Dogonić śmierć I (Batavia)  3.57/5 (7)

12 min. czytania
dogonić

Źródło: Pixabay

Uniósł się lekko w strzemionach. Zesztywniałe od długiej jazdy ciało reagowało z ociąganiem. Nie zważając na zmęczenie, rozglądał się z uwagą. Wśród niechlujnie skleconych, kilkunastu parterowych domków ustawionych wzdłuż ulicy wyróżniał się piętrowy budynek. Zjeżdżając ze wzgórz, otaczających miejscowość o dumnie brzmiącej nazwie „Eldorado”, dostrzegł go z dala. Gdy reszta robiła wrażenie baraków gotowych rozpaść się pod lada podmuchem wiatru, on jeden budził zaufanie swoją masywną konstrukcją.

Tam też skierował mustanga, popuściwszy cugli. Jedyna ulica przypominała pełną kolein i dziur gruntową drogę wiodącą na rancho. Nad drzwiami duży, drewniany szyld z krzykliwie namalowanymi czerwoną farbą literami oznajmiał już z daleka, że tu właśnie „Zajazd Mr. H. Smitha” gotów jest spełnić wszystkie życzenia spragnionych podróżnych. Kilkanaście wierzchowców uwiązanych do barierki otaczającej ganek i hałas dobiegający z wnętrza nie pozostawiały złudzeń co do przeznaczenia budynku. Na ławce przed saloonem siedziało kilku mężczyzn, paląc cygara i obojętnie przyglądając się przybyszowi. Uwiązał karego obok innych koni i spod wpółprzymkniętych powiek rzucił badawcze spojrzenie w wąwóz ulicy zalanej potokami gasnących promieni słonecznych. Nie dostrzegł niczego podejrzanego, była bezludna.

Usłyszał chichot i podniósł wzrok. Zza poręczy balkonu dwie zaciekawione młode kobiety uśmiechały się prowokacyjnie do jeźdźca. Ich biusty wręcz wylewały się z głębokich dekoltów sukni.

– Hm – mruknął bez przekonania pod nosem. – W istocie, Mr. Smith pomyślał o wszystkich zachciankach.

W miarę, jak zbliżał się do drzwi, powietrze drżało z coraz większą siłą od pijackich okrzyków, brzęku szkła i głośnej muzyki wygrywanej przez  pianolę czy orkiestrion. Gdy je otworzył, buchnęła mu z wnętrza w twarz kakofonia skłębionych dźwięków, a w nozdrza uderzył smród alkoholu i spoconych ciał. W jednej chwili ten odór wyparł z płuc czyste, ożywcze górskie powietrze. W obszernej izbie tłoczyła się ciżba ludzi. Z trudem przepchnął się do bufetu i oparł o metalowy blat.

– Whisky! – rzucił w kierunku osobnika za ladą.

Niski, prawie łysy mężczyzna, opięty brudnym fartuchem zbliżył się niespiesznie z butelką w jednej, a kieliszkiem w drugiej dłoni. Postawił szkło na kontuarze i chwilę się wahał z nalaniem, chytrze taksując wzrokiem przybysza. Henry uśmiechnął się pogardliwie i położył na ladzie srebrną monetę. Na obliczu barmana rozlał się szeroki uśmiech, już bez wahania nalał alkoholu, prawie niedostrzegalnym ruchem zgarniając monetę, po czym oddalił się wołany z drugiego końca baru. Po jakimś czasie wrócił i taksował Henry’ego wzrokiem, nad czymś się zastanawiając.

– Może chcecie na górę… do dziewczynek… albo… – zagadnął gościa z powątpiewaniem w głosie. – W tamtej izbie grają w karty – wskazał palcem na drzwi w głębi.

– Chciałbym przenocować, znajdzie się pokój? – zażyczył sobie, wychylając kolejny kieliszek.

– Na piętrze… Dziewczyny pokażą – mruknął gospodarz i zaraz dodał: – Nocleg piętnaście dolarów, a z kąpielą trzydzieści. Koniem zajmie się stajenny – uprzedził pytanie.

Henry wychylił jednym haustem kieliszek i odstawił opróżniony na ladę. Sięgnął do kieszeni po kapciuch z tytoniem i pogrążył się w nabijaniu fajki, by po chwili delektować się dymem.

– Szukam kobiety – zagadnął niedbale – szczególnej kobiety – dorzucił obojętnym tonem. – Ma znamię w kształcie małego listka na lewym policzku.

Łysy z zaciekawieniem pochylił się nad ladą.

– To jakaś prywatna sprawa? – zniżył tajemniczo głos zaciekawiony.

– Nie – odparł Henry. – Nie mam do niej prywatnych spraw. Mam jej przekazać wiadomość.

– Aha! – Barman przyjął sztucznie zamyśloną minę. Po czym szepnął fałszywie brzmiącym, zatroskanym tonem: – Może mógłbym sobie przypomnieć co nieco?

Na moment zamilkł, gdy wyczekująco mierzyli się wzrokiem.

– Cóż – mruknął Henry i po chwili dodał: – Dobrze zapłacę za informację.

We wzroku łysego barmana malowało się powątpiewanie, póki nie wyłożył na kontuar pięciu dziesięciodolarówek. Spod nawisłych, krzaczastych brwi szynkarz obrzucił go zaskoczonym spojrzeniem. Sięgnął pod ladę i wyciągnął ciemną, smukłą butelkę, z której nalał do kieliszka Henry’ego płynu rubinowej barwy. Chowając trunek na miejsce, zręcznie zgarnął monety.

– Nocowała tutaj wczoraj. Bardzo ładna, energiczna młoda kobieta. Podróżowała w towarzystwie Meksykanina. Tylko ten wzrok… Coś w nim miała takiego, że ciarki po plecach chodziły – zaczął cicho pochylony nad blatem, a głos miał niemalże słodki. – Dopytywała o drogę do Caverna de las brujas. Miejscowi mówią, że to przeklęte miejsce. Nikt tak naprawdę nie wie, gdzie się ta pieczara znajduje. Tłumaczyłem jej, że byli tacy, co szukali w górach na północy i nie znaleźli, ale się tylko śmiała. Droga do wąwozu to dwa dni jazdy konnej.

Rozgadał się na dobre. Henry słuchał z uwagą. Każde słowo mogło okazać się cenną wskazówką na przyszłość. Dla postronnego obserwatora wyglądało, jakby gwarzyło dwóch starych znajomych. W czasie swojej opowieści barman jeszcze dwukrotnie napełniał kieliszek z butelki schowanej pod ladą. Aromatyczny trunek był wysoko gatunkową whisky. Widać przeznaczoną na szczególne okazje. – Gdzie spał Meksykanin? – wtrącił niespodziewanie w monolog łysego.

– W stajni. Spał z końmi – barman odpowiedział po chwilowym zaskoczeniu i zaraz skonstatował cicho: – To dziwna kobieta.

Drzwi saloonu otworzyły się z brzęczącym jazgotem szyb i do izby wtargnęła wyróżniająca się szczególnie krzykliwym zachowaniem grupa pastuchów. Barman przerwał swoją opowieść i odszedł obsłużyć nowych gości.

– O! – pomyślał w zadumie. – Więc jednak nadal szuka.

W milczeniu patrzył za odchodzącym. Nauczony wcześniejszym doświadczeniem wolał pozwolić wygadać się szynkarzowi. Dzień zwłoki. Z zadowoleniem uzmysłowił sobie, że zdołał już nadgonić tydzień. Po raz pierwszy znalazł się tak blisko niej. Wcale się nie dziwił łysemu. Nie co dzień spotyka się kobietę o białych źrenicach. Gdy tak zamyślony zastanawiał się nad dalszym postępowaniem, wrócił barman. Wyciągnął po raz kolejny specjalny napitek i napełnił kieliszek Henry’ego.

– Najbardziej mnie zaskoczyła, a już nie jedno tutaj widziałem – zakreślił okrągłym gestem ręki po sali – że zażyczyła sobie do łóżka na noc jedną z dziewczyn. Pytałem potem Debby, co tam zaszło, ale nie chciała nic mówić. Dopiero niedawno mi wspomniała, że nic nie pamięta. – Zamilkł, by po chwili szepnąć jakby do siebie: – Dziwna kobieta.

