Perska Odyseja V: Pożegnanie z Sardis (Megas Alexandros)  4.48/5 (114)

29 min. czytania
John William Godward, "W łaźni"

John William Godward, „W łaźni”

Korpus Kassandra pozostał w Sardis jeszcze przez tydzień. Dowódca i jego oficerowie nie mogli w tym czasie narzekać na brak zajęć. Należało ułożyć wszelkie sprawy, zadbać o podtrzymanie macedońskiego panowania po obaleniu Andromenesa, naprawić chociaż część szkód wyrządzonych lokalnej ludności przez poprzednią władzę, a także wyznaczyć garnizon miastu i prowincji.

Następcą pokonanego satrapy został dowódca falangi, Menelaos. Miał pełnić swą funkcję tymczasowo, do chwili zatwierdzenia przez króla Aleksandra. Kassander zostawił mu trzystu falangitów, cztery tuziny kawalerzystów oraz stu Traków. W celu uzupełnienia własnych uszczuplonych sił wcielił do armii najemników z Argos, którzy przeżyli bitwę o miasto. Nie byli tym zachwyceni, lecz żaden nie zdecydował się na alternatywę, jaką miała być publiczna egzekucja na sardyjskiej agorze. Argiwów oddano pod komendę Dioksipposa, który prowadził już ateńskich hoplitów.

Dni upływały Kassandrowi na wysłuchiwaniu skarg mieszkańców Sardis oraz przybyszów z odleglejszych regionów Lidii. Niektóre krzywdy wynagradzał pieniędzmi z odziedziczonego po Andromenesie skarbca, inne, bardziej skomplikowane sprawy pozostawił do rozpatrzenia Menelaosowi. Resztę srebra przeznaczył na zaspokojenie potrzeb wojska, a także na nagrody dla tych, którzy odznaczyli się podczas nocnego szturmu. Zostawił nowemu satrapie tylko tyle pieniędzy, by starczyło mu na żołd dla garnizonu. Resztę będzie musiał zebrać z podatków, danin, łapówek i pospolitych grabieży.

Noce upływały zaś Kassandrowi z nową kochanką – lidyjską arystokratką Omfale.

* * *

Spleceni w miłosnym uścisku, kolejny raz obrócili się na łożu. Tym razem Macedończyk wylądował na plecach, Lidyjka zaś znalazła się nad nim. Uniosła się powoli, udami obejmując jego biodra. W końcu dosiadła go okrakiem. Patrzył z dołu na jej powabne ciało, na lśniący lekko od potu brzuch i kołyszące mu się przed oczyma ciężkie piersi. A także na przepiękną twarz, którą pochylała, również sycąc się widokiem. Rękoma sięgnął ku pośladkom Omfale i ścisnął je, aż cicho krzyknęła. Jej dłonie o długich, wypielęgnowanych palcach wsparły się na szerokim torsie Kassandra. Paznokcie pokryte karminowym lakierem lekko drapały skórę.

– Nie mogę uwierzyć! – wydyszała, kołysząc się lekko na podbrzuszu mężczyzny. – Tej nocy kochaliśmy się już tyle razy, a ty wciąż mnie pragniesz…

Jej ruchy sprawiały, że penis Macedończyka ponownie stwardniał i zaczął od dołu ocierać się o wargi jej sromu.

– Byłaś dotąd ze słabeuszami – odparł, zaciskając palce na jędrnych półkulach.

– Najwyraźniej. – Uniosła ręce do swych piersi, palcami ujęła nabrzmiałe sutki, pociągnęła za nie. Z jej ust wydarł się przeciągły jęk. – Ja też mam na to ochotę.

Uniósł biodra, napierając na nią męskością.

– Więc na co czekasz?

Uśmiechnęła się i nie odpowiadając, pochyliła do przodu. Uniósł głowę i natrafił ustami na jej brodawkę. Ujął ją miedzy wargi, a potem przygryzł niezbyt mocno. Ciało Omfale przeszył dreszcz. Mimo to zdołała sięgnąć do ustawionej na stoliku przy łożu tacy z owocami. Wzięła z niej kiść winogron. Gdy się unosiła, trzymała je w dłoni. Potraktowany zębami sutek nabiegał już czerwienią.

– Jeśli jesteś głodny, skosztuj tego. – Oderwała jedno z winogron i wsunęła owoc w jego usta. Rozgryzł go i szybko przełknął. – Czyż nie jest słodkie?

– Wiesz, że teraz pragnę innych przysmaków.

– Domyśliłam się… – Opuszką palca potarła ukąszoną brodawkę. – Ja jednak zgłodniałam. Wysysasz ze mnie ostatnie siły!

Rozgryzała kolejne owoce, pozwalając, by ich sok skapywał na jej dekolt i piersi, spływał po nich dużymi kroplami. Członek Macedończyka był już w pełni wyprężony, zdecydowanie napierał na podwoje Lidyjki. Usadowiła się tak, by mieć między wargami sromu nie żołądź, lecz trzon jego męskości. Dzięki temu mogła wciąż torturować go delikatnymi ruchami ciała, nie ryzykując jednocześnie penetracji. Przez parę cennych chwil kontrolowała sytuację, choć przecież Kassander mógłby to z łatwością zmienić. Zrzucić ją z bioder, przycisnąć do łoża i zaspokoić palącą go żądzę, nawet wbrew jej woli. On jednak wolał grać w tę grę, przystając na warunki, jakie wyznaczała. Choć drżał z podniecenia, wciąż wpatrywał się w to, co robiła kochanka. Stwardniałe od miecza palce zaciskały się na jej pośladkach.

– Wystarczy… Obżarstwo nie służy miłości – rzekła w końcu, ciskając wciąż jeszcze ciężką od owoców kiść winogron za siebie, na podłogę obszernej sypialni. – Złapałam drugi oddech. Mam już siłę na kolejny raz.

Sięgnęła ręką. Mokrymi od soku palcami objęła jego męskość i naprowadziła ją na siebie. Powolnymi ruchami zaczęła nabijać się na pulsującą żołądź. Pojękiwała przy tym cicho, a piersi drżały w nieregularnym, spazmatycznym oddechu. Kassander westchnął błogo, czując, jak członek zanurza się w wilgotnym i ciasnym wnętrzu. W końcu nie wytrzymał. Pchnął biodrami, momentalnie pogłębiając penetrację. Omfale krzyknęła. Paznokcie wbiły się w pierś Macedończyka. W miłosnym ferworze nawet nie zwrócił na to uwagi.

Z początku kochali się powoli, niespiesznie, rozkoszując się każdym pchnięciem i skurczem. Wkrótce jednak wzięła górę niecierpliwa zachłanność Kassandra. Blondynka zresztą dotrzymywała mu kroku. Zdecydowane ruchy bioder sprawiały, że penis wnikał głęboko, rozpychając się w ciasnej pochwie Omfale. Wilgotne odgłosy spółkowania mieszały się z coraz donośniejszymi jęknięciami. Macedończyk miał w życiu wiele kobiet, lecz rzadko która przeżywała swą rozkosz w tak żywiołowy sposób. Patrzył zafascynowany, jak Lidyjka odrzuca głowę do tyłu i odchyla całe ciało, z impetem nadziewając się na jego dumnie uniesioną włócznię.

Za którymś razem musiała dojść, bo gorączkowo otulała teraz członek swoimi mięśniami. Wciąż nie przerywała jednak tańca bioder. Silne skurcze sprawiały, że Kassander balansował na granicy ekstazy. Robił, co mógł, by przedłużyć ten cudowny stan, by choć przez chwilę jeszcze nurzać się w miłosnych sokach, które obficie spływały mu na podbrzusze. W końcu nie wytrzymał. Wyprężył się cały i otworzył usta do krzyku. Orgazm przeszył go na wskroś. Nawet nie próbując się wycofać, wytrysnął głęboko w Omfale. Drżąc z przyjemności, wypełnił jej pochwę obfitą porcją nasienia.

Czując, że jego rozkosz osiągnęła zenit, Lidyjka stopniowo spowalniała swoje ruchy. Wreszcie, nie zsuwając się z naprężonej wciąż męskości, położyła się na kochanku. Całowała go po szyi, on zaś gładził dłonią jej spocone plecy.

– Tak… byli słabeuszami – szepnęła mu do ucha. – Żaden z nich nie mógł się równać z tobą.

Nie odpowiedział, choć komplement sprawił mu dużą satysfakcję. Omfale uniosła biodra, tak że członek wyślizgnął się z jej wnętrza. Legła u boku Macedończyka, powoli uspokajając oddech. Potem obróciła głowę ku niemu.

– A skoro już mówimy o moich poprzednich kochankach… Jak miewa się dostojny Andromenes?

Ostatnie dwa słowa wypowiedziała sarkastycznym tonem. Mimo to Kassander stłumił ciężkie westchnienie. Więc o to jej chodziło… Uporczywie wracała do tego tematu. Andromenes – człowiek, który zgładził jej ojca, uwięził brata, z niej zaś zrobił niewolnicę, z której korzystał, gdy tylko przyszła mu ochota – obecnie przebywał pod silną strażą w najgłębszych kazamatach cytadeli. Choć upadł i stracił wszelkie godności, wciąż pozostawał królewskim satrapą. Zgodnie z macedońskim prawem należało go zabrać przed oblicze władcy, by ten zdecydował o jego losie.

Omfale wszakże pragnęła zemsty. Chciała ją wywrzeć osobiście. I patrzeć, jak się dokonuje. Wielokrotnie błagała o to Kassandra, on zaś uparcie odmawiał. W końcu ograniczyła swe oczekiwania. Chciała tylko odwiedzić satrapę w lochu. Ujrzeć pełnię jego upokorzenia i móc się nią napawać.

Owa mściwość była jedyną cechą, która nie podobała mu się w kochance. Uważał, że powinna zostawić dawne wydarzenia za sobą i w pełni korzystać z chwili. Omfale jednak nie mogła zapomnieć o poniżeniu, jakiego doświadczyła. Nie mogła puścić w niepamięć swoich krzywd. W dodatku dobrze wiedziała, kiedy prosić. Czyniła to zwykle wtedy, gdy stygli po miłosnym akcie. Kiedy Kassander był rozleniwiony, a jego wola słabła.

W końcu i tak będzie musiał dać coś Lidyjce. Inaczej przestanie być dla niego tak życzliwa. On zaś bardzo cenił sobie jej życzliwość. Właściwie, dlaczego miałby się nie zgodzić? Andromenes nie zasługiwał na żadne względy.

– Jeśli chcesz, możesz przekonać się sama – skapitulował. – Pozwalam ci złożyć mu wizytę. Liczę, że gdy zobaczysz, w jakich warunkach go trzymam, twa żądza zemsty złagodnieje.

Zamiast odpowiedzieć mu słowami, przywarła do jego boku i złożyła na policzku gorący pocałunek. Zaraz też poczuł, jak nieduża dłoń sunie mu po brzuchu w dół… a potem palce obejmują zaspokojony chwilowo członek. Wystarczyło parę niespiesznych ruchów, by zaczął budzić się do życia. Macedończyk uśmiechnął się do siebie. Niewielkie ustępstwo miało właśnie zostać po królewsku nagrodzone.

* * *

Kiedy Kassander zażywał rozkoszy w ramionach Omfale, jego podwładni również kosztowali lidyjskich przysmaków. Dowódca jazdy, Herakliusz, złożył wizytę w gospodzie „Odpoczynek Hoplity” i rozmówił się z ojcem swej kochanki, młodziutkiej Talii. Oznajmił mu, że zabiera dziewczynę ze sobą w dalszą podróż w głąb Azji. Rychłe rozstanie z córką osłodził mu solidnym podarunkiem ze srebra i drogich kamieni. Karczmarz wprawdzie protestował, ale tylko tak długo, by nie wyjść na niekochającego rodzica. W końcu, pokonany argumentacją młodzieńca oraz błyskiem szmaragdów, zdecydował się powierzyć mu swą latorośl. Sprawił tym radość nie tylko młodemu kawalerzyście, ale i samej Talii.

Również w „Odpoczynku Hoplity” Dioksippos poznał wspaniałą tancerkę imieniem Amestris. Odwiedzał lokal nieprzerwanie przez pięć dni, by oglądać występy Perły z Sardis, a po ich zakończeniu obsypywać ją srebrem. W końcu zapałał do niej takim pożądaniem, że zapragnął posiąść dziewczynę tylko dla siebie i nie dzielić się z nikim jej wdziękami. Ponieważ negocjacje z opiekunem tancerki przebiegły znacznie mniej pomyślnie niż rozmowy Herakliusza z ojcem Talii, ogarnięty żądzą Ateńczyk zaaranżował porwanie czarnowłosej i fiołkowookiej piękności. Po ucieczce z miasta zabrał ją do swoich komnat w pałacu Krezusa. Po spędzonej wspólnie nocy Amestris nie marzyła już wcale o powrocie do poprzednich zajęć. Pozbawiony swej własności opiekun chodził na skargę do Kassandra, lecz ten wybuchnął tylko śmiechem i polecił, by okradziony poskarżył się Menelaosowi, gdy armia opuści Sardis. Naturalnie wówczas tancerka znalazłaby się już poza jego zasięgiem. Jeśli satrapa okazałby dobrą wolę, mógłby wynagrodzić mu stratę. Choć biorąc pod uwagę stan skarbca, jaki pozostawiało za sobą odchodzące wojsko, było to mało realne.

Zwykli żołnierze, którym nie wolno było zabrać w drogę towarzyszek, zawiązywali znacznie krótsze związki, zwykle na jedną noc, wyjątkowo zaś na kilka. Tak czy inaczej, pozostawili w Sardis wiele pieniędzy i prezentów, które zasiliły posag niejednej Lidyjki. Najpiękniejsze z dziewcząt miały po kilkunastu adoratorów. W ciągu szalonych i radosnych dni, jakie nastąpiły po obaleniu Andromenesa, nadzwyczaj rzadko – i z dużym trudem – łączyły swe uda. Dziewięć miesięcy po odejściu armii miało narodzić się liczne potomstwo macedońskich i trackich żołnierzy. Wyróżniało się ono pośród Sardyjczyków siłą, wytrzymałością oraz walecznością. Stanowiło najbardziej trwałe świadectwo bytności wojsk Kassandra w małoazjatyckiej metropolii. Jednakże nikt z tego pokolenia nigdy nie poznał swego naturalnego ojca.

* * *

Generał zakończył już na ten dzień oficjalne spotkania i audiencje udzielane w wielkiej komnacie sardyjskiej cytadeli. Odpoczywał samotnie w największym basenie łaźni. Niecierpliwym gestem odesłał niewolnice, które bardzo ochoczo chciały się zająć jego ciałem. Nie potrzebował ich, w jego życiu było obecnie aż nadto kobiet. Właśnie zastanawiał się, z którą z nich spędzić zbliżający się wieczór. Najbardziej miał ochotę złożyć wizytę w sypialni Omfale. Wiedział, że Lidyjka czeka na niego urocza i spragniona. Z drugiej jednak strony, czuł, że ostatnimi czasy zaniedbał bardzo Mnesarete, swą wierną nałożnicę, która przybyła tu za nim aż z Koryntu. Świadomość ta nie miała jeszcze siły wyrzutów sumienia, a jedynie lekkiego dyskomfortu. Macedończyk nie obiecywał swym niewiastom, że będą dlań jedynymi. Nie miał też wpojonego zwyczaju wierności. Szmaragdowooka była jednak piękną dziewczyną i choć dogłębnie poznał już jej ciało, to wciąż budziła w nim silne pożądanie. Może zatem to właśnie ją dziś odwiedzi…

Jego rozmyślania przerwały czyjeś kroki na marmurowej posadzce łaźni. Przecież polecił, by mu nie przeszkadzano! Otworzył oczy, gotów zrugać którąś ze służebnych dziewek. Zamiast półnagiej niewolnicy na brzegu basenu ujrzał swego adiutanta, Argyrosa.

– Wybacz, że przeszkadzam, generale, ale masz gościa – oznajmił młodzieniec.

– Czas audiencji upłynął. Powiedz mu, by przyszedł jutro. Spróbuję go wysłuchać, jeśli starczy mi czasu.

Argyros był wyraźnie zakłopotany.

– Panie… to nie jest zwykły suplikant. To czcigodny Sarpedon, brat twojej…

Jego nieśmiałość i pruderia irytowały Kassandra.

– Kochanki, chłopcze. Nałożnicy. Kobiety, która co noc otwiera dla mnie uda.

– Właśnie, panie… Brat czcigodnej Omfale.

Westchnął. Ani chwili spokoju.

– Dobrze, wprowadź go. A potem idź do miasta i poznaj jakąś urodziwą Lidyjkę. Kiedy już parę razy prześpisz się z kobietą, przestaniesz być taki wstydliwy.

Argyros oddalił się czym prędzej. Jego miejsce rychło zajął zapowiedziany arystokrata. Wkroczył do łaźni odziany w pyszny chiton. Wyglądał w nim tak dumnie, że można było niemal zapomnieć, że jeszcze przed kilkoma dniami był nagim, zastraszonym więźniem w najgłębszym lochu cytadeli. Ofiarą ludzi Andromenesa, którzy bili go i gwałcili, kiedy przyszła im na to ochota. Sarpedon zatrzymał się, widząc Macedończyka w kąpieli. Czego się spodziewał, pomyślał generał, że będę tu siedział w pełnym ubraniu?

– Witaj, przyjacielu! – zawołał do arystokraty. – Zrzucaj te łachy, nim zawilgotnieją i dołącz do mnie. Przekonasz się, że woda jest idealna.

Lidyjczyk wahał się tylko przez chwilę. Potem przywołał niewolnice, których usługami wzgardził generał. Z ich pomocą rozebrał się i wszedł ostrożnie do wody. Usiadł na kamiennych stopniach naprzeciwko swego gospodarza. Macedończyk zauważył, że większość sińców zniknęła już z jego ciała. Wciąż był wychudzony, ale najwyraźniej wracał już do zdrowia po ciężkich miesiącach niewoli.

– Dziękuję, dostojny panie – rzekł. – Woda jest doprawdy znakomita. Niesie odprężenie po ciężkim dniu, jaki bez wątpienia spędziłeś.

– Przejdź do rzeczy, Sarpedonie – poprosił uprzejmie Kassander. Nie miał ochoty na długie kluczenie i unikanie zasadniczego powodu, który sprowadził doń arystokratę.

– Chciałem cię o coś prosić. Wiem, że niedługo twa armia wyruszy w dalszą drogę. Domyślam się, że skorzystasz z Królewskiej Drogi, wytyczonej przez perskich władców. Następnym dużym miastem na trasie przemarszu będzie zatem Gordion. Mam tam majątek, który pragnę odwiedzić. Czy będę mógł dołączyć do twego wojska? Mimo obalenia Andromenesa – skrzywił się wyraźnie, wypowiadając to znienawidzone imię – trakty wciąż są niebezpieczne. Byłbym bardzo wdzięczny za ochronę twoich żołnierzy.

– Oczywiście. Będę rad twojej kompanii – skłamał gładko Kassander. Po chwili jednak coś go zaciekawiło: – Czy zabierasz w tę podróż także Omfale? Ją również z przyjemnością odeskortuję.

– Tak, będzie mi towarzyszyć – skinął głową Lidyjczyk. – Jej obecność w Gordion będzie nieodzowna. Mam zamiar się ożenić. Chciałbym również ciebie zaprosić na ślub i wesele. Ceremonia odbędzie się wkrótce po przybyciu do miasta, wysłałem już rozkazy, by wszystko przygotowano. Nie opóźni to zbytnio marszu twoich wojsk.

– Jestem zaszczycony twoim zaproszeniem. I chętnie z niego skorzystam. Czy mogę spytać, kto jest twą szczęśliwą wybranką?

Arystokrata długo patrzył mu w oczy. Jego twarz była nieodgadniona.

– Nie wiesz, mój przyjacielu? Jestem pewien, że ci wspomniała. Naturalnie, poślubię Omfale.

Po tej deklaracji nastała długa cisza. Kassander przyglądał się Lidyjczykowi, zastanawiając się, czy się przesłyszał, czy może tamten z niego drwi.

– Sarpedonie – rzekł wreszcie. – Mówisz o swojej rodzonej siostrze.

– Nie inaczej. Małżeństwa tego typu są starą tradycją wśród wysoko urodzonych, nie tylko zresztą w naszym kraju. Faraonowie egipscy również poślubiali własne siostry, by nie zanieczyszczać krwi!

Generał miał ochotę cisnąć temu pyszałkowi w twarz, jak wiele mu brakuje do faraonów Egiptu. A także dodać, że w jego ojczystej Macedonii nawet najlepsza arystokracja brzydzi się kazirodztwem. Zamiast tego spytał:

– Co na ten temat myśli Omfale?

Sarpedon wydął policzki.

– Nie wiem, nie pytałem jej o zdanie. Jeśli chcesz, możesz z nią o tym dzisiaj porozmawiać.

Z pewnością to uczynię, pomyślał Kassander, zaciskając pod wodą dłonie w pięści. Wiedział już na pewno, którą ze swych kochanek odwiedzi tej nocy. Cóż, Mnesarete będzie musiała jeszcze poczekać na swoją kolej.

* * *

Mnesarete od dawna już nie czekała na to, że Kassander przyjdzie łaskawie do jej łoża. Będąc kobietą namiętną, o ognistym usposobieniu, szybko znalazła pociechę w objęciach innego. Tego wieczoru jednak nie mogła go do siebie przywołać. Gelon przebywał bowiem poza pałacem Krezusa. Jego dowódca, Herakliusz, posłał go z zagonem konnicy oraz wozami na północ, w celu odzyskania skarbu z jednej z kryjówek obalonego satrapy, położonej w pobliskich górach. Miał wrócić najwcześniej jutro, a może dopiero za dwa dni. Dla Szmaragdowookiej oznaczało to nudną noc. Być może niejedną. Mogła oczywiście zabawić się ze swoją jońską niewolnicą, Melisą, posłuszną i przebywającą zawsze w pobliżu. Czuła wszakże, że potrzebuje mężczyzny, a nie jego substytutu. A skoro żaden z kochanków nie był dziś dostępny, musiała wybrać się na poszukiwania.

Pałac Krezusa i rozciągający się wokół obóz wojskowy były pełne mężczyzn, lecz większość z nich pozostawała poza zasięgiem Mnesarete. Romans, nawet przelotny, z oficerem czy żołnierzem armii Kassandra nie wchodził w grę – zbyt wielkie było ryzyko zdrady czy wykrycia. Z Gelonem wprawdzie się udało, lecz dziewczyna z Argos czuła, że nie powinna nadużywać swego szczęścia. A zatem musiała rozwiązać ten problem inaczej.

Andromenes oddał Kassandrowi do dyspozycji pałac z całą niezbędną do życia w nim służbą: kucharzami, pokojowcami, tragarzami, chłopami uprawiającymi okoliczne pola oraz pasterzami trzymającymi pieczę nad należącymi do majątku stadami. Wraz z królewskimi komnatami Mnesarete otrzymała również cztery niewolnice dbające o wszelkie jej potrzeby, a także obsadę do dźwigania lektyki, gdyby miała chęć udać się do miasta. Poważnie już rozważała taką wyprawę, szybko jednak pojęła, że nie sposób było utrzymać jej w tajemnicy. Żołnierze pełniący straż wokół obozu z pewnością donieśliby przełożonym o podróży nałożnicy generała. Jakiś oficer próbowałby przydzielić jej eskortę… Nie dałoby się uciec przed pytaniami. W końcu zaś cała sprawa dotarłaby do Kassandra. A na to nie mogła sobie pozwolić.

Nagle uświadomiła sobie, że wcale nie musi udawać się do Sardis i szukać tam kochanka, unikając przy okazji setek obecnych w mieście żołnierzy. Mogła załatwić sprawę znacznie prościej – i bez wątpienia bardziej dyskretnie. Przywołała do siebie jedną z niewolnic, rodowitą Lidyjkę, która słabo radziła sobie z greckim. Może dzięki temu nie wypapla wszystkim o nietypowych rozkazach, jakie miała dla niej Mnesarete.

– Znajdź tragarzy mojej lektyki – poleciła, wypowiadając każde słowo głośno i wyraźnie. – Chcę się z nimi rozmówić. Niech o zmierzchu stawią się w przedpokoju królewskich komnat. Rozumiesz, czego od ciebie chcę?

Dziewczyna skinęła głową. Była wyraźnie zaskoczona. Szmaragdowooka pochyliła się ku niej i dodała:

– I nikomu więcej ani słowa! Jeśli dowiem się, że plotkujesz… – Uniosła rękę i kciukiem wykonała na wysokości gardła gest przypominający cięcie. Smagła twarz niewolnicy momentalnie zbladła. Czym prędzej opuściła swą panią i udała się, by wykonać rozkaz.

Czekając, Mnesarete przypominała sobie tych silnych, barczystych mężczyzn. Ponieważ dotąd nie korzystała jeszcze z lektyki, widziała ich tylko raz, w dniu przybycia do pałacu Krezusa. Wtedy nie przywiązywała do nich zbytniej wagi. Nie sądziła, że może potrzebować usług któregoś z nich… A na pewno nie sądziła, że usługi te będą polegać na czymś innym niż dźwiganie jej niewielkiego ciężaru.

Mimo trudności językowych niewolnica poradziła sobie bardzo dobrze. Zapewne groźba Mnesarete silnie ją zmotywowała. Strach ma swoje liczne zastosowania, uznała Szmaragdowooka, zbliżając się do stojących w szeregu czterech tragarzy. W przyszłości muszę częściej go stosować.

– Zostaw nas – poleciła Lidyjce. – I dopilnuj, by pozostałe niewolnice trzymały się swoich kwater. Nie chcę dziś widzieć żadnej z was w moich komnatach. Powiedz im, że taka jest moja wola.

Dziewczyna skinęła głową i pospiesznie opuściła komnatę. Mnesarete zwróciła się znów ku mężczyznom. Wszyscy byli podobnego wzrostu, czyli mniej więcej o głowę przewyższali Kassandra. Dobrano ich pod tym względem, dzięki czemu łatwiej im było współpracować przy noszeniu wspólnego ciężaru. Mieli na sobie tylko przepaski biodrowe oraz wysoko wiązane sandały. Ich muskularne ciała pokrywał kurz. Zapewne przez cały dzień wykonywali na dziedzińcu lub w obozie ciężką pracę fizyczną. Bez względu na to, czy ktoś korzystał z lektyki, siła ich mięśni nie mogła się marnować.

Stawała po kolei przed każdym z nich. Dwaj pochodzili, sądząc po miedzianym odcieniu skóry, z południowych krain: Cylicji lub Karii. Jeden był rodowitym Lidyjczykiem. Ale najbardziej interesował ją ostatni z niewolników: czarnoskóry, o bardzo krótkich, kręconych włosach i mięsistych, zmysłowych ustach. Spoglądał na nią zastanawiająco śmiało, biorąc pod uwagę jego niski stan. Białka oczu oraz lśniące białe zęby odznaczały się w twarzy wyglądającej jakby wyrzeźbiono ją w czarnym marmurze.

– Imię – zażądała.

– Nasakhma, pani. – Głos miał niezwykle głęboki. I, jak musiała przyznać, bardzo przyjemny dla ucha.

– Skąd pochodzisz?

– Z Nubii, pani.

– To jeszcze dalej, za Egiptem, prawda? Wyjaśnij mi, jak taki siłacz dał się pojmać w niewolę?

Olbrzym wzruszył ramionami.

– Sprzedano mnie, gdy byłem jeszcze dzieckiem.

– Zapomniałeś dodać „pani”.

Popatrzył jej prosto w oczy.

– Wybacz, pani. – Ostatnie słowo wypowiedział tonem niemal poufałym.

Mnesarete w ostatniej chwili powstrzymała się przed spoliczkowaniem go. Oderwała od niego wzrok i rzuciła pozostałym:

– Wracajcie na dół. Nikomu ani słowa, bo zapłacicie gardłem. Nasakhma pozostanie tutaj. Mam dla niego zadanie.

Mężczyźni bez słowa opuścili komnatę. Żaden z nich nie odważył się nawet na nią spojrzeć. Kiedy wyszli, wargi Nubijczyka wygięły się w uśmiechu.

– Jakie to będzie zadanie, pani?

Jego bezczelność coraz bardziej podobała się Szmaragdowookiej. Jeśli miał jej dziś posłużyć, z pewnością nie mógł być wstydliwym eremitą ani zahukanym tchórzem. Wskazała mu jedne z drzwi przedpokoju.

– Tamtędy udasz się do łaźni. Rozbierz się i obmyj z potu i kurzu. A potem czekaj na mnie. Dołączę niebawem.

* * *

Drzwi celi otworzyły się z donośnym skrzypnięciem. Skulony w rogu celi mężczyzna zadrżał i uniósł głowę. Światło pochodni oślepiło go, ujawniając zarazem godny pożałowania stan. Był brudny, pokryty zadrapaniami i śladami po okrutnej chłoście. Włosy obcięto mu tuż przy głowie, w wielu miejscach ją raniąc. Tak oto prezentował się obalony satrapa Lidii, Andromenes.

Omfale stanęła nad mężczyzną, sycąc oczy głębią jego poniżenia. Z rozkazu Kassandra towarzyszył jej dowódca Traków, Jazon. Dbał on o „rozrywki” więźnia: dokładał starań, by pobyt w sardyjskim lochu był dlań jak najbardziej nieprzyjemny. Obecnie strzegł bezpieczeństwa Lidyjki, miał jej też służyć wszelkimi wyjaśnieniami. Wkrótce też nadarzyła się ku nim okazja.

– Dlaczego nie jest przykuty do ściany? – spytała surowym tonem.

– Nie było takiej potrzeby. Nigdzie się nie wybiera – odparł zhellenizowany Trak.

– Chcę, by zakuto go w łańcuchy!

– Byłoby to niewygodne. Co jakiś czas przychodzą tu moi spece od przesłuchań. Zajmują się naszym więźniem z wielką uwagą! Gdyby był skuty, musieliby go za każdym razem uwalniać z kajdan.

– Co mu robią?

– Widzisz te ślady? – Wskazał na czerwone pręgi na ciele satrapy. – To ich dzieło. Codziennie pieczołowicie go wypytują. Zdradził już trzy miejsca, gdzie ukrył złoto i srebro zagrabione podczas sprawowania urzędu. Dzięki temu będzie można przez miesiąc opłacić i wykarmić dwustu żołnierzy!

– Czy to najgorsze, co go spotyka? – dopytywała się Omfale. Jazon spojrzał na nią, zaskoczony nienawiścią, która rozbrzmiała w tych słowach.

– Pani… wiem, co ci robił ten człowiek. I co z jego rozkazu czyniono twemu bratu. Możesz być pewna, że odpłacam mu pięknym za nadobne. Tym zajmuję się osobiście. Prawda, Andromenesie?

Oczy satrapy przyzwyczaiły się już do światła pochodni. Posłał Jazonowi mordercze spojrzenie.

– Zapłacisz za to – wychrypiał. – Doniosę królowi…

– Nie doniesiesz – przerwał mu zimnym tonem Jazon. – Dopiero by drwiono z ciebie na królewskim dworze. Macedoński wielmoża, rżnięty w tyłek przez pospolitego Traka! Sam Aleksander śmiałby się do rozpuku! Poskarżysz się może na bicie i ten wilgotny loch. Ale z pewnością nie zdradzisz niczego ze słodkich chwil, jakie razem spędzamy…

Andromenes zadrżał z obrzydzenia i bezsilnego gniewu. Następnie przeniósł wzrok na Lidyjkę.

– Omfale – jęknął. – Proszę, każ mu przestać… Myślisz może, że odpłacasz mi w ten sposób za moje winy… Ale ja nigdy nie traktowałem cię w ten sposób. Mieszkałaś w wykwintnych komnatach, nosiłaś najdroższe jedwabie. Byłaś otoczona wszelkimi luksusami…

– …i drżałam za każdym razem, gdy unosiłeś rękę. – Nie pozwoliła mu dokończyć. – Wymiotowałam ze wstrętu, kiedy zsuwałeś się ze mnie po kolejnym gwałcie. Przepłakałam wiele nocy, tęskniąc za ojcem, którego mi zabrałeś!

Uwadze Jazona nie uszedł fakt, że w swej tyradzie ani razu nie wspomniała o bracie, Sarpedonie.

– To nie jest sprawiedliwość! – zawołał rozpaczliwie satrapa.

– Może i nie. To coś znacznie lepszego: zemsta. I jak dla mnie – wciąż nie dość surowa.

– Czego więcej chcesz?!

– Twojej śmierci, Andromenesie. Powolnej i bolesnej. Kassander wciąż odmawia mi tej łaski… ale możesz być pewien, że nie przestanę prosić. Najpiękniej jak potrafię.

Powiedziawszy to, odwróciła się na pięcie i opuściła celę. Jazon ruszył w jej ślady. Zanim na powrót zatrzasnął drzwi, obrócił się jeszcze ku więźniowi i uśmiechnął się szeroko.

– Sam widzisz, przyjacielu, ze mną będzie ci lepiej niż z nią. Nie lękaj się – ona odchodzi, lecz ja wrócę. Może już tej nocy. Znów mam na ciebie ochotę, mój macedoński kochanku!

Gdy znowu znalazł się w nieprzeniknionej ciemności, Andromenes zaczął wyć.

* * *

Skóra Nubijczyka lśniła od spływającej po niej wody. Teraz, gdy pozbył się opaski biodrowej i nagi wszedł do basenu, ujrzała, że nie tylko jest wyższy i bardziej muskularny niż Kassander. Jego penis również był dłuższy i szerszy w obwodzie niż u Macedończyka. A przecież na razie jeszcze nie uniósł się w erekcji! Mnesarete zastanawiała się przez moment, czy będzie w stanie go w sobie przyjąć. Zaraz jednak uznała, że do odważnych świat należy.

Zeszła do łaźni boso, w przylegającej do ciała białej sukni z głębokim dekoltem. Z biżuterii wybrała kolczyki oraz srebrny łańcuszek oplatający jej biodra. Od razu skierowała kroki do basenu, pozwalając czarnoskóremu do woli cieszyć oczy swym widokiem. Podgrzana woda otuliła jej stopy, łydki, kolana i uda, unosząc w górę skraj szaty. Potem przez kilka długich chwil obchodziła niewolnika dookoła, podziwiając jego wspaniałe ciało. Dotykała dłońmi potężnych bicepsów, twardego torsu, jędrnych pośladków. W końcu sięgnęła mu pomiędzy nogi. Objęła palcami olbrzymi, pobudzony już wyraźnie członek. Przesunęła po nim kilkakroć, w górę i w dół. Jak wszyscy mężczyźni z jego kraju, on również był obrzezany. Dla dziewczyny z Argos było to coś nowego. Z zainteresowaniem przyglądała się żołędzi nieosłoniętej przez napletek. Była gładka, lśniąca i czarna. Nagle zapragnęła jej posmakować. Oblizała zmysłowo wargi. Czuła na sobie pożądliwe spojrzenie Nubijczyka. Wiedziała, że mogła ukarać go za taką bezczelność. Ale nie zamierzała tego czynić. Wręcz przeciwnie, miała ochotę dać mu nagrodę. Za to, jaki był piękny i za to, jak wilgotna robiła się w jego obecności.

Stanęła przed nim i spojrzała w górę, na jego twarz. Szeroki nos, regularne rysy, namiętne usta. I oczy, ciemne i spragnione, wpatrzone w nią. Uśmiechnęła się i uniosła rękę do wiązania sukni. Poradziła sobie z nim, wciąż spoglądając na Nubijczyka. Gdy szata zaczęła zsuwać się z jej ciała prosto w wodę, jego spojrzenie przesunęło się w dół. Poczuła je niemal fizycznie na swych obnażonych piersiach i jeszcze niżej. Wyswobodziła się z odzienia i obróciła powoli, by mógł ją sobie obejrzeć z każdej strony. Lubiła być podziwiana przez mężczyzn. Najbardziej przez Kassandra z Ajgaj, lecz pod jego nieobecność musiał jej wystarczyć Nasakhma.

– Podobam ci się? – spytała.

Odpowiedziało jej skinienie.

– Chciałbyś mnie mieć?

Tym razem niewolnik zawahał się. Czuł chyba, że balansuje na śmiertelnie niebezpiecznej granicy. Ona jednak nie zamierzała mu pozwolić na wahanie.

– Odpowiedz!

Kąciki jego ust uniosły się w czymś, co przypominało posępny uśmiech.

– Tak. Chciałbym – odparł. Jego głos był głęboki i dudniący. Mnesarete aż zadrżała.

– Musisz wiedzieć – szepnęła, przesuwając mu dłoń po torsie – że nie lubię delikatnej, czułej miłości. Mężczyzna, który mnie zdobywa, musi być władczy, a nawet brutalny. Inaczej nie będę w stanie osiągnąć rozkoszy…

Znowu skinął głową, a jego spojrzenie stało się niemal palące.

– Gdy oznajmię ci, że jestem twoja, zrób ze mną, co tylko zechcesz – ciągnęła dziewczyna z Argos. – Skup się na własnych pragnieniach, bądź egoistyczny i stanowczy. Użyj mnie, jakkolwiek zapragniesz. Zaspokajając twoje żądze, będąc narzędziem twego spełnienia, sama również dotrę na szczyt.

Czarnoskóry wypowiedział dwa słowa. Musiały pochodzić z jego języka, bo Mnesarete nic nie zrozumiała.

– Co to znaczy? Przetłumacz.

– Będziesz urażona, pani.

– Mów. Przysięgam, że cię nie ukarzę.

– Powiedziałem: „rozpustna dziwka”. Znam dobrze takie niewiasty. Wasze rozpasanie jest legendarne nawet w moim kraju. Jesteście dobrym materiałem na kochanki, lecz bardzo złym na żony. Dlatego właśnie mój lud krótko trzyma nasze kobiety. Dlatego wycinamy im co trzeba, by nie czuły rozkoszy podczas zbliżenia. By nie stały się takie jak wy.

Dziewczyna z Argos roześmiała się.

– Zatem to dobrze, że nie zamierzam wychodzić za ciebie za mąż – odparła wreszcie. – Jak widzisz, mam wszystko na miejscu. Nic mi nie wycięto. Potrafię odczuwać rozkosz i czerpię ją całymi garściami. Tak jak mówiłeś, jestem rozpustna i spragniona. Nie obraża mnie również słowo „dziwka”. Bogini której służę, Zrodzona z Piany Afrodyta, również bywa nazywana ladacznicą. Ale dość już słów, Nasakhmo. Najwyższa pora przejść do czynów!

Znów sięgnęła między obsydianowe uda. Trzymając Nubijczyka za dumnie wyprężoną męskość, wyprowadziła go z basenu. Szedł za nią posłusznie, a członek pulsował między jej palcami. Nie chciała zabierać Nasakhmy na górę, do sypialni, którą – nazbyt rzadko! – dzieliła z Kassandrem. Przeszła przez łaźnię ku marmurowemu łożu, służącemu do wykonywania masażu po kąpieli. Stanęła plecami do tego posłania, uniosła głowę i raz jeszcze spojrzała niewolnikowi w oczy.

– Jestem twoja – oznajmiła drżącym z podniecenia głosem.

* * *

Choć tego wieczoru chciał porozmawiać z Omfale, gdy tylko ją ujrzał, inne pragnienie okazało się mocniejsze. Wszelkie pytania i wątpliwości ustąpiły miejsca czystej, pierwotnej żądzy. Macedończyk i Lidyjka po prostu rzucili się ku sobie złaknieni, jakby po miesiącach wymuszonej wstrzemięźliwości. Ich spółkowanie było niecierpliwe i pospieszne, stanowiło wyścig ku spełnieniu. Dopiero gdy zaspokojeni i wyczerpani opadli na skotłowaną pościel, przyszedł czas na niełatwą rozmowę.

– Odwiedził mnie dziś Sarpedon – zaczął Kassander.

Spoglądał na rozciągający się nad nim baldachim. Usłyszał jej ciężkie westchnienie.

– Czy to prawda, Omfale? On planuje cię poślubić?

– Nie sądzisz chyba, że żartował. Może kiedyś był do tego zdolny… ale w więzieniu stracił dawne poczucie humoru.

– Chyba nie zamierzasz się na to zgodzić?

– Myślisz, że mam tu coś do powiedzenia? Po śmierci męża i ojca Sarpedon jest najstarszym mężczyzną w moim rodzie. Jego głową. Może mnie wydać za mąż, za kogo zechce. Nawet za siebie.

– To jakiś absurd. Nie jesteście pieprzonymi faraonami Egiptu!

– Mój brat byłby w stanie przywołać wiele przykładów podobnych małżeństw. Przekonująco i z wrodzonym urokiem argumentuje też za potrzebą takiego załatwienia sprawy. Twierdzi, wyobraź sobie, że żaden z lidyjskich arystokratów nie będzie mnie chciał po tym, jak byłam kurwą Andromenesa, a potem twoją.

Kassander poczuł narastający gniew. Zaczął żałować, że w łaźni solidnie nie obił tego aroganta. Omfale zaś ciągnęła:

– Mógłby w tym oczywiście pomóc hojny posag, lecz Sarpedon uważa, że rodu nie stać na jego wygospodarowanie. Rządy Andromenesa zbyt wiele nas kosztowały – powtarza mi do znudzenia, jakby to była moja wina. Myślę jednak, że prawdziwy powód jest zupełnie inny.

Macedończyk obrócił ku niej głowę. Czuł, że to, co zaraz usłyszy, przyprawi go o mdłości. Mimo to spytał:

– Co masz na myśli?

– On zawsze mnie pożądał. Od najwcześniejszych lat. Widziałam, jak na mnie patrzy, jak pożera mnie spojrzeniem. Gdy obejmował mnie, niby jako siostrę, jego dłonie zawsze odrobinę zbyt długo pozostawały na mym ciele. Och, nigdy nie zrobił żadnego stanowczego kroku… Zbyt mocno bał się rodziców. Ojciec zresztą chyba przeczuwał, co się dzieje. Bał się skandalu. Uspokoił się dopiero, gdy poślubiłam Spitrydatesa i opuściłam rodzinny dom.

– Sarpedon najwyraźniej się nie boi. Powinienem był mu pozwolić zgnić w tamtym lochu.

– Może powinieneś. Za późno już na takie rozważania.

– Na bogów, Omfale, nie pozwolę mu na to!

– A jaki masz wybór? Za parę dni odejdziesz, a my tu zostaniemy. Myślisz, że Menelaos stanie w mej obronie?

Wiedział, że nie. Nowy satrapa będzie zabiegał o poparcie wysokich rodów, by ugruntować swą pozycję. W żadnym razie nie wystąpi przeciw Sarpedonowi.

– Coś wymyślę. Tak czy inaczej, podróż do Gordionu zajmie co najmniej dziesięć dni. Mam czas, by znaleźć jakiś sposób…

Spojrzała na niego z powątpiewaniem.

– Zamiast snuć skazane na porażkę plany, powinniśmy spędzić ten czas tak, jak należy.

– Czyli?

– Kochając się tak często, jak to tylko możliwe. Zanim zostanę żoną tego… – nie wypowiedziała obelgi, która wyraźnie cisnęła jej się na usta – chcę jak najpełniej korzystać z życia.

– Z tym nie będę się spierać – rzekł, ponownie biorąc ją w ramiona i przyciągając ku sobie. – Możesz być pewna, że wypełnię twe najbliższe noce…

– W tej chwili życzę sobie, byś wypełnił mnie.

Z tym również nie zamierzał polemizować.

* * *

Trzeba mu było przyznać – Nubijczyk uczynił dokładnie to, czego pragnęła. Gdy tylko wybrzmiały słowa Mnesarete, potężna dłoń czarnoskórego zamknęła się na jej szyi. Druga sięgnęła ku piersi i ścisnęła ją w palcach. Dziewczyna z Argos jęknęła z bólu. Nasakhma zdawał się tym nie przejmować. Pochylił się nad nią i pocałował usta – natarczywie i gwałtownie, jakby przeczuwał, że w każdej chwili może cofnąć swoje słowa i pozbawić go zapowiedzianej rozkoszy. Niemal wgryzł się w jej wargi, wdarł się między nie językiem. Zgniótł brodawkę między palcem wskazującym i środkowym. Wyprężyła się w jego mocarnym uścisku.

Te szorstkie pieszczoty musiały starczyć Mnesarete za cały wstęp. Zresztą, nie potrzebowała więcej, czuła, jak bardzo jest już mokra. Niewolnik działał na nią samym widokiem, zachowaniem, wonią. Samą swoją obecnością. Teraz pchnął ją na łoże. Opadła na wypolerowany marmur, po ciepłej kąpieli poraził ją chłód pod pośladkami. Zamierzała rozchylić przed Nubijczykiem uda i zachęcić, by wziął ją tu i teraz, on jednak wolał to zrobić po swojemu. Stanowczym ruchem obrócił ją na brzuch. Nim zdążyła przybrać wygodną pozycję, poczuła nabrzmiałą żołądź wpychającą się między jej uda. Był taki wielki… Biodra próbowały umknąć, lecz silne ręce przytrzymały je w miejscu. Hellenka złapała dłonią za brzeg łoża. Nieustępliwy taran forsował jej bramy. Otworzyła usta do krzyku. Nie dało się go stłumić.

Tors Nasakhmy przycisnął się do pleców Mnesarete. Jedną dłoń wepchnął pod nią i uparcie miętosił pierś. Drugą złapał za kasztanowe włosy i zmusił, by poderwała głowę. Mocarne pchnięcia bioder sprawiały, że za każdym razem wbijał się głębiej. Nie mogła uwierzyć, że jeszcze jest cała. Jego potężny członek powinien już dawno rozerwać ją na części. A przecież jakimś cudem wciąż mieścił się w obolałym, lecz ociekającym sokami wnętrzu. Dziewczyna z Argos była zdezorientowana. Nie potrafiła stwierdzić, co górowało: cierpienie czy też rozkosz. Upojona tą niezwykłą mieszanką, drapała paznokciami po gładkim marmurze. Czuła na sobie miażdżący ciężar mężczyzny, w sobie zaś jego pulsującego penisa. On zaś ponawiał wciąż szturmy na jej bezbronne ciało.

Kiedy niespodziewanie się z niej wycofał, poczuła między udami coś na kształt ziejącej pustki. Nasakhma uniósł się i klęcząc nad dziewczyną, masował powoli swą imponującą męskość. Obróciła ku niemu głowę i posłała pytające spojrzenie. W odpowiedzi znów chwycił ją za włosy i brutalnym szarpnięciem podniósł z łoża. Zmusił, by uklęknęła przed nim i złożyła niski pokłon. Natarł lśniącym od wilgoci członkiem na drżące wargi. Przyjęła go między nimi, czując, jak żołądź wypełnia jej usta, by po chwili dotrzeć aż do gardła. O mały włos się przy tym nie zakrztusiła. Odruchowo próbowała cofnąć głowę, lecz czarnoskóry przytrzymał ją i ponownie natarł biodrami. Opanowała panikę, zaczęła ssać i lizać, świadoma, że to do niego należą wszelkie decyzje. Wszak sama mu na to pozwoliła.

Do oralnych pieszczot dołączyła również dłonie. Jedną zacisnęła na twardym udzie mężczyzny, drugą objęła trzon penisa i masowała go posuwistymi ruchami. Nasakhma penetrował jej usta długimi, zdecydowanymi pchnięciami. Z pewnością upajał się władzą, jaką mu dała. Faktem, że korzysta swobodnie z ciała swojej pani, zaspokajając żądzę tak, jak tylko tego zapragnie. Ona zaś ulegle spełnia każdą jego zachciankę. Nie przerywając silnych sztychów, pochylił się do przodu. Uniósł rękę i wymierzył Mnesarete siarczystego klapsa w lewy pośladek. Choć wypełniający gardło członek stłumił jej bolesny krzyk, Nubijczyk musiał poczuć, jak reaguje, ciaśniej opinając go wargami. To stanowiło dlań zachętę do dalszych razów. Wkrótce blada pupa dziewczyny z Argos stała się czerwona od uderzeń. To mu jednak nie wystarczyło. Poślinił palce i sięgnął między obolałe półkule. Szmaragdowooka poczuła, jak niewolnik wciska się między jej pośladki. Opanowała naturalny opór mięśni i usiłowała się rozluźnić. Wszedł głębiej, od razu dwoma palcami, dużymi jak każda inna część jego ciała. Rozpychał się nimi, rozciągał jej tylną bramę. Bez trudu mogła się domyślić, po co to czyni. Wówczas naprawdę zaczęła się obawiać, czy nie przeceniła własnych możliwości. Było już jednak zbyt późno, by się wycofać. Musiała wypić ten kielich do ostatniej kropli.

Nasakhma długo bawił się w ten sposób, penetrując naraz jej usta i odbyt. Wraz z podnieceniem wzmagała się jego nieustępliwość. Dziewczyna z Argos czyniła, co mogła, by go zadowolić, on jednak wciąż żądał więcej. Kiedy w końcu cofnął biodra, a ociekający śliną penis wysunął się spomiędzy jej warg, Hellenka łapczywie zaczerpnęła powietrza. Niedługo jednak cieszyła się względną swobodą. Ciężka dłoń opadła na jej ramię. Niewolnik obrócił ją z taką łatwością, jakby była szmacianą lalką, a nie dorosłą kobietą. Zmusił, by uklęknęła na twardym posłaniu, mocno wypięta w jego stronę, ze zwieszoną nisko głową i włosami rozsypanymi po marmurze. Przez pewien czas chłonął jej widok w tej jakże uległej pozie. Palce badały wilgotny srom, obolałe pośladki i ciasny otwór między nimi. Nawykła już do gwałtowności, Szmaragdowooka spodziewała się szybkiego, brutalnego ataku, który wyrwie z jej gardła skowyt. Dlatego zdumiało ją to, co zaraz nastąpiło. Oto bowiem poczuła, jak twarz Nubijczyka wtula się w jej krągłą pupę, a język zaczyna pocierać wrażliwy odbyt. Nie mogła wprost uwierzyć w tę nagłą odmianę. Nasakhma przygotowywał ją przed analnym zbliżeniem! Zamknęła oczy, sycąc się pieszczotą, jaką ją obdarzał. Była ona tym przyjemniejsza, że jednocześnie, palcami, okrężnym ruchem pocierał jej łechtaczkę. Być może jego rodacy mieli w zwyczaju usuwać swym kobietom ów biegun rozkoszy, on jednak dobrze wiedział, jak się nim zająć. I czynił to z wielkim powodzeniem.

Niewiele czasu było potrzeba, by Mnesarete zapomniała o bólu, jakiego jej przysporzył i zanurzyła się w oceanie ekstatycznych doznań. Język czarnoskórego wślizgnął się głębiej między jej pośladki, palce zaś sprawiły, że łechtaczka pulsowała. Po udach dziewczyny z Argos spływały krople miłosnych soków. Drżała na całym ciele, coraz bardziej gotowa dać niewolnikowi to, czego pragnął.

W końcu Nasakhma odsunął twarz od pośladków Hellenki i wyprostowany, uklęknął tuż za nią. Wkrótce poczuła, jak śliski od jej własnej śliny czubek penisa ociera się o tylne podwoje. Rozluźniła mięśnie, by wpuścić go do środka. Była silnie podniecona i chciała tego równie mocno jak on. Mimo to penetracja nie przyszła łatwo. Nubijczyk dyszał ciężko, wciskając męskość w ciasne wrota. Mnesarete kwiliła, a jej rozpychany odbyt zdawał się płonąć żywym ogniem.

Powoli jednak członek wbijał się coraz głębiej, aż w końcu cała żołądź znalazła się w środku. Nasakhma powstrzymał napór bioder, pozwalając Szmaragdowookiej przywyknąć do nowych wrażeń. Dopiero po pewnym czasie wznowił swoje sztychy. Silne ręce uchwyciły Hellenkę za biodra. Teraz przy każdym pchnięciu przygarniał ją do siebie. Dziewczyna z Argos zaczęła znowu odczuwać rozkosz, która narastała stopniowo, by wreszcie zacząć górować nad bólem. Jej dłoń zawędrowała między uda, palce jęły pocierać najbardziej wrażliwe miejsca. Za sobą słyszała pomruki Nubijczyka, niestrudzonego w miłosnych zmaganiach. Kolejne szturmy wprawiały ją w drżenie.

Co parę pchnięć Nubijczyk wypowiadał przez zęby dwa słowa w języku swego ludu. Jak przez mgłę Mnesarete przypomniała sobie, że tego wieczoru już je słyszała. „Rozpustna dziwka”. Tak, była nią. Nie zamierzała tego taić. Z równą ochotą oddawała się Kassandrowi, Gelonowi, a teraz jemu – zwykłemu niewolnikowi o wspaniałym ciele. Kto wie, czy na tym poprzestanie. Skoro mężczyźni tego świata nie poczuwali się wobec niej do wierności, ona również nie będzie się ograniczać. Wszak bogini, której chętnie służyła, też nie była wzorową żoną, lojalną wobec Hefajstosa. Pójdzie w jej ślady, szukając przyjemności tam, gdzie tylko się nadarzy. Teraz już sama nabijała się na czarne berło Nasakhmy, wychodziła mu naprzeciw przy każdym pchnięciu, jękami i skurczami mięśni oznajmiając, jak wielką rozkosz jej sprawia.

Nie była w stanie stwierdzić, kto z nich doszedł pierwszy. Orgazm przeszył ciało Mnesarete, wszystkie mięśnie zapulsowały w niekontrolowanym skurczu. Z ust Nubijczyka dobył się triumfalny ryk. Wdarł się w nią aż po jądra i zaczął szczytować, tuląc pierś do jej spotniałych pleców. Czuła kolejne fale jego ekstazy, zalewające ją od środka. Po grzbiecie Hellenki przechodziły dreszcze, zaś nabrzmiałe sutki tarły o wypolerowany marmur łoża.

Nasakhma znieruchomiał, wciąż leżąc na Szmaragdowookiej. Dociśnięta do posłania jego ciężarem, z trudem łapała oddech. Dopiero teraz poczuła ból w poocieranych kolanach. Chyba też połamała sobie kilka paznokci, drapiąc kamienną powierzchnię mebla. To jednak nie miało dla niej znaczenia. Otarcia znikną, paznokcie odrosną. Najważniejsze było coś innego. „Rozpustna dziwka” dokonała kolejnego podboju. I czuła, że nie poprzestanie na jednej nocy.

* * *

Przyszedł w końcu dzień, gdy żołnierze zwinęli obozowisko, oficerowie zaś, chcąc nie chcąc, zmuszeni byli opuścić luksusowe kwatery w pałacu Krezusa. Dowodzony przez Kassandra korpus wyruszył w dalszą podróż, żegnany przez wdzięczną za usunięcie tyrana ludność Sardis. Radość Lidyjczyków była tym większa, że człowiek, który wyrządził im tyle krzywd, prowadzony był na powrozie obok konia jednego z oficerów.

Bosy, z poranionymi stopami, ubrany w podartą tunikę, wciąż noszący na grzbiecie ślady chłosty, Andromenes stał się obiektem drwin całego miasta. Wielu rzucało mu w twarz obelgi. Nieliczni – również kamienie. Tych jednak odpychali stanowczo idący poboczem drogi i osłaniający kolumnę marszową Trakowie. Rozkazy, jakie otrzymali, były przecież jasne. Były satrapa miał trafić przed oblicze króla, a nie paść ofiarą samosądu.

Wkroczywszy na najlepszy trakt w całej Azji – Królewską Drogę, prowadzącą do samego serca Persji – korpus posuwał się naprzód szybko i bez większych utrudnień. Choć został uszczuplony o oddziały, stanowiące odtąd garnizon Sardis, nie było tego wcale widać. Do kolumny dołączyły bowiem liczne orszaki arystokratów, którzy pragnęli skorzystać z ochrony, jaką oferowały maszerujące wojska. Najliczniejszy orszak należał oczywiście do Sarpedona i Omfale, wyruszających na swoje wesele.

Ponadto Kassander zabrał też część niewolników z pałacu Krezusa. W skład osobistej służby Mnesarete oprócz Melisy weszła również ładna i małomówna Lidyjka. Na wyraźne życzenie dziewczyny z Argos do kolumny dołączyli również tragarze dźwigający jej prywatną lektykę. Wprawdzie ten sposób transportu nie nadawał się na królewski trakt, mógł jednak okazać się przydatny w miastach, w których mieli zatrzymywać się po drodze. Nasakhma i pozostali siłacze otrzymali nowe tuniki oraz racje żywnościowe właściwe dla żołnierzy, nie zaś niewolników. Musieli być wszak w pełni sił. Bez względu na okoliczności Szmaragdowooka lubiła podróżować wygodnie i z klasą.

Menelaos, do niedawna dowódca falangi, teraz zaś nowy namiestnik Sardis i satrapa Lidii, pożegnał odchodzące oddziały wysoko uniesionym ramieniem. Swoim podwładnym przykazał wznosić wiwaty na cześć Kassandra i jego weteranów. A kiedy kurz wznoszony przez ostatnich maszerujących żołnierzy opadł na królewski trakt, poważnie zabrał się za sprawowanie rządów. Wkrótce okazało się, że w surowości i okrucieństwie w niczym nie ustępował Andromenesowi, przewyższał go zaś chciwością i skorumpowaniem. Nie minął rok, a mieszkańcy stolicy i okolicznych ziem zaczęli tęsknie wzdychać za obalonym satrapą. Tym razem jednak próżno czekali na ratunek. Po odejściu Kassandra nikt już nie przybył im z pomocą.

Przejdź do kolejnej części – Perska Odyseja VI: Zbrodnie i kary.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dobry wieczór,

tym razem udało mi się wywiązać z obietnicy i nowy rozdział Perskiej Odysei pojawił się na Najlepszej w szeroko rozumianych początkowych dniach grudnia 🙂 Czytelniczkom i Czytelnikom z całego serca życzę miłej lektury.

Po poprzednich, pełnych wydarzeń odcinkach bohaterom należy błogi odpoczynek w objęciach pięknych niewiast, zaś bohaterkom – kilka miłych chwil spędzonych w ramionach silnych i męskich kochanków (opcje homoseksualne też jak najbardziej dopuszczalne, Perska Odyseja jest w pełni otwarta na wszelkie mniejszości seksualne 😉 Nie znaczy to jednak, że nic się nie dzieje. Zawiązuję nowe nici fabularne, które w przyszłości będą się mogły rozwinąć. Lub też, w razie potrzeby, zostaną ostro i gwałtownie ucięte. Perska Odyseja rządzi się tymi samymi prawami co Opowieść helleńska i nikt nie może być całkiem pewny swego. Przyszłość jest niepewna, żywię jednak nadzieję, że będzie ciekawie. I dla Was, i dla mnie.

Jak zawsze wielkie podziękowania należą się Atenie, za korektę sporządzoną wbrew wszelkim przeciwnościom losu!

Pozdrawiam
M.A.

Przeczytawszy ostro i gwaltownie mimowolnie slyszalam rozpustna dziwka, niemalże tak jakby się rymowały… Ciekawe czym zaskoczysz w następnej części 😉

Zawsze mi się podobało z jaką nonszalancją Piszesz o całym tym rżnięciu „do odważnych świat należy” ;). Z tęsknotą czekam na więcej fabuły. Jak zwykle z przyjemnością przeczytałem kolejny odcinek.

@ Aleksandra: mam nadzieję, że uda mi się Ciebie zaskoczyć 🙂

@ Mick: mówisz, że w tym rozdziale było nieco za mało fabuły? Uznałem, że po ostatniej części dam naszym bohaterom trochę odpocząć i poromansować. Ale niewiele mają na to czasu: wkrótce wyruszają ku nowym wyzwaniom.

Pozdrawiam
M.A.

W porównaniu z wcześniejszym odcinkiem jest jej nieco więcej, na tyle że można o niej mówić ;).

Ja tam nie zamierzam narzekać na niedobór fabuły. Scena z Nubijczykiem przednia, ale zamierać zabawkę w podróż?!? To co najmniej nierozsądne 😉

Cóż, w Twoich utworach jest jej jeszcze mniej, więc wpis Twój nie dziwi.

czytam kawałkami, początek-koniec, początek -koniec, bardzo przyzwoite i ciekawe. pozdrawiam i życzę weny.

@ Mick:

Postaram się powoli zwiększać stężenie fabuły w kolejnych rozdziałach 🙂

@ Ania:

Bardzo słusznie przewidujesz – lekkomyślność Mnesarete przyniesie jej sporo kłopotów!

@ anonim:

Cieszę się, że Ci się podoba! Zachęcam do lektury w kolejności chronologicznej – myślę, że w ten sposób historia stanie się ciekawsza i bardziej spójna 😉

Pozdrawiam
M.A.

Witaj,
komentuję dopiero teraz, bo musiałam się wcześniej zapoznać z przeszłością bohaterów, dlatego też nie narzekam na brak fabuły. A ten odcinek był dla mnie, jak znalazł. Trudno mówić o wytchnieniu, ale może raczej o czytaniu z przyjemnością 😉 Ja odebrałam „do odważnych świat należy” jako wyraz Twojego poczucia humoru.
Pozdrawiam, Roksana.

Dobry wieczór, Roksano!

myślę, że odebrałaś słusznie 🙂 Cieszę się, że lektura tego rozdziału sprawiła Ci przyjemność!

Pozdrawiam
M.A.

Nie wiem czy Kassander dobrze zrobił zabierając z sobą byłego namiestnika nie zdziwiłbym się, gdyby tamten przekonał Aleksandra, że jest niewinny. No chyba,że zginie w nieszczęśliwym wypadku po drodze w końcu jest zawierucha wojenna.

Anonimie,

słusznie antycypujesz problemy, które wynikną z zabrania z sobą obalonego satrapy. Więcej na ten temat w kolejnych rozdziałach 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Uff, zaczęłam od początku. To cała Epopeja! Chyba mi się zejdzie… niestety nie mogę się powstrzymać, żeby nie przeczytać ostatnich odcinków. Widzę jednak, że nie jestem odosobniona w tym pomyśle. Panie Megasie, jestem pod wrażeniem :), w Twojej powieści jest wszystko co lubię 😉 Obawiam się, drogi Autorze, że masz fankę i wybacz mi, ale łatwo mnie się nie pozbędziesz.
A tymczasem pozdrawiam cieplutko i serdecznie. 🙂

Ta powieść jest jedną z najlepszych jakie w życiu czytałem a już trochę żyję i trochę czytałem. Megas jest jak taki Howard a’la NE. Wiem że może niezbyt spodoba mu się porównanie do klasyka fantasy ale przecież, Megasie Chcesz czy nie, ale również Kreujesz postać Kassandra z Ajgaj. Nie poznali byśmy go lepiej z źródeł czysto historycznych.

Dobry wieczór,
@ anonim:
Słusznie diagnozujesz problemy, jakie wynikną z zabrania z sobą byłego już satrapy. Wynikną one już w najbliższych rozdziałach!
@ violet:
A zatem bardzo cieszę się z nowej fanki! Mam nadzieję,że pozostaniesz nią jak najdłużej 🙂 Zawsze zachęcam do lektury mojej epopei w kolejności chronologicznej, wtedy jak sądzę jest najbardziej sensowna. Ale przecież trudno ganić ciekawość pchającą do poznania najnowszych rozdziałów 🙂 Czytaj, na zdrowie!
@ Mick:
Czemu miałbym się obrazić za porównanie do Howarda? Swego czasu bardzo lubiłem go czytać. Zapewne Kassander ma w sobie coś z howardowskich herosów – przede wszystkim od początku planowałem go jako antybohatera (Conan miał podobne cechy).
A co do historyczności – mój Kassander nie jest postacią historyczną (w przeciwieństwie do Fryne, Demetriusza z Faleronu, Menandra czy Dioksipposa). Nie należy mylić go z synem Antypatra, późniejszym generałem, a wreszcie królem Macedonii. Podobnie jak w dzisiejszych czasach, liczba greckich imion była dość ograniczona, więc szukając miana dla mojego bohatera musiałem sięgnąć po takie, które przynależało już do jakiejś znanej postaci. A brzmienie imienia „Kassander” po prostu mi się spodobało 🙂
Pozdrawiam
M.A.

Megasie, przez chwilę miałem wrażenie, że Cię nie poznaję – sceny z kobietami przeprowadzającymi własną wolę wobec podporządkowanych im mężczyzn – to rzadkość w Twojej epopei, a tutaj mamy aż dwie takie sytuacje i obydwie zdominowały wspólnie ten rozdział. Potem, co prawda, wszystko powróciło do tzw. „normy” ale i tak gratuluję nowego powiewu. Inna sprawa, że Mnesarete popisuje się pierwszorzędną głupotą – zabiera ze sobą kochanka-niewolnika i jeszcze potencjalnych świadków swoich wybryków. A przecież oprócz KJassandra również Gelon może mieć w tej sprawie coś do powiedzenia. Wygląda na to, że ona myśli pewną częścią ciała, co zwykle przypisuje się mężczyznom. 🙂 A cała konstrukcja tego passusu to ciekawy pastisz ogranego schematu rzymska dama – gladiator. Cóż, gladiatorzy jeszcze nie występowali wówczas na arenach i niemądra Mnesarete musi radzić sobie z tym, co ma pod ręką. Na dyskutowany powyżej niedostatek fabuły osobiście nie narzekam, pojawiają się nowe elementy różnych wątków, zapowiadając przyszłe komplikacje. Doprawiony scenami erotycznymi, tekst czyta się bardzo dobrze. Zwrócę tylko uwagę na dwa miejsca, w którch coś mi zgrzytnęło. Eremita – tak Mnesarete pomyślała o swoim niewolniku, stwierdzając, że być takowym nie powinien. To słowo (łacińskiego zresztą pochodzenia) ma w języku polskim (i nie tylko) bardzo określone znaczenie, wiążąc się z zakonnikami chrześcijańskimi. Skojarzenie dziewczyny jest więc anachronizmem. Drugie miejsce: „Nie jesteście pieprzonymi faraonami Egiptu”. Jako wiernemu poddanemu egipskiej Królowej nie godzi mi się słuchać takich określeń. 🙂 A tak serio, to ten zwrot brzmi jakby żywcem wzięty z amerykańskiego filmu akcji, z polskiej produkcji zresztą także. Czy nie nazbyt uwspółcześniony? To jednak drobiazgi, nie zmieniającej ogólnej przyjemności czerpanej z lektury.
Pozdrawiam

Nie jest moim zamiarem odpowiadać za Aleksandrosa i przepraszam że piszę nie pytany ale muszę się nie zgodzić z tymi spostrzeżeniami. Kobiety są u Aleksandrosa brane bez pardonu ale to nie oznacza że nie realizują swoich celów. Najlepszym przykładem jest Omfale (i najnowszym). Zauważyłem że ci mężczyźni dominują w zasadzie tylko siłą fizyczną a niewiasty mają pewne pole do popisu w inny sposób.
Mnesarete zaś mimo wszystko stara się mieć jak najmniej świadków. Jest dość chutliwa i trudno jej zachować zupełną dyskrecję, fakt że kobieta nie jest równo traktowana nie pozwala jej pieprzyc się tak spektakularnie jak „zły chłopiec” Aleksandrosa.
Neferze, z bólem zauważam że dawno nie czytałem najnowszych wieści z krainy nad Nilem. Zrobiłeś zręczną fintę tym krótkim opowiadaniem ale ja jestem głodny i myślę że reszta bestyjek z NE również.

Neferze, Micku,

zawsze jestem rad, gdy moja skromna twórczość wywołuje dyskusje i debaty! Dlatego proszę jak najczęściej odzywać się niepytanym. Po to właśnie jest dział komentarzy!

W kwestii silnych kobiet posiadających swoje plany i realizujących je wbrew mężczyznom: takich postaci nigdy u mnie nie brakowało! Owszem, rzadko występują one w pozycji władzy – bo też i epoka nieczęsto im ją przyznawała. Najpotężniejszą bohaterką moich prac była jak dotąd królowa Olimpias – która przecież przez większą część Opowieści Demetriusza pozostawała „za kulisami”, by dopiero w epilogu ukazać się Czytelnikom. Ale takie były też i takie bohaterki jak Andromeda (spartańska królowa-wdowa z OH Kassandra), Tais, Fojbiane, Eurynome, Ismena, Filona – wszystkie one nie cofały się przed realizacją swoich ambicji i dążeń (jakiekolwiek by one nie były). Teraz dołącza do nich Omfale, oraz, na swój rozpustny sposób – Mnesarete.

Mick słusznie zauważa, że słabość moich bohaterek jest czysto fizyczna. One nie raz wykazują sporo hartu oraz determinacji. A że mężczyźni są w stanie pokonać je swoją siłą, potraktować je brutalnie, zadać gwałt – różnic biologicznych nie przeskoczymy. Jak dotąd w moich opowieściach nie pojawiła się bohaterka będąca wojowniczką pokonującą z łatwością mężczyzn – bo takich postaci raczej w owej epoce nie było (wyłączając legendy o Amazonkach oczywiście). Najbliższa temu byłaby chyba Filona, rozprawiająca się ze swymi wrogami przy pomocy sztyletu i trucizny. Ale to raczej skrytobójczyni, niż fechmistrzyni. Tak więc: fizycznie moje postacie kobiece nie dorównują mężczyznom. Lecz często górują nad nimi sprytem i zdolnościami do snucia intryg. Eurynome zwiodła Dionizjusza. Filona o mały włos nie zgładziła Aratosa. Eurynome i Filona doprowadziły (działając wszakże osobno) do upadku Kritiasa. Mnesarete w najlepsze przyprawia Kassandrowi rogi 🙂

Przyjmuję krytykę odnośnie użytego przeze mnie słowa „eremita” (zauważając przy tym, że słowo jest greckiego pochodzenia, dopiero potem zostało zlatynizowane). Faktycznie, termin wywodzi się z tradycji nowotestamentowej, jakieś 6-7 wieków późniejszej od epoki, w którym żyje Kassander.

Natomiast jestem przywiązany do sformułowania „nie jesteście pieprzonymi faraonami Egiptu”, jakkolwiek może ono razić Twe uczucia, Neferze 😉 W jednym z pierwszych rozdziałów Opowieści Kassandra tytułowy Macedończyk nazywa jednego ze swoich podwładnych „gównem w posrebrzanym napierśniku” – co też brzmi współcześnie, a stanowi nawiązane do wypowiedzi Napoleona na temat Talleyranda. Cóż mogę rzec? Lubię takie postmodernistyczne wrzutki 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Autorze, Micku. Nie twierdzę, że bohaterki helleńskich i perskich opowieści to postacie bezwolne, poddające się bez oporu męskiej woli i męskim chuciom. Zauważyłem tylko dwukrotne w ostatnim rozdziale pojawienie się nietypowej u MA sytuacji – kobiety działające wobec mężczyzn z pozycji posiadanej władzy. I nie chodzi tu przecież o przewagę czysto fizyczną, bo takowa rzeczywiście nie wchodzi w grę poza legendami o Amazonkach (jak widzać, Grecy też miewali takowe fantazje) ale o władzę uwarunkowaną pozycją zajmowaną w hierarchii społecznej. Jedyna uprzednio taka postać to istotnie osławiona Olimpias, która jednak pojawia się bezpośrednio tylko raz, w zakończeniu „Demetriusza”. Prawda, w patriarchalnych społeczeństwach klasycznego antyku to sytuacja niezwykła.
Odnośnie moich własnych opowieści, to „Pani” ma obecnie pewien przestój, który – mam nadzieję, uda się przezwyciężyć.
Pozdrawiam

Napisz komentarz