Miniatury Autorów NE  3.45/5 (20)

17 min. czytania

Poniższe Miniatury wzięły udział w pierwszej w historii Najlepszej Erotyki „Bitwie na Miniatury”.

Dziękujemy wszystkim Czytelnikom, którzy przeczytali, zagłosowali i skomentowali nasze teksty!

.

Ania – Zapatrzenie (9% Waszych głosów)

Budzi mnie promień słońca igrający wśród liści bzu, jest piękny i radosny, podobnie jak ty. Uśmiechasz się przez sen. Gdyby tak móc towarzyszyć ci w czarodziejskich krainach, wspólnie z tobą szybować wśród chmur i zdobywać kolejne szczyty! Jest jednak świat na zawsze przede mną zamknięty, odgrodzony potężnymi wrotami twojej świadomości. Możesz mi je uchylić, ale nie otworzyć, bez względu na to jak bardzo sama byś chciała…

Boję się spłoszyć motyle twych marzeń, więc tylko patrzę. Leżysz skulona w wymiętej pościeli, niemal całkiem odkryta. Nie lubisz , kiedy więzi cię choćby prześcieradło, a co dopiero piżama. Zawsze musisz być wolna. Poczucie wolności daje ci również nagość. Dla ciebie naturalna, w końcu jesteś rajskim ptakiem.

Miedziane kosmyki okupują poduszkę, rozrzucone w nieładzie, przysłaniają część twarzy wraz z niejedną konstelacją piegów i wchodzą w lekko rozchylone usta. Miękkie, pełne, stworzone do całowania usta w najpiękniejszym odcieniu czerwieni. Tylko moje, już na zawsze. Nie pora składać na nich pieczęć pocałunku…

Gdybyś miała otwarte oczy, mój wzrok zapewne nie zbłądziłby grzesznie na piaszczyste równiny ani ku oazie, nie zatrzymałby się dłużej na cienistych wzgórzach zwieńczonych kształtnymi wieżyczkami. Ich strome zbocza nęcą, obiecując niezapomniane rozkosze. Wiem jak są miękkie i sprężyste jednocześnie, jak gładka opina je skóra, znam każdy pieg i każde znamię. Dwoje koźląt, bliźniąt gazeli, co pasą się pośród lilii – myślę i z trudem powstrzymuję się przed sięgnięciem ku nim, siostro ma, oblubienico. Oddychasz spokojnie, a one żyją swoim życiem, wznosząc się i opadając tuż przed mymi oczami.

Trudno oderwać wzrok, o Doskonała! Jedyna. Trudno się nie zachwycać. Plecy twe, białe niebo usłane rdzawymi gwiazdami piegów, rajska łąka pachnąca kwieciem, łagodnie przechodzą w płodną rozłożystość bioder. Tam mirra, miód, wino moje. Tam będę gościć na wieczerzy, tam odnajdę schronienie.

Ale teraz śpisz jeszcze, osłonięta przed moją łakomością słodką ociężałością mar i rojeń. Nie przepędzę motyli, poczekam aż same odfruną. Wiem, że to już niedługo. Tymczasem promień wzeszedł wyżej i odnajdując drogę wśród listowia pieści włosy twoje. Połyskują czerwienią i złotem, zdawałoby się , że płoną. Piękny to pożar i miejmy nadzieję, że nie ostatni w naszej sypialni, w tajemnym łożu uniesień.

Och, móc bezkarnie błądzić po pagórkach i dolinach, jak słońce i jak wiatr! Pić wodę prosto ze źródła i tonąc w zapomnieniu, dzielić się oddechem! Mieć cię nie tylko na wyciągnięcie ręki, ale wręcz pod skórą!

– Cześć. – Otwierasz oczy, uśmiechasz się leniwie.

– Część. – Z mojej twarzy nie schodzi uśmiech, gdy jestem przy tobie. – Piękna.

– Cześć. – Powtarzasz. Możemy tak w nieskończoność, bo miłość witać trzeba zawsze. Z otwartym sercem i czystą głową. Nigdy nie można się jej nadziwić.

Uprzedzam cię i sięgam ku malinowym ustom, wyłuskuję z nich resztki miedzi. Są wilgotne i ciepłe, miękkie jak obłok, nierzeczywiste niczym mara. Muszę skosztować, żeby uwierzyć. Pochylam się, niecierpliwością swoją gasząc jeden ogień, a wzniecając drugi.

Zbieram mirrę mą z moim balsamem; spożywam plaster z miodem moim; piję wino moje wraz z mlekiem moim. Spijam je z twoich warg, tak wczoraj zachłannych, wysysających całą rosę z otwartego mego kwiatu. Umierałam w twoich ramionach, siostro ma, oblubienico , umierałam i rodziłam się na nowo, coraz silniejsza i coraz bardziej spragniona.

Dziś się nasycę, obiecuję sobie, choć obiecywałam po tysiąckroć. Lecz usta twoje – dzban bez dna, pić można i wieki; płeć twoja – nieustannie napełniająca się amfora, im więcej zaczerpniesz, tym więcej da od siebie. Z każdym łykiem jestem bardziej spragniona.

Nie czekasz biernie niczym pole siewcy, a wychodzisz naprzeciw wypatrywanego gościa. Twe nogi, pędy dzikiej winorośli, oplatają mnie ściśle, przyciągając ku tobie. Ku dolinom, pagórkom, ku jedwabistej śliskości bladej skóry. Nasze języki – dwa nagie ślimaki. Nasze biodra – łany falującej na wietrze pszenicy. Zjednoczmy się! Zjednoczmy na wielki! Siostro ma, oblubienico…

Oczy twe, stawy cieniste, w których przyjdzie mi utonąć. Widzę w nich przyszłość, widzę żądzę , co duszę rozpala i ciało. Pamiętam jak pewnej nocy szeptałaś zapamiętale, że nie grzeszymy, bo miłość nigdy nie może być grzechem. Pamiętam jak poznawałam, jak uczyłam się ciebie na pamięć, siostro ma, oblubienico. A teraz chcę stać się częścią ciebie, stopić w jedno, w stal twardą i nieczułą na ludzkie języki. Ty żelazo, ja węgiel, nic więcej nam nie potrzeba.

Koźlęta wśród lilii się bawią. Twoje jasne, nakrapiane bursztynem, tak gładkie jak wypada tylko bogini. Ich krągłość szuka krągłości, stykają się szczyty i doliny, przywierają zatrzymane na wdechu. Twa skóra smakuje miodem, miodem i mlekiem. Nie ma pyszniejszego kadzidła niż zapach twój. Nie ma na świecie szczęśliwszej krainy, niż ta u złączenia ud twoich. Nasyć mnie, proszę. Napój sobą. Odurz.

Stale proście, a będzie wam dane; ciągle szukajcie, a znajdziecie; wciąż pukajcie, a będzie wam otworzone – ponawiam zatem błagania ku mej pani, niestrudzenie szukam, walę we wrota jej serca. Siostro ma, oblubienico , tyś nią jest. Scałuję z twej skóry każdy pieg, każdą rdzawą gwiazdę, a potem powiodę do nieba.

