Uratuj mnie VIII (Roksana)  3.82/5 (18)

44 min. czytania

Źródło: MaxPixel

Mila przyglądała się Stefano z niepokojem. Odbył bardzo krótką rozmowę telefoniczną, a potem nie odezwał się już ani słowem. Zniszczył kartę i wyjął z komórki baterię. Dopiero przed samym biurem zwrócił się do narzeczonej z wyrazem zatroskania na twarzy.

 – Będę musiał popracować dzisiaj do późna. Na kolację pójdziemy innym razem, dobrze?

– Coś się stało – stwierdziła. – Nie wyjaśnisz mi?

– Wejdźmy najpierw do środka. – Wjechał na placyk za budynkiem i rozejrzał się uważnie. – Ja wysiądę pierwszy. Idź od razu do wejścia.

Spełniła polecenie bez dyskusji, ale kiedy znaleźli się w budynku, nie wytrzymała.

– Stefano, błagam… – Czuła, że jej tętno oszalało, a skronie za chwilę pękną.

– Do gabinetu Fabia. – Pociągnął dziewczynę za sobą.

Nie zatrzymywani, po kilku chwilach znaleźli się na drugim piętrze. Stefano zamknął dokładnie drzwi.

– Siadaj. – Wskazał Mili fotel, a sam oparł się o biurko i potarł twarz dłońmi.

Dziewczyna tkwiła w bezruchu, sparaliżowana strachem. Bała się nawet głośniej odetchnąć.

– Człowiek, z którym rozmawiałem, to Nikołaj, dotychczas wolny strzelec od „trudnych” zleceń, a obecnie mój podwładny. Dziś nad ranem dostał zlecenie na mnie. Przyjął je, żeby nie poszło do kogoś innego i natychmiast dał mi znać. Reszty dowiem się z maila – zakończył.

Mila poczuła, jak włosy stają jej dęba, a plecy robią się wilgotne. „Zlecenie na mnie”. Co to znaczy? Utkwiła w Stefano ogromne, pełne przerażenia oczy.

– Nie bój się. Na razie mamy przewagę, ale trzeba szybko podjąć kroki. – Przesunął drugi fotel, usiadł naprzeciw Mili i ujął dłonie dziewczyny w swoje. – Nikołaj już szuka zleceniodawcy. Zajmiemy się tym, ale chwilowo nie jesteś ze mną bezpieczna, dlatego najlepiej by było, żebyś pojechała po wizycie do domu i już nigdzie się stamtąd nie ruszała.

– A ty? – spytała bez tchu.

– Ja nie wrócę. Nie mogę narażać ani ciebie, ani pozostałych. Pojutrze przyjeżdżają Fabio i Caterina. – Westchnął. – Zastanawiam się, czy ich nie odwołać… Zobaczymy.

– Oszalałeś? – zerwała się z miejsca. – Jak to, „nie wracam”? Dom Fabia jest jak forteca! Gdzie będziesz bezpieczniejszy? Poza tym, powiedziałeś, że przyjął zlecenie, żeby ktoś inny go nie dostał!

– Nie mamy pewności, czy jest jedyne. Nikołaj to sprawdza. – Położył dłonie na ramionach ukochanej i zmusił do opadnięcia na fotel. – Nie martw się, potrafię o siebie zadbać, ale nie mogę pilnować jeszcze i ciebie. Zakładam, że z dala ode mnie jesteś bezpieczna, tylko spełniaj polecenia i nie ruszaj się nigdzie bez ochrony. Zrozumiano?

– Ale ja nie chcę. – Załkała. – Tylko przy tobie się nie boję.

– Sikorko, proszę… – Uklęknął przed Milą. – Na razie zostajemy tutaj. Ty idziesz do swojej roboty, a ja do swojej. Jeśli nic się nie zmieni, to widzimy się przed drugą. Odbieraj telefony i nie wychodź sama z budynku. Proszę.

Spojrzał ukochanej głęboko w oczy. Powaga i determinacja mężczyzny były prawie namacalne. Mila zebrała się w sobie, wyciągnęła szyję i pocałowała Stefano nieśmiało w usta. Poczuła pod powiekami łzy.

– Zrób z tym coś. Wiem, że potrafisz – wyszeptała.

– Dzielna dziewczynka – odetchnął z ulgą.

Kiedy Mila, upewniwszy się, że spotkają się za trzy godziny, poszła do pracowni architektów, Stefano opadł na krzesło. Siedział przez około minutę, oddychając głęboko i starając się odegnać od siebie wszelkie myśli. Wreszcie wstał i podszedł do drzwi.

– Lucjana, proszę cię, niech Luca i Franco tu przyjadą. Potrzebny mi też któryś z informatyków z domu. Może być Domenico. Niech go tu przywiozą… – Ściągnął brwi i potarł czoło dłonią, zastanawiając się, czy będzie potrzebował czegoś jeszcze.

– Chcesz kawy? – spytała dziewczyna, przyglądając się uważnie Stefano.

– Bardzo.

Wycofał się do gabinetu Fabia i wyciągnął z teczki swojego laptopa. Potem podłączył go i ustawił obok komputera leżącego na biurku. Mógł teraz śledzić  obydwa ekrany. Był gotów do pracy.

***

Mila starała się skupić na tym co mówili do niej ludzie z zespołu zajmującego się zleceniem szejka. Na szczęście większość prac musiała czekać, aż rozebrany budynek fabryki zostanie postawiony na nowym miejscu, a to miało nastąpić dopiero za trzy tygodnie. Na razie skupili się na ściągnięciu wszystkich materiałów, których zamierzali użyć do wykończenia i dekoracji. Jedna z dziewczyn znalazła we Francji niewiarygodnie piękne żeliwne kręcone schody, które wydawały się do wzięcia od ręki.

– Jedź tam i poszukaj czegoś jeszcze. Mogą być balustrady, kolumny albo stare lampy uliczne. Użyjemy ich w środku. Tylko się postaraj! To ważne. – Oszukiwała samą siebie. Chciała za wszelką cenę zakończyć spotkanie i dowiedzieć się czegoś więcej o zleceniu. Chciała już zobaczyć Stefano. Pierwsza dawno minęła, a ona wciąż nie miała wiadomości. W końcu nie wytrzymała i poszła do gabinetu Fabia.

– Dobrze, że jesteś! – powitała Milę podekscytowana Lucjana. – Co się dzieje?

– Cześć. Stefano nadal pracuje? – spytała z niepokojem.

– Zamknęli się z Luką i Franco. I jeszcze z jednym informatykiem dwie godziny temu. Nie wiem, co się dzieje!

– Muszę się z nim zobaczyć. – Mila zrobiła krok w stronę drzwi, ale zatrzymała się niezdecydowana. – Za kwadrans powinnam jechać, a Franko miał mnie zawieźć…

Lucjana westchnęła ciężko. Wiedziała doskonale, że z Mili niczego nie wyciągnie, jeśli ta sama nie zechce mówić.

Drzwi otworzyły się niespodziewanie i ukazał się w nich najpierw Luca, a potem Domenico i Franco. Dwaj ostatni posłali Mili krzywe uśmiechy i wyszli. Luca wskazał dziewczynie drzwi, a sam wyciągnął komórkę. Nie zamierzał nigdzie iść.

– Dobrze, że jesteś. – Stefano wstał na widok narzeczonej i przymknął ekran jednego z laptopów. – Luca zawiezie cię na wizytę, a potem do domu. – Podszedł blisko i odgarniając niesforne kosmyki z policzków i szyi dziewczyny, przyciągnął ją do siebie.

– Miałam jechać z Franco… – zaczęła, ale na widok miny Stefano, zmieniła zdanie. – Dowiedziałeś się czegoś? Powiedz mi. Chcę wiedzieć… – szepnęła do jego ust.

– Nikołaj dostał zadatek. Może uda się ustalić skąd. Rozmawiał z kobietą…

– O, boże! – Mila odchyliła gwałtownie głowę. Czyżby Chiara chciała spełnić groźbę? – Chyba powinieneś o czymś wiedzieć…

W miarę, jak opowiadała o spotkaniu, które miało miejsce poprzedniego dnia, Stefano marszczył brwi. Nie przerywał , ale zaczął wolno przechadzać się po pokoju. Mila skończyła mówić, a on wciąż milczał.

– Nie sądzę, by miała z tym coś wspólnego – stwierdził wreszcie. – Jest zepsuta, ale nie do tego stopnia.

– Bronisz jej! – Nastroszyła się. – Skąd możesz mieć pewność, że to nie ona?

– Nie mogę – zgodził się z narzeczoną. – Ale to mało prawdopodobne. W wolnej chwili to sprawdzę. Na razie mam pilniejsze sprawy. A tak właściwie, to dlaczego o tym nie wspomniałaś?

– Nie chciałam. – Zmieszała się. – To było dość… upokarzające!

Musiałaby przyznać, że kłóciła się z drugą kobietą o mężczyznę! O jej mężczyznę! Przecież należał do niej! Jak ta mała, wredna suka w ogóle śmiała? Spojrzała na Stefano i poczuła się jeszcze gorzej. Przyglądał się Mili z zaciekawieniem.

– Nie patrz tak! – ofuknęła go. – Ktoś nasyła na ciebie mordercę, a ty bagatelizujesz jawną groźbę. Myślisz, że jak jest ładna, to nie może być zła?

– Jesteś zazdrosna? – Uniósł brwi i wykrzywił lekko usta w wyrazie rozbawienia.

Nie odpowiedziała i rzuciła chmurne spojrzenie. Oczywiście, że była zazdrosna. Jeszcze jak! Ale to jednak coś innego, okazywać zazdrość, a co innego przyznać się do tego tak po prostu. Poza tym ktoś czyhał na Stefano i tym kim mogła okazać się Chiara.

– Nie złość się. – Zrobił krok w stronę ukochanej. – Pomyśl logicznie, jej zależałoby na pozbyciu się ciebie. – Odgarnął niesforny kosmyk z twarzy dziewczyny i założył go za ucho. – Na szczęście ty jesteś bezpieczna. Przynajmniej na razie. Musisz tylko trzymać się z daleka ode mnie.

– Jakoś to do mnie nie przemawia – stwierdziła z rozdrażnieniem. Argumentom Stefano nie można było odmówić logiki, czuła jednak, że nie pogodzi się z nimi tak łatwo. – A jeśli właśnie o to chodzi? Jeśli ten ktoś chce nas rozdzielić?

– Skarbie. – Stefano starał się nadać swojemu głosowi ciepłe brzmienie. – Nikołaj powiedział wyraźnie, że ma mnie wyeliminować. Wiesz, co to znaczy.

Mila spuściła głowę. No tak, Chiara z pewnością wolałaby mieć Stefano żywego. Poczuła, jak dłoń narzeczonego przesuwa się po jej własnym ramieniu i szyi, delikatnie unosi brodę. Spojrzała ukochanemu w oczy.

– Ufasz mu? – spytała z rezygnacją.

– Nie. Ufam bardzo niewielu osobom, a Nikołaj do nich nie należy. Ale w tym przypadku wiem, że mówi prawdę. – Westchnął ciężko, ale zaraz przywołał na twarz uśmiech. – Jedź, bo się spóźnisz. Zadzwoń, jak będziesz wracać do domu. – Delikatnie pocałował narzeczoną w usta.

Pokiwała w odpowiedzi głową.

– Zobaczymy się wieczorem? – spytała jeszcze z nadzieją w głosie, zanim wyszła z gabinetu.

– Zobaczymy… – urwał, bo leżąca na biurku komórka zaczęła gwałtownie wibrować.

            Zamknęła za sobą drzwi i spojrzała najpierw na Lucjanę, a potem na Lukę.

– Jedźmy. – Westchnęła.

***

Stefano usiadł za biurkiem, słuchając uważnie tego, co przekazywał mu informatyk. Zadatek przesłano z małego oddziału pocztowego pod Wiedniem. Wpłacono gotówkę, a nadawca podał fałszywe dane. Nie dało się wykluczyć, że kobieta dokonująca zlecenia przebywała tam również. Być może sama dokonała operacji? Stefano potarł dłońmi krótko przystrzyżone włosy. Opowieść Mili wcale mu się nie spodobała. Nadal jednak nie wierzył, by Chiara, czy Conte mieli coś wspólnego ze zleceniem. – „Nie zawadzi sprawdzić, czy nie odwiedziła przypadkiem Wiednia” – pomyślał, podnosząc klapę laptopa. W końcu przejrzenie listy pasażerów nie zajmuje wiele czasu, a samochodem nie dałaby rady. Uruchomił jednocześnie program namierzający sygnały telefonów komórkowych i na jednym z leżących na biurku aparatów wystukał numer Chiary. Po kilku sygnałach włączyła się automatyczna sekretarka, więc wysłuchał wiadomości i zostawił rozwlekłą informację z prośbą o sprecyzowanie zlecenia na przebudowę kamienic. Zakończył, kiedy jego program namierzył źródło sygnału. Komórka znajdowała się w Turynie. Ale, gdzie  przebywała sama Chiara?

Stefano powtórzył całą operację, wybierając tym razem numer Conte Marcello. Ten odebrał prawie natychmiast.

– Proszę wybaczyć, Conte, ale muszę prosić o dokładniejsze określenie, na kiedy chcielibyście mieć skończoną tę inwestycję – zaczął. – A nie mogę dodzwonić się do Chiary.

– Od wczoraj jest w złym humorze, więc pewnie pojechała na zakupy. – Głos Conte brzmiał chłodno. – Muszę się zastanowić, czy w ogóle jesteśmy zainteresowani…

Stefano uśmiechnął się w duchu. Wiadomości szybko się rozchodziły.

***

Mila siedziała na łóżku, wpatrując się w leżącą przed nią receptę. Lekarz potwierdził wynik testu i uspokoił, co do stanu jej zdrowia. Nie widział przeciwwskazań do ewentualnej ciąży. Na wszelki wypadek wypisał jednak antykoncepcję, gdyby zmieniła zdanie. Przekazała to Stefano dopiero w domu, nie chcąc rozmawiać przy Luce. Teraz siedziała sama, drżąc z niepokoju. Raz zdawało jej się, że wokół panuje duchota i gorąco, a za chwilę czuła chłód. Czarne flanelowe spodnie od piżamy podciągnęła aż do kolan, a na górę nałożyła kusą koszulkę na ramiączkach. Od strony domu dobiegł odgłos zbliżających się kroków, a potem ciche pukanie. Zerwała się z łóżka i podbiegła do drzwi. W progu ujrzała Franco.

– A gdzie Stefano? – Wychyliła się, spoglądając mężczyźnie przez ramię i zlustrowała korytarz.

– W hotelu. Mam mu przywieźć parę rzeczy. – W głosie ochroniarza dosłyszała troskę.

– Martwię się. – Westchnęła, wpuszczając go do środka. – Uważam, że tu byłby bezpieczniejszy.

– Też tak myślę, ale rozumiem, o co mu chodzi. Nie chce narażać innych. – Wzruszył ramionami. – On taki już jest. Nie martw się. Nikt go nie znajdzie. Zostawił włączoną komórkę w biurze, więc w razie czego to tam  dostaną namiar, a mamy dobrą ochronę. Cały czas będę w pokoju obok.

Mila podała Franco torbę, którą zawczasu przygotowała. Na samym wierzchu położyła pudełko z jedzeniem dla dwóch osób. Nagle ogarnęła ją tęsknota.

– Zabierz mnie do niego – wyszeptała błagalnie. – Proszę. – Złożyła ręce jak do modlitwy.

– Wiesz, że nie mogę… – Franco cofnął się, ale jego głos nie brzmiał pewnie.

– Proszę cię. – Broda dziewczyny drżała. – Skoro tylko ty wiesz, gdzie on jest…

– On mnie zabije. – Pokręcił odmownie głową. – Zresztą Luca nigdy się nie zgodzi.

– Schowam się w bagażniku. Proszę… – Dwie ogromne łzy zawisły na ułamek sekundy na rzęsach Mili, by następnie potoczyć się po policzkach.

– Nie płacz. – Franco skrzywił się okropnie. Stał przez chwilę niezdecydowany. – Dobra. Zarzuć coś czarnego i weź koc. Przejdź do garażu i schowaj się za rogiem. Nie wychodź stamtąd, nawet jak mnie zobaczysz, OK? Otworzę boczne drzwi z tyłu tak, żeby cię nie widziała kamera. Wtedy podejdziesz pochylona. Nakryj się kocem.

– Jesteś cudowny! – Zarzuciła olbrzymowi ręce na szyję i cmoknęła w policzek, po czym rzuciła się do sypialni po kurtkę.

Franko stanął jak wryty. Dotknął policzka palcami.

– Chyba mi odpieprzyło! – mruknął do siebie – Zostaw komórkę w domu! – krzyknął za Milą i niespiesznie ruszył do Luki.

***

Stefano leżał na łóżku z rękami pod głową, wpatrując się tępo w sufit. Na wszelki wypadek nie logował się do sieci. Osobisty laptop leżał w szafie pancernej w biurze. Starał się nie dopuszczać do siebie ponurych myśli, które krążyły jednak dookoła niczym stado wron. Pierwszy raz w życiu naprawdę się bał. Nie miał pojęcia, kto jest wrogiem i z jakiego powodu pragnie jego śmierci. Jedyną pociechą wydawał się fakt, że zagrożony był tylko on sam, a nie Mila, czy Fabio. Z dwojga złego, wolał już ryzykować samemu. Najbardziej frustrowała go myśl, że zdarzyło się to w momencie, kiedy postanowił się ustatkować i zadbać o bezpieczeństwo, o przyszłość, o rodzinę. Nie od razu pojął, że był gotowy na zmiany, ale obecność Mili stopniowo łagodziła kawalerskie zwyczaje. Jednak dopiero pojawienie się Cateriny sprawiło, że uświadomił sobie, jak bardzo egoistycznie traktował swój własny związek. A teraz co? Ofiarował Mili swoje życie, a ono okazało się nic nie warte! W mężczyźnie wzbierała gorycz.

Nadstawił ucha, kiedy pod oknami rozległ się znajomy warkot samochodu. Wstał i podszedł do okna, ustawiając się nieco z boku. O dziwo, Franco zaparkował blisko wejścia, a nie koło ogrodzenia. –„Widocznie tak było trzeba” – pomyślał. Po chwili na końcu korytarza rozległo się skrzypnięcie i ciche kroki. Stefano podszedł do drzwi.

– To ja, czysto. – Głos Franco brzmiał spokojnie.

– Co tak długo? – zażartował, otwierając drzwi.

– Mam dla ciebie niespodziankę. – Tym razem w głosie rozmówcy dało się słyszeć niepewność.

Zza szerokich ramion ochroniarza wysunęła się nieśmiało Mila, ubrana w piżamę i kurtkę narciarską. Przy obu mocno zbudowanych mężczyznach wydawała się drobna i wiotka. Na widok dziewczyny Stefano aż zaniemówił. Prędzej spodziewałby się trzęsienia ziemi!

– Zostawię was – wybąkał Franco i sięgnął do mosiężnej gałki drzwi. – Jestem obok.

– Później się policzymy – warknął Stefano. Kiedy tylko drzwi się zamknęły, odwrócił się do skulonej Mili. – Sikorko… – W jego głosie nie dosłyszała jednak gniewu, którego się spodziewała, ale żal i rezygnację.

– Wybacz, proszę, ale musiałam cię zobaczyć. – Wyciągnęła do narzeczonego ręce, ale ten nie ruszył się z miejsca. – Nie narażam się. Nikt nas nie widział, a Franco powiedział, że tylko on wie, gdzie jesteś. Proszę – dodała ciszej, unosząc nieśmiało głowę.

– Jemu później podziękuję – mruknął do siebie, marszcząc brwi.

– Nie bądź na niego zły. Nie chciał się zgodzić, ale go ubłagałam. – Opuściła ręce i przygarbiła się. – Nie przytulisz mnie? – wyszeptała smutno.

Nie potrafił okazywać dłużej obojętności. Chwycił ukochaną w ramiona i zamknął w swojej prywatnej przestrzeni, tuląc i wdychając jej zapach.

– Jestem na ciebie wściekły – powiedział nieszczerze. Nawet przed samym sobą nie chciał przyznać, że była dokładnie tym, czego w tej chwili potrzebował.

– Kocham cię – usłyszał w odpowiedzi. Mila przywarła do narzeczonego całym ciałem. Wczepiła się w niego jak przestraszone dziecko. – Kocham cię tak bardzo, że nie mogę bez ciebie żyć. Dopiero w domu, gdy zostałam sama, dotarło do mnie, co się dzieje… Ja umieram ze strachu, Stefano… Ze strachu o ciebie!

– Nie bój się, wychodziłem z większych opresji cały i zdrowy. Nie bój się. – Starał się nadać swojemu głosowi zwykłą pewność i spokój. – Niepotrzebnie się narażasz…

– Nie zostawię cię tak! – Zacisnęła pięści na jego koszuli. – Ilu ludziom możesz zaufać na tyle, żeby powierzyć im życie? – spytała. – Ilu?

Stefano odchylił głowę i zajrzał narzeczonej głęboko w oczy. Poczuła się dziwnie obnażona pod bacznym spojrzeniem mężczyzny. Nagle zdała sobie sprawę, że przecież tak niedawno skrywała przed ukochanym swoją tajemnicę. Przełknęła głośno ślinę. Czy on jej ufał? Szerokie źrenice Mili przybrały barwę atramentu, a jednak Stefano potrafił w nich dojrzeć mnóstwo odcieni. Wydało mu się, że czyta w jej myślach. O co zapytała? Ilu ludziom ufał… Lista nie była długa, obejmowała pięć, może sześć pozycji.

– Sześciu – powiedział powoli, nie odrywając wzroku od dziewczyny. – Ufam sześciu ludziom.

– Tak? – Mili brakło tchu, by spytać, komu.

– Fabio, Luca, Franco… – Zawahał się. Przywiezienie Mili nie było mądre, ale rozumiał intencję. – Marco… – Jeszcze młody, ale brak doświadczenia nadrabiał szczerym sercem. – Moja matka. – W tej sytuacji nie na wiele mogła się przydać, ale przecież byłaby gotowa oddać za niego życie. – I ty – zakończył.

Coś ścisnęło Milę w gardle.

 – Chcę coś robić, pomóc… Nie każ mi siedzieć bezczynnie i czekać. Wykorzystaj mnie do czegoś!

– Nie mogę cię narażać. – Pogładził z czułością policzek dziewczyny.

– Zrozum. Jeśli coś ci się stanie, coś najgorszego… – Nie chciała nawet w myślach dopuścić takiej możliwości. – Ja i tak umrę. Pójdę tam, gdzie ty.

– Ćśśś, sikorko, nie wolno tak mówić. – Zabrakło mu słów.

– Ale taka jest prawda. Nie zmienimy tego…

Przytulił ukochaną do piersi, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Serce mu się ścisnęło, ciążąc niczym kamień.

– Nie tak to miało być – powiedział bezbarwnym głosem. – Nie tak…

Mila ujęła w dłonie twarz Stefano i przyciągnęła ją do siebie, stając jednocześnie na palcach. Przywarła wargami do ust mężczyzny. Odpowiedział z pasją, wpił się w nią, wepchnął język głęboko i odebrał oddech. Dziewczyną wstrząsnął dreszcz, spływając w dół i sprawiając, że kolana się pod nią ugięły. Stłumiony jęk uwiązł jej w gardle. Wszystkie nagromadzone w dwóch ciałach emocje skumulowały się, przeniknęły i eksplodowały jak fajerwerki. Wszelkie myśli odeszły gdzieś daleko, pozostawiając tylko palące pragnienie zespolenia. Stefano instynktownie przytrzymał Milę, podczas gdy jej miękkie uda otoczyły jego biodra. Trzymał ukochaną w ramionach, wciąż pochłaniając jej usta i raz po raz zaciskając zęby na języku. Palce Mili wbiły się w męski kark, szarpały ubranie… Ktoś patrzący z boku mógłby odnieść wrażenie, że to walka o życie. Istotnie, Mila walczyła, walczyła z całych sił, chociaż kierowała nią bardziej pierwotna wola przetrwania, niż świadoma myśl.

– Weź mnie – wyjęczała bez tchu, gdy na ułamek sekundy Stefano oderwał się od jej ust, by zaczerpnąć powietrza – Ukarz mnie, jeśli chcesz, ale weź mnie…

***

Hotelowy pokój tonął w półmroku. Dwa splątane, lśniące potem ciała odcinały się wyraźnie od pomiętej pościeli. Potężne męskie ramiona wsparte na łokciach górowały nad smukłym ciałem kobiety, przechodząc łukiem kręgosłupa w pięknie zarysowane mięśnie pośladków, spoczywające między szeroko rozłożonymi, szczupłymi udami. Przyspieszone, ciężkie oddechy i szelest pocałunków unosiły się nad obojgiem, wypełniając pokój erotycznym brzmieniem. Powietrze zgęstniało od zapachu potu i seksu.

– Tego brakowałoby mi najbardziej. – Głos Stefano zabrzmiał nisko i ochryple.

– Nie rozumiem… – Wypowiedzenie nawet kilku słów przychodziło Mili z trudem. Odrzuciła głowę, przymknęła powieki i próbowała oddychać przez rozchylone usta.

– Ciebie i seksu. – Stefano przestał skubać wargami ramię narzeczonej i oparł na nim czoło.

– Nie mów tak! – zamruczała. – To mnie, czy seksu? – dodała przeciągając słowa.

– Dla mnie to jedno i to samo. – Wypuścił głośno powietrze z płuc.

– Auuuu. – Jęknęła w odpowiedzi. – Poruszasz się.

– Wiem. Lubię to, kiedy jesteś taka ciasna… Kiedy nie jesteś, też lubię… – Pośladki Stefano spinały się i rozluźniały w niespiesznym rytmie. – Boli cię?

– Nie, ale przed chwilą miałam orgazm. – Głos Mili brzmiał nisko, leniwie.

– Tak mi się wydawało… – W głosie mężczyzny pobrzmiewało rozbawienie. – Czy to coś zmienia?

– Chyba nie. Nie wiem… Oooch… – Głębokie westchnienie stało się najlepszą odpowiedzią.

– Rozluźnij się. Zobaczysz, jak będzie dobrze – szeptał dziewczynie wprost do ucha. – Rozłóż szerzej nogi i nic nie rób. Zamknij oczy.

Odchyliła głowę i przymknęła powieki, ale nie na tyle, by stracić z oczu zarys twarzy Stefano. Jego początkowo delikatne ruchy stawały się coraz bardziej posuwiste i pewne. Miała wrażenie, że rósł i twardniał z każdym pchnięciem.

– Nie rozumiem… – Jęknęła cicho. – Jak to możliwe, że wcześniej tak nie było? Nigdy aż taaak…

– Bo na samym początku pomyliliśmy role. – W niskim głosie Stefano dało się słyszeć nutkę rozbawienia. – Ale już to naprawiamy. – Wszedł głębiej, aż po nasadę. Mila jęknęła głośno. – Ćśśś. Za ścianą jest Franco i nie chcę, żeby nas usłyszał. Jak będę cię pieprzył w domu, możesz nawet pobudzić sąsiadów. Mam to gdzieś, ale teraz masz być cicho!

Władczy ton i niski tembr głosu sprawiły, że Mila poczuła w dole brzucha skurcz, który następnie spłynął jeszcze niżej, wypełniając jej wnętrze wilgocią. Stefano wydał nieartykułowany pomruk zadowolenia. Przyspieszył i pogłębił ruchy. Mila zagryzła wargę i zacisnęła palce na i tak już zmiętej pościeli. Wygięła się w łuk, odrywając łopatki od materaca. Stefano niezmordowanie wsuwał się i wysuwał z jej obrzmiałej po niedawnym orgazmie szparki. Rozkosz falowała w żyłach dziewczyny, pęczniała, rosła…

– Ćśśś – przypomniał Stefano, kiedy rozchyliła usta.

Westchnęła głęboko i wstrzymała powietrze. Mężczyzna oparł się na rękach i pochyliwszy, chwycił zębami jedną z jej brodawek.

– Mmmmm. – Zacisnęła usta, by nie krzyknąć. – Stefano, zlituj się – wydyszała.

– Mam przestać? – wychrypiał.

– Nie. Nie wiem… Oooo… – Resztkami woli stłumiła jęk, gdy sięgnął do drugiej brodawki.

– Chcesz, żebym przestał? – Aksamitnie niski głos pieścił ucho.

– Nie–e… ale… O–o–o! – Czuła, jak wchodzi powoli, docierając aż do dna i dalej… Jak jej ciało stawia opór i jak on go przełamuje – Ja nie dam ra–dy.

– Poczuj to. Poddaj się… Jesteś moja. Tak mi dobrze, kiedy jestem w tobie. – Ochrypły szept docierał do Mili jak przez mgłę. – Uwielbiam seks z tobą. Uwielbiam ciebie. Ty jesteś seksem, jesteś dla mnie wszystkim…

– Tak jak ty dla mnie – wydyszała.

Znów sięgnął do piersi ukochanej, ale tym razem ich nie gryzł, tylko skubał zębami delikatne miękkie ciało. Ona jednak odczuwała każde, najlżejsze nawet muśniecie niczym liźnięcie ognia. Rozpalona skóra pokryła się mgiełką potu. Płonęła! Konieczność stłumienia krzyków tylko potęgowała narastające podniecenie. Nagle gdzieś głęboko w jej świadomości zakiełkowała myśl, że nigdy nie przeżyła czegoś równie intensywnego i wspaniałego. Za coś takiego byłaby gotowa zabić.

– Rozluźnij się. – Dotarł do niej głęboki, niski głos i natychmiast jej mięśnie zwiotczały. Reagowała instynktownie, odruchowo, bez konieczności uruchamiania woli. Jej ciało należało do ukochanego mężczyzny i robiło dokładnie to, czego on chciał.

Stefano przytrzymał biodra narzeczonej przy swoich, sam unosząc się na kolana. Leżała teraz na łopatkach z pupą w górze, dotykając stopami materaca. Poczuła go inaczej. Twardy członek napierał dokładnie tam, gdzie kumulowały się w tej chwili wszystkie chyba erotyczne doznania. Wstrzymała oddech. Strużka potu spłynęła między piersiami do zagłębienia u podstawy szyi.

– Teraz cię mam – wychrypiał Stefano, widząc w słabym świetle szeroko rozwarte, pełne zdumienia oczy dziewczyny.

Pierwsze ruchy przyjęła dzielnie, zaciskając zęby i wstrzymując oddech, ale każdy kolejny sprawiał, że traciła kontrolę. Wreszcie w akcie desperacji szarpnęła kołdrę i chwyciwszy jej róg zębami zacisnęła je z całej siły. Stefano roześmiał się chrapliwie, widząc jej bezsilność. Była blisko, czuł to, wiedział…

– Mmmm! – Zduszony jęk rozległ się dokładnie w chwili, gdy zacisnęła się na jego fiucie.

Ciałem Mili wstrząsnął dreszcz. Wyprężyła się i znieruchomiała, podczas gdy Stefano spiął się w sobie i wypchnął biodra w przód. Z głośnym sykiem wciągnął powietrze, czując jak fala ciepła opływa mu jądra i zaciska się dookoła, by po chwili wystrzelić gorącym strumieniem, przelewającym się z ciała do ciała. Przyjemne drgania trwały i trwały, napełniając mężczyznę błogim poczuciem spełnienia. Poczekał, aż ustaną i wysunął się ostrożnie, by paść obok ledwie żywej Mili. Zdążył jeszcze pociągnąć ją na siebie, zanim ogarnęła go przemożna senność. Ręka dziewczyny spoczywała bezwładnie na jego ramieniu. Głęboki miarowy oddech ukochanej kołysał go do snu. Nie miał już ani siły, ani ochoty na analizowanie wydarzeń minionego dnia. Stefano ogarnęło błogie odprężenie.

***

– Skarbie, obudź się. – Słowa docierały do umysłu Mili z trudem. Zacisnęła mocniej powieki. – Musisz wstać, już świta.

– Nie, błagam… jeszcze minutę – zamruczała sennie.

– Wstawaj. Dośpisz w domu. – Głos Stefano zabrzmiał kategorycznie.

Powieki ciążyły dziewczynie ołowiem, a mięśnie stawiały zaciekły opór przy każdym poruszeniu. Ciepła dłoń gładziła jej plecy, a usta muskały łopatkę i szyję.

– Wstań skarbie. Franco cię odwiezie.

Zmarszczyła czoło, myśli zaczęły krążyć żywiej. Pamięć wracała. Otworzyła oczy i odwróciła gwałtownie głowę. Stefano leżał za jej własnymi plecami wsparty na łokciu. Nic na sobie nie miał i mogłaby do woli podziwiać pięknie wyrzeźbione męskie ciało, gdyby nie świadomość tego, gdzie się znajdują i z jakiego powodu.

