Pani Dwóch Krajów CVI-CX – Epilog (Nefer)  3.76/5 (306)

56 min. czytania

Lawrence Alma-Tadema, „Odnalezienie Mojżesza”

Niniejsza część przygód Nefera jest szóstą i ostatnią z opublikowanych 16 października. Wcześniejsze części znajdziecie poniżej.

CVI

Z dalszego ciągu uczty Nefer zapamiętał niewiele. Głównie to, że opróżnił jeszcze niejeden puchar. Żona podprowadziła go ku loży Królowej Amaktaris i księcia Manetosa, przepchnęli się przez tłum składających gratulacje dworzan. Nie potrafił przypomnieć sobie słów, które wtedy wypowiedział, o ile wypowiedział jakiekolwiek. Z pewnością mówić musiała głównie Ana.Najjaśniejsza lub Jej przyszły Małżonek niewątpliwie coś odpowiedzieli… Arcykapłana interesowało jednak wtedy przede wszystkim odnalezienie kolejnego naczynia z winem… Potem odczuwał już głównie otępienie i bardzo się z tego cieszył… Na szczęście, na gospodarza bankietu nikt nie zwracał obecnie większej uwagi, a jego uzdrowicielka czuwała nad przebiegiem przyjęcia. Tym niemniej, nie mógł opuścić sali, zanim nie uczyniła tego wreszcie sama Władczyni w towarzystwie narzeczonego i zdążył porządnie utrwalić swój stan zobojętnienia. Nic dziwnego, że tej nocy nie zdołał już poprosić  Any o żaden z obiecanych mu podarunków…

Uczynił to dopiero późnym rankiem, gdy doszedł do siebie po kąpieli i starannej toalecie. Żona wydobyła lśniące pierścienie z niewielkiej szkatułki.

– Naprawdę tego chcesz, mężu? Wczoraj wypiłeś jednak sporo wina… – spytała cicho.

– Tak, chcę. Teraz nawet bardziej niż poprzednio.

– Powiedziałeś niedawno, że te obręcze uczynią cię na powrót niewolnikiem.

– I co z tego? Wolę być twoim niewolnikiem niż…

– Mówisz to w gniewie… A twoja decyzja nie sprawia mi obecnie żadnej radości…

– Proszę Ano, wiem co robię. Zaufaj mi… A ja potrzebuję tych pierścieni bym mógł ufać samemu sobie.

– Dobrze więc… Może przyszłe prośby o ich zdjęcie dadzą twojej pani więcej przyjemności, niewolniku. – Spróbowała zażartować.

Powoli i starannie nałożyła obręcze. Nefer czuł dotyk palców żony oraz znajomy chłód metalu. Odwrócił wzrok, nie chciał przypadkiem poznać tajemnicy tej szczególnej biżuterii.

– Dziękuję, Ano.

Dopełniwszy tego aktu wybrał najlepsze szaty odpowiadające piastowanemu stanowisku, nie zapomniał o kosztownych ozdobach i zakrzywionej lasce.

– Czy wyglądam jak najwyższy arcykapłan Boskiej Izydy? – spytał.

– Wyglądasz znakomicie, mężu. Cóż jednak zamierzasz uczynić?

– Zamierzam złożyć Pani Obydwu Krajów stosowne gratulacje z okazji wyboru małżonka i poczęcia następcy tronu, chociaż tej ostatniej nowiny nie zdążyła jeszcze ogłosić. Nie obawiaj się, masz teraz pewność, że nie stanie się nic niewłaściwego.

– Nie żartuj w ten sposób.

– To nie był żart, tylko najszczersza prawda. – Objął żonę, która w zamian obdarzyła Nefera pocałunkiem.

– Mam nadzieję, że naprawdę wiesz co robisz…

Pomimo zaaferowania służby doprowadzaniem siedziby arcykapłana do należytego porządku po wczorajszej uczcie, lektykę i stosowną eskortę przygotowano niemal natychmiast. Podążając w stronę Pałacu Nefer zastanawiał się, czy Najjaśniejsza zechce go przyjąć. Może każe swemu słudze czekać? Nie musiał się, co prawda, zapowiadać. Pierścień ze znakiem Oka Izydy otwierał wszystkie wrota… Co jednak, czy też raczej kogo, zastanie wówczas w apartamentach Monarchini? Czy książę Manetos zdążył się już rozgościć, czy też zachowując przyzwoitość odczeka zapowiedziane trzy dni do koronacji? I w jakim właściwie celu Ona ofiarowała jemu samemu ten klejnot? Wręczyła na oczach całej Stolicy, upoważniając do podejmowania działań we własnym imieniu? Czyniło to praktycznie Nefera drugą osobą w państwie. Przyjął wówczas ten znak odczuwając dumę, przepełniony wiernością oraz innymi jeszcze uczuciami… I zaraz potem ogłosiła zamiar zawarcia małżeństwa oraz posadzenia na Tronie Obydwu Krajów własnego kuzyna! Z pewnością nie czuła do księcia nic więcej poza niezobowiązującą sympatią i uznaniem z powodu lojalności oraz nienagannej służby… W to Nefer nie wątpił… Starał się też zrozumieć motywy postępowania Władczyni. Brzemienna Królowa musi mieć Małżonka, a przyszły Następca ojca… I ojcem tym nie może przecież być pochodzący z ludu, niedawny osobisty niewolnik. Choćby nawet obecnie został arcykapłanem… Raz jeszcze przypomniał sobie Jej słowa, gdy obiecywała przyjąć służbę Nefera, cokolwiek się stanie… O nie, z pewnością nie chodziło tylko o potajemne zgładzenie spiskowców, miała na myśli zamierzony wybór męża! Tylko dlaczego musiała ogłosić tę wiadomość akurat w trakcie wydawanego przez dotychczasowego faworyta bankietu? Bankietu, którego sama sobie zażyczyła?

Nękany takimi myślami, Nefer ani się nie spostrzegł, gdy dotarł do głównej bramy Pałacu. Straże przepuściły mały orszak bez pytania, rozpoznając, kto zasiada w lektyce. Wchodząc do właściwego kompleksu budynków, arcykapłan postanowił jednak zapowiedzieć się i oficjalnie poprosić o posłuchanie. Mimo wszystko odczuwał obawę, że mógłby spotkać Manetosa w tak dobrze znanych sobie osobistych apartamentach Najwspanialszej Amaktaris.

Został przyjęty bez żadnej zwłoki, co z pewnością świadczyło o względach, którymi nadal cieszył się w oczach Bogini – i co przede wszystkim powinien docenić – oraz o tym, że jednak spędziła chyba tę noc samotnie – co przyszło mu do głowy w pierwszej kolejności. Odświeżyła się, oczywiście, po wczorajszej uczcie i zapewne zdążyła wziąć kąpiel, nie przejmowała się jednak przybieraniem postaci Żywego Obrazu Izydy. Powitała swego arcykapłana w prostym stroju, bez ozdób i makijażu, podczas gdy on sam występował w całym splendorze piastowanego urzędu. Taka sytuacja wydarzyła się chyba po raz pierwszy odkąd zaczął dostępować zaszczytu przebywania w towarzystwie Świetlistej Pani. Złożył formalny akt hołdu i oczekiwał na pozwolenie powstania, którego udzieliła niemal natychmiast, wyczuwając zapewne sztywny chłód niespodziewanego gościa.

– Co cię sprowadza o tak wczesnej porze, Neferze? Sądziłam, że odsypiasz wczorajszą biesiadę. Pod koniec wydawałeś się nieco zmęczony, czemu trudno się zresztą dziwić.

Królowa usadowiła się wygodnie na jednym z siedzisk. Wskazała też miejsce kapłanowi, ale ten wolał stać.

– Najpotężniejsza Pani! Przybyłem, by złożyć hołd oraz stosowne gratulacje.

– To uczyniłeś już wczoraj. Czyżbyś odczuwał jednak aż takie zmęczenie, że tego nie pamiętasz? Ja pamiętam. Twoich życzeń pomyślności na pewno bym nie przeoczyła. – Uśmiechnęła się na swój sposób, ale wobec determinacji Nefera nie zdołała nadać rozmowie lżejszego charakteru.

– Wielka Pani, pogratulowałem Ci już wyboru Małżonka, ale nie miałem okazji wyrazić radości z powodu rychłych narodzin następcy tronu.

– A więc o to chodzi… Rozumiesz przecież, że Książę lub Księżniczka Egiptu muszą mieć ojca? Ojca, który zasiada na Tronie Górnego i Dolnego Kraju u boku ich matki? Nie może być inaczej! – Słowa Amaktaris zdawały się wtórować własnym myślom kapłana, ale nie potrafiły rozproszyć goryczy i gniewu.

– Mogłaś jednak, Pani,  uprzedzić swego pokornego sługę o Twych zamiarach.

– To niczego by nie zmieniło, Neferze… Tę decyzję podjęłam już dawno. Zanim jeszcze usłyszałam o tobie i twoich wierszach, zanim trafiłeś na Mój dwór, zanim wydarzyło się to, co się wydarzyło… Naprawdę życzyłbyś sobie o tym wiedzieć? Skoro posiadając taki rozum nie pojąłeś tego sam, to znaczy, że pojąć nie chciałeś.

– Może i tak… Ale dlaczego zwlekałaś tak długo, Najdostojniejsza? Przecież Ty wiedziałaś… Od dawna też, jak mówisz, postanowiłaś, co należy w tej sprawie uczynić.

– Ale akurat wtedy książę Nektanebo wszczął rebelię i rozpoczęła się ta nieszczęsna wojna. Przecież nie mogłam w takiej sytuacji zwrócić się do Mojego drogiego kuzyna Manetosa z podobną propozycją. Zarówno on sam jak i wszyscy inni odebraliby to jako dowód słabości. Musiałam sama uporać się z buntownikiem. Musiałam najpierw zwyciężyć i dopiero później, z własnej woli ofiarować Manetosowi małżeństwo oraz miejsce na Tronie. Z własnej, nieprzymuszonej woli – powtórzyła.

– Tak, aby wszyscy wiedzieli i nikt nie wątpił, kto jest i kto nadal pozostanie prawdziwą Panią Obydwu Krajów…

– Dokładnie tak, Neferze. Widzę, że doskonale to rozumiesz… Oczywiście, gdyby sprawy poszły źle, książę Manetos i armia syryjska stanowiliby ostatni ratunek… Tak się jednak nie stało, w dużej części dzięki tobie…

– Nadal jednak zwlekałaś…

– Zaraz po bitwie pojawiło się wiele innych kwestii… – Tu Nefer skłonił lekko głowę, nie chcąc zagłębiać się w przypominanie tamtych nieszczęsnych oskarżeń wobec jego własnej osoby. Odniósł wrażenie, że Amaktaris przyjęła to z ulgą, kontynuując podjętą myśl. – A potem Irias została porwana i spiskowcy zażądali, bym poślubiła księcia Nektanebo… Oczywiście, to miało tylko ukryć ich prawdziwe zamiary, ale wtedy o tym nie wiedzieliśmy… Przecież nie mogłam ogłosić wówczas zamiaru innego małżeństwa, nie w takiej sytuacji!

– I tak doszliśmy do wczorajszego dnia…

– To naprawdę ostatnia chwila, potrafisz przecież liczyć i sam wiesz najlepiej, kiedy w Moim łonie mogło pojawić się nowe życie… Wkrótce trudno będzie to ukryć…

– Ale dlaczego akurat ta uczta? To nie było miłe zakończenie wieczoru dla jej gospodarza, możesz mi wierzyć, Najdostojniejsza Pani!

Nie odpowiedziała na ten wyrzut.

– Nie mogłaś odczekać choćby do uroczystości powrotu Izydy? Trzy dni nie zrobiłyby chyba aż tak wielkiej różnicy?

– Tak wyszło… Wybacz swojej Królowej, jeśli zdołasz.

Znał Amaktaris na tyle dobrze, że wyczuł niezwykły ton niepewności w Jej głosie i zaryzykował.

– To nie była do końca Twoja decyzja, czyż nie tak, o Wielka? I podjęła ją Królowa, jak mówisz, nie Kobieta… To książę wyraził takie życzenie…

– Nie tobie wnikać w podobne sprawy, niewolniku! Choćbyś nawet został teraz arcykapłanem!

Dumna i władcza odpowiedź nie zdołała zwieść Nefera. A więc do Manetosa dotarły jakieś plotki i w taki oto sposób postanowił ukazać nowemu hierarsze oraz byłemu osobistemu niewolnikowi jego właściwe miejsce. A Najjaśniejsza wolała ustąpić w tej kwestii, może przymuszona okolicznościami, a może nie uznając jej za aż tak istotną… Nie, z pewnością rozumiała, ile znaczy to dla Nefera i dlatego zareagowała teraz tak ostro… Doprawdy, tę decyzję Królowa i Bogini podjęła wbrew woli Kobiety… Nie ułagodziło to jednak rozgoryczenia kapłana.

– A wszystko to i tak na próżno, Najpotężniejsza z Władczyń! Lud może i uwierzy, bo dlaczego miałby nie uwierzyć? Ale sam książę? Ty także potrafisz liczyć, o Pani, a nie wątpię, że Twój przyszły małżonek również… Minęły już prawie trzy miesiące i tego w żaden sposób nie zmienisz… Spóźniłaś się, czy tego nie rozumiesz?

Pobudził tymi słowami gniew zarówno Kobiety jak i Królowej. Doczekał się też gniewnej odpowiedzi, której w innych okolicznościach może by nie otrzymał.

– To ty niczego nie potrafisz zrozumieć! Książę, Mój przyszły Małżonek, powinien wierzyć, że to on dał życie Następcy. I w to właśnie wierzy, potrafię zadbać o takie sprawy!

– Ale jak… – Nagle doznał olśnienia. – A więc to tak! Tak to ułożyłaś… A ja dziwiłem się, jakim sposobem zdążył wtedy tak szybko przybyć z Syrii…

– Przybył spiesznie na wezwanie Królowej.

– Na wezwanie Królowej czy na wezwanie Kobiety? Gdybyś posłała mu rozkazy dopiero po pierwszych doniesieniach o buncie Nektanebo, w żaden sposób nie zdołałby pojawić się w Stolicy w tak krótkim czasie… Właściwie, to czekał już na Twój powrót z podróży do Górnego Kraju… Ależ byłem ślepy! I wtedy i później, gdy wyjawiłaś w końcu, że jesteś od pewnego czasu brzemienna…

– Skoro nawet ty niczego nie dostrzegłeś, Neferze, to tym bardziej nie dostrzegą inni.

– Wcale nie wezwałaś Manetosa z powodu buntu Nektanebo, jak wszyscy myśleli… Otrzymał polecenie przyjazdu już wcześniej… Gdy tylko upewniłaś się, że osobisty niewolnik albo pewien młodszy oficer zasiali w Twym łonie nowe życie… Posłałaś rozkazy czy raczej zaproszenie? I czy wystosowała je Władczyni, czy też Kobieta? Książę przybył bez swoich wojsk i wyjechał zanim na dobre zaczęła się wojna… Ale przecież przy armii tylko by przeszkadzał… Pani Górnego i Dolnego Kraju potrzebowała go w innym celu… Oszukałaś wszystkich, samego księcia, przyszłego męża zresztą także… Bo obiecałaś mu wtedy małżeństwo, gdy tylko zwyciężysz, czyż nie? Musisz czuć dumę ze swego sprytu, jako Bogini, jako Królowa i jako Kobieta…

– Nie odczuwam żadnej dumy, Neferze, możesz mi wierzyć. Ale Królowa nie mogła postąpić inaczej, choćby nawet wbrew uczuciom Kobiety…

– Masz rację, Wielka Pani. W ten sposób przyszłość Kraju i dynastii zostanie wreszcie ugruntowana… To jest powód do dumy. I pewien niewolnik nie powinien o tym rozsądzać, choćby został teraz arcykapłanem… Nie na długo zresztą.

– Co chcesz przez to powiedzieć, Neferze?

– Najpotężniejsza z Królowych, teraz gdy Twój Tron i Twoje rządy trwają niewzruszone jak nigdy przedtem, moje niegodne służby stały się zbędne. Zechciej przyjąć na powrót laskę arcykapłańską oraz pierścień z wyrytym w kamieniu Okiem Izydy!

Upadł na kolana i pochylając głowę podał Jej w wyciągniętych dłoniach obydwie oznaki swej władzy. Nie uczyniła żadnego ruchu aby je przyjąć.

– Oszalałeś, Neferze? Nie chcę mówić o takich bzdurach! Jesteś mi nadal potrzebny, może nawet bardziej niż uprzednio. Nie słyszałam twoich słów. Musisz ochłonąć!

– Proszę o zwolnienie z urzędu arcykapłana, Wielka Pani! – powtórzył.

– Przecież rozumiesz, że to było jedyne wyjście! Ponoszą cię emocje!

– Najdostojniejsza z Bogiń! Tę decyzję podjąłem już wcześniej, zanim objawiłaś swemu słudze pewne sprawy, których nie powinien zresztą oceniać, jak słusznie zauważyłaś.

– Dlaczego więc?