Ta wiadomość nie była zupełnie niespodziewana dla Henry’ego. To nie pierwszy zajazd, gdzie kładła się do łóżka na noc z dziewczyną. Bardziej zastanawiał się nad tym, gdzie podziała się jej dotychczasowa towarzyszka podróży. Młoda Indianka dwa postoje wcześniej przepadła jak kamień w wodę.

– Nikt więcej poza Meksykaninem jej nie towarzyszył? – rzucił niedbale, wpatrując się z wyraźną dezaprobatą w pusty kieliszek.

Barman sięgnął pod ladę i znieruchomiał. Przez chwilę wpatrywał się w przybysza niewidzącym wzrokiem i jakby przytomniejąc, powiedział: – Jeden z peonów wspominał, że mijał na prerii meksykańca i kobietę podróżujących w kierunku gór. Siedzi przy tamtym stoliku – wskazał za plecy Henry’ego.

– Jeżeli senior chce się czegoś dowiedzieć, to można go spytać.

Odwrócił się z wolna zgodnie ze wskazaniem. W kącie izby barowej siedział samotny mężczyzna ubrany w wyszywany srebrem, meksykański strój. W przeciwieństwie do wrzaskliwego, podpitego tłumu zachowywał się spokojnie. Henry oderwał się od baru i lawirując pomiędzy stolikami i ciżbą ludzi, niespiesznie zmierzał we wskazanym kierunku. Mężczyzna poniósł na niego wzrok, gdy stanął naprzeciwko.

Uchylił kapelusza i spytał: – Barman powiedział, że senior mijał dzisiaj na prerii białą kobietę w towarzystwie Meksykanina. Chciałem się upewnić, że to osoba, której szukam.

Osobnik obrzucił go chłodnym, zaciekawionym spojrzeniem, po czym wskazał dłonią krzesło, zdejmując ze stolika bogato zdobione srebrem sombrero.

– Napijemy się? – zaproponował i Henry już bez słowa odwrócił się w kierunku barmana, pokazując gestem picie.

Po chwili na stoliku stała smukła, ciemna butelka spod lady baru, a w szkłach mienił się rubinowy napitek. Wychylili po jednym i Meksykanin, mężczyzna o ostrym spojrzeniu wyzierającym z twarzy o orlich rysach, spytał:

– A więc, dlaczego interesuje was ta kobieta?

Henry milczał, wpatrując się w trzymany w palcach kieliszek. Zastanawiał się. Jego mocno sfatygowany ubiór, w wielu miejscach połatana wiatrówka i kapelusz pokazujący bezwstydnie nitki osnowy ronda nie mogły budzić zaufania. Raczej wskazywały na niedostatek właściciela. Nieznajomy patrzył na niego z uwagą, wyczekując odpowiedzi.

– Nazywam się Henry Black. – Tu nieznacznie, na chwilę odsunął brzeg kurtki. Na skórzanej kamizelce błysnęła dużych rozmiarów srebrna gwiazda szeryfa. – Poszukuję tej kobiety z urzędu.

– Pytajcie. – Mężczyzna nie okazał zaskoczenia.

– Może lepiej sami opowiecie, co żeście widzieli.

W milczeniu, jakby zbierając myśli, Meksykanin nalał do kieliszków i zaczął mówić:

– Wyjechałem z rancha rano do miasta, żeby uzupełnić zapasy. Gdzieś koło południa dostrzegłem na prerii jeźdźców. Jechali niespiesznie. Nieznacznie zboczyłem, by zobaczyć, kto przejeżdża przez moją ziemię. Przodem jechała kobieta, biała, a za nią mężczyzna. Zatrzymali się. Zaczęła wypytywać, czy znam drogę do Caverna de las brujas.

Przerwał i jednym haustem wypił alkohol.

– W tej kobiecie było coś strasznego. – Nie mógł się powstrzymać i ukradkiem na piersi nakreślił znak krzyża. – Te oczy. Wyśmiałem ją. To tylko stara legenda, nikt nie wie, gdzie jest ta grota. Opowiadają, że na końcu Desfiladero de los muertos jest ścieżka, która prowadzi do pieczary pod szczytem góry. Byłem tam, szukałem, nie ma żadnej pieczary i żadnych skarbów. To tylko historia wymyślona przez poszukiwaczy złota. Chociaż mówią, że Indianie… Nie, to bajka. Wszystko jej opowiedziałem i wskazałem dłuższą, ale bezpieczną drogę do wąwozu. Jej towarzysz podobny był do Indianina. Jakiś mieszaniec, ale nie Meksykanin. Przez całą naszą rozmowę nie odezwał się słowem. Wydawał się zupełnie obojętny, jakby pogodzony z losem, że jedzie szukać mrzonek swojej towarzyszki. To wszystko. Pożegnali się i odjechali w kierunku gór.

Zamilkł i zamyślił się. Niespodziewanie, z drżeniem w głosie powiedział: – Nie mogę zapomnieć tych oczu… są straszne.

–  Taaak – odezwał się wreszcie Henry. – Dziękuję. Wiem, gdzie szukać dalej. Wskażecie mi krótszą drogę?

Meksykanin szczegółowo opisał, jak dotrzeć do wąwozu. Gdy skończył, uścisnął podaną dłoń, szeryf wstał i skierował się na piętro. U szczytu schodów natknął się na zgrabną dziewczynę.

– Aaa! Pan przyjezdny – powitała go z uśmiechem śliczna czarnulka. – Pokój z kąpielą?

Mimo woli uśmiechnął się. Dziewczyna była zgrabna, mogła mieć dwadzieścia parę lat.

– Debby. – Wyciągnęła dłoń na powitanie. – To jak?

– Kąpiel? Z przyjemnością – podał rękę – Henry.

– Zaraz przygotuję.

I już prowadziła go wąskim korytarzem, zalotnie kołysząc tyłeczkiem. Stanęła przed drzwiami jednego z pokoi, otworzyła i przepuściła go przodem. Zapaliła lampę naftową i wyszła. Przyjemnie zaskoczył go porządek i czystość po brudzie saloonu. Dopiero teraz w lustrze zobaczył, jak nędzny widok przedstawiał: brudny, zarośnięta twarz, pokryty kurzem prerii ubiór. Miesiąc na koniu odcisnął wyraźne piętno. Odpiął pas z bronią i położył na szafce. Za ścianą usłyszał szum nalewanej wody. Otworzył małe drzwiczki ukryte pod tapetą. Niewielka łazienka, której większą cześć zajmowała cynowa balia z parującą, gorącą wodą, kusiła zachęcająco. Uśmiechając się dwuznacznie, dziewczyna zostawiła go samego.

Zrzucił szybko ubranie i pogrążył się w przygotowanej kąpieli. Ku jego zaskoczeniu drzwi się nagle znowu otworzyły i stanęła w nich uśmiechnięta czarnulka.

– Pomóc?

– No, cóż – pomyślał i wzruszył ramionami. – To nie jest przykrość nie do wytrzymania.

Gest potraktowała jako akceptację i już po chwili intensywnie szorowała mu szczotką ramiona i plecy. Zmęczenie ustępowało pod wpływem dobroczynnego działania kąpieli i wysiłków dziewczyny. Swoje starania przeniosła na nogi i kilkukrotnie musnęła przyrodzenie. Pochylona nad wanną eksponowała w niewymuszony sposób biust w głębokim dekolcie. Coraz częściej błądził wzrokiem po ściśniętych piersiach, a i jej zabiegi nie pozostawały bez reakcji jego ciała. Niczym zawodowy golibroda przygotowała pianę i sprawnie posługując się brzytwą, goliła wielodniowy zarost Henry’ego. Drgnął, gdy złapała go za nos i delikatnie przejechała raz za razem ostrzem po gardle. Resztki piany wytarła ściereczką. Na koniec stanęła zgrzana naprzeciwko, z zadowoloną miną oceniając efekt swoich wysiłków. Łagodne oczy dziewczyny błyszczały. Wyskoczył z wanny i tarł włochatym ręcznikiem parujące od gorącej kąpieli ciało. Debby wpiła wzrok w jego nagie biodra. Zachichotała, widząc jednoznaczne oznaki pożądania, otworzyła drzwi i zanim jeszcze Henry zdążył wypowiedzieć choć jedno słowo, pociągnęła go za sobą. Popchnęła na łóżko, a sama zręcznie, w paru ruchach pozbyła się ubrania. Była bardzo zgrabna, widok wypiętych nagich pośladków, gdy odkładała sukienkę na krzesło, pozbawił Henry’ego wszelkich oporów. Wskoczyła za nim na łóżko, obejmując go ciasno udami. Została tylko w gorsecie mocno opinającym talię. Stromy profil nagiego biustu przyciągał wzrok. Sztywne wykończenie tkaniny przylegało ściśle do ciała, uwydatniając wyraźnie czubki piersi. Chwyciła jego głowę, przyciskając do siebie i odsłaniając przy tym wiśniowy koniuszek piersi, który uchwycił w usta. Z przyjemnością wciągnął w nozdrza zapach perfum i rozgrzanego kobiecego ciała. Palcami ugniatał jej nagie pośladki. Niespodziewanie go odepchnęła i wtedy rozsunęła szerzej nogi, a on mógł patrzeć na nagie łono, jak pochłania jego penisa; na połyskujące włosy łonowe, na różowe wargi sromowe, na… Poddał się całkowicie tej małej czarodziejce. Przymknął oczy i z zadowoleniem czerpał tak niespodziewanie ofiarowaną rozkosz. Unosiła się coraz szybciej i opadała energicznie, zaplatając dłonie w swoich czarnych włosach. Chciał dać znak, że dochodzi, lecz Debby zaczęła się poruszać jeszcze mocniej i szybciej. Oderwała dłonie od głowy i wsparła o jego tors, przez moment muskając ustami jego wargi. Czuł, jak mała pochwa kurczy się, a całe ciało dziewczyny płonie. Kontynuowali jeszcze przez chwilę. Orgazm uderzył jak szereg następujących po sobie strzałów. Opadła na niego spełniona, szybko oddychając. Leżał na plecach i myślał o tym, że nigdy w życiu nie kochał się z żadną kobietą tak szybko i intensywnie. Czuł się wyczerpany. Zasnął, nawet nie zdając sobie sprawy kiedy.

* * *

Obudził się w łóżku sam, gdy słońce zaglądało już w okno, sygnalizując zbliżające się południe. Zwlókł się niechętnie. Nalał wody z dzbana do miednicy i rozpryskując wodę wokoło, szybko się umył, założył ubranie, zaczesał włosy przed lustrem i usiadł przy stoliku. Rozebrał pistolety do najmniejszej sprężynki. Naoliwił starannie wszystkie części i zmontował w całość. Z uwagą dobierał naboje, sprawdzając stan spłonek. Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku umieścił je w kaburach. Sięgnął do kieszeni wiatrówki i wyciągnął skórzany woreczek. Przez chwilę ważył go w dłoni. Otworzył i wysypał zawartość na dłoń. W promieniach słońca błysnęło srebro i mosiądz. Ktoś zapukał do drzwi. Szybko wrzucił metalowe przedmioty do woreczka, schował go na powrót do kieszeni i wstał otworzyć. Za drzwiami stała roześmiana Debby, trzymając w dłoniach tacę ze śniadaniem. Zapach kawy i parującej jajecznicy uświadomił mu, jak jest głodny.

– Dzień dobry. Wyspany? – spytała, filuternie mrużąc oczy.

Uśmiechnął się, przepuszczając ją do wnętrza. – Dzień dobry.

Gdy on zabrał się za pałaszowanie posiłku, ona usiadła obok i zaczęła mówić:

– Ta kobieta, która tu nocowała, powiedziała, że przyjedziesz za nią. – Zamilkła i zmarszczyła czoło, jakby próbowała sobie coś przypomnieć. – Miała taki sam znak na piersi jak ty. Opisała cię dokładnie. Nawet bliznę, która masz od kuli na lewej piersi. Kazała ci powiedzieć, że będzie czekać w Caverna de las brujas. Nic więcej nie pamiętam, chociaż spędziłam z nią całą noc. – Zamilkła, by po chwili kontynuować z rozczarowaniem i tęsknotą w głosie: – Nic. Kompletnie nic. Mr Smith kazał mi iść do niej wieczorem. Gdy weszłam do pokoju, już leżała rozebrana na pościeli. Na stoliku tliły się jakieś zioła o intensywnym zapachu… nie pamiętam czego. Kazała mi się rozebrać i położyć obok. To piękna kobieta, ale… widziałam już zmarszczki… a może mi się zdawało. Pieściła mnie i opowiadała o tobie. Kazała ci powtórzyć…

Przerwał jedzenie, nie spojrzał na dziewczynę, tylko widelec zawisł w powietrzu.

El tiempo es un tesoro para el hombre que sabe el precio – wymówił szeptem.

Z zaskoczeniem spojrzała na Henry’ego.

– Tak, właśnie. Co to znaczy?

Kiedy nie odpowiedział, dokończyła swoją opowieść.

– Głaskała mnie po włosach i głowie. Pamiętam, jak położyła dłoń na moim czole i… obudziłam się w swoim pokoju. Byłam strasznie zmęczona. Nic więcej nie pamiętam.

Skończył jeść i bez słowa przytulił dziewczynę na chwilę. Wyciągnął z kieszeni kilka monet i wręczył jej. Musnął ustami policzek i zszedł do saloonu. Chwilę rozmawiał z barmanem, płacąc za nocleg i obsługę.

Niedługo potem wchodził do stajni, by osiodłać mustanga. Rzucił stajennemu monetę, widząc, jak lśni czystością sierść wierzchowca, a żłób napełniony jest pierwszorzędnym owsem. Gdy opuszczał zajazd, gospodarz stanął w drzwiach i udzielił mu ostatnich wskazówek. Ustalenie kierunku jazdy nie przedstawiało trudności. Informacje peona i barmana były dostatecznie szczegółowe.

______________________

Caverna de las brujas – pieczara czarownic

Desfiladero de los muertos – wąwóz zmarłych

El tiempo es un tesoro para el hombre que sabe el precio – Czas to skarb dla tego, co zna jego cenę.

peon – robotnik rolny w gospodarstwach ziemskich w koloniach hiszpańskich w Ameryce

.

przeczytaj kolejną część – Dogonić śmierć II

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Batavia jak zwykle nie zawodzisz 🙂 dzieki . Rozpaliłeś moja wyobraźnie i ciekawość .
będę czekał z niecierpliwością na następna część opowiadania. Jedno mnie tylko ciekawi – 50 dolarów barmanowi za informację ? . Za taka sumę można by było kupić cały saloon.

lupus

Powody mogły być dwa. Akcja rozgrywa się wśród jakichś meksykańskich gór znanych ze swoich bogatych kopalni srebra. Fakt że takie ceny to raczej w osadach poszukiwaczy ale wydaje mi się że barman nie wymienił właściwie swojej ceny. Kolejna sprawa to standard gościny. Na takim zadupiu to raczej pokój z robactwem, jakaś podrzędna ladacznica z syfilisem a kąpana to bywała, jeśli już, ta część ciała co do której były jakieś dalsze plany. Żeby dziewczę nie zwymiotowało. Dziwne to miejsce, to fakt.

Mick witam!
Jak już odpowiedziałem Lupusowi przyszłość pokaże.
Co do standardu obsługi. Czy pójście tak oczywistym tropem nie byłoby zbyt proste?
Czy miejsce jest dziwne? Może po prostu inne.
Pozdrawiam. B.

Lupusie, jeżeli zaintrygowało to cel swój spełniło. 😉
Co do finansów…No cóż, może bardzo zależało mu na informacji, a może dalszy ciąg coś wyjaśni.
Pozdrawiam. B.

Megas w swojej legendarnej skromności, napisał mi kiedyś że NE to nie tylko on i Nefer. Ale o tym przekonałem się już jakiś czas temu.

Hmm…różnie można interpretować Twój komentarz. ;-))
Nie aspiruje, aż tak wysoko.
Traktuję swoją bazgraninę, jako oderwanie od codzienności i nic ponadto.
Pozdrawiam.B.

Klimat dzikiego zachodu i fabuły ala Odyseusz. Czekam na ciąg dalszy.
Co będzie dalej z dzielnym szeryfem ?

Janie witam!
Dziękuję za przeczytanie i komentarz.
Co będzie dalej? Sam chciałbym wiedzieć. ;-)))
Pozdrawiam. B.

I oto zaczynasz kolejną opowieść w nowej scenerii, zgrabnie oddanej (mniejsza z miejscowym poziomem cen czy higieny osobistej -:) ). Wyszło to ciekawie w lekturze, mniej może nastrojowo niż zdążyłeś przyzwyczaić, ale intrygująco, wciągająco i nie bez elementów humorystycznych (wytrysk jako seria strzałów – spełnienie godne rewolwerowca). Ogólnie zaciekawiłeś i czekam na ciąg dalszy. Na koniec odrobinę marudzenia, w kilku miejscach powtórzenia wyrazów. Ale daję srebrnego piątala. Pozdrawiam.

Witam Neferze.
To nie dokument, a opowiadanie.
I jak to zwykle w takich historyjkach bywa, fikcja miesza się z udokumentowanymi realiami.
Czego jak sądzę akurat Tobie nie muszę tłumaczyć. 😉
To co nazywasz „marudzeniem” jest spojrzeniem kolegi z większą praktyką, które bardzo sobie cenię.
Pozdrawiam. B.

Przypomina mi się dwuczęściowe opowiadania Rity „Gorąco”.
Póki żyje mój rocznik, westerny będą mile widziane.
Uśmiechy,
Karel

Karelu !
Nie tylko Twój rocznik, mój również.
Dziękuje, że przeczytałeś.
Bardzo sobie cenię Twoje uwagi i spostrzeżenia.
Życzę powrotu do zdrowia. B.

A może jesteście tym samym rocznikiem… 😉

No cóż z góry widać lepiej…;-)))

Batavia,
Uwagi spiszę, gdy skończysz ten cykl i będę go mógł ocenić w całości. Mam nadzieję, że nie planujesz tasiemca, tylko dwu-trzyczęściową opowieść. Na razie idzie Ci nieźle.
Uśmiechy,
Karel

Dziękuję.
Na pewno skorzystam i wykorzystam w przyszłości.
Nie, nie planuje tasiemca, seriale szybko się nudzą.;-))
Pozdrawiam.B.

Dobrze się czyta, na koniec pozostał efekt ssania i mam nadzieję, że autor nas nie zawiedzie.
Co prawda bardziej przypomina mi to fantastykę niż western, ale nie mam uprzedzeń w tym względzie… któż zresztą wie jakie było zamierzenie twórcy? 😉

Szkoda tylko, że od początku zachodziłam w głowę kto na swojego konia mówi „mustang” 😀

Uwielbiam Twoje marudzenie. Bez niego świat byłby płaski jak stół.
Mógłbym unikać tego słowa (w końcu to określenie zdziczałego konia – bez właściciela) ale w przenośni oznacza konia, o szczególnym charakterze, czy zachowaniu dorównującym mustangom.
Pozdrawiam.B.

Nie lubię historii dzielonych na części.
Może to niecierpliwość a może obawa, że istotne elementy wylecą z pamięci i zamiast delektować się snutą opowieścią w dalszych odcinkach będę tracić czas na przypominanie sobie co było wcześniej.
Niemniej zaciekawiła mnie ta historia i z zainteresowaniem przeczytam następna odsłonę. Oby nastąpiła szybko. 🙂

Z pozdrowieniami
NoNickName

Taaak, po tym komentarzu poczułem, jak poprzeczka oczekiwań poszła w górę…
Jedno mogę obiecać dwudziestego następna część…czego się nie robi dla kobiet…
Pozdrawiam. B.

Jako dziecko nie znosiłam westernów. Straszliwie mnie nudziły. Dopiero z czasem zaczęłam je doceniać – i długie przejazdy przez prerię, i sceny , w których ujęcie obejmuje tylko oczy pod rondem przykurzonego kapelusza, i wreszcie pojedynki, gdy napięcie można niemal kroić nożem.

Niegdyś fabuła westernu była prosta – wiadomo, kto był dobry, kto zły, bohaterowie byli przeważnie niezłomni w swoich postawach, a finałowe pojedynki regularnie przeradzały się w starcia dobra ze złem.

Batavia zdaje się jednak nie ulegać prostocie i wykorzystuje tylko scenerię i rekwizyty do wysnucia dużo bardziej skomplikowanej opowieści. Ponieważ sama jeszcze nie wiem, dokąd zmierza przekorna wyobraźnia Autora, mogę tylko próbować uzbroić się w cierpliwość. Nie sądzę jednak, aby moja żądza przeżycia ciekawej przygody pozostała niezaspokojnoa. 🙂

Dobry wieczór,

skuszony pozytywnymi recenzjami zabrałem się za lekturę „Dogonić śmierć”. Przyznam, że miałem całkiem spore oczekiwania. Pierwsza część ich nie zawiodła – choć stanowi dopiero najbardziej ogólne zawiązanie akcji. Właściwie jeszcze nic tak naprawdę nie wiadomo – kim jest nasz bohater – poza tym, że szeryfem, zresztą czy na pewno? Może tylko posługuje się gwiazdą? Dlaczego ściga kobietę o białych oczach? Jakim cudem Debby nie pamięta nic ze spędzonej z nią nocy? I czym jest ta Pieczara Czarownic?

Większość pytań pozostaje bez odpowiedzi. A jednak klimat i umiejętnie budowane napięcie niosą te wprowadzenie i czynią je intrygującym. Z przyjemnością zatem – i coraz bardziej rozbudzonymi oczekiwaniami – zabrałem się za kolejną część.

Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie zwrócił uwagi na sposób oddania realiów historycznych. Zasadniczo wszystko mi zagrało poza jednym – w saloonie Henry szasta ogromnymi pieniędzmi. Nocleg kosztuje 15 dolarów (30 z kąpielą!), za informację płaci 50 dolarami… Wprawdzie Autor nie precyzuje, w którym roku rozgrywa się akcja, wnioskuję jednak, że jak w każdym porządnym westernie, jest to druga połowa XIX wieku. A zatem wziąłem się za research i znalazłem takie oto dane, zgromadzone przez amerykańskie Narodowe Biuro Studiów Gospodarczych: https://outrunchange.com/2012/06/14/typical-wages-in-1860-through-1890/

Średnia płaca tygodniowa (60-godzin!) wahała się między 10 i 20 dolarami. Dolar to była naprawdę bardzo silna jednostka płatnicza. W związku z tym ceny musiały być do tego dostosowane. A zatem – pokój w saloonie powinien kosztować dolara, dwa (z kąpielą!). Za informację można zapłacić 5 dolarów i to już powinno odświeżyć pamięć barmana. Poza tym (rzucającym się jednak w oczy) szczegółem wiarygodność realiów zostaje zachowana.

Pozdrawiam
M.A.

No tak Megasie ale to dane dotyczące rozwijającego się interesu w już wybudowanych miastach. W tamtym zaś czasie było wielu wolących zbierać niż siać. Do tego ceny np. w pobliżu odkrywkowych kopalni złota szybowały w górę. Jeśli Podajesz statystyki to należało by oczekiwać jakie są np. odchylenia od średnich, informacje o dziedzinie, ekstrema itp.

W jednej książce Maya jest mowa o trzech dolarach za 5 piw w wiosce kopaczy złota u schyłku jej świetności i to zaawansowanym schyłku. Jakie ceny mogły być w okresie świetności ? Z uwagi na duże odległości terenów Stanów, Teksasu i Meksyku mogły być takie ceny. Tak mi się wydaje.

Micku,

możliwe i bardzo prawdopodobne, że ceny w miejscowościach ogarniętych gorączką złota szybowały w górę (choć chyba nie aż tak, żeby nocleg w saloonie o niskim standardzie kosztował więcej niż tygodniowe pobory np. pracownika kolei), ale czy ta zapyziała mieścina, do której trafił Henry wydaje Ci się takim właśnie miejscem? Już sam fakt, że spotyka na swojej drodze głównie pastuchów i peonów wskazuje, że złoto nie jest podstawą lokalnej gospodarki.

Pozdrawiam
M.A.

Myślę że każdy ma swoje racje. Batavia chyba nigdy nie deklarował że chce się trzymać jakichś faktów historycznych. Dla tego myślę że jest zbędną sugestią podawanie jakichś statystyk czy źródeł. To jego świat. Ty Megasie trzymasz się z grubsza faktów historycznych ale nie każdy tak umie bądź nie każdy tak chce.

Micku,

chętnie dowiem się, jakie jest podejście Batavii do faktów historycznych 🙂 Dopóki jednak klarownie go nie sprecyzował, uznam, że chce się z grubsza trzymać realiów, gdy pisze opowiadanie historyczne. Dlatego dostarczyłem link, który może być przydatny w przyszłości.

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz