Zapach wanilii (Miss.Swiss)  3.72/5 (905)

16 min. czytania
Maxwell's Daemon (maxwelld), "Portrait in Chanel sunglasses", CC BY-NC 3.0

Maxwell’s Daemon (maxwelld),  „Portrait in
Chanel sunglasses”, CC BY-NC 3.0

Poniższe opowiadanie jest publikowane powtórnie w ramach cyklu Retrospektywy. Pierwszy raz pojawiło się na portalu Najlepsza Erotyka 31 lipca 2012 roku.

.

Susanne leżała na plecach pośrodku wąskiej zarośniętej drogi wspinającej się serpentyną wokół zalesionego pobocza. Nad sobą widziała ostry szafir porannego nieba kontrastujący z postrzępionymi soczystozielonymi liśćmi palm. Już o wczesnym poranku temperatura na wyspie przekroczyła 35 stopni, jednak zawsze obecny lekki wiatr łagodził odczucie upału. Słyszała jedynie szum liści, pokrzykiwania niewidocznych małp mona, pojedyncze odgłosy egzotycznych ptaków i przy-spieszony oddech Ryana wsuwającego się do jej rozpalonego wnętrza.

Wyjechali do St. Georges tuż po siódmej rano, jednak Ryan zamiast zjechać utartym szlakiem do stolicy zawrócił motor w najbliższej wsi i skierował go w stronę Grenville, by potem skręcić na drogę wiodącą do dżungli. Poruszali się najpierw szerokim ubitym gościńcem, przy którym stały jeszcze pojedyncze zaniedbane domy, potem drogi stawały się węższe, bardziej kręte i niedostępne, a domki nędzniejsze i rzadsze.

Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że są już w środku tropikalnego lasu. Ryan pokazywał jej drzewa i rośliny rzucając krótkie wyjaśnienia i komentarze. W końcu zatrzymali się w najbardziej nieoczekiwanym miejscu. Widok był niesamowity. Ciemnozielone wzgórza łączące się w łańcuchy, zatopione w porannej mgle doliny, trójpoziomowy wodospad, u którego podnóża tworzyło się małe krystalicznie czyste jezioro. Całe to wyniosłe piękno spowite było intensywnym zapachem dzikich kwiatów i owoców.

– Dobrze się przyjrzyj, bo może za parę lat tego już nie będzie – powiedział cicho stając za nią i obejmując silnymi ramionami.

Przez chwilę stali w milczeniu, gdy poczuła, że mężczyzna zsuwa z jej ramion cienkie ramiączka kwiecistej sukienki.

– Chodź do wody!

– Głęboko tu?

– Jakieś trzydzieści metrów.

Woda w jeziorku była zimna, ale wspaniale chłodziła jej rozgrzane słońcem i dotykiem mężczyzny ciało. Z przyjemnością rozcięła ramionami gładką taflę wody i zanurkowała. Pływali przez kilkanaście minut kończąc kąpiel pod prysznicem wodospadu.

Potem Ryan złapał ją na ręce i wyniósł na brzeg kładąc na ręczniku. Zadrżała z zimna, co zauważył od razu.

– Zaraz będzie ci cieplej.

Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć był już nad nią przygniatając przez chwilę swoim ciałem tak mocno, że niemal straciła oddech. Uniósł się po chwili na łokciach patrząc na nią uważnie, bez uśmiechu. Sięgnął ręką między jej nogi gładząc miękki wzgórek. Miał wprawne mocne palce potrafiące zadać ból, ale także wywołać niesamowite podniecenie. Właśnie czuła jak po  kilku chwilach takich pieszczot nabrzmiewa jej łechtaczka, a pulsujące wargi niemal same rozchylają się by ukazać zroszone wnętrze. Pragnęła go ze wszystkich sił, ale on się nie spieszył. Przyjął zaproszenie, zsunął dłoń niżej i głaskał coraz mocniejszymi ruchami wejście do szparki torując sobie powoli drogę do środka. Przyjmowała go chętnie w siebie ocierając się i zaciskając na jego palcach, ale chciała więcej. Wiedziała jednak, że tak jak poprzedniego dnia, to on będzie o wszystkim decydował.

Odruchowo rozłożyła nogi jak najszerzej i wysunęła biodra do góry zachęcając go do mocniejszych pieszczot. Tymczasem Ryan zajął się jej nagimi piersiami. Od zimnej wody sutki skurczyły się nieco, ale otulane ciepłym mocnym językiem i śliną znów się powiększyły. Mocne, nieco bolesne liźnięcia i drobne ukąszenia dostarczały jej nieznanej dotąd rozkoszy.

