Piosenka zza rogu ulicy 1/2 (Seelenverkoper)  4.67/5 (3)

12 min. czytania
Źródło: pixabay.com

Źródło: pixabay.com

To była deszczowa, wrześniowa noc, która nastąpiła po deszczowym, wrześniowym dniu. Właściwie, to woda lała się z nieba bez opamiętania i odrobiny litości od wielu godzin. Gęste strugi odcinały szarymi kotarami moje auto od otaczającego, wiejskiego świata, przez który wlokłem się niemiłosiernie wolno. Smętnie wyrykiwałem piosenkę Waitsa o domu, w którym nikt już nie mieszka i wracałem do domu, w którym już nie mieszkałem. Nagle zauważyłem kątem oka drobną sylwetkę na chodniku i zanim odbiłem w lewo pokryłem ją od stóp do głowy wodą z kałuży. Przejechałem jeszcze dwieście metrów zanim wyhamowałem. Zakląłem cicho, wyłączyłem radio, wrzuciłem wsteczny i wsłuchując się w ryk silnika, zbliżyłem do mojej, sparaliżowanej ofiary. Uchyliłem okno od strony pasażera, zapamiętale kręcąc korbką i krzyknąłem:

– Wsiadaj, podrzucę cię.

Zauważyłem, że przez chwilę waha się, ale następny grzmot, roznoszący się po okolicy z głuchym dudnieniem, przekonał ją lub jego by szybko otworzyć drzwi i opaść na fotel.

– Zamknij za sobą, okey, Joe? – zagaiłem. – I przepraszam, że ochlapałem.

– Nie jestem Joe – mruknął mój potwór z krainy deszczowców dziewczęcym głosem. Zdjął kaptur z głowy i okazało się, że ma też delikatną, trójkątną, dziewczęcą twarz po której rozsypały się długie, kręcone, czarne włosy.
Prychnęła głośno mrużąc oczy i marszcząc nos. Przez chwilę spoglądałem na nią zafascynowany. Wyglądała jak figurka z saskiej porcelany – była delikatna i efemeryczna oraz tak krucha oraz drobniutka, że jej cieniutkie rączki i nogi mógłbym objąć palcem wskazującym i kciukiem. Wyciągnięty niebieski sweter i reszta ciuchów na niej była przemoczona – podejrzewałem, że to nie tylko moja wina. Musiała już dłuższy czas krążyć po tej ulewie. Drugie kichnięcie i pociągnięcie nosem wyrwało mnie z zadumy.

– Włączę ogrzewanie, bo chyba zmarzłaś – mruknąłem i odwróciłem od niej wzrok.

Mój stary citroen XM dmuchnął kurzem po czym wtłoczył ciepłe powietrze do wnętrza. Nawiew zagłuszył też dziewczęce chlipanie.

– Domyślam się, że mieszkasz gdzieś w okolicy, co? Podaj adres to za parę minut odstawie cię pod same drzwi.

– Tak, w tej alei kasztanowców, sześćdziesiąt trzy dokładniej. Musimy tam wracać?

– Jestem więc twoim sąsiadem. Prawie – uzupełniłem mimowolnie. – Dziwne, nie kojarzę cię.

– Bo jesteś stary dziad – rzuciła bez zastanowienia. – Masz trzydzieści lat?

– Dwadzieścia siedem.

– A ja szesnaście. Za trzy tygodnie siedemnaście, więc co się dziwisz? Nie zadaję się z pedofilami – skończyła i podciągnęła nogi pod brodę.

– Auć. – Po chwili wahania dorzuciłem. – Jakoś sam nie mam zbytniej ochoty dziś wracać. Gdziekolwiek. Włączyłem ponownie odtwarzacz i przełączyłem na czwartą piosenkę na płycie „Blood Money”.

Marie you’re the wild blue sky, and men do foolish things, you turn kings into beggars, and beggars into kings – mruczałem cicho, gdy ruszałem. Musiałem się pilnować, aby przez pozostałe pięć minut naszej wspólnej drogi nie zerkać na pasażerkę. Patrzyłem mrużąc oczy na drogę, ponieważ trochę raziły mnie światła odbite przez mokry asfalt. Jednak kiedy nie zwracała na mnie uwagi, oprócz delektowania się cichym wymrukiwaniem ballady, łapałem kątem oka obraz jej niewielkich stópek w rozlatujących się trampkach. W końcu wypatrzyłem na jednej z bram miedziane liczby sześćdziesiąt trzy i zjechałem na wyłożony starobrukiem podjazd. Wyłączyłem silnik, rozparłem się w czarnym, skórzanym fotelu i spojrzałem na jej dom. Wyglądał jak pseudo dworek szlachecki, z doryckimi kolumienkami, czerwoniastą dachówką i marmurowym patio. Kicz de la kicz i przejaw przeciętnego, polskiego, tandeciarskiego gustu.

– Ładny – mruknąłem by przypomnieć jej, że powinna wysiąść.

– Kpisz, czy o drogę pytasz? – spojrzała na mnie zniesmaczona. – Przecież jest tandetny jak czarne BMW.

Parsknąłem mimowolnie śmiechem.

– Albo jak facet z yorkiem na smyczy – dorzuciłem.

– Idzie taki, koksu po mieście w obcisłej koszulce z nażelowanym łbem i ciągnie wredne bydle, które psem nie powinno się nazywać, za sobą tylko po to, by wyrywać zidiociałe dziewczynki na to, jaki on niby wrażliwy i kochający zwierzęta – kontynuowała.

– Widzę, że nadajesz się na honorowego członka loży szyderców – uśmiechnąłem się i spojrzałem na skuloną dziewczynę po mojej prawej stronie.

– Mówiłam, że nie chcę wracać do domu – powiedziała już znacznie ciszej. Ty też nie chciałeś. Zabierz mnie gdzieś. – Ostatnie słowa już prawie wyszeptała.

– Zagubinów czy Nibylandia? – spytałem odpalając ponownie samochód. Poczekałem chwilę, aż podniesie się podwozie i wcisnąłem wsteczny. Silnik V6 zaryczał, opony złapały mokry asfalt i popędziliśmy w mrok.

***

Stała na czubkach palców, dłonie splotła na swoich plecach i patrzyła w ciemną toń wody. Zatrzymaliśmy się na niewielkim moście nad jednym z dopływów Wisły, a ona ubzdurała sobie, że będzie chodziła po barierce. Wyskoczyła jak fryga z auta i zanim zdążyłem się połapać zrobiła piruet na grubej stalowej belce i teraz stała na czubkach palców, dłonie splotła na swoich plecach i patrzyła w ciemną toń wody. Podszedłem do niej i oparłem na barierce.

– Masz alkohol? – Spytała.

– Grzeczne dziewczynki nie powinny pić w tym wieku.

– Ani uciekać, gdzie oczy poniosą z nieznajomym dziadkiem. Będę cię nazywała dziadek – uśmiechnęła się i spojrzała na mnie.

– Okey Joe, ale zejdziesz na chodnik?

– Martwisz się o mnie? – Zamarła i zabalansowała na jednej nodze, drugą lekko odpychając mój bark. Schwyciłem jej kostkę. Miałem racje – objąłem ją palcem wskazującym i kciukiem.

– Wiem, że to dziwne, że przywiązuję się do przypadkowych dziewczyn, które wpadają do mojego życia jak pocisk odłamkowo-burzący.

Podszedłem do auta i otworzyłem bagażnik. Miałem jeszcze parę przyzwyczajeń z czasów studenckich i dlatego woziłem butelkę wódki pod kołem zapasowym. Możecie też to nazwać początkami alkoholizmu. Podałem jej półlitrówkę gdy już siedziała na barierce wesoło machając nogami. Odkręciła ją, stuknęła denkiem o moją głowę i pociągnęła duży łyk.

– Zabawny masz ten swój złom na czterech kółkach – skwitowała mojego citroena. – Wygląda jak statek kosmiczny, pierwsze siedzenia to kokpit dwójki pilotów i do tego pędziliśmy dwieście dwadzieścia, gdy wyprzedzaliśmy tego zdziwionego mięśniaka w wozie ze spoilerami. Jesteś takim pieprzonym Panem Samochodzikiem.

– To tylko urządzenie, ale przyznaję, lubię je i nawet rzadko płaczę podczas karmienia na stacji benzynowej, chociaż wcina paliwo aż mu się lusterka trzęsą. Dlaczego nie chciałaś wracać?

Pociągnęła kolejny łyk gorzały tylko lekko się krzywiąc. Spojrzała na mnie i jak pisklak wtuliła chowając pod moje ramię.

– Jestem tam zbędna. Matka układa sobie życie z gościem, który kazał mi do siebie mówić per Mat, bo uznał, że Mateusz wszystkim kojarzy się teraz z księdzem. Dziś jedli kolację i śniadanie, a ja miałam spędzić noc u chłopaka, ale mnie wkurwił.

Wyciągnąłem do niej paczkę papierosów. Wyjęła jednego z i po chwili oboje zaciągaliśmy się aromatycznym dymem.

– Co zrobił? – Spytałem po dłuższej przerwie.

– Kazał mi przestać pić i palić. Śmiał się z tego, że czytam poezję. Wojaczka… i paru innych. Też się będziesz nabijał?

– Na naszą mowę wielce bełkotliwą, na rozpaczliwie niedorzeczną miłość… Nie, nie zamierzam – dodałem po namyśle. – Przepraszam, więcej nie pamiętam.

– Dałam mu w pysk – spojrzała na swoje dłonie – zasłużył, ale już nie będzie chciał ze mną być. Poniosły mnie emocje. Kuuurrrrwa! – ryknęła nagle, a ja mocniej przytuliłem ją do siebie ignorując wyrywanie się. W końcu poburczała tylko pod nosem i znów zamarła.

– To była moja przyszłość. Jego rodzice mają dużą kancelarię prawną w Sandomierzu, a ja chciałam studiować prawo na UJ-ocie. Jedyną szansą abym dostała się na aplikację był związek z tym kretynem. Wiesz, jak jest. Maria.

– Słucham? – Ocknąłem się. Miała cichy ale głęboki i gardłowy, naprawdę hipnotyzujący głos.

– Mam na imię Maria Rachela – powtórzyła śmiejąc się.

– Tośmy się dobrali z nietypowymi imionami! Konstantyn Lonan – rzuciłem, gdy zobaczyłem, że czerwienieje na twarzy. – Matka studiowała w Irlandii północnej i uparła się, żeby dać mi imię po swoim kumplu z tamtych czasów. To stare celtyckie słowo oznaczające czarnego ptaka.

– Ja swoje dostałam po babciach – mruknęła uśmiechając się do mnie szeroko i wydmuchując dym papierosowy prosto w moją twarz.
– Zmarzłam – rzuciła po chwili. – Zatańczymy?

Podskoczyła do auta, a ja mogłem podziwiać jej zaskakującą grację przy poruszaniu się oraz lekko kościsty, wypięty tyłek przypominający trochę serce z dziecinnych rysunków. Włączyła odtwarzacz i pogłośniła. Znów chropowato zajęczał Waits: He had three whole dollars, a worn out car. Podbiegła do mnie, włożyła ręce pod marynarkę i objęła w pasie. Byłem na tyle zdziwiony, że dopiero po chwili odwzajemniłem jej gest. Niższa ode mnie – mierzyła tylko sto sześćdziesiąt parę centymetrów – kobietka złapała mnie także za serce. Tak bardzo, że… no właśnie, że co? You can never go back, and the answer is 'no’ and wishing for it only makes it bleed. Tak bardzo, że wtuliłem twarz w jej burzę poskręcanych, wilgotnych włosów i naprawdę marzyłem, aby pewien alkoholik darł ryja do końca świata i jeden dzień dłużej. And I just want to know the same thing i wanna know how’s it going to end?

***

Spała na fotelu pasażera. Była skulona – podciągnęła lekko nogi i podłożyła piąstki pod brodę. Rozchyliła usteczka. Dopiero teraz dostrzegłem, że jej twarz pełna jest piegów jak nocne niebo gwiazd. Znów zdrętwiała mi prawa ręka.

***

Zdrzemnąłem się przez chwilę, gdy siedziałem przy stoliku na stacji Orlenu z kawą w jednej i gazetą wyborczą w drugiej ręce po tym jak zatankowałem do pełna. Obudziła mnie pocałunkiem w czoło. Miała miękkie jak atłas, wilgotne usta i pachniała pomarańczami. Ocknąłem się, przeorałem dłonią twarz i przetarłem oczy.

– Wstawaj dziadek! Bo ci mnie ukradną! – zaszczebiotała.

– A kto by cię chciał? – burknąłem groźnie. Odskoczyła jak oparzona, lekko się zgarbiła, wtuliła głowę w ramiona jak wystraszone pisklę i stanęła niepewnie, balansując na jednej stopie, drugą zahaczając o swoja łydkę.

– Kto chciałby – kontynuowałem zbliżając się do niej – być z taką nieznośną, inteligentną jak cholera i jak cholera jasna śliczną, pełna życia, znającą się na poezji i na ludziach kobietą? – Ostatnie słowa już prawie wymruczałem w jej stronę, złapałem w talii, przyciągnąłem do siebie i mocno przytuliłem.

– Podpowiem ci – wyszeptałem jej do ucha, po tym jak przez chwilę wodziłem po nim wargami – jest pełno wariatów, a ja, znajduję się w ich ścisłej czołówce.

– Jesteś nieznośny, wiesz dziadku?

Odsunąłem ją od siebie, spojrzałem w intensywnie zielone oczy i ścisnąłem jej niewielkie dłonie, cierpliwie masując kciukami ich wnętrze.

– Nie wiem, łasce jakiego nieznanego mi bliżej boga zawdzięczam to, że jesteś. Tu. Ze mną.

– Mnie ty głuptasie – przerwała mi.

– Więc, od dziś jesteś moim jedynym bogiem. Niniejszym przestaję być ateistą!
Odgarnąłem włosy znad jej ucha i delikatnie, nie dotykając skóry, pieściłem szyję ciepłym oddechem. Dopiero po chwili dotknąłem wargami ucha i poznawałem jego nieregularny skraj. Lekko podrażniłem je językiem, co spowodowało u niej gęsią skórkę. Po takiej zabawie włożyłem płatek do ust i possałem. Jęknęła cicho, co przykuło jednak uwagę całej obsługi stacji benzynowej. Nie często w końcu widzą tak nietypową parę całującą się o czwartej nad ranem wprost na ich oczach. Gówno nas to obchodziło. Schwyciłem jej podbródek w palce i zmuszając, by stanęła na palcach, zbliżyłem twarz do swoich ust i donośnie cmoknąłem uroczy, grecki nos. Wydaje mi się, że trochę ją to sfrustrowało, bo otworzyła jedno oko i ponagliła mnie:

– Całuj wreszcie!

Więc całowałem. Na początku lekko possałem jej dolną wargę, ale kobiece usta były tak natarczywe, że nie wytrzymałem długo i nasze języki rozpoczęły wspólny taniec. Była taka zachłanna, taka radosna, że i sam wkrótce straciłem pozory opanowania.

***

Rozmawialiśmy o wszystkim – o jej liceum – najlepszym w mieście, jak zaznaczała z determinacją, bracie idiocie, który przyprowadzał coraz głupsze panienki, o mojej byłej – od wczoraj – narzeczonej i robocie w dużym biurze obsługi klienta z której mnie wyrzucili już miesiąc wcześniej. Potem o tym czy Chrystus był komunistą, filmach Kusturicy i Almodovara oraz powieściach Marqueza. Następnie, mocno ściskałem jej dłoń, by wkrótce przenieść własną na dziewczęce kolano ukryte pod grubymi dżinsami.

Wiecie, prowadzenie auta i zmiany biegów przy użyciu tylko lewej kończyny górnej, wcale nie jest takie trudne.

***

– Masz tylko te smęty? – Spytała marszcząc nosek na kolejną piosenkę Waitsa.

– Z tyłu znajdziesz inne płyty. Możesz czegoś poszukać – zaproponowałem. Rozpięła pasy bezpieczeństwa, uklęknęła na swoim siedzeniu i sięgnęła na tylni fotel. Przy okazji, pozwoliła podziwiać swój uroczy wypięty tyłek w obcisłych spodniach, pod którymi widziałem obrys skromnych majtek. Wiedziała, że się patrzę. Kurwa, nie dało się nie zerkać. Szturchnęła mnie lekko pośladkiem w ramię i ofuknęła:

– Na drogę patrz!

– Będę – zgodziłem się pokornie – jednak tylko pod warunkiem, że wieczorem dasz się pogłaskać po pupie nie uzbrojonej w te dżinsy.

– Okey Joe – mruknęła ponownie opadając na swoje miejsce. Wolisz Offspring czy Koniec Świata? – Błyskawicznie zmieniła temat. – Nie sądziłam, że słuchasz całkiem dobrej muzyki dziadek. Tylko nie śpiewaj, bo robisz to naprawdę źle.

W głowie miałem rewię fajerwerków i teraz naprawdę nie umiałem skupić się na trasie.

***

Zajechaliśmy do małego miasteczka leżącego przy drodze donikąd. Znałem tu każdy kąt. Kupiłem słodkie bułki w małej piekarni tuż po tym, jak wyciągnięto je z pieca i zjedliśmy, jeszcze gorące, popijając jogurtami i maślanką.

– Muszę kupić sobie jakąś sukienkę – oznajmiła mi, gdy otrzepała się już z okruszków i rodzynek. – Może też klapki.
Nie miałem powodów do sprzeciwu, więc po krótkim wywiadzie wśród miejscowej elity ławeczkowej i paru gospodyń domowych złapanych podczas porannych zakupów znaleźliśmy sklep „ Moda! Londyn – Paryż – Warszawa!” i niepewnie przekroczyliśmy próg gotowi podjąć ucieczkę… znaczy odwrót taktyczny jeśli wystąpiłyby najmniejsze trudności.

Maria, przy braku jakiejkolwiek uwagi ze strony sprzedawczyni, przemierzała pomieszczenie długimi krokami, przeczesując skromne zasoby butiku i wybierając parę paskudnych, babcinych sukienek. Ruszyłem za nią do przymierzalni, jednak wystawiła mi język i zasunęła kotarę przed nosem. Zapaliłem więc papierosa przy drzwiach wejściowych i cierpliwie czekałem

– Jak wyglądam? – Z zamyślenia wyrwał mnie jej głęboki głos dochodzący zza moich pleców. Odwróciłem się i oniemiałem. Stała skromnie w lekkiej, cieniutkiej, czerwonej sukience we wzór z płatków maku i wyglądała jak najnowszy cud świata. Może to dlatego, że wszystko na niej wyglądałoby cudownie, a może tylko przez to, że zakochałem się po same uszy.

***

Znów trasa. Otworzyła swoje okno na całą szerokość i bez pytania o pozwolenie wystawiła przez nie nogi w długich, sznurowanych sandałach, przez chwilę wesoło nimi machała i delektowała się wiatrem na skórze. Spojrzałem w lusterko i zobaczyłem w nim zaskoczoną minę kierowcy volkswagena, który jechał za mną i o mało co nie zaliczył stalowej barierki. Maria, moja Maria, miała naprawdę śliczne nogi – długie, szczuplutkie, o regularnych kształtach i cienkich kostkach wydawały się tylko fantasmagorią. Po pół godzinie znów schowała je do auta. Nie mogłem już dłużej wytrzymać i położyłem dłoń na odkrytym kolanie. Spojrzała na mnie i podciągnęła lekko sukienkę do góry pokazując delikatną, nieopaloną cześć uda. W nagłym, ale subtelnym szturmie przesunąłem palce na jego wewnętrzną, niesamowicie gładką, wręcz jedwabną część. Cicho westchnęła i przymknęła powieki. Delikatnie masowałem jej nogę i przesuwałem dłoń coraz wyżej, aż opuszkami palców zawadziłem o jedwabną koronkę majtek. Wyczułem wahanie. Spojrzała na mnie i wyszeptała prawie niedosłyszalnie:

– Kocham cię, skończony idioto. I naprawdę nie wiem dlaczego. – Zagryzła usteczka, lekko osunęła się w fotelu i wyraźnie rozluźniła nogi ułatwiając mi dostęp i zarazem dając nań pełne, milczące przyzwolenie. Wsunąłem palce pod koronkę i dotknąłem jej gładkiej, parzącej wręcz kobiecości. Jęknęła gardłowo i wyprężyła się cała wyrzucając przy tym do przodu drobne biodra. O mało co nie wpadłem do rowu przy ostrym zakręcie, więc na chwilę musiałem cofnąć palce i wyprowadzić auto na prostą. Maria przywitała to miauknięciem zawodu i gdy tylko ponownie zacząłem masować jej udo schwyciła moją dłoń, zacisnęła na niej nogi, tak by uniemożliwić ponowną rejteradę i rozpoczęła dzikie ujeżdżanie jej wewnętrznej części. Po chwili poczułem wilgoć na palcach. Była tak podniecona, że cały świat stracił dla niej ostrość. Oplotła ręce wzdłuż mojego ramienia i zaczęła na przemian dyszeć i piszczeć mi do ucha masturbując się już tylko szybkimi, urywanymi ruchami bioder. W końcu zakwiliła cicho i zamarła.

– Też cię kocham mój mały skrawku nieba – powiedziałem, wziąłem głęboki oddech i docisnąłem gaz.

***

Dojechaliśmy do Zagubinowa. Do małej, prawie wymarłej już wioski, gdzieś w mazurskich lasach nad prawie zarośniętym jeziorkiem. Wzięła prysznic i usnęła zawinięta w koc na dużym, drewnianym łóżku o grubym materacu, gdy ja łaziłem w tę i z powrotem po rozlatującym się molo. Otuliłem ją dokładnie grubym pledem, aby nie zmarzły jej stopy. Usiadłem w fotelu naprzeciw niej, spojrzałem na wygasły kominek i zapaliłem papierosa. Bawiłem się wypuszczając kółka z dymu.

Nie pytała o powody. Moje słodkie kochanie pewnie już wiedziało – była diablo inteligentna. Co nie zmienia faktu, że jakoś musiałem to wyartykułować, tylko po to, by być uczciwym.

Przeczytaj drugą część cyklu – Piosenka zza rogu ulicy 2/2

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione..

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dobry wieczór!

Ostatnimi czasy na naszej stronie mnóstwo debiutów! Mamy dziś przyjemność powitać 34 Autora Najlepszej Erotyki, Seelenverkopera, który wita się z Czytelnikami opowiadaniem nastrojowym i delikatnym zarazem. Liczymy, że zostanie z nami długo i obdarzy NE jeszcze wieloma tekstami!

Pozdrawiam
M.A.

Ciekawe, poetyckie, odrobinę zbyt rzewne. Trochę mdli od tekstów typu "moje słodkie kochanie" ale tylko w paru miejscach. Da się czytać. Sugeruję więcej liryki, ale mniej lukru. Powinno być lepiej strawne:)

Mustafa

Dobrze się zaczyna. Ciekawam, co będzie dalej!
Julia

Opowiadanie budzi delikatne skojarzenia z Lolitą, choć oczywiście bohaterka nieco starsza a i bohater młodszy niż Humbert Humbert. Mimo to pewne konotacje wyczuwalne jak najbardziej są. Z zainteresowaniem będę śledził ciąg dalszy by przekonać się czy moje intuicję okazały się słusznymi.

Absent absynt

Absencie, mi też pewnego rodzaju analogie sie nasunęły – i za to Autorowi chwała, bo jest to jedna z moich ulubionych książek. I nie chodzi tu jeno o układ damsko-męski, ale też o pewne pesymistyczno-nostalgiczne spojrzenie na świat samego bohatera.

pozdrawiam, seaman.

Bez zachwytu. Sentymentalny romantyzm zamiast ciekawej akcji. Nie podoba mi sie. Devon

Zgadzam się. Mdliło mnie od tego "romantyzmu".
Eileen

Jeśli już to sentymentalizm a nie romantyzm i proszę nie łączyć terminów bo to jakby powiedzieć butelkowe dropsy o smaku mietowym;] teraz jednak bardziej na serio- chciałem zarysować lekko balladowy(jak u waitsa) świat, jjeśli w waszej opinii mi się nie udało to bardzo mi przykro. I mówię to bez przekąsu.

Jeśli o mnie chodzi, to ten balladowy klimat jak najbardziej uchwyciłem. I uważam go za największy atut tego tekstu. Natomiast to "słodkie kochanie" uważam za poważny mankament. Ani nie pasuje do stylu narracji (nagłe czułostki zamiast kpiarsko-ironicznego spojrzenia, które towarzyszyło nam przez całe opowiadanie), ani nie brzmi ładnie. A przede wszystkim – jest pretensjonalne. Tak więc – atmosfera, l'ambiance – jak najbardziej tak. Zdrobnienia i czułostki – zdecydowanie nie 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Znam taką parę. Stan powyżej opisany istnieje i wiem, bo widziałam. Z jednej strony przekąsy i dosrywanie sobie, a po chwili słodkie czułostki.
Pierwszy etap zauroczenia obfituje w takie właśnie kontrasty.
Kumpel najpierw mówi o swojej dziewczynie, że z niej głąb, bo coś tam, a po chwili, że jego słodkie kochanie. Mały przykładzik tylko tego, co dzieje się z nim. Ją znam również i to dopiero kontrastujące ze sobą zachowania 😀
"Słodkie kochanie" jest na miejscu, gdyż ogłupiały umysł bohatera tak właśnie pomyślał!

Megasie,

szczerze podziwiam Twoją aktywność na blogu…

Czy kiedykolwiek sypiasz? 😉

Pozdrawiam Wszystkich, co nie mogą spać… 😉

max

Maxie,

spieszę zapewnić, że wbrew pogłoskom sypiam (czasem). Ale u progu tak pięknego weekendu wcale się spać nie chce, a nadrobić zaległości komentatorskie – jak najbardziej 🙂

Pozdrawiam również,
M.A.

Przyczepilicie sie do torta, ze jest słodki.
Tort ma byc słodki.
"słodkie kochanie" to kwintesencja kiczu… i doskonale pasuje do historii milosnej, bo milosc jest kiczem w najczystrzym wydaniu, zwlaszcza taka milosc, ktora opisuje Seelenverkoper w powyzszej balladzie.

Facet jest skorym do ironii cynikiem z pewnym "wyrobionym" spojrzeniem na swiat i w momencie "slabosci" czy jak kto woli, milosci,
tak wlasnie sie "rozpuszcza". Staje sie drabem z łezka w oku, to czysto balladowe, a wy wzieliscie to za przesłodzone- przesłodzenie pasuje tutaj jak ulał. To tak, jakby powiedziec, ze Waits by sie wam podobal, ale ma ochrypły głos, a dla tych co nie znaja Waitsa: …a co ja bede tlumaczyl takim co nie znaja Waitsa…nie wazne.

UWAGA BEDE ZDRADZAL TRESCI Z DALSZEJ CZESCI!

Sa tutaj wewnetrzne refleksje zakochanego goscia, ktorego owa milosc jest ostatnim haustem zycia. Czego czytelnik nie wie, skoro publikuje sie te opowiesc w rozdzielonych od siebie odcinkach( bląd wg mnie ) ale sie dowie.

pozdrawiam
AS

Szczerze powiedziawszy nie wiem, co ma "słodkie kochanie" do ballad Toma Waitsa, i jakoś zupełnie mi to do siebie nie pasuje, więc pozostanę przy swoim zdaniu. Jest to wtręt całkowicie zbędny.

Natomiast zgadzam się, że opowiadanie jest zbyt krótkie by dzielić je na części. Spokojnie mogło pójść do publikacji w całości, co zapewne dobrze by temu tekstowi zrobiło.

Pozdrawiam
M.A.

Waits to przyklad, nie ma tu nic bezposrednio do rzeczy. Moglem napisac zamiast tego "Orkiestra Bregowicza mi sie podoba, tylko instrumenty maja jakies niedostrojone", Powtorze prostrzymi slowy: Opowiadanie Seelenverkopera to ballada i zawarte w niej sa rzeczy wlasciwe stylowi balladowemu, ktory traktowany bez uwzglednienia jego natury moze wydac sie blednym.

"Slodkie kochanie" jest wlasnie takim elementem piosenkowym.
Mnie prawde mowiac nie przeszkadza on wcale, biorac pod uwage to o czym juz pisalem powyzej.
Ja na przyklad moge wydac sie komus chujem, ale zapewniam, ze moje listy milosne rozpuszczaja beton. ^^

AS

ps

Megas, Waits napisal mnostwo milosnych piosenek, bardzo ckliwych, slodkich, przedstawiajacych slabosc "twardych" ludzi, wiec piszac, ze nie rozumiesz co ma piernik do wiatraka, chociaz moje nawiazanie nie bylo bezposrednim odwolaniem, wykazujesz po prostu brak znajomosci tematu.
Johnsburg Illinois – moja ulubiona na ten przyklad.

Mi akurat zawartość cukru w tym opowiadaniu nie przeszkadza. To ma być takie liryczne coś, na granicy snu i jawy, dziwacznie wypaczona wizja szalonej, niespodziewanej miłości między starzejącym się (no dobrze, dojrzewającym) panem a nastoletnią, trochę pokręconą dziewczyną. W tej koncepcji akceptuję zachwyty bohatera, jego "słodkie kochanie" itp.
Tak jak napisałem wcześniej – strona artystyczna przedsięwzięcia, wizja i pomysł mi się podobają.

Pozdrawiam, s.

Starski lekko abstrahując…da sie gdzieś przeczytać twoje wiersze miłosne? Choć jeden? Próbkę? Po prostu przy przekroju twojej twórczości- od bajek i baśni po disco historyjki to byłoby wyjątkowo ciekawe.
Po drugie:Maybe when our story's over
We'll go where it's always spring
The band is playing our song again
And all the world is green- to taki przykład lekkiego marzycielstwa, ze słowami jakże typowymi i słodkimi….o piosence która należy do nich.

Napisz komentarz