Dwadzieścia pięć (Miss.Swiss)  3.72/5 (73)

10 min. czytania
Edvard Munch, "Kiss 3"

Edvard Munch, „Kiss 3”

Laurent nachylił się nad leżącym.

– Nic mu nie będzie, po prostu pił ostro dziś wieczorem.

Emilia nie poruszyła się. Oparła się mocniej o futrynę drzwi patrząc obojętnie na ciało męża. Nie wiadomo skąd pojawili się Anthony i jeszcze jeden z szoferów. Podnieśli swojego chlebodawcę i dyskretnie opuścili pokój uginając się nieco pod ciężarem ciała.

Emilia powoli rozpięła płaszcz. Nie patrzyła na Laurenta. Podeszła do okna.

– Po co z nimi przyjechałeś? – zapytała cicho, nawet na niego nie patrząc. W jej głosie nie było złości, jedynie smutek i rezygnacja.

– Chciałem cię znowu zobaczyć. Wiedziałem, że się nie zgodzisz na ponowne spotkanie.

– To nie był dobry pomysł.

Od razu wyczuł, że jest inna niż w Paryżu. Była spięta i zdenerwowana. Podszedł do niej i jak najczulej otoczył ją ramionami. Wyraźnie zesztywniała. Czuł pod palcami gruby i śliski materiał płaszcza i jej miękkie, gęste włosy.

,

– Idź do siebie – powiedziała takim tonem, jakby wydawała polecenie niegrzecznemu dziecku. Laurent nie poruszył się. Nie tak to sobie wyobrażał.

– Nie, musimy omówić pewne sprawy, właśnie teraz.

Wywinęła się z jego uścisku i usiadła przy stole. Dopiero teraz, w świetle lampy zauważył wyostrzone rysy jej zmęczonej twarzy. Kilka miesięcy temu błyszczała jak gwiazda supernowa. Przyjrzał się jej uważnie nie potrafiąc odgadnąć czy to kwestia oświetlenia, makijażu, czy ogólnej kondycji. Wyraźne kreski pod oczami, a wokół ust leciutko muśnięte wgłębienia, pierwsze zwiastuny głębszych rowków, które zapewne pojawią się za rok, może dwa. Unikała jego wzroku.

Dopiero teraz dotarło do niego w pełni, że musiała odczuwać zwyczajny wstyd. Nieproszony wszedł do jej świata i zastał w nim upokarzające ją stosunki. Zobaczył to, co nie było przeznaczone dla jego oczu. Wiedział, że nie wybaczy mu tego tak łatwo.

– Niech pan idzie do siebie. Przyślę kogoś, żeby zobaczył, czy niczego panu nie trzeba – jej ton zabrzmiał oficjalnie. Laurent wyczuł za sobą ruch i odwrócił się. Anthony miał zdecydowanie niemiły zwyczaj bezszelestnego pojawiania się w najmniej sprzyjających momentach.

– A ty Anthony powiedz Jennie i Christel, że za godzinę mają być spakowane, odwieziesz je do miasta. Już tu nie pracują. W żadnym charakterze – podkreśliła. – I to wszystko, dziękuję – dodała widząc, że Anthony kręci się niespokojnie, jakby nie chciał wyjść pierwszy.

Pod podejrzliwym spojrzeniem szofera Laurent skinął głową i opuścił pokój. Żałował swojego spontanicznego przyjazdu do miejsca, w którym najwidoczniej nie był mile widziany. Z drugiej strony wzbierała w nim wściekłość na Emilię. Nie umiała poprosić o pomoc, a sama najwidoczniej tkwiła w nieciekawej sytuacji. Miał jeszcze dzisiejszy wieczór i całą następną dobę, by się przekonać, o co w tym wszystkim chodzi.

Wszedł w korytarz prowadzący do przydzielonego mu pokoju. Zza drzwi apartamentu, w którym urzędował Jean-Claude dobiegały jęki szczytującej kobiety, co tylko dodatkowo rozzłościło Laurenta. Z impetem kopnął w drzwi i, nie zatrzymując się poszedł do siebie.

Wziął prysznic i położył się, ale nie mógł zasnąć. Nienawidził bezsilności. Kobieta, którą kochał i której pożądał najbardziej na świecie była zaledwie kilkanaście metrów od niego, lecz równie niedostępna, jak złoto Fort Knox.