Chwycił ją jedną ręką za nadgarstki i przyniósł jej ramiona za głowę, przesunął się wyżej by całować i lizać jej szyję, co przyjęła aprobującym mruknięciem. Tym bardziej, że poczuła jak jednocześnie wślizguje się w nią mocnym i twardym penisem. Była bezbronna, całkowicie mu podporządkowana i czuła się wspaniale. Każde głębsze pchnięcie przyjmowała z głośniejszym jękiem, a w końcu, czując go już wypełniającego każdy milimetr oplotła go udami, przycisnęła do siebie i krzyczała z rozkoszy i spełnienia. Mogłaby się z nim kochać godzinami. Nie znała siebie takiej. Wieczór na plaży obudził w niej dziwne tęsknoty, nieznane pragnienia, których nieco się obawiała, lecz czuła także ogromną pokusę, by wreszcie przyznać się do nich przed samą sobą, ulec im. Pociągał ją i trochę przerażał jednocześnie. „To i tak potrwa tylko kilka dni“ – przemknęło jej przez myśl. Całe dorosłe życie była rozsądna i rozważna, planowała niemal każdy krok. Niech te dwa dni będą inne. Odsunęła od siebie wszystkie wątpliwości, jego pieszczoty rozpalały ją tak, że była sama sobą zawstydzona. Chciała jeszcze, a on był gotów sprawiać jej rozkosz.

Odwróciła głowę na bok, by mógł dalej pieścić i całować jej szyję, spojrzała na brzeg drogi i krzyknęła z przerażenia. Zza grubego pnia muszkatołowca spoglądały na nią duże, czarne oczy, w tej chwii lekko zamglone. Oczy należały do rosłego ciemnoskórego mężczyzny z brodą. Nie był młodzieńcem, ale jego dość mocne i proste ciało wskazywało na to, że trzymał się całkiem nieźle. Szerokie ramiona i umięśniony tors pokryte były drobnymi bliznami i świeżymi śladami po ukąszeniach dokuczliwych, karaibskich komarów. Spod mocno przybrudzonego, szarego turbanu, jaki nosił na głowie wysuwały się pojedyncze pasma długich włosów zaplecione w dredy. Wzrok Susanne powędrował niżej. Prawa dłoń mężczyzny zaciśnięta była na ogromnym, hebanowym członku lśniącym od potu i nasienia. W drugiej trzymał potężną maczetę, Słysząc wrzask kobiety i na widok jej przerażonych oczu, mężczyzna bezszelestnie skrył się za pniem. Tylko poruszone zarośla wokół grupy drzew muszkatołowych zdradzały czyjąś obecność.

– Tam ktoś jest! Murzyn z mieczem!

– Murzyn z mieczem? Masz na myśli maczetę, europejska kobieto. To pewnie John pustelnik. Ma tu w pobliżu swoją chatkę. Hej, John to ty? Po co straszysz białą dziewczynę?

Pustelnik wychylił się znów zza drzewa wskazując maczetą na coś leżącego na drodze. Susanne usiłowała nerwowo zakryć się ręcznikiem i sięgnąć po bieliznę, ale Ryan był szybszy. Złapał jej majtki i cisnął w krzaki. Ręka Johna pochwyciła je w locie. Przycisnął je do twarzy i uśmiechnął się szeroko ukazując pojedyncze popsute zęby.

Susanne szybko naciągnęła na siebie sukienkę i wstała.

– Macie tu pełno dość dziwnych ludzi – powiedziała drżącym głosem.

Ryan wybuchnął śmiechem.

– Bycie dziwnym, to sprawa względna. Tutejsi uważają za dziwnych turystów i ich obyczaje.

– Hej John, jesteś mi winny butelkę rumu za ten spektakl. I za majtki pierwsza klasa! – zawołał w stronę zarośli. W odpowiedzi krzewy tylko lekko zafalowały.

– Możesz go poprosić, żeby mi je oddał? – wycedziła przez zęby. Myśl, że mogłaby założyć znowu swoje majtki, które trafiły choćby chwilowo w brudne ręce Johna była jej wprawdzie niezbyt miła, ale nie miała wyboru.

– Nic z tego. John jest zapalonym kolekcjonerem damskiej bielizny. On też ma swoje potrzeby, a żadna z tutejszych niewiast nie jest chętna, by dzielić z nim życie. Nawet jak na tutejsze warunki żyje bardzo biednie. Poza tym masz śliczną cipkę i zamierzam ją jeszcze dziś odwiedzić, więc majtki są ci absolutnie zbędne. Uśmiechnął się, zanurkował pod jej sukienkę i pocałował punkt, gdzie zaczynała się szparka. Pod dziewczyną znów ugięły się nogi.

Obciągnęła sukienkę. Najchętniej wróciłaby przebrać się do hotelu, ale Ryana najwyraźniej bawiło i podniecało jej zdenerwowanie. Usiadła więc ostrożnie za nim na motorze i postanowiła znieść dzielnie dalszy program dnia, nawet bez majtek.

Po czterdziestu minutach jazdy dotarli do stolicy. Ryan zatrzymał motocykl tuż przy wjeździe na niewielki parking i omiótł wzrokiem horyzont. Szarańczy chwilowo brak. ClubMed przypływa dopiero po południu z Barbados. – Całe szczęście, bo nie cierpię, jak turyści snują się bezmyślnie po mieście, śmiecą i żrą hamburgery – stwierdził głośno. Na tyle głośno, że przechodząca obok gruba Amerykanka w obcisłych lateksowych szortach i słomianym kapeluszu obejrzała się za nim oburzona, o mało nie wypuszczając z ręki swojego hamburgera w rozmiarze XXL.

Susanne stanęła na betonowym nierównym nabrzeżu portu. Główna ulica St. George’s otaczała półkolem niewielką zatoczkę będącą jednocześnie portem dla małych łódek i statków transportowych. Wielkie wycieczkowce nie mieszczące się w akwenie cumowały na morzu, a turystów, głównie bladych Brytyjczyków dowożono na ląd łodziami.

Czuła się wspaniale. Zrelaksowana i spełniona, czująca swoje ciało, które zdawało się wysyłać jej wyraźny komunikat o swoim dobrym, ba fantastycznym samopoczuciu. Poranne słońce podkreślało jej zimową europejską bladość eksponując zmęczoną skórę nóg, ramion i dekoltu. Zazwyczaj przejmowała się tym w pierwszych dniach urlopu odsłaniając się całkowicie jedynie na plaży. Dziś jednak z przyjemnością założyła krótką kwiecistą sukienkę na ramiączka ciesząc się dotykiem ciepła. Obudziła się świeża i pełna energii, jedynie drobne zadrapania i ślady po mocnych pocałunkach przypominały o wczorajszym namiętnym wieczorze spędzonym z mężczyzną. Choć poranek też zaczął się obiecująco. Uśmiechnęła się na myśl o tym, co czeka ją jeszcze tego dnia.

Ryan pociągnął ją w stronę targu przypraw. Mimo wczesnej pory panował tam już spory ruch. Stragany z intensywnie kolorowymi owocami, których nazw nie znała, ustawione były tak ciasno, że musieli przeciskać się pojedynczo między rzędami bud chcąc dotrzeć do części targowiska pod dachem, gdzie oferowano świeże orzechy gałki muszkatołowej, złociste pałeczki cynamonu, cieniutkie pręciki wanilii i pachnące ziarna kakao. Jej uwagi nie umknęły lubieżne spojrzenia młodych ciemnoskórych mężczyzn przepychających się przez tłum targujących się gospodyń domowych. Czuła, jak chwilami nieznajome dłonie muskają jej odsłonięte uda, albo usiłują złapać za kawałek materiału. Ktoś otarł się nawet o jej piersi i bezczelnie spojrzał prosto w oczy. Pamiętając o braku bielizny starała się przytrzymywać dłońmi sukienkę i nie rzucać w oczy. Na szczęście posuwali się dość szybko do przodu. Ryan szedł przodem bez trudu torując sobie drogę.

– Spróbuj – odwrócił się do niej podając jej na nożu kawałek ociekającego świeżym sokiem mango. Było soczyste, pachnące słońcem i morskim powietrzem, a także jakąś dziwną tęsknotą za pierwotnością. Smakowało zupełnie inaczej, niż te, które czasem kupowała w supermarkecie. Ledwo je przełknęła, gdy podał jej zmrożone mleko kokosowe z domieszką sproszkowanej gałki muszkatołowej.

– Genialne!

– Musisz uważać – roześmiał się – sproszkowana gałka w większych ilościach działa jak narkotyk.

Intensywny zapach goździków i przekrojonych bulw imbiru, kardamonu i chili sprawił, że po dłuższej chwili zakręciło jej się w głowie. Przechodzili pomiędzy straganami wąchając, próbując i targując się z handlarzami. Roztarł jej odrobinę żółtego proszku na ramieniu. Zapachniało świętami Bożego Narodzenia. Nie mogła spamiętać wszystkich nazw. Nie umiała dobrze gotować, nie miała też wielkich kulinarnych wymagań, choć potrafiła docenić dobrą kuchnię. Ryan zrobił zakupy dla Agnes, doradził jej, przy którym straganie kupić małe zestawy świeżych przypraw na podarunki.

Przyglądała mu się dyskretnie. Był najwyraźniej w swoim żywiole. Żartował z napotkanymi ludźmi. Mężczyźni poklepywali go po plecach, kobiety, zwłaszcza młodsze, chętnie z nim żartowały, miała wrażenie, że nawet flirtowały. Nie umiała tego dobrze ocenić, nie wszystko rozumiała. Fascynował ją. Tym, co mówił, co robił, jak zdawał się traktować życie i jak szybko udało mu się ją do siebie przekonać. Młoda, może osiemnastoletnia dziewczyna o kreolskiej urodzie w bardzo obcisłej krótkiej sukience koloru fuksji objęła go ze śmiechem w pasie przytulając się bardzo poufale. Susanne poczuła drobną igiełkę zazdrości widząc, że odwrócił się, przygarnął ją do siebie i pocałował w usta. Przekomarzał się chwilę z kobietą, potem ruszyli dalej.

– Obracasz wszystkie na wyspie? Mało ci? – nie wytrzymała.

– Ktoś tu jest zazdrosny?

– Oczywiście, że nie, ale jeśli jesteś z jedną kobietą, to raczej nie całujesz innej. W usta.

– Kto tak mówi?

– Tak jest. To dobre wychowanie.

– Aha. Rozumiem, ale muszę ci powiedzieć, że ta informacja jest dla mnie całkowicie bezwartościowa.

Uśmiechnął się i poszedł dalej.

Ona też się uśmiechnęła do najbliżej stojącego ciemnego młodego człowieka obserwującego z ponurą miną targowisko. Podeszła bliżej i zapytała go o imię.

Zmierzył ją nieufnym spojrzeniem.

– Chcesz, żebym cię przerżnął, czy co? – rzucił bez uśmiechu. – Mam was trochę dosyć, ale jak wyłożysz z pięćset dolarów wschodniokaraibskich albo stówkę amerykańskich, to może pozwolę ci obciągnąć.

Stojący w pobliżu kumple chłopaka zarżeli ze śmiechu. Spłoszona Susanne rozejrzała się za Ryanem. Widział wszystko, słyszał chyba też, w dwóch susach dopadł do nich i pociągnął ją za  rękę, rzucając młokosom groźne spojrzenie. Cofnęli się o krok i z bezpiecznej odległości zawołali za nimi.

– Hej, Amerykanin pilnuj swojej suki, bo zdaje się chce jej się gzić!

– Co ci przyszło do głowy?

– Nic… chciałam być miła…Nie miałam pojęcia, że tak zareagują.

– Ty w ogóle nie masz wyczucia. Trzeba cię pilnować.

– Mylisz się. Zawsze udawało mi się dobrze uważać na siebie. Za to ty masz tu sporo opiekunek.

Z sąsiedniego straganu oferującego świeże karambole i papaje dwie dziewczyny przesyłały Ryanowi całusy. Przyjrzał jej się uważnie. Zmrużył oczy.

– Chcesz mnie sprowokować? Nie spisałem się dziś rano, czy co? Zaraz to nadrobimy.

Złapał ją nagle z tyłu za szyję i pociągnął na tyły targu. W betonowym niskim przejściu prowadzącym do sąsiedniego targu rybnego unosił się zapach rybich wnętrzności i muszli lambi. W zagłębieniach nierównej podłogi od rana utworzyły się małe kałuże ścieków. Ryan znalazł małą wnękę, docisnął dziewczynę do muru, tak że oparła się dłońmi i policzkiem o chłodną i chropowatą ścianę.

