Podleśna 9 (Sinful Pen)  3.63/5 (32)

27 min. czytania
Fern Rodriguez(Rodfern2011), "Jean Jacket", CC BY-NC-ND 3.0

Fern Rodriguez(Rodfern2011), „Jean Jacket”, CC BY-NC-ND 3.0

Poniższe opowiadanie jest publikowane powtórnie w ramach cyklu Retrospektywy. Pierwszy raz pojawiło się na portalu Najlepsza Erotyka 3 marca 2013 roku.

.

Obecnie, poranek.

Powrót do domu, po długiej nieobecności, zawsze wywołuje wiele emocji. Moja trwała siedem lat. Jeszcze na studiach dostałem propozycję wyjazdu do Stanów na staż. Wielka szansa – z której skwapliwie skorzystałem – rozdzieliła mnie z rodziną na taki właśnie czas. Od jakiegoś czasu jednak czułem potrzebę powrotu do Polski i rodziny. Przyleciałem trzy dni temu – nikt z rodziny o tym nie wiedział –  taka niespodzianka – prosto z lotniska obrałem kierunek na dom. Mówiąc dom, mam na myśli, małą (około dwanaście tysięcy mieszkańców) miejscowość, oddaloną od Warszawy o jakieś czterdzieści kilometrów.

Powrót do domu będzie teraz, kojarzył mi się też, z mokrymi od pocałunków policzkami i obolałymi od ściskania dłońmi oraz ramionami. Entuzjazm rodziny w witaniu mnie trwał całe trzy dni. Nie powiem, ja również się wzruszyłem widząc po takiej rozłące rodziców, starszą siostrę z mężem i młodszego brata. W końcu za kilka miesięcy kończę trzydzieści lat. Cholera, człowiek poważnieje, robi się bardziej sentymentalny. Nie założyłem własnej rodziny. Powodów było wiele, przede wszystkim brak czasu, po drugie wolałem krótkie niezobowiązujące znajomości. Zresztą – najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny – wróciłem i teraz mogę się rozejrzeć za właściwą kandydatką.

Tak więc, po trzech dniach intensywnych powitań, obudziłem się wcześnie, umyłem, złapałem coś na ząb i wyszedłem pooddychać świeżym powietrzem i pozaglądać w stare kąty. Zacząłem od naszej ulicy. Mieszkamy na ulicy Podleśnej pod numerem dwudziestym trzecim. To sam koniec miasteczka – od tyłu, domy po naszej stronie ulicy sąsiadują z niewielkim, ale dosyć gęstym laskiem, od którego oddziela ich wąska ścieżka. Zielona, przyjemna okolica. W sam raz, dla dzieciaków, a przecież to tu właśnie spędziłem swoje dzieciństwo, a potem czas szkoły średniej. Teraz idąc ulicą wciągnąłem głęboki haust powietrza, delektując się nim. Rozglądając się bacznie, doszedłem do wniosku, że pewne rzeczy nie zmieniają się nigdy. Numer dziewiętnasty – państwo Hajny – trawnik jak zwykle idealnie przycięty, pani Dutkiewicz trwa w swoim kiosku odkąd sięgam pamięcią, pod numerem jedenastym – państwo Tomczakowie – zawsze co rano, zawsze spóźnieni, zawsze w biegu wyjeżdżają z domu. Kolejny dom – numer dziewięć. Mur z żółtawego piaskowca, a za nim ładny, beżowy dom z brązowym dachem.

Dopadła mnie fala gorących wspomnień. Bardzo gorących. Spojrzałem na drugą stronę ulicy. Sklep Jaroszów, z przylepionym do niego barem, który otwierano znacznie później. Kupiłem sobie zimne piwo, usiadłem na ławie przed zamkniętym barem i ponownie spojrzałem na dom oznaczony numerem dziewięć.

Ze sklepu doleciały mnie słowa znanej piosenki:

„…wspomnienia palą mnie jak słońce, wspomnienia jak lawa gorące…” – bardzo adekwatne słowa. Tak, niektóre wspomnienia nadal wywołują silne emocje i przyjemne mrowienie na skórze. Rozsiadłem się wygodnie i zanurzyłem w nich.

Dwanaście lat temu, początek czerwca.

W ogrodzeniu, na tyłach naszego domu, była furtka. Zamknięta na kłódkę i bardzo rzadko używana. Tej soboty jednak jakimś nieznanym sposobem kłódka zniknęła a furtka była uchylona. Ramzes – nasz wilczur – postanowił właśnie zrobić sobie spacer, zapewne poszukać grzybów w pobliskim lasku. Zadanie sprowadzenia go do domu przypadło mi, co oczywiście wzbudziło we mnie poczucie krzywdy, ponieważ to nie ja byłem winny pozostawienia otwartej furtki. No, ale cóż, mamy wspaniałą matkę, jej prośbom nie należało odmawiać.

Skrzywdzony i rozłoszczony przedzierałem się przez las, widząc przed sobą jedynie koniec psiego ogona ginący między kolejnymi krzakami.

– Ramzeees! – krzyknąłem między drzewa. –

Oczywiście, żadnego odzewu.

– Ramzees, głupi bydlaku! Wracaj do domu!

Zgarnąłem z twarzy kolejną porcję pajęczyn i potknąłem się o wystający z ziemi korzeń. Po chwili oglądałem runo leśne w pozycji horyzontalnej. Powtórzyłem kilka razy ulubione słowo Polaków i podniosłem, otrzepując z leśnych brudów. Spojrzałem w stronę, gdzie ostatnio widziałem psa. Nie było go tam oczywiście.

– Twoja sprawa jeśli chcesz być bezdomny. – mruknąłem do siebie.

W tym momencie usłyszałem dziwny zduszony jęk dobiegający, gdzieś z boku. Rozejrzałem się wokoło. Nic. Drzewa, krzaki jak to w lesie. Aha, jeszcze mur. Odgłosy powtórzyły się, teraz byłem pewny, że dobiegają zza muru. Ich intrygujące brzmienie poruszyło moją ciekawość.

Wszystkie domy na Podleśnej, które sąsiadowały z lasem, oddzielała od niego wąska ścieżka. Wszystkie – oprócz jednego – którego ogrodzenie, w postaci muru z żółtawego kamienia, wdzierało się do lasu bezpośrednio. W tym właśnie miejscu byłem, rozpoznałem je, wiedziałem kto mieszka po jego drugiej stronie. Bardzo, bardzo interesująca kobieta.

Ewa Rylska. Trzydziestopięcioletnia autorka trzech książek i artykułów w kolorowej kobiecej gazecie. Nieprzeciętna uroda plus urok osobisty. Lekko kręcące się na końcach włosy, w kolorze orzecha laskowego, wesoło błyszczące, soczyście niebieskim blaskiem oczy, mały pieprzyk nad prawym kącikiem, skorych do uśmiechu ust. Nienaganna, szczupła figura, jakiej nie powstydziłyby się młodsze o kilkanaście lat dziewczyny. Kształtne, krągłe piersi – duże, ale nie przesadnie – które, szczególnie w cieplejsze pory roku, odsłaniała, niewiele pozostawiając wyobraźni. Tyle jeśli chodzi o urodę.

Intrygującą czyniło jednak tę kobietę co innego. Tutaj pora na krótką dygresję o materiale ludzkim zgromadzonym w małych mieścinach. Małe miejscowości mają swoja specyficzną atmosferę. Tu każdy wie o wszystkich wszystko, a czasem nawet więcej. Wie to każdy, kto mieszka lub mieszkał w takim miejscu. Pełno tam plotek i różnych barwnych opowieści. W jednym końcu miasteczka ktoś „puści bąka”, a w drugim już wiedzą, że zrobiłeś kupę. Trzeba nauczyć się z tym żyć, albo przenieść do większego miasta. Inaczej się nie da.

W naszym miasteczku Ewa Rylska miała status rozwiązłej rozpustnicy, – jeśli nie działo się nic wyjątkowego – była tematem numer jeden wszelkich plotek. Dwa krótkie małżeństwa, dwa bardzo szybkie rozwody, zero dzieci, tysiące podejrzeń i pomówień. Matematyka pozostawiają bez szans.

Miejscowe „stateczne” gospodynie domowe z największą rozkoszą, gdyby mogły rozpaliły by na rynku stos, patrząc jak „nienasycona ladacznica” zamienia się w zwęglony skwarek. Przybite codzienną rutyną i obowiązkami, zazdrościły pani Ewie jej luźnego sposobu bycia, wolności i radości oraz czerpania z życia co najlepsze, bez żadnych zahamowań. Tak przynajmniej tłumaczyła kiedyś mojej siostrze mama. Porządne panie z naszego miasteczka, podejrzewały Rylską o spanie z większością tutejszych mężczyzn, co ciekawe, każda wierzyła, ze akurat jej mąż jest w nielicznej grupie, która się wdziękom rozpustnicy nie poddała. Mężczyźni natomiast żywo przytakiwali swoim żonom, ale gdy odwracały głowy ochoczo spoglądali na wdzięki pani Ewy.

Ona natomiast – świadoma tego co się o niej mówi w miasteczku – śmiała się z tego, z uśmiechem witając, mijające ja na ulicy kolejne panie, czym wzbudzała jeszcze większą ich złość i frustrację. Wiedziała, że im również wiele można by zarzucić, ale one robiły to w wielkiej tajemnicy, stwarzając pozory i żyjąc nimi, w przeświadczeniu, że są ideałami. „Każdy ma prawo żyć po swojemu, tym bardziej jeśli nikogo nie krzywdzi.” – tłumaczyła nam mama. Byliśmy jedną z nielicznych rodzin, która przyjaźniła się z Rylską. Zawsze lubiłem pełną nieodpartego uroku sąsiadkę z drugiego końca ulicy.

Teraz stałem pod murem jej posesji, zastanawiajac się co mogą oznaczać dziwne odgłosy za murem. Miałem wielką ochotę to sprawdzić, ale dopadły mnie wątpliwości. Podsłuchiwanie nie jest raczej chlubnym zajęciem, a tym bardziej, że miałbym to zrobić osobie, którą lubię. Mój dylemat trwał dobrą chwilę, ale, że w wieku niespełna osiemnastu lat poczucie winy bardzo często przegrywa z młodzieńczą ciekawością, toteż z każda chwilą byłem coraz bardziej zdecydowany, żeby sprawdzić co się dzieje po drugiej stronie muru. W końcu ciekawość całkowicie pokonała moje wątpliwości.

Wykonanie tego co zamierzałem nie było niczym specjalnym dla wysportowanego nastolatka, ale tutaj rzecz okazała się jeszcze prostsza. Tuż przy murze rósł potężny dąb, którego jedna z grubszych gałęzi wychodziła za mur, na ogród Rylskiej. Gdy byłem już na górze, okazało się jeszcze, że koniec konaru ginie w kępie ogrodowych krzewów i drzewek, dzięki czemu można było być zasłoniętym i obserwować zza ściany zieleni, co się dzieje w domu.

Z głową w środku kępy krzaków, opędzając się z rozmaitych żyjątek, wyjrzałem w stronę domu. Około sześciu metrów ode mnie była tylna ściana domu, z dużym, wysokim prawie na całą kondygnację, łukowatym oknem. Pokój za nim musiał być sypialnią, o czym świadczyło wielkie łoże stojące na jego środku.

Niestety, moja ciekawość została zaspokojona tylko w niewielkim stopniu, z bardzo prozaicznego powodu. Spóźniłem się, ale i tak czułem jak serce przyśpiesza, gdy patrzyłem w stronę domu.

Na łóżku leżały – zwrócone tyłem do okna – dwa nagie ciała. Jedno, choć w większości zasłonięte należało z całą pewnością do Ewy Rylskiej, drugie do kompletnie nieznanego mi mężczyzny. Jedno co mogłem powiedzieć o nim to, że miał włosy czarne jak węgiel, był dobrze zbudowany, opalony jakby wrócił prosto z Karaibów i miał zarośnięty tyłek. Rękę oparł na biodrze pani Ewy i szeptał jej coś do ucha. Trwało to jeszcze małą chwilę, po czym oboje zastygli bez ruchu. Poczekałem kilka minut, by się upewnić, czy sytuacja się nie zmieni, ale wszystko wskazywało na to, że zasnęli. Zapewne znużeni tym, czego nie udało mi się podejrzeć. Byłem trochę zawiedziony, pomimo to moja wyobraźnia zaczęła pracować na wysokich obrotach, podsuwając mi co chwila nowe obrazy pani Rylskiej bzykającej się w coraz to bardziej wymyślnych pozycjach z czarnowłosym facetem.

Zawiedziony czy nie, postanowiłem nie sterczeć dalej bez sensu w lesie. Między drzewa wkradał się mrok. Byłem tuż przed naszą furtką, gdy poczułem coś wilgotnego i szorstkiego na dłoni. Drgnąłem wystraszony. To był Ramzes, któremu najwyraźniej znudziło się samotne bieganie po lesie. Radośnie machał ogonem i lizał mnie po ręku.

Dwanaście lat temu, środek lipca.

Reputacja. Niektórzy się nią przejmują, inni wcale. Ewa Rylska zdecydowanie należała do tych drugich, nie pomyślałaby jednak, że to właśnie swojej reputacji zawdzięczała moje zainteresowanie jej osobą. Po pamiętnym wieczorze, kiedy Ramzes uciekł do lasu, a ja szukając go, trafiłem na zakończenie sceny łóżkowej pani Ewy i czarnowłosego osiłka, postanowiłem poobserwować uroczą mieszkankę naszej ulicy w nadziei na kolejne, tym razem pełne seanse.

Przekonałem się, że w dni powszednie spokojnie można dać sobie spokój z podglądaniem. Od poniedziałku do piątku, codziennie, wcześnie rano Rylska wyjeżdżała do pracy, wracając późno. Dopiero piątkowy wieczór był granicą, po której można było liczyć na więcej. Weekendy pani Ewa często spędzała w męskim towarzystwie i pomimo opinii „rozwiązłej”, wciąż był to ten sam facet z włosami w kolorze węgla. Tydzień po wydarzeniu z Ramzesem mieliśmy wizytę dziadków, wiec nie wypadało opuścić rodziny w takiej sytuacji. Później byłem dwa tygodnie z kumplem na Mazurach, a gdy wróciłem to okazało się, że pani Ewa wyjechała na tydzień. Ostatni weekend przepadł zaś z powodu pogody, od dziesięciu dni z nieba lały się strugi deszczu. Minęło więc półtora miesiąca, zanim mogłem ponownie usiąść na gałęzi dębu i podejrzeć zabawy sąsiadki z jej kochankiem.

****

Od półgodziny siedziałem na niewygodnej gałęzi, czując jak puchnie mi tyłek i zastanawiałem czy przypadkiem dzisiaj nie przyszła im ochota na seks w łazience lub kuchni. Zważywszy na moje poświecenie (odciski na pośladkach), byłoby to bardzo niefortunne. Dodatkowo moje nozdrza drażnił wszechobecny zapach świeżo skoszonej trawy. Powoli zaczęło mnie dopadać zdenerwowanie.

Właśnie rozważałem w myślach opuszczenie stanowiska i spędzenie soboty w towarzystwie kumpli, gdy w pokoju za wielkim oknem zabłysło żółtawe światło kinkietów. W drzwiach stanęła Rylska w rozpiętym szlafroku pod którym miała tylko dolną część bielizny, całując namiętnie Czarnowłosego. On z kolei miał na sobie tylko bokserki i… krawat, luźno zwisający z szyi. Nie przerywając pocałunku pani Ewa chwyciła za wiszący na mężczyźnie ozdobny kawałek materiału i niczym rasowego ogiera pociągnęła za sobą w głąb pokoju.

Usiadła na brzegu łóżka, jej spojrzenie jawnie zachęcało Czarnowłosego do przejścia na kolejne etapy igraszek. Nie trzeba go było specjalnie do tego zachęcać, jego duże dłonie wprawnym ruchem zrzuciły z ramion pani Ewy szlafrok i zagarnęły jej piersi od spodu. Usta kochanków wpiły się w siebie, z zachłanną czułością poddawali swoje ciała pieszczotom rąk.

Wlepiłem wzrok w szklaną tafle okna, z zapartym tchem obserwując iskrzącą pożądaniem scenę. Wiedziałem już, że to co widzę i zobaczę jeszcze, w pełni zrekompensuje mi ból zdrętwiałego tyłka. Dziwną suchość w ustach próbowałem pokonać przesuwając językiem po wargach. Niewiele to pomagało, ale powtarzałem to co chwila.

Czarnowłosy opadł przed Rylską na kolana i wprawnym ruchem pozbawił ją majtek, po czym jego głowa zniknęła między jej udami. Pani Ewa odchyliła głowę do tyłu, z przymkniętymi oczami, poddała się zadawanej jej pieszczocie, palcami przesuwając po czuprynie kochanka. On tymczasem z coraz większym zapałem pieścił najgłębsze rejony między udami Rylskiej, o czym świadczyły coraz bardziej energiczne ruchy jego głowy.

Powietrze w pokoju, zapewne po sufit wypełnione podnieceniem musiało uchodzić przez uchylone okno prosto w moją stronę, bo poczułem je na własnej skórze, niczym ukłucia mikroskopijnych igieł. Strużka potu spływała mi z karku, po plecach, wdzierając się pod spodnie. Nie mogłem uwierzyć, że siedzę tu i patrzę jak ta wyjątkowa kobieta wije się w objęciach Czarnowłosego. Gdybym potrafił spojrzeć sobie w oczy, na pewno w tej chwili dostrzegłbym w nich zachwyt.

Tymczasem pani Ewa chwyciła mężczyznę za krawat, pociągnęła do siebie, tak, że przewrócił się obok niej na łóżko. Leżał na plecach, a ona pochyliła nad nim oplatając go powyżej bioder nogami. Końcem języka zaczęła przesuwać po jego bujnie zarośniętym torsie i brzuchu. Szybko pozbawiła faceta bokserek i wzięła w dłoń sterczącego członka.

Facet nie popisał się jednak, przybierając pozycje tak, że nie mogłem zobaczyć jak Rylska pieści go ustami. Widziałem tylko burzę jej włosów unoszącą się i opadającą, pomiędzy męskimi nogami, dopychaną przez niego ręką w dół. Wiedziałem, że poznałem kolejny talent pani Ewy, którego dowodem była wykrzywiona w grymasie zadowolenia twarz Czarnowłosego.

W głowie zahuczało mi z podniecenia, skronie pulsowały a wcześniejsze mrowienie przerodziło się w dreszcz. Widok Rylskiej z rozkosznym zaangażowaniem pieszczącej penisa, nie pozwalał być obojętnym. Czułem jak mój członek z coraz większą siłą napiera na materiał spodni.

Pani Ewa i jej facet zakończyli tymczasem francuski etap swoich igraszek, zbliżając się do finału. Rozciągnięta na łóżku Rylska rozchyliła szeroko nogi, a jej kochanek wsunął się między nie, zadarł w górę, po czym oparł sobie na ramionach. Jedno niezbyt silne pchnięcie i czubek jego penisa wsunął się w szparkę pani Ewy. Kolejne pchnięcia były coraz mocniejsze, po każdym sztywny, nabrzmiały penis zanurzał się coraz głębiej. Zza okna słychać było powtarzające się, z coraz większą częstotliwością jęki. Mężczyzna wbijał się teraz w Rylską z wielka siłą, jej tyłeczek przesuwał się pod wpływem uderzeń, piersi rozrzucone na boki falowały nieregularnie. Dłonie pani Ewy zaciśnięte w pięści na materiale prześcieradła, potargały go niemiłosiernie. Po chwili jej ciałem, wygiętym w łuk targnął spazm, ostatnim przeciągłym jękiem, powitała spełnienie. Czarnowłosy z wysiłkiem wymalowanym na twarzy pchnął jeszcze kilka razy potężnie, a potem wyciągnął członka, chwycił w dłoń, strzelając strumieniem spermy na leżącą przed nim Rylską.

Obserwując ich wysiłki, podniecenie podniosło temperaturę mojego ciała tak, że paliło mnie od środka, jakby ktoś wlał we mnie wrzątek. Gdy poruszyłem się, aby ulżyć trochę uciskanym przez gałąź częściom ciała, poczułem w kroczu mokre ciepło. Spojrzałem i sam do siebie w duchu się roześmiałem. Miłosna gra tocząca się za oknem tak mnie pochłonęła, że przeoczyłem moment, gdy mój członek wystrzelił na dowód wielkiego podniecenia.

Kochankowie leżeli zadowoleni i zmęczeni na wielkim łożu, chłonąc przeżyte przed chwilą uniesienie. Postanowiłem zostawić ich sam na sam z tym stanem, wycofałem i opuściłem się po drzewie na dół.

Wracając do domu, wypuściłem koszulkę na spodnie, żeby choć częściowo zasłoniła plamę w okolicach rozporka. Byłem bardzo zadowolony i nie żałowałem, że pomimo pewnych moralnych oporów, zdecydowałem się na podglądanie, mieszkającej kilka domów dalej sąsiadki.

Przed północą – leżąc już w łóżku – cały czas w głowie miałem sceny podejrzane kilka godzin wcześniej. Nawet sen nie wyzwolił mnie od nich.

Dwanaście lat temu, koniec sierpnia.

Cały dzień zbierało się na deszcz.. Chciałem przed nim zdążyć, żeby spotkać się z przyjaciółmi. Mieliśmy razem jechać do Warszawy zabawić się. Tydzień temu skończyłem osiemnaście lat, impreza była bardzo udana i wszyscy postanowiliśmy, że ten wesoły nastrój trzeba podtrzymać jak najdłużej. Byłem już prawie za progiem, gdy usłyszałem głos mamy. Od kilku dni chorowała, co sparaliżowało funkcjonowanie domu. No cóż, jeszcze chwilę mogę jej poświęcić

– Słucham, mamo? – rzuciłem od progu jej pokoju.

– Marcin, taty nie ma a twoje rodzeństwo też gdzieś zniknęło. – zaczęła mama. – Wiem, że chciałeś już wyjść, ale musisz to na parę minut odłożyć.

– Co się stało? – starałem się nie być rozczarowany. W końcu mamy najlepszą matkę na świecie.

– Dwa dni temu dzwoniła do mnie Ewa Rylska, że wraca jutro rano. Prosiła, żeby zrobić jej małe zakupy i zajrzeć do domu. – powiedziała mama. – Tata był rano w jej domu i sprawdził wszystko. Zakupy zrobiła twoja siostra, ale nie ma ich kto zanieść. Jak będziesz szedł do kolegów, wstąp proszę do Rylskiej i zostaw je.

– Dobrze. – zgodziłem się bez wahania, bo rzeczywiście było mi po drodze.

– Aha, synku… jak możesz to pozamykaj u niej okna, które rano tata otworzył, żeby przewietrzyć dom, dobrze? – dodała mama z uśmiechem. –Pogoda się zmienia, znów chyba będzie padać.

– Pewnie.

– Zakupy są w kuchni, a klucze do domu Rylskiej są na półce w przedpokoju. Tylko nie zgub ich na imprezie. – wyjaśniła mi mama.

– Jasne.

Pomachałem mamie i zabierając ze sobą co trzeba wybiegłem z domu.

Podleśna dziewięć. Otwierałem furtkę z lekkim podekscytowaniem. Ostatnie wydarzenia w moim życiu związane z osobą Ewy Rylskiej wprowadzały mnie w taki stan, gdy widziałem ją na ulicy lub, gdy coś mi się z nią kojarzyło. Wąska ścieżka z płaskich kamieni prowadziła prosto do drzwi frontowych. Stojąc przy nich usłyszałem muzykę dolatującą z wnętrza domu. Pot wstąpił mi na czoło. Oczami wyobraźni zobaczyłem złodziei myszkujących w środku. Zebrałem się w sobie i przekręciłem klucz w zamku. Może to ojciec rano zapomniał wyłączyć radio? Ostrożnie, krok za krokiem wszedłem do środka po korytarzu i stanąłem w otwartych drzwiach kuchni. Zamurowało mnie zupełnie. Jak na filmach rysunkowych, oczy wyszły mi z orbit a szczęka opadła z wielkim hukiem. Już wiedziałem, dlaczego w pustym domu słychać dźwięki muzyki.

Gospodyni domu stała pochylona, szukając czegoś w jednej z dolnych szafek. To oczywiście nie powód, żeby być w szoku. Ma prawo być w swoim domu, ale była ubrana jedynie w błękitny, cienki i wyjątkowo krótki szlafroczek. Jego długość w połączeniu z pozycją w jakiej stała powodowała, że miałem cudowny widok na jej zgrabne nogi i gołą pupę. Trwała tak dobrą chwilę, a ja starałem się nie oddychać. Stojąc w progu jej kuchennych drzwi przypominałem bardziej słup soli, niż Marcina Małachowicza – zamieszkałego kilkaset metrów dalej.

– Dzień dobry, Marcin. – jej przywitanie wyrwało mnie z odrętwienia. – Nie wiesz, że nieładnie jest się tak przyglądać kobiecie, zwłaszcza tak ubranej?

Odruchowo próbowałem się wycofać podczas, gdy ona poprawiała szlafrok.

– Zaniemówiłeś? – w jej oczach tliła się wesołość.

– Nii…e, tylko…, dzień… dobry. – wstyd plątał mi język.

– No, nareszcie przemówiłeś.

Czułem jak nogi uginają się pode mną.

– Ja… naprawdę… nie wiedziałem… i bardzo… przepraszam. – jąkałem się strasznie.

– Wiem, wiem, miałam być dopiero jutro, ale znajomy, który miał mnie przywieźć zmienił czas wyjazdu, więc jestem. – wyjaśniła, uśmiechając się do mnie. – Powinnam zadzwonić do twojej mamy, ale ta podróż wyssała ze mnie wszelką energię i padłam zaraz po tym jak przekroczyłam próg.

Kiwnąłem głową, że rozumiem.

– Dopiero co się obudziłam, wzięłam prysznic i miałam dzwonić do was, ale… jak tylko zjem. – ciągnęła dalej wyjaśnienia. – Jestem strasznie głodna.

– Rozumiem. Jeszcze raz bardzo przepraszam. – udało mi się powiedzieć.

– Za co? – padło krótkie pytanie.

– Jak to? No za to, że… no, przecież… pani wie. – znów wróciło mi się jąkanie.

– Aaa, za to. –zaśmiała się. – Nie ma za co, przecież dla ciebie to żadna niespodzianka.

Tym stwierdzeniem zbiła mnie zupełnie z tropu i odebrała resztki, kołatającej się gdzieś odwagi.

– Nie… rozumiem. – wydukałem.

– Przestań. – kolejny uśmiech. – Przecież jesteś moim fanem.

„Kurde, o co jej chodzi?” – pomyślałem i zrobiłem głupią minę.

– Marcin, bo przestanę mieć o tobie dobre zdanie. – powiedziała.

– Ale, ja naprawdę nie wiem…

– Dobrze, podpowiem ci… mur, drzewo, okno… trzeba więcej czy nie?

Nie znam wszystkich odcieni czerwieni, ale ten który teraz miałem na twarzy, był z pewnością, czerwieńszy i ciemniejszy od koloru buraka. Wzrok wbiłem w terakotę, z nadzieją, że się rozstąpi, a ja będę mógł się zapaść ze wstydu pod ziemię.

– To… pani… wiedziała? – to jąkanie, chyba mi zostanie na zawsze, przez tą rozmowę.

– No cóż. – mrugnęła do mnie łobuzersko okiem. – Tak.

Właśnie się przekonywałem jak bardzo można stopniować wstyd.

– To dlaczego nic pani z tym nie zrobiła? – zdobyłem się na pytanie.

– A co miałam zrobić? – mówiąc to, zaczęła smarować kromki chleba masłem. – Iść do twoich rodziców na skargę? To nie w moim stylu, a po drugie…

Na chwilę zawiesiła głos.

– A po drugie, miałam im powiedzieć co porabiałam, gdy mnie podglądałeś? – uśmiechnęła się znowu do mnie. – Wiem, że twoi rodzice lubią mnie, co nie jest zbyt popularne w naszej mieścinie, ale ta opowieść akurat mogłaby się im nie spodobać. Jak sądzisz?

– Myślę, że tak. – westchnąłem.

– No właśnie. Jest jeszcze jeden powód, ale on zostanie moją słodką tajemnicą. – jej głos ociekał słodyczą. – Z biegiem lat przekonasz się, że kobiety są… bardzo tajemnicze. – zachichotał sama do siebie.

Na dzisiaj miałem dość wstydu i przypomniałem sobie o kumplach. Ciekawe czy wciąż na mnie czekają?

– Jeszcze raz bardzo przepraszam, ale ja już chyba pójdę. – stwierdziłem z ulgą, że zaraz się uwolnię.

Zrobiła minę jakby sobie coś przypomniała.

– Marcin, ty chyba niedawno miałeś osiemnaste urodziny, prawda ? – zapytała niespodziewanie.

– Tak. Tydzień temu. – potwierdziłem.

Zdjęła czajnik z gazu i zalała nią zawartość kubka. Gotowe kanapki postawiła na stole.

– Na pewno chcesz już iść? – spytała.

– Tak. – tego byłem pewny jak cholera.

Wskazała palcem za okno.

– Zobacz jak się rozpadało.

Rzeczywiście, za oknem deszcz lał się z nieba potokami. Totalna ulewa.

– Mimo to chyba pójdę. – wolę moknąć, niż przeżuwać kolejne porcje wstydu.

Rylska zasłoniła rolety w oknie i stwierdziła.

– Jak chcesz. Możemy jeszcze chwilę pogadać, zrobię ci herbaty, może zjesz ze mną. – znów uśmiechała się do mnie. – Strasznie nie lubię jeść sama.

– Ale…

– Dobrze, przestań już z tym wstydem. – powiedziała stanowczo. – Przecież, w końcu podobało ci się to co podejrzałeś, prawda?

Przezornie wolałem milczeć.

– Nie chcesz to nie mów, jak i tak wiem swoje. – w oczach migotały jej wesołe ogniki. – Uważam, że w twoim wieku zainteresowanie, hmm… tymi sprawami jest rzeczą naturalną.

Wciąż milczałem.

– Uznaję, że to upokorzenie, które masz wypisane na twarzy jest wystarczającą karą. – powiedziała. – I zapomnijmy o sprawie, dobrze?

– Dobrze. – wyszeptałem, zgadzając się z radością na jej warunki.

– To co, napijesz się herbaty? – spytała. – Przeczekasz chociaż największy deszcz.

Zgodziłem się. Nieśmiało zrobiłem kilka kroków na środek kuchni.

– Śmiało, siadaj przy stole! – zachęciła mnie gospodyni.

Usiadłem naprzeciwko niej. Musiałem zaangażować całą siłę woli, żeby nie patrzeć w dekolt pani Ewy, który przez to, że szlafrok poprawiła dosyć niedbale, więcej odsłaniał niż zasłaniał. Nie bardzo mi to jednak wychodziło, więc podniosłem do ust kubek, żeby ukryć za nim zmieszanie.

– Poczęstuj się kanapkami. – zaproponowała Rylska.

– Nie. Dziękuję. – wydusiłem z siebie.

Za to ona sięgnęła po następny kawałek chleba. Piersi prawie wyskoczyły jej przy tym z szlafroka. Wiedziałem, że nie powinienem tam zaglądać, ale nie potrafiłem się powstrzymać. Cholera, w końcu jestem facetem – młodym jeszcze – ale facetem. Gdzie się miałem patrzeć? Na kolekcję filiżanek na półeczce po prawo?

Zauważyła moje zainteresowanie jej biustem, uśmiechnęła się delikatnie, wsunęła ostatni kawałek kanapki do ust. Na różowych wargach zostały resztki chleba. Przesunęła powoli po nich językiem, żeby je stamtąd zabrać.

– Chciałbyś ich dotknąć? – zapytała ni stąd ni zowąd.

Przyznaję się bez bicia – nie załapałem o co chodzi. Widocznie moja mina wskazywała na to, bo zapytała ponownie:

– Chciałbyś dotknąć moich piersi?

Gdyby teraz przez jej mieszkanie przebiegło stado słoni, moje zdziwienie byłoby chyba mniejsze, niż po tym co usłyszałem.

– Coo? – zdziwiłem się elokwentnie.

– Marcin, jak będziesz się tak dziwił co chwila, to się rozmyślę i nic z tego nie będzie. – powiedziała puszczając do mnie oczko.

– Pani… sobie ze mnie… żartuje, tak? – w powietrzu zawisło moje pytanie.

– Nie. – usłyszałem krótką odpowiedź.

„Cholera jasna, o co tu chodzi. Podpuszcza mnie czy co?” – kołatało się w mojej głowie.

– Dlaczego pani mi to robi? – zapytałem żałośnie.

Znów zaśmiała się serdecznie, bez złośliwości.

– Co ci robię? Chcę być dla ciebie miła. – stwierdziła. – Widzę, że nie spuszczasz wzroku z moich piersi, więc chyba masz ochotę na bliższy kontakt z nimi. To wszystko, naprawdę.

– Więc pani, naprawdę nie żartuje sobie ze mnie? – wciąż nie dowierzałem.

Chyba miała dość moich wątpliwości, bo rozchyliła poły szlafroka tak, że prawie cały jej biust znalazł się na wierzchu.

– Poczekam pięć sekund. Jeśli nie wierzysz w to co mówię, nic nie rób, a ja za chwilę je schowam. – wyjaśniła mi pani Ewa.

Nie mogłem na to pozwolić, moja drżąca dłoń powoli zbliżała się do obnażonej piersi. Dotknąłem ją delikatnie, dwoma palcami. Serce na krótką chwilę przestało mi bić, zamknąłem oczy, „ Zaraz je otworzę i będę w swoim pokoju, to tylko sen” – pomyślałem. Kiedy podniosłem powieki, pani Ewa dalej była przede mną, rzeczywista jak diabli, a raczej jak anioł. Chwyciła moją dłoń za nadgarstek, napierając nią tak na siebie, że cała znalazła się na jej piersi.

– Nie bój się. – powiedziała cicho i słodko.

Zacząłem przesuwać dłonią po jej cycuszkach. Jej złocisto-brzoskwiniowa skóra była delikatna jak jedwab. Poczułem mrowienie w opuszkach palców.

– Śmielej! – usłyszałem zachętę.

Moja druga dłoń wylądowała na lewej piersi. Bardziej odważnie zacząłem gładzić te rozkoszne wzgórza, które tak często, ukryte w dekoltach, budziły moją ciekawość. Chwyciłem w palce sutki, zacząłem je pocierać. Rylska zadrżała delikatnie, prawie niezauważalnie. To zachęciło mnie do większych starań. Pieściłem ją coraz mocniej i śmielej. Po chwili pani Ewa zsunęła szlafrok ze swoich ramion tak, ze zatrzymał się na jej biodrach.

– Spróbuj ustami! – szepnęła.

Tym razem serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Nie mogłem uwierzyć, że ta piękna, dojrzała kobieta siedzi teraz naprzeciwko mnie, prawie naga i zachęca, żebym mocniej ją pieścił.

Pochyliłem się, moja twarz znalazła się o centymetry od jej biustu. Zagarnąłem piersi od spodu, przesunąłem po jednej z nich językiem. Skóra pani Ewy pachniała egzotycznymi owocami. Z każdą sekundą znikały resztki moich obaw i poczynałem sobie coraz śmielej. Mój język zapamiętale kreślił tajemnicze wzory na cudownych piersiach a jego koniec muskał nabrzmiałe sutki.

Czułem jak po całym ciele rozlewa mi się przejmujący dreszcz podniecenia, w głowie szumiało jak w ulu, pomimo uczucia pustki. Nieprawdopodobne stało się faktem i rozsadzało mnie od środka radosnym uniesieniem.

Rylska przerwała nagle moje pieszczoty, podniosła się i stojąc przede mną rozwiązała pasek szlafroka. Cienki materiał zsunął się po jej zgrabnych nogach, tworząc wokół jej stóp błękitną plamę.

Po raz któryś z kolei zatkało mnie. Jej figura wyglądała tak, jakby była dziełem rzeźbiarskiego mistrza. Stała teraz przede mną naga, a w jej oczach migotał blask zadowolenia.

– Poczekaj! – nakazała mi cicho.

Strącając talerz i jeden z kubków, zwinnie wdrapała się na stół i usiadła na nim. Górną część ciała odchyliła do tyłu, podparła rękami i rozchyliła szeroko ugięte w kolanach nogi. Mój wzrok padał prosto na jej wygolone krocze, z małą kępką ciemnych włosków. Poniżej nich różowiły się płatki jej rozkosznej dziurki.

– Myślę, że wiesz co robić. – mrugnęła do mnie łobuzersko. – Widziałeś przez okno.

Nie umiem policzyć, po raz który tego dnia zarumieniłem się ze wstydu. Nie przeszkodziło mi to jednak w kontynuowaniu naszej zabawy. Sprawy zaszły za daleko i przestałem myśleć o tym co będzie za chwilę, jutro albo pojutrze. Liczyło się teraz. Tu. Z nią.

Rozchyliłem delikatnie palcami różowe płatki i wsunąłem między nie palec. Kątem oka zauważyłem, że Rylska przymknęła oczy i przygryzła dolną wargę zębami.

Wsunąłem palec jeszcze głębiej, oplotła go ciepła wilgoć. Pani Ewa westchnęła cicho, a potem uśmiechnęła się, widząc jak przytykam palec do nosa, racząc się zapachem jej intymności. Z lekką dumą stwierdziłem że, moje pieszczoty muszą sprawiać uroczej sąsiadce przyjemność, bo z wyrazem zadowolenia, przerwała mi te zabiegi, dociskając moją  głowę do swojego krocza. Tym razem zabrałem się za to szybko, pozbyłem się już do końca, wstydu i zażenowania. Pozostało tylko zdziwienie, dlaczego ona robi to ze mną, ale przecież zasadniczo była to rzecz mało ważna, wobec faktu, że to się dzieje.

Dlatego moje palce bez skrępowania rozchylały płatki, a koniec języka drażnił je pieszczotą To był pierwszy raz, kiedy poczułem w ustach intymny

smak kobiety. Nie zapomnę tego do końca życia. Pieściłem płatki powoli, by po chwili zwiększyć tempo, a potem ssać i lizać głęboko wnętrze szparki. Czułem, że ciało Rylskiej reaguje na moje starania, wygina się co chwila w łuk. Jak dłońmi potęguję przyjemność, ugniatając nimi swoje piersi. Całe ciało paliło mnie z podniecenia i rozkoszy, pot strużkami spływał po kręgosłupie, by wdzierać się pod gatki i łaskotać mój tyłek. W głowie miałem pulsowało mi niczym na dyskotece. Nie mogłem opanować drżenia rąk, nogi miałem jak z waty, tylko udom pani Ewy, zawdzięczałem, że jeszcze trzymam pion. Minęło kilka chwil,  z moich lędźwi wystrzelił strumień ciepłej spermy. Wszystkie doznania uleciały, było mi lekko i przyjemnie, a jednak zawstydziłem się, że stało się to za wcześnie.

Rylska widząc moje zakłopotanie, znów posłała mi swój serdeczny, boski uśmiech i powiedziała:

– Nie przejmuj się. Wszystko było super. – głos jej lekko drżał.

– Ale…

– Wiem, ale nie martw się to nie koniec. – puściła do mnie oczko.

Jak dla mnie rewelacja. Po tym co się stało, mogę tu zostać na zawsze.

Zeszła ze stołu i przeciągnęła.

– Nawet dobrze mi to zrobi. Trochę tu było niewygodnie. – stwierdziła.

Stałem zdezorientowany, nie bardzo wiedząc co mam robić, gdy złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Weszliśmy na schody, patrzyłem na jej nagi tyłeczek bujający się rozkosznie przy wchodzeniu na górę i czułem się szczęściarzem. Taki widok bije na głowę wszystkie panoramy, pejzaże i urocze zakątki. Wprowadziła mnie do sypialni.

Alicja miała swoją drugą stronę lustra, teraz ja miałem swoją drugą stronę okna. Spojrzałem w jego stronę. „Ciekawe, czy teraz właśnie ktoś siedzi na moim dębie i czeka z zapartym tchem na pikantne sceny” – przeleciało mi przez głowę. Uśmiechnąłem się do swoich myśli.

Pani Ewa postanowiła nie próżnować. Usiadła na brzegu łóżka i powiedziała:

– Ściągnij slipy i chodź do mnie!

Lekko zawstydzony pozbyłem się gatek i podszedłem do niej. Wzięła w dłoń mojego lepkiego od nasienia członka, zaczęła go pieścić, długimi pociągłymi ruchami dłoni. Zadrżałem. Po chwili poczułem, że penis sztywnieje. Wyrwałem się na chwilę z rąk Rylskiej i położyłem obok niej na łóżku. Wolałem tak, przynajmniej nie stałem jak sierota.

Przekręciła się na bok i zabrała do pracy z powrotem. Tym razem jednak pomagała dłoniom ustami. Znów wpadłem w sidła podniecenia. Ciało rozpalone pieszczotami z kuchni natychmiast odpowiedziało potężnym dreszczem rozkoszy, gdy język sąsiadki trącał czubek mojego penisa i przesuwał po całej jego długości. Z gardła wydobył mi się dziwny jęk, gdy wepchnęła sobie w usta czubek członka a palcami zaczęła ugniatać moje jądra. Miałem wrażenie, jakby każdy skrawek mojego ciała czuł rozkosz oddzielnie, przez co było jej o wiele więcej.

Pani Ewa wysunęła sztywniejącego coraz mocniej członka z ust, by zaraz włożyć go z powrotem. Powtarzała to, aż cały znalazł się w jej ustach, a jądra zatrzymały się na brodzie. Wytrzymała tak chwilę, a ja poczułem jak penis rośnie w jej słodkich ustach. Powoli zacząłem tracić kontakt z rzeczywistością. Zmysły zdominowane rozkoszą odbierały coraz mniej tego, co działo się wokół nas.

Byłem na granicy swoich możliwość. Gdy Rylska wyjęła go ust sterczał niczym armata. Nie był wielki, ale wstydzić też nie miałem się czego. Nawet pani Ewa wymruczała cicho:

– Hmm, nieźle.

Podniosła się na łóżku, kucnęła nade mną. Sufit zawirował mi przed oczami, miałem wrażenie, że zawali się zaraz na mnie, razem z gustownym żyrandolem. Nie mogłem uwierzyć w to, co za chwilę się stanie. Usta piekły mnie straszliwie, zapomniałem oddechu. Drżałem cały na zewnątrz i w środku. Nowy, potężna dawka podniecenia opanowała mnie od koniuszków palców po czubek głowy.

Rylska też była rozpalona podnieceniem. Policzki zaróżowiły się jej mocno, oczy żarzyły się żądzą. Pod palcami czułem, że drżała, nie tak wprawdzie jak ja, ale wyczuwalnie. Przytrzymała dłonią mojego członka i powoli opuściła się na niego. Gdy jego czubek wsunął się w nią, pokój wokół mnie przestał istnieć. Jakby łóżko unosiło się w elektryzującej, pełnej podniecenia i żądzy przestrzeni. Liczyło się tylko to, co czuję. Wyłączyłem inne zmysły.

Była wilgotna, pełna lepkich soków. Wsuwałem się w nią coraz mocniej, a ciało wysyłało do głowy kolejne fale rozkoszy, które o mało nie rozsadzały mi głowy.

Poczułem, że opadła na mnie całkiem. Ugięła nogi w kolanach i klęcząc oplotła nimi moje boki. Ciało odchyliła do tyłu, zapierając się rękoma na łóżku, obok moich kolan. Poczułem niewielki ruch jej bioder, spazm rozkoszy szarpnął moje lędźwie. Każdy kolejny ruch jej bioder był mocniejszy. Po chwili moje również dołączyły do tego tańca. Nasze ciała poruszały się bardzo zgodnie, coraz szybciej i mocniej. Jej piersi falowały w ich rytmie, podrygując niczym galareta. Zagarniając je, zacisnąłem na nich dłonie.

Przez tą chwilę czułem się jakbym był panem świata. Cudowna, niezwykle piękna kobieta, której urodę często podziwiałem spotykając na ulicy, pieprzyła się ze mną zapamiętale i – co było najlepsze –  najwyraźniej sprawiało jej to przyjemność. Naprawdę, czego więcej może chcieć od życia osiemnastoletni chłopak, w którego ciele szaleją hormony. W tym momencie wydawało mi się, że mam wszystko – po prostu życie mnie rozpieszcza.

Tymczasem tyłeczek pani Ewy zaczął wykonywać niezbyt regularne ruchy. Na twarzy miała grymas rozkoszy, niewidzące przez podniecenie oczy były przymknięte a z rozchylonych ust, co chwila wydobywały się głośne jęki. Po chwili poczułem jak nachyla się do przodu i wpija palce dłoni w mój tors, powodując bolesne szczypanie. Szarpnęła biodrami jeszcze kilka razy i zwierając pośladki, zamarła w ekstazie. Trwało to chwilę, a potem z powrotem zaczęła kręcić tyłeczkiem. Miałem wrażenie, że mój członek za chwilę rozpuści się w jej sokach, tak było ich dużo. Głośne mlaśnięcia dawały znać, o każdym kolejnym ruchu naszych bioder.

Upłynęło kilka sekund,  poczułem, że nadchodzi finał. Zebrane w lędźwiach strumienie nasienia, napłynęły do sztywnego penisa, wystrzelając po chwili z wielką mocą. Rylska najwyraźniej wyczuła ten moment, bo uniosła sie, a mój członek  wyskoczył z cipki. Kolejne salwy spermy wybuchały na jej kroczu, udach i brzuchu. W głowie pojawiły się fajerwerki. Feeria niespotykanych doznań. Ostatnie krople nasienia sączyły się z czubka mojego penisa.

Ekstaza. Euforia. Spełnienie.

Z przylepionego do potarganego prześcieradła mojego ciała uleciało całe napięcie. W powietrzu unosił się zapach seksu. Leżeliśmy oboje bez słowa, obok siebie, kontemplując przeżyte uniesienie. Czułem jak zamykają mi się powieki. Rozkosz, pożądanie i podniecenie opuszczały mnie, ustępując miejsca snu. Jak przez mgłę usłyszałem słodki szept:

– Wszystkiego najlepszego.

****

Gdy się obudziłem, z radosną ulgą stwierdziłem, że wciąż jestem w sypialni Rylskiej. Cienka i delikatna kołdra przyjemnie drażniła moje nagie ciało. Spojrzałem na zegar. Jego wskazówki pokazywały, że za około dwadzieścia minut wybije północ. „Gdzie jest pani Ewa?” – przemknęło mi przez głowę.

Jakby słyszała, że myślę o niej i wyłoniła się zza drzwi. Stanęła, opierając się o ścianę, w ręku trzymała kieliszek, wypełniony do połowy bursztynowym płynem. Znów miała na sobie szlafrok, w którym ją zastałem po wejściu do domu. Tym razem jednak był założony dokładnie, zakrywał dokładnie to co trzeba. No, prawie dokładnie.

Uśmiechnęła się do mnie, setny chyba raz tego dnia.

– Podobał ci się prezent? – zapytała.

– Podobał!? – w moim głosie przebijał entuzjazm. – Mało powiedziane… to było jak… szóstka w totka.

– Ooo, przyjemne porównanie. Umiesz prawić komplementy. – zaśmiała się. – Nie strać tej zdolności, przyda ci się to w kontaktach z kobietami. A, i cieszę się, że tak ci się podobało.

Otworzyłem usta by jeszcze coś dodać, ale przerwała mi mówiąc:

– Jak chcesz to skorzystaj z prysznica, a potem proponowałabym, żebyś już poszedł.

– Ale…- chciałem coś dodać.

– Ale co?

– Myślałem, że trochę jeszcze u pani zostanę. – zrobiłem minę zbitego psa.

– To nie jest dobry pomysł. – stwierdziła Rylska. – Aha, jeszcze jedno… gdy będziemy gdzieś tylko we dwoje, to proszę mów mi po imieniu, „proszę pani” po tym co się stało trochę głupio brzmi.

– Ale, to nie wypada. – zdziwiłem się.

– A to co zrobiliśmy wypada? – zachichotała. – Mów mi po imieniu i tyle, a teraz zrób ze sobą porządek i zmykaj!

– Mogę panią… to znaczy ciebie jeszcze o coś zapytać? – powiedziałem nieśmiało.

– Nie musisz, wiem o co chcesz spytać. – odpowiedziała. – Odpowiedź brzmi… nie.

– Ale, jak to…? Dlaczego…? – próbowałem coś wskórać.

– Po prostu. Nie i już. – padła stanowcza odpowiedź okraszona na osłodę uśmiechem. – To był jednorazowy wyskok. Taki mój kaprys. Twój urodzinowy prezent.

– Ale…

– Żadnego ale… i nie wracajmy już do tego. – powiedziała Ewa. – Chyba, że pamięcią. Ok.?

Nie mogłem się z tym pogodzić, ale pokiwałem głową na zgodę.

Pół godziny później szedłem Podleśną, skąpaną tylko w słabym świetle latarni do domu, w myślach przeżywając każdą sekundę mojego spotkania z Rylską. Policzek wciąż palił mnie po pocałunku, jaki złożyła na nim na pożegnanie. Przez kilka najbliższych dni chodziłem otumaniony, tym co się wydarzyło między mną a Ewą.

Półtora tygodnia później Rylska wyjechała na rok do Niemiec, zostawiając mnie całego w żalach i pretensjach do całego świata, bo liczyłem na to, że jednak zmieni zdanie, co do naszych, kolejnych schadzek. Niestety, choć pozostaliśmy przyjaciółmi – kolejnych „razów”, nigdy już nie było.

Obecnie, poranek, nieco później.

Wspomnienia zaprowadziły mnie pod znajomy dąb. Gdy skończyłem wspominać, rozejrzałem się i stwierdziłem, ze stoję koło niego. Nie miałem już osiemnastu lat, a jednak wdrapałem się na drzewo i zająłem pozycję do podglądania – jak dawniej.

Dom i ogród nie zmieniły się wcale. Przyzwyczajenia Ewy też – okno było nie zasłonięte i uchylone. Wszystko wskazywało na to, że w środku nikogo nie ma. Zamyśliłem się.

Trwało to kilka minut, gdy rozległ się dźwięk dzwonka w moim telefonie. Wyciągnąłem go z kieszeni, prawie przepłacając to upadkiem z drzewa i odebrałem.

– Cześć. Słyszałam, ze wróciłeś. – jej głos poznałbym wszędzie. Dalej ociekał słodyczą

– Cześć Ewa. – odpowiedziałem.

– I to ja pierwsza mam do ciebie dzwonić, co? – w jej głosie słyszałem wesołość. – Jeszcze do tego po to, żeby nakryć cię na podglądaniu.

– Ty… ty… – nie mogłem dokończyć zdania, bo ogarnął mnie śmiech.

Spojrzałem w stronę okna. Stała tam i machała do mnie ręką. Niewiele się zmieniła, wciąż była bardzo atrakcyjna, pomimo, że do pięćdziesiątki brakowało jej tylko trzy lata.

– Nie siedź tam, bo dostaniesz odcisków na tyłku. – usłyszałem jej wesoły głos. – Gdy cię zobaczyłam na tym drzewie Tarzanie, wstawiłam wodę, więc złaź stamtąd i wpadnij na herbatę.

– Jasne. – zgodziłem się śmiejąc.

– Aha, daruj sobie dzwonienie do furtki. Wejdź przez ogród jak już tam jesteś. – stwierdziła, mrugając do mnie okiem.

Po chwili dzwoniłem do drzwi jej domu.

– Otwarte! – usłyszałem głos zza nich.

Wchodząc zastanawiałem się, czy Ewa też tak dobrze jak ja pamięta tamten wieczór, dwanaście lat temu.

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Na to czekałam z niecierpliwością… I zapewne nie tylko ja.

Klasyka DE, jeden z najlepszych autorów i świetny, dynamiczny tekst. Na razie tyle, bo późno.
Cieszę się bardzo, że do nas dołączyłeś 😀

Klasyka – dobre określenie.

Pod tym opowiadaniem na DE pojawiło się wiele wspaniałych komentarzy. Wiki najtrafniej według mnie napisała, że mężczyzna – szczególnie taki jak bohater tego opowiadania (młodziutki, napalony, zawstydzony, przejęty) nie zauważa wad wybranki. Choćby miała cellulit i rozstępy, dla niego i tak będzie ucieleśnieniem mokrych snów. Będzie doskonała.
I tego będę się trzymać, licząc na to, że mój wybranek wciąż jest zaślepiony miłością 🙂

A tak na marginesie… Trzydziestopięcioletnia dojrzała kobieta. Dla osiemnastolatka – to oczywiste.
Ale kiedy ja teraz czytam ten tekst, to myślę sobie… "dojrzała? toż to młódka :)"

Reasumując, bardzo miłe wspomnienia. 5/5

Jak tylko zaczynałem czytać to tak mnie coś tknęło… i nie pomyliłem się. Wspaniałe połączenie klasycznego tekstu z nową robiącą nadzieję na kontynuację ramą czasową. A i teraz też inaczej (podobnie jak Rita) patrzę na wiek kobiety 😉
jimmyg

Mój pierwszy kosmaty tekst na DE, pierwszy w ogóle, ma ponad 10 lat. Mam wrażenie jakby to było dużo dawnej. Cóż… nie zaprzeczę, że mam do niego sentyment.
Miss bardzo jesteś łaskawa – pewnie mniej lub więcej na wyrost – ale i tak moja próżność tarza się wesoło, mile połechtana przez Twoje słowa. Poza tym tez się cieszę, że się odnalazłem.
Rito. ale o to przecież chodziło, przecież taka Rylska miała tych wad sporo, może nawet rozstępy takie, że mogły służyć za portmonetkę :), ale dla tego chłopaka była właśnie taka. Zresztą, ponoć Rita Hayworth mówiła o facetach, którym poszczęściło się znaleźć z nią w łóżku; kładą się do łóżka z Gildą, budzą obok mnie.
Dziękuję za komentarze.
Pozdrawiam.
SP.

Drogi SP,
Przeczytałem z przyjemnością. Gratuluję debiutu. Nie jest ważne, iż utwór ma 10 lat. To tylko obiecuje większe "rozkosze" przy czytaniu tych nowszych. Lubię proste teksty o prostych sprawach, bez krzykliwej scenografii oraz kontekstu.
Pozdrawiam,
Karel

Bardzo sympatyczny debiut Sinfula na Dobrej Erotyce, dziś staje się zarazem debiutem na Najlepszej Erotyce.

Historia zatacza wielki krąg 🙂

Okoliczność tym bardziej fortunna, że opowiadanie jest w pełni satysfakcjonujące dla Czytelnika. Mamy tu kilka dość klasycznych elementów fabularnych, które jednak układają się w pasjonującą całość. Młodzieńcza fascynacja erotyczna, spełniona fantazja, dawnych wspomnień czar…

Wszystko to ukazane z perspektywy wciąż młodego, lecz dorosłego już człowieka, na którego to pierwsze doznanie znacząco wpłynęło. Kluczem interpretacyjnym jest tu moim zdaniem jego poźniejsze życie uczuciowe, składające się z krótkich i przelotnych relacje z kobietami – to jakby nawiązanie do urwanej i epizodycznej relacji z Ewą.

Dobry pomysł, umiejętnie rozwinięty. Debiut dobry przed latami, debiut dobry dziś.

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

NE porównałbym do sekty erotomanów 😉 gdzie werbuje nowych członków. No i widzę że ciebie też zwerbowali. I dobrze zrobili 😉

Ależ, Anonimie, nie jesteśmy sektą! Nie zamykamy się w ścisłym gronie, lecz cały czas rozwijamy się, także liczebnie. Myślę,że, jesteśmy dość inkluzywni. Tylko w marcu będą aż dwa debiuty na łamach NE (opowiadanie Sinfula to jeden z nich, następny na Dzień Kobiet)!

Pozdrawiam
M.A.

A ja myślę, Megasie, że nie ma co ukrywać.

Tak, jesteśmy sektą w pełnym tego słowa znaczeniu. Każdy nowy hem, hem, członek musi zostać wprowadzony – najlepiej, jeśli polecającym jest osoba płci przeciwnej – i przejść inicjację (sic). Nie ma lekko. Ale potem – z górki. Nic, tylko publikować.

Zatem, jeśli młody adepcie/adeptko NErotyki chciał(a)byś do nas dołączyć – ślij maila na kontakt. Ale pamiętaj – inicjacja nie jest taka hop-siup.

Czuj się ostrzeżony(a).

Pozdrawiam.
Starszy inicjator, seaman.

Sekta, sekta. Ja nie mam wątpliwości, że tym właśnie jesteśmy 🙂

Megasie, jesteśmy inkluzywni (cóż za miłe słowo), ale działalność sekt właśnie na tym polega – werbowanie nowych członków to w końcu jeden z priorytetów takich organizacji. 🙂

Sekta!!! A to dobre. Solidnie się uśmiałem… Po czym jak się chwilę zastanowiłem to coś w tym jest:)

Drodzy czytelnicy – nawet sobie nie wyobrażacie ile odbywa się dyskusji w naszym gronie nad przyjęciem kolejnych członków. Oczywiście nie wynika to z naszej zarozumiałości, ale z faktu dbania o jak najlepszą jakość tekstów jakie dla was publikujemy 🙂

Nadal szukamy zaginionych owieczek z DE oraz obiecujących autorów z różnych zakamarków internetu:)

Po waszych reakcjach, czyli ocenach i komentarzy, można wnioskować, że nieźle nam to idzie:)

Świetnie, że Sinful Pen (chyba mój ulubiony nick jeśli chodzi o opowiadania erotyczne – istny strzał w dziesiątkę!!!) do nas dołączył. Czekam na kolejne tekty, a w szczególności na jedno jego, ale nie powiem które 😛

Mam nadzieję, że nie na jedno z zaginionych 😉

Jeśli dobrze pamiętam co tam się mogło naszemu Kojotowi podoba, to obstawiam tekst z dwuczłonowym tytułem, gdzie obydwie części tegoż tytułu zaczynają się na literę "P", ale… może się mylę.

Znowu strzał w dziesiątkę!
No proszę jak zapamiętał moje zachwyty w komentarzach 😀

Świetny tekst, dobrze że znalazłeś naszą sektę ;). Również czekam na kolejne Twoje opowiadania.

daeone

Opisy pierwszych doświadczeń młodzieńców ze starszymi od nich kobietami zazwyczaj trącą groteską a w najlepszym wypadku tryskają naiwnością. Zgrabnie ominąłeś te rafy :). Podoba mi się struktura tekstu i stopniowanie retrospekcji, dobrze dobrane tempo akcji. Co do samej sceny to nie przepadam za takimi klimatami choć doceniam swobodę operowania słowem i obrazem to jednak bardziej przemawia do mnie atmosfera Toilet’s.
zooza

Prezent na 18 urodziny. Co to w ogóle znaczy … co niby mówi ten wiek ? Wiek przyzwolenia jest niższy a wiek dorosłości, nieraz dużo wyższy. Osiemnastka to tylko forma prawna. Wiadome było że szczeniak się zabuja a dla tej kobiety był jedynie kaprysem. Chciała spróbować młodego mięska i to wszystko. Ten utwór pokazuje jak ważny jest odpowiedni wybór osoby do pierwszych doświadczeń na tym polu. Poza tym istnieje jeszcze petting i w zasadzie od tego się powinno zacząć.

Napisane z dużym realizmem. Cała akcja na prawdę jest jak 6 w totka. Takie przypadki są zdecydowanie żadkie. Dużo częściej jest to dziewczyna i starszy od niej mężczyzna. Uwarunkowanie psychologiczne.

Cóż. Mnogość przecinków w złych miejscach i brak ich tam, gdzie być powinny. Powtórzenia w wielu miejscach. Najbardziej uderza chyba słowo „usta”, pięć razy w kilku następujących po sobie zdaniach. Błędy w dialogach – zamiast na przykład: „Tęskniłam – wyszeptała”, mamy „Tęskniłam. – wyszeptała/Wyszeptała”. Chyba wiadomo, o co chodzi. 😉 Znalazłam jeszcze kilka innych błędów, ale powyższe wystarczą.

Pomyśl dobry – młody chłopak, zielony i zdeterminowany oraz dojrzała kobieta, która wie, czego chce. Szkoda, że czasami bohater sprawiał wrażenie infantylnego. Żałuję też, że nie ma końcowej sceny seksu, kiedy spotykają się po latach. To byłoby niezłe podsumowanie.

Pozdrawiam ciepło,
B.S.

Pomysł oklepany, realizacja jednak jedna z lepszych które można przeczytać.

Bohater rzeczywiście, czasem infantylny (powtórne podglądactwo w wieku zdawało by się, dojrzałym) ale akcja dzieje się w większości jak jest szczawiem. Nie należy zbyt wiele oczekiwać po młodziaku nie znającym swojej seksualności.

Co do stylu to oczywiście nie jest doskonały, ale nazwał bym go ośmielającym.

Pisać komentarze „każdy może jeden lepiej drugi gorzej”

Opowiadanie świetne .Pełne erotyki. dajce pole wyobraźni.
Czekałem kiedy w komentarzach pokażą się puryści języki. Napisze to co kiedyś już napisałem tylko dosadniej . Mam w dupie komentarze w których liczy się tylko ilość przecinków i interpunkcji. Zdaje sobie sprawę ,że czystość językowa to szacunek dla czytelników. Nie widzę jednak w tym opowiadaniu braku szacunku wręcz przeciwnie.
Psychoza tłumu czy tylko „kwakanie” przebija również w niektórych komentarzach ?
Klasyk – tak biorąc pod uwagę , że autor pisał go 10 lat temu . Na tle poprawnej „dulszczyzny” w miejscowości akcji, Rylska jawi się jako zjawiskowa tajemnicza piękność. Już nie smarkacza ale młodzieniec, który potrafi określić atrakcyjność i seksualność kobiety. Ciekawość w tym wieku trudno nazwać „podglądactwem”. Prezent jak otrzymuje na osiemnaste urodziny zapamięta do końca życia. To nie miłość tylko przygoda erotyczna z piękna kobietą atrakcyjna , świadomą, ofiarująca piękne przeżycie dla młodzieńca. Jego zaskoczenie i zawstydzenie nie ma nic z infantylnością. To nie Rasputin czy Casanova.
Dziękuje Sinful Pen. Czekam na więcej

pozdrawiam lupus

No Widzisz. Trzeba jeszcze te komentarze czytać ze zrozumieniem. Ty zaś Czytasz w nich to co nie zostało napisane. Naświetlę Ci żebyś nie musiał podejmować wysiłku umysłowego.

Podglądania w wieku 18 lat jak słusznie Zauważyłeś, nie należy nazywać podglądactwem. Ale on wlazł na to drzewo znów jak miał 30 lat. W tym wieku to co innego. No chyba że wlazł na nie z sentymentu a podglądać nie miał zamiaru.

Micki 🙂 To powrót do przeszłości do czegoś do czego się wraca całe życie do wspomnień. Znam to z autopsji ( nie podgadanie ) tylko wspomnienia 😉 . Myślę ,że to było bezwiedne – odruch

pozdrawiam

P.s.
„Mehr Licht!” – Kup mi świeczkę albo latarkę

O.K. rozumiem. Przepraszam za tak radykalną reakcję. Też często wracam do wspomnień chociaż już coraz rzadziej.

Micki 🙂 lubię wymieniać z Tobą poglądy. Przyjmij moje przeprosiny jeśli poczułeś się urażony.

Znęcnę się purystycznie: „tyłeczek” to zdrobnienie, neutralnym słowem jest „pupa”. Jakby pojawiał się tam, i tylko tam, gdzie pieszczotliwe określenie jest do czegoś potrzebne, byłoby wspaniale. W tym tekście, nie infantylnym przecież, nadmiar „tyłeczków” irytuje.

Poza tym tekst miły, zdecydowanie zasługuje na przypomnienie w ramach retrospekcji. Zresztą, dla nowych adeptów beletrystyki spod znaku NE, takich jak ja, to żadne przypomnienie, a nowość. I pomysł wcale nie oklepany, mimo że zapewne nie całkiem nowy, i wykonanie świetne, i miejsce akcji wybrane wyjątkowo trafnie. Czytając miałem przed oczami „moją własną” Podleśną, 40 km od Warszawy, tudzież Graniczną, Dębową, Na Skraju…

Napisz komentarz