Ciemna jest noc VIII (artimar)  3.4/5 (24)

36 min. czytania
Egon Schiele - Masturbierende Frau ohne Kopf

Egon Schiele – Masturbierende Frau ohne Kopf

Przeczytaj pierwszą część cyklu

Przez trzy dni nie wypuszczali go z pokoju. Pokojówka przynosiła posiłki w towarzystwie goryli.

Na początku szalała w nim wściekłość, podsycana jakimś chłopięcym zawodem. Nie potrafił jej rozładować pośród czterech ścian. Prawie nie spał. Ilekroć wychodził na balkon, napotykał czujne spojrzenie ponurego strażnika. Kolejny warował pod zamkniętymi na klucz drzwiami, bowiem pojawiał się na każdy głośniejszy hałas jak choćby wtedy, gdy Drażan postanowił po raz drugi przeszukać pokój. Nie znalazł kamer, jak i wcześniej, tuż po zakwaterowaniu.

Wieczorem drugiego dnia przypomniał sobie słowa gospodarza posiadłości o cnotce w burdelu i gorzko się w duchu roześmiał. Chorwata ogarnęła wtedy rezygnacja. Wszystkie jego plany, nadzieje, marzenia, prysnęły od tak. Został oficjalnie prywatnym psem łańcuchowym Jana.

Następnego poranka wyciągnął z kosza zmiętą w gniewie kartkę Pieta i uruchomił komputer. Nigdy nie przyznałby jednak przed sobą, że dał się złamać. Obserwował i czekał tylko na okazję.

Kolejnego popołudnia wpadł Jens.

– Głupio wyszło – burknął od wejścia, zerkając z ukosa na hakera.
– Ano.

Drażan zastanawiał się, z czym przysłano ochroniarza. Nie wierzył, że mężczyzna postanowił go z własnej woli po koleżeńsku rozerwać rozmową.

– Gadałem z szefem. Jak chcesz, możemy zacząć znowu biegać.

Współpracujesz – dostajesz nagrodę. Oczywiście Chorwat przystał na propozycję. Roznosiło go od przebywania w jednym pomieszczeniu. Wrócili do wcześniejszego układu. Pozornie. Teraz nikt już nie udawał, że nie jest więźniem, choć spod drzwi zniknęli strażnicy.

* * *

Nie zauważył nawet, kiedy nadeszła noc. Rozpadało się. Szum deszczu tłumił każdy dźwięk.

Przeciągnął się na łóżku, gdzie wyniósł się z laptopem po lunchu. Wyjrzał za okno. Mrok na zewnątrz można było ciąć nożem. Stanął przed drzwiami balkonu. Palce błądziły po znajomym wzorze na kawałku metalu w kieszeni.

Ciemność. Przybierający łoskot ulewy. Nie chciałby znaleźć się na zewnątrz w taką pogodę. Ochroniarze ciężko zarabiali dziś swoje pieniądze. Choć może…

Czy to była jego szansa? Trasa, którą pokonywał co dzień w trakcie przebieżki wryła się aż nadto wyraźnie w pamięć. Na pewno odnajdzie drogę przez park do upatrzonego odcinka ogrodzenia. Dlaczego miałby nie spróbować? Serce zabiło naraz szybciej. Dotyk kluczy utwierdził go w słuszności podjętej decyzji.

Odczekał, aż w rezydencji ucichły wszelkie odgłosy, a potem jeszcze godzinę. Nie włączono zewnętrznej iluminacji. Gospodarz nocował w mieście. Haker wrzucił do kieszeni portfel. Otworzył drzwi i przez kilka minut wsłuchiwał się w noc. Lało jak z cebra.

Wysunął się z przytulnego pokoju i natychmiast przemókł do suchej nitki. Stanął na krawędzi balkonu po drugiej stronie barierki i przykucnął. Opuścił nogi. Chwilę zwisał na rękach, po czym z niewielkim pluskiem zeskoczył na płyty tarasu poniżej. Zamarł. Grube krople deszczu biły w plecy. Ciało błyskawicznie traciło ciepło. Zaczął się trząść. Nie słyszał nic poza ulewą, ruszył więc sztywno ku schodom, prowadzącym do ogrodu. Za ostatnim stopniem świat zdawał się urywać w morzu smoły.

Postawił stopę na alejce. Chrzęst. Zszedł natychmiast na śliską trawę. Nasiąknięta wodą darń wydawała przy każdym kroku mlaszczące odgłosy. I tak źle, i tak niedobrze. Wrócił na żwir. Rozpaczliwie wolno dotarł do ściany zieleni, odróżniającej się w ciemności najgłębszą czernią. Teraz będzie mógł przyspieszyć. Rośliny pochłoną dźwięki.

Wkroczył do labiryntu. Ból rozerwał wnętrzności nieosłonięte napiętymi mięśniami. Złożył się w pół. Drugie uderzenie zwaliło go na kolana. Zdążył jeszcze przekląć własną głupotę i naiwność, nim trzeci cios zmiażdżył świadomość.

Ocknął się, czując przenikliwe zimno. Potem przyszło rwanie w ramionach. Otworzył oczy. Świat zakołysał się, co wywołało mdłości. Zacisnął powieki. Lepiej.

Spróbował rozeznać się w sytuacji. Wisiał podciągnięty na związanych rękach. Dość nisko, aby spętane stopy dotykały ziemi, ale zbyt wysoko, aby pewnie stanąć. Koszulka zniknęła, zostały tylko mokre dżinsy. Jeszcze raz spróbował otworzyć oczy. Znowu zrobiło mu się niedobrze, ale przemógł się i skupił wzrok. W słabym świetle lampki dostrzegł przy stole naprzeciw mężczyznę, w którym rozpoznał Pieta.

– Ben – zawołał starzec. Reszty Drażan nie zrozumiał. Nigdy nie mówił dobrze po holendersku, a przez ostatnie lata zapomniał i te parę poznanych słów.

Haker spróbował bez powodzenia wesprzeć się na skrępowanych nogach. Ogarnęło go uczucie déjà vu. Tyle że wtedy było gorąco i ocuciło go smagnięcie bata. Pierwsze z wielu tamtej nocy. Mały sadysta, który dwa miesiące temu wywijał nożem w staromiejskim zaułku, aż się zmachał, nie pozwolił jednak swoim kolegom posunąć się dalej, tak zależało mu, żeby osobiście wyciągnąć informacje z Chorwata. Pewnie tylko dzięki temu Drażan nie został kaleką, nim zjawiła się sprowadzona przez Farisa kawaleria.

Potok wspomnień przerwało uderzenie w prawy bok na wysokości nerki. A następnie w lewy. Ofiara stęknęła i zawisła bezwładnie na linie. Blask lampki przesłoniła zwalista sylwetka.

– Rozczarowałeś nas, Alen – wydukał potężny, nieznany bliżej hakerowi strażnik i zdzielił go pięścią w brzuch. Mimo, że Drażan zdążył napiąć mięśnie, ból poraził go po raz kolejny, aż stracił oddech. Olbrzym był silny jak byk.

W krąg światła wszedł czarnoskóry szef ochrony i przysiadł na blacie. Wodził wzrokiem po ciele zbiega, zastanawiając się zapewne nad pochodzeniem blizn. Strażnik uniósł rękę, zamierzając się na twarz Chorwata. Murzyn powstrzymał go dwoma słowami. Haker zrozumiał. Sprawna głowa jeszcze mu się przyda.

Olbrzym skinął na zgodę i przypuścił serię powolnych, metodycznych ciosów na korpus. Bolało jak cholera. Na ringu Drażan zrobiłby unik, zasłonił się czy zwyczajnie uciekł. Teraz przyjmował pełen impet uderzeń. Krztusił się oddechem. Bydlak walił najchętniej wtedy, gdy haker próbował napełnić płuca. Nie przejawiał śladów zmęczenia. Pozbawiona mimiki twarz ani drgnęła, mrugał tylko powoli, jakby znudzony. Chorwatowi zaczęło ciemnieć w oczach. Długo już nie zniesie tortur.

Nagle rozległ się dzwonek komórki. Pięści zwalistej bestii zamarły w pół dobrze odmierzonego ciosu. Przerwę w biciu haker poświęcił na zachłanne łapanie tchu.

Ben zdawał relację, potem wysłuchał poleceń, wreszcie przekazał instrukcje obu ochroniarzom, którzy wywlekli wciąż spętanego Drażana ze stajni przez zalewany deszczem park do domku ogrodowego, gdzie rozcięli więzy.

Krew wlała się do odrętwiałych kończyn falą nieprawdopodobnej męki, aż Chorwat spłynął gorącym potem. Wtedy w Kolumbii zemdlał. Ocknął się dopiero dwie doby później już w Bejrucie, poskładany do kupy i nafaszerowany lekami. Wspomniał Qasima, który przez pierwsze dni cierpliwie znosił błagania, wrzaski i groźby, aby zwiększył dawkę świństw uśmierzających ból. Zaufany Farisa pozostał niewzruszonym, ale troskliwym opiekunem, a potem kompanem.

Drażan nie zorientował się nawet, kiedy zapadł w niespokojny letarg.

Rano zjawił się lekarz. Zadał kilka pytań, zmierzył temperaturę. Po pobieżnym badaniu stwierdził lekki wstrząs mózgu i uznał, że narządy wewnętrzne nie zostały uszkodzone, ale podejrzewał pęknięcie trzech lub czterech żeber, czego jednak bez prześwietlenia nie mógł potwierdzić. Zastrzyk odesłał hakera w niebyt.

* * *

Następnego dnia śniadanie przyniósł Drażanowi Jens.

– Tylko mi nie mów, że głupio wyszło – Chorwat sarknął na jego widok.

Ochroniarz tylko wzruszył ramionami.

– Musiałem spróbować – tłumaczył dalej haker, przyciskając rękę do bardziej potłuczonego boku. Każdy głębszy oddech sprawiał ból.

– To bez sensu. Na noc chłopaki włączają czujniki ruchu.

– Mogłeś mnie uprzedzić.

– Nie wiedziałem, że spróbujesz uciec.

Jens kompletnie rozbroił Drażana tymi słowami.

– A co? Pomógłbyś mi?

Strażnik ponuro spuścił głowę. Siedzieli przez chwilę w milczeniu. Haker próbował coś zjeść, choć co chwila robiło mu się niedobrze.

– Przyniosłem laptopa i resztę twoich rzeczy, kiedy spałeś – Jens mruknął pojednawczo.

– Dzięki.

Drażan dopił kawę i odstawił kubek na tacę.

– Masz fajki?

– Mam.

Ochroniarz spojrzał na niego tępo bez zrozumienia.

– Zostaw mi parę. I zapalniczkę.

Jens nie poruszył się jednak. Chorwat niemal słyszał tryby wolno obracające się w jego czaszce.

– Przecież nie palisz – odparł wreszcie.

– Ale mam ochotę zacząć. Nie martw się. Nie puszczę tej budy z dymem.

Po wyjściu strażnika Drażan spenetrował dokładnie domek ogrodnika. Ciało protestowało ostro bólem i zawrotami głowy, ale ignorował wszelki sprzeciw. Niestety w żadnym z dwóch pokoi, kuchni czy łazience nie znalazł nic przydatnego. Narzędzia zamknięto zapewne na zewnątrz w przybudówce, do której nie miał dostępu.

Niemal skończył poszukiwania, gdy cierpienie osiągnęło poziom krytyczny. Zamknął drzwi do reszty pomieszczeń i usiadł ze stękiem w pozbawionej całego wyposażenia kuchni. Sięgnął po papierosa. Nikotyna koiła podobno ból. Zaciągnął się gryzącym dymem i powstrzymał odruchowy kaszel. Dawno nie palił. Ostatnio jeszcze przed wypadkiem. Palenie pasowało mu wtedy do długich sesji alkoholowych. Teraz też by się chętnie napił.

Wczorajsze niepowodzenie wzmogło tylko jego determinację. Musiał uciec. Po prostu musiał. Inaczej zwariuje. Potrzebował przestrzeni, poczucia, że sam dokonuje wyborów; że panuje nad sytuacją. Tymczasem nic od niego nie zależało. Dostawał jeść o ustalonej porze i, jeśli akurat nie był skatowany, mógł pobiegać w południe z Jensem. Resztę czasu powinna mu wypełniać zlecona praca. Wiódł tu żywot niewolnika.

Jamila wracała każdej nocy – natarczywa, budząca strach, zadręczała hakera. Nie potrafił się jej pozbyć. Przed snem myślał o swojej kobiecie, porzuconej ponad tysiąc kilometrów stąd, ale gdy zapadał w objęcia Morfeusza, orientalna Nemezis sprowadzała nań koszmary wymieszane ze wspomnieniami.

Dziewczyna z pubu stała się kotwicą, utrzymującą go przy zdrowych zmysłach. Nigdy tak bardzo nie pragnął zwyczajnie być z nią, jak teraz; cieszyć się jej ciepłem i uczuciem, w które nie wątpił. Jak już wyjdzie na prostą i wykaraska z kłopotów, wycofa się. Zmieni nazwisko, zniknie na końcu świata i zacznie ciche, zwyczajne, legalne życie. Z nią. Jeśli zechce.

Strzepnął popiół do plastikowej doniczki, w której dawno temu skonała jakaś roślina. Nic lepszego nie znalazł w ogołoconej kuchni. Nikotyna działała. Może nie nazbyt skutecznie, ale jednak.

* * *

Dossier człowieka z kartki Pieta stopniowo nabrało rumieńców. Umoczony niemal we wszystkie możliwe ciemne interesy właściciel sieci kasyn w Niemczech nie wzbudzał sympatii. Pasował do Jana.

Nad ranem haker skończył zlecenie, o czym przy śniadaniu poinformował Jensa. Ochroniarz wrócił później z lunchem.

– Szef jest zadowolony. Masz tu zgrać wszystkie dane. – Mięśniak wręczył Drażanowi pendrive’a. – I wystawić rachunek.

– Co zrobić?

– Wystawić rachunek. Tak powiedział szef.

Jan zachowywał pozory równorzędnej współpracy. Chorwat odstawił niedojedzony talerz. Skutki pobicia powoli ustępowały, ale apetyt nie wracał. Drażan tracił na wadze i słabł. Może gdy całkiem wydobrzeje, wznowi przebieżki z Jensem i odzyska choć częściowo formę.

Strażnik wstał i sięgnął po kurtkę przeciwdeszczową. Lało po drugiej w tym tygodniu wiosennej burzy. Przynajmniej zrobiło się cieplej, a park rozkwitł i się zazielenił. Rankiem budziły hakera śpiewy ptaków, które przylatywały często na parapet i zaglądały do środka przez zakratowane okno.

Jens skrzywił się z bólu, zakładając okrycie.

– Co ci? – Drażan zainteresował się życzliwie.

– Bark. Nie wiem. Reumatyzm albo co. Lubię jeździć z otwartym oknem.

– Byłeś z tym u lekarza?

– Nie. Może samo przejdzie.

– Jak chcesz.

– Zostawić ci jeszcze fajek?

– Hmmm…

* * *

Nie spodziewał się, że Jan przyśle do niego Hasmik.

Leżał już w łóżku. Przez otwarte okno nie docierał do wewnątrz żaden dźwięk. Ciężkie, nieruchome powietrze zapowiadało kolejną nawałnicę. Chorwat bez trudu wyłowił więc uchem najpierw kroki dwóch osób na żwirowej ścieżce, później szczęk klucza w zamku, czyjeś wejście, zamknięcie drzwi i znowu, tym razem oddalające się, stąpanie, ale już tylko jednego człowieka.

Drażan nie poruszył się. Reakcja była bezcelowa. Czekał na rozwój wypadków. Gość bez trudu odnalazł drogę w całkowitej ciemności. Znał dom ogrodnika. Haker uniósł się na łokciu z syknięciem bólu dopiero, gdy przybysz wkroczył do sypialni.

Natychmiast rozpoznał dziewczynę. Zsunęła płaszcz, pod którym stała kompletnie naga. Pogmerała w kłębach porzuconego okrycia i podeszła do łóżka z wydobytym przedmiotem, nieidentyfikowalnym w mroku. Uklękła przy granicy posłania, pochyliła głowę i wysunęła przed siebie ręce.

– Ukarz mnie. Nie byłam dobrą kochanką.

Sięgnął po dar, którym okazał się zgrzebny, konopny sznur.

– Wstawaj i chodź do mnie.

Odchylił zachęcająco kołdrę i odrzucił sznur do tyłu. Hasmik wykonała polecenie bez szemrania. Ułożyła się obok, lodowata w dotyku. Na dworze wciąż było za chłodno na spacery bez ubrania. Czarnulka oparła dłoń na piersi mężczyzny.

– Czego sobie życzysz?

– Dzisiaj chyba nic z tego nie będzie – mruknął. – Rozgrzej się. Możesz zostać, jak długo zechcesz.

Przyciągnął do siebie i zaczął głaskać zmarzniętą towarzyszkę. Przed przybyciem Hasmik snuł ponure myśli o swoim losie, po raz setny analizując wypadki, które doprowadziły go do rezydencji Jana. Męskie libido zostało zepchnięte w najdalszy zakątek świadomości. Jednak wbrew przewidywaniom bliskość kobiecego ciała zwolna zasiała błogi niepokój. Dziewczyna wyczuła poruszenie w okolicach łona, co zachęciło ją do wędrówki ciepłą już dłonią ku kroczu mężczyzny. Zwinne palce sprytnie sobie poczynały na członku, który począł rosnąć i prężyć się wraz z przypływem krwi.

Drażan obrócił się na plecy, stękając z bólu, ale to był tylko cierpki moment. Podniecenie zabuzowało po chwili w podbrzuszu.

Ormianka pozbawiła hakera bokserek i zanurkowała pod przykrycie. Włosy połaskotały męską pierś i brzuch. Pomna poprzedniego spotkania czarnulka nie traciła czasu na delikatne muskanie okolic penisa. Masowała żołądź ustami, uciskając rytmicznie trzon dłonią.

Mężczyzna zamknął oczy. Jądra napięły się przyjemnie. Ruchami bioder narzucił tempo pieszczot. Język na wędzidełku wywołał dreszcz, który naprężył stopy. Za oknem błysnęło się i zagrzmiało.

Hasmik wpełzła na partnera, przez chwilę poczuł jej niewielki ciężar. Uniosła tułów i usiadła okrakiem na całkiem twardym już członku. Kołdra zsunęła się na uda Drażana. Dziewczyna ślizgała się po prąciu w przód i tył mokrym sromem. Jednocześnie sięgnęła ręką za siebie, aby głaskać mosznę.

Pioruny biły coraz częściej, a między błyskiem i hukiem mijało coraz mniej czasu. Haker chciał więcej. Chwycił biodra partnerki i dźwignął nieco, ignorując ból w prawym boku. Hasmik ujęła palcami trzon i naprowadziła członek na pochwę. Czubek penisa zanurzył się w wilgotnym gorącu. Dziewczyna unosiła się i opadała, ale tylko odrobinę, ujeżdżając samą żołądź. Drażan rozkoszował się stymulacją przez dłuższą chwilę, póki nie osiągnął stadium podniecenia, prowadzącego już tylko na szczyt.

Ściągnął biodra kobiety i nabił ją do końca na naprężony do granic możliwości członek. Grzmot zagłuszył jęk obojga kochanków. Hasmik umilkła i podjęła jazdę na nowo. Chorwat obserwował w świetle błyskawic podrygujące duże piersi. Gdy partnerka przyspieszyła, zamknął powieki i skupił się na wzbierającym z głębi ciała głuchą falą orgazmie. Kręgosłup spiął się nagle, podbrzusze silnie zacisnęło, spełnienie wybuchło nasieniem wewnątrz kobiety. W tej sekundzie otworzył oczy. W trupim fleszu pioruna ujrzał nad sobą okrutnie piękną twarz…

– Jamila… – wyszeptał.

Partnerka poruszyła kilka razy okrężnie biodrami, próbując wykrzesać ostatnie skry z orgazmu hakera. Za bezpiecznymi ścianami rozpętała się wichura. Mężczyzna leżał oszołomiony z szeroko rozrzuconymi rękoma. Serce tłukło się w klatce żeber. Miał wrażenie, że zstępuje na niego obłęd.

Dziewczyna zsunęła się powoli z członka, przytuliła do Drażana i położyła mu głowę na ramieniu.

– Szkoda… – zamruczała przymilnie.

– Wyjdź – przerwał jej obcesowo, aż się wzdrygnęła.

– Co…?

– Wyjdź! – niemal krzyknął.

Zerwała się z łóżka. Wybiegła, chwytając po drodze płaszcz. Słyszał jeszcze jej głos, może dwa słowa. Zadzwoniła pewnie po ochroniarza. Znajome odgłosy kroków, zgrzyt metalu, trzask drzwi i mroczna samotność.

Świat zamarł w spowitej grubą watą ciszy oczekiwania. Ulewa runęła bez ostrzeżenia. Tchnęło wilgotnym chłodem.

Przymknął oczy. Znowu widział dosiadającą go Hasmik, ale nakładała się na nią postać Jamili. To też się kiedyś zdarzyło, po dwóch tygodniach ich znajomości. Haker nakrył oczy przedramieniem, drugą rękę odrzucił za głowę. Palce napotkały szorstki przedmiot. Sznur. Nie chciał wracać do przeszłości, ale wspomnienia napływały jedno po drugim, zalewały go niepowstrzymaną falą, tonął…

– Po co to robisz? – dopytywał się, ale nie próbował wyszarpnąć drugiego już nadgarstka, który oplątywała sznurem. Siedziała na jego biodrach i z pewnością wyczuwała erekcję. Sprawiała jednak wrażenie całkowicie pochłoniętej swoim zajęciem. Na ustach tańczył cwany uśmieszek.

– Zobaczysz.

– To brzmi jak groźba.

Nie, nie bał się oczywiście. Ufał jej ślepo, a pewna doza szaleństwa tylko bardziej podniecała. Mała wariatka. Niech się bawi. Sizal[i]werżnął się w skórę, gdy odciągnęła ramię do tyłu i przywiązała do stalowego pręta wezgłowia. Pierś otarła się o policzek. Chciał uszczypnąć wyraźnie zarysowaną brodawkę, ale kłapnął tylko zębami w powietrzu. Przedwczoraj błagała o taką pieszczotę, gdy wiła się pod nim, orząc paznokciami nie do końca wygojone plecy. Rano podociągał nadwerężone poprzedniej nocy śruby łóżka i wyglądało na to, że jutro czeka go to samo zadanie.

– Ściągnąłeś podkoszulek. Skarżyłeś się, że ci gorąco – tłumaczyła melodyjnym altem. – Postanowiłam ci trochę ulżyć.

Wstała. Sprawdziła jeszcze napięcie sznura na drugiej ręce i kiwnęła z zadowoleniem głową. Zapaliła dwie świece przy łóżku. Zamarzył jej się widocznie romantyczny nastrój. Oparła dłonie na biodrach. Podziwiała swoje dzieło.

Wiedział, że jest podniecona. Sutki sterczały bezczelnie pod obcisłą czarną bluzką, a gdy na nim siedziała, czuł zapach jej krocza. Nie nosiła w końcu bielizny. Przejął ten zwyczaj po ich pierwszym razie.

Zorientował się, że patrzy na niego, więc oderwał wzrok od biustu. Wciąż z tym samym uśmiechem bardzo powoli ściągnęła koszulkę. Uwolnione piersi wyglądały na większe niż w ubraniu. Ucisk dżinsów na członku stał się nie do zniesienia. Ale mogło być jeszcze gorzej. Dłonie kobiety powędrowały do zamka krótkich spodenek, które zsuwała nieskończenie długo, kusząco poruszając biodrami. Woń jej pożądania uderzyła nozdrza mężczyzny. Ciemny pasek włosów na gładko wydepilowanym łonie przyciągnął spojrzenie jak magnes. Szczyty ud lśniły od wewnątrz wilgocią. Drażan jęknął bezsilnie.

– Jamila…

Zniknęła mu na chwilę z pola widzenia. Wróciła z pojemnikiem z lodem.

– Ty chyba żartujesz!

Szarpnął więzy, ale wytrzymały. Kobieta wzięła w palce kostkę i z wyrazem skupienia na pięknej twarzy poczęła kreślić mokrą linię począwszy od czoła, przez nos, usta, podbródek i szyję kochanka. Piersiom poświęciła szczególną uwagę, zataczając kręgi wokół sutków. Nerwy hakera wariowały w świeżo zabliźnionej skórze. Nie wiedział już, czy lód mrozi, czy parzy. Gdy Jamila zjechała na brzuch, mięśnie zacisnęły się spazmatycznie. Z rozmysłem stanęła w głowie łóżka, aby nie zdołał sięgnąć jej nogami w chwili, kiedy wepchnęła topniejący sześcian pod spodnie. Drażan krzyknął.

– Zimna też nie lubisz? – zdziwiła się nagle.

Stała z tak niewinną minką, że aż się roześmiał.

– To porównaj je jeszcze raz z ciepłem – ciągnęła.

Podniosła obie świece i cienkimi strużkami świeżo stopionego wosku napisała wymyślny wzór na torsie mężczyzny. Tak, odkrył różnicę. Wosk palił, ale ciałem wstrząsnął lodowaty dreszcz. Haker czuł też zimną wodę spływającą na mosznę, a z moszny między pośladki. Zawył nieartykułowane przekleństwo.

Przeczekała napad złości kochanka i rozsunęła zamek dżinsów. Penis zdrętwiał i obkurczył się w chłodzie. Jamila ściągnęła spodnie i zaczęła lizać jądra, które dokładnie ogolił tuż przed spotkaniem. Język błądził po nich przyjemnie szorstki w dotyku. Drażan odpłynął, czując powracający wzwód. Kobieta wspięła się ustami po coraz twardszym członku i zamknęła je na żołędzi. Język krążył wokół czubka, ale w każdym cyklu zatrzymywał się moment na wędzidełku. Drobna dłoń poczęła suwać się na trzonie. I tak trwało to, póki haker nie uniósł bioder, przeczuwając, że wkrótce dojdzie…

… i naraz został sam. Otworzył oczy akurat w porę, by zobaczyć Jamilę z lodem w ręce, wyciągającej się w stronę mostka.

– Nie!

– Ależ tak – wymruczała. – A ja?

Wspierając się na dłoni z lodem, usiadła na nim okrakiem. Żar bił spomiędzy jej ud. Lód topniał i spływał na boki. Kochanka położyła się na partnerze i zaczęła wykonywać posuwiste ruchy, rozmazując kostkę biustem. Rzeczywiście ostudziła go znacznie. Jednocześnie czuł, jak trącała sromem szczyt penisa, na który nadziała się po kilku próbach. Gorąc nabrzmiałej pochwy oblepił prącie  ze wszystkich stron, co haker przyjął westchnieniem. Kobieta podniosła się i wprawiła ciało w płynne kołysanie. Widział, jak szczypie palcami sutki, a potem sięga dłonią ku łechtaczce. Wiele by dał, by ją wyręczyć. Nie zmieniała tempa. Upajała się jego miarowością. Gdy wzrok zamgliło Chorwatowi podniecenie, nagle odchyliła głowę do tyłu i jęknęła chrapliwie, a na członku zapulsowało jej spełnienie. Przestała się poruszać akurat, gdy przed Drażanem otworzyła się ostatnia prosta do szczytowania. Kochanka wstała.

– Nie zostawiaj mnie tak – warknął poirytowany.

Pochyliła się. Falujące włosy obsypały twarz. Całowała głęboko, z zaangażowaniem. Tarła mocno swoim językiem o jego, a na koniec złapała zębami dolną wargę.

Przyniosła nożyczki. Przecięła sznury. Rozmasował nadgarstki, pozwalając odłożyć narzędzie na miejsce.

I wziął swój rewanż. Porwał nadchodzącą kobietę na łóżko. Rzucił się na nią, rozwierając uda kolanem. Niby się broniła, ale bardziej dla zabawy. Uwięził obie dłonie jedną ręką. Drugą złapał świecę i rozlał wosk na czerwieniejącą natychmiast opaloną skórę piersi. Jamila prychała i wyrywała się, ale trzymał pewnie.

– A teraz lód – zapowiedział ze zjadliwą satysfakcją.

Namacał pojemnik, stuknął nim o szafkę nocną. Jedna kostka spadła na ziemię, druga na blat. Przeniósł ją na brzuch kochanki. Krzyknęła coś po arabsku. Zjechał niżej na łechtaczkę, między wargi sromowe, wepchnął lód do pochwy, którą kobieta natychmiast zacisnęła, aż zaokrąglony sześcian wyskoczył mu na dłoń.

– Nigdy więcej tego nie rób! – syknęła wściekle.

Oczy błyszczały planowanym okrucieństwem, nozdrza rozwierały się gniewnie. Twarz nabrała przerażającego piękna. Nie kobietę miał teraz w swojej władzy, lecz rozsierdzoną kotkę. Podniecenie uderzyło do głowy jak młode wino.

Mimo to powstrzymał się i bez pośpiechu wprowadził twardy jak mało kiedy członek do pochwy, chłodnej wciąż po krótkim kontakcie z lodem. Wsuwał go centymetr po centymetrze, aż po jądra. Oblicze kobiety łagodniało, a ręce rozluźniały się stopniowo w uścisku w miarę, jak unosiła biodra. Poskromił bestię. Wycofał się powoli, chłonąc wrażenie szczelnego otulenia wilgocią, a potem wrócił w tym samym tempie. Jeszcze raz napawał się oporem, z jakim rozstępowało się przed nim coraz gorętsze kobiece wnętrze. Poruszył się tak kilka razy. Jamila rozchyliła usta i jęknęła gardłowo. Uwolnił jej dłonie.

Uderzył siłą całego skumulowanego napięcia. Chuć pchała jego lędźwie w straceńczym pędzie. Spadał w przepaść, ku pogrążonemu w ciemności dnu. Światło gasło. Ciśnienie miażdżyło skronie. I… Cios. Rozprysnął się w milion cząstek.

Leżał na kobiecie całym ciężarem ciała. Przeczesywała mu włosy palcami.

– Warto było pocierpieć? – zamruczała zaczepnie.

– Warto.

Nigdy nie miał tak silnego orgazmu, ale nie przyznał tego głośno. Z tonu kochanki i tak biła zarozumiałość. Wszystko sobie obmyśliła, a on zatańczył, jak mu zagrała, dlatego bardziej stwierdził, niż zapytał:

– Uwielbiasz mieć kontrolę, co?

Drżał. Na zewnątrz nadal lało i znacznie się oziębiło. Naciągnął na siebie kołdrę, pod którą zwinął się w kłębek.

Pamiętał wciąż każdą chwilę, jaką razem spędzili. Od pierwszego spotkania w dolinie. Od pierwszego seksu. O tak, uwielbiała panować nad sytuacją… I była piękna w gniewie.

– Jesteś jak pies spuszczony z łańcucha – mruknął Qasim. Drażan dostrzegł kątem oka grymas dezaprobaty wykrzywiający twarz chłopaka. – Zwracamy na siebie niepotrzebnie uwagę.

Haker tylko docisnął gaz. Pod maską zawarczał rozjuszony dźgnięciem brytan. Opony zapiszczały na wirażu drogi, wspinającej się serpentynami na wzgórze. Gdy przekroczą przełęcz, zacznie się zjazd na złamanie karku. Qasim zazwyczaj pokonywał ten odcinek ze średnią 10 km/h. Chorwat marzył o chwili, kiedy pozwoli mu wreszcie usiąść za kierownicą i sprawdzić się w kolejnych szykanach. Zawsze miał dobre wyczucie linii. Wielokrotnie próbował wytłumaczyć Arabowi, jak najszybciej pokonywać stałą trasę do lekarza, ale chłopak nie przejawiał cienia zainteresowania zmianą swojego stylu jazdy. Ze stoków na szosę często osypywały się drobne kamienie. Korzenie drzew i krzewów nie mogły utrzymać kruchej, wietrzejącej skały. W takich warunkach nie trudno o utratę przyczepności i tragiczny w skutkach wypadek, a Qasim był rozsądny do przesady. Do tego od głównej drogi co i rusz odbiegały uliczki, prowadzące do położonych na zboczach domów. Za dnia arteria tętniła życiem. Drażan nie dbał jednak teraz o bezpieczeństwo. Upajał się przeciążeniami działającymi na ciało w ciasnych zakrętach.

Od prawie miesiąca jeździli do zaufanego łapiducha, który dziś zdjął część szwów. Na początku Drażan był zbyt słaby, aby go przewozić, więc lekarz przyjeżdżał do Bejrutu. Rany paskudziły się mimo antybiotyków, podanych podobno hakerowi przez Farisa wkrótce po uwolnieniu, tuż przed wylotem do Libanu. Podobno, ponieważ Chorwat niewiele pamiętał od momentu, kiedy agenci DEA odcięli go w piwnicy w Kolumbii.

Medyk zdołał opanować infekcję dopiero po tygodniu. Kilka dni później rozpoczęły się eskapady do jego domu.

Nie inaczej było i dziś. Różowawym kiczem wstawał świt. Szosa świeciła pustkami. Czyją-ż uwagę mieliby zwrócić?

– Drażan, zwolnij. Nie warto ryzykować – nalegał spokojnie Qasim.

Do przełęczy zostało jeszcze z półtora kilometra.

– Proszę – naciskał Arab. Zachowywał się zdecydowanie zbyt poważnie na swój wiek.

Haker odpuścił. Chłopak nie skomentował. Jechali w milczeniu, grzecznie pokonując krzywizny drogi. Dotarli niemal na szczyt. Szeroki łuk w prawo, krótka prosta, gładkie odbicie w lewo i wtoczyli się na płaskie siodło między wzgórzami. Stopa Drażana niemal bez udziału woli opadła na pedał gazu. Qasim położył dłoń na przedramieniu kierowcy. Silnik przycichł. Chorwat spotulniał. Ponownie włączył reflektory. Zjazd za wzgórzem wciąż pozostawał w cieniu nocy. Szosa zaczęła opadać. Dostrzegli w oddali pierwszy wiraż serpentyny.

Samochód pojawił się znikąd. Drażana przez jedno uderzenie serca oślepiły światła we wstecznym lusterku, nim kierowca je skrócił. Sekundę później wyprzedził ich z zawrotną prędkością, którą gwałtownie zredukował tuż przed zakrętem. Tarcze hamulcowe zapełgały w mroku czerwienią. Ich na pewno nie wyglądały lepiej po wcześniejszych wyczynach.

Haker nie wytrzymał i rzucił się w pogoń.

– Drażan! – warknął wbity w fotel pasażer, ale jego towarzysz już nie słuchał. Dopadł szykany. Pisk. Pchnięcie w plecy, za chwilę uderzenie siły odśrodkowej z prawej. Wrzask silnika na krótkiej prostej. Jazgot hamulców. Dryft. Nim auto ustawiło się w linii z drogą, znowu ryk i skok do przodu. Przed następnym łukiem siedzieli już na zderzaku białego mercedesa o ciemnych szybach.

– Nie wygrasz ze mną – Drażan szepnął pod nosem z satysfakcją. Kierowca przed nim zaczynał zwyczajnie za wcześnie hamować. Tchórz. Chorwat spróbował wyprzedzić go w kolejnym wirażu po zewnętrznej. Mercedes zajechał mu drogę, zamykając lukę. Następna szansa otworzyła się przy zwrocie w lewo. Niemal otarli się o tylny błotnik białego auta, szukając możliwości po wewnętrznej. Ten sam scenariusz powtarzał się na każdym zakręcie. Przeciwnik bronił zawzięcie swojej pozycji.

Nie było z pewnością tak, jak haker marzył, ale przynajmniej zmierzali w dół znacznie szybciej, niż nakazywał rozsądek. Już ta prędkość wystarczyłaby, aby podbić tętno. Wyścig budził w Drażanie na dobitkę ekscytację bliską erotycznemu napięciu. Niezmordowany gonił samochód przed sobą. Walczył i próbował wykorzystać każdą nadarzającą się okazję. Wiedział, że jest szybszym i lepszym kierowcą, ale wąska droga i upór prowadzącego auto na czele nie pozwalały hakerowi tego udowodnić.

Gdy zjechali na dno doliny, śmiałe promienie wschodzącego słońca przekroczyły barierę przełęczy. Zirytowany Chorwat po dwustu metrach dopadł i wyprzedził mercedesa, a potem zmusił do zwolnienia i wreszcie zatrzymania się. Qasim zaklinał i na wszelkie sposoby starał się trafić do podopiecznego, ale ów pozostał głuchy.

Nim na pobocze opadł kurz, wzniecony kołami pojazdów, Drażan wyskoczył z auta i zdecydowanym krokiem zmierzał do rywala. Zrezygnowany Arab podążał tuż za nim z dłonią na broni ukrytej w kieszeni luźnej, sportowej kurtki.

Drzwi mercedesa uchyliły się. Haker już otwierał usta, żeby zmiażdżyć kierowcę swoim gniewem, kiedy ujrzał jego głowę. Jej głowę… Zamarł w pół kroku. Zamurowało go. To niemożliwe.

Kobieta spokojnie mierzyła mężczyzn wzrokiem z ironicznym uśmieszkiem na niezwykle urodziwej twarzy. Upierścienione dłonie o długich, ciemnoczerwonych paznokciach wsparła na drzwiach samochodu. Libanki czasem przesadzały z kosmetykami i wyglądały jak drag-queens, ale nie ona. Makijaż doskonale podkreślał nadzwyczajną powierzchowność. W oczach w kształcie migdałów błyskała inteligencja i zadziorność. Pociągły arabski nos harmonizował z twarzą, której największą ozdobą były jednak subtelnie wycięte, pełne usta.

Piękność przemówiła po arabsku. Chorwat nie zrozumiał ani słowa, ale wiedział, że mógłby słuchać aksamitnego altu bez końca.

– Mówi, że z otwartą gębą wyglądasz jak przygłup – Qasim przetłumaczył usłużnie wypowiedź kobiety i stanął obok podopiecznego, pokazując chyba wszystkie zęby. Drażan spojrzał na niego z wyrzutem, ale natychmiast wrócił wzrokiem do kobiety i jej ust.

– Obcokrajowiec? – spytała po angielsku. – Dziwne, że się wcześniej nie spotkaliśmy. Musisz często tędy jeździć, skoro nie obawiałeś się za mną podążyć.

– Podążyć za tobą? – prychnął haker w odpowiedzi. Oczarowany czy nie, musiał bronić męskiego ego. – Jestem od ciebie szybszy – palnął.

– Naprawdę? – Uniosła brew.

Ruszyła powoli w jego kierunku, wciąż uśmiechając się ironicznie. Poczuł skurcz w podbrzuszu. Biała koszula ciasno opinała biust, taki, co akurat wygodnie mieściłby się w dłoniach. Wąska talia przechodziła w opięte czarnymi bryczesami, zgrabnie krągłe biodra, do których aż wyciągały się ręce. Czarne włosy falowały przy każdym kroku, miękkim kocią swobodą.

Kobieta zatrzymała się w odległości kilku centymetrów od Drażana, któremu naraz zrobiło się gorąco. W przesyconym kurzem powietrzu zapachniało słodko. Musiała zadrzeć lekko głowę, aby patrzeć mu w oczy. Haker i tak patrzył tylko na usta towarzyszki.

– I co teraz, panie szybki i wściekły? – Owionął go ciepły alt.

Doskonale zdawała sobie sprawę ze swej urody i wrażenia, jakie wywierała na mężczyznach. Chorwat stał jak zaklęty. Część jaźni pragnęła rzucić zjawiskową piękność na maskę mercedesa i wziąć natychmiast, choćby siłą, a jednocześnie paraliżowało go onieśmielenie. Była uosobieniem kobiecości w jednym z jej najbardziej zmysłowych wcieleń.

Po dłuższej chwili milczenia i bezruchu rozmówcy oblicze nieznajomej przybrało wyraz triumfu.

– Tak myś…

Nie wytrzymał. Chwycił twarz w dłonie i przycisnął wargi do jej ust, w które próbował wedrzeć się językiem. Ugryzła go do krwi, jednocześnie odpychając Drażana rękami z całej mocy. Puścił kobietę. Natychmiast go spoliczkowała. Ale nie uciekła. Stała i dyszała rozsierdzona.

– Bydlę!

– Domagałaś się tego – sparował z szerokim uśmiechem.

Złapała oddech. Wyprostowała się godnie. Oto stał przed nim posąg cesarzowej jakiegoś imperium. Aishy Ciskającej Gromy Oczyma.

– Kiedy się spotkamy? – ciągnął bezczelnie.

Nagle złagodniała. Znowu przyglądała mu się z ironią, ale też oceniała, szacowała.

– Jutro o piątej, Souk El Tayeb, z zachodniej strony – wyartykułowała każde słowo z osobna.

– Będę tam.

Skinęła głową. Wsiadła do auta i odjechała, zostawiając ich w chmurze pyłu.

Qasim nie pozwolił mu potem prowadzić. Szybko stracili białego mercedesa z pola widzenia, bo chłopak wlókł się swoim zwykłym tempem.

– Ma na imię Jamila i jest córką właściciela hotelu w Bejrucie – oświadczył Arab przy wspólnym śniadaniu.

– Skąd wiesz?

– Jak ty gapiłeś się na cycki, ja zapamiętałem numery samochodu.

– Qasim, ile ty masz lat? – Haker zadbał, aby w jego głosie zabrzmiało co innego niż ciekawość.

– Dwadzieścia cztery. A co to ma do rzeczy?

– Zachowujesz się czasem jak Faris – Drażan burknął kwaśno. Zreflektował się jednak szybko. Chłopak bez wątpienia zdążył się wiele dowiedzieć o nieznajomej z szosy. Na pewno nie omieszkał też zaangażować w zbieranie informacji swojego szefa.

– Co jeszcze o niej wiesz? –  zachęcił, kiedy towarzysz przy stole ostentacyjnie zajął się jedzeniem.

– Chciałbyś, żebym ci powiedział, co? – Qasim uśmiechnął się złośliwie. – Wczoraj nie wykazałeś ochoty do słuchania.

– Nie znęcaj się nad kaleką.

– Poczekaj, na pewno jej o tym dzisiaj wspomnę.

– Jak to: „wspomnę”?!

– A jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież cię samego nie puszczę.

– Nie potrzebuję przyzwoitki.

– Po twoim wczorajszym błyskotliwym zachowaniu przy tej wariatce ciesz się, że w ogóle pozwalam ci się z nią spotkać.

Chorwat przeżuł cisnący się na usta sprzeciw. Mały ocalił mu życie, czuwając przez pierwsze dni nad trawionym gorączką rannym. Miał dobrze poukładane w głowie i był u siebie. W przeciwieństwie do hakera. W obu przypadkach.

– To czego się dowiedziałeś? – zapytał jeszcze raz grzeczniej.

– Studiuje z bratem w Londynie, gdzie przepuszczają fortunę tatusia na dyskoteki, mandaty i tor wyścigowy. Przerwę semestralną spędza w domu.

– Wyglądała na starszą.

– Jak każda arabska kobieta. Poza tym życiorys typowy dla wszystkich bogatych dzieciaków. Lubi się zabawić, więc nie przywiązuj się do niej za bardzo.

Drażan nie miał oczywiście pojęcia, gdzie umówił się z Jamilą. Mimo najlepszych chęci nie był sobie w stanie przypomnieć adresu.

– Souk El Tayeb to bazar niedaleko stąd, organizowany tylko w soboty. Rolnicy sprzedają tam owoce i warzywa, trochę mięsa, ryby. Można też całkiem nieźle zjeść – wyjaśnił Qasim w drodze na umówione miejsce spotkania.

Słońce prażyło przyjemnie. Upakowane ciasno po obu stronach ulicy kilkupiętrowe budynki promieniowały nagromadzonym od rana ciepłem. Chorwat po raz pierwszy oglądał tę część miasta. Rzadko opuszczał mieszkanie, sąsiadujące z lokum chłopaka, zwłaszcza odkąd zaczął znowu pracować dla Farisa.

Architektura bezsprzecznie wskazywała na kraj arabski, choćby zaostrzone łuki okien czy strzeliste minarety meczetów, ale nie nastrój wokół. Owszem, sporo kobiet zakrywało włosy i odziewało się szczelnie aż po kostki, ale wiele wyglądało na wskroś europejsko. Uszu często dobiegał śmiech i nawoływania dzieci. Na ulicach pociły się w klinczu korka zachodnie auta. Nie pozostał ślad po syryjskiej okupacji kraju, chociaż od jej zakończenia nie minął nawet rok.

Wyższy od większości przechodniów Drażan z daleka dostrzegł kolorowe płachty rozpostarte nad stoiskami handlarzy. Wkrótce też nozdrza uderzył zapach doprawionego mocno czosnkiem jedzenia.

A potem ją zobaczył. Wpuściła białą koszulę w długą spódnicę, ściągniętą w talii szerokim skórzanym pasem. Rozpuszczone włosy przesłoniły na chwilę twarz, gdy nachyliła się obok koleżanki, wąchającej w skupieniu zawartość jednego z kilku płóciennych worków na stoisku. Chorwat poczuł oszałamiający przypływ żądzy, która wzmogła tylko podbijającą od rana puls ekscytację.

Wydawało mu się, że, wymijając licznych kupujących, podeszli niezauważeni.

– Co to? Trutka na zagranicznych turystów? – wypalił bez zastanowienia i natychmiast skarcił się w myśli za głupią odzywkę.

– Nie. – Jamila wyprostowała się powoli i spojrzała na przybyszów ze znanym hakerowi ironicznym uśmieszkiem na pięknych ustach. Nie sprawiała wrażenia zaskoczonej. – Ta przyprawa poprawia smak ryb. Połączona z pewnym olejkiem zmienia się w afrodyzjak, a…

– Chcesz mnie uwieść?

– … a prażona, dodana do alkoholu, działa silnie uspokajająco. – Nie pozwoliła się wybić z rytmu.

– Więc wolisz mężczyzn bezwolnych i posłusznych. Poczułaś się wczoraj nieswojo, bo nie spełniłem oczekiwań?

– Poczułam się raczej zniesmaczona. – Oprawiła słowa w stosowny grymas.

– Ale postanowiłaś dać mi drugą szansę.

– Owszem – przyznała z ociąganiem. – Zaintrygowałeś mnie. Jesteś szybki. Może moglibyśmy zmierzyć się w innych okolicznościach. – Migdałowe oczy błysnęły zaczepnie.

– W innych okolicznościach zawartość tego worka nie będzie ci potrzebna. – Chorwat podjął rzuconą rękawicę.

– Żadnych tricków – zapewniła. Postąpiła krok do przodu i wyprężyła się hardo. – Czysta gra. Jeden na jeden.

Drażan nie mógł oderwać wzroku od warg kobiety – pełnych, pociągniętych wilgotną czerwienią. W wyobraźni zagłębiał się w nie każdym milimetrem członka…

– Nigdy nie twierdziłem, że to konkurencja indywidualna – wymruczał.

– Moglibyśmy zacząć w tamtej dolinie, co wczoraj, ale ja znam tu każdy kąt, więc, żebym nie miała zbyt dużej przewagi, ty wybierz miejsce.

– Czemu nie u ciebie?

Druga kobieta uważnie obserwowała przez cały czas parę. Dostrzegłszy wzbierające złością oblicze przyjaciółki oraz pierś wznoszącą się do gniewnej riposty, wtrąciła nagle:

– Zgłodniałam. Chodźmy coś zjeść i przedstawisz mi swoich nowych znajomych.

Zamiast spróbować dań serwowanych na bazarze, weszli do najbliższej knajpki. Usiedli przy długim stole, ciągnącym się przez całe pomieszczenie. Intensywny zapach potraw przyprawiał o zawrót głowy. Chwila ciszy wystarczyła, aby dokonać wyboru z krótkiej listy dwujęzycznego menu.

Wobec naburmuszenia koleżanki, okrąglejsza i łagodniej usposobiona Nasrine przejęła inicjatywę – przedstawiła się i do przyjścia obsługi prowadziła swobodną i dowcipną konwersację. Wtrącała przy tym sporo arabskich wyrazów, które wyraźnie bawiły Qasima, choć z punktu widzenia Drażana zaciemniały tylko niepotrzebnie sens wypowiadanych z silnym akcentem zdań. Haker przestał więc śledzić dyskusję i zerknął na siedzącą naprzeciw Jamilę, pochłoniętą studiowaniem doskonałego manicure.

– A twoje imię? – spytał, wkładając w słowa jak najwięcej sympatii. Wydawało się, że kobieta czekała tylko na wyciągnięcie ręki, ponieważ spojrzała na niego zaraz z wykrzywionym ironią uśmiechem.

– Jak zasłużysz – odparła wojowniczo.

– Co mam zrobić?

Pochylił się nieco nad stołem i wsparł na łokciach. Jak w lustrze powtórzyła jego gest.

– Wygraj ze mną.

Wbiła sobie najwyraźniej do głowy pomysł wyścigu i nie chciała z niego zrezygnować. W zasadzie niewiele ryzykował. Nie wątpił ani przez moment, że zwycięży. Musiał się jednak wykazać wyczuciem i pokonać pełną temperamentu piękność tak, aby zanadto jej nie upokorzyć. Pozostało tylko przekonać Qasima, skupionego w tej chwili bez reszty na Nasrine.

– Zgoda. – Pochylił się jeszcze głębiej. – Ale jeśli wygram, dostanę w nagrodę nie tylko twoje imię.

Zbliżyła twarz w bliźniaczym ruchu. Ironia zniknęła z mimiki.

– Jeśli wygrasz – potwierdziła, pieczętując umowę.

Zsunęła się powoli spojrzeniem z oczu Drażana na stolik, zdawała się przenikać blat wzrokiem. Mężczyzna poczuł się naraz obnażany, dotykany, macany. Przez krocze przebiegł nie pierwszy dzisiaj miły dreszcz. Chorwat stracił na moment zdolność myślenia.

Chłopak z obsługi zniszczył nastrój. Zaczęli zamawiać. Gdy nastała kolej hakera, Qasim i Nasrine wybuchli niepohamowanym rechotem. Młodzik wbił wzrok w podłogę.

– Poprosiłeś o kozie jądro – Jamila wyjaśniła, siląc się na obojętny ton, ale mimo starań jej ramionami także wstrząsnął tłumiony chichot.

– Trzeba mnie było nie gryźć w język – Drażan odciął się natychmiast.

Nasrine obróciła się w stronę koleżanki z bezbrzeżnym zdumieniem na twarzy.

– Twoja opowieść miała pewne luki. Ugryzłaś go w język?

– Bywa.

Nieusatysfakcjonowana odpowiedzią przyjaciółki Nasrine drążyła temat. Prostowanie wyjaśnień Jamili przeciągnęło się aż do końca posiłku, który zaskoczył hakera niespotykaną kombinacją smaków. Owszem, wyczuł czosnek, ale przepyszną jagnięcinę, lepszą nawet od tej z Cresu[ii], kucharz doprawił kardamonem i miętą, znakomicie podkreślając świeżość i kruchość mięsa.

Nasyceni i rozleniwieni jedzeniem siedzieli jeszcze dłuższą chwilę, sącząc lekkie libańskie wino. Jamila podpytywała o powód obecności Drażana w Bejrucie oraz wrażenia z pobytu. Uspokoiła się wyraźnie, zwolniła tempo flirtu, choć w twarzy dostrzegał pełną zadowolenia drapieżność, która przywodziła mu na myśl kotkę bawiącą się schwytanym obiadem. Cóż, nie zamierzał burzyć złudzeń. Jeszcze nie.

Ku zaskoczeniu Chorwata Qasim jako pierwszy przystał na pomysł wspólnego spaceru, rzucony przez Nasrine.

Zagłębili się w miasto. Trójka przewodników nawzajem uzupełniała serwowane hakerowi informacje, wtrącając prywatne historie. Wzdłuż wytyczonej naprędce trasy mijali niezliczone pałace i świątynie, których nazw i przeznaczenia Drażan nawet nie próbował spamiętać. I tak nie zdołałby. Dużo bardziej od budowli interesowała go narwana kobieta, z którą podjął swoistą grę prowokujących spojrzeń, pozornie przypadkowych dotknięć i dwuznacznych komentarzy.

Zatrzymali się dłużej przed Wielkim Serajem, którego mury odbijały złocisty blask późnego popołudnia. Qasim dyskutował o czymś zawzięcie z Nasrine. Znudzony strażnik przechadzał się nieopodal z rękoma wspartymi niedbale na karabinie.

– Czego tak pilnują?

Drażan stanął tuż obok Jamili. Otaczała ją lekka mgiełka perfum, ale by poczuć słodką woń, musiał znaleźć się naprawdę blisko. Nie pierwszy raz dzisiaj. Jak tylekroć wcześniej, nie odsunęła się.

– Teraz jest tu siedziba premiera – wyjaśniła.

– A wcześniej?

– Harem osmańskich władców.

Rzuciła hakerowi spojrzenie, które wysłało większość krwi do podbrzusza.

– Nie tęsknisz trochę za tamtymi czasami?

– Życiem w zamknięciu i pod kontrolą jak klacz w stajni? I jak ta klacz ujeżdżana w południe, byciem ujeżdżaną w nocy?

– Atmosferą haremu: tyloma pięknymi kobietami pod jednym dachem; opływającymi w luksusy; dotrzymującymi sobie towarzystwa; zgromadzonymi dla zaspokojenia jednego mężczyzny… Poza tym kto wie, kto kogo by ujeżdżał – Drażan dorzucił, rozbierając wzrokiem dziewczynę, która po chwili dosiadła go w wyobraźni. – Nie chciałabyś zostać pierwszą żoną potężnego sułtana i przez niego rządzić kawałem świata? Któż by ci się sprzeciwił? Mogłabyś wybrać sobie niepiśmiennego sługę z wyrwanym językiem, który nikomu nie powtórzyłby twoich sekretów, albo nawet kilku. Spełnialiby wszystkie twoje zachcianki, znosili kaprysy, dostarczali rozrywki, przyjemności…

– Brak języka uniemożliwia realizację niektórych zachcianek. – Miękki alt nabrał naraz głębi.

– Mężczyźni potrafią zaspokajać kobiece zachcianki na wiele innych sposobów.

– A w jakiej roli obsadziłbyś siebie? Sułtana? – spytała nagle.

– Z całym tym rządzeniem kawałem świata? – „Które i tak mam w zasięgu ręki?” dorzucił w myśli. – Raczej nie.

– Z całym tym zbiorem pięknych kobiet.

Zbliżył się o pół kroku, nie spuszczając towarzyszki z oka.

– Nie mam podzielnej uwagi, jak już zapewne zauważyłaś. – Zniżył głos na drugiej części zdania.

– Czyżbyś wolał zostać jednym z niewolników? – Obdarzyła go kolejnym macającym spojrzeniem.

– Nie lubię dzielić się kobietami.

– Ale nie masz nic przeciwko okazywaniu im posłuszeństwa?

Drażan odchylił lekko głowę. Patrzył teraz na Jamilę z góry, spod na wpół przymkniętych powiek.

– Ująłbym to inaczej: nie mam nic przeciwko pozwalaniu im od czasu do czasu na zachcianki.

Kobieta odstąpiła natychmiast, prychając z wściekłością, podsyconą śmiechem Chorwata. Gniew czynił ją nieprawdopodobnie piękną.

Zachód słońca zastał ich w ruinach rzymskich łaźni. Qasim do spółki z Nasrine zachwycali się pozostałościami monumentalnej budowli. Ze wzroku Jamili biło wyzwanie. Zapadający szybciej niż w Europie wieczór wzmagał jej pewność siebie. Kobieta prowokowała świadoma wrażenia, jakie wywierała na hakerze. Opadła łokciami na barierkę, chroniącą przed upadkiem na antyczne zgliszcza, i przegięła zmysłowo plecy, wypinając pośladki.

Gdy Qasim podprowadził Nasrine ku jakiejś szczególnie atrakcyjnej kupie kamieni, Drażan oparł się o poręcz, dotykając ramieniem barku Jamili.

– Nie zapytałem, jaka będzie twoja nagroda, jeśli wygrasz.

– To proste. – Pokazała w uśmiechu równy rząd białych zębów. – Spełnisz moje zachcianki.

– Jak niemy sługa w haremie?

– Nie jesteś niemy – zauważyła, zbliżając twarz.

– I to czyni mnie bardziej użytecznym przy spełnianiu zachcianek?

– Można tak powiedzieć.

Z lekkiego uśmiechu dziewczyny zniknęła wreszcie ironia. Skakała wzrokiem między oczami a ustami hakera. Jeśli liczyła, że go sprowokuje do kolejnego pocałunku, zawiodła się. Zmienił pozycję i wsparł się na przedramieniu. Otwarcie wędrował teraz spojrzeniem po kuszących krągłościach. Kobieta nie okazała ani cienia skrępowania, wręcz przeciwnie – łuk pleców nawet się pogłębił.

– A gdybym teraz przycisnął cię ciałem do barierki… – zaczął powoli i zawiesił głos.

– Mów dalej – zachęciła jak on, ledwie słyszalnym mruczeniem.

– … zadarł spódnicę…

– Hm….

– … zerwał majtki…

Dostrzegł, jak drgnęły jej nozdrza. Odetchnęła głębiej.

– Hej, zajrzymy jeszcze na Cardo? – rozległo się za plecami.

Uśmiechnęli się do siebie w bezgłośnym zrozumieniu.

Po zmroku weszli w całkiem inny świat – świat nocnego życia metropolii. Już z daleka dało się słyszeć tanie disco z orientalnymi wtrętami krzykliwych arabskich instrumentów. Melodie piosenek lawirowały w egzotycznych melizmatach[iii]. Kabriolety, pełne roześmianych młodych ludzi, zjeżdżały się ze wszystkich stron i utykały w korku. Na widok roznegliżowanych dziewczyn trudno było uwierzyć, że to nie ulice jednej z europejskich stolic, a kraj arabski.

Podążyli za muzyką na placyk wypełniony kłębiącym się pod sceną tłumem. Nasrine pociągnęła Qasima w kierunku tańczących. Chłopak uległ, gdy zauważył, że podopieczny idzie w ślad za nim.

Biodra Jamili zakołysały się rytmem piosenki. Tam, w ruinach, zdecydowali, jak zakończą wieczór. Drażan czytał z każdego wygięcia ciała, że kobieta chce, aby to się stało właśnie teraz. Członek stopniowo naprężyła erekcja, tląca się z różną intensywnością całe popołudnie. Jamila obróciła się przodem do hakera, wzniosła ręce. Skrzyżowała z nim roziskrzone spojrzenie i poczęła cofać się w głąb tłumu. Prowadziła Chorwata za sobą jak na smyczy.

Weszli w najgęstszy tłok. Dziewczyna zarzuciła głową. Długie włosy smagnęły Drażana. Ucisk w kroku nasilił się. Towarzyszka trącała mężczyznę coraz częściej. Spodnie uwierały niemiłosiernie. Haker chwycił Jamilę w kolejnym obrocie i przyciągnął do siebie. Uderzyła pośladkami w jego krocze, potęgując wzwód. Poczuł jej dłonie na biodrach. Objęci wpadli niemal w trans, wijąc się, prężąc i ocierając o siebie w takt muzyki.

Haker wrzał od z trudem hamowanej chuci. Powiódł ręką przez pierś i szyję, ku twarzy kobiety. Skręciła głowę i wydyszała mu do ucha:

– Chodźmy stąd…

Chwyciła Drażana za rękę i przepchnęła się przez tłum. Chorwat dostrzegł jeszcze kątem oka z prawej Qasima całującego Nasrine. Potem liczył się już tylko pewny uścisk na nadgarstku. Napór tłoku zelżał, zniknął. Wpadli pędem do zaułka, rozświetlonego sznurem żarówek. Jamila chciała biec dalej, ale Drażan nie mógł dłużej czekać. Potem pójdzie, gdziekolwiek ona zechce, ale nie teraz! Skręcił w pierwszą napotkaną bramę, prowadzącą do podwórka-studni, i szarpnął dziewczynę za sobą. Straciła równowagę i z impetem uderzyła plecami o ścianę. Dopadł jej natychmiast. Rzuciła się na hakera w dzikim pocałunku. Szorstki język natarł na język mężczyzny. Chorwat przyparł kochankę do zimnego muru z nie mniejszą pasją. Zgniótł pierś w dłoni, jednocześnie niecierpliwie zadzierając spódnicę drugą ręką. Jamila walczyła z paskiem, a potem guzikami dżinsów.

Drażan uporał się wreszcie ze zwojami materiału i wepchnął dłoń między kobiece uda. Zamiast bielizny napotkał nagi srom. Wilgotny, nabrzmiały, gotowy. Głębiej poczuł na opuszkach tętno ścianek pochwy. Po palcach popłynął śluz. Jamila westchnęła. Po chwili zdarła hakerowi z bioder spodnie razem z bokserkami. Natychmiast dźwignął partnerkę w górę. Oplotła mężczyznę nogami. Wsparł ją o łukowatą ścianę. Znowu musiał szarpać się ze spódnicą.

– Nie noś tego więcej – warknął.

– Szybciej! – syknęła w odpowiedzi.

Trząsł się cały z podniecenia. Krew buzowała w ciele jak rój wściekłych szerszeni. Wreszcie wyplątał się z tkaniny. Naprowadził członek na pochwę i wbił się w nią do połowy długości. Jakże tego potrzebował! Kobieta jęknęła przeciągle. Wraziła paznokcie w kark i plecy. Po kilku pchnięciach Drażan wszedł do końca. Nabrał tempa. Uderzając raz za razem, wyładowywał przebudzone wczoraj pożądanie. Ciało kochanki podrygiwało przy każdym sztychu. W pewnym momencie stęknęła, że dochodzi. Nie zwolnił. Wręcz przeciwnie. Nic by go teraz nie zatrzymało.

Orgazm eksplodował nagle, w pełnym cwale. W krtani uwiązł charkot. Drażan pchnął jeszcze z rozpędu kilkakroć i zastygł.

Sapanie kochanków zagłuszało odległą balladę, zawodzoną zachrypniętym kobiecym głosem.

– To jak masz na imię? – haker mruknął, gdy wyrównał oddech.

– Jamila, habibi.

Za oknem odezwały się nieśmiało ptaki, choć w pokoju wciąż zalegała noc.

Nasrine do tego stopnia zauroczyła Qasima, że Arab nawet nie czynił Drażanowi wyrzutów z powodu zniknięcia tamtej nocy. Nie utrudniał mu też dalszych spotkań z Jamilą. Czasem tylko wytykał podopiecznemu płytkość i niską wartość związku opartego jego zdaniem wyłącznie na seksie.

 „Och, Qasim. Biedny, rozsądny romantyku!” Jakże łatwo dali się obaj zwieść! Ale wszystko wydawało się wtedy tak naturalne, tak prawdziwe. Aż do końca.

Na ciało wystąpił zimny pot. Haker zwinął się ciaśniej pod przykryciem. Znowu nie potrafił przezwyciężyć wciągającego go wiru wspomnień…

Cieć przestał zamiatać i rozpostarł przed nim krajobraz pustych dziąseł, gdy mijali go w drodze do auta.

– Co on dzisiaj taki szczęśliwy?

– Mogliście zamknąć okno. Słyszało was pół podwórka – Qasim wyjaśnił z miną niewiniątka. – Nadal nie wiem, czy to był dobry pomysł, żeby przyprowadzać ją do twojej kryjówki, jak by na to nie patrzeć.

– Przesadzasz. To był przecież nasz ostatni raz. Nie wiem, kiedy ją znowu zobaczę. Mówiłem Ci, że wraca dzisiaj do Londynu. Miej-że serce!

– Ale to nie powód, żeby zapewniać darmową seks-rozrywkę sąsiadom. Wyrywałeś jej paznokcie, czy co?

Dotarli do samochodu. Drażan wyciągnął rękę. Qasim pokręcił głową, patrząc na niego z politowaniem. Zawiedziony Chorwat obszedł auto i usiadł na miejscu pasażera.

– Doprowadź kiedyś Nasrine do takiego stanu, to będziemy dyskutować – odparł  z wyższością, gdy Arab trzasnął drzwiami i zapuścił silnik.

– Ja buduję na skale – odparł spokojnie. – Słucham Nasrine, a ona mnie. Poznaję jej myśli, jej charakter, splatamy swoje dusze.

– Przyznaj, nie posunąłeś się dalej, niż jakieś małe macanie przy całowaniu, co?

Wyjechali z zaułków i skręcili w arterię, przecinającą miasto. Mimo niedzieli i stosunkowo wczesnej pory, miejscami tworzyły się już na niej zatory. Lekarz w ostatniej chwili zmienił porę wizyty, tłumacząc się nagłym wypadkiem.

– Drażan, w związku są ważniejsze rzeczy niż seks. – Arab klarował spokojnie. – Tego nie trzeba sprawdzać. Zawsze pasuje. Jeśli czujesz się z kimś dobrze, tylko milcząc; jeśli patrzycie na świat w ten sam sposób; jeśli ona zdaje się czytać twoje myśli…

– Cholera, zapomniałem komórki. – Drażan przeszukiwał gorączkowo wszystkie kieszenie. – Zawracaj. Może będzie chciała zadzwonić z lotniska.

– Będziemy z powrotem za półtorej godziny. Przeżyjesz.

– Qasim, mówię ci, zawracaj.

– Spóźnimy się.

– Nie obchodzi mnie to! Zawracaj!

Yaqta’ 'omrak[iv]! Całkiem ci odbiło!

Chłopak zerkał na Chorwata ze złością, spełnił jednak jego życzenie przy najbliższej sposobności. Dziesięć minut później zatrzymali się pod kamienicą.

– Pospiesz się! – Arab krzyknął niepotrzebnie za biegnącym do wejścia hakerem.

Drażan wyminął na klatce schodowej wychodzącego ciecia, który śmiał się już w głos, wyrzucając z siebie potok niezrozumiałych słów. Stary zbereźnik. Chorwat wbiegł na górę. Klucz nie dał się przekręcić w zamku. Widocznie zapomniał zamknąć drzwi. Co za głupota! Qasim znowu miał rację. Drażan stał się nieostrożny. Na szczęście cieć zawsze kontrolował sytuację i nie wpuściłby nikogo obcego.

W mieszkaniu powitał go pozostawiony nieład – niedopita butelka wina na stole, brudne kieliszki, ubrania hakera porozrzucane po podłodze, zerwana firanka… Przed wyjściem sprawdzał jeszcze maila, więc telefon leżał pewnie przy laptopie w sypialni. Wkroczył do pokoju.

Stała na środku pomieszczenia. Bez makijażu i ze związanymi włosami wyglądała młodziej.

– Jamila!

Zastanawiał się od kilku dni, jak przetrwa bez niej najbliższe tygodnie. Rozważał kilkudniową wyprawę do Londynu, ale doszedł do wniosku, że musiałby najpierw ogłuszyć i związać Qasima, a potem zamordować Farisa. Kobieta nie mogła mu sprawić milszej niespodzianki.

– Stęskniłam się, habibi – bardziej westchnęła, niż powiedziała.

Podbiegła i zarzuciła mu ręce na szyję, natychmiast przysysając się wargami do ust hakera. Już wczoraj dostrzegł w oczach kochanki niezwykłą dla szalonej studentki tkliwość, którą na początku tłumaczył sobie przygnębiającym nastrojem pożegnania, potem rezultatem porywu chwili. Zazwyczaj unikał pieszczot oralnych, które budziły w nim niechęć graniczącą z obrzydzeniem. Wieczorem jednak nieoczekiwana uległość Jamili rozbroiła go kompletnie. Pierwszy raz tak naprawdę skupił się tyko na przyjemności dziewczyny, z nadspodziewanym efektem. Nigdy dotąd nie był świadkiem jednego kobiecego orgazmu przechodzącego w kolejny, i następny…

Pogrążyli się w mocnym, namiętnym pocałunku. Drażan zapomniał o Qasimie czekającym na dole, umówionym spotkaniu z lekarzem i całym świecie, póki jego wzrok nie padł na laptopa. Mógł w roztargnieniu nie zamknąć drzwi, zostawić nieopatrznie komórkę, ale był pewien, że gdy wychodził, wyłączył komputer. Tymczasem świecąca zielono dioda i dyskretny szmer, generowany przez wnętrzności urządzenia, informowały o czymś wręcz przeciwnym.

Jamila wyczuła nagłe napięcie mężczyzny, bo odsunęła się od niego z pytaniem w oczach.

– Co ty tu robisz? – spytał spokojnie, czując jednak robaka podejrzenia, wgryzającego się w świadomość. Dłonie Chorwata zacisnęły się na ramionach kochanki. – Masz samolot za dwie godziny.

– Zdążę – zapewniła. – Musiałam cię jeszcze raz zobaczyć.

Czy w głosie zabrzmiała fałszywa nuta, czy też z oblicza kobiety na mgnienie opadła maska – już wiedział. Strach, zawód i gniew zacisnęły się powoli wokół gardła Drażana.

– Kłamiesz – ocenił chłodno.

Na parterze kamienicy zaskrzypiało skrzydło bramy. Haker odruchowo zwrócił głowę w kierunku drzwi mieszkania. Moment dekoncentracji wystarczył.

Jamila wyrwała się z chwytu i rzuciła do łóżka. Skoczył za nią może sekundę później. Błysnął metal. Strzeliła. Poczuł uderzenie w prawe ramię. Zarzuciło nim w lewo, wyciągnięta prawa ręka opadła jak podcięta, ale w pędzie wciąż posuwał się do przodu. Drugi i trzeci strzał trafiły lewą pierś, rozrywając ją bólem. Drażan zachwiał się. Do ust napłynęła ciepła ciecz o żelazistym smaku. Zaczerpnął powietrza i zakrztusił się. Coś gniotło klatkę piersiową. Zadrżały kolana, ogarnięte nagłą słabością. Upadł na łóżko, z którego zsunął się na podłogę. Z kącika ust pociekła ślina. Starł ją ręką, ważącą tonę. W pokoju pociemniało, ale zauważył czerwone smugi na skórze dłoni. Dotarło do niego, że to może koniec. Nie… Nie! Nie mógł tak umrzeć!

Wewnątrz czaszki narastał jednostajny szum, tłumiący wszystkie inne dźwięki. Jamila przykucnęła nagle obok hakera. W polu widzenia miał tylko jej rękę z bronią. Nie dał rady unieść głowy. Potrzebował powietrza, ale pierś miażdżył ogromny głaz. Dławił się krwią.

– Szkoda. – Usłyszał z bardzo daleka. – Nawet cię polubiłam. Sprowadzę lekarza, ale najpierw powiedz, jak znaleźć Hunchbacka.

Huknęło. Strzał? Kobieta upadła dziwnie skręcona. Powiódł spojrzeniem ku jej twarzy. Wpatrywała się w Chorwata matowymi oczami. Z otworu w czole spłynęła krew. Mięśnie nie zareagowały, gdy Drażan spróbował się poruszyć. Wpadł w panikę. Oddychać! Ale ten ciężar… Stracił ostrość widzenia. Jamila zmieniła się w czarną plamę na podłodze. Świat pochłonęła lodowata ciemność.

Rozwidniło się. Sprzęty w pokoju nabrały kolorów. Ciałem Drażana wciąż wstrząsały dreszcze. Wstał z łóżka. Poszedł do kuchni i zapalił. Skupił wzrok na dłoni spoczywającej na blacie stołu – śledził rysunek załamań na skórze, tych głębszych w miejscach zgięcia, i tych płytszych, układających się w nieregularną sieć. Przyglądał się gruzłom stawów. Uniósł po kolei każdy palec. Podziwiał pracę kości i ścięgien. Doskonała maszyna. Nikt nie wiedział, jak tak naprawdę działa. Podstarzały weterynarz, który go wtedy połatał, zaklinał się, że pacjenta ocaliła tylko wola życia. Qasim dodał jeszcze szczęście w osobie ciecia.

Śmieszny, bezzębny dziadek. Wyszedł przed kamienicę. Mrugnął porozumiewawczo do Qasima i kazał mu się uzbroić w cierpliwość, bo kolega ma gościa.

Qasim wytropił lekarza następnego dnia w hotelu w Trypolisie. Spóźnił się. Gdy wpadł do pokoju, z ramienia zdrajcy sterczała jeszcze igła. Nasrine okazała się bardziej użyteczna. Co prawda niewiele wiedziała, bo miała za zadanie tylko odciągać chłopaka od Drażana, ale zmuszona przekazała komu trzeba informację o śmierci hakera. Do ostatniej chwili wierzyła w miłość. Słusznie. Qasim nie zadał jej niepotrzebnego bólu.

Drażan wpatrywał się w drżące sploty dymu, unoszące się z papierosa. W świetle dnia strach przed szaleństwem, jaki odczuwał nocą, bledł. Haker odzyskiwał panowanie nad sobą. Zaczął spokojnie analizować sytuację. Zagrał uczciwie na warunkach Jana, ale Holender nie dotrzymał swojej części umowy. Usiłowanie wyrwania się z więzienia deszczowej nocy dwa tygodnie temu Drażan przypłacił pobiciem. Włamania do systemu ochrony rezydencji nawet nie brał pod uwagę, skoro nawet próba wyłączenia kamerki laptopa kończyła się natychmiastową interwencją strażnika. Obserwatorzy na pewno wytną go z sieci przy pierwszym fałszywym ruchu na klawiaturze. Głupotą byłoby jednak wierzyć obietnicy gospodarza, iż ten zwróci mu wolność, gdy plan pozbycia się szefa policyjnego spec-oddziału zostanie doprowadzony do finału. Cóż więc pozostało Chorwatowi poza biernym czekaniem na dogodny do ucieczki moment? Doszedł do ściany.

Potrzebował pomocy z zewnątrz. Ale działał zawsze sam. Nie należał do żadnej grupy, która wspierała się nawzajem. Im mniej osób wiedziało o realizowanych przez niego zleceniach, tym lepiej. Drażan pracował tylko z Farisem. Jan był ostatnim ze starych klientów Hunchbacka. Reszta nie żyła albo wycofała się z interesów.

Hunchback…

Chorwat chronił go piętnaście lat. Porwany, torturowany, postrzelony, ścigany po całym świecie przez ludzi, którzy wciąż mieli nadzieję dopaść cwanego drania, nie zawiódł zaufania. Może najwyższy czas, żeby starszy haker naraził trochę swój cenny tyłek i spłacił część długu milczenia.

O ile zdoła.

           Dym wzniósł się gładką smugą sponad żaru nikotyny.

.

[i] sizal – naturalne włókno pozyskiwane z gatunku agawy; służy do wyrobu lin, sznurów itp.

[ii] Cres – wyspa chorwacka, słynąca między innymi z hodowli owiec

[iii] melizmat – ozdobnik w śpiewie, polegający na wykonaniu kilku dźwięków na jednej sylabie

[iv] yaqta’ 'omrak – dosłownie: „oby zabił cię Bóg”; przekleństwo w libańskiej odmianie arabskiego

.

Przeczytaj kolejną część – Ciemna jest noc cz. IX

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Motyw z kluczem mnie rozwala. Emocje, nastroje. Można wejść w skórę zniewolonego bohatera.
W końcu poznajemy historię upiora z przeszłości, który nawiedza hakera od początkowych części opowiadania.
Lubiki dla pracowitego i pełnego fantazji Autora

Klucze – tyle symboli, prawda? Poza tekstem. Ale i tu mają swoje specjalne znaczenie oddania się głównej bohaterki Chorwatowi. Wędrują przez całą moją bajkę. W poprzednim, tym i kolejnym odcinku wysunęły się na bliższy plan i będą wracały, wplatały się w historię. Przecież wiesz.
Nigdy dotąd nie zasłużyłam na lubiki. Zmotywowałeś mnie tylko do cięższej pracy. Dziękuję, Karelu

Świetne ! Bardzo dobrze się czyta i jest moc. Czekam na następne części i pozdrawiam.

Moc, przynajmniej w autach, pozostanie 😉

Po raz kolejny muszę stwierdzić: dobra robota! Twój cykl jest moim skromnym zdaniem najlepszy na Najlepszej Erotyce. A to sporo.

W końcu! Poznaliśmy historię Jamili. Wprawdzie je flirt z Drażanem był miejscami nieco żenujący, ale ogólnie wypadła ciekawie. Szkoda, że zginęła. A może nie? Chorwat stracił przytomność więc mógł czegoś nie zauważyć…

Dzięki rozbudowanej retrospektywie mogę wybaczyć fakt, że główny wątek fabularny posunął się raptem o dwa kroczki. Trochę żal było mi Hasmik, tam bezceremonialnie wypędzonej na deszcz. Ale podejrzewam, że takie traktowanie przez klienta to nieodłączny element jej pracy.

Kiedy możemy się spodziewać kolejnej części? Bo ta tylko podsyciła apetyt, zamiast go zaspokoić.

Lurker

A ja sądzę, że główny wątek posunął się o krok milowy.
Kolejna część za miesiąc.
Głodu nie powinna chyba zaspokoić nawet ostatnia część. Wówczas uznam, że spełniłam swoje zadanie jak autor.

Dobry wieczór,

są takie historie, które po prostu nie obniżają lotów. Albo wzbijają się coraz wyżej, albo chociaż trzymają poziom. Może to ryzykowne stwierdzenie przed pojawieniem się napisu "The End", ale zaryzykuję: uważam, że "Ciemna jest noc" to właśnie jedną z takich opowieści. Doceniam kontrolę, jaką Artimar sprawuje nad tym tekstem. To, że poszczególne wątki nie rozłażą się jej na na wszystkie strony. Trzyma wszystko w ręku i odsłania kolejny fragment przed nami, czytelnikami, dokładnie gdy przychodzi odpowiednia chwila.

Tym razem dane nam było zajrzeć w przeszłość głównego bohatera. Nie mam wątpliwości, że było warto. Poznaliśmy lepiej samego Drażana, nawet jeśli Jamila pozostała swoistą Enigmą. Ciekaw jestem, czy to cała historia, czy może kryje się w tym jeszcze coś więcej. Chciałbym, by Libanka jeszcze pojawiła się na scenie, choć domyślam się, że byłoby to karkołomny zwrot akcji. Może jeszcze jakaś retrospekcja? Dziewczyna miała prawdziwie magnetyczną osobowość.

Podobało mi się też kameo Hasmik. W tej dziewczynie też coś jest, choć przecież pełni funkcję instrumentu do kontrolowania Drażana.

Dobry, naprawdę dobry odcinek. Podobnie jak moi szanowni przedmówcy, czekam na więcej 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Lubię moich bohaterów, i tych pozytywnych, i tych trochę mniej. Staram się tworzyć postaci na tyle wyraziste, aby zapadały w pamięć i miały na tyle ostre kontury osobowościowe, aby zwłaszcza w dialogach każda mówiła własnym głosem.
Wskrzeszenie Jamili byłoby rzeczywiście karkołomnym przedsięwzięciem. I tak jestem wdzięczna Czytelnikom za przymykanie oczu na realia hakerskich wyczynów Drażana.
Cóż, Hasmik już nie wróci osobiście. Przykro mi.

Hasmik nie wróci? Jestem niepocieszony. Choć słowo "osobiście" daje jakąś nadzieję 🙂

Dzień dobry!
Z ogromną przyjemnością (i opóźnieniem) komentuje tę część Ciemnej nocy. Styl pisania Autorki przypomina nieco styl mojego ulubieńca Stiega Larssona. U Szweda również wartka akcja opisywana była w sposób niewymuszony, harmonizując się z precyzyjnie opisaną codziennością.

Któryś z przedmówców napisał, że flirt dwójki bohaterów miejscami był żenujący. Nie zgadzam się. Gdy na scenie pojawia się kobieta o sposobie bycia Jamili 9/10 mężczyzn nie ma żadnych szans(ten 10 jest gejem.)
Każdemu Autorowi od czasu do czasu zdarzy się skrobnąć dobry tekst, ale stale doskakiwać do poprzeczki czy wręcz ją podnosić potrafią nieliczni.
Kłaniam się,
Foxm

Foksie, dziękuję! Lepiej późno niż później. W skrytości ducha liczyłam, że i Ty dodasz parę słów od siebie. Cenię Twoje komentarze.
Porównanie do uznanego i filmowanego pisarza łechce moje ego, co niestety rozleniwia…
Odnośnie żenującego flirtu – bałkański macho ((C) Karel Godla – bardzo mi się to określenie spodobało) też może czasem wyjść na niezbyt rozgarniętego. Nie ma w końcu facetów, którym zawsze wszystko się udaje, a kobiety leżą u ich stóp, bo tacy są męscy, że och!

Ta część zdaje się potwierdzać, że po ostatniej, dłuższej przerwie, nastąpiło coś w rodzaju nowego rozdania. Opowieść wkroczyła na nowe tory i to jakie! Historia wciąga jak nałóg, a postać Jamili stanowi nasilniejszy z podanych czytelnikowi (zwłaszcza męskiemu) narkotyków. Oto kobieta! Co prawda zdrajczyni, ale jednak… Drażan nie miał żadnych szans, zresztą wszystko wskazuje na to (a i Autorka zdaje się to sugerować), że dziewczynę specjalnie wybrano i przygotowano, by usidlić naszego bohatera. Stanowiła dla niego wyzwanie i temu nie potrafił się oprzeć. Który mężczyzna by zresztą potrafił? Chyba gej, jak zauważył Foxm. Wszystko to opowiedziane w wartkim stylu, z orientalną zmysłowością, w egzotycznej scenerii. Ta ostatnia wydaje się przy tym niezbyt mocno zaakcentowana i tak naprawdę została wykorzystana chyba tylko w podniecającej oboje bohaterów – a i czytelnika również – rozmowie na temat sułtańskiego seraju. Trochę żal Hasmik. Nie dość, że potraktowana obcesowo przez Drażana, to jeszcze wypada wręcz nijako w porównaniu z oszałamiającą kreacją Jamili. A przecież sama w sobie ma duży potencjał i nie wydaje się po prostu zabawką czy narzędziem gangsterów. Jedyny mój niedosyt jako czytelnika polega na tym, że Jamila odeszła z opowieści zbyt szybko, wypełniając sobą tylko ten jeden rozdział. Naprawdę, szkoda. Nic dziwnego, że Drażan nie potrafi o niej zapomnieć. To karygodne marnotrawstwo bohaterów! Czy nijaka w porównaniu z Libanką Magda potrafi ją zastąpić, zarówno Drażanowi, jak i czytelnikom? Mam tu spore wątpliwości. Czyta się znakomicie, jak dla mnie, to najlepszy, najbardziej emocjonujący rozdział.
Natrafiłem tylko na jeden element, który wzbudził drobną wątpliwość. Otóż w retrospekcji dotyczącej pierwszych dwóch spotkań Jamili i Drażana dziewczyna od samego początku występuje w narracji pod własnym imieniem, które bohater poznaje dopiero pod koniec tego fragmentu tekstu. Oczywiście, to wspomnienia Drażana, ale jednak zachowujące poza tym elementem spójność następstwa czasowego, np. nie pojawiają się w tej partii opowiadania nieustanne myśli o przyszłej zdradzie i śmierci dziewczyny. Czy nie byłoby więc lepiej, gdyby do czasu wyjawienia imienia Jamila występowała bardziej anonimowo? Chociaż tu pojawia sie kolejna niekonsekwencja. Qasim zbierał informacje o Arabce natychmiast po pierwszym spotkaniu na górskiej drodze. Dowiedział się i przekazał Drażanowi przed drugim spotkaniem na targu całkiem sporo: rodzina, studia w Londynie – pewnie to spreparowany życiorys, ale powinien przecież zawierać imię bohaterki! A tymczasem nasz haker zdaje się akurat tego imienia nie znać. Trochę brakuje tu logiki i konsekwencji. Przecież zauroczeni nagłą miłością pożądają wiedzy o imieniu obiektu swoich uczuć.
Gratuluję tego odcinka i ruszam dalej.

Napisz komentarz