Ciemna jest noc XI (artimar)  3.92/5 (13)

25 min. czytania
Egon Schiele - Lovers

Egon Schiele – Lovers

Przeczytaj pierwszą część cyklu

Jeszcze kilkanaście minut temu obejmowała wstrząsane łkaniem ramiona przyjaciółki, z pewnym zaskoczeniem odkrywając, jak są kruche i delikatne, a teraz wsłuchiwała się w jej spokojny oddech. Blondynka wreszcie zasnęła. Magdzie pozostało tylko wracać do domu. Agnieszka chciała obudzić się sama.

– Jutro nie będę potrafiła spojrzeć ci w oczy.

Nie ustąpiła, mimo zapewnień o bezwarunkowym zrozumieniu sytuacji.

Magda zerknęła na zegarek – dochodziła dziesiąta, więc spędziła z przyjaciółką niemal cztery godziny. Wynosiła właśnie ostatnią porcję śmieci z mieszkania ciotki, gdy zadzwoniła komórka. Padło jedno słowo:

– Przyjeżdżaj.

Wypowiedziane jednak tonem, który zmroził Magdę. Pojęła natychmiast, że wydarzenia przybrały najgorszy obrót z możliwych.

Agnieszka nie odpowiedziała na pukanie i dzwonienie, więc Magda posłużyła się ofiarowanym jej niegdyś zapasowym kluczem. Przyjaciółka siedziała w salonie na sofie, ze ścierką na kolanach i szklanką w dłoni. Tuż przy nodze dziewczyny stała butelka o bursztynowej zawartości. Na kanapie obok czerniała mokra plama.

– Godzinę temu zerżnął mnie tu jak dziwkę. Tym dla niego byłam przez cały ten czas. Prywatną dziwką, z której się korzysta, kiedy się zachce.

Zaniosła się płaczem.

.

Magda poprawiła kołdrę. Zgasiła lampkę nocną przy łóżku Agnieszki, wstała i przeciągnęła się. Dopiero teraz poczuła zmęczenie długimi godzinami naprzemiennego tulenia przyjaciółki i donoszenia drinków lub chusteczek. Od cierpliwego tłumaczenia, że życie ma jednak sens, zaschło jej w ustach, ale postanowiła poczekać z uzupełnieniem płynów, aż wróci do domu, by nie hałasować niepotrzebnie.

Założyła buty, przewiesiła przez ramię torbę i wymknęła się z mieszkania.

Na przystanku skonstatowała, że uciekł jej autobus, a na następny musiałaby czekać ponad dwadzieścia minut, więc poczłapała w swoją stronę. Mimo późnej pory na dworze wciąż królował niepodzielnie upał, spotęgowany jeszcze ciepłem promieniującym z wszechobecnego betonu i asfaltu. Dowlekła się do bloku spocona i rozeźlona, aby odkryć, że winda nie zdzierżyła gorąca i zastrajkowała.

We własnych czterech ścianach powitał ją zaduch. Zziajana po mozolnej wspinaczce na przedostatnie piętro pierwsze kroki skierowała do balkonu, w drodze walcząc z klejącą się do skóry bluzką. Oporny materiał doprowadził Magdę do pasji. Dziewczyna z trudem powstrzymała się przed rozerwaniem tkaniny. Otwarcie obu skrzydeł drzwi balkonowych nie przyniosło żadnego skutku. Dopiero łyk wody mineralnej prosto z lodówki dostarczył przegrzanemu ciału odrobinę orzeźwienia.

Usłyszała dzwonek komórki.

– Nie… Agnieszka, miałaś spać!

Wyciągnęła telefon z torby. Numer nieznany. Telemarketer czy raczej jakiś dowcipniś?

– Bardzo śmieszne. W dupę sobie wsadźcie wasze oferty o tej porze!

Rozłączyła się, złorzecząc pod nosem. Nie zdążyła odłożyć aparatu, gdy ponownie zawibrował jej w ręku.

– Słuchaj, wesołku…

– Magda, poczekaj!

Jej imię. Męski głos.

Głos, który brzmiał znajomo…

Serce stanęło, by za chwilę zatłuc szaleńczo. To nie mógł być przecież… Uderzenie gorąca. A ułamek sekundy później zimny dreszcz.

– Nie rozłączaj się, proszę. Tu Drażan.

– Ty…

Uniosła dłoń do czoła. To się nie działo naprawdę…

– Tak, moja piękna.

Słyszała uśmiech w słowach hakera. Drażan, Drażan… Przecież to cud!

– Jezu! Jak to możliwe? Tyle czasu… Tak nagle zniknąłeś… Wtedy, zimą… Czekałam… Mówiłeś, że zostaniesz ze mną na noc… Jak mogłeś mnie tak zostawić?

Chaos obrazów w głowie, uczuć, myśli, nie pozwalał Magdzie złożyć ani jednego sensownego zdania. Usiadła na łóżku. Wstała. Usiadła przy stole. Znowu wstała. Oparła się o lodówkę, by sekundę później oderwać się od niej. Musiała się ruszać. Zaczęła wędrować między łazienką, pokojem i kuchnią nieprawdopodobnie lekka, jakby krew zamieniła się w buzującą bąbelkami, dopiero co wypitą, wodę. Spocone ręce drżały z przejęcia tak bardzo, że omal nie upuściła telefonu.

– Wiem. Naprawdę chciałem wtedy być z tobą, ale musiałem uciekać. Byłem nieostrożny. Znaleźli mnie…

– Myślałam, że oszaleję z nerwów i ze strachu. Czemu się nie odzywałeś? Tak się bałam, że cię zabili. Faris też…

– Poznałaś Farisa? – Chorwat zapytał wyraźnie zaskoczony.

Od karku do pośladków spadła lodowata kaskada. Magda oprzytomniała nagle. Rozbrykane serce całkowicie zmieniło rytm i poczęło kołatać wolno a ciężko. Kontynuowała ostrożniej, czując rumieniec zalewający twarz. Dobrze, że kochanek nie mógł jej widzieć.

– Ten samochód, którym ze mną jeździłeś… Przypadkiem trafiłam na niego kiedyś, jak stał zaparkowany na ulicy. Zaczekałam na kierowcę i wtedy zjawił się Faris. Już wtedy go znałam. Pracujemy razem. Szuka chętnych do wynajmu biur w budynkach mojego urzędu. Ale dopiero wtedy zrozumiałam, że to właśnie ten twój przyjaciel od domu pod miastem.

Ostatnie miesiące ułożyły jej się w głowie w logiczny ciąg wypadków, który skończył się tak, a nie inaczej, z powodu zwykłej niewiedzy. Przez mgnienie chciała opowiedzieć hakerowi wszystko: jak zmarła jej ciotka; jak Faris zbliżył się do niej; jak była samotna i potrzebowała męskiego pocieszenia; i jak…

– Ale to nieważne – ucięła. – Jesteś, żyjesz! Zadzwoniłeś do mnie. Kiedy się spotkamy?

– Z tym będzie pewien kłopot – Drażan odparł powoli. – Nie mogę przyjechać do Polski.

– Więc co zrobimy?

– Nie powinniśmy zbyt długo rozmawiać, więc powiem krótko. Ty musiałabyś odwiedzić mnie. Wszystko zaplanowałem. To jakieś pięć i pół godziny lotu. Wiem, jak to wygląda: facet z knajpy, którego mało co znasz, a do tego zniknął na pół roku, nagle proponuje, żebyś do niego wpadła. Wiem, że cię zaskoczyłem. Rozumiem doskonale, że musisz trochę ochłonąć, zastanowić się spokojnie, więc nie odpowiadaj od razu. Zadzwonię w środę o tej porze. Na początek umówilibyśmy się może na jakiś weekend. Nawet najbliższy, gdybyś chciała.

Mówił szybko. Wyraźnie przeanalizował sytuację i spróbował przewidzieć reakcję kochanki. Pewność w głosie Chorwata koiła. Jasny, konkretny plan działania dał Magdzie punkt zaczepienia. Dotarło do niej wreszcie, że oto nadszedł kres bólu, tęsknoty, raniących tak mocno wspomnień.

W trakcie monologu hakera niespodziewanie wyciszona usiadła na łóżku i zapatrzyła się w ciemność za oknem. Słuchała kochanego mężczyzny, który wrócił do niej, choć straciła nadzieję. Miała wrażenie, że wyciągnął ją zziębniętą z ciemności do miękkiego światła, emanującego przyjemnym ciepłem. Czy to było szczęście? Oczy zwilgotniały jej podejrzanie.

– Będę chciała – zapewniła z wiarą w wypowiadane słowa. – Już chcę.

– Innej odpowiedzi nie przyjąłbym do wiadomości – zagroził ze śmiechem. – Poukładaj sobie wszystko. Posprawdzaj terminy. Usłyszymy się w środę.

– Bardzo za tobą tęskniłam – wyznała niemal szeptem.

– Wiem. Ja za tobą też. Nawet nie wiesz, jak bardzo.

* * *

Wyciągnął kartę SIM z telefonu i wyszedł na dwór. Osłonięty przed ludzkim wzrokiem, między budynkiem a wznoszącą się nad nim mroczną ścianą porośniętej lasem góry, przykucnął na podjeździe i spalił chipa. Rzucił co prawda nikotynowy nałóg, ale nie rozstał się z zapalniczką. Lubił marynistyczny grawerunek na obudowie.

Dotknął ręką żwiru pod stopami. Wciąż był ciepły w dotyku. Przez ostatnie dni słońce prażyło niemiłosiernie. Dziś najgorętsze godziny Chorwat spędził w piwnicy. Dopracował drogę ucieczki. We wtorek dostanie czujniki ruchu. Do piątku zainstaluje urządzenia. Nie pozwoli się już zaskoczyć jak w Warszawie.

Uśmiechał się. Jego kobieta. Potwierdziły się wszystkie nadzieje Chorwata. Czekała. Tęskniła. Należała do niego. Lekkie powiewy kołysały łagodnie drzewami dookoła. Szum działał na Drażana usypiająco, ale nie potrafił zagłuszyć uwierającego gdzieś w głębi jego głowy niepokoju wywołanego faktem, że Faris nie podzielił się z Magdą dobrymi wieściami, choć kobieta miała świadomość powiązań hakera z Arabem.

Wstał i wrócił do domu. Ulokował się z laptopem na sofie w pogrążonym w ciemności salonie. Zerknął jeszcze ponad tarasem na miasteczko poniżej, którego kształt dokładnie wytyczały rozjarzone latarnie. Wiatr przenikał budynek przez szeroko pootwierane okna, niosąc od zabudowań odgłosy sobotniej imprezy.

Klawiatura zafurkotała pod błyskawicznymi uderzeniami palców. Drażan już wcześniej sprawdził telefon i aktywność Magdy w Internecie, aby upewnić się, czy ktoś wokół niej nie węszył. Przejrzał też bilingi, na których odkrył służbowy numer Farisa, ale szybko znalazł wyjaśnienie ich kontaktów ¬– Arab wykorzystywał przykrywkę agencji nieruchomości do obserwowania dziewczyny. Na pewno nieźle przy tej okazji zarabiał. Mail z ofertą wynajmu mieszkania ciotki również nie budził podejrzeń.

Chorwat wrócił do wyników wcześniejszej analizy. Daty. Ostatni telefon Farisa do Magdy miał miejsce w piątek wieczorem przed tygodniem. Drażan skontaktował się z Farisem w niedzielę. We wtorek Magda otrzymała propozycję Araba. W służbowym mailu Faris nie mógł wspomnieć o hakerze. Zresztą niekoniecznie sam go pisał. Potem – cisza.

Logowania w sieci operatora komórki dziewczyny też nie ujawniły niczego niezwykłego w zachowaniu właścicielki. Piątek przed tygodniem – praca i spotkanie z Agnieszką w pubie, kiedy zadzwonił do niej Faris; sobota – mieszkanie ciotki; podobnie niedziela; od poniedziałku do piątku równy rytm praca-dom; w piątkowy wieczór tradycyjne piwo z przyjaciółką; a dziś rano zapewne znowu sprzątanie mieszkania, które przerwał telefon i wizyta u Agnieszki. Drażan wyczekał potem, aż Magda wróci do domu, nim się z nią skontaktował.

Prześledził wcześniejsze dane. Cofał się aż do swojej ucieczki. Nie znalazł nic niezwykłego, ale by ostatecznie pozbyć się niepewności w ocenie sytuacji, haker musiałby sprawdzić w ten sam sposób Farisa. Przez chwilę walczył z chęcią odkrycia tajemnic opiekuna. Wreszcie zamknął laptopa, aby przestał kusić. Inwigilowany mógłby dowiedzieć się o grzebaniu w jego prywatnych sprawach, a ostatnim, czego Drażan potrzebował, był otwarty konflikt z Arabem. Swoim zniknięciem i tak wprowadził wystarczająco wiele chaosu w działalność pryncypała.

Haker ruszył na taras, by przegnać nieprzyjemne myśli. Po drodze napełnił do połowy szklankę burbonem. Pociągnął od niechcenia dwunastoletniego Craiga, opierając łokcie o drewnianą balustradę. Zapatrzył się w pocięty szczytami gór horyzont.

Rozmawiał z nią. Słyszał jej głos. Słyszał radość. Już wkrótce kochanka znajdzie się tuż obok. Znowu poczuje jej ciepło. Znowu będzie ją miał. Sięgnął do kieszeni dżinsów i wyciągnął tak dobrze znany pęk kluczy. Na usta Chorwata wrócił uśmiech. Drażan zatonął w marzeniach.

* * *

– Jak tam?

– Mam potwornego kaca. I strasznie mi wstyd za wczoraj.

– Zapomnij. Miałaś powód.

– I tak mi wstyd.

– To się wstydź, skoro to ci poprawia nastrój.

– Nie poprawia.

– Mogę ci jakoś pomóc? Może wpadnę?

– Nie. Chcę być sama. Nie jesteś zła, co?

– Aga, no co ty. Ja naprawdę rozumiem.

– …

– Muszę ci coś powiedzieć.

– Dawaj.

– Zadzwonił do mnie wczoraj Drażan.

– Żartujesz!

– Nie.

– No proszę. Pan haker zmartwychwstał.

– Chce, żebym do niego przyleciała.

– Dokąd?

– Jeszcze nie wiem.

– Spoko. Podróż do Nibylandii. Kiedy?

– Kiedy będę chciała. A chcę jak najszybciej. W ten weekend nawet.

– Leć. Chociaż czułam, że on mi ciebie kiedyś zabierze.

– Aga, to tylko weekend.

– Nie, teraz to już coś więcej. Co z Farisem?

– Na razie nic. Czekam, aż zadzwoni.

– Powiedziałaś o nim panu hakerowi?

– Tylko że się znamy.

– I dobrze. Nie mów. Albo wie i mu wszystko jedno, albo nie wie, więc wiedzieć nie musi. To przynajmniej tobie się układa…

– Jeszcze nie wiem, czy się układa. Poza tym dopiero mi mówiłaś, że nie jestem jeszcze taka przeterminowana. Zobaczysz, spotkasz swojego księcia z bajki.

– Nie chcę. Myślałam, że to był mój książę z bajki.

– Wybierzemy się w tygodniu razem na zakupy. Nowe buty poprawią ci nastrój.

– Masz rację. Chociaż przeważnie to ja mam rację. Ale nie szkodzi. Łeb mi pęka. Wiesz co? Idę sobie pooglądać filmy z młodym Bradem Pittem. Miał kiedyś ładną klatę.

– OK, zadzwonię jutro.

            * * *

– W piątek przyjadę po ciebie o dziesiątej wieczorem i zabiorę do siebie.

– Faris, nie spotkamy się w weekend – oznajmiła cicho z napięciem w głosie. – Wiedziałeś, że Drażan żyje, prawda?

Długo, choć bez powodzenia, układała sobie w głowie tę rozmowę, na którą czekała jak na ścięcie. Wielokroć też odtwarzała w pamięci słowa hakera. Kochanek nie zabronił jej powiadomić Farisa o swoim powrocie z zaświatów, więc musiał wcześniej skontaktować się z Arabem. Nie wiedziała tylko, kiedy to nastąpiło. Agent nie podzielił się z nią nowinami.

Po gruntownym rozważeniu sytuacji, Magda uznała tylko jeden wariant za prawdopodobny – mężczyzna liczył, iż Drażan przez tych kilka miesięcy zapomni o przypadkowej znajomej lub znajdzie inną przytulankę. Takie rozumowanie z kolei prowadziło nieuchronnie do wniosku, że Farisowi zależało na utrzymaniu związku z Magdą. Dlatego dziewczyna szukała możliwie delikatnego sposobu na rozstanie.

– Tak – mężczyzna potwierdził spokojnie.

– A jednak nic mi nie powiedziałeś…

Arab milczał. Stwierdziła oczywistość, więc cóż miał dodać.

– Proszę, zapomnijmy o tym, co się zdarzyło między nami – kontynuowała. – Wiem, że doszło do tego przeze mnie. Tym gorzej się teraz czuję. Jesteś wyjątkowym mężczyzną. To wtedy było… niezwykłe. Chciałabym… Myślałam…

Zaplątała się.

– Faris, przepraszam, że to wszystko tak… W innych okolicznościach…

Wciąż milczał. Zaczęła się zastanawiać, czy się rozłączyć.

– Uszanuję twoją decyzję – padło nagle chłodno i beznamiętnie.

– Dziękuję – wykrztusiła. Bardzo chciała coś jeszcze dodać, ale nie znajdowała właściwych słów.

– Dostałem podpisaną umowę i połowę kosztów remontu. – Usłyszała profesjonalny, pełen energii ton agenta nieruchomości. Bez śladu smutku czy gniewu. – Resztę, tak jak się umówiliśmy, będę potrącał co miesiąc z uzyskanych wpływów z najmu. Na maila będę ci wysyłał szczegółowe rozliczenie oraz kopię każdej zawieranej umowy. Mieszkanie ma dobrą lokalizację, więc myślę, że oboje będziemy zadowoleni z zysków. Masz jakieś pytania?

– Nie – bąknęła. Zbierało jej się na płacz.

– Znakomicie. Druga sprawa. Jutro przyprowadzę chętnych na ostatnie wolne biuro na drugim piętrze, to z oknami na podwórze. Czy będzie ci pasowało, jak wpadniemy około czternastej?

– Tak.

– Zatem do jutra.

– Do jutra.

.

Przyszedł następnego dnia o ustalonej porze. Z zawodową swobodą oczarował wszystkich czworo zainteresowanych wynajmem, którzy mu towarzyszyli. Magda zdążyła się już jednak przekonać, że zawsze starannie wybierał klientów, aby nie tracić czasu na tych, których wymagania tylko częściowo pokrywały się z ofertą.

Wyglądał jak zawsze doskonale w swoim kostiumie sprzedawcy, przy tym uprzejmy, tryskający dobrym humorem i błyskotliwy. Nieosiągalnie daleki. Dystans, który odczuwała wcześniej, był niczym w porównaniu z otchłanią, jaka ich teraz dzieliła. Każde zdanie, jakie kierował do Magdy, cechowała wyszukana grzeczność. W ten sposób zwykł traktować obcych. Nie sądziła, że tak zaboli ją chłód ukryty pod gładkimi słowami i szarmancką elegancją.

.

Wracała do domu, starając się uporządkować natłok myśli. Wieczorem oczekiwała telefonu Drażana. Zaaranżowała wszystkie swoje zobowiązania tak, aby piątek należał tylko do nich dwojga. Każdy kolejny etap przygotowań umacniał ją w przekonaniu, że wraca na właściwe tory; że życie zaczyna się toczyć właściwą ścieżką.

Niemniej wspomnienie niedawnej zdrady i reakcja Farisa na rozstanie mąciły radosną ekscytację. Mimo ciągłego tłumaczenia sobie, że do zbliżenia z agentem nieruchomości doprowadził splot smutnych okoliczności, musiała uczciwie przyznać, iż mimo wszelkich obaw i świadomości licznych różnic między nimi, mężczyzna nie był jej całkiem obojętny, a zerwanie dotknęło Magdę równie mocno jak kochanka – o ile właściwie odczytywała zachowanie Araba.

Liczyła, że gdy zakończą współpracę służbową, a przy dotychczasowym tempie pracy agenta spodziewała się rychłego podpisania umów na pozostałe dwa pustostany, uczucie zblednie i zgaśnie. Wynajem mieszkania ciotki nie wymagał w końcu osobistych spotkań, więc w przyszłości z Farisem łączyć ją będą jedynie bezosobowe maile i przelewy.

Magda dotarła do swojego skromnego królestwa. Przygotowując kolację, powtarzała w duchu: „Będzie dobrze.”

* * *

– Trzymasz się jakoś?

Agnieszka rozglądała się intensywnie po pubie.

– Halo! – przyjaciółka pomachała ręką, próbując zwrócić na siebie uwagę.

– Widzisz tego kolesia tam, przy barze? Nie wygląda jak młody Marlon Brando?

Magda skierowała zrezygnowane spojrzenie we wskazanym kierunku. Owszem, dostrzegła podobieństwo do wymienionego aktora, ale mężczyzna, zamawiający piwo, przede wszystkim wydawał się mieć wiele wspólnego z Arturem.

– Co znowu oglądałaś? „Ostatnie tango w Paryżu” czy „Tramwaj zwany pożądaniem”?

– Może zaprosimy go do nas do stolika, co? – Blondynka zdawała się nie słyszeć słów Magdy.

Nie odrywała wzroku od upatrzonego celu.

– Agnieszka, skup się przez chwilę, proszę.

Magda sięgnęła przez stolik i potrząsnęła przyjaciółką za ramię. Dziewczyna popatrzyła na nią nierozumiejącym wzrokiem.

– Drażan zaprosił mnie do siebie na weekend. Dostałam wczoraj mailem bilet na samolot. Jutro wylatuję do Glasgow, wracam w niedzielę późnym popołudniem.

– Super. Bardzo się cieszę.

Język blondynki zaczął zdradzać objawy poalkoholowego odrętwienia. Oczy wciąż jednak czujnie odprowadzały każdego mijającego ich stolik przedstawiciela płci przeciwnej. Dziewczyna nie sprawiała bynajmniej wrażenia, iż trwale zarejestrowała nowiny Magdy.

– O! A ten? – rzuciła podekscytowana.

Podbródek wyskoczył do przodu, a brwi wyjechały niemal na środek czoła. Magda musiała obrócić się na krześle, by dostrzec kolejny obiekt zainteresowania przyjaciółki. Po chwili wróciła do pozycji wyjściowej i nakryła swoją dłoń towarzyszki.

– Agnieszka, uspokój się. Proszę cię. Za dużo wypiłaś. Znasz siebie. Jutro będziesz żałować, bo wyrywanie w tym stanie czegokolwiek, co przypomina faceta, to w żadnym razie nie jest dobry pomysł – spróbowała przemówić blondynce do rozumu.

– Jak to nie? Klina trzeba potraktować klinem. Im szybciej, tym lepiej.

Agnieszka wbiła rozgorączkowane spojrzenie w nadchodzącego, kędzierzawego mięśniaka.

– Hej, kolego! Może dosiądziesz się do nas? – zaproponowała z najsłodszym uśmiechem w swoim repertuarze.

– Aga! – Magda syknęła karcąco, ale było za późno. Olbrzym wyszczerzył się, ukazując rozstęp między górnymi jedynkami, i w dwóch krokach osiągnął stolik przyjaciółek.

– Cemu nie? Moja packa jesce się nie zjawiła – zaseplenił. – Marcin jestem.

Blondynka dopełniła prezentacji i roztoczyła kobiecy urok. Magda poczuła się kompletnie zbędna. Zostawiła flirtującą parę na chwilę samą. W łazience przed lustrem zebrała się w garść i nakręciła do zdecydowanego działania. Nie mogła przecież dopuścić, aby przyjaciółka spoufaliła się zanadto z przypadkowym nikim.

Dochodząc do zaaferowanej sobą dwójki, spostrzegła, że Agnieszka zdążyła już przekroczyć barierę kontaktu fizycznego i, wdzięcząc się bezwstydnie, skrobała paznokciem po koszulce, ciasno opinającej wypukłość potężnego mięśnia piersiowego.

– … Naprawdę? Ale to się nawet dobrze składa, bo widzisz, ja też nikogo nie mam.

Magda zgarnęła torbę przyjaciółki, po czym ujęła ją nagłym a pewnym chwytem pod ramię i szarpnięciem postawiła na nogi. Sztuki udało się dokonać tylko dzięki elementowi zaskoczenia, które odmalowało się na twarzach obojga gruchających gołąbków.

– Marcin, wybacz – oświadczyła twardo. – Musimy już z Agą iść.

Pchnęła opierającą się i protestującą blondynkę całym ciałem w kierunku wyjścia. Przewaga wzrostu i trzeźwości wystarczyły, aby opanować sytuację.

– Ale zostaw mnie!

– Jutro mi podziękujesz!

* * *

Spocone ciało parowało w chłodzie klimatyzowanej poczekalni. Po uczuciu świeżości, jakie podarował poranny prysznic, nie pozostało choćby wspomnienie. Upał nie ustąpił także minionej nocy, której większą część podniecona wyprawą spędziła, leżąc na pościeli i wpatrując się w otwarte drzwi balkonu. Być może zapadała momentami w drzemkę, choć częściej unosiła się raczej na granicy jawy i snu, kiedy majaki wciąż jeszcze udaje się na wpół świadomie tkać.

Widziała Drażana stojącego w pustej ramie na tle posrebrzonych blaskiem księżyca, zaśnieżonych pól. Wyciągał do niej rękę; zapraszał; przywoływał. Rozwarty otwór balkonu wydawał się być tajemniczą bramą do innego świata – groźnego, ale i kuszącego. Nocą Magda odpowiedziała na wezwanie i podążyła za kochankiem.

Z nieopuszczającym jej wrażeniem częściowego zanurzenia w sennym marzeniu obserwowała teraz samoloty prażące się w bezlitosnym żarze na płycie lotniska. Powietrze drgało i kłębiło się wokół nagrzanych maszyn, wypaczając kontury. Poczucia nierealności nie rozproszył ani poranny telefon Agnieszki, która kajała się za swoje zachowanie w czwartkowy wieczór, ani siedzący obok, bez ustanku paplający przez komórkę, babiszon.

Magda nie zabrała ze sobą wiele – pozostawiła na kuchennym stole nawet ciekawie zapowiadający się kryminał autorstwa nowej gwiazdy gatunku; i tak nie potrafiłaby się skupić na lekturze. Do bagażu trafiły właściwie tylko najpotrzebniejsze drobiazgi, bielizna i lekka sukienka na zmianę. Przeczuwała, że najbliższe dni zmienią odzienie w stertę zbędnych szmat na podłodze. Podniecenie tliło się mrowieniem na skórze, ciepłem w podbrzuszu, szybszym pulsem. Jeszcze tylko kilka godzin i jej ciało zapłonie.

Wreszcie otwarto bramkę. Chwyciła oparty o łydkę plecak i, mimo pierwszeństwa wynikającego z biletu business class, ustawiła się karnie w rządku pasażerów oczekujących na kontrolę kart pokładowych. Po chwili siedziała już wygodnie we frontowym przedziale samolotu, po raz pierwszy nie uderzając kolanami w fotel pasażera z przodu. Gdy w środę, raptem pięć minut po zakończeniu rozmowy z Drażanem, znalazła w skrzynce mailowej bilet, uznała, że przesadził. Teraz jednak bez zażenowania pozwoliła się uwieść czarowi luksusowej obsługi.

Krótki przystanek na Heathrow, porażającym wielkością, gwarem i tłumem podróżnych, którzy mówili chyba wszystkimi językami świata, i oto kres podróży zamajaczył na horyzoncie. Im bliżej Szkocji, tym szczelniej chmury przesłaniały krainę, mieniącą się w dole wszelkimi odcieniami zieleni. Ponad Glasgow ziemię skrył przed wzrokiem wełnisty pled, ponad który wyrastał spiętrzony nimbus. Wobec jego ogromu samolot wydał się dziecięcą zabawką. Popołudniowe słońce pięknie wyzłociło gigantyczne kłęby nawałnicy. Magda przekonała się wkrótce o zdradzie skrytej wśród bajkowych obrazów, gdy, podchodząc do lądowania, rzucana prądami burzowymi maszyna przedzierała się nie bez trudu przez brzemienną deszczem, perłową biel.

Ekscytacja sięgnęła zenitu, gdy, opuszczając samolot, dziewczyna szybkim krokiem przemierzyła rękaw, duszną poczekalnię i minęła bagażowy pas transmisyjny, wokół którego kupili się współpasażerowie. Ona nie musiała czekać na walizkę. Wyszła do hali lotniska. Rozedrgana silnymi emocjami zlustrowała tłumek krewnych i znajomych, wyglądający swych bliskich, ale nie dostrzegła wśród czekających drogiego oblicza. Z kiosku nieopodal dryfowały w jej kierunku rwane stadka baniek mydlanych, błyszczących kolorowo w ostatnich promieniach tłumionego przez burzę słońca. Uśmiechnęła się i ruszyła ku źródłu tęczowego cudu. Wydawało się nieprawdopodobnym, aby haker zaplanował nawet taki drobiazg. Brakowało tylko bukietu czerwonych róż. Ale w kiosku, poza pogrążonymi w lekturze lub poszukiwaniach lektury klientami, nie spotkała ukochanego. Barwne, wodne błonki produkował kanciasty automat.

Nieco zaniepokojona odwróciła się, niemal wpadając na korpulentnego jegomościa o jowialnej aparycji.

– Pani Magda, prawda? – człowieczek przemówił skażoną obcym nalotem mową ojczystą obojga.

Poczuła gwałtowny łomot w piersi. Czyżby weszła w środek pułapki? Cofnęła się odruchowo, choć mężczyzna wcale nie wyglądał groźnie w mokasynach na czarnych skarpetach, przepoconej kraciastej koszuli z krótkim rękawem i misternie zaczesanymi na pożyczkę, przetłuszczonymi włosami. Bruzdy na twarzy świadczyły o skłonności do częstego śmiechu.

Człowieczek wzniósł obie ręce w uspokajającym geście.

– Proszę się nie bać. Jestem taksówkarzem. Wynajął mnie pani znajomy. Opisał mi panią tak dokładnie, że nie miałem wątpliwości, gdy tylko panią ujrzałem. Pomogę z plecakiem. Straszny upał, ale zanosi się na burzę. Skąd pani leciała? Z Polski? Tam chyba nie lepiej?

– To prawda – potwierdziła ostrożnie.

Gadatliwy taksówkarz wartkim potokiem słów rozładował napiętą atmosferę. Magda podążyła za przewodnikiem. Gdy tylko opuścili budynek, przydusił ich kleisty, nieruchomy żar. Świat zamarł w nerwowym oczekiwaniu. Granatową podstawę chmury przecięła naraz błyskawica, a w naelektryzowanym powietrzu rozległ się huk gromu.

– Oho, zaczyna się. Ze cztery tygodnie ani kropli. Może wreszcie pogoda trochę sfolguje, bo już żyć się odechciewa. Mieszkam tu ponad dwadzieścia lat, a czegoś takiego nie pamiętam.

Wsiedli do taksówki. Mężczyzna nie zdążył dobrze zamknąć drzwi auta, gdy pierwsze krople spodziewanej ulewy uderzyły o dach z mokrym pacnięciem. Zapachniało stęchlizną nagromadzonego w czasie upałów kurzu, nagle poruszonego przez wilgoć deszczu.

Oddalili się od lotniska, jakby uciekając przed nawałnicą. Przecięli potężną Clyde mostem ustawionym na niebotycznie wysokiej estakadzie. Magda nie zdołała dostrzec odległego miasta. W gęstniejącym mroku ścigającej ich burzy autostrada skończyła się i wjechali w niską zabudowę przedmieść Glasgow. Gdy wymknęli się na szosę, niebo runęło na spotkanie ziemi. Wycieraczki pracowały zawzięcie, mimo to ograniczona do kilku metrów widoczność zmusiła kierowcę do drastycznego zredukowania prędkości.

– Pan, który mnie wynajął, prosił, żeby wysadzić panią za dziesięć mil i odjechać, ale przy tej ulewie? Chyba poczekam z panią.

Taryfiarz mylił się. Nim przebyli połowę dystansu, deszcz ustał. Słońce przebiło się przez rzedniejące chmury w chwili, gdy zboczyli z asfaltu na żwirową drogę, prowadzącą pośród splątanych zarośli do niewielkiego placyku, z którego roztaczał się zapierający dech w piersi widok na przykrytą kobiercem rozkwitających wrzosów dolinę.

– Ma pani szczęście – rzucił wesoło kierowca, podając jej plecak. – Słonko znowu zaczyna mocno przypiekać. Zaraz wszystko wyschnie. Życzę pani miłego pobytu w Szkocji. I do zobaczenia pojutrze!

Podziękowała z niewymuszonym uśmiechem. Nie dała po sobie poznać, że plan przedstawiony przez taksówkarza stanowi dla niej całkowitą nowość. Żałowała trochę, że nie okazała się sympatyczniejszym kompanem w podróży, ale perspektywa rychłego spotkania Drażana zaprzątała jej myśli bez reszty. Człowieczek tymczasem trzasnął drzwiami, pomachał na pożegnanie i odjechał.

Niknący warkot silnika zagłuszyły wkrótce owady. W narastającym mimo wieczornej pory skwarze wilgoć po gwałtownym opadzie parowała tak intensywnie, iż nawet wokół stóp kobiety tworzyły się niewielkie obłoczki. Znowu poczuła się jak bohaterka baśni. Otaczająca ją przyroda czarowała pięknem. Nierozkwitłe w pełni wrzosowisko aż tętniło od gorączkowego trudu uwijających się wokół krzewinek pszczół i trzmieli. Na przeciwległym krańcu doliny strzeliste iglice świerków, wybijających się ponad zaokrąglone miękko korony drzew liściastych, pruły zalążki chmur.

Magda odetchnęła głęboko świeżością natury. Co za moment!

Spośród brzęczenia począł przebijać się obcy ton. Brzmiał jak pomruk dzikiego zwierza. Dziewczyna wykonała zwrot w samą porę, by spostrzec skradającego się drogą drapieżnika na czterech kołach. Znieruchomiał bokiem do niej, prezentując wydłużoną, rączą sylwetkę. Drzwi auta otworzyły się. Przez uchylone usta zaczerpnęła tchu i przestała oddychać…

.

To był on. Spodziewała się wybuchu żądzy, tymczasem ogarnęła ją niezwykła tkliwość. Oblicze hakera jaśniało radością, oczy błyszczały. Uśmiechał się. Nigdy nie widziała kochanka tak szczęśliwym. Nim się zorientowała, zmiażdżył ją niemal w ramionach, znalazł usta. Całował mocno, szybko, niecierpliwie. Stopy straciły kontakt z ziemią, która zawirowała wokół.

– Postaw mnie, wariacie! – roześmiała się lekko, wesoło.

– Moja piękna.

Trzymał jej twarz w ciepłych dłoniach. Zaczęła dostrzegać szczegóły – przybyło mu siwych włosów, utrata wagi wyostrzyła rysy, ale to był jej Drażan! Wtuliła się w mężczyznę. Odwzajemnił uścisk z tą samą mocą, co za pierwszym razem.

– Jesteś. A tu jest tak cudownie. – Wskazała głową w bliżej nieokreślonym kierunku.

– Wiedziałem, że ci się spodoba. Przepraszam, że nie zjawiłem się osobiście na lotnisku. Staram się unikać większych miast, ale pan Janek spisał się chyba nieźle, skoro nie uciekłaś mu z wrzaskiem.

– Wierz lub nie, ale byłam tego bliska. Mogłeś mnie uprzedzić.

– Wtedy nie byłoby niespodzianki.

Wypuścił dziewczynę z objęć.

– Chodź. Jedziemy.

Chwycił upuszczony plecak i odprowadził ją do drzwi pasażera.

.

Jechali w milczeniu, ale tym razem nie odczuwała skrępowania. Drażan uśmiechał się, spozierał co chwila na pasażerkę. Pędził wąską szosą. Nie zwalniał nawet w zakrętach. Sportowy fotel otulał jednak Magdę pewnie, ograniczając działanie przeciążeń.

Nie zapamiętała nazwy miasteczka, do którego wjechali w znacznie wolniejszym już tempie, ale zachwyciła się średniowieczną zabudową. Część domów wyglądała jak małe zamki z wieżyczkami. Na szczytach innych dostrzegła najprawdziwsze blanki.

– Niesamowite miejsce – westchnęła.

Drażan nie odpowiedział. Rzucił jej tylko roziskrzone spojrzenie.

Droga zmierzała w las, porastający potężny masyw, u którego podnóża kończyło się miasteczko, jakby brak mu było sił, by wspiąć się wyżej. Samochód jednak bez problemu radził sobie z rosnącą stromizną.

Zagłębili się w cień pachnący butwiejącym drewnem. Na pierwszym rozwidleniu odbili w lewo. Opony zazgrzytały o szuter podjazdu przed domem, spoglądającym z wysokości stoku na miasteczko. Sam budynek zdawał się być częścią lasu – elewację porastało dzikie wino, którego jasnozielone, młode pędy przypuszczały wytrwały atak na prostokątne wnęki okien i drzwi.

Gotowa wysiąść, położyła już rękę na klamce drzwi, gdy poczuła ciepłą dłoń na karku.

– Witaj w domu.

Haker przyciągnął ją do swoich ust i długo nie puszczał, choć nie próbowała się uwolnić. Czuła pieszczota samych tylko warg, bez zaangażowania języków, bliskość kochanka, rzeczywista, niewyimaginowana, upajała, sprowadzając na Magdę miłą niemoc, biorącą swe źródło w głębi kobiecości. Pozbawiona sił opadła na fotel, kiedy tylko Drażan się odsunął.

– Ależ mi tego brakowało! – westchnęła.

– To dopiero początek – wymruczał w odpowiedzi.

Pomógł jej wysiąść z wyjątkowo niskiego auta i poprowadził do domu. Ich wydłużone cienie zlały się na wilgotnym żwirze w jeden.

Przedsionek powitał parę ciepłem, pozbawionym lepkiego zaduchu, królującego na zewnątrz. Drażan porzucił plecak na pierwszym stopniu prowadzących na piętro, biało malowanych, drewnianych schodów. Tą samą farbą pociągnięto boazerię i to całkiem niedawno. Ledwie uchwytny zapach chemikaliów wciąż unosił się w powietrzu.

– Wody? Coś ciepłego? Może jesteś głodna?

Haker zaprowadził Magdę za rękę do rustykalnej kuchni. Powinna pewnie zwrócić większą uwagę i zachwycić się stylizowanymi na antyk, mosiężnymi uchwytami jasnozielonych szafek, przykrytych blatem z naturalnego drewna, ale widziała tylko hakera, jego płynnie pewne ruchy i drgające mięśnie pod białym t-shirtem.

– Tylko wody.

Chwilę później ze szklanką w dłoni, otoczona troskliwym ramieniem, znalazła się w salonie – kominek, dwie beżowe sofy i ława między nimi służyły za całe wyposażenie. Przywarłszy do kochanka, rozkoszowała się dotykiem twardego ciała. Chorwat przesunął dłoń z ramienia na talię kobiety. Po plecach w dół, zagłębieniem między krągłościami pupy, opadł słodki popłoch, który wniknął na dobre w rozbudzone łono.

– Przeważnie pracuję w jadalni. – Wskazał wzrokiem pomieszczenie na lewo. – Tylko tam jest stół z prawdziwego zdarzenia.

Męska ręka poruszyła się, zjechała na biodro. Podniecenie wierciło się niecierpliwym mrowieniem po wewnętrznej stronie ud i jeszcze wyżej, w pęczniejącym z wolna sromie. Magda miała ochotę przerwać zwiedzanie willi na jednej z kanap, nawet podłodze. Dom przecież nigdzie nie ucieknie.

Uciekł za to kochanek, który oddalił się, by rozewrzeć szeroko drzwi na taras z widokiem na skąpane w złocie zachodzącego słońca miasteczko poniżej.

– Zawsze, zanim położę się spać, muszę wszystko pozamykać, bo wpadają nieproszeni goście z lasu. Na moje oko borsuki i wiewiórki.

Kobieta minęła hakera, ocierając się policzkiem o jego bark. Wkroczyła boso na nieheblowane, wypaczone od zmiennej aury deski i podeszła do barierki. Przez chwilę karmiła wzrok sielankowym pejzażem. Spojrzała krótko na Chorwata, który, oparty o futrynę, przyglądał jej się z zadowolonym uśmiechem, zaplótłszy ramiona na piersi. Wiedział z pewnością, że gościowi nie w głowie teraz opowieści o lokalnej faunie.

Dopiła wodę i odstawiła szklankę na szeroką poręcz obok siebie. Kontrast między chłodem zawartości naczynia a trawiącą podbrzusze gorączką rozwibrował jej wnętrze. Przestąpiła z nogi na nogę. Napuchła łechtaczka otarła się o mokrą bieliznę.

– Ciągle nie mogę uwierzyć, że tu z tobą jestem – wyznała, zastanawiając się, jak sprowokować hakera do wykazania inicjatywy, na co sama nie potrafiła się zdobyć.

– Ja też.

Naraz dostrzegła poruszenie na tyłach jednego z domostw, stojących w ostatnim rzędzie zabudowań, graniczącym z łąkami, które podchodziły pod las, porastający górę.

– Wydaje mi się, czy ktoś do nas z dołu macha?

Magda przyłożyła dłoń do czoła, tworząc daszek, którym chroniła oczy przed padającym niemal poziomo słońcem.

– Dobrze ci się wydaje. To pierwszy tubylec, jakiego poznałem. Miał romans z poprzednim najemcą. Gdy się wprowadziłem, myślał, że wrócił jego były, i złożył mi niezapowiedzianą wizytę. Wciąż trudno mu przyjąć do wiadomości, że nie jestem jurnym gejem, skoro mieszkam w tym domu.

– Kim był poprzedni najemca?

– Pisarzem. Dość szczególnym pisarzem. Zobaczysz w sypialni.

Obejrzała się na towarzysza. Wzmianka o sypialni przypomniała kobiecie ich ostatni seks, gdy kochali się w mroźny poranek, nieświadomi przyszłej rozłąki. Nie wiedziała, co Drażan dostrzegł w jej oczach, ale przekrzywił głowę i uśmiechnął się szerzej.

– Chciałabyś, żebym cię tam teraz zabrał, prawda?

– Tak – przyznała.

– Powiedz mi, czego jeszcze chcesz.

Nie spuszczał dziewczyny z oka. Przewiercał ją wręcz spojrzeniem, ale nawet nie drgnął, wciąż opierając się pozornie swobodnie o futrynę.

Łamała się, ale słowa grzęzły w gardle. Spuściła wzrok.

– Więc wezmę cię tu, na tarasie.

Serce załomotało, oddychała płytko.

– Tutaj nie…

Nie zdołała skończyć. Wyprężyła się, gwałtownie wciągając powietrze, gdy Drażan pewnym ruchem przeciągnął dłonią po kręgosłupie kochanki, od karku po krzyż.

– Jesteś pewna? – wymruczał Magdzie do ucha, przypierając ją do barierki.

Poczuła sztywne prącie napierające na pośladki i rękę wspinającą się po udzie, zadzierającą bezwstydnie sukienkę; palce śmiało sunące pachwiną pod materiał stringów…

– Wydepilowałaś się.

– Nie, ogoliłam – wydyszała.

– Lubiłem twoje włoski.

Palce podążyły w dół, obejmując łechtaczkę.

– Zostawisz trochę następnym razem?

– Zostawię – obiecała półgłosem.

– Dobra dziewczynka. Więc powiesz mi, co chcesz ze mną robić w sypialni, czy mam kontynuować?

Ręka zatrzymała się w przedsionku pochwy. Magda poruszyła biodrami, pragnąc nadziać się na palce. Kochanek przestał przyciskać ją do poręczy. Usłyszała brzęk sprzączki paska i odgłosy szarpania rozpinanych dżinsów. Kątem oka złowiła błysk w miejscu, gdzie wcześniej stał znajomy Drażana.

– Czy ten gej na nas patrzy?

– Nie, właśnie się schował.

Żądza mąciła myśli, ale świadomość, że ktoś mógłby ich mimo wszystko obserwować, ostudziła nieco kobietę.

– Nie chcę… – zaczęła.

– Chcesz.

Drażan znowu na nią naparł. Zatopił twarz we włosach. Na policzku czuła jego oddech. Tarł członkiem o okryte zwiewną tkaniną pośladki. Wątpliwości prysnęły. Pochyliła się, aż dotknęła piersiami poręczy, zmuszając partnera do odstąpienia.

Wysunął rękę z majtek, znacząc na skórze wilgotny szlak. Odsunął na bok pasek stringów na całej długości krocza i rozchylił wargi sromowe. Żołądź zamknęła dostęp do pochwy, naciskając lekko, ale nie penetrując. Magda pragnęła wypełnienia. Natychmiast. Pchnęła, wypinając się na spotkanie penisa. Chorwat cofnął się i pokrzyżował jej plany.

– Widzisz? Chcesz.

– Tak – jęknęła.

– Czego chcesz?

Grali teraz ze sobą. Ona starała się nabić na członek, on umykał sprytnymi manewrami.

– Chcę cię poczuć w środku – wyszeptała wreszcie, pojąwszy, że jeśli nie przyzna tego głośno, Drażan nie ustąpi. Niezaspokojone podniecenie doprowadzało ją na skraj szaleństwa.

– Właśnie tak?

Dłonie objęły biodra i prącie wbiło się w nią niemal w całości.

– Aaach!

Zapomniała już, jak był wielki. Raptowne rozciągnięcie pochwy sprawiło jej nieprawdopodobną rozkosz.

– Mocniej…

Nie musiała powtarzać. Z następnym uderzeniem dotarł do końca – ostre, niosące cierpienie dźgnięcie i natychmiastowy orgazm. Ugięły się pod nią nogi. Drażan jednak pewnie trzymał kochankę.

– Zabolało?

Usta muskały jej ucho, a jednak głos brzmiał jak z oddali.

– Chcę więcej – szepnęła.

Zacisnęła dłonie na barierce, aby dać odpór samczemu atakowi. Tuż obok swoich ujrzała ręce hakera. Kolejnych kilka regularnych, głębokich sztychów nastąpiło jeden po drugim. Mężczyzna nagle zamarł. Stęknął głucho. Poruszył się w niej nieco wolniej. Po udzie kobiety spłynęła powolutku gorąca kropla nasienia, a wraz z opuszczającym pochwę członkiem następne. Chorwat uniósł głowę.

– Szklanka spadła.

Roześmiali się oboje. Magda skoncentrowała zamglony wzrok. Złoty blask słońca, które skryło się za potężną górą, zgasł, pogrążając miasteczko w cieniu.

– Boże, jak ja za tobą tęskniłam.

– Za mną czy za tym zbójem, który od rana nie dawał mi spokoju, a teraz tak się pospieszył?

– Za wami obydwoma – potwierdziła cichutko.

Ugryzł ją w szyję. Zarzuciła głową z piskiem.

– Ech, ty moja. Idziemy do środka.

Wyprostowała się i obróciła do kochanka. Choć zapinał spodnie, odwzajemnił pocałunek. Nie odrywając warg, poprowadził Magdę do pogrążonego w mroku wnętrza. Szła nieswoim krokiem. Szczyty ud ocierały nabrzmiałe krocze. Krótkie zbliżenie na tarasie nie wygasiło żądzy. Namiętność pieszczoty ust narastała. Język Drażana przekroczył granicę kobiecych zębów. Spotkała go samym koniuszkiem swojego. Natarła bardziej zdecydowanie. Otworzyła szerzej szczęki. Mieszali ślinę i oddechy z coraz większą pasją.

Zawładnęło nią pożądanie. Szarpnęła w górę koszulkę i zmusiła hakera do zdjęcia odzienia. Nie pozostał dłużny. Niemal zerwał z dziewczyny sukienkę.

– Dalej chyba póki co nie zawędrujemy.

Na tle ciemniejącego nieba nie widziała jego twarzy, ale była pewna, że się uśmiechał. Sięgnął sofy i rzucił na podłogę przed kominkiem koc. Dopadł znowu ust kochanki. Nim się obejrzała, leżała już, a mężczyzna ściągał jej bieliznę, miażdżąc wargi. Znalazła zapięcie dżinsów. Guzik i suwak ustąpiły bez oporów. Drażan uniósł biodra, aby ułatwić resztę zadania. Męskie owłosienie połaskotało ją, gdy przylgnął całym ciałem do partnerki. Odetchnęła głębiej powietrzem przesyconym wonią spermy zmieszanej z jej śluzem i potem obojga. Pomyślała, że tak właśnie pachnie seks.

Czuła twardość napiętego prącia. Pod palcami grały zwarte węzły mięśni, gdy haker przetaczał się wraz z nią z puchatego koca na chłodne drewno lakierowanej podłogi i z powrotem. Prężyła się, gdy pieścił jej piersi, szczypał zębami i okrążał językiem sutki, a kiełkujący zarost na twarzy drapał skórę szyi, dekoltu, biustu, brzucha. Magda płonęła.

Po kolejnym przetoczeniu Drażan znalazł się między mokrymi udami partnerki. Członek w pierwszym momencie prawie-że parzył, ponownie torując sobie drogę w kobiecym wnętrzu. Chorwat wsparł się na wyprostowanych rękach. Wbijał się w nią i cofał długimi, dynamicznymi pchnięciami. Wychodziła naprzeciw, uprzedzała każde, by przyjąć je głębiej. Czasem zaplatała nogi na lędźwiach hakera, sięgała dalej, zaciskając kolanami jego żebra. Całkowicie otwierała się na kochanka. Świadomie szukała bólu. Rozpierała ją energia. Ciało tętniło rozkoszą, rozchodzącą się falami z macicy. Napięcie wzbierało, a pęd ku najwyższej przyjemności redukował świat do punktu, w którym stawała się jednością z mężczyzną. Podbrzusze spiął pierwszy z wielu skurcz…

.

Wróciła. Sztychy członka nabrały ostatecznej desperacji. Drażan ściągał jej biodra jedną ręką przy każdym ciosie. Wspomogła go. Wyczerpywała ostatnie zapasy energii, jakie w niej zostały po orgazmie, aż do cna, zatracając się w oczekiwaniu na nadchodzące spełnienie hakera. Na tle wygwieżdżonego nieba widziała, że wyprężył szyję. Wstrzymał oddech. Jeszcze chwila… Zacharczał.

Poruszył powoli lędźwiami, nieregularnie się kołysząc. Pochylił głowę. Wreszcie zatrzymał się i zwalił ciężko obok Magdy. Nakrył jej dłoń swoją, ale nie miała siły odpowiedzieć uściskiem. Leżeli tak razem bez słowa, z ciepłą pustką w myślach.

Potem obrócił się w jej stronę, przygarnął. Złożyła policzek na jego ramieniu, wtuliła czoło w owłosioną pierś. Pachniał sobą, spokojem, bezpieczeństwem. Nie była w stanie utrzymać dłużej otwartych oczu.

– Niech to się nigdy nie kończy.

Ona to powiedziała? A może on? A może już śniła…

.

Przejdź do kolejnej części – Ciemna jest noc cz. XII

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Wow…
Oniemiałem.
To jest najlepsza erotyka pełną gęba.
Chcę jeszcze…

Gdy tak czytam Twój komentarz, zastanawiam się, co dla mnie oznacza erotyka i gdzie przebiega granica między erotyką a pornografią. Wydaje mi się, że zbliżenia seksualne w moim wydaniu ocierają się o tę drugą. Nie pozostawiam wielu niedomówień. Z drugiej strony staram się kreować opisy możliwie najbliższe literackim, nie potocznym czy wręcz wulgarnym. Oczywiście ostateczną ocenę wystawiają Czytelnicy.
A za Twoją, Kruku, o ileż bardziej doświadczony Autorze, dziękuję.

Najwyraźniej nie tylko ja w erotyce najbardziej lubię pornografię ;D

Arti, różnica jest nie w tym „co” ale „jak”.
Można pisać o „włóż i wyjmij” prostacko, mechaniczne, beznamiętne albo uczuciowo, z motywacją wybiegającą poza styl waligruszek.
Sama wiesz, że należysz do świata erotyki a nie porno.

Kochana Artimar!
Czekałem, czekałem – i doczekałem się! Nawet nie masz pojęcia, ile bym dał za taką umiejętność opisania przeżyć bohaterów. Po prostu fantazja!!! To chyba jest najlepszy odcinek. Niby spokojny, a przecież zawarte w nim emocje aż się gotują. Chapeau bas!!!

Pozdrawiam i CZEKAM na następny!!!
Micra21

Drogi Micro!
Entuzjazm Twoich komentarzy nieodmiennie wywołuje szczery uśmiech na mojej twarzy. Dziękuję! Cieszę się, że udaje mi się utrzymać poziom, który Ciebie, jako wiernego Czytelnika, wciąż porusza.
Kolejny odcinek piszę, ale nie śmiem złożyć jakiejkolwiek deklaracji odnośnie terminu publikacji. Postaram się nie wystawiać cierpliwości Czytelników na zbyt wielką próbę…

Artimar, nigdy nie komentuję, chociaż czytam większość opowiadań na tej stronie – tym razem postanowiłam się wypowiedzieć.
Wiem, jak ważny dla twórcy jest głos czytelników i trochę smutno, że pod Twoim tekstem tak pusto.
No cóż, może zaniemówiliśmy z wrażenia 🙂
Cudownie uchwyciłaś emocje, tak cudownie, że obudziłaś we mnie wspomnienia i musiałam na chwilę odłożyć Twój tekst, żeby się uspokoić…
Zabrakło mi słów 🙂 Wybacz 🙂

Przynajmniej taki zysk, z owej ciszy pod tekstem Artimar, że skłoniła kolejną osobę do komentowania 😉 RG, cieszę się, że do nas dołączyłaś i mam nadzieję, że zostaniesz dłużej. Faktycznie, zależy nam na głosie Czytelników!

Pozdrawiam
M.A.

Droga RG,
masz rację – dla Autora każdy głos jest ważny, nie tylko ten przychylny, lecz i ten wystawiający złą ocenę. Bardzo się cieszę, że obudziłam emocje na tyle silne, że odważyłaś się pozostawić ślad akurat pod moim tekstem. Mam ogromną nadzieję, że będziesz częściej ulegać potrzebie podzielenia się choćby krótko swoimi odczuciami czy przemyśleniami. Nawet jeśli z całej opowieści warte komentarza jest tylko jedno słowo 🙂
Dziękuję!

To jest po prostu genialny odcinek świetnej serii. Bardzo dziękuję za to, że piszesz.

A ja dziękuję za taki komentarz 🙂

Rozmowa bohaterek:
„– … Co z Farisem?
– Na razie nic. Czekam, aż zadzwoni.”
Ta prosta wypowiedź Magdy jest jak impuls elektryczny. Uruchamia we mnie w jednej chwili całe stado procesów: przypominam sobie historię obu relacji bohaterki z mężczyznami, zadziwiam się jej spokojnym (a może wręcz cynicznym) komentarzem, wzdycham „ach, te baby, rozumiem je i jednocześnie całkowicie ich nie pojmuję. Jak to możliwe?”. Wybiegam w przyszłość, tę dalszą niż tylko najbliższy weekend poświęcony na spotkanie z …[ten, kto przeczytał, wie, a ten, kto nie czytał, niech się dowie].
Jak to się skończy? Co będzie dalej? Niby wiem, domyślam się wyboru bohaterki, ale ziarno niepewności zasiane.
Oczywiście jest to nadinterpretacja czytelnika pod wpływem chwili. Niepowtarzalna. Ale jeśli do niej doszło, o czym to świadczy?

Twoje komentarze, mój Mistrzu, są dla mnie zawsze niezwykle cenne. Pracujesz ze mną tak ciężko nad tekstem; pilnie śledzę każdą Twoją uwagę; bywa, że jak krnąbrne dziecko, odrzucam słuszne wskazówki. A potem pod opublikowanym odcinkiem zawsze mnie zaskoczysz, wskazując drobiazg, którego nigdy nie dotykaliśmy.

Kilka słów, które Cię zatrzymały (sam moment Twojej zadumy poczytuję sobie za sukces!), można interpretować na wiele sposobów: bo i lękiem, i wahaniem, i litością, i… A każde wytłumaczenie znajdzie pewnie swoje echo w treści – i powyżej, i w przyszłości.

Dziękuję, że podzieliłeś się chwilą Twojej emocji.

Witaj, Artimar!

(uwaga, recenzja zawiera spoilery) Kolejną część Twojego cyklu przeczytałem z wielkim zainteresowaniem i po raz kolejny się nie zawiodłem. Podoba mi się zdecydowanie bardziej niż poprzednia, pewnie dlatego, że temperatura między Magdą i Drażanem jest zdecydowanie gorętsza i bardziej przekonująca niż między Agnieszką i Arturem. Trochę zawiódł mnie fakt, że Magda nie miała okazji przekonać się, jak wyglądałby weekend z Farisem, ale jej ponowne spotkanie z Chorwatem w pełni mi to wynagradza.

W tym odcinku moją uwagę zwróciło coś, co zwykle przelatuję spojrzeniem i ignoruję. Opisy przyrody. Koszmar z lektur z czasów podstawówki i liceum, które były tymi deskrypcjami przeładowane. U Ciebie występują, ale w rozsądnych proporcjach. No i są naprawdę ładne, plastyczne. Malujesz słowami. Dotyczy to zwłaszcza opisu Glasgow i okolic. Po przeczytaniu tych żywych opisów jestem pewien, że znasz tę okolicę i widziałaś ją nie tylko na zdjęciach.

Pozostaje czekać na to, co będzie dalej! Z niecierpliwością i przekonaniem, że Autorka nie zawiedzie.

Pozdrawiam
M.A.

Drogi Alexandrze,
muszę Ci przyznać rację, gdy przypomnę sobie lekturę „Nad Niemnem”, jeszcze w wydaniu bogato uzupełnionym przypisami odwołującymi się do dzieła o znamiennym tytule „Przyroda w twórczości Elizy Orzeszkowej” (pogromca bezsenności zapewne). A jednak sama czuję potrzebę wypełnienia tekstu opisami natury. O ile samolot na tle chmury burzowej to mocno zakotwiczony w mojej pamięci obraz okładki pewnej płyty (autora i tytuł przemilczę… mój gust muzyczny jest wystarczająco schizofreniczny), o tyle inne, rzeczywiście, i tu mnie przejrzałeś, odwołują się do moich wspomnień.

Co jakiś czas przewija się w komentarzach pod moją bajką uwaga o nudzie w relacji Agnieszka – Artur. W moim odczuciu ten związek jest bliższy zwyczajności i dlatego, przez kontrast do pary głównych bohaterów, losy tej pociesznej przecież (aż do rozstania) dwójki wydają się Czytelnikom mniej ciekawe. Niemniej lubię ich oboje i… Nie, przecież nie będę opowiadać ciągu dalszego! 😉

Za wiarę we mnie i ciepłe słowo – dziękuję!

Dla mnie zwiazek Agnieszki i Artura jest bardzo ciepły i pocieszny, bardzo ich lubię 🙂
I bardzo bardzo podoba mi się ten kontrast jaki tworzą w stosunku do głównych bohaterów.

Artimar, jak Ty mnie musisz kochać. 😀
Jeszcze nie przeczytałam, ale tym razem nie będę marudzić i lecę czytać!
Pozdrowienia.

Ależ kocham wszystkich moich Czytelników! Może nie wszystkich tak samo, ale wyjątków nie czynię 🙂
Miłej lektury, B.S.

Minęło już tyle dni od publikacji, a ja nadal nie wiem jak mam skomentować te opowiadanie.
Uważam je za (chyba) najlepsze w tej serii. Może dlatego, że wreszcie się doczekałam Magdy i Drażana 🙂 Emocje z tekstu aż kipią. I super, że autorka pokazuje także taki niedoskonały seks. Nie ma: „włóż i wyjmij” przez 10 minut, niezmordowanego faceta i wielokrotnego orgazmu kobiety. W zamian są dwa ruchy i finisz i to jest super, bo to jest realne i ja też tak mam 🙂
Ukłony i gratulacje.
Madź

Jestem pod wrażeniem!
Przeczytałam jednym tchem, z zaciekawieniem chłonąc każde zdanie i robiąc krótkie pauzy na utrwalenie sobie obrazów.
Rzadko czytam cykle, tak jak i książkowe serie w całości. Przyznaję, że to dopiero drugi odcinek Twojego cyklu na który się skusiłam (o niebo lepszy od poprzedniego). To duże niedopatrzenie z mojej strony i koniecznie muszę nadrobić zaległości

Dziękuję za tak przychylną ocenę 🙂
Również nie przepadam za cyklami. Zazwyczaj czekam na publikację ostatniego odcinka i dopiero wtedy rozpoczynam lekturę. Czasem jest to niestety czekanie na Godota i zapewne tracę wartościowe teksty, a przecież warto podpatrywać innych. 🙂

Przeczytałam i oniemiałam. Uwielbiam Twój styl. Najpierw zachwyciły mnie opisy przyrody. To słownictwo, metafory, majstersztyk. Czytałam raz, i chce jeszcze, mam chęć przeżuwać tekst porcjami, delektować się jego smakiem, aromatem. Czuje tak bardzo rzadko. Seks w opowiadaniu w ogóle nie kojarzy mi się z porno. Jest mocny, żywy, ludzki, prawdziwy. Idealny. Dołączam się do grona westchnień, też chcę Tak pisać 😉 Szacun autorko!

🙂
Na tyle słodyczy nie mam słów.

I się rozpłynęłam!!!!
Warto było czekać. Seks, hmmmm taki ludzki, taki prawdziwy i realny. Można się zatracić i to zrobiłam.
Jestem pod ogromnym wrażeniem, gratuluję.
Pozdrawiam
Ania

Jeśli kiedyś pokuszę się o tekst fantastyczny, może pojawi się i nieludzki seks 😉
Dzięki!

Cóż rzec, Artimar?
Kolejny raz odwaliłaś kawał dobrej roboty.
Nie pozostaje nic innego,jak chwalić i czekać na kontynuację.

Pozdrawiam,
kenaarf

Dziękuję, bo pochwała spod Twoich palców wiele dla mnie znaczy.
Kolejna część już w Nowym Roku…

Dopiero kilka dni temu trafiłam na to opowiadanie… Gdzie część dalsza? To jest uzależniająca opowieść! 🙂

Przeczytałam nick i zabrzmiał mi w uchu Jagger 😉
Piszę… Nawet teraz. Historia jest w mojej głowie, tylko przelanie jej na papier idzie opornie. Bo to takie kradzione chwile spokoju, gdy przechodzi nade mną oko kolejnego cyklonu. Ale ciąg dalszy będzie. Na pewno.
Pozdrawiam!

Moje serce krwawi. 4 miesiące.

I co dalej? Kiedy uraczysz bas następna częścią?

Nie negując talentu i dokonań Autorki pozwolę sobie wyrazić jednak zdanie odmienne od większości wypowiedzianych powyżej. Może szukam w literaturze innych wrażeń niż tutaj zaoferowane, ale mnie ten odcinek osobiście lekko zawiódł. Brakiem akcji, która stanęła właściwie w miejscu, pogłębiając stan utrzymujący się zresztą od części poprzedniej. Kontrastuje to z wcześniejszymi przygodami (oraz retrospekcjami) bohatera, które nie tak dawno odmalowywane były w żywych, ognistych barwach. Może jestem niesprawiedliwy, porównując Magdę z Jamilą, ale tamta postać zapadła mi w duszę, a część, w której wystąpiła, uważam za niezrównaną. Czy przypadkiem Drażan nie dojdzie z czasem do podobnego wniosku? Czy nie będzie mu żal dawnego życia, zarówno „zawodowego” jak i erotycznego? Już mu to przepowiadają dawni kompani. Czy naprawdę aż tak się zmieni? Odwieczne życzenie kobiet, „po ślubie itp…” Czekam jednak, co dalej.
PS. Opisy przyrody piękne. I skonstruowane w sposób odpowiedni dla współczesnego czytelnika. „Nad Niemnem” to jednak inna epoka w literaturze, inni byli autorzy i inni czytelnicy. Szkoda, że programy nauczania zdają się tego nie pojmować i w ten sposób skutecznie zniechęcają do literatury jako takiej.

Napisz komentarz