Perska Odyseja VI: Zbrodnie i kary (Megas Alexandros)  4.61/5 (93)

29 min. czytania
Kazimierz Przerwa-Tetmajer, "Naga kobieta i grecki wojownik"

Kazimierz Przerwa-Tetmajer, „Naga kobieta i grecki wojownik”

– Andromenes… Chcę, byś mi go podarował – wymruczała mu do ucha Omfale.

Swoją prośbę podkreśliła, przysuwając się doń bliżej, tak że nagą piersią otarła mu się o ramię. Macedończyk nie otworzył oczu ani nie odpowiedział. Odprężając się po miłosnym akcie, nie życzył sobie kłótni ze spoczywającą u jego boku złotowłosą pięknością.

Leżeli w całkiem wygodnym łożu, w najlepszej sypialni przydrożnego zajazdu, na który straż przednia natknęła się na krótko przed zmierzchem. Kassander polecił swemu zastępcy, Jazonowi, poprowadzić oddziały jeszcze dwadzieścia stadiów w stronę Gordionu, by wykorzystać ostatnie światło dnia. Sam zaś, z Omfale oraz niewielką tylko eskortą, zatrzymał się tu na noc. Jutro z łatwością dościgną korpus, a dziś będą się cieszyć wygodą oraz prywatnością, jakiej nie sposób znaleźć w wojskowym obozie.

Mnesarete będzie wściekła, gdy się o tym dowie, pomyślał leniwie Macedończyk. Kolejna niezadowolona kobieta w jego życiu. Jeszcze jedna, która pragnęła mieć go na własność każdej nocy. Trudno. Później zajmie się jej obłaskawianiem. Przekona, by wybaczyła mu romans z Lidyjką. Wytłumaczy, że to z nią jest mu najlepiej. Może zresztą tak właśnie było. Dziewczyna z Argos ani urodą, ani namiętnością nie ustępowała Omfale. Wiernie towarzyszyła mu z Koryntu aż tutaj, mimo wszystkich upokorzeń, których jej przecież nie szczędził. A do tego nie formułowała niemożliwych do spełnienia żądań.

Ręka wsunęła się pod niedźwiedzie futro, którym się okryli, albowiem noc na frygijskiej wyżynie była nadzwyczaj rześka. Dłoń odszukała jego męskość, palce otoczyły ją w ciasnym uścisku. Omfale pobudzała jego pożądanie niespiesznymi ruchami. Wciąż jednak czuł na sobie uparte spojrzenie tych wielkich, błękitnych oczu.

– Poczujesz się lepiej, gdy uwolnię cię od tego ciężaru – zapewniła. – Przecież wiesz, że królewski sąd to fikcja. Andromenes wszystkiego się wyprze. Wydaj go mnie, a możesz być pewien, że poniesie karę za wszystkie swoje zbrodnie.

– Jak na niewiastę jesteś niezwykle krwiożercza – odparł wreszcie.

Wiedział, że kochanka nie zostawi w spokoju tego tematu.

– Wiesz, że mam swoje powody.

– A ja mam swoje obowiązki. Macedoński satrapa nie może być sądzony przez kobietę. Tym bardziej z podbitego ludu.

– Zachowujesz się tak, jakbyś sam zawsze przestrzegał zasad! Przecież nie miałeś prawa go obalać i zastępować własnym człowiekiem!

– To było co innego. Działałem pod wpływem okoliczności. Właśnie po to wlekę go przed oblicze władcy, by Aleksander zaakceptował moje decyzje.

– Aleksander co najwyżej przyłoży mu po rękach. Ja bym je odrąbała.

Kassander skrzywił się i otworzył wreszcie oczy.

– Właśnie dlatego wymierzanie kar nie jest zajęciem dla niewiast. Nie potraficie powściągnąć swoich namiętności.

Palce mocniej zacisnęły się na członku, który znowu był dumnie wyprężony, w widoczny sposób unosząc przykrywające go futro.

– Nigdy dotąd ci to nie przeszkadzało…

– Mówię poważnie, Omfale! – Macedończyk podniósł się i usiadł na łóżku.

Dłoń zsunęła się z jego męskości.

– Ja również jestem poważna. Śmiertelnie.

– Załóżmy, że oddam ci satrapę. Jak byś go ukarała?

– Pozwól mi się zaskoczyć. Andromenes też zasługuje na niespodziankę.

– Zastanawiam się szczerze, co jeszcze możesz mu uczynić. Moi jeźdźcy prowadzą go na powrozie. Gdy tylko zwolni krok, na jego grzbiet sypią się baty. Co noc jest gwałcony przez Jazona i innych żołnierzy, gustujących w takich rozrywkach. W dzień zaś żołnierze oddają mocz do jego jadła…

– To wciąż za mało. Za wszystko, co zrobił, musi zapłacić życiem.

– I na to właśnie nie mogę pozwolić.

– Nie przestanę nakłaniać cię do zmiany zdania.

Wysiłkiem woli zdusił cisnące mu się na usta przekleństwo. A potem spróbował skierować rozmowę w inną stronę.

– Pojutrze dotrzemy do Gordionu.

– A dzień później ponownie wyjdę za mąż…

Nie dodała: za własnego brata. To również był bolesny temat, ale przynajmniej nie z winy Kassandra. Obrócił głowę ku Omfale. Ściągnęła z siebie futro. I znów zafascynowała go jej nagość.

– Nie powinniśmy marnować ostatnich wspólnych nocy na jałowe spory – stwierdził ciężkim z pożądania tonem.

Blondynka uśmiechnęła się wesoło.

– Ostatnich? Sądziłam, że wymyśliłeś już sposób, jak wyrwać mnie z rąk Sarpedona…

Drwina w jej głosie sprawiła, że poczuł wzbierającą furię.

– Mógłbym po prostu go zabić! – rzucił.

Poderwała się z łoża, nagle pobladła.

– Nawet tak nie mów! Odebrano mi już zbyt wiele, bym miała stracić jeszcze jego… Ma swoje wady, ale to ostatni bliski członek rodziny.

– Niedługo stanie się kimś znacznie więcej – Kassander czuł, że zachowuje się wobec niej okrutnie, lecz gniew nie pozwalał mu się zatrzymać. – Myślałaś już o waszej nocy poślubnej? Młody Sarpedon dostanie wreszcie to, o czym marzył od lat!

Omfale skryła twarz w dłoniach. Dopiero teraz Macedończyk pojął, że posunął się zbyt daleko. Spróbował objąć Lidyjkę i przytulić ją do siebie. Chciał ukoić rodzący się szloch i przekonać, że wszystko będzie dobrze. Ale uciekła mu z ramion. Wstała i zaczęła zbierać rozrzucone na podłodze odzienie.

– Co ty wyrabiasz? – spytał, choć sprawa była dość oczywista.

– Spędzę noc w innej sypialni – oznajmiła zimnym tonem.

– Bądź rozsądna. Moi ludzie zajęli wszystkie komnaty.

– Więc wrócę do głównego obozu!

– Sama? W środku nocy?

– Pchnę chłopca z zajazdu do mojego brata, by przysłał po mnie eskortę.

Widział, że jest zdecydowana. I nie znajdował słów, by nakłonić ją do zmiany zdania. Westchnął ciężko i również podniósł się z łoża.

– Zostań tutaj. Ja wrócę do obozowiska. Rano odeskortują cię tam moi przyboczni. Zostawię im stosowne rozkazy.

Posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie. Było jasne, że wcale nie miała ochoty włóczyć się po trakcie w lodowatym mroku. Widział, że najchętniej pozwoliłaby mu, by z nią został. Jednak arystokratyczna godność nakazywała Omfale trwać przy raz wypowiedzianej woli. On również nie zamierzał cofać własnych słów. Tak więc, przez dumę i upór, obojga mieli stracić jedną z niewielu wspólnych nocy, jakie im jeszcze pozostały. Niech to będzie dla mnie nauczka, pomyślał, ubierając się, bym na przyszłość trzymał język za zębami.

Miał już na sobie tunikę, a wokół bioder zapięty pas z mieczem. Skończył wiązać kawaleryjskie buty. Ramiona otoczył ciężkim, macedońskim płaszczem, niezastąpionym podczas górskiej zimy. Na głowę włożył generalski hełm z czerwonym pióropuszem. Następnie zwrócił się ku Lidyjce.

– Życzę ci dobrej nocy, Omfale.

Skinęła mu głową.

– Liczę, że jutrzejszy wieczór… będzie wyglądał inaczej.

– Ja również. W końcu został nam już tylko on.

* * *

Mnesarete nie była zaskoczona, gdy dowiedziała się, że Kassander nie spędzi z nią tej nocy. Owszem: zawiedziona, gniewna i rozczarowana. Spragniona zemsty na lidyjskiej dziwce, która odbiła jej mężczyznę. Ale nie zaskoczona.

