Henryk i przyjaciółki Joanny (Miss.Swiss)  3.87/5 (72)

22 min. czytania

Opowiadanie zainspirowane kultowym cyklem opowiadań LaVendy o erotycznych przygodach Joanny. Seria o Joannie była jedną z najbardziej popularnych na portalu Dobra Erotyka. W niniejszym opowiadaniu jednak głównym bohaterem jest mąż Joanny – Henryk. Niech i on przeżyje coś niezwykłego!

***

Henryk (lat 43) mieszkał wraz ze swoją żoną Joanną  (lat 39) i synem Pawłem w małym, ale bardzo wygodnym domku jednorodzinnym na przedmieściu. Byli niezwykle zgodnym i kochającym się małżeństwem. Henryk był bardzo dumny z atrakcyjnej wciąż żony, przyciągającej pełne uznania, męskie spojrzenia, gdziekolwiek się tylko pojawiła.

Gdy pewnego popołudnia Henryk wrócił z pracy, zamiast czekającej w progu spragnionej i kochającej małżonki, dobiegły go z salonu przekomarzania i chichoty kilku pań. Henryk odstawił teczkę na małą etażerkę pod garderobą, poluzował krawat i zajrzał do salonu. Joanny nigdzie nie dostrzegł, ale w pokoju przy koniaku, kawie i ciastkach urzędowały jej najbliższe koleżanki z pracy. Najstarsza z nich, Wanda uczyła w szkole Joanny francuskiego. Danusia była nauczycielką matematyki, a Bożenka prowadziła zajęcia z wf.

Bożenka była z nich wszystkich najmłodsza, niedawno przekroczyła trzydziesty drugi rok życia. Zawsze, gdy ją widział, wzbudzała w Henryku pewien lęk połączony z respektem. Wyszła za mąż za ordynatora miejscowego szpitala, sporo od siebie starszego. Chodziły słuchy, że zrzuciła ze schodów pielęgniarkę, która śmiała zauroczyć się swoim szefem. Bożenka była też bardzo wysportowana i podobno uprawiała krav magę. Uczniowie, nauczyciele, a nawet sam pan dyrektor bardzo się z nią liczyli.

Danusia i Wandeczka z kieliszkami w dłoniach siedziały koło siebie na kanapie, podczas gdy Bożenka wyginała się zwinnie przed nimi, prezentując swoje zgrabne ciało odziane w krótką, opiętą minisukienkę z czerwonej lycry. Położyła się na ziemi i uniosła do góry długie nogi w obcisłych czarnych pończochach. Majtała nimi naprzemian, jednocześnie unosząc do góry barki i ramiona.

– I to jest właśnie to wspaniałe ćwiczenie pilates na zgrabny i płaski brzuszek! – oznajmiła przyjaciółkom.

Dzięki prezentacji ćwiczenia Henryk dostrzegł nie tylko pięknie zarysowane łydki i uda Bożenki, ale także  jej cienkie czarne majteczki, bardzo skąpe, które pozwalały z kolei domyśleć się kształtu naintymniejszych zakątków zgrabnej wuefistki. Lekko się więc zaczerwienił i już chciał się wycofać, ale przyjaciółki Joanny właśnie go dostrzegły.

– Panie Henryku, bardzo prosimy na kieliszeczek! Wanda przywiozła z Paryża wyborny koniak francuski!

Henryk zaczerwienił się jeszcze bardziej i wymamrotał zapytanie o żonę.

– Joanna dostała niestety pilny telefon ze szkoły. Dyrektor poprosił ją, żeby zamiast niego pojechała do kuratorium w jakiejś ważnej sprawie. No, ale że już tu byłyśmy, poprosiła nas, żebyśmy sobie zostały i porozmawiały. Tak rzadko mamy okazję spotkać się poza pracą, panie Henryku! A tu rok szkolny zaraz się skończy, a jak już pojedziemy na wakacje, to znów okazja do spotkania w miłym gronie przepadnie.

Henryk był dżentelmenem i poczuł się w obowiązku zadbania o miłych gości. Podszedł więc, chciał nie chciał, do sofy i szarmancko ucałował wyciągnięte ku niemu, wypielęgnowane dłonie. Zapuścił przy tym żurawia w naprawdę imponujący dekolt Wandeczki. O jej piersiach dużo opowiadano w mieście, podobno nosiła rozmiar „K“. Po bieliznę jeździła aż do stolicy, gdzie w renomowanym zakładzie gorseciarskim o przedwojennych tradycjach szyto dla niej piękne i wyrafinowane biustonosze według jej własnych projektów.

Czasem myślał sobie, spoglądając na te wspaniałe prowokujące cuda skryte niestety przed jego okiem pod materią wydekoltowanych na ogół bluzeczek, że z przyjemnością obejrzałby kolekcję takiej pięknej bielizny.  Szczęśliwy mąż Wandy nie miał okazji zbyt długo cieszyć się tymi skarbami, gdyż zmarł był w zeszłym roku na zawał. Różnie o tym mówiono. Ktoś ponoć nawet twierdził, że to Wandeczka udusiła go w odmętach swoich bujnych piersi, ale na pewno były to głosy złośliwych, odrzuconych przez nią absztyfikantów.

Od czasu zgonu małżonka Wanda nie mogła opędzić się od napalonych amatorów swojego pięknego biustu, ale podobno dotychczas nikogo nie wybrała na stałego admiratora.

Unosząc do ust rączkę Danusi, również zerknął ochoczo w dół obcisłej bluzeczki i zaczerwienił się tym razem bardzo mocno. Pochylona matematyczka ukazała mu swoje kuliste skarby bez żadnej osłony. I chyba nie mylił się, że żółta, lekko prześwitująca, bluzeczka miała o jeden guzik rozpięty za dużo. Danusia była świeżo po rozwodzie. Jej były małżonek, zapalony zawodnik windsurfingu, wybrał życie na wyspach kanaryjskich oraz płomienną Hiszpankę, nauczycielkę matematyki w szkole podstawowej na Gran Canarii.

– Panie Henryku, niechże pan zdejmie tę marynarkę, okropnie tu dziś gorąco – stwierdziła Wanda wachlując się serwetką. Henryk zsunął marynarkę i zdjął krawat. Faktycznie, ciepłe było to czerwcowe popołudnie.

Wanda podała mu kieliszek napełniony złocistym trunkiem.

– Za zdrowie kochanej Joanny. Pewnie teraz musi się tłumaczyć za naszego szefa przed kuratorem. Ale ona będzie to umiała zrobić z wdziękiem – powiedziała Danusia.

– Za zdrowie Joasi oczywiście nie odmówię, ale tylko jeden, jedyny kieliszeczek – odpowiedział Henryk – korzystając z pięknej pogody chyba wezmę się za skoszenie trawnika.

– Trawnik trawnikiem, panie Heniu, ale niech pan troszkę tak z nami posiedzi i porozmawia. – Wanda poklepała zachęcająco kanapę robiąc mu miejsce między sobą i Danką.

Trudno było odmówić tak szczerym i serdecznym prośbom, więc Henryk uprzejmie przysiadł na krawędzi kanapy. Danusia natychmiast przysunęła się do niego i delikatnie położyła mu rękę na ramieniu.

– A pan to chyba też ciężko pracuje ostatnio, panie Henryku? Joanna opowiadała, że niedawno pan awansował?

– No tak, to prawda, pracy jest sporo – Henryk nerwowo obracał w ręku pękaty kieliszek, pociągając z niego od czasu do czasu spory łyk.

– Ten stres w dzisiejszych czasach – westchnęła Wanda, wygładzając sobie obcisłą szarą spódniczkę. W rzeczywistości jednak materiał podsunął się nieco w górę, ukazując zgrabne kolana i część kuszących ud romanistki okrytych cieniutkimi, popielatymi rajstopami. Tak jakoś się stało, że dotknęła tym zgrabnym, okrągłym kolankiem nogi Henryka.

– Troszkę jest pan spięty – rzuciła Danusia, przesuwając dłoń powoli z barku Henryka na jego szyję i kark. Zaczęła go masować powolnymi, leniwymi ruchami palców. Było to tak przyjemne, że Henryk przymknął oczy. Wyczuł lekki ruch za sobą, ale zanim zdążył zaprotestować, Danusia zsunęła szpilki i usiadła za nim na kanapie. Rozsunęła lekko uda, przysiadając na piętach, tak że kolanami dotykała bioder mężczyzny. Czuł jej sprawne dłonie na karku, ramionach i szyi… tak, czuł, jak napięcie całego dnia spędzonego przy biurku ustępuje przyjemnemu rozluźnieniu. Ciepło letniego popołudnia, mocny klasyczny trunek i te miłe dziewczyny z ich słodkimi, mięciutkimi krągłościami. Do sprawnie masujących go dłoni dołączyły także jej niewielkie, ale sprężyste piersi. Czuł je na bokach, na ramionach, czuł, jak przesuwają się po całej długości pleców. Ciepły oddech Danusi na szyi i w końcu delikatne muśnięcie jej wilgotnych usteczek na uchu sprawiło, że przeszedł go przyjemny dreszcz, ale jednocześnie zaniepokoił się, co będzie dalej.

Przecież nie można tak, z koleżankami żony… A jeśli zechcą pomasować też coś innego, TO, co było do tej pory zarezerwowane wyłącznie dla Joanny? Odpędził od siebie tę nieprzyzwoitą myśl.

Danusia zakończyła masaż pleców Henryka i zsunęła się z kanapy na swoje miejsce, przytulona jednak nadal do boku męża Joanny palcami dalej masowała mu kark. Jej blond włosy łaskotały Henryka w policzek, czuł wyraźnie kwiatowy zapach perfum Danusi i gorący oddech zwiastujący obecność jej ust tuż tuż… Z lewej strony poczuł natomiast, delikatny dotyk ręki Wandy na spodniach. Leciutko gładziła jego udo, posuwając się powoli, bardzo powoli, ale zdecydowanie w górę.

Poddawał się biernie tym niewinnym pieszczotom, „w sumie“ – pomyślał sobie – „na pewno i paniom przyjemnie jest przytulić się tak troszkę, niewinnie i po przyjacielsku do męskiego silnego ramienia, którego zabrakło w ich codzienności… kilka minut na kanapie to nic złego.“  Tak sobie pomyślał na usprawiedliwienie i siedział dalej z rozanieloną miną pomiędzy Wandą a Danusią. Czuł wyraźnie wielkie i ciężkie piersi Wandy miękko napierające na jego tors z prawej strony, chyba nosiła gorsecik z fiszbinami, pomyślał, i szelmowski zwinny języczek  Danusi nurzający się w jego uchu. „Przyjemnie jest, gdy taka duża, ciepła dziewczyna przytuli się do zestresowanego człowieka“ – przemknęło Henrykowi przez myśl.

Naprzeciwko nich, na fotelu, siedziała Bożenka. Bożenka miała najładniejsze nogi ze wszystkich pań. Pięknie to wyglądało, gdy tak siedziała z nogą założoną na nogę i prowokująco machała stopą w czerwonej, wysokiej szpilce. Chyba tylko bajecznie zgrabne łydki i smukłe uda Joanny mogłyby równać się z tymi cudami natury.

O tak, Joanna, żona… Henryk przypomniał sobie, że przecież Joanna pojechała do kuratorium. Może zaraz wrócić. Może wejść i stanąć w drzwiach i zobaczyć go z paniami w lekko kłopotliwej sytuacji. Oj, chyba nie spodobałoby jej się, na co tu pozwalał jej rozochoconym koleżankom. Delikatnie odsunął ciepłą i miękką pierś Wandy i uciekł głową przed języczkiem Danusi. Próbował podnieść się z kanapy z mocnym postanowieniem dotrzymania wierności swojej wyjątkowej żonie Joannie. Jednak w tym samym momencie z dwóch stron chwyciły go nadspodziewanie silne ręce i pociągnęły w dół.

Bożenka tymczasem zmieniła położenie swych pięknych nóg, zakładając teraz prawą na lewą. Ale jak to zrobiła! Czy to Henryk zobaczył oczami wyobraźni, czy też faktycznie nie dostrzegł już czarnych majteczek pomiędzy jej lekko opalonymi udami, lecz tylko prowokujący, majaczący w głębi różowy owal przecięty ciemniejszą kreseczką? Pamiętał, jak oglądał ten film z hollywodzką pięknością w telewizji i to w wersji ocenzurowanej i jak był zawiedziony brakiem sceny, o której wszyscy sobie opowiadali. A teraz to było lepsze niż na filmie, oczywiście, że lepsze!

Widok (a może tylko wyobrażenie?) intymnych skarbów Bożenki wbił go z powrotem w kanapę. Czuł, że jego opór słabnie, ale dzielnie podjął jeszcze jedną próbę wyzwolenia się z objęć napierających na niego pań nauczycielek. Troszkę się wiercił i kręcił, ale panie już poluzowały mu kołnierzyk i mocno trzymały go z dwóch stron za ramiona.

– Oj, nie uciekaj nam Heniu, jest tak przyjemnie – wyszeptała mu do ucha Danusia.

Opierał się nadal, ale i Bożena podniosła się z fotela i podeszła do niego, kręcąc prowokująco biodrami i podciągając lycrową czerwień ponad szerokie koronkowe wykończenia pończoszek. Jeszcze kilka centymetrów i znów może zobaczy coś, co pewno zarezerwowane jest dla zachwyconych oczu ordynatora szpitala miejskiego, pana doktora Z. Henryk skromnie spuścił wzrok.

Bożenka oparła mu rękę na piersi i powoli rozpięła guziki koszuli. W drugiej ręce wciąż trzymała kieliszek z koniakiem.

– Wyskakuj z odzieży – warknęła do niego. Zanim zdążył zareagować, Wanda i Danusia ściągnęły z niego białą koszulę, jeszcze wczoraj z taką troską uprasowaną przez Joannę.

– Ależ miłe panie, co wy… – bronił się nieudolnie Henryk – aż tak gorąco nie jest… Stał teraz przed nimi w białym, prążkowanym podkoszulku bez rękawów. Henryk był bowiem tradycjonalistą, kupował wyłącznie podkoszulki solidnej niemieckiej firmy bieliźniarskiej. Na ten widok Bożenka wybuchnęła śmiechem.

– Mój wujek takie nosił – ściągajcie mu to dziewczyny, na pewno ma fajną klatę! Panie od razu wykonały polecenie nie szczędząc przy tym muśnięć i pieszczot ramionom, plecom i bujnie owłosionej klatce piersiowej zakłopotanego gospodarza.

– Nareszcie prawdziwy mężczyzna – pisnęła z lubością Danusia na ten widok – nie żaden wygolony metroseksualny  chłystek.

– Teraz spodnie! – rozkazała Bożenka, opierając jedną ze swych boskich nóg na niskim stole przed kanapą.

Panie gorliwie wypełniły polecenie, choć biedny Henryk szamotał się trochę, usiłując wywinąć się z ich uścisków.

– Ależ drogie panie, chyba przesadzacie… proszę puśćcie mnie… obiecałem żonie, że skoszę trawnik, naprawdę, o Boże! Zostawcie mnie….

– Cii, cichutko bądź, stój spokojnie, nic ci przecież złego nie zrobimy – Wandzia pogłaskała go po pięknie wykształconej klatce piersiowej i zsunęła dłoń w dół, gładząc go po lekko wystającym brzuchu, a potem za pasek eleganckich spodni od garnituru i za gumkę slipek Henryka docierając do jego słusznych rozmiarów członka. Danusia ukucnęła, mocując się z klamrą paska. Henryk spojrzał w dół i znów ujrzał sprężyste, kremowe półkule bez stanika, bezwstydnie ocierające się o jego krocze. Uciekł więc wzrokiem przed siebie, akurat w chwili, gdy Bożenka podwinęła sobie czerwoną sukieneczkę aż do połowy uda i powolnymi zmysłowymi ruchami bawiła się koronką od pończochy. Gdy spojrzał w bok dostrzegł i, co najważniejsze, poczuł, że Wanda wykorzystała moment jego nieuwagi i buszowała już obiema dłońmi po jego podbrzuszu, napierając na niego jeszcze silniej biustem.

Co miał robić wobec tak porażającej przewagi przeciwnika. Dał sobie rozpiąć zamek i zsunąć spodnie, zdjąć buty i skarpetki, zostając tylko w markowych, białych slipach, prezencie od Joanny, który przywiozła mu kiedyś z delegacji do Niemiec. „Może panie chcą tylko sobie popatrzeć, bo nie mają tego w domu i na taki sprytny pomysł wpadły, bałamutki!“ – pomyślał, wciąż mając nadzieję, że chcą go tylko trochę nastraszyć. Tylko ta Bożenka, trochę ostra była w słowach, ale na pewno ma złote serce, któż inny wytrzymałby tyle czasu z niełatwą młodzieżą…

– No i co chłopcze, chciałbyś się z nami troszkę zabawić? Patrz teraz, bo nie każdy ma taki widok! Znów go usadziły, a Bożenka stanęła przed nim i zakasała do góry sukienkę. Teraz widział to, co legalnie oglądał do tej pory zapewne jedynie ordynator szpitala miejskiego, pan doktor Z. Gładko wygolony falujący wzgórek, mały brylant w pępku i… rozszerzającą się na dole wilgotną, cieplutką szparkę. Poczuł intensywną woń namiętnej i chętnej dziewczyny.

Henryk wydał z siebie jęk. Już dłużej nie mógł się oszukiwać. Widok, dotyk, zapach podziałały na niego mocno. Bardzo mocno. Czuł, że jest podniecony i wyprężony i wiedział, że przyjaciółki Joanny to widzą. Zachichotały cicho i naradzały się szeptem. I nic nie robiły sobie z jego protestów.

– Dobra dziewczyny, jest gotowy, bierzemy go do sypialni – zakomenderowała Bożenka – oni mają tam takie szerokie, nowe łóżko, będzie nam wygodniej.

– A ty – zwróciła się do Henryka – lepiej współpracuj. Będzie ci dobrze z nami, zobaczysz!

Henryk dał się zaprowadzić do sypialni i położyć na szerokim wygodnym łożu małżeńskim powleczonym czyściutką, białą pościelą. Ułożyły go troskliwie i delikatnie na środku materaca, przytrzymując z dwóch stron ręce.

Nie wydawało się, żeby chciał uciekać, ale nigdy nie wiadomo, czy statecznego małżonka nawet w ostatnim momencie nie opadnie lęk przed wpadką. Albo przed damskimi wymaganiami. Na przykład ze Zbysiem, mężem chemiczki Grażynki,  miały spory kłopot w zeszłym tygodniu. Wydawał się taki chętny, a potem przestraszył się, czy podoła ich wysokim wymaganiom. Nie dość, że zdołał im uciec, to jeszcze skrył się w domowym laboratorium i zagroził, że zdetonuje kapsułę z siarkowodorem. Dał się w końcu ugłaskać i było potem bardzo miło, ale Wandzia musiała mu zostawić na pamiątkę perłę swojej bieliźnianej kolekcji, jasnoróżowy stanik typu bardotka.

– Ja pierwsza! Okropnie mi się chce – zakomenderowała Bożenka, wskakując wysportowanym ruchem na łóżko i ściągając przez głowę czerwoną sukienkę. Dopiero teraz oszołomiony wciąż Henryk miał okazję docenić całą wyjątkową urodę młodej sportsmenki. Miała na sobie jedynie czarne pończoszki, czerwone szpileczki i czarny stanik bez ramiączek. Była leciutko opalona i cudownie szczupła i proporcjonalna. Śliczna, jak do schrupania. Rozpuściła długie rude włosy i dziewczęco zamrugała gęstymi rzęsami. Usiadła na nim ocierając się gołą i wilgotną szparką o szorstki, prążkowany materiał slipów. Przesuwała swoim mokrym rowkiem wzdłuż skrytego pod nimi penisa. Bawełniana tkanina pomiędzy nimi drażniła przyjemnie jej wnętrze, więc pomrukiwała zadowolona jak kotka, a Henryka doprowadzała na skraj podniecenia, ale nie mógł się ruszyć przytrzymywany z dwóch stron przez Danusię i Wandę.

– Co my tu mamy Heniu, pokaż no – Bożenka odchyliła kraj bielizny i z ukontentowaniem spojrzała na mocnego i gorącego członka Henryka. Zsunęła mu majtki na kostki, rozwarła nogi, uniosła się lekko i powoli, mrucząc z zadowolenia, nadziała się na wyprężoną lancę. Jęknęła. Henryk też jęknął, chciał koniecznie dotknąć jej sterczących pięknych piersi skrytych za czarnym błyszczącym stanikiem, chciał polizać jej sutki, ale nie mógł. Bożenka zaczęła unosić się i opadać na jego członka, jedną rękę sama wsuwała za miseczkę biustonosza i dotykała swoich piersi, drugą drażniła sobie wejście do szparki, na którym pojawiły się już pierwsze kropelki podniecających soków. Jęczała i podskakiwała na nim, przeklinając i rzucając sprośnymi słowami. Henrykowi bardzo się to podobało, niemal omdlewał z rozkoszy.

Joanna zawsze wstydziła się mówić sprośności, nawet gdy byli we dwoje. Nie przypuszczał, że z Bożenki jest taka ostra dziewczyna w sypialni. Tak chciał jej dotknąć, ale mocno go trzymały z boku. Jęczał więc tylko, wypychał biodra do góry na tyle, na ile pozwalała mu Bożenka, wsuwał się i wysuwał z niej i czuł skurcze zaciskającej się na nim pochwy, czuł pulsowanie swojego penisa i w końcu fale pożądania tłoczące gęstą spermę we wnętrze pięknej rudowłosej.

– Kończ już Bożena, bo nie mogę wytrzymać, jak na to patrzę – szeptała Wanda.

– Kończ, kończ, my też chcemy! – zawtórowała jej Danusia. Danusia w ogóle była zła, bo wylosowała ostatnie, trzecie miejsce i to już drugi raz. Wiedziała, że końcówka nie jest dobra, bo mężczyźni są już lekko zmęczeni, nie tak chętni, aby ją zaspokoić.

Bożena była jednak jak w transie. Dalej ujeżdżała nieprzytomnego już prawie Henryka, unosiła w górę swoje ciężkie rude sploty, wijąc się na nim i podskakując. Zmęczony członek Henryka wysunął się z niej w końcu, co bardzo jej się nie spodobało. Ułożyła go więc płasko i położyła na nim przesuwając po nim nabrzmiałą łechtaczką w górę i w dół. W końcu osiągnęła szczyt podniecenia i, krzycząc z rozkoszy, opadła na Henryka.

Trwała tak jeszcze przez chwilę, pieszcząc się z nim i muskając jego usta drobnymi pocałunkami. Henryk mógł jedynie patrzeć i pojękiwać, starając się pochwycić jej pełne czerwone usta, wniknąć w nie. Ale zdany był na łaskę swoich oprawczyń. Cieszył się tylko, że nie zawiązały mu oczu, że mógł sycić się tym cudownym widokiem. W końcu Bożenka uznała, że jest na razie zaspokojona, przeciągnęła się zmysłowo i powoli, powoli zsunęła się z Henryka zostawiając na nim śliskie ślady nasienia zmieszanego z jej własnym śluzem.

– Zerżnęłam go. Jest wspaniały. Teraz ty Wanda, jesteś druga w kolejce – oznajmiła, zamieniając się z koleżanką miejscami.

Henryk ocknął się i zaryzykował spojrzenie wokół siebie. Teraz Bożena wciąż w staniku, pończoszkach i szpilkach ze smugami jego gęstej spermy na opalonych udach przygniotła mu mocno ramię do materaca. Spojrzał przed siebie i oniemiał, a jego skurczony i wymęczony przez Bożenkę członek znów ożył.

Nawet nie zauważył, kiedy Wanda zdjęła ubranie. Złota, błyszcząca, gęsta siatka stanika trzymała w ryzach jej fantastyczne piersi, a jej łono okryte było skąpym trójkącikiem z tego samego materiału, przez które prześwitywało delikatne ciemne futerko. Cóż to był za widok! Do tego czarne, gęste sploty włosów, uwolnione teraz ze ściśle splecionego koka, który nosiła na codzień, przypomniały mu od razu hollywoodzką diwę Liz Taylor, tym bardziej, gdy dostrzegł wielkie fiołkowe oczy pod gęstymi łukami czarnych brwi patrzące na niego z podziwem i pożądaniem. Zawsze zwracał uwagę na jej biust, a te piękne oczy uszły dotąd jego uwadze. Henryk oblizał pożądliwie spieczone usta.

– Dotknij – szepnęła Wanda, pochylając się nad nim zmysłowo.

Dziewczyny uwolniły na mu chwilę ręce, aby mógł dotknąć i pogładzić ten szczyt osiągnięcia sztuki gorseciarskiej (materiał na ten niezwykły komplet Wanda sprowadziła z Mediolanu), a także rozpiąć zamek i wypuścić na wolność żywioł piersi romanistki. Z wahaniem pomógł jej pozbyć się bielizny i oniemiał ponownie, gdy uwolnione piersi opadły mu na twarz. Natychmiast zaczął je chciwie obłapiać i całować, dopóki Bożenka nie zarządziła, że już dość. Ponownie unieruchomiły jego nadgarstki. Tylko westchnął i poddał się tym słodkim torturom.

Wanda przesunęła się na biodra Henryka, powoli otuliła swoimi gorącymi piersiami jego członka i pozwoliła mu się poruszać między swoimi rozpalonymi półkulami. Dla Henryka było to całkiem nowe i poruszające doświadczenie.

Sapał z wysiłku, torując sobie drogę między jej wzniesieniami, które otaczały jego napiętego penisa i pomrukiwał bezwstydnie.

– Daj mi te swoje boskie cycki, najpiękniejsze jakie widziałem, daj mi polizać i dotknąć, chcę je pieprzyć. Wanda nie posłuchała go. Wolno mu było tylko przesuwać się ciasnym wąwozem pomiędzy bladymi szczytami jej piersi i czuć wzmagające się podniecenie i rosnącą żądzę. Przywołał z pamięci obraz kościoła Frauenkirche w Monachium i jego dwóch zabytkowych kopuł. O, jedynie z tymi dziełami sztuki architektonicznej mogły równać się boskie, gorące skarby Wandeczki. Czuł, jak jego członek rośnie, potężnieje i pulsuje zatopiony w obfitościach tej przepięknej, gorącej kobiety. Była wspaniała. Znów niemal nie omdlał z rozkoszy, pragnął jej, chciał ją odkryć całą, poznać, co skrywa złoty trójkącik w dole… Poprosił o to. Bez odzewu. Błagał, skamlał, aż wreszcie zlitowały się i uwolniły jego ręce. Natychmiast jego spragnione łapczywe dłonie dorwały się do jej wzgórka.

– Ostrożnie – syknęła Wanda – to kosztowało majątek, nie waż się… ale było już za późno. Rozgrzany hiszpańską grą wstępną penis Henryka jak iberyjski byk zaatakował złote wzgórze, rozdzierając siatkową mgiełkę na  strzępy i zdobył je, wdzierając się w wilgotną kotlinkę u jego podnóża. Henryk cudownie odzyskał siły, przetaczał się razem ze swoją namiętną kochanką z jednego krańca łoża na drugie, w końcu po kilku minutach szamotaniny wygrał ten pojedynek i leżąc na niej, posuwał ją mocno, ocierając się za każdym razem o jej śliskie od soków fałdki i dobijając do końca. Wanda leżała pod nim w pozie całkowitego oddania, lubieżnie rozłożywszy uda i dając mu jak największy dostęp do swojego skarbu. Cieszyła się ze swojego małego zwycięstwa. To ona najbardziej go podnieciła, to jej pożądał pewnie o wiele bardziej niż samicy alfa, która go posiadła jako pierwsza. Był dobry, lepszy niż jej świętej pamięci mąż, który lenił się w łóżku i dbał jedynie o swoje potrzeby. Henryk był męski, a Wanda obudziła w nim dzikie zwierzę. Szeptała mu różne świństwa na ucho, a on rozpalał się coraz bardziej. Doszli jednocześnie, gęsta gorąca sperma wystrzeliła z Henryka i wypełniła spragnioną norkę czarnowłosej. To było cudowne. Mogliby to po chwili powtórzyć, ale nie byli przecież sami. Danusia szykowała się już do swojej kolejki.

Niemal siłą oderwała go od Wandy, która, leżąc na wygodnym łożu, wciąż odczuwała fale nieznanego jej dotąd uniesienia. Henryk wyszarpany niemal z wciąż pulsującego wnętrza gorącej brunetki bardzo powoli dochodził do siebie, gdy tuż nad sobą ujrzał błyszczące i wilgotne zapraszające wargi Danusi.

– Chodź…Teraz ja, teraz moja kolej!

– Już nie mogę, proszę nie, Danusiu! – jęczał Henryk, bo faktycznie nie miał już sił.

– O nie! Zostawić cię, teraz? Nie ma mowy! Od tygodni już nie miałam mężczyzny, muszę cię mieć – sapała matematyczka – Boże, ty mnie tak podniecasz Heniu, nie martw się, zaraz go znowu obudzę, dasz radę!

Protesty Henryka ustały, popadł w krótkie omdlenie, a kiedy przyszedł do siebie, zorientował się, że Danusia intensywnie zajęła się jego członkiem, otulając go szerokimi ustami, a jej język wił się niczym zwinna żmijka wokół trzonu. Mimo tych zabiegów Henryk nie był w stanie dać z siebie wiele.

W sypialni zrobiło się duszno i gorąco. Słońce stało już nisko i nagrzewało pomieszczenie przez duże szklane drzwi wychodzące na taras. Zapach podniecenia i namiętności, potu i spermy stawał się przytłaczający.

– Może otwórzcie okno – wyszeptał Henryk, który tego popołudnia wielokrotnie tracił przytomność. Nie wiedział, niestety, że w zaserwowanym mu koniaku znalazły się lekko rozcienczone krople gwałtu. Bożenka czasem gospodarowała sama w służbowej szafce swojego małżonka, ordynatora pana doktora Z. i zdążyła w ciągu kilku lat zrobić już kilkukrotnie dobry użytek z różnych specyfików.

– Tam ktoś jest! – krzyknęła Wanda, wskazując na przemykający za drzwiami tarasowymi cień.

Bożena jednym susem dopadła drzwi na taras, otworzyła je i wciągnęła do środka opierającego się wysokiego, chudego nastolatka. Wykręciła mu rękę skomplikowanym chwytem zaczerpniętym ze wschodnich sztuk walki.

– To przecież Paweł! – rozpoznała chłopca Danusia, wciąż zajęta opornym Henrykiem.

– Aaa, Pawełek! – Bożenka zmrużyła kocie oczy – Podglądać ci się zachciało młody człowieku, co?

– Ja tylko… zapomniałem kluczy… – jąkał się Paweł.

Chwyciła go pod brodę i przyjrzała mu się uważnie.

– Powiedz no, Pawełku, nie pomógłbyś trochę ojcu? Popatrz na niego, już mu na długo nie wystarczy energii.

Paweł miał już oczywiście wzwód, bo prawie od początku był świadkiem tego, co działo się w sypialni rodziców. Miał wzwód, który nie był widoczny dla pań, bo chłopiec nosił długi i luźny podkoszulek, ale słowa Bożenki i widok jej szczupłego, opalonego seksownego ciała  smagnęły go jak biczem. Wiedział, że w spodniach pręży się teraz sprawny i twardy jak marmur członek, miał tylko problem, nie wiedząc od której pani zacząć. Ruda, blondynka i brunetka, były tu wszystkie trzy, wszystkie dojrzałe, atrakcyjne i chętne, otwarte na wszystko, „bezpruderyjne“ – jak pisano często w ogłoszeniach towarzyskich, które czasem studiował, dobrze wiedzące jak sprawić rozkosz mężczyźnie. Jak w jego najśmielszych nastoletnich snach, gdy marzył o różnych pięknych i dostępnych kobietach.

Nie marzył, o dziwo, o koleżankach z klasy, ale o znajomych mamy, o ciociach, o starszych kuzynkach. A teraz były tu, razem z nim w pokoju, nagie, napalone i chętne. Każda była inna, każda w inny sposób piękna i kusząca. Rozejrzał się po pokoju, jednocześnie pospiesznie rozpinając i zdejmując spodnie. „Boże, ja chyba śnię“ – pomyślał – „te wszystkie cudowności dla mnie, tylko dla mnie!“

Bożenka rozwiązała jego dylemat. Gdy tylko dżinsy chłopaka wylądowały na podłodze, podsunęła mu swoje piersi otulone jedynie czarną satyną.

– Nie bój się Pawełku, możesz mi teraz rozpiąć stanik, a potem troszkę popieścić moje piersiątka, chcesz?

Pawłowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać, natychmiast zabrał się do dzieła, drżącymi rękami rozpiął haftki stanika, obrócił kuszącą Bożenkę przodem do siebie, zsunął z niej miseczki biustonosza i przylgnął chciwymi ustami do rowka pomiędzy piersiami. Była mięciutka i cudowna, pachnąca i namiętna, była obietnicą rozkoszy dla niego. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Kilka lat temu uczyła go pływania na basenie, pamiętał jak razem z kolegami usiłowali zajrzeć, co kryje się pod jej skąpym bikini, zakraść się do przebieralni, albo pod prysznic. Nic z tego jednak wtedy nie wyszło, złapał ich cieć i najedli się wstydu. Henryk był na niego zły, gdy dowiedział się o tym incydencie na wywiadówce i wygłosił mowę o szacunku dla kobiet i ich intymności.

„ O Boże, to się dzieje naprawdę!“ – pomyślał oczarowany chłopak – „ pani Bożenka tylko w czarnych, pięknych pończoszkach i z lśniącą, wilgotną szparką chce, żebym to właśnie ja ją przeleciał.“ Dreszcz podniecenia wstrząsnął całym jego młodym i niedoświadczonym ciałem.

– Jesteś piękna, masz śliczną słodką cipkę, zaraz w nią wejdę, pozwolisz mi, prawda? – wyrzucił z siebie jednym tchem. Ile razy mówił to do niej w myślach!

– Mmm, oczywiście, nie tylko możesz, ale nawet musisz w nią szybko wejść, musisz mnie porządnie zerżnąć, bo mam dzisiaj na to wielką, bardzo wielką ochotę, Pawełku – wyszeptała Bożenka, patrząc mu zalotnie w oczy i sięgając zachłannie pod długi podkoszulek chłopaka. Spodobało jej się to, co tam znalazła.

Bożenka lubiła bardzo mężczyzn, ale wręcz kochała młodzieńców, nastolatków. Tacy młodzi chłopcy, najlepiej siedemnasto-. osiemnastoletni byli najbardzej napaleni i gorliwi, ciekawi nowego i zawsze zachwyceni jej boskim ciałem. Mieli temperament, mieli siłę, by zaspokajać jej ogromne erotyczne potrzeby i wdzięczni, że im na to pozwalała. Zawsze potrafiła sobie jakiegoś znaleźć, najczęściej absolwenta szkoły tuż po maturze, chłopców przychodzących do klubu sportowego albo na siłownię, albo na basen. Niejednej nastolatce odbiła już chłopaka, potrafiła rozpalić każdego do białości, dużo lepiej, niż te nierozbudzone, nieświadome swoich potrzeb, młódki. Podniecało ją to, że wzbudza takie ich pożądanie, że oddychają szybko, a ich członki stają na baczność na sam jej widok.

Osunęła się na włochaty dywanik przed łóżkiem, pociągając za sobą dygoczącego z niecierpliwości i żądzy chłopca.

– Bierz mnie! Weź mnie i po prostu zerżnij – jęczała – nie żałuj sił.

Dłonie Pawła powędrowały najpierw na piękne piersi Bożeny, o których tak marzył i śnił. Nagie, pełne, cudowne, ze sterczącymi sutkami, ale był niecierpliwy, jak to młody człowiek. Chciał już być w środku, chciał poczuć jak to jest zanurzać się powoli, powoli centymetr po centymetrze w wilgotność różowych płatków kobiety. Stało się jednak inaczej, bo niecierpliwa Bożenka sama schwyciła go za nabrzmiałego członka, rozłożyła szeroko nogi i niemal siłą nakierowała na wejście do mokrej tętniącej pożądaniem szparki.

– Pieprz mnie i to już! Mocniej!

Stało się. Wszedł w nią silnym ruchem. Wtargnął do jej wnętrza. Zaczął ją posuwać. Pochylił się nad nią, obllizując i ssąc jej piersi, potem dotarł do ust, które rozchyliła kusząco, gdy tylko poczuła w pobliżu jego wargi. Pocałował ją mocno i długo. Wniknął językiem do jej ust. Posuwał ją teraz podwójnie, penetrował penisem jej rozpaloną cipkę, językiem docierając do najgłębszych zakamarków w ustach. Chyba była zadowolona, bo prężyła się pod nim mrucząc zmysłowo. To podniecało go coraz bardziej, coraz silniej. Ich gorące oddechy mieszały się ze sobą. Przypomniał sobie o jej cudownych piersiach zasługujących na swoją dawkę pieszczot i zaczął ugniatać je mocno, ale z wyczuciem, drażnić powiększone pączki sutków. Nic dla niego nie istniało, oprócz tej fantastycznej, rozpalonej kobiety. Poczuł, jak jej pochwa pulsuje na jego członku i zorientował się, że doprowadził ją na szczyt rozkoszy.

Bożenka lubiła nade wszystko czuć na sobie ciężar mężczyzny, czuć jego pożądanie i podniecenie. Lubiła czuć głodnego samca. Taki młodziutki a doprowadził ją na szczyt. Pchał ją mocno, pieścił ją tak, jak lubiła. Poczuła fale skurczów i zawyła z rozkoszy. Krzyczała mocno i długo. Paweł był z siebie dumny. Zadowolił taką kobietę. Przyspieszył i wystrzelił w nią cały ładunek lepkiej mazi, jaki nagromadził się w jego młodych lędźwiach od wczoraj, gdy to przeglądał po kryjomu stare niemieckie gazetki pornograficzne z tajnych zbiorów Henryka. Opadł na nią wyczerpany, ale szczęśliwy, okrywając jej piersi szybkimi pocałunkami. Bożenka przytuliła się do niego czule. Była szczęśliwa, zaspokojona, czuła się piękna.

Wysunęła się delikatnie spod niego i przeciągnęła błogo.

– Jest wasz! Cudowny, lepszy od starego!

Za nimi na łóżku Danusia wyciskała z Henryka resztki sił. Doprowadziła się w końcu do orgazmu, ale była nieusatysfakcjonowana. Henryk się przy niej nie spisał. Leżał z wyciągniętymi na boki rękami, przymkniętymi oczami. Nic już nie czuł. Zapadł w głęboki sen. Danusia niechętnie zeszła z niego i przykryła go cienką kołdrą.

– Jeszcze z nim nie skończyłam – mruknęła do Wandy – jeszcze go dorwę, przyprę do muru i nie wypuszczę, dopóki to ja nie będę zadowolona.

Jej spojrzenie zatrzymało się na Pawle, który leżał na wznak z błogą miną i oddychał głęboko. Wanda spostrzegła błysk w oku Danusi i uprzedziła ją, jednym skokiem dopadając niczego nie spodziewającego się młodzieńca. Zanim Paweł zdołał powiedzieć choć słowo, Wanda była już na nim.  On miał jeszcze siły, a i jego członek zgłosił od razu swoją gotowość. Tym razem Danusia nie dała się jednak odpędzić. Paweł musiał dowieść, że i jego język i palce są równie sprawne, jak jego długi i mocny penis. Polizał więc chętną i nadstawioną muszelkę, najpierw niepewnie, lekko ją smakując, potem mocniej, całą szerokością języka. Spodobało mu się, a Danusia zamruczała z rozkoszy.

Postanowił popieścić ją palcami, dotknął najpierw miękkich fałdek, potem nabrzmiałej łechtaczki. Po chwili zaczął penetrować jej wnętrze swoimi długimi, zwinnymi palcami jak u pianisty. Z początku nieśmiało, coraz odważniej, aż w końcu rżnął ją samymi palcami rozcierając jej wilgoć na pośladkach, wnętrzu ud i na swoich wargach. Tak się tym zajął i zafascynował, że niemal nie zauważył, jak eksplodował w pięknej brunetce. Jednocześnie Danusia zaczęła ściskać pochwą jego palce, nadziewać na nie i krzyczeć z rozkoszy. Czując jednoczesne spazmy dwóch kobiet, Paweł zrozumiał, że ma ogromny talent. Talent uszczęśliwiania, dawania rozkoszy i spełnienia tym pięknym istotom. Przyrzekł sobie, że uszczęśliwi ich jeszcze wiele, bardzo wiele. Przymknął oczy i na chwilę zasnął.

Panie wzięły prysznic, ubrały się, a Wanda odgrzała obiad dla Pawła. Chłopiec drżał jeszcze z podniecenia nieoczekiwaną przygodą, nie mógł uwierzyć, że przed kilkoma chwilami tonął jeszcze w cudownych miękkościach Wandeczki, która teraz najspokojniej w świecie stała przy kuchni, mieszając zupę jarzynową, ale stracił tyle energii, że nie pogrążając się za bardzo w marzeniach rzucił się żarłocznie na jedzenie. Nawet dla siedemnastolatka miłosne zmagania w trzema wymagającymi paniami stanowiły spory fizyczny wysiłek.

– Jedz kochany, spisałeś się wyśmienicie! – pochwaliła go Wanda, gładząc chłopca po bujnej ciemnej czuprynie i stawiając przed nim talerz gorącej zupy.

W drzwiach zazgrzytał klucz i w progu stanęła lekko zarumieniona Joanna. Miała krzywo zapiętą bluzkę i lekko potargane włosy.

– Oj, Joasiu, długo cię nie było! – pogroziła jej palcem Wandeczka. – Ale nie martw się kochana, zajęłyśmy się dobrze twoim mężem. Henio jest absolutnie uroczy! A Pawełek to prawdziwy młody dżentelmen! Ty to masz szczęście!

– Oj, przepraszam was moje drogie, ale wiecie jak to czasem bywa w urzędzie. W kuratorium mają teraz takich młodych urzędników, oni się jeszcze na niczym nie znają, musiałam troszkę z nimi posiedzieć, opowiedzieć im o naszej pracy, o naszej szkole. No i posiedzieliśmy sobie przy kawce, porozmawialiśmy… – rumieniec Joanny nieco się pogłębił. – No a potem musiałam jeszcze wstąpić do elektrowni. Ciągle nam takie wysokie rachunki przysyłają. A tam spotkałam miłych panów elektryków, którzy niedawno poprawiali nam instalację. No i tak troszkę mi zeszło z nimi. No i zrobiłam jeszcze zakupy na targu rybnym, bo jutro piątek i trzeba trafu, że zobaczyłam tam znajomego marynarza, przyjechał do naszego miasta ze świeżymi węgorzami. A jak już podjechałam pod dom, to natknęłam się na naszych znajomych ogrodników, co to w zeszłym roku… ach, zresztą nieważne! Ale cieszę się, że dobrze bawiłyście się z Heniem. On jest taki nieśmiały do innych kobiet.

– Bardzo dobrze, bardzo dobrze się bawiłyśmy – potwierdziły chóralnie przyjaciółki.

Panie uściskały się serdecznie na pożegnanie, a Joanna, wyczerpana intensywnym dniem, w czasie którego udało jej się załatwić tyle ważnych spraw, udała się pod prysznic. W sypialni pochrapywał Henryk, uśmiechając się do pięknych snów o cudownych i chętnych damach baraszkujących razem z nim na świeżo skoszonym trawniku.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Zanim ponownie przeczytam (bo czytałam dawniej na DE) to skomplementuję fotkę – przeurocza!!! Naprawdę. Idealnie dopasowana do klimatu opowiadania!

Nie pozostaje mi nic innego, jak dać 5 i pogratulować świetnie wykonanej pracy. Klimat LaVendy zachowany, opowiadanie napisane konkretnie i "po męsku", z czego możesz być dumna. Dobór obrazka faktycznie świetny, brakuje jednak rudej modelki 😉

Pozdrawiam, Frodli 🙂

tomamor: opowiadanie lekkie, łatwe i przyjemne 🙂 fotka – 1`wsza klasa 🙂

Nie? No, Sodoma i Gomora! Nie wierzę, że Miss coś takiego napisała. Moja opinia o autorce ulega diametralnej zmianie 🙂
Czemu wszyscy o tej fotce? Zdjęcie ok, ilustruje poprawnie, ale czy w najmniejszym stopniu oddaje "gorączkę pewnej nocy po powrocie z pracy"?

Zdjęcie do tego tekstu stanowi raczej humorystyczny komentarz, niż obraz "gorączki pewnej nocy" 🙂

Pozdrawiam
M.A.

witam:)
Świetnie się to czyta. Gratulacje dla autorki za pomysł i lekkość pióra.
Zwłaszcza końcówka mnie rozbawiła. Przypomniały mi się te wszystkie przygody Joanny, które czytałem pierwszy raz:)
Swoją drogą wie ktoś może, czy powstają jeszcze jakieś kontynuacje losów Joanny. Wiem, że sam autor zamilkł dawno temu, ale co jakiś czas natknąć można się było na jakieś opowiadanie innego autora, który dzielnie kontynuował jej przygody. Od dłuższego czasu cisza. Są takie? Czy już faktycznie temat się wyczerpał-znudził?:)
Pozdrawiam
jeszcze raz ukłony w stronę Autorki.

Droga Miss,

udało Ci się idealnie uchwycić klimat opowiadań LaVendy, na wpół komiczny, na wpół wręcz farsowny. Sposób myślenia bohaterów, którzy marzą tylko o jednym i nigdy nie dziwi ich spełnienie najskrytszych fantazji. Jednocześnie konstrukcja fabularna jest jakby odwróceniem przygód Joanny – tym razem to jej mąż, Henryk, wpada w ramiona kilku chętnych dam , które bezlitośnie go wykorzystują (a i Pawłowi udaje się na tym ogniu upiec własną pieczeń). Doprawdy, bohater ten rzadko miał okazję porządnie się zabawić (nawet zbliżenia z własną żoną zdarzały mu się nieczęsto, przynajmniej LaVenda nie lubił ich opisywać). Bardzo więc kibicowałem Henrykowi i trochę mnie zasmuciło, gdy stracił przytomność. No, ale przedtem przynajmniej trochę sobie poużywał.

Wisienką na torcie jest powrót Joanny i jej historia długiej drogi do domu. Naprawdę urocze 🙂

LaVenda to absolutny klasyk polskiego opowiadania erotycznego. Szkoda, że już nie pisze, bo ciekaw jestem, jak przygody Joanny wyglądałyby dzisiaj. Tym większe podziękowania dla Ciebie, Miss, że zechciałaś "pociągnąć temat" i zrobiłaś to w tak dobrym stylu.

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Napisz komentarz