– Pani, obiecałem niedawno w Twoim imieniu i za Twoją zgodą łaskę pewnym przestępcom… To byli zdrajcy, to prawda, ale przyrzekłaś im miłosierdzie… Przyrzekłaś moimi ustami… Dzięki tej obietnicy zachowała życie księżniczka Irias… Wiem, że nie dotrzymałaś słowa, oni wszyscy zginęli z Twego rozkazu…

– Zdradzili i spiskowali przeciwko Tronowi… Co więcej, planowali zamordować Irias, zamęczyć ją na śmierć… Sam odkryłeś ich plany… Nie mogłam, nie potrafiłam i nie chciałam im wybaczyć…

– Ale złożyłaś taką obietnicę, za moim pośrednictwem.

– Skoro Królowa zdołała przeżyć złamanie słowa danego zdrajcom, to tym bardziej może to uczynić Jej sługa!

– Najwidoczniej jednak sługa tego nie potrafi, Wielka Pani!

Ponieważ nie odbierała z jego rąk laski i pierścienia, złożył obydwa przedmioty u Jej stóp. Nadal klęcząc, uniósł teraz głowę. Twarz i oczy Amaktaris przybrały wyraz gniewnego zdecydowania, pomieszanego jednak ze śladami bezsilnej desperacji, której nigdy jeszcze u Niej nie widział. Wstała z siedziska i niespokojnie przemierzała komnatę, nie zwracając uwagi na ból nie do końca zagojonej rany, który musiała odczuwać.

– O czym my właściwie mówimy, Neferze? Przecież wcale nie chodzi ci o los tych zdrajców! Bądź uczciwy i przyznaj chociaż to!

– Najjaśniejsza Pani, nie mogę służyć Bogini która złamała słowo dane zarówno swemu słudze jak i przekazane za jego pośrednictwem. Okłamałaś mnie i wykorzystałaś o jeden raz za dużo!

– I co chcesz zrobić? Wrócić do Abydos? To przecież niemożliwe!

– Niemożliwe… Zapomniałaś wymienić jeszcze jeden powód dla którego Heparis i inni musieli umrzeć… Wiedzieli zbyt wiele, o ważnych i niewygodnych sprawach… Ja też wiem teraz zdecydowanie zbyt dużo…

– Neferze, nie myślisz chyba… – Aż przystanęła z wrażenia, przerywając gwałtowny spacer po komnacie. – Nie mówisz tego poważnie… To prawda, nie zawsze byłam z tobą do końca szczera, ale przecież… Ufałam ci i nadal ufam, to dlatego dostałeś ten pierścień!

Podeszła do klęczącego kapłana. Całym sobą czuł w tej chwili Jej obecność, Jej zapach, Jej dostojeństwo i Jej władzę, nie przeszkadzał w tym brak zewnętrznych atrybutów… Nawet sandałki nałożyła zwyczajne, z nieozdobionej skóry i bez obcasów…

– Potrzebuję cię, nadal cię potrzebuję… Doskonale o tym wiesz… Jako Bogini, jako Królowa i tak, jako Kobieta także… Proszę, zapomnijmy o tych niedorzecznościach, które tutaj wygadywałeś… Weź tę laskę oraz ten pierścień i wracaj do służby… Proszę cię o to we wszystkich trzech wcieleniach, Bogini, Królowej i Kobiety… Odkąd zmarł Mój Ojciec, Wielki Faraon, jesteś jedyną osobą, którą o cokolwiek prosiłam… I to już niejeden raz… Proszę, dzisiaj nie odmawiaj… Obiecałam, że przyjmę taką służbę, jaką zechcesz ofiarować i nadal pragnę to uczynić… Ale musisz przecież coś ofiarować…

To okazywało się trudne, bardzo trudne… Poczuł silny ból obręczy, przywracający jednak zarazem zdecydowanie oraz jasność myśli. Podniósł się powoli z kolan, pozostawiając u Jej stóp laskę oraz klejnot Izydy.

– Najjaśniejsza Pani, przykro mi, ale dzisiaj nie mam już nic do zaofiarowania…

Odsunął się nieco i rozchylił lekko szatę, ukazując nałożone przez Anę pierścienie. Dostrzegł jak na twarzy Amaktaris pojawił się ślad zrozumienia, rozpoznania tego, co ujrzała oraz tego, co to oznacza.

– A więc idź! Jedź do Abydos, Neferze, czy dokądkolwiek zechcesz! – Gwałtownym ruchem stopy odtrąciła laskę oraz pierścień. – Nie obawiaj się, nie poślę twoim śladem zabójców, jeżeli tego się spodziewałeś! Ale nie chcę cię więcej widzieć!

CVII

Wzburzony w najwyższym stopniu, Nefer odruchowo skorzystał z lektyki, którą służba wezwała gdy tylko opuścił apartamenty Najjaśniejszej Amaktaris i skierował się ku wyjściu na dziedziniec. Właściwie, to już mu nie przysługiwała, skoro zrezygnował z godności. To jednak przyszło byłemu arcykapłanowi do głowy dopiero w trakcie powrotnej drogi do własnego pałacu. Zaraz, zaraz… To przecież także nie był już jego pałac… A właśnie zaczął kompletować bibliotekę i polecił sprowadzić zwoje z Abydos… Pomyślał, że może nie zagubią się gdzieś w tym całym  zamieszaniu… Dopiero po dłuższej chwili uprzytomnił sobie, że ma chyba poważniejsze powody do zmartwień niż jakieś tam papirusy… Ale w sumie, wszystko wydawało się obecnie lepsze od rozpamiętywania czynów Najwspanialszej Amaktaris, zdrady, której dopuściła się wobec swego najwierniejszego sługi oraz jego własnej reakcji na postępowanie Królowej i Bogini…

Nie zdołał jednak uciec od tej kwestii. Po przybyciu na miejsce musiał spotkać się z żoną, która z pewnością czekała niecierpliwie na powrót małżonka z wizyty w pałacu. Wizyty, z którą wybrał się w stanie niespokojnego rozgorączkowania, pomimo okazywanych pozorów opanowania, a wracał jeszcze bardziej gniewny i pobudzony. Zmusił się do zachowania udawanej obojętności i polecił zaanonsować swoje przybycie szlachetnej pani Anie z Abydos. Wyczuwając nieprzewidywalny nastrój nowego pana, słudzy natychmiast wykonali ten rozkaz i pospiesznie schodzili arcykapłanowi z drogi. „Ciekawe, jak długo będą jeszcze okazywali takie posłuszeństwo?” – Przemknęło Neferowi przez głowę i ta myśl pomogła nieco otrząsnąć się ze wzburzenia. Potrzebował tego w obliczu rozmowy z żoną. Zastał ją w ich wspólnych, prywatnych apartamentach. Zdążyła się ubrać i dokończyć poranną toaletę, przywdziała jednak szatę bardzo prostą. I tak nikt nie oczekiwał dzisiaj pojawienia się uzdrowicielki w pałacowym szpitalu czy gdziekolwiek indziej.

– I cóż, Neferze, bardzo szybko wróciłeś. Jak wypadła twoja audiencja?

– Najlepiej, albo też najgorzej, jak tylko mogła! Nie jestem już arcykapłanem Boskiej Izydy!

– Pozbawiła cię stanowiska? Nie wierzę! Co takiego naopowiadałeś naszej Pani?

– To Ona opowiedziała swemu słudze o różnych sprawach… Złożyłem urząd! Rzuciłem laskę i pierścień do Jej stóp! Nie mogłem inaczej! Nie mogłem…

– Co takiego właściwie się stało? Przecież o tym, że zamierza poślubić księcia Manetosa wiedziałeś już od wczoraj i zdążyłeś to chyba przetrawić?

– Pamiętasz tę naradę gdy wysłała mnie do świątyni Ozyrysa z zadaniem uwolnienia Irias? Gdy uczyniła mnie arcykapłanem? Obiecałem wtedy w imieniu Królowej łaskę Heparisowi oraz jego poplecznikom, za Jej zgodą. Sama słyszałaś, że przyznała mi takie prawo! To dzięki temu wyszliśmy stamtąd żywi, ja oraz księżniczka… Tymczasem rozkazała potem zabić ich wszystkich, to już się dokonało. Złamała słowo, zarówno swoje własne, jak i moje! Dowiedziałem się o tym od mistrza Apresa! – Nadal niespokojny, nie do końca pamiętał o konsekwentnym unikaniu zbędnych szczegółów.

– I co z tego? Oni wszyscy zasłużyli na śmierć i do tego wiedzieli zbyt dużo… Aż tak to tobą wstrząsnęło, mężu? Nie wierzę… I w jaki sposób dowiedziałeś się tego akurat teraz od towarzysza prawej ręki, skoro udałeś się na rozmowę z Amaktaris?

– Wyjawił to już kilka dni temu… – Dopiero w tej chwili Nefer zdał sobie sprawę z tego, co właściwie powiedział.

– Czyli to nie mógł być powód tego co uczyniłeś, ani tym bardziej powód twego obecnego wzburzenia. Mów wreszcie, co naprawdę się stało!

– Ano, ja… Ona…

– No mów, czekam na twoje słowa.

– Nasza Pani jest od dawna brzemienna, wiesz przecież o tym… Ona… Przyznała się, że już kilka miesięcy temu, zaraz po tym, jak tylko sama upewniła się w tej sprawie, wpuściła do swego łoża tego Manetosa, by mógł sądzić, że jest prawdziwym ojcem… Wezwała w tym celu księcia do stolicy. To stało się wtedy, gdy zaczęła się wojna…

– A więc właśnie to tak bardzo cię ubodło, mężu. Muszę przyznać, że postąpiła bardzo rozsądnie. W ten sposób rozwiązała wiele problemów.

– Jak możesz tak mówić! Jak Ona mogła zrobić coś takiego?

– A czego się spodziewałeś, Neferze? Oczekiwałeś, że podzielę twój żal i oburzenie? Masz okazję doświadczyć tego samego, co ja zaznałam za twoją sprawą. – Ana nie okazała żadnej litości.

– Ale to zupełnie coś innego…

– Mylisz się, to dokładnie to samo. Ona miała przynajmniej ważny powód… Dziwię się tylko, że przyjęła twoją rezygnację.

– Prawdę mówiąc, nie chciała. Uczyniła to dopiero wówczas, gdy pokazałem Jej pierścienie, które nałożyłaś. Okazała wtedy gniew.

– Ach tak… – Przez twarz uzdrowicielki przemknął ślad czegoś, co można by uznać za satysfakcję. – A więc i Ona poczuła ból… Cóż jednak zamierzasz teraz z tym wszystkim począć, mężu?

– Jak to co? Złożyłem urząd, wyjedziemy ze stolicy, wrócimy do Abydos… Powinno cię to cieszyć!

– To wcale nie jest takie proste, Neferze…

– Żal ci tego pałacu, bogactwa, pozycji i władzy? Przyjęć i bankietów? Nie wierzę, że mówisz coś takiego!

– Jeżeli mogłabym czegoś naprawdę żałować, to na pewno akurat nie tych wszystkich rzeczy które wymieniłeś. Bardziej już szpitala i pracy z najlepszymi uzdrowicielami w Kraju… Ale i to nie jest najważniejsze…

– Cóż więc?

– Chodź, chcę ci coś pokazać.

Ana poprowadziła Nefera do jednego z otworów okiennych wychodzących na zamieniony w prywatny ogród wewnętrzny dziedziniec, skąpany w promieniach stojącego już wysoko słońca.

– To, mój mężu. – Wskazała na dwie ustawione na szerokim parapecie gliniane miseczki, wypełnione mułem z którego kiełkowały zielone pędy roślin. W pierwszej bujnie i bogato, w drugiej znacznie mniej obficie.

– Co to takiego?

– Czy wiesz, co czynią kobiety, gdy mają nadzieję na dziecko? Wysiewają ziarna jęczmienia i podlewają je własnym moczem… Jeżeli wschodzi szybko i dobrze, to…

– Ano, czy chcesz przez to powiedzieć…

– Nie wiem, Neferze… Nie mogę jeszcze wiedzieć… Ale ten zielony jęczmień podlewałam ja sama… Ten drugi… Poprosiłam Purę… To małżonka mistrza Sentota, jest bardzo miła, chociaż trochę zagubiona życiem na dworze i w stolicy. Zgodziła się pomóc, a ja chciałam zyskać pewność…

– I zyskałaś? – Kapłan wziął  żonę w ramiona. – Zawsze myślałem, że to gusła wróżbiarek.

– Nie do końca… Wielu uzdrowicieli też tak czyni… Nawet ja sama, niejeden raz… Ale nigdy przedtem z takim rezultatem… Nie chciałam, byś wtedy o tym wiedział…

– A więc jednak… Masz pewność… Udało się, jednak się udało!

– Jeszcze za wcześnie, by o tym mówić. Nic nie czuję, ale… Jeszcze nigdy dotąd mój jęczmień nie wschodził w taki sposób.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś? Wczoraj, albo nawet dzisiaj, zanim poszedłem do Królowej?

– Bałam się… Nadal się boję… Czy to odmieniłoby zresztą twój jakże słuszny gniew, Neferze?

– Ale przecież teraz… Teraz wszystko się zmieni!

– Nic nie cofnie już słów które wypowiedziałeś, ani gestów, które uczyniłeś… Nasz syn albo nasza córka mogli być prawie książętami… Teraz musimy zadbać o to, by mieli szansę przeżyć… jeżeli w ogóle się narodzą…

– Poradzimy sobie jakoś… Pojedziemy do Abydos i tam…

– Nie mówisz tego poważnie. Nie możemy tam wrócić, a zwłaszcza ty nie możesz wrócić. Jak to sobie wyobrażasz, były arcykapłan obejmuje ponownie stanowisko akolity w prowincjonalnej świątyni? Jest jeszcze inna okoliczność… Ty też wiesz teraz zbyt dużo… Ja zresztą również… O sprawie zaćmienia, a także o tym, kto jest prawdziwym ojcem Następcy. A przynajmniej o tym, kto z pewnością nie zasiał życia w łonie Najjaśniejszej Amaktaris. Bo w tej kwestii chyba akurat nie kłamała?

– Nie myślisz przecież…

– Neferze, to jeden z powodów dla których zginęli Heparis i inni… Nie jedyny wprawdzie, ale istotny… Ona musi mieć pewność… Musi zyskać tę pewność w taki czy inny sposób… I ja nawet potrafię to zrozumieć. Tajemnice Pani Obydwu Krajów są zbyt ważne, by rzucać je na podłogę razem z laską i pierścieniem, jak to uczyniłeś… Skoro nie zdołała cię zatrzymać i pozwoliła ci odejść, to może sięgnąć po ten inny sposób.

– Ale przecież sama zapewniła, że nigdy…

– A więc jednak o czyś takim pomyślała.

– To niemożliwe! Obiecała, nie mogłaby zresztą… Przecież dobrze Ją znam!

– A może tak ci się tylko wydaje, sądząc po ostatnich wydarzeniach?

– Jestem pewien, że mówiła szczerze!

– I temu przekonaniu chcesz zawierzyć życie nas wszystkich? Zresztą, może nawet dzisiaj była szczera, ale co pomyśli za kilka miesięcy, za kilka lat? Gdy osłabnie Jej uczucie dla pewnego nieobecnego, a krnąbrnego niewolnika i arcykapłana?

– Cóż więc mam uczynić, twoim zdaniem?

– Powrót do pałacu i pokorne przeprosiny raczej nie wchodzą w grę, czyż nie? Zraniła cię zbyt mocno, jak widzę?

Nefer milczał, wyczuwając w głosie żony ironię.

– Zresztą Ona też z pewnością czuje się urażona… Tak, w tej chwili nie miałoby to żadnego sensu…

– Cóż więc proponujesz?

– Pozostaje tylko jedno wyjście, skoro tak postanowiłeś. Musimy bezzwłocznie wyjechać. – Uciszyła męża uniesieniem dłoni. – Ale nie do Abydos czy do jakiegokolwiek innego miejsca w Kraju. Musimy wyjechać z Egiptu, tam, dokąd nie sięga Jej władza.

– Co takiego? Nigdy nie myślałem…

– To trzeba było pomyśleć, zanim podjąłeś taką decyzję za nas oboje! Za nas wszystkich.

– Dokąd chcesz więc wyjechać?

– Może do Babilonu? To cywilizowany kraj… Ale także sojusznik Egiptu, zależny od jego pomocy wojskowej… Król Tukultisztar z pewnością nie odmówiłby drobnej prośbie Najwspanialszej Amaktaris. Tak samo, jak przysłał sadzonki tych roślin dających słodki sok, o czym z pewnością wiesz… Może trzeba będzie udać się na ziemie Hetytów…

– To dzicy wojownicy, prawie półbarbarzyńcy! To już lepiej na tę wyspę za północnym morzem!

– O tym możemy zdecydować później.

– Ale z czego będziemy tam żyli? Zwłaszcza jeżeli okaże się, że naprawdę jesteś brzemienna?

– Egipscy uzdrowiciele wszędzie cieszą się wielką sławą i wszędzie są poszukiwani. Tym bardziej, że niewielu decyduje się na wyjazd z Kraju.

– Ale co ja będę tam robił?

– Nie wątpię, mężu, że ktoś o takich zdolnościach znajdzie godne zajęcie. Oczywiście, trudno się spodziewać, by naprawdę odpowiadało twoim talentom i dorównywało temu, które z wielką łatwością odrzuciłeś ale… Podobno potrafisz wiosłować, a także pracować na roli…

– Nie mówisz poważnie…

– Mówię jak najbardziej poważnie, Neferze. Skoro podjąłeś decyzję dotyczącą nas wszystkich, to ty także poniesiesz jej konsekwencje. Musimy wyjechać i możemy mieć tylko nadzieję, że uczucia żywione przez Panią Obydwu Krajów okażą się przynajmniej chwilowo na tyle silne, że na to pozwoli i nie zdecyduje się na natychmiastowe zamknięcie tej sprawy.

