Toilet Street (Sinful Pen)  3.74/5 (9)

18 min. czytania
toilet_street2

Fern Rodriguez (Rodfern2011), „Hands over thights”, CC BY-NC-ND 3.0

Poniższe opowiadanie jest publikowane powtórnie w ramach cyklu Retrospektywy. Pierwszy raz pojawiło się na portalu Najlepsza Erotyka 18 marca 2013 roku.

* * *

Z dachów skapywały krople deszczu, niedawno przestało padać. Tylko ciche uderzenia deszczowych łez, opadających z brudnych powiek dachów w pobrużdżone bliznami pęknięć chodniki i równie uszkodzone ulice, przerywały nocną ciszę. Było już po jedenastej, nie było widać ani słychać żadnej osoby. Nie miało to jednak znaczenia, bo do tej zapomnianej przez wszystkich części miasta, rzadko kto zapuszczał się nawet w dzień. Najbardziej zapyziała część portu. Wiatr niósł zapach brudnej rzeki i pobliskiego morza. Śmierdziało zepsutymi rybami i moczem.

Od nabrzeża, które od dawna nie widziało żadnego statku, odchodziła Old Fisherman Road*, jedyna ulica, którą można się było dostać w bardziej cywilizowane strony. Kilkanaście metrów od jej końca, który wychodził na nabrzeże, po prawej stronie skryła się niewielka uliczka. Właściwie ślepy zaułek, którego sensem istnienia był niewielki, nieużywany od wielu lat magazyn. Mocno zaawansowana korozja zżerała jego wrota. Jedyne, czym mogła się poszczycić ta imitacja ulicy, to jeszcze bardziej popękany chodnik oraz zardzewiały, zniszczony kosz na śmiecie. Uliczka była tak nieistotna, że nawet nie posiadała nazwy. Ci nieliczni, którzy ją znali, mówili o niej kpiąco – Toilet Street lub w skrócie Toilet’s. Nazwa bardzo adekwatna, bo ta zapomniana przez wszystkich uliczka najczęściej służyła tym, których akurat w tej okolicy dopadła potrzeba fizjologiczna.

Tej nocy jednak, ten zapomniany fragment portu, stał się celem dla eleganckiej, nieco staromodnie wyglądającej limuzyny, która właśnie połykała kolejne metry Old Fisherman Road. Przed Toilet’s zwolniła, by po chwili zniknąć w jej ciemnościach. Jechała powoli, zatrzymała się jakieś piętnaście kroków od jej zakończenia, które stanowiła ściana o nieokreślonej barwie, z grubsza tylko przypominającej zieleń. Cała upstrzona była wymyślnymi napisami i dużym graffiti. God is everywhere – mówiła jego treść. Ciekawe, czy autor tego dzieła szukał Go tutaj.

Silnik limuzyny zgasł, a wraz z nim jej reflektory. Auto zamarło, stanęło w zupełnej ciemności. Ktokolwiek w nim siedział, nie miał zamiaru wysiadać. Przynajmniej na razie. Nic nie wskazywało, dlaczego tu przyjechali. Poza nocą, chroniły ich jeszcze przyciemniane szyby samochodu. Uliczka znów wypełniła się ciszą. Głuchą i ponurą. Tylko gdzieniegdzie w pobliżu dało się słyszeć popiskiwania żerujących szczurów.

Ten marazm został przerwany przez kolejny samochód. Rozległ się warkot silnika, a potem on sam pojawił się u wylotu Toilet’s. Był to nowoczesny, drogi samochód. Wjechał w nią równie wolno, jak wcześniej limuzyna i zatrzymał tuż koło niej. W środku znajdował się tylko człowiek siedzący za kierownicą, ale on również nie wyszedł na zewnątrz. Po chwili zabłysło tylko blade światełko papierosowego żaru i tafla samochodowej szyby lekko zjechała do dołu.

Po upływie kolejnych dziesięciu minut do dwójki aut, dołączyły kolejne dwa. W każdym znajdował się tylko jeden człowiek. Cztery samochody zatarasowały uliczkę, tworząc półkole. Tym razem jednak, chwilę po tym jak silnik czwartego auta zamilkł, drzwi od strony kierowcy limuzyny otwarły się i wyszedł z nich mężczyzna. Chwycił klamkę tylnych drzwi, otwarł je do połowy, lekko przesuwając się, jakby robiąc miejsce dla osoby, która z nich wyjdzie. Najpierw jednak pojawiły się nogi. Długie i smukłe, obleczone w czarne, seksowne pończochy oraz pantofle w tym samym kolorze, na wysokim, srebrnym obcasie. Kobieta, która była ich właścicielką, musiała być atrakcyjna.

Taka też była. Młoda, około trzydziestki, wysiadając z limuzyny, podziękowała szoferowi lekkim skinieniem głowy. Ubrana były w cienki, czarny płaszcz, sięgający jej do połowy ud. Rozejrzała się dyskretnie wokół siebie i ruszyła w stronę ściany, która kończyła uliczkę. Stukanie jej obcasów o asfalt, brzmiało niczym wystrzały. Szła powoli, krokiem, który nie pozwalał oderwać od niej wzroku. Prosta czynność jaką jest chodzenie w jej wykonaniu, przestawało być czynnością a stawało się sztuką. Łatwość, z jaką jej to przychodziło, pozwalała podejrzewać, że nie była to umiejętność wyuczona, ale czysto naturalna.

Krótki spacer kobiety skończył się, gdy stanęła przy ścianie i oparła się o nią plecami.

– Zaczynajmy! – jej niski głos, zabrzmiał w ciszy.

Snopy silnego światła z reflektorów limuzyny przecięły ciemność nocy. Po chwili dołączyły do nich światła pozostałych aut. Trzej mężczyźni wyszli ze swoich samochodów. Spojrzeli na siebie, zapewne oceniając się nawzajem w duchu. Szofer stał oparty niedbale o maskę limuzyny, zerkając tylko mimochodem na kobietę, która z nim przyjechała.

Dwóch, z trójki mężczyzn, którzy przyjechali pozostałymi samochodami, było w wieku, mniej–więcej, trzydziestu kilku lat, a ostatni nieco starszy. Przez kobietę, która nie znała ich imion – podobnie jak oni jej – zostali ochrzczeni jako: Oldman, Quaid i Norton. Swoje nowe przezwiska zawdzięczali jej miłości do kina oraz podobieństwu do poszczególnych aktorów. Wzrok każdego z nich powoli skupiał się na jedynej w tym towarzystwie kobiecie.

Tymczasem ona zsunęła z siebie płaszcz. Pod nim była ubrana w krótką sukienkę, której długość, krój i dekolt, wspaniale eksponowały jej piękne nogi, zgrabną figurę i całkiem spore piersi. Jej srebrzysty kolor mienił się w światłach reflektorów, a miękki materiał poddawał dłoniom, którymi zaczęła przesuwać po swoim ciele.

Odchyliła głowę do lekko do tyłu, szczupłe palce zaczęły przesuwać się od brody w dół. Powoli, z namaszczeniem. W snopach światła jej oczy mieniły się ciemnymi refleksami. Tajemnicze, mroczne, skrywały w sobie obietnicę. Były zwiastunem rodzącej się w niej namiętności. Przebudzeniem drzemiących w jej duszy demonów, na które tęsknie wyczekiwała, o czym świadczył nikły uśmiech, błąkający się w kącikach jej zmysłowych ust.

Przymknęła oczy i poczuła przyjemne mrowienie skóry. Nieświadomie, odruchowo rozchyliła lekko usta, a jej palce zaczęły przesuwać się po czarnym, cienkim pasku ramiączek sukienki. Widziała jak wzrok trzech mężczyzn próbuje nadążyć za zsuwającą się z jej ciała sukienką, gdy niespodziewanie odpięła klamerki na ramiączkach, by się od niej uwolnić. W ich oczach można było wyczytać rodzący się zachwyt. Jak każda kobieta pożądała męskiego podziwu, poczuła więc ukłucie zadowolenia. Przez krótką chwilę stała przed nimi, w skąpej bieliźnie, ozdobionej finezyjną koronką i w samonośnych pończochach. Rozpuszczała się w ich wzroku. Pławiła w męskim uwielbieniu.

W tym momencie, jeden z mężczyzn włączył w samochodzie radio. Szybko odszukał stację nadającą nastrojowe piosenki. Ciało kobiety zadrgało, poruszone dźwiękami. Szczupłe ciało ożyło, wykonując zwinne, podobne do kocich ruchy. Biodra bujały się zmysłowo, a dłonie gładziły skórę, dopieszczając każdy centymetr aksamitnej skóry. Perfekcyjnie, bez wahania, stopniując napięcie, jakby chciały wetrzeć w nią więcej przyjemności. Niczym rytuał. Modlitwa do bogów, którzy obdarzyli ją takim ciałem. Mężczyźni obserwowali ją w nabożnym skupieniu.

Poczuła suchość w ustach, zwilżyła je przesuwając po nich językiem. Cały czas poruszając się w rytm muzyki, przesunęła palcami po brzegu ramiączek i miseczek biustonosza. Wystudiowanym ruchem, sięgnęła z tyłu pleców, a potem odwiązała końce tasiemek. Mały skrawek materiału, który skrywał – choć niewiele – krągłość jej piersi, opadł tuż obok sukienki. Oczy mężczyzn błyskały dzikim zadowoleniem i podnieceniem. Zagarnęła piersi od dołu, kciukami podrażniając lekko sterczące sutki. Czuła lekkie wewnętrzne rozedrganie, oznakę rosnącego podniecenia.

Kreśląc nieregularne okręgi na swoim brzuchu, odwróciła się do nich plecami i wsunęła palce pod materiał majtek. Rozsunęła dłonie na boki, by rozszerzyły się, a potem płynnym ruchem zsunęła je na kolana, a później na kostki. Małą chwilkę trwało nim wyplątała z nich szpilki, by po chwili znów stanąć z mężczyznami, twarzą w twarz. Patrzyli na nią lubieżnie, nie ukrywając perwersyjnej przyjemności z faktu, że są widzami tego spektaklu. Ten, który zyskał przydomek Oldman, miał usta otwarte, oblizywał je co chwila, spodnie Quaida wybrzuszyły się w kroku, a Norton zaciskał pięści, jakby chciał w nich coś ukryć. Czuła, że emocje rozsadzają ich od środka i choć próbują je opanować, to w końcu będzie musiała nastąpić eksplozja ich żądzy.

Kontynuowała dalej swoja grę. Lubieżnie przesuwając językiem po wargach, stanęła w rozkroku, a potem zaczęła pieścić swoje łono, co jakiś czas przesuwając palcami po miękkich płatkach, ukrytej między nogami szparki. Czuła, że tkwiący wewnątrz jej ciała owoc rozkoszy, zaczyna dojrzewać, puszczając soki. Wilgotniała.

Spod półprzymkniętych powiek obserwowała reakcje mężczyzn. Zastanawiała się, czy będzie musiała skończyć ten erotyczny monodram i przejąć inicjatywę, czy może jednak zrobi to któryś z nich. Wszystko było możliwe, każde z nich znało reguły. Znali miejsce spotkania oraz godzinę, oni nie znali jej, ona ich. Początek zawsze należał do niej i był wyreżyserowaną przez nią sceną, reszta to czysta improwizacja. Był tylko jeden warunek: nikomu nie mogła stać się krzywda.

Gdy postanowiła, że powinna podnieść pieszczoty na wyższy poziom, ten, którego nazwała w myślach Quaidem, oderwał się od maski swojego samochodu i ruszył w jej stronę. W połowie drogi, jego śladem podążył Oldman. Zamarła z dłonią na łonie, w oczekiwaniu na nich. Czuła przyspieszone bicie serca. Oddychała głęboko. Próbowała uspokoić rozbiegane myśli. Było jeszcze za wcześnie, żeby stracić kontrolę nad sobą. Zbyt wcześnie na szaleństwo, na puszczenie hamulców.

Quaid stanął przy niej. Jego wzrok przebiegł szybko po nagim ciele, od czubka głowy, do stóp. Złapał w dwa palce jej brodę, ścisnął i próbując nie zdradzić głosem, swojego podniecenia, powiedział:

– Pląsasz wspaniale, suko! – w błękitnych oczach, zamigotał zimny blask. – Pora jednak sprawdzić, co z resztą!

Zaśmiał się głośno. Zawtórował mu Oldman, który właśnie do nich podszedł. Toilet Street odpowiedziała im głuchym echem.

Suka! Kilka godzin temu to słowo jej się nie podobało, ale teraz…

Teraz była Ta Noc. Noc, w której gęstych ciemnościach, czuć było ostry, mięsisty smak pożądania. Noc palącej, żywym ogniem żądzy. Noc, kiedy budziła się w niej suka!

– Na kolana! – głos Quaida ciął powietrze jak brzytwa. Osunęła się na swoją sukienkę, by ochronić gołe kolana. Oldman stał niezdecydowany, chyba nie do końca wierząc w to co się dzieje, ale Quaid, nie zamierzał już czekać na cokolwiek. Rozpiął pasek spodni i spuścił je na kostki. Oparł się o ścianę, potarł po slipach, w miejscu, w którym członek, starał się rozerwać materiał.

– Mam tu coś, dla ciebie! Co ty na to? – oczy płonęły mu żądzą.

Jej kręgosłup oblepił dreszcz. Owinął się wokół niego niczym trujący, ale słodki bluszcz.

– Chcę go – odpowiedziała cicho.

– Głośniej, suko!

– Chcę twojego kutasa!

– Teraz dobrze. – Pochwalił ją, docisnął jej twarz do slipów. Ścisnął w dłoniach jasne, wypielęgnowane włosy, zaczął pocierać jej ustami o cienki materiał. Czuła pod nim pulsującą męskość. Zapragnęła go natychmiast, ale udało jej się powstrzymać. Przejechała wysuniętym językiem jedynie po węzłowatym wybrzuszeniu, by po chwili chwycić wciąż ukrytego pod materiałem członka w zęby.

– Nie możesz się go doczekać, co? – Quaid spojrzał jej w oczy.

– Chcę go już! – potwierdziła, a on przyjął do z satysfakcją.