Zbadam chłodne zagłębienie szyi, gdzie pod cienkim pergaminem skóry tętni krew twoja, osunę się niżej, na ślepo szukając spragnionymi usty rozkwitniętych pąków piersi twoich, z pępka pić będę jak z czary, biodra czule oddechem owionę, uda otulę pocałunkiem gorącym, zmarznięte stopy ogrzeję, każdy palec z osobna, wystraszone jagniątko, i wszystkie naraz, odważniejsze w stadzie. A kiedy drżeć będziesz i błagać o więcej, do źródła życia się zwrócę, zdrój jego otworzę, by pełnią sił trysnął. Ni kropli nie uronię. Ambrozji. Nektaru. Zbiorę mirrę twą z twoim balsamem; spożyję plaster z miodem twoim; wypiję wino twoje wraz z mlekiem twoim. Aż do dna.

I jeśli pozwolisz, nasycę się choć na chwilę, na krótkie mgnienie pocałunku, by zaraz znów zanurkować w twej toni przepastnej. Raz za razem. Po kres dnia, nocy i życia. Zawsze głodna i zawsze oddana tobie, siostro ma, oblubienico , najpiękniejsza z pięknych.

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Źródło: Pixabay

Foxm – Sit down, shut up and watch (72% Waszych głosów)

Przez chwilę podziwiałem czerwoną szpilkę na niebotycznie wysokim obcasie. Delektowałem się zgrabną stopą wciśniętą w nią tylko po to, by sprawić mi przyjemność.

Tworzyłem dzieło sztuki. Wprawnymi ruchami krępowałem dłonie i nogi kobiety. Spokojnie sięgnąłem po pilota, wdusiłem “play”. Ekran zajaśniał milionami pikseli, układającymi się w jeden obraz.

Na ekranie śliczna szatynka jęczała całkiem naturalnie. Klęczący za nią wysoki muskularny blondyn wyprowadzał kolejne sztychy jakby od niechcenia. Zagłębiał się w kochankę bez żadnego wysiłku.

Zbliżenie na kutasa mężczyzny. Nie był monstrualną parodią przyrodzenia, jakie widuje się w pornosach. Raczej krótki, a gruby. Wypełnił cały kadr.

Bez trudu dostrzegłem, jak rumieniec gwałtownie oblewa policzki mojej “ofiary”. Udała, że chce odwrócić wzrok. Grzeczne, ułożone damy z dobrych domów takich rzeczy nie oglądają? Bzdura.

Zaśmiałem się w duchu, rozkoszując się arią jęków porno aktoreczki. Spojrzałem głęboko w oczy „ofierze” przywiązanej do krzesła. Prawie uwierzyłem. Wyglądała tak niewinnie. Gra pozorów.

– Podoba ci się, jak się pierdolą? Jej wyraz twarzy, gdy jest brana od tyłu? Nakręca cię to?

Pytania zawisły w powietrzu, niczym noże, tnąc milczenie między nami.

– Jesteś wulgarny… Czyżbyś z zapanowaniem nad sobą też miał problemy?

Uśmiechnęła się w taki sposób, że przez całe moje ciało przeszedł elektryczny impuls. Drapieżnik badający teren. Najlepszą obroną zawsze jest atak. Pozostałem na miejscu, rozkoszując się chwilą.

Chciałem ją złamać. Na własnych zasadach. Posiąść tak, jak jeszcze żaden facet przede mną. Najpierw umysł, później ciało…

– Lubię patrzeć – wyznała w końcu. – Czasem to pomaga, jak nie ma nikogo obok. Krew nie woda.

– Podnieca cię, jak jakaś pierdolona aktoreczka… Zero finezji… Liczy się tylko seks, bez zbędnych ceregieli.

Zawiesiłem głos. Perspektywa gry w szczerość zaczęła na mnie działać.

* * *

– Masz ochotę się dotykać? – Pierwsze pytanie

– Jeśli oni zaraz nie przestaną…

Parka na ekranie zwiększyła tempo. Z głośników rozchodziły się odgłosy, które towarzyszą naprawdę ostremu rżnięciu. Jądra obijały się o wejście do mokrej pochwy, drażniąc łechtaczkę.

– Tak… Będę musiała sobie pomóc. Jestem dość… wrażliwa

Poruszyła się niespokojnie, chcąc delikatnie zmienić pozycję. Udało jej się na tyle, na ile pozwalał sznur.

– Często się onanizujesz?

– Regularnie. Opuszki palców drażnią łechtaczkę. Znam swoje ciało, umiem z tego korzystać.

Zerknąłem na nienagannie odprasowany kant spodni. Pedanteria stała się w moim prywatnym życiu czymś w rodzaju religii. Nic nie miało prawa zakłócić raz ustanowionego porządku. Ale nie dziś… Dziś był jeden z tych wyjątkowych dni.

– Zrobisz to palcami, starannie omijając łechtaczkę. – Władcza nuta dźwięczy w moim głosie bardzo wyraźnie. – Chcę inaczej. Chcę, żebyś zapamiętała ten wieczór.

– Świntuch! Palcówka ci się marzy?

– Zrobisz to na moich oczach. Jeśli taki najdzie mnie kaprys.

Bezczelność. Uwielbiałem to.

– Jestem przywiązana do krzesła – sapnęła nieco rozkojarzona.

Aktor właśnie zaczął masturbować szybkimi ruchami dłoni będący w pełnej erekcji członek. Ruszyło ją to.

Z trudem powstrzymałem cisnący się na usta uśmiech. Pozwoliłem jej samotnie prowadzić walkę z gwałtownie rosnącym pożądaniem. Czytałem każdy gest z wprawą kapłana interpretującego tajemnice świętych ksiąg.

Wyobraziłem sobie napuchniętą od nabiegłej krwi łechtaczkę, wewnętrzne wargi sromowe ociekające wilgocią. Realistyczna wizja.

– Masz na sobie majtki?

– Nie, zostawiłam na środku twojej łazienki. Liczyłam, że je znajdziesz… Że wyjdziesz …Że cię to nakręci…

– Chciałaś, żeby mi stanął? – Nie mogłem pozostać obojętny wobec pokusy doprecyzowania.

– Tak, do cholery! – przekrzyczała nawet jęki szczytującej pary. – Chciałam się dowiedzieć, czy masz ludzkie odruchy. Byłam ciekawa… Bydlak!

Mokro – pomyślałem z satysfakcją. Tak, krew z szaloną prędkością krążyła w żyłach. Czułem się niczym Bóg. Łaknąłem życia, kobiety, emocji, rżnięcia. Szczytu. Stałem się królem życia.

* * *

Pozostanie obojętnym wobec furii kobiety wymaga wprawy. Sztuczna poza zdawała się całkiem naturalna.

Gdyby spojrzenie niebieskich oczu „ofiary” mogło zabijać, padłbym martwy w tamtej chwili. Moja obojętność wyprowadziła ją z równowagi. Wybornie.

– Dotkniesz mnie w końcu? Nie pisałam się na… Nie możesz!

Człowiek z kancelarii wyjdzie, kancelaria z człowieka nigdy. Miałem szczęście, że nie zaczęła mi grozić paragrafami. Ośrodek odpowiedzialny za myślenie już dawno temu osunął się ku złączeniu ud. Myślała pizdą. Uwielbiałem ją właśnie taką. Pozbawioną ograniczeń i zahamowań. Poza ramami narzuconymi przez społeczeństwo. Liczyłem się ja i więź. Reszta to pierdolenie.

Bez słowa odsunąłem się z fotelem o metr czy dwa.

Znów miała znakomity widok na cały ekran. Mogła do woli podziwiać grę każdego z mięśni aktora. Dłoń mężczyzny pracowała w jednostajnym, hipnotyzującym rytmie. Góra, dół, góra, dół. Szybciej i szybciej. Żołądź napęczniała od nabiegłej krwi.

Jeden rzut oka na spektakl rozgrywający się na wielkim ekranie wystarczył do oceny sytuacji.

– On zaraz się spuści… – Z trudem panowałem nad sobą, ale „ofiara” nie mogła się zorientować. – Jego jądra wyglądają na pełne, są nabrzmiałe. Cała ta ciepła, gęsta sperma… Nie jest dla ciebie

Jęk. Głośny, wysoki jęk rozszedł się po pokoju. Czubek chuja porno gwiazdora zalśnił od wydzieliny.

– Oj, bo sięgnę po knebel.

Pauza. W samą porę, by pozwolić wybrzmieć szczytującemu samcowi. Pierwsza, druga, trzecia i czwarta porcja spermy.

– O, kurwa – wydyszała.

Wiedziałem, że uwielbia, kiedy facet kończy na twarz. Nie musiałem zgadywać, jaki obraz usłużnie wyprodukowała wyobraźnia pani prawnik. Szarpnęła się wściekle. Sznur wytrzymał próbę.

– Spokój – rzuciłem zdecydowanie. – Tylko pogarszasz sytuację.

Niechętnie wykonała polecenie. Dyszała z wściekłości. Dopełniłem reszty dzieła. Krótka czarna spódniczka zsunęła się w dół, zatrzymując na ostatniej przeszkodzie – sznurze krępującym kostki.

Biel smukłych, wyćwiczonych ud kusiła. Setki godzin gry w squasha dały piorunujący efekt. Najbardziej zajebiste nogi, jakie w życiu widziałem.

– Ogoliłaś… – szepnąłem.

Wypukłość wzgórka łonowego nosiła ledwie dostrzegalne ślady niedawnych zabiegów. Musiała to zrobić na dzień, góra dwa przed naszym spotkaniem.

Zdjąłem spódniczkę do końca i cisnąłem bezużyteczny ciuch w kąt pokoju. Została tylko w białej, męskiej koszuli i czarnym krawacie. Szpilki stanowiły nieodłączny element gry.

Mogłem skierować wzrok niżej. Doznałem osobliwego uczucia satysfakcji. Małe wargi sromowe nęciły wilgocią. Łechtaczka pani prawnik była opuchnięta i znacznie powiększona. Nic tylko przyłożyć palce. Potrzeć szybko, gwałtownie, kompletnie ignorując delikatność. Orgazm byłby kwestią sekund.

Kariera pianisty nie była mi pisana, ale długie delikatne palce mają również inne bardzo pożyteczne zastosowania.

– Miesiąc? – zapytałem od niechcenia.

– Tak – odpowiedziała cicho. – Nie pozwoliłeś… Nie pierdoliłam się ze sobą od czterech tygodni!

Prawie się rozpłakała z wściekłości. Bunt.

– A mąż? Kiedy ostatni raz rżnęłaś się z mężem?

– O, Jezu… Zrób coś, cokolwiek! Albo zostaw…

Daremne i żałosne.

Mężatki i te ich opory. Święte, wieczyste przysięgi. Nie ma przyjemniejszej i ciekawszej bariery do przełamania.

Dreszcz przebiegł mi po plecach.

Jęknęła.

– Boli… Ja płynę. Rozwiąż mnie

Przecząco pokręciłem głową.

– W marcu. Tak jak prosiłeś… Zwykła krzątanina w kuchni. Przygotowywałam obiad. Ocierałam się o niego. Użyłam tego nowego zapachu, który mi dałeś. Mój głos wciąż na niego działa… Kurwa! Boli!

Kolejny jęk. Klatka piersiowa to unosiła się, to znów opadała. Rozpaczliwie łaknęła powietrza, dotyku, rżnięcia. Może niekoniecznie w tej kolejności.

– Jest silny. Jedną ręką przygwoździł mnie do blatu. Akurat sięgałam po coś z szafki. Poczułam tylko ciepło jego oddechu na karku. Usłyszałam odpinaną klamrę paska. Szarpnął moje dżinsy. Guzik wystrzelił i z brzękiem spadł na podłogę. Spodnie zjechały z tyłka. Odsunął bieliznę… Miałam na sobie białe majtki, jeśli jesteś ciekaw.

W moim spojrzeniu musiała dostrzec wielką aprobatę.

– Wszedł we mnie. Mocno i głęboko. Po prostu dałam dupy.

Słysząc słowa pani prawnik, zalała mnie jakaś irracjonalna fala czułości.

– Podobało mi się… Nie patrz tak na mnie… Potrzebowałam faceta… – warknęła – Za długo nie… Na początku bałam się, że zrobi mi krzywdę. Pomyślałam o tobie i zrobiło się mokro. On to ty, inaczej nie umiem. Inaczej wyłabym z bólu.

– I? – Delikatna sugestia kierunku rozmowy.

– Nie było źle. Posuwał mnie w szalonym tempie. Zapragnęłam więcej, do finału. Prawie się zapomniałam. I wtedy usłyszałam klucz obracający się w zamku.

– Paweł – odgadłem.

Podniecona do granic wytrzymałości, doprowadzona do furii dokończyła:

– Myślałam, że uduszę gówniarza gołymi rękami. Przerwał nam w takim momencie! Czy ty masz pojęcie, co czuje matka zastanawiająca się, czy syn nie widział i nie usłyszał za dużo?

– Mąż skończył w tobie?

Nie lubiła tego pytania, ale wilgoć odbierała rozum.

– Tak.

Szedłem za ciosem.

– Zdradziłaś go kiedyś?

– Przecież… – zaczęła.

Wystarczyły uniesione brwi.

– Tak – szepnęła, więc wytężyłem słuch. – Pierwszy raz na firmowej imprezie wypiłam za dużo. Księgowy, nawet nie w moim typie… Po prostu.. Tak wyszło. Później pojawił się przyjaciel, taki z dawnych lat…

I ja. Grande finale.

Zerwałem się z miejsca. Nawet ja miałem swoje granice. Zniknął sznur. Tylko my i noc pełna seksu.

Wszedłem w nią do samego końca, pragnąc swojej kobiety. Nic innego nie miało znaczenia. Każdy kolejny ruch kutasa oznaczał kurewską, niemoralną rozkosz obojga. Pławiłem się w niej jak w najlepszym szampanie.

– Rżnij mnie – wydyszała, opierając się ręką o ścianę. Brałem ją od tyłu. – Rżnij. Potrzebuję tego. Mocno!

W uszach wybrzmiewało mi to charakterystyczne „r”. Nikt nie wymawiał tej spółgłoski tak jak ona.

Wbiłem się w nią z pełnym impetem. Jebałem po prostu. Nie wiem, z czyjego gardła najpierw wyrwał się krzyk. Osunąłem się na podłogę.

Wyczułem, że jest przy mnie. Woń kosmetyków, zapach ciała. Pot i spełnienie. Pierwsza runda naszej gry właśnie dobiegła końca. Kolejne miały nadejść jeszcze tej samej nocy.

Nie miałem co do tego żadnych wątpliwości.

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

sad-rain

George Hodan, „Sad Man And Rain” (public domain)

JiNn – Nie dostaniesz Ani (19% Waszych głosów)

Kropelki deszczu spływały po szybie jedna po drugiej, tworząc tory wyścigowe. Obserwowałem je z bliska. Po kilku pierwszych zjeżdżały następne. Kolejne połykały te wcześniejsze, najmłodsze pochłaniały kolejne i po chwili wyścig rozpoczynał się na nowo.

– Dziękuję – szepnęła, wyciągając rękę, aż palce dotknęły mych ust.

Bawiła się nimi chwilę, ogrzewając dłoń w obłoku westchnienia. Przytrzymałem ją wtedy, ujmując za nadgarstek. Zadrżała, gdy wzruszyłem językiem szczupłe przedramię. Później dygotała dalej, porwałem bowiem jej usta, uświęcając ciszę. Zamigotała żarówka. Wejrzałem w jej źrenice, przenikając w skupieniu nieskończoną wrażliwość pocałunku. Smakowałem go, zbliżając się i oddalając na powrót – przyprawiałem w ten sposób smak cierpką udręką rozstania.

Siny listopad na parapecie okna bębnił niekończący się nokturn. Pięciolinię szarości wyciszały barwne pojazdy i ruchliwi ludzie. Wszędobylscy przechodnie w rytmie bez metrum przeskakiwali oczka kałuż. Zachwycałem się ich uporem w dążeniu gdzieś tam przez jesień, ku swojej jedynej wiośnie. Parasole rwały im się z rąk, gięły i łamały. Kolorowi mieszczanie chowali je ze wstydem, pochylając nad płytami chodnika ociekające deszczem głowy. Pojawiało się coraz więcej czapek, szali i smutku.

Wędrowałem gdzieś z tyłu za jej fiołkowymi włosami, skacząc jak oszalały w skłębione bałwany. Rzucałem się w opętaną gęstwinę plecionego uroku. Zanurzałem, zagłębiałem się w oceanie piękności, nurkując czubkami palców aż do samego dna, do skóry głowy. Przeszywałem ją na wskroś piorunem ostrożnego dotyku. Kwas niespodziewanej pieszczoty spływał falami i chwytał ją za gardło, dotkliwie wzruszając. Za każdym razem pieściła w sobie ten smak. Odchyliła głowę, odsłaniając nagą delikatność skóry. Spłoszyła rumaki i przeszły w galop, poruszając leniwe serce. Rozerwana na strzępy czułość zawisła na włosku. Sunąłem bezwstydnie ustami w dół jej pragnienia, uwielbiając ciszę pasmem spływających westchnień.

Zalałem herbatę. Szyba parowała przy kubku, tworząc mgłę. Chciałoby się zaraz skreślić na niej wzory. Naruszyć gładką nietykalność jakimś obrazem, literą, pomysłem. Każda pieszczota tego miejsca przywracała jesienną szarugę. Naokoło ciskała barwnymi liśćmi niewzruszona listopadowość chwili.

Granica. Cudowna krawędź sukienki, którą ujrzałem, gdy zawołała o pomoc. Dekolt wrażliwego przypływu emocji. Szarpnąłem się ciasną dłonią, jakbym zrywał krępujący mnie powróz. Niespodziewanie na pozór delikatny materiał wytrzymał próbę. Odbiła się miękko, łapiąc łakomie resztki mych ust. Schwytałem brzeg sukienki, w tym samym miejscu co wcześniej, ponownie zacisnąłem palce i szarpnąłem, ponownie.

Rozmoczone miasto pochłaniało mnie. Pomyje i brud płynęły z deszczem, znajdując ujście w paszczach kanalizacji. Krople oczyszczały miasto. Głębiły się tam jeziora, raz po raz rozpryskiwane przez smugi pojazdów. Przez chwilę wydawało mi się, że to tylko figiel wyobraźni, przewidzenie jesienne, kłamstwo mokrej szyby. Znieruchomiałem jednak i skupiłem się na szarym budynku z przeciwka. Poruszył się tam, ledwo zauważalnie, słaby cień w bramie. To była ona. Anna. Kropelka rozpływającego się listopada ponownie rozmazała mi obraz. Zmieniłem położenie za szybą. Tak – upewniłem się – to na pewno ona, to musi być ona. Nie znałem jej prawdziwego imienia, nie było ono ważne, dla mnie była po prostu Anną. Jak każda wcześniej.

Rozdarła się na pół, nierówno, znacząc poszarpaną krawędzią intencję skrywanej pasji. Krzyknęła zaskoczona. Materiał wolno się rozchylił i zsunął z gładkości jej wdzięku. Rozpędzone wierzchowce oddechu zaorały kopytami ziemię, omal nie zrzucając jeźdźca. Serce szarpnęło się w piersi, w głowie mi zawirowało i pociemniało w oczach.

Znieruchomiałem i odzyskawszy po chwili właściwą jasność widzenia, jąłem sycić się na bezdechu napełniającym ją wstydem. Chciała, bym ją sobą okrył, przykrył, ukrył. Przed czym? – myślałem – przed otaczającą nas pustką? Zbliżyła się. Chodź! – zachęciła spojrzeniem – weź!

Stała przez chwilę w bramie, z malującym się na twarzy zaskoczeniem, jakby nie chciała uwierzyć w taką jesień. Drgnęła, wsunęła dłoń w linię deszczu i zaraz ją cofnęła. Całe piękno kryło się w tym właśnie ruchu. W interesującej dynamice, z jaką oddychała i tańczyła chwilę później, między zwierciadłami pochmurności, zanim zniknęła za kamienicami przy rynku. Teraz mogłem się uspokoić, wypić do końca znakomitą herbatę, ubrać się i zejść na dół. O tej porze do centrum dotarłbym w dwadzieścia minut autobusem, jednak nie zdecydowałem się na to. Deszcz, w którym mokłem idąc, chwilę wcześniej dotykał Anny. Spływał po niej, od czubka głowy po obcasy butów. Czułem więc w otaczającej wilgoci nasz kontakt, pieszczotę. Wcześniej był nim blask słońca, bywała kołdra dzielącej nas nocy, był wiatr zginający drzewa, dziś deszcz i przenikliwy chłód, w progach zimy. Łączyła nas wilgoć – najintymniejszy z kontaktów.

Zamknąłem dłonią jej powieki. Zakradłszy się jak cień, w całkowitej ciszy, stanąłem tuż za nią. Zsunąłem całkiem sukienkę, obnażając resztę ukrytego wstydu. Zagryzła wargi, a ja czekałem, wpatrując się w nią, studiując to skrępowanie, zmieszanie, patrząc z uwagą, jak drży i płonie jej twarz odsłoniętą nagością.

Sklep Bucciego znajdował się na samym rynku. Naprzeciw niego rozciągały się liczne drewniane pergole i parasole. Stanowiły one dobry punkt obserwacyjny. Usiadłem jak co dzień na skrajnej ławce. Latem miałem problem z pnączem, to jednak uschło na jesień, wybornie odsłaniając wystawę sklepową. Anna nie miała wielu klientów. Sklep był luksusowy. Nieliczne osoby przekraczające jego próg niezwykle rzadko finalizowały wizytę zakupem. W ciągu ostatniego miesiąca szesnaście osób odwiedziło sklep, z czego tylko jedna dokonała transakcji. Zachodziłem w głowę, jak wygląda bilans tej firmy. Szef musiał być cudotwórcą.

Wreszcie zaszczyciłem dłonie jej ciałem. Rozpocząłem podróż bez planów i map, na ślepo zsuwałem się z ramion, krążyłem dookoła wrażliwości, krępując ją w lubieżnych warowniach dłoni i brnąłem dalej przez meandry szczerego wzruszenia. Posilałem się nią, nieustannie przecinając kęsami wartkie strumienie rozkoszy; te szły tuż przed samym dotykiem cudowną obietnicą. Spływała po jej ciele rdzawa jej zapowiedź. Zamalowałem nią pośladki, szkarłatem zmyślonego oddechu. Płoń, deszczu!

Anna krzątała się po drugiej stronie szyby, przekładała towar, w tyle gestykulował szef – cudotwórca, tego dnia bardziej nerwowo. Zmarszczyłem brwi. Tęgi mężczyzna krzyczał, Anna płakała. Mimo woli wstałem ze swojego miejsca, zacisnąłem pięści i zbliżyłem się do wystawy sklepowej. Mężczyzna zamaszystym ruchem zrzucił towar z półki, chwycił Annę za ramię i potrząsnął nim gwałtownie. Usta wygięły się jej z bólu. Obie pięści – moje, lecz obce – uderzyły o szybę witryny, aż jęknęła wystawa. Szef i Anna odwrócili się jednocześnie, znieruchomieli.

Wilgoć, gdy tam dotarłem, jęknęła zniecierpliwieniem. Ugięły się pod nią kolana, znów przeszła ją fala niepokoju. Przytrzymałem, lecz nie przestałem. Rozkołysałem jej świat, który po chwili stał się nagle nadzwyczaj prosty – tylko jedno pragnienie, jedno marzenie, sen do spełnienia i spokój.

Szef sięgnął po telefon.

– Jakiś przybłęda przykleił mi się do szyby.

– Za chwilę wyślemy patrol – odpowiedział dyżurny.

Stałem i wpatrywałem się, jak Anna rozciera ramię. Nienawiść we mnie wzbierała, traciłem powoli kontrolę. Gotowy byłem rzucić się na niego, gdyby tylko zechciał teraz wyjść na zewnątrz.

Jednym ruchem opuściłem spodnie. Rozkołysana przestrzeń ustabilizowała się w chwili, gdy wtargnąłem w jej wnętrze. Zlaliśmy się w jedną barwę, w jeden ton wyrównanego rytmu, snując własną nową melodię, wyuzdaną i dziką. Droga stała się prosta, jasna i przyjemna. Wyruszyliśmy w nią ochoczo, niczym włóczędzy popędzani łakomstwem swych chuci. Jeszcze trochę. Zwróciliśmy się do siebie twarzami. Pieściliśmy oczami, nie krygując wstydem, czerpiąc bez umiaru z wzajemnych reakcji. Teatr cieni snuł sztukę twarzy. Szumiały łona na rozstajach decyzji, w jaki sposób mógłbym ją jeszcze pełniej posiąść.

– Przepraszam pana, może pan opuścić to miejsce? – Głos był surowy i wydobywał się z ust na osiłka.

– Halo, proszę pana – drugi już zgniatał mi silnie ramię. – Proszę się odsunąć od tego sklepu.

– Bo co? – wycedziłem w odpowiedzi przez zęby, gotowy wyładować złość, również na pokątnych przechodniach.

Nie zdążyłem. Mężczyźni upewniwszy się, że nikt ich nie obserwuje, wpakowali mi z rozmachem po pięści w okolicę żołądka. Zwinąłem się i upadłem na chodnik. Po chwili pomogli mi wstać i odprowadzili kilka metrów dalej.

– Chłopie, nie wracaj tu – doradzili spokojnie.

Myśli, jak złoto jesieni, wirowały nam w głowach. Rozkosz kładła się warstwami na pobudzonych odczuciach. Tutaj, w tej wilgotnej piwnicy pod kamienicą, osiągaliśmy swoje szczyty. Spoceni, ledwo nadążając za sobą, gubiliśmy się we własnym niezrozumieniu tego, co się z nami działo. Patrzyliśmy na siebie, z trudem powstrzymując ekspansje ekstazy. Orgazm jak śmiech niepowstrzymany wyciekał, wyciskany ze spazmów rozkoszy. Światło to zapalało się, to gasło, rysując geometrię ciał w cieniach na cegle i ukrywając je na powrót w mroku podziemia.

Chciałem połamać im kości. Pięści bielały w kieszeniach. Anna wszystko widziała i śmiała się, gdy odciągali mnie na bok. Odczekałem chwilę, aż odjechali. Ostrożnie zbliżyłem się do sklepu. Nie było cudotwórcy ani Anny. Wszedłem cicho do środka. Ujrzałem ich na zapleczu. Szef grzmocił swoją pracownicę. Wielki wielorybi brzuch kołysał się obleśnie nad cudownymi piersiami Anny. A ona? Uśmiechała się, szczęśliwa. Zachęcając go wykrzywionymi lubieżnie ustami. Dosyć widziałem. Wybiegłem. Listopad chlupał mi w butach, nie zwracałem na to uwagi. Piwnica, tam przygotowane miejsce, wśród wystrzępionych cegieł, hak, sznurek, pętla i niespodziewany brzdęk słoików.

Nie byłem sam. To Baśka – sąsiadka.

– Pomożesz mi z tymi u góry? – spytała.

Westchnąłem i skinąłem głową.

– Proszę – podałem jej.

Pachniała fiołkami, a na dodatek zgasło światło. Znów korki… od tej wilgoci.

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Utwory chronione prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Przeczytałem. Jest tylko jedno godne uwagi mini opowiadanie, choć nieco mętne. Pozostałe dwa to wycyzelowana grafomania albo prawie, w mojej krytyce się nie upieram. Gdyby wszyscy tak grafomanili, polska erotyka stałaby na światowym podium. Zagłosowałem. Niestety ta miniaturka, którą doceniłem i wybrałem, nie wzbudza zachwytu innych, jest bez szans w wyścigu. Jak mogą się inni Czytelnicy tak mylić albo jak ja mogę się tak bardzo różnić gustem od ogółu?
Używając dzisiejszego sposobu wyrażania diagnozy mocnych, niezrozumiałych rozbieżności – massakra.
Uśmiechy,
Karel

Drogi Karelu,
Nie mogę się w pewnym sensie nie zgodzić. Każda z miniatur ma pewne mankamenty. Może to kwestia tego, że tekst nie poleżał wystarczająco długo, by móc spojrzeć na niego krytycznym okiem. Czasami myślimy, że coś jest dobre i nawet dwie pary oczu nie wyłapią rażących błędów, które nam, czytelnikom, wydają się tak oczywiste.
A pomysł małego współzawodnictwa – w moim odczuciu – całkiem udany.

Pozdrawiam,
B.S.

Karelu!
Zacznę od końca. Uśmiechów, od kilku już lat taki właśnie stan powodują u mnie Twoje komentarze. 🙂 Mam wrażenie, że chłostanie Autorów pejczykiem pozostawiającym na skórze piętno grafomana i beztalencia sprawia Ci niemałą przyjemność. Nie upieram się, choć czasem dumam jakby tu zdjąć z siebie owo wspominane wyżej piętno? 🙂 Mam na ten temat pewną teorię, by ją jednak potwierdzić/ obalić brakuje danych.
Tymczasem, pozostaje mi wyrazić ubolewanie, iż Twój faworyt poległ w pojedynku. Chociaż, by być precyzyjnym prawdziwy pojedynek toczył się między moją redakcyjną koleżanką i kolegą. Ja? Ja robiłem za rude tło. 🙂
Kłaniam się,
Foxm

P.S Bardzo poważnie rozważałem wycyzelowaną grafomanię w charakterze tytułu 🙂 Zmieniłem zdanie w ostatnim momencie.

Przeczytałam i zagłosowałam, choć przyznam, że miałam problem. Mogłam wybrać jeden utwór, a podobają mi się dwa. Trudno było, ale OK, takie są zasady. Jutro przeczytam jeszcze raz. Nie pisałam tak krótkich form, więc trochę zazdroszczę tym, którzy to potrafią. Rzeczywiście, można się doczepić do niedoróbek, ale i tak uważam, że są niezłe, biorąc od uwagę tempo, w jakim zostały przygotowane.
Jak dla mnie, dobra zabawa. Mam nadzieję, że dla twórców też taka będzie. Może taki mini-konkurs wejdzie do harmonogramu, jako cykliczna rozrywka ? 😉
Pozdrawiam, Roksana

Nie musiałam się długo namyślać, któremu opowiadaniu przyznać swój głos. Niestety, podobnie jak miniaturka wskazana przez Karela, mój typ ma nikłe szanse na zwycięstwo. Ale nie przesądzajmy.
Karelu, nie martw się, nie jesteś sam 🙂
Próbowałam przypisać autorstwo poszczególnym tekstom. Nie powiem kogo typowałam, bo nie wiem czy wolno 🙂
Ciekawe czy odgadłam choć jednego autora 🙂

Patrycjo, ja też typowałam, ale chyba nie wolno zdradzać 😉 Ciekawe, czy trafiłam ??? Może o ogłoszeniu wyników podzielimy się spostrzeżeniami?
Pozdrawiam, Roksana

Ależ, Patrycjo! Przecież ja nie wskazałem żadnego konkretnego opowiadania. A sytuacja w wyścigu po zwycięstwo zmienia się dynamicznie (chyba).
Niech wygra ta miniatura, która zbierze najwięcej głosów (tylko jeden głos od jednego czytelnika – mam nadzieję na uczciwą grę wszystkich biorących udział w zabawie).
Uśmiechy dla Czytelników,
Karel
P.S. Moim zdaniem głosujący nie powinni oglądać wyników cząstkowych po oddaniu swojego głosu. A po drugie, miniatury powinny mieć czas, aby okrzepnąć i nabrać dojrzalszego kształtu – lepsze konkursy ogłoszone z wyprzedzeniem niźli niespodzianki. Wtedy B.S. i A. miałyby mniej okazji do narzekania, mam nadzieję.

Swoją konkluzję wysnułeś na podstawie dotychczasowych wyników, tak jak i ja. Tylko tyle.
Nie wiedziałam, że można głosować kilkukrotnie. To może wypaczyć wynik.
Aby się niczym nie sugerować, najpierw zagłosowałam, później sprawdziłam klasyfikację.

Zawsze znajdą się malkontenci. Najłatwiej krytykować.
Boję się, że zniechęci to Autorów do kolejnych literackich zmagań.

Pomysł świetny 🙂

Ps. Nikt tu nie narzeka. Wypraszam sobie. 🙂

Pozdrowienia.

To dobrze ?

Taka myśl mnie nieraz nachodzi: Jak Oni – Autorzy, musza lubić to pisanie. Mimo pracy, życia osobistego, siedzą i klepią w tę klawiaturę. A potem puszczają swoje prace w świat i się zaczyna.
W dzisiejszych czasach nie ma nic za darmo, a my możemy ot tak, przyjść i poczytać.
I na dodatek nie ma reklam ?

Nie sądzę, żeby ktokolwiek obraził się za typowanie autorów czy żeby komukolwiek miało to popsuć zabawę 🙂

Osobiście gorąco zachęcam. Będziecie bardziej wiarygodni strzelając przed oficjalnym ogłoszeniem autorstwa.

Droga Aniu,
Chętnie podzieliłabym się moim typowaniem, ale rozpoznałam tylko jeden kunszt literacki, a nikt inny nie pali się do takiej zabawy. 😀

Pozdrawiam,
B.S.

Droga B.S.,

Nie oglądaj się na innych 🙂 Typowanie Autorów tekstów jest równie wielką frajdą dla Czytelników, jak i dla Autorów – którzy przy okazji mogą się czegoś dowiedzieć o swoim kunszcie literackim 😉

Pozdrawiam serdecznie – Areia Athene

Droga Atheno,
Masz rację. 😉 Następnym razem nie będę się zastanawiać.

Pozdrawiam ciepło,
B.S.

Bardzo chętnie 🙂
Zauważyłam pewną informację w jednej z miniaturek. Czy to próba wpuszczenia czytelnika w maliny co do…?
Nic już nie mówię 🙂

Przeczytałam z uwagą wszystkie trzy, zagłosowałam na tą, która najmniej mi się nie podobała.. Piszę to z przykrością, ale jakoś mi te miniatury odstają od poziomu NE, kojarzącego mi się zwłaszcza z rewelacyjnymi miniaturami. Chętnie po rozstrzygnięciu zerknę, którzy autorzy popełnili te utwory i mam nadzieję, że nie znajdę wśród nich swoich ulubieńców.

„Wyście się skończyli, zanim żeście się zaczęli”. Komentarze utrzymane w podobnej stylistyce są dla Twórców szalenie motywujące. Widać musimy pracować jeszcze ciężej by zadowolić naszych Drogich Czytelników. I zrobimy to! Mam nadzieję Ano, że po ujawnieniu twórców miniatur nie pogrążyłaś się w żalu, odnajdując na liście swych ulubieńców?
Byłoby strasznie szkoda, wszak reputacja jest niczym cnota… Można ją stracić tylko raz.
Kłaniam się,
Foxm

Od strony warsztatu myślę że forma często przeważała nad treścią. Dużo cieszących oko i pieszczących zmysły ozdobników, może było by to dobre ale w przypadku poezji. Tym niemniej, fakt, pieszczą zmysły.

Jest pewna różnica pomiędzy natchnieniem i przebłyskiem w pełni świadomej przyjemności tworzenia a przekazem cielęcego zachwytu. W tym pierwszym wypadku nie czuje się przejść, tekst w pełni trafia do głowy jak przekaz myśli. W przypadku drugiego można wychwycić chwilę kiedy pisarz spada z trampoliny natchnienia i … no właśnie i co dalej.

Podałbyś łaskawie przykłady spadku z trampoliny? Jestem bardzo ciekawa! 🙂

Mógłbym ale Zinterpretowałabyś to inaczej.

Mogę obiecać, że nie skomentuję Twojej wypowiedzi! 😉

No i jak ja mam Ci to opisać ? Jeżeli to są moje wrażenia i odczucia. Nie było by mi zręcznie rozbierać jakiś utwór na czynniki pierwsze. Nie dość że barbarzyństwo to w dodatku ktoś mógłby mieć inne odczucia i to miałem na myśli. Ty Mogłabyś zinterpretować to inaczej.

No cóz redakcja sobie zażartowała 🙂 Kazde z tych opowiadan ma odzwierciedlać pewne gusta.To wybor miedzy cholerą dżumą i malaria 🙂 Styl typowo wyrobniczy
Wybieram malarie bo skutki nie sa takie tragiczne

pozdrawiam

A zdradzisz co kryje się pod którą z tych zaraz? 😉

Oj Aniu, Aniu 🙂 To jest sondaż . Czyżby któraś z miniaturek była Twoja ? ;). Podpowiem Ci ,że zawsze jestem za Erosem.Uwielbiam również córkę Psyche i Erosa.
Myślę,że już wiesz na która miniaturkę glosowałem.
Rozwinę następnym razem charakterystykę „chorób” ale … to osobista rzecz gustu i nie każdemu może się spodobać

pozdrawiam
lupus

Niestety nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć 😉
Wszystko okaże się już wkrótce… próbuję tylko zachęcić do zabawy 🙂

Czyli choć Piszesz to nie Możesz niczego napisać ?

Dobry wieczór!
Wybór między trzema straszliwymi chorobami z urzędu musi kojarzyć się źle. Uważam jednak, że moi szanowni konkurenci wykonali znakomitą robotę. Za to im chwała. Ja? Z całą pewnością nie stworzyłem hitu. Mam świadomość rozmaitych mankamentów zaprezentowanej opowiastki. Sam proces twórczy dostarczył mi jednak wiele radości i satysfakcji.

Liczyła się dobra zabawa: seksem, słowem, nieprzyzwoitością. Prace moich konkurentów pewnie są na wyższym poziomie literackim, bez nagromadzenia czasu zaprzeszłęgo. Operowałem prostymi schematami, gdyż tego typu rzecz ma oddziaływać na człowieka pobudzająco. Mam dostarczać przyjemności. I starałem się to czynić. Jeśli choćby z jednym czytającym ta sztuka się udała, warto było postawić na szali reputacje Lisa.:)
Kłaniam się,
Foxm

Jak widać udało się z 72% czytelników – zatem masz bardzo dużą skuteczność. Gratuluję 🙂

Jeśli można, to ja typuję autorów następująco:

Miniatura 1. JiNn
Miniatura 2. Ania
Miniatura 3. Batavia

Pewnie żadnego nie odgadłam ☺

Gratuluję odwagi! Zawsze najtrudniej zacząć 🙂

I oczywiście zachęcam pozostałych czytelników…

No dobrze, ja więc typuję nr 2. Foxm. 😀

Przeczytałam. Początkowo obstawiałam, że pierwsza miniatura jest autorstwa JiNa, ale im bliżej końca byłam, tym większą miałam wątpliwość. To by było chyba zbyt proste?
Numer dwa to Ania? Od razu przypisałam jej jej autorstwo. Za tę dosłowność i specyficzny klimat jej opowiadań.
Przeczytawszy trzecią… Jeden fragment dał mi do myślenia, że może to Ania, ale – przepraszam Cię Aniu – chyba w ten sposób byś się nie podpisała. I to nie Twój styl pisania. Zatem obstawiam, że nr 3 to JiNn.

Masz rację, że nie podpisałabym się w ten sposób 🙂
I jak zwykle wykazałaś się przenikliwością… bo ten trzeci podobno był tylko tłem konfliktu dwóch pozostałych autorów.

W ostatniej chwili się udało zagłosować. Miniatura pierwsza, już o niej pisałem, tyleż piękne co słodkie. Druga piekielnie ostra, jeśli to Ania to przeszła samą siebie. Trzeci utwór miał dobry klimat ale nieco mało treści. Taki styl włóczykija to może być Greg ale pewnie się mylę. Ten pierwszy … Nefer spóźnia się z Amaktaris. Mój glos dostała 3ka.

Ja też głosowałem na trójkę… Najciekawiej zarysowana historia. Wielu rzeczy można się tam domyślać, czyli cała sztuka pisania krótkiej formy. W konkurencji wypadła średnio, ale wyrazy mojego uznania.
Co do mnie, to Harmonogram ma swoje prawa i na dodatek zostałem poproszony przez samą Boginię we własnej osobie o odstąpienie miejsca. Przecież nie mogłem odmówić. 🙂 Ale tekst gotowy i ukaże się dzisiaj. Pozdrawiam.

Może trochę blado. To prawda, ale to była najbardziej sensowna opcja. Pierwszy trochę sztampowy. Muszę, pomimo pewnej niechęci przyznać że gdyby Ania napisała go w swoim stylu to wybór był by trudniejszy. Drugi jest jak Windows, może to i dzieło ale closed source, nie zostawia zbyt dużego potencjału myślom. Trzeci daje trochę nadziei i ma to coś czego zabrakło dwóm poprzednim.

Ale. Widzę że Dałeś nam kolejny odcinek. Dziękuję. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo nie wdzięczny, przyda się jakaś pociecha.

Ja tam całkiem lubię Windowsa, chociaż oczywiście w pełni szanuję wybór rozwiązań alternatywnych. 🙂
Fox

Oczywiście, mainstream rządzi :).

Moj Typ byl nastepujacy

1 . Ania
2. JiNn
3. Foxm
Odnosnie wyboru pomiedzy „chorobami” to byla oczywiscie prowokacja z mojej strony, sklaniajaca do dyskusji
Napisałem wczesniej ,ż miniaturye to żart NE – test na gusta czytelnikow. Kazda miniatura była z innej”półki”
Miniatura Ani – liryczna erotyka napisana lekko i płynnie ( nie ktorzy wezną ja za grafomaństwo )
mnie sie spodobała najbardziej
Foxm – Miniatura z masą czasu zaprzeszłego , czytalem to jak sprawozdanie z lekkiego pornosa.
JiNn – Gratluje ciekawego ujecia . Głowna postac z zespołem paranoidalnym
zastanawailem sie czy nie zagłosowac za 1 miejscem
No cóz Gusta sa rózne
co do grafomaństwa i erotyki to poprosze o opinie tego tekstu ponizej 🙂
Dodam tylko ze wielu go na pewno „zna” usunełem dwie ostanie linijki aby było utrudnienie

Szepty o poranku
Słodko śpiących kochanków
Przewijają się teraz jak burza
Kiedy patrzę w Twoje oczy
Pożądam Twojego ciała
I czuję każdy Twój ruch
Twój głos jest ciepły i czuły
Miłość nie mogłaby mnie opuścić

Bo jestem Twoją kobietą
A ty jesteś moim mężczyzną
Kiedykolwiek dosięgniesz mnie
Zrobię wszystko co mogę

Czuję się zagubiona
W Twoich ramionach
Kiedy nie ma świata poza nami
Zbyt dużo do stracenia
Do końca będę z Tobą
Chociaż może czasem
Wydaje się jakbym była daleko
Nie zastanawiaj się gdzie jestem
Bo zawsze będę blisko Ciebie

Czekamy na coś
Gdzieś gdzie, nigdzie nie byłam
Czasem się boję
Ale jestem gotowa się uczyć
Siły miłości

Odgłos bicia Twojego serca
Robi się czysty
Nagle czuję, że nie można iść dalej
Jest jak lata temu

Bo jestem Twoją kobietą
A ty jesteś moim mężczyzną
Kiedykolwiek dosięgniesz mnie
Zrobię wszystko co mogę
Zmierzamy do czegoś
Gdzie nigdy nie byłam
Czasem się boję
Ale jestem gotowa się uczyć

pozdrawiam
lupus

Zamieszczona liryka nie jest grafomańska, moim zdaniem. Jest prościutka i naturalna. Jedynie fraza o „słodko śpiących kochankach” wzbudza grymas podejrzliwości na moim obliczu.
Uśmiechy z pociągu,
Karel

🙂 Witam a jak Ci sie teraz spodoba orginał ? .
https://www.youtube.com/watch?v=5boRQcTvnwU
Lubie posłuchac dobrej muzyki podczas lektury, a ta mi najbardziej odpowiada do „przewrotnej” Ani

lupus

Drogi lupusie,
Oryginał brzmi zbyt patetycznie jak na mój gust, aczkolwiek w pewnych stanach ducha, w pewnych sytuacjach to może być strzał w dziewiątkę.
Ostatnimi czasy strzałem w dziesiątkę w każdej sytuacji jest dla mnie:
https://www.youtube.com/watch?v=bM_7m4vTPng
Jednak w samym libretto tego numeru nie czają się emocje. Po prostu seks… nieco zaskakujący kod stosowany na materacu…
Touch and Go w wielu numerach trafia w mój nastrój, kobieta ma głos niezłego ziółka…
Uśmiechy,
Karel

🙂 No cóz rózne sa gusta . Nie lubie wzliczanek 🙂

Dziesięć, pocałuj mnie w usta
Dziewięć, przesuń palcami po moich włosach
Osiem, dotknij mnie
Powoli, powoli
Siedem, tak trzymaj
Przejdźmy prosto
Do numeru jeden

Do numeru jeden
Numeru jeden
Do numeru jeden

Sześć, usta
Pięć, palce
Cztery, gra wstępna
Trzy, do numeru jeden

Do numeru jeden
Numeru jeden
Do numeru jeden

Pocałuj mnie w usta
Przesuń palcami po moich włosach
Dotknij mnie
Przejdźmy prosto
Do numeru jeden

Do numeru jeden
Numeru jeden
Powoli
Do numeru jeden

Chyba ,ze wyliczanka Amanda Lear – Alfabet 🙂
Pozostaje przy swoich klimatach głosie Rash i słowach Power of love

Pozdrawiam

Drogi lupusie,
Przyznaję zdecydowaną wyższość libretto Twojego utworu nad prymitywnym libretto mojej miernoty.
Ale śpiew to już inna bajka. Czasem sekunda decyduje o fascynacji.
Czy to nie Helena Modrzejewska wzbudzała wśród obcokrajowców zachwyt deklamując nie wiersz a polski alfabet?
Uśmiechy,
Karel

Masz rację, że to był rodzaj testu na gust czytelników i efekt mojego sporu z JiNnem o to w jakim kierunku powinna pójść NE 🙂

Miło mi, że komuś spodobała się moja miniaturka, ale przyznam, że większą satysfakcję daje mi fakt, że posądzono o nią mojego konkurenta. Taka odrobina przekory – skoro napisałam już coś zupełnie nie w moim stylu 😉

Trzeba przyznać, że JiNn bardzo dobrze zobrazował swoje przekonanie o tym, że seks podany na tacy (prosta kopulacja) jest znacznie mniej erotyczny niż ten niedopowiedziany (choćby gasnące od wilgoci światło). Ja jednak mimo wszystko wierzę, że jest coś pośrodku i że znajdzie się miejsce dla różnych odmian erotyki…

Nie głosowałam, ale gdybym miała oddać swój głos oddałabym go na miniaturkę Foxa (urosłam w piórka gdy przypisano mi jej autorstwo ;)).

Te spory … to zdaje się jakaś specjalność ?

Żebyś wiedział 🙂
Ale jeśli dzięki temu przekonałam dwóch kolegów do napisania całkiem niezłych miniatur, było warto…

Jednak kobiety to przewrotne istoty. Pierwsza miniatura Ani? Jestem zaskoczona, ale to dobrze, że nie trafiłam. Może to pozwala uniknąć zaszufladkowania. W komentarzach Ani pod opowiadaniami innych oraz w jej opowiadaniach widzę takie… ciągoty edukatorskie. Pierwszy raz ta myśl pojawiła się po „Odkrywając…” i potem doszukiwałam się ich w jej tekstach. W pierwszej miniaturze się ich nie doszukałam stąd mój błąd w typowaniu.
JiNn – tytuł miniatury wraz z tym fragmentem: „To była ona. Anna. Kropelka rozpływającego…” nasunął mi skojarzenie z tekstem pojawiającym się na murach czy blokach: „Nie dam Ci ani kropelki. (podpisano) Ania Kropelka”. 🙂
Dodam, że głosowałam na nr 3.
Lisie – gratuluję wygranej.

Oczywiście masz rację z tymi ciągotami edukatorskimi – taka moja słabość 🙂
Z jednej strony przeraża mnie poziom wiedzy naszego społeczeństwa, nie tylko w kwestii erotyki, ale również fizjologii i anatomii, a z drugiej strony NE wymaga choćby szczątków fabuły, więc nie będę publikować tego, co tworzę w celach… hmmm… czysto rozrywkowych 😉

Choć może ze względu fakt, że podpuściłam Foxm’a powinnam dać mu satysfakcję i własną reputację również narazić…

Aniu, Cóż za szkoda, że nie będziesz tego w celach… hmmm…. czysto rozrywkowych 🙂

Moim zdaniem, powinna zostać stworzona podstrona z adnotacją Szanownej Redakcji, że Czytelnik wchodzi tam na własne ryzyko, Redakcja umywa ręce i nie lubi tego, co tam się publikuje, nie odpowiada to Najwyższym Standardom Najlepszej Erotyki, ale jeśli Czytelnik chce się nurzać…. to niech się nurza do woli 🙂

😀
Takie sugestie to już nie do mnie… podobno wystarczająco szargam dobre imię NE 😉

Dziękuję! Chociaż wyznam szczerze, że gdybym miał taką możliwość, oddałbym swoją świeżo zdobytą nagrodę „Diamentowego Penisa” na jakiś szczytny cel:) Za każdy głos Czytelników, dziękuję. To fantastyczne uczucie, móc porównać swoją pracę z dwójką szalenie uzdolnionych konkurentów.
Kłaniam się,
Foxm

Proponuję oddać go przy najbliższym finale WOŚP, niech go Jurek zlicytuje.

„Diamentowy Penis”…hmmm… by oddać na cel szczytny dobrze by było mieć w postaci fizycznej. Najlepiej statuetkę handmade. 😉

Zawsze można takiego „Diamentowego Penisa” oddać na cel szczytujący:D Jest to wielce ponętna wizja dla autora grafomańskich erotyków:) Dać człowiekowi możliwość wyboru i się gubi.

Pakiet na cel szczyt(ujący)ny: dobra erotyczna grafomania plus Diamentowy. 🙂

O to, to, to. Pełna zgoda:)

Bardzo dobry pomysł z takimi bitwami na miniatury, proszę więcej – ale może lepiej byłoby, gdyby autorzy mieli z góry zadany temat czy jakieś inne ograniczenia, jak przy zbiorach miniatur okolicznościowych

A niech to! Zostałam królikiem doświadczalnym :-))
Batavio, zmyliłeś mnie. Tak dziękowałeś Ani, że posądziłam Cię o popełnienie trzeciej miniaturki – przez tę Annę Kropelkę w tekście 🙂
Foxm, gratuluję 🙂

Napisz komentarz