– Myślałem, że się ucieszysz, że sama zechcesz wyjechać! Zwłaszcza teraz, gdy być może…

– Tak, kiedyś tego właśnie bym chciała… Ale od tej pory lepiej zrozumiałam pewne sprawy… Nigdy nie wyrzucisz Jej do końca z głowy i z serca. Mogę albo się z tym pogodzić albo odejść… A tego drugiego jednak nie potrafię… Zresztą teraz i tak jest już za późno, nasz los został nierozerwalnie związany. Jesteśmy związani zarówno nawzajem ze sobą jak i z Panią Obydwu Krajów… Oboje wiemy zbyt dużo…

– Wolałabyś więc zostać?

– Zawsze potrafiłam stawić Jej czoła, a teraz mam ku temu środki. Potwierdziła to twoja opowieść o dzisiejszych wydarzeniach. Teraz to nie ja od Niej, tylko Ona będzie chciała czegoś ode mnie.

– Nie obawiasz się takiej rywalizacji, skoro przypuszczasz, że…

– O nie, Neferze. Nie znasz kobiet, a zwłaszcza lwic. To nie byłoby żadne zwycięstwo, raczej przyznanie się do klęski.

– Po co mamy więc wyjeżdżać?

– Bo najsłabszym, niepewnym ogniwem łańcucha jesteś teraz ty, mężu. Ona musi mieć pewność co twojej lojalności… albo co do twojego milczenia.

– I myślisz, że moje przeprosiny coś by tutaj pomogły?

– Obawiam się, że to już nie wystarczy. Zraniłeś dumę Pani Obydwu Krajów, dumę Bogini jako arcykapłan, dumę Królowej jako poddany i niewolnik oraz dumę Kobiety jako Jej wybraniec. Ona musiałaby ci nadto uwierzyć, uwierzyć w to, że wreszcie dorosłeś… Może da ci szansę, ze względu na własne uczucia… Ale teraz powinniśmy przygotować się do wyjazdu.

– Chcesz wyjechać jeszcze dzisiaj?

– Aż tak wielki pośpiech nie jest chyba potrzebny. Ponieważ prawie nic z tego wszystkiego nie stanowi naszej własności, wielkich przygotowań czynić nie musimy… Nie wiadomo, co nas czeka, możemy więc dzisiaj skorzystać jeszcze z dobrego obiadu i kolacji oraz z różnych wygód tego pałacu.

– Może skorzystamy więc z wygodnej sypialni? Chyba, że to mogłoby zaszkodzić…

– Ależ nie, mężu. To na pewno w niczym by teraz nie zaszkodziło, ale…

– Ale co, Ano?

Spróbował objąć żonę. Nie odtrąciła go, dotknęła tylko miejsca, w którym poprzez bogatą szatę arcykapłana mogła wyczuć pierścienie.

– Może wieczorem. Teraz mam przed wyjazdem pewne sprawy do załatwienia. Nie licz jednak na to, że zdejmę te obręcze. Skoro postanowiłeś stać się na powrót niewolnikiem, to przyzwyczajaj się do tej roli.

CVIII

Odprawiony przez małżonkę, Nefer nie bardzo wiedział, co ma ze sobą począć. Ten dzień stanowczo przynosił zbyt wiele niespodziewanych wiadomości. Najpierw ta niewiarygodna zdrada Amaktaris, która potrafiła od miesięcy oszukiwać swego arcykapłana, a potem nowina o możliwej ciąży Any… Gdyby żona ujawniła to w innej chwili, czułby się najszczęśliwszym z mieszkańców Kraju nad Rzeką. Ale teraz, gdy dopiero co zrezygnował z urzędu i zaszczytów, gdy wywołał gniew Królowej, rzucając Jej do stóp oznaki godności oraz władzy, którą mu ofiarowała, gdy najpewniej będą zmuszeni wyjechać, może uciekać, tułać się po obcych ziemiach… Czy nie powinien zacząć czynić przygotowań, zebrać swoje rzeczy? Uświadomił sobie jednak, że w całym pałacu, wśród zgromadzonych w nim bogactw, nie znajdzie właściwie nic własnego, wszystko otrzymał od Najjaśniejszej i wszystko to z radością, natychmiast odda… Tylko z czego będą teraz żyli, bo przecież nie wyłącznie z pracy Any jako uzdrowicielki, tego nie potrafiłby znieść… Jak długo żona będzie zresztą mogła obecnie pracować? I w jaki sposób opłacą podróż?

W samą porę przypomniał sobie o otrzymanych podczas uczty darach, wiele z nich stanowiły kosztowne przedmioty ze złota czy srebra, ozdobione szlachetnymi kamieniami… Wczoraj nie dbał o nie wcale, ogłuszony wiadomością o małżeństwie Amaktaris. Na szczęście Ana okazała się praktyczniejsza i zatroszczyła się o ich zebranie oraz umieszczenie w bezpiecznym miejscu. Wezwany przez Nefera zarządca zaprowadził swego pana do zamkniętego, zaopatrzonego w solidne drzwi oraz zamki pomieszczenia. Były arcykapłan teraz dopiero zaczął przeglądać oraz oceniać podarowane mu łańcuchy, klejnoty, puchary i inne naczynia. Znalazł tego całkiem sporo i wydawały się dużo warte, z pewnością wystarczą na koszta podróży oraz zapewnią przez dłuższy czas w miarę wygodne życie. Ahmes pożyczy może srebro w zmiana za część z nich, a jeśli nie zdoła zebrać tyle, ile trzeba, to pozostawał jeszcze kantor Pazera. Kupiec, chociaż niewątpliwe zachłanny, wydawał się jednak na swój szczególny sposób uczciwy i nie powinien oszukać dawnego klienta ponad zwykłą miarę.

Najcenniejszym z klejnotów wydawał się złoty łańcuch ofiarowany przez samego księcia Manetosa. Nefer nie wątpił, że arystokrata wiedział o szczególnej pozycji nowego arcykapłana i wręczając ten dar musiał odczuwać satysfakcję na myśl o postanowieniu, które już wkrótce ogłosi Królowa… Ogłosi podczas tej właśnie uczty, która stać się miała triumfem Nefera, a tymczasem jej bohaterem okaże się sam książę i przyszły Pan Obydwu Krajów… Tak to zapewne zaplanował, a Najjaśniejsza na to przystała… Były arcykapłan miał przynajmniej nadzieję, że może nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, jaki ból sprawi w ten sposób swemu najwierniejszemu słudze… Cisnął ze złością łańcuch na podłogę. Powinien natychmiast odesłać ten nieszczery podarunek! Po chwili podniósł jednak ozdobę, zważył w dłoni ciężar złotych ogniw… Unosząc się honorem daleko nie zajdzie, raz już dzisiaj to uczynił i co zyskał? Właściwie, to powinien zwrócić wszystkie te dary, tylko co dalej? Nie, na pewno nie wszystkie. Nie potrafił odrzucić tego, co ofiarowali prawdziwi przyjaciele, Irias, Harfan, Mistrzowie Serpa czy Sentot. Nie wręczali zresztą przedmiotów kosztownych, wykonanych ze złota czy srebra, pragnęli sprawić radość, a ich prezenty i życzenia płynęły ze szczerego serca… Spojrzał jeszcze na belę cudownej barwy materiału, podarowaną przez niezwykłą parę cudzoziemskich kupców. Anie bardzo zależało na tej materii, z pewnością nie zamierzała jej ani oddawać, ani sprzedawać. Niech więc to wszystko zostanie. Zatrzyma to, co dostał od przyjaciół, za resztę weźmie srebro, które z pewnością się przyda.

A jednak, coś przecież koniecznie odesłać powinien. Skrzynię ze zwojami ofiarowaną przez Królową Amaktaris. Wczoraj ten właśnie dar uradował Nefera najmocniej, obecnie bolał bardziej niż złoty łańcuch wręczony przez Jej przyszłego Małżonka. Nie zdążył nawet przejrzeć tych papirusów… Poczuł przemożną ochotę, by uczynić to teraz. Opanował się z trudem. Nie! Zwróci je nie czytając, może jeszcze dołoży własne rulony z wierszami oraz tamten zwój z miłosnymi zaklęciami… Nie otwierał ich od dni spędzonych samotnie w gospodzie Ahmesa i nadal tkwiły w nich zasuszone płatki kwiatów lotosu. Może nie umieścił ich równie starannie jak niegdyś sama Amaktaris, ale to nie będzie już potrzebne. Ona i tak zrozumie… Tak, powinien natychmiast wyprawić posłańca do Pałacu. Na to również nie potrafił się jednak zdobyć i odłożył ten zamiar do jutra.

Zamiast tego raz jeszcze przyjrzał się złotemu łańcuchowi księcia i owinął go w płótno, otrzymując nie rzucający się w oczy pakunek. Polecił następnie zarządcy posłać gońca z wezwaniem dla kupca Pazera z targu przy przystani. Gościa miano wprowadzić dyskretnie bocznym wejściem. Tak jak Nefer się tego spodziewał, właściciel kantoru nie kazał długo na siebie czekać. Zaproszenie ze strony arcykapłana Izydy mało kto mógłby zignorować albo też nie odłożyć z jego powodu wszelkich innych zajęć. Oczywiście, hierarcha nie miał zamiaru ujawniać, że zdążył już złożyć swoją godność. Niech Królowa ogłosi to sama, kiedy zechce! Pazer raz jeszcze zaprezentował odpowiednie maniery i okazywał gospodarzowi najwyższy szacunek, targował się jednak ostro. O obydwu tych zdolnościach kupca Nefer zdążył się już kilkakrotnie przekonać. Tym niemniej, oferowana na sprzedaż ozdoba przedstawiała naprawdę dużą wartość oraz z całą pewnością nie została skradziona. Obydwaj doskonale o tym wszystkim wiedzieli i ostatecznie arcykapłan uzyskał  dwadzieścia talentów srebra. To wystarczy na jakiś czas. Pazer zobowiązał się dostarczyć zapłatę jeszcze tego wieczora, szczegółami miał już zająć się zarządca.

Załatwiwszy tę sprawę, Nefer zamierzał zawiadomić o swoich poczynaniach żonę, okazało się jednak, iż Ana jest nieobecna. Opuściła jakoby pałac wkrótce po rozmowie z mężem, nie zdradzając dokąd i na jak długo wybiera się z wizytą. Nieco zaskoczony, spędził resztę dnia snując się bez celu, nawet w ulubionej zazwyczaj lekturze zwojów nie potrafił odnaleźć spokoju. Służba schodziła swemu panu z drogi. Dopiero o zmierzchu odnalazł go zarządca, wręczając sporych rozmiarów sakiewkę wypchaną srebrem oraz zawiadamiając jednocześnie, iż szlachetna pani Ana z Abydos zaprasza małżonka do wspólnego spożycia wieczerzy. Były arcykapłan przyjął to z zadowoleniem, odczuwał już bowiem głód, zamierzał też naradzić się z żoną w sprawie ich przyszłości.

Wbrew swoim zwykłym zwyczajom Ana przygotowała się bardzo starannie, ostatni raz widział żonę tak bogato wystrojoną wówczas, gdy na użytek pewnego niewolnika udawała Panią Obydwu Krajów. On sam zdążył się tymczasem przebrać w prostą szatę, przez co wyglądał przy małżonce jak zwyczajny sługa. Wydawało się, że uzdrowicielka nie zwraca na to uwagi. Powitała małżonka uprzejmie i przyjaźnie, polecając zarazem, by podawano kolejne potrawy. Z aprobatą przyjęła wiadomość, że Nefer wymienił kosztowny prezent na srebro, ale też zdawała się nie przywiązywać do tego większej wagi. Prowadziła lekką rozmowę, unikając poważniejszych tematów, a zwłaszcza kwestii zaplanowanego wyjazdu. Nie wspomniała też, w jaki sposób spędziła popołudnie. Nefer przypuszczał, że może nie chce czynić tego w obecności licznej służby, z zadowoleniem przyjął więc pojawienie się podanych na deser owoców. Odprawił ostatnich podwładnych, osobiście przejmując pieczę nad sporych rozmiarów dzbanem wybornego wina. Wiedział, że Ana woli ten szlachetny trunek od plebejskiego piwa. Własnoręcznie obsłużył żonę, napełniając jej kielich.

– Myślę, że masz rację. Powinniśmy jutro wyjechać i to dlatego poczyniłem już pewne przygotowania…

– Takimi sprawami możemy zająć się później, mężu. Nie psujmy tego pięknego wieczoru. – Ana wypiła powoli swoje wino, spoglądając przeciągle na Nefera. – Nalej jeszcze raz. To bardzo miłe, gdy czynisz to ty sam,  czcigodny arcykapłanie.

– Jak sobie życzysz, szlachetna pani. – Stanął za plecami żony, odurzony zapachem jej perfum. Wydały mu się znajome.

– Może zechciałbyś napełnić mój kielich na kolanach, Neferze? Skoro już ubrałeś się na tę okazję jak służący?

– Oczywiście, dostojna pani.

Wykonując to polecenie poczuł narastające podniecenie, objawiające się znajomym, silnym bólem w genitaliach.

– Sam także sobie nalej. Przyjemnie jest wypić to doskonałe wino w czyimś towarzystwie. Wróć tutaj jednak i uklęknij u boku swojej pani. Tak będzie jeszcze przyjemniej.

Ana miała rację, coraz silniejszy ból potrafił sprawić narastającą rozkosz. Oboje powoli delektowali się winem. Potem Nefer raz jeszcze napełnił kielichy. Żona zaaprobowała tę inicjatywę przyzwalającym skinieniem głowy.

– Biorąc pod uwagę to, że przez ostatnich kilka dni byłeś bardzo zajęty, mężu, a wczoraj okazałeś się zbyt zmęczony, to właściwie pierwsza okazja byśmy mogli wspólnie skorzystać z sypialni, którą dla nas urządziłam…

Nie ulegało wątpliwości, żona uwodziła byłego arcykapłana, bezbłędnie trafiając w najczulsze punkty małżonka. Bogaty strój godny Królowej, specjalne perfumy, władcze, a zarazem zmysłowe zachowanie… Nie potrafił pozostać obojętny, wcale zresztą tego nie pragnął. Nie zamierzał też zastanawiać się akurat teraz nad przyczyną obecnej zmiany nastroju Any.

– Skoro jutro będziemy zmuszeni opuścić ten pałac, jest to zarazem okazja ostatnia. Czy zechcesz usłużyć swojej pani czymś więcej niż winem, niewolniku?

– Z radością spełnię twoje rozkazy, szlachetna pani. – Ochoczo podjął grę.

– Dzisiaj to ja odczuwam pewne zmęczenie… Zanieś mnie do sypialni, sługo. To niedaleko, powinieneś więc uczynić to bez trudu.

– Oczywiście, o pani.

Pochwycił małżonkę w ramiona. Ta objęła Nefera za szyję, nie zapominając jednak o zabraniu obydwu napełnionych niedawno kielichów. Wbrew słowom Any, jadalnię dzieliło od sypialni kilka innych komnat prywatnych apartamentów i droga nieco się dłużyła. Na szczęście, podczas ćwiczeń z bronią oraz pracy przy wiosłach czy na folwarku, kapłan nabrał większej krzepy i zdołał wykonać rozkaz. W nagrodę, usadowiona na krawędzi sporych rozmiarów łoża osłoniętego bogatym baldachimem, uzdrowicielka pozwoliła swemu słudze napić się wina. Sama również skosztowała trunku z własnego kielicha. Przeciągnęła powoli językiem po wargach.

– Naprawdę, wyborny gatunek… Myślę jednak, że jego smak podniósłby ciekawszy widok towarzysza tej biesiady… Zdejmij te łachy, Neferze. Nie odpowiadają twojej godności arcykapłana, a jako niewolnika życzę sobie ujrzeć cię teraz nagiego…

Odstawił na wpół opróżnione naczynie i wykonał polecenie, czując narastające pobudzenie oraz silny ból genitaliów. Ana doskonale znała swego małżonka i wiedziała jak rozpalić do czerwoności jego pożądanie. Przyglądała się, sącząc wino.

– Bardzo dobrze. A teraz pomóż swojej pani. Ta szata, aczkolwiek bardziej stosowna dla mojej dostojnej osoby, przeszkadzałaby jednak w tym, co zmierzam uczynić. A nie będziemy chyba wzywać służby, nieprawdaż? – Wstała z łoża.

– Z pewnością nie, szlachetna uzdrowicielko.

Zadanie okazało się trudniejsze niż przypuszczał. Podniecony i oszołomiony wdychanym teraz z bliska zapachem egzotycznych perfum, bez wątpienia znajomym, nie umiał poradzić sobie z wąską, obcisłą szatą, tym bardziej, że Ana nie życzyła sobie, by zdejmował również liczne złote ozdoby, które nałożyła.

– Skoro nie potrafisz inaczej, rozerwij ją! – rozkazała wreszcie zniecierpliwiona i być może również pobudzona.

Teraz poszło łatwiej, materiał okazał się bowiem delikatny. Elegancka szata z cienkiego lnu musiała kosztować majątek, ale w tej chwili niewiele to Nefera obchodziło. Odrzucił wreszcie resztki i nagrodzony został widokiem nagiego ciała małżonki, przybranej tylko w biżuterię, poczynając od ciężkich kolczyków i diademu, aż po złociste sandałki. W świetle kilku lamp oliwnych jej skóra lśniła tajemniczo i zmysłowo.

– Obiecałam ci wczoraj złoty podarunek, arcykapłanie. Oto on! – Stukając celowo obcasami Ana podeszła powoli do okna, pozwalając mężowi sycić wzrok.

– Czcigodna pani i małżonko, przyjmuję twój dar z radością.

– Zanim to jednak uczynisz, czeka cię pewne zadanie, sługo. Podejdź tu, uklęknij i dopij wino!

Pospiesznie wykonał rozkaz, podniecony i zaciekawiony zarazem.

– Czy kielich jest pusty? – upewniła się Ana.

– Tak, pani. – Odwrócił naczynie na dowód prawdziwości wypowiedzianych słów.

– Doskonale. Napełnij go ponownie, tym razem szlachetniejszym trunkiem!

– Co masz na myśli, dostojna uzdrowicielko?

– Domyśl się, głupcze. Tylko nie uroń ani kropli, jeśli liczysz na łaskę swojej pani!

Stanęła nieco szerzej na nogach, ujęła w dłonie uszy Nefera i przyciągnęła męża ku swemu łonu, napinając przy tym mięśnie i wyginając się lekko do przodu. Pojął wreszcie i zdążył podstawić kielich gdy z tajemnego otworu małżonki trysnął wąski strumyczek złocistej cieczy. Na szczęście czasza okazała się wystarczająco pojemna, by przyjąć cały ten dar.

– Zebrałeś wszystko, niewolniku?

– Tak, pani. Nic nie przepadło. – Uniósł w dłoniach prawie pełne naczynie. – Czy chcesz, abym… – Nie dokończył. W taki sposób nigdy dotąd się nie bawili i nie był pewny, jak przyjmie możliwe, kolejne polecenie żony. Nadal jednak odczuwał silne podniecenie.

– Nie, Neferze. Może kiedyś… – Roześmiała się cicho. – Dzisiaj potrzebujemy tego w innym celu.

Sięgnęła dłonią i odebrała kielich. Pochyliła się ku oknu. Teraz dopiero zrozumiał. Ana ostrożnie i niemal z czcią podlała własnym moczem zieloną kępkę młodego jęczmienia. Odstawiła puste naczynie i podsunęła przed oczy wciąż klęczącego męża miseczkę z kiełkującym zbożem.

– Spójrz, mój jęczmień jest piękny i zdrowy. Niech rośnie, wysoki i silny. Podobnie jak twój syn w moim łonie!

– Ano, czy ty…

Ujął żonę za uda i przyłożył ucho do jej płaskiego brzucha, starając się wychwycić jakieś drgnienia, odgłosy, cokolwiek.

– Nie, jeszcze za wcześnie… Jeszcze nie możemy mieć pewności, ale ten jęczmień…

Nie zmieniając pozycji i nadal klęcząc pomiędzy rozchylonymi nogami małżonki, zaczął lizać jej otwór, a po chwili także tajemny punkt rozkoszy.

– Neferze, nie… – Bez powodzenia usiłowała odciągnąć głowę męża. – Przecież ja przed chwilą…

W odpowiedzi mocniej uchwycił uda Any.

– To w niczym nie przeszkadza, szlachetna pani – wydyszał, odrywając na moment usta. Istotnie, lekko gorzkawy smak, który poczuł przez chwilę na języku tylko wzmógł jego podniecenie, zwłaszcza gdy pomyślał o wschodzącym bujnie jęczmieniu… Żona już nie protestowała, oparła się tylko o parapet, wytworne sandałki na obcasach dodawały jej bowiem wprawdzie uroku, ale nie zapewniały w podobnej sytuacji wystarczająco pewnej postawy. Po chwili zapamiętałej pracy kapłan nagrodzony został najpierw cichymi, lecz wnet coraz głośniejszymi jękami Any, drgnięciami jej ciała oraz obficie wypływającymi sokami. On sam doświadczał spowodowanego niewygodną pozycją narastającego bólu w karku, był on jednak niczym wobec ognistych cierpień odczuwanych w skutych obręczami genitaliach. Lizał coraz szybciej, szeroką powierzchnią języka. Oderwał jedną z dłoni od nóg małżonki i wsunął palec, potem dwa w jej wnętrze… Znalazł tam ciepło i wilgoć, która wypływała też na zewnątrz i którą starał się chciwie pochwycić wargami do ostatniej kropli. Czubkiem palca odnalazł szorstkie zgrubienie wewnątrz gorącej, wilgotnej studni… Poruszył klika razy dłonią, wzmagając jednocześnie pracę języka. Ana krzyknęła, zaciśnięte uda stłumiły jednak ten odgłos w uszach Nefera. Tym silniej odczuł dreszcze przeszywające ciało żony. Jego męskość płonęła żywym ogniem, miał wrażenie, że obręcze uczyniono z rozgrzanego metalu. Uzdrowicielka z trudem odciągnęła głowę męża spomiędzy własnych ud.

– Chodź na łoże, szybko! – rozkazała chrapliwie.

Powstając porwał Anę w ramiona, niemal przebiegł kilka kroków i rzucił żonę na miękki materac. Sięgnęła pomiędzy nogi Nefera i napotkała obręcze. To pomogło jej opanować pożądanie, a może to kapłan niósł jednak swoją panią do łoża zbyt wolno? Wyswobodziła się z objęć małżonka.

– Zdejmij to, na co czekasz? – wydyszał.

– O nie, mężu. Sam życzyłeś sobie dzisiaj nałożenia tych pierścieni. Uparłeś się w tej sprawie. Nie licz na to, że opadną teraz na każde twoje skinienie.

– Przecież oboje tego chcemy! Ty także! Nie udawałaś tego, co czujesz. Wiem to. Proszę cię!

– Te pierścienie dają władzę. Chyba zdążyłeś się już o tym przekonać. A mnie podnieca taka władza, podobnie jak ciebie niewola. – Podrażniła dłonią obolałe jądra Nefera, wzmagając jeszcze jego cierpienie i pożądanie.

– Tak, masz rację, szlachetna pani. Oboje czujemy podniecenie, dlatego błagam, zdejmij te przeklęte obręcze. – Zachował przynajmniej tyle przytomności umysłu, by nie zwracać się do Any tytułami przynależnymi Władczyni Obydwu Krajów. To nie przyniosłoby raczej niczego dobrego.

– Teraz je zdejmę, a później nie zechcesz przyjąć ich ponownie. – Czy w słowach małżonki wyczuł przewrotne rozbawienie?

– Ależ przyjmę, obiecuję!

– Nie wierzę ci, arcykapłanie. Teraz gotowy jesteś przyrzec wszystko, ale potem… – Ana uśmiechała się już zupełnie otwarcie.

– Co mogę uczynić, by cię przekonać, pani?

– Właściwie… Mam pewien pomysł… Powinien ci się nawet spodobać, mężu…

– Jaki pomysł? Co mam zrobić?

– Nic nie musisz robić. Obróć się tylko na plecy, leż spokojnie i najlepiej zamknij oczy.

Uzdrowicielka narzuciła na głowę małżonka jakąś makatę. Nie próbował jej zerwać i poddał się woli żony. Rozsunęła jego ręce i nogi, usłyszał cichy brzęk, poczuł dotyk metalu na nadgarstkach. Odczekał chwilę i na próbę szarpnął dłońmi. Tym razem brzęk łańcuchów okazał się głośniejszy, a rozciągniętych rąk i tak nie zdołał przysunąć. Nogi także okazały się w podobny sposób unieruchomione. Ana zerwała zasłonę i rozglądając się pospiesznie ujrzał, że przeguby jego dłoni i stóp obejmują metalowe obręcze, połączone naciągniętymi sztywno łańcuchami z solidnymi słupami wspierającymi ocieniający łoże baldachim.

– Bardzo sprytnie to zaplanowałaś, szlachetna uzdrowicielko.

– Nie zapominaj, że to ja urządzałam ten pałac, mężu. Tę sypialnię również. Myślę, że teraz mogę rozważyć twoją pokorną prośbę o chwilowe zdjęcie pierścieni. – Uśmiechnęła się uroczo. – Oczywiście, o ile nadal tego pragniesz.

– Przecież wiesz, że tak. Błagam o to żarliwie, dostojna pani. – Pożądanie Nefera gwałtownie narastało.

– Na przyszłość będziesz się musiał bardziej postarać, niewolniku. Ale dzisiaj okażę ci łaskę. – Ana usiadła tyłem na twarzy małżonka i zaczęła powoli poruszać palcami przy pierścieniach. – Oczywiście, oczekuję stosownych dowodów wdzięczności.

Ostatnie słowa dosłyszał już jakby z oddali, bez trudu domyślił się jednak ich treści. Ponownie zaczął pracować językiem, z wysiłkiem unosząc się odrobinę i odnajdując wilgotne miejsce rozkoszy swojej pani. Wobec uprzedniego pobudzenia małżonki efekty przyszły teraz nawet szybciej niż uprzednio. Z radością spijał spływające obficie soki, czuł drżenie jej mięśni, słyszał stłumione udami okrzyki. Na szczęście, poradziła sobie ze zdjęciem obręczy zanim narastające podniecenie uczyniło to zadanie zbyt trudnym. Ujęła teraz w dłonie uwolnione przyrodzenie Nefera i drażniła je palcami, zdając zarówno ból, jak i zwiększając podniecenie małżonka. Dbała jednak, by nie trysnął zbyt szybko i nie zmarnował w ten sposób nasienia. Pomagały w tym czubki ostro spiłowanych paznokci. Wreszcie, gdy ciałem uzdrowicielki targnęła kolejna fala dreszczy, uniosła się i odwróciła. Uszu Nefera dobiegł przeciągły krzyk rozkoszy. Pomagając sobie zręcznymi palcami, żona nabiła się na sterczącą sztywno męskość kapłana. Dłonie oparła na jego rozciągniętych ramionach.

– Nie waż się ruszać! – rozkazała.

Nefer zamarł, niewiele to jednak pomogło. Był już tak podniecony, że wystarczyło kilka energicznych uniesień bioder małżonki. Trysnął obficie, unosząc się mimo woli, przymykając oczy i szarpiąc łańcuchami. Na szczęście, jego jęki zlały się z okrzykiem Any, która raz jeszcze osiągnęła szczyt własnego spełnienia. Czując zapewne wylewające się w swoim wnętrzu nasienie męża ścisnęła kolana i dźgnęła jego uda obcasami, co pobudziło Nefera do odnalezienia większych jeszcze zasobów spermy. Tak czy inaczej, nie starczyło ich jednak na wystarczająco długo, by zadowolić wymagającą amazonkę.

– Zbyt szybko tracisz siły, mężu. Gdy tylko zdjąć ci te obręcze… Może dałoby się założyć je na taką okazję nieco luźniej? To mogłoby być ciekawe doświadczenie… – Pochyliła się, podzwaniając naszyjnikiem oraz bransoletami. Roztaczała też zapach perfum.

– Pani, jesteś zbyt łaskawa i zbyt podniecająca dla twego sługi…

– Takie słowa i myśli pobudzają cię z pewnością tym bardziej, arcykapłanie… Może powinnam też zabronić ci myśleć oraz mówić w taki sposób? – Uśmiechnęła się szeroko. – Tymczasem możesz jednak wyobrażać sobie, co tylko zechcesz… Umyj swoją panią, sługo!

Wykonać taki rozkaz mógł obecnie tylko w jeden sposób. Ana przesunęła się do przodu i głowa małżonka ponownie znalazła się pomiędzy jej udami, a jego usta i język tuż przy bardzo teraz wilgotnym otworze. Zlizywał i spijał soki żony, zmieszane z własną spermą. Czynił to na tyle skutecznie, że jęczała cicho z zadowolenia. Nie bacząc na rosnący ból karku oraz języka utrzymywał ją w stanie przyjemnego pobudzenia tak długo, jak tylko zdołał. Sam także czuł powolne odrodzenie własnej męskości. Uzdrowicielka dostrzegła jednak w końcu zmęczenie Nefera, raz czy drugi podnieciła go jeszcze kolejnymi dźgnięciami obcasów, ostatecznie zwolniła jednak od dalszej pracy.

– Dobrze się spisałeś, niewolniku. – Przesunęła dłońmi po twarzy małżonka. – Pozwól, że teraz ja oczyszczę twoje klejnoty. – Cofnęła się i usiadła pomiędzy rozsuniętymi nogami kapłana. – Co ja widzę? – Trąciła lekko dłonią sterczące ponownie przyrodzenie męża. – Jesteś znowu gotowy do służby? Ale chcę jednak uczynić to, co obiecałam.

Pochyliła się i ujęła dłonią nasadę penisa, ściągając nieco w dół napletek. Po chwili odsłonięta główka utonęła w ustach uzdrowicielki. Nefer przymknął oczy, czując najwrażliwszym obecnie punktem swego ciała uścisk warg żony. Po chwili dołączyły do tego powolne, okrężne ruchy języka. Trwało to jakiś czas, wzbudzając zarazem rozkosz jak i czające się na pograniczu bólu podrażnienie. Nie mogąc już tego znieść napiął mięśnie, ale łańcuchy trzymały mocno. Jęczał cicho. Być może to spowodowało, iż Ana kilkakrotnie przesunęła w górę i w dół dłonią trzymającą nasadę męskości męża. Nie zdołał się powstrzymać i trysnął po raz drugi, co prawda z wyraźnie mniejszą niż poprzednio obfitością. Żona nie cofnęła ust, przeciwnie, ssała główkę penisa, wyciskając i połykając wszystkie dostępne soki. Po dłuższej chwili oderwała wargi od opadłego ponownie narządu i uniosła głowę.

– Czy ty w żaden sposób nie potrafisz się powstrzymać, mężu? Bez tych obręczy gotowy jesteś tryskać nasieniem przy każdej możliwej okazji! – zażartowała.

– Uwolnisz mnie teraz, szlachetna pani?

– No, nie wiem… Musiałabym najpierw nałożyć ponownie twoje pierścienie, a może do czegoś jeszcze się przydasz, niewolniku.

– Nie znasz litości, dostojna uzdrowicielko.

– W tej sprawie na pewno nie, arcykapłanie, skoro już zadałam sobie tyle trudu, by urządzić twój pałac, który zamierzasz teraz tak szybko porzucić. Pozwolę ci jednak trochę odpocząć.

Ułożyła się obok Nefera, składając głowę na wyciągniętym ramieniu męża. Ugiętym lekko kolanem drażniła przy tym jego przyrodzenie. Po raz kolejny poczuł zapach jedynych w swoim rodzaju, egzotycznych perfum.

– Czy powiesz, do kogo udałaś się dzisiaj z wizytą? – spytał, chociaż właściwie znał odpowiedź.

– Tak, odwiedziłam Panią Obydwu Krajów. Poprosiłam Ją o pozwolenie na wyjazd…

– Ujawniłaś Jej nasze plany? I co, zgodziła się?

– Wydawała się nieco wzburzona, ale tak, dała swoją zgodę. Możemy wyjechać otwarcie, nie obawiając się pościgu, nie będziemy musieli się ukrywać. To zresztą i tak nigdy by się nie udało, dobrze o tym wiesz…

– Dała swoje pozwolenie… Tak po prostu… – Nefer sam już nie wiedział, czy odczuwa z tego powodu ulgę, czy rozczarowanie. – I to wszystko?

– Niezupełnie. Chciałam pokazać Jej mój jęczmień, zasięgnąć opinii uzdrowicielki i brzemiennej niewiasty oraz… Po prostu podziękować… Jest jaka jest, nie czujemy do siebie wielkiej przyjaźni, bo nie możemy… Ofiarowała mi jednak dar najcenniejszy dla każdej kobiety, prawdziwy dar bogini…

– Wierzysz w to? Po tym, jak sama obdarzyłaś Ją boską mocą uzdrawiania w sprawie Ahoresa?

– Dla tego starca Amaktaris jest żywą Boginią gdyż nie wątpi, że to Ona przywróciła mu wzrok… Ja wiem, że było inaczej… Lud stolicy oraz wszyscy poddani w Górnym i Dolnym Kraju czczą z kolei imię Najjaśniejszej Królowej, bo widzieli, jak oddała im blask oraz światło słońca. Tylko ty i Ahores zapewniacie, że było to zjawisko naturalne… Ja z kolei wiem, że dopiero teraz mój jęczmień wschodzi szybko i obficie, że może wreszcie… Podczas gdy przedtem nie pomagały żadne starania… Jeżeli nawet sprawiła to w inny sposób, z tego jednego powodu nigdy nie mogę czuć do Niej nienawiści. Niech więc będzie Izydą, Dawczynią Życia… Ale dlaczego jest Boginią dla ciebie, mężu i arcykapłanie, skoro zdajesz się nie wierzyć w żaden z Jej cudów? Zresztą, po prawdzie, to przecież niektóre ty sam sprowadziłeś?

– Także z twoją pomocą, Ano… Była nią zawsze, odkąd tylko usłyszałem o Najdostojniejszej Amaktaris, Królowej Górnego i Dolnego Kraju.