Poinformował ją o tym jasnowłosy oficer Gelon. Uczyniła go swym kochankiem jeszcze podczas pobytu w Atenach, kiedy Kassander zadurzył się w innej błękitnookiej blondynce, heterze imieniem Fryne. Chciała się wtedy odegrać, odpłacić mu pięknym za nadobne. Później jeszcze parokrotnie oddawała się Gelonowi, czerpiąc z jego brutalnych pieszczot sporo przyjemności. Z drugiej jednak strony, doprowadzał ją do pasji swoją arogancją, zadufaniem w sobie oraz przekonaniem, że skoro raz rozchyliła dlań uda, to może sobie do niej rościć jakieś szczególne prawa. Teraz również zdawał się promieniować zadowoleniem z faktu, że przyniósł jej złe wieści. I najwyraźniej oczekiwał za nie nagrody.

Byłaby nawet skłonna mu ją przyznać. Nie chciała spędzić nocy sama ani też w towarzystwie którejś z niewolnic. Pragnęła dotyku silnych, męskich rąk oraz pchnięć twardego, pulsującego żądzą członka. Oczywiście Gelon zdawał sobie z tego sprawę. Co więcej, spodziewał się, że to jemu przyjdzie zaspokoić te pragnienia. I właśnie owa pewność siebie zirytowała Mnesarete. Zdecydowała, że najwyższa już pora przytrzeć mu nosa. Podziękowała więc oficerowi za wieści i oznajmiła, że może się oddalić. Zaskoczenie, jakie ujrzała w jego oczach, sprawiło jej złośliwą satysfakcję. Obrócił się na pięcie i rozgniewany opuścił namiot.

Szmaragdowooka przyzwała swoje niewolnice: jońską Hellenkę Melisę oraz Lidyjkę imieniem Parmys. Kazała im przygotować kąpiel. W czasie gdy przynosiły w dzbanach wodę i zagotowywały ją, zajrzała do swej podróżnej skrzyni i wybrała wonne olejki, którymi zamierzała skropić ciało, a także peplos z cienkiego jak pajęczyna, śnieżnobiałego jedwabiu. Wrzątek został wlany do drewnianej balii i zmieszany z chłodniejszą wodą. Z pomocą służących Mnesarete rozebrała się i weszła do niej. Balia była ciasna i niewygodna, a poza tym trochę przeciekała. Nie mogła się równać z wannami oraz basenami w pałacu Krezusa, ale musiała wystarczyć. Wykąpana, wypachniona i wystrojona dziewczyna z Argos zwróciła się ku swoim niewolnicom:

– Meliso – rzekła, spoglądając w ciemne oczy tamtej – udasz się do kwatery oficera Gelona. Przekażesz mu moje przeprosiny. Powiesz, że odprawa, jaką ode mnie otrzymał, spowodowana była złym samopoczuciem. Możesz zasugerować, że mam swoje trudne dni…

Jonka zarumieniła się na te słowa. Wstydliwa idiotka, pomyślała z pogardą Mnesarete. Ciekawe, jak spodobają ci się dalsze rozkazy…

– A ponieważ zależy mi na tym, by zyskać jego przebaczenie, będziesz moim darem dla niego. Tak, widzę, że dobrze się domyślasz. Spędzisz dzisiejszą noc z Gelonem. Masz zaspokoić go tak mocno, by o świcie nie mógł podnieść się z posłania.

Melisa uniosła dłonie do ust. Polecenie, jakie usłyszała, wprawiło ją w szok. Pomijając kilka razy, kiedy Kassander skorzystał z jej wdzięków, była bardzo niedoświadczona i gdy tylko mogła, stroniła od mężczyzn. Zbyt dobrze jednak znała swoją panią, by próbować sprzeciwić się jej woli. Skinęła więc głową i na sztywnych nogach ruszyła w stronę wyjścia z namiotu.

– Ach, jaka ochocza! – zadrwiła Mnesarete. – Zanim mnie opuścisz, użyj trochę olejku. Tego o zapachu orchidei. Wiem, że Gelon go lubi.

Po wyjściu Jonki, zwróciła się do Parmys.

– Znajdź tragarza mojej lektyki, Nasakhmę, i przyślij go do mnie. A sama zniknij na resztę nocy. Pozostawiam ci wybór, na czyim posłaniu ją spędzisz.

W przeciwieństwie do Melisy, Lidyjka nie miała w sobie nic z pruderii. Była też dość urodziwa, by bez trudu znaleźć sobie mężczyznę, który zaopiekuje się nią do rana. Złożyła swojej pani pokłon i bez słowa opuściła namiot.

Mnesarete wyciągnęła się na poduszkach i zamknęła oczy. Miała powody do zadowolenia. Udowodniła Gelonowi, że nie jest jej niezbędny. Może to nauczy pyszałka, by na przyszłość bardziej o nią zabiegał. Złagodziła obrazę, posyłając mu ładną i uległą dziewczynę. Może Jonka choć trochę rozproszy jego smutek. Sama zaś legnie z czarnoskórym olbrzymem, który wypełniał ją jak nikt przed nim. Właściwie, po co jej Kassander? Nawet bez niego miała dość rozrywek.

Mimo fatalnego początku, noc zapowiadała się bardzo ciekawie.

* * *

Noc była jasna i mroźna. Lodowaty wicher hulał na wyżynie, sprawiając, że gdy tylko Kassander znalazł się na zewnątrz, jego ciężki płaszcz zaczął łopotać. Sługa wyprowadził dlań ze stajni czarnego ogiera perskiej rasy, Kambyzesa. Zwierzę parskało, niezadowolone, że zbudzono je o tak późnej godzinie. Macedończyk uspokoił wierzchowca i wskoczył na jego grzbiet. A potem ruszył na poszukiwanie swoich wojsk. Oficerowie, których zostawił w zajeździe, chcieli mu towarzyszyć, ale on wolał pobyć w samotności, ze swymi myślami.

Bezchmurne niebo zdawało się obsypane raźnie świecącymi gwiazdami. W ich blasku Kassander podążał królewskim traktem, poprowadzonym w tym miejscu między ograniczającymi widoczność wzgórzami. Prędzej czy później musiał natknąć się na obozowisko, ukryte zapewne za którymś ze wzniesień. Nie sposób wszak przeoczyć kilku tysięcy biwakujących żołnierzy.

Macedończyk ochłonął już nieco po kłótni z Omfale. Był skłonny przebaczyć Lidyjce aroganckie zachowanie i pełne drwin słowa, a nawet to, że zamiast w jej ramionach, wylądował na wietrze i mrozie. Rozumiał, w jak trudnej znalazła się sytuacji. Wciąż nie miał pojęcia, jak obronić ją przed ślubem z Sarpedonem. Zwłaszcza, że stanowczo wykluczała ona najprostsze z możliwych rozwiązań.

Tego wieczoru kochali się tylko raz i mimo przenikliwego zimna Macedończyk czuł, że ma ochotę na więcej. Skoro Lidyjka wyrzuciła go z łoża, myśli Kassandra skierowały się ku czekającej w obozowisku Mnesarete. Była już najwyższa pora, by zacząć naprawiać ich wspólną relację, bez wątpienia nadszarpniętą przez romans z Omfale. Szmaragdowooka była zaborcza i niezwykle zazdrosna. Przekonał się o tym już w Atenach, kiedy sprzedała niewolnicę, z którą spędził noc. Wprawdzie wybił jej wówczas z głowy podobnie dramatyczne gesty, wątpił jednak, by udało mu się w ten sposób zmienić jej naturę.

Cóż, kiedyś i tak musiało nastąpić pojednanie. Ta noc była równie dobra, jak każda inna. Zapewne Mnesarete leży teraz samotnie w jego wielkim namiocie, rozmyślając o tym, jak niesprawiedliwie jest traktowana. Kassander sprawi jej miłą niespodziankę. Dowiedzie ponad wszelką wątpliwość, że wciąż pożąda swej poznanej w Koryncie nałożnicy. I że tak naprawdę nic się między nimi nie zmieniło.

Rozgrzany tą myślą, wbił pięty w boki Kambyzesa. Lśniąco czarny rumak przeszedł w galop, a potem w kłus. Wiatr szarpał płaszczem Kassandra, rozwiewał pióropusz jego hełmu. Dla postronnego obserwatora musiał teraz wyglądać jak pędzący przez mrok straszliwy demon. Macedończyk pochylił głowę nad grzywą konia. Choć oczy łzawiły mu od zimna, na wargi wystąpił uśmiech. Macedończyk przypomniał sobie bowiem kasztanowe pukle Mnesarete. Duże, brązowe sutki, twarde niczym perły zdobiące jej kolczyki. Krągłe pośladki, które z równą ochotą miętosił i chłostał. Tej nocy znów wedrze się w ziejącą między nimi ciasność. Usłyszy przeciągły krzyk, z jakim Szmaragdowooka osiągała ekstazę.

Na drogę wyskoczyło kilka czarnych kształtów. Światło gwiazd zalśniło na ostrzach uniesionych włóczni. Kassander osadził wierzchowca w miejscu tak gwałtownie, że ten niemal przysiadł na zadzie.

– Ktoś ty? – wykrzyknął drżący niepokojem głos. – Podaj imię!

– Albo nasze włócznie zmienią cię w jeża! – dodał drugi, zupełnie nieprzystającym do tych słów, grobowo poważnym tonem.

Macedończyk roześmiał się.

– Nie wyszlibyście na tym najlepiej. O ile sobie przypominam, karą za zabójstwo oficera jest palowanie. Mówicie do Kassandra z Ajgaj, waszego dowódcy!

Wśród zbrojnych zapanowała konsternacja.

– Wybacz nam, generale. Najmocniej przepraszamy. Nie spodziewaliśmy się twojego przybycia. Zwłaszcza bez zbrojnej eskorty.

– Czasem lubię osobiście sprawdzić nocne warty – odparł, nadal rozbawiony. – A wy nie macie za co przepraszać. Kontrola wypadła pomyślnie. Nie przyłapałem was na spaniu, spółkowaniu ani grze w kości. Robicie to, co do was należy.

– Dziękujemy, panie. Obozowisko jest w dolinie za tymi wzgórzami. Jakieś trzysta kroków stąd. Po drodze natkniesz się jeszcze na dwa posterunki.

– Upewnię się, czy i oni właściwie pełnią służbę. Bywajcie, chłopcy.

Bez większych przeszkód dotarł do pierwszych namiotów. Zeskoczył z grzbietu Kambyzesa i cisnął jego wodze jakiemuś Trakowi.

– Rozkulbaczysz go, napoisz i odprowadzisz do pozostałych koni.

– Rozkaz, generale!

Zdjął hełm i trzymając go pod pachą, ruszył ku sercu obozowiska, gdzie – jak wiedział – rozbijano zawsze jego namiot. Siedzący przy ogniskach żołnierze poznawali go i zrywali się na równe nogi, by oddać salut. Ale jemu było już spieszno do dziewczyny z Argos. Dlatego też pozdrawiał ich, nie zatrzymując się ani na chwilę.

* * *

Nasakhma nie kazał jej długo czekać.

Był tak wysoki, że aby wejść do namiotu, musiał pochylić głowę. Na widok jego potężnej sylwetki Mnesarete podniosła się z poduszek. Kołysząc biodrami, ruszyła w stronę Nubijczyka, pozwalając, by światło licznych lamp oliwnych przenikało cienki materiał sukni, uwidaczniając skryte pod nim niezwykle pociągające kształty. W jego oczach ujrzała, jak wielkie wrażenie wywarł ten pokaz. Choć nie zrzuciła jeszcze nawet szat, niewolnik już zdążył silnie się podniecić. Przód nowej tuniki był wyraźnie napięty i wybrzuszał się na wysokości krocza.

Dziewczyna z Argos zbliżyła do czarnoskórego. Bez śladu wstydu czy też nieśmiałości sięgnęła ręką naprzód i wsunęła ją pod materiał tuniki. Palcami otoczyła trzon penisa. Kilka razy przesunęła dłonią od nasady aż po żołądź.

– Czyżbyś się za mną stęsknił, Nasakhmo?

Uniósł muskularne ramię, zanurzył palce w jej włosach. Kąciki mięsistych warg uniosły się w uśmiechu. Wciąż pozwalał się jej masturbować, spoglądając w lśniące pożądaniem szmaragdowe oczy.

– Twoja „rozpustna dziwka” bardzo się za tobą stęskniła.

Ku jego zaskoczeniu słowa „rozpustna dziwka” wypowiedziała nie po grecku, lecz w języku jego ludu. Podczas ich pierwszej wspólnej nocy dwa razy nazwał ją w ten sposób. Zapamiętała brzmienie określenia i teraz bezbłędnie się nim posłużyła. Podziw Nubijczyka wzrósł jeszcze bardziej. Bez słowa skinął głową.

– Rozbierz się – poleciła. – Chcę ujrzeć cię w całej okazałości.

Jednym ruchem ściągnął tunikę przez głowę i cisnął ją gdzieś w bok. Mnesarete głośno zaczerpnęła tchu. Choć już raz widziała go nagiego, to jednak nie zdążyła jeszcze przyzwyczaić się do tego widoku. Niewolnik miał ciało godne tytana lub olbrzyma, lecz tak proporcjonalne, jakby wyszło spod dłuta Fidiasza. Blask lamp oliwnych rozlewał się po lśniąco czarnym torsie i silnych mięśniach brzucha. Włosy łonowe miał gęste, lecz niezbyt długie, a może tylko takie się zdawały wobec imponujących rozmiarów przyrodzenia. Dziewczyna z Argos poczuła, że miękną jej kolana. Nie próbując z tym walczyć, osunęła się na klęczki.

Ujęła penisa w obydwie dłonie, jedną zaciskając bliżej żołędzi, drugą zaś przy samym podbrzuszu. Zaczęła masturbować Nubijczyka, łapczywie spoglądając na jego nabrzmiałą męskość. W końcu nie wytrzymała i złożyła na niej pierwszy, mokry pocałunek. Nasakhma westchnął błogo. Wypchnął biodra do przodu, dociskając się do jej warg. Posłusznie je rozchyliła i pozwoliła, by wsunął się głębiej. Intensywny smak wypełnił jej usta. Masowała go nimi, nie szczędząc także liźnięć. Podniecenie Nubijczyka rosło z każdą chwilą. Nagle dreszcz przeszył jego potężną sylwetkę. Mnesarete pomyślała, że zaraz dojdzie i napoi ją swoim nektarem. On jednak zdołał się jakoś opanować. Nadal poddawał się jej zabiegom, lecz widać było, że długo tak nie wytrzyma.

Ogarnięty coraz silniejszą żądzą, wreszcie stracił panowanie nad sobą. Pochylił się i sięgnął do sukni Szmaragdowookiej. Nim zdążyła zaprotestować, rozdarł ją gwałtownymi ruchami, obnażając jej piersi, brzuch i ramiona. Wypuściła spomiędzy warg jego penisa i spojrzała w dół, na swą zniszczoną szatę. Przypomniała sobie, że był to prezent od Kassandra… Nie miała jednak czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo Nasakhma podniósł ją z kolan i wziął na ręce. Uczynił to bez najmniejszego wysiłku, jakby nic nie ważyła. Zaniósł półnagą i oszołomioną Mnesarete na spiętrzone poduszki. Ułożył na nich, po czym zaczął zdzierać z jej ciała resztę odzienia. Nie próbowała oponować. Pyszna kreacja i tak była już tylko wspomnieniem. Kiedy ostatnie strzępy jedwabiu opadały na posłanie, nie wiedzieć czemu obejrzała się w stronę wejścia do namiotu.

I wtedy właśnie stanął w nim Kassander.

* * *

Generał zmarszczył brwi, gdy ujrzał, że żaden zbrojny nie pełni straży przed namiotem. Będzie musiał rano zwrócić uwagę Argyrosowi. Jego adiutant powinien dbać o takie sprawy. Nie myśląc już o tym więcej, uniósł zasłonę i wszedł do środka. I wtedy usłyszał krzyk.

Jego oczy przez moment przyzwyczajały się do panującej wewnątrz jasności. Kiedy do niej przywykły, ujrzał wstrząsającą scenę. Mnesarete, na której ciele zostały tylko skrawki rozdartej sukni, leżała na posłaniu, rozpaczliwie wzywając pomocy. Nad nią, w rozkroku, stał ogromny czarnoskóry i równie nagi mężczyzna.

– Odstąp od niej! – ryknął Macedończyk, odrzucając połę płaszcza i sięgając po miecz.

Olbrzym odwrócił się ku niemu, wyraźnie zaskoczony. W prawej dłoni wciąż trzymał strzęp białego jedwabiu.

– Ratuj mnie, Kassandrze! – zawołała dziewczyna z Argos. – On wdarł się do namiotu! Próbował mnie zgwałcić!

Prosta, dwusieczna klinga wysunęła się z pochwy. Czarnoskóry gapił się zdezorientowany, to na Mnesarete, to na Kassandra. Potrząsnął głowę, jakby zaszło jakieś straszne nieporozumienie. Próbował coś powiedzieć, lecz z jego ust dobyły się niezrozumiałe słowa, należące do jakiegoś barbarzyńskiego języka.

– Powiedziałem, odstąp od niej! – Macedończyk ruszył w jego stronę, z wysuniętym do przodu mieczem.

Brwi potężnego mężczyzny zmarszczyły się, oczy zwęziły. Zrozumiał chyba, że nic, co mógłby rzec, go nie uratuje. Że będzie musiał walczyć o życie.

