Perska Odyseja X: Wiarołomna (Megas Alexandros)  4.4/5 (114)

28 min. czytania

Andrei Belloli, „Kąpiąca się”

Po wieczornej naradzie Kassander samotnie udał się nad brzeg Tygrysu. Nie zażyczył sobie towarzystwa żadnego z oficerów, ci zaś, znużeni po ciężkim dniu, nie próbowali mu się narzucać. Zabrał tylko dzban wybornego wina z prywatnej rezerwy swego zastępcy, Jazona, oraz prosty, gliniany kubek. Żołnierzy z osobistej eskorty odprawił gestem. Zbyt dobrze go znali, by którykolwiek domagał się powtórzenia rozkazu.

Nieniepokojony przez nikogo, szybko dotarł na skraj obozowiska. Minął ostatnie posterunki, niedbale odpowiadając na saluty wartowników. Swoje kroki skierował ku cichemu zagajnikowi, porastającemu teren łagodnie schodzący w stronę rzeki. Wkrótce znalazł się na plaży. Dalej podążył piaszczystym brzegiem, aż napotkał kilka większych głazów. Zasiadł na jednym z nich, napełnił kubek winem i pociągnął długi łyk. Zaiste było przednie, on jednak prawie nie czuł smaku. Pił, spoglądając ponuro na leniwie toczący swe wody Tygrys. Słońce zachodziło, barwiąc toń na krwawo czerwono. W końcu wrzucił opróżniony dzban i kubek w niespieszny nurt. Podniósł się ze skały i ruszył w drogę powrotną – do swojej kwatery.

Kiedy wkroczył do generalskiego namiotu, nad obozowiskiem zapadła już ciemna noc. Wartownicy, którzy pełnili straż przed wejściem dzierżyli w dłoniach pochodnie. Przedpokój oświetlały natomiast rozstawione tu i ówdzie lampy oliwne. Rozejrzał się, poszukując którejś z niewolnic, lecz żadnej nie dostrzegł. Sam więc rozpiął klamrę ciężkiego kawaleryjskiego płaszcza i pozwolił, by ten zsunął mu się z ramion, na ziemię. Któraś ze służek się nim zajmie, gdy już przypomni sobie o swoich obowiązkach. Uwolnił się od pasa, który, wraz z przypiętym do niego xiphosem w pozbawionej ozdób pochwie, cisnął na pobliski stół. Hałas, jaki się przy tym rozniósł, sprowadził Mnesarete. Wyłoniła się z sypialnianej części kwatery. Wyglądała, jakby przybycie generała zbudziło ją z głębokiego snu. Kasztanowe włosy były w lekkim nieładzie, szmaragdowe oczy przymknięte, jakby raził je blask lamp. Gdy jednak zobaczyła Kassandra, na pełnych ustach zagościł uwodzicielski uśmiech.

Ujrzawszy zwiewną, półprzezroczystą szatkę, którą przywdziała, mężczyzna łapczywie zaczerpnął tchu. Cienki jedwab w rudoczerwonej barwie zamiast skrywać, tylko podkreślał walory kochanki, bezwstydnie opinał się na jej krągłościach, uwidaczniał okolone sporymi aureolami sutki. Erekcja niemal natychmiast zaczęła wybrzuszać tunikę macedońskiego wodza. Zaraz jednak przypomniał sobie, że nałożnica jest tej nocy – i pewnie przez kilka następnych – niedostępna. Ledwie przedwczoraj oznajmiła mu przecież, że przyszło jej comiesięczne krwawienie.

Byli tacy, którzy nie przestawali w tym szczególnym czasie korzystać z wdzięków swoich kobiet. A nawet przedkładali współżycie z krwawiącą niewiastą nad inne przyjemności alkowy. Kassander jednak do nich nie należał. Jego zdaniem miejsce posoki było na polu bitwy, a nie w miłosnym łożu. Dlatego też poprzedniej nocy ominął alkowę swej kochanki, zadowalając się jej niewolnicą. Całkiem zresztą apetyczną…

– Gdzie Melisa? – Jego słowa sprawiły, że uśmiech momentalnie znikł z oblicza Mnesarete.

– I ja cię witam, Kassandrze – rzekła chłodno. – Wyglądałam cię niecierpliwie, od chwili gdy tesalska jazda powróciła do obozu. Ponieważ jednak nie wracałeś, w końcu zmorzył mnie sen.

– Miałem naradę z oficerami. Przedłużyła się

Pominął wyprawę nad rzekę i opróżniony dzban wina. Takie szczegóły nie były Szmaragdowookiej do niczego potrzebne.

– Odpowiadając na twe pytanie: wysłałam ją z paroma sprawunkami. Jeszcze nie wróciła. Podobnie jak Parmys. Ta jednak, o ile ją znam, grzeje posłanie któremuś z żołnierzy. Lidyjska dziwka puszcza się z połową twojej armii.

– Więc jej tego zabroń. Choć jedna z nich powinna stale być przy twoim boku.

– Byś mógł się z nią zabawiać, gdy ja chwilowo nie budzę twego pożądania?

Nie miał ochoty na kolejną kłótnię z Mnesarete, więc tylko odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia z namiotu. Postanowił, że tej nocy da zarobić którejś z obozowych ladacznic. Nim jednak zdążył opuścić kwaterę, usłyszał niemal błagalne:

– Proszę, nie odchodź.

Zmiana w tonie kochanki była tak uderzająca, że zatrzymał się i zwrócił ku niej. Postąpiła parę kroków w jego stronę. Poczuł orientalną, zmysłową woń olejków, którymi skrapiała ciało. Mimo niezbyt szczęśliwej wymiany zdań, erekcja jeszcze się wzmogła. W oczach dziewczyny z Argos ujrzał pragnienie dorównujące temu, które sam odczuwał. Uniosła rękę i wsparła mu dłoń na torsie.

– Nie opuszczaj mnie, Kassandrze. Potrzebuję cię tej nocy.

– Przecież ty…

– Krwawienie już ustało – zapewniła go pospiesznie. – Szybciej niż się tego spodziewałam.

– Zaiste szybko.

– Jeśli chcesz, możesz się o tym sam przekonać – wypowiedziawszy te słowa, rozchyliła poły swej szaty. Oczom Kassandra ukazał się brzuch nałożnicy i skryte w głębszym cieniu łono. Wzięła go za rękę i sama poprowadziła między swe uda. A potem przyciągnęła mocno ku sobie, tak by dwa palce zanurzyły się głęboko. Przeciągle westchnęła, kiedy ją penetrował. Poczuł wilgoć, dużo wilgoci. Gdy jednak cofnął dłoń i uniósł ją ku światłu, nie dostrzegł ani śladu czerwieni.

– Sam widzisz – szepnęła mocno już zarumieniona Mnesarete. – Wcale nie potrzebujesz Melisy ani Parmys.

Więcej powiedzieć nie zdążyła, bo w tym momencie Kassander przywarł do jej warg i wcisnął między nie język. Zarzuciła mu ramiona na szyję, czując, jak Macedończyk chwyta ją za biodra i bez trudu unosi z ziemi. Uczynił kilka kroków i posadził kochankę na stole, zwykle zasłanym mapami oraz meldunkami, tym razem jednak był niemal pustym. Sięgnął za jej plecy i pospiesznym ruchem zrzucił z blatu swój pas i miecz. Rozchyliła uda, on zaś wsunął się między nie. Pomogła mu ściągnąć przez głowę tunikę, nie mogąc się już doczekać, by ujrzeć swego mężczyznę nagim. Nie dane jej było wszakże długo napawać się tym widokiem. Kolejne pocałunki i natarczywe pieszczoty, stwardniałe od miecza palce zaciskające się na piersi oraz udzie, trzask dartego w strzępy jedwabiu… To wszystko pozbawiło ją tchu. Gdy wdarł się w nią mocno, z impetem, krzyknęła, jakby zadał jej cierpienie. A przecież przyniósł niewypowiedzianą ulgę…

Kolejne sztychy przyjmowała wsparta plecami o drewniany blat. Kassander unosił się nad nią, mocno pracując biodrami. Jedną ręką dociskał kolano Szmaragdowookiej do swego boku. Drugą sięgał do jej biustu, miętosząc to jedną, to drugą, drżącą w przyspieszonym oddechu półkulę. Skurczem mięśni otuliła go najściślej, jak umiała. Macedończyk jęknął ochryple i znieruchomiał na chwilę, by nasycić się doznaniem. Zaraz jednak wznowił pchnięcia, ze zwielokrotnioną jeszcze siłą. Wbijał się w ciasną pochwę kochanki, czerpiąc z jej ciała coraz silniejszą rozkosz. Stół skrzypiał, donośnie protestując przeciw takiemu traktowaniu.

Wino oraz spółkowanie sprawiło, że Kassander mógł puścić w niepamięć kończący się właśnie dzień i rzeczy, jakie przyszło mu czynić. Skupił się zatem w całości na tym, co tu i teraz, pozwolił, by porwała go miłosna euforia. Dziewczyna z Argos jęczała głośno i oddawała mu się ulegle, lecz to wciąż jeszcze nie wystarczyło Macedończykowi. Wysunął się z niej gwałtownie i zdecydowanym ruchem obrócił kochankę na brzuch. Nim zdążyła się wygodniej ułożyć, przyparł ją do blatu i rozchylił krągłe pośladki. Splunął w dłoń, roztarł ślinę na nabrzmiałej żołędzi. A potem natarł, stanowczo i nieustępliwie, gotowy złamać każdy opór. Szmaragdowoka wtuliła policzek w drewno i zagryzła wargi, by nie krzyczeć w głos. Starała się jak najprędzej rozluźnić, lecz nie było to łatwe, gdy pokaźny taran co rusz uderzał w jej tylne podwoje. A przecież wiedziała, że on się nie zatrzyma… i wcale tego nie pragnęła.

W końcu dopiął swego. Członek wniknął cały między pośladki Mnesarete. Dysząc ciężko, Kassander pochylił się nad dziewczyną i zasypał pocałunkami jej kark. Sztychy stały się teraz nieco wolniejsze, choć równie głębokie. Raz po raz zdobywał ciało kochanki, wsłuchany w jej kwilenie, wyrażające zarówno rozkosz, jak i ból. Mieszankę, którą, o czym dobrze wiedział, szczególnie lubiła.