– A ty? – spytała już całkiem przytomnie.

– Już ci mówiłem. Nie chcę was niepotrzebnie narażać. I tak już mocno nagięliśmy zasady. – Westchnął – No, ale było warto. Spałem jak kamień. Biedny Franco pewnie gorzej…

– Co mam robić? – Mila usiadła, nie zważając na to, że cienkie prześcieradło opadło, obnażając pełne piersi. – Nie będę bezczynnie czekać. Nawet nie proś o coś takiego!

– Właściwie… – Zawahał się. – Jest coś, co mogłabyś sprawdzić, ale to ci się chyba nie spodoba.

– Mów. Zrobię wszystko, o co poprosisz.

– Wczoraj sprawdzałem Chiarę, ale nie odebrała telefonu… – zaczął – Conte Marcello nie ruszał się z Turynu, ale nie odpowiedział mi, gdzie była.

– Sprawdzę to. – Zmarszczyła brwi. Nie miała pojęcia, jak to zrobić, ale nawet, gdyby miała błagać tę sukę, była na to gotowa.

– Zadzwoń do mojej matki. Zna dobrze Contessę. Pomoże ci. – Pogładził zaróżowiony policzek. – Wie, że mam kłopoty, ale nie uświadamiałem jej do końca, jak poważne. Powiedz jej tyle, ile musisz.

– Nie martw się. Damy sobie radę. – Posłała narzeczonemu promienny uśmiech. – Tak sobie myślałam… – Zastanawiała się przez chwilę, jakby szukała odpowiednich słów. – Może to ten drugi facet? No wiesz…, tamten mógł go uprzedzić. A może masz wrogów? Policja zawsze o to pyta.

– Pomyślałem o tym, ale… Kochanie, to nie jest kryminał, tylko prawdziwe życie, a tu nic nie wygląda, jak w filmie. – Założył Mili za ucho niesforny kosmyk.

– No, nie wiem… – Nie dawała za wygraną – Jak mnie porwali, to jednak było to jak film. Okropny!

– Ubierzmy się. – Stefano pocałował ukochaną w nagie ramię. – Franco cię odwiezie, a potem musi wrócić do mnie – dodał niechętnie.

– Nie chcę się z tobą rozstawać – szepnęła.

– Ja też nie. – Westchnął. – Ale przecież musimy pracować. – W głosie mężczyzny zabrzmiała tęsknota, a może tylko odrobina smutku?

***

Mila stała przed domem, przestępując z nogi na nogę. Luca powinien już wracać. Pojechał po matkę Stefano i razem mieli się udać na spotkanie z Contessą i Chiarą. Benedetta nie wyjaśniła jej, jakim sposobem udało się to zorganizować, ale wprawiła dziewczynę w zdumienie. Odbyły szczerą rozmowę przez telefon, a po dwóch godzinach oddzwoniła z informacją, że są umówione na popołudniowego drinka w jednym z tych niewielkich lokali, usytuowanych poza centrum i oferujących pełną dyskrecję.

Do uszu Mili dotarł znajomy pomruk silnika i chwycił ją za serce. Stefano? Nie mogła uwierzyć własnym oczom, widząc znajomą alfę, zbliżającą się do głównego wejścia. Samochód zatrzymał się i dopiero wtedy zorientowała się, że za kierownicą siedzi Franco.

– Zostawiłeś go samego? – starała się mówić spokojnie, ale głos jej drżał.

– Odwiozłem na lotnisko – rzucił niechętnie Franco. Wyglądał okropnie, nieogolony i niewyspany. – Poleciał do Nikołaja.

– Co takiego? – Wiadomość prawie odebrała Mili mowę. – Oszalał! – Jęknęła.

– Też tak myślę, ale wiesz, jaki on jest.

Wyszarpnęła z torebki telefon, o mało nie upuszczając go na ziemię.

– Nic z tego. – Ochroniarz pokręcił głową. – Ma wyłączoną komórkę. Odezwie się do ciebie po wylądowaniu. – Wręczył dziewczynie przestarzały model telefonu z klawiaturą.

Od strony bramy nadjeżdżał prowadzony przez Lukę SUV. Mila zatrzymała na Franco udręczone spojrzenie. – Idź się przespać. Jak wrócę, to do ciebie zajrzę. Może wyciągnę coś z tej suki. – Westchnęła z rezygnacją.

– Witaj! – Wyciągnęła ręce do Benedetty. – Jak to zrobiłaś?

– Opowiem ci później. – Starsza pani uśmiechnęła się do Mili blado i skierowała wzrok w stronę Luki. Najwyraźniej nie miała zamiaru dzielić się z nim swoimi tajemnicami. – Jedźmy, bo nie wypada się spóźnić na spotkanie z takimi figurami – dodała z sarkazmem.

Dziewczyna nie mogła się nie uśmiechnąć. Miała sprzymierzeńca i to jakiego! Gdyby nie myśl, że jej ukochany leciał właśnie prosto w paszczę lwa, mogłaby powiedzieć, że czuje się szczęśliwa. Przez całą drogę kobiety rozmawiały niewiele i raczej na temat zbliżającego się przyjęcia, jakby bały się prowokować los. Obie przygotowywały się psychicznie do spotkania, choć każda na swój sposób. Benedetta stawała się coraz bardziej milcząca i jak gdyby nieobecna, podczas gdy Mila starała się „zagadać” stres. Ciekawość piekła ją, jak świeża oparzelina, ale nie odważyła się na osobiste pytania w obecności ochroniarza. Musiała uzbroić się w cierpliwość.

Luca zaparkował w pobliżu wejścia, tuż obok białego Tuarega. Prawdopodobnie Contessa i Chiara przybyły już na miejsce. Rzeczywiście, siedziały w głębi, popijając sok pomarańczowy, albo coś podobnego. Na widok wchodzących do niewielkiej sali gości natychmiast pojawił się kelner i odebrał od nich płaszcze.

– Przynieś nam to samo – rzuciła do chłopaka dziewczyna, wskazując głową obydwie kobiety.

– Witaj Diano, może przesiądziemy się dwa stoliki dalej? – Benedetta kompletnie zignorowała Chiarę.

– Doskonale – odparła sucho Contessa i wstała z miejsca, posyłając Mili chłodne spojrzenie.

Ta ostatnia zajęła miejsce naprzeciw Chiary, która przyglądała jej się z drwiącym uśmieszkiem.

– A jednak przyszłaś – powiedziała powoli. – Wiedziałam.

– Wiedziałaś? – Serce Mili zabiło mocniej. Utkwiła w  swojej rozmówczyni pełne napięcia spojrzenie. – Skąd?

– Nie ważne skąd. Ważne, że tu jesteś. Podobno chcesz mnie o coś spytać. – Chiara bawiła się słomką od napoju. – To musi być ważne, skoro nie mogłaś po prostu zadzwonić.

– Po co? Żeby nagrać się na sekretarkę? – Dziewczyna po niewczasie ugryzła się w język.

W oczach Chiary pojawiło się coś pomiędzy zaskoczeniem, a nienawiścią. Pojawiło się i znikło. Znów patrzyła chłodno na rywalkę.

– Nie zamierzam tracić tu czasu. Mów, czego chcesz. – Głos zabrzmiał niczym syczenie jadowitego gada.

– Chciałabym wiedzieć, czy podjęłaś ostatnio jakieś kroki w stosunku do Stefano. – Mila postanowiła zagrać w otwarte karty – Mam na myśli ostatnie trzy dni.

– Dlaczego miałabym ci odpowiedzieć? – Na twarzy Chiary pojawił się zagadkowy uśmiech.

„Bo umieram ze strachu o jego życie” – pomyślała.

– Żeby się pochwalić, jaka jesteś przebiegła – powiedziała na głos. – Żeby zrobić na mnie wrażenie… – dodała.

– Dobrze. Szybko się uczysz. – Roześmiała się Chiara, posyłając Mili uważne spojrzenie. – A jeśli powiem, że tak, to co z tym zrobisz?

Chorwatka spuściła wzrok, żeby ukryć targające nią emocje.

 – Wszystko ma swoją cenę, prawda? – spytała cicho, nie podnosząc oczu.

– Brzmi rozsądnie. Ile jest dla ciebie warta taka informacja? – Chiara zagrzechotała kostkami lodu i pociągnęła łyk żółtego płynu.

– Wymień kwotę.

– Nie chcę pieniędzy.

– A więc czego chcesz? – Doskonale wiedziała, czego, ale właśnie tego nie zamierzała oddawać!

– Powiedziałam, że go stracisz, więc to chyba jasne. – Rywalka nie starała się nawet ukryć satysfakcji.

– Muszę najpierw wiedzieć, gdzie byłaś przez cały wczorajszy dzień i z kim się kontaktowałaś. – Mila przyszpiliła rozmówczynię wzrokiem. – Nie kupuję kota w worku.

– Więc bierzesz pod uwagę wycofanie się? – W głosie Chiary pobrzmiewało niedowierzanie. – Oddasz pierścionek?

– Do kogo się zwróciłaś? Imię! – „Teraz albo nigdy” – postanowiła. Zarzuciła wędkę z przynętą i właśnie postanowiła zaciąć. – Imię, albo z układu nici.

Rozmówczyni milczała. Mila wpatrywała się w dziewczynę z rosnącym niepokojem. Powoli docierało do niej, że Chiara prawdopodobnie blefuje, a ona traci cenny czas. Nagle z zawieszonej na oparciu krzesła torebki dobiegło ciche brzęczenie. Szybko sięgnęła tam ręką i wymacała wibrujący telefon.

– Przepraszam cię, ale muszę odebrać… – Nie czekając na odpowiedź, zerwała się z miejsca i podeszła do drzwi lokalu. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Cateriny. Wcisnęła „odbierz”.

– Mila? Rany boskie! Gdzie jest Stefano? – Głos zdradzał niepokój. – Porucznik Kita wydzwania do niego w pilnej sprawie.

– Jakiej sprawie? – Mila poczuła, jak kolana się pod nią uginają. – Mów szybko!

– Co się dzieje?

– Mów, kobieto!

– Łucja zniknęła z częścią pieniędzy Zawadzkiego. Kita zabrał jej paszport i załatwił list gończy, ale bez Stefano jej nie wyśledzą, zanim dotrze do reszty forsy!

Mila jęknęła cicho.

– Kiedy to się stało? – spytała bez tchu.

– Jakieś trzy, cztery dni temu. Na litość boską, co się tam u was dzieje?

– Caterina, wszystko ci wyjaśnię, ale później. Na razie nic się nie stało, nie martw się. – Nie chciała straszyć kobiety w ciąży, ale nie miała wyjścia. – Czy ona mogła kogoś wynająć, żeby pozbył się Stefano?

– Chryste, o czym ty mówisz?

– Zastanów się i odpowiedz, albo daj mi numer do tego Kity. To ważne, Cateri’, proszę cię! – Przelała w słowa cały swój niepokój.

– Chyba tak… – Zastanowiła się. – Wyślę ci ten numer, to go zapytasz. Co się dzieje?

– Zadzwonię do ciebie i wszystko ci opowiem, ale teraz muszę kończyć. – Rozłączyła się i powoli wróciła do stolika. Usiadła naprzeciw swojej rozmówczyni. – Ty suko! Dobrze się bawisz moim kosztem? – wysyczała.

Chiara zaśmiała się drwiąco i otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale w tym momencie Mila wymierzyła jej siarczysty policzek. Uśmiech zamarł na twarzy dziewczyny, a jego miejsce zajęła konsternacja. Siedzące przy sąsiednim stoliku Benedetta i Contessa, poderwały się z miejsc.

– Nic tu po nas. – Mila wstała i bezceremonialnie odwróciła się bokiem do oniemiałej Chiary. – Wracajmy. Mamy mnóstwo pracy. – Spojrzała znacząco na Benedettę.

– Żegnam. – Starsza pani rzuciła na stolik dwa banknoty. – Trzymajcie się z daleka od mojej rodziny. – Jej głos brzmiał lodowato uprzejmie, ale Mila mogłaby przysiąc, że w oczach kobiety czaiła się groźba. Widziała coś podobnego u Stefano.

Otrząsnąwszy się z osłupienia, Chiara zerwała się z miejsca, rozcierając purpurowy policzek. Mila spięła się w sobie, gotowa do konfrontacji, ale wtedy Contessa zrobiła coś nieoczekiwanego. Stanęła między rozjuszonymi kobietami i rozłożyła ręce, odgradzając swoją kuzynkę od reszty.

– Przyjmijmy, że jesteśmy kwita – zwróciła się drżącym głosem do Benedetty. – Proszę – dodała ciszej.

– Niech będzie. – Oczy starszej pani zwęziły się do cienkich szparek. – Ale pamiętaj… – zawiesiła głos.

– Ciociu! – Głos Chiary zabrzmiał piskliwie. – Ona mnie uderzyła!

– Siadaj. – Contessa wskazała dziewczynie krzesło.

Benedetta ujęła zaskoczoną Milę pod rękę i wyprowadziła na zewnątrz.

– Obie kurwy – zamruczała do siebie. – Jedna warta drugiej.

– O Boże! – Mila doznała szoku, słysząc w ustach matki Stefano takie słowa.

– Ta dziwka miała romans z moim mężem. Myślała, że nie wiem. – Roześmiała się gorzko Benedetta. – Znalazłam kilka liścików. Stefano właśnie poszedł do szkoły, byłam zajęta nim, a oni… – Prychnęła. – No, przynajmniej raz na coś przydały się zdrady mojego męża. – Skrzywiła się. Nagle chwyciła Milę za rękę. – Stefano taki nie jest. On nigdy by ci tego nie zrobił!

– Wiem – szepnęła. – Musimy mu pomóc! Za wszelką cenę trzeba się z nim skontaktować, zanim spotka się z tym człowiekiem. Właśnie dzwoniła Caterina… – Zawahała się.

Na widok wychodzących z lokalu kobiet Luca uruchomił silnik i w ekspresowym tempie podstawił samochód pod drzwi.

– Słuchaj, potrzebuję bezpiecznego maila, takiego, jak te, których używa Stefano. – Mila zwróciła się do ochroniarza, wybierając jednocześnie numer Kity. – Bądźcie przez chwilę cicho – szepnęła, tym razem do obojga współpasażerów.

– Tu Mila, podobno szukasz mojego chłopaka… – zaczęła, siląc się na przyjazny ton.

***

Stefano wpatrywał się bezmyślnie w małe owalne okienko samolotu. Chmury wyglądały z góry jak bita śmietana na torcie. Pamiętał, że jako dziecko uwielbiał bitą śmietanę. Matka często zostawiała dla niego wypełniony po brzegi pucharek, kiedy kucharka piekła cisto. Pozwalała mu również zjadać delikatną białą piankę ze swojej porcji. Ojciec tego nie pochwalał, ale matka i tak to robiła. Rozpieszczała syna, otaczała ciepłem i wspaniałą matczyną miłością. Dlaczego później przysporzył jej tyle bólu i zmartwień? Dlaczego wybrał karierę wojskową, zamiast bezpieczną pracę? Chyba ze względu na ojca. Okazał się despotą i nie wytrzymaliby ze sobą pod jednym dachem. Jako dyrektor banku mógł dać synowi wszystko, ale żądał w zamian posłuszeństwa… Stefano otrząsnął się. Czy to wpłynęło na jego własną psychikę? W jakimś stopniu tak. Czy był podobny do ojca? Na pewno odziedziczył jego pewność siebie i opanowanie, ale miał też w sobie gorącą krew matki. Lubił wyzwania, potrzebował adrenaliny i odrobiny ryzyka. Czy ona to rozumiała? Chyba nawet lepiej niż ojciec… A Mila? Na myśl o ukochanej poczuł się okropnie. Nie powiedział jej, co zamierza. Pewnie już się dowiedziała. Biedna, mała sikorka, taka delikatna i krucha. Miał wyrzuty sumienia, że podsunął jej pomysł spotkania z Chiarą. Nie wierzył, że to ona stała za zleceniem, ale przynajmniej Mila czymś się zajęła. Z drugiej strony, doświadczenie podpowiadało mu, że nawet najmniejsze zaniedbanie potrafiło się zemścić, więc nie była to całkowita strata czasu. Uprzedził matkę, że Mila zwróci się do niej o pomoc i błagał, żeby nad nią czuwała. Nad jego małym, zagubionym i pewnie przerażonym ptaszkiem. Poczuł dziwne drapanie w gardle. A jeśli Nikołaj go wystawia? Nie ufał mu do końca, ale czuł, że konfrontacja jest najlepszym sposobem, na przekonanie się o szczerości Rosjanina. „Podjęcie drugiej przesyłki” stanowiło doskonały pretekst i nie powinno wzbudzić podejrzeń. Mulat, którego szukał, wykupił bilet do Tajlandii. Nie mogło złożyć się lepiej. Ten kraj dawał nieograniczone możliwości. Mogli wykorzystać skłonność do korupcji lokalnych urzędników i policjantów, prawo antynarkotykowe, osławione więzienia i… miejscowych informatorów. Stefano miał na miejscu dwóch dobrze opłacanych, a więc względnie lojalnych ludzi. Nie dostawali w ostatnim czasie wiele do roboty, bo egzotyczne drewno i masę perłową coraz częściej zastępowały tworzywa sztuczne, ale warto było jednak utrzymywać te kontakty. Oparł głowę o zagłówek. Mógł liczyć na jakieś osiem godzin spokojnego snu. Postanowił to wykorzystać. Nikołaj powinien dotrzeć dwie godziny po nim samym, więc zdąży się przygotować. Wspólne polowania zawsze stanowiły ulubione zajęcie mężczyzn i zwykle pozwalały się przekonać, co który sobą reprezentował. Zamknął oczy. Wolałby nie mieć Nikołaja przeciwko sobie. Powoli się odprężał. Podświadomość podsunęła Stefano obraz smukłej dziewczyny w białej sukience, z mnóstwem kolorowych, pobrzękujących bransoletek na przegubach dłoni. Jej kasztanowe loki rozwiewał wiatr, kiedy wirowała w tańcu. Była taka piękna i jasna, wyciągnęła przed siebie ręce… Chwycił je i uniósł w górę, szukając ust. Nagle napotkał parę bursztynowych oczu… Wpatrywały się w niego z niemym błaganiem. – „Czego chcesz?” – Nie odpowiadała. – „Czego chcesz?” – powtórzył. Nadal przyglądała mu się ze smutkiem. –„Wrócę, wrócę do ciebie” – pomyślał. Chciał to powiedzieć, chciał ją uspokoić, ale nie zdołał. Coś chwyciło go za gardło i zdławiło głos. Oczy Mili wypełniły się łzami. Płakała, bo on… – “Wrócę…” – Nagle Stefano otoczyła ciemność i już niczego nie widział, ani nie czuł.

*

Mila zakończyła rozmowę z Cateriną i wpatrywała się jeszcze przez chwilę w ekran telefonu. We wstecznym lusterku ujrzała zaciekawione spojrzenie Luki.

– Wygląda na to, że mamy zleceniodawcę – powiedziała na wpół do siebie. – Zastanawiam się, czy nie dać jakoś znać temu Nikołajowi, że zadatek, który dostał, to jedyne pieniądze, na które może liczyć. To powinno ostudzić jego ewentualny zapał do pracy.

– Nie poznaję cię. – W głosie ochroniarza pobrzmiewało uznanie.

– Ja sama siebie nie poznaję – przyznała skwapliwie. – Co teraz? – Spojrzała niepewnie na Benedettę. Ta jednak milczała, tylko jej czoło przeorała mała zmarszczka.

– Sprawdzimy, co ten policjant przysłał, poczekamy na wiadomości od dottoressy, a w międzyczasie postaramy się o paszport dla tej Luciji. – wyliczał Luca.

– Łucja, ona ma na imię Łucja – poprawiła go Mila. – Ale skąd weźmiemy paszport?

– Mamy takiego człowieka… – Ochroniarz zawahał się, spoglądając na siedzącą obok Mili matkę Stefano.

– Och, przestań! – Ta ostatnia machnęła lekceważąco ręką – Wiem, czym się zajmuje mój syn.

– Mamy specjalistę od rozpoznawania podrobionych dokumentów. Był kiedyś fałszerzem. Wiem, że czasem dorabia „na boku” – Wzruszył ramionami Luka. – Jak wygląda ta Lucja? Na wszelki wypadek muszę mieć jakąś zaufaną osobę, która poda się za nią, gdy już znajdziemy bank.

Mila zastanowiła się przez chwilę.  Dziewczyny pracujące w ochronie były mocno zbudowane i wysportowane. Zupełnie się nie nadawały. Prawdopodobnie w banku nikt nigdy Łucji nie widział… A jeśli widział?

– Jest podobna do mnie – powiedziała powoli.

– O nie! – Luca kręcił głową. – Mowy nie ma!

***

Allora? ( No więc?) – Fabio przysunął się do Cateriny. – Hai ottenuto qualcosa? (Uzyskałaś coś?) – Nie był zachwycony tym, że żona angażuje się na nowo w całą tę eskapadę, ale z drugiej strony, nie widział innego wyjścia. Poza tym, nie wyglądała ani na przestraszoną, ani na załamaną. Przed chwilą przysłuchiwał się burzliwej rozmowie, którą odbyła ze swoim byłym ordynatorem. Policzki miała jeszcze zaróżowione od emocji, a skrzydełka nosa lekko jej drżały przy nieco szybszym niż zwykle oddechu.

– Zawadzki latał do Argentyny dwa razy. Pierwszy raz z Łucją, jakieś cztery lata temu,  a w zeszłym roku sam. – Wbiła wzrok w telefon. – Była tam też Kieciowa i uwaga… Nowakowa! – Rozłożyła ręce, jakby kłaniała się na scenie.

– Nie mów, że mają konta w tym samym banku!

– Nie, aż tak pięknie nie jest, ale być może mamy zdjęcia z ulicy, w pobliżu której jest bank. To jakaś podmiejska dzielnica Santa Fe, niedaleko lotniska.

– To nie trzyma się kupy. – Fabio z niedowierzaniem pokręcił głową.

– Właśnie, że tak. Zawadzki był w grupie, która poleciała tam z Kieciową na jakieś rozmowy o współpracy władz lokalnych, czy inne „coś tam”. W każdym razie za pieniądze podatników. Zostawił je obie w knajpie, a sam poszedł coś załatwiać. Nudziły się i robiły sobie zdjęcia. Nie było go jakieś 40 minut, a nie wziął samochodu, więc bank nie może być daleko – wyjaśniła.

– Jeśli poszedł do banku. – Fabio nie podzielał entuzjazmu żony.

– Jeśli poszedł do banku… – powtórzyła, jak echo i westchnęła ciężko. – Mamy tylko to. Kazałam Nowakowi przesłać te zdjęcia Mili.

Brava! Luca sa, cosa fare. Dai, andiamo al letto. (Zuch dziewczyna! Luca wie, co robić. Chodźmy do łóżka) – Fabio wykonał ruch, jakby chciał zagarnąć żonę ramieniem.

Non ci posso credere! Tuo amico lotta per la vita e tu pesi di queste cose! (Nie mogę uwierzyć! Twój przyjaciel walczy o życie, a tobie w głowie takie rzeczy!) – Caterina wyrzuciła w górę ręce.

Fabio posłał ukochanej zaskoczone spojrzenie.

Veramente, volevo, che tu riposassi… (Właściwie, to chciałem żebyś odpoczęła…)

Zrobiła głupią minę. Poczuła się głupio. Faktycznie, następnego dnia czekał ich lot.

– Nie martw się. Czuję się świetnie, a jak uda się nam dorwać tę babę, to poczuję się jeszcze lepiej. – Pogłaskała swój ledwie zaokrąglony brzuszek. – Maluszkowi nic się nie stanie.

– Dbaj o niego i o siebie! – Fabio pogroził palcem. – A teraz jazda do łóżka! Mogę wymasować ci stopy, albo przynieść coś smacznego do picia… Co byś chciała?

– No, nie wiem… – Zastanowiła się. W jej żyłach wciąż krążyła adrenalina. – Może pomasowałbyś mi coś innego niż stopy, coś „na odprężenie”?

W oczach Fabia pojawiły się przekorne iskierki. Miał ochotę wypomnieć Caterinie niedawną połajankę za „takie rzeczy”, ale ugryzł się w język. Wolał wykorzystać jej podniecenie w inny sposób, a poza tym za nic na świecie nie chciał sprawić żonie przykrości. Wziął ją na ręce i ruszył w kierunku sypialni.

– W takim razie, pani De Luca, zafunduję pani masaż górnych partii nóg, łącznie z miejscem, z którego wychodzą… – zamruczał do ucha Cateriny niskim seksownym głosem. – Myślę, że to panią wystarczająco odpręży.

***

W okna raz po raz uderzały silne podmuchy wiatru, szarpiąc niedomkniętymi roletami. Przy którymś z kolejnych o parapet zabębniły ciężkie krople deszczu, po czym zaczęły chłostać szyby niczym ukręcone z lodowatej wody bicze. Sceneria pasowała doskonale do nastroju zgromadzonych w pokoju komputerowym ludzi. Punktowe światło silnych lamp oświetlało cztery postacie. Mila skuliła się na jasnej sofie ustawionej w kącie pomieszczenia, wyglądającej jakby zawieszono ją w powietrzu, bo gięte nogi ze stalowych rurek ginęły w mroku. Miała przed sobą dwie komórki oraz kilka kartek z rozrysowaną siecią przecinających się strzałek i kresek. Niektóre łączyły ze sobą ramki z tekstem, inne kończyły się znakami zapytania. Wpatrywała się w nie uparcie, jak gdyby spodziewała się ujrzeć tam odpowiedzi na dręczące ją pytania. Przy najbliżej usytuowanym biurku usadowił się Franco. Usiłował śledzić coś na ekranie komputera, rzucającym na jego twarz niebieskawą poświatę, ale oczy przymykały mu się raz po raz, co świadczyło, że przegrywa walkę ze zmęczeniem. Odwrócony do nich tyłem, wpatrzony w jedyne całkowicie odsłonięte okno, stał Luca. Założył ręce do tyłu i kołysał się nieznacznie w przód i w tył: pięty, palce, pięty, palce… Wszyscy pogrążyli się w swoich niewesołych myślach. Czwarta postać zupełnie do nich nie pasowała. Młody chłopak z burzą jasnych dredów na głowie, w kolorowej koszuli i poszarpanych dżinsach siedział, a właściwie balansował na obrotowym odchylanym fotelu przy jednym z biurek, w takt muzyki reggae, dobiegającej z jego kanarkowo–żółtych słuchawek z literką „b”. Ręce założył na kark i przyglądał się ekranom dwóch ustawionych obok siebie laptopów. Po twarzy młodzieńca błądziły różne kolorowe plamy odbijanego przez nie światła. Od czasu do czasu uśmiechał się do siebie, całkowicie wyalienowany z otaczającego świata.

– Skąd go, kurwa, wytrzasnęłaś? – Luca odwrócił się nagle w stronę Mili. – Czy on w ogóle wie, co robi?

Dziewczyna poderwała głowę, zaskoczona tym nagłym pytaniem. Spojrzała na chłopaka.

– Stefano mówił, że on jest najlepszy „w te klocki” – odparła, wzruszając ramionami.

– Ile on ma właściwie lat? – Luca posłał młodzieńcowi spojrzenie pełne dezaprobaty.

– Z tego, co wiem, to jakieś osiemnaście, może dziewiętnaście? – Zastanowiła się. – Jak go znaleźliśmy, to miał piętnaście…

– Nie mów mi, że to ten sam gnojek, po którym sprzątałem pety! – Najeżył się Luca.

– Chyba ten. – Roześmiała się – Trochę wyrósł.

Wróciła pamięcią do wieczoru sprzed czterech lat, gdy Stefano przywiózł do ich apartamentu pobitego nastolatka. Pozwolili mu zostać przez tydzień. Odkarmili i doprowadzili do porządku, zanim oddali matce. Stefano pomógł mu wyplatać się z problemów z dilerami narkotyków w zamian za obietnicę, że  skończy szkołę…

– Ty, Marley! – Luca stanął nad chłopakiem i przyjrzał się ekranom laptopów. – Można wiedzieć, ile to potrwa?

– Jasne. – Zapytany zsunął podłączone do i–Pada słuchawki. – Jakieś półtorej godziny, czyli jeszcze czterdzieści jeden minut. – Wyszczerzył w uśmiechu zęby.

– Słuchaj, nie znam cię, a jestem odpowiedzialny za ochronę. Powiesz mi coś o sobie? – Luca nawet nie starał się ukryć niechęci.

– A co chciałbyś wiedzieć? – Chłopak zdawał się nie wyczuwać sarkazmu swojego rozmówcy.

– Co robisz? – spytał tamten.– Mam na myśli, co robisz w życiu? Studiujesz? Pracujesz? Gdzie mieszkasz?

– Co robię? – Zagadniety zatrzepotał rzęsami. – To, co teraz. Odnajduję rożne rzeczy. – Roześmiał się. – Nie studiuję, to nie dla mnie. Zresztą, po co mi to? Potrafisz zarobić pięć tysięcy euro w godzinę? – zawiesił głos, a nie doczekawszy się odpowiedzi, kontynuował. – Tak myślałem… A ja potrafię. I dlatego nie wybieram się na studia. Jakiś dupek z tytułem nie będzie mi tłumaczył, jak działa coś, co JA stworzyłem. Jasne?

Luca nie wyglądał na przekonanego.

– Ondrasz tworzy oprogramowanie dla dużych firm. – Mila, do tej pory spokojnie przysłuchująca się wymianie zdań, postanowiła zabrać głos. – Jest ekspertem od programów śledzących ludzi i miejsca w sieci. Dobrze mówię? – zwróciła się do chłopaka z dredami.

– Bardzo dobrze! – Posłał dziewczynie promienny uśmiech.

– Programy śledzące? – Luca zmarszczył brwi.

– Właśnie tak. Ty masz fotografię miejsca i chcesz wiedzieć, gdzie to jest, tak? – Chłopak utkwił w Luce pogodne spojrzenie jasnych oczu. – Ludzie robią zdjęcia i wrzucają na Facebooka, są kamerki internetowe, kamery przemysłowe… To wszystko jest gdzieś w sieci. Ja tylko muszę znaleźć pasujące obrazki. – Rozłożył ręce.

– To w tej chwili robisz? Szukasz pasujących zdjęć? – Luca wydawał się zszokowany.

– Dokładnie. Z tą różnicą, że robi to za mnie program, który napisałem. Wujek G był zachwycony! – Znowu wyszczerzył zęby. – Zjadłbym coś – zwrócił się do Mili, jakby ich rozmowa dotyczyła czegoś w stylu „jaka dziś będzie pogoda?”

– Przepraszam, kiepska ze mnie gospodyni. – Mila sięgnęła po jeden telefonów. W myślach odmierzała czas do chwili lądowania samolotu Stefano.

– Ja to załatwię. – Franco podniósł się ociężale zza biurka. – Trochę ruchu dobrze mi zrobi, a Pietro pewnie jeszcze nie śpi.

– Dzięki. – Dziewczyna posłała olbrzymowi pełne wdzięczności spojrzenie. Nie chciała ani na chwilę ryzykować braku zasięgu w telefonie.

Dopiero teraz zdała sobie sprawę, dlaczego Stefano chciał, żeby właśnie Franco odpowiadał za jej bezpieczeństwo. Był kimś w rodzaju starszego brata. Chronił, ale też pomagał i czasem wyręczał. Jednak nie byłby w stanie narzucić jej swojej woli. Zupełnie inaczej rzecz miała się z Luką. On zawsze budził w Mili coś na kształt lęku. W otwartej konfrontacji nie potrafiłaby mu się sprzeciwić, dlatego nie przepadała za jego towarzystwem, choć doceniała profesjonalizm i doświadczenie ochroniarza. Łagodny olbrzym Franco, budził w dziewczynie cieplejsze uczucia, choć wiedziała doskonale, jaki potrafi być groźny. Kiedy przedwcześnie zakończył karierę sportową i rozpoczął pracę w ochronie, dał się poznać jako wyjątkowo cierpliwy i spokojny człowiek, ale Mila widziała, jak trenowali wspólnie ze Stefano…

Telefon, który otrzymała od Franco zaczął wibrować, a po chwili rozległ się cichy dzwonek. Na wyświetlaczu pojawił się nieznany Mili numer. Odebrała natychmiast.

– Cześć skarbie. – Głos narzeczonego zabrzmiał miękko. – Wszystko w porządku?

– Och, Stefano! – prawie krzyknęła. Nagle cały niepokój, złość i frustracja przemieszały się i zlały w jedną całość. – W porządku? Nic nie jest w porządku! Jak mogłeś? Odesłałeś mnie do domu, a sam… Nic mi nie powiedziałeś!

– Przepraszam. Powinienem cię uprzedzić, ale nie chciałem martwić. – Starał się wyrazić skruchę. – Ustaliłaś coś? Mam na myśli Chiarę.

– Zapomnij o tym. – Prychnęła. – Mamy prawdziwego zleceniodawcę. Właśnie dlatego jestem taka wściekła! To Łucja zadzwoniła do Nikołaja, a teraz próbuje dostać się do pieniędzy Zawadzkiego, żeby go wyciągnąć z więzienia. Zamiast tam lecieć, powinieneś być tutaj i coś robić! – Jęknęła. – Nie ufaj temu człowiekowi, proszę. Ona mogła opłacić kogoś jeszcze. O, Boże!

– Mila, uspokój się i powiedz mi, co wiesz i skąd. – Tym razem głos mężczyzny zabrzmiał spokojnie i nawet chłodno.

– Rozmawiałam z porucznikiem Kitą. Podałam mu twojego maila, tego wiesz… – zawiesiła głos, mając nadzieję, że zrozumiał, iż udostępniła jego „bezpieczny” adres. – Odezwij się do niego. Stefano, nie spotykaj się z tym Nikołajem. Najlepiej nie wychodź z lotniska!

– Spokojnie. Nikołaj będzie tu dopiero za dwie godziny. Mam czas… Skąd wiesz o pieniądzach?

– Kita wiedział, że Zawadzki wywiózł forsę do Argentyny, a Caterina poprosiła tego doktora, żeby jej pomógł… Mamy zdjęcia i Ondraszek obrabia je teraz w komputerze. Stefano, proszę…

– Wow, jestem pod wrażeniem. Ty to zorganizowałaś? – Poczuł coś w rodzaju dumy.

– Razem z Luką i Franco – przyznała. – Jak znajdziemy bank, to odetniemy tę sukę od pieniędzy.

– W jaki sposób? – spytał z niepokojem.

– Jeszcze nie do końca wiemy… – Zawahała się. – Ona nie ma paszportu, a ja jestem do niej podobna, więc mogłabym…

– Nie zgadzam się! – przerwał natychmiast.

– Stefano, proszę.

– Nie! Zapomnij o Argentynie. Nie po to tu jechałem, żebyś ty się teraz narażała! – Tym razem głos mężczyzny brzmiał stanowczo. – Daj mi Lukę.

– Stefano. – Starała się mówić spokojnie. – Rozumiem twoje obawy, ale to jedyne sensowne wyjście. Jeśli ona zdobędzie te pieniądze, to kto ci zagwarantuje, że nie wynajmie kolejnego człowieka? Będzie też mogła zapłacić kaucję i oboje uciekną z Polski. Kto nas wtedy ochroni?

– Nie! Daj mi Lukę. – Nie chciał słuchać argumentów narzeczonej.

– Słuchaj, jestem dorosła i nie potrzebuję niańki! – oburzyła się. – Skoro mnie prosisz, to się zastanowię. Może tak być?

– Nie jedź do żadnej Argentyny. To niebezpieczne. Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, w co się pakujesz. – Tym razem w głosie Stefano dosłyszała panikę. – Luca i Franco powinni cię powstrzymywać, a nie zachęcać – stwierdził z wyrzutem.

– Wcale mnie nie zachęcali. To mój pomysł i jeszcze nie podjęliśmy decyzji. Wydawało mi się, że najpierw powinnam powiedzieć tobie. – Wydęła wargi. – W tej chwili nie wiemy nawet , gdzie jest ten bank. Mamy tylko zdjęcia zrobione w jego pobliżu… Myślałam, że mi zaufasz, zrozumiesz… A ty od razu: „Daj mi Lukę”.

– Sikorko. – Dopiero teraz dotarło do niego, że ją uraził. – To dlatego, że się o ciebie martwię. Skarbie…

– Wiem i dlatego ci to mówię. – Nie dała się łatwo udobruchać.

– Mila, obiecaj mi, że nie będziesz się narażać. To niebezpieczny kraj. Dlatego właśnie tam wywiózł pieniądze.

– I tak na razie wciąż szukamy tego banku – przyznała niechętnie.

– Sikorko, kocham cię i chcę wiedzieć, że jesteś bezpieczna. Tylko wtedy mogę skupić się na swoich sprawach, rozumiesz?

– Rozumiem…

– Doskonale sobie poradziłaś. Jestem z ciebie dumny, ale zostań tam, gdzie jesteś. W razie czego chłopaki sobie poradzą.

– A ty?

– Jestem dużym chłopcem. Mam tu do załatwienia ważną sprawę, a przy okazji będę uważał na Nikołaja. Nic mi się nie stanie. – Starał się ukryć przed ukochaną trawiący go niepokój. – Jak tylko ustalicie, gdzie jest ten bank, daj mi znać. Postaram się jak najszybciej odczytać tego maila od Kity.

– Chcesz rozmawiać z Luką? – spytała z niechęcią w głosie.

– Nie, nie muszę – odparł powoli, jakby z namysłem. – Skoro wszystko już mi powiedziałaś i ustaliliśmy, że nie będziesz narażać się bez potrzeby… – zawiesił głos. – Ustaliliśmy, tak?

– Tak. – Westchnęła z rezygnacją.

– Kocham cię.

– Ja też cię kocham i dlatego się martwię. – Poczuła drapanie w gardle. – Uważaj na siebie, błagam.

– Nie zamierzam rezygnować z tych przyjemności, które jeszcze przed nami – rzucił wesoło i rozłączył się.

Mila wpatrywała się w milczącą komórkę, z trudem powstrzymując łzy. –„Dlaczego jesteś takim upartym dupkiem?” – pomyślała, ale zaraz wydało się jej, że to jawne świętokradztwo, więc odepchnęła tę myśl ze wstrętem. Uniosła głowę i napotkała badawcze spojrzenie Luki. Czekała ją niełatwa rozmowa.

***

Stefano wysiadał z samolotu ostatni. Większość pasażerów wyglądała na zaspaną i z trudem kompletowała bagaż podręczny, więc nikt go nie popędzał. Również prowadzona po włosku rozmowa nikogo szczególnie nie interesowała. Mnóstwo osób rozmawiało przez komórki w różnych językach. Opuszczając samolot poczuł powiew ciepłego, przesyconego wilgocią powietrza, dochodzący ze szczeliny powstałej między bramką rękawa, a kadłubem. Szybko przestawił godzinę na jednym z trzech cyferblatów swojego zegarka. Musiał zacząć funkcjonować w lokalnym czasie, a więc o szóstej rano. Informacje, które przekazała mu Mila, nie napawały optymizmem. Miał do czynienia ze zdesperowaną kobietą, a to czyniło ją nieobliczalną i przez to naprawdę niebezpieczną. Musiał przyznać, że coraz wyraźniej obserwował u siebie symptomy strachu. Co gorsza, podjęte ostatnio decyzje w dużej mierze podyktowane zostały właśnie przez to uczucie. Świadomość, że ktoś depcze mu po piętach popchnęła go do działania. Teraz zdał sobie sprawę, że gdyby wiedział, kto jest zleceniodawcą, być może wybrałby inne rozwiązanie. Szybko przeanalizował, jakie ma szanse na wypadek, gdyby jednak pomylił się co do Nikołaja.

– Statystyka to tylko manipulacja – powiedział do siebie i sięgnął po komórkę. – Dzień dobry Tan, mam do ciebie prośbę… – powiedział po angielsku, gdy zgłosił się jego rozmówca.

***

– Mr Stefano De Biasi oczekuje w biurze Informacji w Holu głównym. – Nieco piskliwy kobiecy głosik rozlegał się ze wszystkich głośników. Po komunikacie pojawiły się kolejne, o opóźnionych lotach i zagubionych pasażerach.

Stefano stał dłuższą chwilę przy taśmie, na której piętrzyły się kolorowe walizki. Wyglądało na to, że niecierpliwie szukał swojego bagażu, ale w rzeczywistości uważnie obserwował otoczenie. Nigdzie jednak nie zauważył znajomej sylwetki. Wyjął z plecaka szarą bluzę z kapturem i maleńkie słuchawki, które założył na uszy. Gdy nasunął na głowę kaptur, wyglądało, że słucha muzyki. Poruszył się kilka razy, jakby w takt melodii i ruszył przygarbiony do przejścia. Po chwili wtopił się w grupkę podobnie ubranych młodych ludzi. Powoli przemieszczał się razem z nimi. Kiedy zorientował się, że idą nie w tym kierunku, co on, powoli przyłączył się do innej grupy. I tak, zmieniając towarzystwo jeszcze dwa razy, dotarł do głównej sali, ogromnej szklanej kopuły, a właściwie pawilonu przypominającego szklarnię. Wyobraził sobie „ochy” i „achy” jakie wydawałaby Mila, gdyby była tu razem z nim… Zauważył Tana, stojącego niedaleko wejścia. Nie podszedł jednak do niego, ale zaczął się dyskretnie rozglądać. Kontuar „Informacji” usytuowano naprzeciw miniaturowego ogrodu, pełnego przystrzyżonych drzewek i bajecznie kolorowych kwiatów. Dwie śliczne dziewczyny w turkusowych strojach tkwiły wkomponowane w ten ogród niby dwa rajskie ptaki i kłaniały się przechodniom. Zastanowił się, skąd można mieć najlepszy widok na Informację i tam skierował wzrok. Obok kiosku z napojami stał samotny turysta, od czasu do czasu zerkający w interesującym Stefano kierunku. Na pozór niczym się nie wyróżniał, ale jego spokój i brak bagażu zwracały uwagę uważnego obserwatora. Wczesnym rankiem na lotnisku nie stoi się bezczynnie, jeśli jest się na wakacjach. Nie zwlekając, ruszył w kierunku rzekomego turysty.

– Nikołaj. – Wyciągnął dłoń na powitanie.

– Stefano. – Rozmówca nie wyglądał na zaskoczonego.

– Wcześnie wstałeś.

– Nie kładłem się.

– Mam zleceniodawczynię… – Stefano postanowił nie bawić się we wstępy.

– I ona jest niewypłacalna – dokończył za niego Nikołaj. – Kto ma dostęp do twojej skrzynki?

– Tylko jedna osoba. Zaufana. – „Kurwa, Mila, co ty wyprawiasz?” – zaklął w duchu.

– Jak bardzo zaufana? – Nikołaj mówił spokojnie, ale jego wzrok wyrażał czujność.

– Tak samo jak ja. – Pewność, z którą Stefano wypowiedział te słowa, zadziałała.

– W porządku. – Rosjanin odetchnął. – Kiedy dostałem inaczej podpisanego maila, nie wiedziałem, co myśleć.

– To prawdziwa wiadomość. Po prostu dotarła do ciebie trochę wcześniej. – Chwilowa złość ustąpiła. Poczuł ucisk w piersi. Aż tak się o niego bała? Mała, kochana sikorka, musiała sobie zadać wiele trudu, żeby odszukać Nikołaja.

– No, to skoro mamy dwie godziny zapasu, może pójdziemy coś zjeść? – Rozmówca wyraźnie się odprężył.

Stefano uśmiechnął się kącikiem ust. Skinął na przyglądającego się im z oddali chłopaka.

– Mam tu lokum z bezpiecznym internetem, więc, jeśli pozwolisz, zamówimy coś na wynos. Poznaj Tana. – Wskazał młodego Taja, który ukłonił się, składając dłonie. – Pracuje dla mnie. Gdzie pan Lee? – spytał.

– Jest w hotelu i pilnuje tego człowieka, co pan kazał. Znalazłem już dobry budynek poza miastem – wyliczał chłopak. – Mam niedaleko samochód, ale muszą panowie poczekać, to przyjadę pod drzwi. – Skłonił się ponownie.

– Nie trzeba. Przejdziemy się z tobą. – Stefano spojrzał pytająco na Nikołaja.

– Ja także siedziałem przez parę godzin. Idziemy – rzucił z lekkim uśmiechem.

***

Mila czuła, jak ogarnia ją senność. Rozmowy ze Stefano, a potem z Luką, kompletnie ją wykończyły. Czas płynął, a oni wciąż nie znaleźli banku. Franco chrapał w najlepsze, wyciągnięty na podłodze, z kocem pod głową. Nie chciał iść do siebie, ale zmęczonego organizmu nie dało się oszukać. Uświadomiła sobie, że prawdopodobnie nie zmrużył oka, kiedy ona i Stefano przebywali razem w hotelu. Pilnował ich bezpieczeństwa, a oni… Na wspomnienie upojnej nocy dziewczynę ogarnęło miłe ciepło. Policzki lekko ją zapiekły, a gdzieś w dole brzucha odezwało się przyjemne łaskotanie. Spojrzała na Lukę, zajętego swoim laptopem. Nie nakrzyczał na nią za ten wyskok, a przecież musiał się zorientować, że nie nocowała w domu. Ciekawe, czy rozmawiali o tym ze Stefano? Przełknęła głośno ślinę.

– No dobra… – Ondrasz zsunął z uszu słuchawki i przeciągnął się spektakularnie. Przesunął palcem po talerzu pełnym okruszków, pozostałych po przyniesionych przez Franco bruschettach, oblizał palec i odstawił naczynie na podłogę. – Mam adres knajpy widocznej na zdjęciach. – Oznajmił to tonem, jakby właśnie nastało Boże Narodzenie. – Najbliższy oddział banku…

Wszyscy, nie wyłączając Franco, zerwali się na równe nogi i po chwili stali stłoczeni za plecami chłopaka, śledząc na ekranie laptopa ruch maleńkiej strzałki.

– Jak mówiłem, najbliższy bank jest tu. – Wskazał na mapie jakiś punkt i wpiął tam wirtualną pinezkę. – A knajpka tu. – Pokazał kolejny punkcik. – Odległość to prawie trzy kilometry, krętymi uliczkami.

– To nie ma sensu… – Mila wpatrywała się w mapę z dezaprobatą. – Musi być inny bank. Bliżej. Caterina mówiła, że Zawadzkiego nie było mniej niż godzinę.

– Nie załatwił wszystkiego w takim czasie, nawet jeśli biegł – wtrącił się Luca. – Poszukaj innego banku.

– Nie ma żadnego innego banku. – Ondrasz utkwił w ochroniarzu ostre spojrzenie jasnych oczu.

– Kurwa! Goniliśmy nie tego królika. – Luca potarł dłonią brodę, pokrywającą się szorstkim zarostem.

– Mógł założyć konto w stu innych miejscach w Santa Fe… – Do Mili dopiero teraz zaczęło docierać, że skupili się na jednym tropie, podsuniętym im przez Nowaka i nie mają planu „B”. Niczego nie mają! Spojrzała z desperacją na Franco, który do tej pory nie wypowiedział ani słowa.

– Tak się zastanawiam… – zaczął niepewnie. Wszyscy troje skupili na nim uwagę. – Dlaczego ona chce, żeby Stefano zginął?

– Bo to on jest w stanie odszukać bank, w którym złożyli pieniądze. – Mila powiedziała to takim tonem, jakby tłumaczyła coś przedszkolakowi.

– Ale skoro całą tę forsę wpłacił osobiście gotówką i tylko w taki sposób można ją podjąć, to nie można jej odszukać… – urwał, widząc na twarzach towarzyszy zdziwienie.

– Mów dalej – zachęcił przyjaciela Luca.

– Nie ma „dalej”. – Olbrzym wzruszył ramionami. – Po prostu, to jest nielogiczne! Po co ryzykować zainteresowanie pana De Luca, Mili i nas wszystkich, jeśli wystarczy polecieć i wyjąć kasę?

– Kurde, ty masz rację! – Mila ściągnęła brwi. – Ale skoro ona to jednak zleciła, to oznacza, że Stefano jest zagrożeniem, a to z kolei oznacza, że musi istnieć jeszcze  inny dostęp do pieniędzy…

– Jeżeli choć raz wykonali operację w sieci, to mogę ją znaleźć – Głowa z dredami wykonała głęboki obrót i jasne oczy spotkały się z bursztynowymi. Mila poczuła się nieswojo. – Dlaczego mi nie powiedziałaś, że ktoś chce zabić Stefano? Myślałem, że ma zwykłe kłopoty. – W głosie Ondrasza dało się wyczuć żal.

Mila spuściła głowę. Wiedziała, ile jej mężczyzna znaczy dla tego młodego, zbuntowanego chłopaka. Nie chciała go obciążać. Nerwy zaczynały odmawiać dziewczynie posłuszeństwa i z trudem pohamowała łzy. Ukryła twarz w dłoniach i przygięła się, jakby nagle przygniótł ją ciężar nie do uniesienia. Ze ściśniętej piersi dobył się cichy szloch. – „Zawaliłam sprawę!” – wyrzucała sobie. –„Zawiodłam! Co teraz robić, co robić? Stefano by wiedział! On zawsze potrafił znaleźć rozwiązanie.”

Franco otoczył Milę ramieniem.

– Zadzwoń do tego policjanta. Powiedz mu, co ustaliliśmy. Luca pogada ze Stefano, OK?

– To ja chcę porozmawiać ze Stefano. – Załkała.

– Może lepiej, żeby cię nie słyszał w takim stanie, co? – Franco westchnął ciężko. – Jest na twoim punkcie trochę… przeczulony – powiedział ostrożnie.

Luca posłał olbrzymowi ostre spojrzenie, ale Franco to zignorował. Mila przestała szlochać, choć łzy nadal płynęły jej po policzkach.

– Wiem – szepnęła. – I chyba wiem, dlaczego poleciał się spotkać z Nikołajem. Boże! – wybuchnęła nagle. – Dlaczego wy wszyscy jesteście tak strasznie uparci? Dlaczego robicie wszystko po swojemu?

– I kto to mówi? – W głosie Franco pobrzmiewała drwina, ale jego twarz rozjaśniał dobrotliwy uśmiech. – Nic nie wytrącało go nigdy z równowagi tak, jak twój upór.

– Ale on niepotrzebnie naraża się z mojego powodu! – upierała się, nie zważając na coraz bardziej zdziwione miny Luki i Ondrasza.

– No, nie powiedziałbym, że niepotrzebnie… – zawahał się. – Znam go od lat, ale ostatnio tak się zmienił… Nie wiem, co mu zrobiłaś, ale chyba jeszcze w życiu nie był tak szczęśliwy… – Nagle Franco odwrócił wzrok i potarł dłonią koniuszek nosa, jakby coś go zaswędziało.

Mila przypomniała sobie, jak Caterina śmiała się kiedyś, że mężczyźni nie płaczą oczami, bo łzy spływają im najpierw bezpośrednio do nosa. Natychmiast przyszła jej na myśl Valeria.

– Wystarczy tego gadania! – Luca sprowadził wszystkich brutalnie na ziemię. – Dzwoń do tego policjanta i powiedz, żeby ruszył swoją zaspaną dupę i zabrał się ostro za to, co tam ma na temat tego Zawadss… No, w każdym razie jego i tej firmy – rzucił do Mili. – Ja pogadam ze Stefano i zobaczymy… Może coś mu przyjdzie do głowy?

– Gdybym mógł pogrzebać w ich plikach… – Oczy Ondrasza zalśniły. – Wystarczy, że ten policjant uruchomi swój komputer i pozwoli mi w nim pobuszować. – Złożył ręce jak do modlitwy, posyłając Mili proszące spojrzenie.

– Tak na odległość? – spytała z niedowierzaniem.

Pokiwał głową i pokazał zęby w szerokim uśmiechu.

– Ale to pewnie będzie po polsku… – zastanawiała się na głos.

– Interesują nas przelewy, a one zawsze wyglądają tak samo. – Uśmiechnął się. – A poza tym, moja mama jest Czeszką, poradzę sobie – kusił.

– Dobra, zobaczę, co da się zrobić… – szepnęła Mila. Czas naglił.

 

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Ten rozdział stanowi dla mnie zarysowanie nowego etapu intrygi sensacyjnej, która w kilku różnych wątkach powraca do powieści Roksany. Tymczasem zarysowanie, gdyż bohaterowie głównie oczekują na wyniki pracy speca od komputerów. Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że Mila pofatyguje się osobiście do poszukiwanego banku, gdy już uda się go zlokalizować. Stefano może sobie gromko zakazywać… przez telefon, z drugiego końca świata. 😀 W międzyczasie dziewczyny porozmawiały sobie „po męsku” – ośmielę się zauważyć, czyli ze „strzeleniem w pysk” włącznie :D. Chiara zasłużyła, chociaż w próbę zamachu na Stefano raczej nie wydaje się zamieszana. Czyta się ten rozdział bardzo płynnie, co jest zasługą Autorki stopniowo budującej napięcie. Czekamy teraz na rozwinięcie i kumulację.

Przepraszam, że odpowiadam z takim opóźnieniem.
Piszesz, że „głównie oczekują”, a tymczasem popatrz, jaką przemianę przeszła Mila. Nie chodzi tylko o „strzelenie w pysk” rywalki. Okoliczności zmusiły ją do działania i moim skromnym zdaniem, radzi sobie całkiem nieźle. zauważ, że dla siebie samej nie była w stanie wykonać podobnego wysiłku. Inna sprawa, że trafiwszy na opiekuńczego Stefano, skwapliwie pozwoliła mu decydować o wszystkim. Rzeczywiście, zbliżamy się do kulminacji. Chyba już najwyższy czas 😉
Pozdrawiam i jak zwykle dziękuję za błyskawiczny komentarz.

A ja cały czas czekam, aby opowiadania dobiegło do końca. Mam zamiar przeczytać je jednym, nieprzerwanym ciągiem.
Uśmiechy,
Karel

Dziękuję Karelu za komentarz i uśmiechy. Bardzo jestem ciekawa Twojej opinii. Mam nadzieję, że wyrazisz ją po ostatnim rozdziale.
Pozdrawiam i również przesyłam uśmiechy 🙂

Napisz komentarz