Au pair (Lucy Noir)  3.88/5 (8)

16 min. czytania
Ilustracja: Lucy Noir

Ilustracja: Lucy Noir

Maj był w tym roku wyjątkowo piękny. Wiosenny wiatr, delikatnie pachnący kwitnącymi kasztanami, niósł ze sobą zmiany. Ewa zdała dwa egzaminy dojrzałości. Matura była tym zdecydowanie łatwiejszym. Prawdziwym wyzwaniem było poinformowanie rodziców o wyjeździe do Londynu. Jak można było przewidzieć, w rodzinie rozpętało się prawdziwe piekło. Burze były w tym domu zjawiskiem występującym regularnie i nieuchronnie, każde odstępstwo od utartych schematów powodowało zgrzyty i spięcia. Ostatnia awantura była jednak o wiele gwałtowniejsza, wszystkie poprzednie wypadały blado na jej tle. Całymi dniami jak mantra powtarzane wyrzuty i groźby zamieniły te kilka tygodni w prawdziwy koszmar. Atmosfera była nie do zniesienia.

Zrzędliwa matka rzucała jej pełne pogardy spojrzenia znad kolejnych filiżanek taniej, śmierdzącej kawy instant. Chciała jak najbardziej obrzydzić córce myśl o wyjeździe. Pełnym jadu, nosowym głosem, wyliczała wszystkie powody, dla których Ewa z całą pewnością skończy jako prostytutka na ulicach Londynu. Wytykała, nie bez złośliwej satysfakcji, nadprogramowe kilogramy. Sama była chuda jak szczapa, z zębami pożółkłymi od nadmiaru papierosów i kawy. W głębi duszy zazdrościła córce kobiecej, krągłej figury.

Ojciec przestał zwracać się do niej bezpośrednio. Głęboko obrażony, swoje wymówki kierował do bliżej nieokreślonego adresata. Głośno pomstował na niewdzięczną dziewuchę, darmozjada. W tamtych dniach jego nalana twarz przybrała permanentny odcień purpury, a pilot od telewizora trzeszczał mu w dłoniach, jakby zaraz miał się rozpaść na kawałki.

– Jak ona pojedzie, to już może tu nie wracać! Pieprzona niewdzięcznica – rzucił w twarz bogu ducha winnej prezenterce wiadomości któregoś wieczora. Plastikowa obudowa pilota zaczęła trzeszczeć. Prezenterka – obojętna na furię ojca – czytała kolejne wiadomości.

– Słyszałaś ojca? – zawtórowała jadowitym głosem matka – Co ci strzeliło do głowy, podła smarkulo? Źle ci tutaj?

Tak, bardzo źle, myślała śledząc niewidzącym wzrokiem obrazy migające na ekranie.

***

Monotonny krajobraz za oknem autokaru działał na nią kojąco. Niemieckie autostrady otoczone były równiutkimi pasami pól uprawnych, które migały jej przed oczami w relaksującym rytmie. Ewa czuła, że jej serce też bije nowym, bardziej żwawym rytmem. Była pierwszy raz poza granicami Polski, a z każdym kilometrem oddzielającym ją od dawnego życia czuła się pewniejsza i jakby lżejsza. W końcu była naprawdę wolna. Wszystko zostawiała za sobą. Widok migający zza brudnych okien autokaru był jak spełnienie marzeń.

Dojechała na miejsce wczesnym wieczorem. Londyn był zupełnie inny niż wszystko, co znała w Polsce. Te niekończące się ulice jednakowych domów, przyklejonych ciasno do siebie w promieniach zachodzącego słońca. Te tłumy egzotycznie wyglądających ludzi tłoczących się na ulicach. Wszystko było tu inne, trochę straszne, obce, ale też ekscytujące. Z dworca Victoria musiała skierować się teraz do Clapham, gdzie od jutra miała zacząć pracę jako opiekunka do dzieci, tzw. au pair. Dostanie swój własny pokój w domu angielskiej rodziny, wyżywienie i kieszonkowe. W zamian zajmować będzie się ich dziećmi i domem.

W mailach od rodziny Howardów znajdowały się wszystkie potrzebne informacje. Przez kilka ostatnich miesięcy czytała je tak wiele razy, że mogła recytować wszystko na wyrywki: jaki kupić bilet? Którą linię metra wybrać?

Dom, w którym miała zamieszkać znajdował się tuż przy wielkim parku. To tutaj spędzi kolejny rok swojego nowego życia.

W ciągu ostatnich miesięcy wymieniła dziesiątki maili z Sarah i Markiem. Wszystkie szczegóły były już ustalone. Miała zajmować się parą czteroletnich dziewczynek oraz, pod nieobecność zapracowanych rodziców, opiekować się ich domem. Kieszonkowe, które jej obiecano, było bardzo wysokie. Zdecydowanie powyżej jej najśmielszych oczekiwań.

Głowa Ewy pełna była śmiałych planów. Nowe ciuchy, kosmetyki, podróże po Wielkiej Brytanii… W dalszej perspektywie rozpoczęcie wymarzonych studiów archeologicznych.

Tak myślała, idąc w stronę dużego, trzypiętrowego domu na skraju Clapham Common – czuła, że te marzenia są na wyciągnięcie ręki.

Dwa miesiące później

Łóżko w przestronnym pokoju Ewy w piwnicy domu przy Marjorie Grove w Londynie zasłane było ubraniami, bielizną i butami. Jeszcze więcej rzeczy leżało – splątane w bezładnej masie – w kącie pokoju. Po chwili na szczycie stosu znalazła się pognieciona granatowa marynarka.

Promienie słońca, wpadające przez wysoko umieszczone okna, odbijały się od sukienki przyozdobionej cekinami. Złote i turkusowe drobinki światła tańczyły na ścianie, tworząc abstrakcyjne kompozycje.

Do tej pory Ewa odrzucała propozycje jakichkolwiek wspólnych wyjść. Tym razem jednak jej dwie koleżanki po fachu, zajmujące się dziećmi w tej samej okolicy, wreszcie odniosły sukces. Namówiły ją na wypad do klubu w ten weekend.

Wszystkie trzy siedziały teraz w małym królestwie Ewy i próbowały zrobić ją na bóstwo. Aneta wkroczyła do pokoju z naręczem swoich ubrań i zaczęła przyglądać się krytycznie każdemu z ciuchów.

– Zrobimy z ciebie gorącą laskę – zapewniła.

Aneta i Paulina tworzące niestrudzony imprezowy duet, szybko wypatrzyły Ewę na znajdującym się nieopodal placu zabaw. Ich podopieczne były w podobnym wieku, chodziły też do tej samej szkoły. Dziewczyny były zachwycone kolejną Polką w bliskim sąsiedztwie.

– Teraz jest moda na au pair z Filipin,więc Europejek jest coraz mniej– tłumaczyła jej Paulina podczas ich drugiego spotkania w parku– Są tańsze, siedzą cicho i sprzątają syf gospodarzy jakby naprawdę to lubiły.

Paulina właśnie malowała paznokcie Ewy na błyszczący złoty kolor.

–Zrobimy cię na bóstwo, Ewuś, zobaczysz… – wymamrotała, skupiona na nakładaniu kolejnej warstwy mieniącego się lakieru.

Ewa lubiła te dwie wariatki. Były proste, szczere do bólu i umiały się zabawić. Jeżeli niemiały wieczoru zajętego babysittingiem,ze stuprocentową pewnością można było je znaleźć w jednym z klubów w Camden.

Pijane i nierozważne, zwykle lądowały w krótkich i burzliwych związkach, najczęściej rozpadających się z hukiem w tydzień lub dwa. Ewa nasłuchała się już wielu historii tego typu. Nie postawiwszy nogi w żadnym klubie wiedziała, w których można poderwać bogatych angoli, w których roi się od „ciapatych” czy czarnych. Według Anety tych ostatnich lepiej było unikać, za to Paulina marzyła o swojej własnej „czekoladce”.

Przez dłuższy czas Ewa nie chciała słyszeć o żadnych imprezach. Czuła się gruba, nie potrafiła tańczyć, poza tym nie miała żadnego doświadczenia z facetami. Jej przyjaciółki kilkukrotnie twierdziły, że tym razem na pewno są w ciąży i w panice biegły po tabletki „dzień po”. Ewa nie chciała iść w ich ślady, jednocześnie rozpaczliwie zazdrościła koleżankom luzu, pewności siebie.

Z czasem stała się „moralną mamuśką” dla dziewczyn. Regularnie, w poniedziałek, musiały wysłuchiwać moralizatorskich pogadanek Ewy. Było tam coś o odpowiedzialności i większej ostrożności. Na kacu ciężko spamiętać takie pierdoły.

***

Wybierały się na koncert do jednego z ulubionych klubów Pauliny i Anety. Lokal mieścił się w dawnym teatrze, ze sceną z prawdziwego zdarzenia. Naokoło głównego okrągłego parkietu wznosiły się ozdobne czteropiętrowe galerie, pełne stolików i miękkich sof, z których można było obserwować co się dzieje na scenie. Często grywały tutaj lokalne kapele. Miejsce miało swój specyficzny urok, rodem z minionej epoki.

Główny koncert rozpoczynał się za godzinę. Dziewczyny zlitowały się nad Ewą i pożyczyły jej wygodne buty na niewielkim obcasie, same wybrały oczywiście wysokie szpilki. Stały teraz w kolejce do wejścia, starając się utrzymać równowagę na nierównym chodniku.

Słońce jeszcze nawet nie zaszło, a wszystkie były już lekko wstawione. Zaczęły wlewać w siebie alkohol jeszcze przed wyjściem z domu. Ewie podsuwano kolejne kieliszki białego wina podczas nakładania makijażu i układania włosów. Siedząc w metrze piły sok pomarańczowy z kartonu, oczywiście hojnie doprawiony wódką.

Humory dopisywały całej trójce. Aneta i Paulina zaczęły zarywać do stojących przed nimi facetów, chichocząc przy tym, eksponując śmiałe dekolty. Ewa trzymała się z tyłu. Zjadała ją trema, zżerały kompleksy. Robiła dobrą minę do złej gry, widziała pełne podziwu męskie spojrzenia oblepiające jej koleżanki. Ona miała większy tyłek, szersze biodra, jej nogi nie były tak długie i nie miała na sobie seksownych szpilek.

Owinęła się ciaśniej sweterkiem, zakrywając szczelniej kusą sukienkę z cekinami. Nie mogła doczekać się momentu, gdy wejdą do klubu, tam będzie ciemniej. Zaszyje się gdzieś z tyłu i posłucha koncertu. Popilnuje torebek, kiedy Aneta i Paulina będą tańczyć. Tak prezentował się plan przetrwania.

Po pokazaniu napakowanym ochroniarzom dowodów osobistych i przybiciu pieczątek na dłoniach wreszcie weszły do środka. Ogromne lustro obok szatni odbijało trzy postacie. Dwie szczuplutkie dziewczyny na wysokich obcasach, jedną wysoką, drugą bardziej filigranową. Obydwie postawiły na wyzywający makijaż, trochę nawet przesadzony, ale pasujący do mocno wystylizowanych włosów i kusych strojów. Blondynka i brunetka emanowały pewnością siebie, jak zawsze. W naturalny sposób zwracały uwagę przechodzących obok facetów. I ta trzecia – ona.

Wielka tafla lustra w klubie zdawała się odbijać zupełnie inny obraz, niż małe lusterko w pokoju, na które zdążyła zerknąć ukradkiem przed wyjściem.

– Metamorfoza ma być niespodzianką, musisz nam zaufać. Wiemy co robimy – uspokajały jedna przez drugą. Dziewczyny powtarzały to zdanie wielokrotnie, nie pozwalając jej na podglądanie.

Faktycznie, wiedziały co robią. Włosy miała teraz ciemniejsze, z kasztanowym połyskiem, błyszczące, odrobinę krótsze. Układały się w piękne fale. Paulina długo namawiała ją na użycie szamponetki i miała rację.

Jasne, szare oczy wydawały się teraz dużo bardziej wyraziste, nie wiedziała czy to zasługa nowego koloru włosów, sztucznych rzęs czy mocnego makijażu. Pewnie wszystkiego po trochu.

– Masz, popraw usta bo cały błyszczyk zjadłaś po drodze– powiedziała że śmiechem Aneta, oddając koleżance pomadkę. Sama właśnie nałożyła nową błyszczącą warstwę – I daj mi tu ten sweter, gorąco tu jak w piekle!

Stojąc teraz przed lustrem bez okrycia, Ewa czuła się niemal naga. W duchu przeklinała Anetę i pożyczony od niej push up. Był piekielnie niewygodny i w dodatku za mały. Teatralnie eksponował otoczony cekinami dekolt. Była wobec siebie niezwykle krytyczna. Nie potrafiła dostrzec, że tak naprawdę ma kształtną figurę klepsydry. Zbyt długo pielęgnowała kompleksy żeby dostrzec fakty. Widziała tylko swój wielki tyłek i szerokie biodra. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. I uciec od tego wielkiego lustra.

–Musze się napić – stwierdziła zrezygnowana. Koleżanki pociągnęły ja że śmiechem w stronę baru.

***

– Ale super!– wykrzyczała Ewa do ucha Paulinie godzinę później, zespół na scenie skończył grać kolejny żywy kawałek. Wszystkie trzy stały niedaleko sceny i ostatnie pół godziny spędziły na szalonym tańcu przerywanym jedynie kolejnymi shotami. Alkohol przyjemnie szumiał im w głowach.

Stał się cud, Ewa przestała myśleć o swoim wyglądzie. Nie była dobrą tancerką i zdecydowanie nie dorastała do pięt dziewczynom zaprawionym w imprezowych bojach. Początkowo wstydziła się każdego ruchu, każde spojrzenie odbierała jako krytyczne, oceniające. Paliła się że wstydu na myśl, że ten przystojniak stojący po prawej zobaczy jej tłusty tyłek i boczki. Atmosfera w klubie była jednak bardzo przyjazna. Kiedy zespół zaczął grać na żywo, udzielił jej się nastrój tłumu. Rozluźnienie przychodziło stopniowo.

Kolejna godzina minęła im na dobrej zabawie.

Zespół skończył grać, pałeczkę przejął DJ i z głośników popłynęła muzyka elektroniczna, przeplatana z bieżącymi hitami pop. Po jednym z szybszych kawałków Ewa pokazała dziewczynom na migi, że idzie do łazienki. Szybko ochlapała twarz zimną wodą, żeby choć trochę odzyskać jasność umysłu. Z trudem skoncentrowała wzrok na swoim odbiciu – włosy były w nieładzie – ale wyglądała zadziwiająco ładnie z tymi błyszczącymi oczyma i zarumienioną twarzą.

Powrót na parkiet zajął jej trochę czasu. Kilka razy musiała zatrzymać się i opanować zawroty głowy. Czuła wyraźnie, że musi odrobinę odpocząć, robiło jej się niedobrze. Przy barze zamówiła wodę z lodem i chwiejnym krokiem wdrapała się na drugie piętro galerii. Muzyka była tu trochę cichsza, półmrok skrywał wygodne sofy oraz kilkanaście obściskujących się par.

Znalazła miejsce, z którego mogła obserwować parkiet. Dziewczyny tańczyły właśnie z dwójką przystojniaków. Nawet ze swojego miejsca widziała, że dłonie mężczyźni bezczelnie obmacują jej dwie podpite koleżanki.

Skubane, już upolowały kolejną zdobycz, pomyślała Ewa odchylając głowę na oparcie i obserwując zmysłowy taniec kątem oka. Jej myśli wirowały, woda była kojąco zimna a ona sama czuła się jakby zdobyła dziś Mount Everest. Świąt kręcił się bardzo szybko.

–Masz ochotę na kolejnego drinka? – zapytał nagle męski głos z bardzo bliska.

Jak w zwolnionym tempie Ewa spojrzała na trzymaną w dłoniach szklankę. Postukiwały w niej jedynie kostki lodu i samotna czarna słomka. Lód powoli topniał. Dopiero po chwili dotarło do niej, że męski głos znów się odezwał, a kanapa uniosła się na moment. Nieznajomy usiadł tuż przy niej. Poczuła szorstki dotyk materiału dżinsów, które otarły się o jej udo. Opalone dłonie wyjęły jej z rąk szklankę i odstawiły na stolik. Wreszcie odważyła się spojrzeć w bok.

Facet był przystojny, trochę starszy niż większość mężczyzn w klubie. Jego dłoń głaskała jej prawie całkowicie odsłonięte udo. Wpatrywała się w tę dłoń jak zahipnotyzowana.

–Przydałby ci się jeszcze jeden zimny drink, nie uważasz?– usłyszała tuż przy lewym uchu. Na gołe udo skapnęła kropelka zimnego napoju, gdy podawał jej szklankę pełną lodu i przeźroczystego płynu przyozdobionego listkiem mięty. Jej myśli były tak nieznośnie powolne, dopiero co zdążyła zarejestrować zimną krople wody płynącą po nodze a już trzymała pełną szklankę w dłoni.

Zapamiętała, że facet przedstawił się jako William. Odsunął się nieco ale nie przestawał pożerać jej wzrokiem. Ciepła dłoń spoczywała w dalszym ciągu na jej udzie. Miał miłą twarz, ładny uśmiech. Czekał chyba na jej odpowiedź, zapytał ją o imię już chwilę temu.

– Ewa, mam na imię Ewa – powiedziała wreszcie a jej mózg zaczął pracować odrobinę szybciej.

– Podoba mi się twój akcent – znów się uśmiechnął. Miał ładne, ciemne oczy.

Kolejne zimne kropli skapnęły ze szklanki na jej uda. Wypiła kilka łyków. Napój był słodki, pachniał miętą.

– Dzięki za drinka – wreszcie wymyśliła sensowną odpowiedź– Tego potrzebowałam.

– Zauważyłem. Może porozmawiamy sobie chwilę, żebyś mi tu nie zasnęła?’

Po kilkunastu minutach rozmowy nie mogła oderwać od niego wzroku. Wydawał się szczerze nią zainteresowany, mówił same właściwe rzeczy. W oparach alkoholu nawet utarte frazesy brzmiały wiarygodnie. Nie wiedziała kiedy objął ją, zaczął powoli gładzić talię przez szeleszcząca warstwę cekinów. Ich twarze znalazły się blisko siebie. Wydawał się jej taki przystojny…

Delikatnie całował szyję,wodził ustami po nagiej skórze, pieścił powoli, nieśpiesznie. Ostrożnie chwycił zębami płatek ucha.

– Pięknie pachniesz – szepnął.

Motyle w brzuchu naprawdę istnieją.

Czując się jak bohaterka taniego harlequina, przyciągnęła go do siebie i zaczęła całować. Szybko przejął kontrolę nad jej niezdarnymi próbami. Przesuwał rękami po całym jej ciele, mruknął z uznaniem obejmując jedną z jej piersi.

Po chwili William przerwał pocałunek i odsunął się na moment, obserwował każdy najmniejszy gest młodej kobiety. Ewa chciała przysunąć się do niego ponownie, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. To alkohol robi z niej napaloną wariatkę. Jej świąt nadal wirował, wypiła zdecydowanie za dużo.

– Dobrze się czujesz? – zapytał Will. Nie przestawał wpatrywać się z uwagą w jej twarz.

– Tak, tak– odpowiedziała szybko i wykonała niekreślony ruch ręką – Trochę mi się tylko kręci w głowie. Zaraz mi przejdzie.

–Może odprowadzę cię do twoich koleżanek? – skinął głowa w stronę parkietu – Nadal tam są. Dopij drinka, odprowadzę cię bezpiecznie.

Jest taki miły. Ewa uśmiechnęła się z wdzięcznością. Sięgnęła po stojąca na stoliku szklankę. Po raz kolejny, jak w zwolnionym tempie obserwowała, jak szkło wyślizguje jej się z dłoni i ląduje z brzękiem na podłodze. Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła chichotać. Boże, jaką z niej niezdara!

Will pomógł jej wstać. Nadal się uśmiechał. Ewa zachwiała się na nogach.

–No cóż, poradzimy sobie i bez tego drinka – usłyszała.

Chwilę trwało, zanim odzyskała równowagę. Czuła się jak księżniczka, kiedy tak delikatnie ją obejmował. Był wysoki, sporo wyższy od niej, podtrzymywał ją pewnym chwytem. Czuła, że nie pozwoli jej upaść. Powoli zaczęli iść w stronę schodów.

Zeszli dwie kondygnacje w dół i stanęli z boku parkietu, przepuszczając kilka dużych grup zmierzających w przeciwnym kierunku.

W klubie rozbrzmiały pierwsze takty wielkiego hitu, światła na scenie rozbłysły, muzyka ryknęła z głośników. Tłum zawtórował. William objął Ewę jeszcze mocniej i otworzył drzwi znajdujące się tuż za nim.

Muzyka przycichła nagle, powietrze nagle stało się dużo chłodniejsze. Ewa czuła wyraźnie nieprzyjemny powiew wiatru na gołych nogach. Odgłosy klubu cichły coraz bardziej. William zwolnił nieco uścisk. Dostrzegła ciemny korytarz, jedynym źródłem światła była słaba lampa migająca na suficie jakieś dwadzieścia metrów przed nimi.

 Koszmarne zawroty głowy przybrały na sile, jej mózg spowiła gęsta mgła. Szła w głąb tego dziwnego korytarza powłócząc nogami, podtrzymywana przez Williama. Słyszała nieregularny stukot swoich obcasów przeplatany miarowym krokiem prowadzącego ja mężczyzny.

W oddali dudniła muzyka. Nie mogła zrozumieć, co się z nią dzieje. Jakimś sposobem widziała i słyszała wszystko z niesamowitą jasnością, nie potrafiła jednak kontrolować swojego ciała. Działało ono jakby wbrew nakazom woli, jakby jej duch płynął obok i ograniczył się wyłącznie do obserwacji zdarzeń.

Długi korytarz skończył się nagle. Skrzypnęły otwierane drzwi, po czym z brzękiem zamknęły się za nimi. Może jest na zewnątrz? Mignęły jej przed oczami światła, podobne do świateł samochodów na ulicy. Nie potrafiła na niczym skupić wzroku na dłużej. Wszystko wirowało. Jakiś wiatr rozwiewał jej włosy.

Znów byli w jakimś pomieszczeniu. Uścisk Williama wreszcie zelżał a Ewa poczuła jak jej bezwładne ciało osuwa się na miękki materac. Upadając uderzyła głową w coś twardego. Przeszywający ból stał się epicentrum jej świata. Wreszcie poczuła, że znów jest w swoim ciele.

Powoli zaczęły docierać do niej przyciszone głosy. Śmiech. Jęknęła głośno czując kolejną falę bólu z tyłu głowy. Spod wpółprzymkniętych powiek widziała poświatę lampy wiszącej tuż nad jej głowa. Drobiny kurzu unosiły się w powietrzu.

– Will, twoją laleczka jest jakoś bardziej żywotna niż zwykle– zaśmiał się ktoś całkiem blisko – Zapomniałeś dać jej drinka, stary?

Głos Willa był równie miękki jak w klubowej loży.

– Wypiła tylko połowę, resztę niechcący wylała – donośny śmiech wypełnił pomieszczenie.

Z oddali dobiegało stłumione dudnienie muzyki. Ktoś delikatnie, wręcz pieszczotliwie odgarnął jej włosy z twarzy.

–Milutka jest. Zostaw trochę dla mnie. Wracam za godzinę– dodał nieznajomy głos.

Silne ręce Willa obróciły ją na wznak. Usłyszała suchy szelest cekinów i poczuła, że te same ręce rozsuwają zamek sukienki. Drzwi skrzypnęły cicho, po czym zatrzasnęły się z głuchym trzaskiem. Cekiny, jak kolorowe żyletki, drapały jej brzuch i biodra, znacząc szlak zdzieranego z niej ubrania. Szybko odnalazł zapięcie stanika i ściągnął go bez większych problemów. Figi zsuwał z niej powoli, jakby delektując się cichym jękiem protestu.