Kassander runął na niego, szeroko tnąc klingą. Nie spodziewał się, że trafi – chciał tylko przerazić olbrzyma i odgonić go od Szmaragdowookiej. Ten jednak nie zląkł się i nie próbował uciekać. Sam rzucił się do ataku. Momentalnie skrócił dystans, o włos wyminął lśniące ostrze i z ogromną siłą pchnął generała w pierś. Macedończyk poleciał do tyłu, prosto na skrzynię podróżną swojej nałożnicy. Upadając na ziemię, wypuścił z ręki miecz.

Gdyby czarnoskóry chciał z nim teraz skończyć, z pewnością by mu się udało. Lecz głośne krzyki Mnesarete przyniosły skutek. Wokół namiotu rozległy się zdezorientowane nawoływania, stanowcze rozkazy, odgłosy kroków, szczęk broni. Niedoszły gwałciciel rzucił się do ucieczki. Zanim Macedończyk podniósł się na równe nogi, tamten zniknął już w otworze wejściowym.

– Łapcie go! – wzywał młodzieńczy głos.

– Tamtędy uciekł! – meldował ktoś inny.

– Czmychnął między wozy! Podnieść alarm!

– Uważajcie! Może mieć broń!

Kassander uznał, że przyłączanie się do pościgu nie ma teraz większego sensu. Jego podwładni już się tym zajęli. Zbliżył się do klęczącej wciąż na posłaniu kochanki. Mnesarete uniosła dłonie do ust i zanosiła się płaczem.

– Groził, że mnie zabije, jeśli chociaż krzyknę! Tak bardzo się bałam! Gdyby nie ty…

Pochylił się nad dziewczyną i wziął ją w ramiona. Mimowolnie wciągnął w nozdrza jej woń. Cudownie pachniała… Czy natarła się aromatycznym olejkiem, choć wiedziała, że dziś jej nie odwiedzi? Ach, to nie czas i miejsce na takie myśli. Musiał czym prędzej ukoić przerażoną nałożnicę. Ucałował ją w szyję, tuż przy uchu i szepnął:

– Jesteś już bezpieczna. Ze mną nic ci nie grozi.

Nie były to prawdziwe słowa. Przecież ten olbrzym z łatwością go pokonał, mimo że sam nie miał oręża. Mimo to dla Mnesarete okazały się wystarczające. Wtuliła się w niego ufnie, choć nadal była drżąca i pełna trwogi.

– Przyszedłeś… – szepnęła. – Na bogów, przyszedłeś… Gdybyś z nią dzisiaj został, rano znalazłbyś mnie zhańbioną lub martwą…

– Ale wróciłem. Zdążyłem na czas. Bogowie nam jednak sprzyjali.

Nagle do namiotu wszedł Argyros. Na widok nagiej Mnesarete wytrzeszczył oczy.

– Wynocha! – ryknął generał. – Porozmawiam z tobą na zewnątrz!

Adiutant posłusznie zniknął mu z oczu. Dziewczyna z Argos przełknęła łzy i szepnęła:

– Podaj mi jakąś suknię. Twoi ludzie nie mogą mnie tak oglądać…

Kassander zbliżył się do przeklętej skrzyni, przez którą o mały włos nie zginął. Uniósł jej wieko i wyciągnął pierwszą suknię, jaką znalazł. Był to zielony peplos z rozcięciem z boku, odsłaniającym nogę aż do połowy uda. Dobry na wyuzdane uczty czy też schadzki z kochankiem, ale niezbyt odpowiedni, by pokazać się w nim publicznie. Mimo to dziewczyna z Argos wyciągnęła dłoń po odzienie. Dla większej przyzwoitości wybrał jeszcze długi himation, który, gdy zarzuciła go na ramiona, sięgał aż do ziemi. Zasłaniając wszystko, co powinno być ukryte.

Razem wyszli przed namiot. Czekało tu na nich pełno żołnierzy, wśród nich Argyros, a także świeżo chyba obudzony Jazon. Kassander ruszył ku temu pierwszemu. Zanim młodzieniec zdążył coś powiedzieć, spoliczkował go na odlew.

– Jesteś moim adiutantem, do stu kurew! Masz dbać o moją kwaterę i jej bezpieczeństwo! Dlaczego przed wejściem nie było posterunków?

– Generale… straże nie są wystawiane… kiedy nocujesz poza obozem.

Równie dobrze chłopak mógłby oddać mu policzek. Świadomość, że Mnesarete znalazła się w niebezpieczeństwie, bo on postanowił zażyć z Omfale nieco wygody uderzyła weń z siłą tarana. Ten pieprzony zajazd… To wszystko moja wina, zrozumiał. Nie ma co obsztorcowywać niewinnego dzieciaka.

– Wybacz, że cię uderzyłem – powiedział zmienionym głosem. – Więcej tego nie uczynię. A od dziś warty przed moją kwaterą mają być trzymane bez względu na to, czy będę w niej obecny.

– Zgodnie z rozkazem, generale.

W tym momencie Jazon odkaszlnął znacząco.

– Prowadzą tego skurwysyna.

Kassander odsunął się od adiutanta i spojrzał w tę samą stronę, co zhellenizowany Trak. Drogą wytyczoną między namiotami zbliżała się grupa żołnierzy. Na jej czele podążał Ateńczyk Dioksippos. Prowadzili ze sobą czarnoskórego olbrzyma. Najwyraźniej stawiał opór, bo miał opuchnięte prawe oko, a także świeżą ranę na torsie. Krew płynęła również z nadszarpniętego lewego ucha. Ludzie, którzy go pochwycili, też nie wyglądali najlepiej. Jeden z nich słaniał się na nogach i trzymał za wykręcone pod nienaturalnym kątem ramię.

– Zanim został pochwycony, zabił jednego żołnierza i ranił trzech innych – poinformował Ateńczyk.

– Więc to ty go tak urządziłeś? – spytał z podziwem generał.

– Był silny jak niedźwiedź. Ale żaden z niego pankrationista.

– A właściwie, to kim on jest, na Hadesa?

Mnesarete stanęła obok Kassandra. Długo przyglądała się jeńcowi, jakby z trudem go rozpoznawała.

– To jeden z tragarzy z mojej lektyki – stwierdziła wreszcie. Po długiej przerwie dodała: – Kiedyś zdawało mi się, że jakoś dziwnie na mnie patrzy. Ale nie mogłam podejrzewać, że poważy się na coś takiego…

– Ty podła dziwko! – ryknął czarnoskóry i zaczął się szarpać.

Sześciu ludzi z najwyższym trudem utrzymało go w miejscu. Dioksippos obrócił się na pięcie i zadał cios, celując nieco poniżej klatki piersiowej. Olbrzym zwiotczał w ramionach żołnierzy. Chwytał powietrze szeroko otwartymi ustami i nie był w stanie już nic powiedzieć.

– A więc niewolnik… – zauważył wolno Jazon. – To ułatwia sprawę. Gdyby był żołnierzem, trzeba by zorganizować sąd.

– Na pierwszy rzut oka znać, że nie jest Hellenem ani Trakiem – rzucił sucho Kassander. – Dobrze, zakończmy to. Wytnij mu język, którym znieważył moją kobietę. Następnie przywiąż do drzewa i wykastruj. Do świtu powinien się wykrwawić. Jeśli nie, oszczepnicy poćwiczą na nim ciskanie do celu.

– Stanie się, jak sobie życzysz, generale – zapewnił go zastępca.

To jednak nie wystarczyło Macedończykowi.

– Chcę być obecny przy rozpoczęciu kaźni.

– Proszę, nie… – Szmaragdowooka położyła mu dłoń na ramieniu. – Wróć ze mną do namiotu, najmilszy. Potrzebuję twojej obecności. – A potem, znacznie ciszej, tak, by tylko on mógł usłyszeć, dodała: – Potrzebuję cię w sobie.

Nie zamierzał odmawiać tak wyrażonej prośbie.

* * *

Pomimo faktu, że kochali się z Kassandrem długo i wytrwale, by jak najdalej odsunąć wydarzenia tej straszliwej nocy, Mnesarete nie zapomniała o Nasakhmie. Rano, gdy Macedończyk jeszcze spał, ubrała się cicho i wyszła przed namiot. Było tak rześko, że ciasno otuliła się himationem. Na jej widok wartownicy wyprężyli się na baczność. Zwróciła się do jednego z nich:

– Zaprowadź mnie na miejsce egzekucji.

Jazon zadbał o to, by bolesne zawodzenia tragarza, donośne nawet po tym, gdy pozbawiono go języka, nie zakłócały spokoju generała i jego nałożnicy. Dlatego wybrał położony kilkaset kroków dalej cedr. Kiedy zbliżała się do niego wraz z towarzyszącym jej żołnierzem, Szmaragdowooka dostrzegła kilku trackich oszczepników. Właśnie wyrywali swe pociski z ogromnego, czarnego i nieruchomego ciała. Najwyraźniej Nubijczyk jakimś cudem dotrwał do świtu. Dziewczyna z Argos bezwiednie przyspieszyła kroku. Trakowie ujrzeli ją i przywitali życzliwym śmiechem oraz rubasznymi dowcipami.