Było już dobrze po 22.00, gdy usłyszał szelest na korytarzu i niepewne pukanie. Najpierw do drzwi sąsiada, które otworzono i po chwili zamknięto. Potem kilka kroków i ktoś przystanął pod wejściem do jego pokoju. Od razu otworzył drzwi. Starsza kobieta, której jeszcze nie miał okazji widzieć, podała mu złożoną na pół kartkę z jego nazwiskiem na wierzchu.

– Plan jutrzejszego dnia – powiedziała sucho. Laurent rozłożył papier. Dużą czcionką wydrukowano plan polowania, godzinę i miejsce zbiórki, oznaczenia samochodów i nazwiska przewodników. Już miał odłożyć kartkę, gdy na samym dole dostrzegł dopisaną po francusku odręcznie datę, godzinę i miejsce nie pasujące zupełnie do programu.

Uśmiechnął się do siebie. A jednak znalazła sposób, by spotkać się z nim nie wzbudzając podejrzeń. Znów poczuł radosne podniecenie. Pomyślał, że już nie zaśnie, ale na wszelki wypadek nastawił sobie budzik na 1.00 w nocy. Okazało się to dobrym posunięciem, bo zmęczony podróżą i długim pełnym emocji wieczorem zapadł w krótki, niespokojny sen. Już pierwszy sygnał alarmu w telefonie komórkowym przywołał go do rzeczywistości.

Wstał starając się nie robić zbędnego hałasu, ubrał się szybko, do kieszeni kurtki włożył latarkę. Wyszedł na korytarz. Wydawało mu się, że wokół panuje absolutna cisza, ale potem stwierdził jednak, że z ogrodu i lasu dobiegają rozmaite hałasy. Jean-Claude i Maisie chrapali w najlepsze. Przemierzył korytarz starając się stąpać ostrożnie po starych, skrzypiących deskach. Cicho zszedł po schodach i otworzył ciężkie drewniane drzwi. Żwir chrzęścił pod stopami, gdy przemierzał podwórze. Latarka okazała się zbędna, niebo było bezchmurne a niemal pełny okrąg księżyca oświetlał mu dokładnie drogę. Obszedł główny budynek i skierował się do stajni. Gaston trzymał jeszcze dwa wierzchowce, ale większość boksów była pusta. Postał chwilę czekając, aż oczy przyzwyczają się do ciemności. Koń z prawej strony zarżał niespokojnie.

– Chodź tu – to był prawie szept.

Podążył za głosem. Stała wciśnięta w najdalszy kąt stajni służący także za depozyt trofeów myśliwskich. Na słomie leżały świeżo wyprawione ogromne skóry bawołu i kilku antylop, owoc kilkutygodniowego pobytu Gastona w Afryce Centralnej. Na pustej, białej czaszce antylopy ustawiła latarkę dającą przydymione, nie widoczne z zewnątrz światło.

Zatrzymał się przed nią. Nie była ani uwodzicielska jak w Paryżu, ani elegancka jak wczoraj wieczorem. Nie miała makijażu. Niedbale spięła włosy w luźny węzeł na karku. Na sobie miała luźne bojówki i starą zieloną kurtkę myśliwską. Mimo to wydała mu się najbardziej kuszącą i seksowną kobietą na świecie.

– Emi, przepraszam, że cię nie uprzedziłem. Ale tęskniłem. Cholernie tęskniłem za tobą. Nie możemy tego znów zostawić w zawieszeniu. A już na pewno nie po tym, co zobaczyłem dziś wieczorem. Jak ty możesz z nim wytrzymać? Jak w ogóle – nie dokończył, dostrzegłszy niechętne zmarszczenie brwi. Wkraczał na niebezpieczny teren.

– Przepraszam.

– Nie przepraszaj. Ale też zostaw to w spokoju. Powiedziałam ci już, że radzę sobie. Nie wiem, co widziałeś, ale mogę się domyślać. To mnie nie dotyczy. Mamy pewną umowę i trzymamy się jej. Niestety zdarza mu się przesadzić. Wiem, że okropnie to wygląda. Mówiono mi.

– On je brał siłą.

– Nie chcę o tym słyszeć. Powtarzam ci, że mnie to nie dotyczy.

