Kamila – Magyarország (Boober)  3/5 (13)

15 min. czytania
Lies Thru a Lens, "Rachel", CC BY 2.0

Lies Thru a Lens, „Rachel”, CC BY 2.0

No dobra, nalej mi jeszcze tego wina… Tylko ostrzegam, jak ta historia wypłynie gdzieś na wierzch, to osobiście zatłukę… Gołymi łapami, tak że identyfikować cię będą po kodzie DNA, bo na kartotekę dentystyczną nic nie zostanie do porównania…

Znasz Kamilę? No. Wiesz, że jeżdżę z nią od ładnych już paru lat na wakacje. Zazwyczaj na Węgry – Kamila jest wręcz niepoprawną hungarofilką. Od lat podróżujemy we dwójkę – Kamila i ja. Babski wypad, mój zostaje w domu, a ja odpoczywam od wszystkiego – pracy, domu, miasta, totalny reset. Teraz to już jeździmy we trójkę, z Patką. Ale wcześniej tylko we dwie.

W tamte wakacje wylądowałyśmy w takiej małej mieścinie nad Balatonen, spokój, cisza, plaża… Wyjazd załatwiała Kamila, więc nic dziwnego, że plaża była dla bezciuchowców. Opalamy się, wieczorem jakieś drobny wypad na balety… No raj. Trzy tygodnie słodkiego nieróbstwa. Mamy czas dla siebie. Winko, czasem co i milszego… No co się gapisz… Tak, wylądowałyśmy w łóżku, i to nie raz. Nie mów, że nie wiedziałaś, że Kamila jest les? No, przecież to wszyscy wiedzą. I jest śliczna, a ja tam nie jestem ortodoksyjna.

Widzisz, co to wino ze mną robi?

No i co z tego, że mam męża? Że co, rogi mu przyprawiam? Daj spokój, to przecież Kama, znamy się od pieluch… Inny facet – owszem, to nieuczciwe. Ale Misiek nie jest kobietą i nie jest mi w stanie dać tego, co czasem daje mi Kamila. Nie da mi możliwości wtulenia się po wszystkim w miękkie, ciepłe piersi… No. A Kamila, sama wiesz, oddychać ma czym… A jakie miała, jak Patkę piersią karmiła… No, ale bez dygresji, bo nam wina nie starczy. Albo wiesz co, skocz od razu po następną flaszkę, bo coś mi w gardle od tego gadania zasycha.

No, to wracając do przerwanego wątku. Mieszkamy sobie na prywatnej kwaterze, trzy pokoje na krzyż. Pierwszy tydzień jesteśmy tam same. Ale w piątek zjechała para Węgrów. Chłopak i dziewczyna, coś mniej więcej pod trzydziechę. No, to rutynowe pozdrowienia przy kolacji, ale potem w sobotę spotkałyśmy ich na plaży. Koleś, słuchaj, takie ciacho, że od razu zrobiło mi się jakoś tak miękko. Umięśniony jak młody Adonis, lekko już opalony, ma ramionach dziary… No co się śmiejesz? No dobra, masz rację, od dziar to go zaczęłam oglądać, ale mówię ci, miał genialne płomienie na ręce zrobione, w kolorku… A, tak w ogóle, to widziałaś moją żmijkę? Piękna, nie? Pół dnia ją Precel cieniował, ale każda łuseczka jest… Artysta to on jest, nie ma co. No, a ta dziewczyna też miała tatuaż, taki mały, różyczkę na lewej piersi. Nic specjalnego. W ogóle to ona taka była „nic specjalnego”. Ani jakaś niesamowicie zgrabna, twarz z gatunku tych, co się w pięć minut zapomina, idealna panna nikt. Jedyne co się w oczy rzucało, to pięknie zrobione pazurki. W ogóle tak rąk wypielęgnowanych jak ona miała, to ja nie mam nawet zaraz po wyjściu od Agaty z salonu.

Dobra, polej jeszcze. Może być różowe.

