A gdyby tak nie padał wtedy deszcz (Mefisto)  3.72/5 (321)

12 min. czytania

To był piękny, ciepły dzień. Wiosna, która nie dawno wybuchła w parkach i ogrodach, nie zdążyła jeszcze okryć się kurzem miejskiej codzienności. Soczysta zieleń, pyszniła się radosną świeżością, wśród treli zaaferowanego ptactwa. Orzeźwiający wiaterek, od rana smagający pogodne twarze przechodniów gdzieś teraz zniknął, powietrze stawało się ciężkie, a na błękitnym dotąd niebie zbierały się ciemne, brzemienne wilgocią kłęby chmur.

– Będzie burza – zauważyła Agnieszka spoglądając w niebo.

– Najwyżej zmokniemy – odparł wesoło Kamil. – A wtedy… mokra bluzka i spódnica przykleją się do twojego ciała, a ja…

– Świntuch! – przerwała mu Agnieszka, strojąc dla żartu obrażoną minę.

Kamil chwycił ją na ręce i obracał się razem z nią.

– Ty wariacie – śmiała się Agnieszka.

Ależ pięknie wyglądała z rozwianymi blond włosami, kiedy niesforne loki opadały na czoło i twarz. Pogodna, dwudziestotrzyletnia piękność, z wielkimi ufnymi oczami i nieznacznie zadartym noskiem emanowała dziewczęcym seksapilem. W tej długiej, rozkloszowanej spódnicy, z fantazyjnym kwiatowym wzorem i bluzce bez ramiączek, która ładnie podkreślała jej jędrny biust, wyglądała niczym pani wiosna w pełnym rozkwicie.

Byli tacy szczęśliwi. To przecież już. Za dwa tygodnie. Prawie wszystko było gotowe na pierwszy weekend czerwca, kiedy przed ołtarzem połączą swój los. By zawsze już być razem, na dobre i na złe, dzielić radości i smutki, w szczęściu i nieszczęściu, w zdrowiu i w chorobie, aż do śmierci. To będzie ślub jak z bajki. Druhny ścielące dywan z płatków róż, „Ave Maria” w wykonaniu anielskiego chóru, wiązanki kwiatów, zaczarowana dorożka, eleganccy goście i on, Kamil. Przystojny, czuły, wyśniony książę z bajki. Kochać i być kochaną. Czy może być na świecie coś wspanialszego?

Szli obok siebie, nigdzie się nie spiesząc, chłonąc z radością piękno otaczającego świata. Chłopak zagapił się na moment, a Agnieszka jednym susem znalazła się za szerokim słupem z kolorowymi afiszami, kryjąc się przed Kamilem. On wciąż idąc przed siebie, dopiero po chwili spostrzegł nieobecność narzeczonej. Zdezorientowany, z zabawnie zdumioną miną, rozejrzał się dookoła. Schowana za słupem Agnieszka, z trudem tłumiła wybuchy śmiechu. Kiedy Kamil próbował obejść słup, dziewczyna jak gdyby nigdy nic, wybiegła na środek chodnika udając, że właśnie go szuka. Wtedy po cichu, stanął za jej plecami i zakrył dłońmi jej oczy. Oboje wybuchnęli radosnym śmiechem.

– Co byś zrobił, gdybym się zgubiła? – zapytała Agnieszka.

– Szukałbym cię wszędzie, bez przerwy. Ciągle. Zaglądałbym w oczy wszystkim dziewczynom.

– Wszystkim?

– Wszystkim. Jedne z nich miałyby twoje oczy, drugie usta, trzecie włosy. Jedne z nich, takie jak ty, byłyby i bardzo poważne i bardzo beztroskie. Inne tak bardzo ciekawe i tak bardzo nudne, ale żadna z nich nie byłaby tobą. I wtedy byłbym bardzo smutny i pomyślałbym, że cię ukradli. I ogłosiłbym we wszystkich gazetach świata, na wszystkich słupach ulicznych świata, że cię poszukuję. I wyznaczyłbym wielką nagrodę! Ale nikt, by mi ciebie nie oddał, bo wiedzieliby, że nie mam tyle pieniędzy, a przede wszystkim dlatego, że nikt nigdy zakochanych nie traktuje na serio…*

Ufnie wtuliła głowę w jego tors, tonąc w silnych ramionach ukochanego mężczyzny.

Nie zauważyli nawet, kiedy wokół nich zrobiło się ciemno. Zaległa cisza. Po chwili, ponure niebo rozświetliła pierwsza błyskawica. Prawie natychmiast rozległ się huk potężnego grzmotu i spadł ulewny deszcz.

– Chodź – pociągnął ją w kierunku miejsca, gdzie mogliby schronić się przed deszczem.

Biegli trzymając się za ręce, co chwila wpadając w kałuże i rozpryskując wodę na wszystkie strony.

Wpadli do pomieszczenia z bankomatem, które stanowiło przedsionek oddziału jakiegoś banku. Kamil zagarnął głowę dziewczyny i mocno przylgnęli do siebie. Przez mokrą koszulę poczuł twarde sutki obfitych piersi. Wargami spijał krople deszczu z jej czoła i skroni, przeczesywał palcami przemoczone włosy. Ich usta odnalazły się. Przymykając oczy odcięli się od świata. Byli tylko oni, ich sklejone ciała, zachłanne usta i bijąca serca.

– Trzask! Trach!!! Łup!

Wraz z kolejnym grzmotem burzy, rozległ się inny, złowróżbny hałas.

– Na ziemięęę! Glebaaa! To jest napaad!

Ktoś uderzył ich kolbą karabinu, popychając w głąb sali operacyjnej. Wszystko działo się w błyskawicznym tempie, obrazy zmieniały się jak w wideoklipie. Zamieszanie, wrzawa, krzyki uzbrojonych ludzi w kominiarkach na głowie. Przerażający wrzask pozostałych, huk zdetonowanych petard i ciała ludzkie padające pokotem na ziemię.

– Glebaaa, kurwaa, glebaa! Ręce na głowę! – wciąż słychać było te krzyki, choć wszyscy już wykonali rozkaz.

Agnieszka i Kamil leżeli pod ścianą, twarzami zwróceni w kierunku posadzki. Oddychali ciężko, każde z nich czuło szaleńcze tempo uderzeń swego serca. Nad nimi przelewały się wrzaski bandytów, zmieszane z odgłosami tłuczonego szkła, harmidrem przewracanych mebli i jakichś nie znanych sprzętów. Kiedy wydawało się już, że napastnicy opanowali sytuację, nagle w całe to zamieszanie wdarł się nowy dźwięk. Przeraźliwy, świdrujący pisk na moment ogłuszył bandytów. To pewnie ktoś z pracowników banku uruchomił  alarm.

– Kurwaaa! Zabiję chuja! – wściekły gardłowy ryk, wraz z całą plejadą soczystych przekleństw przeciął powietrze.

Znowu usłyszeli tupot nóg, zgiełk szamotaniny, a potem rozdzierający krzyk. Krótka seria z karabinu i po chwili syrena umilkła. Wszystko to trwało zaledwie kilkadziesiąt sekund, choć im wydawało się, że upłynęły długie minuty. Dopiero teraz ogarnął ich strach. Przytulając policzki do kamiennej podłogi, próbowali ocenić sytuację, na podstawie dochodzących dźwięków. W oddali, usłyszeli narastający sygnał policyjnych syren.

– Wszyscy siadać pod ścianą! Zachować metrowe odstępy! Ręce na kark! – usłyszeli nowe polecenia  – Ale już! – dla wzmocnienia efektu swoich słów, bandzior wystrzelił kilka razy w sufit.

Natychmiast wykonali polecanie. Teraz wreszcie obraz, mógł uzupełnić wyobrażenie sytuacji. Zobaczyli przed sobą trzech zamaskowanych zbirów z karabinami w ręku. Obok, na podłodze siedziało kilka osób, patrząc wystraszonym wzrokiem przed siebie. Bandyta, o najbardziej masywnej posturze, odezwał się pierwszy.

– Reguły gry ustalam ja. Wy, siedzicie grzecznie, wykonujecie polecenia i nie sprawiacie kłopotów. Każdy wrogi gest to kulka w łeb. Jasne? – zawiesił na chwilę głos, choć wcale nie oczekiwał odpowiedzi na to pytanie. – Siedzicie w tym gównie, razem z nami. Za dodatkowe atrakcje, podziękujcie gnojowi, który włączył alarm – ruchem głowy wskazał na, broczącą krwią, postać skuloną na podłodze w kącie sali.

Za szybami witryn okiennych, można było dostrzec ruch. Na zewnątrz trwało zamieszanie bez wątpienia związane z sytuacją w banku.

Tyradę bandyty zakłóciło uparte brzęczenie telefonu, dochodzące z oszklonego kantoru kierownika sali. Mężczyzna splunął na ziemię i zniknął za drzwiami pomieszczenia z telefonem. Szyba doskonale izolowała dźwięki. Nie docierały do nich nawet pojedyncze słowa. Jak zahipnotyzowani patrzyli na żywą gestykulację opryszka, rozmawiającego z kimś prze telefon. Widać było silne wzburzenie świadczące o ostrym tonie rozmowy. Wreszcie, wściekłym ruchem rzucił słuchawkę na biuro. Ta pantomima była bardzo wymowna. Łatwo można się było domyślić, z kim rozmawiał, na jaki temat i jaki jest efekt tej rozmowy. Energicznym ruchem otworzył drzwi i z powrotem znalazł się w sali operacyjnej, pełnej zakładników.

– Panowie z policji nie szanują naszego czasu – rzucił gniewnie – poczekamy. – Tymczasem, musimy zorganizować sobie jakąś rozrywkę – zwrócił się do swoich towarzyszy, tocząc wściekłym spojrzeniem po twarzach zakładników, zamarłych pod ścianą. – Weźmiemy tą – ruchem głowy wskazał Agnieszkę i włożył papierosa do ust.

Dziewczyna, z paniką w oczach spojrzała na Kamila, ale ten tylko spuścił wzrok.

Natychmiast znalazł się przy niej drugi z napastników. Miał znacznie drobniejszą budowę ciała, ale już wcześniej zwrócił uwagę dziewczyny nadmierną ruchliwością, charakterystyczną dla osobników niezrównoważonych psychicznie. „To jakiś świr” – pomyślała. Świr podniósł ją mocnym szarpnięciem i z dużą siłą rzucił pod nogi szefa. Kamil, drżąc ze strachu wciąż wpatrywał się w podłogę. Nie potrafił zdobyć się na żaden gest w obronie Agnieszki.

– Zostaw ją skurrrwysynu! – z pod ściany poderwał się jakiś starszy mężczyzna i zrobił kilka kroków w kierunku bandytów.

W całej sali zaległa złowroga cisza. Dla wszystkich stało się jasne, że ten facet jest już martwy.

– Kurwa, bohater się znalazł! Do budy dziadu! – szef z całej siły walnął go kolbą w brzuch i mężczyzna zwinął się z bólu. Kolejny cios. Potężne uderzenie w twarz,  wyprostowało faceta.  Nie mogąc złapać tchu osunął się na podłogę.

– Zabierz go – szef zwrócił się do najbliżej siedzącego zakładnika. Ten, przez chwilę mocował się z bezwładnym ciałem mężczyzny, zanim przeciągnął je z powrotem pod ścianę.

Szef opryszków, półsiedząc na kontuarze palił papierosa. Beznamiętnym wzrokiem przyglądał się drżącej ze strachu  Agnieszce. Czuła się, jak w jakimś koszmarnym śnie. Wydawało się jej, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Dostrzegała każdy szczegół, gest, skrzywienie twarzy. Przez ułamek sekundy błysnęły nawet przerażone oczy Kamila, które po chwil skryły się pod kurtyną zamkniętych powiek. Dlaczego nic nie zrobił? Dlaczego nie próbował jej pomóc? Dlaczego stać go było tylko na to, żeby zamknąć oczy i skulić się w sobie? Dlaczego…?

– Niezła suka, he, he, he – rubaszny rechot wyrwał ją z zamyślenia .

– Zobaczymy jak ciągnie – świr spojrzał na szefa i w jego oczach nie znalazł sprzeciwu.

Przez chwilę obserwował skuloną dziewczyną, upajając się swoją władzą. Patrząc na nią, powoli wyciągnął penisa i podsunął  do ust dziewczyny. Jego członek był już prawie gotowy.

– No dawaj dziwko – obcesowo szarpnął ją za włosy.

Agnieszka z całej siły zacisnęła szczęki. Mocno wbijając palce w policzki dziewczyny próbował zmusić ją do otwarcia ust. Drugą ręką wymierzył silne uderzenie w skroń. Cała ta sytuacja, musiała go już nieźle podniecić, bo krew całkowicie usztywniła penisa. Próbował członkiem sforsować zamknięte usta. Przesuwał nim po wargach i policzkach dziewczyny. Pomimo coraz silniejszych uderzeń w skronie, czoło i twarz, Agnieszka wciąż zaciskała wargi. Świr dostrzegł w jej oczach złowrogi błysk. Zawahał się, determinacja dziewczyny wyraźnie go zaniepokoiła. Przez głowę przemknęła mu ponura wizja tego, co może się stać, kiedy jego członek znajdzie się już w jej ustach. Kolejne uderzenie w twarz. Odepchnął ją z wściekłością i  złowrogo spojrzał na Kamila.

– To twój kochaś? – zwrócił się do Agnieszki, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby. Nie uzyskał żadnej odpowiedzi.

– Choć tu – krzyknął w kierunku chłopaka – no już! – Przerażony Kamil, zbliżył się do opryszka. W jego oczach czaił się strach, czysty, zwierzęcy strach. Nie panował nad sobą. Łzy spływały mu po policzkach.

Ten widok wzbudził wyraźny niesmak oprawcy.

– Ta ciota, to twój kochaś? –  z niedowierzaniem spojrzał w kierunku Agnieszki  – Przecież to panienka, a nie facet, sama zobaczysz, he, he, he.

Rzucił porozumiewawcze spojrzenie szefowi, który z wciąż obojętną miną, obserwował tę scenę.

– Mnie tam wszystko jedno he, he, he – świr, przystawił chłopakowi lufę wprost pod brodę – Twoja dziewczyna ma więcej jaj od ciebie. W takim razie, zerżnę najpierw twoją dupę, cioto! – końcówkę zdania wręcz wykrzyczał mu do ucha.

– Jak się nazywasz?! – wrzasnął.

– Kkamil… – wyjąkał chłopak.

– Kkamil, Kkamil – przedrzeźniał go, zabawnie gestykulując – chyba Kamila, he, he, he. Ściągaj łachy!

Kamil rozkleił się na dobre. Łkając i pociągając nosem niezdarnie ściągał spodnie.

– Wypnij dupę! – ryknął bandzior i lufą karabinu ściągnął bokserki z pośladków chłopaka.

– Zgrabna dupcia, fiu, fiu, fiu – pogwizdując wesoło, wymierzył soczystego klapsa w pośladek chłopaka. – Od dziś będziesz mu mogła mówić ciociu, he, he, he – zarechotał. – Ciociu Kamilo – ubawił się własnym dowcipem. Był naprawdę zachwycony przedstawieniem, które urządził.

Agnieszka, z przerażeniem patrzyła na rozwój sytuacji. Jej narzeczony, obnażony od pasa w dół, z opuszczonymi spodniami, stał oparty o kontuar, wypinając nagi tyłek przed stojącym za nim, całkowicie ubranym facetem w kominiarce, który dłonią poruszał swoim członkiem. To było żałosne, skrajnie upokarzające, wprost nie do zniesienia.

– Zostaw go sukinsynu! – krzyknęła Agnieszka – Zrobię wszystko czego chcecie, ale zostawcie go. Proszę! Błagam! – jej sprzeciw zamienił się w szloch.

– No proszę, twoja dziewczyna się namyśliła – bandyta roześmiał się głośno. – Spierdalaj! – z całej siły kopnął chłopaka w obnażony tyłek.

