Opowieść helleńska: Kassander X (Megas Alexandros)  4.65/5 (99)

30 min. czytania

John William Godward,
„Athenais”

Ateny. Słońce Hellady. Stolica sztuki, filozofii oraz demokracji. Najpotężniejsza z greckich poleis. Królowa mórz i władczyni Attyki.

Kassander nie od razu polubił to miasto.

Znacznie większe od Koryntu, ciaśniej zabudowane, brudne i cuchnące Ateny wcale nie prezentowały się jak najwspanialsza metropolia Grecji. Ćwierć miliona mieszkańców tłoczyło się w cieniu Akropolu, ocierało się o siebie na wąskich ulicach, wdychało wyziewy rynsztoków oraz woń smażonego na powietrzu, obficie przyprawianego jadła.

Niemal czterdzieści stadiów od Akropolu znajdowały się dwa morskie porty Aten: stary Faleron i nowszy, znacznie większy Pireus. Kassander zamieszkał w tym drugim, nad samym morzem, nieopodal potężnej twierdzy Munichii. Willa, którą wynajął, prędko stała się głównym ośrodkiem macedońskiej działalności w mieście, całkowicie marginalizując położoną w centrum królewską ambasadę.

Pierwszym gościem, którego podjął w swoich nowych progach, był Dionizjusz z Faleronu, żołnierz i polityk, przywódca promacedońskiego stronnictwa w mieście. I zarazem jeden z niewielu Ateńczyków, których Kassander lubił i poważał.

– Nieźle się tu urządziłeś – zauważył Dionizjusz, gdy został wprowadzony do przestronnego andronitisu, pokoju przeznaczonego dla mężczyzn. Były tu ustawione łoża do ucztowania, a niskie stoliki uginały się od wszelkiego jadła i napoju. Podłogę zdobiła mozaika prezentująca morski świat – dziedzinę boga Posejdona. Ściany pokrywały freski przedstawiające zwierzęta lądowe, wiodące spokojny żywot pośród drzew i krzewów. Na suficie artysta ukazał królestwo ptaków – jaskółki i gołębie przecinały pomalowany na niebiesko obszar, udający z powodzeniem niebo.

– Przyznam, że to wygodniejsze mieszkanie niż surowa kwatera, którą miałem w Akrokoryncie – odparł Kassander. – Szczególnie cenię sobie morską bryzę, która wpada przez okna domu, przynosząc zdrową woń morza. Wybacz, przyjacielu, ale twoje miasto okropnie cuchnie.

– Czyżby nie przypadł ci do gustu zapach wolności, równości i ludowładztwa? – Dionizjusz parsknął śmiechem. – Nie sądziłem, że masz aż tak delikatne powonienie.

– Jeśli tak pachnie demos, cieszę się, że służę królowi.

– Rozumiem, że wkrótce do niego dołączysz.

– Najpierw muszę zgromadzić armię – odrzekł Kassander – a także flotę, która przewiezie żołnierzy do Azji.

– Jeśli chcesz, przedstawię Zgromadzeniu Ludowemu projekt uchwały, zgodnie z którą ateńska flota weźmie udział w transporcie wojsk.

– Myślisz, że taka uchwała ma szansę na przyjęcie?

– Tak uważam – Dionizjusz wbił spojrzenie w sufit i podziwiał przez chwilę namalowane na nim ptactwo. – Stronnictwo antymacedońskie wciąż liże rany po klęsce, jaką zadaliście nam pod Cheroneą. Demostenes, który uciekł niepyszny z pola bitwy, od tamtego czasu znacznie przycichł. Hiperejdes, inny zwolennik walki o niepodległość, skupił się na ucztowaniu w towarzystwie przystojnych chłopców oraz heter. Moja poprzednia uchwała, na mocy której Ateny wsparły Macedonię w wojnie ze Spartą, przeszła zdecydowaną większością głosów.

– Pomoc waszej floty byłaby nieoceniona. Moglibyśmy się przeprawić jeszcze w tym roku, nim zimowe sztormy całkiem uniemożliwią żeglugę. Król Aleksander nie zapomniałby tego Atenom… ani temu, który wniesie projekt pod obrady.

Dionizjusz uniósł rękę.

– Nie musisz mówić nic więcej, przyjacielu. W ciągu najbliższych dni przedstawię sprawę Zgromadzeniu.

– Cieszy mnie to – Kassander uśmiechnął się, po czym postanowił zmienić temat. – A teraz powiedz mi, Dionizjuszu, jak sprawuje się moja niegdysiejsza niewolnica, Kleopatra?

– Nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń. Moja małżonka jest wielce zadowolona z jej pracy w ciągu dnia… a ja z jej usług w nocy. Złapałem się nawet na tym, że mając w domu taką ślicznotkę, rzadziej odwiedzam hetery… Żona ma dodatkowy powód do radości.

– Cieszy mnie harmonia, która zapanowała w twojej rodzinie – Kassander nie starał się ukryć ironii. – A co się tyczy heter, będę potrzebował twojej rady.

Ateńczyk zaśmiał się.

– Przekonasz się, że nasze dziewczęta w niczym nie ustępują córom Koryntu!

– Może mi zatem którąś polecisz? Widziałeś Aspazję i Likajnę. Znasz mój gust…

– …i wiem, że zadowalasz się tylko tym, co najlepsze. Aspazja to pierwsza hetera Koryntu. Niechże więc i Ateny wystawią swoją najświetniejszą zawodniczkę! Kassandrze, musisz koniecznie udać się do Fryne.

* * *

Pod wieczór Kassandra odwiedził Harpalos. Skarbnik króla Aleksandra był o kilka lat młodszy od swego gospodarza i wyraźnie kulał na prawą nogę. Kalectwo było powodem, dla którego król nie zabrał go na wojnę, lecz pozostawił na zapleczu, by zarządzał finansami rodzącego się macedońskiego imperium. Mężczyzna był odziany bogato i ze smakiem, na nieskazitelnie biały chiton narzucił szkarłatną chlamidę haftowaną złotymi nićmi. Jego palce zdobiły pierścienie, a w jednym uchu lśnił kolczyk z rubinem. Włosy miał pieczołowicie utrefione, a brodę przystrzyżoną krótko i starannie. Gdyby Kassander nie wiedział, kim jest ów człowiek, wziąłby go za typowego ateńskiego fircyka, jakich wielu można było spotkać w miejskich gimnazjonach.

Witając go w drzwiach swej willi, Kassander zauważył, że na ulicy za plecami wielmoży stała pysznie zdobiona lektyka, otoczona przez tragarzy. Byli nimi Numidowie o lśniących, czarnych jak obsydian ciałach. Posiadanie takich niewolników stało się ostatnimi czasy bardzo modne, nie tylko w Atenach.

– Witaj, Harpalosie – rzekł, starając się, by pogarda dla sposobu bycia skarbnika nie przejawiła się w jego tonie. Ten człowiek był z pewnością ważny. W młodości był towarzyszem zabaw samego króla Aleksandra. Należał do jednego z najlepszych rodów Macedonii. Kassander nie mógł sobie pozwolić na uczynienie z niego wroga. Chyba że będzie to absolutnie nieodzowne.

– Witaj, Kassandrze. Miło cię w końcu poznać – odparł mężczyzna. Weszli do andronitisu i zajęli miejsca na łożach, po obu stronach stołu, na którym ustawiono owoce, chleb oraz dzban wina. – Antypater pisał mi o tobie wiele dobrych rzeczy.

– Mam zaszczyt cieszyć się zaufaniem wodza Hellady – Kassander pominął fakt, że zaufanie to należało już do przeszłości. Nawet jeśli o tym wiedział, Harpalos nie dał tego po sobie poznać. Zamiast tego przeszedł od razu do rzeczy:

– Antypater pisze, że masz sformować korpus posiłkowy, który wyruszy do Azji. W celu wsparcia króla w jego podbojach.

– Będę potrzebował również floty, by przewieźć te wojska na drugą stronę Morza Egejskiego. Możliwe, że część statków dostarczą Ateńczycy. Niezbędna jednak okaże się także nasza eskadra stacjonująca na wyspie Eubei.

– Naturalnie. Jutro wyślę posłańca z rozkazami do miasta Chalkis. Nasze okręty przybędą, gdy tylko pozwoli na to pogoda.

– Bardzo mnie to cieszy. Ponadto będę potrzebował nie mniej niż sześciu tysięcy talentów w złocie na opłacenie moich wojsk oraz kupno zaopatrzenia…

Tym razem Harpalos okazał jawne zdumienie.

– Sześciu tysięcy? Bogowie! Skąd chcesz uzyskać taką sumę?

– Od ciebie, naturalnie.

– Muszę cię zawieść, Kassandrze – skarbnik teatralnie wzniósł oczy ku sufitowi komnaty. – Nie dysponuję taką sumą.

– Antypater twierdzi, że dysponujesz znacznie większymi środkami. Trafia w twe ręce spora część łupów wojennych z Azji.

– To oczywiście prawda, lecz mam przecież wydatki…

Kassander spojrzał wymownie na zdobiące dłoń dostojnika pierścienie. Zaczynał odczuwać lekką irytację.

– Jeśli nie posiadasz tej kwoty, to ją pożycz. Od Aten lub ze świątyni Apollina na Delos. Tak czy inaczej, muszę mieć te pieniądze.

– Będzie to trudne – Harpalos nadal się wykręcał. – Kapłani z Delos pożyczają na lichwiarski procent…

– Wierzę, że ci się uda! – Kassander przerwał mu energicznie i pochylił się lekko w jego stronę. – Proszę, byś dołożył wszelkich starań. Bardzo nie chciałbym, by stosunki między nami się pogorszyły.

Harpalos długo spoglądał mu w oczy. Choć nie było wcale upalnie, po jego czole spłynęła pojedyncza kropla potu.

– Jestem przyjacielem króla… – zaczął, by dodać sobie powagi.

– A ja przemawiam głosem wodza Hellady – Kassander znów nie pozwolił mu dokończyć. – Aleksander jest bardzo daleko stąd. Za to Antypater – nie dalej niż kilkaset stadiów. Czy mam napisać mu w liście, że sprzeciwiasz się jego woli?

To zakończyło sprawę. Harpalos opuścił willę, nie czekając na podanie wieczerzy. Kassander czuł, że wygrał pierwszą bitwę. Spodziewał się jednak jeszcze wielu kłopotów ze strony skarbnika.

* * *

Kassander sprowadził do miasta jedną ze swych korynckich nałożnic – Mnesarete. Piękna dziewczyna rodem z Argos zamieszkała w jego willi nad morzem – i zgodnie z surowymi obyczajami Aten, odnoszącymi się do żon, córek i konkubin, została zamknięta w gynajkejonie, części domu wydzielonej dla niewiast. Wielu ważnych ludzi odwiedzało teraz Kassandra, a ten nie mógł sobie pozwolić na okazywanie jawnego lekceważenia miejscowym tradycjom. Mnesarete spędzała zatem całe dnie w przestronnej i bogato urządzonej, lecz mimo to klaustrofobicznej izbie. Towarzystwa dotrzymywały jej trzy niewolnice, które sprowadziła ze sobą z Koryntu. Jeśli chciała wyjść z domu, udać się na zakupy w portowych kramach lub na spacer wzdłuż Długich Murów łączących Ateny z Pireusem, mogła to uczynić tylko z męskim opiekunem. Z uwagi na nawał obowiązków Kassandra, rolę tę pełnił zwykle któryś z Macedończyków z jego eskorty. Musiała jednak szczelnie otulić swe ciało długą, skrywającą kształty suknią i zasłonić lico woalką. Tylko kobietom sprzedajnym – pornai i heterom – wolno było spacerować po ulicach miasta samotnie i z odsłoniętymi twarzami.

Znacznie surowsze niż w Koryncie ograniczenie wolności doskwierało Mnesarete, niewiele jednak mogła na to poradzić. Spośród wszystkich Greków ateńscy mężczyźni posiadali najwięcej praw i swobód, ateńskie kobiety zaś były najbardziej zniewolone. Tak było od wieków – reguły, którym hołdowali mieszkańcy najwspanialszej metropolii Hellady, zostały ustanowione przez legendarnego prawodawcę, Solona. Uważał on, że życie obywatela Aten powinno upływać na agorze, natomiast jego małżonki – w domu. Ateńskie dziewczęta od najwcześniejszych lat wychowywano tak, by wiedziały jak najmniej i nie zadawały zbędnych pytań. Były trzymane krótko, stale kontrolowane, surowo karane za najmniejsze nawet przewinienie. Ich całkowita uległość miała pozwolić przyszłym mężom na skupienie się na rządzeniu miastem, pełnieniu funkcji publicznych czy sprawowaniu sądów.

Gdy zaś mężczyźni ci pragnęli spędzić czas z kobietami intrygującymi, wykształconymi i elokwentnymi, a nade wszystko biegłymi w miłosnych igraszkach, udawali się do heter. Dionizjusz miał rację – jeśli chodzi o luksusowe kurtyzany, Ateny w niczym nie ustępowały Koryntowi. Imiona heter Neiry, Salakonis czy Lamii były znane w całej Helladzie. Jednak od kilku lat blask ich sławy przyćmiewała nowa gwiazda na attyckim firmamencie: Fryne, blondwłosa piękność rodem z beockich Tespiów.

Kassander nie od razu wszakże zagościł w jej progach. Przez pierwsze kilka nocy po przybyciu do Aten regularnie odwiedzał łoże Mnesarete. Jego pożądanie, natarczywe i gwałtowne, a czasem wręcz brutalne, rekompensowało jej codzienną nudę, uwięzienie w czterech ścianach i całkowity brak swobody. Sama zachęcała go, by traktował ją surowo i brał sobie to, na co tylko ma ochotę. Uwielbiała smak jego męskości w ustach, poczucie wypełnienia, gdy otulała penisa mięśniami swej pochwy. Najbardziej jednak gustowała w zbliżeniach analnych, zwłaszcza, gdy Kassander wzmacniał jej doznania szarpnięciami za włosy czy siarczystymi klapsami w wypięte ku niemu pośladki. Czując jego członek wbity głęboko w jej ciasny tyłeczek, Mnesarete szczytowała najmocniej i najbardziej intensywnie, a zmieszana z bólem rozkosz oślepiała ją i wyciskała powietrze z płuc. Potem długo nie mogła ochłonąć po owych wspaniałych orgazmach, a do rzeczywistości przywracał ją dopiero pożądliwy dotyk jej kochanka, który po chwili odpoczynku zapragnął znowu ją posiąść.

Natura Kassandra pozostała jednak niezmienna – Mnesarete wiedziała dobrze, że nie zdoła długo skupić na sobie jego uwagi. Ateny oferowały zbyt wiele pokus, by jej Macedończyk mógł się im oprzeć. Zatem gdy piątą noc po przybyciu do miasta musiała spędzić w łożu sama, nie rozpaczała zbytnio i nie szlochała długo w poduszkę. Kassander nigdy nie obiecywał przecież, że będzie jego jedyną. Nie była nią w Koryncie, zdążyła się więc przyzwyczaić do myśli, że nigdy nią nie będzie.

Miała jednak zasadniczą przewagę nad niewiastą, która umilała tę noc Kassandrowi. Tamta była zwykłą dziwką, dziewczyną na jeden raz, godną tylko pogardy i wzruszenia ramion. Mnesarete zaś była konkubiną – stojącą o jeden tylko stopień niżej od żony. A ponieważ jej kochanek nie posiadał małżonki, to ona musiała wypełnić tę lukę. Znosząc przy okazji jego niewierność – co było udziałem żon zawsze i wszędzie, w każdej polis Hellady.

* * *

Piątego dnia Kassandra odwiedził syn Dionizjusza z Faleronu, przystojny młodzieniec imieniem Demetriusz. Pokłonił się Macedończykowi z szacunkiem i wręczył mu glinianą tabliczkę. Widniał na niej następujący napis:

„Kassandrowi Dionizjusz, pozdrowienia.

Projekt uchwały jeszcze nie złożony. Sonduję w tej sprawie Demostenesa. Co do drugiej sprawy, o której rozmawialiśmy, zarekomendowałem twoją osobę Fryne. Wydaje się zaintrygowana. Wyraziła chęć poznania ciebie i zaproponowała, byś odwiedził ją dzisiaj. Na twoim miejscu skorzystałbym z zaproszenia”.

– Dziękuję ci za doręczenie tego listu – Kassander podniósł spojrzenie na młodzieńca. – Zdaję się jednak, że to zadanie dla sługi, nie dla syna obywatela.

– To prawda, panie – odparł Demetriusz – sam zgłosiłem się do jego wykonania. Chciałem na własne oczy ujrzeć człowieka, o którym ojciec tyle mi opowiadał. Bohatera wojny ze Spartą, który niedługo poprowadzi wojska do Persji.

Macedończyk nie przejął się pochlebstwem. Za to natychmiast przejrzał zamiary młodego człowieka.

– Więc to o to chodzi, chłopcze? Pragniesz zaciągnąć się do armii, którą formuję? Uciec spod kurateli ojca, która, nie wątpię, zaczyna ci coraz bardziej ciążyć? Zyskać sławę i bogactwo na wojnie, przeżyć przygodę życia?

Demetriusz wydawał się szczerze zaskoczony przenikliwością Kassandra. Zaraz jednak ochłonął i zaczął mówić:

– Mój ojciec chce dla mnie kariery polityka. Twierdzi, że mam zbyt słabe zdrowie, by zajmować się wojaczką. Moi nauczyciele, Arystoteles i Teofrast z Likejonu, marzą, bym został filozofem. Ja jednak wcale tego nie pragnę! Chcę ujrzeć świat poza tymi ciasnymi murami! Zwiedzić obce kraje, o których tyle słyszę od kupców w Pireusie. Skrzyżować miecze z Persem, Medem oraz Baktryjczykiem. Ucztować w ich pałacach i spać z ich kobietami!

– Akurat tę ostatnią rzecz możesz czynić, nie ruszając się z Aten – Kassander uśmiechnął się przyjaźnie do Demetriusza. – Tutejsze domy rozkoszy są, jak sądzę, pełne niewolnic z Persji. Zapewne wkrótce dołączą do nich Medyjki i Baktryjki, gdy tylko Aleksander zajmie wschodnie prowincje imperium.

– Nie o to mi…

– Przykro mi, chłopcze – wszedł mu w słowo Macedończyk – ale nie mogę spełnić twoich marzeń. Dionizjusz jest moim przyjacielem. Nie postradam jego zaufania, pozwalając ci uciec spod jego opieki. Zwłaszcza jeśli jesteś słabego zdrowia. W Persji nie będzie miejsca ani czasu na jakąkolwiek słabość, zawinioną lub nie. Malaria i biegunka zabiją cię, nim zdążysz skrzyżować z kimkolwiek ostrza. Nikomu nie przyniesie pożytku taka bezsensowna śmierć.

Demetriusz wyraźnie posmutniał. Widząc zawód rysujący się na jego twarzy, Kassander niemal poczuł wyrzuty sumienia.

– Nie martw się jednak, młodzieńcze – dla podkreślenia swoich słów przyjacielsko poklepał go po ramieniu. – I tak uważam, że masz przed sobą wielkie perspektywy! Słyszałem, że Arystoteles to wybitny myśliciel, choć osobiście poznałem go jako medyka. Z kolei twój ojciec jest mistrzem politycznych rozgrywek. Musiał nim być, skoro przekonał Ateńczyków do sojuszu z nami, tak krótko po Cheronei. Nie mógłbyś życzyć sobie lepszych wzorów do naśladowania. Podążaj za ich przykładem, a historia zapamięta twe imię.

Chłopiec rozchmurzył się nieco.

– Naprawdę tak sądzisz, panie?

– Oczywiście! Myślisz, że jakiś dziejopis będzie pamiętał o Kassandrze z Ajgaj, jednym z tysiąca oficerów króla Aleksandra? Możesz być pewien, że żaden nie wspomni o mnie ani słowem. Ty masz jednak większe szanse, by zapisać się w annałach. Słuchaj swego ojca i spełniaj wolę nauczycieli, zdobywaj wiedzę i ucz się polityki. Zmierzaj na szczyty drogami, które są ci przeznaczone, zamiast szukać sławy na bezdrożach zarośniętych chwastami. Zapewniam cię, że jeśli będziesz tak czynił, wielu kronikarzy uwieczni imię Demetriusza z Faleronu!

* * *

Kassander opuścił swą willę pod wieczór, biorąc ze sobą jedynie dwóch przybocznych. Szybko zostawił za sobą port i ruszył drogą ciągnącą się u podnóża Długich Murów – ku Atenom. Słonce pochyliło się już nad zachodnim horyzontem, a powietrze stawało się coraz chłodniejsze. Szczelnie otulił się wełnianym, macedońskim płaszczem, mając nadzieję, że już wkrótce otulą go ramiona i uda chętnej kochanki.

Słyszał o Fryne wiele opowieści, które tylko podsyciły jego ciekawość. Słynęła ponoć ze skromności, poza murami swego domu zachowując się cnotliwie, niemal jak żona obywatela. W przeciwieństwie do innych heter, nie odwiedzała publicznych łaźni, by prezentować swe wdzięki potencjalnym klientom. Szersza publika raz tylko mogła podziwiać jej idealną nagość – gdy wiedziona impulsem podczas święta Posejdona w Eleuzis, Fryne zrzuciła nagle suknię i wkroczyła w morskie fale, upodabniając się tym samym do Afrodyty Zrodzonej z Piany. Widok ten zainspirował malarza Apellesa do stworzenia podziwianego powszechnie fresku, zatytułowanego „Afrodyta wynurzająca się z morza”.

Choć jej kariera w Atenach trwała dopiero od kilku lat, Fryne zdążyła już zgromadzić pokaźny majątek. Przed rokiem wywołała skandal, oferując fundusze na odbudowę Teb. W zamian żądała jedynie, by na murach miasta pojawił się napis „Zburzone przez Aleksandra, przywrócone przez heterę Fryne”. Dumni Tebańczycy, nie mogąc znieść takiego upokorzenia, odrzucili jej pomoc. Zachowali w ten sposób godność, lecz ich polis wciąż leżała w ruinach.

Fryne intrygowała i pociągała Kassandra. Teraz zaś kroczył ulicami Aten, zmierzając na spotkanie z tą arcyciekawą niewiastą.

U wrót domu hetery Macedończyk wpadł na oddział scytyjskich łuczników. Ci państwowi niewolnicy, zakupieni w odległych czarnomorskich krainach, pełnili w Atenach funkcję strażników miejskich. Strzegli porządku, pacyfikowali rozruchy, a także – na rozkaz archontów – dokonywali aresztowań osób podejrzanych o przestępstwa.

Jeden z łuczników, w spiczastej czapce i skórzanych spodniach, ruszył w stronę Kassandra i zastąpił mu drogę.

– Stać! Nikomu nie wolno się zbliżyć! – rzucił w koślawej grece. Jego akcent brzmiał gardłowo i bardzo nieprzyjemnie.

Scytowie wyprowadzali właśnie Fryne. Macedończyk nie mógł dostrzec jej sylwetki ani twarzy, ubrana była bowiem jak wzorowa małżonka ateńskiego obywatela – jej ciało zakrywała długa, błękitna suknia, a oblicze – nieprzejrzysta woalka. Domyślił się jednak, że to ona. Żaden ze Scytów nie szarpał jej ani nie popędzał. Niewolnica nie mogłaby się spodziewać tak łagodnego traktowania.

– Za co ją aresztujecie? – zapytał tego, który zagradzał mu drogę.

– Nie twoja sprawa, cudzoziemcze.

Kassander zareagował odruchowo, jak zawsze, gdy spotykał się z bezczelnością niewolnika. Zanim zdążył cokolwiek pomyśleć, jego pięść już wbiła się w twarz Scyty. Zanim ciało mężczyzny zwaliło się na ziemię, jego pobratymcy mieli już w rękach łuki. Tuzin grotów wycelowano w pierś Macedończyka. Jego przyboczni dobyli mieczy, choć w zaistniałej sytuacji broń biała nie mogła im się na nic przydać.

– Nie strzelać! – dowódcą oddziału był na szczęście ateński obywatel. – Opuścić łuki, do cholery! Wybacz nam, Macedończyku. Zapewniam cię, że mój człowiek zostanie surowo ukarany za swą arogancję.

– Wciąż nie uzyskałem odpowiedzi na moje pytanie – warknął rozeźlony Kassander.

– Z rozkazu archonta bazyleusa aresztuję tę kobietę za bluźnierstwo. Świadkowie twierdzą, że dopuściła się parodiowania świętych misteriów eleuzyjskich! A teraz musisz nam wybaczyć, Macedończyku. Czas, bym zaprowadził Fryne do więzienia.

Kassander spoglądał za oddalającą się w eskorcie Scytów heterą. Przez krótką chwilę – po tym, jak powalił jednego z łuczników – czuł na sobie palące spojrzenie zza woalki. Nie mógł mieć pewności, że naprawdę mu się przyglądała, nie wątpił jednak, że tak właśnie było. Choć nie wypowiedziała ani słowa, miał wrażenie, że poczuł jej niepokój, zagubienie, lęk. Nagle zapragnął jej pomóc – choć na razie nie miał pojęcia, w jaki sposób mógłby to uczynić.

Gdy hetera zniknęła za rogiem ulicy, Macedończyk otrząsnął się z dziwnego stanu. Pojął, że złośliwość losu właśnie pokrzyżowała mu plany na wieczór. Noc nie była jednak całkiem stracona. W czasie poprzedniego pobytu w Atenach jego przyjaciel Alkajos zaprowadził go do wyśmienitego domu rozkoszy, położonego na zboczach wzgórza Lykavitos. Kassander ruszył zatem w tę stronę. Postanowił złożyć ponowną wizytę w Cynobrowym Domu.

* * *

Bogata oferta owego przybytku i tym razem go nie zawiodła. Gdy wyperfumowany eunuch przedstawił już wszystkie ladacznice, oddzielnie omawiając zalety każdej z nich, Kassander stanął przed niełatwym wyborem. Ostatecznie zdecydował się na Nefthis – smagłą Egipcjankę o obfitych piersiach i całkiem pozbawionym włosów łonie. O tym szczególe jej urody mógł się naocznie przekonać już podczas prezentacji – choć większość nierządnic nosiła skąpe i rozpalające zmysły szaty, dziewczyna znad Nilu była zupełnie naga.

Nefthis zaprowadziła go do jednej z pysznie urządzonych komnat na piętrze. Tam szybko i sprawnie pomogła mu się rozebrać, a potem oboje legli w łożu. Egipska porne z pewnością nie mogła się równać z Fryne. Kassander postanowił jednak, że tej nocy zadowoli się pośledniejszą zdobyczą i wyciśnie z niej tyle rozkoszy, ile tylko zdoła.

Nim świt rozjaśnił mroki nocy, Macedończyk czterokrotnie posiadł Egipcjankę. Dwukrotnie kończył w jej ustach, zmuszając ją, by połknęła obfite soki jego rozkoszy. Raz wytrysnął na jej pełne piersi, a potem długo obserwował, jak mlecznobiałe strumyczki odznaczały się na ciemnej skórze kobiety. Ostatni raz zabawił się z nią na sposób, który szczególnie ceniła sobie Mnesarete. Nefthis jęczała z bólu, gdy wciskał swój pokaźny członek w ciasny otwór jej tyłeczka. Choć penetracja przysparzała jej wiele cierpienia, nie próbowała uciec biodrami – najwyraźniej została dobrze wyszkolona przez swych panów. Albo też bardziej bała się kary, jaka mogła ją spotkać za nieposłuszeństwo, niż bólu doznawanego od gwałtownego i niecierpliwego klienta.

Nad ranem Kassander opuszczał Cynobrowy Dom w pełni usatysfakcjonowany. Gdy schodził ze wzgórza Lykavitos, ujrzał przed sobą budzące się do życia miasto. Ateny, Słońce Hellady.

Na pewien czas zapomniał o Fryne – jego najjaśniejszym promieniu.

* * *

Następne dni wypełniała mu praca.

Wysłał na Przesmyk Istmijski swoich oficerów werbunkowych. Mieli zaciągać najlepsze oddziały z armii Antypatra natychmiast po tym, jak wódz Hellady zwolni je ze swej służby. Wojna na Peloponezie dobiegała końca, należało się zatem spodziewać, że już wkrótce większa część wojsk nie będzie mu potrzebna. Kassander udzielił swoim ludziom dokładnych instrukcji. Chciał, by zaciągnęli około trzech tysięcy falangitów, pięciuset kawalerzystów (ciężką jazdę tesalską i panońskich lekkozbrojnych), do tego tysiąc Traków, koniecznie z plemion Tryballów i Agrian. Wybierając między licznymi jednostkami, oficerowie mieli się kierować jeszcze jedną wskazówką: rekrutować przede wszystkim żołnierzy, którzy już służyli pod rozkazami Kassandra – za jego rządów w akrokorynckiej twierdzy.

Innych jeszcze ludzi skierował na wyspy. Na Rodos mieli zaciągnąć tamtejszych wybornych procarzy. Na Krecie – doskonałych łuczników. Swego najbardziej zaufanego człowieka, Jazona, posłał z prywatną misją na Delos. Przekazał mu większą część swojego majątku – łupów wojennych i łapówek, które zgromadził podczas wielu lat wojaczki i sprawowania władzy na akrokorynckiej skale. Jazon miał zdeponować cały ten skarb w świątyni Apollina na Delos, będącej nie tylko ośrodkiem kultu, ale i najsprawniej działającą instytucją bankową w całej Helladzie.

Kiedy statek z Jazonem na pokładzie zniknął za horyzontem, Kassander odczuł ukłucie niepokoju. Ufał temu Trakowi, wiedział jednak zbyt dobrze, że okazja czyni złodzieja, a szansa szybkiego wzbogacenia się bywa przyczyną zdrady. Wyczekiwał zatem z niecierpliwością powrotu swego wysłannika, który mógł już przecież czmychać ku Morzu Czarnemu lub Egiptowi. Na szczęście, po tygodniu Jazon znów postawił stopę na nabrzeżu w Pireusie.

– Twe złoto jest bezpieczne – poinformował Kassandra. – Kapłani Apollina zinwentaryzowali powierzony im majątek, wycenili go i zapisali wszystko na wielkiej, kamiennej tablicy. Ta zaś została umieszczona w skarbcu świątyni. Gdy tylko zjawisz się na Delos, będziesz mógł odzyskać swoje pieniądze, wraz z procentem, który w międzyczasie uda się wypracować.

Kassander rzucił okiem na odpis wykonany na glinianej tabliczce. Poczuł zadowolenie. Wprawdzie kapłani zaniżyli nieco wartość powierzonych im bogactw, ale udało im się nie przekroczyć przy tym granic przesady. Macedończyka najbardziej cieszył fakt, że nie pomylił się w ocenie Jazona. Trakowi można było powierzyć najbardziej delikatne i wymagające żelaznej lojalności zadania.

W nagrodę obdarował Jazona talentem w srebrze i jeszcze tego samego wieczoru zabrał go do Cynobrowego Domu. Trak gustował w młodzieńcach, Kassander mógł się zatem naocznie przekonać, że luksusowy dom rozpusty zatrudniał niemal tyle samo przystojnych efebów, co pięknych i egzotycznych dziewcząt. Obaj mężczyźni spędzili tę noc satysfakcjonująco – choć każdy na swój sposób. Macedończyk wybrał sobie Dorydę, jasnowłosą piękność z Lakonii. Jazonowi wpadł w oko Hiacynt – piętnastoletni Frygijczyk o oczach czarnych jak węgle i lśniących lokach.

* * *

Gdy już rozesłał swoich ludzi w różne strony świata, Kassander bynajmniej nie mógł sobie pozwolić na chwilę wytchnienia. Sięgając głęboko do sakiewki Harpalosa, zaczął korumpować ateńskich polityków – zarówno przychylnych macedońskiej sprawie (tych utwierdzał w lojalności hojnymi prezentami), jak i zagorzałych zwolenników niepodległości (łapówki miały ich przekonać do zmiany postawy). Dionizjusz nadal nie przedłożył projektu uchwały Zgromadzeniu Ludowemu – Kassander chciał mieć pewność, że gdy zostanie to uczynione, nikt nie będzie skłonny do oporu.

Mimo demokratycznej otoczki, ateńscy mężowie stanu niezbyt różnili się od korynckich oligarchów. Byli między sobą beznadziejnie skłóceni, zazdrościli sobie nawzajem pozycji, łączyły ich jedynie chorobliwa ambicja i bezwstydna przekupność. Fokion jako jedyny obiecał swoje poparcie natychmiast, jeszcze zanim brzęczący srebrem mieszek pojawił się na stole. Demostenes wahał się dłużej. Wciąż pamiętał upokorzenie, jakie przyniosła mu paniczna ucieczka przed macedońskimi sarissami. W końcu jednak przekonał go (wsparty łapówką) argument Kassandra, że Ateńczykom powinno zależeć na powodzeniu przeprawy przez Morze Egejskie. Wszak im więcej Macedończyków znajdzie się w Azji, tym mniej ich pozostanie w Helladzie. Równie łatwo poszło z Arystofanesem, pełniącym w tym roku funkcję archonta eponymosa, najważniejszego urzędnika w polis. Gdy tylko sprezentowano archontowi dwie śliczne i młodziutkie niewolnice, ta pozbawiona woli miernota natychmiast przyjęła macedoński punkt widzenia.

Kassander spotykał się również z kupcami. Negocjował z nimi warunki dostaw dla armii, która wkrótce miała się stanąć obozem pod murami Aten. Handlarze, którzy podczas swoich wypraw zapuszczali się w głąb Persji, mogli mu też służyć radą w kwestii geografii imperium. Interesowało go wszystko – dogodne szlaki przemarszu, górskie przełęcze, w których najkrócej zalegał śnieg, miejsca, gdzie można pozyskać czystą wodę, obszary bogate w zwierzynę łowną i zamożne okręgi rolnicze. Adiutanci Kassandra pracowicie skrobali na glinianych tabliczkach, uwieczniając efekty jego dociekań. Kopiowali też w pocie czoła stare mapy imperium Achemenidów, które kupował, ilekroć miał ku temu okazję. Wiele z nich było fragmentarycznych lub nieścisłych, jednak Macedończyk zbytnio się tym nie przejmował. W jego umyśle zaczynał już kiełkować śmiały plan logistyczny.

– Pragnę wyruszyć jeszcze przed porą sztormów, by nie musieć spędzać zimy w Atenach – mówił Dionizjuszowi. – Flota będzie poruszać się skokami, od wyspy do wyspy, dzięki czemu mamy szansę uniknąć kaprysów pogody. Naszym celem jest wielki port Greków jońskich – Efez. Stamtąd ruszymy w głąb lądu, do lidyjskiej stolicy, Sardes. W owym mieście rozpoczyna się słynna Królewska Droga, wybudowana niegdyś przez władców Persji. Szeroki, utwardzany trakt ciągnie się przez ponad czternaście tysięcy stadionów. Dotrzemy nim do samego serca imperium Achemenidów: do Babilonu, Suzy i Persepolis. Liczę, że zastaniemy króla Aleksandra w którymś z tych miast.

Dionizjusz nie starał się ukryć zdumienia. Pogłębiło się ono jeszcze bardziej, gdy usłyszał, że Kassander zamierza pokonać tę trasę w niespełna cztery miesiące.

* * *

Kassander poszedł za radą Dionizjusza i z jego rekomendacji wszedł do śmietanki towarzyskiej Aten. Już dawno temu przekonał się, że sojuszników łatwiej werbować przy suto zastawionym stole, a przymierze uczczone winem bywa trwalsze niż jakiekolwiek inne. W świecie znudzonych miejskich arystokratów prędko stał się sensacją. Pełen witalności i zwierzęcej siły Macedończyk budził fascynację podsycaną lękiem. W pijackich zawodach nie miał sobie równych. Hetery lgnęły do niego niczym ćmy do ognia, zapominając często o mdłych mężczyznach, z którymi przyszły na ucztę. Co noc otrzymywał kilka zaproszeń na sympozjony wydawane przez możnych. Co noc zabawiał się z inną niewiastą, czasem zaś z dwoma lub nawet trzema. W ten sposób poznał Myrrinę o kruczoczarnych lokach, piersiastą Nikippę, Bakchis o pochwie tak ciasnej, jakby należała do dziewicy i Lamię obdarzoną przez bogów cudownie krągłymi pośladkami.

Częstym tematem podczas sympozjonów był zbliżający się proces hetery Fryne. Została uwięziona w wyniku oskarżeń sykofanta, zawodowego donosiciela imieniem Eutias. Ateńskie prawo sprzyjało podobnym kreaturom – w razie skazania ich ofiary otrzymywali oni udział w jej konfiskowanym majątku. Co się tyczyło Fryne, w najlepszym razie groziło jej wygnanie poza Attykę. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że w grę wchodziła zbrodnia przeciw bogom, bardziej prawdopodobna zdawała się kara śmierci.

 Intensywny tryb życia – dni wypełnione pracą i całonocne pijatyki – wyczerpały w końcu i Kassandra. Pewnego wieczoru, by znaleźć chwilę wytchnienia, Macedończyk udał się w odwiedziny do Arystotelesa ze Stagiry. Słynny filozof i lekarz mieszkał poza murami miasta, nieopodal świątyni Apollina Wilczego. Swoich nauk udzielał w pobliskim ogrodzie, zwanym Likejonem. Tam właśnie – wśród krzewów i cyprysów, otoczonego kręgiem uczniów, znalazł go Kassander.

– Witaj, Macedończyku! – Stagiryta uśmiechnął się na jego widok. Tak jak dawniej, nie zdobył się na to, by tytułować go „panem”. – Widzę, że od naszego ostatniego spotkania całkiem już odzyskałeś siły!

Kassander uścisnął dłoń filozofa. Powiódł spojrzeniem po jego uczniach, wśród których dostrzegł również Demetriusza z Faleronu.

– Twoje wysiłki przyniosły pożądany skutek – odparł, a potem zwrócił się do młodzieńców. – Wasz nauczyciel wyleczył mnie z rany, która zdawała się śmiertelną. Nie mógłbym życzyć sobie lepszego medyka!

– Znaczna przesada! – Arystoteles machnął niedbale ręką. – Ja tylko wyciąłem obumarłe tkanki. Reszta była w rękach Asklepiosa.

– Tak czy inaczej, wciąż jestem po tej stronie Styksu.

– Za to niedługo, jak słyszałem, znajdziesz się po drugiej stronie morza – zauważył filozof. – Przejdźmy się jeszcze po ogrodach, nim słońce uda się na spoczynek.

Macedończyk ruszył wraz z Arystotelesem ścieżką wiodącą wśród cyprysów. Uczniowie Stagiryty podążali za nimi krok w krok.

– Jak podobają ci się Ateny, Kassandrze?

– Przyznam szczerze, że niezbyt je lubię. Wydaje się, że gdziekolwiek się nie udasz, otacza cię brud, ścisk i ubóstwo. Do tego jeszcze ten absurdalny system polityczny – demokracja! Wolałem już radzić sobie z oligarchami na Peloponezie niż z tymi przywódcami ludu! Tamci przynajmniej mieli swój honor i czasem robili z niego użytek…

– Demokracja to reżim zdegenerowany – odparł na to Arystoteles. – Jest wynaturzoną formą timokracji, ustroju, w którym rządzą średniozamożni. U nas natomiast kilku wyszczekanych demagogów włada za pomocą wspierającej ich biedoty.

– Mistrz Arystoteles pisze o tym w jednym ze swych dzieł – wtrącił Demetriusz, zrównując się z nimi. Nauczyciel rzucił mu ostre spojrzenie, po czym westchnął ciężko i ponownie zwrócił się do Kassandra:

– Jeszcze nie nadałem mu tytułu, choć na własny użytek nazywam je „Etyką”. Jeśli zechcesz kiedyś zajrzeć, Demetriusz z chęcią użyczy ci swego egzemplarza.

– Być może skorzystam – odparł Macedończyk, wiedząc, że tego nie uczyni. Tymczasem Arystoteles wrócił do interesującego go tematu:

– Największą jednak potwornością tego systemu jest profesja sykofanta. Zawodowi donosiciele obmawiają każdego, kto wzniesie się ponad ogólną miernotę. Jeśli jest zamożny – tym gorzej. Sykofant otrzymuje przecież w nagrodę część majątku skazanego.

– Zdaję się, że jeden z nich oskarżył Fryne.

– Nie mylisz się, Kassandrze. Eutias to wyjątkowo podła kreatura. Z kilku nazbyt swobodnych słów rzuconych podczas sympozjonu utkał oskarżenie, które może wprowadzić tę nieszczęsną kobietę do grobu. Zaprawdę, powiadam ci – jeśli tak się stanie, Temida będzie szlochać rzewnymi łzami nad nieprawością, jaka panuje w Atenach!

Macedończyk spojrzał na niego rozbawiony.

– Mówisz, jakbyś wierzył w niewinność Fryne. Skąd możesz mieć pewność?

– Znam ją dość dobrze, by móc ocenić, że bluźnierstwo do niej nie pasuje.

– Znasz? – Kassander nie mógł powstrzymać śmiechu. – Czyżby wielki filozof zadawał się z heterą?

Arystoteles zarumienił się lekko. Zaraz jednak odzyskał powagę i rzekł:

– Tak, poznałem ją. I wcale nie w ten sposób, o którym myślisz, Kassandrze. Rok temu przyszła do mnie z prośbą, bym ją nauczał.

Tym razem śmiech Macedończyka wypełnił cały Likejon.

– Nauczać? Niewiastę?? Dawno już nie słyszałem czegoś tak absurdalnego…

– Początkowo też miałem wątpliwości… ale po dłuższej rozmowie z Fryne pojąłem, że ma ona wybitny umysł. Zgłębiła prace filozofów przyrody, czytała kilka dzieł mojego mistrza, Platona. Zdecydowałem się spełnić jej prośbę. Naturalnie, udzielałem jej nauk na osobności, gdyż jej towarzystwo mogłoby źle wpłynąć na innych uczniów… No, opanuj się wreszcie, Kassandrze! Płuca pękną ci od tego rechotu!

Gdy Kassander przestał wreszcie ryczeć ze śmiechu, Arystoteles dokończył:

– Tak jak podejrzewałem, Fryne okazała się bardzo pojętną uczennicą. Aż do aresztowania.

– Przykro mi, że straciłeś w niej tak uroczą słuchaczkę.

Milczeli przez dłuższą chwilę. Kassandrowi zdawało się, że Stagiryta bije się z myślami. Najwyraźniej podjął w końcu decyzję, bo zwrócił się do Macedończyka, mówiąc tonem podniosłym i uroczystym.

– Gdy się ostatnio widzieliśmy, obiecałeś udzielić wszelkiej możliwej pomocy, w razie gdybym potrzebował czegoś ja lub moja szkoła. Teraz chciałbym, byś spełnił dane wówczas słowo. Moja uczennica jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Grozi jej niesprawiedliwa kara z powodu kłamliwych oskarżeń. Ocal ją. Zrób wszystko, by wyszła z tego cała.

* * *

W ten wieczór, jak w każdy poprzedni, Mnesarete szykowała się do nocy z Kassandrem. Najpierw eunuchowie napełnili balię, wlewając do niej tyle wrzątku i chłodniejszej wody, aż udało im się osiągnąć właściwą temperaturę – kąpiel miała być gorąca, lecz nie mogła grozić poparzeniem. Gdy opuścili już komnatę, niewolnice rozebrały swoją panią i pomogły jej wejść do balii. Same również zrzuciły suknie i zaraz do niej dołączyły. Trzy pary rąk myły jej nagie ciało mydłem z olejku cyprysowego, nie szczędząc przy tym jej piersiom, pośladkom, wewnętrznym stronom ud i podbrzuszu delikatnych pieszczot.

Mnesarete poddawała się zabiegom niewolnic, czując, jak stopniowo rośnie w niej pożądanie. Ostatnimi czasy bywało ono zbyt często niezaspokojone. Gdy Kassander oddawał się niezliczonym rozrywkom, jakie mężczyźnie jego pozycji i statusu oferowały Ateny, łoże jego konkubiny pozostawało chłodne i puste. W tej sytuacji musiała się zadowolić przyjemnościami saficznymi. Niekiedy pozwalała zatem, by dziewczęta doprowadziły ją podczas kąpieli do orgazmu. Dwukrotnie już wzięła sobie do łoża ulubioną z nich – jasnowłosą, młodziutką Helenę. Jej smukłe palce i zręczny języczek wypełniały wprawdzie noc ekstazą, lecz nie mogły zastąpić Mnesarete tego, czego potrzeba jej było najbardziej.

Po kąpieli dziewczęta osuszyły jej ciało miękkimi ręcznikami. Następnie przyszedł czas na masaż, który cudownie rozluźniał jej mięśnie, lecz wcale nie zmniejszał podniecenia, jakie odczuwała. Zwłaszcza, że dłonie Heleny, ugniatające jej rozgrzane uda, stanowczo zbyt często – by mogło to stanowić przypadek – sięgały między nie. Po skończonym masażu (oraz depilacji – bolesnej, lecz nieuniknionej) Mnesarete, wciąż nie zadając sobie trudu, by okryć swą nagość, usiadła na łóżku i zażądała lustra. Niewolnice przyniosły jej zwierciadło z wypolerowanego brązu, o średnicy około trzech stóp, w którym mogła się przejrzeć cała.

Patrząc w swe odbicie, poczuła, że się uśmiecha. Miała przed sobą młodą, piękną kobietę. Jej figury nie zepsuły dotąd porody – zresztą Kassander bardzo uważał, by jej nie zapłodnić. Piersi, których nigdy jeszcze nie wypełniło mleko, były idealnie krągłe i zwieńczone ciemnymi sutkami. Brzuch miała lekko wypukły, ale twardy i sprężysty. Szczupła talia miękką linią przechodziła w rozłożyste biodra, a uda były kształtne i bardzo jędrne. Wiedziała, że jej kochanek najbardziej ceni sobie jej pupę. Miała ochotę obrócić się i spojrzeć na nią. Nie mogła tego jednak uczynić, bo niewolnice właśnie rozpoczęły rytuał czesania jej kasztanowych loków.

 Tak, uśmiechała się, widząc swą urodę w pełni rozkwitu. Lecz był to zarazem smutny uśmiech. Już od wielu dni Kassander nie odwiedził jej alkowy. Zaprzątały go wciąż sprawy na mieście, spotkania z ważnymi osobistościami, całonocne sympozjony, podczas których zawierał polityczne sojusze i zaspokajał pożądanie. Czasem wydawało jej się, że zupełnie o niej zapomniał. Myślała wtedy, że lepiej jej było zostać w Koryncie – tak jak uczyniły Tais i Likajna. Tam prędko znalazłaby sobie nowego opiekuna, który otoczyłby ją luksusem w zamian za uległą czułość. W najgorszym zaś wypadku zostałaby heterą – a jej sypialnię odwiedzaliby troskliwie wyselekcjonowani klienci.

Bogowie postanowili jednak inaczej – i oto przybyła tu, do Aten, towarzysząc mężczyźnie, którego co noc otaczał wianuszek swobodnych niewiast.

Dziewczęta uczesały i utrefiły jej włosy. Następnie zajęły się makijażem. Jak co wieczór, musiał być bez zarzutu. Nawet jeśli potem miały go całkiem zniszczyć łzy spływające po jej policzkach. Podczas zabiegów niewolnic Mnesarete przyglądała się swemu obliczu w lustrze. Kasztanowe loki okalały jej twarz w kształcie serca. Oczy o szmaragdowych tęczówkach skrzyły się inteligencją. Piegi na niewielkim nosku dodawały mu jedynie uroku, a pełne, świeżo uszminkowane usta wydawały się stworzone do pocałunków i zaspokajania męskich żądz. Zaprawdę, Afrodyta nie poskąpiła mi darów, myślała bez fałszywej skromności Mnesarete. Czemu zatem nie pozwala mi czcić się tak, jak na to zasługuje?

Być może Zrodzona z Piany wysłuchała jej pokornych próśb, bo oto od strony andronitisu dobiegł hałas jakiegoś poruszenia. Natychmiast poznała donośny głos Kassandra. Jak zawsze wydawał polecenia tonem stanowczym i nieznoszącym sprzeciwu. Odpowiadały mu ciche i uniżone głosy eunuchów.

– Nie ma mnie już dzisiaj dla nikogo! Jeśli ktoś przyjdzie się ze mną spotkać, powiedzcie mu, że jestem w Cynobrowym Domu i wrócę dopiero rano.

– Stanie się jak każesz, dostojny panie.

– Przynieście do sypialni Mnesarete wino, owoce i oliwę. Potem aż do jutra nie chcę was tam oglądać.

– Oczywiście, panie.

Zasłona oddzielająca alkowę od korytarza podniosła się i do komnaty wkroczyło dwóch młodych eunuchów. Mnesarete była tak uradowana niespodziewanym powrotem Kassandra z Aten, że zapomniała nawet o wstydzie przynależnym niewieście – nie zasłoniła rękoma swych nagich piersi ani łona. Zresztą, pozbawieni męskości niewolnicy nawet na nią nie zerknęli. Już dawno nauczono ich, że wścibskie spojrzenia ściągają na ich plecy pański bicz. Postawili na niewielkim stoliku przy łożu dzban wina, dwa ceramiczne kubki, a także wazę z brzoskwiniami i amforę oliwy. Wbijając wzrok w przykrytą perskim dywanem podłogę, skłonili się pokornie, a następnie wyszli bez słowa.

– Czy mamy przygotować suknię, pani? – spytała Helena. Mnesarete spojrzała na nią.

– Nie. Sprawię mojemu mężczyźnie niespodziankę. A teraz zmykajcie, moje miłe. Nie będę was już dzisiaj potrzebowała.

W chwili, gdy niewolnice opuściły sypialnię bocznym wejściem, zasłona uniosła się ponownie. Tym razem do alkowy wkroczył Kassander. Natychmiast spostrzegł na łóżku nagą Mnesarete. Jej ciało skąpane było w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, wpadających przez otwarte na oścież okno. To wychodziło szczęśliwie na ogród otaczający willę, a widok od strony ulicy zasłaniał wysoki na osiem łokci mur. Tym niemniej w każdej chwili któryś z patrolujących posesję żołnierzy z eskorty Kassandra mógł ujrzeć nagość jego nałożnicy. Macedończyk pomyślał, że ze wszystkich jego korynckich kochanek tylko ona mogła sobie pozwolić na taki bezwstyd i wyuzdaną beztroskę.

– Witaj, najdroższy – odezwała się Mnesarete. Usiadła, krzyżując nogi, tak by udo jednej i łydka drugiej zasłoniły całkiem jej łono. Jednocześnie oparła się rękoma o łóżko i wypięła biust do przodu, prezentując go w pełnej okazałości. – Czekałam na ciebie.

W niepamięć poszły wszystkie wyrzuty, które podczas samotnych nocy pragnęła wykrzyczeć mu w twarz. Ważne było tylko jedno: że przyszedł, że jest wreszcie u niej. A wkrótce będzie w niej.

– Witaj, słodka Mnesarete – Kassander, sycąc oczy jej widokiem, postąpił krok do przodu. A potem następny. I jeszcze jeden. Zatrzymał się dopiero przed samym łożem.

– Z pewnością jesteś zmęczony po całym dniu – mówiła, spoglądając na niego spod długich rzęs i przesuwając, jakby od niechcenia, dłoń po swojej piersi. – Racz zatem lec u mego boku i wypocząć. Przekonasz się, że wino jest słodkie, a brzoskwinie soczyste. Tak jak i ja.

Macedończyk nie potrzebował dalszej zachęty. Prędko rozpiął wojskowy pas i ściągnął tunikę przez głowę. Rozwiązanie sandałów zajęło mu tylko chwilę. I już wsuwał się na łóżko, nagi i rozpalony. Mnesarete napawała się widokiem jego przystojnej, choć kanciastej twarzy okolonej krótką brodą, muskularnego ciała pokrytego tuzinami blizn, pokaźnej męskości unoszącej się w erekcji. Przynosił ze sobą zapach słonego wiatru znad morza, rozpalonego słońcem kamienia, potu, męskości. Gdy wziął ją w ramiona, poczuła, jak jej ciało przechodzi rozkoszny dreszcz. Żadna z delikatnych pieszczot Heleny nie mogła się równać z twardym, szorstkim dotykiem tego mężczyzny. Była gotowa zrobić dla niego wszystko.

– Proszę, nie traćmy na to czasu – szepnęła, gdy sięgnął dłonią między jej uda. – Po prostu wejdź we mnie. Im prędzej, tym lepiej.

Posłuchał jej skwapliwie. Zawsze cenił sobie kobiety, których nie trzeba było zbyt długo pieścić, by zwilgotniały. Mnesarete ułożyła się wygodnie na plecach, a on wsunął się na nią. Rozchyliła uda szeroko, tym razem nie broniąc mu już widoku swej gładkiej szparki. Dłonią nakierował na nią swojego penisa i wbił się mocarnym pchnięciem. Dziewczyna niemal zachłysnęła się krzykiem.

Uprawiali miłość prędko, niecierpliwie, jakby każda chwila mogła być tą ostatnią. Kassander wspierał się na dłoniach opartych po obu stronach jej głowy i patrzył na nią z góry. Rozkoszował się widokiem podskakujących w rytm jego pchnięć piersi, rozchylonych, czerwonych od egipskiej szminki ust, zielonych oczu, skrytych teraz pod na wpół przymkniętymi powiekami. Jego biodra raz po raz opadały, sprawiając, że penis zagłębiał się w jej wilgotną, ciasną pochwę. Czuł, jak ona obejmuje go udami, jak krzyżuje nogi na jego pośladkach. Przyjmowała go w sobie z jękami przyjemności, dłońmi na przemian ściskając i gładząc jego boki.

W pewnej chwili pochylił się nad nią i szepnął:

– Mam ochotę wbić się między twe pośladki…

– Więc zrób to – odparła, posyłając mu rozpalone spojrzenie – niczego bardziej nie pragnę…

Prędko wycofał się z jej szparki, podniósł się nieco, a potem zdecydowanym ruchem obrócił ją na brzuch. Teraz jego oczom ukazała się rozłożysta pupa jego kochanki. Sięgnął po amforę z oliwą i wylał jej trochę na wnętrze dłoni. Spoglądając na jej idealnie krągły tyłeczek, pocierał ręką swą żołądź, aż ta stała się śliska i lśniąca. Więcej oliwy wlał między pośladki Mnesarete. Dokładnie rozprowadził ją palcami wokół jej odbytu.

Nałożnica z Argos uniosła się i uklękła na rozchylonych nogach. Pochyliła się, oparła ręce i policzek na pościeli, zaś swój ociekający lepkim płynem tyłeczek wypięła mocno w stronę Kassandra. Macedończyk chwycił jej biodra w dłonie, a śliska od oliwy żołądź przywarła do jej tylnych podwojów. A potem zaczęła się w nie wciskać.

Mnesarete zagryzła wargi, starając się nie wydać z siebie najmniejszego dźwięku. Początek tego rodzaju miłości zawsze był dla niej najbardziej bolesny – jednak późniejsza rozkosz w pełni rekompensowała pierwsze chwile cierpienia. Dla Kassandra natomiast ten właśnie moment – gdy łamał opór jej zaciśniętych mięśni, szturmował swym taranem bramę rozkoszy – był najbardziej podniecający. Jego męskość, już dumnie wyprężona, twardniała jeszcze bardziej. Żołądź wciskała się coraz głębiej w ciasną pupę kochanki, stając się epicentrum jego rozkoszy.

 Gdy cała zniknęła między jej pośladkami, Macedończyk uśmiechnął się triumfalnie. Całkiem już zapominając o delikatności, cofnął biodra do tyłu, a potem pchnął nimi mocno i gwałtownie. Trzy takie sztychy – kontrapunktowane bolesnymi jękami Mnesarete – wystarczyły mu, by wsunąć się aż po jądra. Nabita na jego nabrzmiałą męskość dziewczyna mogła tylko ulegle przyjmować w sobie kolejne pchnięcia. Ból wciąż był znaczny, lecz teraz odczuwała również coraz więcej przyjemności. Jego jądra uderzały o jej podbrzusze, dłonie zaciskały się na biodrach. Mnesarete uniosła głowę i spojrzała w lustro – niewolnice, odchodząc pospiesznie, zostawiły je oparte o ścianę.

Patrzyła zafascynowana w ich wspólne odbicie w wypolerowanym brązie. Jej oczom ukazał się potężnie zbudowany, barczysty mąż i wypięta ku niemu w bardzo wyuzdany sposób niewiasta. On brał ją brutalnie i natarczywie, korzystając z praw, które miał do jej ciała. Zaspokajał własną żądzę z egoizmem, na który stać chyba tylko mężczyzn. Spoglądał na nią z góry, triumfalnie i władczo, rozsmakowując się w jej uległości. Ona zaś oddawała się w pełni, zapominając o wszelkim wstydzie. Choć nie zadawał sobie trudu, by pieścić jej ciało, podobnie jak on płonęła pożądaniem. Jej uda lśniły od soków, wyciekających ze szparki, wargi co chwila rozchylały się, by wydać ekstatyczny jęk.

Ten opętańczy taniec nagich ciał nie mógł trwać długo. Mnesarete ujrzała, jak mężczyzna wypręża się cały, odrzuca głowę w tył i otwiera usta do krzyku. Poczuła, jak w niej szczytuje, jak wypełnia jej obolały tyłeczek obfitą porcją nasienia. Jeszcze tylko kilka pchnięć, jeszcze tylko moment… i dreszcz ekstazy przeszedł jej ciało. Zrodził się gdzieś w podbrzuszu i wziął ją całą we władanie. Wydarł z jej gardła przeciągły krzyk, przeszył tysiącem rozkosznych skurczów. Opadła na pościel, dysząc ciężko. Po chwili osunął się na nią Kassander – poczuła jego szeroki tors, ocierający się o jej plecy i gorący oddech na swej szyi. Jego członek nadal był w niej, głęboko, tam, gdzie jego miejsce. Pulsował od bijącej w nim wciąż krwi. Dłonie mężczyzny błądziły po jej piersi i włosach. Jego usta przywarły do jej karku. Ich ciała stygły po przeżytej właśnie rozkoszy.

Kassander w końcu uniósł się na ramionach i wysunął miękkiego już penisa spomiędzy pośladków Mnesarete. Opadł na pościel obok niej. Obróciła się ku niemu i wtuliła w jego tors.

– Było ci dobrze, mój panie? – spytała cicho.

– Wiesz, że tak, najmilsza…

– Lepiej niż z tymi kobietami, które na co dzień cię zaspokajają? – odważyła się zapytać po dłuższej chwili.

– Z żadną kobietą, z wyjątkiem hetery Aspazji, nie było mi tak dobrze jak z tobą.

Więc czemu sypiasz z nimi, a mnie zostawiasz samą? – chciała odrzec, lecz nie starczyło jej na to odwagi. „Z wyjątkiem hetery Aspazji” puściła mimo uszu. Kassander nie miał w zwyczaju kłamać, nawet jeśli jego słowa raniły. Tamta zaś była tylko cieniem przeszłości – nie należało się nią zatem przejmować.

Leżeli w milczeniu, smakując wzajemną bliskość. Gdy odzyskali siły, a pot wysechł na ich ciałach, Mnesarete zapragnęła znów poczuć go w sobie. Pochyliła się nad jego męskością i złożyła na niej pierwszy tego wieczora pocałunek. Nie potrzeba było wiele pieszczot, by penis znów zaczął sztywnieć. Wzięła go do ust, otuliła nimi ciasno, zręcznym języczkiem poczęła zlizywać resztki spermy i oliwy. Kassander uniósł się na łokciach i obserwował jej zabiegi. Gdy jego członek wyprężył się już w erekcji, nałożnica wysunęła go spomiędzy warg i zaczęła masować dłonią. Czuła, jak z każdą chwilą rośnie i twardnieje.

– Mnesarete… – wychrypiał Macedończyk.

– Tak, najdroższy? – spytała, wciąż pochylając się nad jego męskością.

– Tej nocy… zużyjemy całą amforę oliwy…

Mnesarete posłała mu radosny uśmiech. Choć przeczuwała, że nazajutrz będzie mieć kłopoty z siadaniem, nie mogła się już doczekać, aż Kassander spełni swoją obietnicę.

Przejdź do kolejnej części – Opowieść helleńska: Kassander XI

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Bardzo dobra ta scenka z Mnesarete, choć nie jest ona moją ulubienicą. Czekam na Fryne!

Fryne objawi się już w następnej części. Osobiście mam sporo sympatii, no i współczucia dla Mnesarete. Zresztą, w dobrej opowieści potrzeba figury wrednej niewiasty, którą Czytelnicy uwielbiają nienawidzić – a dziewczyna z Argos tę właśnie potrzebę (nomen omen) zaspokoja.

M.A.

A czemu współczucie, Alexandrosie? Przecież fajne ma życie 😀 Chyba, że przewidujesz dla niej jakiś nieciekawy scenariusz w dalszych częściach?

Mnesarete zainwestowała w Kassandra najwięcej ze wszystkich jego kochanek. Dlatego też tylko jej udało się go zmusić, by zabrał ją do Aten. Ale przecież nigdy nie zmusi go do wierności. Zawsze będzie tylko jedną z wielu, będzie musiała się dzielić, a rosnącą frustrację wyładowywać w coraz bardziej ryzykownych działaniach. O których to działaniach będzie można przeczytać w następnych rozdziałach OH…

M.A.

Też lubię te odcinki z udziałem Mnesarete. Doczytam sobie zaraz, co zaplanowałeś dla tej ślicznej czarnulki w następnych odcinkach 🙂

Zaplanowałem sporo! Chciałem tylko zauważyć, że to Tais jest czarnulką. Mnesarete to szatynka 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz