Uratuj mnie IV (Roksana)  3.69/5 (51)

49 min. czytania

Źródło: Pixabay

Cztery osoby opuściły niezwłocznie czarnego SUV–a, gdy tylko samochód zaparkował na tyłach hotelu.

– Luca, podejdź do wejścia z przodu. Marco, idziemy. – Fabio włożył do ucha słuchawkę i ujął Caterinę za rękę. Szybko pokonali kilka metrów dzielące ich od bocznych drzwi dla pracowników i znaleźli się w niewielkim przedsionku. Marco poprowadził ich pewnym krokiem do schodów.

– Znasz wszystkie hotele w Turynie? – spytała Caterina, na wpół z rozbawieniem, na wpół z podziwem.

– Sprawdziłem rozkład w samochodzie – odparł szeptem chłopak.

Bez najmniejszego trudu odnaleźli właściwy korytarz i po chwili stali przed drzwiami pokoju.

– Powiedz, że to „room service” – polecił Caterinie Fabio i zapukał.

Signore, servizio d’albergo – odezwała się możliwie słodkim i uprzejmym tonem. – Posso fare il letto? (Mogę pościelić łóżko?)

Mąż posłał jej zaskoczone spojrzenie. Pościelić łóżko? Skrzywił się. W odpowiedzi wzruszyła ramionami. Ziemek i tak pewnie nie zrozumiał, co powiedziała. W pokoju rozległy się pospieszne kroki i ktoś otworzył zamek.

No, thank you. I don’t… – Nie dokończył.

Marco pchnął drzwi i jednym, płynnym ruchem złapał Nowaka za gardło. Po chwili wszyscy troje znaleźli się w pokoju razem z nim. Fabio zamknął za wszystkimi.

– Witaj. – Caterina spokojnie patrzyła, jak ochroniarz bez trudu sadza zaskoczonego Nowaka na krzesło i odbiera mu komórkę.

– Co to? Co ty tu? – wydukał, masując szyję w miejscu, które przed chwilą ucisnął ochroniarz – Boże, czego chcecie? – W głosie mężczyzny wyraźnie słyszeli przestrach.

Caterina uniosła dłoń, nakazując Fabio i Marco milczenie.

– Zakupy w Mediolanie, tak? – spytała słodko.

– OK, to tylko taki pretekst. Przyleciałem do ciebie – odparł natychmiast, patrząc z niepokojem, jak ochroniarz obchodzi się z jego komórką. – Ostrożnie, to drogi telefon – jęknął.

Codice – rzucił w jego kierunku Marco.

– Podaj mu z łaski swojej kod – poprosiła uprzejmie Caterina. – Nam oszczędzi to czasu, a tobie nieprzyjemności.

– Kaśka, nie wygłupiaj się. – Nowak pobladł, widząc, że stojący do tej pory z boku Fabio robi krok w jego stronę.

– Posłuchaj, ktoś mnie śledził, potem ni z tego, ni z owego pojawiłeś się ty, a teraz moja przyjaciółka została porwana przez Zawadzkiego. Przyznasz, że można stracić cierpliwość. – Starała się mówić spokojnie. – Powiedz nam wszystko, co wiesz, a nikomu nic się nie stanie. – Skrzyżowała ręce na piersiach, żeby ukryć ich drżenie.

– Słuchaj, ja naprawdę nic nie wiem. Miałem tylko poprosić cię o pomoc – odparł szybko, wciąż zerkając podejrzliwie w stronę obecnych w pokoju mężczyzn. – Ciebie i tego Stefano.

– Ach, więc jednak chodziło o Stefano. – Pokiwała głową ze zrozumieniem. – Gdzie jest Mila? Komu powiedziałeś, że lecimy na Bali? – zasypała ordynatora pytaniami.

– Nie wiem! Nikomu nic nie mówiłem! Miałem tylko cię poprosić! – Powoli odzyskiwał pewność siebie – Widocznie Zawadzki kombinuje coś na własną rękę. Ja nie mam z tym nic wspólnego!

– Ziemek, nie pomagasz. – Zmarszczyła brwi. – Zdajesz sobie sprawę, że historia się powtarza?

– Jak to? – Nowak zamrugał gwałtownie.

– Poprzednio Zawadzki kazał porwać mnie, a teraz Milę. Uważasz, że to przypadek? – spytała, z trudem hamując zniecierpliwienie.

– Nie miałem pojęcia… – Wyglądał na strapionego. – Nic nie wiem o żadnej Mili – wyjąkał.

– Słuchaj, to wszystko, co mi powiedziałeś ma związek z jej porwaniem, więc lepiej się zastanów! – krzyknęła. – Jeśli coś jej się stanie… – Umilkła, czując na biodrze rękę Fabia.

– Postaram się pomóc – wymamrotał ordynator. – Co mam zrobić?

– Po pierwsze, zadzwonisz do Kiecia i powiesz mu, że polecieliśmy na wakacje. Potem pojedziesz z nami – odparła. – Ci aiutera. (Pomoże nam.) – Spojrzała na męża i odetchnęła z ulgą.

Cateri, lasciaci un attimo. (Zostaw nas na chwilę.) – Fabio wskazał jej drzwi.

Ma non gli farete dell’ male? (Ale nie zrobicie mu nic złego?) – upewniła się, posyłając mu spojrzenie pełne niepokoju.

– Cinque minuti. ( Pięć minut.) – Mrugnął do żony. – Musimy go przeszukać.

***

Fabio wyjrzał na korytarz. Długa nieobecność Cateriny zaczęła go niepokoić. Nie ujrzał jednak żony w pobliżu pokoju. Poczuł na plecach nieprzyjemny dreszcz. Dołu pilnował Luca i twierdził, że wszystko jest w porządku. Nagle do uszu mężczyzny dotarły dźwięki przyciszonej rozmowy. Ktoś mówił na końcu korytarza, ale głos nie należał do Cateriny. Ruszył w tym kierunku najostrożniej,  jak tylko potrafił. To, co zobaczył, prawie zwaliło go z nóg. Caterina, blada jak ściana, stała obok pochylonego nad nią Franco, byłego ochroniarza Valerii.

– Odejdź od mojej żony. – Głos Fabia zabrzmiał zimno jak lód. Wypowiedział słowa w chwili, gdy udało mu się wycelować w napastnika niewielki, osobisty pistolet.

Franco odwrócił głowę i spojrzał na byłego pracodawcę zaskoczony, ale po chwili na jego twarzy odbiło się zrozumienie.

– Nie mam broni – odparł spokojnie, nie ruszając się jednak z miejsca.

– Odsuń się. Na kolana i ręce za głowę. – Fabio skierował lufę pistoletu nieco w dół, tak by trafić w udo. – Myślisz, że nie wiem, co potrafisz zrobić rękami? Caterina – zwrócił się do żony, stojącej z szeroko otwartymi oczami. – Odsuń się!

W tej chwili potężny mężczyzna opadł na kolana.

– Fabio, daj spokój. – Zrobiła krok w przód i zasłoniła sobą ochroniarza. – On chce pomóc. A tak w ogóle, to ty masz broń?

– Chodź do mnie. – Wyciągnął rękę do żony.

– Fabio, proszę. – Położyła dłoń na lufie, zmuszając męża do opuszczenia pistoletu. – Nic mi nie grozi z jego strony. On ma ważne informacje. Wysłuchaj go.

De Luca bez słowa patrzył się w swojego byłego ochroniarza, który potulnie klęczał z rękami skrzyżowanymi za głową.

– Co to za informacje? – spytał wreszcie.

Franco sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki, na co Fabio zareagował natychmiastowym uniesieniem dłoni.

– To tylko komórka – odparł tamten, wyjmując telefon.

– Fabio. – Caterina położyła ukochanemu rękę na ramieniu. – Zdaje się, że to Valeria dostarczała im wiadomości na nasz temat – powiedziała niechętnie.

– Co? – Zmarszczył brwi. – „Mścisz się, gdy przestała ci dawać” – pomyślał z niesmakiem, patrząc na ochroniarza. – Jakoś w to nie wierzę – rzucił.

– Dlatego nie przyszedłem do pana, tylko do dottoressy – odparł łagodnie olbrzym. – Tu są dwie nagrane rozmowy i SMS–y. – Wciąż klęcząc, podał Fabiowi telefon.

***

Po wyjściu przyjaciół, Stefano natychmiast wrócił do komputera. Przymusowe unieruchomienie przyprawiało go o mdłości. Przeciwnik doskonale ich rozpracował i odwrócił uwagę. Dali się podejść, a on miał tego pełną świadomość. Myśl, że Mila tkwiła w łapach porywaczy, którzy uprowadzili ją zamiast niego samego, doprowadzała mężczyznę do szaleństwa. Zadzwonił do Saszy, rosyjskiego „przyjaciela”, z którego usług korzystali przy sprawdzaniu kontrahentów ze wschodu. Wysłał też na bezpiecznego maila wiadomość do Nikołaja, innego „przyjaciela” i teraz czekał na odzew. Z usług tego drugiego skorzystali tylko raz, kiedy klient odmówił spłaty długu. Po tygodniu pieniądze znalazły się na koncie. Minuty dłużyły się Stefano niemiłosiernie. Wrócił myślami do tego, co wyjawiła mu Caterina. Mógł przypuszczać, że Mila miała niezbyt szczęśliwe dzieciństwo, ale to…? Tyle razy pytał, tyle razy próbował ją ośmielić… Czy za każdym razem, gdy się do niej zbliżał, przypominała sobie o tamtym razie? Nieprzyjemne pytanie powracało jak czkawka. Dlaczego mu nie zaufała?

Machinalnie stukał palcami po klawiaturze: „gwałt”.

Na ekranie pojawiła się Wikipedia. Wybrał pierwsze z brzegu hasło.

Przymus, zmuszenie, bla, bla, bla… zgwałcenie

„Wszyscy wiedzą, co to gwałt” – pomyślał. Wybrał ostatnie słowo.

Zgwałceniezmuszenie drugiej osoby do obcowania p³ciowego, poddania się innej czynnoœci seksualnej lub wykonania takiej czynności przez jedną lub wiele osób, posługujących się siłą fizyczną, przymusem, nadużyciem władzy, podstępem lub wykorzystujących niemożność wyrażenia świadomej zgody przez daną osobę. Sprawca zgwałcenia nazywany jest gwałcicielem

„To jakiś prawniczy bełkot!”

Sprawdził, czy Nikołaj się nie odezwał, ale ciągle nie otrzymał odpowiedzi. Wrócił do Wikipedii: „Psychologiczne, fizyczne, społeczne i ekonomiczne koszty przestępstwa zgwałcenia…” No dobra, o tym nie miał pojęcia. „W ciągu miesiąca po zgwałceniu u 94% ofiar diagnozuje się objawy zespołu stresu pourazowego, takie jak przerażenie, trudności z koncentracją, bezsenność.” Cholera, Mila miała problemy ze snem. Nawet korzystała z pomocy specjalisty. No tak, ale to było dawno. Poza tym… Wrócił do początku akapitu. To dotyczy miesięcy „po”, a nie lat. „Wśród konsekwencji, jakie zgwałcenie ma dla ofiary, są również depresja, bóle brzucha, dolegliwości narządów płciowych i bóle głowy, które utrzymują się nawet latami po zgwałceniu.” O kurwa! Głośno wypuścił powietrze z płuc. Tego nie wiedział. Nie miał bladego pojęcia…

„Ekonomiczne koszty zgwałcenia są od lat szacowane w Stanach Zjednoczonych...” A kogo to obchodzi? „…przy czym koszty bezpośrednie (korzystanie z pomocy lekarskiej, wizyty u psychologa) stanowiły… bla, bla, bla …absencja lub utrata pracy, pogorszona jakość życia…”

„Boże, a ja byłem obok i nic nie wiedziałem! Mila, kurwa, jak mogłaś mi nie powiedzieć? Dlaczego?” – Ukrył twarz w dłoniach. Zza drzwi gabinetu dobiegły go ciche szmery rozmów i szuranie krzeseł. Przerwa na kawę się skończyła. Nikołaj wciąż milczał. Ekran komputera przyciągał Stefano, jak płomień ćmę.

„Obwinianie ofiary to obarczanie ofiary przestępstwa całkowitą lub częściową odpowiedzialnością za fakt popełnienia przestępstwa przez sprawcę. W kontekście zgwałcenia obwinianie ofiary koresponduje z hipotez¹ sprawiedliwego œwiata i przekonaniem, że określone zachowania ofiary (takie jak flirtowanie, atrakcyjny seksualnie wygląd), mogły zachęcić sprawcę do popełnienia gwałtu…” – Nie, to chyba jakiś żart? – „…Skrajnym przejawem obwiniania ofiary jest wyrażanie opinii, iż ofiara „sama się o to prosiła”, gdyż nie zachowywała się właściwie.”

Zamknął dokument. Jak to powiedziała Caterina? „Ona uważa, że zrobiła coś złego, że nie zasługuje na ciebie…” Poczuł dławienie w gardle. To nie ona powinna mieć poczucie winy! To nie ona powinna się bać!

Sygnał poczty mailowej oderwał Stefano od ponurych myśli. – „Nikołaj! W samą porę”.

 

***

 

Fabio wpatrywał się w niewielkie, owalne okienko samolotu, śledząc przesuwający się szary krajobraz. Jak to się stało, że dał się namówić? Po ostatniej wizycie w tym kraju obiecał sobie, że nie spuści Cateriny z oka i zrobi wszystko, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo. Tymczasem oboje lecieli właśnie do Krakowa, w towarzystwie dwóch ochroniarzy, w tym jednego przyjętego powtórnie do pracy jakieś trzy godziny wcześniej i wszystko wskazywało na to, że będzie to szalona eskapada. Spojrzał na żonę śpiącą spokojnie na siedzeniu naprzeciw niego. Oddychała miarowo i nawet lekko uśmiechała się przez sen. Ukrył twarz w dłoniach. Stefano kategorycznie sprzeciwiał się jej wizycie w Polsce. O ile chętnie przyjął pomoc Fabia, o tyle absolutnie nie chciał narażać Cateriny! Ale ona się uparła. Z drugiej strony, wolał mieć ją przy sobie, a nie samą w samolocie rejsowym. Bo tego, że ukochana nie zostawi Mili w potrzebie, mógł być pewien. Tak, jak tego, że potrafi się wywinąć ochronie.

Do uszu mężczyzny dotarło ciche kliknięcie klamry od pasa i po chwili obok niego pojawił się Marco. Chciał przykucnąć, ale Fabio ostrożnie podniósł się z fotela i obaj przeszli na tył niewielkiej Cessny, którą niedawno kupił.

– To może się udać. – Marco był wyraźnie podekscytowany. – Obejrzeliśmy dokładnie mapę. Cateri… – chrząknął zakłopotany. – Dottoressa zaznaczyła nam te dwa punkty, o których mówiła Mila. W okolicy nie ma aż tak wielu zabudowań. Jeżeli Stefano uda się zlokalizować chociaż w przybliżeniu położenie komórki tego faceta, to będziemy go mieć.

– Co ty na to? – Fabio zwrócił się do Franco. Może nie darzył ochroniarza sympatią, ale nieprzypadkowo wybrał go kiedyś do pracy i przydzielił Vanessie.

– Jeśli założymy, że to ta okolica, to OK – odparł po namyśle. – Jeżeli jednak wymieniła charakterystyczne punkty – wskazał zakreślone miejsca – …które widziała, bo to jej przyszło do głowy, albo żeby nam powiedzieć, że zawrócili z Krakowa, ale nie dojechali na miejsce, z którego ruszyli, to jesteśmy w wielkiej dupie. Sorry – dodał, widząc minę Fabia.

– Młyn, zamek z wieżami… – upierał się Marco, stukając palcem w mapę. – Może widzi je z okna? To możliwe.

Ani De Luca, ani Franco nie podzielali jego optymizmu. Stefano, niestety, też nie.

– Zbliżamy się do lotniska. Mamy zgodę na lądowanie. – Z głośnika rozległy się słowa pilota.

– Kochanie, jesteśmy prawie na miejscu. – Fabio wrócił na swoje miejsce i pogładził dłoń żony. – Budź się, śpiochu! Chciałaś przygód, to wstawaj.

Caterina zamrugała szybko i ujrzawszy męża uśmiechnęła się szeroko. Potem przeciągnęła się, mrucząc coś pod nosem.

– Miałam taki piękny sen. – Westchnęła. – Śniło mi się, że wybierałyśmy z Milą sukienkę na bal.

– Oby okazał się proroczy. – Fabio nie potrafił ukryć rozdrażnienia.

– Nie martw się, nie ruszę się nigdzie bez ciebie, albo Marco – stwierdziła kwaśno.

Wylądowali bez przeszkód i po niespełna półgodzinie siedzieli w wynajętym na nazwisko ochroniarza samochodzie. Za nimi jechał Franco w drugim, mniejszym aucie. Natychmiast po wylądowaniu, Luca, który został ze Stefano w Turynie, przekazał im adres niewielkiego pensjonatu w interesującej ich okolicy. Jechali już dobrze ponad godzinę, kiedy Caterina wychyliła się do przodu i wskazała jaśniejszą plamkę na tle czarnego horyzontu.

– To pewnie będzie młyn – stwierdziła. – Stoi na górce, a za nim jest takie muzeum ze starymi wiejskimi domami. – Nie miała pojęcia, jak jest po włosku „skansen”.

– A zamek?

– Stoi tam dalej – odparła. – Będzie go widać, jeżeli jest oświetlony.

– No, na mapie wyglądało to lepiej. – Entuzjazm Marco nieco stopniał.

– Pokręcimy się po okolicy, żeby się trochę rozejrzeć. Potem ty zostaniesz w hotelu. – Fabio posłał żonie poważne spojrzenie. – A my jeszcze trochę powęszymy. – Nie obiecywał sobie sukcesu, ale musieli przecież coś robić do czasu, gdy Stefano zdobędzie więcej danych.

***

Mila siedziała skulona w kącie słabo oświetlonego pomieszczenia. Twardy, brudny materac brzydził ją okropnie, ale dawał przynajmniej izolację od podłoża. Gdy prowadzili ją schodami w dół, zdała sobie sprawę, że zamkną ją w piwnicy budynku. Jedyne okienko z przeraźliwie brudną szybą umieszczono tuż pod sufitem. Mogła przez nie wyjrzeć tylko podskakując, ale gruba warstwa kurzu i tak pozwalała jedynie zorientować się, czy jest dzień, czy noc. Świtało albo nadszedł już ranek. Straciła rachubę czasu. Od chwili porwania minęło pewnie z piętnaście godzin, a jej wydawało się, że cała wieczność. Zatrzymali ją w drodze na lotnisko i wyciągnęli z samochodu. Skąd mogła wiedzieć, że to nie policja? Facet w mundurze miał w rękach coś, co przypominało radar. Jak się potem okazało, był to paralizator. Dotknęła mostka. Jeszcze trochę bolał. Najgorzej zniosła to, że odebrali jej wszystko, nawet ubranie! Na myśl, że dwaj obcy faceci rozebrali ją do naga, korzystając z tego, że straciła przytomność, zrobiło jej się niedobrze. Dotknęła miękkiego dresu, który miała na sobie. Zdecydowanie za duży, ale nowy i ciepły, podobnie jak koc, którym ją okryli. – „Przynajmniej mnie nie zgwałcili” – próbowała się pocieszać w myślach.

Rozległ się cichy zgrzyt zamka i w drzwiach pojawił się jeden z porywaczy. Miał w rękach butelkę wody mineralnej i foliową torebkę z kanapką. Bez słowa wszedł do pomieszczenia i położył jedzenie na materacu, zbierając jednocześnie opróżnione już opakowanie po wodzie.

I don’t want to eat – powiedziała cicho.

You must eat. – W głosie mężczyzny nie dosłyszała złości. Miała nawet wrażenie, że było mu jej żal.

I must go to the toilet. – Spojrzała na porywacza prosząco.

– OK. – Pokiwał głową i wskazał drzwi.

Wstała szybko, ale zakręciło jej się w głowie. Oparła się o ścianę i po chwili ruszyła do wyjścia. Za swym „więzieniem” ujrzała korytarz rozszerzający się w drugie, większe pomieszczenie. Stała w nim stara, wygnieciona kanapa, krzesło i stolik zastawiony butelkami oraz plastikowymi naczyniami. Na podłodze walało się opakowanie po pizzy. Obok stał czajnik elektryczny. Na końcu korytarza zauważyła schody wiodące w górę. Rolę ubikacji pełniła klitka z muszlą klozetową bez deski i okropnie brudną umywalką. W dyktowych drzwiach brakowało szyby i klamki.

Go. – Facet wskazał głową drzwi.

Weszła i przymknęła nędzną barierę, próbując zachować jakieś pozory intymności. Tego gościa prawie się nie bała. Zauważyła, że gapił się na jej tyłek, kiedy go mijała. Przez chwilę nawet zaświtała jej myśl, że gdyby zaatakowała znienacka, może dałaby radę uciec? Tylko, co dalej? Na górze mógł być ten drugi, wielki, silny i brutalny. Nie uderzył jej, ale czuła przed nim respekt. Mówił po polsku z dziwnym, miękkim akcentem. Może Rosjanin? Starała się nie dotykać niczego, poza rolką szorstkiego papieru toaletowego w kolorze brudnego różu.

Nagle gdzieś wysoko skrzypnęły drzwi.

– Ivo? – spytał pilnujący jej facet.

Ta. Cjo tu rjobisz? – rzucił ten drugi i po chwili usłyszała na schodach ciężkie kroki.

– Dziewczyna chciała do kibla.

Mila szybko podciągnęła dres i drżącymi rękami odkręciła kran. Wola była lodowata, ale z przyjemnością obmyła ręce i twarz. Osuszyła je papierem toaletowym. Ivo? Serbskie imię. Cholera! To ten sam facet! Ten, któremu odebrali Caterinę! Sparaliżował ją strach.

You finish? – spytał zza drzwi ten, który ją przyprowadził do łazienki. W innych warunkach jego beznadziejny angielski pewnie by ją śmieszył.

Yes. Thank you – odparła potulnie, wychodząc. Starała się nie patrzeć na stojącego z tyłu osiłka. Mijając pierwszego z mężczyzn zauważyła w jego tylnej kieszeni komórkę. Jeden ruch i… Nie! Nie w obecności Ivo. Za bardzo się go bała.

Eat! – Usłyszała, kiedy ponownie znalazła się na materacu. – You must eat!

Potrząsnęła głową i odsunęła od siebie kanapkę. I tak nie dałaby rady niczego przełknąć. Strach zaciskał jej gardło. Porywacz pokręcił tylko głową i zamknął drzwi.

Kiedy została sama, wróciła myślami do Stefano. Jego słowa dawały jej nadzieję. – „ Zabiorę cię do domu”. – Co on zrobiłby na jej miejscu? On nigdy nie dopuściłby do takiej sytuacji! Dlaczego uparła się jechać sama wypożyczonym samochodem, zamiast poczekać, aż reszta ekipy skończy pracę? Bo chciała zobaczyć jak najprędzej Stefano! Łzy popłynęły po policzkach dziewczyny. – „Wyciągnij mnie stąd!” – Szlochała i błagała w myślach. – „Boję się, boję się…”. – Jej mądry i odważny ukochany tyle razy mówił, że najważniejsze w chwili zagrożenia jest opanowanie strachu, a ona nie potrafiła! Gniewałby się o to? Nie, on nigdy nie okazywał jej złości. Co najwyżej się martwił, albo był smutny. Róg koca moczył jej policzek, nasiąknąwszy słonymi łzami. Łkała, nie mogąc się uspokoić. A co, jeśli Stefano nie da rady spełnić ich żądań? Co się z nią stanie? A co będzie, gdy już dostaną to, czego chcieli? Wypuszczą ją? Wypuszczą i wróci do swojego bezpiecznego świata, do swojego ukochanego… Próbowała wyobrazić sobie jego twarz, jego uśmiech… Nie zostawi jej tu. Na pewno nie!

Obudziła się nagle, czując, że w pomieszczeniu jest ktoś oprócz niej.

– Wstawaj! – Gniewny głos Zawadzkiego wyrwał ją ze snu. Skuliła się, jak wylęknione zwierzątko.

Przez piwniczne okienko sączyło się światło, zaznaczając na odrapanej ścianie jaśniejszą plamę. – „Musi być jasny dzień” – przemknęło jej przez myśl. Obok Zawadzkiego stał Ivo, a w rękach miał… sznur! Mila zesztywniała ze strachu.

– Nie wiąż mnie – wyjąkała. – Nie ucieknę. Nic nie zrobię…

Zawadzki kiwnął głową do stojącego obok osiłka. Ivo podszedł do Mili i ze złym uśmiechem chwycił jej rękę.

– Nie wiąż mnie! – wyła, szarpiąc się z całych sił.

Silny cios poniżej mostka odebrał dziewczynie dech i zamroczył na krótką chwilę, ale wystarczająco przy tym długą, by wykręcić jej ręce do tyłu i skrępować ciasno sznurem.

– Twój przyjaciel chyba nie zrozumiał instrukcji, które otrzymał na temat policji. – Zawadzki mówił powoli, starannie dobierając angielskie słowa.

– To niemożliwe! – Płakała.– Na pewno nikomu nic nie powiedział!

– Przekonamy się. – Głos biznesmena brzmiał złowrogo. – Postaw ją – rzucił do klęczącego obok Mili Ivo. Ten bez najmniejszego trudu wykonał polecenie.

Zawadzki wybrał numer i ustawił telefon na „głośnomówiący”.

– Jestem. – Głos Stefano zabrzmiał dopiero po trzecim sygnale.

Ivo chwycił dziewczynę za włosy i pociągnął tak, że krzyknęła z bólu.

– Mila? – W głosie mężczyzny zabrzmiał niepokój – Jesteś tam?

– Spytaj go – syknął Zawadzki. – Spytaj o policję.

– Stefano, czy zawiadomiłeś policję? – wyjąkała niepewnie.

– Nie! Nie rozmawiałem z nikim! – odparł natychmiast – Co się dzieje?

– Auuuu! – krzyknęła, czując jak sznur nagle wpił się w jej nadgarstki. – Nie rób tak!

– Mila! Co się dzieje? – Tym razem Stefano nie potrafił zachować spokoju. – Ty draniu, nie rób jej krzywdy! Obiecałeś!

– Tylko wtedy, jeżeli dotrzymasz warunków. – Głos Zawadzkiego brzmiał zimno i spokojnie.

– Dotrzymuję. To ty jesteś nie fair. Miała być dobrze traktowana. – Stefano z trudem odzyskiwał panowanie nad sobą. – Nie zawiadomiłem nikogo. Mam pierwsze informacje. Dostaniesz je, gdy porozmawiam z Milą.

– Dostanę je i dopiero wtedy porozmawiasz.

– Chcę wiedzieć, że nic jej nie jest.

– Stefano, proszę, daj im to! – Załkała, kiedy poczuła, jak łapa Ivo sunie po jej tyłku. Pociągnął za sznur nie pozwalając uciec od niechcianego dotyku. – Ivo, puść mnie! – krzyknęła, mając nadzieję, że ukochany usłyszy to imię.

– Zostawcie ją w spokoju – wysyczał Stefano. – Wysyłam ci maila.

– Czekam – rzucił do telefonu Zawadzki i rozłączył się. – Puść ją  – powiedział do Serba, który wydawał się ubawiony przerażeniem Mili. – Na razie… – dodał ciszej.

– Do zobaczenia, mała. – Ivo popchnął dziewczynę na materac.

***

Caterina siedziała w zaparkowanym na wzniesieniu samochodzie i obserwowała przez lornetkę drogę wylotową z miasta. Obok niej na siedzeniu leżała kartka z listą aut należących do Zawadzkiego i Łucji. Najwięcej problemów sprawiały jej dostawcze wany, ale miała nadzieję, że Zawadzki będzie się poruszał swoim Porsche albo samochodem Łucji. Dzwonił do Stefano co trzy godziny, ale najwyraźniej miał komórkę stale przy sobie i nie wiedzieli, kiedy będzie telefonował z miejsca przetrzymywania Mili. W końcu doszli do wniosku, że jedyny sposób to obserwowanie go, więc wysłali do miasta Franco, ale musiał się z Zawadzkim rozminąć.

– Caterina! – Głos Fabia dotarł do niej równocześnie z dźwiękiem otwieranych drzwi. – Miały być zablokowane!

– Przepraszam. Coś się stało? – spytała, widząc jego poruszenie.

– Zawadzki właśnie telefonował do Stefano. Był z Milą. Twierdzi, że Stefano zawiadomił policję. – Zmarszczył brwi. – Jest tam ten Serb, Ivo.

– O cholera! – Caterina wcisnęła się mocniej w siedzenie. – Myślałam, że siedzi.

– My też – przyznał Fabio. –  Zadzwoń do tego policjanta. To decyzja Stefano. – Uprzedził wątpliwości żony.

– Ile mam mu powiedzieć? – spytała, szukając w kontaktach prywatnego numeru porucznika Kity.

– Tyle, żeby nam pomógł. – Fabio spojrzał ukochanej w oczy. – Stefano już prawie „ominął” zakaz.

– Chociaż jedna dobra wiadomość.– Westchnęła.

– Trzeba się pospieszyć, bo jest też zła – przyznał. – Zawadzki przelał sporo kasy do Argentyny.

Spojrzał na męża z niepokojem. To mogło oznaczać ucieczkę z kraju, a skoro zamierzał zniknąć, to miał zapewne w nosie los Mili.

– Pani doktor? Witam. – Usłyszała zaskoczony głos porucznika. – Dawno się nie widzieliśmy!

– Niestety obawiam się, że mamy szansę na spotkanie szybciej, niż byśmy chcieli – zaczęła.

Przekazała policjantowi prawie wszystko, co wiedziała o porwaniu Mili, pomijając oczywiście jej osobiste problemy ze Stefano i nie precyzując, jakich informacji zażądał Zawadzki.

– Zdaje się, że to my niechcący skomplikowaliśmy wam sprawę – stwierdził zafrasowany, kiedy skończyła. – Wystąpiliśmy do prokuratury o zatrzymanie Zawadzkiemu paszportu i właśnie dzisiaj dostał wezwanie. Cholera! Dam mu dyskretnego obserwatora. Tej jego dziennikarce też, ale boję się, że… Cholera! Czemu dopiero teraz o tym wiem? – spytał z wyrzutem.

– Jest tam ten Serb, który miał mnie odebrać od Łucji – odparła, udając, ze nie słyszy wyrzutów. – Myślałam, że siedzi.

– Zgodził się współpracować i wyszedł za kaucją. – Przyznał z niechęcią Kita. – Nic nie mogłem zrobić.

– No, to mamy jasność – stwierdziła z przekąsem.

– Przypuszczam, że jak poproszę o stenogram z podsłuchu, który ma założony Zawadzki, to niczego się nie dowiem. – Zmienił temat. – Musimy czekać, aż się ruszy do tej porwanej dziewczyny…

– Ma na imię Mila. Stefano powiedział, że przesłał Zawadzkiemu sporo danych, więc jeśli dotrzyma słowa, to za dwie godziny pojedzie do niej z komórką, żeby mogli porozmawiać.

– Jeśli dotrzyma słowa… – Kita zawiesił głos – Musimy czekać.

 

***

 

Mila została sama. Leżała w niewygodnej pozycji, nasłuchując z niepokojem, co dzieje się na zewnątrz. Wydawało jej się, że Zawadzki rozmawia z kimś po angielsku, potem, że Ivo kłóci się z drugim porywaczem. Z niemałym trudem wstała i podeszła do drzwi, ale głosy już ucichły i w oddali szczęknął zamek. Wyszli? Wróciła na materac. Uklękła, starając się choć trochę rozluźnić sznur.

„Stefano, mój kochany, uratuj mnie” – powtarzała jak mantrę. – „Przysięgam, że będę ci ufać, będę ci mówić wszystko! Tylko mnie tu nie zostawiaj na pastwę tego potwora. Och, gdybym mogła jakoś dać ci znać, gdzie jestem…”

Na korytarzu rozległy się ciche kroki. Zamarła. W zamku zazgrzytał klucz. W drzwiach ukazała się niepozorna postać pierwszego z porywaczy. Musiała wyglądać żałośnie, bo na twarzy mężczyzny pojawiło się współczucie.

– Nie bój się. – Podszedł bliżej i sięgnął do sznura krępującego jej ręce. Z niemałym trudem rozsupłał węzły, mamrocząc coś pod nosem.

„Teraz albo nigdy!” – Postawiła wszystko na jedną kartę.

– Proszę, nie zostawiaj mnie z Ivo samej. – Podniosła na porywacza zapłakane oczy. – On zrobi mi krzywdę. Wiem to. – Łkała, odwracając się na klęczkach w stronę mężczyzny.

Próbował się cofnąć, ale chwyciła jego dłoń i przycisnęła do ust.

– Proszę, zadzwoń do mojego chłopaka i poproś, żeby robił, co każe szef. Tak się boję! – „Błagaj, jesteś w tym dobra” – powtarzała sobie w myślach. Mężczyzna mógł być w jej wieku. Przycisnęła twarz do jego uda. Dżinsy miał niezbyt czyste i śmierdzące tytoniem, ale stłumiła w sobie obrzydzenie. – Ty jesteś dobry. Ty mnie nie skrzywdzisz, prawda? – Wciąż klęcząc, uniosła głowę.

Porywacz wydawał się zaskoczony, ale w jego oczach zauważyła też coś innego…

– Tylko jeden SMS – skamlała. – Gdybym mogła go poprosić…

– Tu nie ma pola – powiedział powoli, odbierając Mili nadzieję.

– Ty wyślij! – Uczepiła się kurczowo brudnych spodni. – „Rób, co każą. Proszę!” Podpisz „Tit”, to taki mały żółty ptaszek. On będzie wiedział. Tylko tyle!

Skonsternowanemu mężczyźnie nie od razu udało się uwolnić z kurczowo zaciśniętych dłoni dziewczyny. Prawie biegiem rzucił się do drzwi.

– Jeśli już tak ma być…, to niech będzie z tobą! – rzuciła za nim z desperacją.

Odgłos zamykanych drzwi odczuła jak policzek. Wszystko na nic! –„Jestem beznadziejna! Nawet tego nie potrafiłam” – wyrzucała sobie w myślach. Plama światła na ścianie zamigotała, jakby ktoś przeszedł obok okienka. Mila podbiegła i wspięła się na palce. – „Idiotko, coś ty sobie myślała? Seks za SMS–a? A gdyby się zgodził? Zrobiłabyś to?” – Przeszył ją dreszcz odrazy. Chyba wolałaby umrzeć! Tylko Stefano, tylko on!

Drzwi za plecami dziewczyny skrzypnęły. Odwróciła się powoli.

– Daj mi numer. – Jej porywacz stał z telefonem w dłoni, zerkając nerwowo za siebie.

Zawahała się.

 

***

 

Stefano zatrzymał samochód na poboczu i wziął do ręki komórkę. Po trzecim sygnale przesunął po ekranie palcem.

Thank you. – Chłodny i uprzejmy ton Zawadzkiego wskazywał, że już opanował nerwy, które puściły mu przy ostatniej rozmowie.

You welcome. – Równie chłodno odpowiedział Stefano. – I’d like to talk to Mila.

Next time

No. – Mężczyzna tracił cierpliwość. Jeśli mieli dotrzeć do Mili, to tylko za pośrednictwem Zawadzkiego. Gdy godzinę wcześniej dostał SMS–a z nieznanego numeru z Polski, omal nie dostał zawału. Pierwszą myślą było, że jakimś cudem Mila ukradła telefon, ale zaraz potem zrozumiał, że to niemożliwe. Na wszelki wypadek nie odpowiadał, by jej nie zdradzić. Natychmiast spróbował namierzyć numer. Nadaremnie! „Prepaidową” kartę bez dostępu do internetu włożono prawdopodobnie do jakiegoś kiepskiego modelu telefonu. Mógł tylko zlecić Luce systematyczne sprawdzanie rozmów z tego numeru, ale jak dotąd nikt nigdzie nie dzwonił. – Chcę rozmawiać z moją dziewczyną – powiedział powoli. – Jeśli zależy ci na tej opinii dla klienta, zadzwoń za godzinę i daj mi ją do telefonu.

– Trzy godziny. Co z Kieciem? Zostało ci 40 godzin.

– Nie martw się, zdążę. Dwie godziny – wycedził przez zęby. – I ten Serb ma się trzymać z daleka.

– Zobaczymy. – W głosie Zawadzkiego dosłyszał napięcie. – Potrzebny mi paszport.

– Tego nie było w umowie. – Stefano starał się, żeby zabrzmiało to obojętnie. Od prawie trzech godzin wiedział, że jego rozmówcy zatrzymano dokumenty. – Kup sobie nowy.

– Podaj mi adres sklepu, to zamienię Ivo na kogoś innego – zaproponował trochę zbyt szybko.

– Zgoda. Podam ci za dwie godziny. – Stefano uśmiechnął się do siebie. –„Za dwie godziny będziesz miał więcej zmartwień, niż tylko brak paszportu” – pomyślał mściwie. Niech tylko ta kanalia trzyma się z daleka od Mili.

Kiedy się rozłączył, na ekranie jego komórki pojawiła się informacja o nieodebranym połączeniu.

– Luca? – Rzucił do zestawu głośnomówiącego, manewrując jednocześnie kierownicą, by włączyć się do ruchu.

– Nie uwierzysz! Zamówili pizzę z tego numeru i podali adres! Fabio i reszta już tam jadą!