Spojrzał triumfująco na przerażoną, złamaną dziewczynę. Nie miał przecież zamiaru pierdolić tego gnojka. Nie jest, do kurwy nędzy, jakimś pieprzonym pedałem. Zabawił się tylko ich kosztem i wygrał. Od początku wiedział, że wygra. Hardość zniknęła z jej oczu, teraz widział w nich jedynie rezygnację i uległość.

– Obciągaj suko – zażądał. – Postaraj się, jak nie będziesz dość delikatna zrobię mu z dupy jesień średniowiecza. Kapujesz? He, he, he – brutalnie przyciągnął ją za włosy do swojego krocza.

Zamknęła oczy i objęła wargami sterczącego penisa. Sztywny kawał mięcha poruszał się zachłannie w jej ustach. Nie chciała myśleć o tym, że wszyscy na nią patrzą, że obok jest Kamil. Właśnie, Kamil. Jej Kamil? Ten obcy Kamil? Człowiek, który nie potrafił nawet stanąć w jej obronie. Facet, który pozwolił się upokorzyć na oczach tych wszystkich ludzi. Próbowała oszukać myśli wyobrażając sobie, że ssie członka Kamila, ale ta myśl budziła w niej taką samą odrazę jak rzeczywistość. Coś się w niej wypaliło. Słyszała przyspieszony oddech bandyty, czuła jego palce wplecione we włosy. Nagle, lepka maź wypełniła jej usta. Więc to już. Bogu dzięki, nareszcie skończy się ten koszmar. Wciąż bała się otworzyć oczy. Zamknięte powieki odgradzały ją od świata, do którego za żadną cenę nie chciała wracać. Po chwili, znowu coś dużego i twardego wdarło się do jej ust. No tak, jak mogła myśleć, że tak szybko dadzą jej spokój? Teraz posuwał ją jakiś inny kutas, znacznie grubszy i większy. Czuła jak cały pulsuje pożądaniem. Ktoś zanurzył dłonie w pozlepianych potem włosach. Mężczyzna sterował ruchami jej głowy i wbijał się coraz głębiej i głębiej. Zaspokajał się sam, wykorzystując do tego usta dziewczyny, ale wcale nie oczekiwał jej udziału.

Jakieś obce palce zaczęły penetrować jej krocze, wślizgiwać się coraz dalej, obcesowo tarmosić łechtaczkę. Niezadowolone brakiem wilgoci, wycofały się, by po chwili przynieść ze sobą pokaźną porcję śliny. Poczuła silne pchnięcie i promieniujący ból. Drugi członek wepchnął się brutalnie do jej wnętrza. Obaj oprawcy próbowali znaleźć wspólny rytm. Czyjeś dłonie ugniatały pośladki, inne wsunęły się za dekolt nachalnie miętosząc piersi. Wyłączyła myślenie. Oszołomiona, poddawała się tym zabiegom jak szmaciana lalka. Czuła, że jej dusza nie jest już zespolona z ciałem. Że jak wąż zrzuciła starą, zużytą powlokę, którą ci barbarzyńcy mogą sobie bezcześcić do woli. Ona pozostanie czysta, niewinna i nieskalana. Nie, nie potrafią jej skrzywdzić.

Nie poczuła nawet, kiedy nasienie wypełniło jej pochwę, ani kiedy kolejna porcja gorącej spermy zalała usta. Jej wykorzystane ciało leżało teraz na podłodze, jak szmata, a jej dusza, o zgrozo, powracała do niego z otchłani nieświadomości. Budziła się, jak ze złego, głębokiego snu, powoli wracając do koszmarnej rzeczywistości. Otworzyła oczy. Zobaczyła tylko wzór posadzki i ciężkie czarne buciory przydeptujące peta.

– Ty, patrz się – świr trącił łokciem kompana – chyba się świni spodobało – obleśne uśmieszki zakwitły na ich rozbawionych gębach.

Agnieszka z trudem dźwignęła swoje ciało. W pozycji siedzącej oparła się o ścianę. Ale rozochoceni oprawcy, najwyraźniej, nie mieli jeszcze dość zabawy. Świr prześlizgnął się wzrokiem po twarzach zakładników. Większość miała opuszczone głowy. Kamil brodą dotykał własnej piersi i płakał. Starszy facet, który wcześniej próbował interweniować, rzucał nienawistne spojrzenia spod opuchniętych powiek. Kilka metrów od niego, obejmując ramionami kolana, siedział jakiś młody, jasnowłosy chłopiec, spoglądając przerażonym wzrokiem wprost w oczy bandyty.

– Ty – bandzior niedbale skierował lufę w jego stronę – Ile masz lat?

– Piętnaście… i pół – odpowiedział chłopak po krótkim wahaniu.

– Miałeś już dziewczynę?

– Znaczy…. nie miałem – odparł niepewnie.

– To masz teraz okazję he, he, he. Chono tu  – ryknął na chłopaka – Podoba ci się ta dziwka?

Przestraszony chłopak spłoszonym wzrokiem spojrzał na bandziora, potem na Agnieszkę i milczał.

– Pokaż co tam masz – zażądał świr, wskazując na rozporek chłopaka. Był wyraźnie zadowolony z nowego przedstawienia.

Chłopak niezgrabnie wydobył ze spodni sztywnego członka.

– No proszę, widzę, że twój kutas jest bardziej rozmowny od ciebie, he, he, he. Wiesz co mówi? – upajał się swoim nowym występem – Przetłumaczę ci. „Dawaj stary, nie mogę się doczekać, kiedy wyruchamy tą zajebistą kurwę!” – rzucił śpiewnie, komicznie modulując głos. – Młodzieży, do dzieła! – popchnął chłopaka w kierunku Agnieszki.

Dziewczyna, jak automat, wzięła do ust jego członka. Nie była już Agnieszką,  nie była  pełną wiary w siebie kobietą, nie czuła się nawet człowiekiem. Teraz jest szmatą, pozbawioną godności zabawką, którą można wykorzystywać w dowolny sposób. Chłopak poruszył kilka razy biodrami i zaczął dygotać.

– Hej ty, nie bądź taki szybki Bill – zarechotał świr. – Wstrzymaj się przez kilka chwil – popisał się znajomością tekstu popularnej niegdyś piosenki.

Na nic się to zdało, bo jednocześnie przyszła fala orgazmu.

– Dobra. Kto następny? – bandyta wciąż nie miał dość.

W tej samej chwili ogłuszający łomot rzucił wszystkich na ziemię. Zapadła ciemność. Całą przestrzeń wypełnił gryzący dym. Agnieszka odpłynęła daleko, w odmęty niebytu.

Kiedy odzyskała przytomność, wydarzenia ostatnich godzin, kołatały się gdzieś między jawą a snem. Świadomość wracała powoli. Zrozumiała, że żyje. Leży w szpitalnej sali, pełnej dziwnych medycznych sprzętów, a przy jej łóżku czuwa… Kamil. Spod przymkniętych powiek, przez dłuższy czas przyglądała się chłopakowi. Jego rysy twarzy nie wydawały się już tak szlachetne i piękne jak przedtem. Czy to wszystko naprawdę się wydarzyło? A może, to jednak był sen? Kiedy w końcu spotkała jego wzrok, chłopak nerwowo ścisnął jej rękę. Patrzył na nią  jakoś dziwnie, obco, drżały mu wargi, gdy próbował coś powiedzieć.

– Jaa.. ci… wy–baczam… Żee… robiłaś te… wszystkie rzeczy… – mówił nie swoim głosem, urywając  zdania. – Tee… okropne… rzeczy… Ale…, to nie ważne…. Jaa… cię kocham… i wy–baczam…

Jakiś miażdżący skurcz ścisnął serce Agnieszki. Nagle znalazła w sobie ogromną, niezmierzoną pustkę. Ranę, która nigdy już się nie zagoi. Odkryła, że ma dla niego wyłącznie pogardę, znacznie silniejszą niż uczucie, które ich łączyło. W ostatnim odruchu litości odwróciła wzrok, by nie mógł przejrzeć się w zwierciadle jej duszy.

***

* No niestety, nie jestem autorem tego genialnego monologu przy słupie z afiszami. Wyjąłem go z ust Zbyszka Cybulskiego, z filmu „Do widzenia do jutra”, z którego pochodzi scena opisana w tym akapicie.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Komentarzy nie ma, a to najczęściej wybierane opowiadanie na blogu… daje do myślenia.

Hmm… mam pewną teorię na ten temat.

Po prostu brak słów.

Hmm… i bądź tu mądry człowieku. Pochwała to czy przygana?

Pochwała – dostałeś kolejną piątkę 😉

Z drugiej strony, nie dziwię się, że komentarzy brak. Ciężko cokolwiek napisać po przeczytaniu – styl, nastrój, psychologia postaci – genialne. Ale sama treść wstrząsająca i mocna. Ciężko zapomnieć.

Na DE, pod tym opowiadaniem rozwinęła się długa, burzliwa, bardzo ciekawa dyskusja na temat ludzkich zachowań w sytuacjach skrajnych i trudnych wyborów moralnych, którą ktoś z komentujących podsumował maksymą – tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. I właśnie tych komentarzy najbardziej mi brakuje w związku ze zniknięciem DE. Opowiadania można opublikować gdzie indziej, a komentarze są unikalne.

Chciałeś dyskusji – proszę bardzo, postaram się ją zapewnić 🙂

Nie będzie jednak o wyborach moralnych, tylko o wyborach racjonalnych. A raczej ich niezrozumiałym braku.

Bardziej niż zachowanie Kamila w sytuacji krańcowej (które wydaje mi się w pełni zrozumiałe – po prostu pękł) i jego późniejszego skurwysyństwa, zastanawia mnie zachowanie bandytów. Jest bowiem całkowicie, absolutnie niezrozumiałe, bezsensowne i zwyczajnie idiotyczne.

Przestępcy napadający na banki to elita świata zbrodni. Są zwykle dobrze skoordynowani, mają precyzyjny plan, każdy wie, za co odpowiada. Mają opracowane takie sprawy, jak włączenie alarmu przez któregoś z pracowników, przygotowane plany B, C i D, scenariusze ewentualnych negocjacji z policją.

A przede wszystkim – tacy przestępcy doskonale znają Kodeks Karny. I wiedzą, co mogą, a czego nie mogą zrobić, bo zwyczajnie pogorszą swoją sytuację.

Rabunek w banku z użyciem broni palnej, we współdziałaniu z inną osobą spełnia znamiona przestępstwa z § 1 i 2 art. 280 Kodeksu Karnego. Zagrożenie karą wynosi od 3 do 12 lat pozbawienia wolności. To już sporo. Myślałby kto, że złodzieje skoncentrują się na swoim zasadniczym zadaniu – obrabowaniu banku i ucieczce.

Ale oni robią coś innego. Najpierw (prawdopodobnie) zabijają gościa, który włączył alarm. To już grubsza historia – § 1 i 2 art. 148 Kodeksu Karnego. Kara pozbawienia wolności od lat 12 wzwyż, możliwe też 25 lat, albo dożywocie.

Potem – zupełnie nie kontrolując działań policji na zewnątrz – dopuszczają się gwałtu zbiorowego na Agnieszce, ze szczególnym okrucieństwem. Czyli § 1, 3 i 4 art. 197 Kodeksu Karnego. Zagrożenie karą: od 5 do 12 lat.

W dodatku są tym tak zaaferowani, że nie zauważają, że policja podejmuje szturm. No i oczywiście dostają za swoje.

Bottom line: ja tej historii po prostu nie kupuję. Żadna ekipa rabująca banki nie będzie się tak bawiła. To jest z ich strony amatorszczyzna i czysty kretynizm. Primo, w napadzie na bank nikt nie ginie, chyba, że przez przypadek. Tu mamy (prawdopodobnie) morderstwo z premedytacją. Secundo, nikt też w takim napadzie nie jest gwałcony. Złodziejom chodzi o pieniądze, a nie o seks. Tercio, zawsze ktoś obserwuje, co dzieje się na zewnątrz. A kiedy bank jest otoczony przez policję, wszyscy bandyci gotują się na wypadek szturmu.

Tak więc, aczkolwiek doceniam realistyczny portret psychologiczny Kamila, o tyle opisaną sytuację oceniam jako wysoce nierealistyczną. Może gdybyś rozwinął ten tekst, rozciągnął akcję na długie godziny, pokazał, w jaki sposób pogłębiający się stres popycha złodziei do rozładowania go w brutalnym gwałcie, mógłbym uwierzyć w tę historię. A tak – niestety nie potrafię.

Pozdrawiam
M.A.

Zgoda, mógłbym znacznie dłużej stopniować atmosferę prowadząc do kulminacji i zapewne powinienem był tak zrobić. Postąpiłem inaczej, ponieważ nie chciałem męczyć czytelników portalu erotycznego długaśnym opowiadaniem o napadzie na bank w sytuacji, w której był on jedynie pretekstem do pokazania postaw pary głównych bohaterów wobec sytuacji krańcowej. Cóż, dotykamy tu trochę prowadzonych już w innych miejscach dyskusji o tym czym powinno charakteryzować się opowiadanie erotyczne. Czy wrzucenie pikantnej scenki gdzieś z boku normalnej (nie erotycznej) fabuły już umieszcza ją w kategorii opowiadań erotycznych? Moim zdaniem to tylko słabe alibi.

Poza tym, skąd założenie, że wszyscy bandyci napadający na banki to super profesjonaliści? Zwracam też uwagę, że właśnie irracjonalne i głupie zachowanie stało się przyczyną klęski super profesjonalnej ekipy Neila z mistrzowskiej „Gorączki” Michaela Manna:)

Wiesz, Mefisto, że między innymi z powodu wymienionego przez Megasa to opowiadanie uważam za Twoje najsłabsze – choć to wcale nie przygana, bo poziom masz bardzo wysoki. Ja dodatkowo – o ile pamiętasz – bardzo mocno bulwersowałem się postępowaniem Kamila. Ja bohaterem nie jestem, ale jest kilka osób, dla których oddałbym absolutnie wszystko bez chwili wahania. Moja kobieta, z którą chcę spędzić życie, jest na pewno jedną z takich osób. Ta dyskusja nabiera dla mnie innego wydźwięku akurat dziś, kiedy usłyszałem historię, która się podobno w mediach przewinęła kilka dni temu – ale ja nie oglądam telewizji (poza minimini). Było podobnie, młody chłopak z dziewczyną, wieczorem, dziewczyna została spoliczkowana przez nieznajomego, chłopak stanął w jej obronie i został zakłuty na śmierć (niestety – sic). Czy powinien? Czy zrobiłby to samo, wiedząc jaki będzie efekt jego postępku?
Nie do mnie te pytania. Ja wiem jedno. Święty nie jestem, uwierzcie mi – kradłem, oszukiwałem, zdradzałem. Ale nie potrafiłbym spojrzeć sobie w oczy, gdybym w takiej sytuacji nie stanął w obronie jednej z najbliższych mi osób. Wydaje mi się, że właśnie dlatego postępowanie Kamila, a zwłaszcza scena w szpitalu, jest najbardziej ryzykownym elementem tego tekstu. Czy powinien być bohaterem? Nie wiem. Ale nie spotkałem jeszcze aż takiego dupka.

Z całym szacunkiem pozdrawiam. seaman.

Sytuacja z Łodzi jest o tyle inna, że interweniujący chłopak chyba nie zakładał, że ryzykuje życiem. Z pewnością musiał się liczyć z pobiciem, ale to co się stało jest tak nieadekwatne do sytuacji, że po prostu makabrycznie absurdalne.

Ocenianie ludzkich postaw w sytuacjach krańcowych z perspektywy ciepłego fotela i kapci pewnie jest nie fair, sądzę jednak że zachowałbym się inaczej niż Kamil. Problem niemożności spojrzenia sobie w oczy po fakcie mógłbym rozważać w sytuacji, w której dramat dotyczyłby osoby obcej. W przypadku najbliższych działa pierwotny instynkt i w tym sensie jest to brutalna weryfikacja głębokości uczuć. Poza tym między brawurową odwagą a żałosną biernością istnieje całe spektrum zachowań. Dla mnie, postawa Kamila jest nie do obrony. No, ale właśnie o to chodziło:)

Dziękuję Panowie za te komentarze.

Megasie, po Twojej wnikliwej analizie mechanizmów napadów na bank zaczynam się poważnie zastanawiać nad Twoją sytuacją zawodową. Do tej pory obstawialam "historyka" ale teraz… Historyk – włamywacz jak znalazł. 🙂

Rozumiem podejście Mefista i się z nim zgadzam. Potrzebna była sytuacja skrajna więc została naszkicowana, podczas gdy Autor skupił się na elementach jego zdaniem ważniejszych.
Postawa Kamila może bulwersowac. Według mnie nawet powinna. To sprawia, że możemy przekonywać siebie że postawieni pod murem dokonalibyśmy właściwego wyboru. Ale, jak ktoś mądry powiedział, tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.

Reasumując, nie zgadzam się z panami ;).
To opowiadanie plus Highway to hell to dwa moje ulubione teksty ze skromnego (szkoda!) dorobku Mefista.
Pozdrawiam
R.

Tchnęliście drugie życie w ten zakurzony już tekst. Fajnie:)

I mówcie sobie co chcecie, ale to Rita ma rację!:D

No jasne 🙂

Rita zawsze ma rację ;p

Cieszę się, że udało się rozkręcić dyskusję w starym, dobrym stylu DE 🙂

@ Mefisto:
Odnośnie dyskusji co do kształtu opowiadań erotycznych, myślę, że Opowieść helleńska starczy za cały mój głos w tej dyskusji 🙂

@ Seaman:
Sądzę, że możemy spekulować, co do tego, jak byśmy się zachowali, ale nigdy nie będziemy wiedzieli tego z pewnością, więc nie ma się co zakładać z samym sobą…

@ Rita:
Historykiem jestem z zamiłowania. A co do napadania na banki – niestety, żadnego jeszcze nie obrabowałem, więc muszę dalej żyć ze skromnej pensji, kontentując się pisaniem opowiadań erotycznych incognito 🙂

Pozdrawiam serdecznie i dobranoc
M.A.

Ja tylko dodam od siebie. To właśnie skrajność reakcji Kamila mnie odrzuciła w tym tekście. Bo ludzie nie postępują tak jednoznacznie. Chyba, że są totalnie zezwierzęceni, ale o tym Mefistofeles nie wspomniał… Gdyby chłopak chciał, ale stchórzył, gdyby potem błagał o przebaczenie, gdyby – nie wiem – rzucił się z mostu… Wtedy rys jego postaci byłby głębszy. O to mi chodziło. Uważam, że w tym miejscu Autor nie zauważył pewnej szansy, a poszedł po najmniejszej linii oporu (wybacz!)…

Dobranoc!

Najmniejszej linii oporu? Wybaczam, ale zupełnie się nie zgadzam. To opowiadanie zbudowane jest na kontrastach. Już sama jego konstrukcja taka właśnie jest, przesłodzone preludium i gorzkie do bólu rozwinięcie. Bardzo wyraźny kontrast zawsze nieco przerysowuje rzeczywistość ale takie właśnie było założenie hmm… artystyczne. Publicystyką zajmuję się w zupełnie innym miejscu;)

Kontrast kontrastem (jako środek literackiego wyrazu też go sobie bardzo cenię), ale Seamanowi chodzi chyba o psychologiczną wiarygodność Kamila. I tej mu brakuje.

W przeciwieństwie do Marynarza, myślę, że spośród 7 mld ludzi na świecie znajdzie się niestety bardzo wielu osobników, którzy postąpiliby jak Kamil. Jest wiele mechanizmów psychologicznych, które to tłumaczą: choćby mentalność "blame the victim" (dziwka prowokowała! czemu była tak ładnie ubrana?) czy skłonność do wypierania własnej winy, co najłatwiej zrobić przez przypisanie jej komuś innemu. Myślę, że w ostatniej scenie Kamil nawet czuł dumę ze swojej wspaniałomyślności – w końcu wybaczył lafiryndzie, która była winna całemu zajściu.

Przerażające, prawda? Ale tak właśnie działa mózg, by zredukować dysonans poznawczy. Przed tym całym wydarzeniem Kamil zapewne myślał o sobie, jako o przyzwoitym chłopcu. Dzięki temu, że zdobył się na akt wybaczenia, może wciąż tak o sobie sądzić. A może nawet zapomnieć o niedawnym tchórzostwie. Integralność osobowości ocalona!

Akurat pod tym względem tekst Mefista wydaje mi się realistyczny.

Pozdrawiam
M.A.

Cyt. „Myślę, że w ostatniej scenie Kamil nawet czuł dumę ze swojej wspaniałomyślności – w końcu wybaczył lafiryndzie, która była winna całemu zajściu”

Tak to nie, przynajmniej nie w mojej intencji:) W umyśle Kamila ujawnia się głęboko zakorzeniony archetyp, zgodnie z którym zbrukana kobieta (niezależnie od sytuacji w jakiej to się stało) zostaje trwale naznaczona jakąś skazą. Ten jego kuriozalny gest wybaczenia, którym sam jest zażenowany, wynika z poczucia winy i wstydu ale pełni rolę jakiegoś zaklęcia, które wydaje mu się, że powinien wypowiedzieć. Można by więc przewrotnie powiedzieć, że zgodnie z tą logiką intencja był szlachetna, ale znowu w kontraście do oceny sytuacji dokonywanej przez czytelnika:)

Może naiwnie wierząc w szlachetność normalnego człowieka, wydaje mi się, że zwykły koleś po takim zdarzeniu nie pokazałby się w szpitalu. Jeśli odpychał od siebie poczucie winy poprzez "wybaczenie" ukochanej, o ile łatwiej byłoby mu wykonanie takiego samego gestu "wirtualnie" (we własnej głowie, nie narażając się na spojrzenie w oczy Agnieszce)? Albo ewentualnie na odległość – listem, mailem, sms-em? Idąc według powyższych sugestii, poczucie wstydu i winy powinno go odpychać od ukochanej, a nie nakłaniać do spotkania-katarsis…

Co innego człowiek "zły", nie przejmujący się moralnymi normami. Ale on to by spoliczkował "lafiryndę", że tak łatwo uległa.
Rozumiem Twoje założenie, Mefistofelesie, ale nadal nie jestem w stanie go kupić. Bo wizyta w szpitalu wymagać musiała nie lada odwagi (stanąć twarzą w twarz z osobą, która widziała moją słabość – jaki mężczyzna chciałby to przeżyć?), a tej wcześniej Kamil nie okazał ani odrobiny.

Pozdrawiam Panów i życzę dobrej nocy.
S.

I odwołuję mój pierwszy komentarz. Mogę nie zgadzać się z Autorem, ale jeśli tekst wywołuje takie przemyślenia – musi coś w opowiadaniu być. Czyli jednak się udało.

Seaman, tekst literacki to na szczęście nie anegdota, która musi mieć jedną zrozumiałą pointę, by zamiast salwy śmiechu nie wzbudzić zakłopotania słuchaczy:) Każdy może go odczytać trochę inaczej. Nie sądzę by moja założenia dotyczące postawy Kamila w szpitalu były niewiarygodne, ale to już raczej dyskusja na temat meandrów ludzkiej psychiki, a nie literatury. Natomiast oddzielną kwestią jest to, czy tę intencję udało mi się obrócić w słowa. Być może nie. Nie będę się spierał.

Seamanie,

różne są sposoby redukcji dysonansu poznawczego. Obawiam się,że ludzki mózg to pokrętna maszyneria 🙂

Nie zgadzam się też z Twoją definicją ludzi złych jako wolnych od norm moralnych. W wielu krajach islamskich (Afganistan, Pakistan, ale też np. Arabia Saudyjska) ludzie uważający się za dobrych i moralnych, by ocalić to poczucie i odnaleźć się na powrót w wyznawanych zasadach dopuszczają się tzw. morderstw honorowych. To też jest ich sposób radzenia sobie z traumą, jaką niesie wykroczenie przeciw uświęconemu tradycją (choć w naszym rozumieniu skrajnie okrutnemu i niesprawiedliwemu) Prawu.

M.A.

Masz rację ciężko powtórzyć komentarz. Głębsze przenyślenia, może czyjaś opinia na to wpływają że jest to bardzo trudne jeśli niemożliwe.

To opowiadanie czytałem na DE i bardzo mocno wryło mi się w pamięć. On wybacza swoje tchórzostwo i jej poświęcenie dla ocalenia jego du*y :/.

pozwolę sobie zacytować Wielkiego Człowieka – Witolda Pileckiego, które to słowa pasują tu idealnie.

„Bo choćby mi przyszło postradać me życie – Tak wolę – niż żyć, a mieć w sercu ranę”

jednak Kamil miał inne podejście do tego (niestety)

daeone

Słowa rotmistrza Pileckiego, jeśli mierzymy je jego własnym życiorysem nie brzmią fałszywie. W odniesieniu do mojej historyjki są jednak zdecydowanie zbyt patetyczne. Ale bardzo mi miło, że to opowiadanie wryło się w Twoją pamięć.

wryło się w pamięć bo sam czasem myślę jak ja zachowałbym się w takie sytuacji

mam nadzieję że nie pozwoliłbym sobie nosić w sercu ranę

ale mam nadzieję że nigdy nie będę się musiał przekonać co by było gdyby

Zastanawia mnie postać Agnieszki, która chroni Kamila aż do samego końca. Szlachetne. Wiem, że mnie nie byłoby stać na podobne zachowanie, na podobną litość.
E.

Aż zajrzałem na DE żeby sprawdzić jak ten tekst odbierałem kilka lat temu.
"Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono. Jakże często realia są „mocniejsze” niż niejedno opowiadanie…
A co do samej opowieści, wydaje się pomysłem spisanym na szybko bez koniecznych „odleżyn”. Mało wiarygodna sytuacja – kto napadając na bank naraża się na zarzut gwałtu? – oraz przesadne dopowiedzenie sytuacji w scenie szpitalnej, to minusiki. Plusy to wartka akcja i sam pomysł na problem nadający się na opowiadanie.
Dzięki za poruszenie struny, która dawno pokryła się kurzem."

Wróciły te same emocje i wspomnienia.
Ale sam tekst – prima sort. Oprócz zarzutu o bezsensowność zachowań sprawców napadu i egzaltowanej końcówki.

"odwróciła wzrok, by nie mógł przejrzeć się w zwierciadle jej duszy" – czemu aż tak wzniośle?

Grzechy młodości (literackiej) zapewne, Barmanie. Każdy je popełnia/ł.
To było pierwsze opowiadanie, które tutaj poleciłem(o ile dobrze pamiętam) głównie ze względu na "linię etyczną" tekstu, a nie wykonanie, powiedzmy, artystyczne. 🙂

Napisz komentarz