Uratuj mnie III (Roksana)  2.96/5 (9)

43 min. czytania

Skin Naked Back Sexy Women’s Model Young Model

Przez okno samochodu Katarzyna obserwowała szare budynki nowej części Turynu. Nie dostrzegła tu ani grama śniegu. – „Może to i lepiej?” – pomyślała – „Łatwiej będzie się przestawić.” Szybkie śniadanie, pożegnanie z przyjaciółmi i z Fabiem… Wszystko wydarzyło się kilka godzin wcześniej, a wydawało jej się, że minęło już kilka dni. W drodze do domu spała. Po przyjeździe szybko wskoczyła w „normalne” ubranie, które przy sportowych strojach z ostatniego tygodnia wydały jej się nieco zbyt eleganckie. –„Pozostali pewnie już siedzą w samolocie.”– pomyślała z roztargnieniem. Fabio zadzwonił, gdy dojeżdżali do Mediolanu. Przed oczami stanęła jej Mila. Wydawała się bardzo cicha.

– Nie jestem taka dzielna i zdeterminowana, jak ty – wyszeptała, kiedy się żegnały.

– Jesteś, tylko tego nie wiesz. – Uściskała dziewczynę z uśmiechem.

– Caterina. – Ciepły głos Marco wyrwał Katarzynę z zadumy. – Muszę ominąć te roboty drogowe. Na którą masz być w klinice? – spytał zatroskany.

– Och, nie martw się. Nie ma konkretnej godziny. Właściwie mam urlop, ale jest kilka dokumentów do podpisania i… – Westchnęła ciężko. – Jedno spotkanie.

Chłopak pokiwał głową ze zrozumieniem i skupił się na drodze.

No tak, miała się spotkać ze swoim dawnym ordynatorem, Ziemowitem Nowakiem. Jego telefon poprzedniego dnia bardzo Katarzynę zaskoczył. Tłumaczenie, że przebywa z żoną i przyjaciółmi na zakupach w Mediolanie jakoś do niej nie przemawiało. Z drugiej strony, skoro tak mu zależało, a przecież nie miała zbyt wielu obowiązków, nie licząc spakowania kilku kostiumów i sukienek.

Marco zaparkował w pobliżu bocznego wejścia dla personelu i wysiadł, zanim Katarzyna zdążyła sięgnąć po aktówkę, leżącą na tylnym siedzeniu.

– Idziesz ze mną? – spytała rozbawiona, gdy otworzył jej drzwi.

– Mam cię odprowadzić do kliniki – odparł spokojnie.

Już nawet nie próbowała oponować. Fabio i Stefano mieli swoje racje, a ona swoje, ale skoro to miało ułatwić im życie? Wzruszyła ramionami i razem weszli do budynku szpitala. Sekretarka profesora Vieriego powitała lekarkę z lekkim niedowierzaniem, ale serdecznie.

Dottoressa, naprawdę jestem pani wdzięczna. Już myślałam, że będę jechała do pani – tłumaczyła się. – Profesor jest tak zainteresowany tą publikacją, że nie chce ani dnia zwłoki.

– Nic się nie martw. To dla mnie naprawdę żaden kłopot. – Uśmiechnęła się. – Pójdę za chwilę do pokoju lekarskiego załatwić parę spraw. Powinien się tu zgłosić mój kolega z Polski, Ziemowit Nowak. – Zapisała nazwisko na małej karteczce i podała sekretarce. – Poprosisz mnie?

– Oczywiście! – Dziewczyna rozpromieniła się, kiedy Katarzyna bez zwlekania zabrała się za przeglądanie i podpisywanie aneksów do umowy o publikację książki, którą zredagowała i uzupełniła.

„Nawet nie marzyłam o czymś takim” – pomyślała, przesuwając opuszkami palców po projekcie okładki, gdzie obok profesora Vieriego widniało jej własne nazwisko, jako współautorki.

Koledzy z kliniki przywitali Katarzynę równie serdecznie. Początkowy dystans, z jakim się do niej odnosili, szybko zastąpiła sympatia, a czasami nawet uznanie. Kilka trudniejszych zabiegów i „kupiła” sobie szacunek. Teraz też docenili, że przerwała urlop, by nie musieli niczego za nią robić. Szybko zabrali się wspólnie do czekających papierów.

Kiedy odezwała się komórka, Katarzyna ze zdziwieniem odkryła, że godzina minęła niepostrzeżenie. Złożyła równo przejrzane historie chorób i spięła je ogromnym spinaczem.

Ho finito! – zakomunikowała zadowolona, że skończyła zanim przyszedł Nowak.

Idąc korytarzem w kierunku sekretariatu, zastanawiała się, jak powinna się zachować wobec dawnego przełożonego? Jak on sam zachowa się wobec dawnej podwładnej? Niepotrzebnie zawracała sobie tym głowę.

– Dobrze wyglądasz! –  Nowak nie krył zachwytu, oceniając koleżankę fachowym spojrzeniem.

– Dziękuję – odparła, starając się uśmiechem pokryć zmieszanie. Miała na sobie dopasowaną sukienkę z cieniutkiej wełny w kolorze karmelu i botki na obcasie z krótką zamszową cholewką w podobnym kolorze. Na biodrach zapięła pasek z metalowych ogniw z łańcuszkiem, na którym kołysał się dyskretny emblemat Chanel. – Zapraszam do siebie. – Otworzyła przed swym gościem drzwi do gabinetu.

– Wow, masz gabinet naprzeciw Vieriego? – W głosie Nowaka zdumienie konkurowało z zazdrością.

– No cóż. – Westchnęła. – Niektórzy mówią, że zapewniły mi to pieniądze i pozycja mojego męża, ale ja wolę myśleć, że osiągnęłam coś sama.

– Och, skąd ten sarkazm? – Zaproszony zdjął płaszcz i powiesił go na wieszaku z giętego jesionowego drewna. – Gustownie urządzony – zauważył.

– Dziękuję. Napijesz się czegoś? – Katarzyna uniosła słuchawkę telefonu.

– Kawa z mlekiem? – uśmiechnął się szeroko, ukazując zęby.

– Oczywiście. – Wcisnęła numer sekretariatu i poprosiła o dwa cappuccino.

Przez chwilę prowadzili niezobowiązującą rozmowę, ale kiedy sekretarka podała kawę i wychodząc, zamknęła za sobą drzwi, nagle zapadła cisza.

– Po co przyjechałeś? – Katarzyna miała dość czczej gadaniny.

– Słuchaj, wiesz, że mam swoje lata. Nie stać mnie na odejście ze stanowiska. Oczywiście, mógłbym wyjechać. – Nowak zawiesił głos. – Ale nie jestem wielkim operatorem, a nie dopuszczą mnie do „żłobu” w żadnej liczącej się klinice. Kaśka, ja nie mogę zaczynać od początku! To nie dla mnie. – Zmarszczył brwi. – Musisz mi pomóc, proszę. – Patrzył przez chwilę błagalnym wzrokiem, ale w końcu spuścił głowę. – Jeśli mi nie pomożesz, jestem skończony. Kieć mnie usunie – dodał cicho.

– Dobre sobie! – prychnęła, prostując się gwałtownie. – A poza tym, jak mam ci pomóc? Nie pamiętasz, że od pół roku mieszkam w Turynie? Ziemek, ja już nie pracuję na onkologii! Nawet nie bywam w tamtym rejonie. Nie mam pojęcia, co mogłabym…

– Ty nie, ale ten twój Włoch, owszem – przerwał jej w pół słowa.

– Fabio? Chyba oszalałeś! – Katarzyna aż zaniemówiła. – On jest ostatnią osobą, która chciałaby się w to mieszać. Musiałam mu obiecać, że nie będę się więcej angażować w sprawy Kiecia i Zawadzkiego. Nawet mnie nie proś, żebym rozmawiała z nim na ten temat!

– Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że tak powiesz. – Nowak wyglądał na załamanego. – Miałem tylko nadzieję, że wasze źródła informacji dałyby mi jakąś szansę obrony…

Katarzyna wyjęła z torebki telefon i spojrzała na Nowaka spod zmarszczonych brwi.

– Może skończymy tę rozmowę przy lunchu? – spytała i nie czekając na odpowiedź, wybrała numer. – Marco? C’è un mio amico dalla Polonia. Volevamo mangiare qualcosa fuori ospedale. Mi prenoti due posti? Diciamo… fra mezzora? – Posłuchała przez chwilę i rozłączyła się.

– Z kim rozmawiałaś? – Nowak wpatrywał się w nią zaskoczony.

– Z ochroniarzem – odparła, wzruszając ramionami. – Zarezerwuje nam miejsca w restauracji i za pół godziny podstawi samochód przed wejście.

– Masz ochroniarza? – Oczy Nowaka zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.

– Po mojej ostatniej przygodzie z Łucją, Fabio woli być ostrożny.

– Nie wystawiłem cię! – prawie krzyknął.

– Nie powiedziałam tego – odparła powoli.

– Ale pomyślałaś. – Nowak wyglądał na strapionego.

– Przez chwilę tak – przyznała. – Ale wiem, że pomogłeś jej nieświadomie  – dodała.

– Wiesz? – wydawał się szczerze zaskoczony. – Skąd?

– Mam swoje źródła informacji, jak to ująłeś. Zresztą, powinieneś o tym wiedzieć. Przecież ty też szukasz u mnie właśnie informacji. – Uśmiechnęła się chytrze.

– No tak. – Zwiesił głowę zrezygnowany. – Zawsze byłaś bystra.

Dopili kawę i Katarzyna oprowadziła Nowaka po klinice, przedstawiając mu swoich kolegów. W umówionym czasie przed drzwiami pojawił się Marco. Przywitał się ze zdumionym ordynatorem. Katarzyna podała ochroniarzowi swoją aktówkę i mrugnęła do niego porozumiewawczo.

– Masz służbę? – Nowak wydawał się zszokowany.

– Owszem, ale Marco to raczej „służby specjalne” – wyrecytowała bez zająknięcia, chichocząc w duchu. – Mój mąż wybrał go specjalnie dla mnie – dodała, zniżając głos.

– Ale… – Przełknął ślinę – Ty i on… Mam na myśli, że jest tylko ochroniarzem. Jezu, o czym ja mówię? – przewrócił oczami.

– Och, oczywiście, że my nie… – Również przewróciła oczami. – Chociaż, gdybym zażądała…? – Przyjrzała się Marco krytycznym wzrokiem. Jej rozmówca odetchnął głębiej. – To powiedz mi, co się dzieje, że tak cię przypiliło? – spytała łagodnie, jakby mimochodem poprawiając klapę płaszcza swojego gościa.

– Ja… – spojrzał na Katarzynę, mrugając szybko. – Och, Kaśka, nie potrafię cię okłamać. To był pomysł Kiecia.

„No widzisz, kłamczuchu?” – pomyślała z satysfakcją. – „Lekcja u Stefano i już cię mam. A myślałam, że jesteś w krętactwie mistrzem świata.” – Mów dalej – zachęciła, kiedy rozsiedli się na tylnym siedzeniu samochodu.

– Słuchaj, ja nie powinienem tego wszystkiego wyjawiać… – Nowak zerknął nerwowo na Marco, siedzącego za kierownicą.

– Och, daj spokój. On nas nie rozumie. – Machnęła ręką. – Przecież znamy się od dawna, a poza tym, jeśli mam ci pomóc, to muszę wiedzieć, o co właściwie chodzi.

– Więc jednak mi pomożesz? – W głosie ordynatora dosłyszała niedowierzanie, ale też nadzieję.

– Postaram się… – Spróbowała przywołać na twarz miły uśmiech. – „Chciałabym się dowiedzieć, dlaczego mnie śledzicie, kanalie” – dodała w duchu.

***

Wracając do domu, Katarzyna jeszcze raz analizowała w myślach wszystko, co przekazał jej Ziemowit Nowak. Jeśli dobrze zrozumiała, chodziło o jakiś większy przekręt z gruntami w centrum miasta. Bardzo prawdopodobne, że nie tylko o to, ale Nowak albo więcej nie wiedział, albo w porę wyhamował. W każdym razie potrzebowali informacji, do których dostęp mieli tylko politycy i to tacy „wyższego szczebla”. I jeszcze wypływała jakaś afera z firmą Zawadzkiego, ale akurat temu facetowi nie miała zamiaru pomagać.

Marco nie odzywał się do swej „szefowej”, jakby wyczuwał, że chciała się skupić. Skręcił z głównej drogi i dopiero wtedy Katarzyna zauważyła w bocznym lusterku, iż samochód jadący do tej pory w pewnym oddaleniu za nimi, gwałtownie przyspieszył. Poczuła niepokój i spojrzała na Marco.

– To tylko Luca. – Usłyszała spokojne wyjaśnienie.

– Luca? A co on tu robi? Miał pracować ze Stefano.

– Był w restauracji – odparł cicho. – Na moją prośbę – dodał.

– Myślałeś, że coś mi grozi? – zmarszczyła brwi.

– Wolałem nie ryzykować. Trochę nam się nie spodobało takie nagłe zainteresowanie tego… doktora – odparł.

– Nam? – posłała mu pytające spojrzenie.

– Stefano, Luca i ja – wymienił. – Odpowiadamy za twoje bezpieczeństwo do powrotu pana De Luca.

– Rozumiem – powiedziała powoli.

– Przepraszam, że cię nie uprzedziłem, ale nie było powodu do niepokoju. Nie chciałem cię stresować. Jeszcze raz przepraszam. – Wyglądał na skruszonego.

– Przeprosiny przyjęte.

Cała buntownicza natura Katarzyny w dziwny sposób poddała się temu reżimowi. Tłumaczyła to sobie rozsądkiem, ale prawda była inna. Fabio uważał, że tak trzeba postąpić, a ona mu ufała. Doszła do wniosku, że nie mając odpowiedniej wiedzy i doświadczenia, nie potrafiła należycie ocenić ryzyka.

Tymczasem zajechali przed główne wejście, gdzie czekał już na nich Stefano.

– Jak udało się spotkanie? – spytał zaraz po powitaniu.

– Twoje techniki są niezawodne – zażartowała. – Wystarczyło rozproszyć pana ordynatora i udało mi się wyciągnąć z niego parę informacji.

Stefano pokiwał głową z uznaniem. Caterina zdjęła płaszcz i rzuciła go wraz z torebką na obitą skórą ławkę w przedpokoju. Zamieniła buty na obcasach na wygodne balerinki i przeszła do salonu.

– Andrea, jesteś? – rzuciła w kierunku kuchni.

Si, arrivo! – Wesoły głos dobiegł zza drzwi.

– Przynieś nam do salonu po kieliszku wina. – Spojrzała na Stefano. – Albo lepiej całą butelkę. Siadaj. Musimy pogadać, póki wszystko pamiętam. – Wskazała jedną z białych kanap, a sama opadła na fotel.

Stefano skorzystał z zaproszenia, opierając łokcie na kolanach i pochylając się w przód. W skupieniu wysłuchał słów Cateriny, zadając od czasu do czasu jakieś szczegółowe pytanie.

– Wydaje mi się, że on nic nie wie o tych śledzących nas typkach – zakończyła.

– Albo dobrze to ukrywa. – Stefano pociągnął mały łyczek wina.

– Raczej nie – zastanowiła się. – Ale wiedział o tobie. Wie, też o tej… dodatkowej aktywności firmy Fabia. Myślę, że jeśli chodziło im o mnie, to tylko po to, żeby dotrzeć do któregoś z was. W każdym razie, wygląda na to, że dobrze zrobiliśmy zostając w Turynie.

– Może tak, a może nie… – Stefano pokiwał głową w zamyśleniu. – Dlaczego nie skontaktowali się z Fabiem? Może jednak chodzi o mnie? Gdybym poleciał, mieliby do mnie ułatwiony dostęp i zostawiliby ciebie w spokoju.

– Tak, ale oni zaczęli szukać kontaktu wcześniej. Nie wiedzieli, kto poleci do Polski. – Nagle coś jej zaświtało – A może wiedzieli?

– Może… – Twarz Stefano nie zdradzała żadnych emocji.

– Rozmawiałeś z Milą? Co u niej? – zmieniła temat.

– Dobrze. Pracuje jak szalona. – Głos Stefano przybrał cieplejszą barwę. – Jutro mają robić jakieś pomiary.

– Wiesz, że nie chciała mi powiedzieć, w jakiej sukni idzie? Strasznie to przeżywa. – Westchnęła.

– Wiem. Ja też – przyznał niechętnie. – Ale moja matka była uszczęśliwiona. Jeśli dzięki temu przekona się do Mili… Chociaż, wydaje mi się, że już zrozumiała… – zawiesił głos.

– Że to ta jedyna? – Uśmiechnęła się ciepło – Patrząc na was, nie tak trudno się zorientować.

Stefano posłał Caterinie szybkie spojrzenie. Wyglądał na odrobinę speszonego jej śmiałym stwierdzeniem. – „Smakowita mieszanka” – przemknęło jej przez myśl. Uwielbiała, kiedy udawało jej się wywołać na twarzy Fabia taki nieśmiały chłopięcy uśmiech. Potrząsnęła głową, jakby chciała się otrząsnąć z natłoku myśli.

– Jestem zmęczona – westchnęła. Dopiła wino i odstawiła kieliszek – Położę się wcześniej.

Dobry trunek rozleniwiał, ale nie na tyle, by zrezygnowała z prysznica. Ciepła woda miała cudownie odprężające działanie. – „Niech teraz Stefano się nad tym głowi” – pomyślała z rezygnacją. Nigdy nie chciała wplątywać się w takie „układy”. – Czy nie mogą zostawić mnie w świętym spokoju? – rzuciła do lustra. Nagle zapragnęła kojącego dotyku i równie kojącego, niskiego głosu Fabia.

Komórka leżąca na komodzie zadrgała,  rozległa się znajoma, tęskna melodia. Podbiegła do niej i odebrała połączenie.

Amore?

Finalmente mi chiami! (Nareszcie dzwonisz!) – Nawet nie starała się ukryć radości.

Mmm, ti mancavo… (Stęskniłaś się za mną) – zamruczał zmysłowo w odpowiedzi Fabio.

Non puoi immaginare, come (Nawet nie wiesz, jak). – Spojrzała w lustro nad toaletką i odchyliła głowę w bok, obserwując jak włosy zsuwają się po odsłoniętej szyi. Westchnęła tęsknie.

Cateri, non fare cosi. Sto per impazzire! (Nie rób tak, bo zwariuję!) – Głos miał nabrzmiały pożądaniem. – Mi manchi cosi tanto… Ce un dettaglio, che non vede ora… (Tak strasznie tęsknię… a jeden szczegół wprost nie może się doczekać) – zawiesił głos.

Fabio, non sottovalutare quell’ dettaglio… (Fabio, nie doceniasz tego szczegółu) – wyszeptała z lekkim wyrzutem, zastanawiając się, jak przeszło jej to przez gardło.

Piccola. (Maleńka.) – Miękki, niski tembr głosu doskonale oddawał stan mężczyzny. – Ti vorrei cosi tanto. Nuda, sdraiata sul letto, con quell’ rosso sul viso… (Pragnę cię tak bardzo. Nagą, wyciągniętą na łóżku, z tym rumieńcem na twarzy…)

Amore… – Jęknęła.

– Dimmi (Powiedz mi) – wychrypiał.

Non riesco a dormire. (Nie dam rady zasnąć.) – Czuła, jak całe podniecenie spływa gorącą falą w dół.

– Ne anch’io. (Ja również.)

– Allora, perché lo fai? (Więc, czemu to robisz?) – Drżała, czekając na kolejne wyznanie.

– Perché ti voglio, ti amo, ti adoro… e ti voglio ancora… (Bo cię pragnę, kocham i uwielbiam… I pragnę na nowo…)

– Sei la mia vita (Jesteś moim życiem) – wyszeptała.

– A domani, tesoro. Aspetta mi (Do jutra, kochanie. Czekaj na mnie) – usłyszała w odpowiedzi. – La serata sarŕ nostra. (Wieczór będzie nasz.)

Przewracała się w pościeli przez dłuższy czas, zanim wreszcie udało jej się ułożyć w wygodnej pozycji. Kiedy Fabio wyjeżdżał, spała na jego miejscu, wtulając głowę w poduszkę przesyconą męskim zapachem. Nigdy nie pozwalała zmieniać pościeli, póki nie wrócił. Tym razem wszystko miała świeżo wyprane i pachnące, ale nie tym, czego potrzebowała.

„Budynek starej fabryki okazał się doskonały, więc Fabio upoważni kancelarię Karoliny do załatwienia formalności” – myślała. – „Jutro poleci do Genewy na spotkanie z szejkiem, a wieczorem… Och, wieczorem…” – Przymknęła oczy, rozpływając się w błogim oczekiwaniu.

***

Stefano pozamykał wszystkie otwarte dokumenty i witryny, wylogował się zgodnie z obowiązującymi procedurami i wyłączył komputer, nie zapominając o odłączeniu go od sieci. Pomieszczenia biurowe już dawno opustoszały, więc nie zapalał górnego światła. Jedyne oświetlenie stanowiła niewielka lampka na biurku, ale nawet ona nie była mu potrzebna. Rozkład pomieszczeń miał w głowie, a do pisania na komórce nie potrzebował widoku klawiatury. Telefon zamrugał dwa razy, nie wydając żadnego dźwięku. Sprawdził SMS–y.

„Jestem w hotelu, w łóżku. Wszystko OK. Kocham cię.”

Przymknął oczy, przywołując obraz kasztanowych włosów rozrzuconych na poduszce. Miał taką ochotę posłuchać ciepłego głosu Mili.

„Zmęczona?” – Wystukał szybko i wcisnął „wyślij”.

Po dłuższej chwili telefon zaczął intensywnie migać, a na wyświetlaczu pojawił się napis „Tit” (Sikorka).

– Jeszcze nie śpisz? – spytał, zdając sobie sprawę, że głos go zdradza. Cieszył się, że zadzwoniła.

– Nie chce mi się spać. Myślę o tobie – odpowiedziała powoli, przeciągając słowa.

– Mmm, uwielbiam, jak mi to mówisz. – Zsunął się na obrotowym krześle, odchylając oparcie. – Czy to przyjemne myśli?

– Och, teraz tak. – Westchnęła zmysłowo. – Chociaż… – Zawiesiła głos.

– Tak? – W głosie Stefano pojawiła się czujność.

– Myślałam o wielu rożnych rzeczach – zaczęła wymijająco. – Ale teraz nie mogę się skupić na niczym innym, niż… no wiesz. – Głos dziewczyny znów nabrał przyjemnej ciepłej barwy.

– Zdajesz sobie sprawę, co ze mną robisz w tej chwili? – Spytał, zerkając na swoje coraz bardziej opinające się spodnie. Uwielbiał te grę.

– Wiem… to może ty mów do mnie? – wyszeptała i pozwoliła słuchać ukochanemu swojego przyspieszonego oddechu.

– Przywieźli dziś stołki barowe, które zamówiłaś. – Rozmawiając z Milą, nie musiał panować nad głosem. – Są obite białą skórą… Wyobrażałem sobie twój śliczny tyłeczek na tym stołku… Jak uklęknę, to mam głowę dokładnie na wysokości twojej… – Zawiesił głos, chłonąc ciche westchnienie. – Ta skóra jest taka miękka… ale i tak twoja jest delikatniejsza. – Z namaszczeniem wypowiadał kolejne słowa.

– Ja wolę myśleć o twoich umięśnionych pośladkach na tym miejscu. – Głos dziewczyny emanował podnieceniem. – Widzę to tak dokładnie… twarde i napięte, kiedy klęczę między twoimi udami… mam cię w ustach…

Nagle Stefano poczuł, że zaschło mu w gardle, a spodnie za chwilę go wykastrują.

– Kurde, Mila! – wyjęczał chrapliwie. – Wiesz, że łamiemy zasady… – „Zawsze pamiętaj, że nie wiesz, kto tego słucha”. – Tak brzmiały jego własne słowa.

Odpowiedział mu cichy, gardłowy śmiech.

– Przecież ja nie użyłam żadnego słowa… nawet takiego niewinnego, jak… il limone (cytryna).

Limonata” – pomyślał. –„Mokre, głębokie pocałunki, w wykonaniu Mili to mistrzostwo świata”.

La fragolina (Poziomka) – wyliczała powoli, dając mężczyźnie czas na przywołanie obrazu jej własnych, szeroko rozwartych ud, zapachu i smaku, kiedy sięgał językiem do najwrażliwszych miejsc. – Il fi

– Mila, błagam! – Przerwał jej głosem, który nawet dla niego samego brzmiał nieprzyzwoicie erotycznie. Wiedział doskonale, że nie miała na myśli owocu. Odruchowo położył dłoń na pokaźnych rozmiarów wzwodzie. – Jestem w biurze i jeśli spróbuję teraz dotrzeć do sypialni, to obawiam się, że zrobię sobie krzywdę.

– Stefano, wiesz, że jestem mokra? Twój głos… jak pomyślę o tym, że mnie dotkniesz… że ja dotknę ciebie… – jęknęła. – Cała płonę…

– Moja maleńka – wydyszał. – Uwielbiam powitania, uwielbiam, jak do mnie wracasz.

– Och, przywitam cię! – Podniecenie dziewczyny wydawało się wręcz namacalne. – Zostaniemy w łóżku cały dzień… i noc… ile wytrzymamy…

– Wezmę cię w każdy możliwy sposób. – Rozpiął zamek spodni i westchnął z ulgą. – Dlaczego mi to robisz? Muszę czekać dwie noce…

– Przecież możesz się rozłączyć… – wychrypiała. – Och, uwierz mi, że też cierpię – dodała szybko. – Mam w sobie ogień!

– Ugaszę go – wyjęczał. – Choćbym miał sam spłonąć.

Mila potrafiła słowami doprowadzić Stefano do takiego stanu, że potem wystarczył jedynie dotyk, jej słodkie usta… – „Cholera, jak to możliwe, że ta dziewczyna tak na mnie działa?” – Zadawał sobie to pytanie wiele razy, próbował panować nad sobą… Próbował. Właśnie tak. Podejmował nieudolne próby! Lubił seks już wcześniej, ale z Milą to było coś innego, tak intensywnego i…

– Stefano? – Bardziej poczuł, niż usłyszał cichy aksamitny głos.

– Mila, potrzebuję cię. Pragnę. – Miał wrażenie, że kolejne porcje wyrzucanej do krwi adrenaliny lada moment odbiorą mu głos. – Jak. Powietrza. Teraz!

Ze słuchawki dobiegł perlisty śmiech.

– Kocham cię i nie mogę się doczekać. – Głos dziewczyny nadal brzmiał miękko i intensywnie, ale też wesoło.

– Chyba cię uduszę – stęknął, poprawiając się na krześle.

– Bardzo proszę. – Zachichotała. – Ale wtedy nie możesz liczyć na to, że się tobą zajmę.

– Gdy zostaniesz moją żoną, to nie puszczę cię już nigdzie samej. – Kończąc to zdanie wiedział, że popełnił błąd.

Po drugiej stronie zapanowała cisza.

– Mila? – Nastrój diabli wzięli. – Mila, przepraszam.

– Nie. W porządku – Głos dziewczyny brzmiał bardzo poważnie.

– Mila, kocham cię i nie potrafię przestać o tym myśleć.

– Wiem.

– Nie denerwuj się. Porozmawiamy jak wrócisz. Dobrze, sikorko?

– Dobrze – odparła potulnie.

– Kocham cię. Bardzo.

– Ja ciebie też.

***

Plama jasnego światła szybko się powiększała, w miarę jak unosiły się automatyczne żaluzje. Caterina odłożyła pilota na komodę i przeciągnęła się leniwie. Właśnie miała pójść do łazienki, kiedy odezwała się komórka.

– Mila! – Ucieszyła się, ale zaraz spoważniała – Stało się coś?

– Ojej, nie! Przepraszam, ale chyba cię nie obudziłam? – W głosie dziewczyny brzmiało zakłopotanie.

– Spokojnie, już nie spałam.

– Och, to dobrze. – Odetchnęła z ulgą. – Wiesz, pomyślałam… Mam taką prośbę do ciebie. – Westchnęła. – Ten klient, no wiesz, ten z Dubaju, chce mozaikę. Mam pewien pomysł, ale potrzebuję szkicu z mojej teczki. Czy mogłabyś mi go zeskanować i przysłać?

– No jasne! Zaraz poproszę Stefano o ten rysunek – odparła, zastanawiając się nad absurdalnością prośby. – Eeee, co u ciebie?

– Dobrze. – Głos Mili zabrzmiał weselej. – Słuchaj, idź do naszej garderoby. Stefano pojechał na jakieś spotkanie, a ja potrzebuję tego dość pilnie… Ta teczka leży po lewej stronie, między pudełkami na buty…

– OK, a co tam jest? – Zaciekawiła się.

– To są stare szkice, z czasów kiedy biegałam po galeriach Turynu… Po prostu trzymam je wszystkie razem, a niektóre są… no, niechętnie je pokazuję – tłumaczyła dość pokrętnie.

– No, dobrze. – Przerwała, litując się nad dziewczyną. – Uprzedzisz Stefano?

– Już to zrobiłam. Właściwie, to schowaj potem tę teczkę u siebie, dobrze? Proszę… – zaszczebiotała i rozłączyła się.

Caterina prawie widziała złożone jak do modlitwy dłonie. Tylko Mila potrafiła tak prosić! Otuliła się szlafrokiem i wyszła z sypialni, kierując się najpierw w dół, a potem do prawego skrzydła domu. Przed drzwiami do „apartamentu” Mili i Stefano zatrzymała się niezdecydowana. Wybrała numer w komórce i poczekała chwilę.

– Stefano… przepraszam, ale dzwoniła Mila… – zaczęła niepewnie. – I stoję przed waszym wejściem…

– Jest otwarte – odparł spokojnie. – Będę za jakieś dwie godziny.

– Spokojnie. – Czuła się głupio. – Zeskanuję to i wyślę.

– OK. – Rozłączył się.

„No, to pogadaliśmy” – pomyślała, patrząc na wyświetlacz swojego iPhona. – „Obaj są tacy rozmowni” – zakpiła w duchu, myśląc o mężu i Stefano.

Odwiedziła już kilka razy tę część domu, ale nigdy podczas nieobecności mieszkańców. Szybko przeszła do pierwszego pokoju i odsunęła drzwi do garderoby. Odnalazła z pewnym trudem teczkę wciśniętą między ścianę, a pudełka. Otworzyła ją i prędko przekartkowała. Odkryła tam około trzydziestu stron A4, pokrytych szkicami różnych fragmentów rzeźb i obrazów. Niektóre pokolorowano, inne wycieniowano ołówkiem. Wszystkie starannie opisane, jakby stanowiły część katalogu. Na samym końcu znalazła dwie mniejsze kartki. Na jednej widniały dwa okrągłe rysunki, przypominające projekt pieczęci, albo tatuażu. Różniły się od siebie nieznacznie, jakby były to dwie wersje tego samego emblematu. Zauważyła, że wielokrotnie je poprawiano. Drugą kartkę pokrywały szkice czegoś, co przypominało węża, abo smoka z głową wilka, szczerzącego kły. Wzdrygnęła się. Chyba wiedziała, co to jest i dlaczego Stefano nie powinien tego zobaczyć. Szybko złożyła kartki i zapięła teczkę. Trzymając ją pod pachą, raźnym krokiem ruszyła do biurowej części domu.

Po załatwieniu sprawy, Caterina schowała wszystko w swoim biurku, zamknęła szufladę na klucz i poszła na śniadanie. Przedpołudnie spędziła z Concettą na pakowaniu siebie i Fabia przed wyjazdem. Głowę miała jednak zajętą myślami o Mili i gdyby nie sprytna i doskonale zorganizowana pokojówka, garderoba na Bali wyglądałaby co najmniej dziwnie, jeśli nie tragicznie! Na szczęście tego dnia miała jeszcze tylko zjeść lunch z Valerią.

***

Caterina poczekała aż Marco zaparkuje samochód na chodniku i otworzy jej drzwi. – „To zadziwiające, jak łatwo przywykłam” – pomyślała. Jeszcze pół roku wcześniej, czerwieniłaby się z zażenowania. Wzięła przystojnego ochroniarza pod rękę, aby nie pośliznąć się na granitowej kostce, którą wyłożono szeroki deptak. Marco mrugnął do „szefowej” porozumiewawczo i poprowadził ją do drzwi ulubionego lokalu Fabia. To tu, na Via Donati, zaprosił Caterinę na ich pierwszy wspólny lunch i jak potem przyznał, wtedy zdał sobie sprawę, jak bardzo jej pragnie. Uśmiechnęła się do siebie. Teraz lokal stał się także i jej ulubionym miejscem.

Weszła pewnym krokiem do środka i zatrzymała się na moment, by zdjąć płaszcz i oddać go Marco. Bez zbędnych ceregieli skierowała się na prawo do podwyższenia, gdzie ustawiono trzy niewielkie stoliki. Przy jednym z nich siedziała już Valeria.

– Witaj. – Caterina uśmiechnęła się do swojego gościa. Kobieta uniosła się zgrabnie i cmoknęła Caterinę w policzek

– Tak się cieszę, że znalazłaś czas. – Wyszczerzyła perłowobiałe zęby w słodkim uśmiechu, ale w jej oczach czaiła się nieufność – Wiem, że lecicie jutro… – Urwała, przewracając wymownie oczami.

– Valeria, nie musisz udawać. – Caterina położyła na dłoni dziewczyny swoją. – Wiem, że nie jesteś zachwycona naszym ślubem, ale naprawdę nie powinnaś się mnie obawiać. Pokochałam twoją córkę i nigdy nie zrobię niczego przeciwko niej, a ty pozostaniesz na zawsze jej ukochaną mamą, bez względu na to, jak wiele miłości okażę Vanessie.

Valeria przybrała skupioną minę, jakby słowa docierały do niej z pewnym opóźnieniem. Pewnie gdyby nie botoks, zmarszczyłaby czoło. Kilka razy nabierała powietrza, jakby chciała coś powiedzieć i powstrzymywała się w pół drogi. Wreszcie spojrzała Caterinie w oczy.

– Nie chodzi o to, co ty zrobisz – powiedziała powoli. – Chodzi mi o Fabia.

– O Fabia? – zdumiała się. Przecież kochał Vanessę jak wariat. Wszyscy o tym wiedzieli.

Nagle odezwał się sygnał komórki, więc zerknęła na wyświetlacz. Mila. Po chwili wahania, postanowiła oddzwonić później. W tym momencie podszedł kelner, więc przerwały na moment, by wskazać wybrane pozycje z karty. Kiedy odszedł na bezpieczną odległość, wróciły do rozmowy.

– Wiesz, że planuję ślub? – Valeria zaczęła pierwsza. – Na razie Fabio właściwie utrzymywał nas obie z Vanessą – ciągnęła niechętnie. – Nie decydowałam się, bo… No, mniejsza o to, ale teraz chcę wyjść za pewnego Amerykanina… i on nalega na wyjazd – mówiła to z pewnym trudem, jakby niechętnie zdradzając swoje plany.

– Rozumiem. – Caterina pokiwała głową. – Nie sądzę, by Fabio zgodził się na wyjazd Vanessy, ale mogę z nim porozmawiać… – dodała niepewnie, znając z góry jego odpowiedź.

– Nie, nie! – Valeria zareagowała tak gwałtownie, że Caterina aż się wzdrygnęła. – Wolę, żeby została tutaj. I tak spędzam z nią mało czasu, ale…

– Nie rozumiem… – Caterina zaczynała nabierać pewnych podejrzeń. Fabio twierdził, że Valeria upiera się przy równym podziale opieki nad córką. Z drugiej strony, nie miała szansy wygrać. Fabio przewidział wszystko. Tuż po urodzeniu dziecka praktycznie zrzekła się praw rodzicielskich w zamian za pieniądze. Pieniądze! Że też nie pojęła od razu! – Ile potrzebujesz? – spytała spokojnie.

Valeria udała oburzenie, ale na widok spokojnej, pełnej zrozumienia twarzy Cateriny, odpuściła. – Fabio chce mi wypłacać co miesiąc jedną trzecią dotychczasowej sumy – odparła. – Mój narzeczony nie podjął jeszcze decyzji o intercyzie – ciągnęła. – Jeśli zobaczy, że jestem bez grosza… – Zawiesiła głos i wypuściła powietrze z płuc z głośnym westchnieniem.

Caterina spuściła wzrok. Ona nawet nie była pewna, czy wśród papierów, które podpisywała przed ślubem znajdowała się również intercyza. Na pewno przyjęła zobowiązanie, że „w razie czego” nie stanie na czele firmy, ale co najwyżej będzie udziałowcem. Zaraz, przecież już otrzymała jakieś udziały! Tylko jakie? Nie miała pojęcia, ile procent przyznał jej mąż.

Kelner z uśmiechem podał talerze z przystawkami. Obie bez entuzjazmu zaczęły grzebać widelcami w drobnych mozzarelkach poprzekładanych połówkami koktajlowych pomidorków. Wreszcie Caterina zebrała się w sobie. – Powiedz mi wprost, czego chcesz – zaczęła, sięgając po kieliszek z białym winem.

– Caterina, zrozum, ja nie mam wykształcenia, takiego jak ty. Jeśli nie ustawię się teraz, to za kilka lat będę już za stara! – W głosie Valerii zabrzmiała desperacja. – Nie chcę intercyzy!

Caterina milczała, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć.

– Podpisałaś intercyzę? – spytała nagle Valeria.

– Dlaczego pytasz? – Chciała zyskać na czasie.

– Nie kazał ci podpisać intercyzy? – Wyglądała na wstrząśniętą.

– Valeria, nie o tym miałyśmy rozmawiać – odparła wymijająco. Nie zamierzała przyznać się, że nie wie. – Nie odpowiedziałaś mi, ile chcesz.

– Dwa miliony gotówką, albo pięć procent udziałów – powiedziała powoli.

Suma zrobiła na Caterinie piorunujące wrażenie. Valeria musiała to zauważyć, bo odłożyła widelec na bok i pochyliła się do przodu. – Pomóż mi i będziesz miała mnie z głowy – Ściszyła głos. – Ty i tak dostaniesz wszystko, co zechcesz. A jeśli jeszcze urodzisz mu syna…

Caterina wbiła w Valerię uważne spojrzenie. Nagle poczuła, że nie przełknie już ani kęsa. Jej żołądek zachowywał się jak na jachcie przy potężnej fali.

– Porozmawiam z Fabiem – rzuciła chłodno. – Nie mogę ci niczego obiecać, ale porozmawiam.

Wyglądało na to, że Valerii wystarczyło takie zapewnienie. Z apetytem dokończyła przystawkę, podczas gdy Caterina odesłała połowę swojej do kuchni. Z trudem wmusiła w siebie kawałek wyśmienitego pstrąga w sosie ziołowym i kazała przedstawić rachunek. Wychodząc, pocałowała Valerię w policzek i uścisnęła jej dłoń. Poczuła się jak polityk, który składa obietnicę tak ohydną, że sam się jej brzydzi, ale do końca zachowuje kamienną twarz.

– Odwieź mnie do domu – powiedziała do Marco zmęczonym głosem, sadowiąc się na przednim siedzeniu. Kilka razy szarpnęła pas, próbując go zapiąć. – Cholera jasna! – zaklęła z pasją.

Colera? Dammelo. (Daj mi to.) – Marco wyjął z ręki dziewczyny klamrę i spokojnie zapiął pas.

Ruszyli. Caterina siedziała przez chwilę w milczeniu.

– Czy mogę cię o coś spytać? – Marco pierwszy przerwał niezręczną ciszę.

– Jasne. – Podniosła na chłopaka wzrok. – Pytaj.

– Co będzie z Franco? Pan De Luca naprawdę go nie przyjmie? – Wyglądał na zmartwionego.

– Obawiam się, że nie – odparła posępnie. – Wiesz, że miał… – Szukała odpowiedniego słowa. – Relację z Valerią?

W odpowiedzi Marco kiwnął głową.

– Myślę, że mojemu mężowi to się nie spodobało – powiedziała ostrożnie. Nie do końca zgadzała się z Fabiem w tej kwestii, ale nie miała zamiaru podważać jego autorytetu. Ostatecznie, to on podejmował decyzje co do personelu, a ochrona jego własnej córki miała absolutny priorytet. – Z tego, co wiem, dostał doskonałe referencje – dodała, wpatrując się w Marco poważnym wzrokiem.

Chłopak zaczerwienił się lekko i dopiero wtedy dotarło do Cateriny, że prawdopodobnie odniósł te słowa do własnego zachowania na samym początku ich znajomości. Poczuła się głupio.

– Marco, ja nie widzę w jego zachowaniu niczego nagannego. Oboje tego chcieli… – Zawiesiła głos, obserwując reakcję ochroniarza, ale Marco sprawiał wrażenie skupionego na drodze. – Franco może pracować, gdzie zechce – ciągnęła.

– Przepraszam, że to powiem, ale ty nic nie rozumiesz. – Marco rzucił dziewczynie szybkie spojrzenie. – Dla Włocha wykluczenie z rodziny jest czymś… upokarzającym. On musi „odkupić” swoją winę. Jest gotów na pracę jako zwykły ochroniarz, byle u pana De Luca.

– Wiesz co? Ja naprawdę nic nie rozumiem. Czy to jakaś mafia? – Skrzywiła się. – Poza tym, skoro wiedział, jakie będą konsekwencje…? Jest dorosły.

– Jest tylko człowiekiem… mam na myśli, że jest mężczyzną, a ona… – Marco przełknął głośno ślinę. – Trudno jej się oprzeć – przyznał niechętnie. – Nie przeczę, że zrobił źle, ale ona nawet nie próbowała go bronić. Dobrze się bawiła, a jak przestał być potrzebny, to po prostu go wyrzuciła.

– Więc uważasz, że to wina Valerii? – Naprawdę nie wiedziała, dokąd ta rozmowa miała ich zaprowadzić.

– Nie, nie! – zaprzeczył trochę zbyt gwałtownie. – Ja tylko chciałbym, żebyś wiedziała, jak było naprawdę. On się zakochał. To chyba jest okoliczność łagodząca? – Posłał Caterinie spojrzenie pełne nadziei. – Ja też zachowałem się nagannie… – stwierdził niechętnie, nie patrząc na nią.

– Ale ja wtedy nie byłam żoną, ani… rodziną, czy… kobietą Fabia. – Poczuła się zakłopotana. Nigdy nie poruszyli tego tematu.

– Ale byłaś specjalnym gościem pana De Luca. Wiedziałem o tym. – Zacisnął mocniej palce na kierownicy. – Ale ty mnie broniłaś, chociaż nic dla ciebie nie znaczyłem, a oni byli…

– Marco! – przerwała ostro – Jesteś młody i zapalczywy. Po prostu nie chciałam, żebyś poniósł konsekwencje za nas oboje. I nie mów mi, że nic dla mnie nie znaczysz! Wszyscy coś dla mnie znaczycie, ty też. Nie chciałabym, żeby przeze mnie stała ci się krzywda. Nigdy!

Ochroniarz wbił w swoją „szefową” uważne spojrzenie.

– Chyba powinienem się z tego cieszyć, bo pan De Luca kazał mi cię pilnować jak oka w głowie, a dla ochroniarza dobra współpraca z podopiecznym to więcej niż połowa sukcesu. – Słowa wypowiadane z powagą zabrzmiały szczerze.

– Wygląda na to, że mój mąż darzy cię dużym zaufaniem – odparła, kompletnie rozbrojona.

– Jeśli wolno mi wyrazić swoje zdanie… – Poczekał, aż kiwnęła przyzwalająco głową – Pan De Luca przede wszystkim bezgranicznie ufa tobie.

Caterina uśmiechnęła się do siebie. Oczywiście, że mąż jej ufał i doskonale o tym wiedziała, ale słowa Marco sprawiły jej przyjemność.

– Zobaczę, co da się zrobić dla Franco. – Tyle mogła obiecać.

Po powrocie do domu Katarzyna próbowała znaleźć sobie jakieś zajęcie, ale jej myśli wciąż krążyły wokół Mili i Stefano. Wyciągnęła z biurka teczkę ze szkicami i odszukała rysunki tatuaży. – „Ciekawe, kiedy to narysowała?” –zastanawiała się. Kartki były stare, pożółkłe. – „Czy na podstawie takiego tatuażu można odszukać człowieka? Policja pewnie by mogła… Tylko, jeśli ich wcześniej aresztowano, głupia! A gdyby tak zadzwonić do Karoliny?” – Przelotna myśl zagościła na chwilę w zmęczonym umyśle, ale zaraz zgasła. Idiotyczny pomysł! Jeśli ktoś mógł ich odnaleźć po tylu latach, to tylko Stefano, ale on siedział w tej chwili w sąsiednim skrzydle domu przy komputerze, zupełnie nieświadomy całej sprawy. Złożyła równo wszystkie szkice i zamknęła teczkę. Za oknem powoli zapadał zmierzch. Czuło się już nadciągającą wiosnę, ale jeszcze dość wcześnie robiło się ciemno. – „Ciekawe, jak wypadnie pokaz ogni sztucznych na balu charytatywnym?” – zastanowiła się. W pierwszej chwili, gdy okazało się, że termin koliduje z wyjazdem na Bali, mieli zamiar przesunąć wylot, ale nieoczekiwanie pojawiło się rozwiązanie. Przyjęcie Stefano na wspólnika rozwiązywało mnóstwo problemów, oczywiście znacznie poważniejszych, niż głupi bal. Zeszła na dół i skierowała się wprost do kuchni.

– Co dziś na kolację? – rzuciła od drzwi w kierunku brzuchatego kucharza, uwijającego się koło lodówki. – Zdaje się, że za chwilę będziemy tu mieć kogoś głodnego jak wilk.

– Co powiesz na Pollo alla cacciatora? – Twarz Pietro rozjaśnił szeroki uśmiech.

– Mmm, pycha! – Palcem wskazującym dotknęła policzka i pokręciła nim tak, jak to robią włoskie dzieci, gdy im coś posmakuje. – Z czym podane? – Fabio uwielbiał tego kurczaka na ostro w sosie pomidorowym.

Tagliatelle? – Rzucił nonszalancko brzuchacz.

– Takie zrobione w domu? – Poczuła głód.

– Dla ciebie wszystko, signora! – Kucharz otworzył spiżarnię przylegającą do kuchni i wyciągnął stamtąd gotową kulę ciasta. – Już się biorę do pracy.

– Och, kocham twoje jedzonko. – Podeszła i szybko musnęła ustami rumiany policzek kucharza. – Obawiam się tylko, że utyję!

– Mam nadzieję! – Zażartował i zabrał się do pracy.

Z korytarza dobiegł ich odgłos kroków.

– Fabio! – Caterina wybiegła z kuchni i znalazła się twarzą w twarz z mężem.

Aktówka, którą trzymał w ręku upadła na podłogę i Fabio niespodziewanie pochwycił Caterinę wpół, przyciskając ją do siebie. Odszukał usta i nie zważając na obecnego w holu Marco przechylił żonę do tyłu, całując zachłannie. Poddała się bez walki, spragniona czułości, stęskniona. Młody ochroniarz wycofał się dyskretnie, pozostawiając ich samych.

– Jesteś wcześniej, niż myślałam – wydyszała, kiedy oderwali się od siebie by zaczerpnąć tchu.

– Już nie mogłem się doczekać. – Przebiegł wzrokiem po twarzy dziewczyny, przesunął dłonią po szyi, karku, wplątał palce w rozpuszczone włosy. – O mój boże, jak strasznie tęskniłem!

– Panie De Luca, to podejrzane! – Siliła się na spokojny ton, ale jej dusza podskakiwała radośnie, a ciało chłonęło elektryzujący dotyk. – Nie widzieliśmy się tylko dwa dni.

– I dwie noce – wyszeptał z bliska wprost do ucha. – Mam na ciebie taką ochotę, że zaraz oszaleję!

– Jesteś niemożliwy… – Brakło jej tchu, gdy poczuła delikatne liźniecie, a potem ugryzienie na szyi. – Pietro szykuje nam kolację…

– On nigdy nie jest punktualny… – Wciąż trzymając ukochaną przy sobie, odpiął płaszcz. – Chodźmy pod prysznic.

– Robi tagliatelle

– To mamy co najmniej pół godziny. – Palące spojrzenie Fabia zdawało się przenikać ubranie. Zdjął płaszcz, rzucił go niedbale na obitą skórą ławkę i pociągnął Caterinę za sobą, na schody.

– Witaj Pietro! Nie spiesz się – krzyknął w kierunku kuchni. – Załatwione – zwrócił się do oszołomionej jego zachowaniem Cateriny.

– Gdzie jest Stefano? – Idąc po schodach czuła, że wolałaby już nikogo nie spotkać.

– Rozmawiałem z nim przez telefon. Przyjdzie na kolację. – Ciepła dłoń Fabia przesunęła się w dół, do podstawy pleców dziewczyny. – Prysznic?

– Potem – wyjęczała, czując między nogami przyjemne rozpieranie.

Ledwie zamknęły się drzwi do sypialni, Fabio popchnął Caterinę na ścianę i splatając palce z jej palcami, uniósł ręce wysoko nad ich głowy. Przywarł ustami do ust ukochanej, pochłonął je, wepchnął język najgłębiej jak się dało. Dziewczyna jęczała. Jej ciało wygięło się bezwiednie, starając się jak najściślej przywrzeć do napierającego na nią mężczyzny. On natarł biodrami na brzuch Katarzyny, wciskając przybierający na objętości wzwód w miękkie ciało. Jęknęła głośniej i zaczęła ssać wypełniający ją język. Fabio stęknął głucho. Opuścił jedną rękę i chwycił pierś. Zacisnął palce, odszukał kciukiem brodawkę, wyczuwalną wyraźnie przez bluzkę i cienką koronkę stanika. Caterina uwolniła dłonie z uścisku Fabia i zsunęła mu z ramion marynarkę, a po chwili, nie przestając ssać i kąsać napastliwego języka, rozpięła pasek i spodnie. Warknął, odrywając na chwilę usta. Jednym silnym szarpnięciem zdarł z niej bluzkę. Drobne guziczki potoczyły się po podłodze. Ona zrobiła to samo z męską koszulą. Znów ją całował, ale tym razem drapieżnie, zachłannie chwytał wargi, lizał je i kąsał. Pospiesznie, pomiędzy kolejnymi pocałunkami, pozbył się butów, skarpetek i spodni. Caterina zsunęła z bioder spódnicę, pozwalając jej opaść na podłogę.

– Jezu! – Fabio jęknął z zachwytem na widok skąpej bielizny i samonośnych pończoch. – To nokaut – wydyszał.

Pochyliła głowę, pozwalając potarganym włosom opaść na policzki i wbiła w męża nieprzytomne spojrzenie pociemniałych oczu.

– Weź mnie – wyszeptała obrzmiałymi wargami, sięgając rękami za plecy do zapięcia stanika. – Weź mnie natychmiast! – Głodne spojrzenie spoczęło na obrzmiałej męskości, wypełniającej opięte bokserki. Stanik opadł na podłogę ukazując pełne piersi zwieńczone sterczącymi brodawkami w kolorze dojrzałych wiśni.

Lubieżny uśmiech rozciągnął usta Fabia. Nie spuszczając wzroku z ukochanej, wsunął dłoń między jej uda. Były tak rozkosznie ciepłe i delikatne. Odchylił skrawek wilgotnej koronki i śmiało wprowadził do wnętrza od razu dwa palce. Bez zbędnych ceregieli zaczął nimi poruszać, ugniatając mięsiste ścianki.

– O tak, właśnie tu – jęknęła głośno Katarzyna, wychodząc na spotkanie biodrami.

Fabio czuł ciepło kobiecego ciała, czuł jego pragnienie. Uwielbiał to, jak na niego reagowało. Od pierwszego razu, kiedy kochali się w Wenecji, poczuł, że to coś wyjątkowego. Im dłużej byli razem, im bardziej Caterina się ośmielała, tym większą rozkosz czerpała ze zbliżeń i… podobną dawała jemu. Na początku ich seks był taki świeży i odkrywczy, jak to zwykle bywa, kiedy poznaje się nowego partnera. Potem dziewczyna pozbyła się niepewności i pozwalała sobie na więcej, a teraz… Och, teraz!

Fabio wysunął ociekające wilgocią palce i szybko pozbył się bokserek. Szarpnął mokrą koronkę, rozrywając ją bez trudu. Caterina nawet nie mrugnęła, gdy żałosny strzęp drogich majtek upadł obok jej spódnicy. Śmiało uniosła w górę kolano i oparła nogę na biodrze mężczyzny, jak w tangu. Zawsze czuł, że pod jej dystyngowanym spokojem kryje się buntownicza natura, ale takiej pasji nikt się chyba nawet nie domyślał. Poczuł na członku szczupłe palce i wrażliwa główka dotknęła drżącego, obrzmiałego ciała. Wszedł gwałtownie, chwytając dłońmi pośladki i przyciągając je do siebie. Kobieta zarzuciła ręce na męskie ramiona. Zdusił jej głośny jęk pocałunkiem. Wbiła mu paznokcie w kark, rozorała skórę. Przeszywający ból wystrzelił do kręgosłupa mężczyzny i spłynął w dół, aż do jąder.

– Dalej maleńka, poczuj to – wychrypiał, nacierając wściekle.

– Czuję cię… wszędzie – wydyszała z trudem.

Podciągnął drugie kolano i przygwoździł dziewczynę do ściany. Zatracili się w sobie. W ruch poszły języki i zęby, liżąc, kąsając i pożerając się wzajemnie. Wspólne pragnienia zlały się w jedną pierwotną żądzę. Śliskie od potu ciała ocierały się o siebie, a biodra zderzały w szaleńczym rytmie. Głośne jęki wypełniły sypialnię.

– Ooooch! – Caterina krzyknęła i wyprężyła się gwałtownie. – O tak, Fabio, taaak!

Patrzył zafascynowany na lśniącą od potu skórę, na kosmyki włosów przyklejone do policzków, na zarumienione policzki i… oczy! Ogromne, przymglone, na wpół przytomne…

– Trzymaj. Mnie. Moc…no – głos uwiązł dziewczynie w gardle.

Trzymał ją. Trzymał w ramionach, jakby od tego zależało jego własne życie. Orgazm uderzył nagle i tylko resztki świadomości pozwoliły Fabiowi utrzymać się na nogach. Przywarł do żony, wgniatając ją w ścianę całym ciężarem. Jęknęła cicho i oplotła się na ukochanym jak bluszcz.

– O matko, jak mi dobrze… – jęknęła.

Czy istniały słowa, którymi mogła uszczęśliwić mężczyznę bardziej? Otwartość wyznania i absolutna pewność, że jest szczere, napełniły go taką radością, że miał ochotę skakać i śmiać się, jak dziecko.

– Kocham cię – wydyszał do wilgotnej od potu szyi. – Kocham cię tak, że aż się boję. Przysięgnij, że zawsze będziesz moja!

– Zawsze! – Tuliła się do męża, drżąc z emocji i zmęczenia. – Do końca świata!

***

Stefano siedział na jednym z nowych stołków barowych i popijał kawę z mlekiem. Rzadko korzystał ze swojej kuchni, kiedy nie było Mili. Dziś jednak miał kiepski nastrój i wolał unikać ludzi. Poprzedniego dnia zjedli razem z Cateriną i Fabiem wyśmienitą kolację przygotowaną przez Pietro. Przez cały wieczór patrzył na nich z zazdrością. Kochali się, zanim przyszli jeść. Był tego pewien. Zresztą Fabio nie ukrywał swoich zamiarów. Zadzwonił, jadąc z lotniska, żeby uprzedzić przyjaciela, że spotkają się dopiero przy posiłku. Przy stole oboje emanowali taką energią i radością, jakby spotkali się po nie wiadomo jak długiej rozłące. Dziewczyna nie przypominała już ani trochę tej nieco sztywnej pani doktor, którą poznał pół roku wcześniej w Chorwacji. Otwarcie okazywała mężowi, że jest w nim zakochana i przyjmowała jego pieszczoty jak coś absolutnie naturalnego, nie krępując się zupełnie obecnością „domowników”. A Fabio? On wyglądał na tak szczęśliwego, jak nigdy w życiu! Nawet przy Tizianie nie był tak zrelaksowany i radosny.

Stefano westchnął ciężko i przeniósł wzrok na widoczną za oknem gęstwinę drzew. Los bywał przewrotny. Mając przy sobie Milę, odczuwał zawsze poczucie winy wobec przyjaciela, któremu życie nie szczędziło doświadczeń. Kiedy pojawiła się Caterina liczył w duchu, że będzie ona dla Fabia choć w części taka, jak Mila dla niego. I nagle wszystko się odwróciło. Wyraźnie to widział! Całkowite oddanie. Bezwarunkowe i bezgraniczne. Takie, o jakim on mógł tylko marzyć. Kiedy siedzieli po kolacji, rozkoszując się cudowną grenadiną z lodu i owoców granatu, Fabio, bawiąc się luźną bluzką Cateriny, odsłonił niechcący jej ramię. Ślad ugryzienia był jeszcze na tyle wyraźny, że wprawne oko Stefano dostrzegło go natychmiast. Ten widok wywołał w nim nieoczekiwaną reakcję. Poczuł się… speszony! Przyjaciel pocałował to miejsce „jakby nigdy nic”, a ona… Ona posłała mężowi spojrzenie spod rzęs, od którego każdemu mężczyźnie powinno się zrobić za ciasno w spodniach.

Stefano poprawił się na stołku i sięgnął po filiżankę. Czy przez te wszystkie lata choć raz poczuł, że Mila należy do niego w 100%? Może czasami. Może… Kochała go. Kochała go na pewno! Przyjmowała z radością każdą jego decyzję, każde słowo, ale… Kurwa! O co mu właściwie chodziło? O ten głupi ślad? Spróbował sobie wyobrazić, że to on zaciska zęby na ramieniu swojej kobiety, przytrzymuje jej ręce nad głową, a ona krzyczy z rozkoszy… Nierealne! Czy to aż takie ważne? Każda kobieta jest inna! Ale reakcja Cateriny… podnieciła go. Jakim zaufaniem trzeba darzyć mężczyznę, żeby pozwolić mu na… wszystko? Bzdura! Ona to po prostu lubiła, a Mila nie! Koniec! Dopił kawę i wstawił filiżankę do zmywarki, obok czterech innych, czekających na mycie. Spojrzał na zegarek. Dochodziła druga, ale biorąc pod uwagę, że Fabio kazał przynieść śniadanie do sypialni na jedenastą, bardzo prawdopodobne, że pora lunchu się opóźni. No, ale w końcu mieli wakacje. – „W odróżnieniu ode mnie” – zganił się w myślach. Podjęte ostatnimi czasy decyzje miały swoje konsekwencje.

                                                                       ***

Za ogromnymi szybami mediolańskiego portu lotniczego panował wzmożony ruch. Samoloty startowały i lądowały. Samochody z paliwem i z bagażami jeździły nieprzerwanie, jakby to była autostrada, a nie płyta lotniska. Uporczywy dźwięk telefonu wibrował w powietrzu. Caterina spojrzała na męża z niepokojem. Służbowa komórka nie powinna się odzywać, od kiedy rozpoczęli wakacje. Dopiero po dłuższej chwili Fabio zdecydował się odebrać.

– Bardzo przepraszam panie de Luca, ale nie mogę się skontaktować z Milą, a to sprawa tego klienta z Dubaju… – Usłyszała wysoki głos asystentki Fabia, Lucjany.

– Może jest w samolocie? – przerwał jej, starając się nie zdradzać zniecierpliwienia.

– Nie zgłosiła się do odprawy. – Głos Lucjany zabrzmiał płaczliwie. – Bardzo przepraszam, ale nie mam pojęcia, co mu odpowiedzieć.

Fabio stanął jak wryty i spojrzał na żonę.

– Mila nie wsiadła do samolotu i nie odbiera telefonu – powiedział, zasłaniając mikrofon komórki.

Katarzyna poczuła, że robi jej się słabo. Poprzedniego dnia rozmawiały krótko, ale Mila sprawiała wrażenie przygnębionej. Sięgnęła po swój telefon i szybko wybrała numer.

– Nie odbiera. – Spojrzała ze zdziwieniem na wyświetlacz, kiedy po kilku sygnałach włączyła się poczta – Mila, non fare stupidaggini! Stefano ti ama come pazzo. Parla con Lui. Non fare niente da sola! (Mila, nie rób głupstw. Stefano kocha cię jak wariat. Pomów z nim. Nie rób niczego sama!) – powiedziała i rozłączyła się.

– O czym ty mówisz? – Fabio nadal trzymał przy uchu swoją komórkę i starał się słuchać słów asystentki. – Powiedz mu, że będzie miał tę mozaikę. Zadzwonię do niego za chwilę – rzucił do telefonu i rozłączył się. – Cateri? – zwrócił się do żony.

– Nie wiem… – wyszeptała – Zadzwoń może do Stefano?

Stali nieruchomo, wpatrując się w siebie. Po dłuższej chwili odezwał się sygnał SMS–a.

Non ti preoccupare. Devo fare una cosa. Vai tranquilla. Mila” (Nie martw się. Muszę załatwić pewną sprawę. Jedź ze spokojem. Mila)

Oboje pochylili głowy nad wyświetlaczem.

– Rozumiesz coś z tego? – Fabio przyglądał się żonie w skupieniu.

– Nie do końca, ale chyba coś mi świta. – Pokręciła głową. – Muszę porozmawiać ze Stefano.

Mężczyzna poczuł, że telefon w jego kieszeni wibruje.

– To Vanessa. – Przez jego twarz przemknął cień uśmiechu. Odebrał natychmiast. – Vanessa, amore…

Caterina wybrała numer Stefano, słuchając jednym uchem, jak Fabio tłumaczy córce, że właśnie wylatują i odezwie się do niej dopiero za kilka godzin. Stefano nie odbierał. Zadzwoniła do Marco. Ten odezwał się natychmiast.

– Gdzie jest Stefano? – spytała po prostu.

– Widziałem, jak szedł biegać. Coś mu przekazać, albo…

– Znajdź go natychmiast i niech do mnie oddzwoni. – Rozłączyła się, widząc, że Fabio skończył rozmawiać.

– Nie polecę, zanim się nie dowiem, co z Milą – stwierdziła kategorycznie.

– Spokojnie. Na razie czekamy. – Fabio przyglądał się żonie z dziwnym wyrazem twarzy.

– Boję się o nią. – Przytuliła się do męża.

– To ma związek ze Stefano, prawda? – Bardziej stwierdził, niż spytał.

Pokiwała głową. Jej telefon ponownie zaczął wibrować.

– Stefano!

– Przepraszam, brałem prysznic. Coś się dzieje? – Ze spokojnego głosu mężczyzny niczego nie dało się wyczytać.

– Możesz zlokalizować Milę? – spytała.

– Oczywiście… – Usłyszała szelest, jakby Stefano przekładał komórkę z ręki do ręki, a po chwili szybkie stukanie klawiatury komputera. – Cholera! Zaraz… – Znów stukanie po klawiaturze. – Ma wyłączony telefon – powiedział z zaskoczeniem.

– Namierzysz ją? – Nie znała się na tym zbyt dobrze, ale pamiętała, jak Stefano potrafił odszukać ją za pomocą telefonu i laptopa.

– Nie. Wyłączony, to znaczy bez baterii lub zniszczony. Kurwa! Przepraszam. – W głosie mężczyzny zabrzmiała frustracja. – Wybacz… Co jest grane?

– Nie przepraszaj… – Zastanowiła się przez chwilę. – Nic nie rób. Zaraz będziemy w domu. – Spojrzała na Fabia, a on skinął głową. – Spróbuj ją jakoś odszukać. – W głosie Cateriny pobrzmiewała bezradność. – Tylko dyskretnie – dodała.

***

Stefano zbierał przez chwilę myśli. Dała znać, że jedzie do Krakowa na lotnisko. Wypadek? Nie. Caterina dzwoniłaby już na policję. Coś innego… Sprawdził rejestr swoich połączeń.

– Lucjana? Dzwoniłaś… – zaczął.

Wyjaśnienia, które usłyszał, jeszcze bardziej zagmatwały mu obraz. Po chwili wahania wstał i ruszył do „biurowej” części domu. Bez słowa minął zdziwionych jego pośpiechem chłopaków i zajął miejsce przy swoim komputerze. Wszedł do zastrzeżonej części systemu. Kiedy na ekranie wyświetlił się cały rządek numerów komórkowych, wybrał jeden z nich i zatrzymał na moment dłoń nad klawiaturą. Nigdy nie sprawdzał SMS–ów Mili. Z bilingów wiedział, że dzwoniła do siostry mieszkającej w Zagrzebiu, ale do tego nie musiał naruszać jej prywatności. Czy powinien, skoro ewidentnie chroniła się przed nim? Poczuł przypływ adrenaliny, która przyspieszała mu tętno, podnosiła ciśnienie… Lubił to uczucie. Opuścił dłoń na przyciski. Ekran zamigotał, a po chwili miał wszystko jak na dłoni: ostatnie połączenia i SMS–y. Zaczął od końca.

Non ti preoccupare. Devo fare una cosa. Vai tranquilla. Mila”

„Niewiele to wyjaśnia, ale to dopiero początek” – pomyślał i zaczął systematyczne przeszukiwanie wszelkich dostępnych materiałów. Zajęło mu to jakieś 40 minut. Zerknął na podgląd kamery sprzed wejścia do domu. Ciemny SUV właśnie zaparkował i jego pasażerowie szybkim krokiem podążali wprost do wejścia. Wstał i jeszcze raz przyjrzał się temu, co udało mu się wyciągnąć z komórki Mili oraz z jej prywatnej poczty. Niewiele tego znalazł, ale wszystko wskazywało na to, że kontaktowała się dwa razy z siostrą i jeden raz z bratem, do którego nigdy nie dzwoniła. I jeszcze z kimś z Dubrownika, a nie był to nikt z jej rodziny.

– Stefano! – Caterina zawołała go odruchowo, idąc za Fabiem, który od razu skierował się do części biurowej. – No tak, mamy kamery – powiedziała sama do siebie, widząc, że mężczyzna wychodzi im naprzeciw.

– Coś nowego? – spytał, marszcząc brwi.

– Nie, a u ciebie? – mąż wykazywał znacznie większe opanowany niż ona sama.

– Kontaktowała się z kimś w Dubrowniku, dwa razy w ciągu pobytu w Polsce i jeden raz z Cortiny. Nie z rodziną. – Uprzedził Caterinę, która już otworzyła usta, by coś powiedzieć. – Chociaż… zadzwoniła też do brata, o którym nigdy nie mówi. Sprawdziłem też jej skrzynkę. Wysłała maila do jakiegoś gościa, który ma studio tatuażu w Waszyngtonie, ale albo jej nie odpowiedział, albo usunęła to, co ewentualnie napisał. Nie miałem czasu sprawdzić…

– Cholera! – Caterina zaklęła po polsku. – Cholera Jasna!

– Co jest? – Wbiły się w nią dwie pary ciemnych czujnych oczu.

– Kiedy wysłała tego maila? – spytała słabym głosem.

– Cztery dni temu. – Stefano pochylił głowę i przyszpilił dziewczynę wzrokiem. – Coś o tym wiesz?

„Kurde, co ja mam zrobić?” – myślała gorączkowo. –„ Co ona wyprawia? Ja pieprzę, ale się narobiło! Zadzwoniła do tego potwora!”

– Cateri. – Fabio delikatnie dotknął ramienia żony. – Co wiesz? O co tu chodzi?

– Musimy ją powstrzymać – wykrztusiła. – „Jeżeli ta wariatka postanowiła odszukać tych drani? Nie, to niemożliwe!” – Pokręciła głową do swoich niedorzecznych myśli. A jeśli jednak?” – Czy to możliwe, że to tylko zbieg okoliczności? Może to ten brat do niej zadzwonił? – spytała z nadzieją.

– Nie, ona zadzwoniła do niego. – Stefano chwycił Caterinę za ramiona. – Powiedz nam, co wiesz. – Nie krzyczał, a mimo to dziewczyna skuliła się w sobie.

– Stefano! – Fabio ujął mocno nadgarstek przyjaciela.

– Fabio, czy możesz na chwilę zostawić nas samych? – spytała łagodnie, przenosząc na niego błagalne spojrzenie. – Proszę.

Zmarszczył brwi, nie spuszczając z żony oczu, ale nie wykonał najmniejszego ruchu.

– Proszę. – Zdjęła ze swych ramion dłonie trzymającego ją nadal mężczyzny. – Musimy porozmawiać w cztery oczy. Wybacz mi, ale nie mogę ci teraz powiedzieć… – Czuła, że zbiera jej się na płacz. – To są informacje tylko dla Stefano. Wybacz…

Stefano poczuł, że cała krew odpłynęła mu z twarzy i zgromadziła się w postaci twardej guli gdzieś w okolicy żołądka. Przełknął głośno ślinę.

– Będę za drzwiami. – Dobiegł go spokojny głos Fabia.

Caterina ujęła przyjaciela za rękę i poprowadziła do gabinetu męża.

– Lepiej im powiedz, że oficjalnie nas tu nie ma – szepnęła do Fabia, ogarniając wzrokiem kilka głów, które na ich widok uniosły się znad komputerów.

Kiedy drzwi się zamknęły, kobieta oparła się o ciężkie drewniane biurko i spojrzała Stefano w oczy.

– Obawiam się, że Mila mogła polecieć do Dubrownika, do brata, albo… – Zawiesiła głos, zastanawiając się, ile informacji powinna wyjawić.

– To drań! Wywalili go z wojska za brutalne traktowanie podwładnych. – Stefano poczuł w nogach dziwną słabość, jakby dostał cios poniżej pasa. – Po co miałaby jechać do kogoś, kto ją bił? – Utkwił w Caterinie pytające spojrzenie.

– Boję się, że to ja ją do tego sprowokowałam, chociaż wcale nie chciałam. Zaraz, skąd wiesz, że ją bił? Powiedziała ci?

– Nie. – Pokręcił głową. – Tak mi się wydaje. Nigdy o nim nie mówiła i… ona źle reaguje na mój pas… To znaczy, nie zrozum mnie źle, my nie…  Po prostu, wystarczy, że go odpinam, a ona cała drży. To jest odruch. – Nie potrafił mówić o tym spokojnie. – Znam się trochę na reakcjach ludzi.

– Skrzywdził ją, to prawda – powiedziała powoli – Ale nie tak, jak myślisz.

– Cooo?! – Oczy Stefano rozszerzyły się. – Co jej zrobił? – Poczuł, że nagle zaschło mu w gardle.

– Nie, nie, to nie to! On tylko wyrzucił ją z domu. – Caterina potarła czoło. – Wyrzucił ją po tym, jak… Stefano, naprawdę, to ona powinna ci to powiedzieć, ale nie miała odwagi. – Ujęła dłoń mężczyzny. – Gdy ktoś… no, wiesz… ktoś ją skrzywdził! – Wyrzuciła z siebie. – On ją wyrzucił na ulicę, wyzwał… O Boże, ona miała wtedy jakieś piętnaście lat.

– Kto. To. Zrobił? – Głos Stefano zabrzmiał bezbarwnie i głucho.

– Dwaj żołnierze, chyba Amerykanie, ale nie wiem tego na pewno. Stefano, ona uważa, że uczyniła coś złego, że nie zasługuje na ciebie! – Ścisnęła palce mężczyzny. – Boję się, że spróbuje ich szukać… Te tatuaże… Powiedz coś!

Stefano miał wrażenie, że świat wokół się zatrzymał. Patrzył na Caterinę, a ona coś mówiła, wpatrywała się w niego. – „Ach tak, jakichś dwóch pieprzonych… skrzywdziło Milę. Jego Milę! Jego słodką małą sikorkę. Zrobili jej krzywdę i dlatego ona się go bała…” – Trybiki myśli przesuwały się w głowie mężczyzny nieznośnie wolno, sprawiając mu wręcz fizyczny ból. – „Jego słodką, małą sikorkę. Jego Milę!” – Gdzieś w piersi poczuł narastającą falę. Nie wiedział jeszcze, co to jest, ale czuł, że za chwilę eksploduje. Ogarniała go wściekłość. Podniósł zaciśnięte pięści i przycisnął je do czoła, pochylając się jednocześnie do przodu. Z szerokiej piersi wyrwał się gardłowy pomruk, a znalazłszy ujście, przerodził się w pełen bólu jęk. Caterina wciąż coś do niego mówiła.

***

Fabio stał pod drzwiami własnego gabinetu, wysławszy wcześniej wszystkich do jadalni na kawę. Nie słyszał ani słowa, ale nagle do jego uszu dotarł przeciągły jęk. Caterina coś mówiła, ale zbyt szybko i zbyt cicho, by mógł zrozumieć. Teraz z pomieszczenia dobiegł pomruk, przechodzący w nieartykułowany ryk rannego zwierzęcia, a po chwili rozległ się hałas, jakby coś upadło. Zapukał, ale nie otrzymał odpowiedzi. Zastukał jeszcze raz. W końcu nacisnął klamkę i stanął jak wryty. Na podłodze klęczał Stefano, trzymając się za głowę, a szlochająca Caterina gładziła go po włosach, starając się uspokoić mężczyznę drżącym głosem.

– Co tu się, kurwa, dzieje? – Wytrzeszczył oczy.

Odwróciła głowę w stronę Fabia i wytarła łzy wierzchem dłoni. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i podał żonie.

– Chryste, coś ty mu powiedziała? – spytał poruszony, choć nie oczekiwał odpowiedzi. – Mogę coś zrobić? Pomóc? – Widok przyjaciela w takim stanie po prostu go przeraził.

Stefano powoli opuścił dłonie i uniósł głowę. Oczy mężczyzny emanowały bólem, ale już po chwili nie wyrażały niczego, żadnych emocji.

– Dlaczego nigdy mi o tym nie mówiła? – powiedział cicho, kierując pytanie do Cateriny, jakby w ogóle nie zauważył Fabia.

– Nie miała odwagi – wyjąkała, odrobinę zszokowana jego nagłą przemianą – Bała się…

– Bała się? Mnie? – Utkwił w dziewczynie czarne jak smoła, szerokie źrenice. – Mnie? – Powtórzył głośniej. – Nie skrzywdziłbym jej, nawet gdyby o to prosiła! – wybuchnął. – Powiedziała tobie, chociaż zna cię pół roku, a my… My jesteśmy ze sobą prawie osiem lat! – Powoli wstał z klęczek.

– Powiedziała mi, bo jestem kobietą. – Spojrzała niepewnie na Fabia, który przysłuchiwał im się z coraz większą konsternacją. – Pamiętaj, kim byli ci… – Zawahała się. – Nie zaznała od mężczyzn wiele dobrego. Nawet od najbliższych – dodała prawie szeptem.

Stefano nadal stał bez ruchu. To go przerastało. Nie miał pojęcia, jak poradzić sobie z takimi emocjami. Gwałt. Skrywana tajemnica. Brak zaufania. Strach. Jak miał to wszystko pogodzić? Kochał ją ponad życie, a ona… Czy za każdym razem, gdy się do niej zbliżał, myślała o tamtym? Kurwa!

– Ona nie może tam lecieć – wycedził w końcu przez zaciśnięte zęby.

– Nie może – zgodziła się Caterina. – Fabio, chciałeś coś zrobić. Czy możemy polecieć na Bali przez Zagrzeb? Zdaje się, że stamtąd najłatwiej się dostać do Dubrownika.

Ciche brzęczenie wydało się Stefano natrętnym dźwiękiem, ale natychmiast przyszło mu do głowy, że to może być Mila. Wyciągnął z kieszeni telefon. Nieznany numer z polskim kierunkowym. Jezu! Wcisnął odbiór.

How are you, Stefano? – Spokojny męski głos brzmiał chłodną uprzejmością.

Fine. Do I know you? – odparł równie chłodno, choć czuł, że tętno mu przyspiesza.

No, but we have a common friend – odparł tamten beznamiętnie.

Stefano pobladł. Spojrzał na Fabia i Caterinę, i przyłożył palec do ust. Czekał.

I’m sorry, I had to destroy her phone – ciągnął tym samym uprzejmym tonem nieznajomy.

I understand. May I talk to her? – Stefano z największym wysiłkiem opanował chęć zadania tysiąca pytań. Podświadomie czuł, że to jakaś gra.

Of course, but first we determine under what conditions.

Stefano umilkł i słuchał uważnie słów nieznanego rozmówcy. W międzyczasie jeszcze raz wykonał w kierunku przyjaciół gest oznaczający zachowanie ciszy. Stali potulnie, czując, że coś się święci.

Now you can talk. Two minutes – zakończył swoją przemowę głos.

– Stefano – drżący głos Mili brzmiał żałośnie.

Amore, Ti hanno fatto male? (Kochanie, skrzywdzili cię?) – spytał miękko.

Si. No! Mi hanno rapita, ma sto bene (Tak. Nie! Porwali mnie, ale jestem cała).

Non preoccuparti. Ti riporto a casa. (Nie martw się, zabiorę cię do domu.) – Informacje, mała!

Ho visto un mulino e un castello, tre torri… Ti amo! (Widziałam młyn i zamek z trzema wieżami… Kocham cię!) – Dodała szybko i usłyszał jęk protestu, kiedy odebrano jej telefon.

Very clever, but you must stay in Turin… – Stefano zmarszczył brwi, słuchając dalszej spokojnej przemowy, składającej się głównie z listy żądań. – Do you understand? – spytał na koniec nieznany rozmówca.

I do – odparł. – Please, do not hurt Mila… if you want survive – dodał chłodno, czując jednocześnie, że narasta w nim żądza mordu.

If you do, what I want… – Głos delikatnie zadrżał, ale po chwili odzyskał pewność siebie. – If not, she will have more… friends. – Rozłączył się.

Stefano wziął głęboki wdech.

– Mów. – De Luca wbił w przyjaciela uważne spojrzenie.

– Porwali ją. Ci sami ludzie. – Spojrzał znacząco na Caterinę.

Zachwiała się, jakby ktoś podciął jej nogi. Fabio szybko objął żonę ramieniem.

– O Boże, Boże – jęczała. – Co ja zrobiłam? Co ja zrobiłam? – Zakryła twarz dłońmi. – Nie powinnam ci mówić. Ona powinna to zrobić, a teraz jest w rękach tych drani! O boże!

– Cateri, proszę. – Mężczyzna mocniej przygarnął ukochaną. – Dajmy mu mówić!

– Facet jest dobry i dobrze się przygotował. Chce w zamian informacji, kto sprawdza jego firmę, spreparowanej dobrej opinii na jej temat i mam to podsunąć kupcowi.

– Zrób to. – Fabio nie zastanawiał się ani przez chwilę.

– To nie wszystko. Mam zdobyć informacje na temat Kie…cja? – Z trudem wymówił nazwisko – I jeszcze kilku osób. Jeśli nie będzie, to mam je stworzyć i przekazać policji.

Porca puttana! (Kurwa!) – De Luca przeczesał wolną ręką włosy. – Idzie na całego. Zadzwoń do Saszy. A potem… – Zawiesił głos. – Do Nikołaja.

Stefano kiwnął głową.

– Mam niecałe trzy dni i nie mogę się stąd ruszyć – stwierdził z frustracją. – Facet wie stanowczo zbyt wiele! Muszę uruchomić namierzanie mojego telefonu dla jego numeru, a on będzie do mnie dzwonił co trzy godziny. Jeśli nie odbiorę, albo zobaczy, że telefon przekroczył granicę Turynu… – Przełknął głośno ślinę.

– Co z Milą? – Caterina odzyskała wreszcie głos.

– Na razie OK., ale przekazała mi, że czuje się poważnie zagrożona i że są tam trzy osoby. Nie rozumiem tylko, co oznacza ten młyn? – Zmarszczył brwi.

– Młyn? Użyła hasła? – Fabio podrapał się w brodę.

– Hasła? – Caterina zaczynała sie gubić .– Jakiego hasła?

– Powiedziała, że widziała młyn i zamek z trzema wieżami. Kiedyś opowiadałem jej o mojej pracy i o hasłach bezpieczeństwa, i dla treningu ustaliliśmy, że gdyby coś się stało, a ona nie mogła mówić wprost, to są trzy słowa oznaczające realne zagrożenie. Jednym z nich był “zamek”. Wymieniona potem liczba oznacza ilość napastników, ale młyn? – Stefano potarł twarz dłońmi.

Nagle Caterina klepnęła się dłonią w czoło z głośnym plaśnięciem, tak, że obaj mężczyźni spojrzeli na nią zaskoczeni.

– Ona nie użyła hasła! To znaczy, być może… Ona podała ci lokalizację! – wykrzyknęła – Wiem, gdzie to jest!

– Wiesz? – Oczy Stefano zrobiły się okrągłe.

– Wiem, to znaczy… w przybliżeniu, ale to i tak coś. – Starła się uczepić jakiejś pozytywnej myśli. – Moglibyśmy… – Spojrzała błagalnie na Fabia.

– Nie ma mowy! Zostajesz w Turynie! W domu! – Ton głosu mężczyzny oznaczał brak opcji “negocjacje”.

– Spróbuję to ominąć, ale potrzebuję co najmniej doby. – Stefano zaczynał myśleć “operacyjnie”. – Ten typ, przypuszczam, że to ten biznesmen, Zawats…?

– Zawadzki! – dokończyła za niego Caterina. – Ten… kutas! – zacisnęła pięści.

Jej oburzenie w połączeniu z epitetem zrobiły na obydwu mężczyznach wrażenie.

– Tak. On wie, że was nie ma. Powiedział mi to. Chyba chciał, żebym sobie zdawał sprawę, że mnie inwigiluje i nie próbował sztuczek. – Namyślał się przez chwilę – Muszę coś sprawdzić. Mogę? – Wskazał głową biurko przyjaciela, a kiedy ten skinął głową, usiadł do komputera i zaczął szybko przebiegać palcami po klawiaturze. – Zobaczymy, jak się ma twój przyjaciel. – Powiedział do Cateriny. – Wyrwę mu jaja i wepchnę do gardła – zamruczał pod nosem, zaciskając szczeki.

– Fabio, błagam, nie poradzicie sobie sami. Nie znacie języka. – Przymilała się tymczasem do męża Caterina. – Skontaktuję się z Karolą. Nie będę się narażać. Przysięgam! – Uniosła dłoń – Proszę…

– Nie, Cateri! – Mąż uniósł w górę ręce, jakby chciał ją odepchnąć. – Powiedziałem nie!

– Nie będę tu siedzieć, kiedy porwali ją zamiast mnie! – Skrzyżowała ręce na piersiach i wydęła usta.

– Chcieli dostać nie ciebie tylko mnie – wtrącił kwaśno Stefano – Drań liczył, że przyjadę.

– Widzisz?! Wcale nie chodzi im o mnie! – Caterina zarzuciła mężowi ręce na szyję i zajrzała w oczy. – Fabio – szepnęła miękko i zalotnie.

De Luca kręcił odmownie głową.

– Pan doktor jest w Turynie. Jeszcze się nie wymeldował – powiedział nagle Stefano. – Powinniśmy złożyć mu wizytę. – Wstał zza biurka.

– Jadę z wami. – Caterina uprzedziła ewentualny sprzeciw Fabia.

– Zostań tu i rób swoje – polecił Fabio, kładąc przyjacielowi rękę na ramieniu. – Przywiozę ci tu tego… – Wykonał nieokreślony gest dłonią. – No chodź – powiedział z rezygnacją, biorąc żonę za rękę.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Czytam z przyjemnością, bo przyznaję nie czytałam tych części wcześniej. Twój styl pisania spokojny i bardzo łagodny wprowadził przyjemny spokój, w mój dzisiejszy wieczór. Powiem tak: „lubie Cię czytać” kiedy potrzebuję wyciszenia, trochę ciepła i odprężenia, a nieco niepokoju wątku kryminalnym dodaje dreszczyku emocji. Pięknie…
V.

Dzięki. Muszę się trochę przyłożyć do tego wątku kryminalnego. Myślałam, że to będzie łatwiejsze 😉
Pozdrawiam, R

Stefano z pewnością nie daruje ani obecnym porywaczom, ani dawnym gwałcicielom. Ma motywację, odpowiednie umiejętności i kontakty, za sobą wsparcie przyjaciele oraz jego fortuny. Właśnie przywdziewa zbroję, a moje wrodzone poczucie sprawiedliwości już szykuje się na tę ucztę. Rozdział umiejętnie łączy romantyczny nastrój i równie romantyczne porywy z wątkiem kryminalnym. Bardzo przyjemna (w części pierwszej), a zajmująca (w części drugiej) lektura. Daję piątaka.

Dzięki za komentarz i piątaka. Trochę nam się nastrój pod koniec popsuł, ale bajki dla dorosłych muszą chociaż trochę przypominać życie, prawda? Zobaczymy, czy Twoje poczucie sprawiedliwości będzie zadowolone. Stefano, mimo wszystko, jednak nie jest rycerzem.
Pozdrawiam,

Żałuję, ale niestety im dalej w las, tym gorzej. W większości scen dominuje sztuczny patos, który męczy. Bohaterowie też rozmawiają tak przesadnie wyniośle. Caterina stała się w moim mniemaniu nieco infantylna, odbiega trochę od osoby, którą wykreowałaś w poprzedniej serii. Stała się niespójna. Właściwie nie rozumiem powodu, dla którego powstała kolejna seria z tymi samymi bohaterami, jeśli ciągnięty jest dalej wątek kryminalny wokół głównej bohaterki. Tu brakuje mi tego, co było w „Zaufaj mi”. Czytało się lekko i przyjemnie, błędy nie raziły, a fabuła była dość wciągająca.

Nie rozumiem też podkreślania, że bohaterka nosi drogie marki ubrań. To oczywiste – wyszła za bogatego mężczyznę i raczej nie będzie kupować ubrań w H&M. Chociaż… Kobiety. Kto je tam wie. 😉

Bohaterka przypomina mi teraz trochę inną postać z takiej jednej książki, której tytułu nie wspomnę z uwagi na wrażliwy gust niektórych osób. Ale czy to źle? Może taki był zamysł.

Pozdrawiam ciepło,
B.S.

B.S., zacznę od tego, że nie zgadzam się, iż Caterina stała się infantylna. Owszem, jest nieco zagubiona, ale próbuje funkcjonować, w bądź, co bądź, nowym środowisku. Rozmowa z Valerią nie była prosta. To w końcu matka Vanessy, na której Caterinie zależy. Fabio jest zakochany w córce, dba o nią i jej przyszłość. Caterina zdaje sobie sprawę, że nie warto stawać pomiędzy nimi.
Co do stroju. Szykowała się do rozmowy z dawnym szefem, wykorzystując umiejętności Stefano. Znała upodobania ordynatora i nieźle tę wiedzę wykorzystała, sięgając chociażby po zbyt, jej zdaniem, eleganckie i drogie ubranie. Pokierowała rozmową tak, by jak najwięcej się dowiedzieć, ale w jej trakcie wyszła kwestia prośby o pomoc. Wtedy jeszcze nic takiego się nie działo, więc co miała zrobić?
Wątek kryminalny nie skończył się całkowicie w poprzednim opowiadaniu, ale w obecnym wcale nie Caterina jest w jego centrum.
Pozdrawiam,

Nie odniosłaś się w sumie do większości zarzutów, które postawiłam, ale dobrze. Zauważyłam, że Patrycja ma podobne odczucia, co ja. Chyba nie ma się czym przejmować – gusta są różne i lubią się zmieniać. Rób dalej to, co robisz. 😉

Pozdrawiam,
B.S.

Przeczytałam i pozostaję przy swoim zdaniu. Bohaterowie tak samo nienaturalni jak ich dialogi ( i wcale nie mam na myśli przekleństw).

Dlaczego Mila i Stefano nie są najważniejsi w tym opowiadaniu? W jakim celu, jako niemal równorzędny przedstawiasz wątek kryminalny z poprzedniej serii? To że wszyscy są przyjaciółmi mnie nie przekonuje.

Pomysł z porwaniem zbyt oczywisty. Lubię być przez autorów zaskakiwana niebanalnymi rozwiązaniami. Niestety czytając, nudziłam się.

Żeby nie było wyłącznie krytyki, plusem jak zawsze jest dobry styl.

Patrycjo, to są czterdziestolatkowie (prawie). W tym wieku często się tak rozmawia. Naprawdę 😉 Mają się zachowywać jak nastolatki? To dopiero byłoby sztuczne. Co do głównych bohaterów, to może faktycznie ten odcinek zdominowali inni, ale przekonasz się, że jednak Mila i Stefano są tu najważniejsi.
Porwanie było niestety konieczne i to nie tylko do ujawnienia przeszłości Mili, ale to wyjdzie później.
Dzięki za pochwałę stylu. Staram się 😉
Pozdrawiam,

Odnośnie zarzutów o nudny i mało zaskakujący przebieg fabuły, dodam, że mnie bardzo zainteresowała rozmowa Katarzyny z Valerią. Piękny przykład skrzyżowania szpad przez obie panie. Z oceną wątku kryminalnego istotnie poczekajmy, jak proponuje Autorka.

Faktycznie pod koniec lektura stała się bardzo zajmująca 🙂 Brakuje mi jednak odcieni szarości w charakterach bohaterów. Może ze Stefano wyjdzie w przyszłości twardziel rodem z kina lat 80., bo póki co przypomina bardziej harcerzyka a’la Kapitan Ameryka 😉

Pozdrawiam,
Frodli

Witaj,
Umknął mi Twój komentarz zamieszczony pod I częścią, ale pewien „dobry duch” mi o nim doniósł. Muszę przyznać, że mną wstrząsnęło, kiedy odwiedzałam Dubrownik kilka lat po zakończeniu wojny. Tu wczasy, zwiedzanie…, a na każdym kroku napotykało się świeże jeszcze pamiątki po ludzkich tragediach. Uświadomiłam sobie wtedy, że pamiętam doskonale tę wojnę, ale nie miałam pojęcia, jak ona wyglądała. Znałam ją z TV, jak większość z nas. Tymczasem to się działo tuż obok, w czasie, gdy my normalnie żyliśmy. Patrzyłyśmy z mamą na kobiety i zastanawiałyśmy się, jak wyglądało ich życie kilka lat wcześniej. Czasem w rozmowach pojawiały się jakieś strzępy informacji, ale generalnie, wszyscy chcieli jak najszybciej zapomnieć. Teraz wspomina się o tym, jak o II wojnie światowej, jakby to było daaawno temu, a przecież skrzywdzeni ludzie nadal żyją i często ta krzywda ciąży na ich losie.
Lubię Stefano i chyba przez to trochę go wyidealizowałam, ale pamiętam, że jest tylko człowiekiem 😉 Mam nadzieję, że uda mi się to pokazać i nie będziesz zawiedziony.
Pozdrawiam.

Witam !!!
Szykowałem się na ucztę i … nie zawiodłem się. Pięknie podana dalsza cześć w stylu którym zadziwiasz mnie cały czas.
Komentarze mogą być obiektywne lub subiektywne . To zależy od gustów czytelników .
Mnie podoba się ten styl od początku. Potrafisz łączyć Joe Alexa z Mniszkówna i Rodziewiczówną – czarujesz.
Co do infantylności Katarzyny to albo ktoś nie czytał dokładnie opowiadania „Zaufaj mi” albo … nigdy tak naprawdę nie zakochał się i nie był kochany :). Kobieta jest jak ogród. Dobry ogrodnik potrafi z obumierającego krzewu róży pobudzić do życia i stworzyć arcydzieło. Wydaj mi się ,że Fabio to wybitny ogrodnika w rękach którego Katarzyna pokazuje wszystkie „barwy” kobiecości. Każdy temat w książkach jest przewidywalny w domysłach 😉 Ważne w jaki sposób przedstawi go autor i jak rozwinie .To jest sztuką.

damo Roksana dziękuje 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=JjuZDzM9gos

Miłego dnia życzę

Lupus!
Już się martwiłam, że tu nie zajrzysz. No cóż, Caterina nie jest superbohaterką, tylko zwykłą dziewczyną, która raz radzi sobie lepiej, a raz gorzej. Jak zauważyłeś, jest prawdziwą kobietą, czyli osobą nieprzewidywalną i nie do końca rozumianą przez innych. Trafiła jednak na odpowiedniego mężczyznę i rozkwitła zakochana, a jak wiadomo zakochani tracą część rozumu.
Dzięki za dedykację, w tym wykonaniu chyba jeszcze lepsze, niż oryginał.
Pozdrawiam, R

Napisz komentarz