Miniatury Sylwestrowe Autorów NE  3.93/5 (5)

15 min. czytania

MICRA21 – SYLWESTER W GÓRSKIEJ CHACIE

Mroźna, gwiaździsta sylwestrowa noc. Chata na polanie, u podnóża góry wznoszącej się na prawie dwa i pół tysiąca metrów, przez okno dostrzec można było lampę naftową, która stała na stole emanując ciepłym światłem. Wokół panowała kompletna cisza, księżyc w pełni na tle granatowego, usianego gwiazdami nieba rozjaśniał nieco otoczenie domku zimnym blaskiem. Wewnątrz para młodych ludzi leżała przy kominku, rozkoszując się jego ciepłem. Znaleźli się tu całkiem niespodziewanie. Zamierzali spędzić wieczór sylwestrowy i powitać Nowy Rok na tańcach w schronisku, ale złośliwy przypadek pokrzyżował ich plany. Zjeżdżając z pobliskiego szczytu, dziewczyna złamała nartę i zmrok zastał ich kilka godzin marszu od schroniska.

Rano weszli na tę górę z zamiarem zjazdu poza utartymi szlakami. Lubili jazdę terenową, uprawiali ją razem już od dwóch lat. Ewa była znakomitą narciarką, instruktorką, Adam także świetnie jeździł. Poza tym stanowili parę bardzo dobrych przyjaciół.

Tym razem doświadczenie i umiejętności nie pomogły. Ukryty pod śniegiem korzeń gwałtownie zatrzymał narciarkę, wyrywając jej buty w wiązań. Wyleciała wysoko w powietrze, zostawiając złamaną deskę, sterczącą spod korzenia.

– Ooooooooo, cholera!!! – wrzasnęła głośno, ryjąc głęboką bruzdę w śniegu. Trochę się potłukła, a upadek wtłoczył masę śnieżnego pyłu pod kombinezon, tak że przemokła aż do bielizny. Kolega pomógł się jej pozbierać. Chwilę szukali plecaka dziewczyny, który poleciał daleko, w miękki śnieg.

– I co teraz zrobimy? – zapytał Adam – musimy iść dalej na piechotę.

– A widzisz tę chatkę po lewej, trochę w bok od naszej trasy?

– Nie wygląda na zamieszkałą – odpowiedział chłopak – nie widać dymu z komina ani żadnych śladów wokół.

– To może być schronienie dla nas. Idziemy tam.

Po dwóch godzinach ciężkiej wędrówki w głębokim, kopnym, śniegu dobrnęli do chatki. Już zmierzchało, a dziewczyna przemarzła do szpiku kości. Wejście zastali otwarte. Wewnątrz znaleźli wszystko przygotowane, jak na przyjęcie niespodziewanych gości. To był rzeczywiście schron dla spóźnionych turystów, jakich często nie brakowało na tych odludnych terenach. Przy wejściu leżało narąbane drewno do kominka, a wewnątrz spiżarni znaleźli mały zapas konserw i suchego prowiantu. Kawę, herbatę i czyste naczynia ustawiono przy kaflowej kuchni. O to miejsce dbali ratownicy z grupy terenowej, właśnie dla takich, jak oni, rozbitków. Rozpalili ogień pod blachą kuchenną i w kominku, w pokoju. Życiodajne ciepło rozeszło się po całym domku. Czajnik na palenisku zaszumiał przyjaźnie. Popijając gorącą herbatę z rumem zastanawiali się, co robić dalej. Na zejście do schroniska było już zbyt późno i jeszcze należało zawiadomić znajomych o wypadku, uspokoić ich że są cali, zdrowi, mają schronienie na noc i nie zdążą dzisiaj wrócić. Akurat to mogli zrobić bez kłopotu, bo telefon miał zasięg, choć tylko na zewnątrz.

– Zdejmij te mokre ciuchy – zwrócił się Adam do przyjaciółki – trzeba je wysuszyć.

– Ale nie mam nic na zmianę – odparła zawstydzona.

– Zaraz coś tu znajdziemy. – Obszedł pokój i zobaczył gruby koc, miękki i czysty. – Rozbieraj się i wskakuj pod koc, a ja to powieszę nad kuchnią.

– No dobrze, ale odwróć się – poprosiła. Zdjęła z siebie wszystko, nawet mokrą bieliznę, na nagie ciało narzuciła znaleziony pled. Owinięta w niego usiadła na ławie przy kominku. Przyjaciel wkrótce dołączył do niej. Gorący napój z „prądem” trochę ich rozgrzał. Ogień trzaskał wesoło, rozświetlając izbę pomarańczowym, migoczącym światłem, dając błogie ciepło przemarzniętym ciałom. W chłopaku krew zaczęła krążyć szybciej, a świadomość, że obok siedzi naga kobieta, okryta tylko kocem, na dodatek piękna, spowodowała wzrost podniecenia. Poczuł coś więcej, niż tylko przyjaźń do dziewczyny. Objął ramieniem drobne ciało. Nie odsunęła się, tylko mocniej przywarła do niego.

Postanowili położyć się spać przy kominku. Na podłodze leżało grube, mięciutkie futro. Ułożyli się na nim, ona pod jednym kocem, on nakrył się drugim, znalezionym w kącie. Mężczyzna delikatnie przytulił dziewczynę do siebie, chcąc dać poczucie bezpieczeństwa przyjaciółce.

Leżąc u jego boku, Ewa snuła marzenia. Adam podobał jej się już od dawna. Chociaż razem jeździli na nartach, każde miało swoje życie i nie tworzyli pary. Byli tylko przyjaciółmi i nie zwierzali się sobie ze swoich problemów. Ona nie miała żadnego partnera, od kilku lat poświęciła się karierze naukowej w szpitalu. Praca pochłaniało niemal całą uwagę i czas młodej lekarki. Adam pracował w kancelarii adwokackiej, którą założył ze swoim kolegą ze studiów. Pozwalało mu to na dostosowanie rozkładu zajęć do potrzeb życiowych.

Ciepło dochodziło do przemarzniętych kończyn. Zrobiło się przyjemnie i Ewa poczuła się wspaniale w ramionach przyjaciela. Odchyliła koc i przyciągnęła go do siebie. Życiowa samotność dawała się jej we znaki, marzyła o związku z mężczyzną.

Zapadła w drzemkę. We śnie pojawiały się obrazy. Adam sięga ręką do jej piersi, masuje, szczypie brodawki, co powoduje ich erekcję. Drażni szorstkie otoczki, kręcąc kółka kciukami. Całuje usta, schodzi niżej, do piersi, całując i przygryzając brodawki. Ona wije się pod jego dotykiem. On znaczy drogę w dół, do pępka, mokrym śladem języka. Kilkakrotnie objeżdża go dookoła, przesuwa się niżej, skubie wargami ciemne włoski trójkącika między udami. Sięga nabrzmiałej, wysuniętej już łechtaczki, co powoduje westchnienia dziewczyny. Ona rozchyla delikatnie nogi, zapraszając głębiej, do purpurowych, nabrzmiałych płatków, pokrytych lepką śliskością. Język mężczyzny wsuwa się pomiędzy nie, drażniąc przedsionek. Ewa podrzuca biodra do góry w geście rozkoszy. Oczekuje czegoś więcej. Do języka dołącza jeden palec, do niego drugi. Wślizgują się do gorącego wnętrza, wsuwają i wysuwają. Rośnie w niej napięcie, sięga już zenitu. Nagle zbudził ją z półsnu głos chłopaka, pytający, co się stało, dlaczego jęczała przez sen. Otworzyła oczy, półprzytomna.

– To tylko sen – odpowiedziała. Adam leżał obok bez ruchu. Przytuliła się do niego i szepnęła do ucha – Śniłeś mi się, to było cudowne.

To mówiąc, pocałowała jego miękkie i ciepłe usta. Zrobiła to odruchowo, jeszcze nie wyzwoliła się z sennego zamroczenia. Poczuła mrowienie i skurcze w podbrzuszu, między nogami spłynął strumyk śluzu. Mocniej przywarła do przyjaciela, dociskając mokre krocze do nogi Adama. Ten nie mógł pozostać obojętny na takie sygnały.

– Czy wiesz, co robisz? – Przytulił ją tylko mocniej.

W odpowiedzi zaczęła całować go jeszcze zachłanniej, spragniona bliskości mężczyzny.

– Chcesz się ze mną kochać? – zapytała Ewa, odsuwając się na chwilę i patrząc mu w oczy – marzę o tym od dawna, tylko dotychczas nie miałam śmiałości ci tego zaproponować.

– Tak, chcę – odpowiedział.

W mgnieniu oka zrzucił z siebie ubranie. Zwarli się w miłosnym uścisku. Sięgnęła ręką do jego męskości, twardy, gorący penis stał już, gotowy do działania. Pieściła go, całując równocześnie chłopaka po całej twarzy. Tym razem, już w rzeczywistości, Adam włożył rękę między jej uda i masował mokrą kobiecość. Ewa zaczęła głośniej i szybciej oddychać, strumień wilgoci spływał obficie po całych wargach, aż między pośladki, mocząc futro, na którym leżeli. Palce wniknęły do pochwy, jak we śnie, daleko, sięgając do magicznego „punktu G”. Ciało Ewy drgało w rytmie ruchów jego ręki. Pragnęła jeszcze więcej, krzyczała głośno, żeby wszedł twardym kutasem najgłębiej, jak potrafi. Zrobił to, dobił do końca, uderzając kością łonową swoim o wzgórek i naciskając wystającą łechtaczkę nasadą członka. Ogarnął ich szał pożądania, mężczyzna poruszał się szybko, a partnerka wychodziła naprzeciw jego pchnięciom. Ciała zderzały się, potęgując doznania. On pierwszy dotarł do szczytu, wlewając potoki spermy do środka. Pulsowanie penisa doprowadziło kobietę do orgazmu kilka sekund później. Skurcze pochwy wycisnęły resztę soków z kutasa. Leżeli, połączeni, smakując wspólne spełnienie. Srebrne światło księżyca wpadało przez okno, otaczając pokój srebrną poświatą. Magiczna chwila trwała jeszcze kilkanaście minut. Płomienie w kominku przygasły nieco, macki chłodu ogarnęły kochanków. Adam podniósł się i dołożył kilka szczap do ognia, który na nowo buchnął wysoko, trzaskając wesoło i dając nową porcję ciepła. Przytulił powtórnie kochankę, dając jej czas na spokojny powrót do rzeczywistości.

Po długiej chwili kontynuowali wcześniejszą rozmowę. Pierwsza odezwała się Ewa.

– Myślę o tobie już od przeszło roku – zaczęła opowiadać – od momentu, gdy poznałam cię w czasie pierwszej wyprawy w góry, kiedy to zaczynaliśmy wspólne zjazdy z wysokich szczytów. Wiedziałam, że nie jesteś sam i tłumiłam to pożądanie. Do dzisiaj. Dłużej już nie mogę ukrywać swojego uczucia. To, co mi się przyśniło w czasie drzemki, dało impuls do działania.

– Trzy miesiące temu rozstałem się z Moniką – powiedział do niej Adam – Poróżniło nas moje zamiłowanie do ekstremalnej, terenowej jazdy na nartach. Ona nie lubiła śniegu, gór i nigdy nie chciała jeździć ze mną w góry.

– Nie wiedziałam o tym – zdziwiła się Ewa – to dlatego odpowiedziałeś na mój sygnał.

– Tak, dlatego – uspokoił ją – inaczej bym nie mógł. Za bardzo cię lubię i za nic nie chciałbym cię skrzywdzić.

Chwilę leżeli cicho, wpatrując się w płonące polana.

– Tak dobrze to ukrywałaś, iż przez myśl mi nie przeszło próbować czegoś więcej, niż przyjaźń – dodał po kilku minutach.

Ewa przytuliła się ponownie do niego. Pożądanie rozgorzało ponownie. Dziewczyna wzięła penisa do ust, jeszcze miękkiego i mokrego od spermy i śluzu po wcześniejszych igraszkach. Powtórnie nabierał twardości, stanął prawie pionowo. Adam położył całą dłoń na rozpulchnione, zaczerwienione z podniecenia duże wargi, palcem lekko drażniąc łechtaczkę, która napłynęła krwią i stwardniała pod tym dotykiem, wyłaniając się ze szczeliny. Ewa zamruczała z rozkoszy. Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Zobaczyła w nich ogień. Dosiadła sterczącej dzidy. Wszedł głęboko, dobijając do końca ciasnego, rozgrzanego tunelu. Lekki ból pomieszany z przyjemnością rozszedł się po ciele kobiety. Ręce mężczyzny ugniatały jej piersi, palce szczypały twarde, prawie czarne brodawki. Wolno ujeżdżała partnera, napawając się przyjemnością płynącą z bliskiego kontaktu ciał kochanków, z ocierania ciasnego wnętrza przez twardego penisa ukochanego. Rozkosz narastała powoli, opanowując ich całkowicie. Tym razem mocny, długi orgazm ogarnął równocześnie oboje kochanków. Krzyknęli równocześnie i opadli na skórę spleceni w uścisku, drgając jeszcze w takt pulsowania połączonych ciał. Tulili się jeszcze długo, zanim osiągnęli uspokojenie po przeżytym wspólnie szczytowaniu. Przez szybę w oknie gwiazdy mrugały do nich z granatowego nieba. Adam dorzucił jeszcze kilka kawałków drewna do kominka, zapewniając ciepło do rana. Nakryci baranicą zasnęli przytuleni i objęci. Rankiem wspólnie powitali Nowy Rok, zapowiadający duże zmiany w ich dotychczasowym życiu.

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

BOOBER – TC–B75–I

Siedziała przed radiostacją, piła stygnącą kawę i obracała w myślach potencjalne scenariusze wieczoru. Zapowiadały się akceptowalnie, biorąc pod uwagę, że obejmowały sylwestrową zabawę. Z leniwego planowanie wyrwał ją głośnik radia.

– Bergensee wieża, tu Tango–charlie–brawo–pieć–siedem–india, Bergensee wieża, tu tango–charlie–brawo–pięć–siedem–india.

– Tango–charlie–brawo–pięć–siedem–india, tu Bergensee.

– Bergensee, da się jeszcze u was wylądować?

– Tango–charlie, czym chcesz lądować.

– Bergensee, to Eurocopter EC135…

– Tango–Charlie, czekaj na dalsze instrukcje.

To było półtorej godziny temu. Godzinę temu okazało się, że zmiennik, który miał przejąć od niej dyżur zadzwonił, że jest chory i nie przyjedzie. Jasne. Chory na wory. Pewnie wykręt, żeby w móc chlać, gapiąc się na durną rewię w telewizji. Oczywiście plany sylwestrowe poszły się definitywnie trzepać na łąkę. Nie było najmniejszych szans, żeby zdążyła dostać się do domu. Ostatni pociąg na dół odjechał pół godziny po lądowaniu przypadkowego Eurocoptera. Imprezę skreśliła. Prognoza pogody też sprawdziły się co do joty. Kwadrans po przylocie tego napuszonego biznesmenka kontrola powietrzna obszaru wstrzymała wszystkie loty na niskich pułapach. Co najmniej do północy, póki front nie przejdzie, od ziemi oderwie się najwyżej śnieg, miotany wiatrem na wszystkie strony.

Co oznaczało, że sylwestra spędzi na lądowisku, we flanelowej koszuli, dżinsach i z kubkiem kawy zamiast butelki wódki. I z pilotem, który przywiózł tego napuszonego krawaciarza.

Pilot okazał się zabójczo przystojnym brunetem, obdarzonym miękkim barytonem. Kiedy pierwszy raz się odezwał, coś w niej zawyło. Najwyraźniej noc miała okazać się jeszcze trudniejsza, niż pierwotnie się wydawało. Starała się być miła, ale czasem wściekłość na cały świat i złośliwość losu wychodziła na wierzch. Tak jak teraz, kiedy spytał, mimochodem, co, z powodu problemów ze zmianą, ominęło ją w Sylwestra. Sarkazm okazał się silniejszy od dobrych obyczajów.

– Kurwa, głośny rockowy koncert, morze gorzały, pewnie mordobicie, a na koniec, w pijackim widzie, seks z jakimś przypadkowym facetem, z którego łóżka rano, na ciężkim kacu, będę po cichu spierdalać, starając się znaleźć po drodze wszystkie swoje ciuchy…

Kubek zatrzymał się w połowie drogi do ust.

– No, to faktycznie, plany miałaś bardzo skonkretyzowane. W sumie, co do gorzały to raczej nie bardzo, ale głośną muzykę i seks z przypadkowym facetem da się załatwić.

– Bardzo śmieszne…

Sięgnęła po wiszącą na wieszaku parkę i wyszła na balkonik. Pierwszy mach na mrozie smakował paskudnie, ale przynajmniej nie musiała na niego patrzeć. Miał na tyle taktu, żeby wpakować się na te trzy metry kwadratowe dopiero, kiedy dopaliła Malrlboro do połowy. Nie odezwał się ani słowem. Patrzył na nią. A ona na niego, starając się przybrać jak najbardziej nonszalancki wyraz twarzy. Niedopałek śmignął przez balustradę w sypiący śnieg.

Spojrzała na zegarek. Za kwadrans dziewiąta. Usiłowała skupić się na czymś, ale nie była w stanie. Machinalnie przejrzała prognozę pogody, komunikaty kontroli powietrznej obszaru, ale linijki tekstu przelatywały przed oczami, nie układając się nawet w jakąś logiczną całość. I doskonale wiedziała, że to przez tego berlińskiego pilota. Przyniósł dwa kubki kawy.

– Odezwiesz się do mnie? – powiedział miękko. Od chwili kiedy prawie godzinę temu palili, pojedynkując się na spojrzenia, nie odezwała się słowem.

– Po co? – burknęła.

Wiedziała, jak na nią patrzy. Wszyscy tak patrzyli. Na jej imponujący biust, krągły, sprężysty, latynoski tyłek i zgrabne nogi. I najgorsze było to, że miał całkowitą rację.

– Możesz przestać mnie obcinać?

– Wiesz co, ty chyba masz jakiś problem… – pilot postawił kubki ze stukiem na stole.

W głosie przybysza było coś, co sprawiło, że w jej umyśle pękła tama.

– Wiesz co, mam. I dlatego, że jesteś tu przypadkiem, mieszkasz na drugim końcu kraju i nie ma nawet teoretycznej szansy, żebym kiedykolwiek zobaczyła cię jeszcze na oczy, to ci powiem – zaczęła podnosić głos. – Wiem, że mam cycki, za które połowa z was dałaby się pociąć, dupę której nie jestem w stanie przenieść przez miasto, żeby nie zostać przynajmniej ze trzy razy ogwizdana. I mam poważny problem, ale nie ze swoim wyglądem, ale z głową. Nie mogę wyjść z domu, jeśli wcześniej się nie wypalcuję. Średnio raz w tygodniu ląduję w łóżku z przypadkowym facetem, o kilku stałych fuck friends nie wspominając. Sram pod siebie ze strachu, kiedy co miesiąc robię badania krwi. Dziewiąty raz w życiu zmieniam miejsce zamieszkania, środowisko i otoczenie. Niestety, tej przypadłości nie da się długo utrzymywać w tajemnicy. A twoja obecność nie ułatwia mi opanowania samej siebie. I tak, na koniec po każdej takie akcji mam kaca, obiecuję sobie, że to ostatni raz. Nawet nie pytaj, ile terapii już przeszłam, bo sama przestałam liczyć. Jebane nomen omen marzenie każdego faceta. Seksowna i zawsze chętna. Więc weź najlepiej po prostu spierdalaj! – Przedostatnie zdanie wykrzyczała, niemal zdzierając sobie gardło. Ostatnie pojawiło się tylko w myśli: „Albo zerżnij mnie tu i teraz”

Komputerowe głośniki dawały z siebie wszystko. Pilot po jej tyradzie wyszedł bez słowa. Napięcie, co do którego liczyła, że opadnie, kiedy jego powód się oddali, wciąż paliło od środka. Wściekła na siebie, cały świat i cholernego berlińskiego przystojniaka odpięła guzik spodni, poluzowała zamek i wsunęła rękę w mokre majtki. Znała swoje ciało na tyle, żeby wiedzieć, że nie ma innego wyjścia. Zaklęła, kiedy palce dotknęły idealnie gładkiej skóry. Pół wczorajszego wieczoru spędziła na robieniu się na bóstwo. Kolejna fala wściekłości tylko podbiła narastającą falę irytującego napięcia między nogami. Zajęta sobą nie była w stanie usłyszeć, że wrócił. Oparł się o drzwi i czekał, aż skończy. Nie czekał długo. Dostrzegła go, kiedy w końcu odwróciła się, by wyjść do łazienki i zmienić majtki na suche. Sprowokowany własnymi palcami moment przyjemności i tak nie przyniósł spodziewanego ukojenia.

– Ile widziałeś? – zapytała bezceremonialnie. Dawno już przestała robić ze swojej seksualności tematu tabu. Inaczej nie byłaby w stanie ze sobą żyć.

– Jakby cię to interesowało… – rzucił.

– I dobrze.

– Nie.

– Co nie?

– Nie było ci dobrze.

– O co ci chodzi?

– A tobie?

– Co mnie?

– O co tobie chodzi?

Jego chłód i opanowanie, ta nonszalancja doprowadzały ją do wściekłości. Była wciąż niezaspokojona i wściekła na cały świat. Mokre majtki nieprzyjemnie przykleiły się do skóry. Przez chwilę znów oboje mocowali się spojrzeniami.

Du. Du hast. Du Hast mich. Du hast mich gefragt. Du hast mich gefragt und ich hab’ nichts gesagt dudnił w głośnikach bas Tilla Lindemanna, kiedy wsunął jej rękę pod koszulę.

– Bergensee wieża tu Tango–charlie–brawo–pieć–siedem–india. Proszę o zgodę na start.

– Tango–Charlie, zgoda na start.

– Bergensee, stosunkowo udanego roku…

– Pieprz się, Tango–Charlie…

.

 Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

 

KENAARF – TEATR

Oczekiwanie. Dziwna ekscytacja. Zamknięty we własnym wnętrzu, którego jestem więźniem. Wiem, że za chwilę coś się wydarzy. To będzie mocne uderzenie. Czuję to podskórnie. Każdy nerw, każdy neuron wyczekuje tego „czegoś”. Otwieram oczy i wpadam w panikę. Ciemność. Tak gęsta i złowroga, że nie można jej opisać. Milion myśli na sekundę. Nie wiem, gdzie jestem. Nie wiem, po co znajduję w tym… miejscu? Straciłem wzrok, przemknęło mi przez głowę. I słuch. Nie wyłapuję żadnego dźwięku. Cisza aż dzwoni w uszach. A może postradałem zmysły? Może po prostu zwariowałem? Chwila skupienia, zastanowienia.

Siedzę na miękko wyściełanym fotelu. Z obydwu stron mam podłokietniki. Stopami dotykam podłoża. Wyciągam ręce, chcąc wymacać, co mam wokół siebie. Siedzenia. Ustawione w równych rzędach. Sala kinowa, a może teatr. Pierwsze i jedyne skojarzenia. Już mam się podnieść, szukać ucieczki z tej nicości, gdy nagle mą uwagę przykuwa intensywny, cienki snop światła. Przemieszcza się wokół mnie, by w końcu zataczać kręgi przede mną.

Pojawia się jeszcze kilka podobnych wiązek światła, każda innego koloru. Nie mogę śledzić ich wzrokiem, są zbyt szybkie, chaotyczne. Tak nagle, jak się pojawiają, gasną. I znowu ciemność. Mam ochotę krzyczeć. Otwieram usta, przed wydaniem dźwięku powstrzymuje mnie oślepiająca jasność. Wielki reflektor skierowany wprost na twarz. Oczy pieką, łzawią. Mrugam szybko. Gdybym mógł wybierać, wolałbym ciemność.

W końcu po chwili, która wydawała się wiecznością, blask przygasa. A może przyzwyczaiłem się do panującej jasności. Snop światła sunie powoli, ukazując mi przypadkowe szczegóły wnętrza. Stawiałem na kino, jednak z mroku wyłoniła się scena. Swoją drogą, piękna. Słoje drewnianych desek odznaczały się wyraziście na powierzchni podłogi. Jak zahipnotyzowany śledziłem ruchy białej plamy. Ciemna, chyba bordowa stora, zasłaniała wnętrze sceny.

W końcu do mych uszu dotarł cichy dźwięk. W pierwszej chwili, rozemocjonowany, nie mogłem rozpoznać, co to za odgłos. Odetchnąłem z ulgą – pianino. Akompaniowały skrzypce. Przyjemna melodia, na moment pozwoliła zapomnieć o zdenerwowaniu. Ponowny atak paniki nie powrócił wraz z wyłączeniem światła i ścichnięciem muzyki.

Nim na nowo oswoiłem się z ciemnością i ciszą, wychwyciłem kątem oka ruch kotar, towarzyszyło mu skrzypnięcie podłogi. Ktoś przemieszczał się po scenie. Prawdopodobnie kilka osób.

Uczucie napięcia mieszało się z ciekawością. Światło, tym razem puszczone z kilku reflektorów, otuliło scenę przyjemną, czerwonawą poświatą. Story rozsuwały się powoli.

Adrenalina wybuchła w moim wnętrzu. Chciałem się zerwać, wbiec na scenę. Zrobić coś, cokolwiek.

Odebrano mi i tę możliwość. Ofiarowano mi wzrok i słuch, a odebrano moc poruszania się. Nie wiedziałem, co jest gorsze.

Jak otępiały wpatrywałem się w CIEBIE.

Surowa sceneria. Kilka krzeseł, na których spoczywali roznegliżowani mężczyźni. Masturbowali się, niespiesznymi ruchami, prawie w jednym rytmie. Wszyscy skupieni. Zapatrzeni w centralny punkt sceny, gdzie stał drewniany, solidny stół. A na nim ty. Golusieńka.

Ale nie to mnie przeraziło najbardziej. Wręcz czułem jak liny, które przytwierdzały cię do blatu, wżynają się w moje ciało. Nadgarstki i kostki aż zaswędziały. Wstrząśnięty obrazem, odczuwałem wewnętrzny ból, napiętych mięśni.

Znów spróbowałem poderwać się z miejsca, zareagować, krzyknąć. Nic. Tylko niemoc. Pozostało mi biernie obserwować spektakl.

Rozciągnięta na stole, z szeroko rozłożonymi udami, rękoma przywiązanymi do nóg i głową zwieszoną tuż za obrębem mebla, uniosłaś powieki. Spojrzałaś w moją stronę. Czerwona łuna nie obejmowała mojej postaci. Wodziłaś wzrokiem, jakby szukając tego jednego, szczególnego widza. Nie znalazłszy go, znów przymknęłaś powieki. Poruszyłaś ustami, z których wydobył się cichy szept:

– Jestem gotowa.

Nie! – krzyczałem w myślach. Nie jesteś gotowa! Ja też nie jestem gotowy, żeby na to patrzeć.

Mężczyźni, ignorując moje bezgłośne protesty, jak na komendę podnieśli się z miejsc. Powoli zbliżali się do ciebie. Otoczyli stół, chwilę krążyli wokół niego. Niczym sępy, wpatrywali się w twe ciało.

Dłoń spoczęła na piersi, kolejna głaskała linię żeber. W owej plątaninie nie mogłem nadążyć, który facet i gdzie cię dotyka. Jeden schował głowę między rozłożonymi nogami. Miał idealny dostęp do uwydatnionej kobiecości. Przeszedł cię dreszcz. Spięłaś mięśnie. Liny jeszcze mocniej zacisnęły się na nadgarstkach.

Na twojej twarzy pojawił się lubieżny uśmiech, którym raczyłaś mnie w chwilach największej ekstazy.

W pierwszej chwili poczułem żal. Jak mogłaś czuć przyjemność? Jak?! Obcy! Intruzi! Agresorzy! Mieli spełniać swoje zboczone fantazje z twoim udziałem. Jak mogłaś czerpać przyjemność z bólu i całkowitego poddaństwa? Jak mogłaś tak chętnie przystawać na ich poczynania? Jak? Dlaczego?

Potem buzował już we mnie tylko gniew. Przelewał się. Kotłował. Nawet gdybym chciał, w tej chwili nie byłem w stanie powstrzymać chęci mordu. Oczyma wyobraźni widziałem, jak każdemu ze zboczeńców skręcam kark. Emocje, które mnie opanowały, były tak intensywne, jak czerń i cisza, które towarzyszyły mi na początku tego koszmaru. Nic nie mogłem zrobić. To tkwiło we mnie.

Kiedy sztywny kutas spenetrował twoją mokrą pizdkę, w mojej głowie wybuchły fajerwerki. Oślepiały. Ogłuszały. Nie chciałem patrzeć, jak gwałciciele posuwają cię na zmianę. Jak nurzają się w wilgotnej pochwie, zapychają ochoczo rozwarte usta. Czułem zapach potu. Czułem smród spermy. A pomiędzy nimi… ta jedna, szczególna woń. Na języku poczułem twój cierpkawy smak. W nozdrza uderzył mnie zapach perfum.

Krople nasienia skrapiały wymęczone ciało. Krzyczałaś w ekstazie. Fajerwerki.

W końcu i ja mogłem krzyknąć.

Obudził mnie mój własny, przeraźliwy skowyt i huk wystrzałów. Twoje imię na mych spierzchniętych ustach. Pieprzony Sylwester. Pieprzony Nowy Rok. I każdy następny. Ileż bym dał, by móc czuć to, czego przed chwilą, pod osłoną snu, doświadczałem. Pragnąłem płonąć z gniewu. Pragnąłem patrzeć, jak cię rżną. Chciałem czuć chorobliwą zazdrość. Wszystkie te negatywne emocje… Chciałbym móc je poczuć.

Lepsze to niż zupełna pustka. Moje wnętrze przepełniała pustka. Odeszłaś nagle, bez pożegnania. Już nigdy nie miniemy się na ulicy.

Ten wieczór powinienem spędzić z tobą. Ale czy wypadało jechać w środku Sylwestrowej nocy na cmentarz…

 .

Utwory chronione prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autorów zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Aż muszę to napisać w pierwszym zdaniu: zdjęcie przy miniaturze Kenaarf jest zachwycające! Jestem pod wrażeniem tak jak i samą miniaturą Autorki.

Haha!

Widzisz, Kenaarf? Widzisz? 😀

Megasie, daruj sobie ten (nie)szczery uśmiech. Wyślij swoje palce na wycieczkę do gmaila i przypomnij sobie, o czym rozmawialiśmy.

@NoNickName – pochwała za dobór zdjęcia trafia do Megasa; to on odnalazł je w otchłani Internetu.

Mi zaś po prostu bardzo podobały się opowiadania. Wsszystkie trzy ze wskazaniem.

Gdyby nie miniatura, zdjęcia obok także by nie było. No i nie o fotografiach tu się dyskutuje, ale o pisaniu. 🙂
Opowiadanie – powtórzę – bardzo dobre, tak jak i Boobera, czego z tego wszystkiego, w pośpiechu, nie dopisałam.

Racja Ogoniasty-zębiasty zasłużył na witki brzozowe po etrusku;]

Ależ nierówne są te teksty.
Kenaarf – włazłaś w moją głowę. I opisałaś emocje lepiej ode mnie je identyfikując.
Boober – klasa sama w sobie. Niebanalny pomysł, naszkicowany kilku słowami klimat erotyczny – chapeau bas.
I trzecia miniaturka wyraźnie słabsza.
Już w drugim zdaniu jest niezgrabnie „przez okno (brakuje: której) dostrzec można”, słaby styl, brzmiący jak wypracowanie zadane na lekcjach języka polskiego. Sorry.
Następny akapit i mamy „Zjeżdżając z pobliskiego szczytu, dziewczyna złamała nartę i zmrok zastał ich kilka godzin marszu od schroniska.” a później jeszcze raz to samo tyle że dłużej: „Ukryty pod śniegiem korzeń gwałtownie zatrzymał narciarkę, wyrywając jej buty w wiązań. Wyleciała wysoko w powietrze, zostawiając złamaną deskę, sterczącą spod korzenia.
– Ooooooooo, cholera!!! – wrzasnęła głośno, ryjąc głęboką bruzdę w śniegu. Trochę się potłukła, a upadek wtłoczył masę śnieżnego pyłu pod kombinezon, tak że przemokła aż do bielizny. Kolega pomógł się jej pozbierać. Chwilę szukali plecaka dziewczyny, który poleciał daleko, w miękki śnieg.”
Takie błędy nie powinny przejść przez korektę.
I żeby było jasne – nie chodzi mi o cukierkowość ujęcia tematu. Chodzi o styl. Niezgrabność goni niezgrabność.
Używanie imion powinno być zabronione w Twoim przpadku Micra.
Moja rada – popracuj z kimś, kto zredaguje Ci tekst, nie ograniczając się tylko do przecinków.

Poprzez zestawienie tekstów ta przepaść jest dodatkowo widoczna.

Napisz komentarz