Ogarnęło ją niesamowite podniecenie, tęskniła do jego dotyku. Pozwoli mu na wszystko, absolutnie na wszystko. Czuła suchość w ustach i ogromne rozsadzające od środka pożądanie. Niedosyt po porannym zbliżeniu nad wodą. Nie rozumiała siebie. Do tej pory wystarczały jej zbliżenia co jakiś czas, raz na tydzień, dwa, czasem rzadziej. Dawno już uznała, że ma średni temperament. Teraz czuła się nienasycona, a każde spojrzenie i gest mężczyzny powodował, że uzależniała się coraz bardziej, Mogłaby kochać się kilka razy na dzień, im więcej ją dotykał, tym bardziej wzmagał się jej apetyt na więcej. Chora fascynacja seksem czy zakochanie. Nie wiedziała, ale nawet nie chciała się już zastanawiać. Było jej dobrze z sobą samą i z nim. Jak zwykle nie silił się na delikatność. Wsunął dłonie pod sukienkę i przez chwilę głaskał nimi mocno uda dziewczyny, przesuwając od razu dłonie na wzgórek i zagłębiając palce w mięciutką wilgotność muszelki. Pieścił jej pośladki, podszczypując je to znów gładząc. W końcu zadarł sukienkę aż do pasa.

– Chyba nie będziesz mi tego robić tutaj? Tu są ludzie!

– Ludzie są wszędzie. Bzykam tam, gdzie mi się podoba, a oni nie takie rzeczy widzieli – syknął jej do ucha.

– Ale ja się wstydzę.

– To przestań się wstydzić, zresztą tak naprawdę masz na to cholerną ochotę, mała hipokrytko.

Nikt nie zwracał na nich uwagi.

Sięgnął do jej śliskiej szparki, dłońmi rozwarł szerzej uda. Przylgnął do niej i wdarł się od tyłu posuwając ją od od razu mocnymi ruchami i pieszcząc palcami obu dłoni wrażliwe i coraz bardziej mokre miejsce z przodu. Muskał jej łechtaczkę, znów powiększoną i coraz bardziej wrażliwą. Zacisnęła zęby na opartej o ścianę dłoni nie chcąc krzyczeć. Było znowu wspaniale, podniecająco. Nie obchodziło jej, że ktoś może ich zobaczyć. Nic nie było ważne, oprócz tego, jak on ją dotyka, jak ją bierze i wypełnia.

– Widzisz, jak przyjemnie i jak może ci być dobrze – syczał szeptem prosto do jej ucha. Pchnął mocno po raz ostatni czując jak zaciska się rytmicznie i kurczowo na jego członku, jakby chciała go przytrzymać na dłużej.

Miała miękkie kolana i wciąż czuła fale przyjemnego rozleniwiającego ciepła promieniujące w całym ciele.

– Jesteś dziewczyną, która nareszcie czuje, że żyje. Rozbudziłem cię, prawda? To zawsze w tobie było, więc czego się wstydzisz? Lubisz się kochać, to wspaniale, powinnaś to robić kiedy tylko masz ochotę i wszędzie, gdzie chcesz.

– Chciałabym spędzić z tobą całą noc – to się samo powiedziało, zanim zdążyła pomyśleć.

Skrzywił się lekko.

– Wiesz, noc jest do spania. A poza tym nie lubię seksu w łóżku, tak już mam. Jest tyle ciekawszych miejsc, gdzie można to robić.

Zapiął spodnie i opłukał ręce pod umieszczonym w ścianie kranem.

– Idziemy kupić rybę. Lubisz świeżego tuńczyka?

Ryan przyrządził świeże plastry tuńczyka na grillu ustawionym na tarasie. Podał go z bananowym keczupem i dziką sałatą. Smakowało jak nigdy. Być może w ogóle zaczęła więcej czuć, bez ogłupiającej pracy i miałkich rozmów kręcących się wokół zakupów, klientów i nic nie znaczących błahostek, za to w ciągłym pośpiechu, zalewu sms-ów, emaili i denerwujących telefonów. Podał jej deser, sałatkę ze świeżych owoców z cynamonowym sosem. Zanurzyła w niej łyżeczkę zastanawiając się, kiedy ostatnio nie jadła w pośpiechu, na stojąco. Dziwne uczucie. Kiedy w ogóle patrzyła i widziała, dostrzegała coś poza celami strategicznymi firmy i bezlitosnymi liczbymi, których zadaniem było rosnąć i to w zadowalającym tempie.

Roztaczający się z tarasu widok był imponujący. Tylko piasek, morze, niebo i pas ciemnozielonych palm poruszających się na wietrze. Plaża była pusta. Na piasku leżał duży pomarańczowy ręcznik, stały dwie pasiaste torby plażowe. Susanne powiodła wzrokiem w stronę wody. Był jeszcze odpływ. W płytkich falach tuż przy brzegu baraszkowały dwie ciemne dziewczyny, które wydały jej się znajome. Rozpoznała Cindy i Liz zatrudnione w hotelu.

Obie, choć młode, osiągnęły już bardzo kobiece kształty. Cindy była niższa i ciemniejsza, o skórze koloru gorzkiej czekolady. Miała duże, lekko opadające krągłe piersi, rozłożyste biodra i mocne, choć kształtne nogi. Liz była odrobinę wyższa i smuklejsza, o karnacji mlecznej kawy. Duże krągłe piersi sterczały, jak się wydało Susanne niemal prowokująco zwieńczone czekoladowymi stożkami sutków. Zgodnie z panującą modą rozjaśniła nieco długie kręcone sploty na kolor starego złota. Barwa jej włosów wspaniale kontrastowała z odcieniem sprężystej młodej skóry. Pływały i nurkowały ciągnąc się za włosy i przewracając w płytkiej wodzie. Ich piski i śmiechy docierały aż na taras.

Ryan pomachał do obu dziewcząt. Zauważyły go i uśmiechnęły się szeroko nie przestając się ochlapywać i chichotać.

– Ślicznotki, prawda? – zwrócił się do Susanne.

– Cóż… – zawahała się widocznie. Nie miała zdania na ten temat. Przemknęły obok niej kilkakrotnie w swoich schludnych niebiesko-białych uniformach, dziś rano Liz zapukała z zapytaniem, czy posprzątać pokój i wręczyła jej z uśmiechem suchą i starannie złożoną błękitną sukienkę zgubioną wczoraj na plaży. Zrobiła to naturalnie, bez żadnych znaczących spojrzeń ani komentarzy, ale Susanne poczuła się niezręcznie.

– Są parą, wiesz? Lubię patrzeć, jak się pieszczą. Czasem robią to też na plaży, kilka razy już je tu widziałem. No, a czasem, kiedy potrzebują porządnego bzyknięcia zapraszają mnie albo Joego. Lizzie obciąga jak mistrzyni świata, ale Cindy ma cudną pupcię i lubi mnie do niej wpuszczać. – mówił trochę do niej, a trochę do siebie patrząc na obie dziewczyny z wyraźną przyjemnością.

Zanim Susanne zdołała cokolwiek odpowiedzieć, chichoty w wodzie ustały. Dziewczyny stanęły teraz przodem do siebie tak, że ich piersi lekko zetknęły się ze sobą. Liz ujęła twarz partnerki w dłonie i zaczęła ją namiętnie całować obejmując pełnymi wargami usta Cindy. Ta objęła ją czule i przycisnęła mocno do siebie gładząc coraz natarczywiej dłońmi jej biodra i uda.

Ryan lekko uniósł się na leżaku i przyglądał się im zafascynowany. Ze złością spostrzegła, że miał wzwód, choć bezwiednie przykrył dłonią rysującą się pod szortami wypukłość.

Masował się lekko po kroczu, patrząc na obejmujące się dziewczyny, które teraz pieściły sobie nawzajem piersi. Odbijające się w wodzie słońce otulało obie kochanki, tak że wydawały się niemal nierzeczywiste w otoczce popołudniowego światła. Zanurzyły się powoli nie przestając się intensywnie całować. Liz odrzuciła do tyłu głowę pozwalając zamoczyć się swojej kunsztownej fryzurze i wystawiając szyję na pocałunki Cindy, które stawały się coraz gwałtowniejsze i bardziej namiętne.

– Cholera! – wycedził przez zęby Ryan, poderwał się z leżaka i pobiegł na plażę zrzucając w biegu podkoszulkę i bermudy. Zanurkował od brzegu, wypływając koło dziewczyn, które na jego pojawienie się zareagowały głośnym piskiem. Mimo protestów rozdzielił je i przylgnął całym ciałem do ślicznej Liz, która nie uciekała wcale przed jego natarczywymi dłońmi. Cindy objęła go z tyłu w pasie, przytulając się piersiami do mocnych pleców mężczyzny.

Susanne odwróciła głowę, czując zalewającą ją zazdrość. Wystarczyło jej jedno spojrzenie na mlecznoczekoladową piękność, nagłe charakterystyczne wygięcie się jej ciała w łuk i grymas rozkoszy na jej twarzy, by dokładnie wyobrazić sobie, co wyprawia pod wodą nienasycony członek Ryana. Głupia, murzyńska suka rozkładała nogi na każde gwizdnięcie faceta. Susanne nie chciała patrzeć, ale i nie mogła się powstrzymać. Odpływająca fala odsłoniła więcej.