Tak bardzo chciała go powstrzymać, ale ręce odmawiały posłuszeństwa. Czuła, jakby znajdowała się w basenie pełnym gęstej, lepkiej cieczy, która spowalniała każdy jej ruch. Bezwolna, połamana lalka.

Przez chwilę w pomieszczeniu panowała głucha cisza, póki nie wdarł się w nią metaliczny dźwięk rozpinanego rozporka. Nagle wszystko zaczęło dziać się jednocześnie. Mocne szarpnięcie. Głowa eksplodowała kolejną, oślepiającą falą bólu.

Ograniczony do zaciśniętych powiek świat wypełnił się psychodelicznymi kolorami. Dopiero kiedy zaczęły blaknąć, do jej świadomości dotarło, że tuż przy ustach ma coś gładkiego, ciepłego i lekko wilgotnego.

Zanim obce palce zacisnęły się na jej nozdrzach, poczuła cierpki, piżmowy zapach. Wraz z pierwszym, świszczącym haustem powietrza, otwarte usta Ewy gwałtownie wypełniło nabrzmiałe przyrodzenie jej napastnika. Niezidentyfikowany zapach powrócił że zdwojoną silą, w parze z nieprzyjemnym słono-kwaśnym smakiem. Charczące odgłosy krztuszenia się, ślina wypełniająca jej usta ściekała w głąb gardła. Trzymał ją za włosy, pod innym kątem. Oddychać mogła tylko w krótkich interwałach, kiedy śliski członek uderzał o jej policzki, na przemian z mocnymi uderzeniami otwartą dłonią.

Każdą cząstka istnienia Ewy skoncentrowana była na ciągłej walce o oddech. Była to jej jedyna, ostatnią cząstka siebie, nad która sprawowała jeszcze kontrolę. Wszystko inne zależało od tego nieznajomego mężczyzny, Williama.

A on bawił się świetnie. Od dłuższego czasu korzystał z tych ślicznych, mocno wykrojonych ust. Po pierwszych brutalnych pchnięciach nie musiał już nawet zatykać jej nosa. Teraz wyprężony penis gładko wsuwał się głęboko między uległe wargi. Kilka razy, kiedy mocno docisnął jej głowę, czuł jak ciepłe, drgające konwulsjami gardło zaciska się na jego przyrodzeniu.

Język poruszał się delikatnie w beznadziejnej próbie wypchnięcia go na zewnątrz. W takich momentach jej powieki otwierały się na moment, błyszcząc od łez. Ostatni raz wtłoczył się do środka po czym zwolnił uścisk i pozwolił jej paść z powrotem na materac.

Przez chwilę spojrzenie Williama błądziło chciwie po bezwładnym ciele dziewczyny rozciągniętym na zakurzonym szarym kocu przykrywającym łóżko. Świszczący oddech unosił jej klatkę piersiową w nieregularnym rytmie. Piersi miała duże, kształtne i pełne.

Kilka ciemnych pieprzyków znaczyło jasną, nieopaloną skórę. Czerwonawe ślady po zdjętym staniku jeszcze nie zbladły. Jej wąska talią płynnie przechodziła w szerokie, bardzo kobiece biodra. Gładkie, grube uda miała rozchylone, jedną nogę lekko zgiętą.

Uwagę Willa przyciągnął wilgotny różowy skrawek skóry wyraźnie odcinający się na tle ciemnych poskręcanych włosków porastających jej krocze. Podszedł bliżej. Nabrzmiały i lśniący od jej silny penis kołysał się w rytm jego kroków.

Przysiadł obok na łóżku i sięgnął ku zbiegowi ud, gładząc lekko wystający fragment jej jedwabistych kobiecych warg. Ciało dziewczyny przeszedł gwałtowny dreszcz, mięśnie nóg napięły się na moment by po chwili znów rozluźnić. Powieki miała rozchylone, wyraźnie widział jej jasne tęczówki obramowane rozmazanym ciemnym makijażem. Wpatrywała się w niego pytającym, przerażonym wzrokiem.

Ta sama opalona dłoń, która gładziła wcześniej jej udo w klubie, głaskała teraz bezpardonowo miękkie fałdki jej cipki. Oczy Ewy otworzyły się jeszcze szerzej. Męskie dłonie były chłodne, odrobinę szorstkie. Z początku delikatne ruchy stały się teraz bardziej zdecydowane, sięgały głębiej, palce ślizgały się w górę i w dół, krążąc niecierpliwie wokół najwrażliwszego miejsca kobiecego ciała.

Wzrok mężczyzny palił jej skórę bardziej niż dotyk. Z początku nie czuła niczego, tylko obezwładniający wstyd. Jej zdezorientowane ciało dopiero po dłuższej chwili zarejestrowało szybkie ruchy stymulujące jej łechtaczkę. Musiał czymś nawilżyć palce, bo ślizgały się wokół niej z łatwością.

Sama pieściła się w podobny sposób, codziennie masturbowała się w zaciszu swojego pokoju. Ewa potrafiła wyczuć kiedy zwolnić, jak naciskać wrażliwą na dotyk łechtaczkę, by zanurzyć się w oceanie przyjemności.

Palce Willa tego nie potrafiły. Naciskał za mocno, zbyt natarczywie. Jej nogi drgały w konwulsjach, jakby bolesne napięcie skoncentrowane w okolicy łechtaczki chciało znaleźć jakieś inne ujście. Narastający ból stawał się nie do zniesienia. Na próżno usiłowała poruszyć biodrami, uciec od jego rąk, znaleźć chwilę wytchnienia.

Ostre pieczenie towarzyszące wciskającym się w jej wnętrze palcom powitała niemal z ulgą. Usłyszała odgłos splunięcia, nawilżone śliną palce sprawiały teraz odrobinę mniej bólu. Wpychał je głęboko do środka, z cichym mlaszczącym odgłosem. Ewa kwiliła cicho.

Podniecony do granic możliwości, wpatrywał się w swoje palce znikające w ciasnym wnętrzu cipki. Delektował się dotykiem ciepłego, wilgotnego wnętrza. Ciężkie piersi falowały delikatnie w rytm ruchów palców. Jeszcze raz przesunął mokrymi od śliny palcami od łechtaczki, pomiędzy delikatnymi, dużymi wargami sromowymi, aż do zaciśniętego anusa.

Uniósł oba kolana. Otoczone delikatnymi włoskami, zaczerwienione płatki kobiecości rozchyliły się zapraszająco, prezentując ciasne wejście. Jego penis drżał. Ukląkł pomiędzy udami zupełnie bezwładnej Ewy. Nie siląc się na delikatność, jednym ruchem wbił się w nią. Krzyczała głośno, kiedy jej ciasną szparka przyjmowała go w całej okazałości. Zagłębiał się w nią z ogromną determinacją, ściskając od czasu do czasu podskakujące piersi.

Długi, gruby członek Willa z każdym ruchem docierał coraz głębiej. Ocierał ją do krwi. Bolało, cholernie bolało. Była pewna, że rozerwie jej delikatną cipkę. Jęki przyjemności zlewały się w jedno z jękami bólu.

Po kilku wlokących się w nieskończoność minutach Ewa poczuła mocne szarpnięcie. Will przetoczył jej niemal bezwładne ciało na krawędź łóżka. Jej twarz zagłębiła się w zakurzony koc tłumiąc krzyki. Przyjęta pozycja umożliwiała Willowi dostęp do tyłka Ewy. Nieoczekiwane wybawienie nadeszło w momencie, w którym naprężony penis znalazł się między jej pośladkami. Zemdlała.

Will szczytował. Z satysfakcją, powoli, wyciągnął wiotczejąca męskość z odbytu nieprzytomnej kochanki. Mieszanina krwi i spermy ściekała w dół po jej udach.

***

Ewa chciała spać dalej, ale dudniąca muzyka, jak zbliżający się pociąg, wdzierała się w jej uszy. Dyskomfort z każdą chwilą przybierał na sile aż osiągnął apogeum zmieniając się w dojmujący ból.