A, co z tym ciachem? No, też na gołej się opalali. Ciacho oprócz klaty miało też całkiem niezły interes. A ta jego kobieta, okazało się, jak zdjęła na plaży ciuchy, że w ciąży. Nie jakaś tam szczególnie zaawansowana w temat, czwarty, może piąty miesiąc. Ot, dopiero zaczął się jej brzuszek zaokrąglać, ale piersi już miały ten specyficzny, ciążowy wygląd. Jak oni nas zobaczyli na plaży, to po paru słowach jakoś się tak przysiedli. Wiesz, że sąsiedzi, razem na kwaterze… Pogadaliśmy o pogodzie, pierdołach, dupie Maryni tak zwanej.

Oni coś tam, że okolica miła, że i pozwiedzać jest co… To Kama, że do zwiedzania to ona tak nie do końca, bo ma na co dzień taki młyn, że na urlopie to najchętniej nie robi nic… Takie tam pieprzenie kota… Się ta gadka od słowa do słowa toczy, a ja tu czaję, że Kama gębę zamknęła i tylko, wyrysuj sobie, obcina jedno i drugie z góry do dołu. Że dziewczynę – nic dziwnego. No fakt, niby nie piękna, ale miała w sobie takie coś, co uwagę przykuwało. A Kama, wyrysuj sobie, to na nią, to na Imre. No o co, kurde, kaman? No dobra – Imre jest ciacho, ale to raczej na mnie powinna jego zajebistość działać. Gadamy sobie, w pewnym momencie przeszliśmy na niemiecki, bo jego Hochdeutsch był o niebo lepszy niż moją węgierszczyzna, a ta nic, tylko się gapi. I to na jedno raz, a na drugie za chwilę.

No to od razu jak tylko połapałam się w temacie, to ją trącam i mówię, po polsku na wszelki wypadek, że chyba nie zauważyła, ale dziewczyna ma męża. A ona mi na to „Spoko, ty też masz, i co? Zresztą nie o to mi chodzi…” No to ja do niej, że przepraszam, ale o co? A Kama na to, że mam się nie przejmować i pozwolić jej, żeby się ciasteczko zaczęło marynować. Tak mi powiedziała. No to ja już nie wiedziałam, co robić. Widzisz, Kama ma jakąś specyficzną zdolność do wyłapywania osób, które w jakiś sposób dzielą jej upodobania. No szósty zmysł, radar, czort wie co. Jak mi takim tekstem zajechała, to od razu przyszło mi do głowy, że coś wyniuchała, może chce ciężarówkę zaliczyć. W sumie ja to też bym nie pogardziła, mówię ci. No ale co mam powiedzieć temu jej facetowi, że moja przyjaciółka nabrała ochoty na jego żonę? I co? A wiesz, że Kama jest szalona i potrafi takie numery wywijać, że niektórym na samą myśl kapcie z nóg spadają.

No lej, lej, na co czekasz, przecież widzisz, że pusto…

Wiesz, na plaży wtedy sytuację uratował wiatr. Powiało, coś tam się przewróciło, coś wylało, chemia poszła, po zawodach. Prawie. „Ciasteczko zaczęło się marynować”. Ostro zrobiło się wieczorem. Zjadłyśmy jakąś kolację, gadamy, ja wino popijam, Kama nie, bólem brzucha się wymawia. Ta dwójka siedzi w salonie i jakieś wiadomości w telewizji ogląda. No. To ja sobie spokojnie usiadłam na kanapie, książeczkę czytam, a ta się do nich dosiada i zaczyna jakąś bajerę. Rybcia, niech sobie gadają. Mam książkę, zresztą nic mi się specjalnie nie chce. Ta cała Maja poszła do pokoju, przynosi jakieś papiery, zdjęcia, patrzę na moment, a ta jej pokazuje USG. No kurde, rozumiem, ale chwalić się obcej w sumie dziewczynie swoją ciążą? Dobra, zresztą, nie mój cyrk, nie moje małpy. Nie wiem, co tam im jeszcze nagadała, ale piąte przez dziesiąte coś na temat wieczornej kąpieli w basenie. No, basen to było za mocno powiedziane – ot, taka większa wanna, w jednym narożniku w ogóle jakieś jacuzzi, czy co. Oni coś tam najpierw nie tego, ale w końcu się zgodzili. Kama oczywiście mnie ciągnie też. Dopiłam wino, co mi z obiadu zostało i idę za nimi.