Widząc jego pytający wzrok, prawie krzyknęła

 – Nie śpię z nim od lat, no, to chciałeś wiedzieć? Nie śpię, on mnie nie bije, nie gwałci, więc możesz spokojnie wrócić do siebie i zapomnieć o tym, co widziałeś.

– Odejdź od niego.

– Nie mogę.

– Dlaczego?

– Mam swoje powody. Jest coś, czego muszę osobiście dopilnować, dla dobra wszystkich. Po  chwili dodała patrząc na niego zalotnie.

– Skoro jednak fatygowałeś się dla mnie tak daleko, nie zamierzam pozwolić, żebyś wyjechał z niczym.

Milczeli przez chwilę mierząc się wzrokiem. Uśmiechnęła się do niego. Zupełnie jak za dawnych czasów. Posłała mu wyzywające spojrzenie i zdjęła obszerną kurtkę, pod którą miała jedynie białą luźną koszulę. Zauważył odznaczające się wyraźnie ciemniejsze okręgi. Patrzyła mu prosto w oczy rozpinając ją. Nie spieszyła się, co chwila dotykając swoich piersi i pieszcząc je delikatnie przez cienki materiał. Trzymała go jednak na dystans. Laurent nie pozostał w tyle, rozpiął guzik dżinsów i rozsunął do połowy suwak wyczuwając szybko twardniejący członek. Nie spuszczali z siebie spojrzenia jakby mierząc swoje siły i nie chcąc zrobić tego pierwszego decydującego kroku.

– Mam wprawę, widzisz? – prowokowała go dalej. – Muszę być sama dla siebie dobra, bo nie mam nikogo. No, czasem przypomni sobie o mnie wielbiciel sprzed ponad dwudziestu lat, prawda? Tego chciałeś się dowiedzieć?

– Pokaż mi je – wyszeptał. Nie wytrzymywał już.

Bez wahania rozchyliła bluzkę. Mimo przekroczonej czterdziestki miała nadał piękne i jędrne piersi, wyraźną talię, delikatnie umięśniony brzuch. Aksamitna napięta skóra była lekko opalona i zadbana. Emilia troszczyła się o swoje ciało w niemniejszym stopniu niż o umysł.

– I jak? Nadają się? – pozwoliła mu je podziwiać przez chwilę, po czym znów otuliła się szczelniej koszulą i stanęła lekko bokiem rzucając mu kolejne prowokujące spojrzenie spod rzęs.

– Są przepiękne.

– To na co czekasz?

Przylgnął do niej, odsunął jej ręce i biały materiał. Objął obie piersi, musnął językiem. Mógł teraz z podziwem patrzeć, jak jej brodawki ciemnieją i ściągają się pod wpływem pieszczot. Ujął ustami jej sutek wyczuwając, jak twardnieje otulony ciasno jego językiem. Wsunął ręce pod bluzkę głaszcząc czule jej piękne napięte ciało, biodra i lekko wygięte plecy. Ustami znów zabłądził w okolice szyi i za ucho, wiedział jak bardzo to lubiła. Nie pozostała mu dłużna, niecierpliwie sięgając do spodni dotykała go mocno przez materiał dżinsów, potem sięgnęła dalej do bokserek i powoli zacisnęła palce na naprężonym penisie. Stłumił krzyk. Chwilę pieściła go intensywnie, osunęła się na kolana.

– Piękny – mruknęła. – I mam na niego wielką ochotę. Polizała go i schowała żołądź w ustach intensywnie pieszcząc ją językiem. Wsunął dłonie w jej długie błyszczące włosy, rozwiązał je delikatnie, przyciskając do siebie jej głowę, muskając kark, płatki uszu i szyję. Drażniła go lekko zębami, wsuwała trzon do ust ściskając jednocześnie nasadę i przez kilka minut zdążyła go tak zaprowadzić na szczyt. Sprawiło jej to widoczną satysfakcję, z uśmiechem patrzyła jak dochodzi. Pozwoliła mu wytrysnąć do środka zmysłowo oblizując wargi po każdej porcji, która trafiała do środka. Wstała powoli i zsunęła do końca bluzkę.

Laurent stał oparty o drewnianą belkę oddzielającą pomieszczenie od boksów dla koni. Patrzył na nią z zachwytem zdając sobie doskonale sprawę, że pojutrze znów musi ją opuścić i nie wiadomo na jak długo. Mimo wcześniej wypowiedzianych słów miał przeczucie, że w końcu nadejdzie taka chwila, kiedy nie będzie musiał odjeżdżać, albo prosić o spotkanie. W jej oczach też był głód. Usiadł na miękkiej skórze nadal wpatrzony w jej smukłą postać. Znów uśmiechnęła się zagadkowo i zsunęła luźne spodnie. Nie miała na sobie majtek.

– Skoro już tu jesteś, wykorzystam cię, dobrze? – rzuciła zalotnie. Była naga i piękna, nie mógł się nasycić widokiem jej dojrzałego połyskującego w świetle lampki ciała. Wyciągnęła się lubieżnie na sierści zwierzęcia, położyła złączone ręce za głową, przeciągnęła się, a potem powoli rozłożyła szeroko nogi i skinęła na niego. Przylgnął wargami do lśniącego i pulsującego źródła, wciągnął podniecającą woń. Dłonie wsunął pod jej sprężystą pupę uciskając ją palcami. Całował wnętrze ud zostawiając na nich błyszczące smugi śliny, szparkę i mały wypukły wzgórek pokryty lekkim jasnym meszkiem, w końcu objął ustami wargi wraz z łecztaczką. Wylizywał z lubością każdą kroplę, którą był w stanie dosięgnąć językiem gasząc jednocześnie trawiące go od miesięcy pragnienie. Poczuł w pewnym momencie, że brakuje mu powietrza, zobaczył kolorowe iskierki przed oczami.

Czuł, że oszaleje, i choć z tyłu kołatała mu się myśl, że poruszają się po kruchym lodzie. było mu to doskonale obojętne, najważniejsze na świecie było znowu móc trzymać ją w ramionach, wsunąć usta w rozpalone i wilgotne wnętrze. Gdy już się nasycił zajął się staranniej nabrzmiałą perełką. Na każde muśnięcie językiem czy ustami ciało Emilii reagowało gwałtownymi skurczami. Przerwał na chwilę by spojrzeć na nią. Jej oczy lśniły jak ciemne topazy. Nie mógł się mylić, pragnęła go każdym nerwem. Ruchem ręki kazała mu wejść ściskając lekko trzon. Posłuchał od razu, wślizgując się do chętnej norki, która natychmiast łapczywie zacisnęła się na nim. Kochali się szybko, rytmicznie i głęboko. Zaczęła cicho mruczeć, potem jęczeć, aż wreszcie krzyczeć z rozkoszy. Miotała się po całej powierzchni nie zważając na szorstką, brązową sierść, która przy gwałtownych ruchach drażniła nieprzyjemnie skórę. Na pojedynczych włosach zostały wilgotne plamy.

– Zostaw go – wydyszał jej tuż przy uchu – błagam cię. Nie odpowiedziała, objęła go ciaśniej nogami i wsunęła język głęboko w usta. Wypełnił ją znów nasieniem. Przestał liczyć skurcze, wytryski. Czuł na sobie jej ślinę, swój pot i rozmazane pachnące podniecająco soki. Wykończeni odsunęli się od siebie na chwilę, by przylgnąć po chwili i opleść się ramionami i udami.

Zwinęła się w kłębek przy jego boku wcisnąwszy głowę w zagłębienie pachy i zamknęła oczy. Znowu gładził i całował długie błyszczące ciemne włosy i gęste rzęsy. Niczego więcej nie potrzebował, przynajmniej w tym momencie. Dopiero teraz odczuł na skórze chłód październikowej nocy. Zgasił latarkę i okrył ich kurtkami. Zasnął przytulony do jej ciepłego ciała.

Świtało już, gdy się obudzili, rozmawiali chwilę półgłosem.

– Muszę iść, już wpół do szóstej – powiedziała w końcu. – Odczekaj jeszcze chwilę, a potem idź do siebie.

– Chcę z tobą porozmawiać.

– Teraz to niemożliwe, w domu kręci się mnóstwo ludzi. A nie na wszystkich mogę liczyć – odpowiedziała naciągając szybko ubranie. – Baw się dziś dobrze. Jedno trofeum już masz – puściła do niego oko. Wyszła.

Laurent ubrał się, posłusznie odczekał dziesięć minut i pchnął ciężkie wrota stajni. Z przyjemnością wciągnął w płuca świeże powietrze poranka. Czuł się wspaniale.

– Źle się zabawiasz kolego – Laurent drgnął i odwrócił się. Z porannej mgły wynurzył się Jean-Claude.

– Nadużyłeś gościnności naszego gospodarza, bardzo nieładnie… – wycedził powoli patrząc Laurentowi w oczy.

– O ile widziałem, ty też nie żałowałeś sobie rozrywki – rzucił zaczepnie.

– Owszem, owszem. Ale nie posuwam żony przyjaciela. Nie spodziewałem się tego po tobie. Spryciarz z ciebie. A swoją drogą twoja Veronica to mądra kobieta. Poprosiła mnie, żebym miał na ciebie oko. Coś ją najwidoczniej bardzo martwi – uśmiechnął się szeroko.

Laurent odetchnął w duchu.

– Możesz jej powiedzieć, doskonale wie, że nie jest jedyna – odparł arogancko.

– Veronica nic mnie nie obchodzi i nie zamierzam jej nawet o tym wspomnieć. Po prostu poddała mi pomysł, by ci się lepiej przyjrzeć. I powiem ci coś… Gaston nie zna się na żartach, jeśli chodzi o żonę. Jeśli się dowie, zniszczy cię. Nie zrobisz już w Europie interesów. Najwyżej będziesz mógł otworzyć sobie piekarnię na Słowacji czy innym zadupiu – splunął z pogardą. – Będziesz nikim.

Laurent nie znalazł na to odpowiedzi.

– Chyba że… – Jean-Claude zawiesił głos – chyba, że wreszcie przestaniesz się wykręcać i poznasz mnie z pewną osobą. Ty wiesz, kim.

– Nie wiem, o co ci chodzi – odpowiedział Laurent, choć niestety wiedział doskonale.

– Dobrze wiesz. Międzynarodowy Fundusz Walutowy, pan o podwójnym nazwisku, czy to ci coś mówi? Prosiłem cię już kilka razy, zawsze się wykręcałeś. No to teraz słuchaj. Za dwadzieścia cztery godziny lądujemy w Paryżu. Masz więc dokładnie dobę na podjęcie trafnej decyzji. Inaczej jesteś skończony. Życzę miłego dnia.

Odszedł w kierunku pokoi gościnnych skrzypiąc gumowymi butami po śliskiej trawie.

Mgła zaczynała rzednąć. Zapowiadał się piękny dzień na polowanie.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres najlepszaerotyka@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu redakcji bloga, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Tymczasem pan o podwójnym nazwisku sam stał się wymarzonym bohaterem historii o profilu wpisującym się w tematykę tego blogu:)

To prawda:-) A nawet dwóch głośnych historii. Opowiadanie, w którym motyw ten został lekko, że tak powiem, muśnięty, powoli dojrzewa i może wreszcie się zmobilizuję i je dokończę.

Przemysł porno już się upomniał o tę głośniejszą nowojorska historię. Trzeba przyznać, że główną bohaterkę afery reżyser uczynił dalece bardziej atrakcyjną niż oryginał.

Może powinnam obejrzeć? Ty widziałeś?

Widziałem. Jako materiał poglądowy raczej Ci się nie przyda. Jak w zdecydowanej większości pornosów, ledwie zarysowana fabuła będąca pretekstem do 20-minutowych scen kopulacji:)

Hmmm… to nie może się tak skończyć Miss – przyznasz wszakże, że właśnie zaczyna być naprawdę intrygująco! Sekrety Emilii muszą zostać przed nami odkryte. No i warto pokazać "on stage" tego pana o podwójnym nazwisku – z przecieków sądowych wiemy przecież, że to pierwszej wody zbereźnik! Jestem pewien, że opiszesz tego osobnika w taki sposób, by nie narazić się na jakiekolwiek nieprzyjemności prawne ze strony jego pierwowzoru 🙂 Ciekaw też jestem, co z tym całym burdelem zrobi Veronika, jak już zidentyfikuje zagrożenie. Słowem – musisz pisać dalej!

M.A.

Drogi M.A. – coming soon 🙂 Emilia oczywiście skrywa mroczne sekrety… jeszcze mroczniejsze niż pan o podwójnym.

Zgaduję. Idąc tropem Bunuela, którego wyśledził Megas w poprzedniej części, Emilia wcieli się w rolę Catherine Denevue z „Piękności dnia”;)

Ja również czekam z niecierpliwością na kolejną część. Świetna seria!

Napisz komentarz