Każda komórka w jej ciele paliła żywym ogniem. Ktoś nią potrząsał, ciągnął za ręce. Powoli zaczynała rozróżniać głosy, znajome dziewczęce głosy. Otworzyła oczy. Leżała na kanapie w klubie.

Na podłodze walały się kawałki rozbitej szklanki i kilka listków mięty.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Być albo nie być – oto jest pytanie,
czy tego czasownika (i jego form pochodnych) nadużywanie
jest dobrym zwyczajem.

Odmiany wspomnianego słowa występują niemal w każdym zdaniu początkowej części tekstu. Dalej przestałem obserwować. Moja koleżanka zauważa również inne negatywne cechy stylistyczne opowiadania, mianowicie Autorka nadużywa imion bohaterek i zaimków. Jest mnóstwo powtórzeń. Słownik erotyczny ubogi i często z repertuaru, który nadużywają grafomani.
Mimo wad stylistycznych opowiadanie nie jest złym debiutem. Nad stylem należy mocno i cierpliwie popracować.
Uśmiechy.
Pozdrawiam nową Autorkę i życzę powodzenia.

Celna uwaga, faktycznie czasownik razi po oczach. Nie wiem, jak mogłam to przeoczyć.

Będę pracowała nad stylem 🙂

Hmmm…

wprawdzie już trochę po czasie, tym niemniej mam przyjemność powitać 49 Autorkę opowiadań na NE 🙂

Pozdrawiam
M.A.

A ja gratuluję debiutu. Nad językiem zawsze można i należy pracować. Z drugiej strony, bez czasownika „być” tak zupełnie trudno się obejść. Ostatecznie, w najsłynniejszym zdaniu literatury światowej, przywołanym przez Przedmówcę, występuje aż trzy razy i to bez towarzystwa.

Wszystko, co mogłabym napisać odnośnie stylu, powiedział już Karel. Całe szczęście nad wspomnianymi usterkami da się pracować. Wystarczy trochę chęci, czasu i doświadczenia pisarskiego.
Sam pomysł ciekawy, jednak brakuje mi tu głębszego rysu psychologicznego. Ale to moje prywatne odczucie.

Gratuluję debiutu, Lucy Noir. Oby za każdym razem było ciut łatwiej, ciut lepiej.

Pozdrawiam,
kenaarf

Chciałabym w miarę delikatny sposób wyrazić co czuję po przeczytaniu tego tekstu , ale niestety się nie da.

Co to jest za twór?!

Na pewno nie najlepsza i obok erotyki to leżało o tyle, ze zostało opublikowane na tym portalu. I chyba temu najbardziej się dziwię.
Wypociny licealistki usiłującej pod kołdrą stworzyć namiastkę harlequin’a wypadłyby lepiej. Próby zabawy i gry słowem pisanym podjęte zostały, aczkolwiek autor wybrał dyscyplinę w której mam wrażenie raczkuje zaledwie.
Uczciwie przeczytałam do końca, ale zasnąć mogłam spokojnie w połowie.
Próbowałam autorkę zlokalizować i znaleźć inne teksty – chwile słabości zdarzają się wszak każdemu.
Wyglada to jednak na debiut w dosłownym tego słowa znaczeniu, a miałam wrażenie ze ten portal jakiś poziom publikowanych tekstów prezentuje.
Najlepsza Erotyka była dla mnie dotychczas synonimem jakości i dobrego smaku.

„Najlepsza Erotyka była dla mnie dotychczas synonimem jakości i dobrego smaku.” – i niech tak zostanie, Mario.
Sama nie jestem zachwycona dwoma ostatnimi debiutami, ale szansę należy dać. Widzieliśmy, i dalej widzimy, w Autorce potencjał. Jest z kim i nad czym pracować. Owszem, zawsze mogło wypaść lepiej. Ale ten, kto nie pracuje, nie podejmuje prób, nie osiąga celu. Jeszcze poczekajmy.
Kilka miesięcy temu oprawiłabym swój wcześniejszy komentarz odpowiednią dozą krytyki, nie bacząc na odczucia Autorki. Nauczyłam się jednak patrzeć w przyszłość, dawać szansę. Wyważona krytyka potrafi zdziałać cuda. Wiem to z autopsji.

Pozdrawiam,
k.

Droga Kenaarf
Najlepsza Erotyka wcześniej BYŁA dla mnie gwarantem jakości. Rożne teksty, mniej lub bardziej ubarwione fantazją, ironiczne, mroczne – stanowiły w równym stopniu pożywkę i rozkosz dla duszy jak i umysłu. Każde kolejne słowo chłonęłam coraz łapczywiej. Kończyłam opowiadanie, ale zaraz wracałam do niego ponownie tym samym odkrywając je na nowo.
Przyznam się, że jakiś czas mnie nie było i sięgnęłam po debiut chcąc się „rozgrzać”. równie ciekawa kolejnej protegowanej i polecanej przez Was autorki.
I tak się zastanawiam dlaczego zostało to podane czytelnikowi. Rzeczywiście cuda są potrzebne by z tej mąki chleb zrobić.
Z jakiej racji polecane to mam jako najlepszą erotykę? Infantylizm i brak warsztatu, nadrabiany entuzjazmem młodego źrebaka, który chciałby brać udział w Wielkiej Pardubickiej ale jako, że jest belgiem to chyba marne ma szanse.
Pozostaje po prostu przyjąć, że publikujecie teksty które są erotyką albo nie lub też są dobre albo nie. I tym samym dobra erotyka może się trafić albo nie.

Mario,

Po pierwsze, rada jestem, że wróciłaś do nas po przerwie. Ów powrót może i nie jest dla Ciebie zadowalający, ale… Daj szansę nam, osobom, które zawierzyły w potencjał młodej Autorki i daj szansę samej Lucy.
Ze mnie to dupa wołowa jest. Zwykły wyrobnik, który mozolnie zbiera wiedzę na temat pisania. Jednak w gronie naszych Autorów są osoby bardziej doświadczone, trzymające sztamę ze stylem, językiem i formą. Przy kim blado wyglądający kamyk ma się stać błyszczącą perłą? Ano przy tych bardziej doświadczonych. Pod okiem cierpliwego, a zarazem wymagającego korektora, można oczyścić kamień i ukazać jego piękno.

Po drugie, wbrew pozorom, pozyskanie nowego autora – i to takiego, który rokuje – nie jest łatwą sprawą. Uwierz mi na słowo, że przeprowadzamy selekcję tekstów. Mamy świadomość wytkniętych przez Ciebie błędów. Na tę chwilę możemy jedynie zapewnić, że dokładamy wszelkich starań, aby dany debiutant, z tekstu na tekst, stawał się coraz lepszy.

Mam nadzieję, że kiedyś wrócimy do dyskusji pod tym tekstem, wspominając obecną wymianę poglądów z uśmiechem na ustach. Liczę, że jeszcze niejeden tekst, publikowany na łamach NE, będzie w stanie zaspokoić Twe oczekiwania.

Pozdrawiam,
kenaarf

Nigdy nie przestaje mnie zaskakiwać roszczeniowość niektórych internautów. Pytanie, czy to anonimowość sprawia, że zachowują się jakby coś IM się należało?

Przeczytałem na Najlepszej pewnie z 200 opowiadań, starych i nowych. Były wśród nich genialne, były „tylko” dobre, zdarzały się i słabsze. Ale średnio poziom był dużo wyższy nie tylko od innych stron z darmową literacką erotyką, ale i od komercyjnych wydawnictw, które wychodzą na polskim rynku. Aż dziw, że sie nie wsydzą.

W dodatku autorzy Najlepszej dają to wszystko za darmo.

Reakcja? Polactwo narzeka. Kiedy pojawia się opowiadanie genialne, pod spodem dwa, trzy pochlebne komentarze. Gdy komuś się powinie noga – Polactwo ma karnawał. Zaczynaja się głośne narzekania na spadający poziom strony, deklaracje, że „będę mniej chętnie zaglądać”. No po prostu żenada.

Udzielajcie więcej wsparcia dobrym tekstom, to może ich autorzy będą bardziej zmotywowani i będą częściej pisać. Ale nie, Polactwo woli zignorować świetnych i popastwić się nad gorszymi. Nawet jeśli dopiero debiutują.

I tak jestem zaskoczony, że ekipa Najlepszej tak długo to znosi, zamiast powiedzieć: „nie podoba się? To idźcie na mokrenastolatki18 com pl”…

A debiut obiecujący. Nawet jeśli tylko tyle, to i tak wolę życzyć autorce coraz lepszych opowiadań, zamiast fukaniem dawać upust niezadowoleniu…

Dobry wieczór,
Nie mogę się powstrzymać. Tak żywa dyskusja zupełnie niedotycząca tekstu. Ewenement czy standard? …
Ile razy czytałem to opowiadanie? Cztery. Pierwsze dwa razy, kiedy przyjmowaliśmy autorkę do naszego grona. Kolejne już po publikacji.
Czy to opowiadanie jest Najlepsze? Nie jest.
Mimo to nie domagam się usunięcia go ze strony. „Why Leo? Why?”
Bo jakoś cholera jest… prawdziwe. W tej swojej naiwnej, nieudolnej próbie schowania się za narratorem wszechwiedzącym autorce udało się zbudować we mnie przekonanie, że tak się stało/mogło się stać. I że słucham opowieści jednej z wielu polskich dziewczyn na emigracji w Jukeju.
Szczerze – mam w dupie rozwój pisarski Lucy Noir. Poza tym uważam, że to jakby uczyć warsztatu malarskiego Nikifora.

Jeśli autorka trafiła w temat i samo jej się tak napisało – okey dla mnie.
Zadaniem o wiele trudniejszym będzie „trafić” w kolejny temat.

Gdzie był korektor? Czy może debiutantka wykazała się taką arogancją, że nie naniosła poprawek? Nawet ja (!) zauważyłem kilka błędów edycyjnych.

Tekst, kolokwialnie mówiąc, nic nie urywa, stylistycznie szału nie ma, wytknięte w pierwszym komentarzu błędy również utrudniały czytanie. Ale sam przebieg zdarzeń w klubie prawdopodobny i przykry, aż czułam dyskomfort czytając opisy – czyli jednak z tej mąki chleb będzie, przynajmniej moim zdaniem.

Co do powyższej dyskusji, to kompletnie nie rozumiem pretensji do twórców portalu. Od lat, pomimo trudności i przeprowadzek, dbają o regularne publikacje, zapewniają różnorodność i pomagają debiutującym autorom. Jeżeli komuś się dane opowiadanie nie podoba, to radzę:
a) nie czytać ;
b) doczytać i zostawić adekwatny do treści i prawidłowo zaadresowany komentarz;
c) spróbować napisać lepsze;
d) znaleźć sobie inną stronę, spełniającą wyśrubowane wymagania konesera

No, to tylko mam nadzieję, że Lucy wspinaczka na Everest nie przeraża 😉

Oj, nieładnie tak Anusiu … to strzał w plecy z mojej broni.
Mnie możesz poniewierać, ale dziewczynę moimi słowami. No, no …

Nikt nikogo nie poniewiera, a samodoskonalenie nie ma nic wspólnego z płcią, albo chce się nad sobą pracować albo nie…

Na ile mi czas czas pozwoli – będę pracowała jak mróweczka wspinającą się na ten nieszczęsny Everest mimo lęku wysokości;)

Dziękuję za wszelkie słowa krytyki, postaram się nie zawieść Waszych oczekiwań.

I o to chodzi! 🙂

Fantazje mają to do siebie, że czasem parasolka potrafi unieść do góry mężczyznę w meloniku, ale nie sposób odmówić im szczerości i nie wolno domagać się wyjaśnień, po co ten gość frunie w stronę nieba.. Pisanie ma to do siebie, że jak każda czynność, wymaga pracy, wytrwałości, nauki, a czasem pomocy innych. I nie wolno przekreślać tych wszystkich chęci piszącego, by ktoś inny chciał to pisanie przeczytać. Niech więc Droga nowa koleżanka pisze coraz więcej, doskonali warsztat, a fantazje niech powstają coraz nowsze.. Bo może być jeszcze ciekawiej..

Dzień dobry.
Czytam, odzywam się rzadko.
Teraz przerywam milczenie, ponieważ jestem zmęczona. Nie, nie poziomem opowiadań na NE. Uważam, że nadal jest wysoki. Męczy mnie fakt, że i tu – do ostatniej niemal ostoi przyjaznego środowiska internetowego, dotarło już zjawisko tzw. „gównoburzy”.
Rozumiem, że teksty mogą się nie podobać, że mogą rozczarowywać wysublimowane gusty czytelnicze. Proponuję w takim przypadku przeprowadzić analizę opowiadania, wytknąć, w merytoryczny sposób, zauważone błędy, obniżyć ocenę. To jest, w moim odczuciu, w porządku i stawia Czytelnika – Krytyka w dobrym świetle.
Zupełnie nie mogę zgodzić się z atakami personalnymi na Autora, Korektora, a także z atakami na portal NE.

Co do samego opowiadania: mimo wytkniętych tu już błędów stylistycznych przeczytałam opowiadanie z zainteresowaniem. Tchnie autentycznością opisów miejsc i ludzi, nie jest mocno przegadane, uderza w moją wrażliwość i pozostawia ślad w postaci smutnego zamyślenia, jakby opisane zdarzenie spotkało moją bliską Koleżankę.
I nie musi przecież wzbudzać podniecenia seksualnego. NE to portal o erotyce, a nie erotyczny, o czym wielokrotnie była tu już mowa.
Oceniłam na „dobry”, zaniżając do czterech gwiazdek tylko ze względu na niedociągnięcia stylistyczne.

No no no… Aż muszę po Boobrzemu wypunktować, żeby wszystkie sprawy, które chcę wyłuszczyć, uporządkować i niczego nie pominąć.

Primo: Sam tekst. czytałem go wcześniej, jeszcze zanim przeszedł przez tryby redakcji, poprawiania, korygowania i usuwania niedociągnięć. Autorka wykonała kawał ciężkiej pracy, z której bardzo się cieszę, bo potwierdziła moje przeczucie, że „potencjał jest”. Pewnie, nie jest to opowiadanie na sześć gwiazdek. Nie jest jakieś szczególnie odkrywcze jeśli chodzi o fabułę. Bo nie ma być. Nie jest wysublimowaną intelektualną grą z czytelnikiem, bo – przynajmniej w moim odczuciu – nigdy nie miał nim być. Odbieram to jako nieco reporterski, pozbawiony zbędnych emocji ze strony narratora, który nie stara się oceniać, zajmować stanowiska. Po prostu opisuje, co się dzieje. Lucy opisała coś, co się zdarza, a jej tekst jest bardzo prawdopodobny. Właśnie przez tą swoją prostotę. I to jest mocna strona tego tekstu.
Oczywiście, taka forma narzuca ogromną dyscyplinę literacką, wymaga precyzyjnego operowania słowem. Z tym miejscami jest bardzo różnie, ale tu właśnie następuje

Secundo, czyli fakt, że jest to debiut. Pierwsze opowiadanie, które Autorka postanowiła pokazać szerszej niż zawartość własnej szuflady publice. Po raz pierwszy konfrontuje to, co napisała z opiniami innych, z innymi tekstami. Nie każdy rodzi się mistrzem – a tak naprawdę nikt. Mistrzem się zostaje, pisząc, poprawiając, będąc otwartym na konstruktywną krytykę, a impregnując się jednocześnie na zwykłe marudzenie czy – modne ostatnio słowo – hejt. Liczę, że Lucy taką naukę wyniesie i kolejne teksty, które wypuści na świat, będą lepsze. Czego jej życzę z całego serca.

Tertio: Czyli hejt, gównoburze i inne negatywne zjawiska w internecie. I tak, teraz, zaczynam mocno walić ogonem w wodę ze złości (co w warstwie literackiej tegoż postu będzie objawiać się zwiększoną ilością słów, których telewizja nie puszcza przed 22, za co purystów językowych przepraszam z góry). Zawsze uważałem i czynię tak nadal, że dopierdalanie ludziom dla samego dopierdalania jest cechą, która w moich współplemieńcach, ulokowanych przez historyczne przejścia między Odrą o Bugiem, wkurwia mnie najbardziej. Uwielbiamy, jako naród, poprawiać sobie samopoczucie gnojąc innych. Wytykając, pokazując palcem. I tu zgadzam się z wypowiedzią Sami piętro wyżej: walenie w ludzi tylko za to, że myślą inaczej niż my jest poniżej wszelkiej krytyki. Kajam się jednocześnie, bo czasem w emocjach też mi się to zdarza, ale zawsze staram się krytykować działania i koncepcje, zbijać merytoryczne argumenty, a nie twierdzić „Głupi jesteś i tyle”. Nie uważam, że ludzie komentujący opowiadania nie mają prawa wyśmiać słabego ich zdaniem tekstu, wyrwać jakieś szczególnie nieudane zdanie z jego treści i obśmiać. To często nawet na autora działa pozytywnie, pokazując mu gdzie powinien jeszcze to i owo poprawić. Inteligentni i kulturalni ludzie powinni jednak znać tą cienką granicę, kiedy takie zachowanie przeistacza się w coś, co teraz modnie nazywa się hejtem. A obrażanie się, strzelanie fochów w rodzaju „Kiedyś to były czasy, a teraz to dno” uważam za zachowanie co najmniej dziwne i w moim przekonaniu nie dające najlepszego świadectwa temu, kto takie sygnały wysyła w świat. Z opowiadaniami jest tak, że każdy lubi inne. Ktoś lubi epatowanie detalami, opisanymi z medyczną dokładnością, ktoś inny koncentruje się na emocjach bohaterów, ktoś jeszcze – na tle wydarzeń. I fajnie. Tylko, do kurwy nędzy, dlaczego zaraz, jeśli opowiadanie nie trafia w gust czytelnika, walić wszystkich po głowie, że „dno”, „chała”? Jasne – co innego wytykanie błędów warsztatowych, one są w jakiś sposób obiektywne. Ale „wdzięk i urok” opowiadania to rzecz skrajnie subiektywna. I – tu będzie niestety argument ad personam, ale inaczej nie mogę. Czy naprawdę tak trudno jest dodać do swojego stanowiska, krytykującego treść, czy sposób narracji pierdolone „moim zdaniem”? Napisać zamiast „gówno, bo za mało ruchania jest” coś w stylu „Moim zdaniem za mało soczystego ruchania było”. Treść ta sama – więcej akcji. Ale jakby nieco inny odbiór. A przez takie akcje dochodzimi do ostatniego problemu, czyli
quarto: merytoryczności dyskusji pod opowiadaniami. Barman Raven już temat zaznaczył, ja czuję potrzebę walnięcia pięścią w stół (albo ogonem w wodę). Nie piszę komentarzy pod każdym tekstem, bo nie uważam, że jest to koniecznie. Nie muszę obsikiwać terytorium, podpisywać listy obecności. Jak nie mam nic, co w moim przekonaniu jest warte powiedzenia, albo to, co chcę powiedzieć powiedzieli już inni, to zamykam ryj i nie psuję powietrza. Oczywiście, oczekiwanie, że będą tak robić wszyscy jest mentalnym faszyzmem, który jest mi z natury obcy. Niemniej uważam, że zasada „Wolność jednostki kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innej jednostki” jest szczególnie ważna właśnie w internecie, gdzie jej egzekwowanie jest trudne, a przestrzeganie w znacznie większym stopniu niż gdziekolwiek indziej oparte jest na pewnym samoograniczeniu. Dlatego apeluję właśnie do czytających: weźcie się czasem, kurwa mać, zastanówcie dwa razy, czy na pewno macie coś w danej sprawie do powiedzenia. I proszę mnie dobrze zrozumieć. To nie jest atak w jakąkolwiek konkretną osobę. To po prostu taka ogólna prośba, pa wsiem, do przemyślenia. Bo najczęściej te idiotyczne gównoburze biorą się właśnie z tego, że ktoś, chociaż nie ma nic do powiedzenia, to jednak pisze/mówi coś, co do debaty nic merytorycznego nie wnosi, a jedynie podnosi innym ciśnienie.

Dziękuję.

Miłego dnia życzę

B™

Jak nikt nie komentuje to źle, jak za dużo komentarzy też źle – trudno tutejszym autorom dogodzić 😉

Osobiście mam nadzieję, że z Lucy będzie jeszcze pisarka, ale do tego potrzebuje informacji zwrotnej na temat własnych tekstów – choćby tej dotyczącej nadużywanych wyrażeń. Szkoda, że ktoś ze „starszych kolegów” nie poświęcił jej więcej czasu, solidna korekta mogłaby wiele zmienić. Być może właśnie dzięki pracy korektorki kolejny debiut, ten Magdy, zebrał aż tyle pochwał (no dobra, moim zdaniem pomysł na opowiadanie był lepszy, ale to kwestia gustu… z historii opiekunki do dzieci też dałoby się wyciągnąć więcej). Takie wzięcie nieopierzonego autora pod opiekuńcze skrzydła – i być może kulturalne dokopanie mu za kulisami – na pewno ułatwiłoby skok na głęboką wodę i uchroniło przed częścią tego „hejtu”, a przy okazji pozytywnie wpłynęło na jakość publikowanych tekstów.

Może warto przemyśleć formę współpracy z debiutantami?

Aniu, Korektor to też człowiek. I nie wolno o tym zapominać. Ma prawo do pomyłek i przeoczeń. Poza tym, jeden korektor będzie przywiązywał wagę do zaimków, kolejny do interpunkcji, a jeszcze inny będzie kładł nacisk na samą fabułę, aby trzymała się kupy. Tak, w idealnym świecie, idealny korektor będzie zwracał uwagę na każdą drobnostkę. Tyle, że w idealnym świecie, będą idealni pisarze… Hmm, chyba mnie poniosło 🙂

Pozdrawiam,
k.

Można też zastosować „Kolegium Korektorów”, czyli tekst będzie przechodził przez ręce kilku różnie nastawionych Osób. 😉
Wtedy jednak teksty będą publikowane po bardzo długim czasie od wysłania, a Autorzy NE (którzy się tym parają, pomagając Kolegom), zamiast zajmować się swoją twórczością, będą tracili czas na prace techniczne.

Podobnie jak Seelenverkoper i Boober zapoznałam się z tekstem przed korektą. Porównanie wersji pierwotnej z opublikowaną powyżej ujawnia ogrom pracy, jaką Autor i Korektor włożyli w przygotowanie opowiadania. Z pewnością poprawki nie dotyczyły jedynie literówek i przecinków.

Owszem, uwag ciągle można zgłosić bez liku, jak choćby wspomniane już nadużywanie czasownika „być” (niezwykle głębokiego w ujęciu filozoficznym, lecz całkowicie płaskiego w tekście literackim), którego eliminacja oznaczałaby de facto napisanie opowiadania od nowa, bowiem jest to słowo szczególnie wredne. Nie można go zazwyczaj prosto zastąpić innym czasownikiem. Konieczna jest zmiana konstrukcji całego zdania, w którym występuje.

Tym wszystkim, którzy psioczą na jakość prawdziwego w tym wypadku debiutu, nie tylko „debiutu na łamach NE”, zwracam uwagę na zakładkę „Dołącz do nas!” Wspieramy rokujących, początkujących Pisarzy, pracujemy z Nimi nad poprawą warsztatu. Oczywiście, zawsze rodzi się pytanie, jak daleko może się posunąć Korektor? Jak mocno może docisnąć śrubę debiutantowi? Czy odesłanie skorygowanego tekstu, liczącego dwa i pół tysiąca słów z czterema tysiącami uwag, ma sens? Czy doprowadzenie do sytuacji, w której po piątej korekcie Autor nie może już patrzeć na swoją pracę i żywi mordercze zamiary wobec Korektora, jest sytuacją pożądaną? Wreszcie – na czym Korektor winien się przede wszystkim skupić? Ortografii i interpunkcji, które tak rażą co poniektórych? Stylistyce i powtórzeniach? Grafomańskich wycieczkach? Błędach logicznych? Usterkach fabularnych? Łatwo odpowiedzieć – na wszystkim!

Popierałam kandydaturę Lucy, ponieważ dostrzegłam w Jej tekście ponadprzeciętnie wrażliwego obserwatora rzeczywistości oraz kogoś, kto nie boi się podjąć trudnego tematu. Zwracam uwagę na początek tekstu. Niesnaski w domu można było skwitować frazą o wyrzekającym ojcu i tyle, ale Autorka pokusiła się o bardziej rozbudowaną inscenizację – będzie więc i trzeszczący w dłoni pilot, i kierowanie obelg pod bliżej nieokreślonym adresem, i besztanie telewizyjnej lektorki. Także sama historia nie jest li tylko prostym opisem wybuchu pożądania między modelowo piękną parą – można ją traktować jako powiastkę „ku przestrodze” lub prezentację innej, niekoniecznie miłej i przyjemnej, za to stojącej mocniej na ziemi, erotyki. I dla takich właśnie, niesztampowych treści powinno być zawsze miejsce na Najlepszej Erotyce. Bo jeśli nie tu, to gdzie indziej?

Osobiście zwolniłabym korektora z odpowiedzialności za błędy logiczne i usterki fabularne, może nawet za grafomańskie wycieczki 😉
Po prostu uważam, że korektor powinien pomagać pisarzowi, szczególnie początkującemu, w doskonaleniu rzemiosła (patrz poprawność językowa), a nie rozwijaniu wyobraźni i budowaniu fabuły. W pełni zdaję sobie sprawę z tego, że korektor „też człowiek”, ale sami piszecie o „wspieraniu” – taka deklaracja zobowiązuje, być może kolegium korektorskie w wypadku debiutantów nie byłoby wcale takie głupie 😉 Owszem, nie da się tak pracować nad wszystkimi tekstami, ale może nad niektórymi warto…

I w gwoli ścisłości: nie psioczę na jakość tego debiutu, na NE niestety zdarzały się znacznie gorsze.

Chciałabym bardzo podziękować Wam za wszystkie komentarze. Wszystkie, nawet te bardzo ostre. Moja duma porządnie ucierpiała, przyznaję, ale może mi to wyjsć jedynie na dobre. Wiem, że mam nad czym pracować.(I mój korektor, któremu serdecznie dziękuje, bo wychwycił masę błędów) W głębi duszy mam tez nadzieje, ze gdzieś tam pod warstwą grafomanii tkwi we mnie autor przyzwoitych opowiadań.

Nic tylko pracować, pracować, pracować.

Pracować, pracować i nie zniechęcać się! 🙂

Tłum zebrany na placu zafalował niespokojnie. Tu i ówdzie dało się słyszeć pomruki niezadowolenia. Ktoś splunął, inny się roześmiał. W końcu nad ciżbę wzniósł się gromki głos, a za nim następne.
– Uwolnić Barabasza! Ukrzyżować korektora! Ukrzyżować autora!
Tak mniej więcej to widzę. Takie zachowanie naszych czytelników budzi we mnie, ujmując rzecz najdelikatniej zwykłą, ludzką złość.

Jako korektor powyższego tekstu jestem gotów wziąć odpowiedzialność, za każdą niedoróbkę, którą przeczyłem. Karel ma słuszność, że powinienem był nomen omen zwrócić baczniejszą uwagę na nadmiar tego czy innego czasownika.

W swojej pracy z autorem, staram się zachować pewien balans co nie zawsze jest proste. Tekst przed przed premierą czytałem czterokrotnie, nie licząc pobieżnego czytania, które wykonałem w ramach selekcji po zgłoszeniu się do nas kandydatki. Tak, zwyczajnie wiele rzeczy mi umknęło, kilku nie wyłapałem. Wiele zauważyłem, ale jako zwolennik liberalnego modelu korekty staram się unikać inwazyjnej ingerencji w fabułę. Z całą pewnością we wszystkich opowiadaniach, które przechodzą przez „moje ręce” odnalazłbym akapity, które wedle mojego wyczucia literackiego należałoby zaorać i napisać od nowa.
Oczywiście, mógłbym tak uczynić z lepszym albo gorszym skutkiem, ale wówczas niczego nieświadomy czytelnik/ka NE otrzymałby tekst Foxa, podpisany nickiem na przykład Lucy. Chcecie tekst Foxa? Służę uprzejmie, jest taka zakładka, nazywa się „O nas”, tam znajdują się wszystkie potrzebne linki.

Czy zapisana powyższa ekspiacja, korektora, zadowala Najlepszych Czytelników? Jeżeli nie, jestem gotów kontynuować, bo jeszcze nie daj Boże ktoś nam zarzuci. „Hurr, durr już nie jesteście Najlepsi”, „Skończyliście się zanim na dobre żeście zaczęli”. „Wy jesteście erotyka, w żadnym wypadku najlepsza”. Śmiało można skorzystać z podanych przeze mnie szablonów w przyszłości.
Krytyka, co wiem z doświadczenia jest rzeczą szalenie wartościową. Kilku autorów publikujących na naszych łamach od dawna podzieliło się swoimi uwagami. Cenna to rzecz, zarówno dla autorki, jak i korektora. Generalnie jednak nim sięgnie się po szpilkę, warto wykonać jeden z tak modnych ostatnio eksperymentów myślowych.
Po wyjściu z łóżka/wyjątkowo intensywnej fantazji czy znajdując się w jakimkolwiek innym stanie ducha i ciała. spróbujcie przelać na papier własne/ wyimaginowane myśli i uczucia. Z dużym prawdopodobieństwem mogę stwierdzić, że 80% tego co uda się w znoju i trudzie naskrobać wyląduje w koszu, a ten będzie się wstydził, że przyjął w siebie podobny chłam. Podobna próba nieco zmienia perspektywę.
Zaręczam, że pisanie wymaga pewnej wprawy. Nikt się Dostojewskim nie rodzi, a i sam Fiodor pewnie musiał na swą wielkość solidnie zapracować. Tak zdaję się będzie i w tym wypadku.

Przed Lucy z całą pewnością wiele pracy. Ja widzę jednak pewien potencjał, zacięcie do pisania. Nie chciałbym, żeby uległa zniechęceniu po jednej próbie. Historia młodej zahukanej Polki, szukającej szczęścia na obczyźnie, miejscami ociera się o banał i o Harlekina, na dodatek zwieńczonego przez dość makabryczne zakończenie. Ten tekst pomimo wszystkich mankamentów, ma w sobie pewien realizm, uchwytny dla ludzi, którzy posmakowali życia w innym kraju. Za to autorce może jeszcze nie należy się głęboki ukłon, ale zgrabne dygnięcie i owszem.Co zapamiętałem z lektury? Pewną ogólną refleksję, że biegnąc za swoimi marzeniami, dążąc do spełnienia ambicji bardzo łatwo można się potknąć.

Zostawiam tutaj „uczciwą czwórkę”. Ja jeszcze pamiętam, że każdy kiedyś debiutował. Któraś z dyskutantek zgłosiła pomysł kolegium korektorów. Otóż jestem przeciwny. Stare powiedzenie uczy, że gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść. W omawianym wypadku, no cóż ciężko mi pozostać spokojnym. Zwłaszcza jak sobie przypomnę, że i zawodowcom zdarzają się książki, na których, mimo pracy korektorsko -redaktorskiej, publika i krytycy nie zostawiają suchej nitki.
Wybaczcie mi ci, którzy to czytacie. Tym razem ukłony sobie daruję. Zbyt zajmujące jest wznoszenie okrzyków.
– Uwolnić Barabasza!
Foxm

Opowiadanie może nie jest najwyższych lotów, ale nie jest też bezsowną rypaniną w stylu „wsadził, poruchał, spuścił się – następny proszę”. Jak napisał Barman, dużo tu elementów z rzeczywistości.

Debiut bardzo przyzwoity, wiem że z każdym następnym tekstem będzie lepiej.

A może najbardziej zajadli krytykanci pokazali fragment tego jak Ich zdaniem powinno się pisać opowiadania?

Pozdrawiam

daeone

Napisz komentarz