Sięgnął ku kasztanowym włosom nałożnicy, owinął je sobie wokół dłoni. Szarpnięciem zmusił ją, by uniosła głowę z blatu i wygięła grzbiet w łuk. Drugą ręką zagarnął oderwaną od drewna pierś. Biodra cofały się i napierały, znowu narzucając szybsze tempo. Zniewolona Mnesarete mogła na nie tylko przystać. Już nie próbowała tłumić coraz głośniejszych jęków, które raz po raz wyrywały się z jej ust Dłońmi chwyciła za brzeg stołu, zamknęła oczy, w pełni chłonąc to, czym była obdarzana. Macedończyk poczuł, jak ze wszystkich sił zaciska się wokół jego męskości. Odpowiedział serią mocnych, ostatnich już pchnięć. Szczytował donośnie i żywiołowo. Szmaragdowooka również się nie hamowała. Pełniący przed namiotem straż wartownicy z pewnością nasłuchali się krzyków obojga kochanków.

Jeszcze długo potem leżeli na blacie, zespoleni w jedność, łapiący z trudem oddech, uspokajający się po przeżytej ekstazie. Pot, który zrosił plecy Mnesarete, mieszał się z potem z torsu i brzucha Kassandra. Parę kropel nasienia leniwie spływało po udzie dziewczyny. Ślina stygła na jej karku. W końcu mężczyzna oderwał się od niej i powoli wyprostował. Jeszcze bardziej niespiesznie, jakby wbrew sobie, cofnął biodra, opuszczając ciasne, gościnne miejsce między pośladkami nałożnicy. Poczuła, jak wypływa z niej więcej miłosnego nektaru. Zazwyczaj nie lubiła, gdy się marnował. Tym razem jednak nie zwracała na to uwagi. Była pewna, że tej nocy otrzyma go jeszcze bardzo wiele. Jakby czytając w myślach Szmaragdowookiej, Macedończyk rzekł:

– Chodź do alkowy, Mnesarete. Ten stół dobrze nam się przysłużył, lecz nie wystawiajmy jego wytrzymałości na próbę. Znowu cię pragnę… Tym razem jednak chcę cię posiąść na nieco wygodniejszym posłaniu.

* * *

Kiedy Jazon wprowadził Melisę do swego namiotu, ta aż otwarła usta z wrażenia. Jej oczom ukazało się pysznie urządzone wnętrze, w porównaniu z którym nawet generalska siedziba Kassandra wyglądała biednie i spartańsko. Efekt był tym silniejszy, że cała kwatera stanowił jedno pomieszczenie, nieprzegrodzone płóciennymi ścianami oraz zasłonami w otworach wejściowych. Tak więc całe bogactwo zgromadzonych tu przedmiotów od razu rzucało się w oczy. Zrabowane z Sardis posągi bogów stały wokół drewnianych słupów podtrzymujących rozległy namiot. Na solidnym, mahoniowym stole mieniły się złotem i srebrem puchary i talerze. Wokół łoża – prawdziwego łoża z kolumnami i baldachimem, a nie siennika czy góry poduszek – rozstawiono skrzynie podróżne. Niektóre z nich były otwarte, więc niewolnica mogła się przekonać, że wypełniają je ubrania z najcieńszego jedwabiu oraz całe stosy kosztowności. O skrzynie opierały się wykonane na deskach niezwykle piękne obrazy o tematyce mitologicznej oraz batalistycznej. Nagą ziemię przykrywały perskie dywany. Jonka nawet nie próbowała się domyślać, ile wozów potrzeba było do transportu tego wszystkiego. Jedno nie ulegało wątpliwości: tracki dowódca lubił otaczać się pięknem i był gotów uczynić wiele, by stale z nim obcować.

Gdy tylko znaleźli się w rozświetlonym tuzinem lamp oliwnych wnętrzu, zbliżył się do nich niezwykłej urody młodzieniec o oliwkowej cerze i niemal czarnych oczach w kształcie migdałów. W dłoniach trzymał napełniony winem kielich, złoty i zdobny rubinami. Kłaniając się z szacunkiem podał go Jazonowi. Zaraz jednak przeniósł spojrzenie na dziewczynę. Ujrzawszy, że ma ona na sobie jedynie chlamidę jego pana, zawahał się, nagle zmieszany. Trak parsknął śmiechem.

– Mój słodki Muranu jest chyba zazdrosny. Myśli pewnie, że sprowadziłem sobie na kwaterę jedną z ladacznic, które ciągną za armią. Albo którąś z mezopotamskich branek… nie lękaj się, piękny młodzieńcze. Wiedz, że pragnę tylko ciebie. Ona zaś… sporo dzisiaj przeszła. Zasłużyła, by ją również poczęstować winem.

Chłopak nie mówił chyba zbyt dobrze po grecku, bo nie od razu pojął sugestię Jazona. Dopiero gdy ten wskazał na swój puchar, a potem na Melisę, ukłonił się raz jeszcze i pomknął wykonać polecenie.

Zastępca Kassandra osunął się na przypominające tron, misternie zdobione krzesło. Pociągnął łyk wina i westchnął, mrużąc z przyjemności oczy. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że Jonka wciąż stoi nieopodal wejścia do namiotu, niepewna, co jest jej dozwolone.

– Podejdź bliżej! – rozkazał. – Nie powiem „czuj się jak u siebie w domu”, bo wiem, że go nie posiadasz. A zatem, czuj się moim gościem. Tak, przyjmij ten kielich od mojego sługi. Rozgrzeje cię, bo z pewnością zmarzłaś. Usiądź tam – wskazał jej spiętrzone poduszki. – Powinno być ci wygodnie. Muranu nigdy nie narzekał.

– Dziękuję, panie – wykrztusiła w końcu dziewczyna. – Nikt jeszcze nie był dla mnie taki łaskawy…

– Tylko się do tego nie przyzwyczajaj. Wiem, że Kassander nie spoufala się w podobny sposób z niewolnicami. Nawet z tymi, które bierze do łoża. Nie, nawet nie będę cię pytał, czy już z nim spałaś. Dobrze znam mojego wodza, od lat służę pod jego rozkazami. Jesteś zbyt ładna, by ci przepuścił! – pogodny śmiech Traka wypełniał całą kwaterę. Był na tyle zaraźliwy, że nawet Melisa poczuła, jak kąciki jej warg unoszą się ku górze. A wydarzenia nazbyt długiego i ciężkiego dnia nieco zacierają się w pamięci. Pozwoliła sobie skosztować trunku, którym ją poczęstowano. Choć uznała go za bardzo cierpki, w istocie doskonale rozgrzewał.

Jazon pozwolił, by przez dłuższą chwilę rozkoszowała się ciepłem oraz poczuciem bezpieczeństwa, oferowanym przez jego siedzibę. Przygarnął czekającego nieopodal na rozkazy Muranu i posadził go sobie na kolanach. Poczęstował trunkiem z własnego pucharu. Dopiero, gdy ujrzał, że niepokój dziewki słabnie, a wraz z nią opada bariera ostrożności, którą wokół siebie wzniosła, przeszedł do ataku.

– A teraz powiedz mi, drogie dziecko… co łączy Mnesarete i oficera Gelona?

Czy nazbyt się pospieszył? W jej dużych, ciemnych oczach ujrzał popłoch. Niepewnym ruchem odstawiła kielich na ziemię i zaczęła pocierać dłońmi swe ramiona.

– Nie wiem, o czym mówisz, panie.

– Doprawdy? Sama wyznałaś: twa pani posłała cię do Gelona. O ile dobrze pojmuję, w charakterze daru.

– A on rzucił mnie Trakom… – świeże wspomnienia zaczęły powracać ze zwielokrotnioną siłą. Melisa znów czuła na sobie ciężar olbrzymiego mężczyzny, który próbował siłą wedrzeć się między jej uda. Jazon uratował ją przed nim… wyciągnął spośród chmary barbarzyńców… przelał w jej obronie krew. Miała dług wdzięczności wobec tego niezwykłego męża. Ale czy mogła być wobec niego szczera?

Kassander obiecywał Jonce obronę, lecz w decydującym momencie przebywał zbyt daleko, by na coś się przydać… Z kolei Trak naprawdę ocalił jej życie, w dodatku ryzykując własnym. Komu może zaufać, jeśli nie właśnie jemu?

– Nie mam pewności… jedynie przypuszczenia – rzekła ostrożnie, spoglądając na rozpościerający się u stóp Jazona perski dywan.

– Od czegoś trzeba zacząć.

– Moja pani poznała Gelona w Koryncie, na krótko przed wyjazdem do Aten. Dostojny pan Kassander uczynił go dowódcą jej straży przybocznej. Wtedy jeszcze zachowywała się bez zarzutu. Jeśli z nim rozmawiała, to krótko i zawsze w najpilniejszych sprawach. Może tylko w czasie podróży spoglądała nań niekiedy przez okno lektyki.

Trak skinął głową, by kontynuowała. Wciąż tulił do siebie mezopotamskiego niewolnika, który wcale nie wyglądał, jakby przeszkadzała mu namiętność ponad dwa razy starszego mężczyzny.

– W Atenach Gelon kierował ochroną willi dostojnego generała. Zdarzało się, że podczas patrolowania okalających ją ogrodów napotykał spacerującą tam panią Mnesarete. Kilkakrotnie towarzyszył jej również, gdy udawała się do miasta na zakupy lub odwiedzała świątynię. Zazwyczaj byłam z nią wtedy ja, albo któraś z pozostałych niewolnic: Helena lub Raisa…

– Może one zauważyły więcej niż ty? – przerwał jej nagle Jazon. Klepnięciem w pośladek zgonił ze swych kolan Muranu i posłał go po więcej wina. – Co się z nimi stało?

– Dostojny Kassander podarował Raisę swemu przyjacielowi, Demetriuszowi z Faleronu. Z kolei Helena… pewnego dnia pani rozgniewała się na nią. Nie wiem, za co. Później usłyszałam od jednego z eunuchów, że dostojna Mnesarete poleciła sprzedać ją do domu rozkoszy. Nigdy więcej jej nie zobaczyłam.

– A więc obydwie pozostały w Atenach – w głosie Traka znać było zawód. Pozwolił, by efeb napełnił mu puchar, lecz tym razem nie zaprosił go na swe kolana. – Szkoda… choć pozbycie się Heleny może nie być bez znaczenia. Mów dalej.

– Przynajmniej raz moja pani opuściła rezydencję z samym tylko Gelonem. To przydarzyło się wkrótce przed wypłynięciem okrętów do Azji. Pamiętam swoje zdziwienie, bo choć udali się na targowisko, czcigodna Mnesarete wróciła bez żadnych zakupów. Nie pozwoliła nam też usłużyć sobie podczas kąpieli. Gdy tylko napełniłyśmy z Raisą wannę, rozkazała, byśmy zostawiły ją samą.

Jazon pochylił się do przodu.

– Co było później?

– Przeprawa przez morze. Byłam już wówczas jedyną przyboczną niewolnicą pani. Wtedy poczułam, że dokonała się w niej jakaś zmiana. Z dnia na dzień stała się nieufna i pełna wrogości. Zaczęła podejrzewać, że donoszę o wszystkim, co czyni, dostojnemu Kassandrowi. Choć zaprzeczałam, nie chciała słuchać. Raz nawet zagroziła, że każe Gelonowi mnie udusić. Zapewniała, że jest jej wierny i uczyni to z największą chęcią…

– Nie zastanowiło cię, dlaczego tak bardzo wierzyła w jego lojalność?

– Byłam zbyt przestraszona… dopiero później zadałam sobie to pytanie. Kiedy wylądowaliśmy na Ikarii, dostojny Kassander pozostał na okręcie, natomiast moja pani zamieszkała w portowej gospodzie. Gelon ponownie strzegł jej bezpieczeństwa. Pamiętam, że trzymał wartę u drzwi Mnesarete w dniu, w którym wysłała mnie do miasta z długą listą sprawunków. Nie było mnie przez kilka klepsydr.

– Zaiste, podejrzenia nasuwają się same. Niewiele wszakże znaczą bez twardych dowodów.

Melisa długo wahała się, nim wypowiedziała kolejne słowa.

– Jest jeszcze coś, panie.

– Mów zatem, dziecko.

– Pamiętasz noc, w którą moja pani została napadnięta przez jednego z niewolników?

– Oczywiście. To wydarzyło się na równinie frygijskiej, już po wymarszu z Sardis. Trudno zapomnieć takiego wielkoluda. Miał skórę czarną jak noc oraz imponujące przyrodzenie. Wiem o tym, bo osobiście go wykastrowałem.

Choć w namiocie było ciepło i sucho, po plecach Jonki przeszedł dreszcz.

– Zabrakło mnie wtedy przy boku mojej pani… bo właśnie tej nocy pierwszy raz zostałam posłana do łoża Gelona. Coś ich poróżniło… Dostojna Mnesarete uznała, że w ten sposób najłatwiej się z nim pojedna.

– Miałaś zatem uprzyjemnić mu rozłąkę z kochanką?

A więc w końcu padło i to słowo. Zarzut. Oskarżenie, które mogło oznaczać dla jej właścicielki śmierć. Przedtem Melisa mogła udawać, że prowadzi ze swym wybawcą niewinną rozmowę. Teraz jednak ta iluzja całkiem się rozwiała. Było już wszakże zbyt późno, by się cofnąć.

– Wiem jedno. Przed wyjściem pani kazała mi skropić ciało swoim olejkiem o zapachu orchidei. Powiedziała: „wiem, że Gelon go lubi”.

– Wonny olejek. O zapachu orchidei – powtórzył zamyślony Jazon. – Jeszcze jedna poszlaka…

– To nie wszystko! – Jonka zaskoczyła samą siebie, wchodząc w słowo drugiemu najpotężniejszemu człowiekowi w obozowisku. – Tamtej nocy Gelon wcale mnie nie pragnął. Stwierdził, że ma ochotę na smakowitą ucztę i nie zadowoli się nędznymi resztkami. Zapowiedział też, że jeśli sytuacja się powtórzy… odda mnie najokrutniejszym Trakom. Dziś w nocy spełnił swoją groźbę.

Zastępca Kassandra uniósł brwi w nagłym zrozumieniu.

– Sądziłem, że napadli cię, gdy szłaś do Gelona!

– Sam mnie do nich zawlókł. Przedtem powiedział, że nie może sprawić Mnesarete zawodu.

– Więc ona tego właśnie chciała? Twej krzywdy oraz poniżenia?

– Jestem tego pewna. Od wyjazdu z Aten coraz bardziej mnie nienawidzi.

– A zatem tylko upadek Mnesarete może cię uratować. Pomożesz mi do niego doprowadzić, prawda?

Przedłużające się milczenie. Melisa pochyliła głowę. Widać było, że rozgrywa się w niej wewnętrzna walka. Lecz kiedy w końcu uniosła spojrzenie, nie było w nim już lęku, a tylko determinacja.

– Nie zostawiła mi innego wyboru. Uczynię, co rozkażesz, panie.

* * *

Dziewczyna z Argos obudziła się o świcie, w pustym, choć wciąż jeszcze ciepłym posłaniu. Przez pierwszych parę chwil była zdezorientowana, potem zaś poczuła się samotna i opuszczona. Zaraz jednak do jej uszu dotarły wypowiadane cichym głosem słowa. Najwyraźniej dobiegały one z przedpokoju namiotu, w którym zeszłego wieczoru rozpoczęła z Kassandrem ich miłosny maraton. Mnesarete uśmiechnęła się do tych wspomnień. Spragnieni i niezmordowani, kochali się do późnej nocy. Nim w końcu zapadli w sen, Macedończyk cztery razy sycił się jej ciałem, ona zaś oddawała mu się z wielkim entuzjazmem i ochotą. Dziś była wprawdzie nieco obolała po gwałtownych pieszczotach, jakimi ją obsypywał, lecz była to cena warta zapłacenia.

Pragnąc znów, choć na moment, ujrzeć swego mężczyznę, zaczęła się pospiesznie ubierać. Pamiętała przy tym, by wybrana suknia była mniej prowokująca od tej, którą Macedończyk zdarł wczoraj z jej ciała. Najwyraźniej nie był przecież sam, a nie lubił, gdy zachowywała się nazbyt swobodnie w towarzystwie innych. W końcu zdecydowała się na biały peplos z nieprzezroczystego lnu, wprawdzie z dekoltem, ale niezbyt hojnym. Ułożyła włosy tak, jak było to możliwe bez pomocy służącej. Czuła przy tym, jak narasta w niej irytacja. Nieobecności Melisy nie dziwiła się wcale, lecz Parmys powinna jej teraz dopomagać, a nie gzić się z jakimś hoplitą czy oszczepnikiem, na jego zawszonej chlamidzie. Będzie musiała utwierdzić tę lidyjską sukę w posłuszeństwie. Tylko jak to uczynić, skoro Kassander zakazał jej bicia niewolnic? Może powinna z nią zrobić to samo, co z Jonką. Zgwałcona przez tuzin Traków z pewnością straciłaby ochotę na miłostki…

Rozbawiona tą myślą zajrzała do przedpokoju generalskiej kwatery. Zobaczyła stojącego na środku pomieszczenia Kassandra i uwijających się wokół niego Argyrosa oraz Parmys. Tajemnica nieobecności niewolnicy przy boku swej pani została zatem wyjaśniona. Adiutant poprawiał ostatnie wiązania pancerza, zaś Lidyjka zapinała na ramionach wodza ciężki płaszcz. Macedończyk poddawał się ich zabiegom, pociągając wino z posrebrzanego pucharu, jednego z łupów z pałacu Krezusa.

– Powiedz mi, chłopcze – zwrócił się do młodzieńca – czy chłosta, którą otrzymałeś wczoraj od Dioksipposa, rozjaśniła ci trochę w głowie? Jesteś gotów nadal wiernie mi służyć? I nie zanudzać swoimi etycznymi dylematami?

– Tak, generale – odparł cicho Argyros. Jego głos brzmiał dziwnie, jakby wyzuty z jakichkolwiek emocji. Poruszał się ostrożnie, jakby każde drgnienie mięśni przyprawiało go o nieznośny ból. – Dowódca hoplitów wiele mnie nauczył.

– A zatem dobrze, że właśnie on podjął się tego zadania. Przed nami jeszcze wiele pracy i nie życzę sobie, byś ciosał mi na głowie kołki. Potrzeba mi lojalnego adiutanta, a nie domorosłego filozofa!

– Przysięgam, panie, że nie sprawię ci więcej zawodu.

– Miło mi to słyszeć. Witaj, Mnesarete. Widzę, że jesteś dziś rano w dobrym nastroju!

– Jakżeby mogło być inaczej po tak wspaniałej nocy? Może wrócimy jeszcze do alkowy, mój miły, by utrwalić rozkoszne wspomnienia? – zaryzykowała, ciekawa, jakie wywoła reakcje. Spotkał ją jednak zawód. Argyros, zwykle pruderyjny i nieśmiały, nawet się nie zarumienił. Parmys zaś, pochodząca z rozwiązłego Sardis, wydawała się niezdolna do odczuwania zgorszenia. Macedończyk również okazał się niewzruszony. Nie zamierzał jej wprawdzie ganić za wyuzdanie, ale też nie skorzystał z propozycji.

– Niestety, nie mam na to czasu. Niedługo opuszczam obozowisko wraz z doborowym oddziałem Tesalów oraz hoplitów Dioksipposa. Musimy dotrzeć do odleglejszych wiosek i wziąć ich mieszkańców na powróz, zanim wieść o naszych łowach szeroko rozniesie się po równinie. Wrócę najwcześniej jutro, choć bardziej prawdopodobne, że za dwa dni.

Mnesarete nie rozumiała, o czym mówi Macedończyk, poza tym jednym, że znów zamierza ją opuścić. Być może na dwa dni, a co ważniejsze, na dwie długie noce… Nagle przypomniała sobie niedawno usłyszane słowa. „Nigdy w życiu nie sięgnąłbym po nic, co należy do niego… szczególnie w chwili, gdy pracuje dla mnie!”

– Czy to ma związek ze zleceniem od kupca Hassana? – spytała. Kassander zmarszczył brwi.

– Skąd o nim wiesz?

– Poznałam go wczoraj na targowisku Babilończyków. Powiedział, że wykonujesz dla niego jakąś pracę. Nie chciał jednak zdradzić, na czym miałaby ona polegać.

– Ten arabski straganiarz stanowczo za wiele gada. W dodatku interesuje się kobietami, od których powinien trzymać się jak najdalej.

– To samo mu powiedziałam, ale niezbyt się przejął – dziewczyna z Argos uznała, że lepiej nie wspominać o darze, jaki otrzymała od Hassana. Kassander był już wystarczająco rozgniewany. – Co zatem dla niego czynisz? Twierdził, że bardzo wzbogacisz się na tej współpracy…

– Przynajmniej w tym się nie omylił… Skoro już musisz wiedzieć, pozyskuję dlań niewolników z okolicznych wsi. Jako Macedończycy dzierżymy je prawem zdobywcy, najwyższa pora zacząć czerpać z tego profity. Choć z drugiej strony, nie wszyscy się z tym zgadzają. – Generał spojrzał na swego adiutanta, który wiązał mu teraz przy kolanach wysokie, kawaleryjskie buty. Młodzieniec jednak nie podjął zaczepki, tylko jeszcze niżej pochylił głowę. – Babilon zaś potrzebuje tysięcy sług. Wszyscy zatem skorzystamy na tej transakcji.

Mnesarete skinęła głową, na znak, że przyjmuje wyjaśnienia. W rzeczywistości była niemile zaskoczona. Mężczyzna, którego wciąż jeszcze – mimo notorycznych zdrad – kochała i podziwiała, były namiestnik Koryntu, bohater wojny ze Spartą i tuzina innych kampanii, w Azji obrócił się w łowcę niewolników, wysługującego się arabskiemu kupcowi. Szmaragdowooka potrafiła jednak w razie potrzeby maskować uczucie zawodu. Tym bardziej że chciała wyciągnąć z tej sytuacji coś dla siebie.

– A więc zostawiasz mnie tu samą na całe dwa dni… W obozowisku pełnym jurnych i nienasyconych mężczyzn! Liczę, że zapewnisz mi chociaż ochronę?

– Oczywiście. Pod moją nieobecność straże wokół kwatery zostaną podwojone. Nie zapomniałem o tym nubijskim tragarzu, który próbował cię skrzywdzić. Przysięgam, że nic podobnego już się nie powtórzy…

Ona również pamiętała Nasakhmę, olbrzymiego niewolnika o lśniąco czarnej skórze. A także najhojniej obdarzonego przez bogów mężczyznę, z jakim dane jej było uprawiać miłość. Teraz jednak wcale nie chciała go wspominać. Tym bardziej że to właśnie za jej sprawą spotkała go okrutna, makabryczna śmierć. Nie, musiała w pełni skupić się na swym celu…

– To mnie nie uspokaja – oznajmiła. – Proszę, Kassandrze, rozkaż Gelonowi, by się tym zajął. Dbał o moje bezpieczeństwo w Atenach, na Ikarii, a ostatnio podczas rejsu po Tygrysie. Ufam mu bardziej niż któremukolwiek z twoich oficerów.

Macedończyk potrząsnął głową.

– To wykluczone. Gelon dowodzi jednym z oddziałów konnicy. Będę go potrzebował na mezopotamskiej równinie.

– Komu zatem rozkażesz, by miał na mnie baczenie?

– Jazon jest najwierniejszym z wiernych. Nigdy mnie nie zawiódł i teraz również tego nie uczyni. Ma też posłuch u żołnierzy, nawet wśród nieokrzesanych Traków. Powierzam mu obóz i trzy czwarte armii. A także ciebie.

Miłośnik chłopców, pomyślała z pogardą Mnesarete. On z pewnością nie umili jej samotnych nocy. Spróbowała zatem jeszcze raz:

– Będzie miał tyle spraw na głowie… Czułabym się pewniej, gdybyś jednak zostawił mi Gelona.

– Już powiedziałem, że to niemożliwe – w głosie jej kochanka zabrzmiał niebezpieczny ton. Gestem odprawił Argyrosa, który bez słowa opuścił namiot. Parmys również skorzystała z okazji i czym prędzej się oddaliła. – Ile razy mam to jeszcze powtórzyć?

Szmaragdowooka pojęła, że dalsze upieranie się przy swoim nie jest warte ryzyka. Gdyby Kassander na dobre zaczął zastanawiać się, co łączy ją z drugim Macedończykiem, byłaby zgubiona. Podobnie zresztą jak Gelon. Wyglądało na to, że czekają ją dwie samotne, pozbawione rozrywek noce.

– Po prostu się niepokoję – rzuciła pojednawczo. – Także o ciebie, mój miły. Gdybyś jakimś zrządzeniem losu zginął, nie miałabym powodu, by żyć.

– O to nie musisz się lękać – odparł, nieco udobruchany. – Tutejsi chłopi prawie wcale nie stawiają oporu. Bierzemy ich na powróz setkami, a rzadko który podniesie motykę w obronie swej rodziny. Najgorsze, co mi grozi, to odparzenia od zbyt długiej jazdy konnej…

– A zatem gdy do mnie wrócisz, z ochotą natrę cię leczniczą maścią.

Parsknął śmiechem.

– To jest coś, na co warto czekać. A teraz pora już na mnie. Bywaj, Mnesarete.

* * *

Melisa spędziła noc w kwaterze Jazona, na miękkim dywanie, z głową na bogato haftowanej poduszce, przykryta chlamidą swojego wybawcy. Zasypiała, wsłuchana w dochodzące od strony łoża odgłosy miłosnych zmagań. Elegancki Trak korzystał z wdzięków efeba z prawdziwie młodzieńczym wigorem. Zresztą, na ile mogła się zorientować po jękach i szeptanych w obcej mowie, czułych wyznaniach, Muranu w pełni odwzajemniał jego namiętność.

Jonka przypomniała sobie poprzednią noc, spędzoną z Kassandrem. Ona również uległa wtedy nastrojowi chwili, a pieszczoty, którymi obdarzała Macedończyka, daleko wykraczały poza obowiązkowość, jaką każda niewolnica winna była swemu panu. Owa konstatacja pobudziła ją do dalszych rozmyślań, a nawet snucia pierwszych od bardzo dawna marzeń. Jak po upadku Mnesarete zmieni się jej życie? Czy zajmie opustoszałe miejsce u boku generała? Miała wrażenie, że przypadła mu do gustu… z drugiej strony, zdawała sobie sprawę, że on nigdy nie ograniczał się do jednej kobiety. Tyle tylko, że w przeciwieństwie do Szmaragdowookiej, nie była zazdrosna i nie pragnęła wyłączności. Umiałaby zaakceptować niewierność mężczyzny. Przynajmniej tak jej się wydawało.

Na pewno zaś nie odpłaciłaby mu pięknym za nadobne. Nie potrafiła nawet zrozumieć postępowania swojej właścicielki. Przecież wszystko, co posiadała Mnesarete, zawdzięczała Kassandrowi! Obsypał ją srebrem i klejnotami, otoczył wierną służbą, zapewnił wygodne życie. Najpierw w Koryncie i Atenach, a potem, na ile było to możliwe, w obozowisku macedońskiej armii. Uczynił pozbawioną szlachetnego urodzenia, majątku i perspektyw na dobre zamążpójście niewiastę, której jedynym atutem była uroda, swoją konkubiną, kimś niewiele gorszym od żony. I nie porzucił jej, gdy nadarzała się ku temu okazja, ani dla ateńskiej hetery, ani lidyjskiej arystokratki.

Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym większą zagadkę stanowiła dla niej Mnesarete. Jej czarna niewdzięczność wobec Kassandra, ale również fakt, że na kochanka wybrała sobie kogoś takiego jak Gelon. Zimnego, okrutnego, nieprzyjemnego w obcowaniu. Co mogła w nim widzieć? A może wcale nie chodziło o niego, lecz o sam dreszcz emocji, jakiego dostarczał zakazany romans? A skoro tak, być może jasnowłosy Macedończyk nie był jedynym, którego wpuściła między swe uda? Czy mogli być więc także inni?

Jazon szczytował z ochrypłym pomrukiem. Muranu wydał z siebie przeciągłe westchnienie. Melisa wszakże nie słyszała żadnego z nich. Oto bowiem w jej głowie sformułowane zostało jeszcze jedno podejrzenie. Czarny niewolnik, którego przyłapano w generalskim namiocie… czy mógł się tam zakraść z własnej woli? Na co liczył? Na krótką chwilę rozkoszy, okupioną późniejszymi męczarniami? W dodatku tamtej właśnie nocy Szmaragdowooka odesłała Jonkę precz… czy tak samo uczyniła z Parmys? Coś za dużo tych zbiegów okoliczności.

To nie na moją głowę, stwierdziła służka. Jutro rano podzieli się przypuszczeniami z Jazonem. On na pewno zdoła przeniknąć tajemnice Mnesarete i dotrzeć do skrytej w mroku prawdy. A kiedy to nastąpi… życie wielu osób ulegnie gruntownej zmianie. A w jednym przypadku – zapewne dobiegnie kresu.

Melisa wcale nie życzyła Szmaragdowookiej śmierci. Choć doznała od niej tylu krzywd i upokorzeń, wciąż nie umiała nienawidzić tak głęboko. A jednak, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, ośmielała się hołubić w sobie nadzieję. Na poprawę losu, uwolnienie od okrutnej właścicielki. Na to, że przy Kassandrze stanie się kimś więcej, niż tylko pospolitą, godną pogardy niewolnicą.

Podniesiona na duchu tą myślą, zapadła w głęboki sen.

* * *

Mnesarete lubiła rozpoczynać dzień od gorącej kąpieli. Zwłaszcza po nocy takiej jak ostatnia, pełnej miłosnych uniesień, które pokryły jej ciało śliną, potem i nasieniem Kassandra. Pławiła się zatem w parującej wodzie, wypełniającej drewnianą balię, ustawioną w najbardziej oddalonej od wejścia komnacie generalskiej kwatery. Gdy energicznym krokiem wmaszerował tam jeden z wartowników, Parmys krzyknęła i rzuciła się osłaniać nagość swej pani. Zbrojny nie zdążył zatem zbyt wiele zobaczyć, zresztą sam przeraził się własną śmiałością i czym prędzej wbił wzrok w ziemię.

– Pani – przemówił drżącym głosem. – Dostojny Jazon prosi, byś go przyjęła.

– Naturalnie. Kiedy mam spodziewać się jego wizyty? – wciąż siedząc w balii, dziewczyna z Argos otuliła ciało ręcznikiem, pospiesznie podanym jej przez niewolnicę. Nie cierpiała, gdy przerywano jej poranne ablucje, zwłaszcza w tak bezceremonialny sposób.

– Już – wartownik wciąż był tak zmieszany, że mówił urywanymi zdaniami. – Najlepiej od razu. Czeka na ciebie. W przedpokoju.

– Przecież do niego tak nie wyjdę. Poza tym woda wciąż jest rozkosznie nagrzana… No dobrze, nie każmy mu czekać. Proś go tutaj.

– Ale pani… jesteś przecież…

– Naga? Wątpię, by wzbudziło to w Jazonie szczególną ekscytację. Nie będzie mnie też raczej próbował podglądać. W przeciwieństwie do ciebie, żołnierzu.

Czerwony na twarzy wartownik skwapliwie opuścił pokój kąpielowy. Zaraz wszakże jego miejsce zajął tracki dowódca. Jak zawsze wzorowo ogolony i w wypolerowanym na połysk napierśniku. Mnesarete oddała tymczasem przemoczony ręcznik służce i zanurzyła się w wodzie po szyję.

– Widzę, że przychodzę nie w porę – tak jak się spodziewała, mężczyzna nie był w najmniejszym stopniu zainteresowany jej, pyszniącymi się płytko pod wodą, wdziękami. – Muszę ci jednak przynieść smutną wiadomość. Jedna z twoich niewolnic zabłądziła wczoraj i trafiła do części obozu, w której rozlokowani są moi rodacy. Nim którykolwiek z oficerów zdążył zareagować, ci barbarzyńcy rzucili się na nią, odarli z odzienia, wiele razy pohańbili, a na końcu poderżnęli gardło.

Parmys jęknęła, unosząc dłonie do ust. Mnesarete wykazała więcej opanowania. Choć miała ochotę wybuchnąć śmiechem, najwyższym wysiłkiem woli powstrzymała się przed tym. Wsparta plecami o brzeg balii, zmierzyła Jazona szmaragdowym spojrzeniem.

– Skąd wierz, że to moja służka? – spytała cicho.

– Widziałem ją tu kiedyś podczas narady. Przyniosła mi kielich wina. Zresztą, czy nie brakuje ci którejś z dziewcząt? Przy twoim boku widzę tylko jedną.

– Masz rację. Od wczorajszego wieczoru niepokoiłam się losem Melisy. Teraz już wiem, czemu do mnie nie wróciła. Boleję nad tym, co ją spotkało. Była dobrą i posłuszną niewolnicą.

– Chcę zapewnić, że surowo ukarałem winnych. Wszystkich, którzy położyli na niej rękę, powieszono dziś o świcie.

Tym lepiej, uznała. Narzędzia jej zemsty na Jonce również zostały usunięte.

– Gdzie ona jest? Powinnam wyprawić ceremonię pogrzebową…

I splunąć mej niedoszłej konkurentce w twarz, dodała w myśli.

– Niestety, kazałem ją spalić wraz z ciałami skazańców. Zwłoki nie powinny zbyt długo przebywać w obozowisku. Mogłaby wybuchnąć epidemia. A i drewna na stos nie mamy w nadmiarze.

– Rozumiem – skinęła głową. – Choć jednak żałuję… nie miałam szansy się z nią pożegnać.

– Zawsze brakuje sposobności na takie pożegnania – rzekł filozoficznie Jazon. – Lecz jeśli wierzyć kapłanom, nie wszystko stracone. Przecież i my trafimy w końcu tam, gdzie ona…

Mam nadzieję, że nie, pomyślała Mnesarete. Ludzie wolni nie powinni dzielić zaświatów ze swymi sługami.

– Przynosisz smutne wieści, Jazonie, lecz i tak jestem ci wdzięczna. Gdyby nie ty, nadal bym się zamartwiała. Dziękuję również za to, że zadbałeś o sprawiedliwość dla mojej Melisy.

– Wierzę w sprawiedliwość. Uważam, że surowa kara powinna spotkać każdego, kto na nią zasługuje.

– Dziękuję – powtórzyła Szmaragdowooka. – A teraz, jeśli wybaczysz… woda całkiem już wystygła.

– Oczywiście. Na mnie już pora. Bądź pozdrowiona, Mnesarete.

* * *

Kassander w ponurym milczeniu rozglądał się po wiosce.

Opuszczono ją w wyraźnym pośpiechu. Przeszukujący domy Tesalowie znaleźli worki zboża, podniszczone, czekające na naprawę ubrania, naczynia, a nawet dzbany cienkiego wina oraz piwa – trunku, który mieszkańcy Mezopotamii przedkładali ponad wszelkie inne. Wyglądało na to, że uchodzący zabralize sobą jedynie zwierzęta gospodarcze i najcenniejsze przedmioty.

– Chyba nie wyłapaliśmy wczoraj wszystkich chłopów – zauważył generał. – Ktoś musiał umknąć i powiadomić o naszych łowach sąsiednie osiedla.

Argyros skinął głową, lecz powstrzymał się od komentarza. Dowódca skierował nań wzrok, lecz na młodej twarzy adiutanta nie dostrzegł złośliwego uśmieszku, ani też wyrazu zadowolenia. Była całkowicie obojętna.

– Nie mogli zbiec daleko – zauważył jeden z kawalerzystów. – Idą w większości pieszo, z kobietami i dziećmi. Ślady wskazują, że spora grupa skierowała się na południowy wschód.

– Ścigamy ich, czy szukamy szczęścia w dalszych osadach? – spytał inny Tesal.

Kassander spojrzał na niebo. Słońce chyliło się nad zachodnim horyzontem. Z każdą chwilą pogłębiał się mrok.

– Dziś już za późno na pościg – zdecydował. – Mamy wprawdzie konie, ale oni lepiej znają teren i wszystkie dostępne kryjówki. Zatrzymamy się we wsi. Noc spędzimy pod solidnym dachem. O świcie zaś ruszymy śladem uciekinierów.

– Przekażę rozkazy pozostałym – rzekł Argyros, po czym spiął konia. W jego głosie nie dało się wychwycić satysfakcji ani ulgi. Pobrzmiewała w nim jedynie chłodna obowiązkowość.

Mimo to generał czuł wzbierający w nim gniew. To, co miało być prostym, lecz bardzo lukratywnym zleceniem, niespodziewanie obrastało w coraz nowe trudności oraz komplikacje. Najpierw musiał się zmierzyć z niesubordynacją podwładnego, a teraz z oporem miejscowej ludności. Z pierwszą przeszkodą już sobie poradził, wkrótce zaś zdruzgocze drugą. Mezopotamscy wieśniacy, którzy chcieli umknąć przed niewolą, pożałują, że podjęli ten trud. Jak dotąd był dla nich łagodny. Zakazał niepotrzebnego bicia chłopów oraz gwałcenia ich żon i córek. Dbał o ich bezpieczeństwo oraz ludzkie traktowanie w obozie macedońskiej armii.

Ale to może się prędko zmienić, jeśli nie zaakceptują losu, który im wyznaczył.

* * *

Nazajutrz o poranku Mnesarete posłała swą lidyjską niewolnicę na targowisko z długą listą produktów do nabycia. Kiedy Parmys wracała po udanych zakupach, uginając się pod ciężarem wypełnionej po brzegi skórzanej sakwy, drogę zastąpiło jej dwóch macedońskich żołnierzy.

– Może ci pomożemy, ślicznotko? – zagadnął pierwszy.

– Nie powinnaś tak się przemęczać – dodał drugi i zanim zdążyła cokolwiek przedsięwziąć, ściągnął dziewczynie sakwę z ramienia. – Pozwól, bym poniósł twoje brzemię.

– Dokąd zdążasz? Może dasz się zaprosić na kubek wina?

– Pani oczekuje na mój powrót. W kwaterze samego generała – odparła z naciskiem Parmys. Zwykle reagowała na zaczepki zbrojnych z większą otwartością, ba – nie raz kończyła z którymś z na jego posłaniu, teraz wszelako nie była zupełnie w nastroju do flirtu. Okrutna śmierć Melisy uświadomiła jej, że wojskowe obozowisko to bardzo niebezpieczne miejsce, zwłaszcza dla urodziwej niewiasty. Choć jak na razie dopisywało jej szczęście, nie zamierzała zbytnio ryzykować. Poza tym żaden z tych zwalistych mężczyzn nie wpadł jej w oko. Tym łatwiej było dać im odprawę.

– W takim razie będzie musiała uzbroić się w cierpliwość – pierwszy z Macedończyków wziął Lidyjkę za ramię. Uścisk miał iście żelazny. – Pójdziesz z nami, dziewko. Jest ktoś, kto bardzo chce z tobą pomówić.

Nawet nie próbowała się szarpać ani wzywać pomocy. Każdy z osiłków mógł bez trudu ją obezwładnić albo wybić z głowy wszelki opór. Kto zaś przyjdzie z pomocą napadniętej niewolnicy? Pozwoliła się zatem prowadzić bez dalszych protestów. Zbrojni zawiedli ją do stojącego na skraju obozowiska, w pełnym oddaleniu od innych żołnierskich siedzib, nierzucąjącego się w oczy namiotu. Ten, który niósł zakupy, pchnął dziewczynę do środka i podążył w jej ślady. Ten bardziej elokwentny objął wartę przy otworze wejściowym.

Jedynym elementem wystroju wnętrza był przykrywający nagą ziemię, perski dywan. Siedział na nim, ze skrzyżowanymi nogami, ten sam mąż, który poprzedniego dnia przyniósł smutne wieści o losie Melisy. Drugi najpotężniejszy człowiek w macedońskiej armii. Trak Jazon.

– Dziękuję, że skorzystałaś z zaproszenia – rzekł łagodnym tonem. – Czy zechcesz dołączyć do mnie?

Nie zrozumiała, o co mu chodzi i dlatego zbyt długo się wahała. Stojący za nią siłacz położył jej dłoń na ramieniu i bez trudu zmusił, by opadła kolanami, a potem pośladkami na dywan.

– Wybacz Nikolaosowi – Jazon uśmiechnął się przepraszająco. – Delikatność nie jest jego mocną stroną. Cenię go za inne talenty. Na przykład, potrafi bardzo sprawnie zadawać ból. Przy użyciu odpowiednich narzędzi, albo samych tylko rąk.

Parmys poczuła, jak po plecach przechodzi jej dreszcz.

– Być może jednak te zdolności nie będą nam dziś potrzebne. Chcę od ciebie uzyskać kilka odpowiedzi. Jeśli uznam je za wyczerpujące i szczere, opuścisz ten namiot bez uszczerbku na zdrowiu. Dobrze ci więc radzę, nie próbuj kłamać. Twoja pani nie jest tego warta.

A więc chodziło o Szmaragdowooką! Gdyby nie groza sytuacji, niewolnica zapewne wybuchłaby wesołym śmiechem. Nie czuła bowiem wobec swojej właścicielki nawet odrobiny lojalności. Przynajmniej od chwili, gdy tamta na poważnie rozważała, czy nie sprzedać jej obleśnemu babilońskiemu kupcowi, w zamian za zniżkę na naszyjnik!

– Będę mówić prawdę – zapewniła Lidyjka.

– Bardzo rozsądnie. Pamiętasz noc, w którą Mnesarete została napadnięta przez nubijskiego tragarza jej lektyki? Powiedz mi, jak ten niewolnik znalazł się w generalskiej kwaterze?

– Pani poleciła, bym go odnalazła i kazała do niej przyjść. Następnie miałam spędzić resztę nocy poza namiotem generała. Tak też uczyniłam. Dlatego o ataku usłyszałam dopiero rano.

– Czy była to pierwsza wizyta Nubijczyka u twej pani?

Blondynka potrząsnęła głową.

– Już w pałacu Krezusa kazała sobie sprowadzić do komnat wszystkich mężczyzn dźwigających jej lektykę. Po namyśle wybrała właśnie jego, a resztę odesłała precz. Wiem to od innej niewolnicy, która tam wówczas służyła.

– Pewnie nie znajdę jej w obozowisku?

– Niestety, pozostała w Lidii.

– A zatem twoje słowa będą musiały wystarczyć. Czy jesteś gotowa powtórzyć je przed Kassandrem?

Tym razem nie wahała się ani chwili.

– Jeśli tego sobie życzysz, panie.

– Godna pochwały skwapliwość. Nikolaosie, wygląda na to, że dzisiaj nici z pokazu twych talentów. Domyślam się, że jesteś zrozpaczony. Odprowadź dziewczynę do generalskiej kwatery. A ty – spojrzał znów na Parmys – bacz, by nie wygadać się przed swoją panią. Wszystko o czym tu mówiliśmy, stanowi tajemnicę. Za jej dochowanie odpowiadasz gardłem.

* * *

Czterdziestu jeźdźców pędziło na południowy wschód. Czarne i purpurowe płaszcze furczały na wietrze, który rozwiewał też wieńczące hełmy pióropusze. Promienie porannego słońca błyskały na pancerzach, hełmach oraz grotach włóczni. Perskie i tesalskie rumaki nie wykazywały najmniejszych oznak zmęczenia. Na czele oddziału jechał Kassander, u jego boku zaś – adiutant Argyros.

Nigdy jeszcze macedońskie wojsko nie otrzymało tak hańbiącego rozkazu, pomyślał młody oficer. My, którzy byliśmy najdzielniejszymi żołnierzami świata, przemieniliśmy się w godnych pogardy hyclów. A wszystko to przez generała, człowieka, którego do niedawna podziwiałem i chciałem naśladować.

Argyros uparcie starał się przemówić mu rozsądku, przyzwoitości, poczucia honoru. Wszystko na nic. Dla srebra babilońskiego kupca Kassander zapomniał o wszystkim, co czyniło go godnym szacunku. Stał się pazerny niczym fenicki straganiarz i despotyczny jak perski wielmoża. Kiedy zrozpaczony adiutant sięgnął po ostateczny argument, samopoświęcenie, nawet ten gest został splugawiony. Oprócz chłosty, o którą sam poprosił za złamanie rozkazów, spotkało go pohańbienie z rąk dowódcy hoplitów, Ateńczyka Dioksipposa. Wciąż jeszcze odczuwał skutki zadanego mu dwie noce wcześniej gwałtu. Straceńcza jazda tylko pogarszała jego stan. Młodzieniec czuł, że krwawi wprost na koński grzbiet.

On musi ponieść karę. Zło, którego dopuścił się Kassander, nie może ujść płazem.

Wydarzenia ostatnich dni uświadomiły Argyrosowi, że sam nie ma szans w konfrontacji z potężnym wodzem. Pozyskanie sojuszników również okazało się niemożliwe, bo wszystkich w macedońskiej armii ogarnęła ta sama choroba: odbierająca rozum oraz cnotę chciwość. Musiał więc skryć swój gniew, wstyd i ból za maską obojętności, zgodzić się na wykonywanie poniżających rozkazów, zaś w skrytości serca planować odwet. Zarówno na samym generale, jak i na Ateńczyku, który był jego ochoczym narzędziem.

Choć dziś zdajesz się podobny tytanom, myślał rozgorączkowany młodzieniec, to w końcu upadniesz, tak jak upadli oni. Ja nie zapomnę twoich zbrodni. Nie wybaczę twych czynów i zaniechań. Nastąpi dzień, gdy przyjdzie ci zapłacić. Nie srebrem, na które tak się łasisz, lecz twoją własną krwią. To ci przysięgam ja, Argyros. Jeden z wielu, których skrzywdziłeś.

Czterdziestu jeźdźców pędziło, ścigając się z wiatrem. Zdążali na południowy wschód. Poranne słońce raziło im oczy swoim chłodnym blaskiem.

Przejdź do kolejnej części – Perska Odyseja XI: Dobicie targu

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dobry wieczór,

rzutem na taśmę udało mi się spełnić obietnicę – kolejny rozdział Perskiej Odysei pojawia się dziś, w ostatnim dniu listopada. Jest to jednak zaledwie połowa zamierzonej przeze mnie fabuły. Dlatego następna część pojawi się już w grudniu, domykając wydarzenia opisane w „Wiarołomnej”.

Nie udałoby mi się dotrzymać słowa odnośnie terminu publikacji, gdyby nie moja prześwietna Korektorka, Atena, która otrzymała ode mnie tekst w naprawdę ostatniej chwili i pracując po nocach, uczyniła go nieco bardziej zdatnym do czytania. Tak więc Ateno – wielkie dzięki! Jesteś nieprzerwanie najlepsza.

A Was, drogie Czytelniczki i drodzy Czytelnicy, zapraszam do lektury!

Pozdrawiam
M.A.

Brawo Wy. Przystępuję do lektury

Człowiek czeka cały listopad na śmierć Mnesarete, a ona nie dość, że żyje, to jeszcze szczytuje… ._.

Cóż, czy skazańcowi nie należy się chwila przyjemności przed egzekucją? 😀

Pozdrawiam
M.A.

Kaczuszko, you made my day! 😀

Witam. Widzę że Postanowiłeś posłużyć się Jazonem. Wydaje się że to najlepszy wybór do tego delikatnego zadania. Odcinek krótki acz przełomowy. Myślałem że Liddyjka nie zostanie dopuszczona do tajemnicy choć pewnie potrzebny jest ktoś ubezpieczający jeśli by któraś z służek się rozmyśliła. Trochę mnie tylko niepokoi zamierzenie Jazona do doprowadzenia do procesu w którym zeznawały by te służki. Nie wiem czy słowo niewolnika było brane pod uwagę ale przecież to Ty jesteś ekspertem. Na pewno szykuje się niezła partia szachów. Ciekawe jak Zaplanujesz okrucieństwo na Mnesarete.

Witaj, Micku!

Cóż, Jazon jest najbardziej lojalnym z ludzi Kassandra, sprawdzonym w wielu próbach. Z racji swojej orientacji seksualnej jest też całkowicie odporny na czar Mnesarete. I nie ma wobec niej żadnych sentymentów. W dodatku jeden ze świadków sam mu się napatoczył. Był po prostu odpowiednim człowiekiem w odpowiednim czasie i miejscu.

Co do procesów i udziału w nim niewolników. Nie znamy systemów prawnych większość państw greckich. Wiemy jednak, że np. zeznania niewolnika były dopuszczane w procesie w Atenach – pod warunkiem wszakże, że zostały one wydobyte przy pomocy tortur. Prawo było bardzo okrutne – nawet jeśli niewolnik sam, dobrowolnie zeznawał w jakiejś sprawie, to i tak trzeba go było poddać męczarniom, by jego słowa uzyskały moc prawną (a przy okazji miał on podczas tortur możliwość poszerzenia i uzupełnienia swojego zeznania).

W wypadku Jazona jak widać wystarczyły groźby. Zresztą, nie sądzę, by prawo macedońskie, kraju o skrajnie odmiennej tradycji państwowej, gdzie jeszcze niedawno przed czasami Filipa w ogóle nie znano instytucji niewolnictwa, miało być choćby zbliżone do ateńskiego.

Nie oszukujmy się jednak: sprawa Mnesarete nie będzie się „toczyć” wedle jakiegokolwiek konkretnego porządku prawnego. Jazonowi chodziło raczej o ustalenie faktów, a nie pisanie formalnego aktu oskarżenia. Z faktami zaś postąpi, jak uzna za stosowne.

Pozdrawiam
M.A.

Krótki ten rozdział, ale rozumiem okoliczności które to wymusiły. I zostaje zapowiedź szybkiej kontynuacji. Nakreślone w poprzednich odsłonach wątki rozwijają się wartko, Jazon ma swoje plany, a Argyros bynajmniej nie został złamany. Tylko kupiec Hassan pozostaje tymczasem na uboczu, ale z pewnością coś zamierza. Podzielam opinię Melisy, że Mnesarete musi być szalona, postępując w taki sposób, jak czyni to od dłuższego już czasu. Sama szykuje swoją zgubę i nawet nie zachowuje specjalnej ostrożności. Tak, jest bardzo młoda – jak kiedyś zauważyłeś Aleksandrze – ale przecież nie zupełnie głupia. Osiągnęła niezgorszą pozycję, jak na dziewczynę znikąd. Sama uroda do tego nie wystarczy, a nawet w tamtym świecie mogłaby okazać się kamieniem u szyi i sprowadzić zgubę. Nawiążę trochę do dyskusji pod którymś z poprzednich odcinków. Stwierdziłeś wtedy, że Mnesarete wyrosła niespodziewanie na główny czarny charakter Twojej opowieści, niejako przypadkiem, z chwilowego braku innych kandydatów. Czy aby za bardzo jej w tej sytuacji nie zdemonizowałeś? Wykazuje samobójczy wręcz pęd do własnej zguby, szafuje na lewo i prawo okrucieństwem wobec swoich niewolnic, pomimo zakazu Kassandra oraz tego, że w sumie sporo o niej wiedzą. A są tacy, którzy pragną tę wiedzę wykorzystać. I przystąpili właśnie do działania. Możemy jednak dzięki temu oczekiwać z satysfakcją zasłużonej kary, jej rodzaje zdążyliśmy już zaplanować i rozważyć z okrucieństwem wcale nie mniejszym niż jej własne. Czekamy jednak na Twoją decyzję, Autorze, który jesteś stwórcą tego świata.

Witaj, Neferze!

Możliwe, że Mnesarete z czasem stała się zbyt demoniczna, z drugiej strony w Opowieściach helleńskich najbardziej negatywne role zazwyczaj przypadały mężczyznom (Kritiasowi, Alkajosowi, Pejtonowi, Dionizjuszowi), więc niech i panie zostaną dowartościowane 🙂 Widzę zresztą, że Szmaragdowooka budzi w Czytelnikach obojga płci prawdziwą nienawiść – a przecież to właśnie jest zadanie czarnego charakteru. Słowem, kusi mnie, by jeszcze długo denerwowała, drażniła, wkurzała, wywoływała najgorsze emocje 😀

Z czasem jednak w Perskiej Odysei pojawią się kolejne negatywne postacie. A możliwe są nawet comebacki paru niedobitków z OH. Słowem, Mnesarete już wkrótce nie będzie sama w ogniskowaniu nienawiści Czytelników. Mam nadzieję, że uda mi się wykreować naprawdę odrażających osobników.

Pozdrawiam
M.A.

Tam od razu nienawiść. Uczucie szczere i realne do postaci kreowanej, nierzeczywistej.

Micku,

po cóż by była ta cała moja pisanina, gdyby nie budziła szczerych i realnych emocji? Bardzo się cieszę, że moi bohaterowie – przynajmniej ci odgrywający główne role – nie spotykają się z obojętnością!

Pozdrawiam
M.A.

Przeczytałem. W przeciwieństwie do wielu nie darzę Mnesarette nienawiścią. Cóż ona biedna ma począć będąc całkowicie zależną od takiego Pana. Oczywiście mogła być jak Kleopatra wobec Dioniziusza z Telefonu. Ale jest inna. Walczy o swoją pozycję i przyszłość u boku Kasandra. I co otrzymuje? Spokojne dostatnie życie z odrobiną luksusu ( posiadanie niewolnic) w zamian za to że jest jedną z wielu kobiet i za gotowość spółkowania kiedy jemu się zechce. Ponieważ jest odważna to ryzykuje spotykając się z innymi. Ale ci inni też ją lekceważą. Jest mściwa więc znęca się nad przydzielonymi niewolnicami po raz kolejny ryzykując że wyda się jej brak lojalności wobec Pana. Ale Kasandra też ewoluuje w kierunku zagłady i staje się coraz bardziej okrutny i bezlitosny. Z dobrego żołnierza mającego swoisty kodeks postępowania i dość swobodnie wydającego i rozdającego dobrą materialne staje się chciwym łowcą niewolników pazernym na pieniądze. No i umniejsza rolę Mnesarette omijając jej sypialnię i zabraniając karać niewolnice. Jednym słowem to początek końca.

Dioniziusza z FALERONU

Ach, ta złośliwa autokorekta 🙂 Gdy przeczytałem o Dionizjuszu z Telefonu o mały włos nie parsknąłem śmiechem 🙂

Cóż, przyznam, że moja opinia o Mnesarete jest w jakimś stopniu zbliżona do Twojej. Ona po prostu próbuje zdobyć kontrolę nad swoim życiem – w świecie, w którym taki luksus jest zazwyczaj niedostępny kobietom. Chce posiąść suwerenność. Z początku na zabój kochała się w Kassandrze i była dlań gotowa poświęcić wszystko. Z czasem jednak, gdy widziała, jak on nie odwzajemnia głębi jej oddania, zaczęła szukać spełnienia gdzie indziej. Nie zawsze szczęśliwie. Okrucieństwa, których się dopuszcza są w jakimś stopniu owocem jej bezsiły. I świadomości, że swoją wolę może wymuszać jedynie na powierzonych jej niewolnicach.

Mnesarete zapewne nie mogłaby być ikoną feminizmu – zbyt okropnie traktuje inne kobiety – ale jednak walczy o siebie w świecie mężczyzn. O prawo do decydowania o sobie. O swoje prawo do przyjemności. A że coraz częściej robi to po trupach…

Najciekawsze czarne charaktery to te, które nie były od początku złe i zepsute, ale raczej te, których upadek możemy obserwować. I w jakiś sposób go rozumiemy, jako nieuniknioną konsekwencję. Taką właśnie jest Szmaragdowooka.

Pozdrawiam
M.A.

Trzeba było się pośmiać do woli. Ja na początku jak zauważyłem ten Telefon to się wkurzyłem ale po chwili śmiałem się w głos. Ponieważ nie mogłem poprawić komentarza musiałem zrobić dopisek. Masz rację pisząc o motywach Mnesarette że walczy o swoją pozycję. I że ma prawo czuć się oszukana bo dla Kasandra poświęciła wszystko najwięcej spośród jego nałożnic i pewnie liczyła na wzajemność a tymczasem sprawa Omfale uzmysłowiła jej bezskuteczność jej starań i jak źle ulokowała uczucia. Notabene Omfale kojarzy mi się z Herkulesem. Tobie też?? 😀

Owszem, nawet chciałem do jednego z rozdziałów jej poświęconych dać w charakterze ilustracji obraz „Herkules i Omfale” Gustave’a Boulangera. https://i.pinimg.com/originals/67/3b/ba/673bba80eb07909f93c9ea207967c72f.jpg

Pozdrawiam
M.A.

Omfale to według mitologii królowa Lidii właśnie, a więc krainy, z której pochodziła bohaterka opowieści Aleksandra. Czyli wszystko jak najbardziej pasuje.

Cóż mogę rzec…

kiedy opisuję nową krainę i staram się zaludnić ją postaciami, zbieram jak najwięcej informacji historycznych oraz mitologicznych na jej temat. A także poszukuję imion, które w niej nadawano, zarówno kobietom i mężczyznom. „Omfale” uparcie wracało jako imię lidyjskich pań. No i było zbyt piękne, by go nie wykorzystać 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Mnesarete zdaje się walczyć o swoją przyjemność i prawo do decydowania o sobie tylko pozornie. Jak na jej dar przekonywania, wychodzi jej dosyć nieudolnie. Potrafiła przekonać Kassandra, żeby zabrał ją na wojnę niezbijalnym argumentem o możliwym obrażeniu Afrodyty, u której wymodliła powrót do zdrowia kochanka, gdyby się rozstali. Po czym, gdy potrzebowała mężczyzny w swojej sypialni i tęskniła za romansującym na boku Kassandrem, zamiast rzucić mu w twarz tym samym, jakże skutecznym argumentem, poczęstowała go chłodem i obojętnością – jakby jakikolwiek mężczyzna miał ochotę dzielić łoże z chłodną, obojętną kobietą, gdy na wyciągnięcie ręki ma chętne i oddane. Moim zdaniem Mnesarete stara się raczej wykreować sytuację, w której sama będzie biedną, poszkodowaną kobietą, która poświęciła wszystko dla mężczyzny, choć ten nie odwzajemniał jej uczuć. Miała wiele okazji, żeby odzyskać względy Kassandra, a kłamała mu, że ma miesięczne krwawienie, albo częstowała go swoim chłodem. I wściekała się coraz bardziej, że Kassander tu i tam rozgląda się za innymi kobietami – co byłoby zrozumiałe, gdyby wchodząc w romans z nim była jego jedyną kochanką, ale była jedną z czterech nałożnic, doskonale tego faktu świadomą. Chyba nie liczyła, że nagły wyjazd magicznie zmieni jego naturę? Raczej rosnąca zazdrość też jest jej objawem chorobliwego poszukiwania sytuacji, które sprawią jej cierpienie. Znęcanie się nad niewolnicami raczej też nie jest zwykłą, źle ulokowaną zemstą. Mnesarete tęskni za brutalnym kochankiem, bo jej typ charakteru po prostu potrzebuje bólu. A ponieważ go nie ma, zadowala się oglądaniem cierpienia u niewolnic, które sama wywołuje. Tylko patrząc nie odczuwa, potrzebuje więc znacznie silniejszych bodźców – stąd chłosta, którą wymierza jest dużo bardziej dotkliwa, niż taka, którą Szmaragdowooka sama miałaby ochotę otrzymać w ramach gry wstępnej. Mnesarete sama dąży do swojej zguby, zapewne nieświadomie, gdzieś w ciemnych, głębokich zakamarkach duszy. Tylko wraz ze swoim dążeniem, ściąga na dno innych – niechże wreszcie więc skończy tak, jak ma ochotę skończyć, bo innym osobom uwikłanym w jej gierki wcale nie jest na to dno spieszno.

Muszę powiedzieć, Czarna Kaczuszko, że to bardzo ciekawa interpretacja tej postaci. Wydaje się, że trafia w sedno. I cieszę się bardzo, że moja droga Mnesarete skłania do tworzenia takich pogłębionych portretów psychologicznych. Patrząc z pewnego dystansu, to chyba najbardziej wielostronna postać Perskiej Odysei. W każdym razie żadna inna nie jest tak często brana na interpretacyjny warsztat.

Pozdrawiam
M.A.

Albo Herkules i Omfale − obraz olejny autorstwa niemieckiego malarza renesansowego Lucasa Cranacha Starszego.
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Herkules_i_Omfale. Pozdrawiam

Ja tam nawet odrobinkę lubię Mnesarete, trzeba przyznać dziewczyna ma jaja, i nie mam absolutnie nic przeciwko, żeby szczytowała 😉
Przyznam, że zaczęłam się zastanawiać, które z nich upadnie pierwsze: Mnesarete czy Kasander. Obie wersje mają swój potencjał. Podoba mi się chyba przede wszystkim przejście od jej początkowego zapatrzenia do pogardy wobec kochanka… możliwość ujrzenia go w złym świetle to dodatkowa kara.

Odcinek rzeczywiście krótszy niż zazwyczaj, w sam raz do porannej kawy. Chętnie czytałabym częściej właśnie takie krótkie odcinki, zamiast jednego, długiego co kilka miesięcy.

Serdecznie pozdrawiam

Ania

Właśnie masz rację Aniu ciekawe które pierwsze upadnie. Dużo gorszą sytuację ma Mnesarette. Bo jej los zależy od Kasandra. Kasandra może odwołać Aleksander Macedoński lub jakiś jego satrapa. Z tym że Kasander ma coraz więcej na sumieniu. Poczynając od samowolnego zmienienia i potem publicznej egzekucji macedońskiego satrapy, poprzez niszczenie kraju wyprawami po niewolników. Nie ma chłopów nie ma od kogo pobierać podatków. A jak niektórzy pamiętają z historii Aleksander nie niszczył podbitych krain o ile poddawały się jego władzy. No i te: klątwy królowej Sparty i wielu innych przez niego.

Aniu,

podejrzewałem, że akurat Tobie Mnesarete może przypaść do gustu 🙂 Dobrze, że i ona może posiadać fanklub. Co do długości rozdziałów – obiecać niczego nie mogę, ale Perska Odyseja zwykle ma rozdziały w przedziale 20-30 stron w wordzie. I tego staram się trzymać, w razie potrzeby dzieląc tekst na dwie części.

Anonimie S,

faktycznie, za Kassandrem ciągnie się coraz cięższy bagaż ludzkich krzywd, żalu i pragnienia zemsty. Mnesarete choćby dwoiła się i troiła nie jest w stanie wyrządzić takich szkód. Które z nich upadnie pierwsze? To pewnie zależy od tego, jak zdefiniujemy upadek 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Ja po prostu lubię wyrazistych bohaterów. Niestety nasze poletko ma to do siebie, że jest szczególne narażone na postacie jednowymiarowe: piękne, młode, uśmiechnięte i dobre, a przez to strasznie nudne… i nieludzkie 😉

Upadek rzeczywiście można definiować na niezliczone sposoby i Twoi bohaterowie w zasadzie już upadli, tyle, że jeszcze sobie tego nie uświadomili… na to olśnienie czekam jako czytelnik 😉

Wydaje mi się, że między innymi po to tu jesteśmy, by trochę zmienić warunki panujące na „naszym poletku” 🙂 Tak więc twórzmy postacie wielowarstwowe, wielostronne, wieloznaczne! Pamiętając przy tym, by były zarazem wiarygodne i ludzkie. Jeśli zaludnimy literaturę erotyczną odpowiednio dużą ich liczbą, kto wie, może zaczną się rozmnażać i tej siły nikt już nie powstrzyma 😀

Pozdrawiam
M.A.

Moja definicja upadku – utrata dotychczasowej pozycji. Nieraz traci się ją z życiem.

Tylko tyle ?

W tym przypadku tak. Zresztą w prologu jest opisany los Kasandra i jego utrata pozycji. Poniewaz nie ma przy nim Mnesarette to reż upadła i to pewnie przed Kasandrem. Pytanie czy straciła przy tym życie. Pozdrawiam

Dobry wieczór,

nie chcę pisać zbyt otwarcie, bo mógłbym nie wytrzymać i wypuścić jakiegoś spoilera, więc wrzucę tylko mój ulubiony cytat o upadaniu:

„It is such a quiet thing, to fall. But far more terrible is to admit it”.

Pozdrawiam
M.A.

„It is such a quiet thing, to fall. But far more terrible is to admit it”. A można po polsku? Skomentowałem prolog Odysei bo go ponownie przeczytałem. Pozdrawiam

Niestety, tłumaczenie nie odda w pełni piękna tego cytatu. No, ale spróbuję:

„Jakąż cichą rzeczą jest upadek. Lecz dużo straszniej przyznać, że się upadło”.

Hmm… przyznam, że nie widzę Twego komentarza pod Prologiem do Perskiej Odysei.

Pozdrawiam
M.A.

Czy jest jakaś szansa, że dostaniemy kolejną część pod choinkę? 🙂

Witaj, Kaczuszko!

Był taki pomysł, ale zostałem wypchnięty z terminu przez inne, bardziej okolicznościowe opowiadanie. Ale to lepiej, zwłaszcza dla mojej Korektorki 🙂 Tak więc dostaniecie kolejną część przed Nowym Rokiem!

Pozdrawiam
M.A.

Wybuch niecierpliwości za trzy… dwie… jedną…

Witaj, Czarna Kaczuszko…

niestety, przychodzi mi się pokajać przed Nowym Rokiem i obiecać poprawę w następnym. Niestety, mimo najlepszych chęci nie udało mi się dokończyć rozdziału. Mógłbym próbować coś odwalić na siłę, lecz chcę, by tekst zawiódł oczekiwań, to w końcu jedna z fabularnych kulminacji Perskiej Odysei. Tak więc otrzymacie go dopiero w styczniu. Celuję w pierwszą połowę, ale dokładnego terminu wolę nie podawać, bo raz, że nie chcę znowu zawieść nadziei, a dwa, że moja Korektorka jest najbardziej zajęta właśnie w pierwszej połowie miesiąca.

Tak więc, wychodzi na to, że zwiększenie częstotliwości publikacji ponad raz na dwa miesiące jest chwilowo ponad moje siły. Może Nowy Rok przyniesie nowe twórcze moce.

Pozdrawiam
M.A.

Wobec tego przestaję chwilowo molestować przycisk F5 w nadziei, że kolejny odcinek dostanę na urodziny 🙂 O tym, że warto będzie poczekać jestem silnie przekonana. Dużo szczęścia i mocy twórczej w Nowym Roku!

Również życzę Ci wszystkiego dobrego w Nowym Roku, a w imieniu swoim i wszystkich Autorów Najlepszej – jak najwięcej dobrych tekstów do czytania na naszych łamach!

F5 można już dać spokój, przyda się w najbliższych tygodniach 😉

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

W kolejnym przypływie niecierpliwości przed kolejną częścią, wróciłam do tego odcinka. I tym razem mam wielką ochotę uściskać Jazona. Uświadomiłam sobie, że stał się jednym z moich ulubionych bohaterów, mimo mojej antypatii do gejów w literaturze. Ciekawa jestem, co też zrobi Argyros. Pewnie za jakiś czas odegra niemałą rolę, ale już teraz doraźnie mógłby zasabotować działalność Kasandra, np. ostrzegając miejscową ludność. Pytanie tylko, czy zaryzykuje taki krok.

Czarna Kaczuszko,

mam przyjemność poinformować, że Twoje oczekiwanie zakończy się dziś o 20 – wraz z premierą Perskiej Odysei XI! Co więcej, będzie to rozdział niemal dwukrotnie dłuższy od X. Mam nadzieję, że będziesz nim pod każdym względem usatysfakcjonowana 😀

Co zaś się tyczy Jazona – też lubię tego skurczybyka. Ma swoje wady, ale zazwyczaj pozostaje lojalny wobec Kassandra. Poza tym to prawdziwy esteta, rzadkość wśród macedońsko-trackiego żołdactwa 🙂

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Jeśli zastanawiacie się, czy warto zarezerwować sobie dzisiejszego wieczoru czas na przeczytanie najnowszej odsłony przygód Kassandra, zapewniam Was stanowczo, że jak najbardziej warto 🙂

Po dwukrotnej lekturze tekstu jestem bowiem przekonana, że będzie to jeden z lepszych – jeśli nie najlepszy! – rozdział Perskiej Odysei 🙂

Pozdrawiam serdecznie – Areia Athene

Dziękuję, droga Ateno!

Przyznam, że nie spodziewałem się z Twej strony takiej wylewności 😉 Rozdział musiał Ci się naprawdę podobać i bardzo się z tego powodu cieszę.

Mam tylko nadzieję, że pisząc o jednym z najlepszych, a może i najlepszym rozdziale Perskiej Odysei dodajesz w domyśle „jak dotąd”. Nie mam bowiem zamiaru osiadać na laurach i spróbuję przeskoczyć poprzeczkę wyznaczoną przez XI-tkę.

Pozdrawiam
M.A.

Ależ oczywiście, że jak dotąd! Przecież wciąż jeszcze przed nami są rozdziały, w których na kartach Perskiej Odysei pojawi się sam król Aleksander… 🙂

Czekam na nie z narastającą niecierpliwością, żyjąc nadzieją, że doczekam ich w tym wcieleniu 😉

Napisz komentarz