Dom Rossów IV (Ferrara)  3.89/5 (89)

16 min. czytania

Źródło: Pexels.com

NIEDZIELA, ŚWIT

POKÓJ EMILY

Urwany w połowie, niepokojący sen obudził Jacka.

W ciemności pokoju Emily nagle poczuł się bardzo zagubiony. Wypełzł spod kołdry, starając się nie dotknąć dziewczyny i sięgnął po telefon. Parę minut po piątej. Słońce jeszcze się nie pokazało.

Jack wstał. Był zupełnie nagi i było mu chłodno. Wymęczone przez weekend krocze mrowiło go, szczypało, ale wcale nie było to nieprzyjemne uczucie… Jego oczy przyzwyczajały się do mroku. Spojrzał na łóżko, na którym Emily – równie naga jak on – tuliła się do kołdry. Z pościeli wystawała tylko jej łydka i prawe ramię. Zapewne była wykończona… Sam przyłożył do tego rękę. I więcej… Uśmiechnął się na wspomnienie nocy.

Byli tak podnieceni, że Emily tylko zamknęła drzwi na zamek, tłumiąc odgłosy szalonych orgii w całym domu, a potem od razu rzucili się na łóżko, prawie szarpiąc nawzajem swoje ubrania, całując się niezdarnie, szybko, namiętnie.

– Chcę w tyłek – wydyszała mu w twarz, gdy uparcie ściągał z niej zapiętą bluzkę przez głowę, rozsypując guziki w pościeli. Bluzka akurat zakrywała jej oczy, gdy to powiedziała, widział tylko jej czerwone usta i zaróżowiony nos. – Weź mnie w tyłek – powtórzyła. Szarpnął się, żeby ją pocałować. Oboje byli tak podnieceni, że o mały włos a zadławiliby się nawzajem swoimi językami.

Więc wziął ją w tyłek. I to był najcudowniejszy seks, jaki Jack w życiu uprawiał. Robili to boleśnie powoli, nie przestając się całować, jakby urodzinowe pieprzenie niedojrzałej małolaty w odbyt było najromantyczniejszą rzeczą na świecie. Ale dla nich właśnie tak było. Wcześniej oboje byli świadkami (i podmiotami) ekstremalnych perwersji, ale to, ten kontakt z drugim człowiekiem… Dopiero to, połączone z wyuzdaniem, dało im maksimum rozkoszy.

Spuścił resztki nasienia w głąb jej tyłka, ona dyszała mu do ucha “Jack, Jack…!”, a potem lizał, ssał i całował jej różową cipkę póki i ona nie doszła. Później leżeli długo w jej łóżku, słuchając dziwnych odgłosów dobiegających zza drzwi, rozmawiając i śmiejąc się. W końcu zgasili światło i położyli się spać. Zasypiając splatali palce pod kołdrą, ściskali, drażnili, ocierali… Kilka razy, jakby przez sen, Jackowi wydawało się, że zaraz znów zaczną się pieprzyć, ale wtedy jedno odpływało, a drugie po chwili także zamierało. I tak zasnęli.

Jack naciągnął spodnie na gołe biodra. Jego slipy były tak poplamione od spermy i innych płynów ustrojowych, że nawet się po nie nie schylał. Narzucił koszulę na ramiona, nie zapinając jej i porzucił skarpetki zwinięte i wciśnięte w buty. Odemknął zamek i wyszedł na korytarz.

KORYTARZ NA PIĘTRZE

Stąpał bezszelestnie po dywanie. Za oknami szarzało, z każdą minutą widział coraz wyraźniej. Minął małą toaletę, w której wczoraj wieczorem skuta Helen, ta zboczona dziewczyna, odgrywała rolę wiadra na spermę. Poczuł ukłucie bólu, gdy członek drgnął w ciasnych dżinsach na wspomnienie tych niezwykłych widoków… Drzwi do toalety były uchylone. Zajrzał i natychmiast poczuł charakterystyczny zapach seksu analnego, zobaczył zasychające kałuże spermy i moczu na podłodze… Ale Helen nie było. Aluminiowa uprząż, do której była przykuta leżała porzucona. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie opróżnić pęcherza, ale zniechęcony bałaganem na podłodze ruszył dalej. Ani myślał wchodzić w to boso.

Po drodze minął kilka pokoi. W tym salon, w którym jeszcze kilka godzin temu można było uświadczyć najpiękniejszej sceny zoofilii, jaką można było sobie wymarzyć. Kilka par spało na miękkim dywanie, w różnym stanie roznegliżowania… Jack nie dostrzegł “elfich” bliźniaczek ze skandynawii ani ich psa.

Dom był niesamowicie cichy… Zaglądając do kolejnych pomieszczeń na piętrze, Jack podejrzewał, że co najmniej połowa gości już opuściła gościnę Pani Ross. Zebrali się nocą, kiedy mieli już dość. Ci, którzy pozostali, musieli odznaczać się absolutnym brakiem umiaru. Pewnie większość była pijana. Inni – zmorzeni innymi używkami. A wszyscy, jak Jack, wycieńczeni seksem.

Zapach perfum, męskich i damskich, unosił się w całym domu.

W kolejnym pokoju, dużej sypialni gościnnej, zauważył coś, co sprawiło, że zatrzymał się w pół kroku.

 POKÓJ GOŚCINNY NA PIĘTRZE

Na łóżku, niedbale oplątawszy się w pościel, spała Helen, w towarzystwie jakiegoś starszego faceta. Inny mężczyzna spał na podłodze, owinięty narzutą. Ten w łóżku obrócił się plecami do rudzielca. Wszyscy troje spali mocno. Drobne piersi Helen były dobrze widoczne w półmroku. Jack rozejrzał się po korytarzu, ale dom był wciąż cichy i pusty. Wszedł do środka.

Zbliżył się do łóżka. Uderzył go zapach spermy. Cała pościel zdawała się być nią przesiąknięta. Helen mruknęła przez sen i obróciła się na bok, przywierając do pleców mężczyzny swoimi drobnymi rączkami. Spała.

Jack, czując się jak złodziej, ale przekonany o swojej bezkarności, zsunął kołdrę z biodra rudego dziewczęcia.

Jej krągłe, blade pośladki były naznaczone śladami zębów, paznokci, zarumienione od klapsów. Jej zazwyczaj różowy i ciasny odbyt był czerwony i lekko opuchnięty, jej wargi sromowe zdawały się pulsować czerwienią. Ile kutasów spuściło się przez tę noc w jej tyłku, zastanawiał się Jack. Dwadzieścia? Więcej? Ile spermy mogły pomieścić jelita takiej młodej dziewczyny? Jakby w odpowiedzi na jego wulgarne rozważania, w brzuchu dziewczyny zabulgotało a jej zwieracze na jego oczach bluznęły mętnym, bezbarwnym płynem na pościel, zadrgały, po czym zacisnęły się z obleśnie wilgotnym mlaśnięciem. Cofnął dłoń, którą gładził pośladki dziewczyny.

Jego pęcherz domagał się opróżnienia. Najpierw obowiązek, później przyjemność.

 DUŻA ŁAZIENKA NA PIĘTRZE

Czując, że długo już nie wytrzyma, wpadł do łazienki na piętrze. Tej, w której w piątek przeżył najgorętszą noc życia. Na samo wspomnienie orgii w wielkiej wannie, i poza nią, jego członek drgnął spazmatycznie. Łazienka jednak nie była pusta.

Pod prysznicem kąpała się wysoka, czarnoskóra kobieta. Stała tyłem do niego, więc mógł podziwiać jej umięśnione plecy przez gładkie szkło. Wyglądała jak zawodniczka lekkiej atletyki albo profesjonalna tancerka, jeśli nie bodybuilderka. Miała najcudowniejszy, najwspanialszy tyłek, jaki Jack w życiu widział. Samozamykacz trzasnął drzwiami za jego plecami, wyrywając go z oszołomienia. Kobieta pod prysznicem obejrzała się leniwie przez ramię. Była egzotycznie piękna. Może jednak była modelką…? Bursztynowe oczy zmierzyły go wzrokiem. Potem uśmiechnęła się ciepło i obróciła się przodem do niego, nie przerywając kąpieli. Miała średniej wielkości piersi, z czarnymi sutkami, sześciopak, o jakim Jack mógł tylko marzyć, złoty kolczyk w pępku i przystrzyżoną kępkę czarnych włosów na łonie. Uniosła ramiona do góry, spłukując pianę z włosów i uśmiechnęła się już szeroko, prezentując zęby tak białe, że aż zdawały się lśnić elektrycznym błękitem. W nosie miała kolejny złoty kolczyk, bliźniak tego tkwiącego w pępku.

Wyglądała jak pantera.

Zrobiła krok w przód i przywarła piersiami do szyby, rozpłaszczając je na szkle. Wysunęła język aż za brodę (miała też kolczyk w języku) i przesunęła po nim powoli, seksownie. Jack odważył się podejść bliżej. Kobieta, wciąż uśmiechnięta, trąciła szybę nosem i mrugnęła do niego.

– Chciałem tylko skorzystać z…  – mruknął i wskazał kciukiem na toaletę, ale zrozumiał, że szum wody zagłuszy jego słowa. Kobieta spojrzała na sedes, potem na jego krocze i uśmiechnęła się kolejny raz. Cofnęła się pod ścianę prysznica i oblizując wargi zaprosiła go gestem do środka.

Jack nie dał się prosić.

Zrzucił ciuchy w trzech ruchach i, blady i chudy w porównaniu z czekającą na niego panterą, wszedł pod prysznic. Syknął zaskoczony, bo woda była bardzo chłodna. Kobieta zaśmiała się głośno i przekręciła kurek tak, że po chwili z wielkiej deszczownicy popłynęły przyjemnie gorące strumyczki. Potem patrzyła, jak Jack rozgrzewa się i namydla ciało, i leniwie pieściła swoje piersi, trzymając się z daleka od chłopaka i jego czerwonego, sterczącego fiuta. Wreszcie podeszła, kołysząc biodrami, a Jack aż zadrżał patrząc na jej mięśnie grające pod skórą. Przykucnęła pod nim na jednym kolanie i szybkim ruchem odrzuciła złotobrązowe gęste sploty warkoczyków z twarzy, a potem, przytrzymując je na swoim karku jedną ręką, drugą chwyciła za penisa i wprowadziła go w swoje ciemne usta.

Jack spodziewał się, że kobieta po prostu zrobi mu laskę, ale ona miała inne plany. Trzymając w ustach jedynie jego żołądź, zaczęła mocno ssać. Jej język drażnił otwór w jego członku lub naciskał na niego od góry. Nie były to nieprzyjemne doznania, ale Jack poczuł się dziwnie. Poczuł ukłucie pęcherza i zauważył, że jego penis, zamiast sztywnieć jeszcze bardziej, powoli mięknie. Doznania powoli zaczynały być nieznośne i Jack zaczął się wić i pojękiwać cicho, ale pantera najwyraźniej nie zamierzała go wypuścić. Teraz czuł jej dłoń gładzącą jego brzuch kolistymi ruchami, a jej język intensywnie drażnił górną powierzchnię jego żołędzi, nie dając mu żadnej przyjemności, tylko zwiększając jego potrzebę… I wreszcie. Aż sam zadrżał, czując jak tryska z niego mocz. Kobieta wypluła mięknącego fiuta z ust, wraz ze strugą moczu i uśmiechnęła się. Jack schwycił penisa i wreszcie oddawał mocz. Kobieta kucnęła przed nim i, odchyliwszy głowę, przyjął strumień na szyję i piersi. Jedną dłonią masowała delikatnie swoją cipkę. Mocz i gorąca woda spływały po jej ciele.

Gdy tylko Jack skończył, jego obolały penis drgnął i znów zaczął twardnieć.

Pantera otworzyła bursztynowe oczy i wydała z siebie pomruk, który Jack bardziej poczuł, niż usłyszał. Pociągnęła go w dół, za nadgarstek i pocałowała, krótko, mocno. A potem wstała, przytrzymując jego głowę na dole, stanęła w rozkroku i przylgnęła kroczem do jego ust. Chłopak zachłysnął się wodą spływającą po jej łonie, a gdy odzyskał oddech zaczął chciwie lizać mokrą cipkę. Pantera poruszała biodrami w rytm narzucony przez jego język, dociskając jego twarz do swego krocza. Nagle Jack zachłysnął się znów, tym razem słonym, ciepłym płynem… Cofnął się nieco, przyjmując na brodę, szyję i pierś strumień moczu kobiety, która znów mruczała, splótłszy ręce na swoim karku i wypychała biodra w przód, by obsikać chłopaka. Jack wypłukał usta w wodzie i zafascynowany patrzył jak żółta struga spływa po jego brzuchu i kroczu, łaskocząc go w jądra i między pośladkami.

POKÓJ EMILY

Emily uśmiechnęła się do siebie sennie, kiedy usłyszała, jak otwierają się drzwi do jej pokoju. Usłyszała zamknięcie zamka, słyszała ciche kroki zbliżające się do łóżka. Poczuła zapach męskich perfum z cytrusową nutą. Widać Jack postanowił się odświeżyć. Chciała odwrócić się do niego i objąć go za szyję udami, chciała, żeby wszedł w nią i kochał się z nią do rana, ale już po chwili jej zmęczony umysł odpłynął z powrotem w sny.

W półśnie czuła dłonie błądzące po jej plecach, ramionach… Potem znów przysnęła i obudziła się, gdy kołdra zsuwała się z jej ciała… Ale było jej ciepło, więc odpłynęła znów, nieco tylko zmieniając pozycję, kładąc się na brzuchu, z twarzą zatopioną w miękkich poduszkach.

Potem śniła, że Jack dotyka jej pośladków, bawi się nimi, rozchyla je, ściska. Jęknęła rozkosznie przez sen. Potem penetrował palcami jej cipkę, bawiąc się jak dziecko. Poczuła główkę jego penisa między nogami, pulsującą, gorącą. Westchnęła, czując, jak penetruje jej cipkę. Było jej w tym śnie tak błogo, tak spokojnie, że nie obudziła się nawet, kiedy penis gładko wszedł w jej pochwę, po same jądra. To był taki cudowny sen…

– Jack… – mruknęła.

W tym śnie Jack pieprzył ją namiętnie, ruchał ją, dysząc i postękując, jakby robił to z nią pierwszy raz. Klęczał nad nią, leżącą na wznak na brzuchu, ściskając jej uda swoimi, przygwoździwszy jej łydki swoimi stopami i posuwał ją szybkimi seriami pchnięć, prosto w cipę, tak że czuła jego spocone jaja ocierające się o jej łechtaczkę. Krople jego potu kapały jej na plecy, gdy jęczała i mruczała przez sen.

Wreszcie ze stłumionym jękiem jej oprawca wytrysnął w niej głęboko, bez żadnego zabezpieczenia, zalewając jej młodą macicę żywym nasieniem i dziewczyna zasnęła ponownie.

Spała dalej i śniła kolejne sny.

W następnym, śliski, miękki fiut wślizgnął się w jej pupę. Czuła, jak pulsuje, jaki jest przyjemnie ciepły, czuła, jak jej mięśnie zaciskają się na nim, a on zaczyna sztywnieć, już wewnątrz niej, jak ją wypełnia, jak się rozpycha… Uczucie było cudowne.

Jej kochanek ze snu położył się na niej całym ciężarem, przytłaczając ją przyjemnie i powoli pieprzył się z nią analnie. Delikatnie, spokojnie, głęboko. Emily uśmiechnęła się przez sen. Wiedziała, że to cudowne wrażenie będzie trwać i trwać i trwać… I tyle trwało. Długie, wolne posunięcia kołysały jej całym ciałem i zmusiły ją do cichutkiego postękiwania z rozkoszy. Było jej tak dobrze… Nie sądziła, że seks przez sen może być tak cudowny. Aż zrobiło jej się smutno, kiedy pachnące cytrusami, szczupłe ciało chłopca nagle wyprężyło się, a ona poczuła krótki gorący wytrysk w swoim ciele. Nie wyszedł z niej jednak od razu, tylko leżał na niej, pachniał, sapał, a jego fiut powoli, spazmatycznie kurczył się w jej wnętrzu, aż wreszcie wyślizgnął się na zewnątrz.

Półprzytomnie poprawiła kołdrę i zatopiła się w ciepłej ciemności.

 DUŻA ŁAZIENKA NA PIĘTRZE

Tymczasem Jack był właśnie wykorzystywany jako żywe dildo.

Kobieta ustawiła go pod ścianą prysznica i, nadziawszy się pizdą na jego sterczącego fiuta, poruszała teraz biodrami, nabijając się na niego w zawrotnym tempie. Jack dyszał i chrząkał niezgrabnie, gdy lśniący, wysportowany, hebanowy tyłek obrabiał jego kutasa. Spróbował schwycić te biodra, ale wstrząsy stały się wtedy tak nieznośne, że uderzał plecami o ścianę. Poddał się więc, ledwie czując ścianki przepastnej pochwy swoim zmaltretowanym penisem. Kobieta posłała mu rozbrajające spojrzenie przez ramię. Dla niej też nie była to chyba jakaś wielka przyjemność, bo już po minucie zrezygnowała, zsuwając się z obolałego fiuta i dając Jackowi odetchnąć.

Wyszorował się, po czym pocałował zaskoczoną kobietę i zostawił ją samą pod prysznicem.

Wytarł się dokładnie, sycąc wzrok ciałem tej niesamowitej kobiety, która wróciła do pieszczenia się w strumieniach chłodnej wody, a potem przewiązał się w pasie świeżym ręcznikiem i wyszedł znów na korytarz.

Przez chwilę zastanawiał się, czy nie wrócić do Emily (albo do Helen), teraz, kiedy był rozbudzony gorącą wodą i gorącą partnerką… Ale nie, wciąż nie miał ochoty na więcej seksu. Trzeba mieć umiar, pomyślał, zerkając na wpół wzwiedziony, obolały członek, napierający na materiał ręcznika.

Ruszył schodami w dół.

SALON NA PARTERZE

Jack przełknął ślinę.

Salon na dole wyglądał jak plan zdjęciowy po najbardziej wyuzdanym filmie porno na trzydziestu aktorów. Istne pobojowisko. Kobiety i mężczyźni, młode chłopaki i nastoletnie dziewczęta, spali w najróżniejszych pozycjach i konfiguracjach – na ciepłym dywanie, na twardej podłodze, przewieszeni przez swoje ramiona nawzajem lub przez chłodne fotele. Wszędzie, gdzie spojrzał, widział zwiędłe kutasy, piersi, cipy, tyłki.

Przemierzał ten oniryczno-pornograficzny krajobraz, wiedząc, że mógłby wziąć każdą z tych sennych kobiet, jak tylko zechce, a ona chętnie da się wziąć. Minął śliczną, drobną brunetkę, której naga, krągła, zaróżowiona pupa przerzucona przez podłokietnik mięsistego fotela zdawała się go przywoływać. Dotknął jej, pogładził. Dziewczyna mruknęła, poruszając się przez sen, kręcąc kusząco tyłeczkiem. Pchany podnieceniem Jack zrzucił ręcznik i przytknął żołądź między rumiane pośladki, trąc, drażniąc, napierając… Dziewczyna milczała. Tak… Mógłby ją tak po prostu zerżnąć na środku salonu, wśród tych wszystkich śpiących ludzi… Wyobrażał sobie, jak rozbudziłaby się wśród własnych jęków, jak jej głos rozbudziłby wszystkich dokoła, jak widok jego pieprzącego ją w tej pozycji natychmiast by ich wszystkich nakręcił… Jak kamyczek początkujący lawinę, jedno pchnięcie jego fiuta zniszczyłoby tę poranną ciszę bezpowrotnie, rozpoczynając kolejny maraton wyuzdanego seksu.

Czuł tę władzę pulsującą w jego obolałym, czerwonym penisie.

Jeszcze raz otarł się o tyłek dziewczyny, po czym schylił się po ręcznik i zawiązał go z powrotem. Jego jaszczurzy mózg reagował na te wszystkie widoki dokoła, ale jego umysł i ciało było całkowicie wyprane z pożądania. Miał dość seksu.

 KUCHNIA NA PARTERZE

Jack poczuł zapach kawy i ruszył w kierunku kuchni.

– Dzień dobry, Jack – powitała go pani domu. Betsy Ross tego ranka miała na sobie bezwstydnie półprzezroczystą, białą koszulkę nocną. Chyba pierwszy raz widział ją bez mocnego makijażu… Ale nawet bez niego Betsy wprost emanowała seksem. Nawet po całej nocy orgii w jej oczach błyskał głód, nienasycenie… Jej piersi kołysały się pod koszulką przy każdym jej ruchu, gdy operowała przy ekspresie do kawy. Uśmiechnęła się lubieżnie na widok jego wzwodu.

Więc stało się, pomyślał Jack, decydując się nie panikować.

Wędrując po tym wojennym krajobrazie, po tym niebezpiecznym labiryncie seksu trafił wreszcie na minotaura. Najgroźniejszą z osób. Wiedział, że podda się bez walki. Zapach kawy pobudzał jego zmysły.

Betsy już otwierała usta, żeby rzucić jakąś kąśliwą, podniecającą, wkręcającą się w mózg uwagę, która sprawi, że nie będzie potrafił się powstrzymać, że da się jej wyruchać jak posłuszna, męska dziwka… Ale nim zdążyła wyłączyć ekspres i wznieść filiżankę espresso w toaście, do kuchni wpadł młody chłopak.

Szczupły, niewysoki, zaskakująco młody. Nie mógł mieć dużo więcej lat niż Emily. Miał na sobie elegancką koszulę z podwiniętymi rękawami i dżinsy. Wszystko w nieładzie, nieco rozchełstane. Nim Betsy zdążyła zareagować, chłopak podszedł do niej, schwycił za włosy, aż syknęła i pchnął na kuchenną wyspę. Oparła się o blat, włosy opadły jej na twarz. Jej mina wyrażała zakłopotanie, zdziwienie i podniecenie na raz.

Stojący za nią młodzik bezceremonialnie zarzucił jej koszulkę nocną na plecy, kolanem uderzył w wewnętrzną stronę jej uda, zmuszając ją do stanięcia w rozkroku. Potem Jack usłyszał dźwięk rozpinanego rozporka, a następnie westchnienie Betsy, która przymknęła oczy, gdy w nią wchodził. Patrzący z drugiej strony kuchennej wyspy Jack widział tylko jej twarz, ciężkie cycki rozpłaszczone na blacie i zaciętą minę chłopaczka, który pieprzył panią domu szybkimi ruchami. Posuwał ją jak zwierzę, jak napalony pies, chrząkając i ocierając pot z czoła od czasu do czasu. W ogóle nie zwracał uwagi na Jacka, zajęty dymaniem co najmniej trzy razy starszej od niego Betsy. Za to Betsy zwracała uwagę na Jacka. Jęczała głośno i sztucznie jak dziwka, oblizywała lubieżnie usta lub lizała blat, a cały czas wpatrywała się prosto w oczy Jacka…

Jack wytrzymał około dwunastu sekund, nim, wściekły, zrzucił ręcznik z bioder i podszedł bliżej. Stanął tuż przy wyspie, a czubek jego kutasa wystawał ponad krawędzią blatu, celując gniewnie w twarz Betsy i zaczął obciągać sobie mocnymi, pełnymi ruchami. Cała trójka jęczała i dyszała, sapała. Chłopaczek sięgnął pod koszulkę i macał teraz cycki kobiety, jak nienasycony nastolatek, którym przecież był. Jego twarz wykrzywiła się w ogromnym skupieniu, jakby starał się dojść samą siłą woli, choć jego szczupłe biodra pracowały jak młot pneumatyczny. A Betsy dawała się ruchać, przyjmowała każdy ruch, falowała całym ciałem wzruszana przez szybkie ruchy frykcyjne. Była tak cudownie perwersyjna w swoim oddaniu, tak cudownie wyuzdana, że Jack wręcz czuł wnętrze jej luźnej pochwy na swoim członku, patrząc jej prosto w oczy przypominał sobie, jak dwa dni temu sam ją pieprzył.

Z ogromną satysfakcją doszedł i spuścił się jej na twarz (zlizywała jego spermę z warg), po czym zostawił ją, pieprzoną przez jakiegoś młodzieniaszka w jej własnej kuchni, podczas gdy wrząca kawa rozpryskiwała się na białych kafelkach. Owinął się ręcznikiem i wyszedł przed dom.

 OGRÓD

Było zimno i mokro. Bose stopy marzły na trawie.

Ale w jakiś sposób czuł, że tego właśnie mu trzeba. Otrzeźwienia.

Trzy wieczory i noce szalonego, niczym nieskrępowanego seksu. Ekstremalnych perwersji. Jack miał wrażenie, że przez całe swoje młode życie nie pieprzył się tyle, co w ten weekend. Miał absolutny przesyt.

Z domu dobiegały rytmiczne jęki Pani Ross, które budziły i zagrzewały do szaleństwa pozostałych gości. Już po chwili do jej okrzyków dołączyły kolejne i kolejne i kolejne… Jack rozejrzał się w poszukiwaniu zaciekawionych sąsiadów wyglądających przez okna, ale oba sąsiednie domy, równie drogie i okazałe jak dom Rossów, zdawały się być puste, albo wręcz wymarłe… Kto wie. Może sąsiedzi byli w środku? Może brali udział w tym… szaleństwie?

Odszedł jeszcze kawałek, tak, żeby nie słyszeć już dźwięków rozkręcającej się w domu orgii. Nie mógł już tego słuchać. Jego obolały członek potrzebował ciszy i spokoju. I czasu.

Jack spacerował, dygocząc z zimna, aż słońce pokazało się na niebie. Ciepłe promienie zapowiadały wyjątkowo pogodny dzień. Zastanawiał się, co będzie dalej. Była niedziela. Podejrzewał, że to koniec zboczonego maratonu Rossów… Teraz czeka wszystkich powrót do rzeczywistości. Codzienności. Przynajmniej na jakiś czas. Jak to ujęła Emily? “Robimy to rzadko”. Coś w tym stylu. Jack był ciekaw, czy jego udział był przypadkową, jednorazową przygodą, czy czymś więcej… Bardzo chciał przynależeć, być oficjalną częścią tego szaleństwa, czymkolwiek było, i za jakiś czas znów pieprzyć się jak zwierzę, podczas gdy wszyscy dookoła patrzą. Chciał ruchać się z Emily, uroczą Emily, chciał gwałcić Helen, pieprzyć nawet panią Ross w jej cudownie luźną cipę, ba, wiedział, że znów zapragnie, żeby Rose pieściła jego tyłek, a może nawet… Poczuł ukłucie w obolałej prostacie.

A może… Może zostanie częścią tej rodziny? Może Pani Rose wypatrzyła go na chłopaka, narzeczonego, MĘŻA dla Emily…? Boże, co za kalejdoskop scen z przyszłości… Stać się członkiem tej zboczonej rodziny, tego kręgu perwersji, i już do końca życia, dzień w dzień, mieć przy sobie (pod sobą!) Emily, mieć przy sobie (nad sobą) Panią Ross… Może mieć dzieci z Emily? Wzdrygnął się na samą myśl, wyobrażając sobie własną, potencjalną córkę, w wieku Emily, za jakieś siedemnaście lat… Strzelił się otwartą dłonią w twarz, żeby się opanować.

A jeśli nie?

A jeśli to faktycznie była jednorazowa, przypadkowa przygoda? Jeżeli Pani Rose nigdy już go nie zaprosi? Jeżeli Helen i Emily będą udawać, że nawet go nie znają? Nawet na niego nie spojrzą? Jeśli był tylko używaną zabawką, która zostanie zastąpiona czymś nowym?

Sam nie wiedział, co o tym myśleć.

– Będzie, co ma być – powiedział cicho.

– Gadasz do siebie? – spytał ktoś, kto nagle stanął na trawniku tuż obok niego. Młody chłopak. Ten sam, który wyruchał panią Ross. Pachniał cipką, spermą, potem i cytrusowymi perfumami dla mężczyzn. Jack potrząsnął głową.

– Próbuję dojść do siebie, po tym wszystkim – odpowiedział Jack, wzruszając ramionami. Nieznajomy poczęstował go papierosem, a choć Jack nie palił, przyjął go bez zastanowienia. Zapalił, i zaciągnął się lekko, żeby się nie rozkaszleć. Pet w ustach gówniarza drażnił go bardziej niż fakt, że przed chwilą widział go pieprzącego trzy razy starszą od niego kobietę.

– Jack – powiedział Jack, wyciągając dłoń. Chłopak uścisnął ją serdecznie.

– George. George Ross.

Jack spojrzał mu w oczy. Tak, oczy miał podobne do Emily. A ten irytujący półuśmiech odziedziczył po matce. Nawet się nie zdziwił. Chyba nic już nie było w stanie go zadziwić. Palili w milczeniu, przerywanym od czasu do czasu donośniejszym okrzykiem dobiegającym od strony domu.

– Wracam – George pstryknięciem wyrzucił papierosa, który z sykiem zgasł, upadłszy na wilgotną trawę. Ruszył w kierunku domu.

Jack dopalił.

Spojrzał na furtkę. Nie musiał wracać do domu po ciuchy. O tej porze i tak nikt go pewnie nie zobaczy, wracającego do domu w ręczniku… Nie w niedzielę. Mieszkał przecież niedaleko. I w sumie – miał to gdzieś. Nie wróci już dziś do domu Rossów. Nie miał siły. Trzeba mieć umiar.

Spojrzał na drzwi. George otworzył je szeroko i wszedł. Jack przez sekundę ujrzał apokaliptyczną orgię i usłyszał kakofonię ludzkich jęków. Drzwi zamknęły się. Spojrzał znów na furtkę. Wydawała się odległa, przesłonięta mgłą.

Pod materiałem ręcznika powoli, nieubłaganie, jego przesyt ustępował żądzy.

KONIEC

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Po lekturze czwartej części „Domu Rossów” (co ciekawe, dosłownie dni po trzech poprzednich, więc wrażenia mam świeże) wiem jedno: doceniam styl, podziwiam formę, jestem pod wrażenuek konstrukcji całośxi. Daję 5/5. Nawet, jeśli w absolutnie żaden sposób się nie przekonam się do treści.

On naprawdę to zrobił! Delektuję się tym tekstem jak najlepszym daniem. W przeciwieństwie do wielu znakomitych niegdyś Autorów, Ty nie odcinasz kuponów. To są po prostu dobre teksty…. Chociaż tutaj powinienem się zmitygować. To są znakomite PORNOSY, a Ty jesteś ich Księciem. Brawo, maksymalna ocena i rączki wracają na klawiaturę, chociaż niechętnie.
Pomyślałem sobie, że chciałbym kiedyś obejrzeć pornosa kręconego w myśl Twojego scenariusza. Miód, przemyślana koncepcja. Żadnych tam wzniosłych treści o życiu. Po prostu pieprzenie.
Kłaniam się nisko,
Skromny Grafoman, Lis

Konkret, tak jak poprzednie. Miło się czytało, fajnie że są takie teksty które choć proste i nieskomplikowane, przypominają człowiekowi o jego prawdziwej naturze. No może o jednym z jej wariantów, takim trochę bardziej zwierzęcym.

Pozdrawiam,
Mick

Po najbardziej wyuzdanym seksie, można zatoczyć koło i wrócić do delikatnego romansu… ale nie da się cofnąć tego, co już się stało, prawda?

Tylko po co cofać, skoro ten delikaty romans mimo wszystko jest możliwy?

A zatem to koniec…

Jedna z najbardziej ikonicznych serii Najlepszej Erotyki dobiegła kresu. Kawał życia upłynęło w oczekiwaniu na ten ostatni, zamykający wszystko rozdział. Tym bardziej zaskakujące, że finał jest otwarty i właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, by dopisać kolejne części.

Może jednak i lepiej, że tak się nie stanie. Jack jest wyczerpany, pozwólmy mu odpocząć i na spokojnie zastanowić się, czy kiedykolwiek jeszcze zechce przekroczyć próg Domu Rossów. Bo przecież jeśli to uczyni, gdy stanie się stałym elementem życia tej perwersyjnej rodziny, jego życie zmieni się, bezpowrotnie i na zawsze.

Być może trzeba to właśnie tak zostawić. W niepewności, zawahaniu, bez odpowiedzi na nurtujące nas pytania, bez wyciągnięcia ostatecznych konsekwencji. Dom Rossów na zawsze pozostanie fascynującą i mroczną fantazją, miejscem spełniania najbardziej wyuzdanych pragnień, zawieszonym gdzieś w połowie drogi między snem a jawą.

To była rozkoszna podróż, za którą należą Ci się, Ferraro od nas wszystkich serdeczne podziękowania.

A teraz odpocznij trochę, zbierz siły i zabierz nas w kolejną.

Pozdrawiam
M.A.

Jak to jest, że im dłużej piszesz, tym smutniej się robi. Że z upływem lat z beztroskiego, radosnego porno przesącza się ten egzystencjalny ciek. I bezsens się wkrada, i lekkość tak jakby nieznośna się staje.

Ale to chyba naturalne. Albo to moja percepcja.
Lubię Cię Ferraro.

Rita

Tak to jest z seksem bez miłości dla przyjemności. Coś co jest nastawione na zaspokajanie wyłącznie najniższych instynktów popada w końcu w dekadencję.

Pozdrawiam i przepraszam za odpowiadanie na pytania kierowane nie do mnie.

Rito, ostatnie zdanie jest jednak iskierką nadziei… w końcu to tylko chwilowy przesyt, zmęczenie po długiej orgii 🙂 Przyznam, że też zdecydowanie wolałam początkowy entuzjazm bohatera, kiedy dawał się radośnie prowadzić kutasowi i nieco bezwolnie podążał za kolejnymi atrakcjami, płynąc niejako z nurtem zepsucia Rossów. Nie wiem natomiast czy dostrzegam w tej części „emocjonalny ciek”. To naturalne, że zaspokojeni chwilowo zmieniamy przedmiot zainteresowania, ale jak nie da się najeść na zapas, tak nie da się na zapas zaspokoić żądzy… ona wróci, może nawet silniejsza.

To jak przy zjedzeniu węglowodanów prostych. Cukier szybko spada. I pojawia się świeża chęć, mocniejsza.

Tak… coś w tym jest…

Micku, nie przepraszaj – toż publiczny komentarz właśnie dla podtrzymania dyskusji jest umieszczony.

Racja.

W tekstach autorów piszących od lat ten kierunek jest wyraźnie dostrzegalny. Od zabawy lub słodkiej romantyczności, ku dekadencji właśnie. Trudno w tekście uchwycić to co najpiękniejsze- to zupełne otwarcie na drugą osobę, budowanie intymności drobnych gestów, czułość i miłość, która może iść w parze z wyuzdaniem. Taki osobisty portret wrażeń. Łatwo popaść w harlekin. Ale chyba czasem warto podjąć próbę.

Dziękuję.

Kiedyś czytałem wypowiedź jakiegoś pisarza który twierdził że człowiek, pisząc nigdy nie tworzy całkowitej fikcji ale kieruje się intuicyjnie pewnymi wartościami. Ta intuicja, możemy też nazwać ją instynktem, jest nie do wyłączenia. Ponadto twórca pozostaje w bardzo silnym połączeniu z tworzoną pracą choćby tylko na czas procesu twórczego. Nastawienie na przyjemność a nade wszystko realizacja fantazji nie jest czymś o czym można pisać ciągle. Soczyste „kawałki” tracą po jakimś czasie sens dla samego autora. Dostrzega on jak dalece jego lub jej dzieło jest niekompletne. Traci ochotę na kontynuację.

Tutaj istnieją pewne pułapki gdyż tematy życiowe i pełne, rzadko któremu autorowi wydają się ciekawe. W literaturze bowiem znajdować chcemy odskocznię, żyjąc własnym życiem.

Bytuję na tym portalu dość krótko ale zauważyłem że istnieje jedynie garść autorów którzy są cały czas czynni. Część odchodzi po zaspokojeniu fantazji, bezpiecznym i dopuszczalnym substytucie skoku w bok lub skrywanej perwersji. Jeśli nie można jej zrealizować cieleśnie, to można ją przelać na papier. Są ludzie którzy na tym poprzestają.

Znajoma z pewnego portalu erotycznego, napisała kilka utworów po to by anonimowo podesłać je swojemu mężowi gdyż wstydziła mu się powiedzieć o swych pragnieniach. To taka ciekawostka, zupełnie nie na temat.

Fajna ciekawostka I w zasadzie bardzo prawdziwa. Pokazuje ten dystans, który budują bliscy sobie ludzie, kiedy wcielają się w role – mężów, żon, matek, ojców. Ten dysonans pomiędzy „świętą I kurwą”. Zahamowania autokreowane oparte o to co powinno, a czego nie powinno się robić w danej społecznej roli. Z Twojego przykładu wynika, że znajoma postarała się ten schemat przełamać- choćby naokoło. I chwała jej za to.

Te fantazje Ferrary są wspaniale wyzwalające. Pozwalają odetchnąć tym powietrzem nabrzmiałym od seksu, pulsującym I rozgrzanym do czerwoności. Zasmakować zakazanego, zawstydzić się własnym podnieceniem, a potem w potoku liter na ekranie – zaakceptować. To takie wyzwalające. Zawsze chciałam coś takiego napisać. Tak lekko I bez wstydu ponieść czytelnika w otchłań pragnień. Nie umiem. Umiem inaczej.

Witam,

W samej rzeczy, trafna interpretacja sacrum-profanum, jednak nie szedł bym w stronę tego co zakazane i nakazane gdyż wydaje mi się że jest to generalizacja. To prawda że potomstwo często oddala partnerów, redefiniuje priorytety rzec by można. Jeśli w porę się zadziała to można taki związek uratować. W tym przypadku fortunne było to, że mąż nie porzucił całkowicie życia kulturowego którego przeżywanie jest normą wśród moich znajomych.

Ferrara niesie nas w nieco bardziej dzikie rejony łamiąc chyba wszystkie tabu które tu można złamać. Odniosłem nawet wrażenie że jest to działanie celowe. Gdyby kiedyś, jakiś młody twórca spytał o granice NE to można by mu śmiało polecić lekturę Domu Rossów gdyż jest to jakby referencyjne dzieło wpisujące się chociażby tym w kanon NE.

Uroczo Nakreśliłaś swój punkt widzenia „zawstydzić się własnym podnieceniem, a potem w potoku liter na ekranie – zaakceptować.” muszę przyznać że samo to sformułowanie jest dla mnie subtelnie podniecające ;). Jednak nie dzielę takiej wizji, nie jest mnie w stanie zawstydzić to że coś mnie podnieca i najczęściej nie akceptuję tego co jest w stanie mnie zawstydzić. Nie szukam też tu żadnego wyzwolenia, raczej inspiracji, w pewnym sensie dopełnienia.

Umiesz kobieco i z tego Jesteś znana, szanowana i uznawana przez Mistrza co da się stwierdzić nie doszukawszy się zbyt wielu banałów w jego pochwałach Twojej twórczości ;). Jak dla mnie to całkiem sporo.

Pozdrawiam,
Mick

Subtelnie podniecić jednym zdaniem komentarza – to skutek uboczny odsłaniania się w dyskusji. Uciekam zatem za bezpieczną maskę Rity – byłej autorki.

Pozdrawiam ciepło w ten zimny jesienny poniedziałek.
Rita

„Szczerość jest cechą odważnych i przywilejem nielicznych.”

Pozdrawiam również,
Mick

Szczerość buduje intymność.

Rito,
Miło Cię czytać chociaż w komentarzach, bo teksty gdzieś zniknęły. I na dodatek masz wiele racji.

Uśmiechy,

Karel

Karmelu,

Dodatek rośnie z czasem.

Ściskam ciepło,
Rita

Ale autokorekty w telefonie nie znoszę 😉
Karelu.

Bardzo dobrze napisane. Daję maksa. Ewentualny powrót do domu Rowów to już nie będzie to samo. Pozdrawiam Autora

Napisz komentarz