Ryan poruszał się w środku Liz, jednocześnie pieszcząc jedną dłonią jej wypukłą, ale jędrną pupę i zanurzając chciwe palce głęboko w rowek między jej połówkami. Widziała dokładnie poruszające się mięśnie jego pośladków, gdy wsuwał się w dziewczynę. Zauważała każde napięcie mocnych ramion, gdy zachłannie przygarniał ją do siebie. Druga dłoń pieściła z czułością piękne piersi Mulatki przesuwając się czasem w dół na ciemniejszy wzgórek pokryty ciemnozłotym meszkiem. I całował ją w usta, czego nie robił z Susanne. Bawili się nawzajem swoimi językami, przerywając to czasem głębokim namiętnym pocałunkiem. Widać było między nimi niesamowite przyciąganie. Nie robili tego po raz pierwszy, to było jasne.

Cindy nie wydawała się być zazdrosna. Gładziła z zachwytem plecy Ryana, ocierając się o niego stwardniałymi brązowymi sutkami. Ciemnym językiem przesuwała powoli wzdłuż jego kręgosłupa w górę i w dół. Kucnęła w wodzie liżąc mu pośladki i rowek między nimi. Susanne siedziała, nie mogąc się ruszyć. Nie znali granic w swoim wyuzdaniu.

Liz wydała z siebie przeciągły krzyk, wyprężyła się i zaczęła jeszcze szybciej poruszać biodrami. Darła się teraz bezwstydnie i tak głośno, że pewnie słychać ją było w najbliższej osadzie. Wysoka fala znów przysłoniła widok, ale zaszokowana Susanne miała dosyć. Podniosła się z leżaka, aby pójść do siebie. Nie umiałaby być tak bezwstydna i tak wyuzdana, tak ekshibicjonistyczna jak ta trójka. Nie mówiąc o tym, co robiła Cindy. Oni jednak najwyraźniej świetnie się bawili. W końcu wszyscy troje oderwali się od siebie i zanurzyli w wodzie śmiejąc się i żartując jakby nigdy nic.

– Susan, chodź do nas! Woda jest fantastyczna! – zawołał Ryan.

Nie, nie umiałaby tego zrobić. Ogarnął ją gniew. Ryan ją widocznie zlekceważył. Mieli tak mało czasu, a on nie mógł przepuścić nawet murzyńskim służącym. Tak, tak właśnie o nich myślała, pieprzyć tę całą polityczną poprawność. Dziwiła się, że Agnes i Will to tolerują. Bo że wiedzieli o rozrywkach hotelowych pokojówek, co do tego nie miała żadnych wątpliwości.

Poszła do swojego pokoju. Położyła się na łóżku zasłaniając wcześniej moskitiery. Włączyła klimatyzację. Czuła, jak coś spływa jej wzdłuż uda. Wcale nie to z dzisiejszego poranka. Nie chciała się przyznać, do tego, na pewno nie. Ale to widok tych dwóch dziewczyn… Ich dotyku, ich pocałunku. Otrząsnęła się. Jej otwartość na eksperymenty miała swoje granice.

Godzinę później Ryan zapukał do jej drzwi. Przyniósł jej rybę na kolację i kilka owoców. Podziękowała mu chłodno i zajęła się jedzeniem.

– No,  co jest?

– Nic.

– Znam takie „nice“. Jesteś zgorszona czy jak?

– Po prostu nie jestem przyzwyczajona do takich rzeczy. Dla mnie to za dużo.

– Co w tym złego? Dlaczego nie przyszłaś?

– Nie miałam na to ochoty. Nie interesuje mnie seks z… z kobietami. Źle się z tym czuję.

Popatrzył na nią uważnie.

– Nikt by cię nie zmuszał do seksu, choć powiem ci, że nie zaszkodziłoby ci z nimi spróbować. Powiedz, brzydzisz się ich czy co?

– Nie, skąd ci to przyszło do głowy – wyraźnie się zmieszała. – Uważam to jednak za bardzo niestosowne. W końcu jestem w tym hotelu gościem, a one, no one…

– … są sprzątaczkami, tak?

– Nie o to chodzi. Niezupełnie o to w każdym razie.

– Przesadzasz. Pewnie jak każdej z was chodzi o to, żeby facet był tylko dla was. No niestety, to nie ze mną. Te dziewczyny są moimi przyjaciółkami, przynajmniej nie mają zahamowań A takie jak ty pozostają przy fantazjach. No nic, spędzisz na pewno kilka miłych dni. Przyszedłem się właściwie pożegnać i życzyć ci dobrego urlopu. Wyluzuj. Zastanów się, czy może chcesz czegoś innego od życia. Kariera fajna rzecz, też kiedyś robiłem karierę. Ale życie jest krótkie. Nie warto płynąć z prądem.

– Zobaczymy się jeszcze? – wcale nie chciała tego powiedzieć i na pewno nie z tą wyraźnie tęskną nutą w głosie. Spojrzał na nią zdziwiony, jakby zupełnie się tego nie spodziewał. Milczał przez chwilę, jakby coś rozważał.

– Możemy się krótko zobaczyć na Isla Margarita, kiedy będziesz w sali tranzytów – odezwał się rzeczowo. – Nie będę wprawdzie mógł ci dostarczyć tam żadnych wrażeń, ale – uśmiechnął się – możemy wypić razem kawę. I może wymyślę dla ciebie jakąś niespodziankę na zakończenie urlopu.

Pochylił się nad nią i dotknął jej ust w zmysłowym pocałunku.

Zabawna była ta mała. Miła, chętna. Tak jak one wszystkie. Właściwie nie miał po co jechać do brzydkiego i tandetnego Porlamar. Dziewczyna popracuje trochę i wróci po więcej. Zawsze wracały.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dlaczego, ktoś wpadł na dziwny pomysł wystawienia temu tekstowi "dwói" – zupełnie nie rozumiem. Jak dla mnie – ten tekst ma wszystko, czego od opowiadania erotycznego oczekuję. Jest napisane ładnym, bogatym językiem (ale to już znak firmowy Miss.Swiss), sielska, gorąca atmosfera wakacji przepełniona zapachami, kolorami, smakami unosi się jeszcze długo po przeczytaniu, a wszystko to okraszone bardzo miłą erotyką, która idealnie wpasowuje się w tekst. Jak dla mnie – bardzo dobre. I jak wszystkie części historii rozgrywających się na Grenadzie – ta również doskonale nadaje się do czytania zimową porą, bo skutecznie przenosi w egzotyczną scenerię i pozwala oderwać się od rzeczywistości.

Kontynuuję sięganie do korzeni Najlepszej Erotyki, tekstów, które swój debiut miały jeszcze na poprzedniczce naszego serwisu…

I znajduję kolejną perłę, godną uwagi także naszych nowych Czytelników. Miss.Swiss po raz wtóry udaje się w tropiki, by pokazać nam dalsze losy Susanne. Dziewczyna przeżywa na Grenadzie prawdziwą przemianę. Rozbudza się seksualnie, staje się bardziej spontaniczna, choć wciąż w pewnym stopniu krępują ją europejskie zwyczaje oraz konwenanse. Ale od czegóż ma Ryana, jej tajemniczego i dzikiego kochanka? Jedynym źródłem zgryzot Europejki jest jego chroniczna niewierność. Ten facet po prostu nie wie, co to monogamia… i nie zamierza się tego uczyć!

Duży plus należy przyznać za wprowadzenie do tej historii Cindy i Liz – dwóch biseksualnych pokojówek, które otrzymały nawet swoje własne opowiadanie "Nutmeg Queens" opublikowane, nie wiedzieć czemu, przed "Zapachem Wanilii" (choć chronologicznie rozgrywa się dużo później, po zamknięciu lodge).

Natomiast w zakończeniu czegoś brakuje. Pamiętam, że oryginalny tekst, opublikowany na Dobrej Erotyce, był znacznie dłuższy. Dowiadywaliśmy się o aferze narkotykowej, obserwowaliśmy powrót Susanne do kraju i jej rozterki. Chętnie przeczytałbym o tym i tutaj. Ale może to będzie podstawa dla kontynuacji cyklu "zapachowego"? Mam na to wielką nadzieję, bo ta historia nie powinna skończyć się w ten sposób!

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

świetnie się to czyta. Bardzo fajne i wciągające opowiadanie.

Po raz kolejny wróciłem do tej perły i wciąż jestem nią zachwycony.

Wczesne opowiadania Miss.Swiss mają mnóstwo czaru i skąpane są w egzotycznych woniach. Chciałbym, by napisała kiedyś kontynuację „Zapachów”, w których poznalibyśmy dalsze losy Susanne. No i koniecznie – kontynuację Nutmeg Queens.

Dla takich właśnie tekstów warto robić Retrospektywy!

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz