Uratuj mnie I (Roksana)  4/5 (15)

44 min. czytania

Rozdział 1

Rok 2007. Adriatyk.

Dobrze zbudowany młody mężczyzna siedział na brzegu podwójnego łóżka, w którym leżała pogrążona we śnie kobieta. Patrzył na nią z czułością, z jaką patrzy się na śpiące dziecko. Nieco ostre rysy pięknej twarzy łagodziły pełne usta i wyjątkowo długie rzęsy, rzucające cienie na blade policzki. Całość okalały kasztanowe loki rozrzucone niedbale na poduszce. Mężczyzna przeniósł wzrok na lewe ramię dziewczyny, pokryte starannie założonym opatrunkiem. Kołdra ledwie zakrywała pełne piersi, tak by nie urażać okolicy osłoniętej gazą. Śpiąca oddychała głęboko i spokojnie. – „Nic dziwnego” – pomyślał, zerkając na szafkę zastawioną środkami przeciwbólowymi i nasennymi. Spojrzał w podłużne okienko, za którym przesuwał się krajobraz pełen wody i poszarpanych skał. Wszak znajdowali się oboje w kabinie luksusowego jachtu.

Ktoś zapukał cicho do drzwi.

– Proszę – rzucił półgłosem.

– Jak ona się czuje? – spytała, wchodzac do kajuty, ciemnowłosa, korpulentna kobieta około czterdziestki.

– Śpi. Dostała tyle leków, że nawet konia zwaliłoby z nóg. – Spróbował zażartować, ale w jego głosie pobrzmiewało zatroskanie.

– Przynieść ci coś do jedzenia?

– Nie – odparł z westchnieniem. – Za chwilę zejdę do kuchni. Za pół godziny mam popracować z De Luką, więc szybko coś przegryzę.

– Nie martw się, Stefano. Zajrzę do niej, kiedy będziesz zajęty. – Kobieta uśmiechnęła się ciepło i wyszła tak samo cicho, jak się zjawiła.

– Dzięki – rzucił za nią, ale kiedy zamknęła za sobą drzwi, potarł twarz dłońmi.

„Jak to się mogło stać?” – zadawał sobie to pytanie chyba ze sto razy.

Poznał tę dziewczynę zaledwie pięć dni wcześniej. Pilnował Fabrizia De Luca i jego towarzystwa, kiedy postanowili spędzić szalony wieczór w jednej z knajpek w Trogirze. Wybrał odpowiednie miejsce na obrzeżach sali, zamówił sok pomarańczowy z lodem i obserwował jak szóstka jego podopiecznych bawi się w najlepsze. Wolał Chorwację od riwiery włoskiej czy francuskiej. Było tu zdecydowanie spokojniej i nie plątali się wszędobylscy paparazzi. Wieczór zapowiadał się jak inne. Dla zabicia czasu zaczął obserwować ludzi przechodzących obok restauracji. W pewnej chwili zauważył hałaśliwą grupkę młodych ludzi. Zatrzymali się, niezdecydowani czy podejść do baru i wtedy ją zobaczył. Wysoką, szczupłą szatynkę ubraną w białą sukienkę na ramiączkach.

Nie był typem podrywacza, ale też nie miał problemów z dziewczynami. Jednak tym razem go zamurowało! Odwróciła się i ujrzał jej oczy. Chciał przybrać obojętny wyraz twarzy i odwrócić wzrok, by potem spokojnie ją obserwować, ale nie potrafił. Spogladali na siebie przez baaardzo długą chwilę… Nieznajoma uniosła dłoń i odgarnęła włosy. Zauważył, że nosi na nadgarstku masę bransoletek z kolorowych koralików. Nie mógł oderwać spojrzenia. Posłała mu uśmiech, który sprawił, że poczuł gorąco. Od kilku lat pracował jako ochroniarz, a przedtem w wywiadzie wojskowym, umiał więc utrzymać emocje w ryzach. Zdradzały go tylko wpatrzone w dziewczynę oczy.

Od strony stołu Fabia dobiegły nagle głośne śmiechy, odwrócił więc głowę w tamtym kierunku. Valeria, dawna przyjaciółka pracodawcy i matka jego jedynej córki, próbowała wejść na krzesło, dopingowana przez resztę towarzystwa. Kiedy Stefano znowu spojrzał ku dziewczynie, już jej nie było. Rozejrzał się szybko po sali. Stała razem ze znajomymi przy barze. Nie widział jej dokładnie, bo zasłaniali ją pozostali. Przez następna godzinę bez przeszkód obserwował jednak całą grupkę. Nieznajoma śmiała się i rozmawiała ze wszystkimi, nie poświęcając przy tym nikomu szczególnej uwagi. Podświadomie pragnął, by żaden z otaczających ją chłopaków nie okazał się tym najważniejszym.

Nagły wybuch śmiechu ponownie zmusił Stefano do skupienia uwagi na towarzystwie Fabia. Valeria postanowiła tym razem wejść na stół, co jednak napotkało gwałtowny sprzeciw ze strony pozostałych kobiet. Po kilku minutach przepychanki Stefano uznał za stosowne interweniować. Ostatnimi czasy i tak sporo napisano o ekscesach pana De Luca w nocnych klubach Turynu. Z niechęcią pomyślał o tym, co powiedziałby matka Fabrizia, gdyby zobaczyła kolejne zdjęcia w którejś z plotkarskich gazet. Wstał i powoli ruszył w stronę swego szefa, ten jednak uprzedził go ruchem dłoni i sam przywołał towarzystwo „do porządku”. Stefano wrócił na swoje miejsce i poszukał wzrokiem dziewczyny. Nie znalazł jej już jednak wśród młodzieży przy barze.

Are you looking for somebody? – Niski kobiecy głos zabrzmiał tuż za nim.

Drgnął nieznacznie i powoli odwrócił głowę. Napotkał parę bursztynowych oczu, spoglądających  spod długich rzęs.

– Szukałem ciebie – odparł, ostrożnie wstając z miejsca. Dopiero kiedy wypowiedział słowa, zdał sobie sprawę z ich banalności. Zaklął w duchu.

– Naprawdę? – Uniosła nieco brwi.

To zdziwienie wydało mu się szczere, a przecież przedtem kilka razy uchwyciła jego spojrzenie.

– Zaskoczona?

– Wstałeś, gdy podeszłam. Nikt już tak nie robi…

Stefano uśmiechnął się, by pokryć zmieszanie.

– Usiądziesz? – spytał, wskazując na krzesło.

– A może ty przyłączysz się do nas?

Zauważył, że ma olśniewająco białe zęby, gdy uśmiechnęła się zachęcająco.

– Chciałbym, ale jestem w pracy. – Westchnął przepraszająco i spojrzał nieznacznie w stronę swoich „podopiecznych”.

– Tak myślałam. – Znów się roześmiała – W takim razie usiądę.

Stefano przywołał kelnera i spojrzał pytająco na dziewczynę.

– Dla mnie Mohito – szepnęła.

Mohito dla pani i sok z lodem dla mnie – rzucił do kelnera i ponownie spojrzał na dziewczynę. – Stefano De Biasi – przedstawił się.

– Włoch – stwierdziła, unosząc brwi. – Ja mam na imię Mila i jestem Chorwatką. Znam trochę włoski, więc jeśli chcesz, możemy spróbować rozmawiać w twoim języku.

Słuchał, jak mówiła, kiwając głową na zgodę. Starała się powtórzyć wszystko po włosku. Nie do końca jej się udało ale i tak był zachwycony. Miała niski głos o ciepłej barwie i doszedł do wniosku, że mogłaby odczytywać książkę kucharską, a on i tak by się nie nudził. Mówiąc gestykulowała żywo,  jak robią to Włosi. Kiedy kelner podał im drinki, wyjęła ze swojego słomkę i upiła spory łyk wprost ze szklanki. Oblizała pełne usta koniuszkiem języka. Podobała mu się. Bardzo!

Stefano starał się zapamiętać jak najwięcej z tego, co opowiadała. Nie było to łatwe, bo gdy nie znała włoskich słów płynnie przechodziła na angielski. Dowiedział się, że jest nauczycielką, a w czasie wakacji prowadzi też sklepik z obrazami przy nadmorskiej uliczce, że włoskiego nauczyła się podczas trzymiesięcznego pobytu na stypendium w jednej z mediolańskich galerii, dokąd wyjechała w trakcie studiów w Zagrzebiu.

– Jesteś bardzo cierpliwy – zauważyła w pewnej chwili.

– Masz bardzo ładny głos – odparł z uśmiechem. – I ciekawie opowiadasz – dodał.

– Muszę wrócić do przyjaciół – stwierdziła nagle.

Zaskoczyła go tym stwierdzeniem tak, że nie zdołał ukryć zawodu.

– Będę tu do świtu – powiedziała wstając. – Jeśli do tego czasu skończysz pracę, to pokażę ci, gdzie mam sklep.

Wracając do restauracji, po odwiezieniu Fabia i reszty na Stellę Marinę, jak nazywał się jacht, właściwie nie liczył na to, że Mila jeszcze tam będzie. Dlaczego wrócił? Nie potrafił powiedzieć. Coś kazało mu mieć nadzieję. Słońce jeszcze nie wzeszło, ale wschodnia strona nieba wyraźnie już jaśniała. Z daleka zobaczył białą plamę sukienki. Wstała na jego widok i bez słowa podeszła, zanim wszedł w krąg światła, rzucany przez zawieszoną nad stołem lampę.

– Wróciłeś – powiedziała z tajemniczym uśmiechem.

Stefano wstał i otrząsnął się ze wspomnień. Ściągnął przez głowę koszulkę i sięgnął dłonią do podłużnego, czerwonego śladu po oparzeniu na lewym barku. Podszedł do szafki nocnej i wziął z niej tubkę kremu, wycisnął trochę na palce i rozsmarował sprawnym ruchem na przypieczonej skórze. Skrzywił się lekko, gdy sięgnął do miejsca, w którym pozostały jasnoróżowe ślady po pęcherzach. Spojrzał na dziewczynę. Poruszyła głową i cicho jęknęła ale spała dalej. Stefano zbliżył się do łóżka i odgarnął kosmyk włosów z bladego policzka. Powrócił myślami do ich spotkania.

Dlaczego wrócił do tej restauracji? Ciągnęła go tam jakaś niewidzialna siła, z którą nie miał ochoty walczyć…

– Pokażę ci, gdzie pracuję podczas wakacji, kiedy nie uczę w szkole. Otworzyłam małą galerię. Pochłonęła całe moje oszczędności, ale było warto. Sama nie maluję, podobno mam jednak oko. – Posłała mu długie spojrzenie spod rzęs. – Zresztą, studiowałam historię sztuki, dlatego dostałam ten staż w Mediolanie… Był tylko dla najlepszych… – Oddychała płycej i szybciej, idąc pod górę.

Uwielbiał słuchać, a ona wypowiadała słowa bez ustanku. Odkrył, że głos dziewczyny zmieniał barwę w zależności od tego, o czym mówiła. Kiedy zwracała się bezpośrednio do niego, nabierał wyjątkowo ciepłego brzmienia…

Stanęła obok pustego budynku z zakratowanym oknem wystawowym wypełnionym drobnymi figurkami i kilkoma niewielkimi ikonami. W głębi wisiały obrazy przedstawiające fragmenty architektury. Czekał aż otworzy, ale ona oparła się plecami o kratę i przyglądała mu się wyczekująco.

– Nie wejdziemy? – spytał. Czyżby źle ją zrozumiał? Nie chodziło jej o „szybki numerek”? Właściwie to poczuł się lepiej, wiedząc, że nie była „taka”.

– Otworzę jutro… dzisiaj – poprawiła się. – O dwunastej – dodała i uśmiechnęła się, ukazując białe zęby. Przechyliła lekko głowę.

Podszedł blisko i oparł dłonie na prętach po obu stronach głowy Mili. Napotkał intensywne spojrzenie jasnobrązowych oczu. Przypominały bursztyn albo słodki karmel, tak, raczej to drugie… Ciemny i aromatyczny… Pachniała słodko, delikatnie… Nachylił się do ponętnych ust, które przywitały go miękkością i ciepłem. Dziewczyna westchnęła, kiedy sięgnął głębiej. Uświadomił sobie, że sunie dłońmi po jego klatce piersiowej w górę, do szyi, kątów żuchwy, przytrzymuje mu głowę, jakby chciała kontrolować to, co się dzieje. Poczuł się odurzony. Zwykle to on sprawował kontrolę. Tymczasem język Mili dotknął jego podniebienia i dziewczyna wpiła się mocniej. Odczuł ucisk w pachwinie. Świadomość, że nie może liczyć na seks tylko podniosła ciśnienie. Nie miał pojęcia jak długo się całowali, a właściwie, jak długo to ona całowała jego. Kiedy odsunęła głowę Stefano od swoich ust, poczuł, że świat wokół wiruje. Nachylił się po kolejny pocąłunek, ale odwróciła głowę.

– Kiedy odpływacie? – spytała.

– Około drugiej – wydyszał.

– Otwieram w południe ale przychodzę tu wcześniej – powiedziała. – Mieszkam w głębi tej uliczki, u ciotki – dodała, wskazując głową kierunek.

Objął Milę w pasie. Miała bardzo szczupłą sylwetkę, a przy tym duże, jędrne piersi, które poruszały się przy każdym kroku. Z pewnością nie narzekała na brak zainteresowania ze strony mężczyzn. On też był zainteresowany. Jeszcze jak?! Tyle, że nigdy dotąd żadna kobieta nie wywoływała w nim tak sprzecznych emocji. Z jednej strony czuł prymitywne wręcz pożądanie, które w dość wyraźny sposób utrudniało mu w tej chwili chodzenie, z drugiej zaś, miał ochotę się nią zaopiekować. Pragnął wejść w posiadanie ponętnego ciała dziewczyny, razem z jego najbardziej intymnymi zakamarkami, ale chciał też jej pełnego ufności spojrzenia, jej podziwu, chciał jej opowiedzieć o sobie…

– To tutaj – zatrzymała się gwałtownie i spojrzała mu w oczy. – Przyjdziesz jeszcze? – wyszeptała bezgłośnie, szukając warg Stefano.