Nie czekając na niego, ściągnęła z mężczyzny slipy. Sztywny członek sterczał, wskazując rozgwieżdżone niebo. Kilkoma wprawnymi ruchami sprawiła, że pojawiła się czerwonawa żołądź. Mężczyzna cicho westchnął, gdy dotknęła go czubkiem języka. Zadarła członka do góry, trzymając go w połowie i zaczęła lizać jądra Quaida. Czuła na języku delikatne ukłucia odrastających włosków. W końcu chwyciła penisa u nasady, wsunęła go sobie do ust. Niewiele, ledwie sam fragment sino–czerwonawego łebka. Obowiązywała metoda „małej łyżeczki”. Minęła dobra chwila, nim miała w ustach całego członka. Gdy już tak się stało, zacisnęła na nim wargi, zaczęła go obciągać i ssać. Zerkając w górę, stwierdziła, że oparty o ścianę Quaid, dysząc ciężko, patrzy na nią z dziką satysfakcją.

W tym momencie przebudził się obserwujący ich z niemałym podziwem Oldman. Pozbył się spodni i slipów i podsunął jej w pobliże twarzy sztywnego penisa.

– Nie zapomnij o mnie, suczko! – wycedził przez zęby.

Skronie pulsowały jej w rytmie techno. Czuła radość pożądania. Rozkwitała podnieceniem. Spalała się w żądzy, wiedząc, ze teraz zatrzyma się dopiero, gdy ugasi trawiący ją płomień szaleństwa.

Nie zapominając o Quaidzie, którego pieściła teraz ręką, zajęła się członkiem Oldmana. Poddała go pieszczocie, którą wcześniej zaserwowała Quaidowi. Brudna zieleń ściany wirowała jej przed oczami. Zaczęły ją boleć kolana, ale starała się na to nie zwracać uwagi. Obaj mężczyźni stanęli naprzeciwko siebie, a ona kucnęła między nimi. Sztywne członki sterczały, oskarżycielsko wymierzone prosto w jej urodziwą twarz. Zaczęła pieścić je na zmianę ustami i dłonią. Z męskich gardeł wydobywały się głośne jęki. Obydwaj szarpnęli biodrami, po chwili zesztywnieli, zacisnęli pośladki, gotowi na salwę spermy. Wyczuła tę chwilę. Przez moment jeszcze pracowała dłońmi, a gdy wystrzelili nasieniem, przytrzymała ich członki, tuż nad swoimi piersiami. Dwa ciepłe strumienie lepkich męskich soków pokryły jej biust kleistymi smugami.

– Ooo, taaak! – zawył Quaid.

– Cholera! Jak… kurewsko… cudownie! – zawtórował mu Oldman.

Podniosła się, by rozprostować nogi. Sperma na jej ciele migotała w świetle niczym brokat. Wytarła ją niedbale, leżącą na ziemi sukienką. „Ralph Lauren byłby załamany.” – pomyślała. Łapiąc kolejne, jak największe hausty powietrza, próbowała uspokoić płytki oddech. Była odrobinę zmęczona, ale spłynęło na nią zadowolenie. Emanowało z niej podniecenie.

Nagle usłyszeli, że Norton klaszcze w dłonie.

– Brawo! Brawo! Wspaniałe widowisko! – zarechotał.

Spojrzała w jego stronę. Zupełnie o nim zapomniała, zatracając się z tamtymi dwoma.

– Trafiła nam się niezła dziwka, panowie! – odezwał się znowu Norton. – Podziwiając waszą zabawę, zastanawiałem się, czy nasza księżniczka, przypadkiem was nie wessie, niczym czarna dziura.

Podszedł do niej. Złapał za rękę, ścisnął, aż poczuła ból. Pociągnął ją w stronę swojego auta. Quaid i Oldman wciąż stali przy ścianie, zmęczeni jej pieszczotami. Norton popchnął ją na maskę samochodu. Poczuła na brzuchu i piersiach chłód metalu. Ścisnął w żelaznym uścisku jej rozpalone policzki.

– Tamci dwaj to dupki! Powinnaś to wiedzieć, znasz się przecież na facetach, prawda, dziwko? – poczuła na twarzy jego gorący oddech.

Wciąż trzymał ja za twarz, więc kiwnęła tylko głową na potwierdzenie.

– Dlatego najpierw powinnaś obsłużyć mnie! Jestem wkurwiony, co ty na to?

Puścił jej twarz. Spodziewał się odpowiedzi.

– Przepraszam. – powiedziała obolałymi ustami.

– No, ja myślę! To niestety nie wystarczy! – cedził przez zęby.

Wtedy poczuła na tyłku pierwsze uderzenie. Bolesne, ale do wytrzymania. Poznała, że robił to wcześniej nie raz. Uderzył kolejny raz. Rozkosz kontrolowanego bólu, rozlała się po jej ciele. Nie mogła się doczekać kolejnych klapsów. Po trzecim, zapytał:

– Teraz wiesz, kto tu jest najważniejszy, prawda?

– Wiem. – wyszeptała. – Ty.

– Grzeczna suka! – ostatni raz przyłożył jej w tyłek. – Zrobisz mi teraz dobrze, a potem jeśli dasz radę wrócisz do obsłużenia moich nowo poznanych kumpli, zrozumiano!?

– Tak – spojrzała mu oczy ulegle. Niech wie, że wygrał.

Quaid i Oldman podeszli bliżej.

– Panowie odsapnijcie, nabierzcie sił. – stwierdził Norton. – Teraz pora na mój duecik z naszą niezbyt przyzwoitą panią. Macie coś przeciwko?

Głos był zimny i władczy, pozostali dwaj mężczyźni nie mieli żadnych zastrzeżeń.

– Ok., usiądźcie sobie z przodu mojego wozu, to będziecie mieli dobry widok! – zaproponował łaskawie Norton.

Podsadził ją na maskę i położył na plecach. Nogi zwisały jej luźno w powietrzu, więc podkuliła je, oparła na masce samochodu. Norton pozbył się spodni i slipów, a potem wdrapał na auto, obok niej. Widziała, jak pęcznieje z żądzy i poczucia władzy. A ona, drżąca, podniecona jeszcze bardziej nową sytuacją, czuła rozkosz uległości. Serce łomotało jej w piersi. Drżąca, mokra, pełna emocji. Czekała, co będzie dalej.

Norton tymczasem kucnął nad jej głową. Z tryumfalnym i lubieżnym uśmiechem na twarzy, warknął.

– Jesteś moja! Zrobisz wszystko o co poproszę, jasne!

– Tak. – wydyszała.

– Otwórz szeroko usta! – rozkazał.

Wykonała jego polecenie bez wahania, a on wbił w jej usta twardy członek. Mocno, brutalnie, do końca. Przez chwilę pomyślała, że się zadławi, ale tak się nie stało. Naparła jednak dłońmi na pośladki Nortona, aby uniósł się trochę.

– Nie! – w jego głosie była złość.

Zaczął ją pieprzyć w usta. Sekundowe momenty, gdy wysuwał się z niej trochę przed kolejnym pchnięciem, musiały jej wystarczyć do nabrania oddechu. Miała wrażenie, że głowa jej za chwilę eksploduje. Potężne uderzenie rozkoszy rozlało się po jej ciele, docierając do każdego zakamarka. Ścisnęła piersi, zaczęła pocierać nabrzmiałe sutki.

Norton wyciągnął z jej ust penisa, a zaraz potem, zsunął ją z maski na ziemię. Nogi lekko ugięły się pod nią, ale nie chciała okazywać słabości, więc szybko wzięła się w garść.

– Tylko na tyle cię stać? – spytała go wyzywająco.

Ścisnął sterczący sutek, aż w jej oczach stanęły łzy i wymierzył kolejny cios w tyłek. Mocniejszy. Skóra pośladka zapiekła ją ogniem. Poprawił drugi raz. Rozkosz bólu, wymieszała się z żądzą.

– Zamknij się, suko! – wykrzyczał jej w twarz.

Tak jak stała, pchnął ja na maskę. Gorące, spocone plecy zadrżały w kontakcie z zimnym metalem maski samochodu. Wygięta do tyłu, ledwie sięgała stopami do ziemi. Rozłożyła nogi szeroko. Patrzył na lśniącą od wilgoci szparkę, a po chwili wszedł w nią, ściskając mocno biodra kobiety. Wszedł dziko, agresywnie, budząc w niej szaleństwo. Poczuła wreszcie, że zaczyna tracić kontrolę. Macki demona wyciągały się w jej stronę, chcąc nad nią zapanować.

Norton wbijał się w nią jak szalony, tak że traciła kontakt z podłożem. Oplotła go więc nogami, odpowiadając równie dzikimi szarpnięciami bioder. Jego twarz pokryła się potem, zaczerwieniła się. W pustce jego jęk brzmiał straszliwie. Puścił ją, by za chwilę odwrócić tyłem do siebie.

– Oprzyj się rękami o maskę! – jego głos drżał.

Zrobiła tak. Wypięła w jego stronę, swój zgrabny tyłek.

Znów wszedł w nią bez ostrzeżenia. Znów mocno i brutalnie. Jej biodra w jego dłoniach tkwiły niczym w imadle. Miała wrażenie, że chce ją przybić do maski samochodu. Jak trofeum. Zaspakajający jego męską próżność dowód zwycięstwa nad słabą kobietką. Nad obcą suką, której wiecznie mało. Postanowiła z nim walczyć. Dla swojej większej rozkoszy. Jego pewnie też. Wiedziała, że to mu się spodoba. Szarpnęła mocno biodrami. Raz, drugi i trzeci. A potem kolejne.

– Walcz, dziwko i tak nic ci to nie pomoże – usłyszała dobiegający ją z tyłu głos Nortona.

A potem poczuła, że wkłada palec w jej tyłek. Potężny spazm targnął jej ciałem. Miała wrażenie, że w jej wnętrze wniknął tajfun. Oczy zaszły jej mgłą, zza której ledwo widziała, ściągnięte fascynacją twarze Quaida i Oldmana. Patrzyli bez ruchu, bez oddechu, jak prawie do krwi, przygryza usta. Czuła w sobie jednoczesne, potężne pchnięcia członka i palca.

– Chcesz… odwrotnie? – Norton ledwie wydyszał to pytanie.

– Mhmm. – wymruczała, nie mając siły mówić. Potwierdziła to ruchem głowy.

Choć nie był to jej pierwszy raz, poczuła ból, gdy wpychał sztywnego członka w mały otwór między jej pośladkami.

– Lubisz czuć taki pulsujący kawał mięcha w dupie, co? – wycharczał Norton.

– T… taa… taak. – jęknęła bezsilnie.

– Ale z ciebie dziwka! – warknął, dopychając penisa, tak mocno, że miała wrażenie, że jest w niej razem z jądrami,

– Aaauu!! – zawyła z bólu.

Nie przejmując się tym, Norton poprawił kolejnym, równie silnym pchnięciem, a potem wsadził palec w jej mokrą szparkę. Jeśli myślała, że to co przed chwila jest kulminacją jej rozkoszy, to się myliła. Dopiero teraz nastąpił szczyt jej doznań. Cała była bólem, rozkoszą. Czuła je każdym atomem swojego ciała. Dziki jęk wypełnił noc na Toilet Street. Nortonowi jednak było mało atrakcji. Wsunął dłonie za górę jej pończoch i ścisnął na ile się dało w garści. Posuwając ją, ciągnął jednocześnie do siebie za pończochy. Wrażenie było piorunujące, jednak po chwili materiał puścił, usłyszała odgłos drącego się materiału. Norton przywarł do jej pleców, chwycił za piersi i zaczął nimi tarmosić. Coraz bardziej szarpał się w niej, zapewne zbliżając się do finału. Gdy w niej szalała burza rozkoszy, on wyszedł z niej i trzymając się za członka, mruknął:

– Do mnie, suko!

Ledwie udało jej się ruszyć na słabnących nogach, ale w końcu opadła przed nim na kolana, opierając się o jego nogi.

– Usta szeroko!

Ledwie zdążyła je otworzyć, a wepchnął członka do jej ust i wystrzelił strugą spermy. Potrząsnął nim w jej ustach.

– Obliż! – rozkazał.

Była bezsilna z rozkoszy. Zacisnęła usta na jego penisie, niczym robot, automatycznie czyszcząc go spieczonymi wargami. Gdy skończyła, odtrącił ją od siebie, a ona zmęczona opadła na ziemię. Zaciągnął na siebie slipy i spodnie, a potem rzucił gardłowo w stronę Quaida i Oldmana.

– Teraz możecie robić z tą suką, co chcecie.

Gdy tamci wyszli z jego auta, wsiadł do niego i bez słowa odjechał. Dla niego przedstawieni było skończone.

Ledwie widział niebo nad nią. Leżała niczym szmaciana lalka na ziemi, bliska spełnienia, sam na sam ze swoimi demonami, z żądzą palącą jej ciało. Wokół kostek stóp, smętnie sterczały resztki pończoch. Przedstawiała obraz nędzy i rozpaczy, a jednak szczęście przepełniało jej chorą od żądzy duszę. Quaid i Oldman pochylili się nad nią.

– Wstawaj! – powiedział ten drugi, a Quaid pociągnął ją do góry za rękę.

Z ich pomocą udało jej się wstać. Podprowadzili ją do samochodu Oldmana. Zauważyła, że ściągają slipy.

– Chyba… nie dam… rady. – wyszeptała z wysiłkiem.

– Gówno nas to obchodzi! – rzucił jej Quaid prosto w twarz.

Ich członki stały potężnie, zapewne z podniecenia, wywołanego obserwowaniem jej poczynań z Nortonem. Oparli ja o samochód, tyłem do siebie, a potem Quaid wszedł w nią od tyłu, a Oldman przytrzymywał, aby się nie zsunęła z maski. Jej mokra szparka przyjęła go natychmiast. Po kilku razach zmienił go Oldman.

Tymczasem ona nie była zbyt świadoma co się wokół niej dzieje. Rozpłynęła się w podnieceniu. Stała się cząstką rozkoszy, zatopioną w barwach namiętności. W krwistej czerwieni żądzy i głębokiej czerni szaleństwa. Skoczyła w przepaść, leciała siłą uniesienia, świadoma, że nic nie może jej się stać, poza szczęściem.

Do świadomości przywróciła ją wypływająca z głębi zapowiedź orgazmu. Zerknęła za siebie. Oldman wbijał się w nią wściekle z miną barbarzyńcy. Nastąpił pierwszy spazm zbliżającego się finału. Jęknęła. Przy drugim poczuła, że przegryza sobie wargę. Na ustach miała metaliczny smak krwi. Trzeci rozsadził ją od środka. Znów straciła świadomość. Nie czuła, kiedy Oldman, a potem Quaid chwilę po niej wspinali się na swoje szczyty, tryskając nasieniem na jej tyłek, plecy i nogi.

Pięć minut potem została tylko z szoferem. Pomógł jej wejść do limuzyny i posadził na tylnym siedzeniu. Wciąż czuła potężną rozkosz głęboko w sobie, ale powoli odzyskiwała świadomość i spokój. Wrócił miarowy oddech. Nie wyglądała tak jak wtedy, gdy pojawiła się w ciemnej Toilet Street. Była potwornie zmęczona i obolała, jej ciało kleiło się od męskiej spermy. Czuła, że zasypia.

Spod ciężkich powiek, zerknęła na szofera.

– Dziękuje ci, Nigel. – wyszeptała z wdzięcznością. Zdążyła zobaczyć, że w odpowiedzi kiwa jej głową. Zapadła w ciemność snu. Skręcili w Old Fisherman Road. Toilet Street została za nimi. Znów opuszczona i wciąż zapyziała. Tylko skrawek srebrnego materiału i zniszczone pończochy, świadczyły o tym, że czasem coś tu się jednak dzieje.

****

Nad rezydencją budził się ranek. Na wielkim tarasie, w inwalidzkim wózku siedział mężczyzna, który wyglądał na siedemdziesiąt lat. Naprawdę miał pięćdziesiąt kilka, a swój wygląd zawdzięczał chorobie. Patrzył przed siebie, zupełnie bez celu, na rozciągający się wokół ogród. Za plecami usłyszał dźwięk otwieranych drzwi.

– To ty, Nigel? – zapytał schorowanym, ale władczym głosem.

– Tak. – odpowiedział przybyły mężczyzna. Szofer z Toilet Street.

– Co z nią? – zapytał starszy człowiek.

– Wszystko dobrze, sir. Odpoczywa.

Schorowany mężczyzna nazywał się Richard Axworth. Sir Richard Axworth. Był earlem, jednym z najbogatszych ludzi w kraju. Zamyślił się chwilę, spojrzał w stronę Nigela.

– Wiesz, mój drogi, jak bardzo cenie sobie twoją służbę, jak również przyjaźń. – zwrócił się do niego. – Wiem, że mogę liczyć na twoją dyskrecję w sprawie mojej młodej żony…

– Oczywiście, sir…

– Daj mi dokończyć. Ona nie jest złym człowiekiem – ciągnął dalej Axworth. – Sporo w życiu przeżyła, a ja chciałem jej pomóc, gdy zmarła moja pierwsza żona. Byłem wtedy jeszcze na chodzie i też lubiłem się zabawić.

Earl przerwał na chwilę, by złapać oddech. Nigel wiedział to wszystko, ale nie zamierzał przerywać swemu pracodawcy.

– Nie jestem od oceniania, sir. – powiedział tylko.

– Dziękuję Nigel. Masz jak zwykle kasetę?

Szofer nie odpowiedział, tylko bez słowa wręczył starszemu człowiekowi kasetę, którą trzymał za plecami.

Sir Richard położył ją sobie na przykrytych kocem kolanach.

– Jesteś wspaniałym pracownikiem i przyjacielem, Nigel. – pochwalił go earl.

– Dziękuję, sir.

– Czuję się coraz gorzej. Zapewne nie zostało mi wiele czasu, ale…

– Sir…

– Przestań. Obaj wiemy, że tak jest. Chcę ci tylko podziękować, że pomagasz mi realizować te… hmm, spotkania. – Axworth zakaszlał głośno. – Doceniam to jak cholera! Poczyniłem odpowiednie kroki, by wyrazić swoją wdzięczność.

Nigel ani drgnął, słuchając sir Richarda.

– Nie mam bliskiej rodziny, a te dalekie niedobitki, są mi bardziej obcy, niż Marsjanie. – sir Axworth najwyraźniej miał dziś dzień do zwierzeń. – Zostajesz mi ty i Becky.

Zapisałem dla ciebie okrągłą sumkę. – uśmiechnął się earl.

– Dziękuję, sir, ale nie trzeba było. – Nigel poznał po tym uśmieszku, że suma na pewno go zadowoli.

– Trzeba! – uciął krótko Axworth. – To ci się należy!

– Jeszcze raz dziękuję, sir.

– Nie ma za co. – earl machnął ręką. – Chcę, żebyś wiedział, że Becky dostanie całą resztę. Będzie bajecznie bogata i… twoja.

Po raz pierwszy Nigela zatkało.

– Jak to… o co tu chodzi, sir?

Sir Richard uśmiechnął się szeroko.

– Jestem chory, ale nie ślepy i głupi, wiem, że jej pożądasz. Wiem to od chwili, kiedy pojawiła się w moim domu. Dlatego postanowiłem, że ona również dostanie ci się w spadku po mnie.

– Wybacz, sir, ale nie rozumiem, jak…

– Wiem, ale ci wytłumaczę. Ona nic nie wie o tych kasetach, lecz niedługo się dowie. Jeśli nie będzie chciała być z tobą, dlatego, że ja jej tak nakażę, to będzie z ich powodu. – wyjaśniał sir Axworth. – Po prostu, ty je otrzymasz ode mnie, a pomimo całego swojego szaleństwa, ona nie będzie chciała, żeby ktoś dowiedział się o jej… hmm, osobliwym hobby.

Nigel nie wiedział, co powiedzieć. Nie chciał zdradzić przed pracodawcą swoich prawdziwych uczuć, choć ten niewiele się pomylił w ich ocenie. Wychodząc z tarasu, cieszył się jak dziecko, z tego, co usłyszał. Poczuł, że jego męskość sztywniejsze na myśl o tym, jakiej radości i przyjemności dostarczy mu lady Rebecca Axworth, kiedy dostanie w swoje ręce te filmy. Skończy się szlajanie nocami po ulicach! Będzie tylko jego! On będzie jej Panem!

* – jeśli chcesz odszukać tę ulicę, lepiej daj sobie spokój?

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Norton, Oldman… no bardzo przyjemne wizje roztoczyłeś o poranku, Sinful.

Ostatnio już chciałam marudzić, że oprócz kilku opowiadań na naszym blogu, niewiele mamy takich rasowych opowiadań erotycznych. Może nawet ocierających się o czyste porno. Gdzie od początku do końca "wiadomo o co chodzi". No i dostałam od Ciebie prezent, z którego jestem bardzo zadowolona.
Super ta uliczka 🙂

Ech, nie ma to jak zaufany personel 🙂

Opowiadanko mocne i klimatyczne, a sceneria wybrana idealnie!

Ciekawy pomysł, z jeszcze ciekawszą puentą.

Dobrze oddany klimat, zapyziała sceneria, aura tajemniczości, sporo znaków zapytania. Trochę szkoda, że potem wszystko sprowadza się do barbarzyńskiej rąbanki bez żadnych większych ambicji 🙂 Końcowy fabularny twist trochę rozgrzesza opowiadanie. Aż chciałoby się dowiedzieć czegoś więcej o dalszych losach Nigela i Becky… a to znaczy, że urwałeś opowieść we właściwym miejscu.

Trochę błędów interpunkcyjnych (poprawię te, które zauważę przy kolejnym czytaniu), jeden lub dwa stylistyczne. To chyba jeden z Twoich wcześniejszych tekstów, prawda, Sinful? Nie wiem czemu, ale Podleśna 9, która była chyba Twym debiutem, podobała mi się dużo bardziej i sprawiała wrażenie bardziej dopracowanej. Tamtą historię w pełni "kupiłem". Tutaj – nie do końca.

Najciekawszy w tym wszystkim jest sam Axworth. Czego on właściwie chce? Czy kocha swoją żonę? Jeśli tak, czemu daje Nigelowi możliwość jej szantażowania? Ten arystokrata to pokrętna osobowość. Znacznie ciekawsza, niż jego żona-nimfomanka i szofer-erotoman-fantasta. Aż chciałoby się przeczytać opowiadanie poświęcone młodości Sir Richarda. Może kiedyś skusisz się na coś takiego?

Pozdrawiam
M.A.

P.S. Nie rozumiem jednego. Piszesz: "Patrzyli na nią lubieżnie, nie ukrywając perwersyjnej przyjemności z faktu, że są widzami tego spektaklu". Do stu diabłów, co jest perwersyjnego w tym, że heteroseksualni mężczyźni odczuwają przyjemność z obserwacji striptizu w wykonaniu atrakcyjnej kobiety? To chyba naturalne, zero perwersji. Zabrzmiało to bardzo świętoszkowato, zupełnie nie w Twoim stylu 🙂

Niepowtarzalne!

Przyjemnie brudne otoczenie rodem z SinCity, dogging w najczystszej postaci. Uwalnianie demonów, hmm uwielbiam ten motyw. I ten stan. Bardzo fajnie odmalowana rzeczywistość przechodząca w stan odmiennej świadomości. Genialny tytuł!

Trochę zgrzyta mi gramatyka czasownika otwierać, lepiej brzmiałoby 'otworzył’ w tym zdaniu: „Chwycił klamkę tylnych drzwi, otwarł je do połowy”. Nie kupuję natomiast tego zdania „Gorące, spocone plecy zadrżały w kontakcie z zimnym metalem maski samochodu.” Maska samochodu, którego silnik pracował jest w najlepszym wypadku ciepła,a zazwyczaj bardzo ciepła. Uznaję, że to licentia poetica ale nie zna życia, kto nie sparzył sobie gołych czterech liter na masce ;).

zooza

Napisz komentarz