Metropolis special (Smok Wawelski)  3.14/5 (7)

15 min. czytania
Źródło: Pixabay

Źródło: Pixabay

Poniższe opowiadanie jest publikowane powtórnie w ramach cyklu Retrospektywy. Pierwszy raz pojawiło się na portalu Najlepsza Erotyka 2 października 2015 roku.

„Kiedy szefowa poprosiła mnie o napisanie tego tekstu, nie podejrzewałem jeszcze, że będzie on tak osobisty i prawdziwy”. Młody mężczyzna wystukał z namaszczeniem pierwsze zdanie na ekranie w miarę nowego laptopa. Był wczesny wieczór. Jak to z końcem września, słońce już dawno schowane za widnokręgiem ustąpiło miejsca ciemności, gwiazdom i pomarańczowym latarniom, oświetlającym toruńskie zabytki. Wstęp do jesieni był zawsze najpiękniejszym okresem w mieście pierników. Szybko pojawiające się cienie i panujący na Starówce średniowieczny klimat przyciągały niezliczone rzesze par, szukających ustronnych miejsc, by oddać się romantyzmowi i magii chwil z ukochanymi osobami. Czy to nad Wisłą, czy na Bulwarze Filadelfijskim, czy na murach okalających ruiny zamku krzyżackiego, czy pośród wąskich uliczek prowadzących do Baja Pomorskiego albo baszty, w której kiedyś mieścił się Instytut Języka Polskiego, czy też do Krzywej Wieży – jak głosi legenda, sprawdzianu prawdziwości uczuć – wszędzie spotkać można było przytulonych chłopców i dziewczęta, kobiety i mężczyzn, starych, młodych, ładnych, brzydkich. Wszystkich łączyło jedno – uczucia.

I właśnie teraz mam napisać to opowiadanie – pomyślał ponownie mężczyzna, przypominając sobie w myślach te wszystkie romantyczne i czułe sceny, które mijał, krążąc po Starówce, nim trafił do Metropolis. Znał to miejsce od dawna. Studia w Toruniu sprawiły, że miasto znane mu było naprawdę dobrze, a lokal, w którym się znajdował, nie zmienił się w najmniejszym stopniu. To znaczy zmienił się i to bardzo, ale mężczyzna odnajdował w nim dokładnie ten sam klimat, co lata wcześniej, kiedy odwiedzał to miejsce jako student filologii. Nowe twarze obsługi, zupełnie zmieniony wystrój, przebudowane menu, a on nadal czuł się dobrze w tej przestrzeni. Niezbyt głośna, lecz wyraźnie słyszalna muzyka w klimacie funk i lekkiego jazzu sprawiała, że każda chwila w tym lokalu była wyjątkowa.

Wśród odgłosów rozmów, sztućców uderzających o śnieżnobiałe talerze, profesjonalnego ekspresu do kawy, przy którym jedna z barmanek przygotowywała aromatyczny napój dla jednego z gości, mężczyzna siedział przy swoim laptopie, popijał wodę mineralną z cytryną i pisał kolejne słowa zamówionego opowiadania. Normalnie by odmówił. Głównie ze względu na termin. Gdy we wtorek przeczytał w mailu: „Wojtek, potrzebuję tekstu na piątek” – przeraził się. Potem przemyślał sprawę i stwierdził, że w jego obecnej sytuacji nie będzie z tym raczej większego problemu. Jego życie obróciło się ostatnio o sto osiemdziesiąt stopni i taki powrót do pisania mógł być dobrą odskocznią od tego, co działo się w rzeczywistości. Odpisał tylko krótkie: „możesz na mnie liczyć” i zaczął myśleć nad tekstem.

Zadanie okazało się nieco trudniejsze niż podejrzewał. Zawirowania emocjonalne sprawiły, że pisanie o uczuciach czy stanach wewnętrznych bohaterów nie należało do łatwych. We wszystko ładowały się bezceremonialnie wspomnienia, własne przemyślenia i doszukiwanie się, a raczej kierowanie akcji w taki sposób, by odpowiadała ona temu, co go spotkało.

Zażyczyła sobie opowiadania w tak krótkim terminie? Zrobię jej psikusa – myślał. Umieszczę moje opowiadanie w jej mieście, opiszę miejsca, które na pewno zna, które mija codziennie w drodze do redakcji i wplotę w nie historię tak nieprawdopodobną i tak przesyconą erotyzmem, że aż się zarumieni i nie będzie potrafiła patrzyć na te rude cegły starych kamienic i kościołów już nigdy tak samo – ciągnął w myślach.

Właśnie kiedy uśmiechał się sam do siebie, drzwi lokalu otworzyły się z impetem. Metropolis powitało grupę młodych dziewcząt – już dorosłych, a wyglądających jeszcze tak niewinnie. Wejście większej ilości osób, szczególnie tak urodziwych nie mogło pozostać bez echa i reakcji zgromadzonych przy stolikach gości. Jedni spojrzeli tylko zaciekawieni źródłem hałasu, który pojawił się przy drzwiach, inni od razu dostrzegli urodę dziewcząt i nachalnie lustrowali wzrokiem wdzięki przybyszek. A było na co popatrzeć. Osiem młodych kobiet ubranych było wyjściowo i zabawowo. Ostrzejszy makijaż, zbyt krótkie czasem spódniczki, rajstopy imitujące pończochy czy tak lubiane przez naszego mężczyznę zakolanówki czyniły kobiety dojrzalszymi, przynajmniej wizualnie, zachowując ich urok i chęć do zabawy, tak spontaniczny i naturalny w ich wieku.

Wojtek spoglądał w stronę grupy dziewcząt dłużej niż pozostali goście Metropolis. Szczególnie wzrok zawiesił na blondynce, ubranej w ciemny płaszczyk i zakolanówki. Uwielbiał tę część kobiecej garderoby – zawsze sprawiała, że tracił głowę, racjonalne myślenie odchodziło w jakiś niebyt, a erotyczną grę w jego mózgu zaczynały fantazje erotyczne. Nigdy wcześniej nie zdecydował się na realizację którejkolwiek z nich, ale teraz… w obecnej sytuacji… wiedział, że może sobie na to pozwolić. Zaczynał nowe życie, czekała na niego nowa praca, nikt go tu nie znał, nikt nie zaglądał mu do łóżka ani nikogo nie interesowało jego życie prywatne. Należało tylko zastanowić się, w jaki sposób zapolować. Był jednak w lokalu z barem. Najprostsza opcja wydawała się najbardziej skuteczna.

Nie minęło pół godziny, ale mężczyźnie zdawało się, jakby siedział i czekał na właściwy moment całą wieczność. Nie słyszał już niemal żadnych odgłosów dochodzących z sali. Tylko muzyka płynąca z głośników wypełniała jego umysł. Wzrok skupiony był na blond aniele, który najwyraźniej świetnie się bawił w towarzystwie koleżanek. Siedziały w drugim końcu sali, jednak jego wzrok jakby się wyostrzył. Widział tylko ją, nawet jej przyjaciółki były jakieś takie niewyraźne. Lustrował i skupiał ostrość na pięknej dziewczynie, chłonąc każdy jej ruch. Tylko ona i przyjemne, pozytywne dźwięki dochodzące z głośników. Nic innego nie istniało, nic nie docierało do jego zmysłów.

– Cz… ży… bie… jeszc…? – dobiegło gdzieś obok.

Wojtek wyrwał się z letargu, gdy dotarło do niego, że ktoś go o coś pyta. Odwrócił głowę. Obok niego stała kelnerka, ubrana w schludny czarny uniform.

– Przepraszam, słucham? – Wyrwany z zapatrzenia poprosił o powtórzenie.

– Czy życzy pan sobie coś jeszcze? – Z uśmiechem powiedziała raz jeszcze pracownica restauracji.

– Tak, poproszę jeszcze jedną wodę – rzucił od niechcenia. Nie miało znaczenia, co zamówi. Liczyło się tylko to, by siedzieć tu jak najdłużej, by jak najwięcej czasu móc sycić oczy blond zjawiskiem.

– Już podaję – odpowiedziała kelnerka i skierowała się w stronę baru.

– Aha… proszę pani! – zawołał za odchodzącą kobietą.

– Tak? – dopytała

– Chciałbym zamówić jeszcze drinka. Jakiegoś dobrego. Chciałbym, by było to coś słodkiego i orzeźwiającego. Coś, co będzie smakowało wyjątkowej kobiecie.

– Nasz barman robi wyśmienite mohito.

– Doskonale – odpowiedział. – Proszę je zanieść uroczej blondynce, siedzącej z koleżankami przy tamtym stoliku. – Dyskretnie wskazał miejsce, gdzie siedziały dziewczyny.

Wojtek zgrywał twardziela, ale wewnątrz niego buzowały emocje. Od euforii po przerażenie. Czuł, że cały drży wewnętrznie. Nie należał do łowców, szukających swoich „ofiar” w klubach i restauracjach. Właściwie to drinka zamawiał obcej kobiecie pierwszy raz w życiu. Właśnie… w życiu. Bo jego życie się zmieniło. Dawniej nie musiał tego robić. Dawniej po prostu zamawiał drinki, siedząc przy jednym stoliku z osobą, którą dobrze znał. A teraz? Nowe, choć stare miasto, nowa praca, nowe życie, nowa… – zatrzymał się w myślach, bojąc się to powiedzieć, nawet wewnątrz siebie.

Kelnerka właśnie zanosiła zamówionego drinka do stolika. Przerwał więc potok myśli i skupił się na tym, co działo się przy stoliku dziewcząt. Pracownica Metropolis postawiła szklankę wypełnioną rumem, limonkami, miętą i brązowym cukrem przed blondynką. Chłonął każdy grymas zakłopotania i braku zrozumienia, który malował się na twarzy młodej kobiety. Postanowił zapamiętać ją taką, jaka była, gdy unosząc wzrok w kierunku kelnerki zapytała o drinka. Była taka niewinna i lekko zagubiona. Wiedział, że pewnie ich „znajomość” skończy się na tym małym geście, ale był z siebie bardzo dumny – przede wszystkim ze względu na to, że pierwszy raz udało mu się przełamać pewną barierę.

Zapomniał tylko o jednym. O tym, że siedzi w restauracji na widoku i że kelnerka z pewnością zdradzi, kto jest autorem tego miłego gestu. Tak się rzeczywiście stało. Nie trwało to nawet kilku sekund, kiedy kobieta spojrzała w jego stronę i palcem wskazała blondynce, kto postawił jej drinka. Jego serce dudniło w piersiach, w żołądku latała eskadra motyli, a z pleców spłynęła kropla potu, wywołując dreszcz na całym ciele. Chciał uciec stamtąd, a jednocześnie jakaś siła wmurowała mu stopy w podłogę. Nie chciał też ani na chwilę tracić z oczu ślicznej blondynki, tak jakby to miał być ostatni raz, kiedy widzi ją w życiu. A może właśnie przede wszystkim dlatego.

Widział jej oczy, kiedy ich wzrok się spotkał, gdzieś z boku widział uśmiechy i żarty koleżanek, ale to było nieważnie. Ważne w tej chwili były tylko jej źrenice, wpatrzone w niego. I ta niewinność na twarzy; niewinność, która po chwili zaczęła przechodzić w radość. Radość skromną, rozpierającą całe jej ciało od środka, ale swoje ujście znajdująca jedynie w oczach, które podobno są zwierciadłem duszy. Koleżanki zaczepiały ją, wypychały niemal od stolika, by podeszła do mężczyzny, ale w niej oprócz tej niewinności, kłócącej się nieco ze strojem, widać było w tamtej chwili jedynie skromność i nieśmiałość. Patrzyła tylko prosto w oczy i zdradzała nimi szczęście. Tak jakby to było coś, czego naprawdę oczekiwała lub potrzebowała. Tak jakby ten mały gest sprawił, że otworzyło się w niej coś pięknego, coś co pozwoliło jej rozkwitnąć, a przynajmniej się na to zdecydować. Jej wargi poruszyły się delikatnie. Kąciki ust skierowały się ku górze, a z ust wypłynęło bezdźwięczne „dziękuję”. Mimo iż nie zostało wypowiedziane, uderzyło w uszy Wojtka z siłą większą niż odgłosy na koncercie rockowym.

Mężczyzna często w wyobraźni widział świat w ujęciach. Jego myśli popłynęły teraz w kierunku pięknej blondynki. Wychodził właśnie z Metropolis, sam. Kilka schodków i już czuł pod nogami dobrze ułożony bruk, tak typowy dla toruńskiej Starówki, a jednocześnie tak wyjątkowy. Ostatni rzut oka w kierunku wejścia, jak gdyby chciał upewnić się, że nikt za nim nie podąża, nikt nie próbuje go zatrzymać. Dość typowe jak na romantyka wyobrażenia – mogłoby się wydawać. Tym razem było jednak inaczej. W drzwiach stała ona. Znajdowała się o te kilka schodków wyżej, więc podziwiać zaczął ją od dołu. Szpilki, oznaka kobiecości, kontrastowały z czarnymi zakolanówkami, zakończonymi fikuśnymi kokardkami, czyniącymi blondynkę jeszcze bardziej dziewczęcą. Dalej nieosłonięte kształtne uda, których zwieńczenie skrywało się pod dopasowaną krótką sukienką. Uroku całości dodawały jaskrawe kolczyki. Wszystko tworzyło smakowity koktajl łagodnej młodości i pikantnej dojrzałości, niczym „wściekły pies” wlewany prosto do gardła – najpierw rozpalało zmysły ostrością wódki i tabasco, by chwilę później ukoić słodkością soku malinowego.

– Chciałam ci podziękować za drinka, był przepyszny – powiedziała niewinnie, podchodząc do Wojtka.

– Nie ma za co. Tak pięknej dziewczynie należy się wszystko, co najlepsze – odpowiedział. – Było mi bardzo miło, gdy mogłem patrzyć, jak go popijasz.

– Wiesz, nie znam nawet twojego imienia, ale zrobiłeś dziś coś, czego naprawdę potrzebowałam. Bardzo zależało mi na tym, by ktoś zobaczył we mnie kogoś ciekawego. Ty swoim gestem sprawiłeś, że poczułam się w tłumie koleżanek naprawdę wyjątkowo – mówiąc to, przylgnęła do jego ciała i spojrzała mu prosto w oczy. – Chciałabym Ci podziękować w jakiś równie wyjątkowy sposób.

Ledwie skończyła to mówić, gdy jej usta zwarły się z wargami mężczyzny. Wojtek otworzył oczy ze zdumienia. Nie spodziewał się pocałunku, a już na pewno nie tak namiętnego i wilgotnego. Blondynka trzymała go mocno, przyciągając do siebie i wpijając się językiem w głąb jego ust. Odpowiedział równie namiętnie. Złapał ją za głowę, przytrzymując delikatnie i rozpoczęli frywolny, namiętny i bardzo wilgotny taniec pocałunków. Świat wirował, ludzie przechodzili obok, ocierali się o nich, ale Wojtek i seksowna blondynka byli już w innym wymiarze. Liczyła się tylko przyjemność i namiętność.

– Podobało ci się? – szepnęła mu do ucha, odrywając się w końcu od ust.

– Bardzo. To było coś… wspaniałego. To chyba najlepsze słowo – odpowiedział oszołomiony. – Jak masz na imię?

– To potem – namiętnie wykaligrafowała mu do ucha każdą literkę. – Teraz chodźmy do mnie – uśmiechnęła się zalotnie i pociągnęła go za sobą wąską, brukowaną uliczką zakochanego Torunia.

Namiętne pocałunki w taksówce były kolejnym ujęciem, które wryło się w umysł Wojtka. Dłonie błądzące po ciałach, szczęście znajdujące się w dotyku policzków, przyciąganiu ust, spragnionych pocałunku. Chuć, której nie mogli opanować, znajdowała swój wyraz w ocieraniu się ubranych jeszcze ciał, niekontrolowanych gestach, czułości i namiętności. Ciche pojękiwania, towarzyszące kąsaniu szyi i płatków uszu, były nie tylko zachętą do dalszych, bardziej intymnych zabaw, ale też elementem rozpraszającym kierowcę, który na gapieniu się w lusterko wewnętrzne spędzał zdecydowanie zbyt dużo czasu.

Mieszkanie blondynki było puste. Długi, nowocześnie urządzony korytarz zachęcał do wspólnego poznawania każdego centymetra kwadratowego tego pomieszczenia. Szczególnie wspólnie, szczególnie ze złączonymi ustami, szczególnie w namiętnym tańcu ciał. Podłoga szybko zawarła przyjaźń z częściami ich garderoby. Lustro było niemym świadkiem tego, jak wielka namiętność drzemała w tej dwójce. Zatrzymali się przy nim przez chwilę, sycąc swe oczy nieziemsko upajającym widokiem pragnących się ciał.

– Wyglądamy naprawdę dobrze razem – szepnęła, spoglądając w zwierciadło.

– O tak, teraz liczymy się tylko ty i ja – odpowiedział i ponownie wbił swój język w jej usta.

Blondynka oderwała się od niego z głośnym cmoknięciem. Przytrzymała go na dystans i szepnęła:

– Chodźmy do mnie. Nie byłoby najlepiej, gdyby dziewczyny nas tu zastały.

– Jasne – odpowiedział Wojtek i dał się poprowadzić do pokoju w końcu korytarza.

Pokój był niewielki, ale ustawny. Sporej wielkości łóżko na metalowej, zdobionej przez zdolnego kowala ramie stało w kącie. Oprócz tego mężczyzna dostrzegł tylko biurko, jakieś szafy i komody, i nic więcej. Może gdyby miał więcej czasu, skupiłby się lepiej na poznaniu tego miejsca, jednak blondynka nie zamierzała czekać. Klęknęła przed nim, ściągnęła mu pewnym ruchem bokserki – jedyną część garderoby, którą miał jeszcze na sobie i bezceremonialnie wzięła twardego penisa w usta. Wojtek jęknął z przyjemności, czując ciepło i wilgoć kobiecych warg. Spojrzał w dół. Blondynka patrzyła mu w oczy i powoli połykała jego penisa. Promienista przyjemność rozchodząca się z krocza sprawiła, że nogi się pod nim ugięły. Szczególnie, gdy poczuł, że jego męskość ginie naprawdę głęboko w gardle dziewczyny. Chwilę później usłyszał przeciągłe mlaśnięcie. Był znowu na zewnątrz, a jego mocno wilgotny kutas obijał się o policzki i język młodej kobiety.

– Lubisz obciąganie? – zapytała niewinnie

– Uwielbiam! – odpowiedział.

I rzeczywiście uwielbiał. Nigdy jednak nie zdarzyło mu się, żeby robiła to tak młoda i seksowna osoba. Nigdy też nie czuł takiej namiętności i niezwykłej przyjemności, płynącej z faktu, że widać było, iż blondynka nie robi tego dla niego. Ona po prostu lubiła obciągać.

– Jeśli będziesz grzeczny to jeszcze nie raz tam dziś zagościsz, ale teraz chciałabym, żebyś zerżnął mnie porządnie.

Mówiąc to, wstała, uklękła na łóżku i wypięła się zachęcająco. Nim zdążył do niej podejść, zsunęła z siebie wilgotne stringi, przeciskając je z trudem przez pełne, krągłe biodra. To dodało tylko smaku całości.

– Proszę cię. Zerżnij mnie mocno – szepnęła, czekając na pierwsze pchnięcie. Widać było, że nie potrzeba jej było pieszczot. Całe wargi lśniły od wilgoci, wręcz kleiły się, oblane słodkim śluzem.

Pierwsze, co poczuła, to delikatny dotyk. Z początku myślała, że Wojtek szuka wejścia, rozpychając zaczerwieniony srom. Po chwili jednak dobrze poznała, że to nie penis, a język mężczyzny szukał źródła jej przyjemności.

– Co robisz? – zapytała.

– Opiekuję się tobą. Zerżnąć może cię każdy. Ja będę tym, którego zapamiętasz jako tego, który zerżnął cię najlepiej. – Powiedziawszy to, zanurzył język pomiędzy jej wilgotne płatki i przesunął go, docierając pod koniec do lekko nabrzmiałej łechtaczki.

– Wiesz, jesteś kochany – szepnęła i tylko wypięła się jeszcze bardziej, pragnąc udostępnić mu swój kwiat tak mocno, jak tylko to było możliwe.

Na pierwszy jęk nie trzeba było długo czekać. Zaraz po nim pojawił się drugi, trzeci i kolejne. Dla wielu Wojtek był nieodgadnionym kochankiem, ale oddać mu trzeba było jedno. Na robieniu minet znał się jak rzadko kto. Teraz młoda blondynka miała szansę się o tym przekonać. Odgłosy dochodziły coraz bardziej z gardła, stawały się głośniejsze i dłuższe. Gdy mężczyzna uznał, że są już wyraźnym dowodem dużego podniecenia uniósł się, przysunął blondynkę na skraj łóżka stanowczym ruchem i pociągnięciem jej ciała przybliżył ją do swojego kutasa, a następnie powoli, ale jednostajnym, zdecydowanym ruchem wszedł do środka. Jęk, który z siebie wydała, pochodził już nie z gardła, ale jakby z głębi cipki, przedarł się przez całe ciało, aż do ust i przez nabrzmiałe wargi zagościł na świecie.

– Taaaaak – jęknął mężczyzna cicho. Zrobił dokładnie to samo za drugim i trzecim powolnym i dość delikatnym pchnięciem.

Kiedy poczuł, że jego penis zagościł w blondynce na dobre, zgrał się z jej anatomią i wpycha się w nią bez większego problemu, przystąpił do realizacji powierzonego zadania. Chciała, żeby ją zerżnął i nie zamierzał jej zawieść. Przytrzymał biodra, kciuki składając nad pośladkami i nabił na twardego fiuta, dociskając ją do siebie i napierając własnymi lędźwiami na jej cipkę. Krzyknęła, a on wiedział, że krzyki rozkoszy dopiero się zaczynają. Po jednym ostrzejszym pchnięciu przyszło kolejne i kolejne. Każdemu towarzyszył namiętny, gardłowy niemal skowyt – oznaka tego, jak dobrze jej było.

– Taaaak! Pierdol mnieeeee! – Usłyszał nie dłużej niż po trzydziestu sekundach takiej zabawy. – O fuuuck! Dochodzęęę! – Rozbrzmiało po dwóch minutach, a on wiedział, że to dopiero początek. Młoda dziewczyna, niedoświadczona jeszcze życiowo, choć już znająca przyjemność seksu widocznie nigdy wcześniej nie miała nikogo, kto wyruchałby ją tak porządnie, jak miało to mieć miejsce tej nocy.

– A ty? Dobrze ci? – zapytała w przerwach pomiędzy jękami.

– Najlepiej jak może być. Jesteś cudowna – szepnął i na powrót skupił się na pieprzeniu dziewczyny.

Ciała obijały się o siebie. Piersi zwisały nieznacznie, drażniąc sutki, ocierające się o pościel. Blondynka rozciągnęła mocno nogi, starając się maksymalnie rozewrzeć mokrą cipkę. Tak, jakby chciała dać mu jak najlepszy dostęp, tak jakby wiedziała, że każdy jej gest, dający mu więcej pola do popisu, sprawi jej przyjemność, jakiej nigdy dotąd nie zaznała, a przynajmniej nie na takim poziomie.

Drugi orgazm, a potem trzeci przeszył jej ciało. Wyła z rozkoszy pierdolona w ciasną, ociekającą sokami cipę. Tego było zbyt wiele. Opadła na brzuch i z rozwartymi nogami próbowała złapać jakikolwiek oddech. Serce niemal wyskakiwało jej z piersi, dudniąc jednocześnie od przyjemności, wyczerpania i podniecenia. Mężczyzna położył się na niej i pocałował najpierw w małżowinę uszną, a zaraz potem skupił się na karku. Nie pieprzył jej przez chwilę. Pozwalał, by dochodziła do siebie w towarzystwie pocałunków i pieszczot. Noc jeszcze się nie kończyła, a on chciał, by blondynka wspominała ją jak najlepiej.

– Co robisz? – zapytała nagle, gdy poczuła, że penis krąży w okolicach jej tyłka.

– Ja? Sprawiam ci przyjemność. Taką, jakiej nigdy nie zapomnisz – szepnął do uszka.

– Poczekaj. Nie przepadam za tym, nie wiem, czy chcę – odpowiedziała, a on tylko wpił się w jej kark, namiętnie całując i przywołując w pamięci te dreszcze, przez które chwilę wcześniej nie mogła złapać nawet płytkiego oddechu. Bariery puściły.

– Bądź delikatny – wyszeptała. – Proszę.

– Będę. Obiecuję. – Jego słowa były ledwie słyszalne, ale odbiły się głośnym echem w jej umyśle. Uniosła nieco pośladki, dając lepszy dostęp do pupy, i czekała.

Poczuł, jak jego penis napiera na ciasną dziurkę…

– Czy coś jeszcze podać? – Kobiecy głos przeszył przestrzeń, w której się znajdował.

Co ona pieprzy? – pomyślał przez chwilę. Ja ją tu zaraz będę pieprzył w dupę, a ona gada od rzeczy.

– Czy coś jeszcze panu podać? – Kolejny raz usłyszał, ale głos ten dochodził jakby z góry. Wojtek uniósł wzrok. Nad nim stała kelnerka, ubrana w uniform restauracji Metropolis i uśmiechała się do niego.

– Słucham? – zapytał niepewnie.

– Czy czegoś jeszcze pan sobie życzy? – powtórzyła pytanie innymi słowami.

– Nie, dziękuję. Rachunek poproszę.

Mężczyzna wrócił do rzeczywistości. Znów słyszał muzykę, głosy gości restauracji, obijające się sztućce, śmiechy i czuł zapach pizzy, jedynej w swoim rodzaju. Fantazja uciekła tak szybko, jak się pojawiła, ale Wojtek wiedział, że długo będzie siedziała w jego pamięci. Był świadomy tego, że piękna blondynka, siedząca po drugiej stronie sali z koleżankami, popijająca już piwo i odstawiająca je obok pustej wysokiej szklanki, w której można było dostrzec resztki lodu, limonek i nierozpuszczonego brązowego cukru, będzie wyobrażeniem jedynym w swoim rodzaju.

Wojtek wstał, zapłacił, zostawiając jak zwykle nieco za duży napiwek, założył płaszcz i wyszedł. Kiedy zszedł ze schodków i poczuł pod butami bruk, którym wyłożona była cała ulica Podmurna – od baszty aż do ruin zamku krzyżackiego – poczuł się bardzo dziwnie. Tak, jakby przeżył tę scenę już wcześniej. Zatem należało się już tylko odwrócić… i… Zrobił to z uśmiechem na ustach, spodziewając się ujrzeć tam seksowną blondynkę. Za nim jednak nie było nikogo. Rozczarowany zaśmiał się sam do siebie, wrócił do rzeczywistości i zrobił pierwszy krok w stronę domu i nowego życia.

– Przepraszam – usłyszał za plecami.

Odwrócił się, nie dowierzając. Za nim stała seksowna blondynka w dopasowanej krótkiej sukience i zalotnych zakolanówkach. Uśmiechała się do niego.

– Tak? – zapytał nieco niepewnie, w głowie przywołując fantazję.

– Chciałam ci podziękować za drinka, był przepyszny – powiedziała niewinnie, podchodząc do Wojtka.

– Nie ma za co. Tak pięknej dziewczynie należy się wszystko, co najlepsze – odpowiedział. – Było mi bardzo miło, gdy mogłem patrzyć, jak go popijasz.

– Po prostu chciałam podziękować – uśmiechnęła się.

– Może się przejdziemy? – kontynuował, próbując uratować odchodzące gdzieś w ciemną otchłań wyobrażenie.

– Lepiej nie. Wiesz, mam kogoś i nie chciałabym tego zepsuć – powiedziała jasno, choć z nutką smutku.

– Rozumiem. Szczęściarz. A ja? Ja się cieszę, że mogłem sprawić ci choć troszkę przyjemności.

– To… pa – uśmiechnęła się, odwróciła na pięcie i poszła w stronę wejścia do restauracji.

– Poczekaj! Jak masz na imię? – zawołał za nią.

– Może kiedyś ci powiem – puściła w jego stronę oczko i zniknęła za drzwiami Metropolis.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Oh My God!
i jeszcze raz
Oh my God!
Proszę mi oddać starego Smoka Wawelskiego, który nawet pisząc na kolanie zamówiony tekst miał swój styl.
Przecież tu roi się od niezgrabności jakby korekta zamiast sprawdzać tekst oglądała telenowelę na Polsacie.

Słodycz się leje strumieniami, wyświechtane metafory, seksowna blondynka w zalotnych zakolanówkach, badziewno-mydlany ton rozmyślań, szeptanie na „uszko”, „blond anioł” i puszczanie „oczka”.
W ten sposób piszą uczniowie podstawówki.

To jest tekst literacki? Wstydziłbym się wypuścić coś takiego i podpisać się pod tym.
To jakaś prowokacja literacka jest? Robisz sobie jaja? Czy pokazujesz jak nie można pisać?

Barmanie,
moje prawo pisać, Twoje prawo komentować. Od korekty proszę się odczep, tekst jest mój i to mnie się należą Twoje uwagi.
Tak sobie myślę, że wiesz, w życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, kiedy te słodkości, przerabiane tysiąc razy metafory czy kiczowate gesty mają swój urok, kiedy szeptanie na uszko ma całkowicie niezwykły wymiar i puszczanie oczka nabiera zupełnie innego znaczenia. Czy przeżywa to każdy? Tego nie wiem. Każdy pewnie inaczej widzi fascynację, pożądanie, każdego kręci co innego. Ja Kruku chciałbym przeżyć coś takiego jak mój bohater, Ty nie musisz. Ja będę nazywał bliską mi osobę aniołkiem i będę jej szeptał na uszko, nawet jeśli w łóżku „aniołkowych” rzeczy nie będziemy robić :-P. Lubię te „duperele”. One pozwalają, szczególnie gdy się kogoś dopiero poznaje, bez deklaracji i wielkich słów pokazać, że ktoś jest dla nas ważny, że czujemy miętę, cieszymy się obecnością, zbliżamy do siebie.
Jeśli Ci się nie podoba to przykro mi, że zawiodłem Twoje czytelnicze nadzieje. Mam nadzieję, że kolejne opowiadania również przeczytasz, a nie wrzucisz mnie do kosza z brudnymi skarpetkami 🙂

Pozdrawiam
Smok

„Pieprzyć cię może każdy.” 😀 Dość ryzykowna konstrukcja ;).

Po prawdzie to przeczytawszy tekst sprawdziłam autorstwo – jakoś mi to nie pasuje do Smoczego pazura, za „różowiutkie”. Za to podoba mi się konwencja odwzorowania w rzeczywistości sceny z fantazji – takie delikatne zaburzenie continuum to coś, co lubię :).

zooza

Dzięki zoozo za komentarz.
Co ja Wam (Tobie i Barmanowi) mogę powiedzieć. Pazur, którego brakuje Ci i zdaje się Barmanowi w moim tekście to chyba wynik zbyt dużego zaangażowania emocjonalnego, które towarzyszyło każdemu pisanemu przeze mnie w starym stylu tekstowi. Ten oderwałem całkowicie od rzeczywistości i z pewnością macie rację, że to coś… hmmm… innego. Pewnie doczekacie się jeszcze kiedyś tego, czego zabrakło Wam w Metropolis, ale na to przyjdzie chyba jeszcze trochę poczekać. Emocje opadną, powróci spokój i będzie można siąść do tego, co zostało przerwane :-D.
A ten tekst? Może będzie dobrym studium stanu psychicznego autora :-D.

Pozdrawiam
Smok

Smoku a tak przy okazji – identyczna konstrukcja przerwanego kontinuum jest w opowiadaniu „Kuchenna lampka” Nicol Wolfe (zbiór opowiadań pod redakcją Kathleen Warnock pod tytułem „Lesbos”). Polecam Ci lekturę – nie dla fabuły ale właśnie w celu doświadczenia swoistego dejavu. Dla mnie to odczucie trochę w stylu tego, którego dostarcza oglądania amerykańskiego remake’u francuskiego filmu 😉

zooza

Kruk i zooza nie dostrzegli, zdaje się, tagów „klasyczne” i „romantyczne”. Uznaję Wasze wyrobienie, wyższość i wysmakowanie w komentarzach pod tekstami z gatunku BDSM. Wiem, że dobrego opowiadania w tym duchu nigdy nie napiszę, bo jestem „różowa”. Ale chciałabym, żebyście spojrzeli na opowiadanie Smoka właśnie innym okiem: nie kinkstera, ale przeciętnego Czytelnika. Chcę, jakkolwiek Was od takiego pojmowania relacji partnerskich odrzuca, żebyście dostrzegli w nim liryzm podyktowany pustką i samotnością; emocjonalność historii człowieka, obok którego przy stoliku w knajpce nie siedzi ktoś, kogo on dobrze zna.
Smok mierzy się z pewnym utartym schematem fabularnym. Według mnie wychodzi z tego starcia z tarczą.

Dziękuję Artimar 🙂

Nie masz za co.
Czytałam nie tak dawno temu „Rozpacz” Nabokova. W pewnym momencie Autor czyni uwagę, jak – zgodnie z duchem czasu – powinna skończyć się jego powieść. A „zgodnie z duchem czasu” w tym wypadku oznacza szczęśliwie dla głównego bohatera, co wielu z naszych Czytelników czy DegeNEratów określiłoby mianem: banalnie.
Spisujesz, literacko zgrabnie, marzenie. Ilu jest mężczyzn, którzy nigdy nie zdobędą się nawet na tyle, aby postawić kobiecie drinka, tylko zakończą wieczór, właśnie siedząc i marząc o podboju. Ile jest kobiet, które odpowiedzą „Wiesz, mam kogoś”, choć w głowie będzie im się kotłowało od marzeń, skwitowanych „Może kiedyś ci powiem”, bo może to „kiedyś” się zdarzy. Owszem, kwestię można uznać za płasko-gówniarską. Ale jeśli tylko dopuszcza się myśl o innym kochanku, będąc w zwykłym (mam na myśli nie-otwartym) związku, może warto zaryzykować zdradę (jakkolwiek źle to brzmi), bo właśnie spotkało się swoje lepsze pół. Przynajmniej na tym etapie życia.
Sztuką jest napisać dobrze taką „banalną” historię. I trzeba może chcieć dostrzec w niej cień głębszego tła, niewyrażony przez „pełnokrwistą” psychologię.
Przyznam, nie jest to opowiadanie, które zapadnie mi w pamięć, zmieni sposób postrzegania świata, wdrukuje pewien schemat poznawczy, ale jest niezłe.
Wymądrzyłam się 🙂

Dostrzegłam, dostrzegłam. I najpierw stwierdziłam, że to pewnie jeszcze nie uzupełnione ;). Po prostu mi to nijak nie pasowało do Smoczej stylizacji ani do rozkładania na atomy Edgara Poe. Jakoś tak dopasowujemy sposób wypowiedzi, tematykę do autora i później jest zdziwko. Czyż tym właśnie sposobem zaszufladkowałaś mnie jako weterana bdsm 😉 w komentarzu pod miniaturami Santi? Różowy Smok pozostaje Smokiem 🙂

zooza

zooza, może niesłusznie, ale zaszufladkowałam Cię w kategorii, której nie pojmuję. Przyznam, to upraszcza mój świat i ułatwia życie. 🙂

Atrimar, nie spojrzałem na tagi, gdyż nigdy tego nie robię. Ani gdy czytam o kinku ani gdy czytam o romantycznej miłości.
Ten tekst jest po prostu słaby.
Czy durnowate zdrobnienia świadczą o romatyczności tekstu? No proszę Was… litości.
Liryzm? Gdzie tu widzisz namiastkę liryzmu? To tandetna grafomania – nie romantyzm.

Smoku, oddzielamy rzeczywitość literacką od realnej – tak? Sam nam to wykładałeś w swoim tekscie o pisaniu opowiadań.
Chcesz – popastwię się nad tym opowiadaniem wynajdując bzdety i niedojrzałości literackie.
W 4 literach mam Twój stan. Bardzo mnie obchodzi natomiast to jak przedstawiasz stan podmiotu literackiego. A robisz to banalnie i nieudolnie.
Może warto byłoby – będąc do bólu szczerym – ulżyć sobie przed pisaniem a nie w trakcie.

Kruki, doskonale wiem co wykładałem, dlatego wszystkie moje ostatnie teksty, o których nawet nie wiedziałeś, że powstały, wylądowały w koszu.
Zarzucasz mi grafomanię, durnowate zdrobnienia, a czyż tak nie ma prawa zachowywać się np. człowiek zakochany? Dlaczego dajesz sobie jedyne prawo do określania co jest dobre, a co nie w myśleniu, fantazjach i wyobrażeniach człowieka. Jednemu podoba się kościół, drugiemu zakonnica. Ja osobiście lubię tę wyświechtaną poetykę zakochania, fascynacji, motyli w brzuchu i maślanych oczu na widok obiektu swoich westchnień. Dlaczego jedynym słusznym zachowaniem ma być to, które Ty wyznajesz? Bo co? Bo Twoja racja jest bardziej Twojsza, niż moja mojsza? Niezgrabności? A kto się nad nimi zastanawia w fantazjach. Liczą się tylko obrazy, a wyobraźnia podpowiada nam wszystko słowami, które znamy i używamy na co dzień.

Boli Cię, że ktoś może postrzegać świat inaczej?

Pozdrawiam
Smok

Zaznaczam – bronię swojego zdania, nie Smoka.
Dzielisz swoją twórczość na etapy, o granicach wytyczonych przez partnerki życiowe. Smok też. Teraz znajduje się w interludium, nastrajającym go do słodko-gorzkich wywodów. Nie uważam, że będzie musiał wstydzić się kiedyś tego tekstu.

Nie chodzi mi o to że historia jest banalna, ale o to, że sposób narracji jest banalny.
Te same emocje i to samo zdarzenie można przedstawić w lepszy (literacko) sposób.
Nie atakuje marzeń. Atakuję sposób ich przedstawienia.
Nazywam rzeczy po imieniu – grafomania pozostanie grafomanią czy opisuje wręczanie kwiatka i pocałunek w zachodzącym słońcu, czy rżnięcie się w podziemiach zamku na modłę bdsm.
Mogłeś wykazać się kunsztem pisarskim, ale w zamian za to poszedłeś na łatwiznę.
Bo umiesz pisać. Tego się nie zapomina „od zakochania”.
Przykro mi, ale w mojej ocenie ten tekst jest jak „Amen” Qmana. Ten sam poziom grafomanii.

„Zarzucasz mi grafomanię, durnowate zdrobnienia, a czyż tak nie ma prawa zachowywać się np. człowiek zakochany?”
Człowiek zakochany – jak najbardziej. Ale czy ten człowiek od razu musi publikować ten jeden słaby tekst na NE? To jest opowiadanie zdecydowanie poniżej naszej średniej.
„Niezgrabności? A kto się nad nimi zastanawia w fantazjach.” – świadomy i dążący do jak najwyższego poziomu pisarz. Taki ktoś się zastanawia. Natomiast ci, dla których „Liczą się tylko obrazy, a wyobraźnia podpowiada nam wszystko słowami, które znamy i używamy na co dzień” publikują na innich gównianych serwisach, gdzie nie dba się o jakość i nie używa przedrostka „Naj”.
Tego się nie da obronić pomrocznością.

Albo tekst jest dobry albo nie.

I moje fantazje i marzenia oraz ewentualne „narzucanie” czegokolwiek w sferze emocji czy seksu nie ma nic do rzeczy.

Kruku, może na innych gównianych portalach powinni publikować swoje komentarze też ci, którzy nie rozumieją różnicy pomiędzy bohaterem, narratorem i autorem. Utożsamiłeś mnie z jednym i drugim, może to, że znamy się też poza komentarzami Ci to ułatwiło, może wprowadziło w błąd, a może nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Przypominam zatem: to nie autor jest narratorem, to nie autor jest bohaterem. Przemyśl to i zastanów się czyim językiem są quasi-sądy (idąc za ingardenowską teorią dzieła) przedstawione w tekście. Pomyśl czy te „naj”, które Cię tak bolą to są słowami Smoka, Wojtka czy może osoby trzeciej, która tę historię opowiada z pozycji wszechwiedzącego obserwatora.

„Albo tekst jest dobry, albo nie” – przypomina mi się Czas surferów – „albo kobieta jest zadowolona ze swoich cycków, albo nie”. Co do innych obserwatorów kobiecych piersi? Cóż jednym będą się podobać innym nie. To zawsze subiektywna opinia.

Pozdrawiam
Smok

P.S. A zakolanówki są mega seksi, czy Ci się to podoba, czy nie 😛

Smoku zakolanówki tak, ale ze szpilkami? Od razu przed oczyma staje mi pani Nelli Rokita. Nie mam pretensji do słodko-pierdzących słówek i epitetów bo sam je lubię, ale to opowiadanie jest po prostu złe.
Znany jesteś ze starannej narracji zawierającej, bogatego języka i starannych opisów tak scen jak i tła.
Tu tego wszystkiego zabrakło. Mam wrażenie, że goniłeś, śpieszyłeś się pomijając swoje znaki firmowe.

#Samtegochciałeś
Smoku, nie obrażaj mojej inteligencji. Dostrzegam różnice między narratorem wszechwiedzącym, głównym bohaterem a autorem.
Nie wykręcisz kota ogonem. Raz bronisz się swoim – autora – stanem zakochania, potem konwertujesz na stronę bawiącego się konwencją zdystansowanego twórcy.

Pytasz jakim językiem są pisane “quasi-sądy (idąc za ingardenowską teorią dzieła)” przedstawione w tekście.
Właśnie po to jest narracja trzecioosobowa i dialogi oraz wyraźnie zaznaczona strefa myśli gł. bohatera wydzielona z tekstu, żeby rozpoznać kto jest kim.
I mamy Wojtka jako bohatera (który ma za zadanie napisanie opowiadania) i mamy Smoka (który jest autorem “Metropolis”) jako narratora wszechwiedzącego.

Ja wszystkie swoje uwagi kieruję do Smoka, dlatego że nigdzie nie dajesz mi znaku, że narratorem nie jest autor. Wręcz przeciwnie – prowadzisz narrację wszechwiedzącą. A przecież mógłbyś na zasadzie konwencji poprowadzić ją z punktu widzenia stołu czy krzesła (to byłoby ciekawe swoją drogą) czy pisarza opowiadań. Ale warto byłoby mieć taki pomysł od samego początku i nie dobierać argumentów od sasa do lasa, byleby tylko obronić swoje dzieło.

Okey, nazwet zakładając, że chciałeś zabawy konwencjami i przemieszania warstw z rzeczywistości przedstawionej i poziomu metanarracji, to zbyt wyraźnie stawiasz granicę między “opowiadaczem historii” a jej głównym bohaterem, żeby pokusić się o szukanie opowiadania w opowiadaniu – uśmiech dla wielbicieli “Diuny” Herberta i “finty w fincie”.

I tak, są teksty dobre i złe – na tej zasadzie opiera się istnienie Najlepszej Erotyki, że szukamy tekstów dobrych, odrzucając te złe. Ucieczka w relatywizm nie na wiele się zda. Można go stosować w przypadku dzieł tak wariackich, że genialnych albo bełkotliwych, ale nie w przypadku banalnego opowiadania erotycznego, gdzie wszystko jest podane kawa na ławę.

Dla mnie również zakolanówki są sexy, ale to nie jest aksjomat – są sexy bo… należałoby (pisząc o nich w opowiadaniu) lekkim pociągnięciem pióra namalować dlaczego są sexy, w czym tkwi ich sekret. Szkolny błąd – zakładanie a priori że Twój stan emocjonalny wywołany fetyszem jest powszechny. Ten tekst obfituje w takie kwiatki.
Cholera – wiesz przecież doskonale, że nie wystarczy napisać “wyuzdany”, “podniecający”, “zmysłowy” żeby dla czytelnika nie było to puste hasło, że im więcej takich przymiotników użyjesz tym bliżej Ci do “waligruszek” “onanistek” słownych niż do dobrego pisania o erotyce.

A za to zdanie masz ode mnie prywatną “Malinę 2015”
“Zatrzymali się przy nim przez chwilę, sycąc swe oczy nieziemsko upajającym widokiem pragnących się ciał.”

Kruku,
przykro mi, ale sam obrażasz swoją inteligencję pisząc najpierw: „Dostrzegam różnice między narratorem wszechwiedzącym, głównym bohaterem a autorem”, by chwilę później dodać „I mamy Wojtka jako bohatera (który ma za zadanie napisanie opowiadania) i mamy Smoka (który jest autorem “Metropolis”) jako narratora wszechwiedzącego”. Otóż mamy jednak trzy osoby – Wojtka (bohatera opowiadania), narratora trzecioosobowego, o którym wiemy tylko tyle, że jest wszechwiedzący i przedstawia historię z pozycji obserwatora (choć i to nie zostało w tekście zaznaczone) i mamy Smoka – autora opowiadania, który tych dwu wcześniejszych stworzył. Jednego, by był motorem i narzędziem akcji, a drugiego, by tę akcję opowiedział.
Bardzo Cię proszę nie wchodźmy na grunt „wyższej” i bardziej abstrakcyjnej teorii literatury, bo skończy się nie dla wszystkich zrozumiałym wywodem naukowym. Umówmy się, ja z Tobą nie dyskutuję w kwestii BDSM, Ty ze mną nie dyskutuj w kwestii teorii literatury, a już zwłaszcza na gruncie ontologii literatury, ok?

Piszesz „Ja wszystkie swoje uwagi kieruję do Smoka, dlatego że nigdzie nie dajesz mi znaku, że narratorem nie jest autor”, a przepraszam ja Cię bardzo, czy ja Tobie (zakładam, że zwykłemu czytelnikowi, bo dla takich jest przygotowany ten tekst) daję jakiekolwiek podstawy, by twierdzić, że narrator to alter ego autora? To, że znasz nieco bliżej niż inny, zwykli czytelnicy mnie i moje życie nie uprawnia w żadnym stopniu do tego, byś utożsamiał mnie z którąkolwiek z osób (bohaterem, narratorem). Wybacz, ale to typowe nadużycie i błąd popełniany przez uczniów gimnazjum, notorycznie mówiących „autor mówi w wierszu”.

Ciekaw jestem na jakiej podstawie klasyfikujesz opowiadania erotyczne jako bardziej banalne od innych gatunków? I robisz to jeszcze z pozycji autora takich opowiadań oraz ich komentatora. Z jednej strony zdajesz się kreować na wielkiego znawcę gatunku, przykładającego wielką wagę do tego, by opowiadania były wysmakowane i nietuzinkowe, a z drugiej strony, stawiasz je w pozycji czegoś gorszego. Dla mnie nie ma różnicy czy czytam sonet, czy wiersz wolny. Oba mogą być bardzo ciekawe w odbiorze. Nie ma różnicy czy czytam powieść filozoficzną czy komedię. Nie klasyfikuję na lepsze i gorsze globalnie. Klasyfikuję na lepsze i gorsze wg mnie. Takie, które bardziej mi odpowiadają stylem i formą i takie, które odpowiadają mi mniej. Nie uważam, by moje opowiadanie było wybitne, nie uważam, że jest moim najlepszym. Nie uważam też, że takim powinno być. Myślę jednak, że jest poprawne w tych ramach, które można nazwać obiektywnymi. Reszta to subiektywna ocena każdego z czytaczy.

Zwróć uwagę, że główne zarzuty pod adresem tego opowiadania to to, że porównujecie je do mojej wcześniejszej twórczości. Szukacie w niej tego, co jest Wam już znane. To w sumie naturalne, bo sięgając po lekturę szukaliście tożsamości, potwierdzenia pewnego wyobrażenia, które sobie wytworzyliście o moich opowiadaniach. To jest inne niż wcześniejsze, bo też tworzone w innych warunkach (i proszę Was… na pewno nie pod wpływem zakochania :-/). Uważam jednak (absolutnie nie broniąc mojego opowiadania), że Twoja ocena podyktowana jest tylko i wyłącznie tym, że wyobraziłeś sobie i liczyłeś na coś innego, a Metropolis Special nie sprostało tym wyobrażeniom. Nie oceniasz opowiadania, a to, jak je sobie wyobraziłeś zanim zacząłeś czytać w starciu z tym, jak ono wygląda rzeczywiście.

Co do uproszczeń i poruszonych przez Ciebie zakolanówek to odsyłam Cię Kruku do mojego poprzedniego tekstu (o fenomenologii i ontologii), znajdziesz go w dziale eksperckim. Tam została poruszona kwestia miejsc niedookreślenia i konkretyzacji czytelniczych. Wbrew temu, co Ci się wydaje określenie „są seksi” będzie oddziaływać na większą ilość czytelników niż „są seksi, bo…”. Dlaczego? Bo w tej pierwszej wersji, każdy wyobrazi je sobie w taki sposób, jaki jest dla niego najbardziej seksi. Ta druga wersja będzie narzucać czytelnikowi dokładny wygląd zakolanówek, co może całkowicie rozminąć się z wyobrażeniami i „podnietami” większości czytelników. Te zakolanówki nie wnoszą do opowiadania nic, oprócz tego, że są przedstawieniem seksowności blondynki.

Pozdrawiam
Smok

Smoczy Smoku,
Nie deprecjonuję wartości opowiadań – są taką samą literaturą jak sonet, powieść czy cokolwiek innego. W przeciwnym razie nie zajmowałbym się pisaniem i czytaniem opowiadań (erotycznych) od przeszło dekady. Banalność jest zarzutem wobec tego jednego opowiadania pt. ” Metropolis special”.
I nie jest to zarzut pod adresem samych wydarzeń, lecz wobec sposobu ich opisania.

„Umówmy się, ja z Tobą nie dyskutuję w kwestii BDSM, Ty ze mną nie dyskutuj w kwestii teorii literatury, a już zwłaszcza na gruncie ontologii literatury, ok?”
Nie zgodzę się z Tobą, ponieważ w ten sposób zaklejasz mi usta solidną taśmą „Smok wie lepiej” i jakiejkolwiek kwestii związanej z NE i publikacją tutejszych opowiadań.
Może zróbmy tak: dyskutujmy i o jednym i o drugim wzajemnie się od siebie ucząc.

Tak – ja wszystkie uwagi kieruję do Smoka, czyli do autora – nie do narratora (kreowanego przez Ciebie), nie do Wojtka (kreowanego przez Ciebie) i nie do blondynki (wykreowanej przez Ciebie).
Nie utożsamiam Wojtka z Tobą i nie utożsamiałem narratora z autorem, pytając czy to prowokacja literacka jest.

„Nie klasyfikuję na lepsze i gorsze globalnie. Klasyfikuję na lepsze i gorsze wg mnie. Takie, które bardziej mi odpowiadają stylem i formą i takie, które odpowiadają mi mniej.” – powiedz to wszystkim autorom, których teksty odrzuciliśmy, bo nie nadawały się do publikacji na NE.

A jeśli chodzi o zakolanówki, Ty upierasz się że wystarczy dodać „wyuzdana” do rzeczownika „kobieta” żeby poruszyć coś w czytelniku, ja natomiast (nauczony na własnych błędach) uważam, że trzeba narysować kontekst, sposób zachowania, tło, na którym to słowo będzie miało znaczenie. Seksi zakolanówki nic nie znaczą bez rozwinięcia, emocji jakie wywołują, reakcji organizmu, bez opisu motyli w brzuchu. To pusty zwrot.

Smoku, zarzut że spodziewam się po Tobie więcej jest jak kulą w płot.
Nie miałem wyobrażeń jakie to będzie opowiadanie. Spodziewałem się, że będzie DOBRE.
Tak jak danie w restauracji – wchodzisz spodziewając się bogactwa smaków (bo zwykle tak było) a dostajesz płaską, przesłodzoną potrawę.
A w dodatku kucharz przychodzi do Twojego stolika i kłóci się z Tobą, że niczego nie wiesz o gotowaniu. ;]
Może o gotowaniu wiem niewiele, ale jestem wyrobionym smakoszem i na jedzeniu znam się dość dobrze.
Od przystawki, przez danie główne aż po słodkie desery.
I umiem nawet w słodyczy rozpoznać zakalca.

Kruku, ciężko się dyskutuje, kiedy piszesz coś w jednym komentarzu (sam sobie zresztą zaprzeczając), kiedy Ci na to zwracam uwagę piszesz, że to nie o to chodzi. To powiem Ci już szczerze, że ja naprawdę przestaję rozumieć o co Ci chodzi. Chciałeś się uzewnętrznić na temat opowiadania to się uzewnętrzniłeś. Zwróć tylko uwagę, że ja nie piszę nigdzie, że moje opowiadanie jest świetne. Dyskusja przeniosła się bardziej na poziom akademicki, teoretyczny i oderwała od konkretnego utworu.

Wiesz, nie zamykam Ci ust, powołując się na swoją wiedzę dotyczącą teorii literatury, którą jak wiesz studiowałem z wielkim umiłowaniem. Nie chciałbym jednak, byśmy doszli do momentu, w którym będę zmuszony napisać pod Twoim komentarzem jedno słowo – bzdura. Tak jak opowiadanie może Ci się nie podobać, tak wchodząc na grunt teorii widzę, że zaczynasz stąpać po niepewnym gruncie, zupełnie jak ja w BDSMie. Stąd to porównanie. Pisz co chcesz, ale jeśli ktoś twierdzi, że autor jest narratorem to we mnie wewnętrznie pojawia się taki trochę uśmiech… nie powiem czego.

Wracając jeszcze na chwilę do zakolanówek… Ty twierdzisz, że trzeba narysować kontekst, ja użyłem przedstawienia wprost. Dlaczego uważasz, że Twoje jest lepsze niż moje? Dlaczego jeśli narrator uznał, że w zakolanówkach blondynka wygląda wyuzdanie czy seksownie musi do tego coś dorabiać. Przedstawił fakt ze świata przedstawionego takim, jakim go widział. Dodatkowo pozwolił, by każdy wyobraził sobie takie wyuzdanie jakie lubi (jeden na przykład dodał do tego mocniejszy makijaż, drugi przygryzanie warg, trzeci czytelnik wyobraził ją sobie w jakiejś niegrzecznej pozie, a czwarty pomyślał o tym, że blondynka robi mu loda z głębokim gardłem). Każdy z nich wyobraził sobie pewne wyuzdanie tej postaci. Nie trzeba wykonywać żadnej akcji, by być wyuzdanym (to stan, który nie wymaga działania). Można być wyuzdanym przez wygląd (a ten opisałem jako połączenie niewinności i prowokacji), a nie przez to, jak się człowiek zachowuje. Inaczej niż Ty byś to zrobił, ale to nie znaczy, że lepiej, czy gorzej.

Kruku, piszesz:
„Smoku, zarzut że spodziewam się po Tobie więcej jest jak kulą w płot”. By jedynie przypomnieć Twój pierwszy komentarz:
„Proszę mi oddać starego Smoka Wawelskiego”.
Kruku, nie pieprz mi, że nie podszedłeś do lektury z konkretnym nastawieniem. Ty piszesz jak wyżej, zooza o tym, że sprawdzała autorstwo, Koper też o tym, że spodziewał się innej narracji. Zawsze, ale to zawsze podchodzimy do lektury z jakimś nastawieniem, a już do lektury tekstów kogoś, kogo czytaliśmy w przeszłości, przede wszystkim. To się nazywa doświadczenie czytelnicze. Porównywanie jest naturalną cechą ludzką, nie neguję tego. Ale proszę, nie wmawiaj mi, że nie liczyłeś na opowiadanie w stylu poprzednich.

A co do Twojego kulinarnego porównania to powiem Ci tylko tyle, że jeden lubi bezę z lodami, a ktoś inny nie wyobraża sobie dnia bez ogórka kiszonego.

Pozdrawiam
Smok

Smoku,

Zdecydowanie wolę Twoje opowiadania grozy. Cyklem „Revenscar” zyskałeś moją sympatię. Ostatnie teksty, w mojej opinii, są… No, właśnie, ciężko mi nawet określić jakie. Gdybym napisała „nijakie” byłabym niesprawiedliwa. Bo to nie jest zwykłe klepanie w klawiaturę. Zawsze starasz się zobrazować emocje bohatera i całkiem nieźle Ci to wychodzi, za co należą Ci się brawa.
Powyższe snucie jest przesłodzone. Jednak jest to oczywiście rzecz gustu. Nie można Ci czynić z tego powodu zarzutu, że opisałeś wymyśloną przez Ciebie historię w delikatny sposób. Nie każdy musi lubić rzemienie. Tyle, że nawet te słodkie opowiastki można napisać znacznie lepiej.
Zarzutem jest to, że tekst jest słaby z punktu widzenia stylistycznego. Od groma niezgrabności językowych, skrótów myślowych, „hasłowych” sytuacji, które wręcz proszą się o rozwinięcie, co z pewnością wpłynęłoby na pozytywny odbiór całości tekstu.
Nie wiem dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że opowiadanie jest napisane na kolanie, pospiesznie, chaotycznie. To jest dla mnie największy minus. Przyzwyczaiłeś mnie do znacznie wyższej jakości literackiej.

I jeszcze jedno, co od razu rzuciło mi się w oczy: kwestia wstępu. Bodajże drugi raz zaczynasz opowiadanie od tego, że główny bohater dostaje zlecenie na napisanie tekstu. Zastanawiam się… Może to być zarówno plusem – Twoim znakiem rozpoznawczym (swoją drogą – ciekawy pomysł), jak i minusem – świadczącym o braku inwencji, wyczerpaniu pomysłów na rozpoczęcie historii.

Mam nadzieję, że niebawem uraczysz nas czymś, w czym jesteś bardzo dobry – grozą.
Pozdrawiam,
kenaarf

Napisane dziwnie, bo czyta się z trudem, a jednak nabiera na łopatę. Dzięki właśnie temu, że tak się czyta, z nijakim trudem, biedny czytelnik nic nie podejrzewa, myśli, że jest coraz gorzej i naiwniej a tu grzmot przeszywa niebo i autor ma go w garści. Dałem się nabrać i końców końcem spodobało mi się.

Miło mi, że udało się kogoś nabrać 🙂

Napisz komentarz