Ciemna jest noc IX (artimar)  3.53/5 (22)

31 min. czytania
Egon Schiele - Reclining Female Nude with Legs Spread Apart [1914]

Egon Schiele – Reclining Female Nude with Legs Spread Apart [1914]

Przeczytaj pierwszą część cyklu

– Jak spotkasz Hasmik, przeproś ją w moim imieniu.

– Przecież to dziwka.

– I tak ją przeproś. Chyba ją wczoraj przestraszyłem.

– No i co z tego? Nic jej nie będzie. Szef znalazł ją w burdelu w Hadze i wykupił od ruskiej mafii, zanim zdążyła zarazić się jakimś syfem. Ma teraz mieszkanie w Amsterdamie, darmowego lekarza, nie przepracowuje się, bo szef utrzymuje kilka takich dziewczyn dla siebie i znajomych. Powinna być wdzięczna, a jak ktoś na nią czasem huknie, to będzie grzeczniejsza.

Logika Jensa porażała. Drażan machnął ręką zamiast komentować. Godzina niespokojnej drzemki przed przyjściem ochroniarza jedynie go otumaniła. Czuł się rozbity.

Haker zmienił temat.

– Jak twój bark?

– Chyba tak samo.

– Dasz radę ze mną pobiegać?

– Zapytam szefa. A w ogóle przyniosłem ci coś. – Jens sięgnął do kieszeni, krzywiąc się z bólu. Wyciągnął pendrive’a. – Robota. Masz uzupełnić dane.

.

Pamięć zawierała dossier polityków, przedsiębiorców i innych przedstawicieli establishmentu, wypełnione w większości hakami różnej wagi. Teoretycznie Drażan mógł rozbudowywać polisę ubezpieczeniową Jana w nieskończoność. Wybrał najciekawszy cel i do wschodu słońca zbierał na jego temat informacje, szukając najbardziej obiecującego punktu zaczepienia nie tylko ze względu na interesujące dane, ale i plany hakera. O świcie wiedział już, jak i gdzie postawi kolejny krok.

.

* * *

.

Następne dwie noce poświęcił na przygotowania do włamania do firmy ubezpieczeniowej, należącej do człowieka z listy Jana. Holender zgromadził pokaźną kolekcję kompromitujących zdjęć i filmów z udziałem biznesmena, ale mało kto obawiał się dziś tego rodzaju straszaka, zwłaszcza w kraju, gdzie seks za pieniądze był legalny, a intercyza ubezpieczyciela nie przewidywała żadnych sankcji na tę okoliczność.

Trzeciego wieczora Drażan zrealizował swoje zamiary. Udało mu się pobrać z serwerów firmy należącej do celu kilka gigabajtów danych, wyselekcjonowanych zawczasu sporządzonym filtrem. Ale co ważniejsze – zdołał wysłać swoją wiadomość.

.

* * *

.

Minął tydzień. Rozpoczął się następny. Wznowili przebieżki z Jensem, ale o znacznie wcześniejszej porze. Wiosna w parku rozkwitła w pełni, co zmusiło wynajętych robotników do dużo bardziej wytężonej pracy. Alejki w najbliższym otoczeniu pałacu wysypano nowym żwirem, przystrzyżony labirynt oraz krzewy nabrały wyraźnych, ostrych kształtów, a trawniki przyozdobiły świeżo posadzone kwiaty. Jednak ani przebudzona natura, ani efekty zabiegów ogrodników, ani bieganie nie poprawiały nastroju Drażana.

Więzień spędzał noce przy komputerze, za dnia próbował odpoczywać, ale nigdy nie zapadał w głębszy sen. Najczęściej leżał wpatrzony w sufit, zaciskając w dłoni klucze. Myślał o ich właścicielce. W wyobraźni prowadził z kobietą długie rozmowy. Głównie opowiadał o sobie; wkładał w usta dziewczyny pytania o szczegóły, motywacje występków z przeszłości; tłumaczył, dlaczego ją zawiódł; niekiedy dzielił się z kochanką planami na przyszłość. Wyobrażał sobie zwykle, że kobieta leży tuż obok, jak ostatniego wspólnego poranka w domu Farisa. Tylko wtedy znajdował choć chwilę spokoju.

Grzebał regularnie w sieci w poszukiwaniu oficjalnie dostępnych informacji na temat szefa policyjnej spec-grupy. Życie urzędnika toczyło się zwykłym rytmem. Kończył kompletować zespół. Budował jednostkę na miarę przyznanych funduszy. Co jakiś czas aresztował płotki. Wyglądało na to, że Jan nie odpalił jeszcze swojego newsa.

Ciało wracało do zdrowia. Siniaki zbledły i zniknęły, żebra przestały boleć. Haker zaczął nabierać sił. Wymuszał na Jensie coraz szybsze tempo. Do biegania dorzucił trening siłowy.

Stopniowo kończył uzupełniać teczkę ubezpieczeniowca, ale dopóki nie przedstawił rezultatów pracy, nie odwiedzała go też Hasmik.

Czekał, starał się nie wzbudzać podejrzeń i nie zwariować.

.

* * *

.

Podczas piątkowej przebieżki haker zobaczył ogromny namiot na tyłach rezydencji za labiryntem.

– Co jest? Impreza? – zapytał Jensa od niechcenia.

– Taaa – wysapał ochroniarz i zatrzymał się zgięty wpół z dłońmi na kolanach.

Resztę dystansu pokonali marszem.

– Urodziny Jana, jak co roku. Przyjdzie z dwieście pięćdziesiąt osób. Wiesz, te wszystkie gwiazdki z rozkładówek, aktorki… – Strażnik uśmiechnął się znacząco.

– Super. Jestem zaproszony?

Jens nie zarejestrował sarkazmu.

– Nie, nie dostałem żadnych poleceń – odparł poważnie.

– Zostaję czy gdzieś mnie przeniesiecie?

– A po co mielibyśmy cię przenosić? Wszystkie chłopaki tu będą, żeby spławiać paparazzi i tak dalej. Co roku któryś próbuje przeskoczyć płot i takie tam. No i trzeba pilnować gości, żeby nie rozłazili się za bardzo po terenie.

Wiadomość wzbudziła ekscytację. Przyjęcie wiązało się z dużym zamieszaniem, mnóstwem obcych ludzi na terenie rezydencji. Straż na pewno wyłączy część zabezpieczeń, na przykład czujniki ruchu. Drażan wiedział, że bez problemu poradzi sobie z zamkiem w drzwiach domku. Obawiał się tylko, czy uda mu się niepostrzeżenie przedostać przez ogrodzenie, do którego ze swej siedziby miał niewiele ponad dziesięć metrów. Wzmocniona ochrona znacznie utrudni zadanie. Prawdopodobnie nie uniknie starcia z jednym ze strażników, ale nie darmo przecież co dzień ćwiczył. Hunchback nie dawał znaku życia. Kto wie, kiedy Chorwatowi trafi się kolejna taka okazja.

Dotarli do kwatery hakera. Drażan wszedł do środka pogrążony w myślach. Ściągając koszulkę, ruszył jak zwykle pod prysznic. Ku zaskoczeniu Chorwata Jens nie odszedł, lecz stał w progu z rękami wspartymi o futrynę. Jego płaska twarz przybrała dziwny wyraz. Wycierając pot ubraniem, więzień przyjrzał się ochroniarzowi, który wyglądał na spiętego.

– Przemyślałem to. Wiesz, chciałem zaprosić Judith w przyszłym tygodniu do kina – ochroniarz wydukał wreszcie.

– No, w końcu – haker pochwalił decyzję, do której popychał Jensa od dłuższego czasu. Zaczynało go powoli męczyć wysłuchiwanie jałowych wzdychań strażnika pod adresem pokojówki.

– Nie byłem pewien, czy to dobry moment.

– Dlaczego?

– Widzisz, ten bark. Byłem u lekarza. Wymyślił jakąś terapię. Mówi, że to potrwa. Jakiś wapień[i] czy coś. Głupio tak krzywić się z bólu.

– Jens, ale ty sobie potrafisz utrudniać życie. Przecież możesz to wykorzystać na swoją korzyść. Powiedz jej w czym rzecz, jak tylko cię zaboli. Kobiety są z natury opiekuńcze, zaraz będzie chciała cię rozmasować. Wtedy masz ją bliżej. To też znak, że możesz posunąć się dalej.

– Myślisz? – Mięśniak popatrzył z nadzieją.

– Jasne! Ciepło, zielono, wiosna. Dziewczyna będzie w dobrym nastroju. Daj znać, jak poszło.

.

* * *

.

Najpierw Drażan usłyszał ludzki gwar, przeplatany warkotem silników, później muzykę, strzępy przemowy, krzyki, śmiechy, oklaski i gwizdy. Po dwóch godzinach przyjęcie weszło w fazę nieoficjalną.

Wyłączył laptopa niezdolny do dalszej pracy. Nie rozpraszał go hałas na zewnątrz. Koncentrację niszczyło podenerwowanie powodzeniem prostego planu ucieczki, który zamierzał wdrożyć kilka godzin po zapadnięciu ciemności, gdy, jak przewidywał, podpite towarzystwo będzie sprawiało ochronie najwięcej kłopotów.

Położył się z założonymi za głowę ramionami. W sypialni stopniowo narastał zmrok. Bezczynność była jeszcze gorsza od pozorowanej pracy. Drżał z podniecenia. Brakowało mu powietrza. Otworzył szeroko okno. Wpatrywał się w niebo, aż ciepła bezksiężycowa noc zgasiła ostatnie cienie dnia. Palce wędrowały w kieszeni dżinsów po wypolerowanych częstym dotykiem kluczach.

Impreza nabierała tymczasem rozpędu. Dosłownie. W pewnym momencie niedaleko zawarczał potężny V8. Zachęcany przez podchmielonych gości kierowca objechał kilka razy rezydencję. Popis zakończyła eksplozja śmiechu.

Drażan poszedł do łazienki przemyć twarz. Przez chwilę wpatrywał się w swoje w odbicie w lustrze. Woda spływała po dziwnie obcej twarzy. Haker starał się nie myśleć o ewentualnej porażce.

Nagle zgasło światło, a uszu mężczyzny dobiegło rozłożone na wiele głosów „Och!”.

.

Nie wierzył w przypadki. Tym bardziej dziś. „Hunchback, dotrzymałeś słowa,” westchnął w duchu z podziwem. Wstąpiły w niego nowe siły i wiara w pomyślny finał nocy. Wyciągnął zza łóżka i wsunął za pasek spodni przyniesiony przez Hasmik sznur, który umknął uwadze strażników. Mógł się przydać, jeśli haker będzie zmuszony walczyć.

Uzbrojony w metalową część długopisu podszedł do drzwi. Wtedy pochwycił odgłos zbliżających się kroków, w których rytmie na zewnątrz kołysało się światło latarki, co Chorwat zauważył przez frontowe okno. Dwóch przybyszów zatrzymało się przed domkiem ogrodowym. Szczęknął zamek. W ramie otworu wejściowego pojawiły się bliźniacze bryły ochroniarzy, w których Drażan rozpoznał Jensa i strażnika, który skatował go po pierwszej próbie wydostania się z rezydencji. Sam haker siedział z powrotem niewinnie na łóżku z pracującym pełną mocą młotem pneumatycznym w piersi.

– Alen, bierz laptopa. Idziesz z nami – Jens oświadczył bez wstępu.

– Co się dzieje?

– Zaraz się dowiesz.

Chorwat podniósł się z posłania, zgarnął komputer i na sztywnych nogach ruszył do wyjścia. Czy cały plan Hunchbacka i włożony w jego realizację wysiłek właśnie brały w łeb? Drażan rozważał desperacki pomysł rzucenia się do ucieczki, gdy tylko przekroczy próg domku, ale ochroniarze zdawali się czytać jego myśli, zajęli bowiem pozycje po obu stronach więźnia i ujęli go pod ramiona.

Haker nie miał innego wyboru, jak tylko podążyć w kierunku i tempie nadanym przez eskortę.

.

Na terenie całej posiadłości migały latarki ochrony i wyświetlacze komórek gości. W oddali rozległy się uspokajające nawoływania Jana, który apelował o spokój i zapewniał, że za pół minuty włączą się generatory prądu.

Trzech mężczyzn obeszło trawnik wypełniony zdezorientowanymi gośćmi, wielki namiot i czerniejący głębszym mrokiem labirynt. Zmierzali w stronę pałacu żwirową alejką, wzdłuż której po obu stronach stały zaparkowane auta.

Gdy dotarli do budynku, rozbłysły światła, co tłum nagrodził brawami i pomrukiem ulgi. Ponownie zabrzmiała muzyka.

Strażnicy poprowadzili Chorwata ku wschodniemu skrajowi pałacu, gdzie przesłonięte nieco krzewami znajdowały się schody do piwnicy. Okuta dębina broniła dostępu do stelaży z leżakującymi butelkami rozmaitych trunków. Przemierzyli winny loszek szybkim krokiem w drodze do drzwi, czerniejących w głębi po lewej, między chłodziarkami. Oświetlony pojedynczą, nagą żarówką pokoik za nimi kończyła połyskująca metalicznie płyta z wbudowanym zamkiem cyfrowym, która odsunęła się z szelestem, gdy tylko przekroczyli próg niewielkiego pomieszczenia.

– Jestem Axel – przedstawił się przeraźliwie chudy, niebieskowłosy chłopak, wyciągając rękę do Drażana.

Wciągnął oślepionego światłem hakera do wypełnionego szumem wentylatorów wnętrza przestronnej serwerowni.

– Jestem pod wielkim wrażeniem twojej pracy. To, co robisz… Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Jesteś niesamowity! – chudzielec trajkotał skrzeczącym głosem jak najęty. – Obserwuję cię od samego początku. Czasem zmieniam się z kolegą. Całe życie tyle się nie nauczyliśmy, co przez ostatnie tygodnie. Nie wszystko do końca rozumiem. Na przykład to włamanie do firmy ubezpieczeniowej. Tam był taki dziwny kawałek kodu. Będziesz mi musiał wytłumaczyć, co dokładnie zrobiłeś. Człowieku, jesteś dla mnie bogiem. Nie masz pojęcia…

Towarzysz Jensa warknął kilka słów. Ekscytacja Axela stężała w mgnieniu oka. Kontynuował już dużo spokojniej i jakby zawstydzony.

– Pewnie ci już wspomnieli, że mieliśmy dzisiaj włama. No…, tego…, trochę się sprawa skomplikowała. Kolega miał przyjechać i pomóc. Rozmawiałem z nim pół godziny temu, ale zaciął się w swoim bloku w windzie, a ja tu, no wiesz…

– Nie radzisz sobie – Drażan dokończył chłodno.

– No, trochę… tak.

Chudzielec oklapł wyraźnie.

– Zaatakowali serwery, na których stoi połowa interesu szefa, i domową sieć – Axel skarżył się nieco płaczliwie. – Pół biedy, że serwerownia chodzi na osobnym generatorze poza siecią, ale wiesz, każda minuta przestoju, to kasa…

Za plecami rozległ się tupot kilku par nóg. Do sali wkroczył Jan w towarzystwie trzech goryli.

– Alen, jeśli się dowiem, że miałeś z tym coś wspólnego, przysięgam, że osobiście połamię ci obie nogi. Wielokrotnie.

Gospodarz gotował się z wściekłości. Twarz mu poczerwieniała, powietrze świszczało w rozdętych nozdrzach, a oczy niebezpiecznie wysunęły się z orbit.

– Jan, jesteś w wielkim błędzie – Chorwat zaczął, unosząc obie dłonie w pojednawczym geście.

Holender przyskoczył do hakera szybkością, o jaką nikt by nie podejrzewał korpulentnego sześćdziesięciolatka. Chwycił koszulkę młodszego mężczyzny pod brodą, przyciągnął Drażana do siebie i wycedził z ledwie hamowaną furią:

– Napraw to.

Równie niespodziewanie, jak zaatakował, Jan odepchnął Chorwata i zwrócił się do przerażonego Axela.

– Gdyby czegokolwiek próbował, natychmiast poinformujesz chłopaków. A wy, – gospodarz skinął na obu ochroniarzy, – strzelać w stopy. Nie są mu potrzebne w tej robocie. I uważajcie. To nie taka cipa jak Axel.

Strażnicy zdjęli marynarki reprezentatywnych garniturów i odbezpieczyli broń w kaburach pod pachą.

– Jak skończy, zabierzcie go do domku. Nie chcę go już dzisiaj więcej widzieć.

Jan odwrócił się i wyszedł ze swoją świtą zamaszystym krokiem.

Spłoszony chudzielec popatrywał wyczekująco na Drażana.

– Do roboty, mały – rzucił haker. – Dajesz mi pełen dostęp. Wykonujesz wszystkie polecenia bez dyskusji. Co zrobiłeś do tej pory?

Referując przebieg zdarzeń, chłopak spełnił żądania Chorwata, który usiadł przy komputerze obok i zajął się rozpoznaniem strategicznym.

Drażan tylko raz widział Hunchbacka w akcji – piętnaście lat temu w Dubrowniku, z tą różnicą, iż pracowali wówczas ramię w ramię, ale obaj zdawali sobie już wówczas sprawę z wyrównanych szans w ewentualnym pojedynku. Dlatego starszy haker nie próbował wtedy działać za plecami Drażana, lecz rozegrał współpracownika na innej płaszczyźnie, przeciągając na swoją stronę.

Chorwat nie zamierzał walczyć ze starym draniem. W systemie panowało istne pandemonium. Dywersant blokował każdy ruch i odpowiadał kontruderzeniem. Axel jeszcze nie zauważył, że cała jego kontrola sytuacji sprowadza się w istocie do wyciągnięcia wtyczki z gniazdka.

Najlepszym rozwiązaniem byłoby wskrzeszenie funkcjonalności systemu, powrót do domku ogrodowego i kolejna awaria zasilania, którą Drażan wykorzystałby do ucieczki. Hunchback na pewno oglądał rezydencję oczami dziesiątek kamer, ale nie potrafił czytać myśli. Każde słowo pisane potrafił za to przeczytać spozierający na hakera z nabożną czcią Axel. To jego należało przede wszystkim wywieść w pole. Chorwat nie dysponował niestety czasem, a w towarzystwie ochroniarzy także żadnymi możliwościami podkopania podszytej zwykłym strachem lojalności chudzielca wobec Jana.

– Dobra, przechodzę na laptopa. Wypinam go z sieci i robię sobie wytrych, żeby się przebić i wyprowadzić kontratak. Zajmij ich czymś – zakomenderował.

Przez kolejne półtorej godziny jego mózg pracował na najwyższych obrotach. Strach wywierał na hakerze wielokrotnie większą presję. Tym razem Chorwat nie trudził się nad zleceniem, szło o jego własną skórę. Axel był dość zdolny, więc i atrapa, niosąca wiadomość dla Hunchbacka, musiała wyglądać na tyle solidnie, aby chłopak nie odkrył od razu podstępu, zwłaszcza że z dużym zainteresowaniem śledził poczynania Drażana.

Strażnicy koczowali początkowo na zmianę tuż za plecami Chorwata. Towarzysz Jensa próbował nawet dopytywać o postępy, ale skarcony za przeszkadzanie zamilkł. Wkrótce obaj mięśniacy, znudzeni bezczynnością, rozsiedli się na pustym stole w kącie, z którego mogli z łatwością obserwować rozwój wypadków.

.

– Jestem gotowy – haker oświadczył akurat w momencie, gdy na zewnątrz wybuchła pierwsza salwa fajerwerków. – To ich zajmie. Zrestartujemy system i dokończymy off-line. Potem zobaczymy.

– Dajesz! – Axel krzyknął z błyszczącymi podnieceniem oczami.

Drażan wpiął się do sieci i uruchomił przygotowany program. Na ekranie komputera chudzielca otworzyło się czarne okno wypełnione mknącymi z zawrotną prędkością białymi ciągami cyfr i liter. Ochroniarze podeszli do Axela. Patrzyli bez zrozumienia na monitor, w który chłopak wpatrywał się z nadludzkim skupieniem. Trwali w bezruchu przez dłuższą chwilę.

– Trochę to potrwa – Chorwat ostrzegł tonem, z którego biło zmęczenie. Spojrzał na Jensa. – Pójdziemy zapalić?

Ochroniarz zerknął na kolegę, który wzruszył ramionami na znak braku przeciwwskazań i ruszył w kierunku marynarki.

– Jak ci poszło? – Drażan zniżył głos, aby usłyszał go tylko towarzysz przebieżek.

– Jeszcze jej nie zapytałem.

Strażnik podrapał się lewą ręką po grubym karku i spojrzał gdzieś w bok. Wtedy zabrzmiał alarmujący krzyk zrywającego się z krzesła Axela:

– Zdradził nas!

Wypadki potoczyły się błyskawicznie. Drażan widział, jak drugi ochroniarz upuszcza marynarkę i sięga po pistolet. Haker zadziałał instynktownie. Nim kolega Jensa zdążył się odwrócić, Chorwat lewą pięścią zdzielił zakochanego goryla w skroń. Jens nie zdołał zasłonić się w porę sprawiającym kłopoty ramieniem. Drażan wyszarpnął prawą ręką odbezpieczony pistolet z kabury. Celował w głowę składającego się do strzału strażnika, trafił w szyję. Mężczyzna nacisnął spust ułamek sekundy później, gdy uderzone kulą ciało obracało się już wokół własnej osi. Pocisk przeszył Axela. Chłopak padł do tyłu, strącając ze stołu ekran. Na uśmiechającej się z koszulki twarzy Anonymousa wykwitła czerwień.

Zgięty w pół Jens natarł na zapatrzonego w rozgrywający się dramat Chorwata całym korpusem. Wpadli na szafę serwera. Siła uderzenia wybiła hakerowi powietrze z płuc. Przykręcona do podłoża rama wytrzymała jednak atak i ani drgnęła. Pięści ochroniarza trafiły w żebra niezdolnego chwilowo do obrony Drażana, któremu z bólu pociemniało w oczach. Broń wypadła z ręki. Jens rzucił się do odległego o metr pistoletu. Krótki moment swobody wystarczył, aby Chorwat złapał oddech. Skoczył na plecy strażnika. Obaj runęli na podłogę. Ochroniarz chwycił broń. Haker uderzył w nadgarstek, jednocześnie wyszarpując ukryty pod koszulką sznur. Pistolet wysunął się z ugodzonej ręki Jensa i odjechał kilkanaście centymetrów po gładkiej posadzce. Goryl wyciągnął dłoń w jego kierunku. Drażan zarzucił sznur na szyję ochroniarza i zamknął pętlę. Obie ręce Jensa wzniosły się ku gardłu. Strażnik miotał się, próbując strącić napastnika. Zdołał przetoczyć się na plecy. Przygniótł hakera ciałem, nie przestając walczyć o uwolnienie. Chorwat nie odpuszczał, mimo że ciężar leżącego na nim i rzucającego się mężczyzny utrudniał zaczerpnięcie tchu. Drażan spróbował nawet zadzierzgnąć sznur mocniej. Wierzganie ochroniarza zaczęło stopniowo słabnąć i zwalniać, jakby strażnik pogrążał się w bagnie. Nogi kopnęły jeszcze kilka razy słabo powietrze. Wreszcie wszelki ruch ustał.

Haker natychmiast rozluźnił zacisk. Nie chciał zabijać Jensa. Z mozołem wydostał się spod potężnego cielska i wstał. Mięśnie drżały po walce. Z zewnątrz wciąż docierały przytłumione trzaski sztucznych ogni. Zapewne nikt nie usłyszał strzałów. Po raz pierwszy tego wieczora szczęście uśmiechnęło się do Chorwata.

Drażan podniósł i zabezpieczył broń, którą wsunął sobie z tyłu za pas. Zlustrował serwerownię. Drugi ochroniarz spoczywał w kałuży krwi. Bez wątpienia nie żył. Axel pół leżał, pół siedział wsparty plecami o stół. Przyciskał obie ręce do rany. Wodził za hakerem szklistym wzrokiem. Przy każdym płytkim oddechu w kąciku ust pojawiała się czerwona bańka. Chorwat zatrzymał się nad rannym.

– Przykro mi, mały – mruknął. – Nie chciałem, żeby to się tak skończyło.

– Ja nie wiedziałem…

– To teraz wiesz. Na twoim miejscu rzuciłbym tę robotę i zaczął uczyć informatyki w szkole.

Haker podszedł do laptopa, na którego ekranie czekała już na niego wiadomość:

.

WPADŁEŚ JAK ŚLIWKA W GÓWNO. GDYBYŚ, GŁĄBIE, NIE WYŁĄCZYŁ LAPTOPA, ŻEBY PODZIWIAĆ GWIAZDY, UPRZEDZIŁBYM CIĘ WCZEŚNIEJ I PIŁBYŚ TERAZ MOJE ZDROWIE W AMSTERDAMIE.

.

JAK SYTUACJA? – zdenerwowany haker nie miał ochoty na dyskusję.

.

GRA MUZYKA

.

DOJDĘ DO SAMOCHODÓW?

.

PRZEBIERZ SIĘ. Z DALEKA W GAJERZE WEZMĄ CIĘ MOŻE ZA GOŚCIA. NIEKTÓRZY JUŻ SIĘ ZBIERAJĄ DO ODJAZDU. WEŹ NASŁUCH TEGO, KTÓRY DYCHA. PRZESTROIŁEM GO NA INNĄ CZĘSTOTLIWOŚĆ. NIESTETY NIE BĘDĘ CIĘ SŁYSZAŁ, ALE POKIERUJĘ CIĘ. A POTEM TU POSPRZĄTAM.

.

NIE FORMATUJ SERWERÓW. JAN I TAK BĘDZIE WŚCIEKŁY – Drażan poprosił, po czym dodał: – DZIĘKI, HUNCHBACK

.

PODZIĘKUJESZ, JAK STĄD WYJDZIESZ. POSPIESZ SIĘ

.

Drażan wrócił do Axela.

– Pomogę ci – namawiał chudzielec.

– Wystarczy, że nie będziesz przeszkadzał.

– Naprawdę…

– Oszczędzaj oddech. Nie wiadomo, kiedy cię znajdą.

Chorwat przywiązał chłopaka kablem do nogi stołu i zabrał się za Jensa. Mężczyzna jęknął, gdy haker zaczął luzować mu krawat. Nieprzytomny strażnik mógł się w każdej chwili ocknąć i narobić niepotrzebnego hałasu, więc Chorwat poprzestał na ściągnięciu z ochroniarza koszuli, po czym skrępował mu ręce sznurem, nogi krawatem, a w usta wcisnął kulę zmiętego papieru.

Koszula i marynarka okazały się za duże, ale w ciemności nikt nie powinien tego dostrzec. Drażan wyciągnął niewielką słuchawkę z ucha Jensa i wsunął we własne. Na koniec zabrał strażnikowi portfel.

.

WYJDŹ Z PIWNICY I SKRĘĆ W LEWO – zabrzmiał niesłyszany od piętnastu lat głos Hunchbacka. – W CIENIU BUDYNKU STOI E-TYPE[ii]. TO NAJBLIŻSZE CIEBIE AUTO BEZ ELEKTRONIKI. JAK RUSZYSZ, ZGASZĘ ŚWIATŁO I OTWORZĘ BRAMĘ. POWODZENIA.

.

Haker postąpił zgodnie z instrukcją. Wspiął się po schodach i ruszył w półmroku niewielkich latarenek wzdłuż budynku stajni. Dopiero teraz uświadomił sobie, że umilkły fajerwerki. Bardzo dobrze. Przypadkowy błysk nie oświetli jego twarzy.

.

KRYJ SIĘ! DWÓCH IDZIE W TWOJĄ STRONĘ.

.

Drażan mijał właśnie skrajne lewe wejście do labiryntu. Szybkim krokiem skręcił między krzewy. Po kręgosłupie gnały w górę i dół lodowate ciarki. Znowu czuł się jak ścigane zwierzę. Przekraczał ciemną ścianę zieleni z wrażeniem powtórzenia zdarzeń, ale tym razem nie padało, a na poziomie kolan alejki oświetlały lampki ogrodowe.

.

IDĄ DO PIWNICY.

.

Haker zapuścił się głębiej między zarośla. Skręcił kilkukrotnie i stracił poczucie kierunku, choć zdawało mu się, że doskonale pamiętał rozkład labiryntu. Za sobą w oddali usłyszał tupot stóp na schodach, potem mężczyzn biegnących po żwirze, jednak w przeciwną stronę.

.

PODNOSZĄ CICHY ALARM. ZACZĘLI CIĘ SZUKAĆ. NA RAZIE ROBIĄ PAŁAC. MUSZĘ COŚ WYMYŚLIĆ. NIE WIDZĘ CIĘ W TYCH KRZAKACH, ALE ZOSTAŃ, GDZIE JESTEŚ.

.

Wyszedł na kawałek wolnej przestrzeni, pośrodku której stała marmurowa rzeźba. Wiedział już, dokąd dotarł. Figura wyznaczała centrum zielonej pułapki.

We hebben elkaar nog niet kennen…[iii]

Chorwat zwrócił się błyskawicznie w kierunku głosu. Na kamiennej ławce siedziała odziana w czerń kobieta z kieliszkiem wina w dłoni, wspartej na kolanie nogi założonej na nogę. Dobrze widoczna w świetle pobliskiej lampki twarz, okolona grzywą ciemnych włosów, bez wątpienia zawdzięczała gładkość zręcznym chirurgom plastycznym. Dojrzały wiek zdradzała jednak skóra szyi, dłoni i obnażonych do połowy uda zgrabnych nóg, której każdą zmarszczkę bezlitośnie wypełniał gęsty cień.

Serce pompowało do żył zbiega uderzającą dawkę adrenaliny, ale urok nieznajomej poruszył najpierwotniejsze męskie instynkty. Być może poczucie zagrożenia wyostrzyło zmysły, przez co przeżywał i smakował każdą chwilę intensywniej.

– Nie znam holenderskiego – Drażan odparł ostrożnie.

– Anglik? – Kobieta uśmiechnęła się lekko samymi ustami. Oczy pozostały przymknięte, nadając atrakcyjnemu obliczu wyraz znudzenia. – Nie, nie odpowiadaj. Pozwól, że sama zgadnę. Podejdź bliżej.

Drażan spełnił powoli polecenie. Otoczył go silny zapach perfum. Nieznajoma wsparła się na dłoni ustawionej przy biodrze i odchyliła korpus. Wyeksponowała tym samym wąskie, choć głębokie rozcięcie małej czarnej, biegnące od szczupłej szyi do pełnego biustu; o ileż bardziej kuszące od kusych sukienek, które odsłaniają kobiece ramiona i dekolt prawie po sutki. Brunetka uniosła kieliszek.

– Wina? – zaproponowała.

Nie odrywając wzroku od oczu kobiety, sięgnął po szkło. Umoczył tylko usta w wytrawnym alkoholu.

– Mówisz z brytyjskim akcentem – nieznajoma rozpoczęła niespieszne oględziny. Gardłowy, zachrypnięty alt nasuwał skojarzenie z bluesową divą. – Jesteś wysoki, dobrze zbudowany. Do tego przystojny. I zaproszono cię na to przyjęcie. Mógłbyś więc być aktorem w gejowskich produkcjach. Patrzysz jednak na mnie jak mężczyzna.

Drażan uśmiechnął się mimowolnie pod nosem. Trafił na uwodzicielkę. Z pewnością nie miał do czynienia z głupiutką gwiazdką porno. Kobieta sprawiała wrażenie niezależnej, chodzącej własnymi drogami łowczyni. Jeśli ktoś przywiózł ją na imprezę, mógł to być tylko szofer. A gdyby pozwolił się wciągnąć do jej gry? W głowie Chorwata zaświtał nieśmiało szalony pomysł.

– Poruszasz się jak mężczyzna – nieznajoma kontynuowała zabawę. – Nie jesteś nawet bi, prawda? Ale sprawiasz wrażenie spiętego. Czy to przez ten tani, niedopasowany garnitur? A może za luźną, wygniecioną koszulę ze śladami krwi na kołnierzyku? Albo sportowe buty?

Lustracja naraz przestała mu się podobać. Do tego od strony stajni usłyszał zbliżający się chrzęst żwiru pod butami co najmniej dwóch mężczyzn. Rzucił nerwowe spojrzenie na wylot alejki.

– Nie piłeś wina – zauważyła kobieta hipnotyzującym monotonną melodią głosem. – Drżysz. Obawiasz się czegoś. Może więc jesteś zbiegłym więźniem?

.

WCHODZĄ DO LABIRYNTU DWIEMA GRUPAMI. UCIEKAJ DO CENTRUM I NA WSCHÓD.

.

Łomot serca niemal zagłuszył kolejny domysł nieznajomej:

– Hakerem, który w poszukiwaniu pomocy wpadł w pułapkę?

Zrywał się już do biegu, gdy nieznajoma chwyciła go za lewą dłoń. Do Chorwata dotarło znaczenie ostatniego zdania. Kobieta wiedziała, kim jest jej towarzysz.

– Nie wydam cię. Zostań – rozkazała. Sięgnęła wolną ręką do latarenki u podnóża ławki. Ciche pstryknięcie pogrążyło parę w mroku.

.

NIGDZIE CIĘ NIE WIDZĘ. SPIERDALAJ STAMTĄD NATYCHMIAST!

.

Nieznajoma wstała i podeszła tak blisko, że oparła się biustem o pierś Drażana. Ciężki od wina oddech mieszał się z piżmem perfum. Haker odruchowo otoczył szczupłą talię uwolnioną ręką. Kobieta pogłaskała go po policzku. Od nadchodzących strażników odgradzała ich już tylko pojedyncza ściana zieleni.

– Dlaczego to robisz? – wyszeptał ogłupiały.

Przyciągnęła twarz Chorwata do swojej. Musnęła ustami jego wargi. Obróciła Drażana tyłem do wylotu ścieżki i pocałowała głęboko w chwili, gdy ochroniarze wyszli zza zakrętu. Minęli parę z tłumionym chichotem i pochrząkiwaniem. Nie rozpoznali w ciemności ani kobiety, ani mężczyzny. Na drugim końcu placyku spotkali inną grupę poszukiwawczą, z którą zamienili kilka słów i ponownie się rozdzielili.

Mimo iż niebezpieczeństwo minęło, haker wciąż splatał swój język z językiem kobiety. Przywarła łonem do jego krocza, promieniując miłym ciepłem. Wodził dłonią po jędrnych pośladkach, efekcie wielogodzinnych ćwiczeń na siłowni lub wszczepionych implantów. Nie nosiła bielizny. Czuł jej rękę wędrującą od żeber wzdłuż paska, na klamrę…

.

WYLEŹLI Z LABIRYNTU. NIE WIEM, GDZIEŚ SIĘ SCHOWAŁ, ALE CHOLERNIE DOBRZE CI TO WYSZŁO.

.

Trzeszczący w uchu głos Hunchbacka wyrwał Chorwata z transu. Delikatnie odsunął od siebie partnerkę.

– Skoro wiesz, kim jestem, wiesz również, że nie mogę tu zostać.

Przeczesała mu włosy, które od dawna niestrzyżone, zwijały się w loki. Uśmiechała się jakby zamyślona, podążając wzrokiem za palcami.

– Mogę pomóc ci w ucieczce – zaproponowała zmysłowym głosem, wibrującym w powietrzu oczekiwaniem zaspokojenia, popartym ponownym zbliżeniem ciała i otarciem się o męskie podbrzusze.

Nie patrzyła hakerowi w oczy. Dużo bardziej interesowała ją własna dłoń na skroni uciekiniera.

Pospiesznie rozważał zaproszenie, które pokrywało się przynajmniej w części dotyczącej sposobu opuszczenia posiadłości z pomysłem sprzed kilku minut. Co do reszty… Cóż, nigdy dotąd nie płacił seksem za przysługę, ale mógł trafić dużo, dużo gorzej.

– Chyba nie mam innego wyboru, jak tylko oddać się w twoje ręce.

Przygarnął nieznajomą i pocałował łakomie, bez przymusu czy z wyrachowania. Tym razem ona przerwała pieszczotę i wyswobodziła się z ramion Drażana. Wyjęła mu bez słowa kieliszek z dłoni i dolała wina z ukrytej za ławką całkiem pełnej butelki, którą wręczyła Chorwatowi.

.

ŻYJESZ TAM? NA RAZIE DROGA DO AUTA WOLNA, ALE TAK NIE BĘDZIE ZAWSZE, WIĘC MOŻE SIĘ ŁASKAWIE RUSZ.

.

Z alkoholem w ręku poprowadziła Drażana w kierunku pałacu. Gdy próbował objąć ją w pasie, pokręciła przecząco głową. Wyszli z labiryntu. Haker spuścił wzrok i uniósł rękę, jakby przygładzał brew.

.

TO JA SIĘ TU ZAMARTWIAM, A TYŚ JAKĄŚ LASKĘ W KRZAKACH OBRACAŁ? GDZIE Z NIĄ LEZIESZ? E-TYPE STOI PO PRAWEJ!

.

Ku zaskoczeniu Chorwata nieznajoma zmierzała wprost do rezydencji.

– Jesteś pewna? – podpytał półgłosem.

W odpowiedzi skinęła tylko nieznacznie. Mijali podpitych gości, którzy pozdrawiali ich krzykliwie. Kobieta za każdym razem wznosiła kieliszek w toaście. Wyglądało na to, że towarzyszył powszechnie znanej personie.

Moment później weszli na taras, rozjaśniony zewnętrzną iluminacją.

.

DRAŻAN, NIE WIEM, CZY WIESZ, KOGO WYRWAŁEŚ… – mruknął Hunchback w jego uchu. – TO SIĘ MOŻE SKOŃCZYĆ W CZARNEJ DUPIE. ALBO I NIE…

.

Haker strzelił spanikowanym spojrzeniem w twarz brunetki. Nie miał wątpliwości, że widział ją po raz pierwszy w życiu. Cokolwiek sugerował zamilkły dywersant, wskazywało na interesujące doświadczenia starszego mężczyzny z towarzyszką Chorwata.

Para doszła do oszklonych drzwi, które napięty do bólu Drażan otworzył przed kobietą. W holu po lewej przy marmurowych schodach tkwił strażnik, który nie wpuszczał biesiadników na piętro; natomiast w niedużej postaci w centrum pomieszczenia, dyrygującej zagubionymi gośćmi, haker rozpoznał Judith. Chciał się już cofnąć, gdy pokojówka skrzyżowała z nim wzrok. Ani jeden mięsień nie drgnął na młodziutkim obliczu. Dziewczyna od niechcenia postąpiła kilka kroków w stronę ochroniarza, którego ujęła za łokieć, zmuszając do zwrócenia się plecami do wchodzących. Chorwat czuł, jak oczy rozszerzają mu się ze zdumienia.

Tajemnicza nieznajoma skręciła tymczasem w prawo ku korytarzowi, wiodącemu do garażu. W umyśle Drażana kiełkowało straszne podejrzenie. Gdy tylko zniknęli z pola widzenia strażnika, haker zatrzymał wciąż uśmiechającą się lekko towarzyszkę.

– Kim ty jesteś?

– Naprawdę nie wiesz?

Wpatrywała się w niego z odrobiną niedowierzania i kpiny. W miękkim świetle kinkietów w brązowych tęczówkach igrały złote iskry. Łagodne łuki brwi uniosły się lekko, a kształtne usta rozchyliły.

– Ależ żoną Jana – parsknęła i ruszyła w dalszą drogę.

.

A JEDNAK CI POMAGA. NIC SIĘ NIE ZMIENIŁA. ZACZYNAM CI ZAZDROŚCIĆ.

.

Haker nadgonił dystans tuż przy drzwiach do garażu, za którymi prawie-że spodziewał się ujrzeć samochód dostawczy. Zamiast niego miejsce parkingowe okupowało czarne porsche. Na dachu leżała damska torebka, z której brunetka wyciągnęła kluczyki.

W korytarzu z tyłu zadudniły drobne kroki. Chorwat obejrzał się przez ramię, sięgając na krzyż do zatkniętego za pasem pistoletu. Okazało się, że podąża za nimi Judith. Wyminęła mężczyznę jak powietrze i zatrzymała się dopiero przed swoją panią. Obie kobiety rozmawiały cicho przez moment. Brunetka spoważniała. Gdy konwersacja dobiegła końca, odesłała pokojówkę z kieliszkiem i butelką winą.

– Broń, którą zabrałeś Jensowi, nie jest zarejestrowana – mruknęła żona gospodarza rezydencji.

Wyraz znudzenia i szyderstwa zniknął z jej twarzy, ale nie wyglądała na zaskoczoną czy poruszoną. Przyglądała się Drażanowi uważnie, czujnie. Czy po zapoznaniu się z jedną z wersji prawdy o wypadkach w serwerowni i uwadze na temat broni spodziewała się ataku ze strony Chorwata? Wytrzymał spokojnie osądzające spojrzenie, choć zdenerwowanie sięgało zenitu. Rozluźniła się i uśmiechnęła, jakby zadowolona z obrotu sytuacji.

– Chłopak z tego wyjdzie – dodała.

Haker kiwnął tylko głową.

– Wsiadaj – kobieta oświadczyła nagle.

.

Wyjechali z garażu. Zgodnie z planem Hunchback odciął zasilanie. W otwartej bramie, za którą błyskały niebieskie światła straży pożarnej, pogotowia i policji, ochrona dyskutowała z mundurowymi.

Jeden ze strażników zastąpił drogę porsche. Oświetlił kierowcę latarką. Haker wykręcił twarz w przeciwnym kierunku. Goryl rozpoznał prowadzącą auto i przepuścił czym prędzej.

.

ZARAZ STRACĘ ZASIĘG. DOBREJ ZABAWY. ODEZWIJ SIĘ, JAK STANIESZ NA NOGI.

.

Chorwata ścisnęło w gardle dziwne wzruszenie. Powtarzał w myślach pseudonim starego hakera jak modlitwę dziękczynną. Jeszcze nie wierzył, że po blisko trzech miesiącach odzyskuje właśnie wolność. Może obudzi się za chwilę zlany potem w domku ogrodowym i koszmar uwięzienia wróci. Włoski na karku zjeżył dreszcz. Drażan odetchnął głęboko i poprawił się w fotelu. Nieprzyjemna wizja zniknęła. Pasażer wyjął z ucha bezużyteczną już słuchawkę i wyrzucił przez okno.

Porsche niestrudzenie połykało przestrzeń. Twarde, sportowe zawieszenie pozwalało wyczuć każdą nierówność drogi. Żona Jana prowadziła pewnie i gładko, nawykła wyraźnie do temperamentu auta. W blasku instrumentów Chorwat podziwiał zmysłowy profil kobiety. Gdy gospodarz rezydencji opowiadał o niej pewnego wieczoru przy kolacji, wyobraźnia podsunęła hakerowi obraz starej, grubej baby, która bez ustanku zrzędziła i zadręczała małżonka. Jakże daleki był od prawdy.

– Dlaczego mi pomogłaś?

Milczała, jakby go nie usłyszała. Stracił już niemal nadzieję na odpowiedź, kiedy usłyszał zachrypnięty, monotonny alt. Oddzielała kolejne frazy krótkimi pauzami.

– Z nudy. Dla kaprysu. Z nienawiści. Z pogardy. Z samotności. Albo na złość.

Przerwała i popatrzyła na Drażana z cierpkim uśmiechem.

– Może chciałam coś udowodnić. Albo jestem intrygantką, która lubi krzyżować misterne plany takim, którzy uważają, że nad wszystkim panują. Może poruszył mnie twój los. Albo za dużo wypiłam. A może chciałam zemścić się na niewiernym mężu. Czy też zapragnęłam młodszego kochanka.

Litania płynęła jednostajnym rytmem bez gniewu czy goryczy. Chorwat momentami wyczuwał w tonie towarzyszki coś na kształt rozbawienia. Każdy powód mógł być prawdą i wystarczałby za wyjaśnienie. Albo wszystkie zawierały fałsz.

.

Dotarli do Amsterdamu pół godziny później. Był taki moment, gdy chemia strachu i napięcia wyczerpała się, a Chorwat poczuł znużenie, ale otępienie wietrzało teraz z jego ciała. Zbliżali się do kresu podróży.

Pozostawili za sobą suburbia i zapuścili się prosto do centrum miasta, świętującego kolejny weekend końca świata. Pokonywali łuki mostów i kluczyli ulicami na nabrzeżach kanałów, wypełnionych odbitym światłem latarni, kamienic, knajpek i przycumowanych barek, aż dotarli w okolice Zwanenburgwal. Skręcili w ciasny zaułek, gdzie wraz z otwierającymi się drzwiami zalał ich stopniowo ciepły blask garażu.

Wspięli się drewnianymi schodami na ostatnie przed poddaszem piętro budynku. Kobieta ani razu nie obejrzała się za siebie. Także, gdy przekroczyli próg pogrążonego w półmroku apartamentu, wciąż zwrócona tyłem do gościa zsunęła pantofle i udała się boso uwodzicielskim krokiem przed siebie.

Drażanowi mignęła myśl, iż mógłby teraz porwać leżącą tuż obok damską torebkę i po prostu uciec, ale obrysowane nocną poświatą miasta krągłości bioder szybko ją przegnały. W podbrzuszu wezbrała gwałtownie żądza.

Kusicielka zniknęła w głębi pozbawionego mebli mieszkania. Chorwat pozostawił broń przy butach. Zdejmując marynarkę, koszulę i T-shirt, które rzucił na surowe deski podłogi, podążył ku smudze miękkiego światła, sączącej się z pomieszczenia po lewej, choć drogę równie pewnie wskazywała mu unosząca się w powietrzu mgiełka perfum.

Kobieta stała u stóp wielkiego łoża, okrytego wzburzonymi falami czarnej satyny. Głaskała palcem dolną wargę. Od wejścia macała gościa chciwym wzrokiem. Przystąpił do niej pewnie. Bez wstępu zapuścił rękę we włosy i napadł na pełne usta. Mierzył się z językiem partnerki całą powierzchnią swojego. W szeroko rozwartych szczękach stuknęły o siebie zęby. Zacisnął palce na pośladku. Pożądanie niemal nim zawładnęło; zadzierał już kraj sukienki, gdy poczuł na gardle dłoń brunetki, która odepchnęła go zdecydowanie.

– Nie tak szybko – skarciła zapędy Chorwata.

Spoglądała na niego z lubieżną satysfakcją zwycięzcy aukcji niewolnic. Odgarniając włosy, obróciła się, aby mężczyzna rozpiął zamek sukienki. Po chwili zsunięta przez hakera tkanina opadła na ziemię, odsłaniając całkowicie nagie, zgrabne ciało. Opalona skóra blisko pięćdziesięcioletniej kobiety zdawała się być dziwnie cienka w dotyku.

Haker objął oburącz ciężkie piersi, zwieńczone ciemnymi, mięsistymi brodawkami, i gniótł je, całując szyję partnerki. Pomruki aprobaty ustały, gdy podążył dłonią w dół, do gładko wydepilowanego łona. Kochanka znowu się obróciła. Wsparła jedną dłoń na biodrze, rozcapierzonymi palcami drugiej powiodła powoli od szyi Drażana ku klamrze paska.

– Widzę, że byłeś kiedyś bardzo niegrzeczny. Zobaczmy, jakie jeszcze kryjesz niespodzianki.

Przeciągnęła palcem po rozporku.

– Hmmm… – wymruczała pożądliwie, a wypielęgnowane brwi drgnęły w błysku zaskoczenia.

Postąpiła krok do tyłu. Wsunęła się na łóżko i wyciągnęła, podparta z tyłu na łokciach. Ugięła jedną nogą, otwierając widok na obfity srom.

Chorwat ściągnął spodnie i bieliznę, wodząc wzrokiem po obnażonym ciele kobiety, z której emanowała ogromna pewność siebie; przedwieczna, matriarchalna siła. Nie potrafił jej się oprzeć. Chuć mąciła myśli, gdy wstąpił na posłanie wszystkimi czterema kończynami, zmierzając między rozchylone uda.

Partnerka uniosła ugiętą nogę i nacisnęła stopą bark hakera. Uległ po ułamku sekundy zawahania, w którym przezwyciężył wstręt. Jak wcześniej całował, tak i teraz lizał wargi sromowe aż po wzgórek całym językiem. Czuł pod nim twardszy, kulisty kształt łechtaczki. W ustach zagościła najpierw gorycz piżma, gdyż brunetka użyła perfum nawet na skórze krocza. Wkrótce jednak wyparł ją mdławy smak kobiecego śluzu, w miarę jak rozrośnięte fałdy łona rozstąpiły się. Gdy zaczął pieścić końcówką języka najczulsze miejsce, usłyszał chropawe pojękiwanie. Wreszcie nieopuszczająca przez cały czas ramienia stopa łagodnie odsunęła partnera.

Uniósł się zaskoczony, odruchowo ocierając twarz wierzchem dłoni. Kobieta rozrywała opakowanie prezerwatywy.

– Ty nie lubisz tego robić – stwierdziła z rozbawieniem.

Speszony uciekł wzrokiem na lampkę, stojącą na podłodze.

– Nie powinnam cię była zmuszać, ale nie mam już dwudziestu lat i potrzebuję dłuższej rozgrzewki.

Przysunęła się do Drażana. Objęła ręką zwiotczały nieco penis i przesunęła pierścień dłoni. Nie ściągała napletka za daleko ani nie urażała wciąż suchej żołędzi zbyt natarczywym dotykiem. Już kilkoma wprawnymi ruchami wyrwała z gardła hakera westchnięcie. Chorwata zamrowiło przyjemnie w krzyżu, krew w żyłach przyspieszyła, wyprężając szybko prącie do pełnych rozmiarów. Wówczas kochanka wsunęła kondom do ust i wargami naciągnęła na członek, pomagając sobie ręką.

– Bywa tu wielu mężczyzn, ale chyba tylko dwóch może się z tobą równać – wymruczała z uznaniem.

Pocałowała partnera z wcześniejszą głodną pasją. Nie odrywając ust, dosiadła go. Penis nie napotkał większego oporu. Sutki brunetki zaczęły wędrować w górę i w dół po piersi Drażana, ale rejestrował to jedynie ułamkiem uwagi, skupionej przede wszystkim na prąciu. Przy każdym opadnięciu, kobieta poruszała miednicą tak, że żołądź tarła o sklepienie pochwy. Doznanie było jednak stłumione warstwą lateksu. Gdy kochanka uwolniła wargi obojga, haker położył się i wspomógł partnerkę pchnięciami bioder. Kciukiem drażnił łechtaczkę. Brunetka sięgnęła ręką za siebie. Nie poczuł jednak jej palców na jądrach, za to wnętrze kobiety stało się nagle ciaśniejsze, a ruchy gwałtowniejsze. Jęknęła kilka razy z rzędu, a potem wstrzymała powietrze z głową odrzuconą do tyłu i ustami rozwartymi w niemym krzyku, akurat gdy na horyzoncie podniecenia mężczyzny zamajaczył nieodległy orgazm.

Po paru uderzeniach serca odetchnęła. Poruszyła okrężnie miednicą i opadła na tors Drażana. Żądza pulsowała w każdym mięśniu Chorwata, gęsta, gorąca. Pozwolił chwilę odpocząć kochance, po czym przeturlał się z nią i wylądował na wierzchu. Uśmiechnęła się, pokazując nienaturalnie białe zęby. Wbił się w nią mocno kilka razy. Dotknęła twarzy hakera wciąż z wesołością w oczach.

– Powoli. Chcę czuć każde pchnięcie – poprosiła.

Zmienił ułożenie. Wysuwał się niemal całkowicie z kobiecego wnętrza i wracał po nasadę prącia. Widział rozkosz opanowującą rysy twarzy kochanki z każdym głębokim sztychem. Jego skórę ogarnęło mrowienie, opadające do podbrzusza, gdzie wprawiało nerwy w drżenie.

Poruszał się jednostajnym rytmem nieskończenie długo, aż egoizm wreszcie wziął górę. Posapywanie partnerki przeszło w jęk, gdy przyspieszył i natarł mocniej. Nawet gdyby teraz protestowała, nie zatrzymałby się. Szczytowanie krążyło tuż-tuż, ale wciąż mu się wymykało. Wsunął rękę pod biodra kobiety i uniósł je nieco. Uderzał teraz pod innym kątem. Czuł, jak penis ostatecznie nabrzmiewa i sztywnieje; jak spełnienie wzbiera w jądrach. Szarpnął ciałem kochanki na ostatnich kilka pchnięć i ze zduszonym charkotem ulgi eksplodował spermą.

.

– Nie taka była umowa – usłyszał w szumie własnego dyszenia. – Nie doszłam.

Otworzył oczy. Patrzyła na niego wyczekująco z uniesioną jedną brwią.

– Nie dam rady – mruknął, wysuwając się z pochwy.

W przytłaczającym zmęczeniu orgazmem zbierało mu się na absurdalny chichot. Stres dzisiejszej nocy opadał, pozostawiając ołowianą pustkę. Najchętniej zamknąłby teraz oczy i zasnął na tydzień. Usiadł z boku i ściągnął zużyty kondom.

– Masz ładne dłonie – partnerka powiedziała ni z tego, ni z owego.

Podłożyła sobie wielką poduszkę pod plecy tak, iż znalazła się w pozycji półsiedzącej. Sięgnęła za łóżko i wyciągnęła z ukrytego schowka plastikową butelkę nawilżacza. Złapała Drażana za rękę i wylała na nią oleistą ciecz, po czym skierowała dłoń między uda, do napęczniałego, mokrego łona. Chorwat wsunął do pochwy cztery palce po kostki. Namacał to szczególne zgrubienie śluzówki, którego pieszczota zazwyczaj doprowadzała kobiety na szczyt. Kciuk położył na łechtaczce. Masował oba miejsca, obserwując pogłębiający się oddech kochanki.

– Więcej – zażądała.

Senność wyparowała z głowy hakera. Spojrzał partnerce w oczy w poszukiwaniu potwierdzenia.

– Zrób to – nalegała.

Przekręcił powoli rękę, czując, jak wokół palców rozciągają się ścianki pochwy. Skakał wzrokiem od źrenic brunetki do jej sromu. Złożył kciuk do wnętrza dłoni i spróbował wsunąć ją głębiej. Napotkał opór. Zawahał się. Kobieta chwyciła nadgarstek mężczyzny i pchnęła zdecydowanie do środka. Dłoń utknęła na kiści. Chorwat cofnął się i ponowił próbę, wiercąc w obie strony. Śluzówka opięła ciasno najgrubszą część ręki. Nacisnął mocniej, obracając dłoń w obie strony. Patrzył zafascynowany, jak ścianki pochwy wreszcie ustępują.

Kochanka jęknęła cicho. Pociągnęła hakera za nadgarstek na zewnątrz i znowu pchnęła jego rękę do środka. Z wolna ciało partnerki ulegało coraz łatwiej, aż ruchy mężczyzny nabrały rytmu. Palce brunetki przestały obejmować nadgarstek. Kobieta wyciągnęła ramiona do tyłu i zaczęła wychodzić biodrami na spotkanie dłoni.

Drażan wrócił spojrzeniem do brązowych oczu, które wpatrywały się w niego bez ustanku. Nawet w kiepskim świetle dostrzegł rosnące źrenice. Kochanka nie zmieniła tempa czy intensywności pchnięć miednicy. Orgazm, który zapulsował na ręce Chorwata, przeżyła w ciszy, poprzedzonej krótkim, pojedynczym westchnięciem. Haker wycofał się, gdy skurcze ustały.

Partnerka oddychała głęboko z triumfującym uśmiechem. Mężczyzna spodziewał się cierpkiego komentarza.

– Aż żal cię puszczać wolno – stwierdziła, budząc niemiły dreszcz na karku Drażana.

Niepokój musiał przemknąć przez jego twarz, ponieważ zaraz dorzuciła kilka uspokajających słów.

– Nie bój się. Dotrzymuję obietnic. Ale jeśli kiedyś będziesz znowu w Amsterdamie… Ten apartament należy tylko do mnie. Jan nigdy tu nie przychodzi.

– Wybacz, ale po ostatnim pobycie chyba długo nie zawitam do Holandii.

– Psujesz nastrój – kobieta poskarżyła się z udawaną złością. Kąciki ust hakera same powędrowały w górę. – Łazienka jest na prawo od wejścia.

.

Gdy wrócił, leżała na łóżku okręcona w zwiewny, czarny szlafrok. Haker ubrał się, kolejny raz karmiąc oczy widokiem zgrabnego ciała. Niewiele kobiet w jej wieku wyglądało choć w połowie tak dobrze.

– Wiesz, że będzie cię ścigał, prawda? – spytała spokojnie.

Drażan skinął głową.

– Ale przejdzie mu, jak pozbędzie się tego śledczego.

– Nadal nie rozumiem, dlaczego mi pomogłaś, ale dziękuję.

Odwróciła twarz, nim nabrał ochoty na pocałunek.

– Idź już.

Wstał z dojmującym wrażeniem, że jego męskość została wykorzystana.

.

* * *

.

Agent nieruchomości dopił piwo i rzucił na pożegnanie wiązankę powiedzonek w miejscowym dialekcie. Drażan nie zrozumiał połowy, mimo to uśmiechał się szeroko i za sprawą barwnej osobowości mężczyzny, i dzięki opróżnionej do połowy szklanicy jokera. Trunek smakował świetnie, ale haker wciąż miał przed sobą dość długą drogę do pokonania, więc z żalem popatrywał tylko na zroszone szkło.

Na początku Chorwat kręcił nosem na zaproponowane miejsce spotkania. Pub pod Kelvinbridge nie znajdował się w znanym mu trochę otoczeniu Glasgow Central. Gdy jednak usiadł przy stoliku pod arkadami mostu, a ciepłe promienie słońca zatańczyły w złotej zawartości kufla, zmienił zdanie. Tryskający zaraźliwą wesołością kompan o fantastycznie krzywych zębach dopełnił atmosfery beztroski.

Drażan jeszcze raz przeklikał zdjęcia domu, który właśnie wynajął. Nie mieszkał dotąd tak daleko na północy, gdzie łagodne wzgórza wypiętrzały się do rozmiarów prawdziwych gór, ale uznał, że w najbliższym czasie powinien unikać okolic swoich wcześniejszych adresów.

Znowu zatrzymał się na fotografii najładniejszej z trzech sypialni – całej w bieli, z ogromnym łóżkiem po środku. Oczywiście wyobraźnia podsunęła hakerowi z miejsca obraz kasztanowych włosów rozsypanych na poduszce i uśmiechających się do niego zielonych oczu. Właściwie każdą ofertę biura nieruchomości rozważał pod kątem jej wizyty, którą dokładnie już sobie zaplanował. Przewaga domu, który ostatecznie wybrał, polegała na tym, iż stał nieco na uboczu uroczo położonego miasteczka, a poprzedni najemca wyremontował i wyposażył większość pomieszczeń, szukając spokojnego miejsca do realizacji swoich projektów pisarskich. Niecały rok później wrócił jednak do Londynu, stęskniony za wielkomiejskim gwarem.

Drażan przyjrzał się kolejny raz plamie światła na pościeli. Nie potrafił ustalić jej źródła. Budynek stał na wzgórzu, zdjęcie zrobiono po południu. Czyżby nad sypialnią znajdował się świetlik? Indagowany na tę okoliczność agent chytrze wywinął się od odpowiedzi żartem i uwagą o całkowitej swobodzie zmiany wystroju wnętrza.

Haker pociągnął ostatni łyk piwa, zebrał laptopa i powędrował do auta. Wyciągnął z kieszeni papierosy. W opakowaniu została ostatnia sztuka. Dobry moment na rzucenie reaktywowanego nałogu. Zmiął w dłoni paczkę i wyrzucił wraz zawartością do mijanego kosza na śmieci.

Biała bestia na szeroko rozstawionych kołach błysnęła drapieżnie reflektorami na powitanie swojego pana. Nie zdążył się jeszcze nacieszyć nowym nabytkiem. Przybył na Wyspy dopiero wczoraj. Zmiana pojazdu stała na czele listy priorytetów. Poprzedni właściciel wyglądał na więcej niż zaskoczonego widokiem kupca, wysiadającego na jego podwórku z taksówki. Drażan z samego rana oddał na złom starego golfa, którym ledwie dotelepał się z holenderskiej mieścinki na brzegu Morza Północnego do promu, łączącego Rotterdam i Hull. Brzydkie miasteczko rybackie przez dwa tygodnie służyło hakerowi za schronienie. Zaryzykował kryjówkę pod samym nosem Jana, ale zarazem, jak domniemywał, w ostatnim zakątku świata, w którym Holender by go szukał. Nie przeliczył się.

Rankiem po ucieczce z rezydencji kupił za pieniądze Jensa laptopa i wrócił do gry – odzyskał dostęp do własnej gotówki, znalazł zakwaterowanie, zorganizował sobie nową tożsamość, wyszukał dom na Wyspach i dopełnił wszelkich formalności jako przyszły mieszkaniec. Niemal co dzień kontaktował się z Hunchbackiem, jakby nadrabiali ostatnich piętnaście lat milczenia. Starszy haker opowiedział mu o swoim burzliwym, czterodniowym romansie z żoną Jana. Zarzucił przy tym Drażana nieprawdopodobną ilością szczegółów, których Chorwat wolałby nigdy nie poznać. Hunchback zdawał się doskonale pamiętać każdą z całej armii kobiet, jakie przewinęły się przez jego łóżko, czym zawsze budził zdumienie młodszego kolegi, podejrzewającego konfabulację.

Uciekinier rzadko opuszczał podły hotelik, z którego słyszał szum fal. Początkowo, w poczuciu ciągłego zagrożenia, niewiele spał. Potem zaczął nadrabiać zaległości. Wspomnienia z ostatnich miesięcy parowały z pamięci jak cień koszmaru o poranku. Aż w pewien niedzielny wieczór, z pokładu odcumowującego promu, gdy do hakera dotarło, że wraca do kraju, który przywykł nazywać domem, a bezpośrednie niebezpieczeństwo odkrycia przez Jana minęło, napisał do Farisa.

.

A dziś rozpoczynał nowe życie w Szkocji. Wczesnym popołudniem, po stoczeniu nierównej walki z ruchem ulicznym w Glasgow, Drażan wydostał się z miasta. Nie skorzystał z podsuwanej przez GPS z uporem maniaka dłuższej trasy, której niewielki odcinek prowadził autostradą, i od razu odbił na północny-zachód.

Krajobraz po obu stronach szosy zniewalał pięknem. Wciąż świeża, młoda zieleń łąk i skupisk drzew, kwitnące wrzosowiska czy wartkie strumienie kusiły, aby zatrzymać się i w ciszy podziwiać majestat przyrody. Haker parł jednak przed siebie. Gdy od dawna nieremontowana droga zapadła w las, wiedział już, że cel podróży znajduje się niedaleko. Podekscytowany wyjechał na długą prostą, która doprowadziła go niemal do szyldu z nazwą miasteczka. Rozglądając się ciekawie, mijał stojące przy ulicy kamienice z nietynkowanego szarego kamienia, rzadziej z cegły; w jednym z zaułków mignął mu nawet szachulec[iv]. Niska zabudowa urywała się tam, gdzie szosa zaczęła piąć się na wzgórze.

Nawigacja bez pudła doprowadziła Chorwata na miejsce. Z zewnątrz dom wyglądał niepozornie. Pilot do garażu nie działał z powodu wyłączonego prądu, co zmusiło Drażana do zaparkowania na podjeździe. Klucze na szczęście pasowały do zamka drzwi wejściowych.

Wnętrze wciąż pachniało nowością i prezentowało się nawet lepiej niż na zdjęciach. Haker zostawił w przedsionku skromny bagaż. Odłożył obce jeszcze klucze na stolik w salonie. W kieszeni napotkał znajomy dotyk innego kompletu. Jego właścicielka towarzyszyła Chorwatowi w myślach, gdy obchodził parter, otwierając po kolei okna, by przegnać zaduch z od tygodni niewietrzonych pomieszczeń. Przywrócił elektryczność i dopływ wody. Wreszcie wspiął się na piętro. Zaczął od zorientowanej na wschód sypialni, którą przeznaczył dla siebie i dla niej. Otworzył drzwi. Usta rozciągnął szeroki uśmiech.

„Magda, to ci się spodoba.”

.

[i] zamierzony błąd; lekarz Jensa miał na myśli zwapnienie stawu barkowego

[ii] e-type – model samochodu sportowej marki jaguar, produkowany od 1961 r.

[iii] We hebben… – po holendersku: „Jeszcze się nie poznaliśmy”

[iv] szachulec – rodzaj budowli, której drewniana konstrukcja szkieletowa ścian zostaje wypełniona gliną zmieszaną ze słomą; często mylony z murem pruskim

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Przeczytaj kolejną część – Ciemna jest noc cz. X.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Droga Artimar.. 😉

Coś ucięło resztę komentarza? Czy jedną ręką niewygodnie stuka się na klawiaturze? 😉
Pozdrawiam czym serdeczniej,
artimar

Cudownie, uwielbiam to opowiadanie i ogromnie cieszy mnie regularność z jaka pojawiają sie ostatnio kolejne cześciej ☺️ Historia niewoli Drażana była bardzo wciągająca! Nieodmiennie trzymam kciuki za głównych bohaterów i za autorkę- zeby miała czas i ziły na pisanie, bo robi to doskonale!

Autorka się stara. Naprawdę 🙂

Trochę lepsza wersja Bonda tudzież inne smaczki, które lubię. Dzięki, Autorze.

Dzięki, Korektorze 🙂 Bez Ciebie aż tak dobrze by nie było.

Jaka tam lepsza wersja Bonda;] Raczej Stirlitza tu widzę. Takiego naszego, słowiańskiego super-agenta. Z tym, że pomieszanego z hakerem, karateką i podrywaczem.
Stirlitz wpadł do głębokiej jamy i cudem się z niej wydostał. „Cudów nie ma” – pomyślał Stirlitz i na wszelki wypadek wlazł z powrotem do jamy.

Jednak wracając i będąc na serio Artimar ponownie, już po raz siódmy zafundowała nam możliwość przeżywania przygód z Pewnym Serbem. Z każdym razem tęsknie do nich coraz bardziej, bo kto by się z nim na robotę i kobiety nie pomieniał? Kochliwy, chutliwy( akurat w tej części ciutkę mniej) i inteligentny.
O tym, że jego przygody są opisane bardzo sprawnie, z dużą ilością wątków pobocznych nadających smaczek i barwnymi postaciami przekonywać nikogo nie muszę. Oby tak dalej Artimar. Będziemy czekali.
No i na koniec:
Gestapo obstawiło wszystkie wyjścia, ale Stirlitz je przechytrzył. Uciekł wejściem.

*Dziewiąty raz. Proszę o edycję ;]

Zgoda na Stirlitza, Koperku. Cenię go nad Klossa, nie wspominając o anglosaskim Bondzie (nad Simonem Templerem już bym się zastanowił).
Nawet dłużyzny nie zniechęciły mnie do Stirlitza i jego Dwudziestu mgnień … A u Artinar dłużyzny nie występują (gimbaza spragniona szybkich i mocnych wzruszeń może uważać inaczej :-)).
Ukłony

Hasło „Stirlitz” włącza w mojej głowie z jednej strony odtwarzanie jakże rosyjskiej ścieżki dźwiękowej „Siedemnastu…”, z drugiej strony kiczowatej „W kawiarni siedzę sobie…” 😉 Serial radziecki rzeczywiście lepszy od tego naszego Klossa, którego nazwisko przyprawia mnie zawsze o parsknięcie.
Koprze, dzięki!
Karelu, kłaniam się głęboko.

Artimar, powinszowania!

Ten rozdział „Ciemna jest noc” pięknie zakończył wątek uwięzienia Drażana w Holandii i popchnął fabułę o kilometry do przodu. Wszystkie elementy – fabuła, nastrój, postacie – zagrały. Wprawdzie można uznać tajemniczą żonę Jana za wątek z rodzaju deus ex machina, ale ponieważ jej istnienie zostało zasugerowane w jednym z poprzednich odcinków, zarzut ten ma dość wątłe podstawy. Zresztą, ucieczka Chorwata nie udała się jedynie za sprawą niespodziewanej sojuszniczki – trochę się jednak sam postarał.

Postać małżonki Jana ciekawa i trochę mi żal, że więcej jej nie spotkamy (tak się przynajmniej domyślam). Żal z zupełnie innych powodów niż w przypadku Hasmik. Ormiańska prostytutka była po prostu interesującą kochanką – wyzwolicielka naszego bohatera była zaś intrygującą kobietą, znacznie bardziej pogłębioną psychologicznie. Podejrzewam jednak, że nie będzie już dla niej miejsca w fabule – która musi ruszyć naprzód. Magda czeka (czy na pewno? to też dobre pytanie).

Ciekaw jestem, w którym miejscu tej historii jesteśmy. Czy bliżej początku, czy też końca. Pierwsze rozdziały były wyraźnie romansowe, choć sugerowały mroczną przeszłość Chorwata. Potem zrobiła się sensacja i opowieść hakerska. Czy wracamy w stronę romansu, czy też czekają nas kolejne fabularne zwroty? Cóż, możemy tylko czekać na ciąg dalszy. Podejrzewam, że nie będę osamotniony gdy powiem, że czekam z wielką niecierpliwością.

Nie wiem, czy to najlepszy rozdział, ale z pewnością świetny.

Pozdrawiam
M.A.

Zastanawiam się czasem, co tak pociąga mężczyzn w kobietach złych i zepsutych. Ulegacie ich magnetycznej sile jak ćma światłu świecy, choć w przeciwieństwie do ćmy z reguły zdajecie sobie sprawę z faktu, że zostaniecie skrzywdzeni, może nawet spłoniecie. Nie wiem, czy łudzicie się, że akurat Wy je poskromicie, mszcząc cały swój rodzaj; czy wręcz przeciwnie – czujecie się wyróżnieni, że jedna z tych dumnych kapłanek bólu, które mogą mieć każdego, wejrzała łaskawie akurat na Was.

Alexandrze, dziękuję za tak przychylną opinię o tym odcinku. Nie potrafię powiedzieć, na co pod względem objętości tekstu przełożą się moje plany. Czytelnicy z pewnością wolą odcinki krótsze, za to częstsze. Cóż mogę zdradzić? Zgromadziłam na scenie wszystkich aktorów. Romans splecie się z sensacją – mam nadzieję, że ów mariaż nie ujmie mojej bajce atrakcyjności.

Łączę pozdrowienia,
artimar

Czystam regularnie, jak tylko się pojawi kolejna część, tylko jestem tak leniwa ( nie tak jak kobieta), że nie komentuje, ale dzisiaj mam dzień dobroci…..,
Cała seria super, czekam i czytam, nawet po parę razy; jest tutaj wszystko co nnie intryguję, i sensacja, i seks, i uczucia, cała gama uczuć tak jak w bywa to w życiu, i wybory, i rózne okiliczności….., jednym słowem; albo dwow to jest to.
Pozdrawam

Czytam regularnie, jak tylko się pojawi kolejna część, tylko jestem tak leniwa ( nie tak jak typowa kobieta), że nie komentuje, ale dzisiaj mam dzień dobroci…..,
Cała seria super, czekam i czytam, nawet po parę razy; jest tutaj wszystko co nnie intryguję, i sensacja, i seks, i uczucia, cała gama uczuć tak jak to bywa w życiu, i wybory, i rózne okiliczności….., jednym słowem; albo dwoma to jest to.
Pozdrawiam
Ania

Aniu, ogromnie się cieszę, że napisałaś. Dla nas, Autorów, i te dwa słowa się liczą, bo Czytelnik zadał sobie trud podzielenia się z nami swoimi odczuciami – czy dobrymi, czy złymi. Nawet jeśli z całego tekstu podoba Ci się tylko jedno zdanie, jedno słowo, nad którym się zatrzymałaś – pozwól nam się o tym dowiedzieć.
artimar

Dzień dobry!
Własne gimnazjum pamiętam jeszcze całkiem wyraźnie, ależ ja byłem wtedy głupi, wierzyłem na przykład, że dzieci biorą się z kapusty 🙂 To jednak nie znaczy, że mam za złe Artimar, że poszukiwanie momentów wymaga nieco większego wysiłku. Po ostatniej kropce chce się natychmiast wiedzieć, co też zdarzy się dalej.
Długość odcinków też nie robi na mnie wrażenia, moim zdaniem, nowości mogą pokazywać się większych odstępach czasowych, o ile tekstu będzie więcej.

Mocno mi zgrzytnęło gdzieś w połowie teksu, Haker dał dyla, ochrona go szuka i jak znajdzie zrobią mu same niemiłe rzeczy, a on ma czas na małe macanko w krzakach? Logika wydała z siebie ostatni jęk w przedśmiertnych konwulsjach. 🙂 Celnie komentował to Hunchback, swoją drogą szykuje się nam intrygująca postać. Mam nadzieję, że dane nam będzie kiedyś dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Lubię jego styl, chociaż w tym odcinku jest tylko dialogami.

Żona Jana, sprawiła, że prawie zapomniałem o wspomnianym wyżej zgrzycie. Zawsze bardzo wysoko cenię sobie wszelką odmianę, a preferencje tej pani są odmienne od powszechnie na NE spotykanych.. To ona rządzi w łóżku, niepodzielnie. Mam cichą nadzieje, że jeszcze powróci i namiesza. 🙂
Kłaniam się,
Foxm

Tak, Fox celny jak zawsze.
Cóż mam na usprawiedliwienie hakera? Po pierwsze musiał się ukryć. Po drugie uciekał i gdyby zachował się nerwowo wobec propozycji kobiety, której nie znał, mógłby wzbudzić jej podejrzenia. Po trzecie wreszcie – w sytuacjach skrajnego stresu reagujemy czasem irracjonalnie. Ostatnim próbowałam właśnie uzasadnić nagły poryw namiętności.
A odnośnie powrotu żony Jana – Zastanawiam się czasem, co tak pociąga mężczyzn…
😉
a

Artimar, Artimar.. jak długo mam jeszcze czekać?! 😀

Do jutra 🙂
Pozdrawiam,
artimar

Cóż, tajemnicza żona Jana nie jest równie tajemniczą, a przy tym bardziej chyba jeszcze drapieżną Jamilą, ale pociąga, oj pociąga… Nie podejmuję sie tłumaczyć, dlaczego i w jakim mechaniźmie to się odbywa, konstatuję tylko fakt. Trzeba raczej zastanawiać sie nie nad tym, czym ta kobieta przyciągneła naszego bohatera, ale nad tym, jakim cudem pamięta on jeszcze o Magdzie? Odcnek zgrabnie łączy cechy romantyczne i sensacyjne, chociaż motyw żony gangstera „smalącej cholewki” i wspomagajacej wroga/przeciwnika małżonka aż tak bardzo oryginalny nie jest. Bardzo smakowicie go jednak podano… Czytało się przednio. Ogólnie przyznam, że od kilku odcinków, odkąd Drażan działa samodzielnie, powieść zdecydowanie nabrała rumieńców. Cóż, ja w sumie lubię pooglądac sobie filmy o przygodach J.B. To porównanie traktuję jako komplement. Gratuluję i pozdrawiam.

Napisz komentarz