Opowieść helleńska: Kassander III (Megas Alexandros)  4.5/5 (112)

23 min. czytania

Edouard-Henri Avril, „De figuris veneris 15”

„Teraz, po Gaugameli, nawet Spartanie zmądrzeją”.

Wypowiadając te słowa na bankiecie u Aspazji, Kassander nie wiedział, jak bardzo się mylił. Spartanie bynajmniej nie zmądrzeli. Gdy wieść o kolejnym triumfie Aleksandra dotarła do Lacedemonu, nie wywarła tam żadnego wrażenia. Posłowie króla Agisa nadal krążyli po Peloponezie, szukając poparcia dla idei antymacedońskiej ligi. I poparcie to znajdowali. Prócz mieszkańców Elidy wyrazili je także Arkadyjczycy i Achajowie. W samym Koryncie wielu było takich, którzy aż palili się, by podnieść broń przeciw okupantom. Bardziej ostrożni studzili jednak ich zapał, wskazując ku akrokorynckiemu wzgórzu, na którym wznosiła się twierdza macedońskiego garnizonu.

Trzeba przyznać, że nie tylko Kassander popełnił błąd. Jego pobratymcy również nie docenili Lacedemończyków, ich odwagi, determinacji, a nade wszystko – krótkowzroczności i ciasności horyzontów.

Macedończycy, przyzwyczajeni przez Aleksandra do wielkości, nauczyli się patrzeć na świat z perspektywy imperium. Gdy podbija się takie krainy, jak Azja Mniejsza, Syria, Egipt czy Babilonia, łatwo zapomnieć o jednym lub kilku małych, biednych miasteczkach na zapomnianych krańcach Hellady. Spartanie zaś rozumowali dokładnie tak samo, jak sto lat wcześniej. Dla nich jedynym punktem odniesienia była Grecja, a ściślej – południowa jej część: Peloponez, Attyka, Morze Egejskie. Nie emocjonowali się wydarzeniami w Mezopotamii, w której ostatni Spartanin postawił stopę 70 lat temu – w ostatnich dniach Marszu Dziesięciu Tysięcy, którego przebieg zrelacjonował ateński historyk Ksenofont. Nie interesowało ich, czy Aleksander wkroczył już do Babilonu, Suzy czy Persepolis. Jedyne, co ich obchodziło, to macedońskie garnizony w Koryncie i pomniejszych miastach Peloponezu. I to, jak je czym prędzej usunąć, przywracając Hellenom wolność.

Kilka tygodni po sympozjonie u hetery Aspazji, Kassander otrzymał list o następującej treści:

„Kassandrowi, namiestnikowi Koryntu, Antypater, wódz naczelny Hellady, pozdrowienia.

Ufam, że jesteś w dobrym zdrowiu i że szczęście ci sprzyja. Jak dobrze wiesz, sytuacja na Peloponezie stała się niebezpieczna. Spartan trzeba powstrzymać. Niestety, ja nie mogę uczynić tego osobiście. Memnon, wielkorządca Tracji, zbuntował się przeciw mojej władzy. Jeśli odwrócę się do niego plecami, sama Macedonia będzie zagrożona. Muszę zatem najpierw stłumić jego rebelię.

Dopóki nie powrócę z Tracji, musisz radzić sobie sam. Udzielam ci wszystkich pełnomocnictw, militarnych i finansowych. Pod moją nieobecność ty uosabiasz władzę króla Aleksandra w południowej Helladzie.”

Kassander nie był dość naiwny, by cieszyć się z tego awansu. W istocie Antypater zostawiał go na pastwę Spartan – z siłami zbyt szczupłymi, by mógł stawić im czoło. Macedończyk nie zwykł jednak załamywać się w obliczu niebezpieczeństw. Postanowił zrobić wszystko, co w jego mocy, by wykonać zawarty w liście rozkaz.

Następny miesiąc spędził poza Koryntem. Pozostawił twierdzę pod komendą Polidamesa, tesalskiego dowódcy jazdy. Ufał mu zdecydowanie bardziej niż arystokracie Koragosowi. Tego ostatniego zabrał ze sobą, by mieć na niego oko. Ruszyli tylko z niewielką świtą w objazd po miastach Attyki i północnego Peloponezu, dokonując przeglądu tamtejszych macedońskich garnizonów. Kassander narzucał swą wolę poszczególnym dowódcom, którym wcale nie musiało się podobać jego wyniesienie. Zmuszał żołnierzy, zgnuśniałych w czasie pokoju, do zwielokrotnienia treningów. Tam, gdzie było to konieczne, zapędzał ich do remontu zaniedbanych umocnień. Wysłał swych oficerów werbunkowych na wyspę Rodos, by zaciągnęli jak najwięcej wyśmienitych procarzy. Posłał także ludzi do Tesalii, by zwiększyć swój kontyngent ciężkiej konnicy. Chciał również mieć więcej Traków, lecz bunt Memnona uniemożliwił ich zaciąg. Musiał zatem zadowolić się kontyngentami Związku Helleńskiego, do których dostarczenia zobowiązane były miasta greckie. Wymagało to odwiedzenia każdej z podległych Macedonii poleis i zmuszenie miejscowej oligarchii lub zgromadzenia ludowego, do wywiązania się z podjętych nie tak dawno zobowiązań.

Nie szło to wcale łatwo. Wielu „sojuszników” w istocie sprzyjało po cichu Sparcie. Starali się wymigiwać od udzielenia Kassandrowi realnej pomocy, zbyć go obietnicami, jak najszybciej pozbyć się go ze swych miast. Czasem Macedończyk musiał terroryzować lokalnych zarządców, obrzucając ich wyzwiskami i grożąc śmiercią. Innym razem – za radą Koragosa, bardziej biegłego w politycznych intrygach – wręczał im łapówki lub obiecywał wsparcie przeciw wrogiej frakcji. W niemal każdej polis istniało kilka zwalczających się stronnictw. Niektóre z nich były skłonne przyjąć nawet macedońską pomoc, byle tylko pokonać rywali i uchwycić w swoje ręce władzę.

Podczas tego męczącego miesiąca, pełnego podróży, negocjacji, a czasem wręcz gorszących burd, Kassander rzadko miał okazję zaspokoić pożądanie, które przecież nie przestało palić jego lędźwi. Większości miast, które odwiedzał, daleko było do Koryntu, z jego przebogatą ofertą domów rozpusty i wykwintnych heter. W Megarze musiał zadowolić się podłym burdelem przy porcie. Dziewczyna, z której usług tam skorzystał, nie mogła równać się z Likajną czy Mnesarete, nie wspominając już o Aspazji. Przypomniały mu się dawne czasy, gdy jako zwykły żołnierz wydawał żołd na portowe dziwki i rozwodnione, liche wino.

W przydrożnej tawernie, dzień drogi od Argos, Kassandrowi wpadła w oko córka gospodarza. Po wieczerzy, którą podała z gracją i skromnością, kazał ją sobie przysłać do sypialni. Jej ojciec trochę się przed tym wzbraniał, lecz gdy Macedończyk wcisnął mu w dłoń srebrną tetradrachmę, zapomniał o wszelkich zastrzeżeniach. Młodziutka czarnulka o mocno kręconych lokach okazała się dziewicą. Pomimo lęku i niedoświadczenia dostarczyła mu jednak sporo rozkoszy. Później Kassander dziwił się, że karczmarz oddał mu ją tak tanio. Najwyraźniej obawiał się, że jeśli nie wyrazi zgody, zarządca korynckiego garnizonu po prostu ją sobie weźmie, nie pytając go o zdanie. I nie zostawiając nawet złamanego obola.

Niedaleko Sykionu Macedończycy natknęli się na rozbójników. Wiedli oni do swej kryjówki dwoje ludzi uprowadzonych gdzieś na trakcie: podeszłego w latach mężczyznę i jego znacznie młodszą żonę. Kassander natarł na bandytów, którzy rzucili się do ucieczki. Sam zabił dwóch, jego ludzie wyrżnęli pozostałych. Oswobodzony starzec wylewnie dziękował im za ocalenie, zapewniając o swej głębokiej wdzięczności. Kassander przyjrzał się jego małżonce, która miała jeszcze więcej powodów do podziękowań – gdyby nie jego interwencja, padłaby zapewne ofiarą wielokrotnego gwałtu. Postanowił zatem potraktować wyrazy wdzięczności dosłownie. Jeszcze tej samej nocy młoda kobieta grzała mu posłanie.

Były to jednak nieczęste atrakcje, urozmaicające żmudną i mozolną wędrówkę po Argolidzie, Achai i Attyce. Gdy po miesiącu Kassander wjeżdżał do Koryntu przez Istmijską Bramę, był wyczerpany, wściekły na zdradliwych i zniewieściałych Hellenów, a nade wszystko – spragniony kobiety. Nie jakiejś niedomytej ladacznicy z burdelu dla marynarzy – miał głęboką nadzieję, że ten okres jego życia dobiegł już kresu. Chciał dziewczyny ładnej, pachnącej i chętnej.

Dlatego też odesłał większą część swego oddziału na akrokorynckie wzgórze, sam zaś w eskorcie dwóch Tryballów skierował się w zupełnie inną stronę. Nieopodal bramy mieszkała jedna z jego utrzymanek – Tais, czarnowłosa piękność rodem z Beocji. Postanowił ją odwiedzić prosto z drogi, bez stosownej zapowiedzi czy choćby uprzedzenia. Uważał, że jego kobiety powinny być zawsze gotowe na ugoszczenie go w taki sposób, by nie miał najmniejszych powodów do narzekań.

Dom, który wynajął dla Tais, był całkiem przestronny, piętrowy, z wewnętrznym dziedzińcem. Podobnie jak inne domostwa w Koryncie, od strony ulicy okna miał jedynie na piętrze. Kassander zeskoczył z konia, Tryballowie poszli w jego ślady. Rzucił jednemu z nich wodze, następnie podszedł do drzwi z malowanego na niebiesko drewna i uderzył w nie kilkakroć zaciśniętą pięścią. Po kilku chwilach podwoje uchyliły się lekko i przez szparę wysunęła się głowa o krótko przystrzyżonych włosach i licach bez śladu zarostu.

– Pan Kassander! – zawołał Rimusz, syryjski niewolnik, otwierając szeroko drzwi przed Macedończykiem. Dostrzegł za plecami Kassandra wierzchowce, obrócił się zatem i krzyknął: – Meszalim, zajmij się końmi czcigodnego pana!

Meszalim również był Syryjczykiem, na oko mógł mieć około piętnastu lat. Przemknął obok Rimusza, ukłonił się przed Kassandrem, a potem zajął się tesalskimi rumakami. Podobnie jak u Rimusza, jego policzki wolne były od zarostu. Obaj byli bowiem eunuchami.

Moda na tych szczególnych niewolników zaczęła się w Helladzie na długo przed wyprawą Aleksandra na Wschód. Ci niepełnowartościowi mężczyźni, w dzieciństwie pozbawieni genitaliów (czasem tylko jąder, częściej jednak całego penisa), świetnie nadawali się na zaufanych powierników. Pan domu mógł im spokojnie oddać pod opiekę swoje kobiety, bez lęku o to, że sługa zostanie przez nie uwiedziony lub zechce sam skorzystać z sytuacji.

Niektórzy właściciele czynili eunuchów swymi kochankami. Kassander zupełnie tego jednak nie pojmował. Po cóż zabawiać się z namiastką kobiety, gdy wokół tyle było kobiet prawdziwych?

Wraz z macedońskimi podbojami w Azji, możliwe stało się sprowadzenie do Grecji już nie setek, ale tysięcy eunuchów, którzy w większości pochodzili z Syrii oraz Babilonii. Co za tym idzie, ich cena spadła, dzięki czemu stali się niemal powszechnie dostępni. Kassander mógł zatem bez narażania się na nadmierne wydatki wypełnić domy swych utrzymanek służbą złożoną z gładkolicych niewolników. Lojalnych przede wszystkim wobec niego – ich właściciela.

Gdy Meszalim prowadził wierzchowce do stajni, Rimusz zaprosił Kassandra i jego eskortę do przestronnego przedpokoju. Był on jasno oświetlony lampami oliwnymi, gdyż nad Koryntem zapadał już zmierzch. Stąpali po gustownej mozaice, przedstawiającej Heraklesa ścigającego łanię kerynejską.

– Tais, jak sądzę, w domu? – spytał Kassander.

– Naturalnie, panie – odparł z uśmiechem Syryjczyk. Macedończyk skarcił się w duchu za zadawanie głupich pytań. Gdzież miała się udać niewiasta o zachodzie słońca? Tylko nierządnicom wolno było przebywać nocą na ulicach. Wolnym kobietom prawo nakazywało pozostanie w domu, najlepiej w przeznaczonej dla nich komnacie – gynajkejonie. W tym szczególnym domu nie było jednak jasno wyznaczonego gynajkejonu ani andronitisu, pokoju mężczyzn. Cały budynek był do wyłącznej dyspozycji Tais.

Kassander znał rozkład pomieszczeń, nie musiał zatem korzystać z pomocy niewolnika, by trafić na piętro, do sypialni swej kochanki. Polecił swoim trackim gwardzistom pozostać w przedpokoju, eunuchom zaś kazał przynieść im wieczerzę. Następnie minął Rimusza i wszedł do głównej komnaty parteru, skąd wiodły schody na wyższą kondygnację.

Tu powitała go nieznana mu dziewczyna w błękitnym chitonie.

Kassander był pewien, że nigdy przedtem jej nie widział. Z pewnością zapamiętałby te lśniące brązem włosy, związane w warkocz sięgający jej aż do pośladków. Te duże i błyszczące oczy o barwie świeżych, wiosennych liści. Lekko wystające kości policzkowe, twarz w kształcie serca, drobny nosek. I różowe wargi, lekko teraz rozchylone, gdy przyglądała się Macedończykowi. Mogła mieć czternaście, może piętnaście lat, z pewnością nie więcej. Nie wiedzieć czemu przywodziła mu na myśl córkę oberżysty spod Argos. Była jednak od niej znacznie ładniejsza.

Przepasany w talii chiton w stylu doryckim okrywał jej ciało. Spoglądając na to, jak na niej leżał, Kassander mógł się domyślić, że dziewczyna nie ma zbyt dużego biustu, zaś jej biodra są szczupłe i nie w pełni jeszcze rozkwitłe. Już teraz jednak było w niej coś niezwykle podniecającego. Za kilka lat, gdy jej ciało w pełni się rozwinie, będzie mieć prawdziwie posągową figurę.

– Witaj, panie – rzekła, skłaniając przed nim głowę. – Jesteś, jak się domyślam, kochankiem mojej pani, pięknej Tais…

– Dobrze się domyślasz – odparł Macedończyk, wciąż sycąc oczy jej widokiem. – A kim ty jesteś, podlotku?

– Na imię mi Chloe – odparła, niezrażona lekką drwiną w głosie Kassandra. – Jeśli pozwolisz, zaprowadzę cię do niej.

Choć znał dobrze drogę, nie zamierzał protestować. Choćby dlatego, że idąc za Chloe po schodach, mógł z bliska obejrzeć sobie jej opięty błękitną tkaniną kształtny tyłeczek. Wciąż jeszcze trochę za wąski, jak na jego gust, mający jednak przed sobą wspaniałe perspektywy.

Tais siedziała w wiklinowym fotelu w swojej sypialni. Miała na sobie piękny, czerwony chiton haftowany złotą nicią. Głęboki dekolt ukazywał półkule jej obfitych piersi. Suknia podwinięta była teraz aż do kolan. Na podłodze przed nią klęczał jeden z eunuchów, jeszcze młodszy od Meszalima. Masował powoli jej bose stopy, przynosząc kobiecie wyraźną przyjemność.

Na widok Kassandra wkraczającego do komnaty uśmiechnęła się radośnie.

– Wróciłeś! – zawołała, podnosząc się energicznie z fotela. Chłopiec natychmiast zaprzestał masażu (unikając przy tym zdeptania swej dłoni przez wstającą niewiastę) i dyskretnie się wycofał.

– Oczywiście – odparł Macedończyk, wciąż jeszcze odziany w ciężki płaszcz podróżny, brązowy napierśnik i nagolennice. – Chyba nie wątpiłaś?

Szybko pokonał dzielący ich od siebie dystans, objął silnym ramieniem wiotką talię Tais, przyciągnął ją ku sobie i ucałował. Jej pełne, ciepłe wargi rozchyliły się przed nim. Wsunął między nie swój język, ona przyjęła go chętnie.

Gdy ich usta odsunęły się od siebie, Kassander dostrzegł, że Tais marszczy lekko nos. Uśmiechnął się tylko, widząc ten bezwiedny grymas. Wiedział dobrze, jaka woń bije od niego po kilku ostatnich dniach spędzonych na gościńcu i nocach w podłych tawernach lub pod gołym niebem. Beotka musiała teraz wciągać w nozdrza nie tylko zapach jego własnego potu, ale i potu jego tesalskiego wierzchowca.

– Kazałam zagotować wodę na kąpiel – oznajmiła, a w jej oczach błysnęła iskierka nadziei. – Czy zechcesz wziąć ją razem ze mną?

– Z przyjemnością – odparł. – Ostatnią przyzwoitą łaźnię odwiedziłem przed tygodniem.

– Potrzeba nam zatem dużo więcej wrzątku. I pojemniejszej balii. Chloe, zajmij się tym – rzuciła mu przez ramię Tais. Kassander dopiero teraz sobie uświadomił, że młoda dziewczyna cały czas stała o kilka kroków za nim, podczas jego powitania z kochanką. Nie zastanawiał się jednak nad tym zbyt długo.

Tais zaczęła go rozbierać. Miała w tym dużą wprawę. Zaczęła od skórzanego, nabijanego żelazem pasa z mieczem, który odłożyła na pobliski stół. Następnie rozpięła ciężkie, żelazne klamry podtrzymujące płaszcz. Gdy ten osunął się na podłogę (a raczej na przykrywający ją perski dywan o geometrycznym wzorze), zajęła się wiązaniami pancerza. Kassander poddawał się w spokoju jej zabiegom, przyglądając się ślicznej Beotce. Czuł, że jego członek zaczyna już twardnieć. Sama bliskość tej niewiasty tak na niego działała. Wkrótce zaś oboje nadzy legną w balii pełnej ciepłej wody…

Rozpięła mu pancerz. Kassander pomógł jej odłożyć go na stół, nieopodal pasa i miecza. Był już teraz tylko w krótkiej tunice w purpurowej barwie królestwa Macedonii. Usiadł wygodnie w wiklinowym fotelu Tais, ta zaś uklękła u jego stóp i zaczęła rozpinać mu sandały. Macedończykowi przypomniał się początek cudownej nocy spędzonej z Aspazją. Przez chwilę bawił się myślą, czy nie unieść bosej stopy do ust Tais i nie kazać jej ją ucałować. Szybko się jednak opanował. Aspazja była przecież dziwką. To prawda, że luksusową – ale jednak tylko dziwką, niewiele lepszą od niewolnej porne. Jego kochanka zasługiwała wszakże na lepsze traktowanie.

– Tęskniłeś? – spytała Tais, zsuwając mu z nogi pierwszy sandał.

– Wątpisz w to?

– Znam cię, Kassandrze – Beotka uniosła głowę i niespodziewanie spojrzała mu w oczy. Przez chwilę wytrzymała jego spojrzenie, potem opuściła głowę. – Pewnie miałeś przez ten czas z tuzin innych kobiet.

– Zapewniam cię, że znacznie mniej – odparł zgodnie z prawdą. Nigdy nie odczuwał potrzeby okłamywania żadnej ze swych kochanek. Znały go i miały świadomość tego, jak wielkie ma potrzeby. Wiedziały zarówno o sobie nawzajem, jak i o jego wizytach u heter czy w domach rozpusty. Każda z nich musiała się pogodzić z takim stanem rzeczy. Akceptacja dla jego nieposkromionych apetytów była niepisanym warunkiem związku z Kassandrem.

– Ale żadna z nich nie mogła równać się z tobą – dodał po chwili, również zgodnie z prawdą. Tais zsunęła mu sandał z drugiej stopy.

– Dziękuję – odparła, posyłając mu lekki uśmiech, – miło to usłyszeć.

– A ty byłaś mi wierna przez ten długi miesiąc? – spytał Macedończyk, spoglądając na nią z góry. Tais wciąż klęczała u jego stóp, on zaś mógł do woli zaglądać w jej głęboki dekolt.

– Nie spałam w tym czasie z żadnym mężczyzną – znów spojrzała mu w oczy, by podkreślić szczerość w swoich słowach, – możesz spytać każdego z eunuchów.

– Nie muszę, moja beocka czarnulko. Ufam ci i bez tego.

– Nie masz mi za złe, że kupiłam Chloe? – spytała nagle Tais, z lekko skrywanym niepokojem w głosie. – Gdy cię nie było, osa użądliła jedną z mych niewolnic w szyję. Biedactwo skonało z głową na moich kolanach… Pochowałam ją w ogrodzie za domem, a potem musiałam kupić następną. Wiesz, że potrzebuję kobiecej służby…

– Naturalnie – odparł Kassander, zdziwiony lekko tym potokiem słów. – Musisz mieć niewiasty, by cię ubierały, myły, malowały i czesały. Musisz mieć służbę odpowiadającą twej randze i pozycji. Nigdy nie skąpiłbym ci na to środków. Jesteś przecież moją kobietą.

– Nie zapłaciłam zbyt dużo – dodała jeszcze Tais. – Dziewczyna nie była już dziewicą… więc kupiec spuścił nieco z ceny.

– Jej dziewictwo interesuje mnie równie mało, jak jej cena – Kassander nie widział potrzeby, by dalej o tym mówić. Zauważył, że Tais wyraźnie poweselała. Widać już mocno przywiązała się do młódki.

W tym momencie zasłona w drzwiach uniosła się i do sypialni zajrzała Chloe.

– Woda zagotowana, pani Tais – oznajmiła, w nietypowy sposób zwracając się do swej właścicielki po imieniu. Kassander zmarszczył lekko brwi i miał już udzielić dziewczynie ostrej reprymendy. Spostrzegł jednak, że jego kochanka nic sobie nie robi z takiej poufałości.

– Wspaniale… Każ wnieść balię.

Chloe zniknęła na chwilę w drzwiach. Zaraz jednak wróciła, wiodąc prawdziwy korowód eunuchów. Trzech niosło pokaźnych rozmiarów okrągłą wannę wykonaną z drewna. Musieli ją przechylić na bok, by przedostała się przez otwór wejściowy. Miała co najmniej cztery łokcie średnicy, miejsca w niej wystarczyłoby i na pięć osób, gdyby usiadły naprawdę blisko. Następni słudzy taszczyli wiadra z ukropem i zimną wodą. Opróżniali kolejne wiadra, aż wreszcie woda w balii osiągnęła odpowiednią temperaturę – była gorąca, lecz nie na tyle, by parzyć.

Jeden z eunuchów pomógł Kassandrowi pozbyć się tuniki. W tym czasie Chloe rozbierała Tais. Macedończyk pierwszy wszedł do wanny. Parująca mocno woda otuliła jego kolana, uda, genitalia, biodra… Z westchnieniem przyjemności usiadł, opierając się o brzeg balii. Patrzył, jak całkiem naga Beotka dołącza do niego. Poczuł, że jego erekcja przybiera jeszcze na sile, gdy jego oczy spoczęły na jej dużych, kształtnych piersiach zwieńczonych sporymi sutkami, płaskim brzuchu, rozłożystych biodrach, łonie, na którym pozostawiła tylko wąski paseczek włosów tuż nad szparką. Tais zanurzyła się również w ciepłej wodzie, siadając naprzeciwko niego, tak że ich kolana się stykały. Rozchyliła uda szeroko i dość nieskromnie, lecz woda skryła jej najwspanialszy skarb – na pocieszenie Kassander mógł do woli przyglądać się biustowi.

– Odejdźcie – rzuciła władczo do niewolników. Ci szybko opuścili komnatę, z wyjątkiem Chloe, która zdawała się uważać, że rozkaz jej nie dotyczy. Kassander spojrzał na dziewczynę lekko zirytowany.

– A ty na co czekasz?

– Och, pozwól jej zostać – poprosiła Tais, – potrzebujemy przecież kogoś, by nas umył.

– Ty możesz umyć mnie, jak już nieraz to czyniłaś – odparł Macedończyk, – a potem ja zrobię to samo dla ciebie.

– Nie wolisz patrzeć, jak ona to robi? – spytała Tais, opierając się łopatkami o brzeg wanny i wypinając lekko piersi do przodu. Chloe podeszła do balii, klęknęła za plecami Beotki i położyła dłonie na jej ramionach.

Macedończyk spoglądał na nie z uwagą. Wreszcie dotarło do niego kilka szczegółów, których przedtem nie zarejestrował, podniecony perspektywą rychłego zbliżenia z Tais. Niepokój, z jakim Beotka spytała go o to, czy nie gniewa się o kupno Chloe… Wyraźna poufałość z niewolnicą… „Nie spałam w tym czasie z żadnym mężczyzną”… Palce Chloe bawiące się teraz włosami Tais… Przed oczyma Kassandra znów stanęły freski zdobiące ściany sypialni Aspazji. Zwłaszcza jeden z nich, zatytułowany „Safona z Lesbos i Mnasidike”. Przedstawiał on dwie uprawiające miłość kobiety. Lizały wzajemnie swoje łona, zaś dłonie każdej z nich gładziły ciało kochanki. Przypomniał sobie, jak, oglądając fresk, uznał, że chętnie zobaczyłby coś takiego w rzeczywistości.

Właściwie, nie powinien się nawet dziwić temu, co przed sobą widział. Tylu Hellenów lubuje się przecież w przystojnych chłopcach, przedkładając ich pieszczenie nad spółkowanie z niewiastą. Tebański Święty Zastęp, który Macedończycy wycięli w pień pod Cheroneą, składał się wyłącznie z par wojowników-kochanków. Byłoby zdumiewające, gdyby między kobietami nie rodziły się podobne więzi… zwłaszcza gdy spędzają ze sobą tyle czasu, zamknięte w domach nakazem prawa i tradycji.

Kassander poczuł, że jego członek staje się jeszcze twardszy. Uniósł spojrzenie na Chloe.

– Rozbierz się i dołącz do nas, niewolnico.

Dziewczyna uśmiechnęła się łobuzersko. Nieco zbyt bezczelnie, jak na jego gust. Zanotował sobie w pamięci, by rano kazać Rimuszowi ją wychłostać. Tymczasem jednak przyglądał się z uznaniem, jak szybko i sprawnie Chloe pozbywa się chitonu, który niczym barwny motyl spływa na podłogę komnaty. Tak jak podejrzewał, miała nieduże, ale kształtne piersi ze szpiczastymi sutkami. Jej łono pokrywał delikatny meszek włosków. Podeszła do balii i weszła do niej, siadając w ciepłej wodzie po prawicy Kassandra i po lewicy Tais.

Macedończyk uniósł rękę i położył dłoń na drobnej piersi niewolnicy. Zacisnął na niej powoli palce. Jędrne, przyjemne w dotyku ciało. Chloe syknęła cicho z bólu. Była zapewne nawykła do delikatniejszych pieszczot Beotki. Kassander lekko rozluźnił palce, nie przestał jednak bawić się jej sutką.

– Chcesz, byśmy cię teraz umyły? – spytała Tais, przyglądając im się uważnie. Czy była nieco zazdrosna o swoją kochankę? W takim razie czemu prosiła, by pozwolił Chloe zostać?

– O tak – powiedział Kassander, wypuszczając z dłoni pierś młodziutkiej dziewczyny. Podniósł się i stanął na środku balii, ociekając wodą. Tais również się podniosła. Odchodząc, eunuchowie pozostawili na stołku nieopodal wanny dwie kostki mydła z olejku cyprysowego. Beotka wskazała je Chloe, niewolnica zaś zanurzyła jedną z nich w wodzie i zaczęła sobie mydlić dłonie.

Kassander stał nieruchomy niczym posąg olimpijskiego boga. Jego muskularne, pokryte bliznami ciało lśniło od wody, która spływała mu po piersi i udach grubymi kroplami. Penis unosił się w pełnym wzwodzie ponad mokrą gęstwiną włosów łonowych. Tais stała przed nim i zaczęła oburącz mydlić mu tors. Chloe zajęła miejsce za jego plecami, zaś jej drobne dłonie przesuwały się po jego barkach. Dotyk dwóch kobiet sprawiał, że Kassander prędko zapomniał o znużeniu, tygodniach w drodze, twardych posłaniach, na których przyszło mu spędzać samotne noce. Zmęczenie spływało z niego wraz z pyłem podróży i kurzem gościńca.

Beotka postąpiła krok ku niemu. Jedną ręką wciąż przesuwała mu po torsie, w górę i w dół. Drugą, wciąż ociekającą mydlinami, zsunęła niżej. Objęła palcami jego członek i zaczęła go masować, powoli, miarowymi ruchami. Macedończyk wciągnął mocno powietrze w nozdrza. Poczuł, że i Chloe się przybliża. Gdy jej jędrne piersi dotknęły jego pleców, pojął, że i one są namydlone.

Wciąż pieszcząc jego męskość, Tais osunęła się niżej. Uklękła w wannie i wolną ręką mydliła mu teraz brzuch. Dłonie Chloe zsunęły się na jego pośladki. Teraz ugniatała je w palcach, najwyraźniej rozkoszując się ich twardością. Kassander wcale się nie dziwił, że nie była już dziewicą – sprawiała wręcz wrażenie bardzo dobrze zaznajomionej z męskim ciałem.

Jego beocka kochanka znów sięgnęła po mydło. Teraz jednak zaczęła pocierać je o swój biust. Po chwili cały ociekał pianą. Uniosła się nieco, znów objęła jego członek palcami i nakierowała go między swe piersi. Kassander patrzył, jak pokaźnych rozmiarów penis zagłębia się między nie. Tais wzięła swój biust w dłonie i ścisnęła go mocno, więżąc jego męskość. Zaczęła poruszać się w górę i w dół, masując go w ten sposób. Tymczasem Chloe uklękła za nim. Opłukała wodą jego pośladki i zaczęła mu myć uda.

Macedończyk spoglądał z góry na Tais, która pochyliła teraz głowę. Za każdym razem, gdy żołądź jego męskości wysuwała się spomiędzy jej krągłych piersi, na chwilę brała ją w swe usta i szybko oblizywała. Jego podniecenie jeszcze wzrosło. Sięgnął za siebie ręką, chwycił Chloe za włosy i przyciągnął dziewczynę do swych pośladków. Zaczęła je posłusznie całować i lizać, nie omijając też zagłębienia między nimi. Z ust Kassandra dobył się zduszony jęk. Czuł, że zbliża się jego pierwszy orgazm.

Jego szczytowanie było nagłe i chyba niespodziewane dla Tais. Pierwszy, obfity wytrysk trafił w całości w rozchylone usta Beotki. Następne strumienie spermy zaczęły się rozlewać po jej namydlonych piersiach. Ścisnęła je ku sobie mocniej i wciąż pocierała nimi jego męskość, Kassandrem zaś wstrząsały kolejne fale orgazmu. Czuł wilgotne liźnięcia i lekkie ukąszenia Chloe na swym pośladku. Wydawało się, że rozkosz nie będzie mieć końca.

Wreszcie jednak ostatnia kropla nasienia spłynęła na biust Tais. Jej piersi były całe w pianie i w jego spermie. Spoglądając na niego z uśmiechem, rozcierała sobie po nich ową mieszankę. Kassander cofnął się o krok, ustawił bokiem do Beotki. Wciąż na nią patrząc, przyciągnął Chloe do swej męskości. Chwilę się przed tym wahała, lecz jego mocny uścisk na włosach uświadomił jej, że nie ma wyboru – objęła różowymi wargami główkę penisa i zlizała z niego resztki nasienia.

Kassander ponownie zanurzył się w ciepłą wodę. Był przyjemnie zaspokojony. Teraz Chloe mogła się zająć Tais. Widząc entuzjazm, z jakim to uczyniła, Kassander pojął, że naprawdę kocha swoją panią. Beotka uklęknęła w wannie twarzą do niego, tak że woda obmywała jej biodra. Zanurzone płytko łono było doskonale widoczne – Macedończyk mógłby ją tam dotknąć, gdyby tylko miał na to ochotę. Chloe uklękła za swą panią. Namydliła swe dłonie i biust, po czym zaczęła ją myć.

Kassander spoglądał, jak drobne ręce niewolnicy pieszczą piersi Tais, zmywając z nich resztki jego nasienia. Czyniąc to, dziewczyna jednocześnie całowała Beotkę po szyi, ocierała się swym ciałem o jej plecy i pupę. Poświęciła rozkosznym półkulom swej pani więcej uwagi, niż wymagało ich umycie – szczupłe palce zaczęły masować brodawki, ściskać je między opuszkami, lekko za nie pociągać. Teraz to jego kochanka wydawała z siebie jęki przyjemności.

Chloe niemal pośpiesznie umyła jej brzuch. Zbliżała się bowiem do znacznie bardziej pociągającego miejsca i trudno jej było powstrzymać niecierpliwość. Beocka piękność uniosła się nieco wyżej, tak że jej łono znalazło się nad taflą wody. Niewolnica zaczęła je mydlić. Kassander przyglądał się temu z bliska. Dłonie dziewczyny zataczały kręgi, pokrywając podbrzusze jego kochanki pianą. W końcu jedna dłoń spłynęła niżej, a zręczny palec przesunął się wzdłuż szparki – od dołu do góry, kończąc drogę na wieńczącym ją delikatnym wybrzuszeniu. Gdy opuszka palca delikatnie je potarła, Tais westchnęła i omal nie zakrztusiła się powietrzem.

Tym razem jednak Chloe nie doprowadziła swej pani na szczyt rozkoszy. Jej dłoń zatrzymał bowiem Kassander, chwytając ją za nadgarstek i odsuwając od łona Tais.

– Woda robi się letnia – rzekł, – przenieśmy się na łóżko.

Beotka z trudem się podniosła – mogło się wydawać, że nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Wyszła z balii, wspierając się na Chloe. Kassander również się podniósł i ociekając wodą, wyszedł na dywan.

Udali się na łóżko, nawet nie zadając sobie trudu wytarcia mokrych po kąpieli ciał. Chloe obróciła niemal bezwładną Tais ku sobie i pchnęła ją mocno na pościel. Lśniące od wilgoci ciało kobiety opadło na jedwabne prześcieradło. Niewolnica wsuwała się już na nią. Nachyliła się i ucałowała rozchylone usta. Kassander przyglądał się temu, siadając na skraju łóżka. Czuł, że jego podniecenie znów się wzmaga. Widok, który roztaczał się przed jego oczami, pobudzał go coraz mocniej. Chloe z kolei zsuwała się coraz niżej, przyciskając swe rozpalone wargi do szyi i dekoltu Beotki. Wtuliła twarz w jej piersi, całując ją w zagłębieniu między nimi. Jej dłonie szeroko rozwarły drżące uda Tais. A języczek sunął już w dół brzucha kobiety, zatrzymując się na chwilę przy pępku, który starannie wylizała…

Macedończyk przyglądał im się szeroko rozwartymi oczyma. Miał oto przed sobą ożywiony fresk z alkowy Aspazji. Słynna poetka, Safona z wyspy Lesbos, której wiersze znał każdy Grek, była pieszczona przez swą uczennicę, śliczną Mnasidike. Pozycja była wprawdzie inna, lecz w gruncie rzeczy nie miało to żadnego znaczenia.

Beocka piękność odzyskała na moment panowanie nad sobą. Podsunęła się nieco wyżej na łóżku. Rozchyliła uda szeroko, tym razem już z własnej woli, ukazując swe mokre łono w pełnej okazałości. Chloe nie czekała ani chwili dłużej. Uklękła na rozchylonych nogach, ukazując Macedończykowi swój szczupły tyłeczek. I pochyliła głowę ku podbrzuszu Tais. Gdy wargi niewolnicy złożyły długi pocałunek tuż nad szparką jej pani, z ust tamtej dobył się zduszony, przeciągły krzyk.

Dla Kassandra było to już zbyt wiele. Jego penis pulsował, boleśnie niemal nabrzmiały. Zerwał się z łoża i uklęknął tuż za Mnasidike/Chloe. Chwycił jej biodra w mocne ręce i wdarł się w jej ciasną pochwę trzema silnymi pchnięciami. Szczęśliwie pieszczoty, jakimi niewolnica obdarzała Safonę/Tais, ją również podnieciły, sprawiając, że jej szparka ociekała sokami. Mimo to, gdy długi i szeroki penis Kassandra wdzierał się w jej łono, krzyknęła cicho z bólu, po czym mocniej wtuliła się w podbrzusze Beotki.

Macedończyk miał teraz przed sobą niezwykły widok. W migotliwym blasku lamp oliwnych oglądał niewolnicę, którą nabił właśnie na swą męskość, pochylającą się nad lśniącym łonem jego kochanki. Patrzył to na tyłeczek młódki, na swoją wsuwającą się między jej wargi sromowe męskość, to znów na drżące w przyspieszonym oddechu piersi Tais. Żądza płonęła w jego lędźwiach, wypełniała jądra, niemal parzyła od środka członek. Mogła ją ugasić jedynie wilgoć ze źródła między udami Chloe.

Poruszali się teraz w jednym rytmie. Jego potężne pchnięcia wstrząsały ciałem dziewczyny, która zapamiętale lizała szparkę Tais. Palce Kassandra wbijały się w biodra niewolnicy. Soki jej podniecenia obmywały ze wszech stron jego męskość, pochwa zaś zaciskała się na nim, przynosząc ulgę, lecz nie dając jeszcze spełnienia. Chloe zaczęła penetrować łono Beotki dwoma palcami, sama zaś przywarła ustami do jej nabrzmiałej muszelki. Jej pieszczoty były natarczywe, zachłanne – podobnie jak sztychy, którymi obdarzał ją Macedończyk.

Tais doszła pierwsza. Jęk, który z siebie wydała, przeszedł w ochrypły krzyk rozkoszy. Twarz Chloe była cała w jej sokach, które teraz płynęły swobodnie. Kassander wdarł się jeszcze kilka razy w ciasne wnętrze niewolnicy i jego również ogarnął orgazm. Uwięziona między nimi dziewczyna także drżała z przyjemności. Macedończyk wysunął pospiesznie penisa z jej pulsującej pochwy i wytrysnął na jej pośladki i plecy.

Chloe osunęła się na łóżko, wyczerpana. Głowę złożyła na podbrzuszu Tais. Kassander opadł na pościel obok nich. Długo leżeli w milczeniu, czekając, aż ich oddech zwolni, a rozkosz dopali się w lędźwiach. Mogła minąć godzina lub dwie. Księżyc przesuwał się po niebiosach, widoczny przez odsłonięte okno, wychodzące na wewnętrzny dziedziniec.

Kassander obrócił się twarzą ku Tais, która dłońmi głaskała teraz lśniące włosy Chloe. A potem zadał pytanie, które nurtowało go od chwili, gdy zrozumiał, co łączy jego Beotkę z niewolnicą.

– Jak długo jesteście kochankami?

Tais nie od razu odpowiedziała.

– Kupiłam ją tydzień po twym wyjeździe – rzekła wreszcie. – Od razu wpadła mi w oko, jeszcze na targowisku. Nie wiedziałam wtedy, że i ja się jej spodobałam. Trzy dni później pierwszy raz uprawiałyśmy miłość. Nie planowałam tego… to się po prostu stało.

Znów była niespokojna, niepewna jego reakcji. Kassander jednak uśmiechnął się pobłażliwie. Po dwóch intensywnych orgazmach nie miał siły się na nią gniewać. Zresztą, gdyby się nad tym zastanowił, co właściwie mógłby jej zarzucić? „Nie spałam w tym czasie z żadnym mężczyzną”, powiedziała mu Tais. Czyż nie tego właśnie od niej wymagał? Romans z młodziutką niewolnicą nic nie znaczył. Nie mógł jej przecież odmówić prawa do odrobiny rozrywki pomiędzy jego wizytami.

– Chciałam ci powiedzieć – dodała Tais – ale tak, byś się nie zezłościł…

– I udało ci się, moja beocka czarnulko – zaśmiał się Kassander. Chloe uniosła głowę znad łona Tais i również się uśmiechnęła. Jej wargi wciąż lśniły od soków Beotki.

* * *

Tej nocy kochali się jeszcze raz. Najpierw na stanowcze żądanie Kassandra Tais i Chloe odegrały wiernie scenę z fresku Aspazji – wzajemnie lizały swe szparki (Beotka na dole, młódka nad nią), podczas gdy Macedończyk przyglądał się temu w natchnieniu. Gdy pani i niewolnica doprowadziły się wzajemnie do orgazmu, zajęły się obie jego męskością. Uklękły obok siebie, on zaś, stojąc na łóżku, na zmianę wsuwał się w usta to jednej, to drugiej. Przerodziło się to w szczególny wyścig między dwoma niewiastami. Tais i Chloe konkurowały o to, która z nich przyniesie mu spełnienie. Zwyciężyła w końcu Beotka – i Kassander z przeciągłym jękiem wypełnił jej usta swoją spermą. Tais nie była jednak zachłanna – przyciągnęła ku sobie Chloe i ucałowała ją namiętnie, dzieląc się swym trofeum.

W pełni zaspokojeni, zasnęli we troje na łożu.

Godzinę później Kassander obudził się, czując głęboki niepokój. W większości lamp wypaliła się oliwa, tliło się jeszcze tylko kilka światełek w odległym kącie pomieszczenia. Macedończyk uniósł się lekko na posłaniu i zamarł w bezruchu. Czekał, aż jego oczy przywykną do ciemności. Cisza dudniła mu w uszach, niczym wojenne bębny. Wydawało się, że jedynym dźwiękiem w sypialni był oddech dwóch śpiących kobiet. A jednak Kassander czuł, że coś jest nie tak.

W ciągu długich lat spędzonych w macedońskim wojsku, nauczył się ufać swym przeczuciom.

Jego spojrzenie przesunęło się na ciemnoszary prostokąt okna wychodzącego na dziedziniec. Dostrzegł tam jakieś poruszenie, prawie niezauważalne, lecz niebędące tylko nocną złudą. A potem w mrok nocy wdarł się błysk. Tak światło księżyca odbija się na obnażonej klindze.

Ktoś ukrywał się za oknem. Musiał wspiąć się na zewnętrzny mur, przejść po dachu budynku i spuścić się tutaj na linie. Ktoś zadał sobie wiele trudu, by to uczynić. Bardzo wątpliwe, by był to zwykły rabuś. Kassander bardzo ostrożnie, by nie zbudzić kobiet, podniósł się z łoża. Miecz zostawił na stole – dobre dziesięć kroków dalej. Jeśli rzuci się w tamtą stronę, postać skryta za oknem z łatwością przetnie mu drogę. A jednak nie było innego wyjścia…

Macedończyk rzucił się ku stołowi. Ciemniejszy niż noc kształt wpadł do komnaty. Zafurczał płaszcz. Kassander usłyszał świst, z jakim oręż przecina powietrze. Coś wgryzło mu się boleśnie między żebra. Warknął wściekle i zaatakował, bez broni, ale z furią rannego zwierzęcia. W ciemności wpadł na swego wroga. Byli teraz zbyt blisko, by miecz mógł się przydać. Kassander uderzył z całej siły pięścią – w miejsce, gdzie, jak się spodziewał, była twarz napastnika. Trafił go w skroń. Tamten, padając, chwycił go za ramię. Obaj zwalili się na podłogę.

Tais i Chloe, wyrwane ze snu i zdezorientowane, narobiły wrzasku. W niczym to jednak Macedończykowi nie pomogło. Kassander i tajemniczy napastnik przewalali się po podłodze, wymierzając sobie nawzajem ciosy. Przeciwnik był szybki i zwinny, ale Macedończyk – znacznie silniejszy. Ostatecznie właśnie to zdecydowało. Przycisnął wroga do podłoża, kolanem przyduszając mu gardło i zadał z góry cios pięścią. I jeszcze jeden… Jeszcze jeden…

Do komnaty wpadli eunuchowie z lampami oliwnymi. Kilka sekund później roztrącili ich Tryballowie z obnażonymi mieczami.

Tais i Chloe krzyczały w niebogłosy. Tryballowie szukali nowych nieprzyjaciół, biegając od okna do okna. Rimusz podszedł do Kassandra i uniósł nad nim lampę. Macedończyk podniósł się na nogi, stał jednak na nich chwiejnie. W migotliwym blasku wyglądał strasznie – nagi, z długą raną między żebrami, z pięściami czerwonymi od krwi. U jego stóp w przedśmiertnych drgawkach trzęsło się ciało napastnika. Jego twarz, zmiażdżona potężnymi ciosami, nie przypominała niczego, co mogło być kiedyś człowiekiem.

„Teraz, po Gaugameli, nawet Spartanie zmądrzeją”, powiedział Kassander na uczcie u Aspazji.

Martwy Spartiata u jego stóp dobitnie świadczył o tym, że jednak nie zmądrzeli.

Przejdź do kolejnej części – Opowieść helleńska: Kassander IV

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Bardzo dobre. Co prawda Kassandra nie darzę nadzwyczajną sympatią, to jednak dziewczyny – pierwsza klasa 🙂

Cieszę się, że tak uważasz, Rito. W takim razie bardzo polubisz drugi cykl Opowieści helleńskiej, poświęcony właśnie rzeczonym dziewczynom 🙂

Pozdrawiam
M.A.

No właśnie biję się w piersi, że dopiero zaczęłam czytać Twoją sagę, ale nic straconego 🙂 A do Kassandra pomału się przekonuję, szczególnie po przeczytaniu sceny między nim a Mnesarete. Uff – podniosłeś nią ciśnienie, zdecydowanie. Póki co moja ulubiona, a jeszcze wiele przede mną.

Rito, wierz mi, Autor się dopiero rozkręca 🙂 Jeszcze dużo bardzo ciekawej lektury przed Tobą….

Nie bij się w piersi, Rito, z pewnością na to nie zasługują 🙂 Cieszę się, że rozpoczęłaś przygodę z Opowieścią helleńską i mam nadzieję, że przyniesie Ci ona wiele czytelniczej przyjemności!

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Aż dziwne, że Kassander po tylu seksualnych podbojach dopiero teraz, po raz pierwszy, był świadkiem lesbijskiej miłości. Podoba mi się to, że mu się to podoba, że go to podnieca 🙂 Mógłby przecież czuć się urażony, że jego kochanka zabawia się pod jego nieobecność z inną kobietą i co gorsza, najwidoczniej jej pieszczoty sprawiają jej większą przyjemność. Takie przynajmniej odebrałam wrażanie 🙂

Może w Macedonii saficzne rozkosze nie były tak rozpowszechnione, jak w innych greckich krainach… przynajmniej w kręgach, w których obracał się nasz ulubiony wojak. Najważniejsze jednak, że w chwili próby Kassander wykazał się otwartym umysłem i zamiast oburzyć się na niewierność Tais, postanowił przyłączyć się do zabawy 🙂 A co do tego, że widok lesbijskich pieszczot był dlań podniecający – cóż, myślę, że tu bynajmniej nie jest osamotniony, bez względu na epokę!

Pozdrawiam
M.A.

To jest właśnie ciekawe, Megas niejednokrotnie miał okazję być świadkiem męskich preferencji homoseksualnych 😀 A tu taka niespodzianka 😀

Ja? Świadkiem? Znaczy się, naocznym? Niestety, nie przypominam sobie 🙂 Znam kilku gejów, ale nigdy nie zaglądałem im do alkowy.

M.A.

To o tego Kassandra Ci chodziło. Ja myślałem że chodzi o to co było od „Gniewu posejdona”. Teraz żałuję że nie zacząłem tutaj. Mam teraz tylko jedno pragnienie. Mieć na papierze Twoje dzieła.

Zawsze postuluję: czytać moje teksty należy w kolejności publikowania 🙂 To daje najpełniejszy obraz wydarzeń oraz bohaterów (choć muszę szczerze przyznać, że jakość pierwszych rozdziałów jest słabsza od tego, co stworzyłem potem).

Co do wersji papierowych: wydawcy póki co nie ustawiają się w kolejkach, więc pozostaje chyba druk we własnym zakresie 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Zastanawiam się, dlaczego Kassander wzbudza w niektórych czytelniczkach niechęć? Pewnie znają więcej faktów z jego życia, ja dopiero zaczyna poznawać bohatera i jego postać prezentuje się nader barwnie. Nie dość, że nieustraszony wojownik, to jeszcze koneser kobiet. Jak można nie darzyć go sympatią? 🙂

Tak na marginesie, frapujące, jak wyglądałoby nasze społeczeństwo, gdyby pozbawić je purytańskich kajdan. Monogamia moim zdaniem niespecjalnie się sprawdza, co widać po rosnącej liczbie rozwodów. Starożytni mieli mniejsze opory, by czerpać z życia pełnymi garściami 🙂

Witaj, Patrycjo!

Od początku tworząc Kassandra chciałem z niego uczynić antybohatera w nieco howardowskim (w znaczeniu: Roberta E. Howarda) stylu. Człowieka, dla którego etyka nie jest zbyt ważna, kierującego się jedynie własnym interesem, sięgającego po wszystko, czego zapragnie. Dopiero w ostatnich rozdziałach własnej „Opowieści” zmienia on nieco kierunek, ewoluując w stronę klasycznego herosa (wciąż jednak warto pamiętać o jego zbrodniach, które kiedyś mogą go doścignąć). W „Perskiej Odysei” staram się przywrócić ambiwalentną wymowę tej postaci. Na ile zauważyłem, w Czytelniczkach Kassander budzi skrajne emocje: albo uwielbienie, albo głęboką antypatię. I chyba mi to odpowiada: najgorzej byłoby, gdyby traktowano go z obojętnością.

Rozpusta starożytności to w znaczącej części współczesna (czy może raczej: XIX-wieczna) fantazja. Wiktoriańscy historycy, zamknięci w gorsecie konwenansów i sztywnej moralności, na podstawie mitów i antycznych posągów wymyślili sobie świat niezwykłej erotycznej swobody. Prawda jest jednak taka, że swoboda ta była przywilejem nielicznych – zamożnych, silnych, ustosunkowanych, którzy mogli uniknąć sankcji prawnych i nie musieli się oglądać na społeczne. Pozostali byli co najwyżej przedmiotem żądz owych możnych.

Pozdrawiam
M.A.

Megasie, wielce rozczarowująca informacja. Pozostaje ufność, iż Twój bohater nie tylko mieczem będzie wojował 😉 Fikcyjna rzeczywistość bywa czasem przyjemniejsza 🙂

Mam nadzieję, Patrycjo, że fikcyjna rzeczywistość kolejnych Opowieści helleńskich nie przyniesie Ci zawodu 😉

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz