jej obraz. Wystarczyło kilka minut i powietrze już nieco ze mnie uszło. Miałem nadzieje, że nikt nic nie podsłuchał. A zresztą mniejsza z tym, myślałem sobie.  Bardziej martwiło mnie to, że uciekło mi to nieoczekiwane spotkanie. Myślałem o niej, zastanawiałem się, co ona sobie teraz myśli… W końcu minęła już ponad godzina… pewnie, że spękałem, że jestem tchórzem… albo coś w tym stylu.

W tym momencie do namiotu wpadła kartka .

„Postaram się go zagadać na pięć – dziesięć minut, w tym czasie masz dostać się do tego pokoju, co ci wspomniałam, jest już otwarte, staraj się być cicho.”

Kiedy zdążyłem zrozumieć, co się właściwie stało, usłyszałem jak ona wita się z tym wychowawcą i mówi mu, że nie może zasnąć, po chwili zakaszlała, co chyba było znakiem, że mam już wyskoczyć z namiotu i popędzić na miejsce spotkania. Założyłem szybko skarpetki, które miałem na wierzchu, pechowo wyciągnąłem białe, ale nie było czasu na poszukiwania. W butach nie chciałem biec, bo większy hałas. Wystrzeliłem z namiotu jak torpeda, mały slalom między sznurkami z innych namiotów, potem już szybki sprint w kierunku umówionego miejsca. Nie zajęło to więcej niż minutę, choć w sumie pojęcie czasu w stanie, w którym się znajdowałem mogło ulec pewnemu przekłamaniu.

Teraz czekanie. Wydawało mi się, że byłem bliski odkrycia, czym tak naprawdę jest nieskończoność. Strasznie długo to trwało. Byłem lekko podenerwowany, nawet włączył mi się idiotyczny obraz, że ten skubaniec zaczął ją posuwać. Wskazówki na zegarze, który wisiał w tej izolatce, poruszały się tak wolno, że prawie się nie ruszały.

Minęło ponad 15 minut, była już prawie trzecia na ranem

– Jutro będą ze mnie zwłoki  – powiedziałem sam do siebie.

W końcu weszła.

– Wybacz, że tak długo, ale tak nawijał, że się przedłużyło, a jak już mnie puścił, to nie mogłam iść w tym kierunku bo się wciąż gapił. Musiałam iść na około. Ale jestem już. Cieszysz się?

Zadając pytanie, spojrzała na mnie w taki sposób, że o mało nie padłem. Mój niesforny przyjaciel w spodniach, mimo że był nieco potargany przed kilkudziesięcioma minutami, był znów w gotowości.

– Cieszę się…  Ale dlaczego mnie pani tu ściągnęła? – Znów palnąłem do niej przez „pani”, jakoś tego nie umiałem kontrolować.

– Zaraz dostaniesz po buzi za takie zwracanie się do mnie.

Zamknęła drzwi, przekręciła klucz od środka i dodała.

– Naprawdę nie wiesz, po co Cię tu ściągnęłam?

– …Yy  – nie wiedziałem, co powiedzieć. Ona zauważyła, że się gubię i że ta cała sytuacja jest dla mnie nowa.

– Jak tam twoje emocje? Co ci podpowiadają?

– Moje emocje? –  Głos mi drżał jak cholera. Jedyne, co zdołałem z siebie wydusić polegało na powtórzeniu pytania.

– One w tym momencie jakoś nie bardzo chcą dać się opanować –  wyksztusiłem w końcu.

– A twój zrównoważony rozum? Co ci mówi?

I tu mnie miała. Właśnie mi udowodniła, jak niewiele trzeba, żebym zupełnie zgłupiał i zaczął się zachowywać irracjonalnie. Zawsze myślałem, że różnię się pod tym względem od moich kolegów… Ale jak widać mam z nimi więcej wspólnego niż mogłem przypuszczać.

Podeszła do mnie i jeszcze raz, tyle, że tym razem do ucha, szepnęła:

– Co on ci podpowiada Robercie?

Chwyciła mnie za krocze tym razem bezceremonialnie mnie przebadała. Nie było już ludzi wokół, nie było nikogo, kto mógłby nas zobaczyć. Właściwie mogła ze mną zrobić, co tylko chciała. Ja i tak miałem zamiar zgodzić się na wszystko.

– Chcę go zobaczyć.

Musze przyznać, że jej bezpośredniość mogłaby zabić słonia, choć w sumie po przebiegu wydarzeń z ostatnich chwil można się było tego spodziewać. Ja nadal nie mogłem wydusić z siebie słowa.

– Zdejmij je! – powiedziała bardzo stanowczo, przy okazji się odsuwając.

Zdjąłem spodnie, mój penis sterczał jak wycelowana armata. Nie trudno było się domyślić, że w tym momencie Maja nie patrzyła mi w oczy.

Zrzuciła z siebie szlafrok, w którym tu przyszła, była zupełnie naga, wyglądała olśniewająco, miała piękne młode sterczące piersi, cudowną figurę, piękne nogi, łono miała zupełnie wygolone.

– Podobam ci się? – zapytała, patrząc na mnie tak niewinnie, że trudno mi to było opisać.

– Tak, bardzo.

Znów podeszła do mnie blisko, chwyciła mnie za członka i poruszyła dłonią kilka razy, przyprawiając mnie o dreszcze.

– Wiesz? Podoba mi się twój kutas, cały mi się podobasz.

Powiedziała to znów z niebywałym spokojem, całkowicie panowała nad sytuacją, miała nieprawdopodobnie seksowny ton głosu. Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, ani nawet kiwnąć, bo pchnęła mnie na łóżko, które było już przygotowane.

Położyłem się, ona również weszła na łóżko, okrakiem pochyliła się nade mną, jej długie blond włosy łaskotały mnie po torsie, po twarzy. Nachyliła się nad moim uchem.

– A teraz jak twoje emocje?

– Na takim poziomie jak nigdy wcześniej – wyszeptałem – nigdy tego wcześniej nie robiłem – dodałem drżącym głosem.

Ona uśmiechnęła się i radośnie wyszeptała.

– Wiem. Nie bój się, ja wiem co robić.

Sięgnęła ręką pod poduszkę, wyciągnęła paczkę prezerwatyw

– Masz takie coś? – spytała.

Kiwnąłem głową, że nie. Ona znów tym cudownym szeptem:

– To będziesz musiał się w takie coś zaopatrzyć, bo jak dziś mi się spodoba….

W tym momencie urwała głos, ale przecież doskonale wiedziałem, o co jej chodzi, choć w sumie zdałem sobie sprawę, że właśnie wywarła na mnie sporą presję.

Nałożyła mi gumę. Spojrzała na mnie i powoli zaczęła na mnie siadać.

– Spokojnie, staraj się rozluźnić, żebyśmy nie skończyli za szybko.

Znowu tylko kiwnąłem potakująco. W tym czasie byłem już w niej (a właściwie ona na mnie), obserwowałem jak reaguje. Uniosła lekko głowę ku górze, miała zamknięte oczy. Widziałem, że jest jej dobrze, zaczęła się rytmicznie poruszać, ja, żeby nie tracić chwili, zacząłem ją dotykać, rozkoszowałem się jej pięknym ciałem, jej jedwabistą skórą, miękkimi cudownymi piersiami. Poruszała się z niezwykłą gracją, prężąc je w moim kierunku, była przepiękna, w dodatku jej rozkoszująca się chwilą mina oraz coraz głębszy oddech sprawiał, że wyglądała niesamowicie seksownie.

– I jak ci się podoba? – znów szepnęła, spoglądając na mnie pożądliwie.

– Jest idealnie.

Jej oddech wyraźnie przyspieszył, widać, że ona tez nieźle musiała się nakręcić, zanim w końcu oboje tu dotarliśmy.

Było mi coraz przyjemniej, a jednocześnie byłem w tym wszystkim tak zagubiony, że nie wiedziałem, na czym mam się skupić. Z jednej strony jej cudowna cipka, która oplatała mojego rozdziewiczanego własnie przyjaciela, z drugiej jej cudowne piersi skaczące w rytm naszych ruchów czy jej piękna twarz zdradzająca narastające podniecenie.

W pewnym momencie poczułem, że za chwile wybuchnę. Ona to zauważyła.

– Spokojnie, jeszcze trochę wytrzymaj.

Łatwo jej powiedzieć. Ten jej jękliwy szept nakręcał mnie jeszcze bardziej i czułem, że za chwile może być po wszystkim.

Ona w tym momencie zwolniła chwyciła mnie z ręce.

– Usiądź, ale nie wychodź ze mnie.

Teraz miałem jej twarz tuż przed moją, miałem nieziemską ochotę ją pocałować, ale nie wiedziałem, co robić, patrzyłem jej głęboko w oczy, objąłem ją, byliśmy teraz scaleni, ciało przy ciele. Jej głęboki oddech głęboki oddech kierowany bezpośrednia na mojego ucha wcale nie pomagał się uspokoić. Znowu zaczęło się w mnie zbierać.

– Jestem blisko!

– Jeszcze chwile!

– Nie wiem czy dam rade…

Nagle ugryzła mnie w szyje! Kurewsko zabolało… ale jak się okazało po chwili…  pomogło. Trzeba przyznać, że dziewczyna miała pewne doświadczenie.

– Spokojnie, spróbuj zapanować nad emocjami, nad tym co robisz, rozluźnij się, oddychaj…

Kiwnąłem głową, pocałowała mnie… Ale cóż to był za pocałunek! Zdarzało mi się już całować z dziewczynami, ale tamto w porównaniu to było totalne nic. Smakowała znakomicie, miała delikatne, aksamitne usta, cudowny języczek, który był niesamowicie subtelny, ale jednocześnie wyraźny w swych działaniach. Nie wiem jak długo to trwało, może pięć sekund a może całą wieczność… w każdym razie znów mnie to nakręciło, ona chyba już też zaczęła dochodzić. Gwałtownie pchnęła mnie na poduchę i znacznie przyspieszyła.

– Ty tez się troszkę poruszaj!

W sumie faktycznie do tego czasu odwalała całą robotę za mnie, ale wystarczyło jedno słowo i włączyłem się do akcji. Ech, co to było za uczucie! Byliśmy jak wspaniale naoliwiona maszyna, pracująca na pełnych obrotach. Może moja ocena jest nieco subiektywna, ale mimo wszystko byłem w takiej ekstazie jak jeszcze nigdy. Przestałem się już kontrolować, moim ciałem wstrząsnęła seria skurczów, poczułem się jakbym na chwilę stracił świadomość. Poczułem pulsowanie na moim członku, po chwili usłyszałem przeciągłe jęki Mai. Brzmiały jak muzyka.  Doszliśmy oboje niemal równocześnie. Po chwili zeszła ze mnie i głęboko dysząc, położyła się tuż koło mnie…

– Ech kurwa warty byłeś tego zachodu, który musiałam przejść żeby cię tu ściągnąć.

Ja też dyszałem. Poza tym rozbawiło mnie jej przekleństwo, aż się zaśmiałem.

– Pierwszy raz słyszę jak przeklinasz.

– Są takie chwile w życiu, że niektóre przekleństwa dobrze podkreślają pewne sytuacje.

– Chyba masz rację – odrzekłem.

– Nie można jednak ich nadużywać, bo wtedy tracą swój smak.

Trudno się było z nią nie zgodzić. W głowie nadal jednak miałem niesamowitą ilość emocji, wszechogarniająca euforia była nie do opisania. Leżeliśmy przez pewien czas w milczeniu przytuleni do siebie i było cudownie. Zastanawiałem się także, co jej chodzi po głowie, nie chciałem jej pytać jak jej było. To chyba najgorsze, co można zrobić po seksie, mimo wszystko jednak cholernie mnie to ciekawiło. Wytrwałem jednak bez zadania tego pytania.

W końcu odwróciłem się w jej kierunku, nasze oczy znów się spotkały. Podobała mi się ta przenikliwość naszych spojrzeń, włosy opadały jej nieco na twarz, co dodawało jej tylko niepowtarzalnego uroku, wyglądała tak niewinnie. Uśmiechnęła się. Zacząłem ją całować i dotykać jej wspaniałe ciało.

– Widzę, że jesteś nienasycony.

Nie odpowiedziałem, nadal cieszyłem się jej zapachem i smakiem, zacząłem ją całować po piersiach, po brzuchu, cholernie korciło mnie żeby zejść niżej, ale bałem się jej reakcji. W każdym razie przyszło mi do głowy, że dobrze, że zdarzyło mi się czytać o miejscach erogennych kobiet, teraz widziałem, że w praktyce nieźle się to sprawdza. Słyszałem, jak jej oddech znów nieco przyspieszył, ja zresztą też czułem krew burzącą się w moich żyłach. Położyła mi ręce na głowie, zaczęła mnie głaskać, delikatnie drapać – może to dziwne, ale jeszcze bardziej mnie to podnieciło. Po chwili rozchyliła nogi, co było dla mnie oczywistym zaproszeniem, a jednocześnie rozwianiem moich wcześniejszych obaw. Trudno mi było opisać jej smak, to nowe doświadczenie sprawiło, że zupełnie straciłem możliwość trzeźwej oceny sytuacji. Jej zapach, smak i widok wijącego się ciała doprowadzał mnie do szaleństwa. Ona tylko cichutko pojękiwała, dając mi przy okazji kilka cennych wskazówek co mam robić, żeby było jej jeszcze lepiej. Po chwili mocno ścisnęła moje włosy i lekko pociągnęła

– Chodź tu….

Podała mi durexa.

– Załóż i wejdź we mnie.

Założenie gumy nie poszło mi tak sprawnie jak mogłoby się wydawać. Może dlatego że za bardzo się spieszyłem, tak bardzo chciałem już znów w niej być, że z nerwów trzęsły mi się ręce. Pewnym usprawiedliwieniem jest też to, że nigdy wcześniej tego nie próbowałem.. Kiedy wreszcie się udało rozpoczęliśmy nasz drugi raz.

– Spokojnie, nie śpiesz się. Ja lubię jak jest czule i delikatnie.

Podobało mi się to, że mówiła mi jak coś było nie tak, albo co mam zrobić żeby było lepiej, hamowała mnie gdy zbyt przyspieszałem, lub gdy było zbyt wolno. Jednym słowem miąłem pierwszorzędną lekcję seksu. Chyba niewielu nastolatków ma szczęście znaleźć się w takiej fantastycznej sytuacji jak ja.

Znów doszliśmy niemal równocześnie – oczywiście jak poprzednio Majka musiała mnie nieco przyhamować, ale mimo to efekt końcowy był piorunujący.

Tej nocy zrobiliśmy to jeszcze dwa razy, choć w sumie trudno to nazwać nocą, na dworze było już zupełnie jasno. Zarówno ten trzeci jak i ten czwarty były równie rozkoszne jak te poprzednie. Kiedy skończyliśmy, znów leżeliśmy gapiąc się na siebie, było bardzo spokojnie i cicho. Musiała w końcu jednak nadejść taka chwila, że któreś z nas się odezwie.

– Będziemy musieli zaraz zmykać – szepnęła.

– Wiem.

– Podobało mi się, byłeś fantastyczny, nie spodziewałam się, że tak się to potoczy.

– A czego się spodziewałaś?

– Sama nie wiem. Chyba, że po prostu będzie krócej, że skoro to twój pierwszy raz, to może się wszystko przedwcześnie skończyć. Sam wiesz…

– Wiem.

– Teoretycznie to wszystko nie powinno mieć w ogóle miejsca. Ja jestem tu na stażu, studiuję, a ty jesteś dopiero na początku liceum… Powinnam cię tu pilnować żebyś takich rzeczy nie robił… a ja postępuję odwrotnie.

– Ale chyba nie żałujesz, co?

– Nie. Zresztą moje wszelkie wątpliwości minęły, kiedy weszłam i spojrzałeś na mnie w taki sposób, że aż kolana się pode mną ugięły – wtedy postanowiłam zaryzykować. Poza tym chciałam zagrać z tobą w grę i pokazać ci, że emocje nie tak łatwo utrzymać na wodzy.

– To ci się udało, na początku brały mnie takie nerwy, że zupełnie nie mogłem opanować głosu i drżenia rąk.

– Widziałam to, zresztą po tym poznałam, że to twój pierwszy raz.

– I co teraz? Jak widzisz dalszy ciąg tego obozu?

– Teraz to musimy iść. A jeśli chodzi o to, co będzie kolejnej nocy, to chyba jasne, że umawiamy się tutaj koło północy. No chyba, że masz jakieś inne plany.

Pokiwałem tylko przecząco, uśmiechając się przy tym najradośniej jak tylko umiałem. Zaczęliśmy się zbierać, wrzuciliśmy na siebie ciuchy, poprawiliśmy łóżko i zatarliśmy wszelkie ślady naszej obecności.

Szczerze mówiąc byłem taki napalony ze byłbym w stanie kochać się z nią jeszcze, ale niestety niebezpiecznie zbliżała się godzina szósta i musieliśmy się stamtąd zwijać, żeby nie zostać przypadkiem złapanym na gorącym uczynku. Zanim wyszliśmy, przyciągnąłem ją jeszcze do siebie i ostatni raz tego poranka pocałowałem.

Wyjście udało się na szczęście bez problemów. Najpierw wyszła Maja, a po kilku minutach ja. Nieco obawiałem się, czy ten wychowawca z Warszawy będzie nadal stał na straży, ale obyło się szczęśliwie bez tego. Pewnie zmęczył się wypatrywaniem niesfornych uczniów.

Kiedy tylko wpadłem do namiotu, natychmiast się położyłem. Byłem niemiłosiernie zmęczony, ale jednocześnie niewiarygodnie szczęśliwy. Zasnąłem jak kamień.

Przejdź do kolejnej części – Przygody Roberta cz. 2

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

I zacząłeś wrzucać jedną z moich ulubionych serii:)
Oj będą mieli co czytać blogowicze, oj będą:)
Foxm

Witam.
Dzięki Foxm.
Trochę to trwało ale w końcu zaczynam działać.
Czasu trochę uleciało od kiedy napisałem pierwszą część Roberta. Było w niej mnóstwo błędów, byłem przecież znacznie mniej doświadczonym "pisarczykiem". Poprawiłem to co mi się rzuciło w oczy, więc powinno być bardziej strawnie dla co bardziej wyczulonych na błędy. Dalej pewnie niejedno się uchowało, ale mimo wszystko sądzę, że różnica jest znaczna. Dodałem/zmieniłem tez kilka opisów czy dialogów.
Wkrótce pojawią się kolejne części.
Pozdrawiam
Coyotman

Powiem krótko jedynie – cieszę się, żeś w końcu znalazł do nas drogę i że zamieściłeś pierwszego Robercika 🙂

Antyczna Grecja, współczesna i XVIII wieczna Lizbona, Dziki Zachód, III Rzesza, Bangkok, Grenada, Miami, magiczne światy fantasy, francuskie wyższe sfery… uff. Stęskniłem się za historią która dzieje się tutaj, tuż za rogiem, na sąsiedniej ulicy. W przypływie desperacji zacząłem nawet sam coś klecić. Na szczęście Robert’s story przywróci tę zachwianą proporcję:)

Mefisto: nie przerywaj tylko tego klecenia. Dawno już nie widzieliśmy tutaj Twojego tekstu!

Coyotman: Gratuluję pierwszego tekstu opublikowanego tutaj. Mam nadzieję, że c.d. wkrótce.

Pozdrawiam
M.A.

Mefisto, absolutnie nie przerywaj klecenia 😀

Mefisto nie przerywaj! Piękne hasło:-D ale
podpisuje się pod min z całym przekonaniem. A co do serii o Robercie-urocze, po prostu przeurocze. Bardzo mi się podoba taka wieczoróa lektura 😉
Pozdrawiam
Rita

Ducha nie gaście:)

Coyotmanie,

zacząłem znów czytać Twoją wyśmienitą serię (pierwszy raz jeszcze na Dobrej Erotyce) i muszę powiedzieć, że podoba mi się tak samo, jak poprzednio! Doskonale oddałeś sposób myślenia 16-letniego, nieco wyalienowanego młodzieńca, który wybiera się na wakacje, na które jechać nie chciał i stara się z tego wyciągnąć jak najwięcej 🙂 Powiedziałbym, że lektura Twego opowiadania przywraca mi liczne miłe wspomnienia. Niestety w moim przypadku wydarzenia ze stażystkami nigdy nie zaszły aż tak daleko, ale i tak warto było odpłynąć myślą w stare, dobre czasy!

Pozdrawiam
M.A.

Przeczytałem i sam nie wiem co o tym opowiadaniu myśleć. W swoim komentarzu wspomniałeś, że starałeś się poprawić jak najwięcej błędów, ale i tak moje oko co jakiś czas zatrzymywało się na jakiejś niezręczności językowej. Nie chcę jednak niczego wypominać, bo sam lepiej na początku nie pisałem, a to ponoć jedno z Twoich pierwszych opowiadań. Poza tym dzięki temu historia przypomina bardziej pamiętnik 16-latka, co dodaje realizmu. Mimo wszystko widząc tag "nastolatki" spodziewałem się raczej seksu z koleżanką/koleżankami z klasy, ale nie wyprzedzam faktów.

Pozdrawiam, Frodli.

Frodli, miałem napisać, byś czytał dalej, bo będzie coraz ciekawiej, ale widzę, że już to zrobiłeś 🙂 Przygody Roberta to jedna z bardziej sympatycznych serii opublikowanych na NE. Niekoniecznie najlepszych, ale właśnie sympatycznych – co powoduje, że człowiek często uśmiecha się podczas lektury.

Pozdrawiam
M.A.

Mam sentyment do tego cyklu 🙂 Ciekawa jestem, z jakimi opiniami spotkałaby się seria opowiadań o podobnej treści, ale z bohaterką żeńską 🙂

Dobre pytanie.

Wiadomo, że w mimo wyraźnego postępu postulatów równościowych w naszym społeczeństwie, wciąż istnieją znaczące różnice w postrzeganiu kobiet i mężczyzn, zwłaszcza w sferze zachowań seksualnych. Gdyby zamiast Roberta była, dajmy na to, Natalia, zapewne seria wzbudziłaby znacznie więcej negatywnego odzewu. Oczywiście, wciąż miałaby legion fanów, ale nie byłaby już postrzegana jako "łatwa, lekka i przyjemna", ale raczej jako mroczna historia o "staczaniu się" moralnym licealistki. Taka jest moja hipoteza 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Pachniała tak pięknie, że zapierało mi dech. Nie to, co moje rówieśniczki, wyperfumowane tak mocno, że aż czasem się zastanawiałem, czy nie jest to koronny dowód w sprawie zniknięcia muchozolu z mojego garażu.
Po tym zdaniu, nie mogłem opanować śmiechu. Opowiadanie, tak jak i cała seria znakomita. Cykl napisany jest w sposób, który pozwala na identyfikowanie się z bohaterem, zobaczenie świata z jego perspektywy. Dosłownie zostałem przeniesiony na obóz Roberta 😉

Ech te obozy młodzieżowe! Jechał tam człowiek grzecznym pacholęciem będąc a wracał już doświadczonym młodzianem, co to niejedną gołą dziewczynę już podglądał, albo sam się z babami kąpał na golasa, albo jeszcze je obściskiwał gdzieś gdzie światło ogniska już nie sięgało. Z dużym rozrzewnieniem i sentymentem wspominam te czasy. Fajnie więc, że można tu znaleźć teksty, które te czasy przypominają. Przeczytałem już kilka tekstów na stronach NE i to tekstów moim zdaniem znacznie lepszych od tego, ale ten jako mierwszy zdecydowałem się skomentować. Mam także nadzieję, że pewne jego słabości można złożyć na karb debiutu i później już będzie tylko lepiej. Ech, gdybym tak miał lżejsze pióro… Na razie pozostaje lektura. Sięgam więc po kolejną część.

A właśnie , że jedno z najlepszych opowiadań w swej normalności i prostocie. Owszem, są pewne braki, literówka, powtarzające się za często ” TO ” Ale to wszystko jest detalem przy steku – popier …… i zamieszczanych tu zboczonych opowiadań z cyklu dalsze części przygód dr Lectera / nie wiem czy poprawnie napisałem nazwisko / i jego ” Milczących Owiec „.

Skąd ja to znam … ? Obozy, biwaki, te niezapomniane klimaty. Czytając cofnąłem się o lata świetlne. Poczułem się taki młody … Piąteczka za to opowiadanie. The Best.

Napisz komentarz