Wiedział doskonale, że tak. Tym razem pozwoliła mężczyźnie dowodzić. Smakował językiem wnętrze pełnych ust, omiatał zęby i podniebienie… Wciągnął powietrze nosem i sięgnął jeszcze głębiej. Nie broniła się, przyjęła go, odginając się w tył. Pełne piersi docisnęły się do umięśnionego torsu, gdy oplotła ramionami szyję Stefano, przesunęła paznokciami po karku. Ośmielony, dotknął dłonią piersi dziewczyny. Miał ochotę ścisnąć delikatne ciało, ale tylko musnął je opuszkami palców. Za nic na świecie nie chciał jej spłoszyć…

Mila jęknęła cicho przez sen. Stefano odetchnął głębiej. Ile by dał za to, żeby jęczała tak z jego powodu? Sama taka myśl podniecała. Wstał gwałtownie, przeczesując palcami krótko ścięte włosy. Ta dziewczyna w ciągu kilku dni zawładnęła jego umysłem w sposób trudny do opisania. Nałożył świeżą koszulę i cicho wymknął się z pokoju. Ruszył wprost do kuchni, gdzie czekał już na niego kawał wyśmienitej wołowiny z rusztu, przyprawionej pieprzem i cytryną.

– Pietro, jesteś boski. – Po raz pierwszy twarz Stefano rozjaśnił szczery i radosny uśmiech. – Ty to wiesz, jak zrobić człowiekowi przyjemność!

– Miód na moje serce! – Brzuchaty kucharz z rumianą twarzą roześmiał się na widok przyjaciela. – Gdybym mógł gotować dla takich ludzi jak ty… – Rozmarzył się.

Stefano naciął stek i ucisnął lekko widelcem. Na różowej powierzchni świeżo rozkrojonego mięsa ukazała się cieniutka smużka krwi. Głuchy pomruk zadowolenia był dla Pietro komplementem najwyższej próby. Już miał klepnąć Stefano po plecach, ale zatrzymał dłoń w połowie drogi.

– Jak bark? – spytał.

– Lepiej – odpowiedział, rozkoszując się smakiem mięsa i przypraw.

– A ta dziewczyna? – Tym razem na rumianej twarzy kucharza pojawiła się troska.

– Na razie śpi. Jutro się okaże, jak ją zobaczą w Turynie – odparł, odkrawając kolejny kawałek. – Najważniejsze, że nie czuje bólu. Oparzenia to fatalna sprawa.

– Wiem, wiem… – Pietro pokiwał głową, odruchowo sięgając do przedramienia ozdobionego pokaźną, dawno zagojoną oparzeliną. – Najgorsze są te ślady – westchnął. – Będzie miała bliznę?

– Mam nadzieję, że nie. Dlatego zabieram ją do Turynu. – Stefano nie zwykł się tłumaczyć ze swojego postępowania, ale tym razem nie był pewien… Nigdy nie podejmował pochopnych decyzji, nigdy pod wpływem emocji. Aż do tej chwili.

Skończył jeść, upewnił się, że Andrea, z którą wcześniej rozmawiał, zajrzy do Mili i ruszył w górę, na wyższy pokład. Fabio siedział sam w pomieszczeniu obok sterówki, sącząc jakiegoś drinka z lodem.

– No i jak? – posłał wchodzącemu uważne spojrzenie.

– W porządku. – Stefano usiadł w fotelu naprzeciw swojego pracodawcy i przyjaciela w jednej osobie.

– Czy to będzie duży nietakt, jeśli poproszę cię o więcej informacji, niż to co jest w raporcie policyjnym? – spytał łagodnie.

– Skąd? – Stefano rozluźnił się. Wiedział, że w końcu Fabio poruszy ten temat. Ostatecznie, zgodził się przyjąć Milę na pokład, zadzwonił do znajomych lekarzy w Turynie i nie zadawał pytań. Postąpił jak prawdziwy przyjaciel. Poza tym, pozostawał jedynym człowiekiem, przed którym Stefano nie miał tajemnic i z którym mógł rozmawiać o wszystkim, także o sobie. – Co chcesz wiedzieć?

– To, że przylałeś jakiemuś draniowi z miejscowej Cosa Nostry już wiem, o tym, że wyniosłeś tę dziewczynę z pożaru też wiem… – Fabio starał się nadać swojej wypowiedzi lekkość, ale Stefano wiedział doskonale, do czego zmierzał przyjaciel.

– Poszedłem do jej sklepu zanim odpłynęliśmy – zaczął. – Był tam ten facet i próbował wymusić na niej haracz. Chciała mu nawet zapłacić, ale on chciał czegoś jeszcze, a ona nie miała na to ochoty.

– Wpadła ci w oko, co? – Fabio sięgnął do niewielkiej lodówki i wyjął stamtąd dwie butelki wody mineralnej. Jedną podał Stefano, a drugą otworzył i pociągnął spory łyk – Musiałeś od razu brać się do bitki?

– Wiesz, że jak nie muszę, to tego nie robię – westchnął i też sę napił. – Bałem się, że będzie się na niej mścił, ale powiedziała, że sobie poradzi. Na wszelki wypadek pogadałem z miejscowym „stójkowym”. Nawet trochę zachęciłem go do współpracy. – Wykonał gest oznaczający pieniądze.

– Bardzo słusznie – Fabio był pod wrażeniem, choć wiedział, że Stefano prawdopodobnie zostałby mistrzem szachowym, gdyby tylko miał ochotę zacząć grać. – Zakładam, że miałeś niejakie plany co do tej Chorwatki.

Nie odpowiedział od razu. Mówienie o własnych uczuciach, nawet z Fabiem, sprawiało mu trudność. Poza tym, skąd miał wiedzieć czy ona była tak… zauroczona nim, jak on nią?

– Stefano. – De Luca nachylił się i zniżył głos. – Widzę, co się dzieje. Znam cię nie od dziś. Zadużyłeś się jak szczeniak i wiesz co? – Wyprostował się. – To dobrze! – Roześmiał się, ale zaraz spoważniał. – Pytanie brzmi: Co ona na to?

– Zgodziła się pojechać do Turynu i zostać tam tyle, ile będzie trzeba. – Pojmował doskonale, że Fabio nie o to pyta. – Słuchaj, ja jestem po części odpowiedzialny za to, że podpalili jej sklep. Gdybym nie przylał tamtemu facetowi… Tylko, że nie chciałem, żeby ktoś ją skrzywdził. Gdybyś widział, jaka była przerażona. Kompletnie ją sparaliżowało. Siłą wyciągnąłem ją przez płomienie. Nie wyszłaby sama…

De Luca pokiwał głową ze zrozumieniem. Wiedział bardzo dobrze, że Stefano nie skrzywdzi Mili. Pytanie, czy Mila nie skrzywdzi jego?

– A nie przyszło ci do głowy, że to dla niej doskonały układ? – spytał ostrożnie. – Włoch z poczuciem winy, płacący za wszystko… Laski w portach są chętne, ale żeby od razu zabierać je do domu?

Gdyby powiedział to ktokolwiek inny, w tej samej chwili straciłby zęby, ale Stefano wiedział, że przyjaciel miał osobiste powody, żeby nie ufać żadnej kobiecie. Przełknął głośno ślinę.

– Zaryzykuję – wycedził.

– Skoro aż tak ci zależy… – Fabio rozłożył ręce. – Trzeba będzie pomyśleć o jakimś „pobycie” dla tej małej.

– Na razie może być turystyczny. – Poczuł się udobruchany tą troską. – A jak się sytuacja rozwinie, to zobaczymy.

– Tylko niczego jej nie obiecuj. – Głos przyjaciela zabrzmiał twardo – Żadnych fikcyjnych ślubów. Znajdziemy inne rozwiązanie.

– Fabio, wiesz jaki mam stosunek do małżeństwa, nawet tylko formalnego na użytek władz. – Stefano również spoważniał. Patrząc na swoich rodziców, których małżeństwo zostało zaaranżowane przez rodziny i trwało przez lata pomimo ewidentnego „niedobrania”, wyłącznie w imię tradycji oraz poszanowania wyższych wartości, obiecał sobie, że dobrze się zastanowi przed tym krokiem. Tragicznie zakończony związek przyjaciela, oparty na wielkiej miłości ze strony Fabrizia i wyrachowanej miłości do pieniędzy ze strony Tiziany, jego żony, tylko utwierdzało w tym przekonaniu.

De Luca położył rękę na ramieniu przyjaciela i spojrzał mu głęboko w oczy. Za nic na świecie nie chciał, by Stefano cierpiał. Niewielu wiedziało, jak wrażliwe serce skrywało się w tym muskularnym ciele.

Rok 2007. Turyn

Stefano stał pod prysznicem czekając, aż emocje opadną. Musiał spojrzeć prawdzie w oczy: podglądał Milę. Podglądał ją, jak uczniak! Na samą myśl o idealnej linii pleców, zakończonej głębokim wcięciem tuż nad pośladkami, zrobiło mu się gorąco. Był skończonym idiotą myśląc, że ona zakocha się w nim tak, jak on w niej. – „Na co liczyłeś?” – spytał sam siebie, unosząc głowę i pozwalając strugom wody chłostać się po twarzy. To, że mieszkali pod jednym dachem wcale nie ułatwiało mu życia. Sytuacja wydawała się nawet dość dziwna. Ustalili z Fabiem, że umieszczą Milę w części willi którą zajmował Stefano, powiększając jego mieszkanie o dwa kolejne pokoje i dodatkową łazienkę. Nie było to trudne, biorąc pod uwagę, że wystarczyło przesunąć jedną ściankę działową i wstawić drzwi. Tym sposobem korzystali wspólnie z salonu połączonego z niewielką, otwartą kuchnią i korytarza zakończonego tarasem, z którego można było zejść wprost do parkowej części ogrodu. Do tej pory Stefano robił w kuchni wyłącznie kawę, więc obecność Mili niewiele zmieniła w jego życiu. Niewiele? Zmieniła wszystko! Od chwili, gdy po powrocie ze szpitala po raz pierwszy przekroczyła próg jego mieszkania, żył jakby w ciągłym niepokoju. Nigdy nie mieszkał z dziewczyną! Nawet jeśli się z jakąś spotykał, nocował po prostu poza domem. Miał w centrum Turynu mieszkanie, które doskonale mu wtedy służyło. Przez moment zastanawiał się nawet nad ulokowaniem Mili właśnie tam, ale po pierwsze – było obecnie wynajęte, a po drugie… chciał mieć ją blisko. Dziewczyna nie tylko nie zaprotestowała, ale przyjęła to ze zrozumieniem i wdzięcznością, jak cenny podarunek z jego strony, który jednakowoż traktowała zarazem w sposób całkiem naturalny. Oczywiście, korzystali z oddzielnych sypialni i Stefano ani razu nie próbował zbliżyć się do Mili, wykorzystując sytuację. Ona zaś początkowo zachowywała się nieśmiało, ale kiedy poczuła się pewniej, zaczęła znikać na całe dnie w muzeach i galeriach Turynu. Wieczorem opowiadała Stefano, a czasami także innym mieszkańcom domu o obrazach i rzeźbach, które podziwiała. Zawsze miała ze sobą notatki pełne szkiców przedstawiających detale, dat, pomiarów i opisów barw. Mówiła przy tym tak ciekawie i z takim entuzjazmem, że nie przeszkadzały im nawet jej braki językowe. W ciągu dwóch miesięcy zwiedziła chyba wszystkie dostępne miejsca, gdzie można było obcować ze sztuką. Aż pewnego październikowego dnia zjawiła się na śniadaniu bez torby, w której zwykle spoczywały notes i ołówki.

– Zostajesz dzisiaj w domu? – Stefano zdziwił się nieco. – Chyba nie zabrakło ci muzeów? – Zaraz pożałował jednak pytania, widząc jej zakłopotaną minę.

Nie odpowiedziała od razu, a na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec.

– Skończyły mi się pieniądze – wyszeptała tak cicho, że ledwie ją dosłyszał.

Zatkało go z wrażenia. Jak mógł o tym zapomnieć? Zwykle zabierała się z kimś, kto jechał do biura w mieście i wracała podobnie, ale przecież wstęp do muzeów kosztował.

– To nie bierzesz kanapki? – W głosie gospodyni dało się słyszeć lekki zawód. Polubiła Milę od pierwszej chwili gdy ją ujrzała, a kiedy usłyszała, jakim sposobem znalazła się w Turynie, płakała niczym bóbr.

„Nie jadała lunchu na mieście, żeby oszczędzać” – uświadomił sobie Stefano i była to wyjątkowo nieprzyjemna myśl. Gospodyni posłała mu karcące spojrzenie, ale nie odważyła się odezwać.

– Zaraz coś z tym zrobimy – stwierdził, szukając gorączkowo sposobu, by wcisnąć jej pieniądze w możliwie najdelikatniejszy sposób.

– Stefano, ja nie mogę przyjąć niczego więcej – odparła cicho Mila, spuszczając głowę.

– Ale możesz pracować. – Fabio wkroczył do kuchni w odpowiednim momencie, ratując przyjaciela z opresji. – Rozmawiałem z Alessandrą i mam pewną propozycję…

Stefano przestawił regulację prysznica tak, by schłodzić wodę. Zimne strugi popłynęły po nierównościach wyćwiczonych mięśni.

De Luca za jednym zamachem załatwił kilka spraw. Zatrudnienie Mili w galerii jego siostry dało dziewczynie podstawę do wystąpienia o wizę z prawem do pracy i przyniosło legalny dochód. Z kolei skrupulatność i ogromna wiedza Mili przydały się ciężarnej Alessandrze, która potrzebowała kogoś w Turynie, żeby nie obciążać się zbyt częstymi wyjazdami z Mediolanu. Pozostał tylko jeden problem. Stefano z coraz większym trudem panował nad sobą. Drażniły go głupawe uśmieszki podwładnych. Żaden z ochroniarzy nie odważył się, co prawda, na głośne komentarze, ale i tak wiedział, że gadają między sobą. Mila przyciągała oczy i wzbudzała emocje. To, że nie byli parą, pozostawało „tajemnicą Poliszynela”. Widział głodne spojrzenia odprowadzające Milę za każdym razem, gdy pojawiała się w ogólnodostępnej części domu lub parku. Żaden z chłopaków jej nie zaczepiał, czując respekt przed Stefano, ale wystarczyłoby jej kiwnięcie palcem… Na samą myśl, poczuł, że zalewa go fala gorąca.

Tego wieczoru, jak zwykle wybierał się do siłowni, a potem pobiegać, ale chciał sprawdzić, czy Mila radzi sobie z służbowym laptopem który dostała. W sypialni panował mrok, dostrzegł jednak uchylone drzwi do łazienki. Stojąc w ciemnym pomieszczeniu, sam niewidoczny, obserwował zarys opalonego ciała pod strugami wody. Mila myła włosy z rękami uniesionymi w górę. Mokra, gęsta piana spływała po krzywiznach ciała dziewczyny. Wyobraźnia podsunęła Stefano obraz własnych rąk na jej śliskiej od wody skórze. Obróciła się bokiem, ukazując zarys pełnej piersi ze sterczącą brodawką. Przełknął ślinę na myśl, że mógłby objąć ją ustami. Przecież dała już przedsmak siebie, całując i pozwalając się całować. A gdyby teraz wszedł do łazienki? Co by zrobiła? Przecież właściwie mieszkali razem, nie zamykała sypialni… Myślał gorączkowo. Krew uderzyła mu do głowy, a potem gwałtownie spłynęła w dół. Patrzył jak zahipnotyzowany na swoją „Dianę w kąpieli”. Swoją? Z trudem przełknął ponownie ślinę. Powoli wycofał się z pokoju. – „No pięknie!” – zaklął w myślach. Bieganie z erekcją nie należało do przyjemności. Starał się skierować swoje myśli na inne tory, ale obraz lśniącego ciała nie chciał odejść.

Jeszcze mocniej schłodził wodę. Nabrzmiałe krwią mięśnie zareagowały na niską temperaturę protestując boleśnie, ale nie zwracał na to uwagi. Może jednak powinien poszukać dla dziewczyny osobnego mieszkania? Zakręcił kran i przesunął rękami po twarzy i głowie, pozbywając się nadmiaru wody. Odwrócił się, by otworzyć kabinę i zobaczył… Milę opartą o kamienny blat umywalki. Patrzyła wprost na Stefano.

Przyzwyczajony do żołnierskiego życia nie miał problemu z nagością. Brał prysznic i sypiał w różnych miejscach. Przechodził badania lekarskie, a personel medyczny bywał mieszany, ale to tutaj, to przecież co innego! Sięgnął po ręcznik i owinął go powoli wokół bioder, starając się ukryć wrażenie, jakie na nim zrobiła. Ewidentnie naruszyła jego prywatność, ale.. – „O mój Boże, niech ją narusza!” – Z całych sił starał się opanować narastające podniecenie. Wiedział doskonale, że nie zdoła długo ukryć tego, co się z nim działo. Na szczęście Mila stała dość blisko, z głową uniesioną w górę i wpatrywała się swoimi ogromnymi oczami w  w jego twarz. Wilgotne jeszcze włosy opadały ciężkimi splotami na ramiona, okryte cienkim bawełnianym szlafrokiem. Zrobił krok w stronę dziewczyny, a ta obróciła się, opierając szczupłą dłoń na męskiej piersi. Jasne paznokcie w kształcie migdałów sunęły powoli po wilgotnym ciele Stefano aż do miejsca, gdzie zaczynał się ręcznik. Z sykiem wypuścił z płuc powietrze, jakby ten dotyk parzył. Mila uniosła się w górę na palcach i nagle jej wargi znalazły się o kilka centymetrów od jego ust. Oddychali tym samym powietrzem… Bez słowa położył dłoń na karku dziewczyny, odgarniając mokre kosmyki. Przymknęła nieco oczy i rozchyliła usta. Nie potrzebował większej zachęty. Smakowała jak dojrzały owoc. Pierwszą rzeczą, o której pomyślał, była soczysta gruszka, ociekająca sokiem przy każdym ugryzieniu. Wpił się w nią, rozgniatając miąższ, smakując i chłepcząc słodycz. Westchnęła, poddając się pieszczocie. Nie wiedział, jak długo się całowali, ale w pewnej chwili poczuł delikatne ugryzienie w język. Korzystając z zaskoczenia mężczyzny, Mila odsunęła głowę.

– Jesteś słodka. – Tylko tyle zdołał wydyszeć.

Roześmiała się dźwięcznie, jak rozbawione dziecko. Obrzmiałe od pocałunku usta dziewczyny dotknęły szyi Stefano. Przeszył go przyjemny dreszcz. Zaraz, czy to nie on powinien…? Nagle zdał sobie sprawę, że Mila zerka w dół, gdzie sztywniejący członek właśnie zasalutował na powitanie. Uniósł dłoń do jej brody, by skierować twarz ku górze, ale ona najwyraźniej miała swoje plany. Z szelmowskim uśmiechem przesunęła dłonie mężczyzny do tyłu i zaczęła delikatnie skubać ustami skórę na piersi, stopniowo schodząc niżej. Dopiero po dłuższej chwili  do Stefano dotarło, dokąd zmierzała. Odchylił głowę, oddychając głęboko. Jego umysł wynurzył się z przyjemnego otępienia dopiero w momencie, gdy dziewczyna uklękła, rozchylając ręcznik. Ze zwinnością rysia schylił się i chwyciwszy ją pod ramiona porwał w górę, nim zdążyła zareagować.

Non sei obligata (Nie musisz tego robić) – wychrypiał.

Non vuoi? (Nie chcesz?) – W oczach koloru karmelu podniecenie mieszało się ze zdumieniem.

Jak miał słowami oddać pragnienie palące żywym ogniem, tak silne, że aż sprawiało ból?

Voglio. – Głos miał niski, nabrzmiały pożądaniem. – Voglio piu di qualciasi cosa. (Chcę bardziej niż czegokolwiek innego).

Zaśmiała się radośnie. Delikatna dłoń o szczupłych palcach ujęła sztywną męskość. Jednym gestem pozbawiła Stefano wszelkich skrupułów. Burza ciemnych loków zbliżyła się do bioder mężczyzny i poczuł na sobie mięsiste usta. Otrzymał rozkosz większą, niż się spodziewał. Spodziewał? Bzdura! Nie spodziewał się, nie myślał, nie rozumował, nie potrafiłby wypowiedzieć w tej chwili pełnego zdania… Uleciał do raju! Doznania płynące z dołu całkowicie zawładnęły myślami mężczyzny. Mila pochłaniała go niezmordowanie, choć biorąc pod uwagę rozmiar tego, co miała w ustach, nie było to łatwe. Oddychała płytko. Stefano widział z góry, jak skrzydełka nosa rozchylały się nieco, gdy cofała głowę, łapiąc powietrze między kolejnymi ruchami. Widok obejmujących wzwód koralowych ust podkręcał tak bardzo, że musiał oderwać od nich wzrok, jeśli nie chciał eksplodować zbyt wcześnie. Jakby czując, co się święci, dziewczyna przesunęła delikatnie paznokciami po mosznie, wydobywając z piersi mężczyzny niski pomruk. Jądra zareagowały natychmiast, przyciskając się do ciała i zmuszając swego właściciela do wypchnięcia bioder w przód. Mila stęknęła z wysiłku, ale nie przerwała pracy. Za to Stefano poczuł, jak ciężar, nagromadzony w ciągu ostatnich tygodni tężeje i przepycha się do krocza, a stamtąd dalej, do miejsca, gdzie ona zacisnęła palce. Znów wygiął ciało. Nie cofnęła się, a jedynie wstrzymała oddech, gdy dotarł do gardła. Zachwyt w czystej postaci odbił się w zamglonym spojrzeniu mężczyzny. Gdyby mogła to zobaczyć… ale ona skupiła się na tym, by doprowadzić grę do końca. Objęła mocniej twardy członek i przyspieszyła. Stefano stęknął głucho i zacisnął palce na rancie blatu. Paznokcie Mili wbiły się w męski pośladek. Snop iskier eksplodował w napiętym do granic ciele, sprawiając, że wyprężyło się i znieruchomiało na moment przed wytryskiem. Przyjęła wszystko, do ostatniej kropli, dysząc i drżąc z emocji oraz wysiłku.

Zamrugał gwałtownie, jakby próbując odzyskać ostrość widzenia. Mila z wypiekami na twarzy i spuszczonym wzrokiem podnosiła się powoli z kolan. Wciąż nie ufając swoim zmysłom, mężczyzna ostrożnie wziął ją w ramiona.

– Jesteś cudowna – szeptał do ucha dziewczyny, odgarniając włosy i całując delikatnie wrażliwą skórę – Pozwól mi zrobić to samo. Chcę ci sprawić przyjemność. – Posadził Milę na blacie i rozchylił górę szlafroka.

Wciąż unikała wzroku Stefano, jakby zawstydzona swoją śmiałością. On natomiast nie mógł wprost nasycić się widokiem kobiecego ciała. Ciężkie piersi z ciemnymi sterczącymi brodawkami oglądał teraz z tak bliska. Schylił się i objął ustami jedną z nich, ważąc w dłoni pierś. Ssał delikatnie, omiatając językiem wrażliwe miejsce i ostrożnie drażniąc je zębami. Jęknęła cicho i wygięła się w odpowiedzi na pieszczotę. Po pierwszej, przyszła kolej na drugą pierś i znów rozległy się jęki rozkoszy. Gdyby ktoś spytał w tej chwili Strefano, to z pewnością uznałby te dźwięki za najprzyjemniejsze dla ucha. Nie przestając pieścić twardniejących sutków, odnalazł i rozwiązał pasek szlafroka. Objął rękami szczupłą talię, sięgnął do pośladków, gładził aksamitną skórę… Mila oddychała coraz szybciej i płycej. Powoli przesunął dłoń na biodro, udo, do kępki ciemnych, kręconych włosów. Odruchowo zacisnęła nogi i jakby zesztywniała. Oderwał się od piersi i spojrzał w rozszerzone źrenice. Czyżby się bała?

– Robiłaś to już, prawda? – powiedział, bardziej się upewniając, niż pytając.

– Powiedzmy, że nie mam wielkiego doświadczenia… – zaczęła wymijająco. – Ale tak, robiłam. – Przełknęła głośno ślinę.

– Jeśli nie chcesz… nie musimy. – Użył najłagodniejszego tonu, na jaki potrafił się zdobyć. – Ale, wierz mi, nie chcę niczego, na co mi nie pozwolisz.

Obserwował, jak stopniowo napięcie opada, a w oczach dziewczyny pojawia się ufność. Nie spiesząc się, opadł na kolana. Dzięki sporemu wzrostowi, jego głowa znajdowała się dokładnie na odpowiedniej wysokości . Gładził jędrne udo, czekając, aż ona podejmie decyzję.

– Będę cię całował i pieścił tak jak ty mnie – kusił.

Mila powoli, jakby z wahaniem, rozchyliła nogi. Stefano musnął wargami wewnętrzną stronę uda, a potem otarł się o to miejsce policzkiem. Dziewczyna westchnęła głęboko i przymknęła oczy. Dostał zgodę, której pragnął. Powoli, sukcesywnie rozchylał jej kolana szerzej, wciąż całując i skubiąc zębami delikatną skórę. Pierwszy raz oglądał kobietę tak intymnie przy pełnym świetle. Nieopalona skóra miała jaśniejszy odcień, podkreślony jeszcze ciemną kępką włosków. Stefano pogładził ją opuszkami palców, a nie napotkawszy sprzeciwu, ucisnął lekko kciukiem miejsce, gdzie powinna znajdować się łechtaczka. Ukrywała się skutecznie w fałdce ciała, ale przecież wiedział, że tam jest. Zresztą cichy jęk podpowiedział mu, że wybrał odpowiedni punkt. Ucisnął go raz jeszcze, a potem zaczął masować kolistymi ruchami. Wkrótce wyczuł pod palcem twardniejące zgrubienie. Jęki stały się głośniejsze, a kolana rozwarły się szerzej. – „Mam cię.” – Przemknęło mu przez myśl. Uniósł głowę i napotkał przymglone spojrzenie. Mila zarumieniła się, spierzchnięte usta rozchyliły się, skrzydełka nosa drgały lekko… istna piękność. Stefano objął silnym ramieniem zgrabną pupę i przysunął dziewczynę do siebie. Uniosła gwałtownie powieki, lecz on nie dał jej czasu na sprzeciw. Szybko wtulił głowę między drżące uda i odszukał językiem wrażliwy punkt. Załkała cicho i wyprężyła się, jakby przeszyta prądem. Już wiedział, czego potrzebowała. Krążył wokół obrzmiewającej łechtaczki, doprowadzając kochankę do szaleństwa. Jęczała i kwiliła, albo też zamierała bez tchu na długie chwile, by potem wypuścić głośno powietrze. Kiedy wreszcie po raz kolejny odzyskała oddech, Stefano nagle wpił się w ciało dziewczyny mocniej, ssąc i kąsając bezlitośnie. Już nie panowała nad sobą! Uchwyciła muskularne ramiona, zaciskając palce wbiła w skórę paznokcie.

– Stefanooo… – Krzyk uwiązł jej w gardle, straciła oddech i zastygła w bezruchu. Silny rumieniec pokrył twarz i szyję dziewczyny, a skronie i dekolt zalśniły mgiełką potu.

Dopiero wtedy poczuł falę wilgoci, wypływającej z pulsującego wnętrza. Przesunął językiem od dołu ku górze i oblizał się lubieżnie, podnosząc wzrok na swoją kochankę.

Allora, e cosi… (Więc to jest tak…) – wyszeptała bezgłośnie drżącymi wargami.

            Oczy obojga spotkały się i wtedy zrozumiał.

– Nigdy jeszcze tego nie czułaś? – spytał cicho.

W odpowiedzi pokręciła głową. Po chwili oczy dziewczyny wypełniły się łzami.

– To jest takie… takie… Och, Stefano! – zabrakło jej słów.

Wstał sprężyście, jakby podrywał się do biegu, chwycił Milę w ramiona i przygarnął do piersi. Objęła go za szyję, pozwoliła się zanieść do sypialni i ułożyć w pościeli.

– Śpijmy dziś razem – poprosiła nieśmiało, kiedy usiadł obok.

Miał nadzieję, że to usłyszy. Tulił ją i głaskał, póki nie zasnęła na jego ramieniu. Był pierwszym mężczyzną, który dał jej orgazm? Poczuł dumę i jednocześnie dziwną tkliwość. Odgarnął niesforny kosmyk z policzka dziewczyny.

– Śpij, moja sikorko – wyszeptał, choć wiedział, że nie mogła go słyszeć. – Mój mały, wesoły ptaszku.

 

Rok 2014. Cortina d’Ampezzo

Schroniska, a właściwie restauracje na stokach narciarskich zawsze są zatłoczone, ale w godzinach lunchu znalezienie wolnego stołu graniczy z cudem. Stefano miał swoją strategię. Ustalał miejsce i godzinę wcześniej osobiście dokonywał rezerwacji. Jeśli właściciel nie był skłonny do współpracy, opłacał z góry przewidywany rachunek, obiecując sowity napiwek. Zawsze skutkowało! Tym razem zrobił podobnie i teraz, zostawiwszy Milę z pozostałymi, ruszył w kierunku toalety.

– Stefano… – Znajomi przepychali się w jego kierunku przez tłumek młodych ludzi.

– Stefano, musimy pogadać! – Pierwsza dopadła do niego Karolina. Miała w oczach niepokój. – Przed chwilą Olek widział faceta, który miał w telefonie zdjęcie Cateriny. Rozglądał się po sali – wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego.

– Co ty mówisz? – Spojrzał najpierw na dziewczynę, a potem utkwił pytający wzrok w mężczyźnie. – Jesteś pewien?

– Wychodziłem z WC, kiedy zauważyłem, że facet stoi i porównuje kobiety ze zdjęciem. To była Kaśka, na pewno! – Olek uderzył się pięścią w pierś, aż zadudniło. – Chyba powinniśmy im powiedzieć? – Spojrzał w kierunku Fabia, przywołującego pozostałych.

– Zaczekaj – Stefano myślał gorączkowo. Jeśli zrobią gwałtowny ruch, facet się spłoszy. Z drugiej strony, nie powinni ryzykować… Tylko dlaczego szuka Cateriny? Może szukał tylko kogoś podobnego do niej? Akurat tutaj? Doskonale wiedział, że takie przypadki się nie zdarzają.

– To co robimy? – Karolina wskazała ruchem głowy stół, przy którym sadowiło się całe ich „towarzystwo”.

– Na razie nic. Miejcie Caterinę na oku. Uprzedzę ochronę, że mają uważać… – Stefano zastanowił się przez chwilę. – Nie będziemy im psuć zabawy. To w końcu ich „miesiąc miodowy”, ale musisz mi dyskretnie pokazać tego typa – zwrócił się do Olka.

– Nie ma sprawy. Karola, idź do stołu, a my zaraz przyjdziemy. – Zagadnięty odwrócił się i przez moment udawał, że zastanawia się nad wyborem alkoholu, po czym bez pospiechu ruszył w głąb sali. Stefano podążył za nim. Po chwili Olek dyskretnie wskazał mu niepozornego mężczyznę około trzydziestki, ubranego w ciemny strój narciarski. Wyglądał jak setki innych turystów, niczego charakterystycznego. Takich Stefano najbardziej nie lubił. Gość stał przy barze, popijając piwo. Z miejsca które zajął mógł dość wygodnie obserwować stół Fabia i Cateriny.

– Czy może nam pani zrobić zdjęcie? – Stefano zwrócił się do jednej z kelnerek, podając swój telefon i stanął wraz z Olkiem tak, by musiała uchwycić faceta przy barze. – Jeszcze ze dwa. – Mrugnął do niej z uśmiechem.

Po chwili obaj mężczyźni ruszyli do stołu, nie oglądając się za siebie.

– Staraj się nie patrzeć w jego stronę – szepnął Stefano i podszedł do jednego z dwóch towarzyszących grupie ochroniarzy.

– Coś się stało? – Katarzyna uchwyciła porozumiewawcze spojrzenie  Karoliny i Olka. – Co knujecie?

– Nic. – Zapytana wzruszyła ramionami, ale widząc, że nie przekonała przyjaciółki, zmieniła taktykę. – Zastanawialiśmy się, czy można by nakręcić jakiś filmik z naszego pobytu? Może zrobilibyśmy „mijankę”? Tak, jak kiedyś… – Zawiesiła głos.

– Świetny pomysł! – Fabio natychmiast podchwycił myśl. – Powiemy Stefano, żeby dał któremuś z chłopaków kamerę.

– Ale Mila, Stefano i ty, jedziecie z nami! – zaznaczyła Karolina, zerkając ukradkiem w stronę Olka.

– Caterina, załóż jutro znowu ten biały strój od Alessandry – poprosiła Chorwatka, składając ręce jak do modlitwy. – Wyglądasz w nim jak księżniczka.

– Chyba jak królowa śniegu. – Roześmiała Katarzyna. – „Dla ciebie, wszystko!” – pomyślała, patrząc w błyszczące oczy koloru ciemnego bursztynu. Pokochała tę dziewczynę jak siostrę. Inna sprawa, że spodnie i kurtka narciarska w kolorze olśniewającej bieli, wyszywana w srebrne śnieżynki i ozdobiona kryształami Swarowskiego ułożonymi na plecach w napis: Sposa (Panna młoda) i podobny czarny strój Fabia z napisem: Sposo (Pan młody), robiły rzeczywiście oszałamiające wrażenie. Nawet na przyzwyczajonych do przepychu rosyjskich nuworyszach. Już sama marka „Bogner” zdradzała zasobność portfela właścicieli. Model na zamówienie… szkoda gadać! Katarzyna z trudem powstrzymała ciężkie westchnienie.

– Stefano, chodź do nas wreszcie! – Fabio przywołał przyjaciela do stołu. – Jesteś tu gościem, jak my, a nie w pracy! – zażartował.

– On nie potrafi inaczej. – Twarz Mili rozjaśnił uśmiech, ale Katarzynie wydało się, że w jej oczach czaiło się coś jeszcze, jakiś dziwny smutek.

– Zamawiamy? – De Luca odwrócił uwagę żony.

Rumiana kelnerka przystanęła przed stołem z notesem i długopisem w gotowości.

– Dla mnie lasagna! – Baśka, znana z miłości do makaronu i tym razem nie potrafiła sobie odpuścić.

– Dla mnie też! – przyłączyła się ochoczo Karolina. – Jutro ostatni dzień i nie wiem, kiedy uda mi się znów zjeść taką pyszną.

– A ja… – Katarzyna wodziła palcem po menu. – Chyba mam ochotę na mięso – stwierdziła, wprawiając kilka osób w zdumienie. – No, co? Poproszę polędwicę wołową w ziołach – dodała, zamykając kartę.

Pozostali również zamówili, chichocząc i przekomarzając się między sobą.

Mila zdążyła się już oswoić z tym, że Caterina i jej znajomi podchodzili do niej, jak do równej sobie. Fabio także od dłuższego czasu traktował Milę bardziej jak dziewczynę Stefano, niż pracownika. Zresztą, prawie na samym początku zorientowała się, że Stefano był dla swego pracodawcy kimś znacznie więcej niż ochroniarzem. Jednak pierwszy raz oboje stali się gośćmi państwa De Luca, oczywiście, nie licząc ślubu. Jeśli Fabio zwracał się do nich, to wyłącznie w sprawach błahych i przyjemnych, jak do przyjaciół.

– Cudna ta twoja kurteczka. – Karolina pogładziła obszyty futrem i ufarbowanym na kobaltowy odcień granatu kaptur narciarskiego stroju Mili, wyrywając ją tym samym z zamyślenia. Cała kurtka przypominała pawie pióro, mieniła się raz granatem, a raz malachitową zielenią.

– Stefano jej nie lubi. – Skrzywiła się dziewczyna. – Ale mnie strasznie się spodobała. Wydałam na nią prawie całą pensję. – Westchnęła.

– Nieprawda, że jej nie lubię – wtrącił nagle Stefano. – Po prostu uważam, że jest mało widoczna na stoku. Zlewa się z czarnymi i granatowymi, a tych jest sporo.

Kobiety spojrzały na niego zaskoczone, bo jeszcze przed chwilą sprawiał wrażenie zajętego rozmową z Fabiem. Mila poczuła się trochę jak skarcone dziecko.

– Ale ty jeździsz w ciemnym stroju – odparowała.

– Bo to ja mam widzieć ciebie – oświadczył z czarującym uśmiechem.

Dziewczyna tylko wzniosła oczy ku górze i pokręciła głową, ale Karolina i Baśka sprawiały wrażenie zachwyconych takimi słowami. Na dokładkę, Stefano pochylił się ku Mili, musnął jej policzek ustami i mrugnął do niej z przepraszającym wyrazem twarzy. Panie były wniebowzięte.

– Jutro założę strój od ciebie – stwierdziła udobruchana Mila.

– Boże! Te różowe spodnie? – Baśka piała zachwyty. – Wyglądasz w nich jak cukierek. Nie wiedziałam, że masz taki świetny gust – dodała wpatrując się z podziwem w Stefano.

– Czyli jutro deska? – Posłał ukochanej spojrzenie pełne dezaprobaty. – Przynajmniej będzie widoczna z daleka. – Poczuł się nagle nieswojo pod badawczym spojrzeniem przyjaciółek Cateriny.

Na szczęście pojawiły się dwie kelnerki z tacami zastawionymi napojami i jedzeniem, więc krępująca rozmowa zakończyła się sama z siebie. Stefano rzucił Mili ukradkowe spojrzenie, ale zajęła się podawaniem talerzy. Miał dobry gust? Zastanowił się. Jedno było pewne, dziewczyna naprawdę wyglądała doskonale w komplecie, który jej sprezentował. Poprosił o pomoc Danielę, a ta znając zamiłowanie Mili do żywych kolorów, przygotowała kilka propozycji. Wybrał jaskrawe, różowe spodnie i czarną kurtkę z równie jaskraworóżowymi wstawkami i odpowiednim futrem wokół kaptura. Dobrał do tego lśniący, czarny kask. Nie było do końca prawdą, że kierował się wyłącznie względami praktycznymi. Chciał też, żeby Mila czuła się pewnie przy Caterinie, Fabiu i ich gościach. Pragnął żeby poczuła się wyjątkowa i doceniana. Ich trwający kilka lat związek przypominał beztroskie narzeczeństwo: mieszkali razem w domu Fabia, zarabiali wystarczająco dużo, żeby przyjemnie spędzać czas, oboje sporo podróżowali, choć nie zawsze razem, bo często były to wyjazdy służbowe, uprawiali seks i nie robili planów na przyszłość. Tak mógłby pokrótce opisać ich relację. Z jego punktu widzenia – idealna! Ale…, no właśnie, było jedno „ale”, a właściwie pojawiło się, kiedy Fabio poznał Caterinę i postanowił powtórnie się ożenić. Nagle Stefano zdał sobie sprawę, że podświadomie on też pragnie małżeństwa… i rodziny. Własnej rodziny, takiej z dziećmi i domem. Kiedy matka mówiła mu, że nadejdzie taki czas, gdy zapragnie się ustatkować, zbywał ją mglistymi obietnicami i uśmiechem, ale coś mówiło mu, że ten czas nadszedł właśnie teraz.

– Nad czym tak dumasz? – De Luca przyjaźnie szturchnął Stefano w bok.

– Czekam, aż dostanę odpowiedź. – Mrugnął do przyjaciela i zajął się jedzeniem.

– Nie chcę cię martwić, ale skoro tak długo się zastanawia, to chyba nie jest z tobą dobrze. – Fabio spojrzał wymownie na spodnie siedzącego obok Stefano i roześmiał się beztrosko. Mógł sobie pozwolić na głupie docinki, wiedząc, z jak udaną parą ma do czynienia.

Stefano już miał „odbić piłeczkę”, kiedy do restauracji wszedł Marco, jeden z ochroniarzy i kiwnął w jego stronę. Zostawił talerz z niedojedzonym makaronem i przeprosił pozostałych.

– Co jest? – rzucił, podchodząc do chłopaka.

– Przyniosłem z samochodu kamerę i… – Zawahał się. – Luca mówi, że ten facet cały czas dyskretnie was obserwuje.

– W porządku. – Stefano zmarszczył brwi. – Powiem im. – Rzucił krótkie spojrzenie na stół, od którego przed chwilą odszedł. – Gdzie on jest?

– Na zewnątrz.

– Wyjdziemy za jakiś kwadrans. – Westchnął.

Rozstali się i wrócił do przyjaciół.

– Fabio, musimy pogadać – zaczął, korzystając z tego, że tajemniczy mężczyzna nie mógł zobaczyć ich reakcji.

Wychodzili ze schroniska, udając, że wszystko jest w porządku. Ku zadowoleniu Stefano, Caterina nie tylko się nie przestraszyła, ale wręcz wyrażała wątpliwości co do istnienia tajemniczego „tropiciela”, jak go nazwała. Pozostali również zachowali spokój. Najbardziej przejęła się Mila, ale i ona wykazała względne opanowanie.

Porca miseria! – zaklęła gniewnie, szarpiąc zamek kombinezonu.

– Daj to. – Stefano usiadł na jednej z drewnianych ławek, ustawionych na zewnątrz i przyciągnął dziewczynę do siebie. Ostrożnie, uważając żeby nie rozerwać materiału rozpiął kurtkę i spróbował zapiąć ją ponownie. Udało się za pierwszym razem. – Nie denerwuj się – powiedział półgłosem, starając się nadać tym słowom beztroski ton.

Mila wstrząsnęła burzą kasztanowych loków i odrobinę zbyt energicznie nasadziła na głowę kask. Nie miał zamiaru pozwolić odejść jej  w takim wzburzeniu.

– Postaw tu nogę – polecił, przesuwając się do tyłu ławki i rozstawiając szerzej uda. Materiał spodni naciągnął się na jego pokaźnych mięśniach.

Mila posłała mu spod rzęs spojrzenie pełne niedowierzania, ale posłusznie zrobiła to, o co prosił. Chciał zapiąć klamry jej butów? Nie myliła się. Tak właśnie uczynił, przytrzymując but udami. Zamrugała szybko, nieco oszołomiona. Stefano, korzystając z tego, że wszyscy zajęli się sobą, przesunął dłonią po smukłej nodze dziewczyny, otulonej granatowymi spodniami narciarskimi.

– Teraz drugi. – Spokojny, niski głos sprawił, że Mila posłusznie podporządkowała się temu życzeniu.

– Nigdy tego nie robiłeś – wykrztusiła.

– Bo nigdy nie jeździliśmy na narty prywatnie, to znaczy ja zwykle byłem w pracy – stwierdził, dopinając kolejne klamry. – To nic takiego. Fabio zapina czasem buty Caterinie.

– Tak, ale to co innego… – Urwała nagle, gdy Stefano objął mocniej łydkę i powoli zsunął nogawkę spodni na but. Jego prawie czarne oczy patrzyły łagodnie. Z wrażenia zaschło jej w gardle.

– Nie, kochanie – odparł tak cicho, żeby nie dosłyszeli tego stojący nieopodal Marco i Luca. – To jest dokładnie to samo.

– O matko! – Baśka złożyła ręce jak do modlitwy. – Jeśli wszyscy Włosi są tacy, to ja też chcę jednego! – zaszczebiotała po angielsku.

– Obawiam się, że wcale nie wszyscy. – Roześmiała się Caterina. – Nawet jestem tego pewna, ale zawsze możemy poprosić Marco, żeby zapiął ci buty. – Uniosła znacząco brew.

– Co za wstrętne baby! – W głosie Olka dało się słyszeć frustrację. – Na co dzień jesteście za równouprawnieniem, ale damskie przywileje to chcecie zachować.

Fabio wybuchnął śmiechem.

– Dość tego gadania! Skorzystajmy z okazji, że nie wszyscy zdążyli zjeść i mamy puste stoki. Proponuję: kobiety naprzód, a my z tyłu, OK? – zawołał.

„Mijanka”, jak ją nazwała Karolina, początkowo wychodziła grupie dość nierówno, ale po kilku próbach udało się nakręcić dość materiału na pamiątkowy filmik. Przez cały czas Marco i Luca bacznie obserwowali stok w poszukiwaniu „ogona”, ale ten ulotnił się jak kamfora. W związku z tym wracali do hotelu w doskonałych humorach, wiezieni eleganckim busem, prowadzonym przez jednego z ochroniarzy. Na wszelki wypadek Fabio postanowił, że kolację zjedzą w hotelowej restauracji, zwłaszcza, że Alessandra i jej mąż spędzili całe popołudnie z małym Lucą i teraz chcieli usiąść ze wszystkimi. Tym sposobem mieli malca „pod ręką”, gdyby niania nie radziła sobie sama.

Wieczór upłynął w szampańskim nastroju. Wszyscy świetnie się bawili i tylko perspektywa rychłego zakończenia „białego tygodnia” raz po raz rzucała nikły cień na wesołe rozmowy.

– Dzięki! Naprawdę przeszliście samych siebie – szepnęła Karolina do Cateriny, widząc Fabia pochłoniętego rozmową z przyjacielem. – I wiesz co? Jesteście najbardziej zakochaną parą jaką w życiu widziałam. No, może z wyjątkiem Stefano i Mili, ale u nich to chyba bardziej on, bo ona… – zawiesiła głos, a na jej twarzy pojawił się dziwny grymas.

– No, coś ty! – Katarzyna roześmiała się szczerze. – Mila skoczyłaby za nim w ogień.

– Jakoś tego nie widać – upierała się Karolina.

Wracali do pokoi zmęczeni, ale roześmiani i beztroscy.

– Kochanie, idź do łóżka. – Stefano przyciągnął do siebie Milę, zanim otworzyła ich wspólny apartament. – Musimy z Fabiem ustalić parę spraw.

– Poczekam na ciebie – odparła cicho. Czuła, że sprawi mu tym przyjemność.

– Miałem nadzieję, że to usłyszę – szepnął do ucha dziewczyny. Omiótł błyszczącym wzrokiem szczupłą sylwetkę i dopiero, gdy zamknęły się za nią drzwi, podszedł do przyjaciela. Razem ruszyli do pokoju, który zajmowali Marco i Luca.

***

Dziewczyna o ciemnych włosach, ubrana w lekką kwiecistą sukieneczkę siedziała, a właściwie na wpół leżała oparta o pierś chłopaka ze zwichrzoną czupryną. Siedział z nachmurzoną miną.

– Dani, gdybyś postarał się o prezerwatywy, robilibyśmy to częściej – zaszczebiotała przymilnie. – Przecież nie mogę zajść w ciążę. Matka by mnie zabiła!

– Ty też mogłabyś o nich pamiętać – stwierdził, ale twarz nieco mu złagodniała.

– Oszalałeś? Żeby wszyscy wiedzieli, że to robimy? – Uniosła się na łokciu i spojrzała mu w twarz.

Chciał coś odpowiedzieć, ale rozległ się przeciągły świst i powietrzem wstrząsnął potężny wybuch. Oboje aż podskoczyli, ale po chwili przypadli do podłogi i czekali. Nie wyglądali na mocno przestraszonych, jakby przywykli do tego rodzaju odgłosów. Gdzieś w oddali odezwał się pojedynczy strzał. Dwa kolejne i cisza. Potem jeszcze odgłos spadających z wysoka cegieł i dachówek, po czym wszystko ucichło.  Nasłuchiwali jeszcze przez chwilę, ale od strony ulicy rozlegały się tylko ciężkie kroki.

– Wstawaj – chłopak podniósł się pierwszy. Pociągnął nosem i splunął na podłogę. – Gdzieś niedaleko się pali – stwierdził. – Pospiesz się, trzeba wracać.

– Idę już, idę. – Podniosła się z ociąganiem, rozcierając kolano. – Jakiś kretyn zapomniał, że mamy pokój? – gderała. Od czasu do czasu zdarzało się, że wybuchał granat, albo ktoś strzelał. Wojna skończyła się pod koniec 1991 roku, ale do pełnego spokoju było jeszcze daleko.

Od strony wejścia ponownie dobiegł odgłos kroków. Twarde buty uderzały rytmicznie o pokrytą gruzem posadzkę. Dziewczyna przykucnęła za stertą skrzynek, ale chłopak pociągnął ją za rękę. – Nie bój się, ONZ idzie – prychnął.

Rzeczywiście, w drzwiach stanęło dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn w mundurach. Wycelowali w chłopaka, ale ten uniósł dłonie na wysokość ramion i z nonszalancją splunął na ziemię.

– Nie mamy broni. – Wskazał głową na dziewczynę, która również uniosła dłonie. Jeden z wojskowych, Mulat ogolony prawie na łyso posłał swojemu towarzyszowi krótkie spojrzenie i opuścił karabin. Bez słowa zrobił krok w stronę chłopaka, który zdążył już opuścić ręce. Dziewczyna patrzyła na niego nieufnie, ale nie ruszyła się z miejsca. – Što ti radiš ovdje? (Co tu robicie?) – spytał wojskowy po chorwacku, ale z dziwnym akcentem.

Ništa, ništa loše (Nic, nic złego) – odparł chłopak.

Nagle otrzymał potężny cios w szczękę i osunął się na ziemię z cichym jękiem. Stało się to tak szybko, że dziewczyna nie zdążyła zareagować. Drugi z żołnierzy chwycił ją od tyłu, wykręcając ręce.

– Dani! – krzyknęła, ale chłopak leżał na ziemi bez ruchu. – Ne! – starała się wyswobodzić. Kiedy poczuła silną dłoń zaciskającą się na jej własnej, drobnej piersi, dotarło do niej, o co chodziło napastnikom. – Ne želim! (Nie chcę!) – Szarpała się rozpaczliwie.

What a strong bitch! – zaklął oprawca. – Give me a belt – wysapał do swojego towarzysza.

Mulat zarechotał, a po chwili rozległ się grzechot metalowej klamry wojskowego pasa.

Ne, ne želim! – Dziewczyna walczyła z całych sił – Ne!!!

Sprawnie skrępowali chude ręce i rozciągneli dziewczynę na ziemi, zaczepiając klamrę o wystające ze ściany zbrojenie.

They get fucked, I bet. – Krótko ostrzyżony blondyn oblizał się obleśnie i unieruchomił dziewczynie nogi, siadając na nich okrakiem. Krzyki ofiary zdawały się go podniecać. Uniósł w górę sukienkę i sięgnął do bawełnianych majtek. Gdzieś z boku rozległ się cichy jęk.

Dani, pomoći! – krzyknęła w stronę gramolącego się niezdarnie chłopaka.

Mulat, który do tej pory stał z boku, przyglądając się wysiłkom kolegi, podszedł do chłopaka i kopnął go najpierw w brzuch, a gdy ten upadł, dołożył jeszcze w głowę, która opadła bezwładnie na posadzkę.

Quiet, bitch! – rzucił blondyn do dziewczyny, uderzając ją w twarz. Zaniosła się płaczem, ale nie przestała krzyczeć, podczas gdy on rozpiął spodnie i wyciągnął z nich nabrzmiałego kutasa – Now you will get a real man – wysapał, rozsuwając nogi swej ofiary na boki.

Ne, molim te. (Nie, proszę.) – Łkała. – Please, no! – Na widok zbliżającego się do niej sztywnego fiuta, jej oczy rozszerzerzył strach – Please…

Bezskuteczne próby obrony tylko rozochociły obu prześladowców. Silna dłoń szarpnęła majtki, zrywając materiał. Ostatnia przeszkoda zniknęła, ciśnięta gdzieś w kąt pomieszczenia. Dwa grube paluchy wcisnęły się między nogi dziewczyny.

– Aaaa! – Szarpnęła krępujący ją pasek, napinając mięśnie ramion. – Neee…

Still wet. – Roześmiał się blondyn. Wysunął palce i chwycił mocno uda.

Mulat zawtórował mu rechotem i rozpiął rozporek, czekając na swoją kolej.

Neee… – Potężne pchnięcie zaparło jej dech, ale po chwili rozdzierający krzyk odbił się echem od ceglanych ścian.

                                                                       ***

Mila zerwała się z łóżka i ogarnęła pokój nieprzytomnym wzrokiem. – „To tylko sen.” – Uzmysłowiła sobie – „Tylko okropny sen.” – Odgarnęła kołdrę i spuściła nogi na podłogę. Stefano jeszcze nie wrócił z narady, a ona sama musiała przysnąć, czekając. Gwałtownie przebudzona, dygocząc, podeszła do barku i wyciągnęła stamtąd dwie butelki. Zmieszała martini z wódką i poruszała szklanką na boki. – „Przydałby się lód” – pomyślała i schyliła się do małego zamrażalnika w rogu lodówki.

– Będziesz piła do lustra? – Aż podskoczyła, słysząc głos tuż za plecami.

– Kiedyś dostanę przez ciebie zawału! – Nastroszyła się. – Dlaczego się skradasz?

– Nie skradam się, tylko cicho chodzę. – Stefano wyjął z ręki dziewczyny szklankę i upił mały łyk. – Mmm, dobre to. – Oblizał się koniuszkiem języka.

Mila zarzuciła ręce na silne męskie ramiona i zajrzała ukochanemu w oczy, zadzierając głowę.

– Co uradziliście? – spytała.

– W zasadzie plany nie ulegają dużej zmianie – zaczął, odstawiając szklankę na pobliski blat. – Lecisz z Fabiem obejrzeć tę starą fabrykę w Polsce, potem on rusza do Genewy, a ty tam zostajesz z inżynierami jeszcze dzień czy dwa. Chyba, że budynek okaże się niewypałem. Wtedy wracasz do domu…

– No, to wszystko po staremu. – Przytuliła policzek do ramienia Stefano. – A Caterina?

– Tu jest zmiana – westchnął. – Fabio prosił, żebym został z nią w Turynie.

            Nie odzywała się przez dłuższą chwilę.

– Może to i lepiej? – stwierdziła w zamyśleniu. – Ani ty, ani ona nie powinniście lecieć. W Turynie jesteście u siebie, a tam? – zawiesiła głos.

– Przestań, Mila – powiedział miękko i przesunął palcami wzdłuż kręgosłupa dziewczyny. – Mnie nic nie grozi, ale Fabio będzie spokojniejszy, jeśli zostawi żonę pod moją opieką. Poza tym chyba muszę wrócić do tej sprawy. – Zmarszczył brwi. – Myśleliśmy, że dali jej spokój, ale najwyraźniej nie.

– Nie martw się o mnie – wyszeptała, wiedząc doskonale, co miał na myśli. – Mnie nikt nie zna i nic mi nie grozi. Poza tym, będziemy mieli oboje trochę czasu na zastanowienie się…

– Kochanie, ja nie potrzebuję takiego czasu. Jestem pewien tego, co powiedziałem. – Uniósł w górę brodę dziewczyny i spojrzał głęboko w oczy. – Chcę, żebyś za mnie wyszła, chcę, żebyś urodziła moje dzieci, chcę mieć rodzinę i jeśli się zgodzisz, to pojedziemy do twojej mamy.

– O Boże! – westchnęła ciężko. – Czy nie może zostać tak, jak teraz? Przecież jest  nam ze sobą dobrze.

– Chodź do mnie. – Pociągnął Milę do sypialni i usiadł na łóżku, sadzając ją sobie na kolanach. – Wiem, co się dzieje – powiedział powoli. – Nie rozumiałem tego, ale moja matka dosyć dokładnie mi to wytłumaczyła.

Wyprostowała się gwałtownie i spojrzała na Stefano szeroko otwartymi oczami. Było w nich tyle samo zdumienia, co paniki.

– Co takiego? – wyszeptała pobladłymi ustami.

– Twoja mama nie zaakceptowała tego, że wyjechałaś do obcego kraju i zamieszkałaś z mężczyzną, którego nawet nie poznała – ciągnął spokojnym głosem. – Dla mnie to był fantastyczny układ, ale dla ciebie… – Spojrzał w oczy ukochanej. – Dopiero widząc Fabia i podrastającą Vanessę, zdałem sobie sprawę, że gdyby ktoś spróbował tak postąpić z jego córką, pewnie straciłby przyrodzenie. – Uśmiechnął się delikatnie. – Naprawimy to. – Pocałował oniemiałą z wrażenia Milę w drżące usta. – Pojedziemy do Dubrownika jako narzeczeni i poproszę o ciebie twoją mamę. Nie cieszysz się? Przecież wiem, że czasem rozmawiasz z siostrą…

– Nie! – przerwała mu szybko. – Nie o to chodzi… ja… O Boże, Stefano! – prawie płakała.

– Hej, sikorko, co się dzieje? Nie chcesz? – Stefano wpatrywał się w dziewczynę z niepokojem. Celowo nie wspomniał jej brata, o którego istnieniu wiedział, choć ona sama nigdy o nim nie wspomniała.

– Nie, to znaczy… sama nie wiem. – Urwała, łapiąc otwartymi ustami powietrze. – Po prostu mnie zaskoczyłeś. Nigdy nie rozmawialiśmy o ślubie, ani o dzieciach…

– To znaczy, że nie chcesz mieć dzieci? – Starał się, żeby zabrzmiało to delikatnie.

– Nie myślałam o tym… – Na jej twarzy odmalowało się napięcie. – Nawet nie wiem, czy mogłabym…

– A dlaczego nie? – Trącił nosem gładki policzek. – Jesteśmy ze sobą ponad siedem lat. To chyba wystarczająco długo, żeby wiedzieć, czy chce się dzieci, czy nie?

Mila zwiesiła głowę. Wyglądała tak, jakby walczyła z samą sobą. Stefano dał jej czas na ochłonięcie. Powoli przesadził na łóżko i nachylił się, szukając ust. Odetchnęła głęboko i objęła mężczyznę za szyję.

– Daj mi czas – wyszeptała, nim przycisnął jej wargi własnymi.

– Mhm – wymruczał, a potem natarczywy język wziął ją w posiadanie.

Całowali się namiętnie, długo, aż do utraty tchu. Stefano pierwszy oderwał usta od pełnych warg ukochanej i głośno wciągnął powietrze do płuc. Uniósł się nieco i ściągnął przez głowę koszulkę, pozostając tylko w dżinsach.

– Mam na ciebie ochotę – wyszeptał, rozchylając szlafrok tak, by dostać się do jej piersi. Mila odchyliła głowę, przymykając oczy w oczekiwaniu na pieszczoty. Gładka, aksamitna skóra dziewczyny wyraźnie kontrastowała z szorstką powierzchnią hotelowego płaszcza kąpielowego. Nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego ona tak uwielbiała te obszerne frotowe okrycia, które szczelnie przysłaniały jej fantastyczną sylwetkę. Co prawda czasem ubierała się wieczorem nawet w pończochy, ale wiedział, że robiła to tylko ze względu na niego. Mila robiła wiele rzeczy TYLKO I WYŁĄCZNIE dla niego…

Przeciągnął opuszkami palców po dekolcie ukochanej, od obojczyka aż do zagłębienia między piersiami. Lubiła, gdy był delikatny i cierpliwy. Okrążył twardniejącą brodawkę i musnął ją ustami. Mila westchnęła cicho i objęła głowę mężczyzny, przyciągając ją do swego ciała. Mimo ogromnej przewagi fizycznej, Stefano nawet w najmniejszym stopniu jej nie wykorzystywał, choć czasami wymagało to wprost niebywałego opanowania. Wiedział, że jeśli chciał dać swojej kobiecie rozkosz, musiał przyjąć jej reguły gry. Koniuszkiem języka dotknął sterczącego sutka, a potem bez pośpiechu zaczął ostrożnie drażnić. Paznokcie dziewczyny ukłuły go w kark, zanim powoli przesunęły się w górę i zanurzyły we włosach. Odetchnęła głęboko, rozluźniła mięśnie. Lubił ten moment, kiedy wiedział, że jest całkowicie odprężona. Pod wpływem pieszczot, i tak duże piersi, stawały się jeszcze pełniejsze oraz twardsze, uginały się cudownie pod palcami. Stefano z trudem powstrzymywał się przed zaciśnięciem dłoni. Zamiast tego, sięgnął do frotowego paska i po chwili miał odsłoniętą drogę do kępki ciemnych kręconych włosków. Skóra Mili pachniała i smakowała cudownie. Całował ją tak, jakby rozkoszował się najwykwintniejszym daniem. Na myśl przyszła mu fiorentina, najszlachetniejsza część polędwicy z manzo, już nie cielaka, ale jeszcze nie byczka. Podana w formie steku, z wierzchu chrupiąca, w środku aksamitnie różowa… Miał zamiar nasycić się dziś tym odczuciem, tym ciałem, tym delikatnym wnętrzem… Poczuł, że zesztywniał.

– Och, Mila – jęknął chrapliwie, jakby poprzedniego dnia stracił głos i dopiero go odzyskiwał. – Gdybyś wiedziała, jak na mnie działasz…

Uniosła głowę i spojrzała spod rzęs. Przymglony wzrok powoli odzyskiwał ostrość. Czuła podniecenie ukochanego, czuła, że jej pragnie.

– Połóż się – powiedziała.

Cichy głos, choć brzmiał słodko i delikatnie, sprawił, że Stefano potulnie wykonał polecenie. Już dawno przestał się buntować. Tymczasem Mila zsunęła z ramion szlafrok i zajęła się dżinsami swojego mężczyzny. Nie wyręczył jej, ale uniósł nieco pośladki, żeby ułatwić zadanie. Roześmiała się wdzięcznie na widok bokserek, przypominających sporych rozmiarów namiot. Pozbyła się ich razem z dżinsami i usiadła na twardym, podzielonym na równe „czekoladki” brzuchu Stefano. Chwyciła nadgarstki kochanka i przeniosła je za głowę, opierając się piersiami o jego tors. Poczuł na sobie twarde sutki i ciepło bijące z krocza dziewczyny, przylegającego miękko do mięśni brzucha. Moszna skurczyła się natychmiast, a jądra przycisnęły do ciała. Podniósł głowę i dmuchnął na szyję Mili, pozbywając się kilku kosmyków.

– Mój mały wesoły ptaszek – wyszeptał do ucha, widocznego pośród gęstwiny kasztanowych loków. Wiedział doskonale, że od penetracji wolała pieszczoty językiem lub palcem, tym bardziej doceniał jej gest. Uniosła się w górę i sięgnęła dłonią pod siebie, by nakierować sterczący pionowo wzwód na włąsne ciało. Stefano śledził powolne ruchy z rosnącym napięciem. Klęcząca nad nim kobieta wydawała mu się ósmym cudem świata. Jasne uda obejmowały go tak… rozkosznie miękko. Pełne piersi kołysały się przy każdym ruchu. – Kochanie, pozwól mi się tobą zająć – powiedział cicho, wpatrując się w złączenie jej ud.

– Nie ma mowy – pokręciła powoli głową i naparła na wrażliwą główkę członka. Stefano stęknął głucho i otworzył szerzej oczy. Mila poruszała się leniwie w górę i w dół, za każdym razem przyjmując go w siebie odrobinę głębiej. Obrzmiałe wargi sromowe napinały się, gdy schodziła niżej. Na bladych policzkach dziewczyny pojawił się delikatny rumieniec. Kiedy dotarła aż do nasady, pochyliła się, opierając dłonie na potężnych mięśniach męskich ramion. Pełne piersi wysklepiły się, przyciśnięte do szerokiego torsu. W końcu biodra kochanków odnalazły wspólny rytm, a oddechy stały się szybsze i głośniejsze. Stefano z trudem powstrzymywał się, by nie chwycić krągłej pupy.

– Pozwól mi – wychrypiał, rozprostowując ramiona. – Chcę cię dotykać, przytulać… – ujrzał rozszerzone źrenice dziewczyny i natychmiast pożałował swojej prośby. Ukochana patrzyła na niego z… lękiem? – Nie bój się mnie – wyszeptał. – Nie skrzywdzę cię, przecież wiesz.

Mila spojrzała swojemu mężczyźnie głęboko w oczy. Dostrzegła w nich żar i pragnienie, i tyle ciepłych uczuć, że nagle zapragnęła spełnić tę prośbę. Powoli przesunęła dłonie na męską pierś, uwalniając tym samym ramiona. Dobre sobie! Gdyby zechciał, mógłby ją unieruchomić szybciej, niż zdążyłaby zaprotestować.

– Dobrze – wyszeptała, odwracając wzrok. – Ale mów do mnie – poprosiła. Musiała wiedzieć, że to on, że nikt inny. Przez cały czas…

Stefano ze zwinnością kota chwycił biodra dziewczyny, spiął się w sobie i usiadł, przytrzymując Milę tak, by wypełniający ją członek pozostał na swoim miejscu.

– Moja kochana, wspaniała – szeptał gorączkowo, pokrywając szyję i obojczyki pocałunkami. – Nawet nie wiesz, jaką masz nade mną władzę. Jedno twoje słowo i zrobię, co zechcesz. – Przesunął dłonie na szczupłe plecy, przebiegł palcami wzdłuż kręgosłupa w górę i w dół. – Jesteś moim życiem, moim oddechem… – Przytrzymał pośladki, usadawiając się wygodniej, po czym powoli opuścił ją na siebie, odnajdując poprzedni rytm. – Powiedz mi, czego się przestraszyłaś? Nie jestem aż taki duży. – Roześmiał się figlarnie.

Odpowiedziała bladym uśmiechem. Słowa, które wcześniej wypowiadał tak szczerze, poruszyły Milę do głębi. Powtarzał je już wiele razy, ale zawsze robiły na niej wrażenie. Oczy dziewczyny zalśniły, zamrugała szybko i po policzku spłynęła gorąca łza.

– Mila, nie! Nie płacz. – Cholera! Znów zaryzykował i to dla własnej przyjemności. Przecież wiedział, jak zareaguje – Błagam…

– Pomóż mi – wyszeptała bezgłośnie chwytając dłoń Stefano i układając ją na swoim podbrzuszu. – Pomóż mi… – „Dlaczego nie potrafię czuć tego co ty, mój kochany?” Wiedziała dlaczego, i ubolewała nad tym szczerze, ale nic nie mogła zrobić, jedynie prosić, by zaspokoił ją inaczej. A lęk? – „To przez ten koszmarny sen” – pomyślała ze złością.

Nieśmiała prośba zabrzmiała bardziej jak skarga i Stefano zdał sobie sprawę, że jego własne zachowanie wytrąciło Milę z równowagi oraz spowolniło narastanie napięcia. Odszukał szybko wrażliwy punkt i zaczął krążyć wokół niego kciukiem, jednocześnie przytrzymując drugą ręką zgrabną pupę.

– Moja piękna – szeptał niskim, nabrzmiałym emocjami głosem, starając się panować nad narastającą w podbrzuszu falą rozkoszy. – Moja jedyna. – Wreszcie do uszu mężczyzny dotarł cichy jęk, a pod palcami poczuł wilgoć. – Tak na mnie działasz, że wariuję. – Szczypał delikatnie płatek ucha i skórę wokół niego. – Jesteś jak afrodyzjak, podchodzisz do mnie i jestem gotowy… Jestem twój. – Głośniejszy jęk wydobył się z gardła dziewczyny. – Kiedy na mnie siadasz… kiedy obejmujesz mnie udami… – Kolejny jęk. – Chciałbym móc ofiarować ci tyle rozkoszy, ile ty mi dajesz… Mila, za chwilę eksploduję i nic na to nie poradzę – jęknął sfrustrowany do jej szyi – Kiedy czuję cię na sobie… jestem w raju.

Dziewczyna wyprężyła się nagle, wbijając ukochanemu paznokcie w ramiona. Odchyliła się w tył i Stefano ujrzał zamglone oczy z rozszerzonymi podnieceniem źrenicami. Rozchyliła usta, próbując złapać oddech. Jej łechtaczka stała się twarda i pulsowała. A może tylko tak mu się zdawało, może to jego szczęśliwe palce wysyłały sygnał, że spełniły zadanie? Stłumił w sobie chęć zaspokojenia własnych potrzeb i dał Mili czas na dojście do siebie. Minęła może minuta, a może pięć, kiedy wreszcie drgnęła, jakby niespodziewanie dotarło do niej, gdzie jest.

– A ty? – sapnęła z błogim wyrazem twarzy.

– Już prawie – stęknął – Ale mogę poczekać…

– M–m… – Pokręciła głową i popchnęła Stefano na łóżko. Oparła się na ramionach mężczyzny i ruszyła naprzód, ujeżdżając go jak ogiera.

Leżał z ramionami skrzyżowanymi nad głową, dając swojej amazonce całkowitą swobodę, pomagając jej tylko krótkimi wypchnięciami bioder. Musiała zdawać sobie sprawę, że jego uległość była pozorna, ale najwyraźniej jej to nie przeszkadzało. A on? On pragnął już tylko ulgi. Orgazm Mili zawsze go fascynował. Nadchodził gwałtownie i niespodziewanie, jak u niego. Może z powodu sposobu, w jaki go osiągała? Nie wiedział tego, ale odczuwał równie mocno, jak jego ukochana. – „Kiedyś uda mi się doprowadzić cię tam moim fiutem.” – Nie bez trudu lubieżna myśl przedarła się do umysłu Stefano. Ogarniała go pierwotna żądza. Spojrzał na dziewczynę i to co ujrzał, przepełniło czarę.  Pokryta potem jasna skóra lśniła w skąpym świetle nocnej lampki. Galopowała, przytrzymując rękami piersi… Gwałtowny impuls przebiegł wzdłuż kręgosłupa mężczyzny, wystrzelił do krocza, opłynął jądra i na ułamek sekundy skumulował się w członku, by w następnej chwili wybuchnąć. Stefano zacisnął z całej siły szczękę, aż mięsień uwydatnił jego i tak mocno zarysowaną żuchwę. Potężny olbrzym runął jak rażony piorunem. Mila ostrożnie zsunęła się z wciąż jeszcze drgającego konwulsyjnie członka i przysiadła na piętach oddychając ciężko, jak po biegu.

– Dziewczyno, wpędzisz mnie do grobu. – Westchnął Stefano, gdy udało mu się jako tako odzyskać oddech. Przygarnął do siebie ukochaną i okrył oboje kołdrą.

– Nie sądzę. – Piękną twarz rozjaśnił szczery uśmiech.

– Co ja mam z tobą zrobić? – Stefano położył ciepłą dłoń na drobnym policzku i pocałował namiętnie w usta. – Czasem wydaje mi się, że jesteś ze mną szczęśliwa, a czasem… – Zawiesił głos.

– Ćśśś. – Przyłożyła mu palec do ust. – Nigdy w życiu nie byłam tak szczęśliwa, jak wtedy, kiedy powiedziałeś mi, że mnie kochasz – wyszeptała. – I to trwa do tej chwili.

Potężna klatka piersiowa uniosła się ciężkim westchnieniem. Mila wtuliła się policzkiem w zagłębienie między torsem i ramieniem Stefano. Leżał wsłuchując się w uspokajający się oddech dziewczyny. Jak to możliwe, że we wszystkich sprawach absolutnie mu ufała i była uległa, czasem nawet aż za bardzo, a w tej jednej nie. Kiedy się kochali, to ona decydowała co i jak robią. Początkowo myślał, że potrzebuje dominacji, tak jak on, ale po pewnym czasie doszedł do wniosku, że bardziej chodziło jej o sprawowanie kontroli nad tym, co się dzieje. Nie lubiła, gdy ją przytrzymywał, to pewne. Seks nie sprawiał jej wtedy przyjemności.

Ostrożnie, żeby nie zbudzić swojej księżniczki, wyciągnął rękę w kierunku małej lampki nocnej i zgasił światło. Tylu rzeczy się o niej dowiedział, tylu rzeczy się nauczył, a wciąż pozostawała dla niego zagadką. Zadał sobie mnóstwo trudu, by nie wypytując jej samej,  uzyskać maksimum informacji. Słuchał uważnie słów dziewczyny, podążał śladami, starał się jak najlepiej zrozumieć… i co? Miał wrażenie, że doszedł do ściany, za którą było coś dla niego akurat nieosiągalnego. Mila nie chciała go tam wpuścić. Dzisiaj znów ujrzał w oczach ukochanej strach, a przecież już od lat go nie oglądał. Na początku wydało mu się naturalne, że się bała. Za każdym razem, gdy próbował pytać, mówiła tylko, że to minie… i minęło. Dlaczego więc powrócił? Cholera, że też wcześniej na to nie wpadł! Ale przecież lubiła pieszczoty i seks oralny…

– Skarbie… – zaczął cicho, starając się nadać swojemu głosowi jak najcieplejsze brzmienie.

Odpowiedziało mu ciche posapywanie. Mila spała, wyczerpana.

– Czy twoja niechęć do ślubu ma jakiś związek z… seksem? – spytał cicho, nie spodziewając się odpowiedzi. Rzeczywiście, nie doczekał się jej. Wbił wzrok w sufit, obiecując sobie w myślach, że postara się to w najbliższym czasie ustalić.

Przez twarz dziewczyny przebiegł ledwie zauważalny grymas, jakby dosłyszała, ale spała dalej, więc Stefano uznałby i tak, że to tylko zbieg okoliczności.

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Ruszasz z nową historią, nawiązującą jednak do poprzedniej. Tamtych bohaterów zdążyliśmy polubić – zwłaszcza Katarzynę. Tutaj spędzają przyjemnie urlop na nartach, chociaż pojawia się jakiś cień. Ach, ci Włosi… Normalny, zwykły facet może nabawić się kompleksów przy takiej konkurencji (czego niektórzy z polskich bohaterów Twojej powieści doświadczają na własnej skórze 🙂 ). Życzę im wszystkim powodzenia, a Tobie wytrwałości.

Nefer, nie przesadzaj. Ty wiesz najlepiej, że moi bohaterowie nie są do końca papierowi. Daję im sporo z naprawdę istniejących osób. Może po protu mam szczęście, że takich spotykam.
Pozdrawiam, Roksana

Przeczytałem i bardzo mi się podobało. Zadziwia mnie Twoja znajomość natury męskiej. Nawet jeśli była by to wiedza książkowa to Musiałabyś wiedzieć co wybrać. Nie chodzi mi tu tylko o opis orgazmu lecz przede wszystkim o opis uczuć, walki niepewności z przeczuciem, prowadzącej do desperacji w momencie kiedy rozum na chwilę zwycięża mówiąc że to nie przeczucie lecz nadzieja. Utratę zmysłów i irracjonalne zachowanie ciała pozbawionego władzy gdy głowa zmaga się z innymi problemami.

Mało mam doświadczenia akurat z Włochami. Poznałem ich w prawdzie niezbyt dobrej strony ale to dużo za mało żeby cokolwiek o nich powiedzieć. Myślę że im dalej na południe tym większa zmysłowość i namiętność. Zawsze byłem zdania że proporcja starania się o partnera jest przesunięta na stronę mężczyzn zabiegających o partnerkę. W tym celu to mężczyzna musi się niejako dostosować do reguł gry. Jeśli kobiety południowców prowadzą dużo bardziej zawiłą i wyrafinowaną grę to i u mężczyzn muszą się rozwinąć cechy takie jak odgadywanie mowy ciała, wyczuwanie nastrojów rozmówcy i intuicja. To się również przekłada na wyczucie przeciwnika w postaci konkurenta co w efekcie prowadzi do głębszego zrozumienia obydwu płci i natury ludzkiej. Niestety to moralność różnicuje jak się tą wiedzę wykorzysta. Moralność poznaje się z reguły na końcu jak już jest często za późno. Dla tego jeśli się zestawi statystyczną Polską damę (hehe) i Polaka z jakimś południowcem: Hiszpanem, Portugalczykiem, Włochem czy nawet Grekiem, to jest większa szansa że nie wybierze ona Polaka. No cóż, o inwestycji przekona się przed lustrem, malując podbite oko lub zostając z dwójką dzieci.

To co napisałem powyżej to może zbyt duże uogólnienie – ekstrapolacja obarczona błędem. Samo to że warunkuję zachowanie mężczyzn, zachowaniem kobiet które może być wtórne samo w sobie, może budzić wątpliwości naruszając zasadę obupólnego sprzężenia zwrotnego. Jednak mniemam że wywód mój to i wynikające z niego przekonania, są i tak mniejszym złem niż nie myślenie w ogóle. Całe szczęście że proste i rozsądne rozwiązania czynią każdą grę trudną, bo szans byśmy z nimi nie mieli.

Mick, dzięki za ten komentarz, ale pozwolę sobie nie zgodzić się z taką retoryką. Wartościowych mężczyzn można znaleźć w każdej nacji. Podobnie, jak mężczyzn z fantazją. To, że akurat trafiło na Włochów wynika z mojej sympatii dla tego kraju. Napisałam jednak opowiadania także o Polakach pełnych wyczucia, obdarzonych fantazją i niebanalną urodą. Masz racje co do jednego, w miarę posuwania się na południe, zmienia się temperament. Dotyczy to zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Jednak nie zawsze ognisty temperament jest najbardziej pociągającą cechą, zwłaszcza u mężczyzny. Zauważ, że Katarzyna (bohaterka „Zaufaj mi”) nie była zachwycona tupetem Angelo, a Stefano wcale nie ma typowych cech, przypisywanych Włochom. Jest po prostu czułym, uważnym i… zakochanym w swojej kobiecie mężczyzną.
Myślisz, że znam się na męskiej naturze? Chyba nie jestem ekspertem, ale staram się obserwować bacznie otaczających mnie mężczyzn. Stefano otrzymał sporo cech bliskiego mi człowieka. Mam nadzieję, że Czytelnicy go polubią.
Pozdrawiam, Roksana

Czy ja pisałem o wartości ? Nie. Ten temat nie został tu poruszony. Zdumiewa mnie to, że zostałem tak zrozumiany :(.

Nie będę się rozpisywać, powiem krótko: doskonałe.

Cieszę się, że przypadło Ci do gustu. Zwłaszcza, że to samo mogłabym powiedzieć o Twoich tekstach 😉
Pozdrawiam, Roksana

Oj tam … Oj tam … 🙂 Nie bądź taka skromna 🙂 ( nie na darmo jesteś moja ulubiona autorką). Coś chyba nie tak z tym Stefano. Owszem czuły, opiekuńczy, rycerski ale poskąpilaś w nowym opowiadaniu Stefano i Mili tej czułości tego „czegoś” tego mizmatu – spojrzeń dotkniec rąk rumieńcow , oczekiwania. Zbyt pobierznie zrelacjonowalas ich wzajemne zauroczenie. Chyba ,że potraktowałas to jako niemęskie w stosunku do Stefano. Mila jaks odlegla daleka do momentu spełnienia 🙂 Chyba staniesz sie rasowym dedektywem 😉 Ciekaw jestem jak rozwiniesz akcje którą zakonczylas w toalecie podczas rozmowy z pania redaktor ? Stawaim 5 gwiazd i z niecierpliwoscia bede oczekiwał na wiecej.
Tak a propos nie badź zbyt idealna bo nie dajesz pola popisu do „akademickich” dysput (czytaj piłowania gówna przez mokry lumpek) oraz oceny skladni zdań i wydziwiania nad korektą interpunkcji 🙂 )))
Jak zwykle podziekuje w znany sposób

Connie Francis – When the Boy in Your Arms (Is the Boy in Your Heart)

Kiedy chłopak w twych ramionach
Jest chłopcem w twoim sercu
Wtedy masz wszystko

Kiedy obejmujesz marzenie
Marzysz o objęciach
Jesteś bogata niczym król

Więc przytul go mocno
I nigdy nie puszczaj
W dzień i w noc
niech się dowie, że go kochasz

Z miłością swojego życia
Spędź zycie w miłości
Uczyń go swoim na zawsze

Więc przytul go mocno
I nigdy nie puszczaj
W dzień i w noc
niech się dowie, że go kochasz

Z miłością swojego życia
Spędź zycie w miłości
Uczyń go swoim na zawsze

i cos od Stefano
Bogusław Mec i Małgorzata Matracka – Przyjaciele po to są

Nie bede podawał linku do youtube bo sa problemy z trollami. Sama znajdziesz 🙂

Pozdrawiam
lupus

Mila jest tu jak narazie zagadką.

W komentarzu poruszyłem tylko prolog opowiadania ( chyba potrakrowany troche po macoszemu)
… Mila musi sie zmierzyc z demonami przeszłosci. Reszta zależy od autorki 🙂 ,czy skonczy sie to marszem Mendelsona czy dramatem. Mysle ,że do konca opowiadania daleko, a Roksana dostarczy wielu wrażeń i emocji czytelnikom.

Lupus, prolog miał nam wyjaśnić okoliczności, w jakich poznali się Mila i Stefano. Właściwa akcja dzieje się w chwili, gdy znamy już Katarzynę, żonę Fabia, a związek naszych nowych bohaterów przybrał formę dość stabilnego „stadła”. Tymczasem demony mają to do siebie, że powracają w najmniej spodziewanych i zwykle nieodpowiednich momentach. No, ale od czego są kochający mężczyźni?
Pozdrawiam, Roksana

Ciut mało jak na 2 miesiace znajomosci 🙂 ( do momentu zostania parą) Wyglądało to jak relacja z meczu ) 😉
Masz dziwne sklonnosci konczysz częśc opowiadanie dysonansem 🙂 W epilogu nie prowadzisz narracji tylko dalsza częśc opowiadania. To jest moje odczucie. Ktos już Ci na to zwracał uwage wczesniej

lupus

Mick, rzeczywiście chyba nie do końca pojęłam, o co Ci chodziło.
Mila jest tajemnicą w tym opowiadaniu, bo ono jest o tej dziewczynie i o Stefano. Pozostali schodzą niejako na dalszy plan, ale nadal są obecni. Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił odkrywając tajemnice i obserwując, jaki wpływ będą miały na trochę już „zasiedziały” związek ze Stefano.
Pozdrawiam, Roksana

A ja mam prośbę do Autorki (nie wiem, czy historia jest już ukończona czy też pisze się na bieżąco), ale chciałabym zobaczyć u głównych bohaterów więcej ludzkich cech, które by ich w moich oczach urealniły. Niech nie będą tak nieskazitelni jak Katarzyna i Fabio. Ludzie z przywarami zdają mi się bardziej interesujący 🙂
Przygnębiająca konstatacja -jak na siedmioletni związek, to zbyt mało w nim szczerości.
Z ciekawością czekam na kolejną odsłonę.

Pozdrawiam

Patrycjo mam wrażenie ,że czytalismy inne opowiadanie „Zaufaj mi”. Pozwolę sobie nie zgodzic sie z Tobą
W tym opowiadaniu które czytałem ludzkich cech jest aż nadto 🙂

– ból trauma Katarzyny po stracie męza
– zdrada Fabia przez Tinzane
– trauma Fabio przed stałym związkiem
– milośc Fabia do córki
– rozpacz przy wyapdku córki
– wdzięcznośc dla Katarzyny za uratowanie córki
– wzajemne zauroczenie bohaterów
– zazdrośc Fabia o Katarzyne ( Marko i kolega)
-przyjaźn Stefano dla obojga bohaterów
-zawód Katarzyny w stosunku do Fabia ,ból po rozstaniu
– rozterki i tęsknota Fabia po rozstaniu
– przełamanie Fabia i zaręczyny

Wystarczy sobie wyobrazic podczas czytania wewnętrzny stan umysłu bohaterów – wejśc w ich skóre , zastanowić sie co bysmy zrobili na ich miejscu , a całe człowieczeństwo bedzie jak na dłoni.
Fabio potrafił sie wkurzyć . Pokazał to kiedy Katarzyna po kolana w wodzie dotarla do brzegu.
Jak zauważył Nfer przy takich bohaterach można sie nabawic kompleksów 😉
Katarzyna i Fabio to DOROŚLI ludzie po przejsciach którym życie dało mocno w kość.
Nie byli wychowani w patalogicznych rodzinach lub w takich gdzie króluje wykształcone chamstwo. Wzajemny szacunek to kompromis ktorym potrafili sie posługiwać. Oni byli autentyczni, nie grali dla tego byli dla mnie tak realni.
Mma dośc chamstwa w zyciu – w tramawajch, pociagach, urzedachi na ulicy. Puki co zawsze bede optowal za takimi „ludzkimi” opowiadaniami. Co do nowego opowiadania 😉 To zależy od autorki może przyjmnie Twoje sugestie ? .
Wolałabyś aby Stefano byl jak Korwin- Mike ? lub ” Bo zupa była za słona”, a moze jak w „Konopielce” scena z jajkim ktore kura schowała w gałęziach 🙂 Mam nadzieje ,że nie znudził Cie moj komentarz.

pozdrawiam
lupus

Drogi Lupusie, Twój komentarz wcale mnie nie znudził, raczej bardzo rozbawił 🙂 Aleś to ładnie wypunktował 🙂 Roksana może się cieszyć, że ma takich zagorzałych obrońców 🙂

Dramaty w życiu bohaterów niekoniecznie świadczą o tym, że są oni dla czytelnika interesujący jako osoby. Dla mnie ułożeni bohaterowi stają się po prostu nudni. Nie trzeba patologii i chamstwa, by tchnąć trochę werwy i charakteru w wykreowane postaci.
Nie upieram się, że mój subiektywny odbiór teksu jest jedynym słusznym. Zapewne odbiega od odczytania przez większość czytelników. Każdy ma jednak prawo do własnego, co do tego chyba się zgadzamy. Ja wszystko co czytam, rozpatruję poprzez własne cechy i doświadczenia, inaczej nie potrafię. Widocznie jestem tak daleka od ideału, że bohaterowie zdają mi się nierzeczywiści 🙂
Roksana pisze bardzo dobrze, tylko dla mnie to bajka, w którą nie potrafię uwierzyć. Oczyma wyobraźni widzę te jachty, rezydencje, cały ten splendor, ale nie umiem się przekonać do ludzi. Według mnie jednowymiarowych i wygładzonych, jakby Autorka bała się, że gdy czasem pokażą swoją ciemną stronę, to czytelnicy ich nie polubią. Cóż poradzę, że wolę niedoskonałych.

Nie wyobrażam sobie siedmioletniego związku, w którym facet nie pyta o pewne sprawy w seksie, które musiały go wcześniej czy później zastanowić. Niby są dorośli, ale jak widać rozmawiać nie potrafią, chyba że bardzo powierzchownie.

Lupusie, nie znoszę polskich filmów i telewizji w ogóle (nie posiadam odbiornika tv), nie wiem o co chodzi z Konopielką 🙂
I zapewniam Cię, że z moją wyobraźnią jest wszystko w porządku : P

Również pozdrawiam :-))

🙂 No widzisz gusta sa różne , widac lubię bajki.
Skoro nie ogladasz TV to może przeczytasz Edwarda Redlińskiego – Konopielke.
Myślę ,że równie dobrze bedziesz sie bawic jak przy moim komentarzu
Proszę o to link do ksiazki w formacie pdf.
http://docer.pl/doc/nsv0ss

pozdrawaiam 🙂 )))

Lupusie, dziękuję 🙂

Tak jest, jak się nie loguje. mm to ja, Patrycja. Coś omyłkowo kliknęłam :0

Patrycjo, właściwie Lupus odpowiedział za mnie, (Naprawdę doceniam, że mam tak wiernego Fana) a jednak Twój komentarz zmusił mnie do zastanowienia. Czy naprawdę trzeba kogoś zabić, albo zrobić coś strasznego, by stać się ciekawym człowiekiem? Ani ja, ani żadne z moich znajomych nie ma takich doświadczeń, a mimo to, nie uważamy się za ludzi nudnych i nie jesteśmy postrzegani, jako takowi.
No, ale skoro uważasz, że moi bohaterowie robią tylko dobre rzeczy, to proszę:
Fabio „kupił” sobie dziecko i nie widzi w tym niczego złego.
Katarzyna zrezygnowała z dalszego tropienia winnych śmierci swego męża w imię wygodnego życia u boku nowej miłości.
Stefano i Fabio korzystają z usług hakerów.
Nielegalne podsłuchy, w domyśle, nielegalne interesy…
Lista się wydłuży, ale wydaje mi się, że i tak nie są kryształowi.
Pozdrawiam, Roksana.

Jak dotąd też nikogo nie zabiłam, choć czasem mam ochotę, i w przeciwieństwie do Ciebie, uważam się za nudziarę 🙂 Nie o nas jednak mowa. Nie chodziło o to, co robią Twoi bohaterowie, a jacy są. Według mnie – przepraszam za wyrażenie, nie mają jaj. Tchnij w nich jakąś osobowość, dla mnie wszyscy są jak z szablonu. Nie będę cytować ich wypowiedzi, wiesz najlepiej, co mówią i myślą. Mamy chyba zupełnie inną wizję świata, i stąd ta rozbieżność. Nie wiem, czy mnie rozumiesz, skoro jesteśmy z różnych bajek 🙂

Twoje pisanie przypomina mi świat kreowany przez Nicholasa Sparksa, którego czytałam jako nastolatka. Szybko z niego wyrosłam, bo był tak idealny i słodki, że zęby bolały. Niby są problemy, czasem bardzo poważne, ale rozwiążemy je bez kłótni, łez, trzymając się za ręce i patrząc sobie głęboko w oczy. Lukrowane dramaty nie do wszystkich przemawiają.

Będę czytać dalej, jeśli zauważę, że dodałaś postaciom trochę „pazura”, wszystko odszczekam 🙂

Pozdrawiam

Droga Patrycjo …
Gowoli wyjasnienia 🙂 Nie jestem obrońcom Roksany tylko fanem jej opowiadań ( sam przyznałas ,że ładnie stylowo pisze) Teraz to Ty mnie rozbawilas tym komentarzem. Ni jak nie moge zrozumieć o co chodzi z tymi bezbarwnymi postaciami bez „jaj”. Fabio chyba na jachcie powinien miec specjalna kajute z salą tortur 😉 i odpowiednim osprzętem. Pejcz powinien byc w użytku, a Roksna na jajach powinna mu zapinac okowy :).
Mogę Twój ostani komentarz porównac do rozdziłu o kadrze w książce Karol Olgierd Borchardt – Znaczy kapitan.
Wykonałąs klasyczny „siad i wstydził się” w stosunku do Roksany . Prosze o to fragment.

” – Siadł i wstydził się! – ryczy inny mat przy wpajaniu sztuki zwrotów
wojskowych naszemu absolwentowi, Staszkowi, znanemu z opanowania wielu języków
oraz swoiście filozoficznego poglądu na sprawy życia codziennego i ludzkich słabości.
Staszek posłusznie siada w miejscu wybranym przez mata, w samym środku
kałuży. Wyciąga nogi i przybiera przepisowo zawstydzony wyraz twarzy. W tym
momencie nadchodzi jeden z kolegów gimnazjalnych Staszka, który wolał marynarkę
wojenną niż handlową i już jako oficer trafił do kadry w Świeciu. Widząc swego kolegę w
postawie „siadł i wstydził się” w samym środku kałuży, rzuca się do sprężonego przed
nim na baczność mata:
– Jak śmiecie coś podobnego!
Ale siedzący w wodzie Staszek wstawia się za matem, cedząc wolno przez nos
wymawiane słowa:
– Rysiu! Daj mu spokój. Przecież on i tak tego nie zrozumie, a ja wytrzymam. ”

Polecam autora i jego ksiązkę- naprawde świetna.
Podaje link wystarczy kliknac w pobierz i zapisac na dysku . Życzę miłej lektury
Pozdrawiam ; )))

Zasłużone 5 gwiazdek. Świetnie się czytało 🙂

Dzięki. Będę się starać nie obniżać lotów 😉
R.

Patrycjo wybacz zapomnialem o linku. Pora późna to i się kićka 🙂

http://doci.pl/uzavrano/karol-olgierd-borchardt-znaczy-kapitan+f1c8nx

lupus

Lupusie, czy stanie się tradycją, że co drugi komentarz zmuszona będę Ci dziękować? 🙂 Naprawdę, nie mam czasu czytać wszystkiego, co polecasz. W mojej biblioteczce nieustannie rośnie liczba nieprzeczytanych jeszcze książek.

Nie ma sensu byśmy dłużej drążyli temat, nic z tego nie wynika. Niech każde pozostanie przy swoim zdaniu. Nie będę bawić się w wyszukiwanie fragmentów, i ponowne zagłębiać w opowiadanie – teksty dla relaksu czytam zazwyczaj tylko raz, powtórna lektura mnie nudzi.

Jestem ostatnią osobą, która chciałaby się nad kimkolwiek znęcać.

P.S. Może za karę pójdę poklęczeć na grochu? 🙂

Pozdrawiam

Moge powieśić Cie do góry nogami albo zastosowac tortury łaskotkowe 🙂 Chcesz ?
Możesz pobrac jako audiobok. Podczas relaksu komputer sam przeczyta 😉

pozdrawiam

Moi drodzy, Patrycjo i Lupusie,
Niezależnie od Waszej wymiany zdań, moi bohaterowie pozostaną tacy, jak ich sobie wyobraziłam. To prawda, że piszemy dla naszych Czytelników, ale mamy ten przywilej, że nie musimy, a nawet chyba nie powinniśmy się sugerować opiniami w niektórych kwestiach. Pozostawię sobie tę wolność, bo nieskromnie uważam, że nieźle mi „wyszli”.
Ocenicie ich, mam nadzieję, po kolejnych rozdziałach.
Pozdrawiam ciepło.

Lupusie, zapomniałam Ci napisać, że mój ulubiony fragment z tej książki to „prostowanie wąsa” 😀
Pozdrawiam, Ahoj!

Przepiękne opowiadanie. Rzadko zdarza mi się nawiązywać emocjonalną więź z bohaterami książek, które czytam, a Tobie udało się to zrobić w kilkudziesięciostronicowym opowiadaniu – gratulacje! Chociaż tak naprawdę to historia „zaskoczyła” w mojej głowie po śnie Mili. Tak się składa, że jestem kilka tygodni po ukończeniu GTA IV, gry komputerowej, której główny bohater również musi uporać się z własnymi demonami z wojny domowej na Bałkanach. Lubię również album „Dead Winter Dead” zespołu Savatage, na którym opowiadana jest historia dwojga młodych, zakochanych w sobie ludzi z nacji stojących po dwóch stronach barykady. Nie będę więc ukrywał, że tym opowiadaniem szarpnęłaś we wrażliwą strunę. Jedna rzecz, do której mógłbym się przyczepić, to zbyt krótkie sceny erotyczne. Budujesz wspaniały, romantyczny nastój i w moim odczuciu zdecydowanie za szybko się kończą. Nie mogę doczekać się lektury kolejnych części.

Pozdrawiam,
Frodli

Napisz komentarz