– Dzięki bogu! Dawaj go! – Wcisnął odruchowo pedał gazu. – Przeklęty gruchot! – zaklął.

***

Mila krążyła po swoim więzieniu niczym drapieżnik zamknięty w zbyt ciasnej klatce. – „Trzy, cztery, pięć…” – liczyła kroki. Nagle do jej uszu dotarł wściekły głos Ivo. Przeklinał! Stanęła w miejscu, nasłuchując. Kłócili się o coś. Rozległy się ciężkie kroki. Coraz głośniejsze. Odskoczyła od drzwi i rzuciła się na materac, wciskając w kąt. Skrzydło odskoczyło od futryny i walnęło w ścianę. Ivo wpadł do pomieszczenia jak burza.

Ty prieklata kurwa! – wrzasnął. Tuż za plecami osiłka ukazał się drugi mężczyzna. Miał podbite oko, a z wargi sączyła się krew. Mila struchlała. – Teraz nic ci uż nje pomożje!

Złapał dziewczynę za bluzę od dresu i poderwał w górę, jakby nic nie ważyła. Ciężka łapa wymierzyła jej siarczysty policzek. Krzyknęła i osłoniła rękami głowę. Ivo rzucił Milę na materac i zaczął rozpinać pasek od spodni.

– Zostaw ją! – Drugi z porywaczy bezskutecznie próbował powstrzymać towarzysza.

Zabije kurwe, a patom ciebje! – Serb zamachnął się na swojego towarzysza.

– Wynośmy się stąd – odparł tamten przytomnie, odskakując na bezpieczną odległość. – Dzwoń do szefa i spadamy!

Ty dzwoń! Ja zabieram to! – Wskazał roztrzęsioną Milę.

Jednym szarpnięciem wysunął ze szlufek pas, złożył go na pół i zamachnął się.

– Auuu! – Rozpaczliwy krzyk przeszył powietrze, kiedy twarda skóra spadła na bok i plecy Mili.

Ivo chwycił przerażoną dziewczynę za włosy i wcisnął twarzą w materac. Kolanem przygwoździł tak mocno, że nie mogła oddychać. Wykręcenie rąk i skrępowanie ich paskiem zajęło mu chwilę.

I’m going to fuck you tonight – Chwycił mocno pośladek.

Mila chciała krzyknąć, ale nie mogła nabrać powietrza.

– Szefie, jest problem. – W głosie drugiego z porywaczy wyraźnie słyszała zdenerwowanie, a nawet strach.

Z tego, co zrozumiała, to zadzwonili po pizzę. Tylko, co z tego? Policzek pulsował jej bólem. –„Zaraz…, zadzwonili z tej samej komórki, z której wysłali SMS–a! O boże, Stefano, powiedz, że sprawdziłeś ten telefon” – błagała w myślach. Ivo wciąż klęczał na jej plecach, utrudniając oddychanie. Czuła zawroty głowy. Ten drugi wciąż rozmawiał, ale nie mogła już wyłowić nawet pojedynczych słów. W końcu się rozłączył i poczuła, że ciężar z pleców znika. Odetchnęła, z trudem łapiąc powietrze.

Ivo poprowadził Milę, a właściwie powlókł korytarzem, nie zważając na to, że ofiara potyka się o własne nogi. Drugi z porywaczy szedł przodem. Domyśliła się, że ma sprawdzić, czy droga do samochodu jest wolna. Po chwili wszyscy troje znaleźli się na ogrodzonym siatką sporym placu przed brzydkim, „klockowatym” budynkiem z prefabrykatów, który w myślach nazwała więzieniem. Z jednej strony piętrzyły się jakieś porzucone materiały budowlane, z drugiej rósł szpaler niewielkich choinek. Brama została częściowo wyłamana. Jedno skrzydło zwisało smętnie, oparte o siatkę. Wszystko oświetlała przykręcona nad wejściem słaba żarówka, przysłonięta prymitywnym kloszem z grubego szkła.

– Uwaga! – Ivo chwycił mocniej Milę i sięgnął za plecy, wyciągając paralizator.

Attenti, ha la pistola! (Uwaga, ma broń). – Rozpoznała głos Marco.

Non e la pistola… (To nie pistolet). – Próbowała odkrzyknąć, ale Ivo chwycił dziewczynę ramieniem za szyję, zduszając głos.

Zauważyła jakiś cień zbliżający się do nich z boku. Wydało jej się, że słyszy odgłos szarpaniny. Nie mogła zobaczyć, jak Marco rozprawia się z pierwszym z porywaczy, bo potężny Serb pociągnął ją ze sobą w drugą stronę, kierując się do zaparkowanej koło choinek furgonetki. W bezpiecznej odległości, kryjąc się i kuląc poruszały się dwa inne cienie. To Fabio i Franco starali się odciąć porywaczowi drogę do auta. Mila nagle zdała sobie sprawę, że jeśli zaciągnie ją do samochodu, to najpewniej uda mu się ujść. Zebrała się w sobie i zatopiła zęby w przedramieniu swojego oprawcy. Gruby materiał bluzy sprawił, że ugryzienie nie rozluźniło uchwytu bandyty, ale odwróciło na moment jego uwagę.

– Kurwa! – syknął wściekle Ivo, kiedy zorientował się, że Franco przemknął przed bramą i stanął obok furgonetki. Przyłożył paralizator do piersi Mili i czekał.

Wszystko stało się jasne! Dwaj potężnie zbudowani mężczyźni stali naprzeciw siebie, mierząc się groźnym wzrokiem. Fabio powoli ruszył w stronę leżącego na ziemi drugiego porywacza, porzuconego przez Marco. Młody ochroniarz ustawił się między wciąż trzymającym przy sobie Milę Ivo, a budynkiem. Kompletny pat!

Nagle usłyszeli dźwięk silnika, a po chwili na tle ciemnej ściany lasu pojawiły się światła samochodu. Przyspieszone oddechy czterech mężczyzn zdradzały, że żaden z nich nie wie, kto nadjeżdża.

Mila desperacko próbowała uwolnić choć jedną dłoń, ale nadgarstki miała zdrętwiałe i nie czuła już palców. Wiedziała, że za kilka chwil rozstrzygnie się jej los.

Stojący najbliżej bramy Franco pierwszy rozpoznał markę samochodu. Porsche Cayenne znajdował się na szczycie listy floty Zawadzkiego. Posłał Fabiowi niespokojne spojrzenie i spiął się w sobie, gotów do skoku, gdyby nadarzyła się okazja. Paralizator w kształcie pistoletu przy piersi dziewczyny powstrzymywał ich jednak skutecznie. Czarny SUV wjechał na pełnym gazie i zatrzymał się o jakieś pięć metrów od Ivo. Serb roześmiał się głośno i już miał zrobić krok w kierunku samochodu, gdy nagle w bramę wjechało wynajęte przez Fabia Audi Q7. Miało zgaszone światła, więc nikt nie zwrócił na nie wcześniej uwagi. Wszyscy spojrzeli zaskoczeni w tamtą stronę.

Teraz wypadki potoczyły się jak błyskawica. Zza kierownicy wyskoczyła Caterina i trzasnęła z rozmachem drzwiami, pozostawiając samochód, blokujący skutecznie wyjazd z placu. Ryk wściekłości wyrwał się z piersi Ivo, gdy nagle silnik Porsche zawył i samochód ruszył na wstecznym wprost na drugie skrzydło bramy, na tle którego widniała szczupła sylwetka Cateriny. Fabio i Franco krzyknęli jednocześnie, rzucając się w jej stronę, ale to stojący bliżej ochroniarz przyjął na siebie cały impet uderzenia, osłaniając Caterinę własnym ciałem i wpychając ją na maskę zaparkowanego w bramie Q7. Marco, korzystając z zamieszania rzucił się w stronę Serba, który jednak nie stracił orientacji i błyskawicznym ruchem zmienił ustawienie paralizatora. Niedokładnie przyłożony sprzęt trafił chłopaka w ramię, oszałamiając go na moment, a wtedy Ivo dotarł do furgonetki wlokąc za sobą bezskutecznie próbującą stawić opór Milę.

Tracąc oddech, resztkami świadomości, zdążyła zobaczyć samochód Zawadzkiego wyłamujący skrzydło bramy, Fabia dopadającego do Cateriny i Marco na klęczkach… Wydawało jej się, że gdzieś daleko wyje policyjna syrena.

– Nie tak szybko. – Fatalny włoski akcent przy angielskich słowach. To był najcudowniejszy, najmilszy dźwięk, jaki Mila mogła usłyszeć. – „Umarłam, czy śnię?” – spytała się w myślach, czując dziwną słabość.

Policyjna syrena wyła coraz bliżej.

– O kurwa! – W ostatnim czasie było to chyba najczęściej wypowiadane przez Ivo słówko.

– Nie dotykaj mojej kobiety. – Głos Stefano brzmiał groźnie ale spokojnie. Na twarzy Serba pojawiła się mała czerwona plamka lasera.

– Już to zrobiłem – wycharczał z mściwą satysfakcją, obserwując jak przeciwnik blednie.

Non e vero! (Nieprawda!) – Mila bezgłośnie poruszała ustami. – Non e vero, amore!

– Zostaw ją! Tylko my dwaj. – Głos Stefano lekko zadrżał.

– Tylko my dwaj – powtórzył Ivo, przeciągając słowa. – Rzuć broń.

– Ty też.

Policyjne samochody ukazały się na tle lasu, ale żaden ze stojących naprzeciw siebie mężczyzn nie odwrócił głowy w tamtą stronę. Jak na komendę, rewolwer i paralizator przeleciały kilka metrów w powietrzu i upadły na ziemię. Serb popchnął Milę w stronę podnoszącego się z klęczek Marco. Zatoczyła się i upadła niezgrabnie na twardą, zmarzniętą jeszcze ziemię.

Ivo pochylił się mocniej, zaciskając dłonie w pięści. Pamiętał doskonale, jak Stefano ogłuszył go dwoma celnymi ciosami. Ale wtedy nie spodziewał się ataku! Teraz ruszył pierwszy. Wykonał nieznaczny zwód lewą ręką i wyprowadził morderczy prawy prosty w twarz przeciwnika. Ten jednak wykonał zgrabny unik i chwyciwszy dłonią pięść Serba, drugą posłał mu szybkie uderzenie w splot słoneczny. Odskoczył. Ivo stęknął i potrząsnął głową z niedowierzaniem. Stefano czekał.

            Na plac wbiegł porucznik Kita, a za nim kilku ubranych na czarno policjantów. Natychmiast rzucili się ku walczącym, ale Kita ich powstrzymał. Zajęli się więc pozostałymi, rzucając tylko  zaciekawione spojrzenia.

Ivo znowu natarł, tym razem godząc Stefano w brzuch, ale ten z głośnym świstem wypuścił tylko powietrze z płuc i natychmiast odparował, trafiając przeciwnika w szczękę. Odskoczył i nie pozwalając Serbowi dojść do siebie, wymierzył mu potężne kopnięcie w kolano. Rozległo się nieprzyjemne chrupnięcie. Padając, Ivo dostał jeszcze kolejny cios w brzuch. Stefano nachylił się nad pokonanym bandytą.

– Mam ochotę cię zabić! – wysyczał przez zaciśnięte zęby.

Dwóch policjantów dopadło do zwijającego się z bólu osiłka.

– Stefano! – Mila załkała cicho. Marco uwolnił już ręce dziewczyny, ale pozostały zimne i zesztywniałe. Wyciągnęła je jednak przed siebie – Stefano, jesteś…

Dopiero teraz zobaczył, w jak opłakanym znajdowała się stanie. Ślady na nadgarstkach zsiniałych rąk, fioletowe podbiegnięcie na policzku i ogromne, zapadnięte oczy pełne łez. Słaniała się na nogach, podtrzymywana przez Marco, który sam jeszcze nie odzyskał pełni sił. Podbiegł do ukochanej, chcąc porwać ją w ramiona, ale… zawahał się na ułamek sekundy. Ten drobny gest zabolał Milę bardziej, niż jakiekolwiek fizyczne obrażenie, którego doznała. – „On wie” – uświadomiła sobie, –„Wie i…”

– Moja sikorka. – Otoczyły ją silne ramiona, otuliły swoim ciepłem i zapachem. Nagle poczuła ulgę i jednocześnie dziwną niemoc. Wybuchnęła płaczem. – Mila, skarbie, już po wszystkim. Już dobrze… – Mężczyzna gładził posklejane włosy, tulił do siebie dziewczynę, nie wiedząc, co ma zrobić, żeby przestała. – No już, maleńka.

Uniósł głowę, szukając wzrokiem Fabia. Ten stał przy samochodzie, trzymając Caterinę za ręce. Obok na ziemi siedział Franco, obejmując się rękami. Oddychał z trudem.

– Marco. – Stefano zwrócił się do stojącego obok chłopaka. – Dobra robota. Dzięki.

– Trafił mnie – odparł sfrustrowany chłopak i pokręcił głową.

– Szybka reakcja. To się liczy – pochwalił ochroniarza Stefano. – Dałeś mi potrzebny czas.

Ruszyli wolno w stronę pozostałych. Stefano wziął wciąż szlochającą Milę na ręce. Dopiero, kiedy Caterina objęła ją za szyję, dziewczyna uspokoiła się na tyle, że mógł posadzić ją na masce samochodu i porozmawiać chwilę z Fabiem.

– To chyba twoje? – Kita podszedł do nich, niosąc broń Stefano. – Niestety, muszę to na razie zatrzymać. Zakładam, że masz pozwolenie?

Stefano kiwnął głową.

– Nie interesuje mnie to, czego nie widać. – Kita wskazał głową na wybrzuszenie kurtki Fabia. –  Zaraz będzie karetka. – Spojrzał na Franco i tulące się do siebie, zapłakane kobiety. – Myślę, że wszyscy powinni pojechać do szpitala. Czy wy dwaj możecie poświęcić mi teraz pół godziny, góra czterdzieści minut? Poślę z nimi dwóch chłopaków, jeśli chcecie.

– Nie trzeba. Marco pojedzie. – Fabio zbliżył się do żony. – Cateri, na pewno nic cię nie boli?

– Uderzyłam się tylko w głowę. Poproszę, żeby zrobili mi tomografię, jeśli cię to uspokoi, ale myślę, że najbardziej potrzebują tego Mila i Franco. Naprawdę, nie wiem, jak mu się odwdzięczę. – Spojrzała na potężnego ochroniarza z sympatią.

– Ja to załatwię. Dobrze wykonał swoją pracę. – Fabio pocałował żonę w policzek. Z oddali dobiegał sygnał karetki pogotowia. – Mila, okropnie wyglądasz, ale chyba nigdy się tak nie ucieszyłem na twój widok. – Nachylił się i pocałował zaskoczoną dziewczynę w czoło.

– Fabio… – zająknęła się – Dziękuję. – Wielkie łzy znów popłynęły po zapadniętych policzkach. – Tyle ryzykowaliście dla mnie.

– Jak to w rodzinie. – Obdarzył ją ciepłym spojrzeniem.

Stefano przyglądał się temu z dziwnym wyrazem twarzy.

Mila za żadne skarby nie chciała pojechać do szpitala bez ukochanego. Dopiero zdecydowana postawa Cateriny i solenna obietnica, że obaj, Fabio, i Stafano, najdalej za pół godziny ruszą za nimi, sprawiły, że ustąpiła. Stanowili we czwórkę dość dziwaczny zestaw. Najgorzej wyglądała, oczywiście, ona sama, ale najgroźniejsze obrażenia odniósł prawdopodobnie Franco. Zderzenie z samochodem mogło go kosztować życie. Na razie miał problem z oddychaniem i dwa potężne stłuczenia na ramieniu oraz biodrze. Znosił to jednak z podziwu godnym spokojem. Ratownicy założyli mężczyźnie kołnierz ortopedyczny i kazali leżeć. Leżał więc i bez najmniejszego grymasu bólu znosił jazdę po wyboistej drodze. Marco patrzył na niego z podziwem i zazdrością. Jemu najbardziej dolegała urażona duma. Caterina czuła tylko mdłości i lekkie zawroty głowy, co uznała za normalne po bliskim spotkaniu z maską samochodu.

– Mam nadzieję, że nie zostało wgniecenie. – Zażartowała, rozmasowując guza. Nagle spoważniała i nachyliła się do przyjaciółki, tak, żeby pozostali jej nie usłyszeli. – Wybacz mi, ale zrobiłam coś strasznego… Myślałam, że pojechałaś szukać tych drani… Stefano powiedział, że rozmawiałaś z bratem i kompletnie zgłupiałam! Och, Mila, przepraszam. – Ukryła twarz w dłoniach.

– Tak myślałam… – Dziewczyna zwiesiła głowę. – To nie twoja wina. Zresztą… – Westchnęła. – Powinnam dawno mu powiedzieć. Kiedy siedziałam zamknięta, miałam masę czasu na przemyślenia i wiesz co? Przysięgłam sobie, że jeśli z tego wyjdę, to wszystko mu powiem i postaram się wyjaśnić…

– Och, Stefano tak strasznie to przeżył, że aż się wystraszyłam. Coś ci powiedział?

– Nie, ale… Kiedy go zawołałam… Był taki moment… A może mi się zdawało? – Potarła dłonią czoło. – Na mój widok można się przestraszyć.

– Co ty opowiadasz? – Caterina ujęła dłonie dziewczyny i zaczęła obracać, oglądając ślady po sznurze i pasku. – Jesteś śliczna jak zawsze, tylko taka… biedna.

– O kurde! – Marco dopiero teraz zobaczył w pełnym świetle czerwone pręgi i otarcia. – Dobrze, że Stefano obił tego drania! Jak można zrobić coś takiego kobiecie? – Wyglądał na wstrząśniętego.

– Och, Marco. – Mila westchnęła ciężko. – Można i coś znacznie gorszego.

– Ale on chyba nie…? – Oczy młodego ochroniarza zrobiły się okrągłe.

– Nie. Tylko mnie zbił. – Odwróciła głowę tak, by mógł zobaczyć policzek. – Mam jeszcze pewnie pręgę na plecach, ale chyba ci jej nie pokażę – dodała ze smutnym uśmiechem. – „Och, kochany, dobry Marco, mam też inne pręgi, o których nie masz pojęcia” – pomyślała.

– Mila, musisz iść do psychologa, jak tylko wrócimy do domu. Mówię poważnie. – Caterina spojrzała przyjaciółce w oczy. – Już samo porwanie jest wystarczającym powodem – Zawiesiła głos.

– Pójdę – odparła potulnie, opuszczając głowę. – Może gdybym wtedy nie przerwała terapii…? Jak on to zniósł? – spytała cicho

– Och, gdybyś widziała, co się z nim działo!

– Caterina, dlaczego nie mogli jechać z nami? – wybuchnęła nagle Mila.

– Zaraz do nas przyjadą. Po prostu muszą od razu ustalić pewne… fakty. – Caterina poprawiła się niespokojnie na siedzeniu, posyłając ukradkowe spojrzenie ratownikowi siedzącemu obok kierowcy, ale wyglądało na to, że nie rozumie włoskiego. – Wiesz, musieliśmy trochę nagiąć przepisy, żeby tak szybko cię znaleźć – wyjaśniła niechętnie. – Prawdopodobnie ty też będziesz musiała złożyć zeznania. Porucznik jest przyjacielem, ale nawet on nie stoi ponad prawem. – Rozłożyła ręce. – No, ale najważniejsze, że jesteś z nami, a Stefano jakoś sobie poradzi.

– Jak to? Co on takiego zrobił? – Nie rozumiała, w czym problem. Przecież ją ratował! Pobił tamtego, ale to było w jej obronie. Zresztą, widziała, że Kita powstrzymał innych. – Cateri, o co chodzi?

– Widzisz, Stefano użył broni – powiedziała ostrożnie, szukając wzrokiem wsparcia u Franco. – Nie jestem pewna, czy jego pozwolenie jest ważne w Polsce…

– Nie użył! Nie strzelił! – Prawie krzyknęła.

Caterina i Marco natychmiast ją uciszyli, nie chcąc zwracać uwagi ratowników.

– Ale celował i doskonale wiesz, że gdyby musiał, to zastrzeliłby tego kundla bez mrugnięcia okiem. – Franco włączył się nagle do rozmowy. – Zresztą, tak samo jak każdy z nas. On miał jeszcze dodatkowy powód. Facet groził ci bronią.

– To był paralizator – odparła prawie szeptem.

– Ale on tego nie wiedział. – Franco utkwił w dziewczynie poważne spojrzenie. – My też nie.

Nagle Mili wydało się, że świat wokół zawirował. Stefano był gotów zabić, żeby ją ratować! Niby zawsze w jakiś sposób to czuła, ale nigdy nie miała tak namacalnego dowodu. Jest doskonale wyszkolonym ochroniarzem i to należy do jego obowiązków, podpowiadał jej rozsądek, ale serce mówiło coś innego. Ten wspaniały mężczyzna, jej ukochany, był gotów na wszystko… dla niej. Więc, nic się nie zmieniło! Kochał ją nadal i chciał, żeby byli razem! Jak mogła wątpić?! Obraz wnętrza karetki nagle jej się rozmazał i zmęczonym, obolałym ciałem dziewczyny wstrząsnął szloch. Caterina otoczyła ją ramieniem.

– Psycholog! – szepnęła Mili do ucha – Pilnie!

Wjeżdżali na teren szpitala.

***

– Co z nią robią? – Fabio stał przy szybie, za którą pielęgniarka obkładała brzuch Cateriny specjalnym ochronnym fartuchem, a następnie za pomocą pilota przesunęła leżankę tak, że głowa pacjentki znalazła się w ogromnym pierścieniu tomografu.

– Proszę się nie martwić, po prostu po takim wypadku musimy zrobić badanie głowy, to normalne postępowanie przy ciąży. – Młoda lekarka mówiła dość dobrze po angielsku. Wystukiwała jakieś dane na klawiaturze jednego z trzech komputerów, ale na moment uniosła głowę.

– Ciąży? – Fabio poczuł nagle, że świat wokół niego jakby się zakołysał. – Ciąży? – powtórzył.

– O mój Boże! – Dziewczyna zakryła dłonią usta – Nie wiedział pan? Pewnie żona nie zdążyła powiedzieć. Przepraszam – Wyglądała na mocno zakłopotaną.

„Ciąża?! Będę ojcem! Cateri, moja maleńka, moja słodka” – myślał gorączkowo. Oparł dłonie o szybę, wpatrując się intensywnie w szczupłą sylwetkę, leżącą nieruchomo w tomografie.

– Proszę pana, wszystko w porządku? – Lekarka dotknęła ramienia Fabia. – Jeszcze raz przepraszam…

– Niech pani nie przeprasza – odparł, z trudem opanowując emocje.

Za ich plecami rozległo się ciche pukanie i po chwili w drzwiach pojawił się Stefano. Skinął głową lekarce i odwrócił się do przyjaciela.

– Co jest? – Przyjrzał mu się uważnie – Masz taką minę…

– Wszystko dobrze – odparł z roztargnieniem. – Muszę najpierw porozmawiać z Ceteriną… – Zamrugał, jakby otrząsnął się z zamyślenia. – A gdzie Mila? Na badaniach?

– Nie. Rozmawia z Kitą. Są w pokoju na końcu korytarza. Zgodziła się zeznawać dzisiaj, gdy usłyszała, że będziemy wtedy mogli jutro wrócić do domu – Stefano odwrócił wzrok.

– W porządku? – Fabio zmarszczył brwi.

– Dziwnie się czuję na myśl o powrocie – powiedział powoli. Do tej pory wszystko wydawało mu się takie proste i oczywiste, ale teraz w jego głowie powstał zamęt. – Poradzę sobie… – Zrobił krok w tył, jakby chciał odejść.

– Zaczekaj. – De Luca przytrzymał przyjaciela za ramię i odprowadził w bok, żeby nie przeszkadzać lekarce, śledzącej w skupieniu ekran monitora. – Co jest? Caterina nie chce puścić pary z ust, ale przecież widzę, że coś się między wami dzieje. Powiedziała ci coś o Mili. Widziałem twoją reakcję.

– Nie wiem, Fabio… – zaczął z wahaniem – Jeśli powiem ci, że mój świat się zachwiał? Że coś, w co ślepo wierzyłem, ufałem… – Przełknął z trudem ślinę – Że to wszystko było…

– Kurwa, chyba nie miała nikogo na boku? – Przyjaciel wyglądał na wstrząśniętego.

– Nie. Nic z tych rzeczy! Chociaż… – Zawiesił głos. To też dotyczyło zaufania, a właściwie jego braku. To też był rodzaj zdrady i… kurwa! Chodziło także o seks! O to, co czuła, będąc z nim! Gdyby chodziło o innego faceta, po prostu by go dopadł i wyrwał mu serce, ale jak miał walczyć z samą Milą? – Nie wiem, Fabio – jęknął. – Nie wiem, co mam ci powiedzieć.

– Prawdę. – Silna męska dłoń spoczęła zadziwiająco delikatnie na ramieniu Stefano. – Powiedz mi tyle, ile potrzebujesz. Wierz mi, że jeśli się wahasz ze względu na mnie, to w tej chwili jestem gotów przyjąć wszystko!

– Mówisz tak, jakbyś właśnie wygrał główny los w Toto Calcio. – Kącik ust zadrgał w smutnym uśmiechu.

– Wygrałem coś znacznie cenniejszego. – Fabio spojrzał za szybę, gdzie leżała jego żona. Jego ukochana, ciężarna żona!

Nad drzwiami prowadzącymi do pomieszczenia z tomografem zapaliła się mała lampka. Leżanka z Cateriną zaczęła powoli wysuwać się z pierścienia.

– Wszystko wygląda normalnie. – Lekarka podeszła do Fabia i wyciągnęła rękę. – Jeszcze raz przepraszam i gratuluję. Może pan iść do żony. – Przyłożyła kartę magnetyczną do czytnika przy drzwiach.

– Gratulacje? – Stefano spojrzał podejrzliwie na przyjaciela, uśmiechniętego, jakby właśnie dostał nowiutkie Ferrari.

Fabio mrugnął do niego i nie czekając dłużej wszedł do pomieszczenia, gdzie Caterina zdążyła już usiąść. Na widok męża jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Wyciągnęła do niego ręce i powiedziała coś, czego Stefano obserwujący całą scenę zza szyby nie mógł usłyszeć. De Luca nie zważając na nikogo, objął ukochaną i przywarł do jej ust w długim, czułym pocałunku. Stefano już miał się odwrócić, gdy nagle zauważył, że mężczyzna przesuwa dłoń z pleców Cateriny na brzuch. Ten drobny gest uznał za aż nadto znaczący. Tak, przyjaciel wygrał właśnie najwspanialszy los w loterii życia. Czy miał prawo zakłócać mu radość? Za żadne skarby świata by tego nie zrobił.

Dottoressa. – Skinął głową ocierającej ukradkiem łzy lekarce i wyszedł na korytarz. Powlókł się pod drzwi pokoju, gdzie zostawił wcześniej Milę,  usiadł obok czekającego tam Marco.

– Franco musi zostać do jutra – poinformował go chłopak. – Ma wstrząśnienie mózgu i pęknięte dwa żebra.

– Wyliże się. – Stefano machnął ręką. Gdyby chodziło o niego, pewnie wypisałby się na własną prośbę. – A ty? Co masz taka minę?

– Nic mi nie jest – odparł ponuro. – Tak myślę, że teraz pewnie Franco wróci i to on będzie ochroniarzem Cateriny.

Stefano mimowolnie się uśmiechnął. Lubił tego chłopaka i trochę mu imponowało, że mimo osobistego zaangażowania, potrafił zachować się profesjonalnie w kontaktach ze swoją „podopieczną”.

– Nie sądzę – powiedział spokojnie. – Ja zabieram Franco. Mam co do niego własne plany. Poza tym będzie teraz przez jakiś czas wyłączony z pracy „w terenie”. Od tej pory twoim bezpośrednim przełożonym jest Luca, ale czasem będziesz też pracował ze mną.

W oczach Marco odbiło się zaskoczenie i radość, ale po chwili spoważniał.

– Czyli, to prawda, że jesteś wspólnikiem?

– Prawda. Starzeję się i czas się ustatkować – zażartował, ale bez uśmiechu.

– Kurde, Stefano–biznesmen. Nie wierzę. – Marco pokręcił głową z niedowierzaniem. – Mila wie? Pewnie, że tak. – Nie czekał na odpowiedź.

– No dobra, wystarczy tego gadania. – Stefano uciął rozmowę.

Zza drzwi dobiegło szuranie krzeseł i po chwili Mila oraz Kita wyszli na korytarz.

– Skończyliśmy. Myślę, że możecie jutro wracać. Zadzwonię jeszcze rano około dziewiątej. – Porucznik podał Stefano rękę. – Dzielna dziewczyna. – Uśmiechnął się do Mili, stojącej cicho z boku. – Jeszcze raz ci dziękuję. – Zwrócił się do Włocha, potrząsając jego dłonią.

– Tylko tym razem załatw sprawę do końca. – Stefano odpowiedział silnym uściskiem ręki.

Dochodziła jedenasta, kiedy wreszcie udało im się dotrzeć do niewielkiego hotelu, w którym się zatrzymali. Mimo późnej pory, właściciel czekał na swych gości z kluczem od dodatkowego pokoju. Mieli też do dyspozycji kuchnię, na wypadek, gdyby zgłodnieli. Z wdzięcznością przyjęli odgrzewaną potrawkę z kurczaka z ryżem.

– Caterina, czy masz może zapasową bieliznę? Mój bagaż diabli wzięli. – Westchnęła Mila, kiedy wchodzili na piętro, gdzie mieściły się ich pokoje.

– Przywiozłem ci coś. – Uprzedził Caterinę Stefano, podnosząc własną torbę z rzeczami.

– Zabrałeś moje ubrania? – Nie mogła uwierzyć, że pamiętał nawet o tym. – Jesteś niesamowity! – dodała z zachwytem.

– Pomyślałem, że zabrali ci wszystko, bo bali się, że masz gdzieś schowany chip. – Poczuł się odrobinę zakłopotany jej podziwem. Kurde, przecież zawsze go to urzekało.

– A nie miałam? – spytała podejrzliwie.

– Miałaś. Można było namierzyć komórkę, laptopa i… – zawahał się. – Twoją torebkę.

– Więc niepotrzebnie zabrali mi ubranie? – Wciąż nie mogła się pogodzić z tym, że rozebrali ją nawet z bielizny.

– Nie wracaj do tego. Chodź, zrobię ci kąpiel. Podobno mamy łazienkę z wanną. – Stefano ogarnął ukochaną ramieniem. – Widzimy się na śniadaniu – pożegnał pozostałych.

Gdy znaleźli się w pokoju, postawił torbę na stole. Ściągnął przez głowę sweter, który założył w miejsce kurtki i rzucił go na krzesło. Zajrzał do łazienki. – Jest wanna. Zrobię kąpiel.

Mila zdjęła kurtkę Stefano, którą okrył ją jeszcze na placu, i powiesiła na wieszaku. Zajrzała do torby.

– Boże, mój ulubiony sweter. – Westchnęła. – I bielizna! Jak ty o tym wszystkim pamiętasz?

– Zapomniałem o piżamie. Może weź mój T–shirt? – odpowiedział z łazienki.

– Mogę spać bez – szepnęła.

Stefano na dłuższą chwilę zostawił Milę w wannie, ale wrócił, niosąc smartfona i dwa drinki.

– Dobrze ci to zrobi. – Podał dziewczynie jedną szklankę.

Po chwili pomieszczenie wypełniła cicha muzyka oraz zachrypnięty, niski głos Louisa Armstronga.

– Muszę to z siebie zmyć – powiedziała cicho dziewczyna, odstawiając szklankę i zanurzając się cała pod wodę. Mokre włosy oblepiły twarz i szyję . Stefano stał oparty o umywalkę, jakby nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Schylił się po leżący na podłodze dres. – Wyrzuć to! Nie chcę tego więcej widzieć – powiedziała z odrazą. – Śmierdzi jak ten ohydny materac. Nie wiem, jak ze mną wytrzymaliście przez tyle godzin.– Sięgnęła po szampon.

Mężczyzna bez słowa zabrał ubranie i wepchnął do plastikowej torby. Mila syknęła, kiedy strużka emulsji spłynęła jej na nadgarstek. Szybko spłukała go wodą.

– Daj mi to. – Westchnął i zebrał z dłoni dziewczyny gęsty płyn. Nałożył go na czubek jej głowy i rozprowadził po włosach. Mila westchnęła głęboko i odchyliła się, przymykając oczy. Uśmiechnął się do siebie. Uwielbiała, kiedy mył jej włosy, ale rzadko to robił. Kiedy ostatni raz? Może z rok temu? – Trochę niżej – poprosił, nabierając w ręce wody z wanny. Szampon nie chciał się pienić.

Mila wykonała polecenie i wtedy zobaczył jej plecy. Od lewej łopatki na skos, do prawego biodra, biegł ślad po uderzeniu, Stefano zacisnął zęby. Przez ułamek sekundy pożałował, że jednak nie skręcił karku temu bydlakowi Ivo. Odwrócił głowę.

– Ale mi dobrze. – Cichy głos Mili przywołał go z powrotem. Zaczął masować skórę, oddzielając kolejne pasma włosów. Oddychała coraz szybciej i płycej, aż zdał sobie sprawę, że jego dotyk ją podnieca. Sięgnął po prysznic.

– Umyj się, a ja przyniosę suszarkę – powiedział, kiedy skończył spłukiwać pianę.

– Suszarkę też zabrałeś? – Spojrzała na ukochanego jak na cudotwórcę.

– No nie, ale widziałem, że leży w szafie. – Uśmiechnął się z zakłopotaniem – Myj się. Trzeba iść spać.

Poczuła się odrobinę rozczarowana, ale po chwili dziarsko zabrała się za żel. Łazienka wypełniła się przyjemnym, owocowym zapachem. Kiedy skończyła, Stefano otulił ją ręcznikiem i wręczył obiecaną suszarkę. Sam zrzucił ubranie i nie zważając, że z wanny nie spłynęła jeszcze woda, wszedł tam i zaciągnął foliową zasłonkę. Po chwili rozległ się szum prysznica.

Mila suszyła włosy, pogrążając się w myślach. Niby wszystko było OK, ale czuła w zachowaniu ukochanego jakiś dystans. Jakby cofnęli się do początku ich znajomości. Tyle, że wtedy wydawało się to uzasadnione i nawet trochę podniecające. Teraz… no cóż, powinna się chyba tego spodziewać? Nie! Po prostu był zmęczony, tak jak wszyscy, wytłumaczyła sobie. Odłożyła suszarkę, zanim Stefano skończył brać prysznic i powlokła się do łóżka. Nałożyła czystą koszulkę, którą jej zostawił i ostrożnie ułożyła się na boku. Dopiero teraz poczuła, jak strasznie jest zmęczona i obolała. Przymknęła oczy.

– Dobranoc sikorko. – Materac obok niej ugiął się pod ciężarem mężczyzny. Nie usłyszała, kiedy wszedł do pokoju, ale przecież on zawsze chodził jak kot.

– Dobranoc – wymamrotała, szukając go po omacku.

– Chcesz się przytulić? – spytał, przysuwając się do niej ostrożnie.

– A ty nie?

– Tak… ale nie chciałbym cię urazić. – W głosie dało się wyczuć wahanie. – Widziałem twoje plecy.

Przeturlała się na ukochanego i przywarła ciaśniej, zakładając nogę na jego udo. Czuła pod policzkiem, jak serce mu przyspieszyło, ale nie wykonał żadnego ruchu.

– Jesteś na mnie zły, że dałam się porwać? – spytała ostrożnie.

– Co? – Teraz poczuła, ze odwrócił głowę w jej stronę, choć w ciemnościach nie mogła tego zobaczyć. – Jeśli już, to jestem zły na siebie, że tak łatwo pozwoliłem się podejść. Jak mógłbym cię o cokolwiek obwiniać? Chociaż… – zaczął, ale urwał wpół zdania. – Nie, nic. Ten SMS, to była dobra robota. Śpij.

– Wiedziałam, że mnie znajdziesz – wyszeptała sennie. – Po prostu wiedziałam…

Stefano leżał nieruchomo, próbując zebrać myśli. Z jednej strony słowa pełne wyrzutów cisnęły mu się na usta, z drugiej wiedział, że wypowiedziane pochopnie w nieodpowiednim momencie, mogą przynieść nieodwracalne konsekwencje. Zdusił je w sobie. Na jego piersi Mila oddychała miarowo i głęboko. – „Będzie dość czasu, żeby się rozmówić” – powiedział sobie w duchu  i zamknął oczy. Jednak sen długo nie chciał przyjść.

***

Obudzili się równocześnie, gdy rozległ się sygnał komórki. Stefano przeciągnął się, rozprostowując stawy.

– Dziś nie biegam – stwierdził, odchylając głowę.

– Źle spałeś? – Mila z troską pogładziła szorstki policzek ukochanego.

– Najpierw nie mogłem zasnąć, a potem ty miałaś złe sny.

– Mówiłam przez sen? – zaniepokoiła się.

– Wołałaś mnie. – Uśmiechnął się do niej. – Uspokoiłaś się, jak ci obiecałem, że nigdzie nie pójdę.

– Kocham cię, wiesz? – Wtuliła się w mężczyznę z całej siły.

– Wiem…

Miała wrażenie, że ostatnie słowo wypowiedział bez przekonania, ale zanim zebrała się na odwagę, by ciągnąć tę rozmowę, Stefano pocałował ją w głowę i odsunął łagodnie.

– Zbierajmy się. Za kwadrans zadzwoni Kita z wiadomościami – powiedział – Powinniśmy iść na śniadanie. Potem trzeba odebrać Franco ze szpitala. Caterina mówiła też o spotkaniu z Karoliną. Jeśli chcemy dzisiaj wrócić do Turynu, to trzeba wstać!

„Musimy to odłożyć” – pomyślała. Z jednej strony, poczuła ulgę, ale z drugiej, wiedziała, że to tylko chwilowe odroczenie nieprzyjemnej rozmowy. Nie miała co do tego wątpliwości.

Stefano nie mylił się. Załatwienie wszystkiego zajęło im dobrych kilka godzin. Z przyjaciółmi Cateriny umówili się na obiad, żeby zaoszczędzić trochę czasu. Oczywiście, Mila musiała im wszystko opowiedzieć ze szczegółami, podobnie jak Caterina i Fabio. O dziwo, tylko przez chwilę czuła się skrępowana ich zainteresowaniem. Wraz z kolejnymi słowami stres mijał i w końcu poczuła ulgę. Wyrzuciła z siebie całą złość na porywaczy i Zawadzkiego. Nie odważyła się tylko opowiedzieć, w jaki sposób wyłudziła wysłanie SMS–a do Stefano, ale na szczęście zbyt mocno się nie dopytywali. Tylko sam Stefano uniknął „przesłuchania”, zasłaniając się tajemnicą zawodową.

Gdy dotarli wreszcie do samolotu, wszyscy odczuwali zmęczenie i marzyli już tylko o wygodnym fotelu.

– Usiądźmy razem. – Fabio wskazał Mili i Stefano siedziska zwrócone przodem do siebie. – Po starcie poprosimy o szampana – zwrócił się do stewarda. Z głośników sączyła się spokojna melodyjna muzyka pochodząca z serialu Twin Peaks.

– Wow, ale fajnie mieć przyjaciół z własnym samolotem. – Mila nie potrafiła powstrzymać się od zachwytów nad niewielką cessną, w której się znajdowali. – Od kiedy jest twoja? – zwróciła się do Fabia.

– Tak naprawdę, to należy do firmy… – Posłał szybkie spojrzenie Stefano.

– Czyli do ciebie… – zaczęła , ale urwała wpół zdania. – O co chodzi? – Odwróciła się do ukochanego. – Co to za tajemnice?

– Och, dajcie spokój. Jesteście jak dzieci! – Caterina zganiła obu. – Stefano, powiesz jej, czy ja mam to zrobić?

– W zasadzie, to miała być niespodzianka, ale… – Machnął ręką. – Dobrze, niech już będzie. Zostałem wspólnikiem Fabia. Firma należy teraz do nas obu. No, w większości. Fabio, twoja kolej. – zwrócił się do przyjaciela, wskazując wzrokiem Caterinę.

– Kochanie, wspólnie mamy większość, do Stefano należy trochę ponad 20%, resztę mają inni udziałowcy, w tym Alessandra. – Ujął dłoń żony i przyłożył ją do ust. – Została pani bizneswoman, dottoressa De Luca.

– To znaczy…? – Mila zamrugała szybko i utkwiła pytający wzrok w Stefano.

– Tak naprawdę, to dzięki temu panu latamy własnym samolotem. – Fabio klepnął przyjaciela po udzie. – Trzeba było zbilansować nagły przypływ gotówki, a zmiana strategii firmy będzie wymagała częstszego przemieszczania się.

Dalszą rozmowę przerwał im komunikat pilota. Startowali.

Mila uparcie wpatrywała się w okrągłe okienko. Stefano wrócił więc na łono rodziny. Nie mogło być inaczej. W przeciwnym razie nie byłby w stanie wyłożyć takich pieniędzy. I chciał, żeby została jego żoną. Wtedy, zanim… Spojrzała ukradkiem w stronę ukochanego. Nie patrzył na nią. Siedział spokojnie, pogrążony w myślach. – „Przyjechał cię ratować, ryzykował własnym życiem.” – Nieśmiała myśl kołatała dziewczynie w głowie –„A jeśli nawet nie życiem, to zdrowiem… Ale teraz musiał zdać sobie sprawę, że nie jestem odpowiednia… Boże, nie wytrzymam tego!” – pomyślała z desperacją. – „Wszystko stracone. Stracone” – lamentowała nad sobą.

– Kochani. – Głos Fabia oderwał Milę od ponurych myśli. – Mamy dwie ważne okazje do świętowania. – Zawiesił głos, czekając aż steward otworzy szampana i rozleje go do kieliszków. – Po pierwsze, Mila jest z nami, cała i zdrowa. – Mrugnął do niej, wznosząc kieliszek.

Upili po łyku.

– A pozostali? – zwróciła się do męża Caterina, spoglądając wymownie w stronę Franco i Marco, siedzących na tyle samolotu w dyskretnym oddaleniu.

– Są w pracy – odparł łagodnie Fabio.

– Już nie. – Spojrzała na Milę, szukając u niej poparcia. – Tylko po łyczku.

– Proszę. – Mila zareagowała natychmiast, składając ręce. – Za moje zdrowie.

– No dobrze. – Westchnął. – Ale drugi toast pijemy sami. – Zniżył głos do szeptu.

Wezwany steward przyniósł dwa kieliszki i podał ochroniarzom.

– Za udaną akcję ratunkową i Milę. – Stefano wzniósł w górę szkło.

– Za Milę! – odpowiedzieli, nieco zaskoczeni poczęstunkiem.

– A teraz chcieliśmy się z wami podzielić pewną wiadomością. – Fabio spojrzał na Caterinę. – Tak się składa, że znów będziemy was prosić o dyskrecję, ale ostatnim razem przynieśliście nam szczęście, więc… – Westchnął. – Kochani, zostaniemy rodzicami.

– Och! – Mila zakryła dłonią usta. Spojrzała na rozpromienioną Caterinę. – O Boże, jak wspaniale! – wyjąkała, z trudem hamując wybuch radości.

– Ty się domyśliłeś, prawda? – Fabio spojrzał w oczy Stefano.

– Byłeś taki podniecony, a ta lekarka ci gratulowała…  – odparł – Nie masz pojęcia, jak się cieszę. – Uścisnęli się serdecznie.

Mila odpięła swój pas i pochyliła się nad Cateriną, całując jej policzki.

– O tak, przyniesiemy wam szczęście, zobaczysz! – szeptała przez łzy. – Wtedy, jak nam powiedzieliście o zaręczynach, przez sekundę miałam taką myśl… przysięgam, że tak było, a teraz się spełniła.

– Nikt jeszcze nie wie. Nawet moja mama. – Caterina również ocierała wilgotne oczy. – To dopiero pięć tygodni, może sześć… Chcemy, żeby Vanessa dowiedziała się pierwsza… Jestem taka szczęśliwa!

– Dajmy im się nagadać. – Fabio wskazał przyjacielowi dwa osobne siedzenia.

– Co zrobisz z Valerią? – spytał Stefano, upewniwszy się, że nikt ich nie usłyszy.

– Najchętniej oderwałbym łeb tej głupiej gęsi, ale jest matką Vanessy. – Pokręcił głową z rezygnacją – Caterina nalega, żebym jej odpuścił.

– Wydaj ją za tego, jak mu tam?

– Ted – prychnął. – Tak zrobię, ale nie dam jej tego, co chce. Na razie polecimy na Bali. Caterina musi odpocząć, a ty załatwisz swoje sprawy. Wasze sprawy – poprawił się.

– Lećcie. Przypilnuję wszystkiego. – Stefano zmienił temat.

– Zabierz ją do psychologa. Caterina już zadzwoniła do kliniki i umówiła was na jutro.

– Nas? – Chyba się przesłyszał?. Fabio doskonale wiedział, jaki miał stosunek do „grzebania w głowie”.

– Ona twierdzi, że tak będzie lepiej.

– Lepiej? Dla kogo? – Nawet nie starał się ukryć niechęci.

– Na pewno dla Mili. – De Luca utkwił w przyjacielu poważne spojrzenie – Kochasz ją. Przecież cię znam. Niezależnie od tego, co ci zrobiła, przemyśl wszystko na spokojnie.

– Właśnie myślę. – Z trudem pohamował zniecierpliwienie.

– Posłuchaj, kiedy chodziło o mnie, walczyłeś do ostatniej chwili. Teraz walcz tak samo, bo chodzi o ciebie. Mówię poważnie. – Fabio położył Stefano dłoń na przedramieniu. – Kiedy ją zabierałeś do domu, powiedziałem ci, że masz przede wszystkim chronić siebie, bo nie chcę żebyś cierpiał, a teraz powiem ci: chroń was oboje, bo nie ma innego sposobu.

– Będzie bolało – odparł najciszej, jak potrafił.

– Wiem, ale w końcu przestanie – powiedział z przekonaniem. – Tylko tego nie spieprz!

 

***

 

            Luca powitał całą grupę na lotnisku i zabrał do domu na kolację. Nikt, poza Pietro i Andreą nie wiedział, że wylot na Bali został odroczony, więc telefony milczały. Zjedli wszyscy razem w kuchni, jak grupa przyjaciół, a nie jak przełożeni i pracownicy. Wkrótce jednak pokonało ich zmęczenie i rozeszli się do swoich zakamarków ogromnego domu. Pietro pozostał w kuchni tylko w towarzystwie Andrei. Jego uwadze nie uszedł fakt, że Caterina piła do kolacji wyłącznie wodę i soki, pozostawiając nietknięty kieliszek z wyśmienitym winem. Podał naczynie swojej towarzyszce.

– Szkoda, żeby się zmarnowało. – Mrugnął wesoło.

– Zwłaszcza, że chyba jest okazja? – Wyszczerzyła do kucharza zęby w uśmiechu.

***

Wchodząc do „apartamentu”, Stefano upuścił torbę na podłogę i spojrzał na Milę.

– Jak się czujesz? – spytał z troską.

– Już dobrze… – odparła z wahaniem. Ani razu nie poruszył tematu, którego tak się bała. Czuła jednak, że  utrzymuje się pomiędzy nimi napięcie, którego nie da się zignorować. Postanowiła, że tym razem nie pozwoli sobie na ucieczkę przed nieuniknionym i choć serce podchodziło jej do gardła, odważnie spojrzała ukochanemu w oczy. – Chyba powinniśmy porozmawiać… – zaczęła cicho, ale umilkła natychmiast pod chmurnym spojrzeniem. Czarne jak węgle oczy Stefano zdawały się przewiercać dziewczynę na wylot. Poczuła się nieswojo i spuściła wzrok.

– Nie sądzę, żeby to był odpowiedni moment – odparł dziwnie spokojnym i cichym głosem.

Wolałaby tysiąc razy, żeby na nią nakrzyczał, wściekł się, nawet… uderzył? Poczuła pod powiekami łzy, a w gardle nieprzyjemne drapanie. Nigdy jej nie uderzył, nigdy!

– Stefano, ja… – Szept uwiązł jej w gardle.

– Chyba oboje potrzebujemy odpoczynku. – Na twarzy mężczyzny pojawił się przelotny uśmiech. – Idź pod prysznic, ja muszę jeszcze coś zrobić.

– Dobrze – odparła cicho i poszła do sypialni.

„Odesłał mnie, po prostu zostawił samej sobie!” – lamentowała w duchu. – „Jest zmęczony i skołowany” – kontrował słabo rozsądek. Odesłana pod prysznic! Serce biło Mili znacznie szybciej, niż powinno w takiej sytuacji. – „Zobaczysz, przejdzie mu, jak odpocznie.” – Takie tłumaczenie zdecydowanie bardziej jej się podobało. Szybko zrzuciła z siebie ubranie i stanęła w strugach ciepłej wody. Owocowy żel napełnił kabinę kojącym, smakowitym aromatem. Wcierała go długo i dokładnie, chciała zmyć z siebie wydarzenia ostatnich kilku dni. Gdzieś w głębi duszy pulsowała maleńka iskierka nadziei, że Stefano wejdzie do łazienki, zanim ona wyjdzie spod prysznica. Może się przyłączy…? –„Głupia, ma do ciebie żal!” – Znowu poczuła łzy, ale tym razem popłynęły swobodnie i zmieszały się ze strugami wody. Zakręciła kran. Nadal przebywała w łazience sama. – „A czego się spodziewałaś? Masz za swoje!”

Wytarła się szybko i otuliła szlafrokiem. Z lustra spoglądała na Milę smutna dziewczyna o zbyt ostrych rysach i ogromnych oczach pełnych bólu. Siniak na policzku przybierał zielonkawą barwę. Odsłoniła nadgarstki. Otarcia nie były już takie czerwone, ale za to pojawiły się drobne zasinienia. Posmarowała je balsamem, a policzek kremem. – „Musi wystarczyć” – postanowiła. Wytarła włosy i zawinęła je w ręcznik, tworząc na głowie malowniczy turban. Wyjrzała na korytarz. Przez szparę w niedomkniętych drzwiach do pokoju Stefano sączyło się niebieskawe światło komputera. Stanęła w progu, zastanawiając się, co ma powiedzieć.

– Nie położyłaś się? – Uniósł głowę znad klawiatury.

– Nie ignoruj mnie. – Spojrzała mu w oczy. – Tęsknię za tobą.

– Przecież jestem…

– Nie ignoruj mnie – powtórzyła ciszej.

– Mila, proszę – zaczął miękko, prawie szeptem. – Masz za sobą ciężkie chwile. Potrzebujesz odpoczynku…

– Potrzebuję ciebie – przerwała mu z desperacją. – Jesteś, wiem, ale… Jesteś tak jakoś obok! Nie wiem, co mam zrobić! – Głos jej się załamał. – „Zrobię wszystko, co zechcesz” – błagała w duchu. – „Tylko dotknij mnie, jak dawniej”.

– Chodź do mnie. – Przymknął laptopa i odsunął się od stołu wraz z krzesłem.

Podeszła szybko, jakby w obawie, że się rozmyśli, ale on wyciągnął do dziewczyny dłoń i po chwili siedziała na męskich kolanach. Uniósł głowę i zajrzał Mili w oczy.

– Sikorko, ja też przeżyłem szok. Zrozum, najpierw gdzieś zniknęłaś, potem Caterina powiedziała mi o tamtym… i w końcu to porwanie. – Ujął dłonią delikatną twarz i przesunął kciukiem po ustach. – Muszę to sobie poukładać.

– Kochanie, wszystko ci wyjaśnię, wytłumaczę… Proszę! Tak strasznie się bałam, że cię stracę! – Broda dziewczyny zaczęła drżeć. – Nadal się boję…

– Ćśśś. – Przytrzymał kciukiem pełne usta i przymknął oczy.

Przytuliła się do ukochanego, przyciągając do siebie jego głowę. Szlafrok rozchylił się na tyle, że poczuła na skórze szorstki zarost. Westchnęła głęboko.

Stefano sam nie wiedział, jak to się stało, ale po chwili skubał wargami delikatną pierś i wdychał odurzający zapach aksamitnej skóry. Odruchowo odszukał brodawkę i chwycił ją zębami. Cudownie stwardniała w jego ustach. Mila oddychała płytko, wiercąc się na jego kolanach. Tak bardzo jej pragnął. Jego ciało nie dawało się okiełznać rozumowi. Jakaś wewnętrzna zwierzęca siła kazała mu sięgnąć między uda dziewczyny. Rozchyliła je z westchnieniem ulgi. Wsunął palec między delikatne wilgotne płatki. Przeciągły jęk rozkoszy zawibrował mu w uszach. – „To szaleństwo” – przemknęło mu przez myśl!

Mila zagryzła dolną wargę, tłumiąc cisnące się na usta słowa. Podświadomie czuła, że powinna być cicho. Jej wnętrze płonęło pożądaniem, ciało zaciskało się boleśnie na palcu Stefano, błagając o ulgę. – „Kochaj się ze mną, kochaj się ze mną” – prosiła w myślach. Nagle Stefano cofnął rękę. Zamarła. Chwycił ostrożnie biodra i posadził ukochaną na biurku, tuż obok laptopa. Wziął urządzenie i bezceremonialnie odłożył na podłogę. Szarpnął pasek szlafroka, a dziewczyna natychmiast rozsunęła nogi. Odchyliła głowę, czując na udzie ciepły oddech. Oparła stopy na krześle obok męskich ud i drżąc z emocji, czekała. Kiedy ostatni raz tak go pragnęła? Tak, że na sam dźwięk głosu robiła się mokra?

Delikatne liźnięcie prawie odebrało jej zmysły. Zacisnęła palce na rancie biurka i wstrzymała oddech. Kolejne było już mocniejsze i zakończyło się dokładnie w miejscu, gdzie skumulowały się chyba wszystkie jej żądze. Nie była w stanie powstrzymać jęku. Natarczywy język omiatał i drażnił najwrażliwszy punkt, doprowadzając Milę do szaleństwa. Spięła się w sobie i rozchyliła uda szerzej, wychodząc ukochanemu naprzeciw. Odpowiedział jej pomruk zadowolenia. – „Pragnie mnie!” – Radosna myśl rozświetliła skołatany umysł dziewczyny tysiącem migoczących światełek.

Tymczasem Stefano poddał się instynktowi. Sięgnął rekami do pośladków Mili i przyciągnął je do siebie, wpijając się jednocześnie ustami w łechtaczkę. Ssał i przygryzał, słuchając coraz głośniejszych jęków z rosnącym podnieceniem. Dziewczyna wiła się i szarpała, nie panując nad sobą, ale silne męskie ramiona skutecznie chroniły przed upadkiem z biurka. Wreszcie poczuł, że ukochana wygina się i pręży, tracąc oddech.

– Stefano – wydyszała. – Och, Ste–fa–no!

Smakował seks z największą przyjemnością, chłonął doznania… Mila drżała na całym ciele, z trudem dochodząc do siebie po gwałtownym orgazmie. Cholera, nie potrafił jej się oprzeć i chyba wcale tego nie chciał.

– Chodź do mnie. – Chwyciła Stefano za ramiona i pociągnęła na siebie.

– Nie. – Dostrzegł, że Mila patrzyła na widoczną erekcję i nagle zdał sobie sprawę, co zamierza zrobić. – Nie mogę…

– Rozumiem… – Poczuła się okropnie, ale nie dała za wygraną. – W takim razie zrobię to tak. – Zsunęła się z biurka i uklęknęła przed ukochanym.

– Mila, nie. – Opór mężczyzny słabł. – Proszę…

– Pozwól mi. – Podciągnęła koszulkę i zaczęła całować brzuch, jednocześnie opuszkami palców gładząc wybrzuszenie dżinsów. – Pozwól mi. – Powtórzyła miękko.

– Muszę wziąć prysznic.

– Nie. To mi nie przeszkadza, chcę cię właśnie takiego.

W głosie dziewczyny brzmiała desperacja. Otrzeźwiło go to natychmiast.

– Zaczekaj, sikorko. – Podniósł Milę z klęczek i posadził sobie na kolanach.

– Nie chcesz, żebym cię dotykała? – Zamrugała szybko, żeby pokryć zmieszanie.

– W tej chwili nie – odparł spokojnie – Najpierw musimy sobie wyjaśnić parę spraw…

– Ale ty mnie dotykałeś… – wyszeptała, nie patrząc ukochanemu w oczy.

– Bo tego chciałaś. Bo oboje tego chcieliśmy – poprawił się. – Dajmy sobie czas.

Pokiwała głową, wciąż unikając jego wzroku.

– Chodź, zaniosę cię do łóżka. – Wziął Milę na ręce jak dziecko. – Jutro mamy dużo pracy. Oczywiście, jeśli mi pomożesz, to pójdzie szybciej. – Uśmiechnął się do niej.

Znów pokiwała głową i objęła Stefano za szyję.

– Zrobię, co mi każesz – wyszeptała wprost do jego ucha.

– Zobaczymy.

– Przyjdziesz do mnie? – spytała z nadzieją, kiedy posadził ją na łóżku i pomógł zdjąć szlafrok.

– A jak myślisz? – Posłał dziewczynie spojrzenie pełne troski.

– Chyba tak…

– Tylko się umyję. – Ruszył do łazienki.

– Nie zamykaj drzwi – poprosiła cicho. – Chcę słyszeć, że jesteś tuż obok.

Spełnił tę prośbę, czując jak żółć podchodzi mu do gardła.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Jezu, hormony to straszna rzecz. Wzruszam się nad losem Mili, jak głupia. Doceniam wszystkie pozytywne aspekty tej części. Wydaje mi się lepsza od poprzedniej, może dlatego, że dużo się dzieje. Ładnie.

Pozdrawiam,
B.S.

Według mnie jedna z najlepszych części, świetnie przekazałaś odczucia Mili czytelnikowi (mnie). Bez problemu można poczuć wszystkiego czego doznała bohaterka, tych skrajnych emocji i zawahań im towarzyszących. Gratuluję 🙂 Dużo sie dzieje w tej części, świetnie się czyta, jednak mam jedno maleńkie ale( chcę zaznaczyć, to tylko takie moje maleńkie odczucie) że pomimo wartkiej i przemyślanej akcji, brakuje troszkę „pazura”, czegoś co wzmocniłoby dramatyczność sytuacji. Poza tym doskonała uczta… doskonała!
Pozdrawiam.

Dzięki Violet,
Bardzo mi zależało na pokazaniu emocji kogoś takiego jak Mila. Niestety, jest jedną z bardzo wielu, zbyt wielu. W moich opowiadaniach emocje są ważne, chyba ważniejsze niż ten „pazur” o którym piszesz. Zgadzam się, że opowiadanie by zyskało, ale chyba jednak pozostanę przy tym, co najbardziej lubię, czyli odczuciach. Mam nadzieję, że jeszcze Cię zaskoczę.
Pozdrawiam.

A to się porobiło. Wątek kryminalny rwie do przodu. Nasi panowie okazują emocje i różnorodne talenty, Mila zostaje uratowana, a Katarzyna w ciąży. Wystarczyłoby tego na kilka odcinków. Ciekawe co dalej?

Witaj piękna 🙂
Akcja przybrała takie tempo ,aby wszytko sobie poukładać trzeba przeczytać tą cześć dwukrotnie.
Nie zaprzeczę , czytałem z wielka przyjemnością jak zwykle. Zwróciłem uwagę na coś co zawarte jet w każdej części opowiadań. Szczegóły które maja odzwierciedlenie w faktach. Wydaje mi się ,że „ciut” zasugerowałaś się przypadkiem który opisałem w komentarzu dotyczącym gwałtu. Wskazuje na to rezerwa Stefano w stosunku do Mili po uwolnieniu. Czas ponoć jest najlepszym lekarzem O ile Mili „spadł kamień z serca” – tajemnica ujrzała światło dzienne to Stefano musi sobie to poukładać . Coś mi się wydaje ,ze to nie koniec tej historii kryminalnej 🙂 Mila prosiła Katarzynę o przesłanie tatuażu 😉 Stefano znowu będzie miał okazje wykazać się kunsztem wojownika.Czekam z niecierpliwością jakie rozwiązanie podsunie Ci ten Twój duszek ?
Niechaj wena będzie z Tobą 🙂

https://www.youtube.com/watch?v=iks99ARKKyU

lupus

Ostatnio mniej zaglądam na bloga, ale gdy przejrzałem dziś ostatnie premiery wiedziałem, że muszę od razu przeczytać najnowszą część. Bawiłem się świetnie 😀

W trakcie poszukiwań Mili, rozmów telefonicznych, a później jazdy karetką dialogi wywoływały u mnie nieustanny uśmiech na twarzy. „Ty draniu”, „Jak można zrobić coś takiego kobiecie” itd. skojarzyły mi się z kinem akcji z lat 90. Cały wątek kryminalny jest bardzo wciągający i angażujący.

Drugim aspektem, który przykuł moją uwagę, jest zawiązanie spółki między Fabio, a Stefano. Szef interesu i szef ochrony (teraz już chyba emerytowany) to duet podobny do tego, jaki został zaserwowany w grze „GTA IV: The Ballad of Gay Tony”, którą ogrywałem w kwietniu. Co prawda Stefano nie kradnie tajnych wojskowych śmigłowców i transporterów opancerzonych, ale jakby musiał, to nie wątpię, że by umiał 🙂

Wreszcie po trzecie, Mila i Stefano to świetnie napisane postaci, z którymi się zżyłem. Podobnie jak B.S., czułem buzujące we mnie emocje, zwłaszcza w ostatniej tercji opowiadania, już po uwolnieniu Mili. Do pozostałych bohaterów nie czuję takiego przywiązania, ale też nie czytałem poprzedniego cyklu, w którym była okazja się z nimi bardziej zapoznać.

Nie mogę doczekać się kolejnej części. Dzięki za Twą twórczość.

Pozdrawiam,
Frodli

Najbardziej podobało mi się zakończenie opowiadania. Stefano przestał być superbohaterem, a stał zwykłym facetem. Za to duży plus.

Napisz komentarz