– To żadna odpowiedź… Ale potrafię dopowiedzieć resztę… Stała się dla ciebie Boginią, bo jest piękna, mądra, dumna i władcza, a ty uwielbiasz takie właśnie kobiety… A na dodatek nosi Koronę Obydwu Krajów i posiada prawdziwą władzę… Przyznać zresztą trzeba, że czyni to z godnością i rządzi sprawiedliwie… Powinnam była wiedzieć, że nie zdołasz się Jej oprzeć i zakochasz się bez reszty, jeżeli tylko dostaniesz taką szansę… Masz przynajmniej dobry gust w doborze obiektów swoich uczuć, mężu. Zawsze to jakaś satysfakcja…

– To nie ja wybierałem… Kimże jestem, bym mógł to uczynić?

– A więc i Jej przyznać muszę trafny osąd w wyborze faworyta… Ale, ale, wracając do twojego gustu, mężu… Najwspanialsza Amaktaris nie jest przecież jedyną, którą obdarzyłeś względami oraz swoim nasieniem, była jeszcze ta urodziwa z pewnością tancerka…

– Jeżeli wiesz to wszystko, to musisz też wiedzieć, że wtedy to już naprawdę nie miałem żadnego wyboru… Amaktaris z pewnością opowiedziała ci także o tym, w jaki sposób się to odbyło. Nie wierzę, żeby kłamała w tej akurat sprawie, skoro postanowiła ją poruszyć.

– Może i masz rację. Ona potrafi wykazać niezwykłą zaiste przebiegłość, gdy Jej na tym zależy… Domyślam się, w jaki sposób i w jakim celu to urządziła… Pewnie rzeczywiście nie otrzymałeś wyboru, żaden mężczyzna nie zdołałby się w takiej sytuacji powstrzymać… Udowodniłeś to przed chwilą i mam nadzieję, że udowodnisz jeszcze nie raz tej nocy… Swoją drogą, to nawet zabawne. Przez tyle lat nie doczekałeś się potomka, a tu w niedługim czasie zasiałeś życie w łonach trzech kobiet, za każdym razem skuty łańcuchami. A pierścienie dawały przy tym pewność, że zachowasz wszystkie siły na wybrany moment.

– Ona jest mądra i potrafi okazać przebiegłość w wielu sprawach… Sama to powiedziałaś.

– To prawda, ale dość o tym. Jutro wyjeżdżamy i chciałabym jednak zażyć tej nocy trochę snu. Mam nadzieję, że zdążyłeś odpocząć i okażesz swojej pani właściwe oddanie? Tym razem już bez zbytecznego pośpiechu, ale jednak szczere i pełne uczucia? – Ana mocniej przydusiła kolanem genitalia małżonka. – Potem nałożę na nowo twoje obręcze i dopiero wtedy cię uwolnię. Nie wiadomo, kiedy ponownie trafi się okazja do tego, bym mogła je zdjąć.

– Nie znasz miłosierdzia, szlachetna pani.

– Przeciwnie, mężu. Postaram się wspomóc cię w twoich trudach. – Uzdrowicielka powstała, przytrzymując się słupków baldachimu i trąciła lekko stopą przebudzoną już męskość Nefera. Po chwili przydepnęła całkiem mocno, przesuwając przy tym podeszwą sandałka po sztywnym penisie. – Myślę, że jesteś jeszcze zdolny do długiej służby!

CIX

Ana dotrzymała słowa. Dzięki jej wydatnej pomocy i staraniom Nefer dwukrotnie jeszcze zdołał usłużyć małżonce. Po tym wszystkim nie wydawał się już zdolny do niczego więcej, ale uzdrowicielka spełniła także pozostałe zapowiedzi. Starannie nałożyła pierścienie i potem dopiero uwolniła męża z łańcuchów.

– Myślę, że mógłbym polubić tę sypialnię. – Pocałował żonę w sutek, a następnie w usta.

– A ja myślałam, że nie masz już sił… – odparła z uśmiechem. – To łoże wyraźnie je podnosi i jestem z niego bardzo zadowolona. Ciekawe tylko, czy potrafiłbyś sprowadzić tutaj Najwspanialszą Amaktaris?

– Ależ Ano… To jednak twoja, nasza sypialnia… Mimo wszystko nie powinienem…– Poczuł się zakłopotany.

– Czyżby, arcykapłanie? Skąd teraz takie skrupuły? To mogłoby okazać się ciekawe… Wiesz, powiedziała kiedyś, że nie znajdę okazji, by potraktować Ją biczem…

– Czy ty żartujesz, Ano? – Pomimo wyczerpania, ponownie odczuł uderzenie gorąca.

– Coś takiego wcale nie zaszkodziłoby Pani Obydwu Krajów. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Tak czy inaczej, jutro jednak wyjeżdżamy, mężu.

– To prawda.

Uzdrowicielka wtuliła się w bok małżonka i po chwili poczuł jej spokojny, miarowy oddech. Wbrew pierwotnym zamiarom, ocknął się późno. Do komnaty wpadało jasne światło słońca. Delikatnie dotknął ramienia Any, ale obudzenie żony nie okazało się zadaniem łatwym. Jak zawsze, zresztą. Zamruczała tylko coś sennie.

– Musimy wstawać i przygotować się do wyjazdu. – Potrząsnął mocniej.

– Nie ma powodów, aby aż tak się spieszyć. Wszystko wczoraj załatwiłam… Służba poda śniadanie, gdy słońce stanie wysoko na niebie… Zdążymy… A teraz daj mi jeszcze spać.

Ponownie złożyła głowę na torsie męża i zasnęła. Nie pozostało mu nic innego, niż trwać w bezruchu, chociaż czuł przemożną potrzebę podjęcia przygotowań i opuszczenia pałacu oraz stolicy. Czy jednak naprawdę? Przynajmniej tej sypialni i tego łoża wcale nie miał w obecnej chwili ochoty porzucać. Zresztą Ana najwyraźniej się nie spieszyła, uzyskała poprzedniego dnia zgodę Królowej, będą więc podróżować otwarcie, zapewne z wygodami. W końcu sam również się zdrzemnął.

Tym razem obudziła go żona.

– Wstawaj, Neferze, bo nigdy nie zdołamy wyjechać. Nie jestem wprawdzie głodna, co oby okazało się znakiem błogosławieństwa Izydy, tobie jednak śniadanie z pewnością się przyda. Rusz się i zechciej rozkazać, by je podano, skoro moją własną szatę zupełnie wczoraj zniszczyłeś – powiedziała żartobliwie, wskazując na strzępy wystawnego i kosztownego zapewne stroju, który nałożyła szykując się do wieczerzy.

Z przyjemnością spełnił to polecenie, po drodze zbierając jeszcze resztki poszarpanego odzienia, by następnie z równym zadowoleniem zająć się zaspokajaniem porannego głodu. Ana jadła powoli i niewiele, bez pośpiechu kosztując głównie warzyw i owoców. Wydawała się wręcz przeciągać śniadanie, spodziewając się może, że to ich ostatni posiłek w równie komfortowych warunkach. Wstała w końcu, przywołała męża i z radosną dumą zaprezentowała swój jęczmień, istotnie zielony i obfity. Powtórzyli następnie wieczorny ceremoniał podlewania młodego zboża. Gdy jednak Nefer dotknął dłońmi miękkiej skóry na udach małżonki, ta cofnęła się nieco.

– Nie, arcykapłanie. Nie mamy jednak dzisiaj aż tyle czasu. – Spojrzała w otwór okienny, oceniając położenie słońca. – Powinniśmy poczynić w końcu przygotowania. Zbierz, co uważasz za potrzebne. Ja także muszę się przebrać. – To ostatnie stwierdzenie wydawało się o tyle nieprecyzyjne, że aktualnie pozostawała zupełnie naga. Pocałowała męża i zniknęła w jednym z przejść, prowadzącym zapewne do garderoby.

Pozostawiony sam sobie, Nefer dokonał spóźnionej nieco porannej toalety, także odział się w wygodny stój podróżny i bez przekonania starał się wybrać przedmioty, które jednak zabierze ze sobą w drodze na wygnanie. Tak zastał arcykapłana zarządca.

– Panie, masz ważnego gościa. Przybył sam towarzysz prawej ręki Najdostojniejszej Królowej, Oby Żyła i Władała Wiecznie. Oczekuje w głównym salonie.

– O tej porze? W południe? Bez zapowiedzi?

– Oznajmił, że sprowadza go niezwykle ważna sprawa, nie cierpiąca żadnej zwłoki.

– Oczywiście, przyjmę dostojnego mistrza Apresa natychmiast. – Nefera ogarnęło dziwne ożywienie. Może powinien odczuwać strach, nie potrafił jednak uwierzyć, by wizyta oznaczała coś złego. – Każ podać napoje i jakieś przekąski.

– Już to uczyniłem, panie.

Towarzysz nie skorzystał jednak z poczęstunku. Nienagannie ubrany, zachowywał się z właściwą sobie rezerwą.

– Witaj, arcykapłanie. Zechciej wybaczyć to niespodziewane zakłócenie spokoju twego domostwa o tak niestosownej porze. Przychodzę jednak w sprawach Najpotężniejszej Królowej, Oby Żyła i Władała Wiecznie, na Jej osobiste polecenie.

– Nie jestem już arcykapłanem Izydy. Złożyłem wczoraj urząd, o czym musisz wiedzieć, panie. Za zgodą Najjaśniejszej przygotowuję się właśnie do wyjazdu ze stolicy i opuszczenia Kraju.

– Dlatego niepokoję cię w środku dnia, panie Neferze. Przynoszę list i rozkazy Najwspanialszej Pani.

– Podjąłeś się roli posłańca, dostojny panie?

– To bardzo ważne posłanie i bardzo ważne rozkazy. Sam się przekonasz, arcykapłanie. – Apres podał gospodarzowi starannie zapieczętowany rulon. – Przeczytaj w spokoju i na osobności.

– Czy zechcesz także zaczekać na odpowiedź, czcigodny?

– Takie otrzymałem polecenie. Masz czas, by zastanowić się nad swoimi słowami, pamiętaj jednak, że to nie ja tak naprawdę na nie czekam.

– Oczywiście, panie. W takim razie skorzystaj, proszę, z jadła i napojów.

Mistrz skłonił się lekko, czego Nefer prawie nie zauważył. Przechodząc do swego gabinetu i zrywając tam pieczęć ze znakiem Królowej, wbrew sobie odczuwał jednak narastające podniecenie. Coś takiego, odezwała się pierwsza… Nigdy by nie przypuszczał… Zamierzała prosić o wybaczenie i ponowne przyjęcie funkcji? Z czymś mniej ważnym nie przysłałaby przecież Towarzysza Prawej Ręki. I jak on sam powinien postąpić w takiej sytuacji? – „Przede wszystkim należy przeczytać ten list.” – Upomniał się w duchu.

Do Nefera

byłego arcykapłana Izydy

Wiedz, że z dużym niezadowoleniem przyjęłam twoją wczorajszą wizytę, słowa, które ośmieliłeś się wypowiedzieć w obecności Pani Górnego i Dolnego Kraju, złożenie urzędu arcykapłańskiego oraz nade wszystko to, co uczyniłeś z pierścieniem. Zasługujesz na oddalenie z Dworu, sam zamierzasz się zresztą jakoby usunąć, o ile nie na sroższe kary. Ustanowiwszy cię arcykapłanem oraz zwierzchnikiem kultu Izydy, kultu poświęconego Mojej Własnej Osobie Królowej i Bogini, oczekiwałam jeśli nie wdzięczności, to przynajmniej wiernej i oddanej służby na tym stanowisku. Wielokrotnie mieniłeś się Moim sługą, jesteś nim zresztą nadal, jak każdy poddany w Kraju nad Rzeką. Tymczasem zawiodłeś pokładane w tobie nadzieje, narażając w ten sposób plany i zamysły Władczyni. Wobec szczególnych okoliczności sytuacji, w której obecnie się znajdujemy, uznałam jednak, iż twój powrót do służby mógłby przynieść pożytek Pani Obydwu Krajów oraz Jej sprawom. Ponieważ kiedyś popełniłam już ten błąd i prosiłam własnego niewolnika o przyjęcie wyrazów ubolewania, a on ośmielił się te słowa odrzucić, tym razem o nic prosić nie zamierzam. Oczekuję po prostu, iż posłusznie wykonasz Moje rozkazy, rozkazy Królowej i Bogini. Oto one:

Przystąpisz natychmiast do pełnienia swoich obowiązków arcykapłana Izydy. Jak wiesz, jutro wypada dzień powrotu Boskiej Dawczyni Życia do Jej własnej świątyni po dorocznej wizycie złożonej Małżonkowi, Wielkiemu Ozyrysowi. Poprowadzisz tę procesję jako naczelny hierarcha,  spodziewają się tego nieśmiertelni, twoja Królowa oraz wszyscy poddani. Sądzę, że to zadanie nie przysporzy ci większych problemów, Neferze. Ważniejsze jest jednak drugie.

W dniu święta Najwspanialszej Izydy zaplanowano koronację Mojego kuzyna i wybrańca, a od jutra także prawowitego Małżonka, księcia Manetosa. Otrzyma on podwójną Koronę Górnego i Dolnego Kraju, bicz Władcy i laskę Pasterza oraz zasiądzie u Mojego boku na Tronie Obydwu Krajów. Życzę sobie, byś to ty dokonał aktu koronacji Mojego kuzyna i Małżonka, jako najwyższy obecnie rangą kapłan spośród wszystkich żyjących nad Rzeką sług nieśmiertelnych. Urząd zwierzchnika kultu Ozyrysa pozostaje w tej chwili nieobsadzony. Jako towarzysza ceremonii dobierzesz sobie arcykapłana Tota, któremu zresztą zaszczyt ten należy się z racji oddania dla Tronu oraz sprawowanej godności. To jednak starzec, unikający zazwyczaj udziału w życiu publicznym, toteż całe zadanie spadnie głównie na ciebie, Neferze. Ty również, jako pierwszy spośród poddanych, złożysz należny i stosowny hołd nowemu Panu Obydwu Krajów, o ile Mój Małżonek zechce udzielić ci tej łaski. Nie sądzę jednak, by próbował on w jakikolwiek sposób naruszać tradycyjny ceremoniał. Taka jest Moja wola, oczekuję twojego posłuszeństwa i nie zamierzam wysłuchiwać niczyich sprzeciwów w tej sprawie! Jeśli ułatwi to w jakiś sposób wykonanie ostatniego rozkazu to wiedz, iż również Pani Obydwu Krajów okaże swoją życzliwość i w trakcie uroczystości przyjmie łaskawie twoje hołdy, złożone jednak dopiero po uhonorowaniu Jej Małżonka. To nigdy nie sprawiało ci trudności, arcykapłanie, a śmiem nawet twierdzić, iż Osobę Królowej i Bogini adorowałeś z pewną żarliwością.

Jeżeli, jak tego się spodziewam, przyjmiesz Moje polecenia, potwierdź to Towarzyszowi Prawej Ręki, a on na powrót przekaże w twoje dłonie laskę arcykapłańską, którą wczoraj tak nieodpowiedzialnie porzuciłeś. Nie uznałam do tej pory za potrzebne rozgłaszać tego incydentu, to znakomicie wszystko ułatwi. Gdybyś natomiast okazał krnąbrność albo zbyt długo zwlekał z decyzją, będę zmuszona, acz niechętnie, poszukać innego głównego koronatora. Byłoby to jednak kłopotliwe i wolałabym tego uniknąć. Nie mamy też możliwości odkładania w nieskończoność ceremonii zaślubin oraz koronacji, o czym dobrze wiesz. Pojawił się zresztą kolejny powód. Z prowincji syryjskich nadeszły wiadomości o pewnych niepokojących poruszeniach w pobliżu naszych granic. Co prawda, daleko jeszcze do wojny, zwłaszcza po niedawnym wielkim zwycięstwie, do którego się przyczyniłeś, obecność w tych stronach Mojego Małżonka i nowego Pana Obydwu Krajów z pewnością przysłuży się jednak do zaprowadzenia porządku i utrzymania pokoju. To bardzo ważny posterunek, wymagający nieustannej uwagi.

Neferze, jakkolwiek surowo mogły zabrzmieć Moje słowa i polecenia, wiedz, iż nie mają one na celu wyłącznie twojego upokorzenia, wywarcia zemsty czy też zaspokojenia Mojej próżnej dumy. Posiadasz rozliczne talenty, które wielokrotnie już potwierdziłeś i które nadal chciałabym mieć na Moje rozkazy. Byłeś najbardziej niezwykłym niewolnikiem, który kiedykolwiek służył przy Osobie Władczyni i którego można by sobie wyobrazić. Muszę jednak zyskać absolutną pewność, iż ofiarujesz swoje służby Pani Obydwu Krajów zawsze i w taki sposób, jak będą tego wymagały okoliczności oraz jak postanowię jako Królowa i Bogini, a nie wedle własnego uznania oraz tylko wówczas, gdy sam tego zechcesz albo sprawi ci to satysfakcję. Odrzucając pierścień z wizerunkiem Oka Izydy pokazałeś, że w obecnej chwili takiej pewności mieć nie mogę. Pragnęłam, abyś nosił ten królewski kamień i posługiwał się związaną z nim władzą, ty jednak wolałeś wybrać inne pierścienie… Nie cofam na przyszłość możliwości ponownego przekazania tego klejnotu, musisz jednak udowodnić nie tylko to, że posiadasz wielki rozum – o czym doskonale wiem – ale także to, że dorosłeś i potrafisz się nim posłużyć w każdej sytuacji… Nie tracę nadziei, że to nastąpi i zechcesz przyjąć także Mój znak…

Na koniec pamiętaj, że nadal gotowa jestem obdarzyć cię Moją łaską we wszystkich trzech Osobach. Aby przekonać się o prawdziwości tych słów zajrzyj, proszę, do skrzyni ze zwojami, którą otrzymałeś na uczcie. O ile cię znam, to po ostatnich wydarzeniach pewnie nadal jeszcze tego nie uczyniłeś. Przy okazji przekonasz się, że na tym Dworze możesz liczyć na przychylność nie tylko jednej Królowej…

Neferowi, arcykapłanowi Izydy,

pozdrowienia

Amaktaris,

Pani Górnego i Dolnego Kraju

Czytał z narastającym zdumieniem. Jak Ona mogła… Wyciągała co prawda rękę, ale oczekiwał przecież przeprosin! Wytłumaczenia zdrady, której się dopuściła. A tymczasem pisała jak Królowa, wydająca rozkazy z wysokości Tronu, surowo i władczo, spodziewając się w dodatku zupełnego posłuszeństwa. Zbeształa po prostu swego arcykapłana jak niedowarzonego sługę, dając łaskawie szansę odkupienia win… Pomimo oburzenia, nie mógł jednak odmówić Pani Obydwu Krajów godności i dostojeństwa… Taką właśnie, wyniosłą oraz dumną, podziwiał i wielbił… Miałby jednak osobiście koronować księcia Manetosa, przyszłego męża Najjaśniejszej, a przy tym składać mu jeszcze hołdy, które pragnął oddawać tylko samej Królowej i Bogini? Gdzie jego własna duma? Nigdy do końca jej nie utracił, nawet poniewierany podczas pierwszych ćwiczeń z oszczepem, skuty łańcuchami, zesłany do folwarku, chłostany przy wiosłach czy uwięziony na Placu Śmierci… Sama to kiedyś przyznała… Nawet wtedy, gdy Ona prosiła go swego czasu o wybaczenie, nie zdołał odrzucić tej swojej dumy i tym samym odrzucił wówczas Królową Amaktaris… Wbrew sobie, musiał to obecnie przyznać…

Wtedy otrzymał drugą szansę, porwano Irias i Ona poprosiła po raz kolejny, a on wrócił… Teraz takiej okazji z pewnością nie dostanie… I co na to wszystko Ana? Zachowywała się ostatnio dość dziwnie, jak gdyby zamiar porzucenia urzędu oraz wyjazdu wcale jej nie cieszył. Z pewnością myśli żony zaprzątała nadzieja na możliwe narodziny syna lub córki… Chociaż wypowiedziane nie dalej jak dziś rano słowa sugerowały też niedwuznaczną chęć podjęcia rywalizacji z Niezrównaną Amaktaris, rywalizacji w której uzdrowicielka wcale nie stała na straconej pozycji… Nefer poczuł, że z wrażenia robi mu się gorąco… Obiektem tej walki dwóch pięknych kobiet, dwóch lwic, byłby on sam. Perspektywa zarazem kusząca jak i budząca obawy… Z pewnością, wielu mogłoby arcykapłanowi Izydy pozazdrościć, nie tylko pozycji, bogactwa i władzy… Czy był jednak gotowy na takie wyzwanie? Do tego ta skrzynia ze zwojami, o co tutaj chodzi? Czego ma właściwie dowodzić jej zawartość? Musi to sprawdzić, zanim podejmie jakąkolwiek decyzję!

Ściskając w dłoni list od Królowej pospieszył do pomieszczenia, które nazywał już w myślach skarbcem. Klucz nosił od poprzedniego dnia przy sobie. Tym razem bez wahania uniósł wieko kufra i zaczął przerzucać umieszczone w nim gęsto papirusy. Niemal od razu jego uwagę przyciągnął zwój różniący się od pozostałych. Niewielki, trochę sfatygowany. Pospiesznie rozwinął rulon. Kolejny list, tym razem od matki, napisany przez Myrę w Abydos.

Do czcigodnego Nefera, arcykapłana Izydy

Neferze, mój synu

Dotarły do mnie szczęśliwe wiadomości o Twoim powodzeniu i wyniesieniu oraz o zasługach, które położyłeś w służbie naszej Pani, Najdostojniejszej Królowej Amaktartis. To Ona uczyniła ten zaszczyt starej kobiecie, własnoręcznie pisząc list z tak wspaniałymi nowinami oraz zezwalając na odesłanie pisma, które właśnie czytasz. Wieści te napełniły serce Twojej matki dumą i radością, zawsze przeczuwałam, zawsze wiedziałam, że zdolny jesteś dokonać wielkich rzeczy. Mogę teraz umrzeć szczęśliwa słysząc, że doczekałam się takiego syna… Jeszcze większą radością napełniłby moje stare oczy Twój widok w blasku potęgi i chwały, rozumiem jednak, że nowe obowiązki mogły przeszkodzić Ci w przesłaniu wiadomości. Nie martw się o mnie, Twojej matce powodzi się dobrze i niczego mi nie brakuje. Jeżeli zechcesz, a bogowie pozwolą, może spełni się jeszcze moje marzenie… Pozostań w zdrowiu i niech nieśmiertelni nadal obdarzają Cię łaską oraz szczęściem.

Twoja matka

Myra z Abydos

Czytając poczuł nagły wstyd. W tym wszystkim, wśród groźnych i niezwykłych wypadków, czy to jako skazaniec na Placu Śmierci, czy jako arcykapłan Izydy, zapomniał o Myrze… Od dawna wcale o niej nie myślał… Tak, zaprzątnął go wir wydarzeń, ale czy było to wystarczające usprawiedliwienie? Czy raczej nie poświęcał całej uwagi własnym sprawom, swojej miłości do Amaktaris i Any oraz związanym z tym komplikacjom? Uratował Tron przed upadkiem, a Kraj zapewne przed nową wojną domową, ale zapomniał o matce czekającej na wiadomości w prowincjonalnym Abydos… I to Najjaśniejsza pamiętała o tym szczególe, zadając sobie trud, by wyręczyć w tej sprawie osobistego niewolnika czy też arcykapłana Izydy – wszystko jedno którego z nich, to już nie miało obecnie znaczenia. Powinien natychmiast napisać do Myry, zaprosić ją do Stolicy i nowego pałacu, tym bardziej, że może doczeka się jednak wnuka… Przypomniał sobie własną, niepewną sytuację… Nie sprowadzi przecież matki po to, żeby towarzyszyła synowi na wygnaniu…

Czy to jednak tylko ten list miała na myśli Królowa, nakazując przejrzenie zawartości skrzyni? Nie spodziewała się chyba, że wbije w ten sposób w dumę swego arcykapłana, chociaż powinien docenić Jej łaskawość. Aby oderwać się od wyrzutów sumienia powrócił do papirusów, pospiesznie rozwijając kolejne rulony. W większości były to kopie dzieł z osobistej biblioteki Amaktaris, jak sama to ogłosiła, wręczając podarunek. Traktaty o dawnych dziejach Kraju, które zawsze wzbudzały zainteresowanie Nefera, a na których egzemplarze nigdzie indziej nie natrafił… Do tego zwoje z awanturniczymi, a zarazem romantycznymi opowieściami… Ona zdawała się je lubić… A i on sam, szczerze mówiąc, chętnie czytywał… W innej sytuacji pewnie zatopiłby się w lekturze któregoś z przerzucanych papirusów, ale nie teraz… Niecierpliwie przeglądał i odkładał rulony… Przecież z pewnością nie tylko o przesłaniu od Myry mówiły słowa Królowej…

Wreszcie trafił na coś niezwykłego. Sporych rozmiarów zwój, zapełniony tylko w niewielkiej, początkowej części. Rozpoznał śmiałe, wyraźne pismo Amaktaris: „Opowieści Nefera” głosił tytuł. Szybko przebiegał wzrokiem kolejne partie tekstu. Znalazł tu wszystkie swoje historie, którymi przy różnych okazjach umilał czas Najjaśniejszej: o władcy szukającym żony, o wojowniku skaczącym z wieży w ramiona księżniczki, o królu, który zgubił drogę na polowaniu, by znaleźć w zamian ukochaną małżonkę… Kiedy poświęciła czas, spisując to wszystko własną ręką? Poczuł niebezpieczne wzruszenie… Aby się opanować, rozwinął papirus do końca. – „Może włożyła tu jeszcze jakieś zasuszone kwiaty lotosu?” – Pomyślał cokolwiek zgryźliwie. Żadnych kwiatów nie zauważył, za to mniej więcej w środku rulonu, po sporej przerwie, trafił na kolejne zapełnione miejsce. Tym razem znaki nie wydawały się tak zdecydowane i precyzyjne. Ktoś pisał z widocznym trudem, czyniąc to powoli, ale starannie. I znowu rozpoznał swoje własne historie, tylko tym razem te, które opowiadał Irias. O proszę, jest nawet ta opowieść o królowej i księciu łowiących upieczone ryby, która nie spodobała się małej wojowniczce, zapamiętała także wyczyn łucznika, posyłającego strzałę w prawe oko króla oraz sprytny podstęp silnego, okrutnego ale i mądrego władcy, dzięki któremu zdobył zbuntowane miasto… Irias także włożyła w nakreślenie słów oddających te historie wiele czasu i serca, zwłaszcza znając jej niezbyt oszałamiający stopień entuzjazmu do pracy z pędzelkiem czy rysikiem… I oto jeszcze jakiś dodatek:

„Ona nie umiała tego napisać, tak powiedziała, ale ja to zrobię. Spójrz, ile zostało jeszcze wolnego miejsca, Neferze!”

Powoli zwinął papirus… Czy znajdzie sposobność, by zapełnić to miejsce? I czy kiedykolwiek zechce to uczynić?

CX (Epilog)

Tym razem tropiciele wykonali swoje zadanie bez zarzutu, zawczasu odnaleźli kryjówkę niewielkiej rodziny lwów i we właściwej chwili wypłoszyli zwierzęta na otwartą przestrzeń. Dorodny samiec oraz dwie gibkie samice wypadły z zarośli, wyrażając rykiem gniew oraz gotowość do walki. Ale i myśliwi okazali się dobrze przygotowani, nie dali się zaskoczyć. Konie zawczasu oswojono z zapachem drapieżników i solidnie okiełznano, woźnice wiedzieli, czego mogą się spodziewać, opanowali rumaki, nie pozwolili rozerwać linii rydwanów. W środku szyku podążał zaprzęg samej Pani Obydwu Krajów, uzbrojonej w dzierżony pewną dłonią oszczep. Władczyni wybrała jeden ze zdobytych w bitwie wozów konstrukcji hetyckiej, potężniejszy i cięższy od pojazdów egipskich. Mniej może zwrotny, zapewniał jednak większe bezpieczeństwo pasażerom oraz pozwalał pewniej posyłać strzały. Te dwa względy musiały przeważyć nad pragnieniem pędu i myśliwskim instynktem Królowej Amaktaris, skoro na platformie pojazdu towarzyszyła jej Irias, napinająca właśnie cięciwę łuku. Tylko duży, azjatycki rydwan zdołał zresztą pomieścić zarówno obydwie łowczynie, jak i woźnicę. Powoził jedyny Hetyta w Królewskiej Gwardii. Ocalony niegdyś od zamarznięcia w prywatnej łaźni Najjaśniejszej i obdarzony zaufaniem, odpłacał się mistrzowskim prowadzeniem masywnego pojazdu, do którego mieszkańcy Kraju nad Rzeką nie byli przyzwyczajeni.

Władczyni odzyskała już siły po niedawnym rozwiązaniu i wyrażała teraz przepełniającą Ją radość życia podczas owego długo odkładanego polowania. Zapewne ucieszyły Ją też dobre wieści z Syrii. Powróciwszy do tej prowincji po udziale w ceremoniach towarzyszących narodzinom syna i następcy, Jej Małżonek oraz Współtowarzysz na Tronie Obydwu Krajów, faraon Manetos, zawiadomił właśnie o kilku drobnych ale zwycięskich potyczkach, w których rozgromił różne koczownicze i łupieskie plemiona z pogranicza. Zapewne zamierzały wykorzystać nieobecność Pana Górnego i Dolnego Kraju, być może dyskretnie zachęcone przez króla Suppiliuliumę. Władca Hetytów liczył na okazję do rewanżu za klęskę i śmierć księcia Mutawalisa, chociaż żadnych dowodów jego inspiracji nie udało się zdobyć. Nie ulegało jednak wątpliwości, że stała i osobista uwaga faraona znakomicie przyczyniała się do utrzymania pokoju w tej niespokojnej krainie.

Wszyscy czekali, aż Pani Obydwu Krajów wybierze cel dla własnego oszczepu oraz strzał księżniczki. Okazał się nim noszący wspaniałą grzywę samiec, czyż zresztą ktokolwiek mógł w to wątpić? Irias nie zniosłaby innej możliwości i zapewne już zawczasu obydwie Królowe wydały woźnicy stosowne rozkazy w tej sprawie. Zajechał teraz zręcznie zwierzę od lewego boku. Pan pustyni nie okazał się jednak prawdziwie godnym przeciwnikiem, ryknął tylko groźnie, ale widząc, że nie czyni to wrażenia ani na koniach, ani na ludziach, odwrócił się i rzucił do haniebnej ucieczki. Amaktaris celowo wstrzymała rękę, pozwalając jako pierwszej wypuścić strzałę Irias. Dorastająca wojowniczka nie chybiła, grot wbił się w łopatkę zwierzęcia. Podczas gdy nakładała następny pocisk, Monarchini użyła własnej broni, trafiając oszczepem nieco niżej, w płuca. Król zwierząt ryknął ponownie, tym razem z bólu i przerażenia. Zdołał jeszcze zebrać siły i pobiegł dalej, z wyraźnym jednak trudem. Irias posłała kolejną strzałę, raniąc kark drapieżnika. Rydwan pognał za uciekającym samcem, asekurowały go dwa trzymające się nieco z tyłu pojazdy eskorty. Obsadzający je gwardziści obserwowali tylko rozwój sytuacji, w żadnym wypadku nie zamierzali wyręczać w czymkolwiek obydwu łowczyń, czy raczej przeszkadzać im w łowach. To przecież młoda królowa Amazonek wymogła odbycie tego polowania, najszybciej jak tylko okazało się to możliwe, pomimo pewnych smutnych okoliczności. I tak czekała długo, wykazując w tej sprawie niezwykłą doprawdy cierpliwość. To miał być jej pierwszy lew, pragnęła całą duszą myśliwskiego naszyjnika wykonanego z pazurów powalonego własną ręką zwierzęcia. I z pewnością dostanie to trofeum. Ranny samiec nie zdoła już uciec, a to przecież ona zadała pierwszy cios. I nie jedyny… Amaktaris prawdopodobnie powstrzyma się od udzielania zbytniej pomocy, chociaż zapewne przyjdzie Jej to niełatwo…

Podczas gdy ich pan i władca usiłował ratować życie nie przynoszącą chwały, a przy tym daremną ucieczką, jego dwie towarzyszki stoczyły krótką, rozpaczliwą walkę. Mniejsza z lwic skoczyła odważnie ku przejeżdżającemu obok rydwanowi, wbijając pazury w bok prawego konia. Ten kwiknął przeraźliwie, rzucił się w bok i zachwiał towarzyszem. Woźnica nie zdołał opanować wozu i cały zaprzęg zwalił się na porośnięty wątłą trawą piach. Na szczęście kierujący tym skrzydłem obławy Harfan nie stracił głowy, jak przystało na dowódcę Królewskiej Gwardii. Natychmiast skierował w tę stronę własny pojazd, a towarzyszący Libijczykowi oszczepnik krótkim rzutem wbił grot przed nasadą tylnej łapy zwierzęcia. Miał wrażenie, że chociaż w taki sposób zdoła wyrazić głuchą nienawiść do bogów, którzy w przewrotny sposób pokierowali jego losem. Mylił się, oczywiście. Nienawiść pozostała, chociaż los drapieżnika został przesądzony. Cios nie okazał się wprawdzie śmiertelny, ale dwa kolejne rydwany powtórzyły manewr pułkownika i ciało lwicy przebiły następne drzewca. Poruszała się jeszcze, wlokąc tylne łapy, unosiła głowę oraz wydawała głośne ryki bólu i nienawiści, oczy wielkiego kota zachodziły już jednak mgłą śmierci. Pozostali myśliwi uszanowali odwagę samicy i oszczędzili jej dalszych ciosów, pozwalając skonać w spokoju. Jej towarzyszka także rzuciła się ku innemu zaprzęgowi, poruszała się jednak z nieco mniejszą szybkością i zaatakowała z opóźnieniem. Dzięki temu woźnica zdołał wykonać ostry skręt, a lwica nadziała się na nastawiony oszczep stojącego na platformie wojownika. Pęd rydwanu nie pozwolił utrzymać drzewca w dłoniach, ranne zwierzę odpadło na piasek. Ułomek pękniętego oręża sterczał z piersi drapieżnika, grot sięgnął płuc. Kilka następnych oszczepów zakończyło sprawę.

Harfan zajął się obalonym zaprzęgiem. Zarówno woźnica jak i jego towarzysz wyszli z tej przygody cało, dość mocno tylko poobijani. Podnosili się właśnie z pewnym trudem. Gorzej powiodło się koniom. Zaatakowany przez lwicę krwawił z kilku ran w boku, natomiast drugi rumak upadając złamał nogę. Rżał teraz z bólu. Libijczyk pokręcił głową i dobył sztyletu. Swego dowódcę powstrzymał jednak wojownik powożący pechowym rydwanem. Pochylił się nad nadal leżącym zwierzęciem, wyszeptał coś do jego ucha, poklepał po głowie i użył własnego ostrza, podcinając gardło i skracając cierpienia przyjaciela. Przy rannym koniu przyjął już pomoc towarzyszy, którzy z wprawą obmywali ślady pozostawione przez pazury drapieżnika i nacierali je jakąś maścią.

– Panie, ta tutaj była kotna. To dlatego zaatakowała wolniej – zawołał któryś z gwardzistów, oprawiający już większą samicę. – Zabiliśmy ją w samą porę, za jednym zamachem kilkoro tych rozbójników mniej.

– Trzeba przeszukać zarośla! – polecił Libijczyk. – Widziałem, jak zręcznie nastawiłeś oszczep. Powiem o tym Pani Dwóch Krajów, Oby Żyła i Władała Wiecznie, nie ominie cię naszyjnik zabójcy lwów. – Twarz żołnierza pojaśniała z zadowolenia. – Drugi dostanie mój towarzysz, który zadał pierwszy cios mniejszej lwicy.

Nikt nie sprzeciwił się słowom dowódcy, sprawiedliwie zresztą przysądzającego zasługi. Tymczasem z niedługiego pościgu powróciły Irias i Najjaśniejsza Amaktaris. Na dowód swego triumfu księżniczka trzymała w dłoni odciętą, zakrwawioną łapę drapieżnika. Jej także przypadnie upragnione trofeum. Obydwa rydwany eskorty pozostawiono zapewne przy ciele zabitego zwierzęcia, a żołnierze oprawiali zdobycz.

– Spójrzcie, spójrzcie! Zabiłam lwa! Ja sama! – wołała w stronę Harfana, wymachując swoim łupem. – Wam także dobrze poszło, wszyscy dostaniemy te naszyjniki, tak jak obiecałam! Ale mój będzie najpiękniejszy, bo to był prawdziwy samiec!

– Oczywiście, księżniczko!

Podczas gdy Irias dzieliła się swoją radością z przyjaciółmi, spojrzenie Amaktaris omiotło potrzaskany rydwan, zabite lwice, martwego konia i jego rannego towarzysza. Pojęła bez słów, że to tutaj stoczono prawdziwą walkę o życie. Na szczęście, okazało się, że życiem zapłaciły ostatecznie tylko zwierzęta. Przyjęła to z ulgą, szkoda co prawda koni, ale polowanie na królewskie drapieżniki nigdy nie było rozrywką całkowicie bezpieczną. Przez twarz Najjaśniejszej przemknął niespodziewanie cień. Wspomniała może teraz inne łowy, sprzed prawie roku… Ale to mógł podejrzewać tylko ktoś, kto dobrze znał Panią Obydwu Krajów i uczestniczył również w tamtym, zakończonym dramatycznie pościgu za antylopami… Szczęśliwie, niewesołe być może myśli Władczyni przerwały okrzyki tropicieli przetrząsających zarośla.

– Tu są jeszcze trzy! Trzy młode, trzeba je ubić!

– Zaczekajcie! Chcę je zobaczyć! – zawołała Irias.

Nie czekając nawet na przyzwalający gest Amaktaris, Harfan skoczył pomiędzy zarośla, by powstrzymać myśliwych i spełnić życzenie księżniczki. Pozostali ruszyli za Libijczykiem, okazując niewiele mniejszy pośpiech. Stało się teraz jasne, dlaczego obydwie samice walczyły do upadłego, zamiast próbować ucieczki na wzór swego pana i władcy. Starały się ochronić niedawno narodzone potomstwo jednej z nich. Trzy płowe kociaki, mały samiec oraz dwie samiczki, mrużyły oczy i tuliły się do siebie, przerażone zapewne pojawieniem się w ich legowisku gromady wrogich, wznoszących głośne okrzyki oraz wydzielających nieznany zapach postaci. Matka i jej siostra gdzieś przepadły, ale lwiątka wysuwały drobne pazurki oraz rozwierały niewielkie jeszcze paszcze, prezentując wyżynające się dopiero ząbki – gotowe walczyć z tymi nienawistnymi obcymi. Łowcy czekali na decyzję i rozkaz Królowej. Inicjatywę w tej sprawie przejęła jednak Irias. Zanim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać, odrzuciła swoje trofeum i sięgnęła po małego króla zwierząt, uniosła oraz przytuliła kociaka do piersi. Próbował użyć pazurków, unieruchomiła mu jednak łapy i po chwili uspokoił się, ujęty być może ciepłem emanującym od ciała dziewczynki, jej cichymi słowami, kołysaniem ramion oraz zapachem, różniącym się zapewne od pełnej nienawiści i strachu woni wydzielanej przez tropicieli.

– Nie pozwolę go zabić! Chcę go zatrzymać! Będę się nim opiekowała, obiecuję. Proszę… – Spojrzała błagalnie na Amaktaris.

– Jeśli tak chcesz, Irias… Ale pamiętaj, co tu przyrzekłaś. Młode zwierzęta można ułożyć, należy jednak ofiarować teraz temu lwiątku serce i czas… W przyszłości wyrośnie na silnego drapieżcę i wtedy bezwzględnie musi okazywać ci posłuszeństwo.

– Tak zrobię! Och dziękuję!

– Swoją drogą, groźny król zwierząt jako oswojony towarzysz władczyni Amazonek wywierałby na wszystkich wielkie wrażenie… Na przykład leżąc u stóp twojego tronu, Moja siostro i królowo.

– To dlaczego sama nie weźmiesz pozostałych? Dla siebie albo dla Amara? Jest co prawda jeszcze mały, ale jego imię oznacza lwa i kiedyś przecież urośnie!

– Wiesz Irias… Przyszłemu Panu Obydwu Krajów taka przyjaciółka rzeczywiście mogłaby się przydać, a i obecna Pani też nie miałaby nic przeciwko temu.

– A więc załatwione! Mojego nazwę Amar. Na pamiątkę… Twój syn nie będzie miał chyba nic przeciwko temu, co? Niech ten lew obdarzy go siłą i odwagą.

– Dobrze, ale w takim razie będzie sprawiedliwie, jeżeli moja i Amara lwica otrzyma twoje imię – Irias. Co ty na to, królowo? Niech tutaj ona weźmie siłę i odwagę po tobie.

Amaktaris sięgnęła po jedno z pozostałych kociąt i także przytuliła je do piersi, uspokoiła.

– Miałaś przecież zabrać obydwie – przypomniała dziewczynka.

– To za dużo. Myślę, że ktoś tutaj także zasługuje na podobne wyróżnienie. A ostatnia lwica również znajdzie przyjaciół.

– No tak, ale jestem głupia, że sama o tym nie pamiętałam! Wybaczcie oboje! Jak chcesz ją nazwać?

– To oczywiste – odparł. – Sachmet, Silna, Potężna, bogini wojny, prawdziwa lwica. Niech mała Ana weźmie od niej siłę i odwagę.

– Jedno i drugie przypadnie jej po matce, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Podobnie jak mądrość po ojcu.

– I cóż mi po tej mądrości, Najdostojniejsza Pani, skoro bogowie okazali się tak okrutni? Czuję się winny…

– Ja także przyczyniłam się do tego wszystkiego, a przynajmniej ona w to wierzyła.

– Wierzyła w to, że bogini Izyda obdarzyła ją dzieckiem… I czuła się szczęśliwa, a potem… Dlaczego tak się stało? Po tym wszystkim, przez co przeszliśmy?

– Nawet bogowie nie mogą mieć wszystkiego, arcykapłanie… Nie potrafiliśmy uratować ich obu, a ona postanowiła… Tak chciała, to była jej własna decyzja.

– Ale dlaczego? Dlaczego została zmuszona do podejmowania takiego wyboru ? Teraz, gdy mogła mieć to, czego zawsze najbardziej pragnęła?

– Nie wiem, Neferze. Sama jestem podobno boginią, ale tego nie wiem… Ty jako arcykapłan także nie… Wiemy tylko, że wybrała z własnej woli, wybrała życie dla córki. I musisz tę decyzję uszanować.

– Czynię to każdego dnia, gdy widzę małą Anę… Ale to nie jest łatwe… Na szczęście sprawy świątyni wymagają wiele uwagi.

– Zajmiesz się nimi równie skutecznie jak zwykle, arcykapłanie. A jeśli chodzi o twoją córkę, zawsze możesz liczyć na wszelką pomoc.

– To dar, który otrzymałem od Any. Zapłaciła własnym życiem. Uczynię dla niej wszystko, dla nich obu…

Niestety, dla żony nie mógł już zrobić wiele więcej poza urządzeniem odpowiedniego pogrzebu oraz wzniesieniem grobowca, który właśnie zaczynano wykuwać w bezpośrednim sąsiedztwie królewskiej nekropolii. Był to, oczywiście, wielki zaszczyt, wymagający specjalnego zezwolenia, ale nie dbał o to, chociaż sam też miał kiedyś znaleźć swoje miejsce w tej wydrążonej w skale komorze. Nadeszła widocznie pora, by zacząć myśleć o takich sprawach… Tymczasem Ana spoczęła w chwilowym schronieniu, użyczonym przez Najjaśniejszą. Z pewnością nie tego by jednak chciała, dlatego podczas częstych wizytacji bezlitośnie poganiał architektów, budowniczych i niewolników.

Nie potrafił też zapomnieć o innym darze swojej pani i małżonki. Ofiarowała go na osobności, na kilka dni przed rozwiązaniem. Uparła się, że zdejmie pierścienie, które nosił nieustannie od pamiętnych wypadków sprzed kilku miesięcy – początkowo z krótkimi, intensywnymi przerwami. Zadręczał się teraz myślami, że coś jednak przeczuwała… Była w końcu uzdrowicielką.

– Nie uwalniałam cię od dłuższego czasu ale nie chcę, byś miał to na sobie akurat teraz…

– To nie ma żadnego znaczenia.

– Jednak ma… Będzie mi łatwiej… Pewnie nałożę je na nowo za kilka dni, po wszystkim. Ponieważ jednak po rozwiązaniu też należy chwilę odpocząć… Jeszcze zdążysz się nimi znudzić, mężu.

– Ty nigdy mi się nie znudzisz.

– Czy to może efekt działania tych obręczy? Jeśli tak, to warte są każdej ceny. Ale teraz nie życzę sobie ani widzieć ich tutaj, ani czuć.

Ujęła jego genitalia, zdjęła pierścienie i odrzuciła w jakiś kąt. Następnie przez długą, bardzo długą chwilę bawiła się obudzoną nagle męskością małżonka. Ta rozmowa i ten gest wydawały mu się teraz ostatnim, szczęśliwym wspomnieniem. Potem przyszły krzyk, ból i krew. Liczył, że głośny płacz noworodka oznacza koniec cierpień żony. I tak też było, jeśli się nad tym zastanowić, przynajmniej dla niej. O tym, że coś poszło nie tak powiedziały mu ponure miny Królowej oraz mistrzów Serpy i Sentota.

– Na co czekamy? Ruszajmy. Trzeba nakarmić te lwiątka, załatwię to z Ahmesem! – Irias przejęła dowodzenie, przerywając gorzkie rozważania Nefera.

Pochylił się i podniósł małą Sachmet. W tej chwili swoją groźną imienniczkę przypominała tylko charakterem. Podobnie jak rodzeństwo, szybko doceniła jednak ciepło ciała życzliwego człowieka, uspokoiła się i wtuliła w jego ramiona. Pospieszył w ślad za obydwiema królowymi. Harfan, pozbawiony przez księżniczkę prawa i obowiązku komendy, uśmiechnął się krzywo, sięgając po porzuconą, odciętą łapę samca.

– Mam nadzieję, że te lwiątka siłę i odwagę odziedziczą raczej po matce niż po ojcu. Przy takich trzech opiekunkach nie mają zresztą innego wyjścia. A Irias przypomni sobie jeszcze o tym naszyjniku. Chodźmy, przyjacielu!

Uderzył towarzysza w ramię, uważając jednak, aby nie obudzić Sachmet. Można mu było pozazdrościć doświadczenia w obchodzeniu się z prawdziwymi lwicami.

Koniec

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Koniec epopei . Z jednej strony podziw dla kunsztu autora a z drugiej żal że nie ma kontynuacji. Do dziś nie rozumiałem jak można oglądać seriale tasiemce. Dopiero po przeczytaniu dzieła Nefera (a także opowieści MA) zrozumiałem w czym rzecz. Że to wciąga. Mnie wciągnęła na maksa. Nefer pokazał swoje mistrzostwo pióra. Bardzo realnie opisał realia tamtej epoki. Zarówno krajobraz jak i życie i pracę ludności. Wyartykułował te najważniejsze zawody żołnierza, rolnika, żeglarza, kupca i rzemieślnika. Wskazał jaką rolę pełniło niewolnictwo zarówno to domowe jak i kopalniane. Na podstawie Pani Dwóch Krajów nawet kompletny laik jest w stanie wyobrazić sobie jak się żyło w tamtych czasach. Najważniejsze są jednak kreowane przez Autora postacie zarówno te pierwszego planu jak i będące w tle. Zwłaszcza opis postaci w tle wymaga mistrzostwa. Łatwiej opisać pierwszoplanową postać na wielu stronach niż zarysować w kilku zdaniach wyrazistą osobowość. Ciekawa jest także fabuła. Dwie główne postacie czyli Amaktaris i Nefer mają swoje Alter ego. Skromna uzdrowicielka Ana okazuje się równie dominującą jak królowa. Amaktaris próbują się przeciwstawić również Amazonki. Oczywiście są też mężczyźni próbujący zdobyć rękę królowej i władzę nad Egiptem. Nefer ma więcej adwersarzy . Byli osobiści niewolnicy jak Padnie, setnik Harfan, książęta: egipski Nektanebo i hetycki Murawskiego. Niechętni są mu też kapłani z których sekty się wywodzi. Jeżeli chodzi o stronę erotyczna to autor na samym początku uprzedził że jest to klimat femdom. Ale można też znaleźć elementy czystego sadyzmu i dominacji pana nad niewolnikiem. Same opisy scen erotycznych są ciekawe i łatwe do wyobrażenia. Mógłbym napisać dużo więcej ale Autor zrobił to lepiej ode mnie. Zachęcam do wnikliwego czytania. Ja sam czytałem Panią Dwóch Krajów dwukrotnie zwracając za drugim razem na opisy i szczegóły które mi umknęły w pierwszym czytaniu. I nie wykluczam że to ostatni raz.

Errata tam gdzie jest Padnie powinno być Pachos a książę hetycki to Mutawaliis a nie Murawski . Wponadto zamiast te powinno być też.

Koniec wieńczy dzieło. I czyni to pięknie!

Anonimie S: To wielce pochlebne dla autora stwierdzenie, że przeczytałeś po raz kolejny tak długą powieść, mając do wyboru mnogość tekstów zarowno na necie jak i w wersji papierowej. Scenerię obralem właśnie taką, bo z wielu powodów odpowiadała ogólnemu klimatowi femdom, który zamierzałem nadać szeroko pojmowanym scenom z napięciem erotycznym. Ale taka decyzja zobowiązuje do odmalowania tejże scenerii najlepiej jak potrafię i na ile pozwala moja wiedza. Moim zdaniem każda opowieść powinna wyciągać, to pierwszy warunek jaki musi spełnić. Fabuła, bohaterowie, ich perypetie to środki do osiągnięcia tego celu. Dominacja i uległość to często dwie strony tego samego medalu. A sceneria starożytna doskonale nadaje się jalo tło. Cieszę się, że historia Cię wciągnęła. Ale nie chciałem jednak, by skończyła jak przysłowiowa już „Moda na sukces”, stąd o kontynuacji raczej nie myślę. Zajmę się nowymi pomysłami i nowymi światami.

Anonimie: Każda opowieść musi mieć swój koniec. Chciałem uniknąć ckliwego happy endu, zostawić też coś fantazji czytelników. Zakończenie jest w sumie pozytywne, zdrajcy i wrogowie przegrywają, bohaterowie pozytywni zdobywają to, na czym im zależało. Ale nie wszystko. I za to, co wywalczyli, płacą cenę. Niekiedy najwyższą. Nawet bogowie nie mogą mieć wszystkiego.

Dzięki za komentarze i pozdrawiam.
Nefer

Dowiedziałem się ciekawostek o dawnych czasach, wciągnąłem się w historię, która kroiła się na banalność, ale jednak wywinęła się od tej oceny. Najważniejsze, że przeczytałem z nieustającym zainteresowaniem, co będzie dalej i jak się to skończy. A więc najważniejszy cel Autora został osiągnięty. Zainteresować i podtrzymać zainteresowanie do końca. Wiele ciekawych pomysłów – przyznam. Współudział dwóch kobiet przy prokreacji to brylant, niestety nieoszlifowany. Z wielkim potencjałem filozoficznym – niewykorzystanym.
Z drugiej strony muszę stwierdzić, że co kilka zdań przebiegało mi przez głowę „No nie mógł/nie mogła tak powiedzieć” w tamtych czasach albo „no nie mógł/nie mogła tak zrobić” w owych czasach. Potykałem się o też o dłużyzny i nieporadności narracyjne. Ale myślę, że po nabraniu dystansu, sam Autor bez pomocy ale z wielkim jednak trudem, bo to obszerne dzieło, mógłby swoją opowieść poprawić, pozbawić wielu usterek.
Wielka wyrwa czasowa między styczniem a październikiem. Opublikowanie na raz sześciu obszernych fragmentów, których lektura zajęła mi kilka dni, bo musiałem jeszcze przypomnieć sobie styczniowy odcinek. Zwłaszcza, że Horkan i Harfan od zawsze, i tak pozostało do końca, mylili mi się niemiłosiernie.
Uśmiechy,
Karel

Mi też mylili się czasem Horkan i Harfan. Ale prawdziwą złośliwością Autora było nazwanie dwóch członków dworu Królowej Ahmesem i Apresem 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Karelu: Mam świadomość, iż gustujemy w różnych rodzajach opowieści, różnych formach narracji, obrazowania itp., a nasze opinie na temat konkretnych tekstów bardzo często wypadają odmiennie – chociaż moje własne zazwyczaj zachowuję dla siebie i nie upubliczniam ich w komentarzach. Dlatego doceniam Twoje stwierdzenie, że moja historia zdołała Cię wciągnąć. Przyciągnięcie uwagi czytelnika uważam za najważniejszy i priorytetowy cel pisaniny, wszystkie inne, w tym zagłębianie się w meandry filozofii, mają znaczenie drugorzędne. Zwłaszcza na portalu zamieszczającym teksty z założenia kojarzące się jednak z rozrywką. Jak brzmiała mowa codzienna w tamtych odległych czasach właściwie nie wiemy, skoro zachowały się przede wszystkim teksty oficjalne, religijne czy rytualne. W tej sytuacji pozostaje licentia poetica i moją wersję uznaję za równie prawdopodobną jak Twoją. Zakładam, że ludzie w różnych epokach byli jednak podobni, dążyli do podobnych celów i kierowali się podobnymi motywami, odczuwali też w podobny sposób. W innym wypadku zupełnie nie bylibyśmy w stanie ich zrozumieć. Toteż i ogólne zachowania czy reakcje też nie mogły się zbytnio różnić. Nieporadności narracyjne zapewne się zdarzają, jak niemal wszędzie, ale bez konkretów dyskusja nie ma sensu. Nie mam też w planach jakiejś gruntownej przebudowy tego tekstu, z różnych powodów, a jednym z nich jest zapewne lenistwo autora. Półroczne lub dłuższe przerwy w publikowaniu kolejnych części zamieszczanych na portalu powieści nie są niczym nadzwyczajnym, a wiele spośród tychże powieści od dawna czeka na dokończenie, oby z dobrym skutkiem.
Dziękuję za zainteresowanie i komentarz oraz również pozdrawiam

Karelu i MA. Jedną ze wspomnianych postaci „uhonorowałem” imieniem własnego kota. Oficjalnie miał nosić imię Horus, ale jak zawsze wkradło się zdrobnienie i został Horkanem. 😀

Trochę smutno mi się zrobiło że Postanowiłeś uśmiercić Anę. To była najpoczciwsza postać, na tle reszty w zasadzie niewinna. Trochę zawirowała ta akcja wokół zrzeczenia się urzędu Arcykapłana Izydy. Zupełnie tak jakby Nefer nie wiedział już sam czego chce.

Wspominając sceny z całej opowieści to mimo wszystko podobają mi się momenty samotności. Zsyłka do gospodarstwa, pobyt na Placu Śmierci. Również te odcinki w których Opisywałeś Irias. Jej dziecięcy entuzjazm i zapał. Bardzo cenię również Harfana i Tereusa.

Co do erotyki to było kilka kawałków które przeczytałem z przyjemnością jednak Twoje klimaty to zdecydowanie nie moje klimaty. Dla tego Twojej opowieści nie czytałem nigdy z nastawieniem na erotykę . Co ciekawe to nastawienie czy apetyt na erotykę przywiodło mnie na ten portal. Znalazłem jednak na nim coś więcej niż się spodziewałem, także dzięki Tobie. Nigdy by mi się nie śniło że na portalu z twórczością amatorską, mozna znaleźć tak ambitne prace. Cześć obecnych dobrze sprzedających się mistrzów, mogło by wymiatać miotełką żuczki sprzed nóg nie jednego czy nawet nie dwóch tworzących tu twórców. To zaskakujące ale również bardzo miłe.

Podczas okresu powstawania Pani Dwóch Krajów odcinki nie były publikowane systematycznie. Zdażały Ci się nieco lepsze i nieco gorsze okresy i było to wyczuwalne choć całość robi bardzo dobre wrażenie.

Miałem napisać więcej czego można by się dowiedzieć o Tobie jako o autorze poprzez analizę Twego dzieła (moja ulubiona rozrywka) jednak nie mam na to weny. Nie jestem też pewien czy jest to tak do końca uprzejme. Czynię to także by ustrzec się frazesów typu: „bardzo oryginalne” itp. Mam nadzieję że jeszcze Cię nie wprowadziłem tym z równowagi.

Trochę mi szkoda że się skończyło bo inne Twoje utwory nie porywają mną zbytnio, ale może się jeszcze coś zmieni.

Nikt nie może mieć wszystkiego i za wszystko trzeba zapłacić… Niech tak już zostanie… A Nefer… Chciał właśnie wszystkiego, może z wyjątkiem korony i też boleśnie się przekonał, że to niemożliwe… Na różne sposoby… Musiał także na koniec wreszcie dojrzeć. Dojrzeć do kompromisów, które niesie życie.
To duża satysfakcja, tak dla mnie, jak i innych Autorów, że tak wysoko oceniasz nasz portal, że uznałeś, iż można tu znaleźć nie tylko czystą erotykę. Bo też tak i jest, erotyka w różnych wydaniach i odcieniach, ale i sporo tekstów po prostu „do przeczytania”.
To, że lubisz „analizować” autorów poprzez ich pisaninę już wiem. Mnie osobiście w niczym to nie przeszkadza, z równowagi też mnie nie wyprowadzasz. 😀
Mam nadzieję, że w obszernych zasobach NE oraz w nowych publikacjach natrafisz na coś dla siebie, jeśli nie z mojej klawiatury, to z pewnością znajdą się inni Autorzy.
Pozdrawiam

Chylę czoła przed autorem.
Kilka zarwanych nocy za mną.
Bardzo polubiłem tego chłopaka z prowincji.

Mam nadzieję, że nie masz za złe Neferowi tych zarwanych nocy. Cieszę się, że opowieść zdołała Cię wciągnąć, a bohater wzbudził sympatię. Został pomyślany jako postać nietypowa, różna od klasycznego herosa w typie Conana. Przeciętny z wyglądu, raczej kiepsko macha oszczepem, nie jest żadnym „pożeraczem serc”. Starałem się za to nadać mu inne zalety, przede wszytskim umiejętność posługiwania się rozumem, co nie jest dla autora zadaniem łatwym. Co prawda, ten rozum i tak zawodzi go zawsze w obliczu kobiet, które kocha. Ale taki już jego los. 😀
Pozdrawiam

Dobry wieczór!

I tak oto kończy się „Pani Dwóch Krajów”, jeden z dwóch najdłuższych cyklów publikowanych na Najlepszej Erotyce. I zarazem – w mojej skromnej ocenie, najlepszy cykl, jaki mamy przyjemność prezentować. Może nie jestem do końca obiektywny, jako jego korektor, może to moja fiksacja na punkcie historii starożytnej, ale fakt pozostaje faktem: żadnej innej serii nie śledziłem z takim zaciekawieniem i uwagą. I żadnej innej nie żegnałem po ostatnim zdaniu z takim żalem. Choć to ponad 1000 stron, chciałoby się więcej. A przecież historia opowiedziana została do końca, bez otwartych kwestii oraz niedomówień. Ci, co przeżyli, mają przed sobą niezłe perspektywy, ci co umarli, są wspominani wedle swoich zasług. Ana ze smutkiem i żalem, Horkan z niechęcią, ale i pewnym szacunkiem. Nektanebo bez krzty szacunku.

Królestwo, królowa i jej prestiż zostały ocalone, Egipt znajduje się w pewnych i silnych rękach. Świątynia Izydy również będzie prosperować pod światłym przywództwem najwyższego kapłana (który na szczęście nie przyjął nominacji na egipskiego Berię czy Jeżowa i nie musi nadzorować przesłuchań więźniów i egzekucji na Placu Śmierci). Młoda Irias będzie mieć czas nauczyć się królewskiego rzemiosła i gdy wreszcie obejmie rządy, ma szansę być do nich przygotowana. Radość happy endu mąci jedynie śmierć żony Nefera, uzdrowicielki Any. Szkoda, że musiała odejść, tym bardziej, że nie wymagała tego wcale logika fabuły (główna morderczyni bohaterek w moich tekstach).

Mam nadzieję, że Autor z czasem wróci do historii starożytnej, którą – jak sądzę – kocha równie mocno jak ja. Do tego czasu, będę czytał jego cykle fantasy, które również gorąco polecam!

Pozdrawiam
M.A.

Fakt, obydwaj lubimy historię (zwłaszcza starożytną), a także obszerne powieści z rozbudowaną fabułą i dbałością o różne szczegóły. To może wpływać na Twoją optykę, Aleksandrze. 😀 Oczywiscie, dziękuję za tak pochlebną opinię oraz za pracę włożoną w korektę obszernego tekstu. Doceniam też Twoje zbiory dzieł malarskich inspirowanych dawnymi kulturami, okazały się bardzo przydatne. Tematyki starożytnej porzucać nie zamierzam i mam pewne pomysły na nowe opowieści, chcę jednak dać trochę odpoczynku zarówno Czytelnikom, jak i samemu sobie. Tutaj opowieść zakończyła się względnie dobrze. Bohaterowie wywalczyli wiele z tego, czego pragnęli, ale nie wszystko. I zapłacili cenę, każdy swoją własną. Mam nadzieję, że teraz będą mogli żyć tak szczęśliwie, jak zdołają. Królowa umocniła panowanie, ma następcę oraz może liczyć na prawdziwe uczucie. Nefer objął stanowisko odpowiadające jego zdolnościom, uczyni ze świątyń podporę tronu i zdusi konspirację, która była tam obecna od dłuższego czasu. Na pewno nie zostanie Berią tego świata, do czegoś takiego absolutnie się nie nadaje. Z drugiej strony, z pewnością nie odmówi rozszerzenia zakresu swoich obowiązków, gdy królowa z czasem mu to zaproponuje. Bo takie ma zapewne zamiary, w końcu wierność i talenty należy wykorzystywać. A i wiąże też zapewne z arcykapłanem pewne plany osobiste. Temu to Nefer absolutnie nie będzie się sprzeciwiał i ewentualne nakładanie łańcuchów posłuży tylko podniesieniu temperatury. 😀 Jedynym dysonansem może okazać się mąż – faraon. Trzeba dać mu zajęcie na odległej granicy i tolerować ewentualne miłostki. Zapewne posiada takowe, może nawet niekoniecznie przelotne, chociaż uprzednio nie zawarł formalnego związku, licząc może na obecne rozwiązanie problemów dynastycznych. Jestem przekonany, że Amaktaris ze swoim talentem do manipulowania ludźmi potrafi „przekonać” męża do akceptacji obecnego stanu rzeczy , pozwalając przy tym małżonkowi zachować twarz.
Dziękuję za wszystkie Twoje komentarze i pozdrawiam.

Neferze,

Skończyłem czytać ,,Panią Dwóch Krajów” zdaje się, po raz trzeci (a może czwarty?). W tej opowieści ujmuje mnie tło historyczne, mające dla pasjonata epoki starożytnej ogromne znaczenie. Czytając ,,Panią…” łatwo mogę sobie wyobrazić rydwany jadące przez pustynię, gospodę Ahmesa, Plac Śmierci czy królewską barkę mknącą po Nilu (ostatnie łatwo przychodzi, skoro się tam było 😉 ). Jest też coś, co często nuży, a tu jednak się tego zdołałeś ustrzec. Tą rzeczą jest rozwlekłość tekstu. Pamiętam, że czytając grafomańskie opisy przyrody/świata przedstawionego w wykonaniu Żeromskiego (np: w ,,Syzyfowych Pracach”) przeżywałem katusze; tu wręcz odwrotnie: chłonąłem je. Podkreślę też znajomość realiów epoki i dbałość o szczegóły, czy to w przypadku postaci czy innych elementów.
Teraz: Nefer, jakkolwiek bardzo inteligentny, wykształcony i rozumny, ulega emocjom, niczym pierwszy-lepszy nastolatek. Niektórzy ludzie (bez podziału ze względu na płeć) nigdy tak naprawdę nie dorastają (emocjonalnie), a Nefer to jeden z nich. Przez cały bieg akcji widzę mężczyznę (a może tak naprawdę chłopca?) ulegającego swojej fascynacji osobą Amaktaris. Przez tę fascynację Nefer wielokrotnie złamał swoje moralne zasady, następnie usprawiedliwiając się przed samym sobą w myślach. Królowa z kolei, łatwo nim manipulowała, za pomocą poczucia winy i mieszając go z błotem. Biorąc pod uwagę masochistyczne skłonności kapłana nie powinno to specjalnie dziwić, a jednak mnie razi. Może rację miał umierający Horkan, kiedy stwierdził, że królowa zamiast lwa wolała łaszącego się u jej stóp kundla?

Pozdrawiam

Twoje uwagi można podzielić na dwie grupy. W pierwszej z nich chwalisz moją opowieść za elementy o charakterze warsztatowym, sposób sporządzania opisów, znajomość realiów epoki, klimat. Nie przeczę, miło mi to słyszeć. Sam również nie jestem entuzjastą sążnistych opisów w stylu autorów pozytywistycznych czy młodopolskich. Ciebie zniechęcił Żeromski, mnie osobiście najbardziej Orzeszkowa w „Nad Niemnem”. Ale przykłady można mnożyć, podobnych partii nie brak np. we „Władcy Pierścieni” Tolkiena czy (jeśli już trzymać się klimatów staroegipskich) w „Faraonie” Prusa. Trzeba jednak pamiętać, że przed 100-150 laty pisano inaczej, inne też były oczekiwania Czytelników. Nie mieli oni dostępu do telewizji, internetu, a i możliwości podróżowania do dalekich krajów były o wiele mniejsze. W tej sytuacji drobiazgowy, obszerny opis miał wspomagać wyobraźnię. Obecnie głównie nuży. Dlatego staram się unikać rozwlekłych partii opisowych i chcąc np. ukazać potęgę fortecy, zamieszczam kilka zdań, powiedzmy na temat bramy, pozwalając, by Czytelnik dopowiedział sobie resztę. Bardziej szczegółowe opisy rezerwuję dla obiektów mało znanych współczesnym, a które odgrywają pewną rolę w fabule (np. rydwanów bojowych, z uwzględnieniem różnic pomiędzy egipskimi a hetyckimi).
Co do realiów staroegipskich to interesuję się hobbystycznie historią tego kraju w starożytności, podobnie jak i Ty oraz wielu innych miałem też okazję odwiedzić kilkakrotnie Egipt współczesny i podziwiać jego zabytki. Niektóre z wykorzystanych w powieści krajobrazów mają swoje odpowiedniki w świecie realnym (np. pasmo wzgórz i dolina w której umieściłem bitwę z Hetytami, natrafiłem na dokładnie takie miejsce podczas turystycznego wypadu na Pustynię Arabską). Oczywiście, powieść nie jest monografią naukową, stąd zdarzają się odstępstwa od realiów. Niektóre dla wygody Czytelników, np. w staroegipskim kalendarzu nie używano tygodnia jako jednostki upływu dni, Egipcjanie nie znali też gry w szachy (chociaż z upodobaniem grywali w planszowe gry strategiczne, a zachowane wizerunki bardzo przypominają grę w szachy, stąd dawne, mylne przekonanie o znajomości szachów w Egipcie), inne odstępstwa wynikały z potrzeb fabularnych (np. wielkość i umeblowanie staroegipskich sypialni uniemożliwiały raczej wykorzystywanie ich do czegokolwiek innego poza snem, wśród wyższych warstw społecznych panował powszechny, spowodowany względami higienicznymi zwyczaj golenia włosów i używania peruk – obecnie peruka źle się kojarzy jako element urody, zwłaszcza kobiecej, postanowiłem więc oszczędzić tego bohaterkom itp.). Różnych nieścisłości jest pewnie więcej, wynikających również z niedostatków mojej wiedzy. Chociaż realiów starałem się w miarę możliwości trzymać.
Chwaląc rzemiosło, stwierdzasz równocześnie, że drażnią Cię charakter, upodobania i różne zachowania głównego bohatera, przyznajesz jednak przy tym, że podobnych mu ludzi nie brakuje. Rozumiem przez to, iż nie jawi się on jako postać wydumana oraz niespójna, ale niekoniecznie przypadła Ci do gustu. Cóż, „de gustibus non est disputandum”, tematu więc nie podejmuję.
Na koniec dodam, że wiadomość, iż przeczytałeś „Panią” po raz trzeci czy czwarty sprawiła mi jako autorowi sporą satysfakcję, bo przecież nikt nie czytałby po kilka razy obszernej powieści, która nuży i nie potrafi przyciągnąć uwagi.
Dzięki za komentarz i pozdrawiam.

Napisz komentarz