Żebym ja wtedy wiedziała, jaki ona numer kombinuje i po co ja jej jestem… W życiu bym do tej wanny nie wlazła. No ale że już we łbie lekko szumiało, to zarzuciłam jakiś ręcznik i potupałam tam z nimi.

Siedzimy. Woda w sumie ciepła, banieczki bulgoczą. Ja i Imre sączymy. On browarka, ja ciągle wino. Gadamy o dupie i słupie. Wszystko grzecznie. To znaczy bez ciuchów siedzimy, no ale to jakby kontynuacja z plaży. Gadamy. W końcu ta Maja pyta, czy my jesteśmy parą, znaczy z Kamilą. No to się śmiać trochę zaczęłam, bo wiesz sama, jak jest. A tu Kama jak nie pierdolnie, że może parą to lekka przesada i określiła by to jako „friends with benefits” – tak powiedziała, kurde, angielszczyzny jej się zachciało. No dupą się z nogami nakryłam.

Że niby my to tak na stałe? No jasne! A ta, uważaj, dalej leci z nawijką, że w sumie to w ogóle jest sprawa nieco bardziej, bo czasem każda z nas ma niezależne przygody, jakieś mniejsze czy większe romanse… Żebym ja wtedy wiedziała, co ona kombinuje, to normalnie bym z tej wody wyszła, a i jeszcze jej po gębie dała. Ale raz – nie wiedziałam, a dwa – no trzeźwa to ja z pewnością nie byłam. Myślę sobie, że to kolejny przypał Kamy, wiesz, z gatunku tych „ale o tym, że prezydenta porwali Talibowie to czytałaś?” i robię dobrą minę do złej gry. A ta, wyrysuj sobie, się rozkręca. Że my to w ogóle taki związek otwarty, że czasem nawet jak się jest z kimś na stałe, to małe coś na boku, bez zobowiązań, działa odświeżająco… Ona, rozumiesz, płacząca mi w rękaw przez całą noc, bo dowiedziała się, że jej była puszczała ją przez miesiąc kantem.

No tak, było tak. Jakieś pół roku przed tym wyjazdem. Całą noc mi ryczała, jaka to ona jest nieszczęśliwa, jaka ta Agnieszka była podła, że ona się zaangażowała, a ta tylko o seksie myślała, a nie o niej… No co robisz takie oczy? Co, że takiej Kamy nie znasz? A widzisz?

No, to ksero z kota, i słuchaj dalej.

To teraz patrz. Sytuacja jest taka, że Kama leci z bajerką już na całego. Wkręca tą dziewczynę, Imrego jakby w ogóle nie było. Nawija jej twardo, że czasem trzeba świeżego powietrza i tak dalej. Co najlepsze, Imre jakby tego nie słyszał. Pełna, kamienna powaga. Wtedy to ja myślałam, że jest aż tak pewien wierności dziewczyny. W sumie miał podstawy – w ciąży z nim była. Ale widzę, Maja tego słucha i coś zaczyna ją brać. Dobra, spoko, sobie myślę, Kama podrywa dziewczynę. Ja tam do jej podbojów nic nie mam. A ta, jak tamci na moment coś tam między sobą ustalają, wali do mnie po polsku, że, czaisz bazę, ona mi wystawi Maję i mam ją zawinąć stąd, znaczy z tego jacuzzi. No to ja, wiesz, śmieszek do tego, bo w sumie jest miło, ale walę, po kiego mnie swata? A ta, że wpadła na pomysł, żebym spróbowała innej piczki. Tam mi powiedziała.

Kurde, no żebym wtedy tego wina nie wypiła tyle, to pewnie bym na to nie poszła. A ta mi jeszcze dolewa, a wolną ręką mnie po udzie zaczyna smyrać. No lubię te jej drobne paluszki, to i mi się miękko w kolanach zrobiło. No wie cholernica, jak mnie urobić. Dobra, myślę sobie, co się dzieje w Vegas, zostaje w Vegas. Patrzę, co Kama robi. A ta słuchaj, łysego na trwałą zaczyna namawiać. W końcu zawodowiec, dziewczynę to rozpracowała w pięć minut. Ale na patencie ją zrobiła pięknie. Coś tam zaczynają gadać, że ciąża, że jej siostra też już ma dzieciaczka, że uroczy, że tak słodko, że kobieca taka się od tego zrobiła, pierdu pierdu. A potem wali, że siostra to tylko w ciąży narzekała, że plecy ją bolą, bo w sumie szczupła była, a tu i duży brzuch, i piersi urosły… I centralnie się jej w cycki wgapia. A mnie już drugi palec pcha między nogi. I dalej nawija. Że najlepiej to jak dobry masaż.

No, to ta faktycznie przyznaje, że czasami ją plecy pobolewają, jak dłużej musi przy komputerze, czy coś takiego. No to Kama, że takie życie, praca i te sprawy. I jak nie walnie, że jej siostrę to ja uratowałam. No! Kurwa, jak? Raz – ona żadnej siostry nie ma. Dwa – ja to jestem w stanie zakwasy i kontuzje rozmasowywać, jak mi dzieciaki na treningu za ostro w pole wchodzą. Pojęcia nie mam o masowaniu kręgosłupa, i to jeszcze ciężarówki. No myślałam, że się przesłyszałam. Ale Kama mi takie spojrzenie wali, z cyklu „milcz i rób, co mówię”. No to dobra. Nie wiem, o co chodzi, ale się uśmiecham.

A ta dalej nawija – jaki to masaż jest rewelacyjny, jakie ja to mam zręczne palce. Ale przynajmniej mnie podmacywać przestała, bo teraz jej obie ręce były do gadania i tłumaczenia potrzebne. No i ostatecznie tak jej nawkładała w tą łepetynkę, że dalej poszło łatwo. Wiesz, jak to ona potrafi. Niby od niechcenia, rzuciła, że w sumie to dla mnie pewnie nie będzie problemem zafundować jej małą sesję rozluźniającą. I centralnie mnie szczypie pod wodą. Że niby ma mi nawet przez głowę nie przejść, żeby odmówić. No to nie odmówiłam. Pogadaliśmy jeszcze parę minut, ona jeszcze porobiła mi reklamę. A jak się Imre na moment odwrócił, to mi pokazuje, że mam tą matkę-Węgięrkę brać ze sobą do domu. Oczy jak pięć złotych zrobiłam. Coś tam zaczęłam kręcić na temat masowania, oliwki, w końcu mówię do niej, znaczy Mai, że najlepiej to jak pójdziemy do mnie, albo do niej, wezmę jakiś olejek czy balsam, to coś na plecy poradzę, ale nie tu, bo miejsca za mało. No farmazony jakieś No to się zawinęłyśmy w ręczniczki, klapeczki, wióra na górę.

No. Na górze to ostatecznie poszliśmy do niej. Gadam tam od czasu do czasu, coś tam napomykam, że Kama to trochę mnie przeceniła, że jakąś tam rewelacyjną masażystką nie jestem i tak dalej. No ostatecznie najpierw posadziłam ją na łóżku, zaczęłam jej kark opracowywać. No faktycznie, beton miała tam zbrojony jak jasna ciasna. No to działam z tematem. Wszystko grzeczniutko, ja się szybko w dresik przebrałam, ona ręczniczkiem owinięta, no Wersal proszę ciebie. Zeszło nam trochę, zanim faktycznie jej ten grzbiet opracowałam. Ale ta się cieszy, lepiej jej. No. To leci następny zonk. Bo Maja ten ręczniczek zdejmuje, frontem do mnie się usadza, i że od paru dni to jeszcze ją boli biust. No jasne! I co ja mam? No to ta do mnie, że jakbym jej tak rozmasowała, to może byłoby lepiej. Nie, no pewnie, czemu nie? Jak już Kama wróci, to ją zamorduję, myślę sobie, ale co mam dziewczynie powiedzieć? Że ma spadać? Miła jest, krzywdy mi żadnej nie robi. To dawaj, położyłam ją na plecach, ręczniczek jej kulturalnie na strategiczne obszary kładę i dawaj za te jej cycki się biorę. No niby fakt, miała je ponapinane, ale bez przesady, sama przed okresem potrafię mieć twardsze. Ale jak boli, to boli. Masuję ją tam, delikatnie, żeby to wszystko rozprowadzić, a jej nie urazić jakoś, a ta mi zaczyna posapywać. To ja na nią oko, czy przypadkiem nie za mocno. No to mnie zatkało. Babeczka mi zaczyna stękać, ale w zupełnie inny sposób. Jasne, poczułam jak jej cycki wstały, ale bez przesady. To był całkiem nieerotyczny masaż, czysto leczniczy. A ta mi tu zaraz dojdzie…

No, lej, lej i słuchaj dalej.

To tak. Ja tej ciężarówce obrabiam biust, ta mi zaczyna sapać, tyłkiem podrzucać… No jak tak, to tak. Jadę ręką jej pod ten ręczniczek, gdzie trzeba, gotowa jakby co się wycofywać. A ta, jak tylko poczuła moje palce między nogami, to jak mnie za tę rękę nie chwyci, jak nie przyciśnie sobie do broszki… No całkiem popłynęła. Mokro miała na potęgę. Długo nie potrzebowałam jej smyrać. Chwyciła mnie za tą rękę, co pieściłam ją między nogami i pojechała na pełnym wokalu, coś tam sobie dodając po węgiersku.

Wszystko fajnie, sobie myślę… Babka leży, na łóżku, dochodzi do siebie, oddech usiłuje złapać. Pieścić ją oczywiście przestałam, no ale nie wstanę i nie wyjdę po takiej akcji, jak klient z burdelu. Sobie myślę, że szkoda, że jakiejś flaszki nie wzięłam ze sobą, bo bym się napiła. Znaczy nawet nie wina, ale czego mokrego, w końcu trochę się napracowałam. A ta Maja mnie w tym momencie zaczyna jakieś przepraszanie mamrotać. No to pytam, o co chodzi, a ona do mnie, że w sumie to przeprasza, że nie powinna, bo przecież powinna mi powiedzieć… No to ja pytam, o co chodzi. A ta jak mi powiedziała, to się mocno musiałam pilnować, żeby nie walnąć śmiechem. Bo na mnie przeprasza i mówi, że zawsze miała bardzo wrażliwe piersi, a teraz, jak jeszcze jest w ciąży, to się jeszcze bardziej wrażliwe zrobiły. Że naprawdę ją bolą, ale czasem to wystarczy, że stanika nie założy, to jak się jej sutki o koszulkę ocierają, to robi jej się mokro, a raz nawet doszła.

No to ja do niej, że dobra, nic się nie stało, miło było, najważniejsze że plecy rozmasowane, a orgazm to dodatkowo i bez zobowiązań. A ona, że chciałaby się jakoś odwdzięczyć, czy co. No dobra, jakie co? sobie myślę, a do niej walę, że bez przesady, żadnych zobowiązań. No przecież nie powiem jej, że jeszcze przez Kamę mam mokro, a i jej wyczyny też nie przeszły bez echa. A ona na to, że tak jej jakoś głupio, że ja nic z tego nie miałam i przysuwa się do mnie. No to jak tak, to tak. Objęłam ją, przytuliłam, niby niezobowiązująco, czekam co będzie. Chwila moment czuję jej usta na szyi. Coś tam mi się w głowie kotłuje, że to nie bardzo, że ona chłopaka ma, ale wino mi w głowie szumi, poszłam na całość. Słuchaj, jakie ona miała zwinne te wypielęgnowane dłonie, to sobie nawet nie zdajesz sprawy. Wtedy już powinnam się połapać, że coś ona za dobra w tym sporcie była, jak na przykładną dziewczynę. No ale wtedy jakoś mi nie bardzo zależało na ustalaniu, czy jest bi, czy co. Wypieściła mi każdy kawałek ciała, trzy razy i w każdą stronę. A jak na koniec zrobiła mi języczkiem, to z kwadrans wracałam do rzeczywistości. To była zdecydowanie najgenialniejsza mineta, jaką zaliczyłam od dłuższego czasu. I to jest prawda, że żaden facet tak nie potrafi. Potem jeszcze się trochę poprzytulałyśmy, w końcu Maja zasnęła. Myślę sobie, trzeba spadać, bo trudno będzie mi wytłumaczyć, że masowałam ją dwie godziny, a łóżko wygląda jak pobojowisko.

Jakoś tam się pozbierałam, godzina się zrobiła taka, że nawet nie spodziewałam się, że Kama jeszcze w tej wannie siedzi. Poszłam sobie do łazienki, ulżyłam przyziemnym potrzebom, ściągnęłam sporego łyka wina z butelki z lodówki i w tym dresiku popylam do naszego pokoju. Ale palić mi się chciało, to wyszłam na taras, myślę sobie, spalę, wejdę do sypialni przez drzwi od balkonu, bo pamiętam, żeby otwarte zostawiłam. No i dobrze, że tam tędy poszłam, bo jakbym tak wylazła od razu do pokoju, to pewnie zawału bym dostała. No bo słyszę już na tarasie, że jest ostra akcja. No szybciutko sobie dwa do dwóch dodałam. Zaglądam do pokoju tak wiesz, z partyzanta przez firankę, a ta uważasz, parzy się z Imre. Dokładnie. Nie kocha, nie uprawia seksu, nie „idzie do łóżka”, tylko parzy. Jak zwierzak. Leży na plecach, nogi zadarła, ten klęczy na podłodze i robi męską robotę. Widzę, jak skaczą jej piersi, jak ten klapie biodrami o jej pośladki, słuchaj, ale to jak porno. Zero emocji, zaangażowania… On się w zasadzie tylko o nią opiera, żeby równowagę trzymać, a Kama jak z kamienia. Nawet nie drgnie. Brakuje tylko, żeby gumę żuła, albo peta ćmiła. W końcu on doszedł. Jeszcze chwilę w niej potrzymał, podniósł się. Ona do niego głową kiwa, koleś spodenki naciągnął i wychodzi. Tylko poczekałam, aż zamknie za sobą drzwi, wpadam do tej sypialni.

Oczywiście Kamie od razu na twarz pytanie, o co tu kurwa chodzi. A ta nic. Że to nie jest moja sprawa, z kim ona się pieprzy. No to ja, że przecież do tej pory raczej z facetami to nie bardzo, więc się dziwię. A ona na to, że mam się nie dziwić, bo dziwką zostanę, odwraca się do ściany i udaje, że jej nie ma. No nie, to nie. Będzie chciała, sama powie. Ale głupio mi się zrobiło ostro. Nieco jednak wytrzeźwiałam i cała sprawa zaczęła być dziwna. Wiesz, Kama lubi czasem dziwne gierki, ale jak na gierkę to jednak było przegięcie. No kij z tym, poszłam spać.

Okej, wlej wszystko, i tak już kończę, ale pamiętaj, tej historii w ogóle nie było.

No, to rano Kama jak gdyby nigdy nic. Z parką kontakt całkiem uprzejmy, udajemy, że nic się wieczorem nie zadziało. Oni się rano zbierają, bo weekend się kończy. No to my, że miło nam było. Oczywiście wszyscy kulturalnie nie podejmują tematu wczorajszej nocy. Zresztą, może oni też mają „związek otwarty”. Pojechali. A my znowu, plaża, słoneczko, lenistwo, temat przysechł.

Trzy tygodnie minęły, jak z bicza strzelił. Jest piątek wieczorem, siedzimy sobie, ktoś przyjeżdża. Patrzę, a to Maja i Imre, Znowu na weekend przyjechali się poopalać. Słodziutko. Gadamy, znowu lądujemy w tym jacuzzi. Kama wyluzowana, spokojna, zero napięcia, Imrego jakby nie zauważała. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się, wieczorem oni do siebie, my do siebie. Kama się w łóżku do mnie przytula, jakaś taka spokojna, odprężona…

Pierdolnęło rano. Wstaję, patrzę, Kamy nie ma. Wylazłam, koszulę na grzbiet wciągnęłam i idę do kuchni kawę zrobić. I centralnie przed drzwiami wpadam na Kamę i Imrego. Dokładnie w momencie, kiedy Kama wręcza facetowi plik eurówek. Na moje oko – coś koło dwóch tysi. No tego nie mogłam nie zauważyć. Pytam ich, w co tu się, kurwa, gra. A Kama mówi, że spokojnie wytłumaczy mi po drodze. Imre patrzy na mnie, jak na dziką. Jakbym powinna wiedzieć coś, czego, kurde, nie wiem. Coś tam burknęłam, idę do tej kuchni. A tam stoi Maja. Cała szczęśliwa, uśmiechnięta. A ja wkurzona. Ale ta się tak uśmiecha, to się uśmiecham też. A ta wypala mi, że dzięki nam, czaisz, nam, ich Wiola będzie miała wyprawkę marzeń. No zdębiałam. Dokumentnie. Teraz to już kompletnie nic nie rozumiałam. Maja jeszcze coś do mnie pogadała, ja tą kawę zrobiłam, nalałam do kubka i poszłam na górę. Kama siedziała na kanapie, coś trzymała w garści i gapiła się jak urzeczona. No, tak jak myślisz. Test ciążowy. Pozytywny.

No to ja pytam ją, o co tu kurwa chodzi? No to ta się rozkleja. Godzinę mi gadała. W skrócie – Imrego poznała cztery miesiące temu, przez Internet. Ktoś komuś coś gdzieś, nie wchodząc w szczegóły, po prostu wynajęła chłopaka jako rozpłodowca. Układ był czysty i prosty. Ona mu płaciła dwa patyki w euro, on robi jej dziecko. Wypłata po pozytywnym wyniku testu. No. Takie jaja. A po co ja pojechałam? Bo bała się, że sama nie da rady. Rozumiesz? Potrzebowała, żebym ja przespała się z dziewczyną Imrego, żeby ona zdobyła się na pozwolenie, by zrobił jej dziecko za własne pieniądze. Kurwa, normalnie chyba nawet w tych debilizmach w TV by takiego numeru nie wymyślili…

No, a teraz daj tą wódę, co mówiłaś, że masz…

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Podoba mi się konwencja pseudowywiadu z pominiętymi pytaniami, zręcznie utrzymana w całej opowieści. Specyficzne wyrażenia, które mówią sporo o bohaterce między wierszami – ot choćby 'wyrysuj sobie’. Zazwyczaj kiedy sama wtrącam jakieś powiedzonka czy frazy slangowe wyrzucam je przy drugim czytaniu całości. Nie czuję się dobrze w tworzeniu takich bohaterów, a tego rodzaju język wydaje mi się prostacko nie na miejscu. Ale tu Boober zgrabnie utrzymał konwencję językową bez uszczerbku dla postaci. Trochę jak z wulgaryzmami w „Dzidzi” Grega – warstwa językowa bohaterów jest na miejscu.
Epizod z napaloną ciężarną może się wydawać mało realny, ale paradoksalnie wzmożone zapotrzebowanie na seks zdarza się całkiem często w takich momentach ;). Ale perwersyjny epizod prokreacyjny mnie zaskoczył. Brawo Gryzoniu!

zooza

Eksperymenta stylistyczne wielce ciekawe. Spójne i konsekwentne od pierwszego do ostatniego akapitu.
Przyznaję, że czytałem w mało sprzyjających okolicznościach i na telefonie więc nie wiem czy to nie zaburzyło odbioru, ale…
Wygibasy językowe i styl bliski knajackiemu jest zjadliwy dla mnie w dwóch przypadkach – jeśli opowiadanie jest zabawne (vide tekst Grega) albo w przypadku wartkiej i wciągającej akcji.
Doceniam styl, ale zupełnie nie zostałem wciągnięty przez tę historię. Nudy panie..

Przegadane to jest i nawet pomysł z prokreacją za kasę nie zagrał, tak jakby mógł zagrać.
A składników było tak wiele i tak smakowitych… Same perwersje; seks lesbijski, seks z ciężarną, seks w czwórkę, trójkę, dwójkę, zdrada – podwójna zdrada, wyrzuty sumienia, rozpasanie erotyczne, seks za pieniądze, dawca nasienia – miałeś bogactwo smaków erotycznych a utopiłeś wszystko w tłustym jednostajnym sosie narracji.
Szkoda…

Podobnie jak zoozie podoba mi się konwencji opowieści – monologu, snutego językiem potocznym. Wiemy, że istnieje rozmówczyni, która słucha; wiemy też, że serwuje wino, ale Autor nie dopuszcza jej do głosu – w moim przekonaniu zdecydowanie bez szkody dla tekstu. Mało takich opowiadań na portalu, więc pod względem konstrukcyjnym to się wyróżnia. Pozytywnie.

Natomiast konwencja nakłada pewne ograniczenia, jak choćby brak wyrazistych opisów zbliżeń. Autor pozostawia ogromne pole do popisu wyobraźni. Choć moja wypełniła to, co przez Gryzonia nienapisane, nie miałabym nic przeciwko, gdyby pokusił się kiedyś o rozbudowanie tekstu – to, co zaprezentował powyżej, mogłoby być wątkiem graficznie wyrażonym kursywą, poprzeplatanym dokładnie skonstruowanymi i opowiedzianymi scenami. Ale to taka moja zachciewajka 🙂

Tekst mi się podoba, żeby nie było wątpliwości 🙂

Dobry wieczór,

muszę przyznać, że bardzo lubię te opowiadanie. Jest trochę w klimacie „Plaży”. Też narracja pierwszoosobowa, też bohaterki, które wiele widziały i raczej nie dadzą sobie wcisnąć kitu (choć jednak w „Plaży” były większymi twardzielkami), fabuła wprawdzie zupełnie odmienna, ale styl rozpoznawalny i jak sądzę, trudny do podrobienia. Czytało mi się wyśmienicie, całość połknąłem na jeden raz. Prawda, że tekst nie jest długi, więc nie ma się czym chwalić, ale od tego konkretnego nie sposób było się oderwać.

Pozdrawiam
M.A.

Przepraszam Booberze, ale czytam ostatnio dużo cyberpunku i najczęściej pojawiającym się zarzutem co do tego gatunku jest chaotyczność narracji. Tutaj też widzę taki strumień świadomosci do tego w języku potocznym. Pewnie dlatego czytałem opowiadania na trzy podejścia, bo w sumie historia bardzo ciekawa. Szczególnie z twoim lekko prześmiewczym poczuciem humoru. Jednak Styl mnie zmęczył.

Nikt nie mówił, że będzie lekko… 😀

Napisz komentarz