Jak to robią marynarze (seaman)  3.69/5 (14)

35 min. czytania

Poniższe opowiadanie jest publikowane powtórnie w ramach cyklu Retrospektywy. Pierwszy raz pojawiło się na portalu Najlepsza Erotyka 20 grudnia 2012 roku.

* * *

Potrafię oprzeć się wszystkiemu, oprócz pokusy. (Oskar Wilde)

Jeszcze trzy dni i do domu. Z jednej strony cieszył się na myśl o nadchodzących wakacjach, z drugiej… wiedział, czego będzie mu brakowało. I kogo.

Niecierpliwie sięgnął po pilota i wyłączył telewizor. Jak zwykle, nie było nic ciekawego do obejrzenia. Amerykańska telewizja, a całkiem jak w Polsce. Przeciągnął się, zahaczając stopami o przeciwległą ścianę. Brak przestrzeni był jedną z tych rzeczy, za jakimi na pewno nie będzie tęsknił. Był dość wysoki i nie raz nabił sobie przysłowiowego guza, waląc głową we framugę drzwi lub boleśnie uderzając goleniem w wystający mebel.

Spojrzał niecierpliwie na zegarek, stojący na biurku, tuż obok małej plazmy. Jeszcze dwadzieścia minut i muszę wracać, pomyślał. Chryste, ale jestem zmęczony. Gdyby tylko chciało się tak bardzo, jak się nie chce…

Miał już wypływane kilka długich lat. Cztery kompanie, kilkanaście kontraktów po pół roku lub dłuższych. Męczyło go takie życie, powoli miał tego dość. Ale nie miał bladego pojęcia, co miałby robić w Polsce. Pracować w jakimś hotelu. Może. Pewnie dostałby pozycję szefa recepcji, może nawet lepiej. Ale zdawał sobie sprawę, ile zarabia się na lądzie. Maksymalnie piątkę. Co to jest? To był właśnie największy problem marynarzy, odzwyczajali się nie tylko od żony i dzieci. Od polskich pensji również. A wydatki były niemałe.

Lubił pełny portfel, to uczucie, że nie musi martwić się o kasę. Tyle, że… Czasem zastanawiał się, czy nie stał się jakiś pusty w środku, wypalony. Ciągle tylko pogoń za pieniędzmi, statki, dziecko, które coraz rzadziej tuliło się do niego bez nakazu matki. To było chyba najcięższe. Bo Anka… wiadomo, znali się jak łyse konie, byli razem już całą wieczność i dawny żar przygasł. Naturalna kolej rzeczy. Z malcem natomiast było inaczej. Ciężej. Coś łapało go za gardło, gdy wyjeżdżał na kolejny statek. Jeszcze mocniej czuł ten dławiący uścisk, wracając do domu. Kiedyś chłopak biegł do niego przez pół lotniska, wydzierając się w niebogłosy. Teraz zdawkowe „cześć”, rzucone jakby od niechcenia. Był starszy, to fakt. Ale chyba po prostu przyzwyczaił się do tego, że ojca nie ma nigdy w domu.

Potrząsnął głowa, opędzając się od niewesołych myśli. Za trzy dni ich zobaczy. A wtedy wynagrodzi synowi rozłąkę, nieobecność i tęsknotę.

***

Wejście Lisy wyrwało go z zadumy. Spojrzał na dziewczynę i, jak za każdym razem, gdzieś głęboko w sobie poczuł silne, niemal duszące uczucie. Nie potrafił wyjaśnić dlaczego, ale działała na niego tak mocno, że będąc z nią, zapominał o całym świecie.

Była wściekła, od razu poznał. Zmarszczone brwi, zaciśnięte usta. No, tak, pomyślał. Jadę do domu. Czy to dobrze, że się złości? Niby tak, ale męczyły go humory dziewczyny. Wolałby spokój i jakieś radosne bzykanko, ale na widok jej miny można było ze spokojem założyć, że nie ma na to szans. A szkoda. Uwielbiał kształt tych bioder, prężące się pod gładką skórą mięśnie, namiętne usta. Ale przede wszystkim do szaleństwa doprowadzał go temperament niewysokiej blondynki o dziewczęcej, niewinnej twarzy i niezaspokojonym apetycie na seks. Poczuł podniecenie, więc szybko wstał z łóżka. Nie ma już czasu, więc muszę się ogarnąć, zanim się nakręcę, stwierdził w myślach. Zresztą, ona i tak nie będzie chciała. No, może nie od razu…

– Wychodzisz? – spytała Lisa delikatnym, miękkim głosem. Była tak niespotykanym połączeniem niewinności i namiętności, że na początku znajomości nie wiedział, co się z nim dzieje. Zakochał się, to na pewno. Ale czy coś więcej? Być może, choć to i tak bez znaczenia. Nie odejdzie od Anki, nie zostawi syna. Zresztą, dziewczyna była ze Szwecji, co mógłby jej ofiarować? Według standardów skandynawskich nie zarabiał tak wiele, byłby facetem z odzysku i do tego z bagażem dziecka i alimentów. Dlatego nigdy nie rozmawiali o tym wprost, choć czasem czuł coś więcej, tam, głęboko w środku. Wiedział, że ona ma tak samo, bo unikała tematów dotyczących jego rodziny, ich wspólnej przyszłości, miłości. Ale chyba przeżywała to mocno, choć po swojemu, ze skandynawską rezerwą, pomyślał, patrząc na piękne, zmysłowe usta zaciśnięte w grymasie niechęci.

– Tak, zaraz zaczynam – odpowiedział cicho. Ciężko było przez ostatnie dni, zawsze to samo.

– Okej, spoko. – Westchnęła ze zmęczenia. Wiedział, że dziewczyna miała za sobą sześć godzin ostrej harówki, rozmazany makijaż i pot na twarzy jednoznacznie to potwierdzały. Cóż, housekeeping to niełatwy departament. Byli dziś w Jacksonville, najcięższy dzień dla załogi. Embarkacja. Stare pastuchy schodziły, przyjeżdżały nowe. Takie same głupie, zadowolone z siebie amerykańskie gęby. – Wezmę prysznic i pójdę na mesę.

– Jeszcze nie jadłaś – stwierdził raczej, niż zapytał.

Potrząsnęła głową.

– Odłożyć ci coś? – Podszedł bliżej, przykładając dziewczynie dłoń do policzka. Szarpnęła się gwałtownie, unikając pieszczoty.

– Nie, już to zrobiłam. Idź, bo się spóźnisz – mruknęła, nie patrząc mu w oczy. Otworzyła drzwi na korytarz i odsunęła się na tyle, na ile mogła w wąskim przejściu. Przechodząc obok, spojrzał na nią. Odwracała wzrok, zaciskając usta. Zrobiło mu się smutno, ale nic już nie powiedział i wyszedł z kabiny.

***

Miał kabinę menedżerską, na piątce, więc po kilku krokach znalazł się na głównym korytarzu. Długie przejście ciągnęło się od dziobu aż do garbage room’u na rufie i na każdym amerykańskim statku, bez względu na kompanię, nazywało się tak samo. I-95, na cześć autostrady łączącej oba wybrzeża USA.

Przeciął szeroki, zatłoczony korytarz i wszedł do mesy. Jako młodszy purser mógł korzystać z oficerskiej, ale rzadko to robił. Wolał swobodniejszą atmosferę głównej sali, zawsze pełnej ludzi. Przy filipińskim stole siedziało ze dwadzieścia osób, część Flapów jadła przyniesioną z miasta chińszczyznę, inni jak zwykle handlowali wszystkim, czym można. Karty telefoniczne, zupki chińskie, napoje energetyczne – można było u nich kupić wszystko. Zawsze zastanawiała go przedsiębiorczość Filipińców, bo wszędzie gdzie trafił, w każdej kompanii było tak samo.

Podszedł do linii, nalał kawy i przysiadł się do jedynego Polaka w mesie, ciemnowłosego Rafała z Zakopanego.

– Cześć, Mati – zagadnął go zajadający zupę steward, nazywany Synkiem. – Co tam, panie, na recepcji?

– To samo gówno, Synek, jak co dzień – odpowiedział, popijając gorący napój.

– Słyszałem – kontynuował Rafał – że Gruby dziś zjeżdża.

Mateusz pokiwał głową.

– No, zjeżdża. Głupia sprawa.

– Sam się wjebał – Rafał głośno siorbnął, trzymając łyżkę przy ustach. – Odstawił niezły numer.

– Heh, mało powiedziane – odparł Mateusz. – Gdybym był na recepcji sam z dziewczynami, może udałoby mi się to jakoś załatwić. Ale przylazł Alan.

– Hotel director?

– No – wzruszył ramionami. – Jak baba zaczęła się wydzierać, to było po wszystkim. Alan podszedł, się zainteresował, a potem poszło szybko. Wizyta na bridge’u i finto.

Synek przez chwilę obracał łyżkę w palcach, po czym powrócił do cienkiego rosołu.

– A o co tak do końca poszło? – spytał. – Bo słyszałem plotki, ale…

Mateusz zerknął na wiszący na ścianie zegar. Miał jeszcze chwilę.

– Kretyńska sprawa – zaczął z niewesołym uśmiechem. Bo sytuacja była komiczna, natomiast jej efekty już nie. – Stara baba z czterech gwiazdek któregoś dnia spytała Grubasa, gdzie mieszkamy my, załoga. Ten wyjechał z tekstem, że wieczorem, po pracy przylatują helikoptery i zabierają wszystkich – kumasz, tysiąc ludzi – na brzeg do hotelu. A rano w ten sam sposób wracamy do roboty. Bekę skręcił z idiotki.

Synek zaśmiał się cicho.

– Słuchaj, teraz najlepsze. Albo najgorsze, zależy, jak na to patrzeć – kontynuował jego rozmówca. – Wszystko byłoby okej, ale dziś rano stara przyłazi na recepcję i mówi, że chciałaby złożyć complaina. Dobra, zawołali mnie, wychodzę i pytam, co się stało. A ona mi mówi, że cruise był super, załoga ekstra, steward i kelnerzy przyjacielscy. Tylko jeden, poważny problem.

– No? – mruknął Rafał, ponaglając Mateusza. – Jaki?

– Jest wykończona, bo nie mogła się ani razu wyspać. Ja, grzecznie: Co się działo, klima nie działała i za gorąco było? A ona, że nie, że ją helikoptery z załogą budziły codziennie o czwartej rano. Mówię ci, stary, szczęka mi opadła. No, i wtedy zaczęła się jatka, bo stara w krzyk, cztery paski przyleciały i po zawodach. Wezwali Grubego na mostek i do domu.

– Szkoda chłopaka – mruknął Rafał. Odsunął krzesło i wstał. – Muszę lecieć. Mam pół godziny do luggage’u, a jeszcze muszę się wykąpać.

– Leć, leć. – Mateusz wiedział, jak ciężko jest po sprzątaniu kabin od szóstej rano, niemal bez odpoczynku, iść na marshalling area i robić przy walizkach. Co trzy dni na statek wchodzili nowi pasażerowie, około trzech tysięcy ludzi. Każdy z nich – KAŻDY – przywoził przynajmniej dwie walizy. Przed przejściem do recepcji, Mati pracował na kabinach i pamiętał doskonale baby, które na trzydniowy wypad na Karaiby brały po dwadzieścia par butów. Albo i więcej. A stewardzi, po porannym wysprzątaniu pokoi, umordowani i często bez lunchu (bo nie ma czasu) musieli te wszystkie bagaże posortować, wwieźć na odpowiednie piętro i zanieść pod kabinę. Nienawidził tego z całego serca i choćby tylko dlatego cieszył się, że skorzystał z szansy i uciekł z hotelu. Oczywiście recepcja należała do tego departamentu razem z housekeepingiem, barami i restauracjami, ale robota była najlżejsza fizycznie. Psychicznie było równie ciężko; goście ciągle składali complainy o najmniejszą rzecz, z drugiej strony szefowie dusili o jak najwyższe ratingi, bo z tego mieli bonusy finansowe, czyli ciągła jazda bez trzymanki. Głowa pękała po dwunastu godzinach pracy. Ale przynajmniej skończyły się problemy z plecami, z kolanami, ze ścięgnami Achillesa. Każda robota ma swoje plusy i minusy. Ważne jest jedynie, aby te pierwsze przeważały nad drugimi. Reszta jest nieistotna.

Wstał od stołu, poprawił krawat i wyszedł z mesy. Na korytarzu wciąż był niezły tłumek, mało kto z załogi mógł wyjść na zewnątrz o tej porze. Niektórzy biegli do pracy, inni łazili bez celu, próbując zabić jakoś czas. Tylko Filipińcy niezmordowanie pracowali, handlując, czym się da. Ale Mateusz wiedział, że musieli. Zapożyczali się na tysiące dolarów, by móc opłacić agenta i przelot i trafić na statek. Oni i Chińczycy z laundry robili najdłuższe kontrakty, po dwanaście i więcej miesięcy, odkładając każdy grosz, by móc spłacić dług i zapewnić rodzinie dobre życie. Każdy z nich, powiedział mu kiedyś jego filipiński asystent, Michael, utrzymuje po dwadzieścia, trzydzieści osób, szwagrów, bratowe, ich dzieci i rodziców. Niezłe piekło. Tak samo mieli Chińczycy, Tajlandy, Indonezja. Czarni z Jamajki, Hondurasu i innych karaibskich państewek również. Jeśli statki cokolwiek mu uświadomiły, była to jedna rzecz. Tutaj zrozumiał, jakie miał szczęście, że jest białym Europejczykiem.

Otworzył drzwi od recepcji i wszedł do biura. Chaos i zamieszanie trwało w najlepsze. Dziewczyny z check-inu znowu spieprzyły listę kabin i trzeba było ręcznie zaprogramować prawie tysiąc pięćset kluczy. Szybko opanował sytuację, dzieląc robotę między dwie recepcjonistki i siebie. Mieli pół godziny na przygotowanie wszystkiego, ich szefowa nie lubiła żadnych potknięć i potrafiła się nieźle wydrzeć. Woleli tego uniknąć, więc wzięli się do pracy. Zapomniał dzięki temu o minie Lisy, o Ance, o Monique. Czasem naprawdę nie rozumiał, po co mu to wszystko było.

***

Lisę poznał dwa lata temu. To był jego pierwszy kontrakt na recepcji, po przejściu z kabin. Wieczór po wyjściu z portu, pastuchy polazły już na kolację i była chwila spokoju. Nagle do front desku podbiegła nieznana mu śliczna, zarumieniona dziewczyna w uniformie stewardessy pytając, czy mógłby jej pomóc. Zatrzasnęła klucze w kabinie i nie może się dostać do pokoju. Według procedury powinien wezwać security, oni spisaliby raport i otworzyli drzwi masterką. Tyle, że wszystko mogłoby skończyć się źle dla dziewczyny, bo chief security zgłosiłby to na pewno staff kapitanowi, a ten miał prawo dać w takim przypadku warninga. Mateusz zlitował się nad laską i poleciał z nią na czwórkę.

Dopiero potem zdradziła, dlaczego miała wtedy takie wypieki. Przyjechała na statek za ówczesnym chłopakiem. Który oczywiście w międzyczasie wyrwał inną dupę, Mateusz widział go kilka razy na mieście z nową partnerką. Po przyjeździe Lisa nie wiedziała jeszcze o tym, a koleś najpierw ją przeleciał, a do innej dziewczyny przyznał się na drugi dzień. To po upojnym seksie była tak szczęśliwa, że z wrażenia zgubiła klucze.

Zawsze czuł ukłucie zazdrości, wspominając tamten dzień. Bo facet był przystojnym, dobrze zbudowanym Indonezyjczykiem. A rumieńce, jeśli dobrze pamiętał, bardzo widoczne. Ale dzięki temu poznał Lisę, więc nie narzekał. Ona w sumie też nie, przynajmniej na początku.

***

Kiedy po pracy wrócił do kabiny, dziewczyna już spała. Ciemnoczerwona, satynowa pościel była jej pomysłem i kiedy po raz pierwszy położyła się nago na karmazynowym, błyszczącym materiale, musiał przyznać rację dziewczynie – w tym przypadku warto było złamać statkowe zasady. Teraz też wyglądała pięknie, na wpół odkryta, śpiąca i spokojna. Przez chwilę przyglądał się jej małym, kształtnym piersiom, wyrzeźbionym ramionom i niewinnej twarzy. Znów poczuł podniecenie, ale postanowił nie budzić Lisy. Miała ciężki dzień za sobą, zresztą do wyjazdu zostały jeszcze trzy noce. Zdąży zasmakować tego boskiego ciała. Cicho wszedł do łazienki i, sprawnie zrzuciwszy ubranie, wskoczył do mikroskopijnej kabiny prysznica. Puścił gorącą wodę i zaczął wspominać pierwsze tygodnie ich znajomości.

***

Zwrócił na nią uwagę od razu, przy pierwszym spotkaniu. Nie wiedział czemu, ale nie potrafił zapomnieć o rozpromienionej, uśmiechniętej dziewczynie z dużymi, niebieskimi oczami. A gdy dwa dni później spotkał ją wieczorem w crewmesie, zrozumiał. Była niska, miała duży tyłek i zbytnio umięśnione ramiona, ale nie mógł oderwać od niej oczu. Kilkakrotnie spotykali się na korytarzach, wymieniali zdawkowe pozdrowienia i rozchodzili się, każde do swoich obowiązków. Aż w końcu, ze dwa tygodnie potem, spotkał Lisę na gangwayu i zaproponował wspólne wyjście na miasto. To było w Puerto Rico. Miasto fajne, dużo sympatycznych restauracyjek i knajp, dwie godziny zleciały bardzo szybko. Jeszcze tego samego dnia umówili się na najbliższego overnighta w Nassau. Idą razem do Pirata. I tak to się zaczęło.

Dziewczyna tańczyła jak diabeł. Ruszała się w taki sposób, że uwodziła wszystkich facetów dookoła. Przyznała mu się potem, że robi to specjalnie, z rozmysłem. Choć to nie do końca dobre słowo, bo do czego miałaby się przyznawać? Że lubi prowokować? Czy to coś złego?

Kiedyś wspomniała, że kiedy była młodsza, dużo młodsza, potrafiła zaszaleć. Wyrywała kolesi na jedną noc, bez skrupułów i zahamowań. Dlatego wiedział, że każdy ruch, nie tylko podczas tańca, miała doskonale dopracowany. Instynktownie czy nie, doprowadzała mężczyzn do wrzenia. Przed poznaniem Lisy, Mateusz nie spotkał kobiety, obdarzonej tak wielkim magnesem sex appealu. A do tego świadomej swojej mocy i wykorzystującej ją bez litości. To było niesamowite, z jaką łatwością potrafiła jednym spojrzeniem zamienić niemal każdego mężczyznę w miękki, podatny na jej wpływ wosk. Kilka lesbijek również poległo w tej nierównej walce.

Dzięki Lisie odkrył zazdrość. Wcześniej nieznane, teraz to uczucie niemal cały czas było w nim obecne. Ale potrafił się kontrolować, mimo że nieraz wystawiała jego cierpliwość na próbę. Nigdy nie był pewien, nawet gdy już byli parą, czy jej żarty i flirty, z pozoru niewinne, nie kryły jakichś podtekstów. Choć ufał, to nie bezgranicznie. Lisa twierdziła, że o to właśnie chodzi.

– Nie potrzebuję faceta, który nie jest zazdrosny – powtarzała od czasu do czasu. – Taki koleś nie zabiega o względy partnerki.

Oczywiście, nadmierna zazdrość również nie wchodziła w grę, raz sprawdził to empirycznie i zapamiętał lekcję.

Była seksowna, pozbawiona zasad i niemoralna. I nigdy nie odmówiła, gdy miał na nią ochotę. Ubóstwiał Lisę. Choć czasem również nienawidził.

– Jeśli kochać, to na tysiąc procent – powiedziała kiedyś. – Zawsze tak, jakby miał to być nasz ostatni dzień na ziemi. Inaczej nie ma najmniejszego sensu.

Była tak inna od spokojnej, zrównoważonej Anki, jak piekło od nieba. Bo Ania też go kochała, i to bardzo. Wiedział o tym doskonale. Ale jego żona nie potrzebowała codziennej dawki emocji, by wiedzieć, że jest tak, a nie inaczej. To było spokojne, zwyczajne uczucie. Zupełnie inne od żaru, jakiego doświadczał przy jasnowłosej Szwedce.

Z drugiej strony, Anka potrzebowała stałej dawki zapewnień słownych. Lisa wręcz przeciwnie. Może ze dwa razy w ciągu tych dwóch lat usłyszał od niej słowo „kocham”. Nie rozumiał kobiecych schematów zachowawczych, być może dlatego, że ich po prostu nie było.

No, a poza tym, był seks. Nawet zanim poszli do łóżka, czuł męczące pożądanie. Gdy byli w klubie i patrzył, jak dziewczyna tańczy. Albo na sundecku, gdy pożerał wzrokiem jej pełną, zgrabną pupę w skąpym bikini. A ona, co robiła? Kładła się na brzuchu i wciskała różowy materiał majtek między pośladki, bo chciała równo się opalić.

Chodzili na sundeck każdego dnia, gdy byli w morzu, podczas przerwy między zmianami. Smażyli się do zbrązowienia w gorącym, karaibskim słońcu, owiewani chłodną bryzą. Lisa z miejsca zasypiała i budziła się po kilku godzinach, opalona i wypoczęta. A on przez cały czas nie mógł oderwać od niej oczu, jak zresztą wszyscy faceci.

Pożerał wzrokiem pewną siebie, zgrabną dziewczynę, która nie tylko nie wstydziła się swojej seksualności, a jeszcze atakowała nią każdego napotkanego mężczyznę. Instynktownie czy rozmyślnie? Nie wiedział.

I wpadł po uszy. Ale zrobił to na własne życzenie. Przyłaził do kabiny Lisy. Jej roommate’ka, przypadkowo i bardzo korzystnie, miała chłopaka na statku i spędzała u niego całe dnie, więc mogli do woli gadać, wygłupiać się i robić inne dziwne rzeczy. Wtedy na przykład po raz pierwszy przeżył manicure i pedicure, szczerze mówiąc dość boleśnie. Pozwalał jej na wszystko, jemu było wszystko jedno, czy skórki wrastają mu na paznokcie, czy też nie. Ale byli razem, a tego podświadomie pragnął.

Oczywiście, nie była idealna. Mieli kompletnie odmienne gusta, Mateusz nie cierpiał amerykańskich komedii, które oglądała dziewczyna, a ona zasypiała przy filmach, jakie wypożyczał od Flapów. Książek chyba nie czytała w ogóle. Generalnie nie określiłby dziewczyny mianem intelektualistki, choć nie była głupia. Ale nie przeszkadzało mu to za grosz. Jeśli miał ochotę na film lub czytanie, po prostu wysyłał dziewczynę na sundeck i miał czas dla siebie.

Ciagle odczuwał nieokreślony lęk, że nie dysponuje niczym, czym mógłby zaimponować takiej kobiecie. Rzadko chwaliła go za cokolwiek, choć może robiła to z normalną częstotliwością, ale on czekał na coś innego. Niby nie interesowały go poprzednie związki i wszystkie przygody Lisy, nie wypytywał za bardzo, ale zawsze czuł na plecach oddech konkurencji. Tej przeszłej, z częścią której dziewczyna utrzymywała przyjacielskie kontakty, i tej przyszłej, nieznanej.

– Zajebisty facet – mruczała czasem, patrząc na mijanego mężczyznę.

Właśnie takich komplementów oczekiwał, a nie słyszał. Ubierał się nie w jej guście. Był nieco zbyt szczupły, mimo że na brak sportu nie narzekał; całe liceum i studia grał w siatkówkę.

A może tak nie było. Może wygłaszała te wszystkie miłe rzeczy, jakie dziewczyny mówią swoim chłopakom, tylko on chciał więcej? A jeśli tak, to dlaczego? Czy był zbyt mało pewny siebie?

Czasem lubił się w ten sposób zadręczać. A kiedy indziej miał wszystko w dupie.

Chyba nie jestem zdrowy psychicznie, stwierdzał niejednokrotnie. Robić to, co robił, sobie, Ance, dziecku. I Lisie. Bo, choć od początku wiedziała, że Mateusz jest zajęty, to czuł, że dziewczynę męczy cała sytuacja. Mimo, że twierdziła inaczej.

– To twój interes, twoje sumienie – mówiła. I w sumie, miała rację.

***

Bywał u niej coraz częściej, wychodzili razem niemal każdego dnia, ale wszystko odbywało się powoli, krok po kroku. Był świadom tego, że igra z ogniem, ale im dalej się posuwał, tym więcej chciał. Niewinne buziaki w policzek przestały wystarczyć i któregoś dnia po powrocie z sundecku położył się koło Lisy na wąskim, jednoosobowym łóżku. Zasnęli, zmęczeni słońcem, przytuleni do siebie. Spóźnił się do pracy, ale tego popołudnia nie wydarzyło się nic więcej.

Kilka dni później, żegnając się wieczorem, pocałował dziewczynę w usta i zwariował; miała najcudowniejsze wargi, jakie smakował w swoim życiu.

Nie zastanawiał się nad konsekwencjami, nie myślał o rodzinie, o Ance. Liczyła się jedynie tamta chwila, lazur tropikalnego morza, podniecająca dziewczyna i jej słodkie pocałunki.

Kolejną granicę przekroczyli po następnym home porcie. Dzień wcześniej Lisa wspomniała, że zjadłaby truskawki. Wyszedł do miasta i wrócił z owocami. I bitą śmietaną. Zaskoczył ją zupełnie. Jedli owoce, śmiali się nie wiadomo z czego, aż nagle wyciągnął umazany śmietaną palec i, pchnięty impulsem, opuszkiem dotknął warg dziewczyny. Nie odsunęła głowy, nie uciekła. Zlizała krem. Pochylił się i pocałował jej słodkie usta.

– Jesteś pewien…? – spytała cicho.

– Nie – szepnął i odstawił miskę z truskawkami.

Miała delikatny, chłodny język. Niecierpliwy, poszukujący, podniecający. Nie wiedział, kiedy zdjął z niej bluzkę i odsłonił małe, twarde piersi, zakończone brązowymi brodawkami. Moment później leżała przed nim, w samych stringach, drżąca i rozpalona. Czuł aromat jej kobiecości, gdy zrywał z krągłych bioder biel koronki. Tak, aromat, bo Lisa była pierwszą kobietą, której soki pachniały – delikatnie, zmysłowo.

Odsłonięte krocze było gładko ogolone i wilgotne, fałdki sromu skrywały różowość wnętrza. Rzucił się na dziewczynę niczym wygłodniałe zwierzę. Zanurzył się w pięknym ciele, językiem i ustami wyrywając z kochanki jęk rozkoszy. Złapał za uda leżącej, przytrzymując ją w miejscu, i pieścił najlepiej, jak potrafił. A potrafił wiele. Językiem, wargami, palcem. Łapczywie spijał wilgoć, wyciekającą z wnętrza Lisy. Ssał, gryzł, wkładał palce wszędzie, gdzie tylko mógł, poszukując nowych doznań u siebie i u partnerki. Ta z trudem utrzymywała się na wąskim łóżku, kręciła się, jakby parzyła ją pościel. Mateusz odsłonił wrażliwą łechtaczkę i skupił się na tym punkcie, drugą ręką odnajdując wejście do pupy Szwedki. Wbił w nią palce i sięgnął głęboko do środka seksownego ciała. Odpowiedziała głośnym jękiem i, szarpiąc chłopaka za włosy, poprosiła o więcej. Chłeptał z niej, niczym pies ze swej miski, pragnąć dać kochance największy orgazm w życiu. Podniecały go wulgaryzmy, jakie mamrotała pod nosem. Krągłość pośladków doprowadzała do szału. Płaski brzuch i niewielkie jabłuszka piersi rozpalały zmysły tak bardzo, że zapomniał o całym świecie. Pożądał tylko jednej kobiety na ziemi, żadnej innej.

Lisa wiła się i rzucała pod wpływem jego pieszczot, coraz głośniej jęcząc. W pewnym momencie zamilkła raptownie, a napiętym ciałem wstrząsnął dreszcz orgazmu. Potem kolejny. I jeszcze jeden. Mateusz lizał zapamiętale, nie przestawał, jego palce tkwiły głęboko w odbycie i pochwie kochanki, czuł je przez cienką ściankę mięśni. Dziewczyna dygotała bez ustanku, a mężczyzna nie mógł się nadziwić mocy i długości ekstazy, w której tkwiła. Odepchnęła głowę Matiego. Nie chciał wyjść spomiędzy zgrabnych, silnych ud, ale w końcu usłyszał błagalne:

– Dość…

Przerwał, powoli oderwał się od rozkosznego ciała i usiadł. Miał erekcję większą, niż kiedykolwiek. Patrzył na leżącą bez ruchu kobietę, na napięte mięśnie zaciśniętych nóg, na ciemne sutki, twarde i sterczące. Boże, jak bardzo chciał ją posiąść. Wbić się w to gorące ciało, nadziać leżącą piękność na kutasa i zajechać do nieprzytomności.

Wróciła. Otworzyła oczy, spojrzała na niego i uśmiechnęła się nieśmiało.

– Co to było? – zapytał, bo nie wiedział, co miałby powiedzieć.

– Dawno… – mruknęła cicho. – Dawno nie czułam się tak dobrze.

Podkurczyła nogi i zręcznie przekręciła się na bok, zeskakując na podłogę. Obrócił się i patrzył, jak poszła do łazienki i zaczęła się podmywać, nie domykając drzwi. Nagle podjął decyzję. Wstał i po dwóch krokach stanął tuż za dziewczyną. Blisko, tak żeby poczuła sztywnego członka. Położył dłonie na pięknych, bajecznie ukształtowanych biodrach.

– Nie… – szepnęła, lekko obracając głowę. Miała przymknięte oczy i lekko rozchylone usta. – Nie mamy już czasu.

Normalnie posłuchałby. Wiedział, że jeśli Anka mówi „nie”, to koniec. Najmniejszych szans na seks. Ale tym razem nie chciał robić tak, jak zawsze. Przesunął dłonie na brzuch Lisy, przytulił się mocno, czując jak twardy penis wbija się kobiecie w plecy.

– Nie – powtórzyła. Potem zorientował się, że w ten sposób prowokuje, odpychając przyciąga i kusi. Wtedy jeszcze nie wiedział o przekornej naturze Szwedki, ale zadziałał instynktownie. Nie odpuścił. Pochylił dziewczynę do przodu. Jej wyeksponowana szparka aż prosiła się o rżnięcie. Oparł napuchniętą żołądź o różowe wargi i wślizgnął się do wilgotnej pochwy. Kobieta jęknęła przeciągle, zaparła się o ścianę i pchnęła biodrami w tył, nabijając na lancę Mateusza. Chciała, pomyślał. Chciała i udawała, że nie. Przestał się powstrzymywać, pozwolił żądzy przejąć kontrolę. Złapał blondynkę za pośladki i zaczął ujeżdżać szczupłe, opalone ciało. Z głośnym dźwiękiem obijał się o pupę Lisy, przy każdym ruchu wchodząc coraz głębiej. Znowu jęknęła, szerzej rozstawiając nogi. Dzięki temu miał łatwiejszy dostęp, mógł mocniej ją podniecić.

– Jeszcze – szepnęła między pchnięciami. – Jeszcze… Nie przerywaj…

Nie miał zamiaru. Przyspieszył, przesuwając ręce w górę, ku piersiom. Złapał za półkule biustu, ścisnął. Krzyknęła w odpowiedzi, przyciskając jego dłoń swoją. Była taka podniecająca, jej brązowa skóra pachniała słońcem i namiętnością. Była szczupła tam, gdzie powinna i zaokrąglona wszędzie indziej.

Położył dłoń na pośladkach Lisy. Nie łamiąc rytmu, wcisnął kciuk w ciasny otwór odbytu. Czuł twardość własnego członka, sprężyste mięśnie pochwy, ciepło wnętrza jej ciała. Poczuł nadchodzący orgazm. Nie chciał się powstrzymywać, pragnienie było zbyt duże.

– Nie… w… środku… – jęknęła Lisa. – Nie… dziś…

W ostatniej chwili wyciągnął penisa z wnętrza kochanki. Nasienie strzeliło na gładkie plecy kobiety, znacząc opaloną skórę białym szlaczkiem. Drgnęła, czując na ciele lepki płyn.

Po chwili serca zwolniły szaleńczy rytm i odzyskali oddech.

– Ty wariacie! – Dziewczyna odwróciła się i zaśmiała żywiołowo. – Wynocha! Teraz, to muszę się wykąpać raz jeszcze, a za pół godziny zaczynam! Wynocha!

Seks jego życia. Bez dwu zdań.

***

Nie wiedział, dlaczego zdradził Lisę. Zanim ją poznał, bywały szybkie numerki, to oczywiste. Na statku albo piłeś do upadłego, albo pieprzyłeś, również do upadłego. A że połowa facetów na burcie była gejami, natarczywość dziewczyn czasem szokowała. Wystarczyło, że usiadłeś sam w crewbarze. Po kilku minutach miałeś wybór. Albo tancerka, albo masażystka ze spa. Idziemy do kabiny czy na sundeck? Zależało od urody dziewczyny. Jeśli była ładna, brał ją do siebie. W innym przypadku wychodzili na zewnątrz i, skryci w mroku nocy, siadali na jednym z leżaków. Wyciągał członka i oddawał się spragnionej dziewczynie. Czasem czuł się jak jakiś dobroczyńca, dla dobra ogółu zaspokajający potrzeby żeńskiej części załogi. Choć miał też jedną czy dwie niedwuznaczne propozycje od facetów. Uprzejmie odmawiał, bo praca na statkach nauczyła go jednego – geje byli przeważnie bardzo pozytywnymi ludźmi i, choć jakakolwiek homoseksualna przygoda nie wchodziła w rachubę, nie było powodu, dla którego miałby reagować agresją. A Polacy, niestety, przeważnie tak się zachowywali.

Po truskawkowym popołudniu nocował już u Lisy. I przez długi czas nie spojrzał nawet na inne kobiety. Kłócili się, to oczywiste, ale nigdy do tego stopnia, by miał rozważyć skok w bok. Aż nadszedł jeden wyjątkowo nieprzyjemny dzień, po którym spał u siebie i miał na moment dość temperamentu jasnowłosej Szwedki. Akurat następnego dnia był overnight w Nassau i, nawet nie na przekór, poszedł do Pirata sam. Chciał się napić, odpocząć od wszystkiego i zresetować mózg.

Siedział przy barze, pił Morgana z colą. Zerknął na ciemnoskórą dziewczynę, która zajęła miejsce obok. Nie szukał kobiety, sama go znalazła. Nazywała się Monique. Ładna twarz, długie nogi, z typowymi dla Murzynek chudymi łydkami i mocnymi udami, burza kręconych włosów i ten tyłek. Wszystkie czarne dziewczyny mają takie pupy. Nawet jak taka stoi, możesz na wystającym kuperku postawić szklankę piwa. I nie rozlejesz ani kropli.

Kupił jej drinka, może dwa. Rozmawiali. Potańczyli chwilę. Potem Monique stwierdziła, że musi iść do domu. Spojrzała na niego wyczekująco, więc zaproponował, że ją odprowadzi. Naprawdę nie miał wobec dupczastej czarnulki żadnych zamiarów, dobrych czy złych. Spacerek przez miasto i spać do kajuty. Taki był plan. Ale pod drzwiami zapytała, czy nie wszedłby na chwilę, i miała taką słodką minę, że uległ. A, co tam, pomyślał. Piwo w tę czy w tamtą, co za różnica. Przyniosła mu butelkę Corony i wyszła, zostawiając samego w pokoju. Miała małe mieszkanko, z salonem i sypialnią, zadbane i ładnie urządzone. Puszysty, jasny dywan ładnie kontrastował ze starą, ciemną podłogą, do tego czekoladowe, kolonialne meble i taka sama sofa. Wyglądał przez okno i zastanawiał się, którędy najszybciej dojść do portu, gdy usłyszał szmer za plecami. Odwrócił się i zdębiał. Stała przed nim, ubrana jedynie w białe koronkowe majtki. Uśmiechała się niewinnie, nawet wtedy, gdy spytała:

– To jak, pokażesz mi, jak to robią marynarze?

Zamurowało go, przez chwilę nie wiedział, co powinien zrobić. Raptownie podjął decyzję. A co tam, pomyślał, pewnie i tak nie zobaczę tej laski już nigdy w życiu. Odstawił butelkę, zrobił dwa kroki w kierunku nagiej dziewczyny. I postanowił pójść na całość.

Uderzył otwartą dłonią. Trafiona w policzek, dziewczyna krzyknęła głośno i poleciała na ścianę. Szybkim susem znalazł się przy niej i mocno, brutalnie chwycił za kształtną szczękę.

– Chcesz wiedzieć, jak to robią marynarze? – warknął. Oczy Monique, wielkie i przerażone, wpatrywały się w niego bez mrugnięcia. – Zaraz ci pokażę, ty mała cipko.

Złapał za delikatny materiał bielizny i szarpnął. Uniósł porwaną koronkę i wepchnął ją między pełne, czerwone usta Murzynki.

– Ani słowa, szmato – syknął. – Bo dostaniesz jeszcze raz.

Nie zastanawiał się nad tym, co robi. Po prostu pozwolił emocjom przejąć kontrolę. Szarpnięciem odwrócił dziewczynę i pchnął na oparcie sofy. Pisnęła cicho w proteście, za co dostała głośnego klapsa w wypięty, krągły pośladek.

– Powiedziałem, że masz być cicho!

Przy każdym słowie bił ją po pupie. Może protestowała, ale nie wiedział, bo wciskał jej głowę w poduszki, leżące na siedzisku. Szybko rozpiął pasek i zrzucił spodenki na podłogę. Wyciągnął penisa, błyszczącego wilgocią na czubku, i nakierował na różowość Monique. Wszedł w nią mocno, bez litości, głęboko. Usłyszał przytłumiony krzyk, zamachnął się ponownie. Klaps był wyjątkowo głośny, nawet w przytłumionym świetle widać było pociemniałe, napuchnięte ślady na wypiętym zadku czarnulki. Patrzył na szczupłe, napięte plecy, podskakującą przy każdym pchnięciu krągłość pośladków, rozłożone, zaciśnięte na krawędziach siedziska ramiona. Boże, jaki był podniecony! Nigdy by nie przypuszczał, że tak podkręci go odrobina przemocy. Energicznie poruszał biodrami, wbijając się głęboko w ciasną szparkę dziewczyny. Miętosił nadstawiony tyłeczek, imponująco duży i sprężysty. W końcu wyciągnął penisa i puścił kark leżącej. Monique chciała wstać, ale nie pozwolił jej na to. Jeszcze nie. Przytrzymał podnoszącą się Murzynkę jedną ręką, drugą kładąc na czekoladowym kroczu.

– Podoba ci się, suko – mruknął, czując pod palcami wilgoć. Wbił dwa palce w pochwę kobiety. Po chwili przyłożył pokrytą kobiecym sokiem dłoń do nosa.

– Masz szczęście, że jesteś czyściutka – warknął. Puścił dziewczynę i pokazał jej błyszczące palce. – Widzisz, jak ci się to podoba? Jesteś dziwką, która aż prosi się o rżnięcie…

Dostał w twarz. Mocny cios przerwał jego wypowiedź w pół słowa, ale zanim zdążył zareagować, objęła go mahoniowymi ramionami i przytuliła, całując mocno.

– Tak – szepnęła. – Jestem suką i chcę, żebyś mnie zerżnął. Zrobisz to? Proszę…

Odepchnął gorące ciało, rzucił kobietę na obitą skórą sofę. Złapał za gardło, spojrzał w ciemne oczy.

– Dobrze – odpowiedział. Rozepchnął zaciśnięte uda kolanem i pochylił się nad kochanką. Szybko, sprawnie naprowadził błyszczącą pożądaniem żołądź na nabrzmiały srom. Wszedł gwałtownym pchnięciem, wyrywającym sapnięcie z pełnych ust Monique. Zacisnął palce na niewielkiej piersi, ściskając sutek i brutalnie ugniatając delikatne ciało. Ponownie westchnęła, chciała się wyrwać, ale nie pozwolił jej na to, za karę wymierzając bolesny policzek.

– Leż spokojnie, szmato – rzucił. – Nie ruszaj się, kiedy cię posuwam!

Wbijał się szybko i głęboko w gorące ciało, a kobieta wiła się pod nim niczym wąż. Oddychała głośno, raz po raz pojękiwała z podniecenia, jej mahoniowa skóra błyszczała od potu. Nagle dziewczyna odepchnęła chłopaka kolanami, odrzuciła go aż na podłogę. Coś spadło z półki na podłogę i z brzdękiem rozprysnęło się na drobne kawałki. Nie zważali na to. Skoczyła na młodego mężczyznę, dysząca i spragniona, złapała za sterczącą męskość i włożyła ją do pasującego otworu. Teraz to ona dominowała, przytrzymując partnera silnymi nogami. Przeorała paznokciami ramiona Mateusza i pochyliła się nad nim.

– Otwórz – zakomenderowała, a on posłusznie wykonał polecenie. Wystawiła różowy język i pozwoliła gęstej ślinie spłynąć wprost w usta kochanka. Wciągnął płyn łapczywie, szarpiąc ramionami, ale nie mógł się uwolnić. Chciał ją posiąść tak, jak dzikie zwierzę zdobywa swoją samicę. Nie pozwoliła na to, ujeżdżając go niczym jeździec młodego konia. W końcu wyrwał ręce i złapał za wąską talię, zatrzymując dziewczynę w pół ruchu. Miał odrobinę swobody i wykorzystał to natychmiast. Zaczął posuwać unieruchomioną kobietę, szybkimi pchnięciami wbijając się i wyskakując na zewnątrz. Odgięła głowę do tyłu i jęczała głośno, nieprzerwanie. Przesunął dłonie w górę, złapał za podrygujący biust. Krzyknęła boleśnie, ale nie wyrwała się, lecz docisnęła jego palce swoimi. Po niespełna minucie zaczęła szczytować, zastygła w bezruchu, mahoniowe ciało napięło się w ekstatycznym skurczu, a on pieprzył ją najszybciej, jak tylko potrafił. Ledwie rozluźniła się i opadła na niego, poczuł nadchodzący orgazm i wyrwał się z ciasnej pochwy. Zorientowała się, co nadchodzi i zsunęła się pomiędzy nogi mężczyzny, łapiąc za sterczące prącie. Włożyła żołądź do ust w momencie, w którym strzelił spermą. Patrzył na Monique, jak połyka jego nasienie i czuł się panem świata. W tym krótkim momencie był najlepszym kochankiem na ziemi, widział to w roziskrzonym spojrzeniu dziewczyny.

Tydzień później spotkał się z nią ponownie.

***

Do żony dzwonił niemal codziennie. Zapewnienia o miłości przechodziły mu przez gardło nad wyraz łatwo. Potem szedł do Lisy i kochał się z nią bez opamiętania. A gdy statek zawijał do Nassau, wymyślał powody, dzięki którym mógłby wymknąć się do miasta bez szwedzkiego balastu. I leciał go dupczastej czarnulki. Po co mu to wszystko? Nie potrafił zrozumieć swojego postępowania. Nie cierpiał przez to na bezsenność, nic z tych rzeczy. Ale czasem męczyło go oszukiwanie i krętactwa. A mimo to brnął dalej w kłamstwach, byle zapewnić sobie chwilę rozkoszy.

Nawet, jeśli któraś z nich cokolwiek podejrzewała, nie dawały tego po sobie poznać. Anka nadal cierpliwie czekała na jego wakacje, podczas których był kochającym ojcem i dobrym mężem. Przysłowiowy raz w tygodniu posuwał żonę, zaskakując obydwoje zapałem. Potem jechali na lotnisko, ściskał synka i czule żegnał się z małżonką. I leciał do ognistej Lisy. Zawsze tak requestował, by być na burcie z Lisą. I dziwnym trafem wracali na statki, które pływały na Bahamy. A tam czekała stęskniona Murzyneczka, gotowa oddać mu czekoladowe skarby nawet na środku ulicy. Nie wiedział, czy kobiety były szczęśliwe. Najwyraźniej tak, skoro były tam, gdzie je zostawił. Nie zadawał trudnych pytań, wychodząc z założenia, że jemu w tym układzie jest dobrze.

Bo Mateusz był na swój sposób szczęśliwy.

***

Dwa dni do zjazdu. Lisa zrobiła się nieznośna, rano zrobiła nieziemską awanturę o to, że użył jej szczoteczki do zębów.

– Przecież wiesz, że gdzieś zapodziałem swoją. – Spokojnie starał się wytłumaczyć wściekłej dziewczynie. Nie chciała słuchać i wyszła, trzaskając drzwiami. Gdy dosiadł się do niej podczas lunchu, popatrzyła na niego ozięble i powiedziała:

– Nienawidzę, jak ktoś używa moich osobistych rzeczy. Kup tę pieprzoną szczoteczkę.

Odchrząknął i odpowiedział:

– Dobrze. Skoro nalegasz, wyjdę w Nassau i kupię… tę pieprzoną szczoteczkę.

Wstała gwałtownie i wyszła z mesy. Wzruszył ramionami. Bywała humorzasta, ale to, co ostatnio wyprawiała, to już przesada. Przesiadł się do polskiego stolika, do cooków i stewardów. Głównym tematem było oczywiście zwolnienie Grubego.

– … a pamiętacie, jak wykręcił numer z serem? – mówił jeden z kucharzy. Wszyscy zanieśli się śmiechem. Tej historii Mateusz nie znał.

– No, co ty? – zdziwili się wszyscy. – A, nie było cię wtedy na statku.

– Numer był nieprzeciętny, to był pierwszy kontrakt Grubego – zaczął opowiadać Tomek, wysoki i chudy chłopak z Trójmiasta. – Był wtedy asystentem. Sprzątał kabinę i patrzy, a na stole koło śmietnika leży ser i śmierdzi. Jak mi to opowiadał, pękałem ze śmiechu. Więc chłopak śmierdziela ciach, do garbage’u. Za kilka godzin przychodzi supervisor i mówi, że z jednej kabiny zniknął ser pleśniowy, kupiony za jakąś grubą kasę. Edek narobił w gacie i mówi, że ser poszedł w śmieci. Polecieli we trzech: on, jego steward i supervisor, do garbage room’u. Przetrząsnęli chyba z dziesięć garbage bag’ów i w końcu znaleźli zgubę.

– I co zrobili? – spytał Mati, gdy już ucichła salwa śmiechu.

– Nic – odparł Tomek, wycierając dłonią łzy. – Obmyli ser pod kranem, na talerz i steward zaniósł gościowi do pokoju.

– Ale co mu powiedzieli?

– Proste. Że pomyśleli, że ser może się zepsuć i zanieśli szefowi kuchni do chłodni, na przetrzymanie. I facet to łyknął. Dał nawet napiwek.

– Ja pierdolę – Mateusz pokręcił głową. – I właśnie dlatego ci durni Amerykanie robią się jeszcze głupsi.

Na chwilę zapanowała cisza.

– Szkoda chłopaka – mruknął Synek.

Inni potwierdzili. Szkoda. Rodzina, kredyt na mieszkanie, a tu nagle dowiadujesz się, że przez głupią pasażerkę jedziesz do domu. Słabo, ale takie jest życie. Na statkach nie cackają się z załogą. Dopóki zasuwasz i siedzisz cicho, jest w porządku. Wystarczy jednak jeden numer – odpowiesz przełożonemu nie tak, jak trzeba, krzywo spojrzysz na gościa i po zawodach. Wielu dobrych ludzi zjechało z błahego powodu. Przez własną głupotę, lub tylko dlatego, że mieli pecha. A przy tak ciężkiej pracy nerwy czasami puszczały. Bo użeranie się z pastuchami to jedno, z tym dawałeś sobie radę. Ale szefowie, to już inna sprawa. Dostawał taki Hindus czy Flap belkę lub dwie i rósł w oczach. Mateusz nieraz widział sytuacje, w których spokojnie można było oskarżyć takiego cymbała o mobbing. Ale każdemu zależy na pracy. Bądź co bądź, zarabiasz w dolarach, tax free. Ludzie zaciskali zęby i wracali do pracy. Czasem tylko zdarzało się, że ktoś pękał. Jeśli tak było, przeważnie były to bardzo widowiskowe akcje. Raz w galley jamajscy kelnerzy nabijali się z małego Tajlanda z dish washa. Jechali z nim, jak ze szmatą. W końcu chłopak stwierdził, że ma dość. Złapał nóż do mięsa i wyskoczył zza zmywaka. Czarnuchy spieprzały, tylko im buty spadały. Zamknęli się w barze, spuścili kratę i judzili wściekłego Taja. Ten rzucał w nich wszystkim, co mu podeszło pod rękę – butelkami, garami, porcelaną. Zleciało się security, ale bali się podejść do kolesia, czekali, aż się zmęczy. Wtedy go skuli i zamknęli w areszcie. W Ameryce przyjechało FBI i deportowali biednego chłopaka. A kolesie z Jamajki nadal pracują w kompanii. Życie.

Skończył lunch i poszedł do pracy. Za dwie godziny będą w Nassau. Musi wyjść, pożegnać się z Monique.

***

Na szczęście nie spotkał Lisy. Chyba dobrze, bo nie miał siły na kolejną pyskówkę. Przebrał się w cywilne szmaty i zszedł ze statku. Było gorąco, jak zwykle. Piękne, lazurowe morze, palmy i kolorowe, drewniane domy głównej ulicy wywierały duże wrażenie. Ale tak było tylko na wierzchu. Ekskluzywne sklepy – Dior, Prada, Rolex – a pomiędzy nimi wąskie alejki, w które raczej nie należało się zapuszczać. Wprawdzie było bezpiecznie, bo policja dbała o białych. Władze miasta zdawały sobie sprawę, że amerykańscy turyści to kura, znosząca złote jaja. Ale i tak nie wolno było zbaczać z utartych szlaków.

Kiedyś spacerowali z Lisą i chcieli skrócić sobie drogę. Przywitały ich sterty śmieci, brudne szczury i prusaki, wielkie jak myszy. Dziewczyna wybiegła z krzykiem z uliczki, Mateusz za nią. Natknęli się na patrol policyjny. Chłopak musiał gęsto się tłumaczyć, mundurowi odpuścili dopiero, gdy pokazał crew ID. Od tej pory trzymał się jasno oświetlonych miejsc.

Po drodze zaszedł do sklepu Swarovskiego. Kupił trzy identyczne komplety kolczyków z kryształkami, żeby przypadkiem nie pomylić prezentów.

Po kilku minutach stanął pod drzwiami mieszkania Monique.

***

Dziewczyna otworzyła mu, ubrana w króciutkie spodenki i białą koszulkę z bawełny, prowokująco opiętą na ciemnym ciele. Przywitała go gorącym pocałunkiem i wpuściła do środka. Usiadł w fotelu, ściskając w dłoni butelkę zimnej Corony. Po kilku minutach pojawiła się w drzwiach. Oparła się o framugę, ściskając mocno kolana. Spojrzał, zdziwiony.

– Wszystko w porządku? – spytał.

– Tak – odpowiedziała. Uniosła rękę i kiwnęła palcem. – Chodź tu.

Wstał i podszedł do Monique. Objęła mężczyznę i przytuliła się, szepcząc mu do ucha:

– Wejdź we mnie… Teraz.

Nie musiała powtarzać. Po sekundzie spodenki Mateusza znalazły się na podłodze. Niecierpliwie szarpnął materiał jej szortów, odsłaniając wygolony srom. Jęknął w podnieceniu, kobiecie dosłownie ciekło po udach. Chwycił penisa i podsunął pod krocze kochanki. Uniosła się delikatnie na palcach i usłużnie nadstawiła wejście do swego ciała. Wszedł szybkim pchnięciem i syknął, zaskoczony. Murzynka była lodowato zimna tam, w środku.

– Co to? – wyjęczał. Uśmiechnęła się lekko, zarzucając Mateuszowi nogę na biodro.

– Lód – mruknęła. – Włożyłam sobie do cipki lód.

Nie mogła go bardziej podniecić. Złapał za pełne, mahoniowe uda i uniósł dziewczynę, opierając ją plecami o ścianę. Gwałtownie wbił się w zmrożoną kobiecość, zaciskając łapczywie palce na krągłym ciele czarnulki. Dziewczyna odchyliła głowę i przygryzła pełne wargi bielutkimi zębami, oddając chłopakowi szyję we władanie. Całował i kąsał delikatną skórę, szepcząc wulgaryzmy. Chłodna ciecz, spływająca po penisie, doprowadzała mężczyznę do szału. Choć nieraz próbował zapomnieć o karaibskiej piękności, nie potrafił. I teraz wiedział, dlaczego. Była taka ognista, taka namiętna.

– Pocałuj mnie – wyszeptał, a ona posłusznie podsunęła usta i zaatakowała jego język swoim. Podsuwała się przy każdym pchnięciu ku partnerowi, nadziewając się dzięki temu na sztywną lancę aż po sam koniec. Oczyma wyobraźni widział, jak dziewczyna wpycha sobie kostki lodu, roztapiające się przy zetknięciu z rozpalonym ciałem. Wiedział, że powinien zerwać ten romans, że tak by było najlepiej dla wszystkich. Ale nie dla niego. I tylko dlatego zdawał sobie sprawę, że nigdy tego nie zrobi. Nie da rady.

Wysunął się z ociekającej wodą pochwy Monique i spytał cicho:

– Masz jeszcze lód?

Spojrzała na niego błyszczącymi z podniecenia oczyma.

– Mam… A co chcesz zrobić?

Uśmiechnął się.

– A jak myślisz?

Skoczył do lodówki, wyciągnął z worka zmrożone kostki i wrócił do dziewczyny, wciąż opartej o ścianę.

– Odwróć się – zakomenderował. Posłusznie wykonała polecenie. Pchnął ją na sofę, pochylił na oparciu mebla. Pogładził wypiętą pupę, która wyglądała niczym gigantyczny blok słodkiej, smakowitej czekolady. Obrócił w palcach lód. Drugą ręką rozszerzył pośladki Monique i uśmiechnął się, widząc zaciśnięty otwór odbytu.

– Rozluźnij się – szepnął. Nie czekał jednak na reakcję kochanki, zbliżył dłoń do tyłeczka Murzynki. Drgnęła, gdy dotknął skóry zimnym sześcianikiem. Pokryła się gęsią skórką, od pleców aż po uda. Sapnął, wciskając pierwszy kawałek, który wskoczył nad wyraz ochoczo. Drugi i trzeci tak samo.

– Teraz, moja mała czarna suczko, przygotuj się na odrobinę bólu – warknął. Zbliżył nabrzmiałą żołądź, a ona usłużnie podsunęła biodra. Naparł na oporne ciało, powoli wcisnął się do środka. Znów poczuł to samo, co wcześniej. Połączenie lodowatego zimna z gorącem kobiety było powalające. Wycofał się odrobinę, po czym ponownie pchnął. Złapał za krągłe ciało i zaczął posuwać, nie – pieprzyć to apetyczne, seksowne dziewczę tak ostro, jak tylko potrafił. Podskakiwała w rytm ruchów Mateusza, głośno jęcząc i krzycząc. Nie przejmowała się otwartym oknem i środkiem dnia, po prostu dawała upust swej żądzy. Mężczyzna również przestał nad sobą panować, co chwila wymierzając kochance siarczyste klapsy. Nie dam rady, pomyślał, nie potrafię zapomnieć o tobie, Monique. Czując czubkiem penisa twarde kawałeczki lodu głęboko w odbycie Murzynki, zacisnął zęby i eksplodował nasieniem. Fala gorącego płynu zalała wnętrze jej ciała, dziewczyna wiedziała, że właśnie szczytował. To rozpaliło ją jeszcze bardziej, wywołało eksplozję w kroczu, obejmującą zasięgiem całe ciało. Zacisnęła dłonie na skórzanej kanapie, zastygła w napięciu, pochłonięta ekstazą. Prawie jednocześnie, przemknęło jej przez głowę, co za jazda.

Na pożegnanie dał dziewczynie kolczyki.

– Innym swoim kochankom też takie dałeś? – spytała. Nie odpowiedział.

***

Wrócił na statek i wpadł na Lisę. Była wściekła. Zobaczyła go i z miejsca się zagotowała.

– Gdzie byłeś? – warknęła. Była piękna, kiedy się złościła. Ale potrafiła dopiec. – U tej czarnej dziwki? Czy masz może jeszcze jakieś inne dupy na boku?

Podstawową zasadą na statku jest nigdy nie potwierdzać oskarżeń. Nawet, jeśli były oczywiste.

– O co ci znowu chodzi? – odparł oburzonym głosem. – Byłem na mieście po szczoteczkę. Tak, jak prosiłaś.

Skoczyła do Mateusza, chwyciła go za szczękę, mocno zaciskając palce na ustach chłopaka.

– Trzy godziny? Co ty myślisz, że ja jestem jakaś indonezyjska babaloo? – syknęła. – Ze mną tak się nie pogrywa, gnojku. Masz żonę, rozumiem, sama się w ten układ wpakowałam. Ale nie zgadzam się na trzecią, czwartą czy szesnastą dziwkę. Rozumiesz?

Powoli odepchnął rękę dziewczyny.

– Nie będę nawet mówił, jak głupie są twoje oskarżenia – syknął. Wyciągnął z kieszeni pudełeczko z kolczykami. – Wiedziałem, że jesteś zdenerwowana, więc postanowiłem dać ci odrobinę czasu na uspokojenie. Jak widać, nic to nie dało.

Położył prezent na stoliku.

– Zapewne ten mały upominek też nic dla ciebie nie znaczy.

Złapała za niebieskie opakowanie i, nawet nie zaglądając do środka, rzuciła nim o ścianę.

– W dupie mam twoje prezenty! – krzyknęła wściekle. – Będę się z nich cieszyła, gdy dostanę taki jako jedyna!

Uniósł ręce w geście pojednania.

– Idę do siebie, muszę się przebrać do pracy – powiedział. – Mam nadzieję, że przemyślisz to, co powiedziałem i zrozumiesz, że nie kłamię.

Wyszedł. Czy tym razem naprawdę przegiął? Czy zabrnął za głęboko, pogubił się gdzieś po drodze? Niemożliwe, nie on. Wszystko mam pod kontrolą, pomyślał. To tylko pieprzone fochy.

Ale nie był do końca przekonany, że tak było w rzeczywistości.

***

Ostatni wieczór minął szybko. Mateusz nie musiał nawet wychodzić z małego biura dla purserów. Recepcjonistki radziły sobie z powtarzającymi się pytaniami gości, żalami i pretensjami niezadowolonych. Przynajmniej to mi się udało, nauczyłem dziewczyny samodzielności, pomyślał niewesoło. Skończył zmianę o drugiej w nocy i poszedł do siebie. Niemal spakowana walizka leżała na łóżku. Popatrzył na nią niewesoło. Wakacje. Dom. Uśmiechnął się lekko. Odpocznę od tego bajzlu, pomyślał, a Lisa zdąży zatęsknić.

Pomyślał, że pójdzie do dziewczyny. Nie będą lecieli do Frankfurtu pokłóceni. Szybko spłukał z siebie zmęczenie i pot i, przebrany, wyszedł na korytarz. Statek był w morzu, więc water tide doory powinny być pozamykane, ale jak zwykle było inaczej. Ludzie otwierali ciężkie, stalowe grodzie do połowy szerokości drzwi, łamiąc wszystkie nakazy i zakazy dotyczące bezpieczeństwa. Ale komu chciałoby się lecieć dwa decki do góry tylko po to, żeby odwiedzić sąsiada zza ściany? Na jamajskim korytarzu było głośno, impreza kręciła się w najlepsze. Od kiedy kompania wprowadziła zakaz palenia w crew accommodation, wyznaczając określone miejsca dla palaczy, można było przynajmniej dostrzec pijących ludzi. Bo wcześniej bywało różnie. Muzyka waliła z jednej z otwartych kabin, czarni siedzieli na korytarzu i pili chivasa z colą. Profanacja, ale cóż. Jeśli dobra whisky była dla załogi w cenie dwudziestu kilku dolców za butelkę, piło się ją jak wodę. Dalej mieszkali Indonezyjczycy, spokojni i cisi. W charakterystyczny dla Azjatów sposób kucali i wcinali chińszczyznę, którą wcześniej przynieśli z zewnątrz. Na pewno jeden z paisano odgrzał im żarcie w galley. Mateusz często wychodził w Meksyku do chińskich restauracji, zawsze w towarzystwie stewardów z Indonezji czy Tajlandii. Najpierw szli na rynek, gdzie kupowali żywego homara. Wybierali oczywiście tamci, on nie miał pojęcia, którego należałoby wziąć. Potem szli do jednej z kilku knajp i dawali kucharzom robala do ugotowania. Zamawiali jedzenie – porcje były ogromne i śmiesznie tanie – i w dziesięć czy piętnaście osób ucztowali przez kilka godzin. Lubił tych ludzi, spokojnych, uśmiechniętych, zawsze jakby lekko zdziwionych, że biały chce z nimi iść na miasto.

Na statkach niby nie było rasizmu i separacji, ale oczywiście Polacy trzymali się z Polakami, pogardzając Rumunią czy Ruskimi. Biali raczej nie mieszali się z Azją, czarnymi czy Indykami. Wszyscy znali swoje miejsce. Rzadkie były przyjaźnie międzyrasowe. Już częściej pary biało-czarne czy biało-żółte. Z tym, że prawie zawsze była to ściśle określona konfiguracja – Europejka miała ciemnoskórego faceta, a biały koleś azjatycką laskę.

Dlatego jego wyjścia z Azjatami były dość niezwykłe. Ale miał w dupie, czy komuś to przeszkadzało.

Przemierzał wypełnione ludźmi korytarze. Crew area pustoszała dopiero koło trzeciej w nocy, gdy barmani wracali z pracy, a kelnerzy i stewardzi, w końcu zmęczeni alkoholem, zasypiali w swoich kojach.

***

Zostawiła otwarte drzwi. Wprawdzie miał dodatkowy klucz, ale liczył się sam fakt. Cicho wślizgnął się do kabiny. Spała, oddychając spokojnie. Była naga, jak zwykle. Patrzył na nią przez chwilę, stojąc bez ruchu. Z jednej strony rozumiał jej emocje, z drugiej – awantury niekoniecznie były mu potrzebne. Dlatego przyszedł. Żeby się pogodzić. I ostatni raz przed wyjazdem posmakować pyszności Lisy.

Wślizgnął się pod krwistoczerwoną kołdrę i przytulił do gorącego, kobiecego ciała. Mruknęła przez sen, poruszyła i przytuliła do niego. Pocałował gładkie ramię, budząc dziewczynę. Spojrzała półprzytomnie.

– Powinnam cię wyrzucić na zbity pysk – szepnęła. – Ty świnio.

Objęła Mateusza i pocałowała mocno, namiętnie.

– Nie wiem, czemu tego nie zrobię – dodała po chwili. – Chyba mam do ciebie słabość.

Niecierpliwe dłonie dotarły do krocza dziewczyny. Jęknęła. Jak ona to robi, że już jest mokra, pomyślał. Potem przestał się zastanawiać nad czymkolwiek. Wchłonęła go swoją zachłanną namiętnością, nie pozostawiając miejsca na jakiekolwiek wątpliwości.

***

O dziesiątej zeszli z burty. Wsiedli do czekającego minibusa i pojechali na lotnisko. Trzy godziny później startowali z lotniska w Miami, lotem do Frankfurtu.

Przez cały czas milczała. Gdy zadawał pytania, odpowiadała wzruszeniem ramion lub pojedynczym słowem. Ściskała tylko ramię Mateusza, jakby nie chciała wypuścić go z rąk. Dopiero w samolocie zauważył błysk kryształków w uszach Lisy.

– Nałożyłaś kolczyki. – Zabrzmiało to raczej jako stwierdzenie, niż pytanie. Nie odwróciła głowy, patrząc przez okno na kłębiące się chmury. Skinęła jedynie głową. – Cieszę się.

Nie odpowiedziała. Mateusz postanowił zostawić dziewczynę w pokoju. Zawsze ciężko przeżywała rozstania, ale tego dnia była w wyjątkowo ponurym nastroju. Trudno.

Nie rozmawiali zbyt wiele podczas całego lotu.

***

We Frankfurcie przyszedł czas pożegnania. Pocałowali się, na chwilę poczuł prawdziwą Lisę. Potem odsunęła się i spojrzała na niego. Oczy miała pełne łez.

– Postaraj się zrozumieć – szepnęła. Odwróciła się i, nim zdążył zapytać, odeszła szybkim krokiem. Kółka różowego samsonite’a zastukały na nierówno położonej terakocie.

Stał nieruchomo, póki nie znikła w tłumie podróżnych. Nie rozumiał jej zachowania, pożegnalnych słów, smutku. Zawsze miał problemy z analizą zachowań kobiet, to prawda, ale teraz kompletnie nie był w stanie rozszyfrować enigmatycznych słów Szwedki. Po chwili wzruszył ramionami, jakby strząsał z siebie wszelkie wątpliwości. Odwrócił się i ruszył dziarskim krokiem. Dom. Czas do domu.

***

Lot do Gdańska, krótki i nudny, błyskawicznie minął, dzięki muzyce Boba Marleya i słuchawkom w uszach. Wysiadł z samolotu, szybko przeszedł przez bramkę celników. Rozejrzał się po niewielkiej sali przylotów, poszukując wzrokiem znajomych twarzy. Ludzie witali się z bliskimi lub szli prosto ku drzwiom, ku oczekującym taksówkom. Nigdzie nie było Anki. Zdziwił się, bo przecież jeszcze wczoraj ustalili, że wyjdzie po niego na lotnisko. Pociągnął walizki, wyszedł na zewnątrz i zapalił papierosa, siadając na ławeczce. Minęło dziesięć minut. Pół godziny. Wyjął telefon, wybrał numer żony.

– Halo? – spytała. Jakoś chłodno.

– Cześć, kochanie. Gdzie jesteście, czekam już prawie godzinę.

Chwila ciszy.

– Zajęta jestem, ślusarz przyszedł.

Zmarszczył brwi.

– Coś się stało? Wszystko w porządku? – rzucił niespokojnie.

– No, nie bardzo – odparła. – Słuchaj, nie chce mi się gadać. Nie wiem, po co dzwonisz.

Zamarł.

– Znaczy… co masz na myśli, tak konkretnie – wystękał po chwili.

– Nie wiesz? Naprawdę? Biedaczek – zadrwiła. – Dobra, skoro taki z ciebie idiota… Dostałam wczoraj maila. Od Lisy. Kojarzysz? Napisała, że znacie się… nie, inaczej to ujęła… że jesteście RAZEM od dwóch lat. Że masz problem z podjęciem decyzji. I że mam cię zapytać. Ale mi się nie chce.

– Słuchaj, kochanie, nie wiem, co napisała ci ta wywło…

– Och, daj spokój – przerwała mu ostro. – Nie chce mi się z tobą gadać. Chociaż w sumie zapytam. Masz dla mnie kolczyki? W niebieskim pudełeczku? No jak, masz?

Nie odpowiedział. Zrobiło mu się słabo.

– Tak myślałam – podjęła Anka po chwili. Po raz pierwszy załamał jej się głos. Odetchnęła głęboko i kontynuowała spokojnie: – Nie dzwoń do mnie. Nie przyjeżdżaj do domu. Właśnie wstawiam nowe zamki. I nie zmieniaj numeru, podałam go mojemu adwokatowi.

Zamilkła na chwilę.

– Ty gnoju… – warknęła, po czym przerwała połączenie.

Wyciągnął papierosa, zapalił. Popatrzył na telefon i zauważył ze zdziwieniem, jak bardzo drży mu dłoń. Co zrobiłem źle, pomyślał. No, co?

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres najlepszaerotyka@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu redakcji bloga, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

ja wiem co 😉 bardzo dobre!!

No. Też wiem co…

Seaman, aż ja zatwardziały "szczur lądowy" zapragnąłem zaciągnąć się na jakiś statek, smakować egzotycznych krain i piękności. Kurcze strasznie ciężki jest żywot takiego marynarza/ Oczywista oczywistość, że wystawiłem 5, przez moment poczułem, że wróciłem do czasów, w których zaczytywałem się w prozie Szklarskiego.

Twoja proza zaś ma walory jakich nie miał Tomek, bo mieć nie mógł. I mogę wejść o dobre piwo, że zwiedziłeś wszystkie opisane w tekście miejsca:)
Jedyne do czego można się przyczepić to brak jakiegoś objaśnienia niektórych pojęć, niby wszystko można sobie przetłumaczyć, ale dwa razy musiałem się dłużej zastanowić. Marynarski żargon jak najbardziej dodaje kolorytu, ale jakiś malutki słownik pojęć nie byłby złym rozwiązaniem.
Foxm

Hehe, Fox – nie kalaj moich wspomnień o Tomku:)

Chociaż przyznam się szczerze… że bohaterem moich młodzieńczych fantazji nie był Tomek, a tajemniczy Jan Smuga… 😉

Witam!

Dodałem etykiety, by łatwiej było trafić na ten tekst. A trafić nań warto, bo to jedna z najlepszych rzeczy, jakie czytałem na naszym portalu – ever.

Widać, Seamanie, że znasz się na morskich tematach i wiesz, jak namalować słowem przekonujące tło. Znasz się też na niewiastach i wiesz, jak lekkimi tylko konturami naszkicować interesujące postacie kobiece. Przede wszystkim jednak udało Ci się wykreować wiarygodnego protagonistę, który z własnej winy i nieostrożności wpada w kłopoty – ale przedtem ma naprawdę wiele dobrej zabawy.

W tej historii jest pewna lekkość, choć przecież przez całą lekturę czujemy,że wszystko to zmierza ku katastrofie. A jednak rzucamy się wraz z bohaterem na Lisę, a potem na Monique… trochę żal nam Anki, ale przecież nas to nie powstrzymuje. Twoja proza,Seamanie, wciąga nas w siebie i czyni współwinnymi. To bardzo przyjemne odczucie.

Odnośnie Twojego warsztatu mam dwa zastrzeżenia: primo, przejście z Monique do brutalnej zabawy w stylu BDSM było ciut zbyt szybkie. Uderzyło mnie to jako mało realistyczne, choć mogę się mylić i tego typu impulsy przychodzą w mgnieniu oka. Druga uwaga: po wspólnym orgazmie Monique i Mateusza piszesz: "Prawie jednocześnie, przemknęło jej przez głowę, co za jazda." To poważna niekonsekwencja. Przez cały tekst utrzymujesz narrację z perspektywy Mateusza. Tutaj, w jednym zdaniu, nie wiedzieć czemu przyjmujesz perspektywę Monique.

Ale to tylko szczegóły. Ogólnie bowiem jest bardzo, bardzo dobrze. Najwyższa nota z możliwych!

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Urocza miniaturka. I nawet – chciano, niechciano – element morału. Nie wiem, czy aż tyle seksu musiało się w tym tekście znaleźć. Nieco przesycone. Ale to jest portal – właściwe miejsce, aby właśnie tak było 🙂
Miałbym te same zastrzeżenia co Megas. Z ust mi je wyjął. Pomyśl nad tym autorze. Może pięć zdań o tym jak wyczuł/ wyczuwa w kobiecie nutę masochizmu. I coś o tym, dlaczego w ten wątek wchodzi, na chwilę staje się samcem sado. Ale to może być nieprzekonywujące. Z jedną kobietą tak z inną siak. Z którą jest prawdziwy? Z obiema? Nie znam się aż tyle na męskiej psyche.
Karelgodla

Witajcie!

Wczoraj umiescilem komentarz, ale cos sie zlosliwie pokrecilo, i nie pojawil sie na stronie.

Po pierwsze dziekuje za Wasze opinie i oceny – ciesze sie, ze opowiadanie sie podobalo. I odpowiadam:
Foxm, chcialem raczej pokazac pewien schemat postepowania, wiodacy ku takiej a nie innej koncowce. Niestety, czesty. A ze przyjemny – takie sa wszystkie grzechy.

Megasie masz calkowita racje w odniesieniu do minimonologu Monique, nie pomyslalem o tym nawet. Co do pierwszej nocy Monbique i Mateusza, to sytuacja taka miala miejsce naprawde (znam i wierze czlowiekowi, ktory mi ja pobieznie opowiedzial). Marynarz, zaskoczony pytaniem hozej dziewuszki, w przeblysku geniuszu postanowil pojsc na calosc. Owa dziewuszka, w pierwszej chwili obrazona na niego za siniaki i zdemolowanie sypialni (sic!), potem nie mogla juz bez ognistego marynarza zyc. Musicie mi w tym miejscu zaufac, Panowie ;-)))

Pozdrawiam raz jeszcze,

seaman.

ps. A jednak nie udalo mi sie zaspokoic wszystkich (tak, o Tobie pisze, KG 😉 ). Przy poprzednich tekstach koledzy narzekali, ze za malo scen, za malo seksu itp. No wiec zwiekszylem dawke. A tu prosze – swieta swietami, a kompleiny i tak sie trafiaja ;-))))

Pozdrawiam wszystkich i – jesli nie bede mogl sie odezwac – wesolych i spokojnych Swiat Bozego Narodzenia.

seaman

Hmm… ostrzyłem sobie zęby na coś zupełnie innego. Czekałem na kawałek klimatycznej, marynistycznej prozy, z męską morską przygodą w stylu Karola Olgierda Borchardta. A tutaj w ogóle nie ma morza, wzburzonych fal, wiatru na wantach, sztormu, przylądku Horn i tych wszystkich utensyliów budujących klimat morskiej przygody. Ale… i tak mi się podoba. Ten specyficzny świat załogi zajmującej się administracją i aprowizacją pasażerów wycieczkowców, opisany językiem pełnym żargonowych pojęć i określeń też jest bardzo ciekawy. Więcej ma jednak wspólnego ze środowiskiem pracowników luksusowego hotelu niż z morzem. Zamiast Borchardta, dostałem klimat, który kojarzy mi się z doskonałym zresztą filmem „Zaklęte rewiry”. I to spojrzenie za kulisy rejsu pasażerskiego jest tutaj największym walorem. Wątki miłosno-erotyczne niczym specjalnym nie zaskakują, może poza finałem. Ale cóż, tak to z babami bywa. Od strony literackiej bardzo dobre, ale to też nie jest niespodzianką.

Fotka doskonała. Mniam:)

Megasie, ostrzejsza akcja, trochę więcej pieprzu, to jeszcze naprawdę nie BDSM. Nie widzę nic niewiarygodnego w rozwoju wydarzeń z Monique. Czasami wystarczy błysk w oku albo wulgarne wydęcie warg.

Mefistofelesie, niestety musze Cie rozczarowac – dzisiaj praca na morzu nie ma z klimatami, o ktorych piszesz nic wspolnego. Jesli jestes na statku pasazerskim – to jest to wielki hotel (a raczej cale miasteczko, mowa o najwiekszych jednostkach). Jesli zas plywacz na tzw. cargo, to jest to po prostu praca jak w zwyklym przedsiebiorstwie – masz ludzi od brudnej roboty (sorry, chlopaki z maszyny i decku) i oficerow, siedzacych przy komputerze, radarze i nowoczesnym gps. Nic ponadto.

seaman

Domyślam się:) Szkoda, bo we mnie (śródlądowym żeglarzu zaledwie)jest gdzieś ta tęsknota.

Zapewne większość osób pracujących daleko od swoich kochanek/żon/dziewczyn masturbuje się bez ich wiedzy. Moim zdaniem jest to jednak całkiem rozsądne wyjście. Wolę jak mój facet sam się zadowoli, gdy jest na 2-tygodniowej delegacji, niż bym się miała kiedyś dowiedzieć o zdradzie.

Malgorzata78, dlaczego piszesz "wole jak moj facet…"? Czy kobiety postrzegaja ewentualne tego typu zachowania u mezczyzna nako namiastke zdrady, czycos w tym stylu?

seaman

nie uważam tego za zdradę, napisałam że wolałabym usłyszeć od faceta "masturbuję się" i wcale by mi to nie przeszkadzało, (wręcz można by to robić wspólnie na odległość). Inną sprawa była by zdrada z inną kobietą…

To dobrze 😉 bo sie zmartwilem ;-)))

A tak serio – zdrade tratkujemy jako obsolutnie negatywne zjawisko – pytalem, bo mimo uplywu lat kobiety nadal pozostaja dla mnie tajemnica, ktora trudno mi przeniknac… Zreszta, pewnie jest tak, ze co jeden aprobuje, innego zraza, jak ze wszystkim.

Pozdrawiam Cie, s.

Żenujące – i opowiadanie, i wszystkie te pozytywne komentarze do niego. Po przeczytaniu opinii myślałam, że będzie to fajny tekst, ale jak widać tutaj wszystkie komentarze są pozytywne, choć bardzo często nie powinny, bo tylko mylą czytelnika co do jakości tekstu.

Drogi Wielokropku
Żenujące to określenie dość mocne i prowokacyjne. Jakieś argumenty, by się przydały, nie sądzisz? Na chwilę obecną nie ma się do czego odnieść przy ewentualnej dyskusji. Pod tym tekstem wszystkie komentarze są pozytywne, bo zdaniem większości czytających to dobry/bardzo dobry tekst Chętnie jednak poznam zdanie mniejszości. Chociaż podejrzewam, że moja ciekawość może nigdy nie zostać zaspokojona.
Pozdrawiam, licząc, że jednak mnie mocno zdziwisz i podejmiesz polemikę.
Foxm

Cóż, wielokropek się trochę zesrał. Chciał pisać co słabe, skończył na tym ze pisał co mu się nie podoba. ignorujmy.

Trudno, żebym non stop siedziała przy komputerze i czekała, aż ktoś odpowie na mój komentarz, po to żeby bezzwłocznie napisać odpowiedź. Ale już jestem i napiszę, chociaż tak, jak Foxm w powyższym komentarzu podejrzewał, że jego ciekawość nigdy nie zostanie zaspokojona, tak ja podejrzewałam, że mój poprzedni komentarz bezzwłocznie zostanie usunięty przez niezadowolonego z niepochlebnej opinii autora lub innego z prowadzących ten portal. A pan Anonimowy nade mną skąd może wiedzieć, co chciałam napisać? Napisałam dokładnie to, co chciałam, a że dotyczyło to tego, co mi się nie podoba, to moja sprawa. Chyba po to jest możliwość komentowania, czy może się mylę i komentarze służą jedynie do wyrażania pochlebnych opinii…? Co do prowokacyjności określenia "żenujące", to nie miałam na celu nikogo prowokować, a jedynie ostrzec innych czytelników, nim zabiorą się do lektury, że powyższy tekst wcale nie jest tak dobry, jak mogłoby się wydawać po przeczytaniu innych komentarzy. Zaś co do jego "mocy" (określenia „żenujące”), to istnieją o wiele gorsze wyrażenia, których jednak nie użyłam z tego powodu, że wiele razy natrafiałam na jeszcze okropniejsze opowiadania, w związku z czym to dla nich zdecydowałam się zatrzymać te naprawdę „mocne” słowa. A co do argumentowania mojego powyższego komentarza, to nie zrobiłam tego, gdyż wydaje mi się oczywista miernota tego tekstu. Natomiast jeśli ktoś naprawdę jej nie dostrzega, to wytłumaczę, że polega ona na zwykłej banalności fabuły. Pod względem erotycznym jest to naprawdę żałosne – opis, co faceta podnieca w jego partnerce, z którą jest od jakiegoś czasu, wiadomy od początku wątek seksu z nią… To naprawdę nie dość, że było wałkowane już wieeele razy, to jeszcze jest tak przewidywalne, że aż… No żenujące, co tu dużo mówić. Nowo poznana w klubie dziewczyna, która prosi się o przelecenie? Czy to nie jest po prostu banalne? No dobra, jest murzynką, może na kogoś to podziała… W każdym razie mnie pod względem erotycznym ten tekst niewyobrażalnie nudził, tylko dlatego zawzięłam się, by go przeczytać, że w związku z wieloma pozytywnymi komentarzami wciąż miałam nadzieję, że zaraz jednak okaże się dobry, lecz zawiodłam się… Zaletą tego opowiadania jest natomiast nawet ciekawie opisana marynarska codzienność, choć nie jest ona warta przedzierania się przez te wszystkie tandetne, erotyczne sceny. Można by życie na statku opisać o wiele lepiej, zwłaszcza, że autor widać ma o nim duże pojęcie, tylko nie jest zbyt dobrym pisarzem.

Na koniec dodam, że nawet tak oklepane i przewidywalne sceny erotyczne, które są tu opisane, można by przedstawić o wiele ciekawiej, tylko trzeba umieć… Styl i poprawność językowa to umiejętności nabyte i wcale nie świadczą o talencie pisarza, czego to opowiadanie jest przykładem – napisane całkiem przyzwoitym językiem, w dobrym stylu, ale nudzi jak cholera i widać w nim tą nieudolność autora.

Czy też mam odliczać czas, aż pan „Anonimowy” odpowie mi ze swoimi kontrargumentami, a po upływie pół godziny podać do wiadomości publicznej, że się „zesrał”? 

Dobranoc.

Nie liczyłem na Pani odpowiedź, rad jestem, że się pomyliłem. Pierwsza i najważniejsza sprawa, na Najlepszej Erotyce nie praktykuje się usuwania komentarzy krytycznych. Zaręczam, że na tym blogu toczyło się wiele gorących dyskusji i niejednokrotnie nie było głaskania po głowie. Żadna z tych dyskusji nie została usunięta.

Co do samego opowiadania, tutaj Autor byłby najodpowiedniejszą osobą do odpierania zarzutów. Z doświadczenia wiem jednak, że choćbym opublikował genialne dzieło nie da się dogodzić wszystkim. Krytyka jest, była i będzie. Podparta argumentami(jak w Pani przypadku) powinna stanowić źródło informacji dla Autora na przyszłość.

Moim zdaniem etykieta "klasyczne" jest jasnym sygnałem, że w danym opowiadaniu będziemy podążać wielokrotnie już przebytą ścieżką, jeśli chodzi o erotykę.W tym tekście sporo jest seksu, ale to(dla mnie) spraw drugorzędna. Zauroczył mnie realistyczny opis prozy marynarskiego żywota i oczywiście te wszystkie egzotyczne miejsca.
Świętym prawem czytającego jest kierowanie się własnym osądem i odczuciami.

Ze swej strony mogę tylko zarekomendować dalszą eksplorację zasobów Najlepszej Erotyki, dysponujemy taką liczbą tekstów, iż jestem pewien, że prędzej niż później odnajdziesz coś co Ci się spodoba. Gdyby pojawił się problem, lektura zakładki "Polecamy" z pewnością okaże się pomocna.
Kłaniam się,
Foxm

"Napisane całkiem przyzwoitym językiem, ale nudzi jak cholera"
Otóż to.
Całość jest makabrycznie przegadana i m.in przez to pozbawiona emocji.
Wyżąć wodę, Skrócić całość o połowę. Zastanowić się nad scenami erotycznymi (zieeeew). Ograniczyć slang do dialogów.
Trzykropek ma rację – znów wzajemne włażenie sobie w tyłek powoduje zaniżenie lotów. Achy i ochy… Szparka i lanca.

"W tej historii jest pewna lekkość" – gdzie pytam się?
"Oczywista oczywistość, że wystawiłem 5" – i nie wstyd?
"Od strony literackiej bardzo dobre" – nie, jest przegadane i rozwlekłe
"Urocza miniaturka" – od dziś, taki komplement w komentarzu pod moim tekstem skłoni mnie do wycofania tekstu z publikacji

kłaniam się towarzystwu wzajemnej adoracji
BR

Drogi Kruku!
Nie, nie wstyd. Pozwolisz, że swoje piątki będę rozdawał wedle własnego uznania? Ufam, że w tym punkcie się zgadzamy.
Tego włażenia w tyłek szukasz z gorliwością godną lepszej sprawy. Tak, wydało się, wszyscy się umówiliśmy, ciągnęliśmy zapałki jeszcze przed lekturą tekstu, które z nas ma wejść głębiej. 🙂 Zdemaskowałeś nas, o biedni my:)

A tak na poważnie. Każdy tekst może być rozmaicie odbierany przez różnych ludzi. Ja na przykład lubię ten tekst. I mimo, że Barman Raven uważa go za makabrycznie przegadany nie robi to na mnie większego wrażenia.Pojeździłeś sobie po kółku wzajemnej adoracji, ufam, że Twój dzień jest lepszy. 🙂
Ukłony w stronę loży pozorowanych szyderców,
Foxm

Drogi Lisie,
Nie używam imion autorów, lecz przytoczone opinie.
Nie czytałem tego tekstu wcześniej, ale … gdybym przeczytała miałbym taką samą opinię jak dziś. To jest zły tekst.
I nie wiem jaka ślepota Was dopadła że tego nie widzieliście.

Ad meritum… co do tekstu…

Nie jest przegadany?

Jest w doskonałym stylowo języku?

Podyskutujmy.

O właśnie – przegadane – to bardzo dobre określenie. Bo nie dość, że przewidywalne, to jeszcze przepełnione mnóstwem mało interesujących, suchych informacji. Nie lubię takich opowiadań. Etykieta "klasyczne" owszem mówi, że opowiadanie będzie traktować o tradycyjnym, wielokrotnie wałkowanym seksie, ale nie musi oznaczać, że będzie to aż banalne. Klasyczne opowiadania też mogą być ciekawe, ale to jest tak bardzo klasyczne, że aż nudne. Swoją drogą powinna powstać także etykieta "Banalne", w której znajdowałyby się właśnie takie opowiadania:)

Ok, przypominam tylko, że całą dyskusję zapoczątkowała wypowiedź nazywająca tekst żenującym. Nie zgadzam się. Ściślej mówiąc nie uważam tego opowiadania za najwybitniejszy tekst Seamana, ale do żenady mu daleko.

Autor ma inklinację gawędziarza, co wyraźnie odbiło się na tym tekście. Jestem w stanie to zrozumieć. Jeśli jakaś dziedzina jest czyjąś pasją/sposobem na życie pojawia się skłonność do drobiazgowej prezentacji zagadnienia, Mnie owo gadulstwo nie przeszkadzało, nie mam zielonego pojęcia o życiu marynarzy i chłonąłem informacje z ciekawością.

Czy tekst jest napisany doskonałym stylem? Jest napisany na tyle dobrze, że mimo upływu czasu czyta się go płynnie. Czy można niektóre fragmenty napisać lepiej? Z całą pewnością. Scena erotyczna nudna i przewidywalna? Ok, Seaman nie odkrył Ameryki, ale też nie jest ze scenami uniesień tak źle, jak zdajesz się sugerować. Do żenady im daleko, z perspektywy czasu, do wybitności również, ale wciąż mogą się podobać. Nie ma sceny erotycznej, której nie można by napisać lepiej i płynniej.

Sam również uważam szparkę za niefortunne określenie i staram się go unikać w swoich tekstach, ale jeżeli któryś z kolegów używa szparki przy opisie kobiecej anatomii nie stanowi dla mnie ostatecznego dowodu na słabość tekstu.

Na stan z dnia 12.03.2015 nie umieściłbym tego tekstu w swoim osobistym topie. Myślę nawet, że byłby duży problem ze złapaniem się do pierwszej 30, ale… To tylko pokazuje nasz rozwój. Mniej otrzaskani, mniej rozpoznawalni Autorzy tworzą takie rzeczy, że czapki z głów. Ogólny poziom się podnosi.

Protestuję jednak przeciwko nazywaniu "Jak to robią marynarze" żenadą. Nie jest to tekst wybitnie słaby ani wybitnie dobry. Wciąż zachował jednak swój urok.
Tylko tyle i aż tyle.
Dyskusja to zawsze ciekawa rzecz.
Z pozdrowieniami,
Foxm

No dobrze, może rzeczywiście określenie "żenujące" jest w odniesieniu do tego opowiadania odrobinę za mocne – wycofuję to. Jest po prostu kiepskie. Natomiast ja uważam za zbyt mocne w drugą stronę stwierdzenia typu „bardzo dobre” czy „jedna z najlepszych rzeczy, jakie czytałem na naszym portalu – ever”, więc skoro można coś niesłusznie tak wychwalać, to można i trochę zbyt mocno skrytykować – tak dla wyrównania 🙂 Najbardziej zażenowana poczułam się właśnie przez komentarze wywyższające tak zwykły, amatorski tekścik…

Jeśli wolno, stworzyłem listę kilku niebanalnych tekstów, być może ich lektura pozwoli zatrzeć złe wrażenie, że Najlepsza Erotyka banałem stoi.
Złe wychowanie (Seaman)
Szansa jedna na milion (Ravenheart)
Blondynka(Rita)
Profiler (Kenaarf)
Dziwka w mundurze(Kenaarf)
Carmen opera rozpusty (Barman Raven)
Pusta sala(Sitaar)
Ciemna jest noc(artimar)
Tamta noc(marv)
Podleśna 9 (Sinful Pen)
Zięć marnotrawny (Miss Swiss)
Ostatni klaps (Seelenverkoper)
Janko (MRT_Greg)
Manhattan(Miss Swiss)
Odcienie szarości (Wiki)
Opowieść helleńska (Megas Alexandros)
A to tylko zaczątek mojej listy.
na mój gust wszystkie wymienione powyżej pozycje bardzo dalekie są od banału, każda z innych powodów. I ta różnorodność to wielki walor.
Zachęcam do zanurzenia się w lekturę.
Pozdrawiam,
Foxm

Och! Lisie! 🙂

Bardzo dziękuję za listę – z pewnością z niej skorzystam wybierając sobie następne opowiadanie do lektury:) Mam nadzieję, że się nie natnę:)

Proszę bardzo. Mam nadzieję, że pomogłem. Aż sam jestem ciekaw czy lista sprawdzi się "w boju." Po owocach (komentarzach) się dowiemy.
Gorąco w każdym razie do komentowania namawiam.
Do rychłego przeczytania.
Foxm

Skoro namawiasz, to skomentować nie omieszkam. Tylko żebyś nie żałował, jeśli mi się nie spodoba i komentarz będzie krytyczny:) Oczywiście żartuję – widzę, że niektórzy rozumieją, iż z nieprzychylnych komentarzy można wyciągnąć jakieś wnioski, dzięki czemu są one jeszcze potrzebniejsze, niż pochlebstwa. Nie łudź się też, Panie Foxm, że skoro w swojej liście nie wymieniłeś żadnych własnych opowiadań, to ja nie zwrócę na nie uwagi – podejmując ze mną polemikę sprawiłeś, iż nie powstrzymam się od sprawdzenia, z kim (pod względem literackim) mam przyjemność (też żart – rozumiem skromność:) Także w najbliższym czasie oczekuj mojej, może mało wartej, ale zawsze jakiejś, opinii. Pozdrawiam.

"Nie łudź się też, Panie Foxm, że skoro w swojej liście nie wymieniłeś żadnych własnych opowiadań, to ja nie zwrócę na nie uwagi – podejmując ze mną polemikę sprawiłeś, iż nie powstrzymam się od sprawdzenia, z kim (pod względem literackim) mam przyjemność"

Uuuuu, powiało grozą 😀

W jednym Anonim miał wszakże rację. Znak interpunkcyjny "…" nosi w języku polskim nazwę "wielokropek", a nie "trzykropek" (inaczej jest np. w esperanto, tripunkto) i jej właśnie powinno się używać.

http://sjp.pwn.pl/zasady/Wielokropek;629814.html

Wprawdzie "trzykropek" był używany przez Stanisława Barańczaka, ale jemu, jako mistrzowi słowa, można to wybaczyć. Reszta z nas powinna zadowolić się poprawnym użyciem języka polskiego.

http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/trzykropek;6378.html

Co do recenzji opowiadania Seamana, powiem tylko tyle, że "banalność fabuły" w naszych czasach, gdy wszystko już wymyślono, wszystko napisano, a kolejne teksty prozatorskie stanowią po prostu przetasowanie użytych już motywów (a są i tacy, którzy uważają, że wszystkie fabuły są retellingiem jednego, pierwotnego mitu) nie wydaje mi się zarzutem szczególnie mocnym (pomijając już fakt, że również bardzo arbitralnym – czy istnieje jakiś sposób pomiaru wtórności tudzież oryginalności, szczególnie w literaturze obyczajowej, gdzie nie można odpłynąć w ambitne wizje przyszłości? Jakaś jednostka miary? No właśnie). Natomiast to, że "nudzi jak cholera" – cóż, w naszych czasach ludziom coraz trudniej utrzymać uwagę przez dłuższy okres czasu, jeżeli nie są stale bombardowani silnymi bodźcami. Stąd może płynąć wrażenie "nudy" i "przegadania". Opowiadanie czytałem dwa lata temu i nie odniosłem wtedy wrażenia, że jest nudne. A znaczna liczba słów wynika raczej z chęci nakreślenia realiów, w których żyje bohater, co zwiększa wiarygodność tekstu. Ale cóż, różne są gusta, sprzeczne są opinie. A zatem wiara, że zdołamy uzgodnić swoje stanowiska byłaby raczej naiwna 🙂

Pozdrawiam
M.A.

@Trzykropek
Niezmiernie rzadko zdarza mi się czegoś żałować. Perspektywa pozyskania nowej aktywnej komentatorki może mnie tylko cieszyć. 🙂 Świadom jestem, że również zostanę sprawdzony. Bo i czemuż by nie? Mam nadzieję, że jak najwięcej tekstów, które napisałem Ci się spodoba.

Interakcja z czytelnikiem to stanowczo moja ulubiona część działalności na NE.Nie zdarzyło mi się kiedykolwiek uchylić się od dyskusji pod własnym tekstem. Sprawdzaj, czytaj, komentuj.
Mam przeczucie, że już wkrótce "spotkamy się" pod którymś z moich tekstów.:) I bardzo dobrze!
Foxm

MA
"ludziom coraz trudniej utrzymać uwagę przez dłuższy okres czasu, jeżeli nie są stale bombardowani silnymi bodźcami" w sensie, że niby nie umiem czytać nie będąc bodźcowanym? Jeśli traktat dygresyjny, albo naturalistyczna powieść oparta na swobodzie językowej, płynnym stylu i potoczystości zdań nie są dla mnie nudne, to chyba posiadam wystarczająco kompetencji, by móc stawiać tezę o "nudności".
"znaczna liczba słów wynika raczej z chęci nakreślenia realiów, w których żyje bohater, co zwiększa wiarygodność tekstu" – chęci nie zawsze idą w parze z umiejętnościami.
Jeśli się nie umie pisać potoczyście to pisze się krótko. Rozwleczenia i dłużyzny nie służą niczemu ponad zmęczenia czytelnika.
Banał… jak mierzyć? Odwołując się do bagażu doświadczeń literackich. To dość łatwe ;]

Nie zwalajmy winy za miernotę niektórych tekstów na obecne czasy, bo nie są one niczemu winne, a wręcz, jako okres wielkich przełomów i zmian, stawiają przed nami ogrom nowych możliwości – nie tylko przed przeciętnymi użytkownikami smartfonów, ale także przed pisarzami, ukazującymi zmieniającą się wciąż rzeczywistość. W naszych czasach też powstają ciekawe i nowatorskie historie, rozdziewiczające pewne tematy. Poza tym nie trzeba wcale wymyślać nie wiadomo jakich nowości, żeby stworzyć coś dobrego – można napisać coś, co było już tysiąc razy, a i tak zrobić to ciekawie i wcale niebanalnie. Można też – jak w przypadku tego tekstu – nieporadnie pisać kolejny raz o tym samym, jeszcze gorzej niż poprzednicy, po to chyba, żeby ostentacyjnie ukazywać światu swą nieudolność… Czy skoro prawie wszystko zostało już napisane, to nowopowstające „dzieła” muszą od razu być banalne?

Banalność fabuły jest bardzo arbitralnym zarzutem? Jest moją opinią i ostrzeżeniem dla innych czytelników, nie wydaje mi się, żeby było to bardziej arbitralne niż na przykład stwierdzenie, że autor wie jak namalować słowem przekonujące tło, albo że jego proza wciąga nas w siebie… Z pewnością nie odbiega też tak bardzo od rzeczywistości. Co do pomiaru wtórności tekstu, to nie znam żadnej jednostki, w której można by tę wartość dokładnie wyrazić i wydaje mi się, że dla każdego czytelnika byłaby ona inna – w zależności od tego, z czym dana osoba miała okazję zetknąć się w swoim życiu. Wtórność wszak w żadnym razie nie jest sama w sobie złą cechą i nie świadczy o banalności, lecz jeśli jest zbyt widoczna i pozbawiona jakichkolwiek przekształceń, to może się do tej banalności przyczynić. A pomiar banału – jak stwierdził Barman-Raven – jest sprawą całkiem prostą i można to zrobić dość obiektywnie (tak przynajmniej myślałam do tej pory, ale widząc, że nie dostrzegacie banału w tym tekście, jestem zmuszona poważnie się nad tym zastanowić).

Skoro twierdzisz, że dwa lata temu Ciebie to opowiadanie nie nudziło, to cóż – nie będę się sprzeczać i wmawiać Ci, że jednak byłeś nim znudzony, tylko o tym nie wiesz Ba – uważałeś je nawet za jedną z najlepszych rzeczy, jakie czytałeś, choć w gruncie rzeczy ciężko mi uwierzyć w szczerość tamtego komentarza.

Jeżeli w naszych czasach tak trudno skupić uwagę i łatwo poczuć się znudzonym nie będąc pod działaniem ciągłych bodźców, to zadaniem autora jest tych bodźców nam dostarczać, bo jeśli tego nie zrobi, to któż będzie czytał jego dzieła? I po co – po to, żeby się nudzić? Ja w każdym razie nie potrzebuję nie wiadomo jak silnych doznań, wystarczą nawet lekkie. Ten tekst natomiast nie wywołał u mnie żadnych emocji. Cały czas wiedziałam, co wydarzy się za chwilę, a te całe opisy są tu tak nieudolne, że tylko odpychają. Ciekawiły mnie tylko te dotyczące marynarskiego świata, ale więcej było innych, takich jak niepotrzebne streszczanie wcześniejszego życia bohatera czy nudne informowanie o odczuwanych przez niego emocjach. Jeśli ktoś chce pisać dobre opowiadania, to musi wiedzieć, co jest potrzebne, a co zbędne, i w jaki sposób powinno być podane to, co potrzebne.

Ale się nagadałam, aż mnie oczy bolą od patrzenia w monitor…

Heh, Wielokropek poskładał(a) naszych top-komentatorów hehe;p

Raczej komentatorzy uznali dalszą dyskusję za bezprzedmiotową. Każdy wyraził swoje zdanie i pozostał przy nim. Dalsze przepychanie się raczej nikogo by nie przekonało.

Jedyne co można zadekomendować czutelnikom to to, by sami zapoznali się z opowiadaniem i wyrobili sobie opinię.

Mustafa

Bynajmniej nie czuję się poskładany. ) Powiem więcej mam nadzieję, że milczenie Wielokropek wzięło się stąd, iż sukcesywnie zapoznaje się z pozycjami z mojej listy.
Pozdrawiam,
Foxm

Nie wierzę w związki na odległość. To proszenie się o kłopoty.
Również uważam, że przydałby się słowniczek tajemniczych dla mnie pojęć.
Największą frajdą było czytanie komentarzy 🙂

Długie kołysanie przewidywalnościami z zakończeniem imfantylizującym głównego bochatera z wielką lancą.
Miałem wrażenie, że sceny są rozpieszczane na siłę. Na końcu zaś, przepieprzone potknięciami.
Reszta dość wiarygodna.

„Bochatera”.

Napisz komentarz