– Spójrz, jak go załatwiliśmy, pani! – wołali. – Ten skurwiel chciał się wbić w ciebie, ale to nasze oszczepy wbiły się w niego!

Choć przywiązano go do pnia licznymi powrozami, Nasakhma zerwał niektóre z nich. Być może zdołałby się całkiem uwolnić, lecz upływ krwi musiał odebrać mu siły. Tors i brzuch olbrzyma pokryty był świeżymi ranami po grotach. Ale najstraszniejsza dziura ziała między jego udami. Wycięto mu wszystko, zarówno penisa, jak i jądra. Na ten widok Mnesarete poczuła mdłości. Zdołała jednak na nimi zapanować. Na miękkich nogach podeszła do martwego Nubijczyka. Szczęśliwym zrządzeniem losu zarówno Trakowie, jak i wartownik zachowali bezpieczny dystans, pozwalając jej na ostatnią rozmowę z kochankiem.

– Wybacz mi, Nasakhmo – rzekła łamiącym się głosem. – Wszystko wydarzyło się tak szybko. Nie wiedziałam, co czynić. Musiałam zrzucić winę na ciebie. On i tak nie oszczędziłby twego życia… lecz gdyby poznał prawdę… zgładziłby i mnie.

Martwe oczy wpatrywały się w nią z wyrzutem. To ty rozpoczęłaś nasz romans, mówiły. To ty wezwałaś mnie do swoich komnat w pałacu Krezusa. Kazałaś udać się do łaźni i przyszłaś do mnie, kusząca i naga. To ty powiedziałaś: „jestem twoja”.

– Tak, uczyniłam to wszystko – odparła z wyzwaniem w głosie. – A ty okazałeś się bardzo chętny! Wcale nie musiałam cię namawiać. Nazwałeś mnie „rozpustną dziwką” i takiej właśnie pragnąłeś!

Byłem tylko niewolnikiem, mówiły nieruchome usta, w których nie było już języka. Nie mogłem się sprzeciwić. Wykorzystałaś mnie, a potem zdradziłaś.

– Może i tak – przyznała, coraz bardziej rozzłoszczona. – I wiesz co? Wcale nie żałuję. Tamta noc w pałacu Krezusa była warta ryzyka. Gdybym mogła cofnąć się w czasie, zrobiłabym to jeszcze raz.

Nawet kosztem mojej śmierci?

– Twoja śmierć nic dla mnie nie znaczy! Byłeś pospolitym sługą… z wyjątkowo dużym przyrodzeniem! A teraz nie masz nawet tego.

Mając już dosyć tej dziwnej rozmowy, uniosła rękę i pięścią uderzyła w zimny tors. A potem splunęła w zastygłą w grymasie bólu twarz.

– Pani… – sądząc, że wpadła w histerię, wartownik podszedł do niej szybkim krokiem.

Lecz wybuch już minął, równie szybko, jak się rozpoczął. Mnesarete cofnęła się od zwłok i odwróciła się do nich plecami.

– Zobaczyłam to, co chciałam. Wracajmy do namiotu generała.

* * *

Obozowisko zostało sprawnie zwinięte i korpus wznowił swój marsz. Tego dnia, przy dobrej, choć mroźnej pogodzie, żołnierze Kassandra szli szybko i raźno. Nim nastał mrok, zbliżyli się na czterdzieści stadiów do Gordionu. Nazajutrz około południa mieli wkroczyć do miasta.

Tym razem przy królewskim trakcie nie było porządnego zajazdu, a jedynie ruiny spalonej stacji pocztowej: stajni, gdzie gońcom perskich monarchów zmieniano konie oraz niedużego, jednopiętrowego gmachu, gdzie mogli spędzić noc po długiej i wyczerpującej podróży. Trudno było ocenić, kto splądrował i puścił z dymem te zabudowania – mogli to zrobić zarówno wojownicy króla Aleksandra, jak i okoliczni mieszkańcy, pragnący zetrzeć z powierzchni ziemi tę widoczną pozostałość perskiego panowania.

Na szczęście mury zostały wzniesione z mocnego kamienia, którego nie imał się ogień. Wiedząc, że on i Omfale potrzebują godnej scenerii dla ich ostatniej nocy, Kassander, dowiedziawszy się o ruinach od przedniej straży, nakazał swym żołnierzom uprzątnąć gruzy, a nad pozbawionymi dachów ścianami rozciągnąć płótno namiotowe. O wykwintny wystrój wnętrz zadbał niezastąpiony Jazon, który zagarnął z pałacu Krezusa pewną ilość brązowych posągów, pozłacanych bibelotów, mebli z najdroższego drewna oraz pysznych gobelinów. Ozdabiał tym zazwyczaj swój namiot podczas postojów, gdyż jako człowiek kulturalny i cywilizowany lubił obcować z pięknem. Na ten szczególny wieczór odstąpił jednak całe to bogactwo swemu przełożonemu.

– Będziesz tego potrzebował bardziej niż ja – zaśmiał się, klepiąc przyjaciela po ramieniu. – Raz dla odmiany udam się na spoczynek w spartańsko urządzonym wnętrzu.

Kiedy po rozbiciu obozowiska Kassander udał się do spalonej stacji pocztowej i ujrzał wyniki zabiegów jego ludzi oraz Jazona, który osobiście kierował pracami, był pod wrażeniem. Ogień wesoło trzaskał w palenisku, zapewniając bardzo potrzebne ciepło, podczas gdy na zewnątrz znowu szalał wicher. Napięte płótno namiotowe całkiem skutecznie udawało sufit i nieźle komponowało się z gobelinami oraz perskim dywanem. W dłoniach posągów bogów i boginek widniały pozłacane lampy oliwne, których blask rozświetlał pomieszczenie. Rzeźby ustawione były w półokręgu wokół posłania. Niestety, sprytny Trak nie zabrał z pałacu żadnego łoża, tak więc zrobiono je z rzuconych na siebie zwierzęcych futer oraz poduszek. Nieopodal, na niewysokim stole z cedrowego drewna, stał piękny, ceramiczny dzban z winem oraz dwa złote puchary. Wszystko to wyglądało niemal jak komnata w jakiejś królewskiej rezydencji.

Po zmroku generał wprowadził do pokoju Omfale. Była szczerze i bardzo miło zaskoczona. Widząc rozpadające się ze starości i zaniedbania mury stacji nie miała wygórowanych oczekiwań. Teraz obejrzała się na Kassandra i klasnęła w dłonie. Wyglądała pięknie tego wieczoru. Przywdziała szkarłatny peplos z odsłoniętymi ramionami, złociste kolczyki uformowane na kształt delfinów oraz ciężką, złotą kolię z rubinami. Dzieła dopełniał staranny makijaż: podkreślone węglem oczy, róż na policzkach i karminowa, egipska szminka na pełnych wargach. Prezentowała się równie pięknie, jak wtedy, gdy ujrzał ją po raz pierwszy. Tyle że wówczas była przerażoną branką tyrana, teraz zaś wolną – jeszcze! – kobietą, darzącą swego kochanka szczerym i gorącym uczuciem.

Macedończyk rozlał wino w puchary, a następnie podał jeden Lidyjce. Spełnili zaproponowany przez nią toast:

– Za to, byśmy nigdy o sobie nie zapomnieli. Gdziekolwiek się znajdziemy i cokolwiek się stanie.

Jednym haustem opróżnił pół naczynia. Blondynka pochwaliła trunek. Kassander podziękował uśmiechem, starając się nie myśleć o tym, jak go zdobył. Pili bowiem wyborne, cypryjskie wino, które podebrał z zapasów Mnesarete. Jeśli dziewczyna z Argos to zauważy, z pewnością będzie mu czynić wyrzuty, podobnie jak robiła to tego wieczoru, kiedy oznajmił, że znów opuszcza ją dla Omfale. Trudno, jakoś sobie z tym poradzi. Nie pierwszy raz mierzył się z wybuchami jej oszalałej zazdrości. Najważniejsze, że zadbał o bezpieczeństwo swojej nałożnicy. Wartę u wrót jej namiotu pełniło dziś trzech weteranów. Wydarzenia poprzedniej nocy nie mogły się nigdy więcej powtórzyć.

Mając tę świadomość, Macedończyk skupił pełnię uwagi na Omfale.

– Nie rozmawiajmy o tym, co wydarzy się pojutrze.

Arystokratka zgodziła się skwapliwie:

– Znowu się pokłócimy, a nie mamy już na to czasu.

Odstawiła puchar na stolik i uniosła ręce do wiązań sukni.

– Racz się odwrócić, Kassandrze.

Nigdy nie pojmował, czemu niewiasty nie lubiły być oglądane w czasie, gdy się rozbierały. Przecież później mógł już całkiem swobodnie podziwiać ich nagość. Nie próbował się jednak spierać. Stanął plecami do kochanki i zaczął sam pozbywać się odzienia. Płaszcz, pas z mieczem oraz tunika opadły na perski dywan. Pochylił się, by rozwiązać swe kawaleryjskie buty. Kiedy się podniósł, usłyszał:

– Już.

Natychmiast zwrócił się ku Lidyjce i po raz nie wiedzieć już który oczarowała go jej uroda. Stała przed nim naga, jej biust unosił się w przyspieszonym oddechu. Sutki zostały podkreślone karminową szminką. Pozostawiła na szyi wspaniałą kolię, a zdobiący ją największy rubin spływał nisko między bujne piersi.

Macedończyk zbliżył się do niej. Podziwiał ją w świetle najbliższej lampy oliwnej, usłużnie podtrzymywanej wysoko przez Hermesa z brązu.

– Jesteś piękna, Omfale – rzekł po prostu.

Był to najbardziej banalny komplement pod słońcem, ale i pierwszy, jaki przyszedł mu do głowy. Położyła mu dłoń na barku, przesunęła w dół muskularnego ramienia.

– Ty zaś, Kassandrze, jesteś silny i męski.

Nie dodała wprawdzie „jakże inny od mego brata, Sarpedona”, lecz dobrze rozumiał, co miała na myśli. By odsunąć od niej to bolesne skojarzenie, postąpił krok naprzód. Uniosła głowę, wystawiając twarz na jego pocałunki. Obsypał ją nimi, ręce zaś położył na krągłych biodrach. Nie mówili już nic więcej, w pełni skupieni na sobie nawzajem. Ich ciała instynktownie tuliły się do siebie, miękkie piersi rozpłaszczały się na twardym torsie, coraz bardziej nabrzmiały członek pocierał o gładkie łono.

Zgodnym krokiem przesunęli się w stronę posłania. Usta Kassandra połączyły się z wargami Omfale, ich języki chętnie wyszły sobie naprzeciw. Dłonie Macedończyka spłynęły z bioder na jędrne pośladki i zacisnęły się na nich łapczywie. Przyciągnął Lidyjkę bliżej ku sobie, pozwolił, by przekonała się ponad wszelką wątpliwość, jak bardzo jest podniecony. W odpowiedzi naparła nań podbrzuszem. Wsunąwszy mu palce we włosy, przeczesywała je coraz bardziej gorączkowo.

Popchnął ją lekko na spiętrzone futra. Osunęli się na nie razem. Kassander cały czas obejmował wiotkie ciało kochanki. Omfale otoczyła mu szyję ramieniem. Wciąż całowali się namiętnie, coraz bardziej niecierpliwi. W końcu Lidyjka sięgnęła między ich spragnione ciała. Objęła palcami wyprężoną męskość kochanka i rozchyliwszy uda, poprowadziła ją w głąb rozpalonej jaskini. Macedończyk pchnął stanowczo, docisnął się do jej bioder. Jęknęła, wbijając mu paznokcie w ramię. Nic sobie z tego nie robiąc, ponawiał sztychy, aż po jądra zanurzył się w wilgotnej ciasności.

Uniósł się nad Omfale na wyprostowanych ramionach, ona zaś objęła mu boki udami. Spoglądał jej w oczy, penetrując dogłębnie i stanowczo. Gładziła dłońmi jego bark, tors, pokryty zarostem policzek. Jęczała w rytm ich szybkiej, niecierpliwej miłości, zaciskając mięśnie wokół wbijającej się w nią włóczni. Odlani z brązu bogowie łaskawie spoglądali na kochającą się parę. Blask oliwnych lamp rozlewał się po splecionych ciałach, nadając im złocistą barwę.

Olbrzymi rubin drżał między piersiami Lidyjki. Jego krwawe błyski ściągały spojrzenie Kassandra w dół. Omfale zamknęła oczy, on zaś mógł do woli napawać się widokiem falującego przy każdym sztychu biustu. Sięgnął ku niemu ręką, zacisnął ją na jędrnej półkuli. Uwięził sutek miedzy palcem wskazującym i środkowym, masował go aż stwardniał, niby okruch marmuru.

Komnatę w zrujnowanej stacji pocztowej wypełniały westchnienia i rozkoszne jęki. Macedończyk wzmógł siłę swoich sztychów, Lidyjka wygięła ciało w łuk. Kassander nie chciał jednak kończyć zbyt prędko. Dlatego w pewnej chwili, gdy już balansował na granicy ekstazy, wyrwał się z ciała kochanki. Opadła na posłanie i rozwarła oczy. Pochylił się i stanowczym ruchem obrócił ją na brzuch. Nim zdążyła zareagować, położył się na niej płasko i zaczął całować po szyi i barku. Wcisnął dłoń pod nią, by ugniatać w niej pierś. Drugą ręką objął członek i na powrót wprowadził go w pochwę Omfale. Tym razem wchodził powoli, stanowczymi, lecz krótkimi ruchami. Na nowo zdobywał jej ciało, ona zaś poddawała się temu, całkowicie ulegle. Jedyne, co mogła uczynić w tej pozycji, to mocniej nadziewać się na jego męskość. Pozwalała mu jednak nadawać tempo ich zbliżeniu, pewna, że na końcu oboje czeka wiele przyjemności.

Podbrzusze Kassandra co rusz dociskało się teraz do pośladków Omfale. Nabrzmiały penis rozpychał się w jej wnętrzu, wyrywając z ust Lidyjki spazmatyczne jęki. Wargi i zęby Macedończyka zostawiały na jasnej skórze ślady namiętności. Spiętrzone futra uginały się, ustępując nieco przed naporem ciał. Wreszcie nadeszła pora na ostateczny, gorączkowy pęd ku ekstazie. Kassander podniósł się i uklęknął na posłaniu, zmuszając Lidyjkę, by wsparła się na kolanach i łokciach. Teraz mógł do woli sycić oczy widokiem jej smukłych pleców, rozłożystych bioder oraz krągłej pupy. Chwycił mocno za boki kochanki i gwałtowniej nabił na siebie. Usłyszał urywany krzyk. Cofnął się i ponownie naparł, zarazem przyciągając blondynkę do siebie. Następne sztychy wstrząsnęły jej ciałem.

Krople potu perliły się na grzbiecie Omfale. Jej soki obmywały męskość Kassandra i spływały po lidyjskich udach. Macedończyk jeszcze raz przyspieszył tempo ich miłości. Z impetem penetrował kochankę, pędząc ku coraz bliższemu spełnieniu. Ona również je czuła, bo coraz chętniej wychodziła mu na spotkanie. Odchylił głowę do tyłu, spojrzał w falujący nad ich głowami płócienny sufit. Zaraz jednak znowu skupił się na niej. Nie mógł na długo oderwać wzroku od idealnie krągłych pośladków Lidyjki.

Ostatnie kilka pchnięć zadał z niemal rozpaczliwą determinacją. Rozkosz przeszyła go na wskroś. Wbił mocno palce w biodra Omfale i krzyknął ochryple. Niemal natychmiast jej głos dołączył się do niego. Drżeli we wspólnym orgazmie, wciąż połączeni w jedność, mogłoby się zdawać – nierozerwalni.

Długo mamili się tym złudzeniem, równie słodkim, jak przeżyta przed chwilą ekstaza. Leżeli blisko, tuląc się do siebie, wymieniając niespieszne pocałunki i pieszczoty. Członek Macedończyka wciąż tkwił głęboko w pochwie Lidyjki. Tak rozpoczęło się ich długie pożegnanie, które trwać miało do samego świtu.

* * *

Opuszczona przez Kassandra Mnesarete nie wiedziała, co ze sobą począć.

Miała wielką ochotę zemścić się na nim, oddając się jakiemuś silnemu mężczyźnie. Jednak postawione u wejścia do namiotu straże uniemożliwiały schadzkę z kochankiem. Poza tym wciąż jeszcze nie odzyskała spokoju po katastrofie z Nasakhmą. O mały włos jej zdrada nie została wykryta… Jedynie szybkość reakcji ocaliła Szmaragdowooką przed pewną kompromitacją, a prawdopodobnie również – śmiercią. Na przyszłość musiała być bardziej ostrożna. To zaś oznaczało: żadnych ryzykownych spotkań w obozowisku. Może w Gordionie nadarzy się jakaś okazja…

Podenerwowana przemierzyła kilkakroć przestronne wnętrze generalskiego namiotu. Niewolnice potulnie schodziły jej z drogi. Kazała sobie nalać wina, następnie przywołała obie dziewczyny. Stanęły przed nią w milczeniu, czekając na rozkazy lub też wybuch gniewu. Wypiła kilka łyków doskonałego napoju, nim rozpoczęła przesłuchanie:

– Parmys, jak minęła ci zeszła noc?

Lidyjka nie radziła sobie dobrze z greckim, ale starała się odpowiedzieć. Mówiła powoli, co chwila robiąc pauzy i używając niewielu znanych jej słów:

– Tak jak kazałaś, pani… poszłam między ogniska. Poznałam przystojnego Ateńczyka. Wziął mnie na posłanie. Był dla mnie dobry, pani.

Nie wiedzieć czemu, ten krótki raport jeszcze mocniej zirytował Mnesarete. Mimo to oznajmiła:

– Dziś znowu możesz złożyć mu wizytę. Nie będziesz mi już dziś potrzebna. Idź. Natychmiast.

Kiedy zostały same, rzekła do Melisy:

– A ty, jońska cnotko? Czy uzyskałaś dla mnie przebaczenie Gelona? Nie kryguj się, tylko opowiadaj! Ile razy cię wziął? W jaki sposób? Czego od ciebie żądał? Jestem bardzo ciekawa, jak spożytkował mój dar!

Dziewczyna zarumieniła się po czubki uszu.

– On… nawet mnie nie tknął, pani.

Przez dłuższą chwilę Szmaragdowooka wpatrywała się w nią zdumiona.

– Nie pojmuję – rzekła wreszcie jadowitym tonem. – Zwrócił na ciebie uwagę jeszcze na Ikarii. Wiem, że miał ochotę bliżej się z tobą poznać. Co się zmieniło?

– Oficer Gelon powiedział… – Melisa była coraz bardziej roztrzęsiona. – Że ma apetyt na smakowitą ucztę i nie zadowoli się nędznymi resztkami, dobrymi tylko dla świń… Dodał też… że jeśli kiedyś jeszcze poślesz mnie do niego, rzuci mnie najdzikszym Trakom… i będzie patrzył… jak się zabawiają. – Ostatnie słowa wypowiadała już ze łzami w dużych, ciemnych oczach.

– Apetyt na smakowitą ucztę – powtórzyła Mnesarete.

Pomimo faktu, że niewolnica nie wykonała powierzonego jej rozkazu, słowa, które przyniosła, poprawiły humor Szmaragdowookiej. Dobrze przecież wiedziała, kogo miał na myśli oficer. Przynajmniej on był zdolny do wierności… Kassander powinien się od niego uczyć.

– No już, uspokój się – poleciła Melisie. – Przecież mogło być znacznie gorzej. Gelon mógł nie czekać na kolejny raz i natychmiast oddać cię Trakom. Wtedy dopiero miałabyś mi wiele do opowiedzenia!

Roześmiała się z własnego żartu, lecz Jonka zaniosła się szlochem. To znowu rozdrażniło dziewczynę z Argos. Zmarszczyła brwi, przyglądając się niewolnicy. Dopiła wino, wyciągnęła przed siebie rękę i upuściła kielich. Nim jeszcze upadł na ziemię, Melisa rzuciła się, by go podnieść. Gdy była na klęczkach, Mnesarete z rozmachem kopnęła ją w brzuch. Ciemnooka zwinęła się z bólu u jej stóp.

– Rozkazałam ci wczoraj wyraźnie: „Masz zaspokoić go tak mocno, by o świcie nie mógł podnieść się z posłania”. A ty mówisz mi, że zawiodłaś. Że nawet cię nie dotknął! Sama powinnam rzucić cię żołnierzom na pohańbienie!

– Błagam, pani! Nie czyń tego! – Choć wciąż drżała z bólu, Melisa objęła jej kolana i przycisnęła do nich czoło.

Mnesarete poczuła przypływ euforii. Wreszcie znalazła sobie rozrywkę na ten wieczór. Wprawdzie Gelon będzie musiał poczekać na swą „smakowitą ucztę”, lecz za to ona nasyci własny głód. Zaspokoi potrzebę nieco innej natury.

– Tym razem oszczędzę ci zbiorowego gwałtu – oznajmiła łaskawie, czując, że niewolnica zaczyna całować ją po stopach. – Ale takie nieposłuszeństwo nie może obyć się bez kary. Przynieś ze skrzyni mój bicz. Ten pięcioramienny. Dam ci nauczkę, którą długo popamiętasz.

Jedno jest pewne, pomyślała Szmaragdowooka, obserwując, jak Melisa spełnia jej wolę. Nikt jeszcze tak ochoczo nie szedł po narzędzie swoich tortur.

* * *

– Kassandrze… – zamruczała leniwie.

Otworzył oczy. Musiał na moment przysnąć, wyczerpany po miłosnych zapasach. Nad sobą miał sufit z namiotowego płótna. Ogień w palenisku ledwie się jarzył. Niedługo trzeba będzie go zasilić.

– Omfale…

– Wiesz, o co chcę prosić.

Oczywiście. To była ich ostatnia wspólna noc. Podjęła więc ostatnią próbę. Wszak uzgodnili, że nie będą mówić o jej ślubie z Sarpedonem. Los byłego satrapy stanowił całkiem inną kwestię.

– Andromenes jest twój – odparł krótko. – Przekażę go w twe ręce, gdy tylko dotrzemy do Gordionu.

Milczała dłuższą chwilę. Wygląda na to, że udało mu się ją zaskoczyć.

– Musiało być ci ze mną naprawdę dobrze – stwierdziła w końcu rozbawionym tonem.

– Możesz być tego pewna. Zresztą, mam jeszcze nadzieję na kilka powtórek.

Omfale była jednak zbyt inteligentna, by dać się zwieść jego słowami.

– Wytłumacz mi, Kassandrze, skąd ta nagła zmiana?

Żebym to wiedział, pomyślał Macedończyk. Czuł jednak, że ma to jakiś związek z wydarzeniami poprzedniej nocy. Zaczął opowiadać o nich Lidyjce. Słuchała w skupieniu, wsparta na łokciu, ani na chwilę nie odrywając od niego wzroku.

– Ten tragarz próbował zgwałcić Mnesarete. Andromenes zrobił ci to wiele razy. Skoro ukarałem jednego, drugi nie może ujść sprawiedliwości.

Zgodziła się skinieniem głowy. Zaraz jednak zauważyła:

– Tragarz był niewolnikiem. Andromenes jest macedońskim wielmożą. Okoliczności są skrajnie odmienne.

– Nie dla mnie. Już nie.

– Dlaczego?

– Nie jestem kapłanem ani ateńskim adwokatem. Nie dam ci wykładu o zbrodni i karze. Wiem tylko jedno: kto ośmieli się skrzywdzić moją kobietę, umrze. Bez względu na okoliczności. Oraz konsekwencje.

Przesunęła dłonią po jego torsie.

– Więc jestem twoją kobietą – oznajmiła z uśmiechem.

– Wątpiłaś w to? – spojrzał prosto w błękitne oczy.

– Nawet jeśli wątpiłam, to teraz mam już pewność.

– A jutro otrzymasz jeszcze dowód.

– W kwestii dowodów – szepnęła, pochylając się nad nim – najbardziej cenię sobie te, które składasz mi dzisiejszej nocy. I chyba właśnie pragnę kolejnego.

Otoczył Lidyjkę ramieniem i przygarnął do siebie.

Przejdź do kolejnej części Perska Odyseja VII: Gordyjski węzeł .

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Mam dziś przyjemność zaprezentować kolejną część „Perskiej Odysei”. Ostatnio był parodniowy poślizg, tym razem udała się premiera przed terminem.

Tradycyjnie już podziękowania należą się Atenie, która pobiła własny rekord w tempie korekty i bez której nieocenionej pomocy ta premiera nie byłaby dziś możliwa.

Życzę więc miłej lektury, w nadziei, że tym razem w fabule udało mi się zawrzeć nieco więcej treści niż ostatnio 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Od czasu opuszczenia Hellady, Mnesarete stała się bardzo okrutna i ogólnie zła. Taka trochę ,,po trupach do celu”…tylko do jakiego celu?
Megasie, posiadasz niewątpliwy dar zabierania czytelnika w miejsce akcji.Czytam to, co stworzyłeś i widzę te wnętrza, pustkowia, czuję te aromaty, nawet potrafię sobie wyobrazić emocje, towarzyszące bohaterom. Brawo. Ty i Nefer opisujecie moją bodaj najbardziej ulubioną epokę.

Życzę dalszej owocnej pracy i pozdrawiam

Spokojna Woda

Witaj, Spokojna Wodo!

To prawda, Mnesarete staje się coraz gorsza. Ale oznaki tego okrucieństwa było widać już w Koryncie (lubiła karać swoją niewolnicę) i w Atenach (sprzedała Helenę do domu publicznego, po tym jak Kassander się z nią przespał). Wydaje się, że u podłoża jej coraz bardziej desperackiego zachowania leży obawa, że Macedończyk odsunie ją od siebie na rzecz innej – wszak niemal się to stało, gdy poznał Fryne.

Jednocześnie, choć podróżuje u boku ukochanego mężczyzny, Mnesarete jest często samotna, pozostawiona sobie, a zarazem stale obserwowana, kontrolowana, otoczona przez ludzi Kassandra. Próbuje rozproszyć dręczącą ją nudę, a także zemścić się na permanentnie niewiernym Macedończyku. Co z początku uchodziło jej na sucho, ale zaczyna prowadzić do tragedii.

Dziękuję za miłe słowa i mogę obiecać, że dołożę starań, by nadal robić przyzwoicie to, co mi wychodzi 😉 Jestem pewien, że Nefer również!

Pozdrawiam
M.A.

Właśnie apropos niewierności, ciekawi mnie co Zamierzasz w kwestii Gelona. Dodałeś kolejną wyraźną cechę. Czyżbyś zaczął czynić przygotowania do zluzowania Mnesarete. No zobaczymy, to tylko luźne domysły, z Tobą nic nie jest oczywiste ;).

Cóż, Gelon… przecież nie zdradzę, co szykuję dla jednej z bardziej niejednoznacznych postaci Perskiej Odysei, prawda? Natomiast dla Mnesarete mam – mimo wszystko – sporo… może nie sympatii, ale współczucia. Nie ponosi wszak całkowitej winy za sytuację, w której się znalazła. Po prostu stara się robić, co może, by uczynić ją bardziej znośną. A że przy tym cierpią, a czasami nawet umierają ludzie? Nasakhma był niewolnikiem, więc z perspektywy człowieka starożytności czymś pośrednim między człowiekiem a przedmiotem. A mimo to nie była całkowicie pozbawiona sumienia i odreagowała jego śmierć w sposób dość impulsywny.

Pozdrawiam
M.A.

Przez moment myślałem że Prowadzisz Kassandra ku prawdzie ;).

Kapitalny odcinek. Najbardziej podobał mi się fragment „rozmowy”. Przypomniał mi w pewnym momencie stwierdzenie innej postaci literackiej „istnieją po to by służyć”. Ale podejrzewałem jak tylko Powołałeś tą postać, że wkrótce zginie.

Witaj, Micku!

Cieszę się, że udało mi się Ciebie zmylić – choć na moment 🙂 Taki był też mój zamiar, by Czytelnik zaczął drżeć o Mnesarete (jeśli jakimś cudem zdołał ją polubić), lub też poczuł, że już za chwilę dostanie ona za swoje. Cóż, tym razem jej się udało. Refleks i bezwzględność pozwoliły uniknąć katastrofy. Lecz kiedy wyczerpie się jej szczęście? O tym w kolejnych rozdziałach.

Niestety, czarnoskóremu tragarzowi nie było pisane długie życie. I tu przyznam Ci rację, miałem tego świadomość, gdy go tworzyłem.

Pozdrawiam
M.A.

Galeon miał dużo szczęścia. Ale fakt, szkoda by go było 😉
Może nie bardzo rozumiem rozmowę Mnesarete ze zwłokami – jej kochanek musiał wiedzieć ile ryzykuje, ona zresztą też, wątpię żeby na spokojnie podjęła w tej sprawie inną decyzję, zawsze wybrałaby jego śmierć a nie swoją – była tyle ryzykowna, co bezsensowna. Niemniej część bardzo smakowita 🙂

Gdyby Gelona przyłapano tak jak Nasakhmę, pewnie skończyłby dokładnie tak samo, jak niewolnik (tyle, że po sfinowanym procesie). Jego narodowość i stopień wojskowy w żaden sposób by go nie ocaliły. Tak więc faktycznie, miał wiele szczęścia, że w chwili gdy Kassander zawitał w namiocie, przebywał daleko poza obozem.

Co do „rozmowy” Mnesarete – ponieważ nie jest ona postacią do końca złą, potrafi jeszcze poczuć wyrzuty sumienia. Wszak gdy planowała romans z niewolnikiem, nie spodziewała się, że znajdzie on tak tragiczny koniec. Możesz ją uznać za niezbyt bystrą i pewnie nie będziesz w błędzie 🙂 Liczyła po prostu na nieco przyjemności, skoro akurat Gelon zaczął się „stawiać”.

W chwili gdy ujrzała, do czego doprowadziły jej decyzje, sumienie dało o sobie znać. Stąd ta absurdalna rozmowa, próby samousprawiedliwienia i zepchnięcia winy na kogoś innego. Tym bardziej skuteczna, że obwiniony nie mógł w żaden sposób oponować.

Cieszę się, że odcinek przypadł Ci do gustu 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Znam trochę czarnych, kilka jednostek dobrze a jedna z nich to prawie przyjaciel. Dla tego postępowanie Naskhmy w ogóle mnie nie zdziwiło. Myślę że on o tym zwyczajnie nie myślał (o konsekwencjach).Swoją drogą Wykazałeś i tutaj swój talent. Ja się tylko dziwię że Kassander mimo wszystko go nie przesłuchał. No cóż, może kiedyś chcieć sprawdzić dla czego właściwie byli sam na sam. Mnesarete była dla mnie stracona w chwili kiedy sprzedała tamtą dziewczynę do burdelu. Megasie, ona jest kobietą i wie co to gwałt dla kobiety. Są rzeczy których nie życzy się nawet wrogowi. Gwałtu i śmierci dziecka. Pewne rzeczy po prostu nie przechodzą.

Nasakhma nie miał za bardzo wyboru – pani kazała, niewolnik musiał usłuchać. Inna kwestia, że Mnesarete nie brakuje urody ani uroku. Mało kto oparłby się jej w okolicznościach, w jakich mu się objawiła – w prześwitującej, przylegającej do ciała szacie w łaźni. Sam bym pewnie nie myślał o konsekwencjach, mimo raczej jasnej karnacji 🙂

Zgadzam się bez dwóch zdań: potraktowanie Heleny przez Mnesarete było okrutne. Świat moich opowieści jest surowym i brutalnym miejscem, a czynią go takim właśnie bohaterowie i bohaterki.

Pozdrawiam
M.A.

Ja tam bym z takim wężem nie poszedł. Mogła by sobie być bardzo piękna fizycznie.

Pamiętam jak kiedyś zarzuciłem Ci instrumentalne traktowanie kobiet, Odparłeś że tak traktował je antyczny świat i pewnie Miałeś rację. Jednak czasem mam wrażenie że jednak Odczuwasz rozkosz z zadawania cierpienia. Na przykład gwałt na królowej Sparty.

Cóż, jeśli zaprzeczę i tak mi nie uwierzysz, nieprawdaż? W takim razie zaprzeczać nie będę 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Żadna to odpowiedź. Czyżby Boski Alekdandos – mistrz pióra, nie był skory do głębszej autoanalizy. Trwoży się i ucieka jeśli dziedziną rozważań nie jest jego światło, lecz mrok ?

Eeee, po prostu nie mam ochoty na nadmierne psychologizowanie 🙂 Przyjemność sprawia mi opowiadanie ciekawych historii. Jeśli przy tym któryś z moich bohaterów (lub bohaterek) musi ucierpieć, cóż, nie ma omletu bez rozbicia jajek. Na szczęście przeze mnie cierpią wyłącznie postacie fikcyjne, ewentualnie historyczne, które jednak zakończyły swój żywot parę tysięcy lat temu.

Pozdrawiam
M.A.

Nie poznają jednak Kassandra odkąd trafił do Azji. Staje się cporaz bardziej… wrażliwy? To, że odstąpił Omfale własną kwaterę i własne łoże to gest niemal rycerski. I końcowa wypowiedź w kwestii sprawiedliwości… Obawiam się, czy to nie pierwsze stopnie wiodące do upadku naszego generała? Po Mnesarete sprawiedliwości spodziewać się raczej nie można, jej reakcja więc nie dziwi. Należy tylko podziwiać przytomność umysłu (tak ogólnie to, oczywiście, zasługa Autora). CZekamy co będzie dalej.

Dobry wieczór, Neferze!

Słusznie zauważasz ewolucję Kassandra, choć zaczęła się ona wcześniej, w chwili gdy poznał Fryne. A może jeszcze wcześniej, gdy odmówił Antypatrowi wykonywania brudnej roboty, co spowodowało jego wygnanie do Azji. Czy doprowadzi go to do upadku? Zobaczymy 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Te gesty Kassandra nie dziwią. Wszak człowiek, zwłaszcza inteligentny, ewoluuje przez całe życie. To co mnie „zastrzeliło” to odstąpienie bądź co bądź, byłego namiestnika – Omfale. To już było bardzo wielkie odstępstwo.

I jak się zapewne domyślasz, nie pozostanie bez konsekwencji…

Pozdrawiam
M.A.

Pewnie znowu Wyciagniesz chłopaka za uszy z najgorszego bagna :D. Myślę że tak jak Demetriusz, Kassander również jest ulubieńcem Bogów.

Nie wiem, czy bogów, Micku, ale ja go lubię, a to już zapewnia w świecie Perskiej Odysei pewną ochronę 🙂

Z drugiej strony, Demetriusz był postacią historyczną. Nie mogłem go uśmiercić przed czasem, jaki był mu pisany. W przypadku Kassandra nie mam takich ograniczeń 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz